- Opowiadanie: cezary_cezary - Siłownia dla zmutowanych żon prezydentów, czyli rzecz o istocie istoty istnienia, wątpliwych moralnie praktykach oraz licznych niedopowiedzeniach

Siłownia dla zmutowanych żon prezydentów, czyli rzecz o istocie istoty istnienia, wątpliwych moralnie praktykach oraz licznych niedopowiedzeniach

Tekst kon­kur­so­wy.

 

Moje hasło to: Si­łow­nia dla zmu­to­wa­nych żon pre­zy­den­tów

 

Ostrze­gam lo­jal­nie: nar­ra­cja ska­cze jak sza­lo­na. Poza tym, nie wiem czy to jest wy­star­cza­ją­co bi­zar­ro, ale dziw­niej już chyba nie po­tra­fię pisać :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Siłownia dla zmutowanych żon prezydentów, czyli rzecz o istocie istoty istnienia, wątpliwych moralnie praktykach oraz licznych niedopowiedzeniach

 

Cze­ka­łam na to cały dzień, a potem wie­czór. Po­dob­no dzia­ła­ją wy­łącz­nie nocą, cho­ciaż nikt nie umie wy­ja­śnić dla­cze­go.

Z nie­po­ko­jem, ale i eks­cy­ta­cją wpa­try­wa­łam się w ogrom­ne, mo­sięż­ne wrota. Wy­ry­to na nich in­skryp­cje w ja­kimś dziw­nym ję­zy­ku, nie mam pew­no­ści jakim. Pró­bo­wa­łam go od­czy­tać przy po­mo­cy sztucz­nej in­te­li­gen­cji w te­le­fo­nie, jed­nak bez­sku­tecz­nie. Zre­zy­gno­wa­na, prze­je­cha­łam dło­nią po wgłę­bie­niach, w któ­rych ukry­to li­te­ry, mo­men­tal­nie po­czu­łam dreszcz. To byłam ja, czy może to wrota pul­so­wa­ły pod do­ty­kiem ludz­kiej skóry? Mie­rzy­łam się z siłą, z którą nie jest roz­sąd­nie po­gry­wać, wie­dzia­łam o tym, ale…

Było coś w tym miej­scu, w tej sy­tu­acji… Nie umiem tego na­zwać. Chęć do­świad­cze­nia przy­go­dy? Ba­nal­ne. Eks­cy­ta­cja na myśl o zbli­ża­ją­cej się po­dró­ży? Pudło. Lęk przed nie­zna­nym? Może to, kto wie?

Prze­sta­łam my­śleć, po­zwo­li­łam, żeby pier­wot­ny in­stynkt po­kie­ro­wał moimi ru­cha­mi. Prze­kro­czy­łam wrota i za­mar­łam. Oto przede mną pię­trzy­ły się stosy wy­eks­plo­ato­wa­ne­go sprzę­tu do ćwi­czeń. Nad­gry­zio­ne upły­wem czasu bież­nie, po­kru­szo­ne ta­le­rze do sztan­gi, rower bez sio­deł­ka, czy or­bi­trek po­zba­wio­ny jed­nej rącz­ki.

Sta­łam tak przez chwi­lę, kon­tem­plu­jąc oto­cze­nie, gdy usły­sza­łam za ple­ca­mi po­ru­sze­nie. Od­wró­ci­łam się jak na ko­men­dę i za­mar­łam. W moim kie­run­ku po­dą­ża­ło kilka, nie, kil­ka­na­ście szka­rad­nych, zde­for­mo­wa­nych istot. Niemy krzyk za­stygł mi w gar­dle, a nogi od­mó­wi­ły po­słu­szeń­stwa. Chcia­łam ucie­kać, ale nie było dokąd.

Masz­ka­ry oto­czy­ły mnie, za­sty­głam w ocze­ki­wa­niu na atak, który jed­nak nie nad­cho­dził. Za­mknę­łam oczy i unio­słam ręce.

– Bar­dzo do­brze, że je­steś, mamy wiele do omó­wie­nia. – Usły­sza­łam zna­jo­my głos.

Gdy zro­zu­mia­łam, do kogo na­le­ży, aż pod­sko­czy­łam.

– Jac­kie?!

 

<>< (tak, Śledź wró­cił – przyp. au­to­ra)

 

– Gdzie ona się po­dzia­ła? – za­py­ta­ła żona pre­zy­den­ta Waż­ne­go Kraju.

– To jej pierw­szy raz, okaż pro­szę odro­bi­nę wy­ro­zu­mia­ło­ści – od­po­wie­dzia­ła oschle pierw­sza dama Nieco Mniej Waż­ne­go Kraju.

– Pa­mię­tam mój pierw­szy raz – roz­ma­rzy­ła się mał­żon­ka wład­cy Kraju Zu­peł­nie Nie­waż­ne­go Ale z Aspi­ra­cja­mi.

– Oho, coś się dzie­je, wi­dzi­cie te bły­ska­wi­ce przy wro­tach? No­wi­cjusz­ka zaraz tu bę­dzie! To takie eks­cy­tu­ją­ce, nie uwa­ża­cie?

– Kto to po­wie­dział? Wszyst­kie macie takie po­dob­ne głosy – za­py­ta­ła Jac­kie Ken­ne­dy.

– Milcz, po­czwa­ro! – ucię­ła inna żona, naj­praw­do­po­dob­niej ta z Waż­ne­go Kraju. – Ach, to ty Ja­cqu­eli­ne? Wy­bacz, nie po­zna­łam!

Gwar wy­peł­nił po­miesz­cze­nie sta­rej si­łow­ni. Pul­su­ją­ca ża­rów­ka na zmia­nę oświe­tla­ła wy­na­tu­rzo­ne, pa­skud­ne twa­rze zmu­to­wa­nych ko­biet, by za chwi­lę spo­wić je mro­kiem, który kłę­bił się w naj­dal­szych głę­bi­nach oce­anu. Żony pre­zy­den­tów, ni­czym stado har­pii, z niemą eks­cy­ta­cją ob­ser­wo­wa­ły wrota oto­czo­ne nie­wiel­ki­mi wy­ła­do­wa­nia­mi elek­trycz­ny­mi.

– O, wró­cił Nar­ra­tor! – ucie­szy­ła się mał­żon­ka wład­cy Kraju Zu­peł­nie Nie­waż­ne­go Ale z Aspi­ra­cja­mi. – To bar­dzo do­brze, nie mam już siły wy­słu­chi­wać tych wa­szych mo­no­lo­gów.

 

<><

 

Boże mój, Boże mój, cze­muś mnie opu­ścił?…

Wy­tłu­ma­czyć muszę, że kłam­stwem by­ło­by okre­ślić mnie mia­nem czło­wie­ka wiel­ce re­li­gij­ne­go, jed­nak­że to, co oczy me uj­rza­ły, o po­mstę do Nieba wo­ła­ło! Oto bo­wiem zmó­wi­ły się wstręt­ne kre­atu­ry, by pod osło­ną nocy kno­wa­nia swoje upra­wiać. Plu­ga­we, bez­boż­ne i wsty­du wszel­kie­go po­zba­wio­ne, w krąg się ze­bra­ły i wzno­sząc dło­nie w naj­bar­dziej obrzy­dli­wym ge­ście po­gar­dy dla wszyst­kie­go, co świę­te, zło­rze­czy­ły wnie­bo­gło­sy.

