Część I. Pióro i krzyż.
„Gdy byłem mały, w telewizji na okrągło puszczano same dobre seriale i filmy, takie, gdzie mądrość i sprawiedliwość zawsze były w cenie, a źli goście prymitywni, przewidywalni i na straconej pozycji. Takich produkcji było na pęczki. Nie wymagały wielkiej, kosztownej reklamy, i oglądali je wszyscy, jak leci.
Nie wszystkie z nich poznałem czy chciałem poznać. Moja głowa myślała zupełnie inaczej niż u moich kolegów, i choć bezgranicznie kochałem amerykańskich hero, walczących z wrogami i zdrajcami we własnym rządzie i na całym świecie, wolałem raczej poprzestać na zwiedzaniu nowych, nieznanych światów i cywilizacji.
Nie chcę mówić, że kiedyś było lepiej, ale naprawdę dobrze wspominam te czasy. Nie jest tak tylko dlatego, bo byłem młody i nie musiałem się niczym martwić. Prawdziwy powód jest zupełnie inny. Pamiętam, jak wiele razy siadałem na dworze, patrzyłem w gwiazdy i myślałem, że bezdenna głupota, którą pokazywano w telewizji, na pewno nigdy się nie objawi, bo przecież polecieliśmy w kosmos, zbudowaliśmy mniejsze niż szpilka komputery, ogromne statki i samoloty, wymyśliliśmy ośmiościeżkowce, ujarzmiliśmy potęgę atomu i zrobiliśmy kilka innych naprawdę fajnych rzeczy.
Jako nastolatek trochę z tego wszystkiego wyrosłem, uważając to za niezwykle dziecinne, ale dziś, jak patrzę z pewnej perspektywy, wiem, że rzeczywistość bardzo szybko dogoniła fikcję. Myślę, że to się stało głównie z jednego powodu. Konkretne jednostki potrafią być bardzo mądre, ale jako gatunek jesteśmy okropnie żałośni i głupi, i nawet jak ktoś nam pluje w twarz, to mówimy, że to mała, niewielka mżawka, która zaraz na pewno przejdzie.
To wyparcie potrafi być naprawdę silne. Najbardziej było je widać, gdy jak barany szliśmy pod strzykawki rzeźników, i cieszyliśmy się, że dostajemy kopa za kopem i trzecią, piątą czy dziesiątą dawkę toksycznej szprycy.
Czy historia z covidem nie wygląda jak próby wprowadzania komunizmu czy innego fanatyzmu?
Kolejne pokolenia forsują te same szkodliwe ideologie, nie patrząc na trupy i naiwnie myśląc, że tym razem na pewno się uda.
Nie uda się, i najlepiej świadczy o tym jedna, prosta rzecz.
Zamknięto nas w czterech ścianach, podzielono i napuszczono jednych na drugich, powiedziano, że jesteśmy sobie równi, pomijając fakt, że każdy na swój sposób jest cudowny i niepowtarzalny, a mężczyznę i kobietę dzieli prawdziwa przepaść. Odwrócono i zohydzono różne pojęcia, z domu robiąc więzienie, z każdego człowieka wroga, z demokratów komunistów, a ze szczepionek podstępną truciznę, działającą na wielu płaszczyznach, powoli i skrycie. Upodlono nas tak mocno, że bardziej chyba się nie da, mimo to walczyliśmy nadal, instynktownie czując, co jest dobre, a co bardzo złe.
Czasami nachodzi mnie myśl, że na tym świecie zupełnie nie dziwi obecność głupoty. Wtłaczano ją całym narodom od urodzenia, i my mieliśmy „Seaquest” czy „Następne pokolenie”, a oni bezgraniczną nienawiść do sąsiadów, ludzi i całego życia w ogóle.
Tak.
Może i jesteśmy straconym pokoleniem, ale proszę, nie myślcie o nas źle.
Zachłysnęliśmy się internetem i komórkami i nie wiedzieliśmy, co z nimi począć, ale na litość boską, kto nie popełnia błędów?
Jestem stary i nie mam siły walczyć. Przy zdrowych zmysłach trzyma mnie tylko nadzieja, że ktoś to przeczyta i zrozumie, nawet po wielu latach, a w Polsce będą jeszcze jednostki z domieszką polskiej krwi.
Żegnajcie.
Życzę wam, żebyście sobie lepiej poradzili.
W młodości siła”
***
„Niektórzy uważali go za mesjasza, inni za Eliasza czy Jeremiasza, a jeszcze inni za nowego Jana Chrzciciela. Jego działania zakrawały na cud, i kroniki mówią, że kulom nigdy się nie kłaniał. Przez lata uchodził przeróżnym pułapkom, bez wytchnienia obnażając perfidię, cynizm tych, którzy doszli do perfekcji w niszczeniu innych.
Wielki mąż stanu żył w czasach, kiedy po ziemi chodziło wielu fałszywych proroków. Steve, Mark i Bill zmienili życie milionów, ale to on stał się prawdziwym guru, jak kto woli, Bogiem czy synem Boga, ewentualnie symbolem zła, które trzeba wypalać ogniem i siarką.
Kim był? Człowiekiem namaszczonym przez wszechświat? Aniołem zesłanym przez los? Nieziemską istotą, która była w stanie wyczuć zbliżającą się śmierć?
Tego się nigdy nie dowiemy. Nie wiemy nawet, co się z nim stało. Wszelkie dokumenty zaginęły podczas wielkiego resetu”.
***
„We loose total control without censoring social media (…) Woke, we have to be woke. Less woke, more woke, but woke (…) You will be equal. You will own nothing and will be happy (…) We cannot afford four more years like this. Our enonomy is working perfectly, but we will totally change and fix it, from day one (…) We will switch page. This is our new way forward”
***
„Jeden z miliarderów w kilka dni dostał pozwolenie na zakup ponad dwustu dwudziestu stacji radiowych w całym USA, równocześnie inny miliarder przez kilka miesięcy nie może wystartować z kolejną misją kosmiczną. Agencja regulacyjna nie potrafi dopatrzeć się żadnych uchybień, ale nakłada kary, równocześnie zapewniając, że szybki start jest priorytetem i chodzi o wyprzedzenie innego mocarstwa, a miliarder, sympatyk jednego z polityków, może się z nimi nie zgadzać i zawsze skorzystać z drogi sądowej.
