
Może tym razem coś lżejszego? Dystans mile widziany.
Ps. pozwoliłem sobie na tag: bizzaro, ufając w to, że imć fantomas śni niedźwiedzi sen sprawiedliwego i mnie nie zlinczuje.
Może tym razem coś lżejszego? Dystans mile widziany.
Ps. pozwoliłem sobie na tag: bizzaro, ufając w to, że imć fantomas śni niedźwiedzi sen sprawiedliwego i mnie nie zlinczuje.
*Warning – tytuł może zawierać spojler.
*
Stało się. Troada właśnie upadła.
Gandalf Biały wyjechał o świcie. Hobbici zabici. Conan po wycieńczającej walce na gołe miecze w końcu zadał decydujący cios Aragornowi. Ten umarł i zmarł. Chwilę później Thorgalowa strzała przebiła serce cymeryjskiego barbarzyńcy.
– Chciałem nazywać się Adaś – wyznał Conan na sekundy przed śmiercią.
– Dlaczemu? – spytał Boromir, klękając nad nieprzyjacielem.
– Dlatemu, że Pan Kleks bierze do akademii jedynie tych chłopców, których imiona zaczynają się na a.
– Przecież to niedorzeczne – załkał Boromir. – A co z „Be?”
– Właśnie – zgodził się Conan sekundy po swojej śmierci. – A co z „Ce?”
Ogień trawił pola, lasy, kapustę, ludzi, zwierzęta i panią Antosię przebitą widłami. Panią Antosię, którą ciągnął za nogę Pan Kleks.
Achilles położył dłoń Thorgala na barku Boromira, dając swemu nieprzyjacielowi tak bardzo niepotrzebną szczyptę wsparcia.
– Wiesz, co to znaczy Boromirze?
– Wiem – odrzekł Boromir. – Pani Antosia również była chłopcem.
*
Wcześniej.
(albo później, to się jeszcze ustali).
– Nazywam się major Bień i mam stopień majora – Major Bień, spojrzał na asystenta. Pieguska o rumianej buzi i paluszkach jak słodkie bułeczki. – Pomysłowy Dobromirze, przedstaw mi tę bandę zuchów. Miała być drużyna A, ale to mi wygląda na drużynę z końca alfabetu.
– Nie nazywam się Pomysłowy Dobromir. – Tajemniczy “Ktosiek” usłużnie opuścił głowę. Cztery sikorki mające gniazdo w jego płowych włosach, wyfrunęły, niosąc pokój światu.
– Więc jak?
– Niepomysłowy Sławomir.
– A twój brat?
– Odkrył dziś rycinę masturbacji. Ostatnio widziałem go rano w namiocie, jak zakładał skarpetkę nie na tę część ciała.
– Dobrze, już dobrze. – Major nie wydawał się zadowolony. Nasza tajna broń chociaż gotowa?
– Yyyyyy.
Major przymrużył oczy, kondensując gniew. Zerwał się silny wiatr. Silny wiatr zerwał most nad Hańczą. Silny Rumcajs zerwał z Hanką, wynosząc z chaty strzelbę, trochę lekarstw (potrzebnych do konwersacji z puchatym runem leśnym) oraz DVD. Ponoć na mieście mawiali, że Cypisek może być Puchatka. Spał już drugą zimę, a przecież nie wynaleziono jeszcze śpiączki. Zwierzchnik stada dobył papirusu.
– Janosik? – zaczął.
Niepomysłowy pokręcił głową, napinając przy tym silnie mięśnie szyi.
– Niestety – wyznał. – Powieszony na haku.
– Kapitan Hak?
– Niestety. Przyczepiony wciąż do Janosika.
– Sindbad Żeglarz.
– Wciąż żegluje.
– Thorgal?
– W Aaricy.
– Lessie wróć?
– Nie wrócił.
– Pinokio?
– Polerował rakietę i spłonął.
– Piętnasta dziesięć do Yumy?
– Opóźniony.
– Kapitan Ameryka?
– Zabił go Kapitan Wietnam.
– Sto jeden Dalmatyńczyków?
