
9:00
Rano przed moim domem zebrała się spora grupka protestujących ekologów i obrońców praw zwierząt w jednym. Domagali się oni zdelegalizowania asfaltu i równouprawnienia zwierząt leśnych na drogach krajowych oraz wojewódzkich. Ponadto na wszystkich drogach powiatowych i gminnych, wliczając w to jezdnie z nawierzchnią szutrową, permanentnego pierwszeństwa dla zwierząt leśnych oraz hodowlanych. Na szyldach widniały hasła: NIE BĄDŹ JELEŃ, PRZEPUŚĆ SARNĘ i ZWIJAJ SIĘ Z TYM ASFALTEM. Jakiś nastolatek w trzeciej fazie nieleczonego trądziku nieśmiało machał flagą z napisem: KURA MAĆ, NIE TYLKO NA ROSÓŁ. Obserwowałem to wszystko z niemałą konsternacją, a w głowie rodziły się kolejne wątpliwości, dlaczego protestują na najmniejszej ulicy w mieście, do tego ślepej?
Jednak wszystkie sprzeczne ze sobą pytania i hipotezy zostały rozdmuchane w jedną chwilę, kiedy od strony centrum usłyszałem przeraźliwy ryk sprawiający, że szyby w oknach każdego domu nerwowo zaczęły wibrować w ramach na granicy wytrzymałości. Spojrzałem w stronę centrum i zobaczyłem kościste monstrum przypominające człowieka w podartych szmatach i z próchnicą. Co najmniej dwadzieścia metrów wysokości i długie, patykowate nogi. Szło powoli, przeciskając się pomiędzy domami jednorodzinnymi i blokowiskami rycząc zaciekle. Protestujący zesztywnieli przerażeni, po czym tak jak stali zniknęli w dłoni potwora zmiażdżeni na krwawą miazgę i rozrobieni dokładnie by stworzyć sporą kulkę mięsa, kości, ubrań i haseł. Monstrum połknęło przyrządzoną przystawkę, po czym zniknęło za horyzontem, wracając tą samą drogą. Nie powiem, trochę się bałem. Istota w pewnym momencie spojrzała na mnie swymi ślepiami wielkości dwóch polonezów caro, takich z wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Widziałem dokładnie każdą z żyłek przenikającą białko, w którym zatopiona była fioletowa źrenica. Skończyło się tylko na wzrokowej wymianie, więc mogłem spokojnie zejść do kuchni przyrządzić ulubioną pomidorową na ostro z saszetki.
12.30
Siedziałem lekko znużony przed ekranem monitora przeglądając YouTube w poszukiwaniu ciekawych virali. Czasami mam wrażenie, że najlepsze lata polskiego internetu są już dawno za nami. Przez piętnaście minut zwijałem kartę za kratą, wpisywałem kolejne słowa do wyszukiwarki, nic z tego. Kolega Edek miał mi udostępnić swoje konto na rosyjskiej wersji YouTube, gdzie podobno czas się zatrzymał i to virale wyznaczają tam trendy, a nie napompowane silikonem influencerki, które zalokują nawet maść na ból tyłka po ostrym kebabie w osiedlowej budzie. Rzuciłem myszką sfrustrowany. Edek chyba leczył kaca po tygodniowej libacji, a ja usychałem z nudów przed monitorem. Ranek dawno się skończył, ale na asfalcie przy moim trawniku nadal widać było ślady zaschniętej krwi.
Postanowiłem się zdrzemnąć. Wiem, dopiero co minęło południe, ale skoro czwartek to mały piątek, to na logikę popołudnie jest w połowie wieczorem, czyli ćwiartką nocy. Tak więc położyłem się i zamknąłem oczy. Nie przedrzemałem jednak nawet dziesięciu minut, bo z zewnątrz dobiegły mnie dziwne odgłosy. Zerwałem się na równe nogi. Głupi pomysł. Od razu zrobiło mi się ciemno przed oczami i wylądowałem tyłkiem na materacu. Odczekałem pięć sekund i podszedłem do okna. Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Oto i pierwszy śnieg tego roku. Cała ulica zmieniła się w jakiś Last Christmas. Wszędzie biało i ślisko jak diabli. Ludzie, którzy stali na zewnątrz ledwo trzymali się na nogach. Jakiś czerwony ford próbował wyjechać z ulicy, ale strome nachylenie w połączeniu z oblodzeniem sprawiło, że auto stoczyło się i uderzyło w inny samochód z głuchym stuknięciem.