Na­dzie­ję wszel­ką po­rzu­ciw­szy, odej­dę teraz i oddam się mo­dli­twie do Boga je­dy­ne­go. Je­że­li zaś serce moje i dusza na­zbyt wiel­kiej krzyw­dy tutaj do­zna­ły, to za­koń­czę żywot mój na­tych­miast.

 

<><

 

– Ale jak? Dla­cze­go? – do­py­ty­wa­łam pa­trząc na zde­for­mo­wa­ną twarz le­gen­dar­nej ame­ry­kań­skiej pierw­szej damy.

– Nie przej­muj się wy­glą­dem, to aura tego miej­sca tak na nas dzia­ła. Jak wró­cisz do swo­je­go świa­ta, to wszyst­ko wróci do normy.

– Mój wy­gląd? O czym ty mó­wisz?

– Ko­cha­na – Jac­kie zwró­ci­ła się do jed­nej z ko­biet – podaj pro­szę lu­ster­ko.

Mu­tant­ka wy­cią­gnę­ła za­wi­niąt­ko, które skry­wa­ło nie­zbęd­ny ele­ment dam­skiej to­a­let­ki. Chwy­ci­łam go w dło­nie, spoj­rza­łam na wła­sne od­bi­cie, które stra­szy­ło zie­lo­ną, złusz­czo­ną skórą oraz licz­ny­mi rop­nia­mi. Z krzy­kiem upu­ści­łam lu­ster­ko.

– To nie jest praw­da, to nie może być praw­da – za­łka­łam.

– Nie słu­cha­łaś mnie uważ­nie, to tylko magia tego miej­sca. – Jac­kie mach­nę­ła ręką.

– Ostrze­ga­no mnie, że nic tu nie bę­dzie nor­mal­ne, ale nie są­dzi­łam, że aż tak – przy­zna­łam z wa­ha­niem. – I dla­cze­go wrota dzia­ła­ją tylko w nocy?

– Bo tak jest i tyle – po­wie­dzia­ła któ­raś z ko­biet.

– Strasz­nie to pre­tek­sto­we… – za­uwa­ży­łam z prze­ką­sem.

– No, skoro mamy już wszyst­ko usta­lo­ne, to mo­że­my przejść do in­te­re­sów – po­wie­dzia­ła ame­ry­kań­ska pierw­sza dama. – A, cóż ze mnie za gapa! Naj­pierw po­znaj nasze przy­ja­ciół­ki w kon­spi­ra­cji!

– Miło mi, to ja – przed­sta­wi­ła się żona pre­zy­den­ta Waż­ne­go Kraju.

Przez dłuż­szą chwi­lę trwa­ła pre­zen­ta­cja wszyst­kich pierw­szych dam obec­nych w po­miesz­cze­niu. Muszę przy­znać, że było to bar­dzo po­moc­ne, gdyż trud­no by­ło­by je roz­po­znać po wy­glą­dzie. Każda, bez wy­jąt­ku, przy­po­mi­na­ła ra­czej miesz­kań­ca ko­lo­nii trę­do­wa­tych, niż żonę głowy pań­stwa. Jed­nak nie ule­ga­ło wąt­pli­wo­ści, że ma­ka­brycz­ne prze­obra­że­nia zwią­za­ne były wy­łącz­nie z si­łow­nią ukry­tą po dru­giej stro­nie wrót. Skąd to wiem? Otóż, po krót­kiej roz­mo­wie usta­li­łam, że panie spo­ty­ka­ją się tutaj re­gu­lar­nie, a jed­nak funk­cjo­nu­ją też w nor­mal­nym, czy ra­czej: praw­dzi­wym świe­cie.

– Skoro kon­we­nan­se mamy już za sobą, to może ła­ska­wie wy­ja­śni­cie mi, co ja tutaj wła­ści­wie robię?

– Ale ty je­steś nie­cier­pli­wa! – za­chi­cho­ta­ła Jac­kie. – Ale do­brze, skoro na­le­gasz, to przej­dzie­my do sedna. Ko­cha­na, bę­dziesz uprzej­ma?… – zwró­ci­ła się do mał­żon­ki wład­cy Kraju Zu­peł­nie Nie­waż­ne­go Ale z Aspi­ra­cja­mi.

– Ależ na­tu­ral­nie! – Pro­mie­ni­sty uśmiech wy­peł­nił jej twarz. – Spo­ty­ka­my się tutaj, by de­cy­do­wać o spra­wach waż­nych oraz bar­dzo waż­nych.

– Otóż to! – po­twier­dzi­ła Jac­kie i w eks­cy­ta­cji aż kla­snę­ła w dło­nie.

Po­zo­sta­łe ko­bie­ty za­czę­ły wi­wa­to­wać, a ja po­czu­łam się nie­swo­jo. Przed­sta­wio­ne wy­ja­śnie­nia miały jeden pod­sta­wo­wy pro­blem, a mia­no­wi­cie: nie wy­ja­śnia­ły zu­peł­nie ni­cze­go. Skoro jed­nak bra­ko­wa­ło mi pew­no­ści co do rze­czy­wi­stych in­ten­cji moich zmu­to­wa­nych to­wa­rzy­szek, póki co po­sta­no­wi­łam grać w ich grę.

– Wszyst­ko jasne, to o czym bę­dzie­my de­cy­do­wać w pierw­szej ko­lej­no­ści? – za­py­ta­łam. – Głód w Afry­ce? Na­ra­sta­ją­ce nie­po­ko­je na Bli­skim Wscho­dzie? A może… – Urwa­łam, wi­dząc, że pa­trzą na mnie jak na wa­riat­kę.

– Czy ty się, ko­cha­niut­ka, z cho­in­ki urwa­łaś? – Jac­kie wy­mie­rzy­ła mi cios otwar­tą dło­nią pro­sto w po­li­czek. – Nasze nocne spo­tka­nia to nie żarty. Skup się, pro­szę.

W od­po­wie­dzi je­dy­nie przy­tak­nę­łam. Pani Ken­ne­dy wy­raź­nie chcia­ła coś jesz­cze dodać, ale nie­spo­dzie­wa­nie za­mar­ła. Jej twarz wy­ra­ża­ła zdu­mie­nie, w gar­dle za­sty­gło nie­wy­po­wie­dzia­ne prze­kleń­stwo. Me­cha­nicz­nym ru­chem wska­za­ła coś za moimi ple­ca­mi, jed­nak zanim wy­ko­na­łam ruch, po­miesz­cze­nie roz­bły­snę­ło świa­tłem ha­lo­ge­nów. Źró­dłem ilu­mi­na­cji mu­sia­ły być wrota, tak myślę. Po chwi­li do­biegł mnie ogłu­sza­ją­cy ryk syren. Za­tka­łam uszy i ro­zej­rza­łam się po po­zo­sta­łych zmu­to­wa­nych ko­bie­tach, spra­wia­ły wra­że­nie rów­nie za­sko­czo­nych, jak ja. Pró­bo­wa­łam prze­krzy­czeć nie­zno­śny dźwięk, ale były to sta­ra­nia po­zba­wio­ne sensu.

