- Opowiadanie: tomaszg - Król jest nagi. Teraźniejszość (18+)

Król jest nagi. Teraźniejszość (18+)

Kilka lat prze­wi­dy­wa­łem wy­wo­ły­wa­nie ma­so­wych za­pło­nów ba­te­rii w te­le­fo­nach i ta­ble­tach, a w tym roku pi­sa­łem o za­ma­chu na pre­zy­den­ta chwi­lę przed wy­da­rze­nia­mi w lipcu.

Wy­ni­ki wy­bo­rów 5 li­sto­pa­da mocno wpły­ną na życie ludzi na całym świe­cie, nie­za­leż­nie od tego, kto wygra.

Tym razem chciał­bym za­po­cząt­ko­wać krót­ki mi­ni-cykl „co by było gdyby”. Myślę, że takie małe po­li­ti­cal-fic­tion jest jakąś formą przed­sta­wie­nia wszech­świa­ta rów­no­le­głe­go i może za­li­czać się do sze­ro­ko po­ję­tej fan­ta­sty­ki.

Pierw­sza część za­wie­ra nie­ja­ko wpro­wa­dze­nie, czyli na­kre­śle­nie tła, a w szcze­gól­no­ści za­ry­so­wa­nie tego, co dzie­je się na całym świe­cie, a o czym gen­tle­ma­ni nie chcą roz­ma­wiać.

Osoby wraż­li­we, płat­ki śnie­gu i ak­ty­wi­stów upra­sza się o nie­czy­ta­nie.

Część druga (USA) po­ja­wi się ra­czej przed wy­bo­ra­mi, mam jed­nak na­dzie­ję, że nikt nie spró­bu­je (znowu) pisać, że robię re­kla­mę wy­bor­czą albo (nie daj Boże) pró­bu­ję wpły­nąć na wy­ni­ki.

Pro­szę mi w ten spo­sób nie za­bie­rać prawa do pierw­szej i po­zo­sta­łych po­pra­wek.

PS. Po­glą­dy tu wy­ra­żo­ne bar­dzo czę­sto nie po­kry­wa­ją się z moimi wła­sny­mi. Zde­cy­do­wa­nie nie po­pie­ram róż­nych ne­ga­tyw­nych rze­czy, w tym lu­do­bój­stwa, które rów­nież dzie­je się na na­szych oczach.

Oceny

Król jest nagi. Teraźniejszość (18+)

Część I. Pióro i krzyż.

„Gdy byłem mały, w te­le­wi­zji na okrą­gło pusz­cza­no same dobre se­ria­le i filmy, takie, gdzie mą­drość i spra­wie­dli­wość za­wsze były w cenie, a źli go­ście pry­mi­tyw­ni, prze­wi­dy­wal­ni i na stra­co­nej po­zy­cji. Ta­kich pro­duk­cji było na pęcz­ki. Nie wy­ma­ga­ły wiel­kiej, kosz­tow­nej re­kla­my, i oglą­da­li je wszy­scy, jak leci.

Nie wszyst­kie z nich po­zna­łem czy chcia­łem po­znać. Moja głowa my­śla­ła zu­peł­nie ina­czej niż u moich ko­le­gów, i choć bez­gra­nicz­nie ko­cha­łem ame­ry­kań­skich hero, wal­czą­cych z wro­ga­mi i zdraj­ca­mi we wła­snym rzą­dzie i na całym świe­cie, wo­la­łem ra­czej po­prze­stać na zwie­dza­niu no­wych, nie­zna­nych świa­tów i cy­wi­li­za­cji.

Nie chcę mówić, że kie­dyś było le­piej, ale na­praw­dę do­brze wspo­mi­nam te czasy. Nie jest tak tylko dla­te­go, bo byłem młody i nie mu­sia­łem się ni­czym mar­twić. Praw­dzi­wy powód jest zu­peł­nie inny. Pa­mię­tam, jak wiele razy sia­da­łem na dwo­rze, pa­trzy­łem w gwiaz­dy i my­śla­łem, że bez­den­na głu­po­ta, którą po­ka­zy­wa­no w te­le­wi­zji, na pewno nigdy się nie ob­ja­wi, bo prze­cież po­le­cie­li­śmy w ko­smos, zbu­do­wa­li­śmy mniej­sze niż szpil­ka kom­pu­te­ry, ogrom­ne stat­ki i sa­mo­lo­ty, wy­my­śli­li­śmy ośmio­ścież­kow­ce, ujarz­mi­li­śmy po­tę­gę atomu i zro­bi­li­śmy kilka in­nych na­praw­dę faj­nych rze­czy.

Jako na­sto­la­tek tro­chę z tego wszyst­kie­go wy­ro­słem, uwa­ża­jąc to za nie­zwy­kle dzie­cin­ne, ale dziś, jak pa­trzę z pew­nej per­spek­ty­wy, wiem, że rze­czy­wi­stość bar­dzo szyb­ko do­go­ni­ła fik­cję. Myślę, że to się stało głów­nie z jed­ne­go po­wo­du. Kon­kret­ne jed­nost­ki po­tra­fią być bar­dzo mądre, ale jako ga­tu­nek je­ste­śmy okrop­nie ża­ło­śni i głupi, i nawet jak ktoś nam pluje w twarz, to mó­wi­my, że to mała, nie­wiel­ka mżaw­ka, która zaraz na pewno przej­dzie.

To wy­par­cie po­tra­fi być na­praw­dę silne. Naj­bar­dziej było je widać, gdy jak ba­ra­ny szli­śmy pod strzy­kaw­ki rzeź­ni­ków, i cie­szy­li­śmy się, że do­sta­je­my kopa za kopem i trze­cią, piątą czy dzie­sią­tą dawkę tok­sycz­nej szpry­cy.

Czy hi­sto­ria z co­vi­dem nie wy­glą­da jak próby wpro­wa­dza­nia ko­mu­ni­zmu czy in­ne­go fa­na­ty­zmu?

Ko­lej­ne po­ko­le­nia for­su­ją te same szko­dli­we ide­olo­gie, nie pa­trząc na trupy i na­iw­nie my­śląc, że tym razem na pewno się uda.

Nie uda się, i naj­le­piej świad­czy o tym jedna, pro­sta rzecz.

Za­mknię­to nas w czte­rech ścia­nach, po­dzie­lo­no i na­pusz­czo­no jed­nych na dru­gich, po­wie­dzia­no, że je­ste­śmy sobie równi, po­mi­ja­jąc fakt, że każdy na swój spo­sób jest cu­dow­ny i nie­po­wta­rzal­ny, a męż­czy­znę i ko­bie­tę dzie­li praw­dzi­wa prze­paść. Od­wró­co­no i zo­hy­dzo­no różne po­ję­cia, z domu ro­biąc wię­zie­nie, z każ­de­go czło­wie­ka wroga, z de­mo­kra­tów ko­mu­ni­stów, a ze szcze­pio­nek pod­stęp­ną tru­ci­znę, dzia­ła­ją­cą na wielu płasz­czy­znach, po­wo­li i skry­cie. Upodlo­no nas tak mocno, że bar­dziej chyba się nie da, mimo to wal­czy­li­śmy nadal, in­stynk­tow­nie czu­jąc, co jest dobre, a co bar­dzo złe.

Cza­sa­mi na­cho­dzi mnie myśl, że na tym świe­cie zu­peł­nie nie dziwi obec­ność głu­po­ty. Wtła­cza­no ją całym na­ro­dom od uro­dze­nia, i my mie­li­śmy „Se­aqu­est” czy „Na­stęp­ne po­ko­le­nie”, a oni bez­gra­nicz­ną nie­na­wiść do są­sia­dów, ludzi i ca­łe­go życia w ogóle.

Tak.

Może i je­ste­śmy stra­co­nym po­ko­le­niem, ale pro­szę, nie my­śl­cie o nas źle.

Za­chły­snę­li­śmy się in­ter­ne­tem i ko­mór­ka­mi i nie wie­dzie­li­śmy, co z nimi po­cząć, ale na li­tość boską, kto nie po­peł­nia błę­dów?

Je­stem stary i nie mam siły wal­czyć. Przy zdro­wych zmy­słach trzy­ma mnie tylko na­dzie­ja, że ktoś to prze­czy­ta i zro­zu­mie, nawet po wielu la­tach, a w Pol­sce będą jesz­cze jed­nost­ki z do­miesz­ką pol­skiej krwi.

Że­gnaj­cie.

Życzę wam, że­by­ście sobie le­piej po­ra­dzi­li.

W mło­do­ści siła”

 

***

 

„Nie­któ­rzy uwa­ża­li go za me­sja­sza, inni za Elia­sza czy Je­re­mia­sza, a jesz­cze inni za no­we­go Jana Chrzci­cie­la. Jego dzia­ła­nia za­kra­wa­ły na cud, i kro­ni­ki mówią, że kulom nigdy się nie kła­niał. Przez lata ucho­dził prze­róż­nym pu­łap­kom, bez wy­tchnie­nia ob­na­ża­jąc per­fi­dię, cy­nizm tych, któ­rzy do­szli do per­fek­cji w nisz­cze­niu in­nych.