– Odkąd czterdziestu rozbójników przytrzasnął sezam, nie zjedli może z dwunastu.
– Conan?
– Gbur i barbarzyńca. Chciał zapłatę z góry. Pięćset sztuk złota. Zasypało go.
– Trzystu Spartan?
– Roznieceni w pył przez czterystu gwardian.
– Achilles?
– Nerwówka. Odczuwa napięcie.
– Król lew?
– Chuj, nie król.
Major Bień wzniósł oczy ku niebu, gdzie blada biel miksowała się z silnym fioletem. Na takie niebo mawiano: zemsta podpitego konkubenta. W końcu powrócił wzrokiem do wydarzeń, niosąc na ustach ostatnie pytanie:
– To, co mamy, jeśli nie mamy nic?
Niepomysłowy Sławko wskazał na drużynę.
– Pan major pozwoli, że zaprezentuję. – Zamaszystym gestem omiótł drewniany kufer z namalowanymi oczami oraz grupkę tajemniczych istot. – Oto oni, wasza majorowatość. Szóstka wspaniałych lub przynajmniej trochę bardzo dobrych.
– Oni, czyli kto?
– Wspaniała szóstka, którą, ekhm, wykorzystamy nieco przedmiotowo. Znaczy, umieścimy w koniokuferku.
– W czym?
– W koniokuferku.
Major Bień wskazał na największy przedmiot.
– A to drewniane z oczami?
– To właśnie koniokuferek – odparł Niepomysłowy z dumą w głosie. W głosie zarazem szorstkim, co i śpiewnym jak u samego Kevina z Sin City.
– Ta pomazana beczka po kapuście?
– Nie. To pani Jadwiga, która odpowiada tu za dekoracje. I proszę tak nie mówić, bo jej będzie przykro. A jak pójdzie, to zamiast lasku, gór oraz tych wszystkich domków będziemy mieli przepiękną paletę nicości.
Pan Major przeprosił. Buchnął nawet całusa na zgodę, prościuchno w kapuścianą łapkę. Następnie przeszedł w końcu do meritum.
– Przedstaw mi ich – polecił głosem barwnym i doniosłym, że aż jeden z rekwizytów zleciał. Na sekundę wszystkich obecnych ogarnęła ciemność. – Czy ktoś może przyczepić to pieprzone Słońce?!
*
Sześciu wspaniałych. Sześć niezwykłych przedmiotów. Całkiem nie tak pradawnych artefaktów, wykutych przez krasnoludy, upolowanych przez elfy, czy znalezionych przez ludzkich bezdomnych.
Starring
Jeden: Tajemniczy Misterio-Histerio. Niewiele o nim wiadomo, poza tym, że wpada w równie tajemniczą panikę.
Dwa: Najostrzejszy z ostrych. Wprost z kalekiej, tfu, wprost z dalekiej Polski. Raper O.S.T.R.
– Yoł, biczys.
Trzy: Pobudzająca, ożywczo działająca na pamięć, pełna buteleczka Bilobilu. Tak, by wysłani na misję bohaterowie pamiętali, po co tam są.
– Kochanie, on nas zaraz zeżre. Znowu zapomniałeś zabrać miecz?
– Nie dzisiaj, Yennefer. Mając ze sobą Bilobil, pamiętałem, żeby zabrać oba. Jeden na ludzi, drugi na twą matkę.
– Cmok. Mój bohaterze.
Bilobil – lek na pamięć. Zażywaj, by pamiętać, by go brać.
Uwaga: Wiedźmin Gerald nie jest częścią zestawu.
Cztery: Morderczy piecyk na węgiel drzewny i koks opałowy.
Szczelny – daje przyjemne ciepło.
Nieszczelny – daje nieodwracalne zimno.
Śpiąca królewna jest tego najlepszym przykładem.
Śpiąca, czy może… za-cza-dzo-na.
– Mamo, mamo. Nie mogę zasnąć.
– Spokojnie, skarbie. Już rozszczelniam piecyk.
– Dziękuję.
(lovaski-przytulaski)
Piecyk opałowy.
