- Opowiadanie: pnzrdiv.117 - Szósty

Szósty

Chwała dla Ambush i Skrytego za betę :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Szósty

Pierwszy dzień w nowej pracy zawsze jest stresujący, szczególnie przy kompletnej zmianie specjalizacji zawodowej. Lou poprawił krawat, zapiął guziki czarnej kamizelki włożonej na białą koszulę i odruchowo spojrzał na lewy nadgarstek. Wytyczne co do ubioru zupełnie wyleciały mu z głowy – z cichym westchnięciem zdjął zegarek, odkładając go do szuflady przeznaczonej na biżuterię. Kiedy już był gotowy opuścić mieszkanie, wziął kluczyki i udał się na podziemny parking.

Z racji późnej godziny, drogi były w większości opustoszałe, a miejski krajobraz oświetlały liczne neony, przyprawiając niejednego astygmatyka o zawroty głowy. Urok nocnej zmiany. W radiu akurat leciało „Californication” – aż kusiło poczekać chwilę dłużej, byle tylko wysłuchać utworu do końca. Chcąc nie chcąc, Lou podjechał do parkingowego i opuścił pojazd. Pokazując kartę pracownika, przekazał mu kluczyki i wręczył symboliczny napiwek. Jakoś nigdy nie lubił zwyczaju oddawania samochodu w ręce nieznajomego, ale nie było to warte ani dyskusji, ani zapamiętywania nadmiernie skomplikowanych instrukcji dotyczących układu parkingu.

 

Używając bocznego wejścia, przekroczył próg budynku. Tuż za drzwiami czekał na niego menadżer kasyna, który raz jeszcze przypomniał, jak będą przebiegały pierwsze dni w pracy. Lou miał zajmować się stołem do pokera pod nadzorem jednego z doświadczonych krupierów. Godzina prowadzenia rozgrywki, dwadzieścia minut przerwy, godzina nadzorowania klientów połączona z obserwacją współpracownika w celu podszkolenia własnych umiejętności, następna przerwa i powrót do początkowego etapu. W teorii wyglądało to całkiem nieskomplikowanie, ale nie można zapominać o nieprzyjemnych sytuacjach, wynikających z niezadowolenia przegrywających. Na takie okazje został mu wręczony niewielkich rozmiarów zestaw do komunikacji z ochroną.

– Powodzenia, młody – rzucił na pożegnanie nowy przełożony, podając Lou plastikowy identyfikator.

– Dziękuję – odpowiedział i skinął głową, a zaraz po przymocowaniu plakietki do kamizelki udał się do głównej hali kasyna.

Natychmiast uderzyła go mieszanina zapachów – alkohol i papierosy. A do tego jeszcze głośne rozmowy, które przerodziły się w niezrozumiały szum. Jednak na sali panował względny spokój, każdy był pochłonięty własnymi sprawami, zupełnie ignorując innych gości. Bez zwracania większej uwagi na otoczenie, Lou skierował się na tył pomieszczenia, gdzie miało się znajdować jego stanowisko. Odległa od głównych drzwi lokalizacja raczej nie przyciągała zbyt wielu chętnych, ale wiedział, że najpierw trzeba zacząć na spokojnie, a dopiero później nadejdzie czas na marzenia o licznych napiwkach z kieszeni hojnych bogaczy.

Czekając na zakończenie rundy prowadzonej przez mającego za zadanie zapoznać go z tajnikami profesji współpracownika, skorzystał z okazji, by przyjrzeć się graczom. Każdy, mimo wysokich standardów kasyna, był ubrany w kreacje niczym z koncertu Sisters of Mercy, a zamiast szampana popijano czerwone wino. Wprawiło go to w lekkie zadziwienie. Najwidoczniej musiał przeoczyć informację o wydarzeniu tematycznym.

Po upływie zaledwie kilku minut starszy krupier przywrócił stół do stanu pierwotnego i skierował wzrok na nowicjusza. Szybko przeliczył coś w głowie, po czym z uśmiechem, który można było określić gdzieś pomiędzy koleżeńskim a szyderczym, zwrócił się do Lou.

– Ej, Szósty!

Dopiero po sekundzie Lou domyślił się, że to jego miał na myśli. Trochę zaskoczyło go nowo uzyskane przezwisko, którego znaczenia się nie domyślał.

– Hej – odpowiedział, spoglądając na plakietkę z imieniem rozmówcy. – Vincent, tak? Szef powiedział, że będziesz moim mentorem.

– Tak, tak… I tak wszystkiego już cię nauczyli na kursie, ja będę tylko nadzorował prowadzenie gry.

Vincent podszedł do niego i kładąc mu rękę na plecach, delikatnie popchnął Lou na miejsce za stołem.

– Witamy na pokładzie – oznajmił, wykonując dłonią teatralny gest.

 

Początkujący krupier bezproblemowo radził sobie z kartami oraz obliczaniem stawek, przy okazji wsłuchując się w konwersacje graczy. Klasycznie, przy pokerze każdy starał się nie okazywać emocji lub za ich pomocą wprowadzić przeciwnika w błąd. Lecz nawet pozornie nudne tematy przykuwały uwagę Lou, który czuł się jak na dziwnym spotkaniu fanatyków muzyki gotyckiej z pasją do LARP-u. Z jednej strony stołu dwóch dżentelmenów wspomniało stare dobre czasy rewolucji francuskiej, a naprzeciwko nich małżeństwo kłóciło się, czyja krew lepiej smakuje – kobieta zasugerowała, że powinni sięgnąć po opinię osoby trzeciej, puszczając oczko do dilera. Ten się speszył i wbił wzrok w talię kart, udając, że wcale tego nie zauważył.

Pierwsza godzina na nowym stanowisku minęła relatywnie szybko. Nawet nie zorientował się do momentu, gdy zobaczył Vincenta rozmawiającego z inną krupierką, która przyszła ich zastąpić.

Lou miał dziwne wrażenie, że ukradkiem rzucali spojrzenia w jego stronę. Nie usłyszał, o czym dyskutowali, ale wyglądało to jakby ustawiali między sobą jakiś zakład, w co nie miał zamiaru się, póki co, wtrącać. Po uprzątnięciu kart i żetonów ustąpił miejsca współpracownicy i wraz z Vincentem udali się do pomieszczenia socjalnego.

