
Gdy tylko drzwi mieszkania otworzyły się, Remek wpadł do środka jak wygłodniały pies, który poczuł tysiące smakołyków. Zdążył zrzucić buty w korytarzu i rozpiąć kurtkę. Od razu skierował się w stronę najmniejszego pokoju, kiedyś świątyni jego ojca. W kuchni babcia pichciła jakąś zupę. Nie starczyło czasu w przeciągu tej ekspresowej podróży, od drzwi wejściowych do pokoju, aby zdążył się przywitać. Ojciec spojrzał na chłopca, ale nie powiedział nic. Chyba wiedział, że to nie on ostatecznie sprowadzi małego na ziemię.
Dziadek Filemon siedział w wiklinowym, bujanym fotelu, naprzeciwko okna. Wyglądał, jakby myślami należał do innego świata. Gdy Remek był tu ostatniego razu, dziadek Filemon rozmawiał z nim i opowiadał dowcipy. Teraz nie przypominał tamtego starszego, ale wciąż pełnego życia mężczyzny. Był smutny. Wzrok wbił w niebo za oknem, wargi zacisnął mocno. Oddychał miarowo, czasami zgiął dłoń w pięść, by za chwilę rozprostować ją na nowo.
Remek podszedł do dziadka cały w skowronkach. Liczył, że znowu senior rodziny zaleje go masą historyjek i śmiesznych żartów.
– Cześć dziadku! – zawołał uradowany, ale mężczyzna nawet na niego nie spojrzał. Wciąż z utkwionym wzrokiem w jeden punkt siedział na starym, przeszło trzydziestoletnim fotelu i wyglądał, jakby jego życiowy płomień przygasał.
– Sorki, że nie było mnie tak długo, ale w szkole mamy teraz dużo nauki – powiedział wnuk, siadając na żółtym, trochę przykurzonym tapczanie, na którym do osiemnastego roku życia spał jego ojciec.
– Żniwiarze nie są już potrzebni. Odmaszerować, koniec służby – powiedział mężczyzna, zaciskając obie dłonie na podłokietnikach.
Remek zupełnie nie rozumiał słów dziadka. Ale nie zraził się tym. Uznał, że za chwilę wszystko wróci do normy, tymczasem on przejrzy w tym czasie kilka starych komiksów taty. Leżały tam bardzo długo i pachniały starzyzną.
– Czego tu?! – zawołał nagle dziadek Filemon. Remek aż podskoczył na te słowa, o mało nie uderzając głową o półki nad tapczanem.
– Dziadku! To ja Remek!
– Po jakie licho tu przyłazisz? Po tylu latach?! Zostawiłeś mnie,!
Chłopiec poczuł, że zaczyna się bać. Dziadek mówił upiornym, chrapliwym głosem. Nie patrzył przy tym na wnuka, jakby jego postać wywoływała w mężczyźnie obrzydzenie. Remek poczuł się nieswojo. Czy dziadek Filemon go nie poznał?
Chłopiec wyszedł po chichu z pokoju. Na korytarzu stał ojciec i babcia. Oboje wyglądali, jakby cała sytuacja w ogóle ich nie zdziwiła.
– Tato, bo dziadek…
– Tak, wiem. Nie dałeś mi nawet o tym wspomnieć. Byłeś za bardzo podekscytowany.
– Ale… czy on mnie nie pamięta?
Babcia spojrzała na wnuka i bez słowa wróciła do kuchni pichcić zupę.
Ojciec podszedł bliżej chłopca.
– Chodź do salonu, opowiem ci coś.
Remek posłusznie wykonał polecenie, ale nadal nie rozumiał nic z sytuacji, jaka wydarzyła się przed kilkoma chwilami.
Usiedli we dwóch na skórzanych fotelach naprzeciwko siebie. Mężczyzna zjadł dwa ciastka, ale Remek nie zamierzał tknąć ani jednego. Ciągle myślał o tym, co stało się w tamtym pokoju. To było bardzo dziwne.
– Co to za historia, tato?
– O dziadku. Jesteś już wystarczająco duży, żeby ją poznać. Tym bardziej że dziadek nie jest w najlepszym zdrowiu.
Remek nie chciał zadać tego pytania. Bał się, że odpowiedź może być tą najgorszą. Po prostu rozsiadł się wygodnie i słuchał.