Po prostu CZAD.
Pięć: Kolejny, nie mniej zabójczy przedmiot.
Mianowicie: Niedziałający spot o bezpieczeństwie na drogach.
“Z górki – nie zwalniaj”.
Gdyby działał, nie byłby zabójczy.
Szósty i ostatni, ale przynajmniej najgorszy.
Zwykły paproszek.
Twa ostoja normalności w tym szalonym, niebezpiecznym świecie.
*
– No dobra, dobra. – Major Bień gestem obu rąk jakoś wyhamował tę wątpliwą karuzelę śmiechu. – Czyli tak w skrócie. Mamy gościa, histeryka. Jakiegoś podrzędnego raperka, lek na pamięć, piecyk, drewnianą tabliczkę i paproszek, tak?
Sławomir bez pomyślunku pokiwał głową.
– I dalej co? Mamy ich załadować w to drewniane coś na kaczych płozach?
Sławomir bez pomyślunku pokiwał głową.
– A następnie zepchnąć z górki aż pod samą Troję, gdzie wróg odczyta podstęp jako prezent, zabierze, a oni wyjdą i wszystkich bohatersko wymordują?
Sławomir bez pomyślunku pokiwał głową. Po czym się bez pomyślunku zreflektował.
– Tak. Znaczy nie. Tak, ale nie my. Tu trzeba pychu. Siły. Tutaj trzeba pychu-pychu-pych.
Major Bień westchnął. Następnie kazał pani beczkopodobnej przyczepić deszcz, by ten lepiej odzwierciedlał tak nastrój, jak i patowość sytuacji, w której się znaleźli. O szczegóły dopytał już pod artyleryjskim ostrzałem ciężkich kropel oraz smagań wiatru, wiejącego wprost z wentylatorów.
– Zawezwiemy do tego chłopa z parą. – Niepomyślanin wręczył przełożonemu zdobiony końską czcionką prospekt. Następnie dla bezpieczeństwa, tak by być poza zasięgiem ewentualnego gniewu, przybliżył się o krok.
JURAND Z POPYCHOWA
Potrzebujesz coś popchać, przepchać, dopchać lub odepchać?
A może nawet przepchać już dopchnięte?
Better Call Jurand
Tel: 233-233-666
Prosimy dzwonić tylko w godzinach porannych oraz wieczorem.
– I co pan major myśli?
– Myślę, że do dupy z takim chujem.
Tym razem Sławomir jedynie pokręcił głową, ale oczywiście – bez pomyślunku.
– Czyli, że co?
– Jajco. Ładuj ich do tej drewnianej trumny i dzwoń po dziada.
– Drewnianej trumny? – dopytał Misterio, na granicy – a jakże – histerii. Sławomir bez pomyślunku otoczył go ramieniem.
– Twoja śmierć jest niezbędna, żebyś zmarł. – Następnie zostawił Misterio samemu sobie i wykonał najważniejszy telefon w swoim życiu.
Niestety nikt nie odebrał.
Była dopiero szesnasta zero pięć.
*
Siedem godzin i minutę później.
Nastał czas kiedy kompletnie zmieniono scenerię. Do okien domków dodano zasłony oraz niewielkie, bardzo klimatyczne światła lamp zaś samo słońce odwieszono, a następnie poturlano do rekwizytorni. Na wolnym miejscu przywieszono księżyc. Do stawu napuszczono wody, a dla podbicia klimatu naprzybijano żab. Te oczywiście niekumkały, ale leżały przybite, więc jakiś klimat był. A jeśli nie, to przynajmniej spójność. No ale to i tak bez znaczenia, bo całą zgrają przeniesiono się kompletnie gdzie indziej. Czyli tam, gdzie stał rekwizyt z największą – bo zarazem jedyną – górką, nazywaną dumnie: Górą Bez Znaczenia.
Szóstkę zuchów zapakowano do koniokuferka. Następnie wprost w tajemniczych, okadzających wszystko oparach przykościelnej mgły, ustawiono namalowanymi oczkami koniokuferka do kierunku jazdy. Wówczas Porucznik Tucznik (Major Bień miał zmianę jedynie do osiemnastej) przeczytał pytanie wprost ze scenariusza.
