- Opowiadanie: Marok - Obserwacja z okna snów

Obserwacja z okna snów

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Outta Sewer

Oceny

Obserwacja z okna snów

9:00

Rano przed moim domem ze­bra­ła się spora grup­ka pro­te­stu­ją­cych eko­lo­gów i obroń­ców praw zwie­rząt w jed­nym. Do­ma­ga­li się oni zde­le­ga­li­zo­wa­nia as­fal­tu i rów­no­upraw­nie­nia zwie­rząt le­śnych na dro­gach kra­jo­wych oraz wo­je­wódz­kich. Po­nad­to na wszyst­kich dro­gach po­wia­to­wych i gmin­nych, wli­cza­jąc w to jezd­nie z na­wierzch­nią szu­tro­wą, per­ma­nent­ne­go pierw­szeń­stwa dla zwie­rząt le­śnych oraz ho­dow­la­nych. Na szyl­dach wid­nia­ły hasła: NIE BĄDŹ JELEŃ, PRZE­PUŚĆ SARNĘ i ZWI­JAJ SIĘ Z TYM AS­FAL­TEM. Jakiś na­sto­la­tek w trze­ciej fazie nie­le­czo­ne­go trą­dzi­ku nie­śmia­ło ma­chał flagą z na­pi­sem: KURA MAĆ, NIE TYLKO NA ROSÓŁ. Ob­ser­wo­wa­łem to wszyst­ko z nie­ma­łą kon­ster­na­cją, a w gło­wie ro­dzi­ły się ko­lej­ne wąt­pli­wo­ści, dla­cze­go pro­te­stu­ją na naj­mniej­szej ulicy w mie­ście, do tego śle­pej?

Jed­nak wszyst­kie sprzecz­ne ze sobą py­ta­nia i hi­po­te­zy zo­sta­ły roz­dmu­cha­ne w jedną chwi­lę, kiedy od stro­ny cen­trum usły­sza­łem prze­raź­li­wy ryk spra­wia­ją­cy, że szyby w oknach każ­de­go domu ner­wo­wo za­czę­ły wi­bro­wać w ra­mach na gra­ni­cy wy­trzy­ma­ło­ści. Spoj­rza­łem w stro­nę cen­trum i zo­ba­czy­łem ko­ści­ste mon­strum przy­po­mi­na­ją­ce czło­wie­ka w po­dar­tych szma­tach i z próch­ni­cą. Co naj­mniej dwa­dzie­ścia me­trów wy­so­ko­ści i dłu­gie, pa­ty­ko­wa­te nogi. Szło po­wo­li, prze­ci­ska­jąc się po­mię­dzy do­ma­mi jed­no­ro­dzin­ny­mi i blo­ko­wi­ska­mi ry­cząc za­cie­kle. Pro­te­stu­ją­cy ze­sztyw­nie­li prze­ra­że­ni, po czym tak jak stali znik­nę­li w dłoni po­two­ra zmiaż­dże­ni na krwa­wą mia­zgę i roz­ro­bie­ni do­kład­nie by stwo­rzyć sporą kulkę mięsa, kości, ubrań i haseł. Mon­strum po­łknę­ło przy­rzą­dzo­ną przy­staw­kę, po czym znik­nę­ło za ho­ry­zon­tem, wra­ca­jąc tą samą drogą. Nie po­wiem, tro­chę się bałem. Isto­ta w pew­nym mo­men­cie spoj­rza­ła na mnie swymi śle­pia­mi wiel­ko­ści dwóch po­lo­ne­zów caro, ta­kich z wcze­snych lat dzie­więć­dzie­sią­tych. Wi­dzia­łem do­kład­nie każdą z żyłek prze­ni­ka­ją­cą biał­ko, w któ­rym za­to­pio­na była fio­le­to­wa źre­ni­ca. Skoń­czy­ło się tylko na wzro­ko­wej wy­mia­nie, więc mo­głem spo­koj­nie zejść do kuch­ni przy­rzą­dzić ulu­bio­ną po­mi­do­ro­wą na ostro z sa­szet­ki.