– Ale urwał!!! – zawołał jeden z facetów stojący na chodniku. Miałem wrażenie, że wskoczyłem do świata internetu, jakby moje mokre marzenie skrywane gdzieś w czeluściach umysłu właśnie się realizowało.
Ekscytacja sięgnęła niebezpiecznej granicy. Poczułem, że mózg dostaje sprzeczne bodźce. Na chwilę zamknąłem oczy, kiedy je otworzyłem, na zewnątrz znów była ponura, listopadowa jesień. Martwe szkielety drzew, zgniłe liście, ciężkie powietrze przepełnione zapachem starego oleju silnikowego. Ulica była pusta jednak tylko przez moment. Pojawił się mężczyzna w dresie wraz z ziomalami. Rozglądali się po domach, pokazywali palcami i kręcili głowami. Kiedy zobaczyli mnie, zaczęli coś mówić. Otworzyłem okno.
– Jaka to ulica? – zapytał jeden z nich.
– Trzydziestolecia PRL-u. Ale to ślepa ulica, ma wylot jedynie do Alei Okrągłego Stołu.
– W dupie mam, gdzie wylatuje. Są tu jakieś bloki? Gdzieś blisko?
– Nie, najbliższe na osiedlu Wapno.
– Wiesz, kim jestem?
Zawiesiłem się na moment. Byłem w uprzywilejowanej pozycji, ale tacy jak on chowają urazę długo. W końcu by mnie znaleźli, a wtedy, cichy wpierdol gdzieś w zaułku. A na powrót do domu przywitałbym torcik na wycieraczce o wątpliwym pochodzeniu.
– Nie wiem – odpowiedziałem.
– Robię w holiłudzie, mam certyfikaty cztery.
Pozostali spojrzeli po sobie, po czym widząc, że ich przywódca odchodzi, poczynili to samo, wszak był dla nich dobry. Na odchodne dresiarz obrzucił mnie obojętnym wzrokiem. Chyba przeżyję, pomyślałem. Nawet nie myślałem o tym, czy moja ulica przeniosła się do internetu w roku dwa tysiące dziewiątym.
17.30
Drzemka i tak mnie dopadła. Przez sen słyszałem, jak na ulicy ktoś katuje opla kadeta. Nie obchodziło mnie to jednak. Śniłem o tabunie dziewczyn uganiających się za mą osobą wszędzie tam, gdzie się znajdę. Była to sytuacja zupełnie odwrotna do tej spotykanej na co dzień. Nigdy nie mogłem poderwać żadnej dziewczyny. Nie potrafiłem rozmawiać z nimi, wzbudzić sobą zainteresowania. Edward, mój kolega, miał chyba z pięć dziewczyn. A trzy z nich poznał na anonimowym czacie internetowym 6obcy. Zaczęło się od wirtualnego seksu oralnego, potem nadszedł czas na wariant analny, a skoczyło się w realiach i dwumiesięcznym w związku z każdą z nich. Mnie zostało tylko udawanie kobiet i wkręcanie napalonych zboczeńców.
