Tekst konkursowy.
Moje hasło to: Siłownia dla zmutowanych żon prezydentów
Ostrzegam lojalnie: narracja skacze jak szalona. Poza tym, nie wiem czy to jest wystarczająco bizarro, ale dziwniej już chyba nie potrafię pisać :)
          
Tekst konkursowy.
Moje hasło to: Siłownia dla zmutowanych żon prezydentów
Ostrzegam lojalnie: narracja skacze jak szalona. Poza tym, nie wiem czy to jest wystarczająco bizarro, ale dziwniej już chyba nie potrafię pisać :)

Czekałam na to cały dzień, a potem wieczór. Podobno działają wyłącznie nocą, chociaż nikt nie umie wyjaśnić dlaczego.
Z niepokojem, ale i ekscytacją wpatrywałam się w ogromne, mosiężne wrota. Wyryto na nich inskrypcje w jakimś dziwnym języku, nie mam pewności jakim. Próbowałam go odczytać przy pomocy sztucznej inteligencji w telefonie, jednak bezskutecznie. Zrezygnowana, przejechałam dłonią po wgłębieniach, w których ukryto litery, momentalnie poczułam dreszcz. To byłam ja, czy może to wrota pulsowały pod dotykiem ludzkiej skóry? Mierzyłam się z siłą, z którą nie jest rozsądnie pogrywać, wiedziałam o tym, ale…
Było coś w tym miejscu, w tej sytuacji… Nie umiem tego nazwać. Chęć doświadczenia przygody? Banalne. Ekscytacja na myśl o zbliżającej się podróży? Pudło. Lęk przed nieznanym? Może to, kto wie?
Przestałam myśleć, pozwoliłam, żeby pierwotny instynkt pokierował moimi ruchami. Przekroczyłam wrota i zamarłam. Oto przede mną piętrzyły się stosy wyeksploatowanego sprzętu do ćwiczeń. Nadgryzione upływem czasu bieżnie, pokruszone talerze do sztangi, rower bez siodełka, czy orbitrek pozbawiony jednej rączki.
Stałam tak przez chwilę, kontemplując otoczenie, gdy usłyszałam za plecami poruszenie. Odwróciłam się jak na komendę i zamarłam. W moim kierunku podążało kilka, nie, kilkanaście szkaradnych, zdeformowanych istot. Niemy krzyk zastygł mi w gardle, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Chciałam uciekać, ale nie było dokąd.
Maszkary otoczyły mnie, zastygłam w oczekiwaniu na atak, który jednak nie nadchodził. Zamknęłam oczy i uniosłam ręce.
– Bardzo dobrze, że jesteś, mamy wiele do omówienia. – Usłyszałam znajomy głos.
Gdy zrozumiałam, do kogo należy, aż podskoczyłam.
– Jackie?!
<>< (tak, Śledź wrócił – przyp. autora)
– Gdzie ona się podziała? – zapytała żona prezydenta Ważnego Kraju.
– To jej pierwszy raz, okaż proszę odrobinę wyrozumiałości – odpowiedziała oschle pierwsza dama Nieco Mniej Ważnego Kraju.
– Pamiętam mój pierwszy raz – rozmarzyła się małżonka władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale z Aspiracjami.
– Oho, coś się dzieje, widzicie te błyskawice przy wrotach? Nowicjuszka zaraz tu będzie! To takie ekscytujące, nie uważacie?
– Kto to powiedział? Wszystkie macie takie podobne głosy – zapytała Jackie Kennedy.
– Milcz, poczwaro! – ucięła inna żona, najprawdopodobniej ta z Ważnego Kraju. – Ach, to ty Jacqueline? Wybacz, nie poznałam!
Gwar wypełnił pomieszczenie starej siłowni. Pulsująca żarówka na zmianę oświetlała wynaturzone, paskudne twarze zmutowanych kobiet, by za chwilę spowić je mrokiem, który kłębił się w najdalszych głębinach oceanu. Żony prezydentów, niczym stado harpii, z niemą ekscytacją obserwowały wrota otoczone niewielkimi wyładowaniami elektrycznymi.
– O, wrócił Narrator! – ucieszyła się małżonka władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale z Aspiracjami. – To bardzo dobrze, nie mam już siły wysłuchiwać tych waszych monologów.
<><
Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?…
Wytłumaczyć muszę, że kłamstwem byłoby określić mnie mianem człowieka wielce religijnego, jednakże to, co oczy me ujrzały, o pomstę do Nieba wołało! Oto bowiem zmówiły się wstrętne kreatury, by pod osłoną nocy knowania swoje uprawiać. Plugawe, bezbożne i wstydu wszelkiego pozbawione, w krąg się zebrały i wznosząc dłonie w najbardziej obrzydliwym geście pogardy dla wszystkiego, co święte, złorzeczyły wniebogłosy.