Wiel­ki mąż stanu żył w cza­sach, kiedy po ziemi cho­dzi­ło wielu fał­szy­wych pro­ro­ków. Steve, Mark i Bill zmie­ni­li życie mi­lio­nów, ale to on stał się praw­dzi­wym guru, jak kto woli, Bo­giem czy synem Boga, ewen­tu­al­nie sym­bo­lem zła, które trze­ba wy­pa­lać ogniem i siar­ką.

Kim był? Czło­wie­kiem na­masz­czo­nym przez wszech­świat? Anio­łem ze­sła­nym przez los? Nie­ziem­ską isto­tą, która była w sta­nie wy­czuć zbli­ża­ją­cą się śmierć?

Tego się nigdy nie do­wie­my. Nie wiemy nawet, co się z nim stało. Wszel­kie do­ku­men­ty za­gi­nę­ły pod­czas wiel­kie­go re­se­tu”.

 

***

 

„We loose total con­trol wi­tho­ut cen­so­ring so­cial media (…) Woke, we have to be woke. Less woke, more woke, but woke (…) You will be equal. You will own no­thing and will be happy (…) We can­not af­ford four more years like this. Our eno­no­my is wor­king per­fec­tly, but we will to­tal­ly chan­ge and fix it, from day one (…) We will switch page. This is our new way for­ward”

 

***

 

„Jeden z mi­liar­de­rów w kilka dni do­stał po­zwo­le­nie na zakup ponad dwu­stu dwu­dzie­stu sta­cji ra­dio­wych w całym USA, rów­no­cze­śnie inny mi­liar­der przez kilka mie­się­cy nie może wy­star­to­wać z ko­lej­ną misją ko­smicz­ną. Agen­cja re­gu­la­cyj­na nie po­tra­fi do­pa­trzeć się żad­nych uchy­bień, ale na­kła­da kary, rów­no­cze­śnie za­pew­nia­jąc, że szyb­ki start jest prio­ry­te­tem i cho­dzi o wy­prze­dze­nie in­ne­go mo­car­stwa, a mi­liar­der, sym­pa­tyk jed­ne­go z po­li­ty­ków, może się z nimi nie zga­dzać i za­wsze sko­rzy­stać z drogi są­do­wej.

Nie­ofi­cjal­ne źró­dła w De­par­ta­men­cie Obro­ny zgod­nie po­twier­dza­ją, że urzęd­ni­cy oba­wia­ją się tego czło­wie­ka, bo jego dzia­ła­nia wy­prze­dza­ją o lata świetl­ne wszyst­ko, co robią firmy do­to­wa­ne przez rząd”

 

***

 

„Słu­chaj­cie bra­cia. Ten, któ­re­go imie­nia wy­ma­wiać nie wolno, po­moc­ni­ków miał na całym świe­cie.

I obrzy­dza­li męż­czyzn ko­bie­tom, a ko­bie­ty nie chcia­ły wła­snych męż­czyzn. I męż­czyź­ni nie mogli pa­trzeć na ko­bie­ty, skrzy­wio­ne w za­pal­czy­wo­ści i próż­no­ści swo­jej. A dusza ich była brud­na. I ko­bie­ty cie­szy­ły się, że biją ich inni. I przy­cho­dzi­ły i pro­si­ły o to na ko­la­nach.

A tamci dzia­ła­li otwar­cie i skry­cie. I ra­bo­wa­li bied­nych i da­wa­li bo­ga­tym. I za­bi­ja­li całe na­ro­dy, wma­wia­jąc, że są ich ofia­ra­mi.

W cza­sach zgor­sze­nia nie było dzie­ci, a każdy, mały czy duży, star­szy czy młod­szy, sie­dział i pra­co­wał od zmierz­chu do świtu, ale nic z tego nie miał. Ucie­mię­że­ni nie mogli nic mówić, bo oskar­ża­no ich o mowę nie­na­wi­ści.

I ka­za­no wszyst­kim wiel­bić ohydz­two, bluź­nier­stwo i bał­wo­chwal­stwo. I za­bra­nia­no wiel­bić Pana.

I bę­dzie tak, aż na­sta­nie ja­sność. Amen”

 

***

 

„Pióra dy­plo­ma­tów i słowa ka­pła­nów, czy jak kto woli, po­li­ty­ka i re­li­gia, to dwie naj­więk­sze za­ka­ły ludz­ko­ści. Obie zbyt czę­sto po­py­cha­ją do za­bi­ja­nia i po­zwa­la­ją uspra­wie­dli­wić nawet naj­gor­sze pod­ło­ści”

 

***

 

„Lu­dzie osią­gnę­li pręd­kość kilku Ma­chów, po­tra­fią pro­du­ko­wać mi­liar­dy tran­zy­sto­rów w jed­nym ukła­dzie i wy­sy­łać sondy ko­smicz­ne poza Układ Sło­necz­ny.

Czy na­praw­dę ktoś wie­rzy w to, że wszyst­ko, co dzie­je się na świe­cie, nie jest przez kogoś ste­ro­wa­ne? Czy na­praw­dę nikt nie wie, jakie skut­ki może mieć psy­chicz­na czy fi­zycz­na ka­stra­cja w wieku kilku, kil­ku­na­stu lat albo sto­so­wa­nie róż­nych che­mi­ka­liów?”

 

***

 

„Po­li­cja zo­sta­ła oskar­żo­na o bru­tal­ność pod­czas usu­wa­nia eko­lo­gów blo­ku­ją­cych jedną z głów­nych ulic w mi­lio­no­wej sto­li­cy. Ad­wo­kat po­szko­do­wa­nych pod­no­si po­wsta­nie uszczerb­ku na zdro­wiu psy­chicz­nym, spo­wo­do­wa­ny za­sto­so­wa­niem kaj­da­nek i prze­wo­że­niem jego klien­tów sa­mo­cho­dem typu fur­gon. W tej spra­wie in­ter­we­nio­wa­ły już licz­ne fun­da­cje, swoją opi­nię wy­ra­zi­ła rów­nież Unia Eu­ro­pej­ska, gro­żąc su­ro­wy­mi ka­ra­mi”

 

***

 

„Hi­sto­rię za­wszą piszą zwy­cięz­cy. Duża część z tego, co uczą nas w szko­le, to mocna nie­praw­da albo nie­praw­da po­łą­czo­na z ele­men­ta­mi praw­dy. To po­wo­du­je, że na­praw­dę trud­no do­wie­dzieć się, jak było. Nie trze­ba nawet do­da­wać, że naj­czę­ściej naj­bar­dziej za­kła­ma­na jest wie­dza o wy­da­rze­niach, w któ­rych ma­so­wo cier­pie­li albo gi­nę­li naj­bied­niej­si. Do­ty­czy to nie tylko hi­sto­rii naj­now­szej, ukry­tej w gąsz­czu pa­ra­gra­fów i ści­śle taj­nych do­ku­men­tów, ale rów­nież cza­sów sta­ro­żyt­nych i ca­łych kul­tur i cy­wi­li­za­cji, które teo­re­tycz­nie nigdy nie ist­nia­ły”

 

Część II. Kon­kre­ty

Wiel­ka po­sia­dłość gdzieś na od­lu­dziu

– Wi­ta­my wszyst­kich! – Młoda, uśmiech­nię­ta ko­bie­ta z mi­kro­fo­nem ro­zej­rza­ła się po sali peł­nej fi­na­li­stów jed­ne­go z kon­kur­sów pięk­no­ści, or­ga­ni­zo­wa­nych dla wta­jem­ni­czo­nych w klu­bach w całym kraju. – Przed wami wiel­ki finał! Baw­cie się i ko­rzy­staj­cie! Dzi­siaj nie ma żad­nych ogra­ni­czeń i zasad!

Za jej ple­ca­mi za­czął grać jeden ze zna­nych ze­spo­łów, tym­cza­sem setka zdro­wych ko­biet i męż­czyzn po­wo­li ro­ze­szła się po sali głów­nej, bę­dą­cej cen­tral­nym miej­scem wiel­kiej, im­po­nu­ją­cej willi. Lu­dzie de­lek­to­wa­li się szam­pa­nem, je­dze­niem i winem, cały czas usłuż­nie do­no­szo­nym przez dzie­siąt­ki kel­ne­rów. At­mos­fe­ra szyb­ko ule­ga­ła od­prę­że­niu, i wszy­scy za­czę­li za­cho­wy­wać się bar­dziej swo­bod­nie, ko­rzy­sta­jąc z uro­ków par­kie­tu i ba­se­nu przed bu­dyn­kiem. Młode, wy­spor­to­wa­ne ciała do­ma­ga­ły się uciech, tu i tam za­czął po­ja­wiać się biały pro­szek, i pa­no­wie i panie chęt­nie po­zby­li się ubrań. Za­ba­wa roz­krę­ca­ła się na dobre w opa­rach nar­ko­tycz­ne­go dymu i set­kach li­trów al­ko­ho­lu i in­nych uży­wek.

– Masz kup­ców? – Orgii przy­glą­dał się z bal­ko­nu jeden z wła­ści­cie­li po­sia­dło­ści, zwra­ca­jąc się do sto­ją­ce­go obok wie­lo­let­nie­go wspól­ni­ka w in­te­re­sach.