Z wrót przy­le­cia­ło w na­szym kie­run­ku kilka śred­niej wiel­ko­ści kul, które wy­glą­dem przy­po­mi­na­ły gra­na­ty ręcz­ne. Gdy spa­dły na pod­ło­gę nie­opo­dal nas, z wnę­trza za­czął wy­do­by­wać się gęsty dym. Po­ciem­nia­ło mi w oczach i pa­dłam na ko­la­na. Nie mi­nę­ła chwi­la, a po­miesz­cze­nie spo­wi­ła zu­peł­na ciem­ność. Umil­kły także sy­re­ny. Moż­li­we, że był to sku­tek szoku, a może prze­ra­że­nia, jed­nak by­ły­śmy cicho, jakby w oba­wie, że naj­mniej­szy szept może roz­pę­tać pie­kło. Ten stan prze­cią­gał się nie­zno­śnie, a ja do­słow­nie czu­łam jak mrok od­dy­cha za moimi ple­ca­mi.

Ogar­nę­ła mnie sen­ność, więc przy­mknę­łam oczy. Nie­spo­dzie­wa­nie, zza za­mknię­tych po­wiek do­strze­głam wątłe snopy świa­tła, jakby po­cho­dzą­ce z la­ta­rek. Chcia­łam się ro­zej­rzeć, ale w trwa­ją­cej we­wnątrz mnie walce ducha z ma­te­rią prze­gry­wa­ły wła­śnie obie stro­ny kon­flik­tu. Nad­ludz­kim wy­sił­kiem otwo­rzy­łam jedno oko. Ostat­nie i je­dy­ne, co zo­ba­czy­łam, był tłum po­sta­ci w czar­nych su­tan­nach, prze­le­wa­ją­cy się przez wrota ni­czym rój sza­rań­czy.

 

<><

 

– Spraw­dzi­łeś broń? – Nie­spo­dzie­wa­ne py­ta­nie wy­rwa­ło mnie z za­my­śle­nia.

– Co?

– Broń, czy ją spraw­dzi­łeś? – po­wtó­rzył z na­ci­skiem męż­czy­zna w su­tan­nie.

Jesz­cze lekko oszo­ło­mio­ny, zmru­ży­łem oczy. Nie­wy­raź­ne kon­tu­ry naj­bliż­sze­go oto­cze­nia za­czy­na­ły po­wo­li łapać wła­ści­wą ostrość. Sie­dzia­łem na pace sa­mo­cho­du do­staw­cze­go w to­wa­rzy­stwie dwóch osób, ubra­nych na czar­no i trzy­ma­ją­cych ka­ra­bi­ny sztur­mo­we. W tym mo­men­cie po­czu­łem, że i ja mam coś w dło­niach. Jak się oka­za­ło, rów­nież broń.

– Co? Gdzie ja?… – wy­ję­cza­łem, kom­plet­nie za­sko­czo­ny.

– Ma­riusz, do­brze się czu­jesz? Ja wszyst­ko ro­zu­miem, stres i w ogóle, ale… Twoje za­cho­wa­nie tro­chę mnie nie­po­koi…

– Chyba go dalej trzy­ma po ostat­niej ro­bo­cie – mruk­nął drugi męż­czy­zna. – Mó­wi­łem, żeby uwa­żał z so­kiem z gu­mi­ja­gód, to oczy­wi­ście mu­siał być naj­mą­drzej­szy.

– Cho­le­ra, racja. To musi być to.

– O czym wy w ogóle ga­da­cie?! Ja­kiej ro­bo­cie? Jaki sok, z ja­kich gu­mi­ja­gód?! – wy­buch­ną­łem. – I dla­te­go tak okrop­nie boli mnie głowa?

– Jak pró­bu­jesz żyć, to staje się bo­le­sne… – rzu­cił sen­ten­cjo­nal­nie ten pierw­szy.

– Nie mamy na to czasu…

– Dobra, zro­bi­my to tak. – Wska­zał pal­cem dru­gie­go męż­czy­znę. – Ty się, Jurek, już wię­cej nie od­zy­waj. – Teraz spoj­rzał na mnie. – A ty, Ma­riusz, słu­chaj uważ­nie, bo mamy tylko chwi­lę.

– Okej, za­mie­niam się w słuch – od­po­wie­dzia­łem.

– Ja je­stem Piotr, ten drugi to Jurek, a ty masz na imię Ma­riusz. Je­ste­śmy eli­tar­ną dru­ży­ną ude­rze­nio­wą, dzia­ła­ją­cą na pod­sta­wie spe­cjal­ne­go de­kre­tu pa­pie­skie­go. Do­sta­li­śmy cynk o bez­boż­nych prak­ty­kach, które mają miej­sce w opusz­czo­nej si­łow­ni zlo­ka­li­zo­wa­nej gdzieś mię­dzy wy­mia­ra­mi.

– Cynk? – za­py­ta­łem.

– Tak, ktoś był mi­mo­wol­nym świad­kiem zaj­ścia, a potem w trak­cie mo­dli­twy o wszyst­kim opo­wie­dział Sze­fo­wi. Gość, w sen­sie ten co się mo­dlił, był śmier­tel­nie prze­ra­żo­ny i do tego mówił w nie­ty­po­wy spo­sób, coś na wzór prozy Lo­ve­cra­fta, ale lekko upo­śle­dzo­nej… O czym to ja?… – Te­atral­nie zła­pał za brodę. – A wła­śnie, więc do­sta­li­śmy cynk i teraz je­dzie­my na miej­sce. Mamy za za­da­nie po­chwy­cić uczest­ni­ków bluź­nier­czych ob­rzę­dów, a na­stęp­nie prze­trans­por­to­wać do ka­za­ma­tów pod Wa­ty­ka­nem. Tylko mamy mało czasu, bo nie­dłu­go za­mkną się wrota, por­tal, czy jak to tam na­zy­wa­ją. To już wszyst­ko, kom­pren­de?

– Pew­nie – po­twier­dzi­łem.

– Pew­nie?

– No, pew­nie. Hi­sto­ria brzmi sen­sow­nie i spina się w lo­gicz­ną ca­łość. Żeby oddać spra­wie­dli­wość, opo­wie­dzia­łeś ją w spo­sób lekko ło­pa­to­lo­gicz­ny, ale zwa­żyw­szy na oko­licz­no­ści uzna­ję to za w pełni uza­sad­nio­ne. Wiem już wszyst­ko i mo­że­my dzia­łać.

Sie­dzą­cy na­prze­ciw mnie Piotr wy­wró­cił ocza­mi, po czym scho­wał twarz w dło­niach. Za to Jurek wydał z sie­bie dziw­ny dźwięk, ni to par­sk­nię­cie, ni prze­łknię­cie fleg­my.

– Tak, to musi być sok z gu­mi­ja­gód.

