1. Wyzwanie nie ma na celu współzawodnictwa, a szlifowanie warsztatu w niesprzyjających warunkach, także #TeamPełenChill ;]
2. Możliwe, że w przyszłości będą pojawiać się wyzwania, w których Uczestnicy będą bili się o palmę pierwszeństwa, ale nie w najbliższej przyszłości.
3. Coś mądrego chciałem napisać, ale zapomniałem. Może mi się przypomni, to uzupełnię ;]
Założenia wyzwania:
– Tworzymy kolektywną historię, która będzie rozwijała się w miarę dodawania kolejnych wpisów przez kolejnych Uczestników.
– Każdy kolejny Uczestnik dodaje do istniejącej aktualnie historii cztery zdania, które stanowią jej rozwinięcie (dla jasności: pierwszy Użytkownik tworzy historię składającą się z czterech zdań, następny dodaje kolejne cztery zdania i nasza historia ma już osiem zdań, po kolejnym wpisie zdań jest już dwanaście, itd.)
– Po każdym kolejnym wpisie historia musi stanowić zamkniętą całość.
– Żeby to lepiej się czytało, nie wrzucamy wyłącznie naszych czterech zdań, tylko wszystkie dotychczasowe rozwinięte o nasz wkład do kolektywnej historii :)
– Komentarze w tzw. międzyczasie są wysoce pożądane :)
– Deadline (tak, jakby ktoś się tym przejmował :D) przypada na 10.11.2024 r. (do końca dnia)
Koniec
Komentarze
Powinieneś zacząć jako mistrz wyzwania:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
OK, od czego zaczynamy? I można się dopisać tylko raz, czy kilka razy?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dobra, już widzę, co zrobiłem xD Początek napisałem i wrzuciłem od razu, ale komentarz zaliczyło do bety, więc go nie widzicie ;)
Brać udział można wielokrotnie, ale nie można robić dwóch wpisów pod rząd;)
Ruszamy:
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów. – Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę. Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno. Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Sorry, że z telefonu, poproszę by ktoś kto ma dostęp do komputera naprawił tę haniebną niedogodność;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
:D Takiego zwrotu akcji to się nie spodziewałem.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
to bardzo dobrze, na to liczyłem
Uno, dos, tres, quattro! :D Padłem :D
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
:D dobre, teraz tylko trzeba domknąć wszystkie wątki :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
zaraz zaraz, czemu Andrzej a nie Pitbull? to wcześniej było o Pitbullu, takim raperze, a nie o Andrzeju
To teraz ktoś musi pociągnąć temat i przywrócić logiczny ciąg zdarzeń;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Kronos ostatnie zdanie wiele tłumaczy :D To będzie utwór wszech czasów;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Z tym nazywaniem Pitbulla łysym raperem to wybitnie nieaktualne. Raz, że raper z niego był żaden, a dwa… Tak teraz wygląda:
:P
Known some call is air am
Ty lepiej tutaj, OS, nie cwaniakuj, tylko zapraszam do stworzenia dalszej części historii :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
“Lazurową nagość”? Piliście? XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Kawę :) W dużych ilościach. ;)
Chodziło mi o to, że krasnolud miał niebieską skórę, no i ogólnie okazał się kosmitą, o czym świadczy również srebrzysty spodek, którym wjeżdża na scenę jego towarzysz. Zatem tajemnica proweniencji czterech krasnoludów stopniowo zaczyna być ujawniana…
Kronos wszystko jest jasne :), a lazurowa nagość dobrze się wpisuję w klimat poki ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów. – Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę. Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Sorry, piszę z telefonu. :( Wieczorem poprawię.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Sndwlkr – mam wrażenie, że Twój fragment, mimo wszystko, jest najbardziej racjonalny:D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
no, No, NO :D co ci się znowu nie podoba z racjonalnym ::P
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
:P
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Coś mi się zdaję, że poszłaś na łatwiznę, no ale są 4 zadania, nich Ci będzie:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Sndwlkr – mam wrażenie, że Twój fragment, mimo wszystko, jest najbardziej racjonalny:D
Nie wiem, czy to dobrze.