– Wszyst­ko przy­go­to­wa­ne. Ba­da­nia po­twier­dza­ją zgod­ność tka­nek, i ich przy­dat­ność do tego, co chcą klien­ci.

– Nie może być żad­nych wpa­dek.

– Prasa nadal myśli, że to spra­wa gan­gów.

– I niech tak po­zo­sta­nie. Co z tik-to­ka­mi i on­ly-fans?

– Wzrost o ty­siąc pro­cent. Dzie­cia­ki lgną jak muchy do miodu.

 

***

 

Po­ra­nek za­stał więk­szość uczest­ni­ków im­pre­zy w środ­ku, w spe­cjal­nie przy­go­to­wa­nych sy­pial­niach. Resz­ta, kil­ka­na­ście osób, spała przy ba­se­nie i w głów­nej sali. Lu­dzie byli otu­ma­nie­ni i spe­cjal­nie nie zwra­ca­li uwagi na kil­ka­na­ście ekip, które usy­pia­ły ich za­strzy­kiem czy przez maskę i ukła­da­li na no­szach, a potem po­wo­li, me­to­dycz­nie, wy­no­si­li do windy.

 

***

 

Willa miała na dole około sto po­ko­jów, po­dzie­lo­nych na dwa po­zio­my, w któ­rych mie­ści­ły się sale ope­ra­cyj­ne, po­ko­je do zabaw, sy­pial­nie i inne po­miesz­cze­nia.

– AAAAAA! – W pod­zie­miach co chwi­la sły­chać było krzy­ki, gdy dok­to­rzy i pra­cow­ni­cy za­czy­na­li bo­le­sną ope­ra­cję po­bie­ra­nia or­ga­nów albo za­bie­ra­li się do dys­cy­pli­no­wa­nia nie­do­szłych zwy­cięz­ców, roz­po­czy­na­jąc długą i żmud­ną ope­ra­cję ro­bie­nia z nich nie­wol­ni­ków, speł­nia­ją­cych spe­cy­ficz­ne wy­ma­ga­nia no­wych panów.

– To chyba nigdy się nie skoń­czy. – Sko­men­to­wał z uśmie­chem jeden ze straż­ni­ków przy win­dach na po­zio­mie minus jeden, znany z sa­dy­stycz­ne­go trak­to­wa­nia więź­niów. – A wi­dzia­łeś tę małą, z trój­ki?

– Stówa, że przed koń­cem ty­go­dnia da sobie na­srać i jesz­cze po­pro­si o wię­cej – dodał jego ko­le­ga.

– Stoi.

– Wy­pu­ści­cie mnie? – za­cze­pił ich męż­czy­zna, nio­są­cy małą lo­dów­kę. – Tym razem wą­tro­ba i serce.

– Tylko nie spieprz spra­wy, jak ostat­nio. He he. – Straż­nik przy­po­mniał sobie, jak ostat­nio bie­ga­li za psami, które roz­włó­czy­ły czy­jeś je­li­ta.

 

Sie­dzi­ba jed­nej z firm zbro­je­nio­wych

– Po­trze­bu­je­my tego kon­trak­tu! I nie mów mi, co mamy robić! Do­sta­li­ście wy­star­cza­ją­co dużo pie­nię­dzy, żeby prze­ko­nać ge­ne­ra­łów! – Jeden z me­na­dże­rów wy­so­kie­go szcze­bla ze zło­ścią rzu­cił te­le­fo­nem o ścia­nę i po chwi­li, zde­ner­wo­wa­ny, na­ci­snął przy­cisk na biur­ku przy­wo­łu­ją­cy se­kre­tar­kę.

Ko­bie­ta po­ja­wi­ła się w se­kund i w mil­cze­niu schy­li­ła głowę, przy­zwy­cza­jo­na do wy­bu­chów szefa, ocze­ku­jąc kary lub re­pry­men­dy, która za­zwy­czaj koń­czy­ła się ostrym sek­sem.

– We­zwij szefa dzia­łu dro­nów. I wynoś się.

Se­kre­tar­ka wy­szła, a on wziął z szu­fla­dy ko­lej­ny apa­rat, wy­krę­cił numer i spo­koj­nie rzu­cił do słu­chaw­ki:

– Na dwu­na­stą chcę mieć pre­mie­ra. A na trzy­na­stą tego dru­gie­go, z opo­zy­cji. Tak, obie stro­ny mają do­stać to samo. I nie ob­cho­dzi mnie, jak to ozna­czy­cie. Dla mnie to mogą być nawet gu­mo­we gówna z Hong­kon­gu.

 

Wię­zie­nie w jed­nym z kra­jów trze­cie­go świa­ta

– Ten mały, z ta­tu­aża­mi, ma być po­cię­ty. Chce­my całą jego skórę. A tego weź­mie­my na walki. – Męż­czy­zna w gar­ni­tu­rze za­trzy­mał obraz z kamer i bez żad­nych emo­cji po­ka­zał pal­cem na ska­za­ne­go na do­ży­wo­cie więź­nia, który sta­no­wił dobry ma­te­riał na zwy­cięz­cę w nie­le­gal­nych wal­kach bez zasad. – Staw­ka jak ostat­nio.

– Jasne. Będą cze­kać pod ko­niec dnia. A co z tym ostat­nim, je­że­li mogę za­py­tać?

– Nie spra­wił się. Dał się za­mknąć w ko­mo­rze. Wy­trzy­mał pół go­dzi­ny z kwa­sem i zo­stał spa­lo­ny.

– Strasz­na szko­da.

– Nie mar­twię się. Szyb­ko od­ro­bi­my stra­ty. Wzbu­dzi­li­śmy za­in­te­re­so­wa­ni bo­ga­tych ludzi.

– Rosja czy Emi­ra­ty?

– Pudło.

 

Jeden z biu­row­ców w NYC

– Nu­me­rze sie­dem, jak wy­glą­da po­stęp pro­jek­tu an­te­na?

– Sie­dem­dzie­siąt pięć pro­cent. Zgod­nie z pla­nem.

– Nu­me­rze trzy, co z owa­da­mi?

– Zmo­dy­fi­ko­wa­ne musz­ki dzia­ła­ją zgod­nie z sy­mu­la­cja­mi. Stra­ty zgod­ne z sy­mu­la­cja­mi. Tylko sto ty­się­cy. De­par­ta­ment Obro­ny jest bar­dzo za­do­wo­lo­ny.

– Nu­me­rze pięć, jak wy­glą­da spra­wa wi­ru­sa?

– Maski do­tar­ły do trzy­dzie­stu kra­jów. Lu­dzie wciąż nimi od­dy­cha­ją. W USA sie­dem­dzie­siąt ty­się­cy za­ra­żo­nych dzien­nie. Po­świę­ce­nie na­szych agen­tów nie po­szło na marne.

– Nie zo­sta­nie im to za­po­mnia­ne. Jak wy­glą­da roz­li­cze­nia z ko­le­ga­mi z Hong Kongu?

– Trzy ty­się­cy ko­biet i dwa ty­sią­ce męż­czyzn, do tego trzy­sta dzie­ci. Nasi part­ne­rzy nie zgła­sza­li żad­nych za­strze­żeń.

– A ich żywy towar?

– Roz­wie­zio­ny po całym wy­brze­żu.

 

Pol­ska

Brą­zo­we ar­cha­icz­ne au­to­sa­ny prze­wo­zi­ły nie­świa­do­mych ni­cze­go żoł­nie­rzy. Jeden z au­to­bu­sów nagle za­trzy­mał się na to­rach, a po chwi­li wje­chał w niego tram­waj.

– To nie moja wina. Lu­dzie. Ra­tun­ku – za­rze­kał się mo­tor­ni­czy, wy­cią­gnię­ty ze środ­ka przez roz­sza­la­ły tłum, który nagle po­ja­wił się wokół.

– Dy­wer­sja! Lu­dzie, dy­wer­sja! – krzy­cze­li wszy­scy. – Ruscy agen­ci!

Za­czę­ło do­cho­dzić do sa­mo­są­dów, a ja wi­dzia­łem, że na uli­cach nie­spo­dzie­wa­nie po­ja­wi­ły się pro­wi­zo­rycz­ne za­po­ry. Ucie­kłem pod dom, uru­cho­mi­łem ter­kot­kę i pró­bo­wa­łem po­je­chać do skle­pu po wodę, roz­bi­ja­jąc się po kra­węż­ni­kach i znisz­czo­nych dro­gach. Po­czu­łem, że zbli­ża się wojna, a nasz kraj zo­stał po­świę­co­ny jak pio­nek na ogrom­nej sza­chow­ni­cy. De­cy­zję pod­ję­li biu­ro­kra­ci i po­li­ty­cy, któ­rzy nigdy tu nie byli i my­śle­li, że jak od­da­dzą komuś tro­chę na­szej ziemi, to unik­ną ko­lej­nej wojny w re­gio­nie.

Nagle nad sobą zo­ba­czy­łem dzie­siąt­ki smug. Za­trzy­ma­łem auto i wy­sia­dłem, pa­trząc na po­ci­ski, które naj­wy­raź­niej le­cia­ły na za­chód.

Na moich oczach jeden z nich za­czął się zni­żać.