– Czyli co? To wszyst­ko była ście­ma, a na­praw­dę je­dzie­my, uzbro­je­ni po zęby, w zu­peł­nie innym celu? – za­py­ta­łem.

– No wła­śnie nie, ale coś dziw­nie lekko przy­szło ci uwie­rzyć w tę całą hi­sto­rię. Bo chyba przy­znasz, że brzmi nie­praw­do­po­dob­nie?

– Dobra, pa­no­wie, dość pi­to­le­nia, je­ste­śmy na miej­scu – uciął temat Jurek.

Na miej­scu znaj­do­wa­ły się już dwie inne ekipy ude­rze­nio­we, więc Piotr ru­szył przo­dem w po­szu­ki­wa­niu ko­or­dy­na­to­ra akcji. Zna­lazł go dość szyb­ko, przez chwi­lę go­rącz­ko­wo coś ge­sty­ku­lo­wał i chyba krzy­czał, po czym wró­cił do nas. Po twa­rzy po­zna­łem, że jest wście­kły.

– Te za­plu­te pa­ró­wy, te… – urwał w po­ło­wie. – Te ga­mo­nie po­la­zły przo­dem, nie cze­ka­jąc na resz­tę. Po­cząt­ko­wo wszyst­ko szło zgod­nie z pla­nem, cele zo­sta­ły unie­ru­cho­mio­ne, ale póź­niej naj­wy­raź­niej ci idio­ci uru­cho­mi­li sys­te­my bez­pie­czeń­stwa si­łow­ni i wszyst­ko w środ­ku wy­bu­chło w cho­le­rę.

– Wy­bu­chło?

– Tak, jest czę­ścio­wa trans­mi­sja, która uchwy­ci­ła mo­ment eks­plo­zji. Nikt nie prze­żył, nie miał szans.

– To co teraz ro­bi­my? – za­py­ta­łem.

– Nic tu po nas, pa­no­wie. Po­pra­wia­my ko­lo­rat­ki, pa­ku­je­my tyłki do busa i wra­ca­my.

 

<><

 

Za­la­ła mnie fala ko­lo­rów. Prze­ni­ka­ły mnie, koiły, roz­bu­dza­ły wszel­kie zmy­sły. Nie mia­łam jed­nak ciała, już nie, sta­łam się bytem poza cza­sem i prze­strze­nią. Byłam wszyst­kim i ni­czym, pierw­szym i ostat­nim. Do­brem i mi­ło­ścią, ale także ze­psu­ciem i nie­na­wi­ścią. Eony upły­wa­ły w oka­mgnie­niu, a ja czu­łam spo­kój. By­ła­bym za­tra­ci­ła się w tym wszyst­kim zu­peł­nie, gdy po­czu­łam zna­jo­me wi­bra­cje.

– Witaj, Jac­kie, miło mi, że także tu je­steś – po­wie­dzia­łam.

– Za­wsze tu byłam – od­po­wie­dzia­ła po­god­nie dawna pani Ken­ne­dy.

– Mo­żesz mi coś wy­ja­śnić? Jedna kwe­stia nie daje mi spo­ko­ju.

– Tak?

– Wrota były po­kry­te dziw­ny­mi zna­ka­mi, wiesz co tam było na­pi­sa­ne?

– La­scia­te ogni spe­ran­za, voi ch'en­tra­te – wy­re­cy­to­wa­ła Jac­kie.

– I co to wła­ści­wie zna­czy?

– Nie wiem – przy­zna­ła nie­chęt­nie.

– To co teraz? Nie zre­ali­zo­wa­ły­śmy na­szych pla­nów – stwier­dzi­łam po chwi­li.

– Ależ wszyst­ko wy­szło zna­ko­mi­cie. Po wa­szej śmier­ci…

– Wa­szej? Prze­cież ty także tam byłaś, pod­czas wy­bu­chu.

W od­po­wie­dzi Jac­kie się za­śmia­ła.

– Ja? Prze­cież umar­łam, wiele lat wcze­śniej, nie pa­mię­tasz? – od­po­wie­dzia­ła po­nu­rym tonem. – Po wa­szej śmier­ci wy­buchł ogrom­ny skan­dal. Na po­le­ce­nie Wa­ty­ka­nu uwię­zio­no żony pre­zy­den­tów naj­waż­niej­szych kra­jów świa­ta, prze­pro­wa­dza­no na nich eks­pe­ry­men­ty ge­ne­tycz­ne, które skoń­czy­ły się po­twor­ny­mi mu­ta­cja­mi. A gdy pro­jekt wy­rwał się spod kon­tro­li, zli­kwi­do­wa­no wszyst­kie ba­da­ne obiek­ty. Gdy tylko na­gra­nie ze zda­rze­nia wy­cie­kło do prasy…

– Wiesz co, Jac­kie? Za dużo tego in­fo­dum­pu, jak na moje stan­dar­dy, więc zni­kam.

I fak­tycz­nie, znik­nę­łam.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Już tytuł wy­wo­łał u mnie uśmiech i pod­czas czy­ta­nia to się nie zmie­ni­ło. Humor zna­ko­mi­ty, po­mysł na roz­wi­nie­cie hasła kon­kur­so­we­go ge­nial­ny, braw­ka!

Ilu­stra­cja do­po­mo­gła jesz­cze bar­dziej w uba­wie pod­czas lek­tu­ry, o prze­cud­nym śle­dziu nie wspo­mi­na­jąc. :)

Śledź! :)

 

Z tech­nicz­nych spraw mam kilka wąt­pli­wo­ści (do prze­my­śle­nia):

– To nie praw­da, to nie może być praw­da – za­łka­łam. – czy tu ce­lo­wo roz­dzie­li­łeś?

– No, skoro mamy to już usta­lo­ne, to mo­że­my przejść do in­te­re­sów – po­wie­dzia­ła ame­ry­kań­ska pierw­sza dama. – po­wtó­rze­nie

Ko­cha­na, bę­dziesz uprzej­ma?… – Zwró­ci­ła się do mał­żon­ki wład­cy Kraju Zu­peł­nie Nie­waż­ne­go Ale Z Aspi­ra­cja­mi. – małą li­te­rą?

Wyraz jej twa­rzy wska­zy­wał na zdu­mie­nie, w gar­dle za­sty­gło nie­wy­po­wie­dzia­ne prze­kleń­stwo. Me­cha­nicz­nym ru­chem wska­za­ła na coś za moimi ple­ca­mi, jed­nak zanim wy­ko­na­łam ruch, po­miesz­cze­nie roz­bły­snę­ło świa­tłem ha­lo­ge­nów. – po­wtó­rze­nie

 

Śledź! :)

 

Bi­zar­ro moim zda­niem jest tu dwu­stu­pro­cen­to­we. :)

Za­sko­cze­nie po­ja­wia się wła­ści­wie co zda­nie, fa­bu­ła jest cał­ko­wi­cie nie­prze­wi­dy­wal­na, zatem ko­lej­ne brawa! Bar­dzo cie­ka­wa je­stem, kim była nar­ra­tor­ka pierw­szej i ostat­niej czę­ści. :)

Napis nad bramą pie­kiel­ną z “Bo­skiej Ko­me­dii” – ko­lej­nym strza­łem w dzie­siąt­kę! :)

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie, klik! :)

Po­zdra­wiam. :)

 

Śledź! :)

Pe­cu­nia non olet

Cześć, Bruce!