Ojciec nie był mistrzem odtwarzania opowieści zasłyszanych od innych. Szczególnie na początku częściej poprawiał jakieś fakty, niż posuwał całą opowieść do przodu. Zaczął od tego, że gdy miał piętnaście lat, dziadek Filemon przeszedł na emeryturę.
– Ojciec, znaczy twój dziadek, nie powiedział mi wiele wtedy. A babcia swoim zwyczajem… no wiesz… gotowała w kuchni i nie odzywała się za dużo.
Remek pokiwał głową.
– Pamiętam, że ojciec był bardzo przygnębiony. Byłem tym zaskoczony. Miałem już wystarczająco dużo lat, aby wiedzieć, że na emeryturze człowiek dostaje pieniądze, nie robiąc nic. A więc, dlaczego tata był smutny? Zadawałem sobie to pytanie bardzo długo jak na nastolatka. Potem i tak wyparły je imprezy i znajomi, ale wracało do mnie, szczególnie gdy leżałem w łóżku tuż przed snem i myślałem o wszystkim.
– Tato, kim dziadek był?
– Pytasz o jego zawód?
– Aha.
– Do tego właśnie zmierzam. Dziadek Filemon był Żniwiarzem Kosmicznym.
Remek poczuł, że zaraz wystrzeli z fotelu pod wpływem ekscytacji, niczym rakieta startująca na podbój wszechświata. Kosmiczny? Żniwiarz? Ale czad!
– Tato!
– Ciszej, dziadek musi mieć spokój.
– Ale, ale…
– Słuchaj mnie, synu. Wszystko po kolei.
Remek uspokoił się, przynajmniej próbował.
– Wiele lat temu ludzie odkryli przejście do innego świata. Okazało się, że po tamtej stronie wszędzie rozciągają się łany zbóż. Nieprzebyte ilości tych surowców. Wiesz, o czym mówię?
– Tak, mówili na o tym w szkole.
– Dziadek zatrudnił się po kolejnych dekadach od tego odkrycia w specjalnym oddziale Żniwiarzy, którzy przechodzili do tamtego świata, aby zbierać jego surowce, głównie różnorakie zboża. Ekspedycje rozpoznawcze nie stwierdzały istnienia innych.
Remek spojrzał w stronę pokoju, gdzie za drzwiami siedział dziadek Filemon. On był naprawdę Żniwiarzem Kosmosu? Czy to możliwe? Ten, który nie poznał własnego wnuka?
– To była bardzo dobra praca, ale ciężka. Płacili sowite pieniądze, ale tylko dlatego, że codziennie ktoś ze zmiany nie wracał do naszego świata. Coś tam się działo, gdy pracowali. Nikt nie umiał tego nazwać, więc mówili na to Wyrok.
– Taki jak dostają źli ludzie w więzieniu?
– O wiele gorszy. Wyrok zabierał człowieka i już nie puszczał, nigdy.
Remek wiedział jakie pytanie powinien teraz zadać. Chciał ro zrobić, musiał.
– Czy dziadek Filemon…
– Tak – uciął pytanie ojciec, znając dokładnie jego koniec. – Ale nie była to jego wina. Dziadek przyjaźnił się z takim jednym Adamem. Razem pracowali na zmianach, byli bardzo dobrymi kompanami. Tamtego, pechowego dnia, dziadek spostrzegł, że Adama nie ma w pobliżu. Żniwiarze pracowali dwójkami. Wszystko działo się tak jak za bardzo dawnych lat, bo przejścia między światami nie pozwalały swą wielkością na przedostanie się maszyn. Mogli tam iść tylko ludzie. Adam nagle zniknął i dziadek poszedł go szukać. Wtedy zobaczył…
– Wyrok, Remigiuszu. – Twardy, pełen zmęczenia głos rozniósł się po mieszkaniu. W wejściu do salonu stała stara, zgarbiona postać, podparta o drewnianą laskę. Dziadek Filemon przyglądał się Remkowi. Miał poważną minę, ale z oczu płynęła dziwna, ukryta troska.
– Tato… powinieneś odpoczywać.
– Zamilcz. Ja tu jestem od opowiadania historii.
Remek siedział cicho i przyglądał się, jak ojciec ustępuje swego miejsca dziadkowi. Ten siadał na fotelu powoli, a potem nachylił się lekko w stronę chłopca.
– Adam był moim najlepszym przyjacielem, masz takiego?
– Aha. Ma na imię Michał.