Wszyst­ko za­dzia­ło się jakby w zwol­nio­nym tem­pie. Zo­ba­czy­łem ja­sność i grzy­ba, a po chwi­li do­tarł do mnie grzmot. Dwie se­kun­dy póź­niej cały świat po­chło­nę­ły pło­mie­nie.

 

***

 

– Aaaaaa! – Otwo­rzy­łem oczy, cały czas drżąc.

Otar­łem oczy.

Mu­sia­łem na chwi­lę przy­snąć, a mój sen był tak re­ali­stycz­ny, że aż prze­ra­żał.

Sie­dzia­łem za­spa­ny w au­to­bu­sie i pa­trzy­łem na twa­rze zmę­czo­nych Po­la­ków, uwi­kła­nych w kul­tu­rę za­pie­dro­lu tak mocno, że nie mieli siły na ko­men­to­wa­nie tego, co się wokół nich dzie­je. Przede mną mocno roz­py­cha­ła się jakaś Ukra­in­ka, za­pew­ne my­ślą­ca, że po trzech la­tach wszyst­ko jej się na­le­ży, a ja z prze­ra­że­niem za­uwa­ży­łem, jak bar­dzo jest mi to obo­jęt­ne.

Ten świat róż­nił się to od re­klam, gdzie mło­dzi, wy­spor­to­wa­ni lu­dzie w ogóle nie pra­co­wa­li, żyjąc w ogrom­nych wil­lach i cie­sząc się obrzy­dli­wym bo­gac­twem i nie­na­gan­nym zdro­wiem, zu­peł­nie jak w Ely­sium.

Ziew­ną­łem i nie­mal au­to­ma­tycz­nie za­czą­łem coś scrol­lo­wać, pró­bu­jąc się roz­bu­dzić.

– Je­że­li twoja kul­tu­ra, re­li­gia i kraj są takie dobre, to dla­cze­go je­steś w kraju chrze­ści­jań­skim? – Na ekra­nie te­le­fo­nu wi­dzia­łem wy­krzy­wio­ne­go z wście­kło­ści męż­czy­znę, który nie ra­czył od­po­wie­dzieć, tylko od razu za­czął bić tego, kto na­gry­wał.

Za­my­śli­łem się.

Rządy od lat nisz­czy­ły wła­sną go­spo­dar­kę i dzi­wi­ły się, że lu­dzie nie chcą mieć dzie­ci, a zaraz potem do­kła­da­ły ko­lej­ne po­dat­ki i ob­cią­że­nia. Roz­da­wa­no przy­wi­le­je ano­ni­mo­wym, nie­zasz­cze­pio­nym na­jeźdź­com, zaś ro­dzi­ce nie mogli wy­cho­wy­wać po­tom­stwa, bo de­cy­zje coraz czę­ściej po­dej­mo­wa­ło pań­stwo, dzia­ła­ją­ce jak schi­zo­fre­nik, i nie da­ją­ce mło­dym moż­li­wo­ści gło­so­wa­nia, za to pro­mu­ją­ce wśród nich moż­li­wość po­zwa­nia ojca czy zmia­ny płci.

Pol­ska wciąż miała do za­ofe­ro­wa­nia kilka lep­szych rze­czy niż tak zwane no­wo­cze­sne, po­stę­po­we kraje, ale jak długo?

Dre­no­wa­no nasze za­so­by, a zdraj­cy pol­skie­go na­ro­du cie­szy­li się, żyjąc tak, jakby po nich miał być tylko potop. Cały czas po­ja­wia­li się równi i rów­niej­si, i wszy­scy byli sobie wil­kiem. Pie­nią­dze kre­owa­no z po­wie­trza, a ludzi za­trud­nia­no na pod­sta­wie tego, do któ­re­go kibla cho­dzą. Prze­py­cha­no nawet naj­więk­sze non­sen­sy, włą­cza­jąc w to licz­ne wojny i wo­jen­ki, i Go­ebels pew­nie miał­by się czego od nas uczyć.

To była rów­nia po­chy­ła, zu­peł­nie jak w USA, gdzie ni­ko­mu nie było na rękę, żeby gło­so­wać mogli wy­łącz­nie oby­wa­te­le z waż­nym pra­wem jazdy, a sześć­dzie­siąt minut wy­wia­du z kan­dy­dat­ką na pre­zy­den­ta po­cię­to i prze­ro­bio­no do dwu­dzie­stu, ro­biąc dwie zu­peł­nie inne wer­sje, bo naj­wy­raź­niej nie miała zbyt wiele do po­wie­dze­nia. Ko­bie­cie za­rzu­ca­no pla­giat i wiele in­nych rze­czy, ale jakoś ni­ko­mu to nie prze­szka­dza­ło.

Ten świat klau­nów naj­le­piej pod­su­mo­wał pre­zy­dent Ma­cron, mó­wiąc, że jesz­cze kilka lat i Unia prze­sta­nie być kon­ku­ren­cyj­na, i to w sy­tu­acji, gdy była lata świetl­ne za kon­ku­ren­cją.

Cza­sa­mi ża­ło­wa­łem, że nie uro­dzi­łem się w cza­sach, gdy bu­do­wa­no takie wspa­nia­ło­ści jak szyb­ki, smu­kły Con­cor­de czy mo­nu­men­tal­ny kanał la Man­che. I że nie mia­łem ta­kich gier i wol­no­ści jak moi ro­dzi­ce albo nie wi­dzia­łem na żywo kon­cer­tu na We­mbley. Moją ra­dość za­bra­ło Sweet Baby Inc. i inni, naj­wy­raź­niej pra­cu­ją­cy dla rządu, a może WHO czy WEF. Wci­ska­li swoją brzy­do­tę i nie­na­wiść do bia­łych męż­czyzn i ko­biet, dzi­wiąc się, że znacz­nie więk­sze po­par­cie mają pro­duk­cje z Azji.

A może wła­śnie o to cho­dzi­ło?

 

MIT

– Na ko­lej­nym slaj­dzie mamy in­for­ma­cje o sy­tu­acji z tego roku. Le­gal­nie dzia­ła­ją­ca firma z licz­ny­mi rzą­do­wy­mi po­wią­za­nia­mi i kon­trak­ta­mi przy­go­to­wa­ła wa­dli­wy kod, który de­sta­bi­li­zo­wał różne wer­sje Win­dows. Pro­ble­my widać było na lot­ni­skach, na kolei, w szpi­ta­lach i wielu in­nych miej­scach. Stra­ty na całym świe­cie sza­co­wa­no na setki mi­lio­nów do­la­rów, a cała sy­tu­acja po­ka­za­ła pod­sta­wo­we pro­ble­my z ar­chi­tek­tu­rą sys­te­mu ope­ra­cyj­ne­go, który naj­wy­raź­niej nie zo­stał za­bez­pie­czo­ny przed po­dob­ny­mi uster­ka­mi. Mi­cro­soft po­kręt­nie tłu­ma­czył, że do­stęp zo­stał udo­stęp­nio­ny na żą­da­nie Unii Eu­ro­pej­skiej, zu­peł­nie jed­nak po­mi­jał fakt, że naj­więk­szą sła­bo­ścią jest sama obec­ność ste­row­ni­ków w try­bie jądra i nie­wy­star­cza­ją­ca ja­kość te­stów au­to­ma­tycz­nych i cer­ty­fi­ka­cji, które po­win­ny wy­kry­wać po­dob­ne pro­ble­my. Zadam teraz py­ta­nie, na które chyba wszy­scy znamy od­po­wiedź. Czy firma Mi­cro­soft nie po­win­na się sku­pić tylko na two­rze­niu bez­piecz­ne­go sys­te­mu z mo­du­lar­ną bu­do­wą i sys­te­ma­mi sa­mo­na­pra­wy? Weźmy sys­tem pli­ków RefS, który przez lata nie był do­stęp­ny dla zwy­kłych użyt­kow­ni­ków, a mógł istot­nie zwięk­szyć bez­pie­czeń­stwo za­pi­su da­nych. Przy­po­mnij­my In­ter­net Explo­re­ra, do­stęp­ne­go w po­sta­ci bi­blio­tek dłu­gie lata po jego ofi­cjal­nym usu­nię­ciu. Myślę, że za­koń­czy­my nasz wy­kład w tym mo­men­cie, a ja po­pro­szę pań­stwa o przy­go­to­wa­nie listy po­dob­nych przy­kła­dów. Czy są ja­kieś py­ta­nia do tego punk­tu? – Jeden z uty­tu­ło­wa­nych pro­fe­so­rów MIT ro­zej­rzał się po sali peł­nej peł­nej stu­den­tów. – Nie ma. I bar­dzo do­brze. Dzię­ku­ję pań­stwu.

Za­ję­cia zo­sta­ły za­koń­czo­ne, a on za­czął się zbie­rać. Był zmę­czo­ny i mocno znu­dzo­ny. Przez całe za­wo­do­we życie wi­dział hi­po­kry­zję tych, któ­rzy mó­wi­li o bez­pie­czeń­stwie, a na końcu i tak pa­trzy­li przez pry­zmat bu­dże­tu. Kie­dyś pró­bo­wał z nimi dys­ku­to­wać, potem pro­po­no­wał po­praw­ki, aż w końcu, zgorzk­nia­ły i za­po­mnia­ny, zo­stał przy­ję­ty do pracy aka­de­mic­kiej.