Kiedy się obudziłem na zewnątrz zmierzchało. Świat pogrążał się w ciemności rozdzieranej miejską łuną. Na mojej ulicy tylko dwie latarnie świeciły. Jedna naprzeciwko naszego domu. Z ciekawości podszedłem do okna. W żółtym świetle lampy stała jakaś kobieta. Na oko młoda, zgrabna z pokaźnym biustem. W pewnym momencie zaczęła ocierać się o trzon latarni, nieudolnie naśladując taniec na rurze. Po chwili zorientowałem się, że to reakcja na silnie orgazmogenne bmw e36 wraz z jego pasażerami. Dziewczyna wyginała się jak zaprawiona dobrym proszkiem, odsłaniając kolejno lewy i prawy cycek. Była jednak osiemnasta cztery, czyli inaczej siedemnasta sześćdziesiąt cztery. A przecież każdy wie, że w tysiąc siedemset sześćdziesiątym czwartym (17:64) Bestia z Gévaudan zaczęła grasować i zabijać między innymi młode kobiety. Miałem uchylone okno, więc usłyszałem to znajome wycie. Wiecie, kiedyś myślałem, że to pies sąsiadów, albo sam sąsiad podczas zabaw BDSM ze swoją nową kochanką, ale widziałem tę bestię wcześniej. Raz, ale widziałem. Teraz nie miałem tyle szczęścia. Stwór wyłonił się z mroku, chwycił dziewczynę za kark i zabrał ze sobą ponownie w czerń nieoświetlonej ulicy. Dostrzegłem jedynie ciemny zarys jego cielska, kiedy pojawił się w zasięgu światła latarni na ułamek momentu. Dziewczyna zawrzeszczała donośne, ale tylko raz. Potem usłyszałem jedynie wycie bestii i dźwięk bmw duszonego na jedynce aż do skrzyżowania.
– Sławek dwóóóóójaaaaa!! – Wyobraziłem sobie w myślach. Pewnie nawet po erekcji nie było śladu.
20:00
Noc nabrała swoich prawdziwych barw. O tej porze wiele domów w okolicy po prostu zamiera w ciemnościach. Nie wiem dlaczego. Ja zwykle siedzę do późna. W nocy też mogą dziać się ciekawe rzeczy, ale zwykle nie aż tak interesujące, by o nich pisać. Jestem w połowie nocnym, ale jednej zasady zawsze się trzymam. Po dwudziestej nie wyglądam na ulicę przez okno. To niepisana zasada, ale ratuje ona często życie. Rozwijam rolety i grzmocę amatorów na chess.com w trybie blitz. Ulica zmienia się wtedy w korowód najgorszych plugastw, zwykle w limuzynach.
Rano przed moim domem zebrała się spora grupka protestujących ekologów i obrońców praw zwierząt w jednym.
To w jednym byłoby potrzebne gdyby to byli ekolodzy i wytwórcy paliwa;)
Jednak wszystkie sprzeczne ze sobą pytania i hipotezy zostały rozdmuchane w jedną chwilę, kiedy od strony centrum usłyszałem przeraźliwy ryk sprawiający, że szyby w oknach każdego domu nerwowo zaczęły wibrować w ramach na granicy wytrzymałości.
Dużo zamieszania tu masz. Jak pytania mogą być sprzeczne? Hipoteza dla mnie to efekt przemyśleń i badań, a nie luźne myśli. Może wszystkie wątpliwości zostały rozwiane?
Może w oknach domów, lub okolicznych domów. Wywaliłabym wibrować, szyby są mega spokojne;)
Spojrzałem w stronę centrum i zobaczyłem kościste monstrum przypominające człowieka w podartych szmatach i z próchnicą.
Jak zobaczył z daleka próchnicę, no weź!;P
Co najmniej dwadzieścia metrów wysokości i długie, patykowate nogi.
Brakuje mi orzeczenia.
pomiędzy domami jednorodzinnymi i blokowiskami rycząc zaciekle.
Skoro piszesz domami czyli poszczególnymi budynkami, to dałabym blokami, bo blokowiska to całe kompleksy budynków. Dałabym i rycząc, lub , rycząc.
Protestujący zesztywnieli przerażeni, po czym tak jak stali zniknęli w dłoni potwora zmiażdżeni na krwawą miazgę i rozrobieni dokładnie by stworzyć sporą kulkę mięsa, kości, ubrań i haseł.