 

Dzię­ku­ję Ci za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz. Na­praw­dę świet­na spra­wa, że wró­ci­łaś na forum! ;]

 

Z ła­pan­ki sko­rzy­sta­łem w nie­mal­że peł­nym za­kre­sie, je­dy­nie pierw­sze po­wtó­rze­nie rze­czy­wi­ście było ce­lo­we :)

 

Śledź! :)

Jak Cię kie­dyś naj­dzie ocho­ta żeby po­znać hi­sto­rię Śle­dzia, to za­pra­szam do mo­je­go tek­stu na kon­kurs an­ty­nau­ko­wy :P

 

Bi­zar­ro moim zda­niem jest tu dwu­stu­pro­cen­to­we. :)

Ka­mień z serca :P

 

Raz jesz­cze dzię­ku­ję :)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Bar­dzo mi miło; tak wła­śnie po­dej­rze­wa­łam, że po­wtó­rze­nia mogą być ce­lo­we, lecz wo­la­łam do­py­tać. :)

Dzię­ki, zaj­rzę na pewno. :)

Śledź! :)

Po­wo­dze­nia, po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

Pe­cu­nia non olet

ce­za­ry­_ce­za­ry lubę bi­zar­ro w twoim stylu. Jest… roz­luź­nia­ją­ce.

Hej,

świet­ny tekst, bar­dzo spodo­ba­ło mi się przed­sta­wie­nie po­sta­ci i różne nar­ra­cje. Fa­bu­ła jest wręcz nie do prze­wi­dze­nia, a fakt, że to wszyst­ko było za­pla­no­wa­ne przez Jac­kie, po­zy­tyw­nie mnie za­sko­czył. 

Wtrą­ce­nie nar­ra­to­ra rów­nież było cie­ka­wym za­bie­giem, bar­dzo pa­su­ją­cym do ogól­ne­go stylu opo­wia­da­nia.

Po­zdra­wiam :)

Cześć.

 

“Sta­łam tak przez chwi­lę, kon­tem­plu­jąc oto­cze­nie, gdy usły­sza­łam za ple­ca­mi ja­kieś po­ru­sze­nie”. – je­stem fanem tych eli­mi­na­cji, które gdzieś, po­mię­dzy wier­sza­mi wy­brzmie­wa­ją tak, jakby autor się wahał. Bo jeśli się waha, może nie być pe­wien. A jeśli nie jest pe­wien, może nie być au­ten­tycz­ny. Dla­te­go czę­sto wy­ci­nak sporo tych słó­wek, typu: ja­kieś, kie­dyś, jeśli. Tutaj “ja­kieś” też bym ciach­nął, bo nic nie wnosi.

 

“– Nie słu­cha­łaś mnie uważ­nie, to tylko magia tego miej­sca. – Jac­kie mach­nę­ła dło­nią”. – mach­nię­cie dło­nią brzmi lekko ku­rio­zal­nie, bo in­sy­nu­uje, że resz­ta ręki jest nie­ru­cho­ma. Może, po pro­stu, mach­nę­ła ręką.

 

“Ten stan prze­cią­gał się nie­zno­śnie, a ja do­słow­nie czu­łam jak mrok od­dy­cha za moimi ple­ca­mi”. – ład­nie ujęte. +10 do kli­ma­tu.

 

naj­bar­dziej po­do­bał mi się sam po­czą­tek. Sam plan/po­mysł. Po­ka­zu­je to, jak wiele jesz­cze ob­sza­rów jest twór­czo nie­za­go­spo­da­ro­wa­nych. No za­mysł re­we­la­cyj­ny. Tro­chę sko­ja­rzy­ło mi się z opkiem Kinga: “Mają tu ka­pe­lę jak wszy­scy dia­bli”, gdzie bo­ha­ter tra­fia do mia­stecz­ka, w któ­rym żyją zmar­li mu­zy­cy.

 

Kiedy już po­ja­wił się ze­spół ude­rze­nio­wy, do tego o pol­skich imio­nach, tro­chę (dla mnie) sia­dło. Jak już bym miał tak za­je­biasz­czy po­mysł, jak tu w pierw­szej sce­nie, trzy­mał­bym się go ko­py­ta­mi. No ale Twój plan, Twój cyrk.

Opko dzie­lę na dwa frag­men­ty.

Pierw­szy: nie­mal ge­nial­ne

Drugi: tylko ok

 

Hej przy­go­do.

 

Zgo­dzę się z Ca­nu­la­sem. Po­czą­tek mnie za­in­try­go­wał, ale potem coś nie za­gra­ło. Nie udało mi się za­nu­rzyć w ten świat i odu­rzyć jego dziw­no­ścią. Znacz­nie bar­dziej po­do­ba­ło mi się twoje opo­wia­da­nie z Obłęd­ni. PS. Widzę, że lu­bisz dłu­gie ty­tu­ły ;)

To chyba no­stal­gia, jedna wiel­ka tę­sk­no­ta za tam­ty­mi cza­sa­mi, tamtą modą, mu­zy­ką, sty­lem, ży­ciem...

Nova

 

To brzmi pra­wie, jakby po­wstał nowy ga­tu­nek – Bi­zar­ro by Ce­zar­ro ;]

 

Dzię­ki za wi­zy­tę! ;]

 

Pnzr­div.117

 

Miło, że wpa­dłeś, a tekst się spodo­bał :)

bar­dzo spodo­ba­ło mi się przed­sta­wie­nie po­sta­ci i różne nar­ra­cje

Super, tro­chę mia­łem obawy, czy nie prze­sa­dzi­łem :P (stąd ostrze­że­nie w przed­mo­wie)

 

Ca­nu­la­sie

 

Dzię­ki za mini ła­pan­kę, Twoje su­ge­stie na­nio­słem do tek­stu ;]

 

Tro­chę sko­ja­rzy­ło mi się z opkiem Kinga: “Mają tu ka­pe­lę jak wszy­scy dia­bli”, gdzie bo­ha­ter tra­fia do mia­stecz­ka, w któ­rym żyją zmar­li mu­zy­cy.

nie czy­ta­łem, ale brzmi in­try­gu­ją­co, więc dodam do kupki wsty­du ;]

 

Kiedy już po­ja­wił się ze­spół ude­rze­nio­wy, do tego o pol­skich imio­nach, tro­chę (dla mnie) sia­dło. Jak już bym miał tak za­je­biasz­czy po­mysł, jak tu w pierw­szej sce­nie, trzy­mał­bym się go ko­py­ta­mi.

w “nor­mal­nym” tek­ście pew­nie bym tak zro­bił, ale tutaj chcia­łem tro­chę po­sza­leć z kon­wen­cją i per­spek­ty­wą wy­da­rzeń ;] a pol­skie imio­na były ce­lo­we, chcia­łem dodać trosz­kę wa­lasz­ko­wych wi­bra­cji :P

 

Opko dzie­lę na dwa frag­men­ty.