Nieoficjalne źródła w Departamencie Obrony zgodnie potwierdzają, że urzędnicy obawiają się tego człowieka, bo jego działania wyprzedzają o lata świetlne wszystko, co robią firmy dotowane przez rząd”
***
„Słuchajcie bracia. Ten, którego imienia wymawiać nie wolno, pomocników miał na całym świecie.
I obrzydzali mężczyzn kobietom, a kobiety nie chciały własnych mężczyzn. I mężczyźni nie mogli patrzeć na kobiety, skrzywione w zapalczywości i próżności swojej. A dusza ich była brudna. I kobiety cieszyły się, że biją ich inni. I przychodziły i prosiły o to na kolanach.
A tamci działali otwarcie i skrycie. I rabowali biednych i dawali bogatym. I zabijali całe narody, wmawiając, że są ich ofiarami.
W czasach zgorszenia nie było dzieci, a każdy, mały czy duży, starszy czy młodszy, siedział i pracował od zmierzchu do świtu, ale nic z tego nie miał. Uciemiężeni nie mogli nic mówić, bo oskarżano ich o mowę nienawiści.
I kazano wszystkim wielbić ohydztwo, bluźnierstwo i bałwochwalstwo. I zabraniano wielbić Pana.
I będzie tak, aż nastanie jasność. Amen”
***
„Pióra dyplomatów i słowa kapłanów, czy jak kto woli, polityka i religia, to dwie największe zakały ludzkości. Obie zbyt często popychają do zabijania i pozwalają usprawiedliwić nawet najgorsze podłości”
***
„Ludzie osiągnęli prędkość kilku Machów, potrafią produkować miliardy tranzystorów w jednym układzie i wysyłać sondy kosmiczne poza Układ Słoneczny.
Czy naprawdę ktoś wierzy w to, że wszystko, co dzieje się na świecie, nie jest przez kogoś sterowane? Czy naprawdę nikt nie wie, jakie skutki może mieć psychiczna czy fizyczna kastracja w wieku kilku, kilkunastu lat albo stosowanie różnych chemikaliów?”
***
„Policja została oskarżona o brutalność podczas usuwania ekologów blokujących jedną z głównych ulic w milionowej stolicy. Adwokat poszkodowanych podnosi powstanie uszczerbku na zdrowiu psychicznym, spowodowany zastosowaniem kajdanek i przewożeniem jego klientów samochodem typu furgon. W tej sprawie interweniowały już liczne fundacje, swoją opinię wyraziła również Unia Europejska, grożąc surowymi karami”
***
„Historię zawszą piszą zwycięzcy. Duża część z tego, co uczą nas w szkole, to mocna nieprawda albo nieprawda połączona z elementami prawdy. To powoduje, że naprawdę trudno dowiedzieć się, jak było. Nie trzeba nawet dodawać, że najczęściej najbardziej zakłamana jest wiedza o wydarzeniach, w których masowo cierpieli albo ginęli najbiedniejsi. Dotyczy to nie tylko historii najnowszej, ukrytej w gąszczu paragrafów i ściśle tajnych dokumentów, ale również czasów starożytnych i całych kultur i cywilizacji, które teoretycznie nigdy nie istniały”
Część II. Konkrety
Wielka posiadłość gdzieś na odludziu
– Witamy wszystkich! – Młoda, uśmiechnięta kobieta z mikrofonem rozejrzała się po sali pełnej finalistów jednego z konkursów piękności, organizowanych dla wtajemniczonych w klubach w całym kraju. – Przed wami wielki finał! Bawcie się i korzystajcie! Dzisiaj nie ma żadnych ograniczeń i zasad!
Za jej plecami zaczął grać jeden ze znanych zespołów, tymczasem setka zdrowych kobiet i mężczyzn powoli rozeszła się po sali głównej, będącej centralnym miejscem wielkiej, imponującej willi. Ludzie delektowali się szampanem, jedzeniem i winem, cały czas usłużnie donoszonym przez dziesiątki kelnerów. Atmosfera szybko ulegała odprężeniu, i wszyscy zaczęli zachowywać się bardziej swobodnie, korzystając z uroków parkietu i basenu przed budynkiem. Młode, wysportowane ciała domagały się uciech, tu i tam zaczął pojawiać się biały proszek, i panowie i panie chętnie pozbyli się ubrań. Zabawa rozkręcała się na dobre w oparach narkotycznego dymu i setkach litrów alkoholu i innych używek.
– Masz kupców? – Orgii przyglądał się z balkonu jeden z właścicieli posiadłości, zwracając się do stojącego obok wieloletniego wspólnika w interesach.
– Wszystko przygotowane. Badania potwierdzają zgodność tkanek, i ich przydatność do tego, co chcą klienci.
– Nie może być żadnych wpadek.
– Prasa nadal myśli, że to sprawa gangów.
– I niech tak pozostanie. Co z tik-tokami i only-fans?
– Wzrost o tysiąc procent. Dzieciaki lgną jak muchy do miodu.
***
Poranek zastał większość uczestników imprezy w środku, w specjalnie przygotowanych sypialniach. Reszta, kilkanaście osób, spała przy basenie i w głównej sali. Ludzie byli otumanieni i specjalnie nie zwracali uwagi na kilkanaście ekip, które usypiały ich zastrzykiem czy przez maskę i układali na noszach, a potem powoli, metodycznie, wynosili do windy.
