Wyzwanie #29: Cholera, nie zgadniecie, skąd właśnie wracam...
Założenia wyzwania:
– bohater odwiedził Piekło i właśnie z niego wrócił do normalnego świata
– Piekło nie jest metaforą dla nieprzyjemnych dzielnic Warszawy, czy slumsów w Paryżu – chodzi konkretnie o miejsce kaźni dla dusz grzeszników :)
– narracja pierwszoosobowa
– przełamanie czwartej ściany – narrator opowiada czytelnikom wrażenia z Piekła (może być opis krajobrazu, może być krótka historia, która go spotkała – tu pełna dowolność)
– czytelnicy w Piekle nie byli, więc nie zakładajmy, że cokolwiek o nim wiedzą!
– graliście w taboo? no to wprowadzam całkowity zakaz wykorzystywania następujących wyrazów (lub synonimów): ogień, diabeł, kotły, rogi, gorąco oraz grzech :)
Termin: 30 października 2024 r. (do końca dnia)
Limit wyrazów: 300
Kryteria oceny: spełnienie założeń wyzwania, zmieszczenie się w limicie wyrazów, przyjemna w odbiorze warstwa językowa, pomysłowość w przedstawieniu Piekła, unikanie zakazanych wyrazów (oraz ich synonimów!)
WAŻNE:
Osobiście lubię współzawodnictwo, ale przy poprzednich wyzwaniach pojawił się zarzut, że stały się one minikonkursami. Z tego względu prosiłbym o zakończenie każdego tekstu biorącego udział w wyzwaniu odpowiednim tagiem, który da nam pewien obraz na przyszłość:
#Igrzyska
– jeżeli Autor chce żeby jego tekst walczył w wyzwaniu o tytuł najlepszego
#PełenChill
– jeżeli Autor po prostu bierze udział w zabawie, ale nie ma intencji współzawodnictwa
Koniec
Komentarze
Piekło nie jest metaforą dla nieprzyjemnych dzielnic Warszawy,
To tam są dzielnice przyjemne? XD
czytelnicy w Piekle nie byli, więc nie zakładajmy, że cokolwiek o nim wiedzą!
He, he, he…
no to wprowadzam całkowity zakaz wykorzystywania następujących wyrazów (lub synonimów): ogień, diabeł, kotły, rogi, gorąco oraz grzech :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Podobno piekło to inni ;)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Piekło jest w kazdym z nas, schowane głęboko w naszych serduszkach <3
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
O cho cho piekło :) Postaram się coś napisać ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Co prawda nie przepadam za konkursami i z zasady nie piszę szortów, ale po przeczytaniu tekstu Cezarego połknąłem bakcyla, a pomysł od razu przelałem na papier. Potraktowałem to jako wyzwanie, by napisać coś lżejszego, jako przerywnik od poważnego fantasy.
Tytuł na pierwszy rzut oka może wydawać się idiotyczny, ale nabiera sensu po przeczytaniu tekstu. Oczywiście, całość należy traktować z przymrużeniem oka.
Komu pisane jest w piekle pisanie
W świetle latarki usiłowałem dojrzeć cokolwiek niezwykłego za szerokimi wrotami jaskini. Odwróciłem się do szamana, uśmiechnął się tajemniczo, a syberyjski wiatr poruszył okrywające go futra.
– To brama, o której mówiliśmy – poinformował nienaganną polszczyzną.
– Idziemy! – powiedziałem, a Helena kurczowo ścisnęła moją dłoń. Jej palce drżały.
Wypiliśmy zawartość fiolek, powietrze jeszcze długo wypełniał aromat nieznanych ziół. Trzymając się za ręce, pokonaliśmy barierę gęstego powietrza przy wejściu.
Tunel śmierdział wilgocią i stęchlizną. Choć nachylenie było niewielkie, po kilku krokach zaczęliśmy się zsuwać. Pęd niósł nas w różnych kierunkach, aż wypuściłem dłoń Heleny. Zniknęła w ciemności, a ja straciłem poczucie czasu. Kiedy w końcu uderzyłem o ziemię i oprzytomniałem, znalazłem się w pomieszczeniu oświetlonym czerwoną łuną. Drewniana podłoga była tak wytarta, że aż lśniła. Nozdrza drażniły opary siarki i słodkawy swąd palonego mięsa.
„Nie jestem tutaj pierwszym gościem” – uśmiechnąłem się, by dodać sobie animuszu.
Napis nad drzwiami głosił: „Pierwszy Draft”. Nie tego spodziewałem się w piekle. W centrum pomieszczenia stało biurko z komputerem, a otwarty dokument edytora tekstu raził pustą stroną.
„Nawet piekło jest skomputeryzowane” – zauważyłem z satysfakcją.
Poszedłem zrobić sobie kawę. Intuicja podpowiadała mi, że zostanę tutaj na dłużej. Kiedy sięgnąłem po filiżankę, nagle otworzył się bąbel czasoprzestrzenny, z którego wyłoniła się człekokształtna postać. Jej skóra pokryta była mozaiką kawowych ziaren.
– Kawa się skończyła! – ryknął głos.
Smagnięcie batem przeszyło mnie bólem. Upuściłem filiżankę, która z głuchym łoskotem potoczyła się po drewnie aż do następnego bąbla.
– Tu było sprzątane! Jak każdy podopieczny będzie robił bałagan, to tutaj będzie burdel, a nie piekło! – wywrzeszczała krzepka kobieta w zielonym poliestrowym fartuchu ozdobionym białymi grochami. Na koniec nastąpił spodziewany cios miotłą przez plecy.