Pierw­szy: nie­mal ge­nial­ne

Drugi: tylko ok

Cóż, szko­da, że ta druga część sia­dła nieco mniej, ale roz­pie­ra mnie duma wobec tak miłej opi­nii o czę­ści pierw­szej :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Hej, Fan­tho­ma­sie

 

Wrzu­ci­łeś ko­men­tarz aku­rat, jak od­pi­sy­wa­łem na po­przed­nie :P

 

Tekst jest bar­dzo eks­pe­ry­men­tal­ny, bi­zar­ro jest dla mnie zu­peł­ną no­wo­ścią, więc na plus trak­tu­ję to, że cho­ciaż czę­ścio­wo się spodo­ba­ło :) 

 

Co do ty­tu­łów, ow­szem – lubię takie dłu­gie, bo do­da­ją do­dat­ko­wą war­stwę lek­tu­rze – szu­ka­nie wska­za­nych mo­ty­wów :) No i się tro­chę wy­róż­nia­ją :P

 

Po­zdra­wiam!

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Nie prze­pa­dam za bi­zar­ro, ale bi­zar­ro by Ce­zar­ro czy­ta­ło się do­brze, nawet z uśmie­chem. :)

“Mają tu ka­pe­lę jak wszy­scy dia­bli” – praw­do­po­dob­nie znaj­du­je się w pierw­szym tomie: Ma­rze­nia i kosz­ma­ry

Prze­pra­szam za wtrą­ce­nie się, ale chcia­ła­bym sta­nąć w obro­nie Sza­now­ne­go Au­to­ra – nie wiem, czy do­brze zro­zu­mia­łam Jego in­ten­cje, ale dla mnie pol­skie imio­na de­li­kat­nie wska­zy­wa­ły czy­tel­ni­ko­wi na roz­strzy­gnię­cie nur­tu­ją­cej mnie za­gad­ki na temat nar­ra­tor­ki. :)

Poza tym swoj­sko brzmią­ce okre­śle­nia i imio­na dają też znać, że – po­słu­żę się cy­ta­tem z po­wyż­sze­go opo­wia­da­nia – “za­plu­te pa­ró­wy” wszyst­ko spar­to­li­ły, zatem akcja nie udała się tak, jak to sobie za­pla­no­wa­no. Nic no­we­go. :)

Po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Koalo

 

I to jest naj­waż­niej­sze. Tekst może być pięk­nie na­pi­sa­ny, mieć super fa­bu­łę, czy nie­sa­mo­wi­te twi­sty, ale jak nie czyta się go do­brze, to autor za­wiódł;)

 

Ca­nu­la­sie

 

Dzię­ki, na­mie­rzo­ne ;)

 

Bruce

 

Ja w ogóle lubię ko­rzy­stać z pol­skich imion w opo­wia­da­niach ;) a czy ich uży­cie sta­no­wi­ło wska­zów­kę, co do toż­sa­mo­ści nar­ra­tor­ki?… kto wie, kto wie… ;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

a czy ich uży­cie sta­no­wi­ło wska­zów­kę, co do toż­sa­mo­ści nar­ra­tor­ki?… kto wie, kto wie… ;)

 

Moż­li­we, że to tylko moja nad­in­ter­pre­ta­cja, naj­waż­niej­sze jed­nak, że ona w ogóle się po­ja­wi­ła, zatem ten frag­ment moim skrom­nym zda­niem jest ko­lej­nym atu­tem ca­łe­go zna­ko­mi­te­go opo­wia­da­nia. :)

 

Pol­skie imio­na także bar­dzo lubię. :) Są wie­lo­znacz­ne i dają duże pole do po­pi­su. :)

Po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Moż­li­we, że to tylko moja nad­in­ter­pre­ta­cja

Dla­cze­go od razu "nad­in­ter­pre­ta­cja"? ;) Ga­tu­nek jest dziw­ny, tekst jest dziw­ny, to i wszel­kie su­ge­stie czy tropy za­war­te w opo­wia­da­niu są tro­chę dziw­ne i nie wprost. Dla­te­go na tym eta­pie, ni­cze­go nie po­twier­dzam, ale też ni­cze­mu nie za­prze­czam ;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Ga­tu­nek jest dziw­ny, tekst jest dziw­ny, to i wszel­kie su­ge­stie czy tropy za­war­te w opo­wia­da­niu są tro­chę dziw­ne i nie wprost.

Ot, i cała kwin­te­sen­cja bi­zar­ro! yes I o to cho­dzi­ło! :)

Pe­cu­nia non olet

Hej, prze­czy­ta­łam z za­in­te­re­so­wa­niem – Twoje opko jest o wiele bar­dziej bi­zar­ro­we niż moje! Czyli Twoj­sze jest bar­dziej niż moj­sze! :) Ja z kolei bar­dzo lubię Twoje ty­tu­ły, bo wpro­wa­dza­ją w at­mos­fe­rę tek­stu zanim za­cznie się czy­tać! Po­do­ba­ła mi się cią­gła zmia­na scen i bo­ha­te­rów, mam wra­że­nie (nie­ja­sne), że to takie bi­zar­ro­we, bo trze­ba od­na­leźć wspól­ne ele­men­ty po­cia­cha­nej fa­bu­ły i zło­żyć w ca­łość – czyli dziw­nie. :) 

To dobre opko, więc idę kli­kać! :) Tyle mo­je­go uza­sad­nie­nia :D

Po­zdra­wiam! :)

 

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny, Jolko ;)

 

Sta­ra­łem się żeby było dziw­nie, to wy­szło dziw­nie xD Grunt, że znaj­du­ją się Czy­tel­ni­cy, któ­rzy w lek­tu­rze znaj­dą odro­bi­nę przy­jem­no­ści;)

 

Fa­bu­ła jest po­cia­cha­na, ale każda scena ma zna­cze­nie i łączy się w jedną ca­łość;) Nawet ta wstaw­ka a'la Lo­ve­craft na do­pa­la­czach jest ważna dla fa­bu­ły, którą sobie wy­my­śli­łem;)

 

Dzię­ku­ję za klika ;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Cześć

Jest tytuł, z któ­re­go i tak się nie do­wie­my o czym jest tekst ;) jest ab­surd, jest hu­uumor, jest po­li­ty­ka, czyli ce­za­ry w for­mie :)

Po­zdra­wiam i kli­kam

Hej, Saj­mo­nie! 

 

Dzię­ki za wi­zy­tę, mile słowa i klika ;)

 

Jest tytuł, z któ­re­go i tak się nie do­wie­my o czym jest tekst

To można ina­czej? ,)

 

czyli ce­za­ry w for­mie :)

To jest taki kon­kurs, że mo­głem być w for­ma­li­nie, więc… ;)

 

Po­zdrów­ka!