 

– No i jak wrażenia, Szósty? – zaczepił Vincent, siadając na skórzanej kanapie.

– Póki co, wszystko wydaje się w porządku… Często urządzacie wieczory tematyczne? – zapytał – I o co chodzi z tym Szóstym? Przecież przede mną na pewno pracowało tu więcej niż pięciu krupierów.

Vincent zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową, co wprawiło Lou w zakłopotanie.

– To nie tak – zaczął wyjaśniać. – Nie przejmuj się klientami. Dopóki nikt nie sprawia problemów to nie twoja sprawa, a w każdym innym wypadku, twoim jedynym zadaniem jest zawiadomienie ochrony.

– Czyli co? Klient nasz pan, więc jak zostanę poproszony o ocenienie smaku próbki czyjejś krwi, powinienem po prostu grzecznie odmówić? – wtrącił Lou, nie do końca pojmując przekaz.

– Tak, to zalecane – odpowiedział ze śmiertelną powagą. – Raczej nie rekomenduję zgadzać się na takie propozycje, ale to już jedynie twój wybór.

Lou skrzywił się, zniesmaczony wizją picia krwi oraz podejrzaną reakcją Vincenta. Jednakże postanowił to tymczasowo zignorować, zakładając, że pewnie nie takie sugestie już słyszał.

Zupełnie zapominając o kwestii przydomku, która pozostała bez wyjaśnienia, usiadł na jednym z foteli, przez resztę wolnego czasu przeglądając wiadomości ze świata. Odrywał wzrok od telefonu jedynie, gdy do pokoju wchodzili inni pracownicy kasyna, lecz nie wdawał się w konwersacje wychodzące poza krótkie przywitanie.

Kiedy przerwa dobiegła końca, Lou i Vincent wrócili do przypisanego im stolika do pokera. Według planu zamienili się rolami, tym razem Lou pełnił funkcje obserwatora. Poza paroma osobliwymi konwersacjami, nie miało miejsca nic szczególnego – ktoś wygrał, ktoś przegrał, jakiś mężczyzna pytał nadzorującego o profesjonalną opinię na temat najlepszych strategii gry, przy okazji przechwalając się wiedzą w zakresie psychologii hazardu.

 

W podobnym rytmie minął czas do około trzeciej nad ranem. Pozostała niecała godzina do wschodu słońca, a do końca zmiany lekko ponad dwie. Podczas chwili przeznaczonej na odpoczynek, Lou zdecydował się na krótką drzemkę – we współpracownikach najbardziej dziwił go brak jakichkolwiek oznak zmęczenia, ale przecież musieli być już od dawna przyzwyczajeni do nocnego trybu życia, co skrycie podziwiał.

Po przebudzeniu, nigdzie nie dostrzegł Vincenta, który najwidoczniej szybciej wychodził z pracy. Akurat wypadała jego kolej na nadzorowanie gry, zatem pojawiła się idealna okazja na podłapanie sposobu interakcji z graczami. Udał się więc zmienić z poprzedzającą go współpracownicą, ale gdy po upłynięciu kilku minut nigdzie nie było śladu po mającym mu towarzyszyć krupierze, Lou zdecydował się przejąć rolę dilera. Uznał, że pewnie menadżer postanowił urządzić mu test na samodzielność.

W przeciągu następnych sześćdziesięciu minut żaden ze współpracowników się nie zjawił, nie licząc ochroniarza okazjonalnie przechadzającego się po piętrze, więc sam pełnił funkcję zarówno krupiera i nadzorującego. Tuż przed wschodem słońca, gości zaczęło znacznie ubywać. Lou zdążył zapamiętać niektóre twarze, na przykład skłóconego wcześniej małżeństwa – ci nadal zajmowali swoje miejsca przy stole, nie żałując mu napiwków.

 

Końcowe chwile przed zamknięciem kasyna spędził, tasując karty z nudów, a ostatni gracze pozostali jedynie we frontowej części lokalu. Nawet nie zorientował się, w którym momencie stanął za jego plecami pit manager.

– No, Szósty, jak ci się u nas podoba? Klienci nie sprawiali żadnych problemów, prawda? – dopytywał się z wymuszoną troską, zupełnie jakby chciał usłyszeć jedynie pozytywne relacje.

Fakt, że sam przełożony zwracał się do niego per Szósty, momentalnie zdekoncentrował Lou, który tym razem nie zadał sobie trudu z pytaniem o wyjaśnienie i zwyczajnie odpuścił, odwracając się twarzą do menadżera.

– Tak, jestem naprawdę zadowolony. Klienci są bardzo życzliwi, współpracownicy również.

Może lekko przesadzał, ale powodów do narzekania nie miał. Mógł spokojnie zignorować przyprawiające o dreszcze konwersacje, które uznawał za część odgrywanej przez odwiedzających roli – ich głębokie kieszenie były o wiele bardziej kuszące niż rozterki natury moralnej. Zresztą, wolał nie podpaść już pod koniec pierwszego dnia.

– Hm… Dobrze, wręcz wspaniale – mruknął pod nosem menadżer. – Możesz już iść. Tylko nie zaśpij na kolejną zmianę – dodał z nutką sarkazmu, wskazując ręką w kierunku drzwi.

– Tak, oczywiście. Do widzenia. – Lou skinął głową, odkładając talie kart na miejsce.

 

Podczas drogi do mieszkania walczył z ogarniającym go zmęczeniem, podkręcając głośność radia, w celu choć chwilowego pobudzenia. Nie należało to do odpowiedzialnych postępowań, ale bezproblemowo dotarł do celu. Gdy tylko przekroczył próg drzwi, zrzucił z siebie kamizelkę i padł twarzą w dół na kanapę, momentalnie zapadając w sen.