***
Willa miała na dole około sto pokojów, podzielonych na dwa poziomy, w których mieściły się sale operacyjne, pokoje do zabaw, sypialnie i inne pomieszczenia.
– AAAAAA! – W podziemiach co chwila słychać było krzyki, gdy doktorzy i pracownicy zaczynali bolesną operację pobierania organów albo zabierali się do dyscyplinowania niedoszłych zwycięzców, rozpoczynając długą i żmudną operację robienia z nich niewolników, spełniających specyficzne wymagania nowych panów.
– To chyba nigdy się nie skończy. – Skomentował z uśmiechem jeden ze strażników przy windach na poziomie minus jeden, znany z sadystycznego traktowania więźniów. – A widziałeś tę małą, z trójki?
– Stówa, że przed końcem tygodnia da sobie nasrać i jeszcze poprosi o więcej – dodał jego kolega.
– Stoi.
– Wypuścicie mnie? – zaczepił ich mężczyzna, niosący małą lodówkę. – Tym razem wątroba i serce.
– Tylko nie spieprz sprawy, jak ostatnio. He he. – Strażnik przypomniał sobie, jak ostatnio biegali za psami, które rozwłóczyły czyjeś jelita.
Siedziba jednej z firm zbrojeniowych
– Potrzebujemy tego kontraktu! I nie mów mi, co mamy robić! Dostaliście wystarczająco dużo pieniędzy, żeby przekonać generałów! – Jeden z menadżerów wysokiego szczebla ze złością rzucił telefonem o ścianę i po chwili, zdenerwowany, nacisnął przycisk na biurku przywołujący sekretarkę.
Kobieta pojawiła się w sekund i w milczeniu schyliła głowę, przyzwyczajona do wybuchów szefa, oczekując kary lub reprymendy, która zazwyczaj kończyła się ostrym seksem.
– Wezwij szefa działu dronów. I wynoś się.
Sekretarka wyszła, a on wziął z szuflady kolejny aparat, wykręcił numer i spokojnie rzucił do słuchawki:
– Na dwunastą chcę mieć premiera. A na trzynastą tego drugiego, z opozycji. Tak, obie strony mają dostać to samo. I nie obchodzi mnie, jak to oznaczycie. Dla mnie to mogą być nawet gumowe gówna z Hongkongu.
Więzienie w jednym z krajów trzeciego świata
– Ten mały, z tatuażami, ma być pocięty. Chcemy całą jego skórę. A tego weźmiemy na walki. – Mężczyzna w garniturze zatrzymał obraz z kamer i bez żadnych emocji pokazał palcem na skazanego na dożywocie więźnia, który stanowił dobry materiał na zwycięzcę w nielegalnych walkach bez zasad. – Stawka jak ostatnio.
– Jasne. Będą czekać pod koniec dnia. A co z tym ostatnim, jeżeli mogę zapytać?
– Nie sprawił się. Dał się zamknąć w komorze. Wytrzymał pół godziny z kwasem i został spalony.
– Straszna szkoda.
– Nie martwię się. Szybko odrobimy straty. Wzbudziliśmy zainteresowani bogatych ludzi.
– Rosja czy Emiraty?
– Pudło.
Jeden z biurowców w NYC
– Numerze siedem, jak wygląda postęp projektu antena?
– Siedemdziesiąt pięć procent. Zgodnie z planem.
– Numerze trzy, co z owadami?
– Zmodyfikowane muszki działają zgodnie z symulacjami. Straty zgodne z symulacjami. Tylko sto tysięcy. Departament Obrony jest bardzo zadowolony.
– Numerze pięć, jak wygląda sprawa wirusa?
– Maski dotarły do trzydziestu krajów. Ludzie wciąż nimi oddychają. W USA siedemdziesiąt tysięcy zarażonych dziennie. Poświęcenie naszych agentów nie poszło na marne.
– Nie zostanie im to zapomniane. Jak wygląda rozliczenia z kolegami z Hong Kongu?
– Trzy tysięcy kobiet i dwa tysiące mężczyzn, do tego trzysta dzieci. Nasi partnerzy nie zgłaszali żadnych zastrzeżeń.
– A ich żywy towar?
– Rozwieziony po całym wybrzeżu.
Polska
Brązowe archaiczne autosany przewoziły nieświadomych niczego żołnierzy. Jeden z autobusów nagle zatrzymał się na torach, a po chwili wjechał w niego tramwaj.
– To nie moja wina. Ludzie. Ratunku – zarzekał się motorniczy, wyciągnięty ze środka przez rozszalały tłum, który nagle pojawił się wokół.
– Dywersja! Ludzie, dywersja! – krzyczeli wszyscy. – Ruscy agenci!
Zaczęło dochodzić do samosądów, a ja widziałem, że na ulicach niespodziewanie pojawiły się prowizoryczne zapory. Uciekłem pod dom, uruchomiłem terkotkę i próbowałem pojechać do sklepu po wodę, rozbijając się po krawężnikach i zniszczonych drogach. Poczułem, że zbliża się wojna, a nasz kraj został poświęcony jak pionek na ogromnej szachownicy. Decyzję podjęli biurokraci i politycy, którzy nigdy tu nie byli i myśleli, że jak oddadzą komuś trochę naszej ziemi, to unikną kolejnej wojny w regionie.
Nagle nad sobą zobaczyłem dziesiątki smug. Zatrzymałem auto i wysiadłem, patrząc na pociski, które najwyraźniej leciały na zachód.
Na moich oczach jeden z nich zaczął się zniżać.
Wszystko zadziało się jakby w zwolnionym tempie. Zobaczyłem jasność i grzyba, a po chwili dotarł do mnie grzmot. Dwie sekundy później cały świat pochłonęły płomienie.
***
– Aaaaaa! – Otworzyłem oczy, cały czas drżąc.
Otarłem oczy.
Musiałem na chwilę przysnąć, a mój sen był tak realistyczny, że aż przerażał.