Tarnina – kolejny zwrot akcji widzę. :o
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Dobra, to i tak jest zupełne wariactwo XD
są 4 zadania, nich Ci będzie:)
I tego się trzymajmy :P
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
SND – Dobrze:), postawiłeś stół, który znów można wywrócić. A tak na marginesie mój fragment też jest normalny na tle reszty;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę. – Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili, Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Też telefonuję, więc poproszę o doklejanie:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
OK. (Trójgłowiec?)
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę.
– Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ja już nie wiem, co się dzieje. XD
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
A to już zostawiam kolejnemu autorowi :).Dziękuję za uporządkowanie.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ja już nie wiem, co się dzieje. XD
Ja już dawno nie wiem XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bo teraz dopiero się wyjaśni ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę.
– Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
Nieświęta Trójca, nieco zdumiona tym odkryciem, przez chwilę walczyła sama ze sobą o priorytet osobowościowy. Chwilowo wygrała Ela, więc od razu poprawiła fryzurę, gładząc łysinę miękką ściereczką zapachową. To dało jej chwilę do namysłu i podjęcia decyzji.
– Może penetracja ich jaskini?
Penetracja jaskiń balonem :D proszę idźmy w tę stronę :D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ta historia ma potencjał zostać najbardziej odjechanym tekstem w historii Portalu :D
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Penetracja jaskiń balonem :D proszę idźmy w tę stronę :D
Oookej XD
Ta historia ma potencjał zostać najbardziej odjechanym tekstem w historii Portalu :D
Niewiele jeszcze widziałeś :D
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę.
– Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
Nieświęta Trójca, nieco zdumiona tym odkryciem, przez chwilę walczyła sama ze sobą o priorytet osobowościowy. Chwilowo wygrała Ela, więc od razu poprawiła fryzurę, gładząc łysinę miękką ściereczką zapachową. To dało jej chwilę do namysłu i podjęcia decyzji.
– Może penetracja ich jaskini?
I zaraz odpowiedziała sama sobie – Świetny pomysł!
Prądy powietrza zakręciły balonem, lecz potrójny byt bohaterski, za pomocą przemyślnego urządzenia splecionego ze sznurka, skierował swój lotny pojazd ku wylotowi groty.
Co prawda balon z trudem się w nim zmieścił, ale jedwab z majtek francuskich wieśniaczek wytrzymał tarcie o piaskowiec. Troje awanturników było w jaskini.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Grzyby wyłaziły ze ścian spod ich zielonych kapeluszy strzelały fioletowe zarodniki. Balon omijał stalagmity przemierzając coraz to nowe komory. Białe żaby nadymając się w ciszy, śledziły przelatujący nad ich głowami kosz. Andrzej czuł, że są już blisko.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę.
– Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
Nieświęta Trójca, nieco zdumiona tym odkryciem, przez chwilę walczyła sama ze sobą o priorytet osobowościowy. Chwilowo wygrała Ela, więc od razu poprawiła fryzurę, gładząc łysinę miękką ściereczką zapachową. To dało jej chwilę do namysłu i podjęcia decyzji.
– Może penetracja ich jaskini?
I zaraz odpowiedziała sama sobie – Świetny pomysł!
Prądy powietrza zakręciły balonem, lecz potrójny byt bohaterski, za pomocą przemyślnego urządzenia splecionego ze sznurka, skierował swój lotny pojazd ku wylotowi groty.
Co prawda balon z trudem się w nim zmieścił, ale jedwab z majtek francuskich wieśniaczek wytrzymał tarcie o piaskowiec. Troje awanturników było w jaskini.
Grzyby wyłaziły ze ścian, spod ich zielonych kapeluszy strzelały fioletowe zarodniki. Balon omijał stalagmity przemierzając coraz to nowe komory. Białe żaby nadymając się w ciszy, śledziły przelatujący nad ich głowami kosz. Andrzej czuł, że są już blisko.
Nora krasnoludków okazała się czymś o wiele bardziej wyrafinowanym, niż zwykłe mieszkanie. Trójosobowość znalazła się u progu nowoczesnego centrum dowodzenia oddziałami wyszkolonych mnichów, gdzie wszystko błyszczało chemią i fizyką.
– O co tu chodzi? – zastanowiła się zaskoczona jednoosobowa grupa.
Pięknie nam się rozwija historia, sprawdzał może ktoś ile napłodziliśmy znaków?