 

Następny dzień, aż do dziewiątej wieczorem, upłynął zgodnie z przewidzianą rutyną. Kiedy tylko Lou znalazł się w zasięgu wzroku współpracowników, na ich twarzach widoczne było zaskoczenie, zupełnie jakby nie spodziewali się go zobaczyć. Niektórzy z marną dyskrecją przekazywali banknoty w ręce Vincenta – najwidoczniej przegrali zakład. Nowicjusz postanowił udawać, że wcale tego nie widzi, lecz wzbudziło to w nim ciekawość. Nie znał jeszcze krupierskich obyczajów na tyle dobrze, by ich oceniać, chociaż przedtem nie spotkał się z podobnym podejściem wobec początkujących pracowników.

Zmianę przy stoisku do pokera znowu pełnił z Vincentem, który wydawał się podejrzanie skupiony na jego osobie, co skutkowało uczuciem niemałego dyskomfortu. Lou miał wrażenie, że jest traktowany jak obiekt badań. Pozostawało jednak pytanie: jakich? Jego myśli wróciły do wczorajszych konwersacji, a szczególnie do faktu, że nazywano go ”Szósty” – numeracja zupełnie jak przy testach. Ta realizacja jedynie podniosła paranoję do kwadratu, ale nie chciał wyjść na wariata, co tymczasowo powstrzymało go od zadawania zbyt wielu pytań.

Ku jego zdziwieniu, ubiór, jak i zachowanie klientów pozostało niezmienne. Wszyscy wciąż kreowali obraz niczym z filmu dokumentalnego o gotach z lat dziewięćdziesiątych, dyskutując na temat dawno już zapominanych dynastii królewskich, publicznych egzekucji i tym podobnych. Mimo że każde kasyno musiało w jakiś sposób przyciągać do siebie gości, to nigdzie nie mógł się doszukać informacji akurat o przypadku tego zjawiska.

 

Około pięciu godzin po rozpoczęciu zmiany Lou, atmosfera przy grze obrała nieprzyjemny kierunek. Jeden z graczy, który stracił już niemałą fortunę, zaczął wygrażać przeciwnikom – krzyczał coś o wbiciu im kołków w serce oraz o anonimowych donosach do Agencji Antywampirzej, w międzyczasie przeklinając krupiera i całą jego rodzinę. Groźby wzbudziły oburzenie na sali.

Vincent starał się załagodzić sytuację, a Lou zawiadomił ochronę, utrzymując bezpieczny dystans od podrażnionego tłumu. Niestety, nie uchroniło go to od niespodziewanego ataku. Gwałtowanie uderzył plecami o podłogę, co całkowicie odebrało mu dech z płuc. Napastnik trzymał rękę na jego gardle. Desperacko próbując złapać oddech, krupier dokonywał wszelkich starań, by zrzucić z siebie agresora, który wydawał się co najmniej dziesięć razy silniejszy. Tamten, nie rozluźniając uścisku, pochylił się nad nim, dokładnie studiując twarz swojej ofiary.

– Nie… Nie wierzę – zaśmiał się, wpychając palec wolnej ręki do ust Lou, sprawdzając jego dziąsła. – Człowieka zatrudnili! Znowu! Pięciu poprzednich niczego ich nie nauczyło? – wykrzykiwał, przyciągając uwagę wszystkich pozostałych.

Nim zdołał ogłosić coś jeszcze, dwóch ochroniarzy podbiegło do zgromadzonych i bez większego trudu zażegnali kryzys, zabierając agresora z dala od tłumu.

Lou, dopiero łapiąc oddech, zaczął się krztusić, wciąż leżąc na posadzce. Vincent złapał go za przedramię i podniósł na nogi, obdarzając kolegę pełnym politowania spojrzeniem.

– Bezczelny idiota – skomentował, kierując wzrok na znikających z pola widzenia ochroniarzy. – Powiem szefowi, co się stało, a ty… – westchnął – idź do domu.

Wciąż będąc w stanie ciężkiego szoku, Lou skinął głową i bez słowa udał się w kierunku pokoju służbowego. Nie mógł się pozbyć uczucia upiornie zimnych palców w swoich ustach, co przyprawiało go o wymioty. Biegiem skręcił do korytarza z toaletami i wpadł do pierwszej wolnej kabiny.

 

Kilka razy przepłukał usta wodą, powoli dochodząc do siebie. Znalazło się paru gapiów, których najwidoczniej zainteresował stan krupiera, ale każdy jedynie obserwował w milczeniu. Słowa napastnika nie dawały mu spokoju – zastanawiał się, dlaczego fakt, że człowiek był krupierem spowodował tak wielką sensację? A przed nim było pięciu innych? Cokolwiek miał na myśli, nie wróżyło niczego dobrego – a tym bardziej, brakowało temu sensu.

Przeszło mu przez myśl, że może klienci wcale nie odgrywali roli, tylko faktycznie byli nieludzkimi istotami. Jednakże ta teoria nie miała najmniejszego sensu – był pewien, że nie ma czegoś takiego jak wampiry, a gdyby istniały, to każdy by dawno o tym wiedział. Poza tym, znalazł na to wiele innych wytłumaczeń: agresor był pod wpływem, kasyno pełniło funkcję miejsca spotkań jakiejś sekty czy innej grupy fanatyków.

Nie wiedząc co innego ze sobą począć, Lou ostatecznie skorzystał z rady współpracownika i po zabraniu swoich rzeczy z szafki, wyszedł przed budynek – po drodze ignorował szepty oraz spojrzenia kolegów po fachu, preferując wypieranie zaistniałej sytuacji z pamięci.

Kiedy szukał biletu do wręczenia parkingowemu, w jednej z kieszeni kamizelki znalazł karteczkę. Treść była trudna do odszyfrowania ze względu na osobliwy styl pisma autora. Lecz po dłużej chwili rozczytał jej zawartość – adres i jutrzejsza data. Nie miał pojęcia kto to napisał, ani dlaczego. Nastał w nim wewnętrzny konflikt między potrzebą odpowiedzi, a zachowaniem ostrożności. Miał dość wrażeń na co najmniej najbliższy rok, więc papier skończył w pobliskim śmietniku.

 

Nie mógł zasnąć – męczyły go podejrzenia co do miejsca pracy i nieustający dyskomfort po incydencie z klientem. Sięgnął więc po ostatnią deskę ratunku – flaszkę. Skoro sen sam nie nadejdzie, to zawsze można się upić do nieprzytomności.