Siedziałem zaspany w autobusie i patrzyłem na twarze zmęczonych Polaków, uwikłanych w kulturę zapiedrolu tak mocno, że nie mieli siły na komentowanie tego, co się wokół nich dzieje. Przede mną mocno rozpychała się jakaś Ukrainka, zapewne myśląca, że po trzech latach wszystko jej się należy, a ja z przerażeniem zauważyłem, jak bardzo jest mi to obojętne.
Ten świat różnił się to od reklam, gdzie młodzi, wysportowani ludzie w ogóle nie pracowali, żyjąc w ogromnych willach i ciesząc się obrzydliwym bogactwem i nienagannym zdrowiem, zupełnie jak w Elysium.
Ziewnąłem i niemal automatycznie zacząłem coś scrollować, próbując się rozbudzić.
– Jeżeli twoja kultura, religia i kraj są takie dobre, to dlaczego jesteś w kraju chrześcijańskim? – Na ekranie telefonu widziałem wykrzywionego z wściekłości mężczyznę, który nie raczył odpowiedzieć, tylko od razu zaczął bić tego, kto nagrywał.
Zamyśliłem się.
Rządy od lat niszczyły własną gospodarkę i dziwiły się, że ludzie nie chcą mieć dzieci, a zaraz potem dokładały kolejne podatki i obciążenia. Rozdawano przywileje anonimowym, niezaszczepionym najeźdźcom, zaś rodzice nie mogli wychowywać potomstwa, bo decyzje coraz częściej podejmowało państwo, działające jak schizofrenik, i nie dające młodym możliwości głosowania, za to promujące wśród nich możliwość pozwania ojca czy zmiany płci.
Polska wciąż miała do zaoferowania kilka lepszych rzeczy niż tak zwane nowoczesne, postępowe kraje, ale jak długo?
Drenowano nasze zasoby, a zdrajcy polskiego narodu cieszyli się, żyjąc tak, jakby po nich miał być tylko potop. Cały czas pojawiali się równi i równiejsi, i wszyscy byli sobie wilkiem. Pieniądze kreowano z powietrza, a ludzi zatrudniano na podstawie tego, do którego kibla chodzą. Przepychano nawet największe nonsensy, włączając w to liczne wojny i wojenki, i Goebels pewnie miałby się czego od nas uczyć.
To była równia pochyła, zupełnie jak w USA, gdzie nikomu nie było na rękę, żeby głosować mogli wyłącznie obywatele z ważnym prawem jazdy, a sześćdziesiąt minut wywiadu z kandydatką na prezydenta pocięto i przerobiono do dwudziestu, robiąc dwie zupełnie inne wersje, bo najwyraźniej nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Kobiecie zarzucano plagiat i wiele innych rzeczy, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało.
Ten świat klaunów najlepiej podsumował prezydent Macron, mówiąc, że jeszcze kilka lat i Unia przestanie być konkurencyjna, i to w sytuacji, gdy była lata świetlne za konkurencją.
Czasami żałowałem, że nie urodziłem się w czasach, gdy budowano takie wspaniałości jak szybki, smukły Concorde czy monumentalny kanał la Manche. I że nie miałem takich gier i wolności jak moi rodzice albo nie widziałem na żywo koncertu na Wembley. Moją radość zabrało Sweet Baby Inc. i inni, najwyraźniej pracujący dla rządu, a może WHO czy WEF. Wciskali swoją brzydotę i nienawiść do białych mężczyzn i kobiet, dziwiąc się, że znacznie większe poparcie mają produkcje z Azji.
A może właśnie o to chodziło?
MIT
– Na kolejnym slajdzie mamy informacje o sytuacji z tego roku. Legalnie działająca firma z licznymi rządowymi powiązaniami i kontraktami przygotowała wadliwy kod, który destabilizował różne wersje Windows. Problemy widać było na lotniskach, na kolei, w szpitalach i wielu innych miejscach. Straty na całym świecie szacowano na setki milionów dolarów, a cała sytuacja pokazała podstawowe problemy z architekturą systemu operacyjnego, który najwyraźniej nie został zabezpieczony przed podobnymi usterkami. Microsoft pokrętnie tłumaczył, że dostęp został udostępniony na żądanie Unii Europejskiej, zupełnie jednak pomijał fakt, że największą słabością jest sama obecność sterowników w trybie jądra i niewystarczająca jakość testów automatycznych i certyfikacji, które powinny wykrywać podobne problemy. Zadam teraz pytanie, na które chyba wszyscy znamy odpowiedź. Czy firma Microsoft nie powinna się skupić tylko na tworzeniu bezpiecznego systemu z modularną budową i systemami samonaprawy? Weźmy system plików RefS, który przez lata nie był dostępny dla zwykłych użytkowników, a mógł istotnie zwiększyć bezpieczeństwo zapisu danych. Przypomnijmy Internet Explorera, dostępnego w postaci bibliotek długie lata po jego oficjalnym usunięciu. Myślę, że zakończymy nasz wykład w tym momencie, a ja poproszę państwa o przygotowanie listy podobnych przykładów. Czy są jakieś pytania do tego punktu? – Jeden z utytułowanych profesorów MIT rozejrzał się po sali pełnej pełnej studentów. – Nie ma. I bardzo dobrze. Dziękuję państwu.
Zajęcia zostały zakończone, a on zaczął się zbierać. Był zmęczony i mocno znudzony. Przez całe zawodowe życie widział hipokryzję tych, którzy mówili o bezpieczeństwie, a na końcu i tak patrzyli przez pryzmat budżetu. Kiedyś próbował z nimi dyskutować, potem proponował poprawki, aż w końcu, zgorzkniały i zapomniany, został przyjęty do pracy akademickiej.
Mężczyzna wyszedł z budynku. Mocno padało. Szedł w kierunku stacji kolejki. Nagle usłyszał tuż za sobą klakson samochodu, który go minął, ochlapał i gwałtownie przyspieszył.