Męż­czy­zna wy­szedł z bu­dyn­ku. Mocno pa­da­ło. Szedł w kie­run­ku sta­cji ko­lej­ki. Nagle usły­szał tuż za sobą klak­son sa­mo­cho­du, który go minął, ochla­pał i gwał­tow­nie przy­spie­szył.

Pro­fe­sor przez chwi­lę miał ulot­ne wra­że­nie, że unik­nął śmier­ci. Chwi­lę po­stał, potem wzru­szył ra­mio­na­mi i ru­szył dalej.

W domu miał wra­że­nie, że coś się zmie­ni­ło. Rze­czy stały niby na swoim miej­scu, jed­nak nie­któ­re zo­sta­ły jakby prze­su­nię­te.

Uru­cho­mił kom­pu­ter i za­czął prze­glą­dać wia­do­mo­ści.

„Twoje konto zo­sta­ło za­wie­szo­ne. Opu­bli­ko­wa­łeś in­for­ma­cje nie­zgod­nie z za­sa­da­mi spo­łecz­no­ści”

W mailu nie było moż­li­wo­ści od­wo­ła­nia. Pro­fe­sor wie­dział, że zwo­ła­no sąd kap­tu­ro­wy i wy­da­no wyrok bez prawa do obro­ny. Ca­łość mogła być nawet zro­bio­na przez au­to­mat, za­pro­gra­mo­wa­ny przez skrzy­wio­ne­go na­sto­lat­ka z od­chy­le­nia­mi w lewą stro­nę. Ser­wis mógł to robić, bo był for­mal­nie wła­sno­ścią pry­wat­nej firmy, a że sta­no­wi­ło to być albo nie być w dużej czę­ści cy­ber­prze­strze­ni, ni­ko­go to nie ob­cho­dzi­ło.

Pro­fe­sor pa­trzył na re­kla­my i inny spam, w końcu jed­nak do­szedł do cze­goś, co wy­wo­ła­ło w nim przy­spie­szo­ne bicie serca.

– O mój Boże. – Męż­czy­zna ukrył twarz w dło­niach, z prze­ra­że­niem pa­trząc na listę po­dat­no­ści klu­czo­wych sys­te­mów w naj­po­tęż­niej­szym kraju na świe­cie.

In­tu­icja pod­po­wia­da­ła mu, że to nie tylko głupi żart.

 

Ber­ke­ley

– Nie za­sko­czę chyba ni­ko­go, je­że­li po­wiem, że w ostat­nich dzie­się­cio­le­ciach naj­bar­dziej i naj­szyb­ciej roz­wi­nę­ły się pro­duk­ty, dzię­ki któ­rym można kon­tro­lo­wać ludzi. – Znany pro­fe­sor ro­zej­rzał się po wy­peł­nio­nej po brze­gi sali, się­gnął po szklan­kę i wypił łyk wody, a potem spo­koj­nie kon­ty­nu­ował dalej. – Weźmy na przy­kład te­le­fo­ny ko­mór­ko­we, do­to­wa­ne przez rząd chiń­ski, choć nie tylko. Nie za­po­mi­naj­my o funk­cji Re­call w sys­te­mie Win­dows, teo­re­tycz­nie opcjo­nal­nej, w prak­ty­ce nie­zbęd­nej do pracy me­ne­dże­ra pli­ków. Innym przy­kła­dem są chmu­ry da­nych, ser­wi­sy spo­łecz­no­ścio­we i wszel­kie­go ro­dza­ju abo­na­men­ty czy moż­li­wość za­ku­pu li­cen­cji cy­fro­wych albo peł­no­płat­ne płat­no­ści wy­łącz­nie za cza­so­we ko­rzy­sta­nie z pro­duk­tu za­miast za płytę czy wer­sję do po­bra­nia. Wie­lo­krot­nie mie­li­śmy do czy­nie­nia z sy­tu­acja­mi, gdy w wy­ni­ku błędu czy ce­lo­wej dzia­łal­no­ści od­bie­ra­no czy­jąś wła­sność, i do­pie­ro na­gła­śnia­nie tego w me­diach po­wo­do­wa­ło, że ta czy tamta kor­po­ra­cja zmie­ni­ła zda­nie.

– Czy uważa pan, że obec­ne roz­wią­za­nia są nie­do­bre?

– Kor­po­ra­cje mają długą hi­sto­rię wpro­wa­dza­nia na rynek pro­duk­tów z błę­da­mi. Jest to bar­dzo wy­god­ne dla rzą­dów, wy­ko­rzy­stu­ją­cych je i chcą­cych spra­wo­wać kon­tro­lę nad sys­te­ma­mi sprze­da­wa­ny­mi innym kra­jom, po­ten­cjal­nie wro­gom. Cza­sa­mi ob­ra­ca się to prze­ciw­ko nas samym, co po­twier­dzi­ły Chiny, ła­miąc tylne furt­ki na na­szym te­ry­to­rium, które miały być użyte w przy­pad­ku wojny. Do tego do­cho­dzi źle poj­mo­wa­ne cię­cie kosz­tów i to, że ma­na­ge­ro­wie opie­ra­ją się na ra­por­tach, a te czę­sto są kiep­skiej ja­ko­ści albo po­ka­zu­ją tylko to, co ak­cjo­na­riu­sze chcą zo­ba­czyć. Nie ma ure­gu­lo­wań praw­nych zwią­za­nych z od­po­wie­dzial­no­ścią karną za de­cy­zje po­dej­mo­wa­ne nie­zgod­nie ze sztu­ką. W obec­nym świe­cie w przy­pad­ku ogrom­nej awa­rii pra­cow­ni­cy roz­kła­da­ją ręce i mówią, że opie­ra­li się na do­stęp­nych da­nych albo nie mogli prze­wi­dzieć po­dob­ne­go przy­pad­ku. To wszyst­ko trze­ba zmie­nić.

– Czyli kor­po­ra­cje to samo zło?

– I tak i nie. Gdyby nie duże firmy, nie da­ło­by się wy­pro­du­ko­wać ukła­dów sca­lo­nych z mi­liar­da­mi tran­zy­sto­rów, z dru­giej stro­ny im więk­sza or­ga­ni­za­cja, tym bar­dziej idzie w za­par­te w razie pro­ble­mów, nawet wtedy, gdy fakty są oczy­wi­ste. Weźmy dla przy­kła­du to, że Intel to­le­ro­wał w umo­wach part­ner­skich pro­du­ko­wa­nie płyt głów­nych, które się wy­gi­na­ły i nie przy­le­ga­ły do ukła­du chło­dze­nia. Innym przy­kła­dem mogą być ukła­dy trzy­na­stej i czter­na­stej ge­ne­ra­cji, gdzie pró­bo­wa­no prze­rzu­cać od­po­wie­dzial­ność z firmy na firmę czy na sa­mych użyt­kow­ni­ków. Do tego do­cho­dzą to­pią­ce się wtycz­ki do kart gra­ficz­nych, pasta ter­mo­prze­wo­dzą­ca, która de­gra­du­je się po kilku mie­sią­cach, czy wma­wia­nie, że sprzęt zo­stał za­la­ny.

– No ale nie wszyst­ko jest złe. Ko­lej­ne ge­ne­ra­cje urzą­dzeń są bar­dziej eko­lo­gicz­ne.

– Nie do końca. Kie­dyś można było wy­mie­niać ele­men­ty od­dziel­nie. Po­zwa­la­ło to wy­bie­rać kom­po­nen­ty, żeby były naj­lep­sze, i wszyst­ko na­pra­wiać, jak rów­nież stop­nio­wo uno­wo­cze­śniać. Teraz za­zwy­czaj wy­mie­nia się ca­łość na coś in­ne­go, co ge­ne­ru­je masę śmie­ci. Do tego nie wszyst­kie nowe pro­duk­ty są bar­dziej oszczęd­ne. Weźmy cho­ciaż­by sa­mo­cho­dy, które już kie­dyś spa­la­ły litr do pół­to­ra pa­li­wa, ewen­tu­al­nie trzy w wer­sji pię­cio­oso­bo­wej, wszyst­ko oczy­wi­ście w za­leż­no­ści od mo­de­lu.

– Mamy elek­try­fi­ka­cję.

– Ta jest roz­wią­za­niem tym­cza­so­wym. Prze­no­si­my ge­ne­ra­cję za­nie­czysz­czeń w inne miej­sca na świe­cie. To jest po­dob­nie jak z fa­bry­ka­mi. Za­my­ka­my je, a potem co­dzien­nie przy­wo­zi­my ich pro­duk­ty ogrom­ny­mi stat­ka­mi czy sa­mo­lo­ta­mi.

– Czyli jed­nak wszyst­ko jest pana zda­niem źle?