Lou odpłynął, siedząc przy kuchennym barku, trzymając w ręce półpełną szklankę. Obudził się dopiero po szesnastej, odczuwając konsekwencje niekonwencjonalnej pozycji, w jakiej spędził noc. Cudem nie miał kaca, chociaż nie wiedział ile dokładnie wypił – być może wcale nie tak dużo, jak mogło się mu wydawać.

Po doprowadzeniu się do porządku sprawdził internetową skrzynkę pocztową – jedna nowa wiadomość: od jego przełożonego. Popijając kawę, odczytał zawartość maila. Szablonowe przeprosiny za zaistniałą sytuację, obietnica odszkodowania i zapytanie, czy Lou nie wolałby pracować na dziennej zmianie – jakby miało to cokolwiek zmienić.

Patrzył na słowa widoczne na ekranie dobre parę minut, formułując w myślach stosowną odpowiedź, nim zabrał się do pisania. Mimo wszystkich swoich podejrzeń, wcale nie widziała mu się zmiana godzin pracy. Przecież jedna nieprzyjemna sytuacja to nie koniec świata. Oznajmił szefowi, że pojawi się na stanowisku jeszcze dziś o dziewiątej wieczorem. Czasami ignorancja jest błogosławieństwem, ale równie dobrze może prowadzić do rychłej zguby.

 

Wieść o odkryciu awanturnika z dnia poprzedniego szybko rozeszła się po stałych klientach. Traktowano go z dystansem, lecz również fascynacją. Natomiast personel kasyna był pod wrażeniem upartości Lou – żaden z poprzedników nie stawił się do pracy po podobnym zajściu. Oczywiście, zaczęły krążyć przeróżne plotki, co jednak zbywał milczeniem lub wymuszonym uśmiechem.

Dwa tygodnie po incydencie wziął urlop chorobowy i z samego rana udał się na lotnisko. Podczas podróży towarzyszyło mu natrętne uczucie bycia śledzonym. Cały czas rozglądał się wokół jak paranoik, lecz nie rozpoznawał nikogo z miejsca pracy. Jeszcze nie zdecydował na ile wyjeżdża, ale istniało ryzyko, że być może na stałe.

Przez okres zatrudnienia udało mu się zebrać znaczną ilość informacji o kierownikach kasyna, jak i klientach. Ktoś przesadził z alkoholem i naszło go na przechwałki, czy też słabo chronione dokumenty aż prosiły się o odszyfrowanie. Trudniej było ze znalezieniem informacji o osobie chętnej pomóc ujawnić odkryte sekrety, zarazem nie będącej koneserem teorii spiskowych. To by jedynie pogrążyło całą sprawę. Jednakże, krupierowi przypomniała się konwersacja z decydującego dnia, podczas której padła nazwa: Agencja Antywampirza.

 

– Jakie to uczucie? No wiesz, świadomość, że to dzięki tobie świat wie o istnieniu istot nieludzkich? – zapytał agent-reporter, siedzący na hotelowym fotelu.

– Dziwne… Ale przynajmniej coś zrobiłem – odparł Lou, pochłonięty wieczornym wydaniem wiadomości, w którym właśnie nadawano o przerażającym odkryciu anonimowego obywatela.

Gdyby miał być szczery, to brakowało mu pewności czy cokolwiek to zmieni, ale chociaż jego sumienie pozostało czyste. 

Koniec

Komentarze

Helloł

Zobaczmy coś wysmażył

 

“Kiedy przerwa dobiegła końca, Lou i Vincent wrócili do przypisanego im stoiska do pokera.” – chyba stolika.

 

“Końcowe chwile przed zamknięciem kasyna spędził, tasując karty z nudów, a ostatni gracze pozostali jedynie we frontowej części lokalu”. – Oczywiście tu może być wyjątek, ale kasyna z reguły bywają otwarte całą dobę.

 

“Około pięć godzin po rozpoczęciu zmiany Lou, atmosfera przy grze nabrała nieprzyjemnego kierunku”. – dałbym: obrała nieprzyjemny kierunek lub nabrała nieprzyjemnego tempa.

 

“– Nie… Nie wierzę – zaśmiał się, wpychając palec wolnej ręki do ust Lou, sprawdzając jego dziąsła. – Człowieka zatrudnili! Znowu! Pięciu poprzednich niczego ich nie nauczyło? – wykrzykiwał, przyciągając uwagę wszystkich pozostałych”. – a tu z kolei bardzo spoko. Czułem, że idzie w tym kierunku, ale nie oszukujmy się, wskazówki były czytelne.

 

“Kilka razy przemył usta wodą, powoli dochodząc do siebie”. – Tutaj luźna sugestia. Przemyślałbym: przepłukał usta wodą albo przemył twarz.

 

Uwielbiam opka o kartach. Głównie o pokorze. Sporo lat grałem w texasa no limit. Ogólnie bardzo lubię karty. Mam sporo, w tym kilka bardzo specjalnych. 

Trochę bolało mnie powierzchowne potraktowanie tej sfery, ale to mój konik, więc mogę przesadzać. Patrząc bez tych moich nadgorliwości, balans zachowany. 

Bardzo naturalnie wybrzmiała końcówka, bo nie siliłeś się na jakiś podrasowany na kolanie plot-twist. Tak tekst nadal jest otwarty. Nadal w kwestii interpretacyjnej nienapisanych wydarzeń dużo można samemu dopowiedzieć.

 

pozdrox

 

Hej Canulas,

Dziękuje za przeczytanie i uwagi.

 

Oczywiście tu może być wyjątek, ale kasyna z reguły bywają otwarte całą dobę.– no wsumie fakt, ale chyba standardem jest 18-24h, więc raczej tak zostawię. Od biedy można to uznać za element fikcjii literackiej.

Niestety, sam nie mam pokaźnej kolekcji kart, ale ostatnio siostra mi przywiozła talię z Vegas. Chociaż narazie brakowało okazji na przetestowanie.