Nadzieję wszelką porzuciwszy, odejdę teraz i oddam się modlitwie do Boga jedynego. Jeżeli zaś serce moje i dusza nazbyt wielkiej krzywdy tutaj doznały, to zakończę żywot mój natychmiast.
<><
– Ale jak? Dlaczego? – dopytywałam patrząc na zdeformowaną twarz legendarnej amerykańskiej pierwszej damy.
– Nie przejmuj się wyglądem, to aura tego miejsca tak na nas działa. Jak wrócisz do swojego świata, to wszystko wróci do normy.
– Mój wygląd? O czym ty mówisz?
– Kochana – Jackie zwróciła się do jednej z kobiet – podaj proszę lusterko.
Mutantka wyciągnęła zawiniątko, które skrywało niezbędny element damskiej toaletki. Chwyciłam go w dłonie, spojrzałam na własne odbicie, które straszyło zieloną, złuszczoną skórą oraz licznymi ropniami. Z krzykiem upuściłam lusterko.
– To nie jest prawda, to nie może być prawda – załkałam.
– Nie słuchałaś mnie uważnie, to tylko magia tego miejsca. – Jackie machnęła ręką.
– Ostrzegano mnie, że nic tu nie będzie normalne, ale nie sądziłam, że aż tak – przyznałam z wahaniem. – I dlaczego wrota działają tylko w nocy?
– Bo tak jest i tyle – powiedziała któraś z kobiet.
– Strasznie to pretekstowe… – zauważyłam z przekąsem.
– No, skoro mamy już wszystko ustalone, to możemy przejść do interesów – powiedziała amerykańska pierwsza dama. – A, cóż ze mnie za gapa! Najpierw poznaj nasze przyjaciółki w konspiracji!
– Miło mi, to ja – przedstawiła się żona prezydenta Ważnego Kraju.
Przez dłuższą chwilę trwała prezentacja wszystkich pierwszych dam obecnych w pomieszczeniu. Muszę przyznać, że było to bardzo pomocne, gdyż trudno byłoby je rozpoznać po wyglądzie. Każda, bez wyjątku, przypominała raczej mieszkańca kolonii trędowatych, niż żonę głowy państwa. Jednak nie ulegało wątpliwości, że makabryczne przeobrażenia związane były wyłącznie z siłownią ukrytą po drugiej stronie wrót. Skąd to wiem? Otóż, po krótkiej rozmowie ustaliłam, że panie spotykają się tutaj regularnie, a jednak funkcjonują też w normalnym, czy raczej: prawdziwym świecie.
– Skoro konwenanse mamy już za sobą, to może łaskawie wyjaśnicie mi, co ja tutaj właściwie robię?
– Ale ty jesteś niecierpliwa! – zachichotała Jackie. – Ale dobrze, skoro nalegasz, to przejdziemy do sedna. Kochana, będziesz uprzejma?… – zwróciła się do małżonki władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale z Aspiracjami.
– Ależ naturalnie! – Promienisty uśmiech wypełnił jej twarz. – Spotykamy się tutaj, by decydować o sprawach ważnych oraz bardzo ważnych.
– Otóż to! – potwierdziła Jackie i w ekscytacji aż klasnęła w dłonie.
Pozostałe kobiety zaczęły wiwatować, a ja poczułam się nieswojo. Przedstawione wyjaśnienia miały jeden podstawowy problem, a mianowicie: nie wyjaśniały zupełnie niczego. Skoro jednak brakowało mi pewności co do rzeczywistych intencji moich zmutowanych towarzyszek, póki co postanowiłam grać w ich grę.
– Wszystko jasne, to o czym będziemy decydować w pierwszej kolejności? – zapytałam. – Głód w Afryce? Narastające niepokoje na Bliskim Wschodzie? A może… – Urwałam, widząc, że patrzą na mnie jak na wariatkę.
– Czy ty się, kochaniutka, z choinki urwałaś? – Jackie wymierzyła mi cios otwartą dłonią prosto w policzek. – Nasze nocne spotkania to nie żarty. Skup się, proszę.
W odpowiedzi jedynie przytaknęłam. Pani Kennedy wyraźnie chciała coś jeszcze dodać, ale niespodziewanie zamarła. Jej twarz wyrażała zdumienie, w gardle zastygło niewypowiedziane przekleństwo. Mechanicznym ruchem wskazała coś za moimi plecami, jednak zanim wykonałam ruch, pomieszczenie rozbłysnęło światłem halogenów. Źródłem iluminacji musiały być wrota, tak myślę. Po chwili dobiegł mnie ogłuszający ryk syren. Zatkałam uszy i rozejrzałam się po pozostałych zmutowanych kobietach, sprawiały wrażenie równie zaskoczonych, jak ja. Próbowałam przekrzyczeć nieznośny dźwięk, ale były to starania pozbawione sensu.