– Nie, oczy­wi­ście, że nie. Pro­blem jest w tym, jak dzia­ła wiele ele­men­tów na­sze­go sys­te­mu. Dużo firm chce, że­by­śmy wy­mie­nia­li ich pro­duk­ty jak naj­szyb­ciej, z kolei inne pró­bu­ją wy­dłu­żyć ten czas do mak­si­mum. Weźmy na przy­kład wy­szu­ki­war­ki, gdzie szyb­kie zna­le­zie­nie wia­do­mo­ści ozna­cza opusz­cze­nie stro­ny, co jest sprzecz­ne z in­te­re­sem pro­du­cen­ta. Już teraz zda­rza się ofe­ro­wa­nie eks­trak­tów z ory­gi­nal­nych stron źró­dło­wych, zmniej­sza­ją­cych na nich ruch prak­tycz­nie do zera. To po­dob­ny me­cha­nizm jak w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych, rów­nież zu­bo­ża­ją­cych i spły­ca­ją­cych wszyst­ko wokół. Pro­szę też spoj­rzeć na znane ser­wi­sy au­kcyj­ne, gdzie można zna­leźć ty­sią­ce pod­ra­bia­nych pro­duk­tów. Ich obec­ność wszyst­kim się opła­ca. Por­tal, nawet jak musi przy­jąć re­kla­ma­cje mi­lio­nów klien­tów, to i tak wy­cho­dzi na swoje. Z in­nych branż można wy­mie­nić cho­ciaż­by le­gen­dar­ną ja­kość firmy Bo­eing albo afery z eks­pe­ry­men­tal­ny­mi pre­pa­ra­ta­mi me­dycz­ny­mi, które za­pro­jek­to­wa­ne zo­sta­ły przez woj­sko. Smut­na praw­da jest nie­ste­ty taka, że wiele z tego, co jest nam pro­po­no­wa­ne, nie jest dla nas zbyt dobre.

– Pan chyba mocno prze­sa­dza.

– Chciał­bym, żeby tak było. Weźmy cho­ciaż kul­tu­rę. Pro­szę spoj­rzeć na za­my­ka­nie róż­nych ser­wi­sów i ka­so­wa­nie kopii dzieł, które nor­mal­nie nie będą nigdy udo­stęp­nio­ne, bo firmy nie mają w tym żad­ne­go in­te­re­su.

– Wła­sność in­te­lek­tu­al­ną trze­ba chro­nić.

– To dla­cze­go po­zy­wa się użyt­kow­ni­ków, a kor­po­ra­cje mogą tre­no­wać AI na całej za­war­to­ści in­ter­ne­tu? Obec­nie są stwo­rzo­ne bar­dzo nie­bez­piecz­ne pre­ce­den­sy, i spo­tkać można ar­ty­stów, któ­rzy uży­wa­ją mo­de­li AI do two­rze­nia gra­fik i obu­rza­ją się, gdy te zo­sta­ną gdzieś wy­ko­rzy­sta­ne.

– Ist­nie­ją już od­po­wied­nie re­gu­la­cje w tym za­kre­sie.

– Prawo pa­ten­to­we jest nie­wy­dol­ne, co wię­cej nie­któ­re kraje w ogóle się nim nie przej­mu­ją i zy­sku­ją po­dwój­nie, bo ich kon­ku­ren­cja jest ogra­ni­czo­na i musi wno­sić opła­ty, a one nie.

 

Kon­fe­ren­cja jed­nej z kan­dy­da­tek na urząd gu­ber­na­to­ra

– Tym razem weź­mie­my pod uwagę dwa pro­duk­ty, płat­ki śnia­da­nio­we skie­ro­wa­ne dla dzie­ci, pro­du­ko­wa­ne przez jedną firmę. Wpierw jedno opa­ko­wa­nie, sprze­da­wa­ne w Ka­na­dzie. – Ko­bie­ta się­gnę­ła po pacz­kę, ro­ze­rwa­ła ją i po­ka­za­ła pacz­kę żół­tych kó­łe­czek. – A teraz ta sama marka, ale z rynku ame­ry­kań­skie­go. – Kan­dy­dat­ka otwo­rzy­ła dru­gie opa­ko­wa­nie i za­de­mon­stro­wa­ła znacz­nie więk­szą ilość płat­ków w róż­nych ko­lo­rach. – Wer­sja na nasz rynek za­wie­ra wszyst­kie moż­li­we sztucz­ne barw­ni­ki, do tego masę róż­nych do­dat­ków, do­dat­ko­wo opa­ko­wa­nia są więk­sze. To jest świa­do­me tru­cie przy­szłych po­ko­leń.

 

Sto­do­ła w jed­nym z ogrom­nych go­spo­darstw w środ­ku USA

– Ame­ry­ka zo­sta­ła zgwał­co­na. Pierw­szy raz stra­ci­ła swoją nie­win­ność po Pearl Har­bor. Potem po­ja­wi­ło się Ro­swell i za­bój­stwo w Dal­las, ko­ka­ina i inne nar­ko­ty­ki. Przy­szedł pier­do­lo­ny je­de­na­sty wrze­śnia, sieci spo­łecz­no­ścio­we, COVID, Ca­pi­tol i za­przy­się­że­nie ma­rio­ne­tek bez ludzi, w oto­cze­niu woj­ska, wresz­cie idio­ci, które nie mogą po­wie­dzieć nic bez te­le­promp­te­ra. Pierw­sza po­praw­ka gwa­ran­tu­je wol­ność wy­po­wie­dzi, a de­kla­ra­cja nie­pod­le­gło­ści mówi wprost, że ko­niecz­ne jest oba­le­nie rządu, który stał się zbyt re­pre­syj­ny. Co roku na­kła­da­ne są nowe po­dat­ki, a rzad po­grą­żył się w biu­ro­kra­cji i ko­rup­cji, spro­wa­dza­jąc ob­cych, żeby mogli za nas gło­so­wać. Trze­ba coś z tym zro­bić.

– Ta­aaakk! – ryk­nął tłum, po­trzą­sa­jąc strzel­ba­mi.

– Na nich! Nie będą nisz­czyć nas, bia­łych męż­czyzn, a potem żądać na­szych gło­sów!

 

Pół roku póź­niej

– Dwu­na­stu na­ukow­ców z róż­nych dzie­dzin. Tylu ostat­nio zna­le­zio­no mar­twych. Więk­szość zaj­mo­wa­ła się sze­ro­ko po­ję­tym cy­ber-bez­pie­czeń­stwem. – Agent John­son ro­zej­rzał się po po­ko­ju narad w sie­dzi­bie FBI, gdzie pla­no­wa­no ko­lej­ne kroki w nowym śledz­twie.

– Czyli mamy se­ryj­ne­go? – Mike, jego wie­lo­let­ni part­ner, uśmiech­nął się do­myśl­nie.

– Ra­czej nie, o ile nie jest to ktoś z bar­dzo spe­cy­ficz­ny­mi za­in­te­re­so­wa­nia­mi. Śledz­two na­le­ży kie­ro­wać ra­czej w kie­run­ku szpie­go­stwa.

– Czy su­ge­ru­jesz, że za­mor­do­wa­ne osoby mogły coś od­kryć?

– Tak, a ich śmierć jest bar­dzo nie­po­ko­ją­ca, bo długo mogła przejść nie­zau­wa­żo­na. To nie na­stą­pi­ło w wy­ni­ku jed­nej ka­ta­stro­fy, jak w przy­pad­ku on­ko­lo­gów i sa­mo­lo­tu ATR w Bra­zy­lii. W wy­kry­ciu za­leż­no­ści nam po­mógł nowy sys­tem sztucz­nej in­te­li­gen­cji. Gdy­by­śmy go nie mieli, pew­nie wszyst­ko po­zo­sta­ło­by nie­wy­kry­te przez dłu­gie mie­sią­ce.

– Czyli prze­ciw­nik może my­śleć, że jest bez­kar­ny?

– Ist­nie­je taka moż­li­wość. Dzię­ki AI zy­ska­li­śmy prze­wa­gę i teraz mo­że­my za­sta­wić pu­łap­kę.

– A czy AI mogło nas wpę­dzić w ślepą ulicz­kę i uga­nia­my się za du­cha­mi?

– Za­wsze ist­nie­je taka możli… – Pro­wa­dzą­cy spo­tka­nie prze­rwał w pół słowa, bo drzwi do po­ko­ju otwo­rzy­ły się i wszedł tam męż­czy­zna, który wyjął od­zna­kę i oznaj­mił gło­sem nie zno­szą­cym sprze­ci­wu:

– Agent spe­cjal­ny Jake. Przej­mu­ję wszyst­kie ma­te­ria­ły zwią­za­ne ze śledz­twem.

– Nie bar­dzo ro­zu­miem.

– Tutaj są wszel­kie nie­zbęd­ne upo­waż­nie­nia. – Męż­czy­zna nie­dba­le wyjął z kie­sze­ni plik pa­pie­rów i rzu­cił go na stół. – Przed chwi­lą roz­ma­wia­łem z pana prze­ło­żo­nym. Pro­szę się na­tych­miast do niego zgło­sić.

John­son nic nie od­po­wie­dział, tylko wstał i prze­szedł na ko­niec ko­ry­ta­rza, gdzie bez pu­ka­nia wszedł do po­ko­ju swo­je­go szefa.

– John, o co tu cho­dzi? – za­czął pro­sto z mostu.

– Nie wiem, ale po­twier­dzi­łem wszyst­ko w sys­te­mie. To ko­niec.