– Jurandzie, widzisz Troję?
Jurand uchodził za srodze gadatliwego. Odparł zatem: “nie”.
– Czyżeś zatem ślepcem, czyżeś ślepcem, pytam?
Człek pytany znany był też z tego, że gdzie się nie zjawił, tam roztaczał domiar słowotoku. Odrzekł na to:
– Taaa.
Porucznik Tucznik wskazał mu kierunek.
– Będę oczemi twemi, jak mnie Bóg na niebie, w chlebie, nie pojeb…
Cut!
Co?
Cięcie!
Ścięcie?
Cięcie!
Bo?
Nie możesz zrymować: w chlebie, nie pojebie. To za grubo będzie. Mogą to czytać delikatne ludzie.
Aha.
No! Un-Cut!
Co?
Un-Cięcie!
Porucznik Tucznik wskazał mu kierunek.
– Będę oczemi twemi i twoim paznokciem. Brodą twoją bujną, śledzioną i łokciem. Pytanie tylko podnoszę. – Tłusty pryncypał zerknął na scenariusz. – Pytanie tylko wznoszę, jak Bóg w niebie stoi. Czy dopchasz hałastrę aż pod bramy Troi?
Wiadomo już wszystkim o przeogromnej erudycji wielkiego popychla. Dziwić zatem nikogo nie powinno, że zapytany ubrał odpowiedź w płową i nad wyraz zwiewną szatę.
– No chiba taaa.
Zagrały bębny. Zaskrzeczały ptaki. Zawyły polne wilki.
– A zatem… niech się stanie wielkie pchanie. – Wieprzek machnął dłonią, jakby dawał sygnał do sztafety. – Dajesz.
Koniokuferek napędzany trzema miliardami dżuli ślepego popychla pomknął doprawdy jak srający za stodołą chłop, któremu ku przepędzeniu nakłuto dupsko rdzawymi widłami. Niestety. Wśród rekwizytów środowiskowych były także te dotyczące wszędobylskich nierówności. Mianowicie: muldy, hopki oraz inne takie. I to na jednej z nich przez szczelinkę wypadła buteleczka Bilobilu. A bez niej – cóż. Misja stanęła na skraju zatracenia.
– Zimno tu, nie?
– Aha.
– Czegoś mieliśmy nie robić, ale aj dont rimemba.
– Ju tu. To może skoro tak zimno, połammy tę dyktę, co tu obok leży i rozpalmy w piecyku, co tu obok stoi.
– Idiotyczny pomysł, mój kompanie. Wchodzę w to.
EPILOG
(Sceneria: Domki, krzaczki, trupy, wojna. Goła dupa przebita włócznią. Dupa ubrana, porąbana toporem. Jakieś jabłka w koszyczku. Opcjonalnie winogrona).
*
Ambicjonalne podejście do wykonywanego fachu nie pozwoliło Koniokradowi Śmiałemu odpuścić tego właśnie łupu. Spojrzał raz jeszcze na własną wizytówkę:
Drobne rabunki na telefon. Na internet.
Na faks. Na mail. Na sowę kosmatkę. Na gońca ze strzałą w plecach.
Na gołębia poczty polskiej. Na paczkomat B i allegro smart.
Profesjonalne kradzieże wielkogabarytowe. Włamania, naburmuszenia, wymuszenia, rozboje, podboje, et-ce-tera i co tera?
Nie po to brał kwartał nadgodzin, żeby w jego wymuskanej kolekcji, którą chwalił się na facebookowej grupie, zabrakło tego właśnie okazu. To byłoby coś! Nie tylko robotą człowiek żyje. Hobbistycznie ukradł wszystkie konie we wszystkich okolicznych wsiach i zapragnął więcej. O tak! Ten zły charakter, bezduszny złoczyńca i bardzo nieprzyjemny innowierca, zapragnął więcej. Dużo, dużo więcej. Okaz międzynarodowy. O tak. To jest właśnie to. Trojański koń. Żaden tam dupereliański rekwizyt z Ikei, a prawilniak spod samiuśkiej Troi.