– Przyjaźniliśmy się dwadzieścia lat. Aż do tamtego, feralnego dnia, który był dla mnie obnażeniem gorzkiej prawdy. Gdy Adam zniknął, poszedłem go szukać. W pojedynkę praca szła źle, więc poprosiłem o regulaminową przerwę.
Remek słuchał tej opowieści inaczej niż innych dziadkowych. Tamte miały w sobie luz i zazwyczaj Remek śmiał się głośno po co drugim zdaniu. Teraz nadstawiał uszu i skupiał się na słowach jakby były milion razy ważniejsze, niż wszystkie inne razem wzięte.
– Po tamtej stronie świat był w pewien własny sposób przerażający. Zawsze świeciło słońce. Nawet gdy padał deszcz, pogoda była słoneczna. Nikt więc nie wiedział, skąd ten deszcz się bierze. A kiedy się zgubiłeś, marny twój los, bo łany zbóż ciągnęły się jakby w nieskończoność na wszystkie strony świata. Mówili o nas Żniwiarze Kosmosu, bo ludzie byli przekonani, że przechodzimy przez portale na inną planetę. A my nie wiedzieliśmy nawet, jak tamten świat się nazywa, Remigiuszu. Nam kazano żniwować i to robiliśmy, najlepiej jak się da. Ale wracając do Adama, to poszedłem go szukać, tak jak mówiłem. Pomyślałem, że po prostu odszedł na stronę, rozumiesz, za potrzebą.
Remek pokiwał głową.
– Spędziłem na poszukiwaniach dobry kwadrans, oddalając się od swojej zmiany i portalu. W końcu znalazłem przyjaciele w objęciach Wyroku. Wyrok to siła. Jest niewidzialna, ale ludzie w jej objęciach stają w bezruchu, a ich oczy stają się krwisto czerwone. To najważniejsze oznaki bycia pod jej wpływem. Podbiegłem natychmiast do Adama. Odepchnąłem go i poczułem, że teraz sam zostałem złapany w pułapkę Wyroku. Wiesz, to był ten moment, Remigiuszu. Adam spojrzał na mnie, był już przytomny. Poprosiłem go o pomoc, ale on powiedział, żebym sobie radziła sam, bo po tej stronie żadne przyjaźnie nie obowiązują. Tu liczy się tylko praca. I odszedł. Tak po prostu.
– Ale jesteś tu dziadku, żyjesz?
Filemon spojrzał na ojca Remigiusza. Stał w wejściu do salonu. Wyglądał na przygnębionego.
– Nie do końca, wnusiu. Widziałeś mnie w tym stanie, prawda? Kiedy siedziałem w fotelu i wyglądałem na zupełnie innego.
– Tak, bałem się trochę.
– Nie dziwię się. Otóż jakimś cudem udało mi się uciec od Wyroku i do dzisiaj nie pamiętam, jak to zrobiłem. Ale nie wyzdrowiałem już. Co kilka dni wpadałem i wpadał w trans, jakby siła Wyroku wciąż potrafiła mnie złapać w sidła, ale nie na długo. Tata chciał ci oszczędzić tego widoku, ale zapewne nalegałeś, aby mnie odwiedzić. Do tej pory udawało nam się ukryć przed tobą moje kłopoty.
– Tak, bardzo chciałem się spotkać. Ale, czy to źle? – Remek posmutniał. Spuścił głowę i splótł dłonie na kolanach.
– Ależ skąd! – powiedział dziadek twardy tonem. – To zupełnie normalne. W tym wszystkich jedyne co odbiega od rzeczywistości, to mój stan. Czasami odpływam i wtedy lepiej ze mną nie rozmawiać, bo wracają stare rany i bolą naprawdę mocno. Nie chcę się zagłębiać w szczegóły. Po tamtym incydencie przeszedłem na emeryturę. Mogłem to zrobić, bo Żniwiarzy obowiązywało piętnaście lat pracy w zawodzie. Adama więcej nie spotkałem. Nie mogłem uwierzyć, że zdawałem się z taką… – uciął, nie chcąc używać nieodpowiedniego słowa.
– Z takim złym człowiekiem?
– Mało powiedziane, ale tak, właśnie tak.