Z wrót przyleciało w naszym kierunku kilka średniej wielkości kul, które wyglądem przypominały granaty ręczne. Gdy spadły na podłogę nieopodal nas, z wnętrza zaczął wydobywać się gęsty dym. Pociemniało mi w oczach i padłam na kolana. Nie minęła chwila, a pomieszczenie spowiła zupełna ciemność. Umilkły także syreny. Możliwe, że był to skutek szoku, a może przerażenia, jednak byłyśmy cicho, jakby w obawie, że najmniejszy szept może rozpętać piekło. Ten stan przeciągał się nieznośnie, a ja dosłownie czułam jak mrok oddycha za moimi plecami.
Ogarnęła mnie senność, więc przymknęłam oczy. Niespodziewanie, zza zamkniętych powiek dostrzegłam wątłe snopy światła, jakby pochodzące z latarek. Chciałam się rozejrzeć, ale w trwającej wewnątrz mnie walce ducha z materią przegrywały właśnie obie strony konfliktu. Nadludzkim wysiłkiem otworzyłam jedno oko. Ostatnie i jedyne, co zobaczyłam, był tłum postaci w czarnych sutannach, przelewający się przez wrota niczym rój szarańczy.
<><
– Sprawdziłeś broń? – Niespodziewane pytanie wyrwało mnie z zamyślenia.
– Co?
– Broń, czy ją sprawdziłeś? – powtórzył z naciskiem mężczyzna w sutannie.
Jeszcze lekko oszołomiony, zmrużyłem oczy. Niewyraźne kontury najbliższego otoczenia zaczynały powoli łapać właściwą ostrość. Siedziałem na pace samochodu dostawczego w towarzystwie dwóch osób, ubranych na czarno i trzymających karabiny szturmowe. W tym momencie poczułem, że i ja mam coś w dłoniach. Jak się okazało, również broń.
– Co? Gdzie ja?… – wyjęczałem, kompletnie zaskoczony.
– Mariusz, dobrze się czujesz? Ja wszystko rozumiem, stres i w ogóle, ale… Twoje zachowanie trochę mnie niepokoi…
– Chyba go dalej trzyma po ostatniej robocie – mruknął drugi mężczyzna. – Mówiłem, żeby uważał z sokiem z gumijagód, to oczywiście musiał być najmądrzejszy.
– Cholera, racja. To musi być to.
– O czym wy w ogóle gadacie?! Jakiej robocie? Jaki sok, z jakich gumijagód?! – wybuchnąłem. – I dlatego tak okropnie boli mnie głowa?
– Jak próbujesz żyć, to staje się bolesne… – rzucił sentencjonalnie ten pierwszy.
– Nie mamy na to czasu…
– Dobra, zrobimy to tak. – Wskazał palcem drugiego mężczyznę. – Ty się, Jurek, już więcej nie odzywaj. – Teraz spojrzał na mnie. – A ty, Mariusz, słuchaj uważnie, bo mamy tylko chwilę.
– Okej, zamieniam się w słuch – odpowiedziałem.
– Ja jestem Piotr, ten drugi to Jurek, a ty masz na imię Mariusz. Jesteśmy elitarną drużyną uderzeniową, działającą na podstawie specjalnego dekretu papieskiego. Dostaliśmy cynk o bezbożnych praktykach, które mają miejsce w opuszczonej siłowni zlokalizowanej gdzieś między wymiarami.
– Cynk? – zapytałem.
– Tak, ktoś był mimowolnym świadkiem zajścia, a potem w trakcie modlitwy o wszystkim opowiedział Szefowi. Gość, w sensie ten co się modlił, był śmiertelnie przerażony i do tego mówił w nietypowy sposób, coś na wzór prozy Lovecrafta, ale lekko upośledzonej… O czym to ja?… – Teatralnie złapał za brodę. – A właśnie, więc dostaliśmy cynk i teraz jedziemy na miejsce. Mamy za zadanie pochwycić uczestników bluźnierczych obrzędów, a następnie przetransportować do kazamatów pod Watykanem. Tylko mamy mało czasu, bo niedługo zamkną się wrota, portal, czy jak to tam nazywają. To już wszystko, komprende?
– Pewnie – potwierdziłem.
– Pewnie?
– No, pewnie. Historia brzmi sensownie i spina się w logiczną całość. Żeby oddać sprawiedliwość, opowiedziałeś ją w sposób lekko łopatologiczny, ale zważywszy na okoliczności uznaję to za w pełni uzasadnione. Wiem już wszystko i możemy działać.
Siedzący naprzeciw mnie Piotr wywrócił oczami, po czym schował twarz w dłoniach. Za to Jurek wydał z siebie dziwny dźwięk, ni to parsknięcie, ni przełknięcie flegmy.
– Tak, to musi być sok z gumijagód.
– Czyli co? To wszystko była ściema, a naprawdę jedziemy, uzbrojeni po zęby, w zupełnie innym celu? – zapytałem.
– No właśnie nie, ale coś dziwnie lekko przyszło ci uwierzyć w tę całą historię. Bo chyba przyznasz, że brzmi nieprawdopodobnie?
– Dobra, panowie, dość pitolenia, jesteśmy na miejscu – uciął temat Jurek.