 

W wolnej chwilii naniose poprawki do tekstu, pozdrawiam :)

 

Elo. Mi się już na becie z poprzednim zakończeniem podobało, ale to jest lepsze. Fajnie poprowadziłeś historię. Najbardziej spodobała mi się scena z macaniem dziąsła. Klikam :) 

Kto wie? >;

Cześć. Trochę suche opisy, jak zdawanie relacji są minusem tego tekstu. Myślę, że narracja pierwszoosobowa byłaby tutaj dobrym rozwiązaniem. Zastanawia mnie też szklanka do połowy pełna. Zabrakło mi też jakiegoś mocnego twista. Gdyby coś konkretnie pierdzielnęło lub może jakaś walka z tymi wampirami. Bo tych wampirów w ogóle się nie bałem – ot, sobie grali w kasynie. Scenka z zimnymi paluchami wepchniętymi do ust bohatera jest ok. Coś się dzieje, coś odczuwa – i to działa na mnie, czytelnika. Opowiadanie ogólnie na plus, choć czegoś zabrakło. Pozdrawiam.

Skryty

Jeszcze raz dzięki za pomoc z tekstem. Ciesze się, że zmiana zakończenia wyszła na plus :)

 

Hesket

Dziękuję za przeczytanie i opinię.

 

Wybór narracji pierwszoosobowej odpadł jedynie dlatego, że chciałem eksperymentalnie napisać coś w trzeciej osobie. Ale doceniam uwagę na przyszłość.

 

szklanka do połowy pełna – hm, trochę nie rozumiem o co chodzi. Po prostu zostawił niedopitą.

Z tymi wampirami raczej nie celowałem w przedstawienie jakiegoś uczucia grozy. Przychodzą do kasyna w celu zarobku czy rozrywki – nie szukania ofiar, skoro są w swoim towarzystwie. Może jakieś dodatkowe przedstawienie wrogości lub nieufności wobec bohatera by pomogło.

 

Scen walki nie ma, bo nie chciałem z Lou robić następcy Van Helsinga. Nie pasowało mi to do zamysłu opowiadania.

 

Pozdrawiam :)

Witaj. :)

Wątpliwości, które pojawiły się podczas czytania (wyłącznie do przemyślenia):

– Dziękuję – odpowiedział i skinął głową, a zaraz po przymocowaniu plakietki do kamizelki, udał się do głównej hali kasyna. – bez ostatniego przecinka?

Każdy, mimo wysokich standardów kasyna, był ubrany w kreacje niczym z koncertu Sisters of Mercy – a zamiast szampana popijano czerwone wino. – przecinek zamiast myślnika?

Z jednej strony stołu dwoje dżentelmenów wspomniało stare dobre czasy rewolucji francuskiej, a naprzeciwko nich małżeństwo kłóciło się, czyja krew lepiej smakuję – kobieta zasugerowała, że powinni sięgnąć po opinię osoby trzeciej, puszczając oczko dilerowi. – logiczny – wyraz „dwoje” sugeruje, że mowa o kobiecie i mężczyźnie; literówka?

Nie usłyszał, o czym dyskutowali, ale wyglądało to jakby ustawiali między sobą jakiś zakład, w co nie miał zamiaru się póki, co wtrącać. – trzeba tu poprawić interpunkcję

Dopóki nikt nie sprawia problemów to nie twoja sprawa, a w każdym innym wypadku, twoim jedynym zadaniem jest zawiadomienie ochrony. – tu podobnie

Raczej nie rekomenduje zgadzać się na takie propozycje, ale to już jedynie twój wybór. – literówka?

Jednakże, postanowił to tymczasowo zignorować, zakładając, że pewnie nie takie sugestie już słyszał. – pierwszy przecinek zbędny?

współpracownikach najbardziej dziwił go brak jakichkolwiek oznak zmęczenia … – literówka – we?

W przeciągu następnych sześćdziesięciu minut żaden współpracowników się nie zjawił, nie licząc ochroniarza okazjonalnie przechadzającego się … – i tu? – ze?

– Hm… Dobrze, wręcz wspaniale – mruknął pod nosem menadżer (brak kropki?) – Możesz już iść.

Tylko nie zaśpij na kolejną zmianę – dodał z nutką sarkazmu, wskazując ręka w kierunku drzwi. – literówka?

Ku jego zdziwieniu, ubiór, jak i zachowanie, klientów pozostało niezmienne. – zbędny ostatni przecinek?

Wszyscy wciąż kreowali obraz niczym z filmu dokumentalnego o gothach z lat dziewięćdziesiątych, dyskutując na temat dawno już zapominanych dynastii królewskich, publicznych egzekucjach i tym podobnych. – składniowy

Desperacko próbując złapać oddech, krupier dokonywał wszelkich starań (przecinek?) by zrzucić z siebie agresora, który wydawał się co najmniej dziesięć razy silniejszy.

Pięciu poprzednich niczego ich nie nauczyło? – wykrzykiwał, przyciągając uwagę wszystkich pozostałych. – brak wykrzyknika przy wykrzykiwaniu?

Powiem szefowi (przecinek?) co się stało, a ty…

 

Cokolwiek miał na myśli, nie wróżyło niczego dobrego – a tym bardziej, nie miało sensu.

Przeszło mu przez myśl, że może klienci wcale nie odgrywali roli, tylko faktycznie byli nieludzkimi istotami. Jednakże ta teoria nie miała najmniejszego sensu – był pewien, że nie ma czegoś takiego jak wampiry, a gdyby istniały, to każdy by dawno o tym wiedział. Poza tym, miał na to wiele innych wytłumaczeń: agresor był pod wpływem, kasyno było

– powtórzenia?

 

Kiedy szukał biletu do wręczenia parkingowemu, w jednej z kieszeni kamizelki, znalazł karteczkę. Treść była trudna do odszyfrowania, ze względu na osobliwy styl pisma autora. – w obu zdaniach zbędne ostatnie przecinki?

Czasami ignorancja jest błogosławieństwem, ale równie dobrze, może prowadzić do rychłej zguby. – tu też?

 

Cudne zakończenie, mocno zaskakujące, bo sądziłam, że go pożrą żywcem. :)

Świetny pomysł, gratuluję, kliczek. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej Bruce,

 

Dziękuję za przeczytanie i kliknięcie :) Naprawdę doceniam wykrycie wszelkich błędów – postaram się wieczorem wziąć za poprawki. 