– Wiesz, że mie­li­śmy nosa. Jak my­ślisz, o co tu cho­dzi? Zbie­ra­my ma­te­ria­ły, a tu nagle przy­cho­dzi jakiś dupek, i mówi, że to ko­niec.

– Zbie­ra­łeś wszyst­ko w kom­pu­te­rze?

– Tak.

– No to masz od­po­wiedź. Na­ci­snę­li­śmy komuś zbyt mocno na od­cisk.

– To co my wła­ści­wie ro­bi­my? Mam tego ser­decz­nie dosyć. Gangi han­dlu­ją pro­cha­mi i żywym to­wa­rem, woj­sko wy­my­śla, jak zabić na ty­siąc spo­so­bów, a rzą­do­wi przy­cho­dzą i mówią, co mamy robić, a co nie.

– Nie do mnie na­le­ży de­cy­zja.

– Wiesz do­brze, że ła­pie­my płot­ki, a grube ryby cały czas krążą na wol­no­ści. I jesz­cze CIA mie­sza na całym świe­cie, dając wszyst­kim uzbro­je­nie i wy­wo­łu­jąc re­wo­lu­cje.

– Nie ja usta­lam re­gu­ły.

– A co ty w ogóle mo­żesz?

– Uwa­żaj na słowa.

– To co teraz?

– Masz cze­kać na ko­lej­ne śledz­two. Na razie mo­ni­to­ruj oko­li­ce wie­ców wy­bor­czych.

– Od­su­wasz mnie?

– Tego nie po­wie­dzia­łem. Spra­wa musi przy­schnąć i po krzy­ku.

John­son nic nie od­po­wie­dział, tylko wy­szedł, trza­ska­jąc drzwia­mi. Męż­czy­zna mi­mo­wol­nie pod­je­chał w stro­nę uni­wer­sy­te­tu i za­par­ko­wał na jed­nym z ogól­no­do­stęp­nych par­kin­gów. Sie­dział spo­koj­nie w sa­mo­cho­dzie pra­wie pół go­dzi­ny, za­sta­na­wia­jąc się nad ko­lej­nym ru­chem, a potem wró­cił do biura.

– Agen­cie John­son, za­pra­sza­my. – Przy jego biur­ku cze­kał agent Jake z ja­kimś dru­gim męż­czy­zną z lap­to­pem w ręku.

– O co cho­dzi?

– Na­le­gam. – Jake wska­zał ręką na drogę do chro­nio­ne­go po­ko­ju.

Męż­czyź­ni prze­szli przez kon­tro­lę, od­da­li broń i we­szli do klat­ki Fa­ra­daya, gdzie usie­dli na spe­cjal­nie przy­go­to­wa­nych krze­słach.

– Miał pan nie pro­wa­dzić śledz­twa. – Agent spe­cjal­ny za­czął bez ogró­dek.

– Śle­dzi­cie mnie?

– Wy­tycz­ne były jasne.

– To jest po­waż­na spra­wa.

– Po­waż­niej­sza niż pan myśli. Za­gro­żo­ne jest bez­pie­czeń­stwo pań­stwa.

– Jak za­wsze.

– Jak my­ślisz? Ma chyba serce do tej ro­bo­ty. – Jake zwró­cił się do ko­le­gi, który sie­dział pod ścia­ną i dotąd się nie od­zy­wał, ale ten tylko wzru­szył ra­mio­na­mi i do­ko­nał for­mal­nej pre­zen­ta­cji:

– Ka­pi­tan Le­wyn­ski, Se­cret Se­rvi­ce. Wy­bo­ry dwa ty­sią­ce dwa­dzie­ścia. Nie­pra­wi­dło­wo­ści, o któ­rych sły­chać w in­ter­ne­cie, mogą być wierz­choł­kiem góry lo­do­wej. Je­że­li chce pan być w to włą­czo­ny, to pro­szę bar­dzo. – Męż­czy­zna na­wią­zał po­łą­cze­nie na lap­to­pie i prze­su­nął ekran w stro­nę John­so­na, a ten po chwi­li zo­ba­czył sa­me­go głów­ne­go dy­rek­to­ra FBI:

– Dzień dobry, agen­cie. Dużo o panu sły­sza­łem. Mó­wi­my o spi­sku, który może być głęb­szy niż się wszyst­kim wy­da­je. Czy chcesz pan go zde­ma­sko­wać?

– Tak.

– To mi wy­star­czy. Resz­tę zre­fe­ru­ją panu agent spe­cjal­ny Jake i ka­pi­tan Le­wyn­ski. – Męż­czy­zna się roz­łą­czył, a Jake pod­szedł do pla­sti­ko­wej ścia­ny, ro­zej­rzał się, zu­peł­nie jakby ko­lej­na ścia­na za nią była czymś nie­zwy­kle in­te­re­su­ją­cym, potem od­wró­cił i za­czął re­fe­ro­wać:

– Dal­las, sześć­dzie­sią­ty trze­ci, był ostrze­że­niem dla wszyst­kich, żeby nie ru­szać re­zer­wy. Cała hi­sto­ria za­czę­ła się jed­nak o wiele wcze­śniej, od za­to­pie­nia Ti­ta­ni­ca w dwa ty­sią­ce dwu­na­stym. Co pan o tym wie?

– Zgi­nę­ło tam dużo ludzi, w tym część bo­ga­czy. Ist­nia­ły teo­rie, że firma pod­mie­ni­ła uszko­dzo­ne­go Olim­pi­ca i ude­rzy­ła nim w górę lo­do­wą, żeby wy­łu­dzić od­szko­do­wa­nie.

– Praw­da jest tro­chę inna. Do­ku­men­ty po­ka­zu­ją, że stat­kiem po­dró­żo­wa­li prze­ciw­ni­cy za­ło­że­nia FED, a sama in­sty­tu­cja po­wsta­ła do­kład­nie w ko­lej­nym roku.

– A Ken­ne­dy?

– Chciał wy­pu­ścić w obieg do­la­ry emi­to­wa­ne przez rząd fe­de­ral­ny.

– A nie cho­dzi­ło o ujaw­nie­nie broni ją­dro­wej jed­ne­go z państw?

– Nie­do­brze o tym mówić.

– Co do tego mają na­ukow­cy?

– Praw­do­po­dob­nie chcie­li po­ka­zać nie­pra­wi­dło­wo­ści zwią­za­ne z ostat­ni­mi wy­bo­ra­mi.

– I co teraz?

– Nie do końca wia­do­mo, kto jest w to za­mie­sza­ny. Mu­si­my być bar­dzo ostroż­ni.

– A moi ko­le­dzy?

– Jak dotąd nie wy­ka­za­li żad­nej ini­cja­ty­wy, żeby do nas do­łą­czyć.

– Po­wiedz­cie mi jesz­cze jedno, chłop­cy. Jak do cho­le­ry dzia­ła tu wasz sprzęt?

 

Jeden z bu­dyn­ków rzą­do­wych w Wa­szyng­to­nie

– Trze­ba bę­dzie go wy­eli­mi­no­wać.

– Czy to naj­now­szy eu­fe­mizm na mor­der­stwo?

– Oto nasz po­dej­rza­ny.

– Wro­bi­my go?

– Sam do tego dąży. My tylko usu­nie­my mu prze­szko­dy na dro­dze.

– A je­że­li sobie nie po­ra­dzi?

– W po­go­to­wiu bę­dzie cze­kał drugi strze­lec.

 

Sie­dzi­ba FBI

– AI wska­za­ła, że jeden z za­bi­tych dosyć czę­sto jeź­dził na farmy w Wi­scon­sin.

– I co w tym dziw­ne­go?

– Tam nie ma żad­nych cie­ka­wych rze­czy, żad­nej tech­no­lo­gii.

– Był tam w coś za­mie­sza­ny?

– Nie wia­do­mo. Facet nie miał ro­dzi­ny, żad­nych zna­jo­mych.

– Czyli mu­si­my tam po­je­chać?

– Tak.

 

Wi­scon­sin

Jake i John­son we­szli do baru w jed­nym z ma­łych, sen­nych mia­ste­czek, gdzie za­zwy­czaj dia­beł mówi do­bra­noc. Od razu uci­chły roz­mo­wy, i od drzwi po­pro­wa­dzi­ło ich kil­ka­na­ście par oczu. Usie­dli na stoł­kach przy barze, uda­jąc, że nic nie widzą.

– Dzień dobry.

– Może tak, a może nie. – Bro­da­ty, gruby bar­man nie prze­rwał czysz­cze­nia szkla­nek, za to miej­sco­wi znowu za­czę­li swoje roz­mo­wy.

– Dwa piwa po­pro­szę.

– Od kiedy to fe­de­ral­ni piją na służ­bie?

– Dla­cze­go pan myśli, że pra­cu­je­my dla rządu?

– Gliną śmier­dzi z da­le­ka, co nie chłop­cy? – Męż­czy­zna zwró­cił się do kilku lo­kal­nych by­wal­ców, sie­dzą­cych przy jed­nym ze sto­łów.

– Tak.

– Praw­da.

– Jasne.