Na miejscu znajdowały się już dwie inne ekipy uderzeniowe, więc Piotr ruszył przodem w poszukiwaniu koordynatora akcji. Znalazł go dość szybko, przez chwilę gorączkowo coś gestykulował i chyba krzyczał, po czym wrócił do nas. Po twarzy poznałem, że jest wściekły.
– Te zaplute parówy, te… – urwał w połowie. – Te gamonie polazły przodem, nie czekając na resztę. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, cele zostały unieruchomione, ale później najwyraźniej ci idioci uruchomili systemy bezpieczeństwa siłowni i wszystko w środku wybuchło w cholerę.
– Wybuchło?
– Tak, jest częściowa transmisja, która uchwyciła moment eksplozji. Nikt nie przeżył, nie miał szans.
– To co teraz robimy? – zapytałem.
– Nic tu po nas, panowie. Poprawiamy koloratki, pakujemy tyłki do busa i wracamy.
<><
Zalała mnie fala kolorów. Przenikały mnie, koiły, rozbudzały wszelkie zmysły. Nie miałam jednak ciała, już nie, stałam się bytem poza czasem i przestrzenią. Byłam wszystkim i niczym, pierwszym i ostatnim. Dobrem i miłością, ale także zepsuciem i nienawiścią. Eony upływały w okamgnieniu, a ja czułam spokój. Byłabym zatraciła się w tym wszystkim zupełnie, gdy poczułam znajome wibracje.
– Witaj, Jackie, miło mi, że także tu jesteś – powiedziałam.
– Zawsze tu byłam – odpowiedziała pogodnie dawna pani Kennedy.
– Możesz mi coś wyjaśnić? Jedna kwestia nie daje mi spokoju.
– Tak?
– Wrota były pokryte dziwnymi znakami, wiesz co tam było napisane?
– Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate – wyrecytowała Jackie.
– I co to właściwie znaczy?
– Nie wiem – przyznała niechętnie.
– To co teraz? Nie zrealizowałyśmy naszych planów – stwierdziłam po chwili.
– Ależ wszystko wyszło znakomicie. Po waszej śmierci…
– Waszej? Przecież ty także tam byłaś, podczas wybuchu.
W odpowiedzi Jackie się zaśmiała.
– Ja? Przecież umarłam, wiele lat wcześniej, nie pamiętasz? – odpowiedziała ponurym tonem. – Po waszej śmierci wybuchł ogromny skandal. Na polecenie Watykanu uwięziono żony prezydentów najważniejszych krajów świata, przeprowadzano na nich eksperymenty genetyczne, które skończyły się potwornymi mutacjami. A gdy projekt wyrwał się spod kontroli, zlikwidowano wszystkie badane obiekty. Gdy tylko nagranie ze zdarzenia wyciekło do prasy…
– Wiesz co, Jackie? Za dużo tego infodumpu, jak na moje standardy, więc znikam.
I faktycznie, zniknęłam.
Witaj.
Już tytuł wywołał u mnie uśmiech i podczas czytania to się nie zmieniło. Humor znakomity, pomysł na rozwiniecie hasła konkursowego genialny, brawka!
Ilustracja dopomogła jeszcze bardziej w ubawie podczas lektury, o przecudnym śledziu nie wspominając. :)
Śledź! :)
Z technicznych spraw mam kilka wątpliwości (do przemyślenia):
– To nie prawda, to nie może być prawda – załkałam. – czy tu celowo rozdzieliłeś?
– No, skoro mamy to już ustalone, to możemy przejść do interesów – powiedziała amerykańska pierwsza dama. – powtórzenie
Kochana, będziesz uprzejma?… – Zwróciła się do małżonki władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale Z Aspiracjami. – małą literą?
Wyraz jej twarzy wskazywał na zdumienie, w gardle zastygło niewypowiedziane przekleństwo. Mechanicznym ruchem wskazała na coś za moimi plecami, jednak zanim wykonałam ruch, pomieszczenie rozbłysnęło światłem halogenów. – powtórzenie
Śledź! :)
Bizarro moim zdaniem jest tu dwustuprocentowe. :)
Zaskoczenie pojawia się właściwie co zdanie, fabuła jest całkowicie nieprzewidywalna, zatem kolejne brawa! Bardzo ciekawa jestem, kim była narratorka pierwszej i ostatniej części. :)
Napis nad bramą piekielną z “Boskiej Komedii” – kolejnym strzałem w dziesiątkę! :)
Powodzenia w konkursie, klik! :)
Pozdrawiam. :)
Śledź! :)
Pecunia non olet
Cześć, Bruce!