12.30

Sie­dzia­łem lekko znu­żo­ny przed ekra­nem mo­ni­to­ra prze­glą­da­jąc YouTu­be w po­szu­ki­wa­niu cie­ka­wych vi­ra­li. Cza­sa­mi mam wra­że­nie, że naj­lep­sze lata pol­skie­go in­ter­ne­tu są już dawno za nami. Przez pięt­na­ście minut zwi­ja­łem kartę za kratą, wpi­sy­wa­łem ko­lej­ne słowa do wy­szu­ki­war­ki, nic z tego. Ko­le­ga Edek miał mi udo­stęp­nić swoje konto na ro­syj­skiej wer­sji YouTu­be, gdzie po­dob­no czas się za­trzy­mał i to vi­ra­le wy­zna­cza­ją tam tren­dy, a nie na­pom­po­wa­ne si­li­ko­nem in­flu­en­cer­ki, które za­lo­ku­ją nawet maść na ból tyłka po ostrym ke­ba­bie w osie­dlo­wej bu­dzie. Rzu­ci­łem mysz­ką sfru­stro­wa­ny. Edek chyba le­czył kaca po ty­go­dnio­wej li­ba­cji, a ja usy­cha­łem z nudów przed mo­ni­to­rem. Ranek dawno się skoń­czył, ale na as­fal­cie przy moim traw­ni­ku nadal widać było ślady za­schnię­tej krwi.

Po­sta­no­wi­łem się zdrzem­nąć. Wiem, do­pie­ro co mi­nę­ło po­łu­dnie, ale skoro czwar­tek to mały pią­tek, to na lo­gi­kę po­po­łu­dnie jest w po­ło­wie wie­czo­rem, czyli ćwiart­ką nocy. Tak więc po­ło­ży­łem się i za­mkną­łem oczy. Nie prze­drze­ma­łem jed­nak nawet dzie­się­ciu minut, bo z ze­wnątrz do­bie­gły mnie dziw­ne od­gło­sy. Ze­rwa­łem się na równe nogi. Głupi po­mysł. Od razu zro­bi­ło mi się ciem­no przed ocza­mi i wy­lą­do­wa­łem tył­kiem na ma­te­ra­cu. Od­cze­ka­łem pięć se­kund i pod­sze­dłem do okna. Nie mo­głem uwie­rzyć w to, co zo­ba­czy­łem. Oto i pierw­szy śnieg tego roku. Cała ulica zmie­ni­ła się w jakiś Last Chri­st­mas. Wszę­dzie biało i śli­sko jak dia­bli. Lu­dzie, któ­rzy stali na ze­wnątrz ledwo trzy­ma­li się na no­gach. Jakiś czer­wo­ny ford pró­bo­wał wy­je­chać z ulicy, ale stro­me na­chy­le­nie w po­łą­cze­niu z ob­lo­dze­niem spra­wi­ło, że auto sto­czy­ło się i ude­rzy­ło w inny sa­mo­chód z głu­chym stuk­nię­ciem.

– Ale urwał!!! – za­wo­łał jeden z fa­ce­tów sto­ją­cy na chod­ni­ku. Mia­łem wra­że­nie, że wsko­czy­łem do świa­ta in­ter­ne­tu, jakby moje mokre ma­rze­nie skry­wa­ne gdzieś w cze­lu­ściach umy­słu wła­śnie się re­ali­zo­wa­ło.

Eks­cy­ta­cja się­gnę­ła nie­bez­piecz­nej gra­ni­cy. Po­czu­łem, że mózg do­sta­je sprzecz­ne bodź­ce. Na chwi­lę za­mkną­łem oczy, kiedy je otwo­rzy­łem, na ze­wnątrz znów była po­nu­ra, li­sto­pa­do­wa je­sień. Mar­twe szkie­le­ty drzew, zgni­łe li­ście, cięż­kie po­wie­trze prze­peł­nio­ne za­pa­chem sta­re­go oleju sil­ni­ko­we­go. Ulica była pusta jed­nak tylko przez mo­ment. Po­ja­wił się męż­czy­zna w dre­sie wraz z zio­ma­la­mi. Roz­glą­da­li się po do­mach, po­ka­zy­wa­li pal­ca­mi i krę­ci­li gło­wa­mi. Kiedy zo­ba­czy­li mnie, za­czę­li coś mówić. Otwo­rzy­łem okno.

– Jaka to ulica? – za­py­tał jeden z nich.

– Trzy­dzie­sto­le­cia PRL-u. Ale to ślepa ulica, ma wylot je­dy­nie do Alei Okrą­głe­go Stołu.

– W dupie mam, gdzie wy­la­tu­je. Są tu ja­kieś bloki? Gdzieś bli­sko?