Zmieniłabym na dokładnie, tworząc sporą kulkę mięsa, kości, ubrań i haseł.
Bo koncept jest fajny i plastyczny, ale ta końcówka źle brzmi.
po czym zniknęło za horyzontem, wracając tą samą drogą.
Tu jest za szybko i w złej kolejności. Jak na jego ulicy potwór zżera ludzi, to potem musi zawrócić, odejść i zniknąć, ale raczej za blokami niż na horyzoncie, bo to w końcu miasto.
Istota w pewnym momencie spojrzała na mnie
swymiślepiami wielkości dwóch polonezów caro, takich ze wczesnych lat dziewięćdziesiątych.
Przypadki patrzenia cudzymi oczami są rzadkie. Oczy pięknie opisane.
Wymiana wzrokowa mi się nie podoba, może wymiana spojrzeń?
I dałabym przyrządzić z saszetki…
Czasami mam wrażenie, że najlepsze lata polskiego internetu są już dawno za nami.
Były już dawno za nami.
Rzuciłem myszką sfrustrowany.
Sfrustrowany rzuciłem myszką.
Poza tym przeglądanie sieci i nuda, po tym jak potwór zjadł demonstrantów, wydają się naciągane.
skoro czwartek to miały piątek
mały piątek
Wszędzie biało i ślisko jak diabli.
Skąd z okna wiadomo, że ślisko?
Jakiś czerwony ford próbował wyjechać z ulicy
na miasto, ale strome nachylenie w połączeniu ze ślizgawką sprawiło, że auto stoczyło się i uderzyło w inny samochód z głuchym stuknięciem.
Zamieniłabym ślizgawkę na oblodzenie.
Pozostali spojrzeli po sobie, po czym widząc, że ich przywódca odchodzi, poczynili to samo, wszak był dla nich dobry. Na odchodne dresiarz obrzucił mnie obojętnym wzrokiem. Chyba przeżyję, pomyślałem.
To jest niejasne dla mnie. Pomijam, że kolejność znowu odwrócona, bo najpierw odeszli, a potem obrzucają spojrzeniami, to czemu gość wyznał, że z Holiłudu i polazł? I czemu Hollywood z małej?
Co to znaczy katować opla?
Naciąganie zboczeńców ładne;)
Podszedłem do okna z ciekawości.
Z ciekawości podszedłem do okna.
– Sławek dwóóóóójaaaaa!! – Wyobraziłem sobie w myślach. Pewnie nawet po erekcji nie było śladu.
To sobie pomyślał, czy ktoś to powiedział? Bo tego nie rozumiem.
Technicznie masz sporo do zrobienia, ale czytałam z zainteresowaniem.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
@Ambush, bardzo Ci dziękuję za pochylenie się nad moim potworkiem ;) Naniosę niezbędne poprawki jak tylko zasiądę przed kompem. Fajnie, że mimo wszystko zainteresowanie podtrzymałem
Witaj Marok!!
Początek był dobry. Jednak po całej lekturze mam mieszane uczucia. Nie za bardzo zrozumiałem o co tu tak naprawdę chodziło :)
Jestem niepełnosprawny...
@dawidiq150, witaj, to jest ten rodzaj opowiadania, gdzie rzeczy się po prostu dzieją, jak we śnie. Ja po czasie, odkąd napisałem ten tekst minęły 2 lata, też czasami przestaje łączyć kropki ;)
Przeczytałam i to wszystko, co czego mogę się przyznać, bo nijak nie umiem dociec, co miałeś nadzieję opowiedzieć.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia, ale mam nadzieję, że z czasem będziesz pisać coraz lepiej.
Domagali się oni całkowitego zdelegalizowania… → Zbędny zaimek.
Na szyldach widniały hasła: → Raczej: Na transparentach widniały hasła:
…a w moje głowie rodziły się kolejne wątpliwości… → Zbędny zaimek z literówką.
…takich ze wczesnych lat dziewięćdziesiątych. → …takich z wczesnych lat dziewięćdziesiątych.