Podniosłem filiżankę i ułożyłem ją z powrotem na spodku.
– Tyle już tutaj kiblujesz, a nie napisałeś nawet jednej strony – wymamrotał męski głos zza moich pleców. – Ty masz jakiś problem z motywacją? – Potężny kark w dresie i bejsbolówce z napisem „Motywacja”, łypał na mnie groźnie.
– Nie mam żadnego problemu z motywacją – wydukałem i usiadłem grzecznie do komputera.
Pojąłem, czego się tutaj ode mnie oczekuje, a strumień liter popłynął spod moich palców. W pewnym momencie mały chochlik z metalowym młotkiem wymierzył celny cios w mój paznokieć, aż syknąłem z bólu.
– Literówka! – pisnął i dmuchnął na końcówkę młotka, jak gdyby zdmuchiwał dym z Colta 44.
Najgorsze okazały się kolce jadowe, które boleśnie wbijały się przy pomyłce w tagach dialogowych.
Kiedy byłem już tak wyczerpany, że przysnąłem, od razu obudził mnie znajomy głos:
– Ty jednak chyba masz, kwa, jakiś problem z motywacją! – sapnął dres, sugestywnie obijając coś na kształt wiosła o otwartą dłoń. Z satysfakcją odnotowałem, że użycie bata do krykieta to nobilitacja, a w „normalnym” piekle pewnie mają zwykłe bejsbole.
Kiedy postawiłem ostatnią kropkę w pierwszym drafcie, podłoga zaczęła się zmieniać, a gdy ruch ustał, znalazłem się w pomieszczeniu z tablicą: „Drugi Draft”.
Coś ostrego ukłuło mnie w najniżej położoną część pleców. To był trójząb z napisem „Struktura trzech aktów”, jęknąłem, patrząc na figlarny uśmiech stworzenia, które dzierżyło broń.
– Tobie się wydaje mądralo, że to pewnie tylko wskazówki? Masz pamiętać o strukturze! – wrzeszczało.
Potem było oparzenie pogrzebaczem przez trolla, który klarował coś o braku „Inciting Incident”.
Przez dłuższy czas udawało mi się unikać błędów. To spowodowało pojawienie się przedstawiciela piekielnych związków zawodowych protestującego przeciw odbieraniu pracy, wszechobecnej sztucznej inteligencji, itd. Ukłuł mnie nawet igłą, żeby upewnić się, czy jestem prawdziwy.
Pojawił się piekielny policjant twierdząc, że to nielegalna manifestacja nieczysta i wypalił do związkowca z paralizatora. Oczywiście trafił we mnie, a po wszystkim poklepał mnie przyjacielsko, mówiąc: ”Przecież w każdej pracy pomyłki się zdarzają, co nie?”.
Uniosłem z klawiatury bezwładną rękę i ku swemu przerażeniu odkryłem, że zablokowała klawisz „del”, usuwając dwadzieścia stron gotowego tekstu! Oczywiście, przeklęty edytor nie posiadał nawet funkcji Ctrl+Z.
Po przejściu kilku kolejnych pomieszczeń i nowych „piekielnych atrakcji” trafiłem ostatecznie do wysokiego pomieszczenia z napisem wykutym w złocie: „Wydawnictwo Piekielne”.
Za drewnianym pulpitem siedziała monstrualna postać kobiety, robiła manicure pilnikiem, zapewne służącym wcześniej do szlifowania luf dział artylerii głównej krążownika, popijając kawę ze sporego cebra. Obok stał sedes, dopasowany rozmiarem do kobiety.
Trzymałem w drżących dłoniach wydruk mojej piekielnej pracy pisarskiej.
– Dawaj te wypociny! – huknęła kobieta z taką emisją głosu, że aż się zachwiałem.
Musiałem stanąć na palcach, a i tak ledwo sięgnąłem za krawędź pulpitu. Kobieta zwinnym ruchem schwyciła podany wydruk, po czym bez otwierania, z wprawą koszykarza, wyrzuciła go wysoką trajektorią w stronę sedesu, tym samym ujawniając jego przeznaczenie. Kiedy straciłem papier z oczu, zachlupotała woda, zamykając cykl życia piekielnej publikacji.
Kobieta zaśmiała się gromko, a ja zacząłem histerycznie krzyczeć, że to przecież rok mojej pracy. Nie pamiętam dokładnie, co wydarzyło się później, ponieważ pociemniało mi przed oczami i upadłem. W głowie wciąż rozbrzmiewało echo śmiechu kobiety i chlupotu wody.
Otworzyłem oczy. Obok leżała Helena, miotała się jeszcze przez chwilę, jak podczas ataku apopleksji, aż znieruchomiała.
– To było straszne! – jęknęła, wyciągając dłoń w moją stronę – Dziesiątki grafomanów wysyłało mi teksty, a każdy miał być na wczoraj i tak bez końca, wciąż te same błędy. Z niczym nie mogłam się wyrobić, recenzje czytelników były fatalne, a managerowie wymyślali kretyńskie usprawnienia utrudniające pracę. Potem było tylko gorzej… – zakończyła smutno.
„Żyjemy razem, ale każdy z nas ma swoje własne piekło, nawet korektorzy. Świat jest na swój pokręcony sposób sprawiedliwy.” – pomyślałem, gładząc włosy Heleny.
– Chyba musimy przemyśleć nasze życie. Piekło nie jest dla nas – oświadczyłem, patrząc w jej rozbiegane, zmęczone oczy. Skinęła tylko głową.