Profesor przez chwilę miał ulotne wrażenie, że uniknął śmierci. Chwilę postał, potem wzruszył ramionami i ruszył dalej.
W domu miał wrażenie, że coś się zmieniło. Rzeczy stały niby na swoim miejscu, jednak niektóre zostały jakby przesunięte.
Uruchomił komputer i zaczął przeglądać wiadomości.
„Twoje konto zostało zawieszone. Opublikowałeś informacje niezgodnie z zasadami społeczności”
W mailu nie było możliwości odwołania. Profesor wiedział, że zwołano sąd kapturowy i wydano wyrok bez prawa do obrony. Całość mogła być nawet zrobiona przez automat, zaprogramowany przez skrzywionego nastolatka z odchyleniami w lewą stronę. Serwis mógł to robić, bo był formalnie własnością prywatnej firmy, a że stanowiło to być albo nie być w dużej części cyberprzestrzeni, nikogo to nie obchodziło.
Profesor patrzył na reklamy i inny spam, w końcu jednak doszedł do czegoś, co wywołało w nim przyspieszone bicie serca.
– O mój Boże. – Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach, z przerażeniem patrząc na listę podatności kluczowych systemów w najpotężniejszym kraju na świecie.
Intuicja podpowiadała mu, że to nie tylko głupi żart.
Berkeley
– Nie zaskoczę chyba nikogo, jeżeli powiem, że w ostatnich dziesięcioleciach najbardziej i najszybciej rozwinęły się produkty, dzięki którym można kontrolować ludzi. – Znany profesor rozejrzał się po wypełnionej po brzegi sali, sięgnął po szklankę i wypił łyk wody, a potem spokojnie kontynuował dalej. – Weźmy na przykład telefony komórkowe, dotowane przez rząd chiński, choć nie tylko. Nie zapominajmy o funkcji Recall w systemie Windows, teoretycznie opcjonalnej, w praktyce niezbędnej do pracy menedżera plików. Innym przykładem są chmury danych, serwisy społecznościowe i wszelkiego rodzaju abonamenty czy możliwość zakupu licencji cyfrowych albo pełnopłatne płatności wyłącznie za czasowe korzystanie z produktu zamiast za płytę czy wersję do pobrania. Wielokrotnie mieliśmy do czynienia z sytuacjami, gdy w wyniku błędu czy celowej działalności odbierano czyjąś własność, i dopiero nagłaśnianie tego w mediach powodowało, że ta czy tamta korporacja zmieniła zdanie.
– Czy uważa pan, że obecne rozwiązania są niedobre?
– Korporacje mają długą historię wprowadzania na rynek produktów z błędami. Jest to bardzo wygodne dla rządów, wykorzystujących je i chcących sprawować kontrolę nad systemami sprzedawanymi innym krajom, potencjalnie wrogom. Czasami obraca się to przeciwko nas samym, co potwierdziły Chiny, łamiąc tylne furtki na naszym terytorium, które miały być użyte w przypadku wojny. Do tego dochodzi źle pojmowane cięcie kosztów i to, że managerowie opierają się na raportach, a te często są kiepskiej jakości albo pokazują tylko to, co akcjonariusze chcą zobaczyć. Nie ma uregulowań prawnych związanych z odpowiedzialnością karną za decyzje podejmowane niezgodnie ze sztuką. W obecnym świecie w przypadku ogromnej awarii pracownicy rozkładają ręce i mówią, że opierali się na dostępnych danych albo nie mogli przewidzieć podobnego przypadku. To wszystko trzeba zmienić.
– Czyli korporacje to samo zło?
– I tak i nie. Gdyby nie duże firmy, nie dałoby się wyprodukować układów scalonych z miliardami tranzystorów, z drugiej strony im większa organizacja, tym bardziej idzie w zaparte w razie problemów, nawet wtedy, gdy fakty są oczywiste. Weźmy dla przykładu to, że Intel tolerował w umowach partnerskich produkowanie płyt głównych, które się wyginały i nie przylegały do układu chłodzenia. Innym przykładem mogą być układy trzynastej i czternastej generacji, gdzie próbowano przerzucać odpowiedzialność z firmy na firmę czy na samych użytkowników. Do tego dochodzą topiące się wtyczki do kart graficznych, pasta termoprzewodząca, która degraduje się po kilku miesiącach, czy wmawianie, że sprzęt został zalany.
– No ale nie wszystko jest złe. Kolejne generacje urządzeń są bardziej ekologiczne.
– Nie do końca. Kiedyś można było wymieniać elementy oddzielnie. Pozwalało to wybierać komponenty, żeby były najlepsze, i wszystko naprawiać, jak również stopniowo unowocześniać. Teraz zazwyczaj wymienia się całość na coś innego, co generuje masę śmieci. Do tego nie wszystkie nowe produkty są bardziej oszczędne. Weźmy chociażby samochody, które już kiedyś spalały litr do półtora paliwa, ewentualnie trzy w wersji pięcioosobowej, wszystko oczywiście w zależności od modelu.
– Mamy elektryfikację.
– Ta jest rozwiązaniem tymczasowym. Przenosimy generację zanieczyszczeń w inne miejsca na świecie. To jest podobnie jak z fabrykami. Zamykamy je, a potem codziennie przywozimy ich produkty ogromnymi statkami czy samolotami.
– Czyli jednak wszystko jest pana zdaniem źle?