W salonie cała trójka siedziała jeszcze przeszło godzinę. Dziadek Filemon opowiedział kilka innych historii związanych ze Żniwiarzami Kosmosu. Wyglądał przy tym tak jak kiedyś – uśmiechnięty, pełen życia. Według jego kalkulacji w kolejny trans powinien wpaść w następną środę albo czwartek. Nie lubił tego, ale tylko na początku czuł, że coś jest nie tak, potem tracił kontakt z rzeczywistością, a cały czas, podczas którego przebywał pod wpływem siły Wyroku, był w pamięci dziurą, wyjętym elementem z misternej układanki.
To ja poniedziałkowa dyżurna.
Gdy Remek był tu ostatniego razu, dziadek Filemon rozmawiał z nim i opowiadał dowcipy.
Nie widział go od ostatniego razu, ale był tu ostatni raz.
Teraz nie przypominał tamtego starszego, ale wciąż pełnego życia mężczyzny. Był smutny. Wzrok wbił w niebo za oknem, wargi zacisnął mocno. Oddychał miarowo, czasami zgiął dłoń w pięść, by za chwilę rozprostować ją na nowo.
Opis dziadka nie jest w opozycji do pełnego życia. Dłoń się zaciska w pięść.
Liczył, że znowu senior rodziny zaleje go masą historyjek i śmiesznych żartów.
Liczył, że znowu senior rodziny zaleje go masą historyjek i śmiesznych żartów.
Znowu przesuń po rodziny.
Wciąż z utkwionym wzrokiem w jeden punkt siedział na starym, przeszło trzydziestoletnim fotelu i wyglądał, jakby jego życiowy płomień przygasał.
Utkwionym i wzrokiem powinny być zamienione miejscami. Siedzi się na krześle, ale w fotelu.
Uznał, że za chwilę wszystko wróci do normy, tymczasem
onprzejrzy w tym czasie kilka starych komiksów taty. Leżały tam bardzo długo i pachniały starzyzną.
Bliskie powtórzenie.
Zostawiłeś mnie,!
Jakiś przecinek się zaplątał.
Remek posłusznie wykonał polecenie, ale nadal nie rozumiał nic z sytuacji, jaka wydarzyła się przed kilkoma chwilami.
Wywaliłabym wyboldowane, bo nie ma sensu tego powtarzać.
Usiedli we dwóch na skórzanych fotelach naprzeciwko siebie. Mężczyzna zjadł dwa ciastka, ale Remek nie zamierzał tknąć ani jednego. Ciągle myślał o tym, co stało się w
tamtympokoju. To było bardzo dziwne.
Skoro poszli we dwóch to w ilu mogli usiąść? Może usiedli naprzeciwko siebie?
Tym bardziej że dziadek nie jest w najlepszym zdrowiu.
Mi się to nie podoba, ale może jacyś poloniści powiedzą czy tak może być. Dałabym nie cieszy się zdrowiem, lub jest zdrowy.
– Pamiętam, że ojciec był bardzo przygnębiony. Byłem tym zaskoczony.
Byłoza lekka.
Remek poczuł, że zaraz wystrzeli z fotelu
Z fotela.
Czemu żniwiarze z dużej?
Ekspedycje rozpoznawcze nie stwierdzały istnienia innych.
Jakich innych?
Poprosiłem go o pomoc, ale on powiedział, żebym sobie radził
asam, bo po tej stronie żadne przyjaźnie nie obowiązują.
Miał poważną minę, ale z oczu płynęła dziwna, ukryta troska.
Ta dziwna, płynąca troska brzmi dziwacznie.
Nie do końca zrozumiałam co przydarzyło się dziadkowi i jak to miało rzutować na rodzinę.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć, Marok. Zaczęło się ciekawie, ale nie bardzo wiem o co chodzi. Czasami to dobrze, nie wiedzieć, tylko że tego nie wiem, jest zbyt wiele. Pomysł widzę był, tylko o co kaman? Poza tym czytało się dobrze. Pozdrawiam.
Helloł
“Ojciec spojrzał na chłopca, ale nie powiedział nic.” – może: “ale nic nie powiedział”.
“Remek siedział cicho i przyglądał się, jak ojciec ustępuje swego miejsca dziadkowi”. – można wyciąć “swego”.
Historia bardziej o rodzinie, niż przygodach na obcej planecie. Obyczaj wzbogacony elementami bajania o obcych planetach. Sam zamysł spoko, ale wydaje mi się, że to by pasowało na dłuższy tekst, gdzie główna przygoda, wędrówki, żniwowanie, na obcej planecie byłyby clue przynajmniej zostałby lepiej zachowany balans na linii historia rodzinna (bajanie), przeszłość, retrospekcja (przygoda). Tak to gówno wiemy o żniwowaniu i o Wyroku. Niby kogo dopadnie – przepada na zawsze, a już dwa wyjątki od reguły: Adam i dziadzio,
No nie wiem.