Wychodząc z jaskini, ponownie natknęliśmy się na szamana, który wręczył nam paczki z zapasowymi ubraniami. Kiedy wyjąłem paczkę banknotów, żeby mu zapłacić, rozpłynął się w powietrzu na moich oczach. Na twarzy miał ten sam tajemniczy uśmiech, którym nas przywitał.
– Uszczypnij mnie i powiedz, że to nie działo się naprawdę. Twoja broda nie urosła przecież nawet o milimetr – poprosiła Helena.
– To nie mogło dziać się naprawdę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie idzie do piekła, żeby przekonać się, jak tam jest, ale wrażenie było niesamowicie realne – zamyśliłem się, dotykając dziury wypalonej w spodniach pogrzebaczem trolla.
#PełenChill
Ograniczenie długości potraktowałem jako wskazówkę: „żeby tekst nie był zbyt długi”.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Nadzieja w sens organizowania wyzwań przywrócona;) Pierwszy dzień i mamy już pierwszy tekst, brawo!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Lasciate ogni speranza XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
<><
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Komu pisane jest w piekle pisanie – piekło pisarzy i redaktorów, dobre. Pomyślałem, że takie piekło byłoby ciekawe jakby zamknąć w jednym pomieszczeniu jednego redaktora i 1000 pisarzy, a w innym jednego pisarza i 1000 redaktorów:D. Trzeba rzucić pisanie bo jeszcze faktycznie się okaże, że tak wygląda piekło pisarzy ;). Fajny pomysł i przyjemnie się czytało :) Pozdrawiam.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Lekko przerobiony fragment mojego starego opowiadania – pasuje jak ulał :) – czytało je może 3 do 4 osób więc chyba nie ma problemu – #PełenChill , a i lekko mi się limit przekroczył :P
Starzec skulił się na wózku inwalidzkim, gdy stanąłem nad nim. Podniosłem przyłbicę kasku motocyklowego. Jednym ruchem zerwałem medalion z szyi Jamesa Frosta. Starzec podniósł na mnie wzrok, próbując sięgnąć dłonią do klejnotu, gdzie wirowała moja dusza. Ścisnąłem rękę Frosta w przegubie, drugą przyszpiliłem do oparcia wózka. Twarz Frosta wykrzywił grymas, gdy zbliżyłem usta. Przyssałem się do Jamesa i zacząłem wysysać ducha ze starczego ciała.
Dusza Frosta była silna, wiła się, walczyła.
"Czuję ją, Rutschig, ona jest moja".
Rozbrzmiewał mi w głowie głos Mefisto. Spojrzałem na to co jeszcze przed chwilą było kotem. Pulsująca kupy mięśni i futra, nieustannie rosła, były już wielkości konia.
– Będziesz musiał trochę jeszcze się wysilić, Mefisto, nim ci ją zwrócę – powiedziałem i wybiegłem z gabinetu.
Plątanina futra, łap, kocich łbów i mięśni toczyła się korytarzem. Nie miałem siły na dalszą ucieczkę. Dopadłem do najbliższego pomieszczenia. Wszedłem do środka i zatrzaskuję za sobą drzwi przyciskając je barkiem. Trzymałem z całych sił klamkę i czekałem. Korytarz na zewnątrz trząsł się pod napierającą masą Mefisto. Tuż przy pomieszczeniu stwór zatrzymał się. Usłyszałem pukanie – spokojne. Jak urzędnika do domu petenta.
"Wystarczy tej bieganiny, Rutschig. Już się zmęczyłem. A tobie skończyły się już miejsca, gdzie mogłeś uciec".
Głos Mefisto brzmiał łagodnie i złowrogo zarazem.
"Odtwórz i nie rób scen".
– Niby dlaczego? – zapytałem.
"Są dwa powody. Pierwszy, nienawidzisz Frosta, tak samo jak ja, a może nawet bardziej. W końcu ciebie też oszukał. A do tego wykorzystywał".
– A drugi?
"Spójrz za siebie".
Puściłem kurczowo ściskaną klamkę i spojrzałem. Wokół panował chaos wspomnień, z mojego życia i życia wszystkich, na których los bezpośrednio wpłynąłem. Mieć świadomość podłości, których się dopuszczamy, to jedno, ale widzieć je i przeżywać ból osób, na które nasze działania miały bezpośredni wpływ, cierpieć wraz z nimi, ich bliskimi, rozpaczać z każdą osobą, którą skrzywdziłem poprzez całe życie… to wykracza poza wszelkie granice wytrzymałości. Poprzez korowód bólu zbliża się Mefisto. Przybrał postać osieroconego wnuka Jamesa Frosta. Gdy podchodził, czułem pustkę w sercu dziecka po stracie jedynego członka rodziny, dziadka, który był dla niego wszystkim.
„No już, wystarczy tych cyrków. Oddaj mi duszę Jamesa Frosta".
Ściągnąłem kask i otwarłem usta. James już wiedział, gdzie się znalazł, i walczył. Nawet wnętrze mojego od dawna martwego ciała było mu milsze niż to, co szykował dla niego Mefisto. W końcu udało mi się uwolnić ducha. Ten znika od razu w potoku wspomnień.
"Rutschig, wiem, że możesz mieć pewien problem ze skupieniem uwagi. Jest tu wiele cierpienia, z którym będziesz musiał się zmierzyć. Ale jeszcze nie teraz. Niech to, co czujesz, będzie na razie zaliczką na poczet naszego przyszłego spotkania".