Dziękuję Ci za odwiedziny i komentarz. Naprawdę świetna sprawa, że wróciłaś na forum! ;]
Z łapanki skorzystałem w niemalże pełnym zakresie, jedynie pierwsze powtórzenie rzeczywiście było celowe :)
Śledź! :)
Jak Cię kiedyś najdzie ochota żeby poznać historię Śledzia, to zapraszam do mojego tekstu na konkurs antynaukowy :P
Bizarro moim zdaniem jest tu dwustuprocentowe. :)
Kamień z serca :P
Raz jeszcze dziękuję :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Bardzo mi miło; tak właśnie podejrzewałam, że powtórzenia mogą być celowe, lecz wolałam dopytać. :)
Dzięki, zajrzę na pewno. :)
Śledź! :)
Powodzenia, pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
cezary_cezary lubę bizarro w twoim stylu. Jest… rozluźniające.
Hej,
świetny tekst, bardzo spodobało mi się przedstawienie postaci i różne narracje. Fabuła jest wręcz nie do przewidzenia, a fakt, że to wszystko było zaplanowane przez Jackie, pozytywnie mnie zaskoczył.
Wtrącenie narratora również było ciekawym zabiegiem, bardzo pasującym do ogólnego stylu opowiadania.
Pozdrawiam :)
Cześć.
“Stałam tak przez chwilę, kontemplując otoczenie, gdy usłyszałam za plecami jakieś poruszenie”. – jestem fanem tych eliminacji, które gdzieś, pomiędzy wierszami wybrzmiewają tak, jakby autor się wahał. Bo jeśli się waha, może nie być pewien. A jeśli nie jest pewien, może nie być autentyczny. Dlatego często wycinak sporo tych słówek, typu: jakieś, kiedyś, jeśli. Tutaj “jakieś” też bym ciachnął, bo nic nie wnosi.
“– Nie słuchałaś mnie uważnie, to tylko magia tego miejsca. – Jackie machnęła dłonią”. – machnięcie dłonią brzmi lekko kuriozalnie, bo insynuuje, że reszta ręki jest nieruchoma. Może, po prostu, machnęła ręką.
“Ten stan przeciągał się nieznośnie, a ja dosłownie czułam jak mrok oddycha za moimi plecami”. – ładnie ujęte. +10 do klimatu.
najbardziej podobał mi się sam początek. Sam plan/pomysł. Pokazuje to, jak wiele jeszcze obszarów jest twórczo niezagospodarowanych. No zamysł rewelacyjny. Trochę skojarzyło mi się z opkiem Kinga: “Mają tu kapelę jak wszyscy diabli”, gdzie bohater trafia do miasteczka, w którym żyją zmarli muzycy.
Kiedy już pojawił się zespół uderzeniowy, do tego o polskich imionach, trochę (dla mnie) siadło. Jak już bym miał tak zajebiaszczy pomysł, jak tu w pierwszej scenie, trzymałbym się go kopytami. No ale Twój plan, Twój cyrk.
Opko dzielę na dwa fragmenty.
Pierwszy: niemal genialne
Drugi: tylko ok
Hej przygodo.
Zgodzę się z Canulasem. Początek mnie zaintrygował, ale potem coś nie zagrało. Nie udało mi się zanurzyć w ten świat i odurzyć jego dziwnością. Znacznie bardziej podobało mi się twoje opowiadanie z Obłędni. PS. Widzę, że lubisz długie tytuły ;)
To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...
Nova
To brzmi prawie, jakby powstał nowy gatunek – Bizarro by Cezarro ;]
Dzięki za wizytę! ;]
Pnzrdiv.117
Miło, że wpadłeś, a tekst się spodobał :)
bardzo spodobało mi się przedstawienie postaci i różne narracje
Super, trochę miałem obawy, czy nie przesadziłem :P (stąd ostrzeżenie w przedmowie)
Canulasie
Dzięki za mini łapankę, Twoje sugestie naniosłem do tekstu ;]
Trochę skojarzyło mi się z opkiem Kinga: “Mają tu kapelę jak wszyscy diabli”, gdzie bohater trafia do miasteczka, w którym żyją zmarli muzycy.
nie czytałem, ale brzmi intrygująco, więc dodam do kupki wstydu ;]
Kiedy już pojawił się zespół uderzeniowy, do tego o polskich imionach, trochę (dla mnie) siadło. Jak już bym miał tak zajebiaszczy pomysł, jak tu w pierwszej scenie, trzymałbym się go kopytami.
w “normalnym” tekście pewnie bym tak zrobił, ale tutaj chciałem trochę poszaleć z konwencją i perspektywą wydarzeń ;] a polskie imiona były celowe, chciałem dodać troszkę walaszkowych wibracji :P
Opko dzielę na dwa fragmenty.
Pierwszy: niemal genialne
Drugi: tylko ok
Cóż, szkoda, że ta druga część siadła nieco mniej, ale rozpiera mnie duma wobec tak miłej opinii o części pierwszej :)
Pozdrawiam serdecznie!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej, Fanthomasie!