Widziałem dokładnie każdą z żyłek przenikającą białko, w której zatopiona była fioletowa byłaźrenica… → Widziałem dokładnie każdą z żyłek przenikającą białka, w których zatopione były fioletowt tęczówki…
Źrenice są czarne.
Skończyło się tylko na wzrokowej wymianie… → Co zostało wymienione wzrokowo?
A może miało być: Skończyło się tylko na wzrokowym kontakcie…
Jakiś czerwony ford próbował wyjechać z ulicy na miasto… → Skoro jechał ulicą, to chyba był w mieście.
W pewnym momencie zaczęła ocierać o trzon latarni… → Co ocierać?
A może miało być: W pewnym momencie zaczęła ocierać się o słup/ trzon latarni…
…chwycił dziewczynę za kark i posłał ze sobą… → Chyba miało być: …chwycił dziewczynę za kark i zabrał ze sobą…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@regulatorzy – tekst ma jakieś 2 lata, co nie znaczy, że jestem przekonany, iż teraz piszę lepiej. To chyba zależy. Odszedłem od fantastyki na dłuższy spacer, wracam powoli, ślamazarnie i pewnie potknę się nie raz. Podobno sztuką jest podnieść się i iść dalej, a niektórzy mówią, że w skrajnych przypadkach warto również zawrócić i nie zdzierać pięt nadaremno. Akurat ten tekst to taka trochę senna migawka, bardziej rozwleczona, bo z całego sennego dnia. Ale mam nadzieję, że jeśli trafisz pod moją strzechę jeszcze kiedyś, zaskoczę Cię miło :)
Dzięki za lekturę.
Helloł, Marok.
Wiesz, że najczęściej (słowo klucz) lubię Twoje pisanie. Opko ma momenty, ale dla mnie jest trochę zbyt napchane dookreśleniami, które sprawie rozumujący humanoid wyłapie samoistnie. Odchudziłbym. Wyciąłbym nadpowiedzenia typu: ja, on, sobie, swoim. Trochę pod nimi opko się ugina. Humorystycznie jednak miewa momenty oraz dość zgrabnie puszcza popkulturowe oko.
@Canulas, dziękuję, że nadstawiłeś oczy oba nad moim tekstem. Znam cię skądś chyba, nie pamiętam już, ale i tak dzięki
Akurat ten tekst to taka trochę senna migawka…
Cóż, Maroku, senne treści chyba nie potrafią mnie zainteresować. Poczekam na kolejne opowiadanie. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć,
Czytając, miałem wrażenie, że ktoś mi przed oczami przesuwa talię kart od “Dixit” i trochę się pogubiłem , próbując dojść sensu :) Dlatego przeczytałem po raz kolejny, nie siląc się na dociekanie o co chodzi, tylko po prostu “oglądając” te obrazy. Zadziałało :)
Ok, gdyby było tego więcej, to pewnie bym się znudził, ale w rozmiarze “short” jest to całkiem, całkiem :)
Hej!
Na początek kilka wątpliwości, co do wykonania:
Domagali się
onizdelegalizowania asfaltu i równouprawnienia zwierząt leśnych na drogach krajowych oraz wojewódzkich.
Wywal ten zaimek.
Jednak wszystkie sprzeczne ze sobą pytania i hipotezy zostały rozdmuchane w jedną chwilę, kiedy od strony centrum usłyszałem przeraźliwy ryk sprawiający, że szyby w oknach każdego domu nerwowo zaczęły wibrować
w ramachna granicy wytrzymałości.
Przekreślone wywaliłbym, bo to dookreślenie jest niepotrzebne. Nie: “ryk sprawiający, że” tylko “ryk, sprawiający że”. W ogóle to przejrzałbym tekst pod kątem interpunkcji, bo w wielu miejscach brakuje przecinków.