– A niech kto w gęś kopie? – rzucił z uznaniem, ocierającym się nóżkami o szaleństwo. Z oddali doleciały gęsie krzyki. Prawdopodobnie niemieckie, bo brzmiały coś jak “hilfe”. – Statystko Szymborska! – krzyknął. – Jak wy będzieta tak chwytać metaforę, to kiedy powiem, niech to piorun strzeli, to co, weźmieta paralizator i wdrapieta się na drabinę, by nim rzucić?
– Jo nie wiedziaa-a. Proszem nie wyrzucać starsza pani. Starsza pani musi mieć na jeść.
– Za późno. Gęsi przeprosić. Babę zrzucić w przepaść. Jak przepaści nie ma, to jakąś wykopać!
*
Przydybał ich tuż pod bramą, zajeżdżając na lawecie od Street Fire Flatbet. Rozejrzał się, dostrzegając skonfundowane twarze miejskiej straży, wyglądające z najwyższych okienek. Ten zuchwały zuch, a zarazem wschodząca gwiazda każdorasowej kradzieży wszechkońskiej od razu uznał, że musi użyć najbardziej przebiegłego fortelu z książki: “Najbardziej przebiegłe fortele”. Był koniokradem czynu, więc jak postanowił, tak trochę odczekał. Następnie zabrał się do dzieła z zuchwałą ostrożnością.
– Jejku, jejku – zaczął, wskazując dłonią. – A co to tam za wami? O tam? – Następnie korzystając z chwili nieuwagi, szybko dodał: – A teraz, korzystając z mocy pomijania opisu, załaduję to cholerstwo na lawetę. – Jak powiedział, tak zrobił. Następnie podkręcił wąsa, spoglądając w polsatowski napis ponownie przykręconego słońca. – Wózki widłowe Top-Regal. To mogła być wasza reklama.
Po wszystkim odjechał hen, jak szeroki jest daleki świat.
Czy również zaczadział? A może miał wypadek? Nic z tych rzeczy. Odszedł spokojnie. Tak, jak zawsze pragnął, próbując przetkać gałązką świerku miotacz ognia.
Cześć, Canulasie!
Bardzo dobrze się bawiłem podczas lektury, kilkukrotnie śmiechnąłem na głos (np. przy płonącym Pinokiu). Ogólnie fajne to było doznanie, ale…
…albo ten tekst nie ma fabuły, albo ja jej nie ogarniam :D Jako zlepek żartów/scenek kabaretowych całość się broni, ale jakiś jednolity zamysł fabularny mi umknął. Złapałem się na tym, że pomimo całkiem fajnej zabawy, po zakończeniu lektury kompletnie nie wiem, co właściwie przeczytałem. Czy bardziej: o czym to było? :D
Innymi słowy, jako zabawny eksperyment literacki wyszło całkiem spoko. Jako pełnoprawne opowiadanie nie wiem, bo nie zrozumiałem :)
Pozdrówka!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Absurd na absurdzie i w dodatku dobrze napisany.
Przeczytałem kilka dni temu i kliknąłem bibliotekę, a komentarz zostawiam dzisiaj, bo ponieważ :P
Wiele razy się usmiechnąłem podczas lektury, bo w humor to Ty umiesz, natomiast – tak jak Cezary – nie dostrzegam w tym galimatiasie gagów, żartów i zabaw słowami żadnej fabuły. To znaczy coś tam się dzieje, jedno wynika z drugiego (przynajmniej częściowo), jednakże moje oko i głowa nie potrafią znaleźć wykrystalizowanej myśli przewodniej, której mogłyby się czepiać zastosowane motywy.
