
„Prawdziwa samotność to uczucie wyobcowania, nawet gdy jesteś otoczony przez ludzi”
„Prawdziwa samotność to uczucie wyobcowania, nawet gdy jesteś otoczony przez ludzi”
Jesień, rok 1989
Zaczął się kolejny dzień w moim życiu, wybiła godzina 23:11, sytuacja wyglądała tak samo jak zawsze, wstałam, przygotowałam swoje rzeczy i poszłam do pracy, udając, że wszystko będzie dobrze, gdy jedyne, czego pragnęłam to ucieczka od siebie i całkowite zniknięcie ze społeczeństwa. Czułam tak duże napięcie, myśląc o swojej przyszłości. Trawiła mnie moja własna rzeczywistość. Starzałam się i wciąż nie odnalazłam szczęścia.
„Może powinnam zrobić coś nowego, aby wyjść ze swojej strefy komfortu?” – pomyślałam.
Uwielbiałam jesień i patrzenie w gwiazdy, więc późnym wieczorem po przeżyciu kolejnego, szarego dnia wybrałam się do ulubionego miejsca. Kiedy leżałam w lesie na suchych liściach, podziwiając piękno księżyca z dala od hałasu i krzyków ludzi, wyobraziłam sobie, jak wyglądałoby moje wymarzone życie, z dala od przytłaczającej codzienności, ciesząc się przyrodą. Z dala od przeszłości i dzisiejszego społeczeństwa, dla którego jestem niczym. W samotności uśmiechałam się z zamkniętymi oczyma, dając się ponieść marzeniom.
Nagle usłyszałam hałas. Lekko się zaniepokoiłam, myśląc, że to jakieś zwierzę buszujące w krzakach. By ukoić nerwy zwiększyłam głośność w magnetofonie i zapaliłam papierosa. Zdjęłam płaszcz, który miałam na sobie. Poczułam na skórze chłód pochmurnej nocy. Uczucie przyjemnego mrowienia ciała reagującego na chłód nocy i wilgoć podłoża w trakcie słuchania jednej z moich ulubionych kaset muzyki radzieckiej było czymś ekscytującym. Następny dzień był wyjątkowy, odbiegał od szarej, nużącej rutyny. Oczekiwanie na nią zawsze przywracało mojemu marnemu życiu nieco sensu. Znów przygotowałam się do wyjścia do lasu i cieszyłam się z prostego faktu, że mogłam ponownie zobaczyć Wenus. Mały, jasny punkt wyróżniający się na tle gwiazd zawieszonych na niesamowitym niebie.
– To była moja noc – szepnęłam, uśmiechając się i usuwając z głowy wszelkie negatywne myśli. – Na olbrzymiej Wenus jeden dzień trwa dwieście czterdzieści trzy ziemskie dni, gdybym znalazła się na tej planecie czas płynąłby wolniej a samotność trawiłaby mnie jeszcze bardziej – dodałam.
W moim odtwarzaczu niespodziewanie skończyła się bateria, przerywając ulubioną piosenkę. Zdecydowałam się podążać dalej ścieżką, pozbawiona towarzystwa muzyki. Moim nowym kompanem był dźwięk nocnej ciszy, ten przeszywający gwizd w uchu, gdy samotnie przemierza się ciemność. Przypominał mi tak bardzo przepłakane noce dzieciństwa, kiedy jedynym co przynosiło znikomą ulgę była chłonąca smutek i łzy poduszka. Poczułam wiatr na nogach, ten zimny wiatr, który przenika kości i z podniesioną głową oraz wzrokiem utkwionym w Wenus, pięknej planecie – towarzyszce Księżyca – zdjęłam płaszcz i dałam się ponieść pięknej nocy. Znowu ten dziwny dźwięk. Podeszłam do drzewa, skąd dochodził hałas i usłyszałam kroki w zaroślach. Ktoś mnie obserwował, robił to przez cały czas. Starałam się nie panikować, chociaż skóra cierpła mi na samą myśl o tym. Strach wziął nade mną górę, zabrałam swoje rzeczy i pobiegłam do domu. Tej nocy nie spałam, szukając w myślach sposobu na odkrycie podglądacza.