@Ambush – dyżury w poniedziałek to pewnie świetna sprawa :) Tak czułem, że tekst będzie troszkę za mało zrozumiały, ale zaryzykowałem. Dziękuję za lekturę i tak.
@Hesket – no pewnie trzeba by było to mocniej rozwinąć, bo w tej wersji mamy taką scenkę rodzajową, bardziej oniryczną z gatunku dopowiedz sobie, co to może oznaczać :)
@Can – można rozwinąć niby wątek po tamtej stronie, ale chyba lepiej zająć się czymś innym
Nie wiem. Ostatnio ubolewam nad tym często, że ktoś ma uber pomysł, który można super wykorzystać. Twój np, albo ten, co ostatnio zrobił Dżagodolas. Przecież Ogarnąć dramat poem w stylu escape-love, gdzie mamy Stracha na Wróble i Marzannę, to mógłby być sztosix.
Tak samo u Ciebie. Nie opowiadać o tej krainie z poziomu gderającego dziada, tylko być w skórach tych, którzy weszli tam pierwszy raz. Wspólnie chłonąć nieznane, zamiast odgrzewać Złotopolskiego kotlecicha wzbogaconego uranem z Discovery Sci-Fi.
@Canulas – to nie był tekst pisany z założenia, że będzie długi. Był pisany na cod-a, więc też nie rozstał należycie rozwinięty.
Moroku każdy może dyżurować. Nie musisz czytać w dniu dyżuru, czytasz kiedy chcesz byle przed 10 dniem kolejnego miesiąca. Za to masz głos w typowaniu opowiadań do piórek, no i wieczną chwałę;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Jak na cod-a, to zacny. W sensie, na cod-a wystarczy czasem drabble machnąć, wiec tutaj sporo i gęsto. Jednak w końcowym rozrachunku nie liczy się na co. Nie ma znaczenia, że bolała się bańka, że pisałeś w tramwaju czy przychodni. Statystyczny czytelnik ma Twoje perturbacje w przekrojonym jabłuszku. Liczy się sam tekst.
@Ambush – wieczna chwała, a jakby do tego jeszcze wieczną chałwę dodać :)
@Can – z tego co pamiętam, wtedy ci się podobał ;)
Marokok, koronny argument z dupiszcza. Na dane opowiadanie (odbiór) ma wpływ bardzo wiele teraźniejszych czynników. Przeczytaj jakiś swój tekst sprzed lat? I co, kiedyś wydawał się fajny, nie? Mało jest takich ponadczasowych, które smakują bez względu na wszystko. Naprawdę mam Ci powymieniać składowe, jakie mogą wpłynąć na odbiór? Być może za tydzień, dwa, będąc w innym nastroju, momencie + dopisz setkę powodów, powiem ponownie wielkie WOW.
Odbiór opka jest lub może być w pewien sposób ruchomy.
Dziś mam nastrój typu: kurde, czemu tak zacny pomysł jest tylko połowicznie wykorzystany.
Witaj. :)
Ze spraw technicznych zatrzymały mnie następujące fragmenty (do przemyślenia):
Zostawiłeś mnie,! – prawdopodobnie wykreśliłeś część zdania, ale został przecinek
Tym bardziej (przecinek?) że dziadek nie jest w najlepszym zdrowiu.
– Tak, mówili na o tym w szkole. – literówka?
– Taki jak dostają źli ludzie w więzieniu? – nieco źle brzmi mi składnia tego zdania…; a może tylko dać przecinek przed „jak”?
Remek wiedział (przecinek?) jakie pytanie powinien teraz zadać.
Chciał ro zrobić, musiał. – literówka?
W końcu znalazłem przyjaciele w objęciach Wyroku. – i tu?
Jest niewidzialna, ale ludzie w jej objęciach stają w bezruchu, a ich oczy stają się krwisto czerwone. – powtórzenie?
Ale nie wyzdrowiałem już. Co kilka dni wpadałem i wpadał w trans, jakby siła Wyroku wciąż potrafiła mnie złapać w sidła, ale nie na długo. Tata chciał ci oszczędzić tego widoku, ale zapewne nalegałeś, aby mnie odwiedzić. – i tu?