Wrzuciłeś komentarz akurat, jak odpisywałem na poprzednie :P
Tekst jest bardzo eksperymentalny, bizarro jest dla mnie zupełną nowością, więc na plus traktuję to, że chociaż częściowo się spodobało :)
Co do tytułów, owszem – lubię takie długie, bo dodają dodatkową warstwę lekturze – szukanie wskazanych motywów :) No i się trochę wyróżniają :P
Pozdrawiam!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Nie przepadam za bizarro, ale bizarro by Cezarro czytało się dobrze, nawet z uśmiechem. :)
“Mają tu kapelę jak wszyscy diabli” – prawdopodobnie znajduje się w pierwszym tomie: Marzenia i koszmary
Przepraszam za wtrącenie się, ale chciałabym stanąć w obronie Szanownego Autora – nie wiem, czy dobrze zrozumiałam Jego intencje, ale dla mnie polskie imiona delikatnie wskazywały czytelnikowi na rozstrzygnięcie nurtującej mnie zagadki na temat narratorki. :)
Poza tym swojsko brzmiące określenia i imiona dają też znać, że – posłużę się cytatem z powyższego opowiadania – “zaplute parówy” wszystko spartoliły, zatem akcja nie udała się tak, jak to sobie zaplanowano. Nic nowego. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Koalo
I to jest najważniejsze. Tekst może być pięknie napisany, mieć super fabułę, czy niesamowite twisty, ale jak nie czyta się go dobrze, to autor zawiódł;)
Canulasie
Dzięki, namierzone ;)
Bruce
Ja w ogóle lubię korzystać z polskich imion w opowiadaniach ;) a czy ich użycie stanowiło wskazówkę, co do tożsamości narratorki?… kto wie, kto wie… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
a czy ich użycie stanowiło wskazówkę, co do tożsamości narratorki?… kto wie, kto wie… ;)
Możliwe, że to tylko moja nadinterpretacja, najważniejsze jednak, że ona w ogóle się pojawiła, zatem ten fragment moim skromnym zdaniem jest kolejnym atutem całego znakomitego opowiadania. :)
Polskie imiona także bardzo lubię. :) Są wieloznaczne i dają duże pole do popisu. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Możliwe, że to tylko moja nadinterpretacja
Dlaczego od razu "nadinterpretacja"? ;) Gatunek jest dziwny, tekst jest dziwny, to i wszelkie sugestie czy tropy zawarte w opowiadaniu są trochę dziwne i nie wprost. Dlatego na tym etapie, niczego nie potwierdzam, ale też niczemu nie zaprzeczam ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Gatunek jest dziwny, tekst jest dziwny, to i wszelkie sugestie czy tropy zawarte w opowiadaniu są trochę dziwne i nie wprost.
Ot, i cała kwintesencja bizarro! 
 I o to chodziło! :)
Pecunia non olet
Hej, przeczytałam z zainteresowaniem – Twoje opko jest o wiele bardziej bizarrowe niż moje! Czyli Twojsze jest bardziej niż mojsze! :) Ja z kolei bardzo lubię Twoje tytuły, bo wprowadzają w atmosferę tekstu zanim zacznie się czytać! Podobała mi się ciągła zmiana scen i bohaterów, mam wrażenie (niejasne), że to takie bizarrowe, bo trzeba odnaleźć wspólne elementy pociachanej fabuły i złożyć w całość – czyli dziwnie. :)
To dobre opko, więc idę klikać! :) Tyle mojego uzasadnienia :D
Pozdrawiam! :)
Dzięki za odwiedziny, Jolko ;)
Starałem się żeby było dziwnie, to wyszło dziwnie xD Grunt, że znajdują się Czytelnicy, którzy w lekturze znajdą odrobinę przyjemności;)
Fabuła jest pociachana, ale każda scena ma znaczenie i łączy się w jedną całość;) Nawet ta wstawka a'la Lovecraft na dopalaczach jest ważna dla fabuły, którą sobie wymyśliłem;)
Dziękuję za klika ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć
Jest tytuł, z którego i tak się nie dowiemy o czym jest tekst ;) jest absurd, jest huuumor, jest polityka, czyli cezary w formie :)
Pozdrawiam i klikam
Hej, Sajmonie!
Dzięki za wizytę, mile słowa i klika ;)
Jest tytuł, z którego i tak się nie dowiemy o czym jest tekst
To można inaczej? ,)
czyli cezary w formie :)
To jest taki konkurs, że mogłem być w formalinie, więc… ;)
Pozdrówka!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Jest dziwnie, jest nieprzewidywalnie, jest dobrze…
Interesujące, że przyrównujesz siłownię do piekła. Tam jest aż tak źle czy chodziło o nadzieję na schudnięcie? ;-)
Babska logika rządzi!
Cześć, Finklo! :)
Dzięki za wizytę, komentarz i klika :)
czy chodziło o nadzieję na schudnięcie? ;-)
Chciałbym zaprzeczyć, naprawdę chciałbym… :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
OK, wykreślam siłownię z listy sposobów. Chociaż nie jestem żoną prezydenta, więc powinno być bezpiecznie. ;-)
Babska logika rządzi!