– Nie, naj­bliż­sze na osie­dlu Wapno.

– Wiesz, kim je­stem?

Za­wie­si­łem się na mo­ment. Byłem w uprzy­wi­le­jo­wa­nej po­zy­cji, ale tacy jak on cho­wa­ją urazę długo. W końcu by mnie zna­leź­li, a wtedy, cichy wpier­dol gdzieś w za­uł­ku. A na po­wrót do domu przy­wi­tał­bym tor­cik na wy­cie­racz­ce o wąt­pli­wym po­cho­dze­niu.

– Nie wiem – od­po­wie­dzia­łem.

– Robię w ho­li­łu­dzie, mam cer­ty­fi­ka­ty czte­ry.

Po­zo­sta­li spoj­rze­li po sobie, po czym wi­dząc, że ich przy­wód­ca od­cho­dzi, po­czy­ni­li to samo, wszak był dla nich dobry. Na od­chod­ne dre­siarz ob­rzu­cił mnie obo­jęt­nym wzro­kiem. Chyba prze­ży­ję, po­my­śla­łem. Nawet nie my­śla­łem o tym, czy moja ulica prze­nio­sła się do in­ter­ne­tu w roku dwa ty­sią­ce dzie­wią­tym.

17.30

Drzem­ka i tak mnie do­pa­dła. Przez sen sły­sza­łem, jak na ulicy ktoś ka­tu­je opla ka­de­ta. Nie ob­cho­dzi­ło mnie to jed­nak. Śni­łem o ta­bu­nie dziew­czyn uga­nia­ją­cych się za mą osobą wszę­dzie tam, gdzie się znaj­dę. Była to sy­tu­acja zu­peł­nie od­wrot­na do tej spo­ty­ka­nej na co dzień. Nigdy nie mo­głem po­de­rwać żad­nej dziew­czy­ny. Nie po­tra­fi­łem roz­ma­wiać z nimi, wzbu­dzić sobą za­in­te­re­so­wa­nia. Edward, mój ko­le­ga, miał chyba z pięć dziew­czyn. A trzy z nich po­znał na ano­ni­mo­wym cza­cie in­ter­ne­to­wym 6obcy. Za­czę­ło się od wir­tu­al­ne­go seksu oral­ne­go, potem nad­szedł czas na wa­riant anal­ny, a sko­czy­ło się w re­aliach i dwu­mie­sięcz­nym w związ­ku z każdą z nich. Mnie zo­sta­ło tylko uda­wa­nie ko­biet i wkrę­ca­nie na­pa­lo­nych zbo­czeń­ców.

Kiedy się obu­dzi­łem na ze­wnątrz zmierz­cha­ło. Świat po­grą­żał się w ciem­no­ści roz­dzie­ra­nej miej­ską łuną. Na mojej ulicy tylko dwie la­tar­nie świe­ci­ły. Jedna na­prze­ciw­ko na­sze­go domu. Z cie­ka­wo­ści pod­sze­dłem do okna. W żół­tym świe­tle lampy stała jakaś ko­bie­ta. Na oko młoda, zgrab­na z po­kaź­nym biu­stem. W pew­nym mo­men­cie za­czę­ła ocie­rać się o trzon la­tar­ni, nie­udol­nie na­śla­du­jąc ta­niec na rurze. Po chwi­li zo­rien­to­wa­łem się, że to re­ak­cja na sil­nie or­ga­zmo­gen­ne bmw e36 wraz z jego pa­sa­że­ra­mi. Dziew­czy­na wy­gi­na­ła się jak za­pra­wio­na do­brym prosz­kiem, od­sła­nia­jąc ko­lej­no lewy i prawy cycek. Była jed­nak osiem­na­sta czte­ry, czyli ina­czej sie­dem­na­sta sześć­dzie­siąt czte­ry. A prze­cież każdy wie, że w ty­siąc sie­dem­set sześć­dzie­sią­tym czwar­tym (17:64) Be­stia z Gévau­dan za­czę­ła gra­so­wać i za­bi­jać mię­dzy in­ny­mi młode ko­bie­ty. Mia­łem uchy­lo­ne okno, więc usły­sza­łem to zna­jo­me wycie. Wie­cie, kie­dyś my­śla­łem, że to pies są­sia­dów, albo sam są­siad pod­czas zabaw BDSM ze swoją nową ko­chan­ką, ale wi­dzia­łem tę be­stię wcze­śniej. Raz, ale wi­dzia­łem. Teraz nie mia­łem tyle szczę­ścia. Stwór wy­ło­nił się z mroku, chwy­cił dziew­czy­nę za kark i za­brał ze sobą po­now­nie w czerń nie­oświe­tlo­nej ulicy. Do­strze­głem je­dy­nie ciem­ny zarys jego ciel­ska, kiedy po­ja­wił się w za­się­gu świa­tła la­tar­ni na uła­mek mo­men­tu. Dziew­czy­na za­wrzesz­cza­ła do­no­śne, ale tylko raz. Potem usły­sza­łem je­dy­nie wycie be­stii i dźwięk bmw du­szo­ne­go na je­dyn­ce aż do skrzy­żo­wa­nia.