Słowa Mefisto przebijały się przez ogarniający mnie chaos żalu i rozpaczy. Czułem, że coś mnie ciągnie, w następnej chwili zobaczyłem gwiazdy, migoczące na niebie. Posiadłość zniknęła. Znów nie czułem nic, byłem przepełniony pustką jak dawniej. Tylko gdzieś z oddali docierało do mnie…
"Będę na ciebie czekał, Rutschig".
KONIEC
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
No i mamy dwa teksty, w tym oba lekko oderwane od założeń wyzwania, ale całkiem, całkiem… XD
#TeamPełenChill rośnie w siłę :D
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
@Bardjaskier,
Dziękuję za dobre słowo. Pomysł, by w piekle na pisarza czekało tysiąc redaktorów, wydaje się bardzo dobry, jedyny kłopot to gdzie zaciągnąć taką armię ;)
W Twoim tekście bardzo spodoba mi się dusząca atmosfera winy, obecność demonicznego bytu w postaci Mefista, a także bliskość piekła i nieuchronność spotkania, chyba nawet lepiej oddaje klimat niż samo moczenie w smole.
Byłem niejako skazany na #TeamPełenChill, ponieważ potrzebowałem dwóch postaci, aby uniknąć „pisarzo-centryzmu” w kontekście piekła. Wizja w której na każdego czeka własne piekło, dobrze dopasowane do indywidualnych „potrzeb”, wydaje się dużo ciekawsza.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
A dziękuję, miło mi, że tekst się podobał, no ja też jeden skazany na PełenChill bo to jednak fragment już istniejącego opowiadania, ale właściwie wszystkie pojedynki są na Chillu, wkońcu to tylko zabawa i dobry trening przy okazji:).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Przeczytawszy oba.
Piotr, autotematyczne teksty (tzn. pisanie o pisaniu) zaczęły mnie już trochę męczyć, ale czytało się dobrze. Można by kiedyś wrzucić jako samodzielny szort.
zamknąć w jednym pomieszczeniu jednego redaktora i 1000 pisarzy, a w innym jednego pisarza i 1000 redaktorów
Brzmi jak eksperyment w krypcie z Fallouta. XD
Jaskier, ten tekst już znam. :) Nie myślałbym o tej scenie jako o podróży do piekła (to piekło przyszło…), ale w sumie ma sens.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
SNDWLKR, Dzięki za przeczytanie. Może kiedyś, jak ogarnę bieżące projekty, faktycznie doszlifuję i wrzucę jako samodzielny szort, na razie starczyło energii tylko na taki “spontan”.
Wstyd się przyznać, ale nie wiedziałem nawet, że mamy na forum dużo autotematycznych tekstów, ponieważ na bieżąco śledzę tylko dział fantasy
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Oba fajne.
PS
cezary_cezary, podejrzewam, że przez ten #PełenChill, kolejne wyzwanie też będziesz organizował. A tak swoją drogą, jak pisarzy nie słać do piekła, skoro wyraźnie było, żeby tag umieszczać na końcu.
AP, mogę organizować. Mam jeszcze sporo pomysłów do wykorzystania;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
O, to świetnie, nie będzie przestojów.
SNDWLKR, AP – dzięki, fajnie, że się podobało. AP – pamiętam o Twoim opowiadaniu na Polski Horror, ale już je przesłucham i wrócę komentarzem na YT i NF :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Brzmi jak eksperyment w krypcie z Fallouta. XD
Szalony socjolog z Girl Genius: “Dajcie mi tysiąc sierot, labirynt i dużo sera.” XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
AP, Dzięki za komentarz.
A tak swoją drogą, jak pisarzy nie słać do piekła, skoro wyraźnie było, żeby tag umieszczać na końcu.
Mam nadzieję że za samo niemanie taga na końcu, to będzie bardziej takie zwiedzanie…
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Mam nadzieję że za samo niemanie taga na końcu, to będzie bardziej takie zwiedzanie…
Otóż nie tym razem. Oczekuj kar cielesnych:
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Otóż nie tym razem. Oczekuj kar cielesnych:
Człowiek na forum fantastyki spodziewa się rycerzy słowa w lśniących zbrojach, wymieniających honorowe pozdrowienia przy otwartych przyłbicach. Dam w bufiastych sukniach, które skrywają rumieńce za orientalnymi wachlarzami, nieśmiało opuszczających wzrok, jeśli w tekście pojawią się gorszące treści.
A co przynosi rzeczywistość? Hiszpańską Inkwizycję z poduchami i kary cielesne… Ech, życie bywa ciężkie
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Gratulacje dla E/m za przywrócenie inicjatywy wyzwań! Tak naprawdę nie jestem przekonany, czy dam radę poświęcić im dużo czasu, ale na początek postanowiłem zajrzeć…
Piotrze:
przyjemny tekst. Opis piekła jest raczej humoreską, ale sensownie zrobiony, nie popada w sztampę (o ile umiem ocenić). Bardzo podoba mi się pomysł, że bohaterowie po wizycie w piekle postanawiają zmienić swoje życie, ale nie w sensie chodzenia do kościoła i pomagania biednym, tylko rezygnując z zajęć, o których się przekonali, że torturują się nimi, sprawiają im dość przykrości, aby stały się częścią kary piekielnej. Zaledwie to sygnalizujesz w zakończeniu, ale rozbudowa koncepcji mogłaby doprowadzić do powstania bardzo wartościowego utworu.
wymamrotał męski głos zza moich pleców. – Ty masz jakiś problem z motywacją?
a strumień liter popłynął się spod moich palców.
To spowodowało pojawianie się
Konieczność uzgodnienia aspektu – powodowało pojawianie się – spowodowało pojawienie się.