Podobno są tacy, co tam chudną. Ja kiedyś próbowałem i mi się nie udało. Natomiast to, co tam zobaczyłem… dosłownie i bez przenośni wołało o pomstę do Nieba :P
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Zaintrygowałeś… ;-)
Babska logika rządzi!
Jest cała seria filmików na youtube (też jako rolki na FB), w których kilku gości parodiuje “typowe” zachowania bywalców siłowni. Z mojej perspektywy to nie jest satyra, tylko dokument :D
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Wchodząc tu porzuciłem wszelką nadzieję, że będę się dobrze bawił, bo nie przepadam (eufemizm) za bizzaro. Ale Twój tytuł zniewolił jak zawsze i nie mogłem się powstrzymać.
Boszszsz jak ja nie lubię tego głupiego gatunku XD I ze złością muszę przyznać, że mi się podobało. Lekko, zabawnie, absurdalnie, bardzo fajnie. Nie wiem, czy klik jeszcze potrzebny (może jakieś są w zawieszeniu), ale pędzę do biblioteki.
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Hej, Marcinie Maksymilianie! ;]
Dziękuję za wizytę, dobre słowo no i dobicie do biblioteki, bo akurat jednego klika brakowało :)
Ale Twój tytuł zniewolił jak zawsze i nie mogłem się powstrzymać.
Ha, wiedziałem, co robię :P
Boszszsz jak ja nie lubię tego głupiego gatunku XD I ze złością muszę przyznać, że mi się podobało.
Czyli sukces liczę podwójnie ^^ A gatunek ciekawy, szczególnie z perspektywy autora. Jak napisać coś skrajnie dziwnego, co jednak ma jakąś wewnętrzną logikę i (przy odrobinie szczęścia) przekaz czy myśl przewodnią? Odpowiadam: niełatwo, ale daje całkiem sporo frajdy :)
Raz jeszcze dziękuję! :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej Cezary, ja jak zwykle spóźniony, ale i tak było warto. Ubawiłem się po pachy, i teraz już wszystko jasne – Dante była kobietą.
– To nie prawda, to nie może być prawda – załkałam.
Albo “nieprawda”, albo “To nie jest prawda”?
– Bo tak jest i tyle – powiedziała któraś z kobiet.
Tutaj stanął mi przed oczami Robert de Niro w “Irlandczyku”. Czyżby on też… nie. Niemożliwe. Niemożliwe, prawda?
Dzięki za opowiadanie, podobało mi się niemiłosiernie. Pozdrowienia dla Śledzia.
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Hej, SF! ;)
Bardzo mi miło, że opko się podobało;)
Dzięki za zauważenie usterki, poprawiłem;)
Niemożliwe. Niemożliwe, prawda?
Nie ma rzeczy niemożliwych…
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezarze, nie porwało mnie tym razem, ale przyznaję, że jest to historia wielce osobliwa, bo, jak mniemam, że właśnie taka miała być. ;)
– Ah, to ty Jacqueline? → – Ach, to ty, Jacqueline?
Ah to symbol amperogodziny.
Jeżeli zaś serce moje i dusza nazbyt wielką krzywdę tutaj doznały, to zakończę żywot mój zrazu. → Jeżeli zaś serce moje i dusza nazbyt wielkiej krzywdy tutaj doznały, to zakończę żywot mój zaraz/ natychmiast.
Za SjP PWN: zrazu daw. «początkowo»
…spojrzałam na moje własne odbicie… → A może wystarczy: …spojrzałam na własne odbicie…
…było to bardzo pomocne, gdyż ciężko byłoby je rozpoznać po wyglądzie. → …było to bardzo pomocne, gdyż trudno byłoby je rozpoznać po wyglądzie.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
– Dokładnie! – potwierdziła Jackie i w ekscytacji aż klasnęła w dłonie. → – Tak własnie!/ Otóż to!! – potwierdziła Jackie i w ekscytacji aż klasnęła w dłonie.
Dokładnie! – Poradnia językowa PWN
– Głód w Afryce? Narastające niepokoje na Bliskim Wschodzie? A może… – urwałam, widząc, że patrzą na mnie jak na wariatkę. → Skoro urawała to przestała mówić, więc: – Głód w Afryce? Narastające niepokoje na Bliskim Wschodzie? A może… – Urwałam, widząc, że patrzą na mnie jak na wariatkę.
Ostatnim i jedynym, co zobaczyłam… → Ostatnie i jedyne, co zobaczyłam…
Wskazał palcem na drugiego mężczyznę. → Wskazał palcem drugiego mężczyznę.
Wskazujemy kogoś, nie na kogoś.