Mnie się podobało, uśmiałem się, ale fabuły tutaj niet. Ale przynajmniej się podobało i spędziłem miło te kilka minut, w trakcie których łyknąłem Twoje dzieło. Na raz ;)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
cezary_cezary und Outa Sewer – nooo, dłuższą chwilę się wahałem, czy akurat ten rodzaj eksperymentalnego zapisu będzie właściwy, by go tu umieścić. Czasem tak jest, że dana pięść pasuje jedynie do konkretnego nosa. Jednak przekornie wrzuciłem, bo ewentualne słowne przekopanie mieści się w kanonie tego, co uznaję za pisarską drogę.
Według mnie (ale ja autor, więc się nie liczy) w powijakach, ale jednak punkt po punkcie gdzieś to tam zmierza. W sensie: coś następuje po sobie. No ale jak piszę, mogę mieć zakrzywiony odautorski obraz, więc poniekąd zgadzam się z Waszym odbiorem, jednocześnie dziękując za poświęcony czas, bo jak wiadomo, cenna to waluta
Hej przygodo.
Miałem już nie czytać żadnego cholernego bizzaro! Ale przeoczyłem tag i za kilka mgnień oka zrobiło się za późno. I niestety znów się dobrze bawiłem i nie mogłem oderwać (Fantomas znów będzie miał pretekst, by stwierdzić, że zasmakowałem XD).
Bogowie, jakie to było głupie! XD I jakie śmieszne!
Co do braku fabuły zgadzam się z przedmówcami, ale co z tego? Nic z tego. Po raz trzeci w życiu muszę kliknąć w Bibliotece ten g*wniany gatunek XD Proszę, nie piszcie więcej XD
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Helloł Imć fantomas już kiedyś i gdzie indziej rzucił na ten tekst wsym surowym okiem. Fakt – głupawe. Ot, przerywnik taki od bardziej wymagających. Dzięki za wizytex
Witaj.
Ubawiłam się setnie, wielkie dzięki. :)
Wielu bohaterów z moich lat dziecinnych (choćby sam koń ), pozmienianych, ale za to – jak?! :) Genialnie! :)
Ze spraw technicznych jeszcze tylko dopytam:
– Dlatemu, że Pan Kleks bierze do akademii jedynie tych chłopców, których imiona kończą się na a. – czy to na pewno tak ma brzmieć to zdanie i czy chodzi o koniec, czy początek?
Ostatnio widziałem go rano w namiocie, jak zakładał skarpetkę nie na tą część ciała. – tę?
Czy „Polska” celowo małą?
Po czyn się bez pomyślunku zreflektował. – literówka?
Był koniokradem czyny, więc jak postanowił, tak trochę odczekał. – i tu?
Klikam i gratuluję pomysłu oraz poczucia humoru. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Pisanie musiało sprawiać mnóstwo radochy i to widać! Jest w tym tyle energii, szaleństwa i absurdu, że po prostu dobrze się to czyta. Jednocześnie kryje się w tym wszystkim jakaś pokrętna logika, choć podobnie jak poprzednicy nie do końca widzę, dokąd właściwie to wszystko zmierza. Ubawiłem się świetnie i uśmiałem niejeden raz :D
Następnie zostawił Misterio samemu sobie i wykonał najważniejszy telefon w swoim życiu.
Niestety nikt nie odebrał.
Złoto.
bruce – helloł.
“– Dlatemu, że Pan Kleks bierze do akademii jedynie tych chłopców, których imiona kończą się na a. – czy to na pewno tak ma brzmieć to zdanie i czy chodzi o koniec, czy początek?” – to miało być śmieszne, a wyszło koślawo, wiec zmienię na: zaczynające
Reszta to błędy. Ze skarpetką nie byłem pewien. Dzięki, już ogarniam. Cieszę się, że nie było tragedii.
Fladrif – taaa, czasem potrzebuję takiego tekstu pod flow, żeby przepłukać łeb po wszystkich tych reaserchach i innych trudnościach.
Dziękować.
Ok, kumam. :)
Tragedii? Toż to majstersztyk!
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Tekst fajny, parę razy uśmiechnąłem się mimowolnie :D Trochę mi chroboczą elementy bizzaro, ale w miarę je zniosłem – to po prostu nie mój ulubiony gatunek.
Technicznie czytało się ok. Tempo też odpowiednie.