Uniosłem z klawiatury bezwładną rękę i ku swemu przerażeniu odkryłem, że zablokowała klawisz „del”, usuwając dwadzieścia stron gotowego tekstu!
Tu dodałbym coś w rodzaju “Ctrl+Z zadziałało tylko pięćdziesiąt razy przed wyczerpaniem schowka”.
Jaskrze:
tekst wydał mi się stosunkowo mało czytelny. Przede wszystkim kwestia: czym ontologicznie jest Rutschig (w ogóle imię jakby kobiece) – czy to również demon podległy Mefistowi (imiona zakończone na -o zasadniczo odmieniamy), czy jakiś czarownik skazany na potępienie, inna istota fantastyczna? To może być dość ważne dla fabuły i wymowy opowieści.
Starzec skulił się na wózku inwalidzkim, gdy stanąłem nad nim. Podniosłem przyłbicę kasku motocyklowego. Jednym ruchem zerwałem medalion z szyi Jamesa Frosta. Starzec podniósł na mnie wzrok
Czy starzec i Frost to ta sama osoba, czy dwie różne?
Spojrzałem na to, co jeszcze przed chwilą było kotem. Pulsująca kupa mięśni i futra(-,) nieustannie rosła, była już wielkości konia.
Oddzielamy przecinkiem zdanie podrzędne dopełnieniowe, a grupy podmiotu od grupy orzeczenia nie oddzielamy.
"Odtwórz i nie rób scen".
Otwórz. Poza tym warto używać polskich cudzysłowów.
Ślimacze pozdrowienia dla wszystkich! Za chwilę drugi wpis…
Pytacie, jak mi minął dzień? Wiadomo, że dobrze. Dobrze jest znów poczuć słońce i wiatr.
Chociaż pytanie można by lepiej zadać. Tam nie było czegoś takiego jak „dzień”. Światło zawsze takie samo, a we śnie zajmowałem się tym, czym i za dnia. Trudno mówić o jakimkolwiek rytmie.
W każdym razie, rozumiecie, biorę się znowu do swojego zadania, a nagle jakiś obcy spaceruje w moją stronę. Nieczęsto się tam widziało nowe twarze. W dodatku ciągnął przy nim słuszny tłumek, nie zgadnąć, gapiów może czy pielgrzymów.
Nie zwrócilibyście na niego uwagi w ciżbie, ale gdy byłem władcą, musiałem nauczyć się poznawać takich ludzi. Prosta maniera, a królewska pewność siebie. Dłonie rzemieślnika, a oczy artysty. Takiego możesz tylko zaprosić do stołu jako równego sobie lub zabić.
Odezwał się do mnie. Greką nieliteracką, wyuczoną z rozmów, chociaż co ja wiem, może teraz tak piszą, musiało chyba minąć więcej niż dziesięć stuleci? Akcent jakby zbliżony do tego, który zdarzało mi się słyszeć u kupców i marynarzy urodzonych na południe od Kolchidy:
– Czy przyjmiesz moją pomoc?
– Przyjmę każdą pomoc – podkreśliłem, ale jeden z nadzorców włączył się zaraz:
– Nie wolno! Nie wolno! Każdy musi dźwigać własny los!
A ten obcy zwrócił się do niego z taką niesamowitą czułością i zrozumieniem, całkiem nie jak do gbura z pałką i biczem:
– Kiedy ja niosłem swój ciężar, podszedł do mnie człowiek, przypadkowy przechodzień, aby pomóc wbrew tłumowi i przeciw tradycji, więc jakże ty spróbujesz nam teraz odmówić?
I szliśmy we dwóch pod górę, skupieni na wspólnym wysiłku, nie mówiąc więcej niż po kilka słów. Czułem, że tym razem jest inaczej. Kiedy delikatna równowaga miałaby się zburzyć, utrzymywał ją drobnymi ruchami, jakby gładził niesforną owieczkę.
Wnet siedliśmy obaj na szczycie wzgórza, oparci plecami o rezultat naszych starań, a mój towarzysz powiedział:
– Syzyfie, twoje winy są ci odpuszczone.
#PełenChill
Myślałem, że spróbuję walczyć o tytuł najlepszego, ale nie ma to sensu, skoro inni uczestnicy nie chcą, a Cezary w przeciwieństwie do mnie ma pomysł na kolejne wyzwania. Poza tym pomysł nie jest do końca oryginalny i nie mam też ochoty upierać się ze słownikiem w ręku, że “wina” nie jest synonimem “grzechu”.
Witamy na pokładzie, Ślimaku! :)
Myślałem, że spróbuję walczyć o tytuł najlepszego, ale nie ma to sensu, skoro inni uczestnicy nie chcą
Zawsze możesz zmienić zdanie w trakcie, także na spokojnie. Z drugiej strony, z dotychczasowej aktywności w wyzwaniu mam już pewne wnioski, ale poczekam do upływu terminu z ich uzewnętrznieniem.
Poza tym pomysł nie jest do końca oryginalny i nie mam też ochoty upierać się ze słownikiem w ręku, że “wina” nie jest synonimem “grzechu”.
Ujmę to nastepujaco, w zadanie wpasowałeś się bardzo zgrabnie, więc oryginalność pomysłu schodzi na dalszy plan. "Wina" jest do przyjęcia;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ślimaku, Bardzo dziękuję za komentarz.
przyjemny tekst. Opis piekła jest raczej humoreską, ale sensownie zrobiony, nie popada w sztampę (o ile umiem ocenić). Bardzo podoba mi się pomysł, że bohaterowie po wizycie w piekle postanawiają zmienić swoje życie, ale nie w sensie chodzenia do kościoła i pomagania biednym, tylko rezygnując z zajęć, o których się przekonali, że torturują się nimi, sprawiają im dość przykrości, aby stały się częścią kary piekielnej. Zaledwie to sygnalizujesz w zakończeniu, ale rozbudowa koncepcji mogłaby doprowadzić do powstania bardzo wartościowego utworu.