Zalała mnie fala kolorów. Przenikały mnie, koiły… → Czy oba zaimki są konieczne?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ave, Regulatorzy! :)
Dziękuję serdecznie za wskazanie błędów, poza dwoma zaimkami na końcu (wyjątkowo mi pasują w tym miejscu) poprawiłem wszystko zgodnie z Twoimi sugestiami. Martwi mnie tylko, że za żadne skarby nie mogę przyswoić, że sprawa albo zadanie nie mogą być ciężkie, tylko trudne.
nie porwało mnie tym razem, ale przyznaję, że historia jest wielce to osobliwa, bo, jak mniemam, że właśnie taka miała być. ;)
Tak, historia miała być osobliwa, ostatecznie – taki konkurs :) I może lepiej, że nie porwała, bo kto wie, czy i kiedy by wypuściła? (no i – gdzie?) ;]
Pozdrawiam :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezary, jak zwykle cieszę się, że mogłam się przydać. I nie martw się, wykaż jeszcze trochę cierpliwości, a na pewno zapamiętasz, co jest trudne, a co ciężkie. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej!
Co tu się dzieje? XD Ach, za to lubię bizarro, jest takie dziwne, można pisać coś dziwnego, czytać takie odjechane pomysły i całkiem legalnie czuć totalne zdziwienie. :D
– O, wrócił Narrator! – ucieszyła się małżonka władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale z Aspiracjami. – To bardzo dobrze, nie mam już siły wysłuchiwać tych waszych monologów.
Dobre. :D Ale fajnie, naturalnie łączysz narratora z “siłą wyższą”. XD
Szkoda, że scena na siłowni urwana, bo w sumie wkraczają tam ci z gazem i lecimy dalej.
– Tak, ktoś był mimowolnym świadkiem zajścia, a potem w trakcie modlitwy o wszystkim opowiedział Szefowi. Gość, w sensie ten co się modlił
Tu sporo tłumaczysz, tzn. nie tylko ten fragment, ale ogólnie o tym, kim oni są i co robią. ;p Niby dalej to wyśmiewasz, co jest dobrym pomysłem, ale mimo wszystko trochę mi to wadzi.
– Wrota były pokryte dziwnymi znakami, wiesz co tam było napisane?
– Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate – wyrecytowała Jackie.
– I co to właściwie znaczy?
– Nie wiem – przyznała niechętnie.
To mnie rozwaliło. XD
– Wiesz co, Jackie? Za dużo tego infodumpu, jak na moje standardy, więc znikam.
I faktycznie, zniknęłam.
No właśnie, właśnie, narratorze. :D
Lekkie, fajne, takie totalnie w Twoim stylu, choć infodumpu było ciut przydużo jak na dość krótki tekst, no i jego zawartość. ;) Ale czytałam z przyjemnością, tylko trochę mi zabrakło rozwinięcia, jakiejś myśli przewodniej. ;) Te żony prezydentów były najciekawsze, szkoda, że tak urwałeś.
Pozdrawiam,
Ananke
Hej, Ananke ;)
W kwestii fabularno-kompozycyjno-infodumpowej pozwolę sobie odpowiedzieć zbiorczo ;) Ja generalnie mam (nie)zdrową tendencję do pisania absurdów, więc na konkurs Fanthomasa postanowiłem napisać coś… bardziej xD Ostatecznie, gdzie jak nie tutaj, prawda? ;)
Przykładowo, wątek z żonami na siłowni spokojnie mógłby stanowić całość fabuły, miałem pomysł na pociągnięcie tego. Ale potem pomyślałem, że to byłoby zbyt spójne, logiczne i cóż… normalne ;)
Niby dalej to wyśmiewasz, co jest dobrym pomysłem, ale mimo wszystko trochę mi to wadzi.
Tak, ten fragment mogłem napisać lepiej. Z drugiej strony, jeżeli to ma jakieś znaczenie, mi się akurat koncepcyjnie bardzo podobał. Taki trochę mashup "And now for something completely different" i kapitana bomby ;P
Te żony prezydentów były najciekawsze, szkoda, że tak urwałeś.
Myślę, ze jeszcze wrócą. W moim ostatnim tekście jest lekka zajawka w temacie ;)
Dziękuję za lekturę! ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ja generalnie mam (nie)zdrową tendencję do pisania absurdów, więc na konkurs Fanthomasa postanowiłem napisać coś… bardziej xD Ostatecznie, gdzie jak nie tutaj, prawda? ;)
No to wiem, dlatego też w Twoim przypadku można się spodziewać absurdów nie tylko na konkurs. :D
Myślę, ze jeszcze wrócą. W moim ostatnim tekście jest lekka zajawka w temacie ;)
O, to ze statkiem? Muszę zerknąć. :)
Pozdrawiam,
Ananke
P.S. Poleć mi jakieś swoje opowiadanie, w którym jest jeszcze sporo absurdu. :)
O, to ze statkiem? Muszę zerknąć. :)
Si :)
P.S. Poleć mi jakieś swoje opowiadanie, w którym jest jeszcze sporo absurdu. :)
Hmm, to by bylo każde ;) a tak najwięcej to pewnie Passatem przez galaktykę i Sen faraona rabusia ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Dodałam do kolejki. :) A Sen faraona rabusia czytałam. :)
		Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Bardzo mi miło, Anet ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"