 

brak wykrzyknika przy wykrzykiwaniu? – nie miałem co do tego pewności. Jakoś logicznie mi się wydawało, że można pominąć wykrzyknik, jeśli zostało to podkreślone w didaskaliach, ale dodam.

Pozdrawiam :)

To są tylko sugestie, to Ty jesteś Autorem. :) Wykrzykniki są wcześniej, jeśli uważasz, że ten chcesz pominąć, pomiń. :)

Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce,

 

Oczywiście, aczkolwiek wszystkie sugestie czytelników są bezcenne :)

Cieszę się i dziękuję, ale przyznam, sama mam zawsze setki wątpliwości. Język polski… trudna jest. laugh

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Definitywnie się zgadzam, a nawet śmiem twierdzić, że bardzo trudny… Taki urok :)

laugh

Pecunia non olet

Cześć pnzrdiv.117

Z drobnych uwag:

Wytyczne ubioru

wytyczne co do ubioru albo zasady ubioru – chyba :)

W teorii wyglądało to całkiem nieskomplikowanie, ale nie można zapomnieć o nieprzyjemnych sytuacjach, wynikających z niezadowolenia przegrywających.

wydaje mi się, że właściwsze byłoby “zapominać”, ponieważ mówisz o czymś generalnie, nie o konkretnym wydarzeniu.

Klasycznie, przy pokerze każdy starał się nie okazywać emocji, lub za ich pomocą wprowadzić przeciwnika w błąd.

na mój gust przecinek niepotrzebny przed “lub”

w co nie miał zamiaru się póki, co wtrącać

chyba bardziej “w co nie miał zamiaru się, póki co, wtrącać

więc prezentowała się idealna okazja na podłapanie sposobu interakcji z graczami. Udał się więc zmienić

zamieniłbym jedno z “więc” na “zatem”, zresztą drugie chyba nawet nie jest konieczne wcale. 

Czasami ignorancja jest błogosławieństwem, ale równie dobrze, może prowadzić do rychłej zguby.

Nie pasuje mi ta nagła wstawka od narratora, który wcześniej nie uczestniczył aktywnie i nie wyrażał swoich poglądów. Ale to moje zdanie.

 

Ogólnie w tekście nie dzieje się wiele, a mimo to czytało się to nieźle, choć nie jest szort. To dobrze świadczy o stylu i sposobie pisania. A sam pomysł połączenia kasyna i wampirów całkiem przyjemny. Oczywiście, w opku mogło dziać się więcej, ale chyba nie taki był Twój cel. 

Cokolwiek miał na myśli, nie wróżyło niczego dobrego – a tym bardziej, nie miało sensu.

Myślę, że w tym momencie bohater mógłby się zorientować, co go czeka, na bazie nazywania go Szóstym, na co sam zwracał uwagę wcześniej, ta jedna rzecz mi nie pasowała. Ale też rozumiem, że nie łatwo jest mu uwierzyć w coś nienaturalnego.

Dobry styl, niezłe opisy i nierwana, płynna narracja. Podobało mi się.

Pozdrawiam!

 

Ave, pnzr­div.117! ;)

 

Paradoksalnie najmniej udanym elementem opowiadania jest tajemnicą przezwiska głównego bohatera ;p W sensie, wątek jest powtarzany niczym mantra od pierwszych linijek tekstu, a gdy się to w końcu wyjaśnia, to jakoś nie wzbudza większych emocji.

 

Tyle narzekania, bo w ogólnym rozrachunku czytało się całkiem nieźle. Tekst na prawie 20k znaków, a czyta się błyskawicznie, jak szorcika. Jest lekko, sympatycznie, chociaż w tle mamy kasyno, wampiry i awanturujących się klientów. Fajnie, że nie uśmierciłeś bohatera, tylko pokazałeś, że gość jest zawzięty i ma charakter.

 

Pozdrawiam serdecznie i klikam ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej Beeeecki,

Dziękuję za przeczytanie i wszelkie uwagi :) 

 

Nie pasuje mi ta nagła wstawka od narratora, który wcześniej nie uczestniczył aktywnie i nie wyrażał swoich poglądów. Ale to moje zdanie. – racja, wsumie trochę to odbiega od stylu reszty opowiadania. Tymczasowo zostawie to, ale doceniam opinię.

Bohater miał być raczej sceptyczny, więc nawet jeśli się czegoś domyślał to nie chciał w to uwierzyć bez niezbitych dowodów.

 

Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało i pozdrawiam :)

 

Hej Cezary,

 

Dziękuję za przeczytanie i kliknięcie :)

 

Z przezwiskiem faktycznie chyba zabrakło jakiegoś większego elementu zaskoczenia w porównaniu do ilości wspomnianych przemyśleń bohatera na jego temat.

 

Fajnie, że nie uśmierciłeś bohatera, tylko pokazałeś, że gość jest zawzięty i ma charakter. – sam uważam, że śmierć bohatera mogłaby być aż zbyt oczywista, więc miło mi, że tok akcji wpasował się w jego odebrany charakter.

Pozdrawiam :)

Kasyno to nocna rozrywka, więc fajnie wyszło to połączenie z wampirami. Czyta się nieźle. Historia lekka i dobrze, że obyło się bez rozlewu krwi. Dużo wskazówek po drodze i szybko można połapać się o co chodzi.

Może to nie błędy, ale w kilku miejscach mi zazgrzytało, na przykład:

Następny dzień, aż do dziewiątej wieczorem, upłynął zgodnie z przewidzianą rutyną.

z filmu dokumentalnego o gothach z lat dziewięćdziesiątych → Czemu nie “gotach”?

W przeciągu następnych sześćdziesięciu minut 

Hej AP,

 Dziękuję za przeczytanie i uwagi :) 

 

Czemu nie “gotach”?

Szczerze to nigdy nie widziałem takiej pisownii, ale sprawdziłem i tak jest poprawnie, więc zaraz zmienię.

 

Pozdrawiam :)

Czytając miałem wrażenie, że bardzo dużo opowiadałeś (w przejrzysty sposób), ale przydałoby się więcej pokazywania, dialogów. To tylko osobista opinia i może preferujesz taki styl.