Tekst był pomyślany właśnie jako humoreska, doprawiona szczyptą refleksji, którą dodałem w ostatnim momencie, nie będąc pewnym, czy pasuje. Jesteś kolejną osobą, która zwraca uwagę, że to ważny element, więc kiedy wrócę do tekstu, na pewno go rozwinę!
Z góry przepraszam, że nie odwdzięczę się korektą, ale jako czytelnik, jestem beznadziejnie bezkrytyczny, choć pracuję by to zmienić.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Dzięki Ślimaku za udział w zabawie i przeczytanie tekstu :). To stary tekst jeśli Cię interesują te wszystkie niewyjaśnione sprawy, to całość możesz przeczytać ;). Ale podobno to nie jest moje top 10, a szkoda bo lubię tę historię :). Wrócę z komentarzem do Twojego szorta :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ślimak – jakiś masz dryg do poetyckich tekstów, ten mi się skojarzył z przypowieścią z Bibli i nie dużo się pomyliłem, przypowieść mityczna albo mitologiczna – sam nie wiem jak to nazwać :). Ani słowa o piekle, a jedna piekło występuje w tekście, całkiem sprytnie :). Zazwałbym tekst 3 list do Efyryjczyków ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ślimaku, Fajny tekst w takiej delikatnej tonacji, zupełnie innej od poprzednich dwóch.
Jeśli mógłbym zasugerować dwie zmiany, pierwsza linijka:
Pytacie, jak mi minął dzień? Wiadomo, że dobrze. Dobrze jest znów poczuć słońce i wiatr.
>Pytacie, jak minął mi dzień? Dobrze. Tak, jak można się poczuć tylko wtedy, gdy po stu latach ciemności słońce znów dotyka skóry, a wiatr wypełnia nozdrza, przynosząc niemal zapomniane zapachy.
lub
>Pytacie, jak minął mi dzień? Wiadomo, że dobrze. Dobrze jest znów poczuć dotyk słońca na skórze i wiatr wypełniający nozdrza, przynoszący niemal zapomniane zapachy.
Żeby była bardziej sugestywna?
Tutaj jak dla mnie “tłumek” nie pasuje do estetyki całości.
W dodatku ciągnął przy nim słuszny tłumek, nie zgadnąć, gapiów może czy pielgrzymów.
>W dodatku ciągnął z nim słuszny tłum, nie mogłem rozpoznać, gapiów czy pielgrzymów.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Ślimaku
Poza tym pomysł nie jest do końca oryginalny
Optymistyczne zakończenie tego mitu dodaje oryginalności pomysłowi.
Odezwał się do mnie. Greką nieliteracką, wyuczoną z rozmów, chociaż co ja wiem, może teraz tak piszą
Świetne. Po pierwszym przeczytaniu nie pasowało mi, ale zaraz załapałem koncept.
Przeczytawszy kolejne.
Spoko, lubię klasyczne motywy (w dowolnym tego słowa znaczeniu ;)). Zgaduję, że to nawiązanie do zstąpienia Jezusa do piekła po ukrzyżowaniu – przynajmniej mi się tak skojarzyło.
Też chciałem naskrobać coś z mitologią, ale doczytałem, że ma być w pierwszej osobie, więc tym razem chyba odpuszczę.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Hej.
Limit mi się przekroczył, ale widząc, że moi znamienici koledzy również nie zmieścili się w reżimie słów, wrzucam.
#PełenChill
Wiem, że to nienormalne, żeby człowiek z uśmiechem na ustach wracał z czyjegoś pogrzebu. Szczególnie z pogrzebu kogoś, nazwijmy to: bliskiego. A gdybym powiedział, że tym kimś była moja teściowa? Wredne, złośliwe babsko, które przez tyle lat psuło mi krew i zatruwało życie, wyciągnęło wreszcie kopyta, kopnęło w kalendarz, poszło do piachu… Ech…
W szampańskim nastroju odpaliłem samochód i krętą drogą pomknąłem w kierunku miasta. To nie było tak, że ja wjechałem na przeciwległy pas ruchu. Nie! To tamten ktoś zjechał z drugiego pasa na mój i nagle wyrósł wprost przed maską samochodu.
Usłyszałem huk…
Nie zapinam pasów, toteż wystrzeliłem jak z katapulty. Leciałem, leciałem i leciałem bez końca…
Wreszcie chyba wylądowałem, bo gdy się ocknąłem, poczułem pod sobą twardy grunt. Uniosłem głowę i otworzyłem oczy. Szosa znikała tu w mroku tunelu… Dziwne, ale nie kojarzyłem niczego takiego w okolicy. Tunel był ciemny, ale na samym jego końcu zobaczyłem światło.
Podniosłem się i otrzepałem z kurzu. Zauważyłem, że w kierunku owego światła ciągnie się długi sznur ludzi. Nie bardzo wiedziałem, co to za kolejka, ale skoro stała, stanąłem w niej i ja.
Nie minęła chwila, jak wyrósł przede mną niewysoki, przygarbiony człowieczek w skórzanej kurtce.
– Pozwoli pan ze mną – rzekł chrypiącym głosem i zakaszlał.