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Jest dziw­nie, jest nie­prze­wi­dy­wal­nie, jest do­brze…

In­te­re­su­ją­ce, że przy­rów­nu­jesz si­łow­nię do pie­kła. Tam jest aż tak źle czy cho­dzi­ło o na­dzie­ję na schud­nię­cie? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cześć, Fin­klo! :)

 

Dzię­ki za wi­zy­tę, ko­men­tarz i klika :) 

 

czy cho­dzi­ło o na­dzie­ję na schud­nię­cie? ;-)

Chciał­bym za­prze­czyć, na­praw­dę chciał­bym… :)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

OK, wy­kre­ślam si­łow­nię z listy spo­so­bów. Cho­ciaż nie je­stem żoną pre­zy­den­ta, więc po­win­no być bez­piecz­nie. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po­dob­no są tacy, co tam chud­ną. Ja kie­dyś pró­bo­wa­łem i mi się nie udało. Na­to­miast to, co tam zo­ba­czy­łem… do­słow­nie i bez prze­no­śni wo­ła­ło o po­mstę do Nieba :P

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Za­in­try­go­wa­łeś… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Jest cała seria fil­mi­ków na youtu­be (też jako rolki na FB), w któ­rych kilku gości pa­ro­diu­je “ty­po­we” za­cho­wa­nia by­wal­ców si­łow­ni. Z mojej per­spek­ty­wy to nie jest sa­ty­ra, tylko do­ku­ment :D

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Wcho­dząc tu po­rzu­ci­łem wszel­ką na­dzie­ję, że będę się do­brze bawił, bo nie prze­pa­dam (eu­fe­mizm) za biz­za­ro. Ale Twój tytuł znie­wo­lił jak za­wsze i nie mo­głem się po­wstrzy­mać.

Boszszsz jak ja nie lubię tego głu­pie­go ga­tun­ku XD I ze zło­ścią muszę przy­znać, że mi się po­do­ba­ło. Lekko, za­baw­nie, ab­sur­dal­nie, bar­dzo faj­nie. Nie wiem, czy klik jesz­cze po­trzeb­ny (może ja­kieś są w za­wie­sze­niu), ale pędzę do bi­blio­te­ki.

Moje po­wie­ści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Hej, Mar­ci­nie Mak­sy­mi­lia­nie! ;]

 

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę, dobre słowo no i do­bi­cie do bi­blio­te­ki, bo aku­rat jed­ne­go klika bra­ko­wa­ło :)

 

Ale Twój tytuł znie­wo­lił jak za­wsze i nie mo­głem się po­wstrzy­mać.

Ha, wie­dzia­łem, co robię :P

 

Boszszsz jak ja nie lubię tego głu­pie­go ga­tun­ku XD I ze zło­ścią muszę przy­znać, że mi się po­do­ba­ło.

Czyli suk­ces liczę po­dwój­nie ^^ A ga­tu­nek cie­ka­wy, szcze­gól­nie z per­spek­ty­wy au­to­ra. Jak na­pi­sać coś skraj­nie dziw­ne­go, co jed­nak ma jakąś we­wnętrz­ną lo­gi­kę i (przy odro­bi­nie szczę­ścia) prze­kaz czy myśl prze­wod­nią? Od­po­wia­dam: nie­ła­two, ale daje cał­kiem sporo fraj­dy :)

 

Raz jesz­cze dzię­ku­ję! :)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Hej Ce­za­ry, ja jak zwy­kle spóź­nio­ny, ale i tak było warto. Uba­wi­łem się po pachy, i teraz już wszyst­ko jasne – Dante była ko­bie­tą.

 

– To nie praw­da, to nie może być praw­da – za­łka­łam.

 

Albo “nie­praw­da”, albo “To nie jest praw­da”?

 

– Bo tak jest i tyle – po­wie­dzia­ła któ­raś z ko­biet.

Tutaj sta­nął mi przed ocza­mi Ro­bert de Niro w “Ir­land­czy­ku”. Czyż­by on też… nie. Nie­moż­li­we. Nie­moż­li­we, praw­da?

 

Dzię­ki za opo­wia­da­nie, po­do­ba­ło mi się nie­mi­ło­sier­nie. Po­zdro­wie­nia dla Śle­dzia.

I z tymi słowy krew­ki pan Josek przy­pa­lan­to­wał panią Łaję w gam­be­tę.

Hej, SF! ;)

 

Bar­dzo mi miło, że opko się po­do­ba­ło;) 

 

Dzię­ki za za­uwa­że­nie uster­ki, po­pra­wi­łem;)

 

Nie­moż­li­we. Nie­moż­li­we, praw­da?

Nie ma rze­czy nie­moż­li­wych… 

 

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Ce­za­rze, nie po­rwa­ło mnie tym razem, ale przy­zna­ję, że jest to hi­sto­ria wiel­ce oso­bli­wa, bo, jak mnie­mam, że wła­śnie taka miała być. ;)

 

Ah, to ty Ja­cqu­eli­ne?Ach, to ty, Ja­cqu­eli­ne?

Ah to sym­bol am­pe­ro­go­dzi­ny.

 

Je­że­li zaś serce moje i dusza na­zbyt wiel­ką krzyw­dę tutaj do­zna­ły, to za­koń­czę żywot mój zrazu.Je­że­li zaś serce moje i dusza na­zbyt wiel­kiej krzyw­dy tutaj do­zna­ły, to za­koń­czę żywot mój zaraz/ na­tych­miast.

Za SjP PWN: zrazu daw. «po­cząt­ko­wo»

 

spoj­rza­łam na moje wła­sne od­bi­cie… → A może wy­star­czy: …spoj­rza­łam na wła­sne od­bi­cie

 

było to bar­dzo po­moc­ne, gdyż cięż­ko by­ło­by je roz­po­znać po wy­glą­dzie. → …było to bar­dzo po­moc­ne, gdyż trud­no by­ło­by je roz­po­znać po wy­glą­dzie.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

Do­kład­nie! – po­twier­dzi­ła Jac­kie i w eks­cy­ta­cji aż kla­snę­ła w dło­nie.Tak wła­snie!/ Otóż to!! – po­twier­dzi­ła Jac­kie i w eks­cy­ta­cji aż kla­snę­ła w dło­nie.

Do­kład­nie! – Po­rad­nia ję­zy­ko­wa PWN

 

– Głód w Afry­ce? Na­ra­sta­ją­ce nie­po­ko­je na Bli­skim Wscho­dzie? A może… – urwa­łam, wi­dząc, że pa­trzą na mnie jak na wa­riat­kę. → Skoro ura­wa­ła to prze­sta­ła mówić, więc: – Głód w Afry­ce? Na­ra­sta­ją­ce nie­po­ko­je na Bli­skim Wscho­dzie? A może… – Urwa­łam, wi­dząc, że pa­trzą na mnie jak na wa­riat­kę.

 

Ostat­nimje­dy­nym, co zo­ba­czy­łam… → Ostat­nieje­dy­ne, co zo­ba­czy­łam

 

Wska­zał pal­cem na dru­gie­go męż­czy­znę. → Wska­zał pal­cem dru­gie­go męż­czy­znę.

Wska­zu­je­my kogoś, nie na kogoś.