– Nie, oczywiście, że nie. Problem jest w tym, jak działa wiele elementów naszego systemu. Dużo firm chce, żebyśmy wymieniali ich produkty jak najszybciej, z kolei inne próbują wydłużyć ten czas do maksimum. Weźmy na przykład wyszukiwarki, gdzie szybkie znalezienie wiadomości oznacza opuszczenie strony, co jest sprzeczne z interesem producenta. Już teraz zdarza się oferowanie ekstraktów z oryginalnych stron źródłowych, zmniejszających na nich ruch praktycznie do zera. To podobny mechanizm jak w mediach społecznościowych, również zubożających i spłycających wszystko wokół. Proszę też spojrzeć na znane serwisy aukcyjne, gdzie można znaleźć tysiące podrabianych produktów. Ich obecność wszystkim się opłaca. Portal, nawet jak musi przyjąć reklamacje milionów klientów, to i tak wychodzi na swoje. Z innych branż można wymienić chociażby legendarną jakość firmy Boeing albo afery z eksperymentalnymi preparatami medycznymi, które zaprojektowane zostały przez wojsko. Smutna prawda jest niestety taka, że wiele z tego, co jest nam proponowane, nie jest dla nas zbyt dobre.
– Pan chyba mocno przesadza.
– Chciałbym, żeby tak było. Weźmy chociaż kulturę. Proszę spojrzeć na zamykanie różnych serwisów i kasowanie kopii dzieł, które normalnie nie będą nigdy udostępnione, bo firmy nie mają w tym żadnego interesu.
– Własność intelektualną trzeba chronić.
– To dlaczego pozywa się użytkowników, a korporacje mogą trenować AI na całej zawartości internetu? Obecnie są stworzone bardzo niebezpieczne precedensy, i spotkać można artystów, którzy używają modeli AI do tworzenia grafik i oburzają się, gdy te zostaną gdzieś wykorzystane.
– Istnieją już odpowiednie regulacje w tym zakresie.
– Prawo patentowe jest niewydolne, co więcej niektóre kraje w ogóle się nim nie przejmują i zyskują podwójnie, bo ich konkurencja jest ograniczona i musi wnosić opłaty, a one nie.
Konferencja jednej z kandydatek na urząd gubernatora
– Tym razem weźmiemy pod uwagę dwa produkty, płatki śniadaniowe skierowane dla dzieci, produkowane przez jedną firmę. Wpierw jedno opakowanie, sprzedawane w Kanadzie. – Kobieta sięgnęła po paczkę, rozerwała ją i pokazała paczkę żółtych kółeczek. – A teraz ta sama marka, ale z rynku amerykańskiego. – Kandydatka otworzyła drugie opakowanie i zademonstrowała znacznie większą ilość płatków w różnych kolorach. – Wersja na nasz rynek zawiera wszystkie możliwe sztuczne barwniki, do tego masę różnych dodatków, dodatkowo opakowania są większe. To jest świadome trucie przyszłych pokoleń.
Stodoła w jednym z ogromnych gospodarstw w środku USA
– Ameryka została zgwałcona. Pierwszy raz straciła swoją niewinność po Pearl Harbor. Potem pojawiło się Roswell i zabójstwo w Dallas, kokaina i inne narkotyki. Przyszedł pierdolony jedenasty września, sieci społecznościowe, COVID, Capitol i zaprzysiężenie marionetek bez ludzi, w otoczeniu wojska, wreszcie idioci, które nie mogą powiedzieć nic bez telepromptera. Pierwsza poprawka gwarantuje wolność wypowiedzi, a deklaracja niepodległości mówi wprost, że konieczne jest obalenie rządu, który stał się zbyt represyjny. Co roku nakładane są nowe podatki, a rzad pogrążył się w biurokracji i korupcji, sprowadzając obcych, żeby mogli za nas głosować. Trzeba coś z tym zrobić.
– Taaaakk! – ryknął tłum, potrząsając strzelbami.
– Na nich! Nie będą niszczyć nas, białych mężczyzn, a potem żądać naszych głosów!
Pół roku później
– Dwunastu naukowców z różnych dziedzin. Tylu ostatnio znaleziono martwych. Większość zajmowała się szeroko pojętym cyber-bezpieczeństwem. – Agent Johnson rozejrzał się po pokoju narad w siedzibie FBI, gdzie planowano kolejne kroki w nowym śledztwie.
– Czyli mamy seryjnego? – Mike, jego wieloletni partner, uśmiechnął się domyślnie.
– Raczej nie, o ile nie jest to ktoś z bardzo specyficznymi zainteresowaniami. Śledztwo należy kierować raczej w kierunku szpiegostwa.
– Czy sugerujesz, że zamordowane osoby mogły coś odkryć?
– Tak, a ich śmierć jest bardzo niepokojąca, bo długo mogła przejść niezauważona. To nie nastąpiło w wyniku jednej katastrofy, jak w przypadku onkologów i samolotu ATR w Brazylii. W wykryciu zależności nam pomógł nowy system sztucznej inteligencji. Gdybyśmy go nie mieli, pewnie wszystko pozostałoby niewykryte przez długie miesiące.
– Czyli przeciwnik może myśleć, że jest bezkarny?
– Istnieje taka możliwość. Dzięki AI zyskaliśmy przewagę i teraz możemy zastawić pułapkę.
– A czy AI mogło nas wpędzić w ślepą uliczkę i uganiamy się za duchami?
– Zawsze istnieje taka możli… – Prowadzący spotkanie przerwał w pół słowa, bo drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł tam mężczyzna, który wyjął odznakę i oznajmił głosem nie znoszącym sprzeciwu:
– Agent specjalny Jake. Przejmuję wszystkie materiały związane ze śledztwem.
– Nie bardzo rozumiem.
– Tutaj są wszelkie niezbędne upoważnienia. – Mężczyzna niedbale wyjął z kieszeni plik papierów i rzucił go na stół. – Przed chwilą rozmawiałem z pana przełożonym. Proszę się natychmiast do niego zgłosić.
Johnson nic nie odpowiedział, tylko wstał i przeszedł na koniec korytarza, gdzie bez pukania wszedł do pokoju swojego szefa.
– John, o co tu chodzi? – zaczął prosto z mostu.
– Nie wiem, ale potwierdziłem wszystko w systemie. To koniec.
– Wiesz, że mieliśmy nosa. Jak myślisz, o co tu chodzi? Zbieramy materiały, a tu nagle przychodzi jakiś dupek, i mówi, że to koniec.