Słowem – miły koncert fajerwerków, nawet jeśli nie każdy wystrzał podpasował.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
NoWhereMan – dzięki za odwiedziny. Tekst przy pisaniu też sprawiał sporo radości. Takie teksty w zasadzie piszą się same, ale trzeba mieć odpowiednie flow, które z kolei nie pojawia się często. Przystanek przed opkami o dłuższych trasach.
Nie chce wiedzieć, jak się bawiłeś podczas pisania ;)
Proponuję dodać tagi:
[ChaosPulpSFiction] [-18] [tekst bezpieczny dla niewidomych] [Pan Kleks bierze tylko tych chłopców]
Brzmią dobrze tagi, pasowały by. Nawet nie wiedziałem, że można dodawać własne (chyba, że to wałek, a nie załapałem przez brak kofeiny czy dwucyfrowe iq)
A bawiłem się… przednio, ale na pewno nie w w stylu łan men– łan dżar, więc możesz odplugawić myślęta.
Z tego co wiem, nie ma własnych, byłby chaos.
Za chwilę załaduję kofeinę, ale też raczej dwucyfrowego IQ nie przekroczę ;) Za to razem mamy takie IQ jak LEM.
LEM spoko (za mało jestem obLemiony, żeby się wypowiadać), ale ostatnio wywaliło mnie z siodełka: Nie mam ust, a muszę krzyczeć – H. Ellisona
Najgorsze, że Lessie nie wrócił. To mnie trochę dobiło, chwilę po mojej śmierci.
To taki tekst, że człowiek czyta bawi się, ale i tak wie, że najlepiej bawił się autor;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Muszę przyznać, że trafiłaś w środek tarczy, środka tarczy. To tekst terapeutyczny.
To tekst terapeutyczny.
Doskonale to rozumiem, mam tak samo – im więcej powodów, tym chętniej się pisze, choćby kilka wersów.
Pecunia non olet
Zgadzam się z przedpiścami – absurd przyjemny, zabawny, leci gag za gagiem.
Ale o co chodzi w fabule – nie pytajcie, bo ja też nie wiem.
Nasunęło jakieś niejasne skojarzenia ze stand-upem.
Babska logika rządzi!
Ooo, ze stand-uper, to ciekawe. Lubię dobry stand-up.
No ale pytanie, czy nasunęło się z właśnie takim. Cóż. Dobrze, że nie z kabaretem ;)
Ja wolę kabarety, więc uważaj z tymi życzeniami. ;-)
Chyba dobry, gdyby jeszcze była taka potrzeba, klikałabym z czystym sumieniem.
Babska logika rządzi!
Kabarety też mają/miały potencjał: Potem, Łowcy-kropka-B.
Dziękować
Historia szczególna i tak po prawdzie to zupełnie nie wiem, o co tu chodzi, ani co miałeś nadzieję opowiedzieć, ale lektura to rozbawiająca i może właśnie taki był Twój, Canulasie, cel.
Koniokrad trojański jest napisany w tak szczególny sposób, że nie miałam odwagi robić łapanki. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Haha, mam nadzieję, że nie jest napisana w “ten szczególny sposób”, w który mówi się najmniej bystremu dziecku z klasy, że jest przekochane.
Łapanka pewnie by coś wyłapała, ale faktycznie, tutaj dość specyficzna treść.
Dzięki za odwiedziny.
Bardzo proszę, Canulasie. Nadzieja Cię nie zawiodła. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Absurd absurda absurdem pogania, aż z piwnych kufli wylewa się piana. Fajne :) (na lic. Anet)
Noo tak. Taki był zamysł, by było bez trzymanki, powiedz, co to (na lic. Anet)?
Jest tu użytkowniczka Anet, która zasłynęła z jednowyrazowych komentarzy. “Fajne” to jeden z nich, bodaj najpopularniejszy. Misio ma licencję. A przynajmniej tak twierdzi. ;-)
Babska logika rządzi!
aaaa, okejo. Przyswajam.
Uzyskałem od Anet licencję z zastrzeżeniem, że nie będę nadużywał. :)