 

Za­la­ła mnie fala ko­lo­rów. Prze­ni­ka­ły mnie, koiły… → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ave, Re­gu­la­to­rzy! :)

 

Dzię­ku­ję ser­decz­nie za wska­za­nie błę­dów, poza dwoma za­im­ka­mi na końcu (wy­jąt­ko­wo mi pa­su­ją w tym miej­scu) po­pra­wi­łem wszyst­ko zgod­nie z Two­imi su­ge­stia­mi. Mar­twi mnie tylko, że za żadne skar­by nie mogę przy­swo­ić, że spra­wa albo za­da­nie nie mogą być cięż­kie, tylko trud­ne.

 

 nie po­rwa­ło mnie tym razem, ale przy­zna­ję, że hi­sto­ria jest wiel­ce to oso­bli­wa, bo, jak mnie­mam, że wła­śnie taka miała być. ;)

Tak, hi­sto­ria miała być oso­bli­wa, osta­tecz­nie – taki kon­kurs :) I może le­piej, że nie po­rwa­ła, bo kto wie, czy i kiedy by wy­pu­ści­ła? (no i – gdzie?) ;]

 

Po­zdra­wiam :)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Ce­za­ry, jak zwy­kle cie­szę się, że mo­głam się przy­dać. I nie martw się, wykaż jesz­cze tro­chę cier­pli­wo­ści, a na pewno za­pa­mię­tasz, co jest trud­ne, a co cięż­kie. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hej!

 

Co tu się dzie­je? XD Ach, za to lubię bi­zar­ro, jest takie dziw­ne, można pisać coś dziw­ne­go, czy­tać takie od­je­cha­ne po­my­sły i cał­kiem le­gal­nie czuć to­tal­ne zdzi­wie­nie. :D

 

– O, wró­cił Nar­ra­tor! – ucie­szy­ła się mał­żon­ka wład­cy Kraju Zu­peł­nie Nie­waż­ne­go Ale z Aspi­ra­cja­mi. – To bar­dzo do­brze, nie mam już siły wy­słu­chi­wać tych wa­szych mo­no­lo­gów.

Dobre. :D Ale faj­nie, na­tu­ral­nie łą­czysz nar­ra­to­ra z “siłą wyż­szą”. XD

 

Szko­da, że scena na si­łow­ni urwa­na, bo w sumie wkra­cza­ją tam ci z gazem i le­ci­my dalej.

 

– Tak, ktoś był mi­mo­wol­nym świad­kiem zaj­ścia, a potem w trak­cie mo­dli­twy o wszyst­kim opo­wie­dział Sze­fo­wi. Gość, w sen­sie ten co się mo­dlił

Tu sporo tłu­ma­czysz, tzn. nie tylko ten frag­ment, ale ogól­nie o tym, kim oni są i co robią. ;p Niby dalej to wy­śmie­wasz, co jest do­brym po­my­słem, ale mimo wszyst­ko tro­chę mi to wadzi.

 

– Wrota były po­kry­te dziw­ny­mi zna­ka­mi, wiesz co tam było na­pi­sa­ne?

– La­scia­te ogni spe­ran­za, voi ch'en­tra­te – wy­re­cy­to­wa­ła Jac­kie.

– I co to wła­ści­wie zna­czy?

– Nie wiem – przy­zna­ła nie­chęt­nie.

To mnie roz­wa­li­ło. XD

 

– Wiesz co, Jac­kie? Za dużo tego in­fo­dum­pu, jak na moje stan­dar­dy, więc zni­kam.

I fak­tycz­nie, znik­nę­łam.

No wła­śnie, wła­śnie, nar­ra­to­rze. :D

 

Lek­kie, fajne, takie to­tal­nie w Twoim stylu, choć in­fo­dum­pu było ciut przy­du­żo jak na dość krót­ki tekst, no i jego za­war­tość. ;) Ale czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią, tylko tro­chę mi za­bra­kło roz­wi­nię­cia, ja­kiejś myśli prze­wod­niej. ;) Te żony pre­zy­den­tów były naj­cie­kaw­sze, szko­da, że tak urwa­łeś.

 

Po­zdra­wiam,

Anan­ke

Hej, Anan­ke ;)

 

W kwe­stii fa­bu­lar­no-kom­po­zy­cyj­no-in­fo­dum­po­wej po­zwo­lę sobie od­po­wie­dzieć zbior­czo ;) Ja ge­ne­ral­nie mam (nie)zdro­wą ten­den­cję do pi­sa­nia ab­sur­dów, więc na kon­kurs Fan­tho­ma­sa po­sta­no­wi­łem na­pi­sać coś… bar­dziej xD Osta­tecz­nie, gdzie jak nie tutaj, praw­da? ;)

 

Przy­kła­do­wo, wątek z żo­na­mi na si­łow­ni spo­koj­nie mógł­by sta­no­wić ca­łość fa­bu­ły, mia­łem po­mysł na po­cią­gnię­cie tego. Ale potem po­my­śla­łem, że to by­ło­by zbyt spój­ne, lo­gicz­ne i cóż… nor­mal­ne ;)

 

Niby dalej to wy­śmie­wasz, co jest do­brym po­my­słem, ale mimo wszyst­ko tro­chę mi to wadzi.

Tak, ten frag­ment mo­głem na­pi­sać le­piej. Z dru­giej stro­ny, je­że­li to ma ja­kieś zna­cze­nie, mi się aku­rat kon­cep­cyj­nie bar­dzo po­do­bał. Taki tro­chę ma­shup "And now for so­me­thing com­ple­te­ly dif­fe­rent" i ka­pi­ta­na bomby ;P

 

Te żony pre­zy­den­tów były naj­cie­kaw­sze, szko­da, że tak urwa­łeś.

Myślę, ze jesz­cze wrócą. W moim ostat­nim tek­ście jest lekka za­jaw­ka w te­ma­cie ;)

 

Dzię­ku­ję za lek­tu­rę! ;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Ja ge­ne­ral­nie mam (nie)zdro­wą ten­den­cję do pi­sa­nia ab­sur­dów, więc na kon­kurs Fan­tho­ma­sa po­sta­no­wi­łem na­pi­sać coś… bar­dziej xD Osta­tecz­nie, gdzie jak nie tutaj, praw­da? ;)

No to wiem, dla­te­go też w Twoim przy­pad­ku można się spo­dzie­wać ab­sur­dów nie tylko na kon­kurs. :D

 

Myślę, ze jesz­cze wrócą. W moim ostat­nim tek­ście jest lekka za­jaw­ka w te­ma­cie ;)

O, to ze stat­kiem? Muszę zer­k­nąć. :)

 

Po­zdra­wiam,

Anan­ke

 

P.S. Poleć mi ja­kieś swoje opo­wia­da­nie, w któ­rym jest jesz­cze sporo ab­sur­du. :)

O, to ze stat­kiem? Muszę zer­k­nąć. :)

Si :)

 

P.S. Poleć mi ja­kieś swoje opo­wia­da­nie, w któ­rym jest jesz­cze sporo ab­sur­du. :)

Hmm, to by bylo każde ;) a tak naj­wię­cej to pew­nie Pas­sa­tem przez ga­lak­ty­kę i Sen fa­ra­ona ra­bu­sia ;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Do­da­łam do ko­lej­ki. :) A Sen fa­ra­ona ra­bu­sia czy­ta­łam. :)

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Bar­dzo mi miło, Anet ;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Nowa Fantastyka