– Sła­wek dwó­ó­ó­ó­ó­ja­aaaa!! – Wy­obra­zi­łem sobie w my­ślach. Pew­nie nawet po erek­cji nie było śladu.

20:00

Noc na­bra­ła swo­ich praw­dzi­wych barw. O tej porze wiele domów w oko­li­cy po pro­stu za­mie­ra w ciem­no­ściach. Nie wiem dla­cze­go. Ja zwy­kle sie­dzę do późna. W nocy też mogą dziać się cie­ka­we rze­czy, ale zwy­kle nie aż tak in­te­re­su­ją­ce, by o nich pisać. Je­stem w po­ło­wie noc­nym, ale jed­nej za­sa­dy za­wsze się trzy­mam. Po dwu­dzie­stej nie wy­glą­dam na ulicę przez okno. To nie­pi­sa­na za­sa­da, ale ra­tu­je ona czę­sto życie. Roz­wi­jam ro­le­ty i grzmo­cę ama­to­rów na chess.com w try­bie blitz. Ulica zmie­nia się wtedy w ko­ro­wód naj­gor­szych plu­gastw, zwy­kle w li­mu­zy­nach.

Koniec

Komentarze

Rano przed moim domem ze­bra­ła się spora grup­ka pro­te­stu­ją­cych eko­lo­gów i obroń­ców praw zwie­rząt w jed­nym.

To w jed­nym by­ło­by po­trzeb­ne gdyby to byli eko­lo­dzy i wy­twór­cy pa­li­wa;)

 

Jed­nak wszyst­kie sprzecz­ne ze sobą py­ta­nia i hi­po­te­zy zo­sta­ły roz­dmu­cha­ne w jedną chwi­lę, kiedy od stro­ny cen­trum usły­sza­łem prze­raź­li­wy ryk spra­wia­ją­cy, że szyby w oknach każ­de­go domu ner­wo­wo za­czę­ły wi­bro­wać w ra­mach na gra­ni­cy wy­trzy­ma­ło­ści.

Dużo za­mie­sza­nia tu masz. Jak py­ta­nia mogą być sprzecz­ne? Hi­po­te­za dla mnie to efekt prze­my­śleń i badań, a nie luźne myśli. Może wszyst­kie wąt­pli­wo­ści zo­sta­ły roz­wia­ne?

Może w oknach domów, lub oko­licz­nych domów. Wy­wa­li­ła­bym wi­bro­wać, szyby są mega spo­koj­ne;)

 

Spoj­rza­łem w stro­nę cen­trum i zo­ba­czy­łem ko­ści­ste mon­strum przy­po­mi­na­ją­ce czło­wie­ka w po­dar­tych szma­tach i z próch­ni­cą.

Jak zo­ba­czył z da­le­ka próch­ni­cę, no weź!;P

 

Co naj­mniej dwa­dzie­ścia me­trów wy­so­ko­ści i dłu­gie, pa­ty­ko­wa­te nogi.

Bra­ku­je mi orze­cze­nia.

 

po­mię­dzy do­ma­mi jed­no­ro­dzin­ny­mi i blo­ko­wi­ska­mi ry­cząc za­cie­kle.

Skoro pi­szesz do­ma­mi czyli po­szcze­gól­ny­mi bu­dyn­ka­mi, to da­ła­bym blo­ka­mi, bo blo­ko­wi­ska to całe kom­plek­sy bu­dyn­ków. Da­ła­bym i ry­cząc, lub , ry­cząc.