Co kilka dni wpadałem i wpadał w trans, jakby siła Wyroku wciąż potrafiła mnie złapać w sidła, ale nie na długo. – literówka?
– Ależ skąd! – powiedział dziadek twardy tonem. – i tu?
W tym wszystkich jedyne (przecinek?) co odbiega od rzeczywistości, to mój stan. – literówki?
Nie mogłem uwierzyć, że zdawałem się z taką… – literówka?
Wyglądał przy tym tak (przecinek?) jak kiedyś – uśmiechnięty, pełen życia.
Opowiadanie jest dla mnie znakomitym punktem wyjściowym – streszczeniem lub wstępem do rewelacyjnej powieści, bo pomysł na fabułę uważam za fenomenalny! Zachęcam zatem do napisania większej objętościowo całości. :)
Sam tytuł skojarzyłam z morderczymi praktykami jakiegoś sadysty, zatem zdumiona byłam, że to nie horror. :) Spodziewałam się, wybacz, prawdziwej rzezi. :)
Żniwa tradycyjne, wśród zbóż, kojarzę natomiast jednoznacznie z ciężką pracą na polach moich Dziadków, wspominam to miło, acz pamiętam, że łatwo nie było. :)
Poruszyłeś ważne zagadnienie – na ile można liczyć, gdy ma się przyjaciół, czy zawsze mamy podstawy, aby polegać na nich w stu procentach, czy oni nigdy nas nie zawiodą tak samo, jak my nie zawiedliśmy ich. Przypomina mi się bardzo gorzkie powiedzenie sprzed lat: „Chroń mnie, Panie Boże, od przyjaciół, z wrogami sam sobie poradzę!”… – co do wrogów, spodziewamy się najgorszego i to nas nie dziwi, ale to właśnie od fałszywych przyjaciół, na których przecież liczymy, otrzymujemy nieraz najboleśniejsze kopniaki.
Pozdrawiam serdecznie, klik za kapitalny pomysł. :)
Pecunia non olet
Ave, Maroku!
– Taki jak dostają źli ludzie w więzieniu?
Tutaj on mówi, jakby miał sześć lat, a z wstępu odniosłem wrażenie, że jednak jest trochę starszy.
– Spędziłem na poszukiwaniach dobry kwadrans, oddalając się od swojej zmiany i portalu.
Uuu, Walaszek Vibes… ;]
Tu i ówdzie natknąłem się na literówki, ale nie mam teraz czasu ich wypisywać, wybacz.
Ogólnie tekst jest całkiem fajną zajawką na dłuższe opowiadanie. Pozostałem po lekturze z dużym niedosytem ponieważ troszkę więcej spodziewałem się po historii Kosmicznego Żniwiarza na emeryturze. A tymczasem: kumpel zniknął, poszedł go szukać (cały kwadrans! :D), znalazł, usłyszał coś nieprzyjemnego i sobie poszedł, w sumie obrażony. Nie rozumiem też, jak te wydarzenia właściwie wpłynęły na dziadka i czy mają związek z jego aktualnym stanem (chociaż pewnie nie – wkradła się po prostu starość).
Wykreowałeś na tych 10k znaków naprawdę intrygujący świat, ale pozostawiłeś czytelnika w rozkroku. Chciałabym (nie – domagam się!) więcej historii ;]
Pozdrawiam serdecznie!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
@Bruce – dziękuję, wezmę na tapet sugestię z rozbudową, i bardzo mi miło, że pomysł się spodobał :)
@cezary_cezary – kurczę, no skoro tak, skoro nie tylko chęci, ale i domagania. Nie ma zmiłuj, będzie trzeba w tej glinie porzeźbić w te długie, senne wieczory. Dziękuję :)
Maroku, Twoja powieść będzie hitem!
Pecunia non olet
@bruce – uspokoiłeś mnie, teraz to już poleci :))
Trzymam kciuki, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Miałam wrażenie, że czytam o przypadku demencji, kiedy to starszy człowiek chwilami jeszcze funkcjonuje w miarę normalnie, a chwilami jakby przenosi się do całkiem innego świata i zupełnie nie poznaje najbliższych. Może wpada wtedy w objęcia Wyroku…
Maroku, wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia, ale zrezygnowałam z robienia łapanki, kiedy zauważyłam, że pewnie do niczego Ci się nie przyda, albowiem usterki wskazane przez wcześniej komentujących wciąż nie są poprawione.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.