– Zbierałeś wszystko w komputerze?
– Tak.
– No to masz odpowiedź. Nacisnęliśmy komuś zbyt mocno na odcisk.
– To co my właściwie robimy? Mam tego serdecznie dosyć. Gangi handlują prochami i żywym towarem, wojsko wymyśla, jak zabić na tysiąc sposobów, a rządowi przychodzą i mówią, co mamy robić, a co nie.
– Nie do mnie należy decyzja.
– Wiesz dobrze, że łapiemy płotki, a grube ryby cały czas krążą na wolności. I jeszcze CIA miesza na całym świecie, dając wszystkim uzbrojenie i wywołując rewolucje.
– Nie ja ustalam reguły.
– A co ty w ogóle możesz?
– Uważaj na słowa.
– To co teraz?
– Masz czekać na kolejne śledztwo. Na razie monitoruj okolice wieców wyborczych.
– Odsuwasz mnie?
– Tego nie powiedziałem. Sprawa musi przyschnąć i po krzyku.
Johnson nic nie odpowiedział, tylko wyszedł, trzaskając drzwiami. Mężczyzna mimowolnie podjechał w stronę uniwersytetu i zaparkował na jednym z ogólnodostępnych parkingów. Siedział spokojnie w samochodzie prawie pół godziny, zastanawiając się nad kolejnym ruchem, a potem wrócił do biura.
– Agencie Johnson, zapraszamy. – Przy jego biurku czekał agent Jake z jakimś drugim mężczyzną z laptopem w ręku.
– O co chodzi?
– Nalegam. – Jake wskazał ręką na drogę do chronionego pokoju.
Mężczyźni przeszli przez kontrolę, oddali broń i weszli do klatki Faradaya, gdzie usiedli na specjalnie przygotowanych krzesłach.
– Miał pan nie prowadzić śledztwa. – Agent specjalny zaczął bez ogródek.
– Śledzicie mnie?
– Wytyczne były jasne.
– To jest poważna sprawa.
– Poważniejsza niż pan myśli. Zagrożone jest bezpieczeństwo państwa.
– Jak zawsze.
– Jak myślisz? Ma chyba serce do tej roboty. – Jake zwrócił się do kolegi, który siedział pod ścianą i dotąd się nie odzywał, ale ten tylko wzruszył ramionami i dokonał formalnej prezentacji:
– Kapitan Lewynski, Secret Service. Wybory dwa tysiące dwadzieścia. Nieprawidłowości, o których słychać w internecie, mogą być wierzchołkiem góry lodowej. Jeżeli chce pan być w to włączony, to proszę bardzo. – Mężczyzna nawiązał połączenie na laptopie i przesunął ekran w stronę Johnsona, a ten po chwili zobaczył samego głównego dyrektora FBI:
– Dzień dobry, agencie. Dużo o panu słyszałem. Mówimy o spisku, który może być głębszy niż się wszystkim wydaje. Czy chcesz pan go zdemaskować?
– Tak.
– To mi wystarczy. Resztę zreferują panu agent specjalny Jake i kapitan Lewynski. – Mężczyzna się rozłączył, a Jake podszedł do plastikowej ściany, rozejrzał się, zupełnie jakby kolejna ściana za nią była czymś niezwykle interesującym, potem odwrócił i zaczął referować:
– Dallas, sześćdziesiąty trzeci, był ostrzeżeniem dla wszystkich, żeby nie ruszać rezerwy. Cała historia zaczęła się jednak o wiele wcześniej, od zatopienia Titanica w dwa tysiące dwunastym. Co pan o tym wie?
– Zginęło tam dużo ludzi, w tym część bogaczy. Istniały teorie, że firma podmieniła uszkodzonego Olimpica i uderzyła nim w górę lodową, żeby wyłudzić odszkodowanie.
– Prawda jest trochę inna. Dokumenty pokazują, że statkiem podróżowali przeciwnicy założenia FED, a sama instytucja powstała dokładnie w kolejnym roku.
– A Kennedy?
– Chciał wypuścić w obieg dolary emitowane przez rząd federalny.
– A nie chodziło o ujawnienie broni jądrowej jednego z państw?
– Niedobrze o tym mówić.
– Co do tego mają naukowcy?
– Prawdopodobnie chcieli pokazać nieprawidłowości związane z ostatnimi wyborami.
– I co teraz?
– Nie do końca wiadomo, kto jest w to zamieszany. Musimy być bardzo ostrożni.
– A moi koledzy?
– Jak dotąd nie wykazali żadnej inicjatywy, żeby do nas dołączyć.
– Powiedzcie mi jeszcze jedno, chłopcy. Jak do cholery działa tu wasz sprzęt?
Jeden z budynków rządowych w Waszyngtonie
– Trzeba będzie go wyeliminować.
– Czy to najnowszy eufemizm na morderstwo?
– Oto nasz podejrzany.
– Wrobimy go?
– Sam do tego dąży. My tylko usuniemy mu przeszkody na drodze.
– A jeżeli sobie nie poradzi?
– W pogotowiu będzie czekał drugi strzelec.
Siedziba FBI
– AI wskazała, że jeden z zabitych dosyć często jeździł na farmy w Wisconsin.
– I co w tym dziwnego?
– Tam nie ma żadnych ciekawych rzeczy, żadnej technologii.
– Był tam w coś zamieszany?
– Nie wiadomo. Facet nie miał rodziny, żadnych znajomych.
– Czyli musimy tam pojechać?
– Tak.
Wisconsin
Jake i Johnson weszli do baru w jednym z małych, sennych miasteczek, gdzie zazwyczaj diabeł mówi dobranoc. Od razu ucichły rozmowy, i od drzwi poprowadziło ich kilkanaście par oczu. Usiedli na stołkach przy barze, udając, że nic nie widzą.
– Dzień dobry.