Spojrzałem w miejsce, które mi wskazał. W bocznej ścianie tunelu znajdowały się niewielkie drzwi. Z jego gestu zrozumiałem, że mam się tam za nim udać.
– Proszę uważać na głowę – dorzucił.
Korytarz, do którego mnie wprowadził, wiódł stromo w dół po niekończących się, krętych schodach.
– Dokąd idziemy? – Odważyłem się w końcu zapytać.
– A jak pan sądzi, dokąd mogą iść mordercy?
Zatrzymałem się i dokładnie przyjrzałem mojemu przewodnikowi. Ewidentnie źle patrzyło mu z oczu.
– O czym pan mówi?
– O pańskiej teściowej. Zabił ją pan, czyż nie?
– To wredne i złe babsko? Sama wykorkowała. Nie miałem z tym nic wspólnego.
– Ja wiem, że to zła kobieta – odparł, uśmiechając się szyderczo. – U mnie w papierach stoi jednak jak byk, żeś ją pan osobiście ukatrupił.
– W jakich papierach? – uniosłem się. – Co to za bzdura?
Nic nie odpowiedział.
Zeszliśmy w tym czasie na sam dół. Przed nami otworzył się obszerny hol z niezliczoną ilością drzwi. Mój przewodnik wyciągnął z kieszeni jakiś stary, zardzewiały klucz z metalową plakietką, rozejrzał się po korytarzu, po czym wziął mnie pod ramię i zaprowadził pod jedną z furt. Wsunął klucz do dziurki i przekręcił. Zgrzytnął zamek i wrota się uchyliły.
– Nikogo nie zabiłem! – warknąłem, wyrywając ramię z uścisku jego szponiastych palców, które wepchnęły mnie do środka. Chciałem stanowczo zaprotestować przeciwko takiemu traktowaniu, człowieczek jednak niespodziewanie zniknął.
Odwróciłem się. Zamiast więziennej celi spostrzegłem dziwnie znajome wnętrze. Była to właściwie duża, staroświecka kuchnia. Na palniku bulgotało coś w garnku, a na kuchennym stole stał pusty talerz. Nim jednak zdążyłem się zorientować, gdzie naprawdę jestem, skrzypnęły znajdujące się naprzeciw mnie drzwi i wyłoniła się z nich moja teściowa.
Spojrzała na mnie krzywo i sapnęła pod nosem:
– To ty… Zupa dawno wystygła – dodała z wyrzutem, jakby to była moja wina, że już nie jest gorąca.
Pomyślałem, że prędzej zjadłbym talerz smoły niż ten jej obrzydliwie tłusty kapuśniak, którego szczerze nienawidziłem. Coś nagle ścisnęło mnie w sercu, jakbym dopiero teraz uświadomił sobie, gdzie jestem. Ogarnęła mnie panika. Rzuciłem się do wyjścia, z całych sił waląc pięściami w furtę. Pociemniało mi przed oczami i po chwili osunąłem się na podłogę.
– Panie Janku!
Czyjś głos przebił się wreszcie przez barierę mroku.
Przetarłem oczy i czując, jak ustępują powidoki, ostrożnie uchyliłem powieki.
– Panie Janku! – Zobaczyłem nad sobą twarz młodej kobiety. – Jest pan z nami?
Rozejrzałem się dookoła. Leżałem na ziemi. Wokół mnie stała grupka gapiów. Na piersi dostrzegłem przyklejone elektrody, od których kolorowe kabelki poprowadziły wzrok do skrzynki defibrylatora.
– Cholera – zakląłem. – Nie zgadniecie, skąd właśnie wracam…
Hmm, portal zjadł mój komentarz :)
Także w skrócie: #TeamChill konsekwentnie pogardza narzuconymi przeze mnie limitami, ale dzięki temu powstają fajne teksty, więc who cares? ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Sajmon15– Hej, nie ma nic straszniejszego niż wieczność w towarzystwie teściowej i jej tłustego kapuśniaku – sam też nie jestem fanem tej zupy :D. Fajne, zabawne i pouczające – nie zabijaj teściowej bo spotkasz ją w piekle;) Pozdrawiam.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Sajmonie, zupełnie zgrabny tekst! Wydaje mi się, że koncepcja człowieka zawróconego reanimacją z drogi do piekła świetnie pasuje do tematu wyzwania. A co zabrała przewidywalność, to oddała uroda językowa, bo naprawdę nie można tu się przyczepić do wielu rzeczy…
Eh…
“Ech” piszemy jednak przez “ch”.
Nie minęła chwila, jak wyrósł przede mną
Lepiej “gdy” lub “kiedy”.
Pomyślałem, że prędzej zjadłbym talerz smoły, niż ten jej obrzydliwie tłusty kapuśniak, którego szczerze nienawidziłem.
Bez przecinka przed “niż”, skoro nie ma rozbieżnych orzeczeń. Można rozważyć, czy ostatni dopisek jest potrzebny, całkowicie wynika z kontekstu.
A teraz – bardzo dziękuję za wszystkie komentarze do moich syzyfowych bazgrołów! Cieszę się, że ogólnie Wam się podobało i że zamysł był w miarę czytelny (tylko jeden z Was wyraźnie napisał o zstąpieniu Jezusa do piekieł, ale reszta chyba też przeczuwała ten motyw w odbiorze). Pisałem, że pomysł nie całkiem oryginalny, ponieważ bodajże w Weiserze Dawidku była naszkicowana idea takiej sceny (choć bez pełnego rozwinięcia literackiego), jak Chrystus tam wybacza różnym postaciom z pogranicza historii starożytnej i mitologii.