 

Brakło mi jakiegoś zaskoczenia w finale, szybko się dowiadujemy, gdzie trafił bohater, kim są goście. To się nie zmienia aż do końca – minus

Ciekawy pomysł z kasynem – plus

Przejrzyście napisane, wiadomo co się dzieje, trudno się zgubić – plus

 

PS. Zastanawiam się, jakby to wyszło w formie pamiętnika z datami.

 

pozdrawiam

MB

Hej MichałBronisław,

Dziękuję za przeczytanie :)

 

Szczerze, nawet nie bardzo celowałem w jakiś plot twist czy element zaskoczenia. Co do dialogów – faktycznie, mogłoby ich być więcej. Trafna uwaga. A pomysł z pamiętnikiem brzmi naprawdę ciekawie.

 

Pozdrawiam :)

 

Wpadam pobetowo.

Nie wiem czy to planowe działanie, ale ślizgasz się po konwencjach i kiedy czytelnik (ja) już zaczyna się domyślać, co planujesz, następuje zwrot.

Długo myślałam, że szósty zostanie zeżarty, lub choćby wyssany. Spodziewałam się również widowiskowej katastrofy.

Zamiast tego dostałam dużo smakowitych wampirzych nawiązań, ciekawy klimat kasyna i nieco zagubionego młodzieńca, który mimo wszystko sobie radzi.

Można by postawić zarzut, że bohater jest nieco bierny i pozwala się nieść losowi jak patyk wodzie, ale to ma swój urok, niejeden człowiek tak działa, a na dodatek na końcu masz zwrot;)

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Hej Ambush,

Jeszcze raz dziękuję za pomoc przy becie i kliknięcie :)

 

To, że tok wydarzeń obierał inny zwrot akcji niż mogłoby się wydawać, odbieram pozytywnie. Chciałem odstąpić od występowania rozlewu krwi czy nieszczęsnego losu głównego bohatera. Szósty miał być dość bierną osobą, która akceptuje los jakim jest, stąd niespieszno mu było porzucić pracę w kasynie. Widzę jak może to być zarzutem, ale (zmienione) zakończenie jednak pokazuję, że jest w stanie podjąć działanie, więc myśle że podpisałbym to pod proces przemiany charakteru bohatera. 

 

Pozdrawiam :)

Hej!

 

Zaczynasz od drobiazgowego ukazania wszystkich czynności bohatera i zazwyczaj mnie to odrzuca, ale robisz to sprawnie i ciekawie, wplatając w to coś więcej – charakter Lou. Tu zegarek z przyzwyczajenia, tu chęć odsłuchania Californication. Może odrobinę za dużo wstępu, ale jeszcze nie zniechęca. ;)

To taka mała uwaga na przyszłość, co nie znaczy oczywiście, że to prawda objawiona. Na pewno znajdą się osoby, które lubią dłuższe wstępy. Ja wyrażam tylko własne zdanie i nie musisz się z nim zgadzać, po prostu jeśli uznasz, że faktycznie, sam też chcesz coś zmienić – to tak, ale jeśli jakieś uwagi będą bez sensu – to nic z nimi nie rób. :)

 

Podoba mi się wprowadzenie tajemnicy – tekst o piciu krwi plus informacja o winie w kieliszkach, a przy tym osoby wyglądające jak ludzie – czy to kasyno dla wampirów, które popijają krew? I czy krwi nie czuć? W sumie ciekawe, nie miałam jeszcze krwi w kieliszku po winie, więc…

 

Fakt, że sam przełożony zwracał się do niego per Szósty, zamiast po imieniu lub nazwisku, momentalnie zdekoncentrował Lou, który przypomniał sobie o braku wyjaśnienia przezwiska od Vincenta. Tym razem nie zadał sobie trudu i zwyczajnie odpuścił, odwracając się twarzą do menadżera.

Jak dla mnie niepotrzebne, spowalnia akcję. Zwłaszcza że nie zapytał o to imię.

 

Człowieka zatrudnili! Znowu! Pięciu poprzednich niczego ich nie nauczyło? – wykrzykiwał, przyciągając uwagę wszystkich pozostałych.

Czyli wampiry. :)

 

spotkań jakieś sekty

jakiejś

 

Dalej sporo dopowiadasz. Ogólnie opowiadanie zawiera dużo dopowiedzeń narratora, nie zawsze potrzebnych. W pewnym momencie mam takie wrażenie sprawozdania. I szkoda, że Szósty to po prostu szósty człowiek. No i nie wiem, dlaczego go tam zatrudnili, skoro mógł odkryć (i odkrył) ich tajemnicę – przy czym za bardzo się nie kryli: gadki o krwi itd., a na końcu wydał ich wszystkich, a ludzie uwierzyli.

Trochę za łatwo poszło. ;p

 

No ale nie licząc wydłużonych momentów, czytało się dobrze. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej Ananke,

Dziękuje za przeczytanie i wszelkie uwagi :)

 

Cóż, z początku wstęp był jeszcze dłuższy i raczej nie będę go bardziej skracał, bo właśnie miał służyć za takie przedstawienie bohatera. Uwagę oczywiście doceniam i zapamiętam na przyszłość. 

 

I czy krwi nie czuć? W sumie ciekawe, nie miałam jeszcze krwi w kieliszku po winie, więc…

Akurat mi też taka sytuacja się nie przytrafiła, ale zapach krwi raczej jest niwelowany przez odór alkoholu i dymu papierosowego w powietrzu. Smak to trudniejsza kwestia, muszę przyznać, chociaż wampirom to chyba nie przeszkadza…

 

Jak dla mnie niepotrzebne, spowalnia akcję. Zwłaszcza że nie zapytał o to imię.

Fragment ogólnie zostawie, ale napewno trochę skróce.

 

No i nie wiem, dlaczego go tam zatrudnili, skoro mógł odkryć (i odkrył) ich tajemnicę

Hm, powiedzmy że zatrudnianie ludzi miało być pewnego rodzaju rozrywką. A właściciele kasyna wychodzili z założenia, że nawet jeśli ktoś odkryję ich sekrety to będzie zbyt przerażony (lub zwyczajnie nie uzna ich za prawdziwe), by podjąć jakąkolwiek akcję. Może faktycznie za łatwo poszło z przekonaniem ludzi, ale też nie było powiedziane, że wszyscy nagle uwierzyli w istnienie wampirów. Historia miała być raczej sensacją z powodu praktyk kasyna, jak np. oferowanie krwi jako napój – jakoś musieli ją przecież zdobywać.