– Czy bywał tu ten męż­czy­zna? – John­son zi­gno­ro­wał za­czep­kę i wy­cią­gnął zdję­cie jed­ne­go z na­ukow­ców.

– Może bywał, a może nie. Dużo ludzi się tu kręci.

– Co z tym piwem?

– Nie bę­dzie wam sma­ko­wać, chłop­cy. – Bar­man uśmiech­nął się zło­śli­wie. – To dla praw­dzi­wych fa­ce­tów.

Męż­czyź­ni mie­rzy­li się dłuż­szą chwi­lę wzro­kiem, aż John­son w końcu wzru­szył ra­mio­na­mi i rzu­cił:

– Chyba rze­czy­wi­ście czas na nas.

– Wra­caj­cie do domu, pa­nien­ki – rzu­cił ktoś przy stole, a resz­ta za­czę­ła się śmiać.

Agen­ci po­wo­li wy­szli, uważ­nie ob­ser­wu­jąc oto­cze­nie.

– Co o tym my­ślisz?

– Coś ukry­wa­ją.

– Mamy współ­rzęd­ne. Po­jedź­my, sprawdź­my. – Jake skie­ro­wał się do sa­mo­cho­du.

Je­cha­li w ciszy ja­kieś pięt­na­ście minut. Za­par­ko­wa­li na po­lnej dro­dze, obok drew­nia­nej bramy. Ko­lej­ne kil­ka­set me­trów prze­szli w zu­peł­nym mil­cze­niu. Nie­wie­le za­kłó­ca­ło ciszę. Bra­ko­wa­ło ty­po­wych od­gło­sów wy­da­wa­nych przez zwie­rzę­ta i ma­szy­ny, za to przed jed­nym z ogrom­nych bu­dyn­ków go­spo­dar­czych stał van, a ze środ­ka sły­chać ja­kieś roz­mo­wy i trza­ski. John­son spoj­rzał na Jake, wy­cią­gnął broń i po­ka­zał ge­stem, że mają po­dejść z obu stron drew­nia­nych drzwi.

– Stać, FBI!

Trzech męż­czyzn w środ­ku miało maski. Nie od­po­wie­dzie­li, tylko rzu­ci­li ka­ni­stry i scho­wa­li się za drew­nia­ny­mi ko­lum­na­mi, a potem za­czę­li wy­co­fy­wać się do wyj­ścia z dru­giej stro­ny, cały czas strze­la­jąc. Agen­ci od­po­wie­dzie­li ogniem. W cza­sie strze­la­ni­ny wszyst­ko za­czę­ło pło­nąć, po­chła­nia­jąc wiel­ką flagę USA i por­tre­ty jed­ne­go z kan­dy­da­tów, roz­strze­la­ne ku­la­mi albo strzał­ka­mi.

– Daj sobie spo­kój. – Jake chciał coś za­brać, ale John­son go po­wstrzy­mał. – Rób zdję­cia.

Agen­ci po kilku mi­nu­tach sta­nę­li na ze­wnątrz, kasz­ląc od dymu, któ­re­go na­wdy­cha­li się w środ­ku. Za ich ple­ca­mi pło­nę­ła już cała sto­do­ła, po­chła­nia­jąc wszyst­kie do­wo­dy.

 

Sie­dzi­ba FBI

– Na naj­bliż­szy czas za­pla­no­wa­ne są czte­ry wiece. – Jake po­ka­zy­wał har­mo­no­gram uzgod­nio­ny ze służ­ba­mi.

– Czyli mu­si­my być na każ­dym z nich.

– Tak.

 

Oko­li­ce wiecu wy­bor­cze­go

– Ka­pi­tan Le­wyn­ski, Se­cret Se­rvi­ce. – Jeden z agen­tów pod­szedł do lo­kal­ne­go sze­ry­fa po­li­cji, po­ka­zu­jąc od­zna­kę. – Mamy sy­gna­ły o moż­li­wym za­ma­chu na kan­dy­da­ta. Ilu ma pan tu ludzi?

– Weź­cie się zde­cy­duj­cie. Na ka­na­le ogól­nym przy­szła wia­do­mość, żeby wię­cej ludzi skie­ro­wać na drogę prze­jaz­du z lot­ni­ska.

– Od kogo?

– No chyba od agen­ta, który ko­or­dy­nu­je całą akcją. Jehn­sen, czy jak. – Sze­ryf po­dra­pał się w głowę.

– Ale go pan nie wi­dział? Nie wydał roz­ka­zu bez­po­śred­nio?

– No nie.

– Dzię­ku­ję. – Le­wyn­ski od­szedł kil­ka­na­ście kro­ków i za­czął mówić do mi­kro­fo­nu na za­bez­pie­czo­nej linii. – Moż­li­wa in­fil­tra­cja. Część sił skie­ro­wa­na gdzieś in­dziej. Miej­cie oczy sze­ro­ko otwar­te. Ja zo­sta­nę przy try­bu­nie, Jake spraw­dzi par­king, John­son ma szu­kać z drona. Mel­do­wać się co pięć minut.

– Przy­ją­łem – za­trzesz­cza­ło w słu­chaw­kach.

 

***

 

– Mam trzy fur­go­net­ki – Jake za­mel­do­wał przez swój ze­staw. – Biała czy­sta, prze­cho­dzę do nie­bie­skiej.

Męż­czy­zna cały czas czuj­nie ob­ser­wo­wał tłumy ludzi, zmie­rza­ją­cych na wiec, gdy nagle na karku po­czuł ukłu­cie. Przez se­kun­dę po­my­ślał, że uką­sił go jakiś owad, ale w jed­nej chwi­li za­krę­ci­ło mu się w gło­wie i za­czął sła­niać się na no­gach. Był po­mię­dzy dwoma pic­ku­pa­mi, gdy po­czuł, jak obok pod­jeż­dża jakiś van, za­sła­nia­jąc go przed ga­pia­mi, ktoś go łapie od tyłu, za­kry­wa mu usta i za­czy­na cią­gnąć do tyłu. Pró­bo­wał się bro­nić, ale na­sta­ła ciem­ność.

 

***

 

John­son sie­dział w sa­mo­cho­dzie i kon­tro­lo­wał drona.

– Po­li­cja! Ręce do góry!

Auto zo­sta­ło oto­czo­ne przez kilku funk­cjo­na­riu­szy, mie­rzą­cych z broni ostrej.

– Je­stem z wami. FBI.

– Le­gi­ty­ma­cja! Pokaż le­gi­ty­ma­cję!

– Już wyj­mu­ję. Lewą ręką. Po­wo­li. – Męż­czy­zna się­gnął do ma­ry­nar­ki i po chwi­li po­ka­zał do­ku­men­ty. – Ktoś was wro­bił chłop­cy.

– Kurwa. Wie­dzia­łem. – Naj­bliż­szy po­li­cjant scho­wał broń.

– In­for­ma­cja przez radio?

– Tak.

– Ktoś prze­jął całą ko­mu­ni­ka­cję. A teraz daj­cie mi pra­co­wać. – John­son wró­cił do pa­ne­lu ste­ro­wa­nia dro­nem i po dłuż­szej chwi­li bez­na­mięt­nie za­mel­do­wał. – Męż­czy­zna na dachu. Ma broń. Zmie­rza się do strza­łu. Strze­lam.

Z drona wy­do­stał się nie­wi­dzial­ny pro­mień la­se­ra, który tra­fił w rękę snaj­pe­ra. Ta drgnę­ła, mi­ni­mal­nie zmie­nia­jąc tor kul.

Na oczach tłu­mów wła­śnie dzia­ła się hi­sto­ria.

Koniec

Komentarze

Światów równoległych to ja tu nie widziałem, tag uważam za swego rodzaju bezpiecznik. Ale to indywidualna interpretacja.

Być może faktycznie wiele przewidziałeś, Autorze, czym niejako chwalisz się we wstępie, lecz takie i podobne prognozy zdolny jest wyartykułować niemal każdy z uważnych obserwatorów wydarzeń – rónież tych, które miejsca nie miały, nie zaszły, chociaż powinny były zaistnieć – tyle tylko, że mało kto ma odwagę ujawnić, jak ocenia świat i ludzi. 

Zapowiadasz ciąg dalszy, toteż teraz tylko tyle, co powyżej.

Pozdrawiam.

 

PS. Uściślij, jaki to laser. Promień lasera z zakresu światła widzialnego będzie widoczny z powodu rozpraszania na cząsteczkach atmosfery.

Moja głowa myślała zupełnie inaczej niż u moich kolegów,

Nie wiem jak myślała głowa u kolegów, ale zdanie bym przerobiła;)

 

Atmosfera szybko ulegała odprężeniu

Dałabym atmosfera szybko się rozluźniła, to mi się nie podoba.

 

Dla zasady wspomnę, że biały proszek i narkotyki dymiące nie są tym samym;)

 

 

Jak często przy lekturze Twoich opowiadań mam wrażenie, że gdybyś dał mniej, dostałabym więcej;)

Poszczególne elementy są ciekawe, ale jest ich bardzo dużo i w końcu czuję się nieco przytłoczona.

Jak dla mnie za dużo przemocy i ogólnego syfu, mnie to nie zachęca, ale to pewnie sprawa indywidualna.

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Nowa Fantastyka