A teraz pierwsze zdanie: pogrubione “ze sobą” jest chyba niepotrzebne, bo z czym innym miałyby być te pytania i hipotezy sprzeczne? Nie jestem też pewien słowa “rozdmuchane”, bo najpewniej chodziło Ci o “rozwiane”. Rozwiane słowa, myśli, pytania i tym podobne tworzą związki frazeologiczne, oznaczające, że te słowa/myśli/pytania/etc. zostały rozrzucone, są lub stały się nieistotne, nieważne. Rozdmuchane słowa/myśli/pytania z kolei bardziej jest kojarzone z wyolbrzymieniem rzeczonych i ten frazeologizm zdaje się tak właśnie działa. A więc: IMHO złe slowo.
Szło powoli, przeciskając się pomiędzy domami jednorodzinnymi i blokowiskami rycząc zaciekle.
O, na przykład tutaj brakuje przecinka przed “rycząc”.
Widziałem dokładnie każdą z żyłek przenikającą białko, w której zatopiona była fioletowa źrenica. Skończyło się tylko na wzrokowej wymianie, więc mogłem spokojnie zejść do kuchni przyrządzić
sobieulubioną pomidorową na ostro z saszetki.
Zaimek out! Poza tym: nie “w której”, bo podmiotem jest białko, czyli “w którym”.
A na powrót do domu przywitałbym torcik na wycieraczce o wątpliwym pochodzeniu.
Pewnie chodziło Ci o to, że torcik był wątpliwego pochodzenia, a z tekstu wynika, że to wycieraczka jest wątpliwego pochodzenia.
Jedna stała naprzeciwko naszego domu. Z ciekawości podszedłem do okna. W żółtym świetle lampy stała jakaś kobieta.
Brzydkie powtórzenie.
Dziewczyna zawrzeszczała donośne, ale tylko raz. Potem usłyszałem tylko wycie bestii i dźwięk bmw duszonego na jedynce aż do skrzyżowania.
I drugie brzydkie powtórzenie.
Tyle.
No, całkiem zgrabne bizarro. Sam kiedyś jedno popełniłem, nawet zostało wydane, ale tak naprawde to ja chyba nie umiem w to bizarro, bo nadal nie wiem czym ono jest i jak to działa. To znaczy, jestem w stanie rozpoznać, kiedy czytam bizarro, ale samo pisanie bizarro jest dla mnie strasznie nieintuicyjne. Ale dośc marudzenia i ględzenia, przejdźmy do pochwał – bardzo fajnie wplatasz popkulturowe memy w tekst, bo jest kaskader z holiłudu, jest “ale urwał”, i kadetem teraz, ale sa też gówniarskie motywy z wkręcaniem napaleńców na jakichś czateriach, a nawet miejsce dla e36, ze swoimi angel eyes kradnącego serce panienki. To o tyle dobry zabieg, że odbiorca – a może tylko ja? – będzie szukał kolejnych nawiązań, czegokolwiek, co będzie mógł skojarzyć, co ostatecznie powoduje głębsze skupienie się na tekście, żeby czegoś nie przeoczyć.
Cfana taktyka ;)
Jestem kontent z lektury, dlatego też kliknąłem bibliotekę. I na pewno zajrzę pod jakieś inne Twoje teksty. Tylko popraw babolki :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Q
Known some call is air am
@czeke – no bizarro chyba dobrze działa na krótszym dystansie, ale jak się fajnie zabierze za temat to i boa dusiciele mogą zaciekawić :)
@Outta Serwer – dzięki, wezmę się za te babole, bo fakt, jak patrzę to mnie też bolą, a jak pisałem to nie bolały. Fajnie, że ci przypasowało i zapraszam :)
Tekst idący w absurd, czasem nawet uśmiechnął. Humor jest jak gust, nie trafia w każdego. Tempo zapodowania kolejnych żartów jest dla mnie ok, nie czułem zmęczenia ani przesycenia podczas czytania.
Technicznie czyta się ok, chyba większość baboli wygładziłeś. A przynajmniej nic większego moje oko nie wyśledziło :)
Tak więc przyjemny koncert fajerwerków.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?