 

Pozdrawiam i biore się za poprawki :)

Akurat mi też taka sytuacja się nie przytrafiła, ale zapach krwi raczej jest niwelowany przez odór alkoholu i dymu papierosowego w powietrzu.

W sumie racja, papierosy gdzieś tam zabijają zapachy. Ale przy większej ilości krwi ten zapach mógłby być wyczuwalny.

 

Hm, powiedzmy że zatrudnianie ludzi miało być pewnego rodzaju rozrywką. A właściciele kasyna wychodzili z założenia, że nawet jeśli ktoś odkryję ich sekrety to będzie zbyt przerażony (lub zwyczajnie nie uzna ich za prawdziwe), by podjąć jakąkolwiek akcję.

Nawet jeśli tak – odkrycie mogło wiązać się ze śledztwem policyjnym (zgłoszenie picia krwi), a od tego już rzut kamieniem do zamknięcia kasyna. Więc jak na rozrywkę to trochę za duże ryzyko. Co innego w wiosce zabitej dechami, w przypadku kasyna na rozdrożach, takiego mało widocznego, które jest trochę jak kasyno-widmo.

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Ananke,

Więc jak na rozrywkę to trochę za duże ryzyko.

Jest hazard, to jest i ryzyko… A tak na poważnie, przyznam, że logicznie faktycznie nie ma to sensu. Mógłbym zmienić, że przypadkiem go wpisali na nocną zmiane, ale wtedy nawet samo przezwisko ‘Szósty’ traci sens – jakby 6 razy się tak pomylili, to organizacja musiałaby być naprawdę w opłakanym stanie. Niestety, niedopatrzenie ze strony autora, zupełnie nie przemyślałem tego aspektu podczas pisania. Bardzo doceniam trafną uwagę.

 

Pozdrawiam :)

Jest hazard, to jest i ryzyko…

:D

 

Czasami coś się przeoczy, tak już bywa przy pisaniu, mam to samo – gdzieś tam po ogarnięciu całości stwierdzam, że jakiś element nie ma sensu. ;) No ale im więcej piszemy, tym większa szansa, że teksty będą coraz lepsze. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Dokładnie, takie niespójności jednak często się zdarzają, ale praktyka zawsze pomaga w przyszłym doszlifowywaniu tekstów :D

 

Pozdrawiam :)

Fajnie wyszło zestawienie wampirów z kasynem. Niby logiczne – w końcu to nocne stwory, więc i nocna rozrywka – ale jakoś rzadko spotykane. Zastanawiam się, czy im się to nie znudziło – od wieków co noc łazić do kasyna. I praktycznie spędzać tam cały czas poza trumną. Nie muszą polować, zarabiać, prowadzić innego życia towarzyskiego?

Faktycznie bohaterowi łatwo poszło, ale nie zwróciłam na to uwagi podczas czytania.

Babska logika rządzi!

No i biblioteka :D Graty! 

Kto wie? >;

Co miałam nie kliknąć, skoro mi się spodobało…

Babska logika rządzi!

Hej Finkla,

Dziękuję za przeczytanie i kliknięcie :)

 

Właśnie sam nigdy nie natknąłem się na wątek wampirów i kasyna, co mnie lekko zdziwiło. Tyle wieków przesiedzieć w kasynie faktycznie może znudzić, ale tak naprawdę, co by się nie znudziło? Chociaż zamysł instytucji tylko dla wampirów mógłbyć czymś zupełnie nowym.

 

Pozdrawiam :)

 

Skryty, 

Hehe, dzięki :D

@bruce – "dwoje dżentelmenów" to, niestety, nie literówka. Ten błąd językowy zwolna staje się nagminny. Pomijam już policjantów zwracających się do kierowców "panowie obydwoje ..". Ale w telewizji dwaj panowie inżynierowie mówią o sobie "my obydwoje …".  Eeeeh ….

Pnzrdivie, czytało misię z ciekawością, co będzie dalej. Chyba nie wykorzystałeś potencjału. Może jakiś sequel? :)

Hej Koala75,

Dziękuję za przeczytanie. Niestety, według mnie historia Lou jest już skończona, więc nie przewiduje sequelu.

Pozdrawiam :)

Nie porywa mnie hazard, obca jest mi atmosfera kasyna, a jednak opisałeś całą rzecz w sposób pozwalający zobaczyć to, czego doświadczał Lou. Czytało się dobrze, choć trafiło się parę usterek. :)

 

zapiął guziki czarnej kamizelki narzuconej na białą koszulę… → …zapiął guziki czarnej kamizelki włożonej na białą koszulę

Za SJP PWN: narzucić 2. «nałożyć jakieś okrycie na ramiona»

 

nie można zapomnać o nieprzyjemnych… → Literówka.

 

z pasją do LARPu.…z pasją do LARP-u.

 

puszczając oczko dilerowi. → …puszczając oczko do dilera.

Oczko puszcza się do kogoś, nie komuś.

 

i pokręcił przecząco głową… → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mógł pokręcić głową przytakująco?

 

zatem prezentowała się idealna okazja…→ Nie wydaje mi się, aby okazje mogły się prezentować.

Proponuję: …zatem pojawiła się idealna okazja

 

Około pięć godzin po rozpoczęciu zmiany Lou… → Około pięciu godzin po rozpoczęciu zmiany Lou

 

Lecz po dłużej chwilii rozczytał jej zawartość… → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej Regulatorzy,

Dziękuję za przeczytanie i doceniam wyłapane usterki :D

 

Nie wydaje mi się, aby okazje mogły się prezentować

Racja, chociaż jestem przekonany, że nie raz słyszałem takie określenie…

Poprawkami zapewne zajme się jutro.

Pozdrawiam :)

 

Bardzo proszę, Pnzrdiv.117. Cieszę się, że uznałeś uwagi na przydatne. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, oczywiście i raz jeszcze dziękuję :D

:D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:D

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Anet, miło mi :)

Nowa Fantastyka