 

Pro­te­stu­ją­cy ze­sztyw­nie­li prze­ra­że­ni, po czym tak jak stali znik­nę­li w dłoni po­two­ra zmiaż­dże­ni na krwa­wą mia­zgę i roz­ro­bie­ni do­kład­nie by stwo­rzyć sporą kulkę mięsa, kości, ubrań i haseł.

Zmie­ni­ła­bym na do­kład­nie, two­rząc sporą kulkę mięsa, kości, ubrań i haseł.

Bo kon­cept jest fajny i pla­stycz­ny, ale ta koń­ców­ka źle brzmi.

 

 

po czym znik­nę­ło za ho­ry­zon­tem, wra­ca­jąc tą samą drogą.

 

Tu jest za szyb­ko i w złej ko­lej­no­ści. Jak na jego ulicy po­twór zżera ludzi, to potem musi za­wró­cić, odejść i znik­nąć, ale ra­czej za blo­ka­mi niż na ho­ry­zon­cie, bo to w końcu mia­sto.

 

Isto­ta w pew­nym mo­men­cie spoj­rza­ła na mnie swymi śle­pia­mi wiel­ko­ści dwóch po­lo­ne­zów caro, ta­kich ze wcze­snych lat dzie­więć­dzie­sią­tych.

Przy­pad­ki pa­trze­nia cu­dzy­mi ocza­mi są rzad­kie. Oczy pięk­nie opi­sa­ne.

 

 

Wy­mia­na wzro­ko­wa mi się nie po­do­ba, może wy­mia­na spoj­rzeń?

I da­ła­bym przy­rzą­dzić z sa­szet­ki…

 

Cza­sa­mi mam wra­że­nie, że naj­lep­sze lata pol­skie­go in­ter­ne­tu są już dawno za nami.

Były już dawno za nami.

 

Rzu­ci­łem mysz­ką sfru­stro­wa­ny.

Sfru­stro­wa­ny rzu­ci­łem mysz­ką.

 

Poza tym prze­glą­da­nie sieci i nuda, po tym jak po­twór zjadł de­mon­stran­tów, wy­da­ją się na­cią­ga­ne.

 

skoro czwar­tek to miały pią­tek

 

mały pią­tek

 

Wszę­dzie biało i śli­sko jak dia­bli.

Skąd z okna wia­do­mo, że śli­sko?

 

Jakiś czer­wo­ny ford pró­bo­wał wy­je­chać z ulicy na mia­sto, ale stro­me na­chy­le­nie w po­łą­cze­niu ze śli­zgaw­ką spra­wi­ło, że auto sto­czy­ło się i ude­rzy­ło w inny sa­mo­chód z głu­chym stuk­nię­ciem.

 

Za­mie­ni­ła­bym śli­zgaw­kę na ob­lo­dze­nie.

 

 

Po­zo­sta­li spoj­rze­li po sobie, po czym wi­dząc, że ich przy­wód­ca od­cho­dzi, po­czy­ni­li to samo, wszak był dla nich dobry. Na od­chod­ne dre­siarz ob­rzu­cił mnie obo­jęt­nym wzro­kiem. Chyba prze­ży­ję, po­my­śla­łem.

 

To jest nie­ja­sne dla mnie. Po­mi­jam, że ko­lej­ność znowu od­wró­co­na, bo naj­pierw ode­szli, a potem ob­rzu­ca­ją spoj­rze­nia­mi, to czemu gość wy­znał, że z Ho­li­łu­du i po­lazł? I czemu Hol­ly­wo­od z małej?

 

 

Co to zna­czy ka­to­wać opla?

 

Na­cią­ga­nie zbo­czeń­ców ładne;)

 

Pod­sze­dłem do okna z cie­ka­wo­ści.

Z cie­ka­wo­ści pod­sze­dłem do okna.

 

 

– Sła­wek dwó­ó­ó­ó­ó­ja­aaaa!! – Wy­obra­zi­łem sobie w my­ślach. Pew­nie nawet po erek­cji nie było śladu.

To sobie po­my­ślał, czy ktoś to po­wie­dział? Bo tego nie ro­zu­miem.

 

Tech­nicz­nie masz sporo do zro­bie­nia, ale czy­ta­łam z za­in­te­re­so­wa­niem.

 

 

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

@Am­bush, bar­dzo Ci dzię­ku­ję za po­chy­le­nie się nad moim po­twor­kiem ;) Na­nio­sę nie­zbęd­ne po­praw­ki jak tylko za­sią­dę przed kom­pem. Faj­nie, że mimo wszyst­ko za­in­te­re­so­wa­nie pod­trzy­ma­łem

Witaj Marok!!