Jeśli mógłbym zasugerować dwie zmiany, pierwsza linijka (…) Żeby była bardziej sugestywna?
To jest bardzo ładnie pomyślane, tylko nie pasuje mi do wyobrażenia Syzyfa, to nie jest współczesny chłopak dzielący się emocjami, tylko starogrecki władca, wydaje mi się, że nie odsłaniałby tak swojej wrażliwości, wolałby uciąć ten temat krótko; poza tym chciałem się jednak zmieścić w limicie. A z tym “tłumkiem” raczej masz rację.
Drodzy! W wyznaczonym terminie wpłynęły 4 wyśmienite teksty, z których jeden nawet spełniał wszelkie założenia wyzwania :)
Komplet uczestników postawił na #PełenChill, chociaż szanownego Ślimaka korciło żeby współzawodniczyć :)
W mojej ocenie niniejsze wyzwanie potwierdziło, że dotychczasowa formuła (czyli minikonkursów na krótkie teksty) rzeczywiście się wyczerpała, co nie oznacza wcale, że wyzwania znikną. Kolejne wyzwanie, w nieco odświeżonej formie, pojawi się w najbliższy poniedziałek :) Zobaczymy jak to wyjdzie w tzw. “praniu”, ale docelowo myślę o dwóch tygodniowych wyzwaniach w miesiącu.
Stay tuned! :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Skoro i tak wszyscy postanowili być przegranymi wybierając #PełenChill, to i po terminie coś dokleję, dołączając do tej wesołej gromadki, a co!
Właśnie jestem w drodze na Mazury a wcześniej zwyczajnie brakło czasu.
POCZĄTEK
Ze snu wyrwał mnie jakiś rumor na ulicy. Wyłączyłem budzik, który miał zadzwonić za siedem minut. Nie było już sensu zamykać oczu.
Poranek był szybki, jak zwykle. Sprawdzone pośpiesznie maile, pozostawione na blacie okruchy, po naprędce zjedzonej kanapce, niedopita kawa w ulubionym kubku, krople wody na umywalce… wychodząc z domu, zamknąłem drzwi.
…a potem było normalnie. Znów szybko, aż…
…usłyszałem krzyk kobiety… i zacząłem się zastanawiać czy przeszedłem przez jezdnię, czy w ogóle na nią wszedłem? I gdzie ja, do cholery, jestem?
Przez krótką chwilę zrobiło mi się żal, że zostawiłem w domu taki bajzel i chyba go już nie posprzątam.
…wtem, przestałem myśleć o okruchach i…
…wszechogarniająca białość zaczęła ustępować, pozostawiając jedynie białe znaki, jakby rozedrgane, ciągle zmieniające kształty i tworzące kolejne litery, w języku, którego nigdy nie znałem. Mimo to, wiedziałem jaką treść niosą poskładane z egzotycznych znaków słowa. W tle przewijały się sceny z mojego życia, które się skończyło, bo skończyło się, to pewne.
Nie wiem kim teraz byłem lub czym byłem. Nie czułem ciepła ani chłodu, strachu. Nic.
Nie miałem fizycznej postaci, rąk, nóg, jakiejkolwiek tkanki. Byłem świadomością patrzącą na… wszystko, co spieprzyłem.
To “JA”, którym teraz byłem, obserwowało sceny, dawno wyblakłe w mojej pamięci, teraz jednak wyraźne, bardziej niż wtedy, kiedy byłem ich częścią.
I
Viktoria, moja szesnastoletnia kuzynka, może nie grecka bogini ale całkiem ładna i nie stawiała oporu. Po takiej mieszance alkoholu i prochów, nawet nosorożec byłby uległy. Rano nawet nie wiedziała, co się stało.
…
CXXIII
Tomasz, kolega z pracy, miał świetny pomysł, ale to ja go dopracowałem, opatentowałem i zarobiłem trochę kasy. Wydawało mi się, że taki łebski facet za chwilę wymyśli coś nowego. Nie wymyślił.
Sceny powtarzały się w jakiejś nieznośnej pętli. Za każdym kolejnym odtworzeniem dobitniej uświadamiałem sobie to, czego mogłem nie zrobić.
Czekałem na koniec, który nie nadchodził.
KONIEC
Kuurczę… przegapiłam. No, nic, następnym razem.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Skoro i tak wszyscy postanowili być przegranymi wybierając #PełenChill, to i po terminie coś dokleję, dołączając do tej wesołej gromadki, a co!
Bardzo dobre podejście, witamy na pokładzie;)
Kuurczę… przegapiłam. No, nic, następnym razem.
Wypatruj poniedziałku (tak, wiem jak to brzmi…) ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Sprawdziłem teraz, że pomysłu nie zaczerpnąłem z Weisera Dawidka, tylko z opowiadania Winniczki, kałuże, deszcz. Czytałem je całkiem dawno temu i wydawało mi się, że wątek nie mógł być wcale rozbudowany, nie pamiętałem konkretnych fraz, a jednak jest niekomfortowo blisko:
Ale jeszcze większy zachwyt wzbudziła we mnie scena z Syzyfem:
Jezus podchodził do niego bezszelestnie i pomagał toczyć głaz na górę, a kiedy wreszcie Syzyf krzyknął zdumiony “udało się! udało!”, Jezus wychodził z mgły-obłoku i mówił donośnym głosem, tak żeby go wszyscy słyszeli: “Syzyfie! Twoje winy zostały ci odpuszczone!”.
Powiem tak: cieszę się, że nie wybrałem opcji współzawodnictwa. A do wczesnego Huellego to mi jeszcze wyraźnie brakuje.