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Nie wiem, ale ja bym to później wrzucił jako szorta. ;D
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Dobry pomysł razem z listą autorów i możliwością zgadywanie, który fragment napisał dany autor :D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
W sumie jest to jakaś koncepcja ;D
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
3770 znaków wg. Libre Office.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ładnie :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę.
– Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
Nieświęta Trójca, nieco zdumiona tym odkryciem, przez chwilę walczyła sama ze sobą o priorytet osobowościowy. Chwilowo wygrała Ela, więc od razu poprawiła fryzurę, gładząc łysinę miękką ściereczką zapachową. To dało jej chwilę do namysłu i podjęcia decyzji.
– Może penetracja ich jaskini?
I zaraz odpowiedziała sama sobie – Świetny pomysł!
Prądy powietrza zakręciły balonem, lecz potrójny byt bohaterski, za pomocą przemyślnego urządzenia splecionego ze sznurka, skierował swój lotny pojazd ku wylotowi groty.
Co prawda balon z trudem się w nim zmieścił, ale jedwab z majtek francuskich wieśniaczek wytrzymał tarcie o piaskowiec. Troje awanturników było w jaskini.
Grzyby wyłaziły ze ścian, spod ich zielonych kapeluszy strzelały fioletowe zarodniki. Balon omijał stalagmity przemierzając coraz to nowe komory. Białe żaby nadymając się w ciszy, śledziły przelatujący nad ich głowami kosz. Andrzej czuł, że są już blisko.
Nora krasnoludków okazała się czymś o wiele bardziej wyrafinowanym, niż zwykłe mieszkanie. Trójosobowość znalazła się u progu nowoczesnego centrum dowodzenia oddziałami wyszkolonych mnichów, gdzie wszystko błyszczało chemią i fizyką.
– O co tu chodzi? – zastanowiła się zaskoczona jednoosobowa grupa.
Mnisi, jak to mnisi, jedni trenowali Cios Wirującej Pięści, inni siedzieli przy maszynach do pisania w zaciszu skryptorium. Żaden nie zwracał uwagi na infiltrującego/ą/ych bazę Andrzeja/Pitbulla/Elę. Trójca bez przeszkód podleciała do zajmującego środek groty zbiornika z przezroczystym płynem. Wewnątrz unosił się różowy jednorożec.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Atomowy jednorożec ze szczytu drabiny eskalacyjnej
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej to nie może się tak skończyć proszę dopisać puentę
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę.
– Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
Nieświęta Trójca, nieco zdumiona tym odkryciem, przez chwilę walczyła sama ze sobą o priorytet osobowościowy. Chwilowo wygrała Ela, więc od razu poprawiła fryzurę, gładząc łysinę miękką ściereczką zapachową. To dało jej chwilę do namysłu i podjęcia decyzji.
– Może penetracja ich jaskini?
I zaraz odpowiedziała sama sobie – Świetny pomysł!
Prądy powietrza zakręciły balonem, lecz potrójny byt bohaterski, za pomocą przemyślnego urządzenia splecionego ze sznurka, skierował swój lotny pojazd ku wylotowi groty.
Co prawda balon z trudem się w nim zmieścił, ale jedwab z majtek francuskich wieśniaczek wytrzymał tarcie o piaskowiec. Troje awanturników było w jaskini.
Grzyby wyłaziły ze ścian, spod ich zielonych kapeluszy strzelały fioletowe zarodniki. Balon omijał stalagmity przemierzając coraz to nowe komory. Białe żaby nadymając się w ciszy, śledziły przelatujący nad ich głowami kosz. Andrzej czuł, że są już blisko.
Nora krasnoludków okazała się czymś o wiele bardziej wyrafinowanym, niż zwykłe mieszkanie. Trójosobowość znalazła się u progu nowoczesnego centrum dowodzenia oddziałami wyszkolonych mnichów, gdzie wszystko błyszczało chemią i fizyką.
– O co tu chodzi? – zastanowiła się zaskoczona jednoosobowa grupa.
Mnisi, jak to mnisi, jedni trenowali Cios Wirującej Pięści, inni siedzieli przy maszynach do pisania w zaciszu skryptorium. Żaden nie zwracał uwagi na infiltrującego/ą/ych bazę Andrzeja/Pitbulla/Elę. Trójca bez przeszkód podleciała do zajmującego środek groty zbiornika z przezroczystym płynem. Wewnątrz unosił się różowy jednorożec.
– Musimy pobrać chociaż jedną próbkę! – polecił, obecnie dominujący w trio Andrzej.
– Nie oddam flakonika J’adore, oszczędzałam na nie pół roku! – pisnęła Ela.
– Czuję, że skład chemiczny tej cieczy, da nam nagrodę Nobla! – Andrzej nie zamierzał jej słuchać.
– AI w płynie! – szepnął gdzieś w głębi bytu zafascynowany pitbul.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę.
– Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
Nieświęta Trójca, nieco zdumiona tym odkryciem, przez chwilę walczyła sama ze sobą o priorytet osobowościowy. Chwilowo wygrała Ela, więc od razu poprawiła fryzurę, gładząc łysinę miękką ściereczką zapachową. To dało jej chwilę do namysłu i podjęcia decyzji.
– Może penetracja ich jaskini?
I zaraz odpowiedziała sama sobie – Świetny pomysł!
Prądy powietrza zakręciły balonem, lecz potrójny byt bohaterski, za pomocą przemyślnego urządzenia splecionego ze sznurka, skierował swój lotny pojazd ku wylotowi groty.
Co prawda balon z trudem się w nim zmieścił, ale jedwab z majtek francuskich wieśniaczek wytrzymał tarcie o piaskowiec. Troje awanturników było w jaskini.
Grzyby wyłaziły ze ścian, spod ich zielonych kapeluszy strzelały fioletowe zarodniki. Balon omijał stalagmity przemierzając coraz to nowe komory. Białe żaby nadymając się w ciszy, śledziły przelatujący nad ich głowami kosz. Andrzej czuł, że są już blisko.
Nora krasnoludków okazała się czymś o wiele bardziej wyrafinowanym, niż zwykłe mieszkanie. Trójosobowość znalazła się u progu nowoczesnego centrum dowodzenia oddziałami wyszkolonych mnichów, gdzie wszystko błyszczało chemią i fizyką.
– O co tu chodzi? – zastanowiła się zaskoczona jednoosobowa grupa.
Mnisi, jak to mnisi, jedni trenowali Cios Wirującej Pięści, inni siedzieli przy maszynach do pisania w zaciszu skryptorium. Żaden nie zwracał uwagi na infiltrującego/ą/ych bazę Andrzeja/Pitbulla/Elę. Trójca bez przeszkód podleciała do zajmującego środek groty zbiornika z przezroczystym płynem. Wewnątrz unosił się różowy jednorożec.
– Musimy pobrać chociaż jedną próbkę! – polecił obecnie dominujący w trio Andrzej.
– Nie oddam flakonika J’adore, oszczędzałam na nie pół roku! – pisnęła Ela.
– Czuję, że skład chemiczny tej cieczy da nam nagrodę Nobla! – Andrzej nie zamierzał jej słuchać.
– AI w płynie! – szepnął gdzieś w głębi bytu zafascynowany Pitbul.
Różowy jednorożec otworzył oktarynowe oczy i zmierzył przenikliwym spojrzeniem Andrzeja/Pitbulla/Elę.
– Śmiertelni! – rozległo się z głośników. – Niniejszym rozklejam was, jak uszka na Wigilię!
I nagle przed zbiornikiem stało troje oszołomionych ludzi w cokolwiek wymiętych ciałach.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
To chyba najbardziej zaskakująca historia, jaką czytałem na tym portalu xD
Spróbuję wieczorem coś jeszcze dopisać, ale trochę mi brakuje pomysłów xD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Oryginalna XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, aby łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę.
– Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
Nieświęta Trójca, nieco zdumiona tym odkryciem, przez chwilę walczyła sama ze sobą o priorytet osobowościowy. Chwilowo wygrała Ela, więc od razu poprawiła fryzurę, gładząc łysinę miękką ściereczką zapachową. To dało jej chwilę do namysłu i podjęcia decyzji.
– Może penetracja ich jaskini?
I zaraz odpowiedziała sama sobie – Świetny pomysł!
Prądy powietrza zakręciły balonem, lecz potrójny byt bohaterski, za pomocą przemyślnego urządzenia splecionego ze sznurka, skierował swój lotny pojazd ku wylotowi groty.