 

Po­czą­tek był dobry. Jed­nak po całej lek­tu­rze mam mie­sza­ne uczu­cia. Nie za bar­dzo zro­zu­mia­łem o co tu tak na­praw­dę cho­dzi­ło :)

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

@da­wi­di­q150, witaj, to jest ten ro­dzaj opo­wia­da­nia, gdzie rze­czy się po pro­stu dzie­ją, jak we śnie. Ja po cza­sie, odkąd na­pi­sa­łem ten tekst mi­nę­ły 2 lata, też cza­sa­mi prze­sta­je łą­czyć krop­ki ;)

Prze­czy­ta­łam i to wszyst­ko, co czego mogę się przy­znać, bo nijak nie umiem do­ciec, co mia­łeś na­dzie­ję opo­wie­dzieć.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia, ale mam na­dzie­ję, że z cza­sem bę­dziesz pisać coraz le­piej.

 

Do­ma­ga­li się oni cał­ko­wi­te­go zde­le­ga­li­zo­wa­nia… → Zbęd­ny za­imek.

 

Na szyl­dach wid­nia­ły hasła: → Ra­czej: Na trans­pa­ren­tach wid­nia­ły hasła:

 

a w moje gło­wie ro­dzi­ły się ko­lej­ne wąt­pli­wo­ści… → Zbęd­ny za­imek z li­te­rów­ką.

 

ta­kich ze wcze­snych lat dzie­więć­dzie­sią­tych. → …ta­kich z wcze­snych lat dzie­więć­dzie­sią­tych.

 

Wi­dzia­łem do­kład­nie każdą z żyłek prze­ni­ka­ją­cą biał­ko, w któ­rej za­to­pio­na była fio­le­to­wa by­ła­źre­ni­ca… → Wi­dzia­łem do­kład­nie każdą z żyłek prze­ni­ka­ją­cą biał­ka, w któ­rych za­to­pio­ne były fio­le­towt tę­czów­ki

Źre­ni­ce są czar­ne.

 

Skoń­czy­ło się tylko na wzro­ko­wej wy­mia­nie… → Co zo­sta­ło wy­mie­nio­ne wzro­ko­wo?

A może miało być: Skoń­czy­ło się tylko na wzro­ko­wym kon­tak­cie

 

Jakiś czer­wo­ny ford pró­bo­wał wy­je­chać z ulicy na mia­sto… → Skoro je­chał ulicą, to chyba był w mie­ście.

 

W pew­nym mo­men­cie za­czę­ła ocie­rać o trzon la­tar­ni… → Co ocie­rać?

A może miało być: W pew­nym mo­men­cie za­czę­ła ocie­rać sięsłup/ trzon la­tar­ni

 

chwy­cił dziew­czy­nę za kark i po­słał ze sobą… → Chyba miało być: …chwy­cił dziew­czy­nę za kark i za­brał ze sobą

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

@re­gu­la­to­rzy – tekst ma ja­kieś 2 lata, co nie zna­czy, że je­stem prze­ko­na­ny, iż teraz piszę le­piej. To chyba za­le­ży. Od­sze­dłem od fan­ta­sty­ki na dłuż­szy spa­cer, wra­cam po­wo­li, śla­ma­zar­nie i pew­nie po­tknę się nie raz. Po­dob­no sztu­ką jest pod­nieść się i iść dalej, a nie­któ­rzy mówią, że w skraj­nych przy­pad­kach warto rów­nież za­wró­cić i nie zdzie­rać pięt nada­rem­no. Aku­rat ten tekst to taka tro­chę senna mi­gaw­ka, bar­dziej roz­wle­czo­na, bo z ca­łe­go sen­ne­go dnia. Ale mam na­dzie­ję, że jeśli tra­fisz pod moją strze­chę jesz­cze kie­dyś, za­sko­czę Cię miło :)

Dzię­ki za lek­tu­rę.

Hel­loł, Marok.