– Może tak, a może nie. – Brodaty, gruby barman nie przerwał czyszczenia szklanek, za to miejscowi znowu zaczęli swoje rozmowy.
– Dwa piwa poproszę.
– Od kiedy to federalni piją na służbie?
– Dlaczego pan myśli, że pracujemy dla rządu?
– Gliną śmierdzi z daleka, co nie chłopcy? – Mężczyzna zwrócił się do kilku lokalnych bywalców, siedzących przy jednym ze stołów.
– Tak.
– Prawda.
– Jasne.
– Czy bywał tu ten mężczyzna? – Johnson zignorował zaczepkę i wyciągnął zdjęcie jednego z naukowców.
– Może bywał, a może nie. Dużo ludzi się tu kręci.
– Co z tym piwem?
– Nie będzie wam smakować, chłopcy. – Barman uśmiechnął się złośliwie. – To dla prawdziwych facetów.
Mężczyźni mierzyli się dłuższą chwilę wzrokiem, aż Johnson w końcu wzruszył ramionami i rzucił:
– Chyba rzeczywiście czas na nas.
– Wracajcie do domu, panienki – rzucił ktoś przy stole, a reszta zaczęła się śmiać.
Agenci powoli wyszli, uważnie obserwując otoczenie.
– Co o tym myślisz?
– Coś ukrywają.
– Mamy współrzędne. Pojedźmy, sprawdźmy. – Jake skierował się do samochodu.
Jechali w ciszy jakieś piętnaście minut. Zaparkowali na polnej drodze, obok drewnianej bramy. Kolejne kilkaset metrów przeszli w zupełnym milczeniu. Niewiele zakłócało ciszę. Brakowało typowych odgłosów wydawanych przez zwierzęta i maszyny, za to przed jednym z ogromnych budynków gospodarczych stał van, a ze środka słychać jakieś rozmowy i trzaski. Johnson spojrzał na Jake, wyciągnął broń i pokazał gestem, że mają podejść z obu stron drewnianych drzwi.
– Stać, FBI!
Trzech mężczyzn w środku miało maski. Nie odpowiedzieli, tylko rzucili kanistry i schowali się za drewnianymi kolumnami, a potem zaczęli wycofywać się do wyjścia z drugiej strony, cały czas strzelając. Agenci odpowiedzieli ogniem. W czasie strzelaniny wszystko zaczęło płonąć, pochłaniając wielką flagę USA i portrety jednego z kandydatów, rozstrzelane kulami albo strzałkami.
– Daj sobie spokój. – Jake chciał coś zabrać, ale Johnson go powstrzymał. – Rób zdjęcia.
Agenci po kilku minutach stanęli na zewnątrz, kaszląc od dymu, którego nawdychali się w środku. Za ich plecami płonęła już cała stodoła, pochłaniając wszystkie dowody.
Siedziba FBI
– Na najbliższy czas zaplanowane są cztery wiece. – Jake pokazywał harmonogram uzgodniony ze służbami.
– Czyli musimy być na każdym z nich.
– Tak.
Okolice wiecu wyborczego
– Kapitan Lewynski, Secret Service. – Jeden z agentów podszedł do lokalnego szeryfa policji, pokazując odznakę. – Mamy sygnały o możliwym zamachu na kandydata. Ilu ma pan tu ludzi?
– Weźcie się zdecydujcie. Na kanale ogólnym przyszła wiadomość, żeby więcej ludzi skierować na drogę przejazdu z lotniska.
– Od kogo?
– No chyba od agenta, który koordynuje całą akcją. Jehnsen, czy jak. – Szeryf podrapał się w głowę.
– Ale go pan nie widział? Nie wydał rozkazu bezpośrednio?
– No nie.
– Dziękuję. – Lewynski odszedł kilkanaście kroków i zaczął mówić do mikrofonu na zabezpieczonej linii. – Możliwa infiltracja. Część sił skierowana gdzieś indziej. Miejcie oczy szeroko otwarte. Ja zostanę przy trybunie, Jake sprawdzi parking, Johnson ma szukać z drona. Meldować się co pięć minut.
– Przyjąłem – zatrzeszczało w słuchawkach.
***
– Mam trzy furgonetki – Jake zameldował przez swój zestaw. – Biała czysta, przechodzę do niebieskiej.
Mężczyzna cały czas czujnie obserwował tłumy ludzi, zmierzających na wiec, gdy nagle na karku poczuł ukłucie. Przez sekundę pomyślał, że ukąsił go jakiś owad, ale w jednej chwili zakręciło mu się w głowie i zaczął słaniać się na nogach. Był pomiędzy dwoma pickupami, gdy poczuł, jak obok podjeżdża jakiś van, zasłaniając go przed gapiami, ktoś go łapie od tyłu, zakrywa mu usta i zaczyna ciągnąć do tyłu. Próbował się bronić, ale nastała ciemność.
***
Johnson siedział w samochodzie i kontrolował drona.
– Policja! Ręce do góry!
Auto zostało otoczone przez kilku funkcjonariuszy, mierzących z broni ostrej.
– Jestem z wami. FBI.
– Legitymacja! Pokaż legitymację!
– Już wyjmuję. Lewą ręką. Powoli. – Mężczyzna sięgnął do marynarki i po chwili pokazał dokumenty. – Ktoś was wrobił chłopcy.
– Kurwa. Wiedziałem. – Najbliższy policjant schował broń.
– Informacja przez radio?
– Tak.
– Ktoś przejął całą komunikację. A teraz dajcie mi pracować. – Johnson wrócił do panelu sterowania dronem i po dłuższej chwili beznamiętnie zameldował. – Mężczyzna na dachu. Ma broń. Zmierza się do strzału. Strzelam.
Z drona wydostał się niewidzialny promień lasera, który trafił w rękę snajpera. Ta drgnęła, minimalnie zmieniając tor kul.
Na oczach tłumów właśnie działa się historia.