Co prawda balon z trudem się w nim zmieścił, ale jedwab z majtek francuskich wieśniaczek wytrzymał tarcie o piaskowiec. Troje awanturników było w jaskini.
Grzyby wyłaziły ze ścian, spod ich zielonych kapeluszy strzelały fioletowe zarodniki. Balon omijał stalagmity przemierzając coraz to nowe komory. Białe żaby nadymając się w ciszy, śledziły przelatujący nad ich głowami kosz. Andrzej czuł, że są już blisko.
Nora krasnoludków okazała się czymś o wiele bardziej wyrafinowanym, niż zwykłe mieszkanie. Trójosobowość znalazła się u progu nowoczesnego centrum dowodzenia oddziałami wyszkolonych mnichów, gdzie wszystko błyszczało chemią i fizyką.
– O co tu chodzi? – zastanowiła się zaskoczona jednoosobowa grupa.
Mnisi, jak to mnisi, jedni trenowali Cios Wirującej Pięści, inni siedzieli przy maszynach do pisania w zaciszu skryptorium. Żaden nie zwracał uwagi na infiltrującego/ą/ych bazę Andrzeja/Pitbulla/Elę. Trójca bez przeszkód podleciała do zajmującego środek groty zbiornika z przezroczystym płynem. Wewnątrz unosił się różowy jednorożec.
– Musimy pobrać chociaż jedną próbkę! – polecił obecnie dominujący w trio Andrzej.
– Nie oddam flakonika J’adore, oszczędzałam na nie pół roku! – pisnęła Ela.
– Czuję, że skład chemiczny tej cieczy da nam nagrodę Nobla! – Andrzej nie zamierzał jej słuchać.
– AI w płynie! – szepnął gdzieś w głębi bytu zafascynowany Pitbul.
Różowy jednorożec otworzył oktarynowe oczy i zmierzył przenikliwym spojrzeniem Andrzeja/Pitbulla/Elę.
– Śmiertelni! – rozległo się z głośników. – Niniejszym rozklejam was, jak uszka na Wigilię!
I nagle przed zbiornikiem stało troje oszołomionych ludzi w cokolwiek wymiętych ciałach.
Krasnoludek w szpiczastej czapce podszedł do zaskoczonych nagłym rozczepieniem ludzi i powiedział:
– Widzieliśmy, że wstrzyknięcie płynnego AI spowoduje, iż krążące w waszych żyłach cząsteczki sztucznej inteligencji zdołają wpłynąć na wsze umysły tak byście zapuścili się do jaskiń nieskończoności. Tylko tak mogliśmy sprowadzić was przed obliczę wszech wiedzącego zwierzęcia, boskiej parzysto kopytnej wspaniałości, niepowtarzalnej jednorogiej znakomitości, najkrócej mówiąc Boba, który jako jedyna istota we wszechświecie mógł siłą umysłu dokonać rozszczepienia…
– E, tak, fajnie, rozumiemy ale czy możemy już sobie puść – wtrącił się Pitbull, a Ela i Andrzej zgodzili się z do niedawna wspólną cząstką siebie.
– W zasadzie, to tak, to chyba już koniec – powiedział krasnoludek.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Nie mogłem się powstrzymać :) – A własnie i trzeba wymyśli tytuł :D Może każdy wrzuci po jednym wyrazie i z tego coś się ułoży ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Nie pisz z telefonu >< (Może: Telefon?)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, i wszystko kupy się trzyma. :D Tylko literówki trzeba poprawić.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
OK, OK, już. Czemu zawsze ja jestem kelnerką na bankiecie życia, na którym ucztują inne ludzie? :P
Andrzej otworzył drzwi. Na progu stały cztery krasnoludki ubrane w szaty mnichów.
– Dzień dobry, przyszliśmy pana porwać – powiedział pierwszy z nich, po czym wbił w nogę mężczyzny strzykawkę i wpuścił mu do organizmu truciznę.
Ten cofnął się jak oparzony, jednak było już za późno.
Ela wpadła do przedpokoju. Wrzasnęła dziko i w pełnym pędzie kopnęła pierwszego krasnala, którzy przeleciał nad schodami i wypadł przez okno klatki schodowej. Pokurcz w zielonej czapce ugryzł Elę w kostkę. Trzeci z napastników wpakował kobiecie dawkę trucizny prosto w pośladek, dokładnie w chwili gdy w drzwiach pojawił się pitbull.
Jednak czynsz był zdecydowanie za wysoki, by łysego rapera obchodziło, co się dzieje z właścicielami mieszkania. Przeszedł tylko przez przedpokój, starając się nikogo nie nadepnąć, wszedł do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki i wrócił do swojego pokoju układać kolejne hity. Jeden z krasnoludków pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że dawna legenda popu będzie w tak złym stanie.
Palce spłaszczone, by efektywniej uderzać w klawisze keyboardu. Uszy na stałe podłączone do wzmacniacza. Andrzej pozbył się nawet purpury wzrokowej z siatkówki, dzięki czemu mógł czytać nuty nawet przy słabym oświetleniu, oraz włosów z głowy, która stała się doskonałym rezonatorem. I, oczywiście, dał sobie wymienić wątrobę.
Najniższy z krasnoludów zrzucił strój mnicha, ukazał swą lazurową nagość i, niczym fleszem, objął nadprzyrodzoną poświatą Andrzeja oraz Elę, zamykając ich tym samym w świetlistej kuli. Tymczasem wykopnięty wcześniej krasnolud wrócił. Pojawił się za oknem (tym samym, którym wcześniej był wyleciał), tym razem siedząc za sterami czegoś w rodzaju srebrnego spodka. Pitbull (nota bene również Andrzej), skonstatowawszy że jednak Młody opchnął mu dziś cudny towar, dopił piwo, rzekł “lol” i wrócił do tworzenia kolejnego bitu.
Tymczasem krasnoludki przy akompaniamencie piosenki Eiffel 65 odleciały do swojej tajnej bazy przy Alei Korfantego. Hologram, wyświetlany dla zmylenia nieświadomych katowiczan, zniknął, by zrobić miejsce dla prawdziwego Spodka. Pojazd osiadł na ziemi, a krasnale wyszły przez ukryte drzwi w jednej ze ścian. Za nimi, w antygrawitacyjnej sferze, wylecieli Andrzej i Ela.
– Mam ich na radarze – mówiła Ela, nie odrywając wzroku od ekranu. – Zdejmujemy?
– Czekaj. Lecimy za nimi, na razie nie chcemy, żeby nas namierzyli. – Andrzej pogładził łysą głowę.
– Szybciej do balonu, nim uciekną – wrzasnął Pitbull. W tej chwili Andrzej, Ela i piosenkarz zdali sobie sprawę, że są jedną osobą. W idealnym ciele.
Nieświęta Trójca, nieco zdumiona tym odkryciem, przez chwilę walczyła sama ze sobą o priorytet osobowościowy. Chwilowo wygrała Ela, więc od razu poprawiła fryzurę, gładząc łysinę miękką ściereczką zapachową. To dało jej chwilę do namysłu i podjęcia decyzji.
– Może penetracja ich jaskini?
I zaraz odpowiedziała sama sobie – Świetny pomysł!
Prądy powietrza zakręciły balonem, lecz potrójny byt bohaterski, za pomocą przemyślnego urządzenia splecionego ze sznurka, skierował swój lotny pojazd ku wylotowi groty.
Co prawda balon z trudem się w nim zmieścił, ale jedwab z majtek francuskich wieśniaczek wytrzymał tarcie o piaskowiec. Troje awanturników było w jaskini.
Grzyby wyłaziły ze ścian, spod ich zielonych kapeluszy strzelały fioletowe zarodniki. Balon omijał stalagmity, przemierzając coraz to nowe komory. Białe żaby, nadymając się w ciszy, śledziły przelatujący nad ich głowami kosz. Andrzej czuł, że są już blisko.
Nora krasnoludków okazała się czymś o wiele bardziej wyrafinowanym niż zwykłe mieszkanie. Trójosobowość znalazła się u progu nowoczesnego centrum dowodzenia oddziałami wyszkolonych mnichów, gdzie wszystko błyszczało chemią i fizyką.
– O co tu chodzi? – zastanowiła się zaskoczona jednoosobowa grupa.
Mnisi, jak to mnisi, jedni trenowali Cios Wirującej Pięści, inni siedzieli przy maszynach do pisania w zaciszu skryptorium. Żaden nie zwracał uwagi na infiltrującego/ą/ych bazę Andrzeja/Pitbulla/Elę. Trójca bez przeszkód podleciała do zajmującego środek groty zbiornika z przezroczystym płynem. Wewnątrz unosił się różowy jednorożec.
– Musimy pobrać chociaż jedną próbkę! – polecił obecnie dominujący w trio Andrzej.
– Nie oddam flakonika J’adore, oszczędzałam na nie pół roku! – pisnęła Ela.
– Czuję, że skład chemiczny tej cieczy da nam nagrodę Nobla! – Andrzej nie zamierzał jej słuchać.
– AI w płynie! – szepnął gdzieś w głębi bytu zafascynowany Pitbul.
Różowy jednorożec otworzył oktarynowe oczy i zmierzył przenikliwym spojrzeniem Andrzeja/Pitbulla/Elę.
– Śmiertelni! – rozległo się z głośników. – Niniejszym rozklejam was, jak uszka na Wigilię!
I nagle przed zbiornikiem stało troje oszołomionych ludzi w cokolwiek wymiętych ciałach.
Krasnoludek w szpiczastej czapce podszedł do zaskoczonych nagłym rozczepieniem ludzi i powiedział:
– Wiedzieliśmy, że wstrzyknięcie płynnego AI spowoduje, iż krążące w waszych żyłach cząsteczki sztucznej inteligencji zdołają wpłynąć na wasze umysły tak, byście zapuścili się do jaskiń nieskończoności. Tylko tak mogliśmy sprowadzić was przed oblicze wszechwiedzącego zwierzęcia, boskiej parzystokopytnej wspaniałości, niepowtarzalnej jednorogiej znakomitości, najkrócej mówiąc: Boba, który jako jedyna istota we wszechświecie mógł siłą umysłu dokonać rozczepienia…
– E, tak, fajnie, rozumiemy, ale czy możemy już sobie pójść – wtrącił się Pitbull, a Ela i Andrzej zgodzili się z do niedawna wspólną cząstką siebie.
– W zasadzie, to tak, to chyba już koniec – powiedział krasnoludek.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Można już bić brawo?
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
W sumie miało być do końca dnia, a nie do północy, więc czemu nie?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
[klap klap klap]
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Tak, dobra robota, wyszedł nam naprawdę niebanalny szort :D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ano, dziękuję wszystkim pięknie za udział w wyzwaniu ;)
Teraz tydzień przerwy i 18 listopada ruszamy z kolejnym wyzwaniem. Stay tuned ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Chwileczkę, a co z naszym szortem, będzie udostępniony :)? A jak tak to, tytuł będzie potrzebny;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Tytuły to domena Cezarego;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Coś wymyślę, jutro ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
No i pięknie, tylko pamiętaj by nie był zbyt krótki;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Myślałem niedługo i spłodziłem taki oto tytuł:
Tajemnicza tożsamość Trójcy, czyli mająca wielu autorów historia o sztucznej inteligencji, byłych gwiazdach estrady oraz napaści, która zapoczątkowała niesamowitą podróż w głąb siebie (i nory krasnoludków).
Czekam na kontrpropozycje xD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Piękny:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Może: Jama?;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
wgłąb
W głąb. Tam jest głąb, i w nią się podróżuje ><
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No tak, pisanie z telefonu ^^
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Telefon jest głąb :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Albo gołąb, bo służy do komunikacji;D
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
I paskudzi na pomniki? :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
To była fajna zabawa! Tytuł też spoko! :) A gołąb głąb poleciał w głąb głębi i dogłębnie gnębi gęby gołębi z głębi… :)
Powiedziała trzygłowa żyrafa:D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
To teraz jeszcze… kto wrzuca szorta? Tarnina spłodziła najwięcej znaków, więc może…? ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Chyba nie :P
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, kto prowadzący wyzwanie, tak sobie myślę, że powinien. Albo wrzucają wszyscy którzy brali udział w tworzeniu::D i zaspamujemy NF :p
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ale jak bardzo nie masz ochoty to ja wrzucę:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Wrzucaj ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Stało się :D no i nie zmieścił się cały tytuł :( Dałeś ciała szyszunio ;D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej , nasz tekst dostał pierwszego klika myśli, że każdy autor, a już na pewno ci których fragment został doceniony, napisali coś ciekawego dzielnym czytelnikom, a właściwie jednemu, bo narazie mamy jednego :D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."