Wiesz, że naj­czę­ściej (słowo klucz) lubię Twoje pi­sa­nie. Opko ma mo­men­ty, ale dla mnie jest tro­chę zbyt na­pcha­ne do­okre­śle­nia­mi, które spra­wie ro­zu­mu­ją­cy hu­ma­no­id wy­ła­pie sa­mo­ist­nie. Od­chu­dził­bym. Wy­ciął­bym nad­po­wie­dze­nia typu: ja, on, sobie, swoim. Tro­chę pod nimi opko się ugina. Hu­mo­ry­stycz­nie jed­nak miewa mo­men­ty oraz dość zgrab­nie pusz­cza po­pkul­tu­ro­we oko.

@Ca­nu­las, dzię­ku­ję, że nad­sta­wi­łeś oczy oba nad moim tek­stem. Znam cię skądś chyba, nie pa­mię­tam już, ale i tak dzię­ki

Aku­rat ten tekst to taka tro­chę senna mi­gaw­ka…

Cóż, Ma­ro­ku, senne tre­ści chyba nie po­tra­fią mnie za­in­te­re­so­wać. Po­cze­kam na ko­lej­ne opo­wia­da­nie. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć,

Czy­ta­jąc, mia­łem wra­że­nie, że ktoś mi przed ocza­mi prze­su­wa talię kart od “Dixit” i tro­chę się po­gu­bi­łem , pró­bu­jąc dojść sensu :) Dla­te­go prze­czy­ta­łem po raz ko­lej­ny, nie siląc się na do­cie­ka­nie o co cho­dzi, tylko po pro­stu “oglą­da­jąc” te ob­ra­zy. Za­dzia­ła­ło :) 

Ok, gdyby było tego wię­cej, to pew­nie bym się znu­dził, ale w roz­mia­rze “short” jest to cał­kiem, cał­kiem :)

 

 

Hej!

Na po­czą­tek kilka wąt­pli­wo­ści, co do wy­ko­na­nia:

 

Do­ma­ga­li się oni zde­le­ga­li­zo­wa­nia as­fal­tu i rów­no­upraw­nie­nia zwie­rząt le­śnych na dro­gach kra­jo­wych oraz wo­je­wódz­kich.

Wywal ten za­imek.

 

Jed­nak wszyst­kie sprzecz­ne ze sobą py­ta­nia i hi­po­te­zy zo­sta­ły roz­dmu­cha­ne w jedną chwi­lę, kiedy od stro­ny cen­trum usły­sza­łem prze­raź­li­wy ryk spra­wia­ją­cy, że szyby w oknach każ­de­go domu ner­wo­wo za­czę­ły wi­bro­wać w ra­mach na gra­ni­cy wy­trzy­ma­ło­ści.

Prze­kre­ślo­ne wy­wa­lił­bym, bo to do­okre­śle­nie jest nie­po­trzeb­ne. Nie: “ryk spra­wia­ją­cy, że” tylko “ryk, spra­wia­ją­cy że”. W ogóle to przej­rzał­bym tekst pod kątem in­ter­punk­cji, bo w wielu miej­scach bra­ku­je prze­cin­ków.

A teraz pierw­sze zda­nie: po­gru­bio­ne “ze sobą” jest chyba nie­po­trzeb­ne, bo z czym innym mia­ły­by być te py­ta­nia i hi­po­te­zy sprzecz­ne? Nie je­stem też pe­wien słowa “roz­dmu­cha­ne”, bo naj­pew­niej cho­dzi­ło Ci o “roz­wia­ne”. Roz­wia­ne słowa, myśli, py­ta­nia i tym po­dob­ne two­rzą związ­ki fra­ze­olo­gicz­ne, ozna­cza­ją­ce, że te słowa/myśli/py­ta­nia/etc. zo­sta­ły roz­rzu­co­ne, są lub stały się nie­istot­ne, nie­waż­ne. Roz­dmu­cha­ne słowa/myśli/py­ta­nia z kolei bar­dziej jest ko­ja­rzo­ne z wy­ol­brzy­mie­niem rze­czo­nych i ten fra­ze­olo­gizm zdaje się tak wła­śnie dzia­ła. A więc: IMHO złe slowo.

 

Szło po­wo­li, prze­ci­ska­jąc się po­mię­dzy do­ma­mi jed­no­ro­dzin­ny­mi i blo­ko­wi­ska­mi ry­cząc za­cie­kle.

O, na przy­kład tutaj bra­ku­je prze­cin­ka przed “ry­cząc”.