Następnej nocy, wyróżniającej się gigantyczną pełnią księżyca, zasnutą kurtyną lekkiej mgły, poczułam, że jest zimniej niż zwykle, a moje serce przyspieszyło. Czułam się jak ofiara mordercy, zbliżająca się do zastawionej przez niego pułapki. I po części moja intuicja przewidziała dalsze wydarzenia. Odliczałam minuty do czasu, gdy odkryję tajemniczego szpiega. Tę skrytą istotę, która obserwowała mnie podczas spacerów po zmierzchu. Byłam gotowa na odpowiedni moment. Zdjęłam płaszcz, gdy nagle kilka metrów ode mnie usłyszałam kobiecy krzyk. Pobiegłam do miejsca, z którego dochodził, nie przejmując się ciemnością i strachem, jaki odczuwałam. Nadeszła ta chwila. Mówi się, że miłość od pierwszego wejrzenia występuje tylko w bajkach. To nieprawda. Dotarłam na miejsce, popychana głosem instynktu. Wyglądało to tak, jakby księżyc rozerwał zasnuwającą go kurtynę mgły i z całą mocą oświetlił to miejsce upiornym blaskiem. Patrzyłam przed siebie, niezdolna wymówić żadnego słowa. Czułam mrowienie na całym ciele, jak gdyby oblazły mnie tysiące robaków.
Tak, widziałam dokładnie ten moment. Mężczyzna podrzynał kobiecie gardło. Rozcinał szyję, niczym bestia uśmiercająca bezbronną ofiarę za pomocą ostrych zębów. Wydając ostatnie tchnienie życia kobieta spojrzała na mnie. Jej oczy miały smutny wyraz, były zmęczone walką, usta miała suche i spękane, a skórę bladą i poznaczoną sińcami. Próbowałam krzyczeć, ale głos utknął mi w gardle. Nie tylko z powodu ujrzenia wykrwawiającej się na śmierć, bezbronnej kobiety. Uśmiecham się, gdy sobie to przypominam. Może byłam kompletnie szalona? Jak mogłam tak myśleć o mordercy, który zabił kobietę na moich oczach? Próbowałam wyprzeć te uczucia, ale intensywność z jaką we mnie uderzały podczas gdy wspominałam zabójcę z lasu była zbyt silna. Jego jasnobrązowe włosy, niebieskie oczy, które świeciły w ciemności jak ametyst i źrenice rozszerzone wskutek adrenaliny. Silne dłonie oraz grube żyły na ramionach, wszystko to mnie w nim pociągało. Było tak inne i niezwykłe. W tamtym momencie mimo emocjonalnej burzy w moim umyśle próbowałam stamtąd uciec. Mężczyzna nie podążał za mną, co było naprawdę dziwne i zasiało we mnie wątpliwości.
Minęły tygodnie, a ja wciąż nie mogłam wybić sobie z głowy tego zdarzenia. Brzmi to szalenie, ale nie mam na myśli chwili, kiedy widziałam ofiarę ani tego, co się z nią stało. Chodzi mi o moment ujrzenia mordercy. Śniły mi się jego piękne, niebieskie oczy oraz niewzruszone, uległe spojrzenie w chwili zabójstwa. W tych oczach, zimnych jak tamta noc dostrzegłam taki sam smutek, jaki trawił mnie. Tajemniczy mężczyzna pociągał mnie tak bardzo, że podjęłam decyzję o powrocie do lasu z zamiarem zobaczenia się z nim bez względu na konsekwencje. Przygotowałam się i tym razem nie kierowała mną emocjonalna burza jak wtedy. Teraz wiedziałam, że znajdę go i wyznam, co czuję, pójdę za instynktem. Wzięłam długi płaszcz, założyłam pończochy, spryskałam się najlepszymi perfumami. Byłam gotowa.
Nadszedł czas! Czułam przyspieszone bicie serca i pot na czole już po dziesięciu krokach, moje ciało było zimne, ręce drżały. Nie targały mną takie uczucia, odkąd będąc jeszcze w podstawówce zakochałam się po raz pierwszy. Dotarłam do skąpanego w widmowym, księżycowym blasku lasu i czekałam na niego, lecz niestety nie pojawił się. Nagle zobaczyłam, że wspaniała Luna – moja przyjaciółka – oświetla drogę prowadzącą do dziwnej, opuszczonej posiadłości. Myślałam, że śnię lub kompletnie postradałam zmysły. Wróciłam do domu zrezygnowana. Próbowałam zapomnieć, wyrzucić te myśli z własnej głowy, jednak nie potrafiłam. „Księżyc, latarnia morska na niebie, która prowadzi marzycieli” – przypomniałam sobie ten głupi cytat. – Czy zakochałam się w mordercy? Cholera, muszę być kompletnie szalona!
Nie znałam jego imienia ani historii, chciałam wiedzieć o nim coraz więcej, dlatego bardzo wcześnie rano wróciłam do miejsca, w którym go widziałam. Próbowałam spytać okolicznych mieszkańców, ale znajdowały się tam tylko dwa domy: jednym z nich był dwór, o którym mówiono, że należał do bardzo zamożnej rodziny w latach sześćdziesiątych. Dworek okazał się tą samą posiadłością, którą wskazało mi światło oblicza Luny. W miasteczku plotkowano, że właściciele dworku zniknęli bez śladu tak samo jak wiele kobiet zapuszczających się w tamte okolice. Mówiono o mordercy terroryzującym lokalną społeczność, którego policja nie była w stanie odnaleźć. Wiedziałam, że ukrywa się w dworze, więc pchana niemożliwym do opanowania uczuciem poszłam w kierunku posiadłości. Gdy podążałam leśną ścieżką, minął mnie bardzo dziwny starzec i chwycił mocno za rękę. Widząc, że mój nadgarstek jest cały czerwony od jego uścisku krzyknęłam:
– Przestań już, to boli, czego chcesz?
Rozluźnił uchwyt, przez co byłam w stanie się wyrwać. Odpowiedzią na wykrzyczane przeze mnie pytanie było spojrzenie jego ciemnych oczu i cichy szept:
– Jeśli ci życie miłe, nie idź tam. Wracaj do domu, ocal własną duszę.
Nie miałam zamiaru go słuchać, pobiegłam dalej ścieżką. Gdy spojrzałam za siebie, starca już nie było, jakby rozpłynął się w powietrzu. Szybko wyrzuciłam z głowy myśl o tym dziwnym zdarzeniu i skupiłam się na dotarciu do posiadłości. Dotarłam na miejsce po około czterdziestu minutach marszu. Bolały mnie stopy i zniszczone podczas wspinaczki po okalających dwór skałach buty nie pomagały. Czułam zmęczenie, mój żołądek był pusty, ale dałam się ponieść uczuciu, które mimo wyczerpania napędzało moją wolę.
Z iskrą radości w sercu weszłam do środka przez ogromne drzwi. Wchodząc, poczułam wywołujące dreszcze zimno wdzierające się do mojego ciała, lecz instynkt sprawił, że przestałam się obawiać czegokolwiek i zdesperowana ruszyłam korytarzem przed siebie. Idąc dalej, zobaczyłam kilka zdjęć leżących na podłodze obok pustych butelek po winie. Wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu. Opuszczone miejsca zawsze przyciągały moją uwagę. Każdy przedmiot skrywa jakąś historię i czuje się przez to niesamowitą nostalgię. Aż chce się odnajdywać odpowiedzi na setki zadawanych przez mózg pytań. Tamtego dnia to poczułam. Wzięłam jedno ze zdjęć przedstawiające szczęśliwą rodzinę świętującą Wigilię przy wielkim stole skąpanym w świetle żyrandola. Nic niezwykłego. Obejrzałam kolejne. Uwieczniono na nim parę, ale twarz mężczyzny przekreślona była atramentowym piórem. Każda fotografia, którą brałam do rąk była dziwniejsza od poprzedniej. Weszłam do głównego pokoju, wszystko było pokryte pajęczynami. Na brudnej podłodze leżała nabazgrana szminką mała notatka o treści: „Oddałam życie z miłości”. Poczułam się zdezorientowana i chciałam dalej szukać kolejnych wskazówek, które mogłyby mi pomóc odnaleźć mężczyznę o pięknych oczach. Bez względu na dziwne poczucie niebezpieczeństwa, jakie dręczyło mnie w tym domu.
„Zawsze byłam sama, a to najgorszy los jaki może spotkać człowieka” – pomyślałam. Powtarzałam w kółko te słowa, przeszukując dalej posiadłość. Nagle poczułam bardzo intensywny ból głowy, zaatakował czaszkę znienacka z intensywnością wiertła. Nie rozumiałam, co się działo. Nieprzyjemna dolegliwość wdarła się do moich myśli. Kiedy wyszłam na korytarze, usłyszałam krzyki i płacze. Postanowiłam uciec, ale było już za późno. Czułam, że wariuję. Znalazłam pokój z niebieskimi ścianami i namalowanymi na nich chmurkami. Byłam pewna, że to był pokój, o którym marzyłam w dzieciństwie. Pokój dziecięcy, pozornie wyglądał zwyczajnie, jednak kiedy spojrzałam w górę, zobaczyłam zawieszone na suficie ciała kobiet w bardzo dziwnym stanie. Zwłoki wyglądały na wysuszone, jak gdyby błyskawicznie odessano z nich wszystkie płyny. Przerażona odwróciłam wzrok od makabrycznego widoku i zerknęłam na duże lustro ze złotą ramą zawieszone na wschodniej ścianie pomieszczenia. Zobaczyłam w nim własne odbicie, a raczej kontur, gdyż w pokoju nagle zrobiło się jeszcze bardziej ponuro. Kłębiące się we mnie napięcie znalazło ujście. Zaśmiałam się. To był sztuczny, nienaturalny śmiech. Powoli traciłam zmysły, wyglądałam jak pacjentka szpitala psychiatrycznego cierpiąca na schizofrenię. Odwróciłam wzrok od lustra i nagle poczułam, że ktoś ściska mnie w talii, moje serce przyspieszyło. Poczułam się jak szczury laboratoryjne na lekcjach biologii, byłam pewna niebezpieczeństwa, jednak już nie mogłam uciec.
W zwierciadle zobaczyłam mężczyznę, którego tak bardzo szukałam, chłopaka o pięknych oczach i smutnym spojrzeniu. Nigdy nie zapomnę tej chwili, sposobu w jaki na mnie patrzył, jego brudnej i spoconej twarzy, noża w prawym ręku. Czułam, że chce mnie dźgnąć lub zabić, jak tę dziewczynę nocą w lesie. Byłam bezbronna. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku ani ruszyć się z miejsca. Nie spuszczając z niego wzroku, próbowałam zapytać, kim jest, ale z moich ust wydostał się jedynie nieskładny bełkot. Bezsilna wobec sytuacji uroniłam łzę, która spłynęła mi po policzku. Mężczyzna wciąż trzymał mnie w pasie, następnie próbował przytulić. W końcu położył mi zimną dłoń na twarzy. Upuściłam latarkę na podłogę. Jego oczy były tak piękne, wpatrywanie się w nie uspokoiło mnie. Byłam całkowicie opanowana, mimo że czułam nadchodzącą śmierć. Powoli przybliżałam się do niego. Serce waliło mi jak młotem, zupełnie jak tamtej nocy, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Nasze usta złączyły się w pocałunku. Była to chwila, której nigdy nie zapomnę: strach, pożądanie i namiętność, trzy różne emocje buzujące we mnie, sposób, w jaki mnie całował oraz siła z jaką ujął moje biodra. Dałam się ponieść temu pocałunkowi. Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłem, ujrzałam oślepiające światło. Nie czułam własnego ciała, mój duch opuszczał cielesną powłokę. Zobaczyłam jego twarz pełną miłości, westchnąłem. A on uśmiechając się powiedział:
– Miłość boli, ale uwalnia duszę.
Blackcat12, konkurs, do którego zgłosiłaś opowiadanie, został rozstrzygnięty 17 maja 2014 roku. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tutaj betujący,
nie napiszę chyba nic nowego poza tym, o czym mówiłem w becie.
Historia ciekawa i wciągająca. Na plus wyróżniają się fajne, działające na wyobraźnię opisy oraz dobrze napisana psychologia postaci. Według mnie udało się też zbudować fajną atmosferę, w szczególności podczas eksploracji starego dworku przez bohaterkę.
Zakończenie może wywołać mieszane uczucia. Z jednej strony jest interesujące i tajemnicze, z drugiej strony ta tajemniczość może zostać odebrana przez czytelnika jako brak wyjaśnień co do motywacji ducha. Mnie osobiście podobał się ten zabieg, a pozostawione w tekście poszlaki pozwalają ułożyć w głowie własne wyjaśnienie.
Ogółem jak na debiut to całkiem udany tekst. Czyta się przyjemnie, bez odczucia znużenia.
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za komentarz ????
Nikholl López
No cóż, opowiadanie zdało mi się zwierzeniem mocno zdesperowanej i niezbyt mądrej dziewczyny, która z niezrozumiałych dla mnie przyczyn ubzdurała sobie miłość do zabójcy i świadomie wlazła w jego łapy.
Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
…wyobraziłam sobie, jak wyglądałoby moje wymarzone życie, z dala od wszystkiego, co mnie przytłacza, ciesząc się przyrodą. Z dala od mojej przeszłości… → Nadmiar zaimków.
…dając się ponieść własnym marzeniom. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy bohaterka dałaby się ponieść cudzym marzeniom?
Nagle usłyszałam głośny hałas. → Zbędne dookreślenie – hałas jest głośny z definicji.
Zdjęłam skórzany płaszcz, który miałam na sobie. Poczułam na skórze chłód pochmurnej nocy. → Nie brzmi to najlepiej.
…mogłam ponownie zobaczyć Wenus. Mały, jasny punkt wyróżniający się na tle innych gwiazd otaczających niesamowite niebo. → Wenus nie jest gwiazdą. Czy gwiazdy na pewno otaczają niebo?
Poczułam wiatr na nogach, ten zimny wiatr… → Czy to celowe powtórzenie?
…istotę, która obserwowała mnie podczas moich spacerów… → Czy oba zaimki są konieczne?
Jego jasnobrązowe włosy, niebieskie oczy, które świeciły w ciemności jak ametyst i źrenice rozszerzone wskutek adrenaliny. Silne dłonie oraz grube żyły na ramionach… → Nie wierzę, że nocą w lesie, zobaczyła wymienione szczegóły. Ametyst jest fioletowy, nie niebieski.
Mężczyzna nie podążał za mną, co było naprawdę dziwne i zasiało we mnie wątpliwości. → Jakie wątpliwości?
…oraz niewzruszone, uległe spojrzenie w chwili zabójstwa. → Czy spojrzenie mordercy na pewno było uległe?
…poszłam w kierunku posiadłości. Gdy podążałam leśną ścieżką, podszedł do mnie… → Nie brzmi to najlepiej.
Wracaj do domu, ocal własną duszę → Brak kropki na końcu zdania.
…weszłam do środka przez ogromne drzwi. Wchodząc, poczułam… → Nie brzmi to najlepiej.
Wzięłam do ręki jedno ze zdjęć… → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mogła wziąć zdjęcie inaczej, nie ręką?
…przy wielkim stole oświetlonym światłem żyrandola. → Nie brzmi to najlepiej.
Na brudnej podłodze leżała mała notatka nabazgrana szminką o treści: → Czy dobrze rozumiem, że szminkę wypełniała treść?
Proponuję: Na brudnej podłodze leżała nabazgrana szminką mała notatka o treści:
Nieprzyjemna dolegliwość wdarła się do moich myśli. → Obawiam się, że ból nie wdziera się do myśli, ból się po prostu czuje.
Upuściłam latarkę na ziemię. → Rzecz dzieje się w pomieszczeniu, więc: Upuściłam latarkę na podłogę.
…wpatrywanie się w nie uspokoiło mnie. Byłam spokojna… → Nie brzmi to najlepiej.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za komentarz. Szkoda, że się nie spodobało. To mój debiut na tym portalu i wiem, że jeszcze długa droga przede mną, ale nie poddam się. Już piszę kolejne opowiadanie.
Poprawię wskazane błędy.
Nikholl López
Blackcat12, poczatki z reguły nie są łatwe, ale Twoja świadomość, że wszystko przyjdzie z czasem i że nie masz zamiaru się pddawać, dobrze rokuje na przyszłość. Jestem przekonana, że każde opowiadanie które napiszesz, bedzie lepsze od poprzedniego. Powodzenia. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.