 

Wi­dzia­łem do­kład­nie każdą z żyłek prze­ni­ka­ją­cą biał­ko, w któ­rej za­to­pio­na była fio­le­to­wa źre­ni­ca. Skoń­czy­ło się tylko na wzro­ko­wej wy­mia­nie, więc mo­głem spo­koj­nie zejść do kuch­ni przy­rzą­dzić sobie ulu­bio­ną po­mi­do­ro­wą na ostro z sa­szet­ki.

Za­imek out! Poza tym: nie “w któ­rej”, bo pod­mio­tem jest biał­ko, czyli “w któ­rym”.

 

A na po­wrót do domu przy­wi­tał­bym tor­cik na wy­cie­racz­ce o wąt­pli­wym po­cho­dze­niu.

Pew­nie cho­dzi­ło Ci o to, że tor­cik był wąt­pli­we­go po­cho­dze­nia, a z tek­stu wy­ni­ka, że to wy­cie­racz­ka jest wąt­pli­we­go po­cho­dze­nia.

 

Jedna stała na­prze­ciw­ko na­sze­go domu. Z cie­ka­wo­ści pod­sze­dłem do okna. W żół­tym świe­tle lampy stała jakaś ko­bie­ta.

Brzyd­kie po­wtó­rze­nie.

 

Dziew­czy­na za­wrzesz­cza­ła do­no­śne, ale tylko raz. Potem usły­sza­łem tylko wycie be­stii i dźwięk bmw du­szo­ne­go na je­dyn­ce aż do skrzy­żo­wa­nia.

I dru­gie brzyd­kie po­wtó­rze­nie.

Tyle.

 

No, cał­kiem zgrab­ne bi­zar­ro. Sam kie­dyś jedno po­peł­ni­łem, nawet zo­sta­ło wy­da­ne, ale tak na­praw­de to ja chyba nie umiem w to bi­zar­ro, bo nadal nie wiem czym ono jest i jak to dzia­ła. To zna­czy, je­stem w sta­nie roz­po­znać, kiedy czy­tam bi­zar­ro, ale samo pi­sa­nie bi­zar­ro jest dla mnie strasz­nie nie­in­tu­icyj­ne. Ale dośc ma­ru­dze­nia i glę­dze­nia, przejdź­my do po­chwał – bar­dzo faj­nie wpla­tasz po­pkul­tu­ro­we memy w tekst, bo jest ka­ska­der z ho­li­łu­du, jest “ale urwał”, i ka­de­tem teraz, ale sa też gów­niar­skie mo­ty­wy z wkrę­ca­niem na­pa­leń­ców na ja­kichś cza­te­riach, a nawet miej­sce dla e36, ze swo­imi angel eyes krad­ną­ce­go serce pa­nien­ki. To o tyle dobry za­bieg, że od­bior­ca – a może tylko ja? – bę­dzie szu­kał ko­lej­nych na­wią­zań, cze­go­kol­wiek, co bę­dzie mógł sko­ja­rzyć, co osta­tecz­nie po­wo­du­je głęb­sze sku­pie­nie się na tek­ście, żeby cze­goś nie prze­oczyć.

Cfana tak­ty­ka ;)

Je­stem kon­tent z lek­tu­ry, dla­te­go też klik­ną­łem bi­blio­te­kę. I na pewno zaj­rzę pod ja­kieś inne Twoje tek­sty. Tylko po­praw ba­bol­ki :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

Known some call is air am

@cze­ke – no bi­zar­ro chyba do­brze dzia­ła na krót­szym dy­stan­sie, ale jak się faj­nie za­bie­rze za temat to i boa du­si­cie­le mogą za­cie­ka­wić :)

 

@O­ut­ta Ser­wer – dzię­ki, wezmę się za te ba­bo­le, bo fakt, jak pa­trzę to mnie też bolą, a jak pi­sa­łem to nie bo­la­ły. Faj­nie, że ci przy­pa­so­wa­ło i za­pra­szam :)

Tekst idący w ab­surd, cza­sem nawet uśmiech­nął. Humor jest jak gust, nie tra­fia w każ­de­go. Tempo za­po­do­wa­nia ko­lej­nych żar­tów jest dla mnie ok, nie czu­łem zmę­cze­nia ani prze­sy­ce­nia pod­czas czy­ta­nia.

Tech­nicz­nie czyta się ok, chyba więk­szość ba­bo­li wy­gła­dzi­łeś. A przy­naj­mniej nic więk­sze­go moje oko nie wy­śle­dzi­ło :)

Tak więc przy­jem­ny kon­cert fa­jer­wer­ków.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka