
Przyjechali we trójkę starym zdezelowanym mikrobusem, którego Heb – kiedy tylko humor dopisywał – określał mianem hippisowskiego ogórka. Półpustynny nieurodzaj gdzieniegdzie jedynie poprzetykany słonoroślami czy skarlałymi krzewinkami dawał solidne argumenty pod tezę, że na obrzeżach planszy dzieło tworzenia traci na rozmachu. Mężczyzna przypominał siedem nieszczęść. Opuchnięta twarz. Lewe śródstopie strzaskane na kawałeczki i tak spuchnięte, że w tej chwili bez szansy na największy nawet bucior świata.
– Do Aurukum jest sześćdziesiąt kilometrów – zaczęła wywód jego była żona i w pierwszej chwili miał chęć skoczyć, bez względu na broń czy zmęczenie. Zatrzymał się jednak gdyż – jak mawiał doktor Phillipe – "Pamięć jest składową myślenia". Wyburczał jedynie, czy zadowoli ją to, jeśli przebędzie całą drogę na piechotę? Przestraszył się sposobu, w jaki odparła, że nie.
– Czyli, co?
Rzuciła kajdanki. Poznał rekwizyt po pluszu, kiedy ten jeszcze leciał.
– Jeśli myślisz, że mnie skujesz, to cię solidnie pokurwiło, Karla.
Stali w miejscu, w którym według prognoz woda niemal nie użyźnia gleby. Mimo wszystko od dobrych kilku minut błyskawice trzaskały światu rentgenowskie zdjęcia. Deszcz jeszcze nie nastał. Jego zapowiedź tak.
– Skuj jedną rękę. Lewą.
To nie pistolet, lecz jej wzrok spowodował, że Heb wykonał polecenie bez sprzeciwu. Kobieta podeszła i drugą obręcz zakleszczyła na własnym lewym nadgarstku.
– Świetnie. Razem do śmierci? Happy?
Łzy wypełniające zieleń oczu nie leżały w centrum tego, co chciał ugrać.
– Mam nieoperowalnego glejaka, Heb. Zostało kilka tygodni. No, może miesiąc, dwa, ale umówmy się, na przyszły sezon dziecięcej ligi bejsbolu nie potrzebuję karnetu.
Pierwsze tłuste krople spadły z nieba, jakby ktoś tam na górze uznał, że kicz lepiej smakuje w oparach melodramatu. Zostali oni i pustka. Ostatnia para świata wywlekająca brudy na bezkresnych rubieżach Kangurolandu. Trzydziestotrzyletnia dziewczyna z prowincji, kontra czterdziestoletni Mohikanin – Fenimore'a, zaklęty w karykaturze białego wykształciucha z przedmieść.
Było za dużo. Pękł.
– Jezusie święty, Karla. Mam maila, wiesz? Poczta, telefon, adres – wszystko, do kurwy nędzy, niezmienione. Mogłaś zadzwonić. Nie wiem. Skontaktować się jakoś. A ty przychodzisz razem z tą… z tą, kurwa, psychopatką, masakrujecie mi stopę, zawlekacie do cholernego samochodu i wywozicie na największy wypizdów. Po co? Dlatego, że jesteś chora?
Niebo obrodziło plamą piór i dziobów. Setki zaskoczonych ptaków próbowało uciec nawałnicy. Spojrzała i gdyby tylko zechciał, miał jedną jedyną szansę ją ustrzelić.
Nie skorzystał. W następnych słowach byłej żony nie dostrzegł wyrzutów. Dużo prędzej rozgoryczenie i żal.
– Zdradziłeś mnie, Heb. Przynajmniej osiemnaście razy dopuściłeś się aktów cudzołóstwa. Zapewne dużo więcej, ale załóżmy, że było tego "tylko" osiemnaście.
Nie zaprzeczył.
– Zabijesz mnie, potem siebie, co? Taki plan? Miłość do końca, skarbie?
– W komorze jest jeden nabój.
Splunął krwią i odłamkiem zęba. Ciało przeniknął chłód. Upiorność tych krótkich chwil, kiedy jeszcze nie wiesz, ale już przeczuwasz. Atektoniczność zdarzeń. Moment, gdy skutek zdoła wyprzedzić przyczynę.
– Gubię się.
Skinęła na znak, że rozumie. Następnym jej słowom towarzyszył wszechobecny spokój.
– Wiem, Heb. – Skutą dłonią pogłaskała jego skutą dłoń. – Wiem, że się gubisz. Dlatego teraz wrócimy do początku. Do moich pierwszych słów.
Poczuł duszności rozpalające przełyk. Karla jednak nie czekała na to, czy wyrazi zgodę.
– A więc – wznowiła spokojnym tonem – do Aurukum jest sześćdziesiąt kilometrów. Ty mnie zdradziłeś osiemnaście razy. Chcę, żebyś mi to wynagrodził, Heb. Chcę, byś za to zapłacił.
Już nawet na nią nie patrzył, gdy zapytał: "jak?"
– Wanda czeka na osiemnastym kilometrze stąd. Jeśli mnie do niej zabierzesz, pozostałe czterdzieści dwa kilometry pojedziesz wozem prościutko pod sam szpital.
Kręcił głową, ciągle patrząc w ziemię.
– Nic nie rozumiem, ja… nie możesz sama?
– Cztery lata temu nawet nie przeniosłeś mnie przez próg. Pamiętasz? Wykpiłeś się, zwalając na chore plecy. I uwierzyłam ci, Heb. Łowy, praca, narady. Zawsze wierzyłam, bez ani jednego słowa. Dlatego teraz chcę, żebyś zaniósł mnie do mojej siostry. Zaniósł na rękach. Oczywiście możesz wybrać opcję z odcięciem mi dłoni i próbą przebycia całej sześćdziesiątki na piechotę, jednak odradzam ci to rozwiązanie. Wanda ma naprawdę dobre oko.
Zapytał, o czym do cholery ona bredzi, lecz kiedy uniósł wzrok, ujrzał, że lufę broni trzyma już pod brodą. Uśmiechnęła się, mówiąc, że tylko tak może go pokonać. Uderzyć w samiutkie jądro.
– Karla, jeszcze możemy…
Pokręciła głową.
– Pamiętasz nasze pierwsze walentynki? To, co mi mówiłeś o zaślubinach granatów?
– Odłóż, kurwa, broń!
– Pamiętasz?
– Tak. Pamiętam.
– Co?
Nie mógł poskładać myśli. Wszystko wokół zdawało się wirować i rozpuszczać. Jednak kolejna seria uporczywych pytań zmusiła resztki jaźni do wysiłku.
– Że… – zaczął, czując na lewej dłoni delikatny dotyk – kiedy granaty biorą ślub, zamiast obrączek zakładają sobie nawzajem zawleczki.
Ścisnęła dłoń mocnej i wtedy tak na serio się rozpłakał.
– Tak, Heb. Dokładnie. A gdy je tracą…?
Odparł, że wtedy giną, ale to już utonęło w huku strzału.
Witaj. :)
Atmosfera i specyficzny klimat tak krótkiego utworu są gęste, mroczne, niesamowicie przykre, zapowiadające coś mocnego, nieuniknionego i ponurego. Pada tu wiele gorzkich słów, sporo zarzutów, bólu, rozczarowania i chęci odegrania się za każdą ranę, zadaną miłości w tak bolesny, perfidny sposób. Bardzo ciekawie to przedstawiłeś. Niewiele słów, a mnóstwo treści, brawa. :)
Ze spraw technicznych zatrzymały mnie pewne wątpliwości, o które chciałabym zapytać:
Setki zaskoczonych ptaków, próbowało uciec nawałnicy. – bez przecinka?
Spojrzała i gdyby tylko zechciał, miał jedną jedyną szansą ją ustrzelić. – “ę” zamiast “ą”?
Pozdrawiam serdecznie, klik. :)
Pecunia non olet
Ajć, kurde. Filtrowałem parę razy, ale coś mi (jak zwykle) przeleci.
Super, że to wyłapałaś. Dzięki za grad dopingujących słów (są niczym kofeina). Od razu lecę poprawić.
Kłaniam się.
Dobrze budujesz klimat, który, jeśli poprawnie stworzony, jest, moim zdaniem, jedną z ważniejszych składowych, jeżeli nawet nie najważniejszą, dobrego tekstu. Zdania powinny być nie tyle do czytania, co do odczytywania. Kolejne linijki powinny budzić w nas określone, żywe emocje i kreować pewien nastrojowy obraz danej sytuacji (najlepiej jednolity w całym jej obrębie), a Tobie wyszło to znakomicie. Nieprzesadnie długie, choć bez wątpienia właśnie nastrojowe opisy otoczenia dobrze podkreślają mrok wydarzeń. Dialogi są żywe, wyraziste, jednak w tym miejscu mógłbym doradzić doszlifowanie koordynacji wypowiadanych słów z opisami zachowań bohaterów, gdyż odniosłem wrażenie, że nieco się rozjeżdżają (niespecjalnie to kłuje w oczy, ale przyznam, że parę zdań musiałem czytać dwa razy). Tekst jest dobrze wyważony, akcja nigdzie się nie spieszy, a w przypadku tego szorta, to spora zaleta, gdyż wnioskuję, iż Twoim zamysłem było podkreślenie napięcia i strachu towarzyszącego Hebowi. Jeśli tak, to Ci wyszło. Również słowa i gesty Karli dobrze oddają jej psychozę, i pomimo małej objętości tekstu, wykreowałeś całkiem niepokojącą postać (i mówię to bez cienia przesady). Całość przyjąłem pozytywnie, pozdrawiam serdecznie.
Jeśli o czymś pomyślałeś, to znak, że to gdzieś istnieje.
Dzięki za odwiedziny i ciekawy komentarz. Od razu sprawdziłem, jak to wygląda na linii dialog-opis. Może gdzieś coś zostawiłem w domyśle i wiadomo, że jako autor, mam zakrzywiony obraz, ale nie znalazłem jakiegoś znaczącego dysonansu. Wydaje mi się (a mogę oczywiście się mylić), że opis gdzieś tam błądzi wokół słów. Może nie zawsze je uzupełnia, ale chyba nie staje okoniem. No ale to wartościowe przemyślenia, bo dotąd pod tym kątem nie patrzyłem/nie analizowałem.
Dzięki wielkie za wiztytę.
Nie ma za co, miałem przyjemność z czytania, toteż to ja raczej dziękuję;). Co do dialogów i opisów to nie masz czym się przejmować, tutaj to bardziej kwestia kosmetyczna, nie szkodzi wyraźnie samej treści. Mogę polecić większą konsolidację akcji w tej materii poprzez częstsze łączenie opisów zachowań z samymi wypowiedziami, które im akurat towarzyszą. Takie bardziej rozbudowane kwestie dialogowe, wielopauzowe na pewno nie zaszkodzą, a przy okazji podrasują płynność akcji i skrócą objętość tekstu.
Jeśli o czymś pomyślałeś, to znak, że to gdzieś istnieje.
Dziwne to opowiadanie. Ale przykuwa uwagę. Plus za egzotykę miejsca. Pasiłoby do jakiegoś postapo. Ładne opisy przyrody.
Co do zaślubin granatów to jako ciekawostkę podam, że rozgrywaliśmy kiedyś na forumowej sesji scenę podwójnego, wojennego ślubu. Z braku laku i improwizacji tam obie pary też wkładały sobie na palce obrączki z zawleczek od granatów. :)
Cała przyjemność po mojej stronie, i ja dziękuję, pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Fajne:. Całkiem świeże, lekko brutalistyczne, lecz pomimo miłosnego wątku, pozbawione rzewnej maniery. Miła odmiana po rycerzach, koniach, waściach mościach i kmieciach:). Tak z technikaliów, to w Australi, mają zdaje się ruch lewostronny, w pierwszej chwili pomyślałem że kierowcy, przykuwając się lewym nadgarstkiem do swojej ex. Najłatwiej byłoby wyrzucić ją przez okno i przykręcić szybę, ale dopiero potem uświadomiłem sobie że wynika to z mojego przyzwyczajenia do europejskiego ruchu prawostronnego a w Australi mają kierownicę po prawej stronie. Także w sumie ok, ale może powodować to u czytelnika pewne zagubienie;). Poniżej materiał poglądowy.
https://www.youtube.com/watch?v=DZE6CMm_I8Y
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
od dobrych kilku minut błyskawice trzaskały światu rentgenowskie zdjęcia. Deszcz jeszcze nie nastał. Jego zapowiedź tak.
Wspaniały opis pogody.
Typowa kobieta. Odchodzi, a jeszcze musi wszystko wypomnieć ;) A na poważnie zafundowała mu niezły spacer grabarza, chyba, że woli odejść z nią.
Bartkowski.robert – No tak, tak. Z narzędziami do tego potrzebnymi jakoś się uporam. Po prostu zastanawiał mnie dysonans na linii zachowanie-dialog w konkretnie tym opku, bo nie znalazłem momentu, który by mnie w tej materii uwierał, ale filtruję przez odautorskie, które może łzawić. Będę miał ten aspekt na pewno na uwadze.
Pipboy79 – no patrz. Myślisz, że jesteś w czymś pionierem, a potem się okazuje, że już to grali w siedmiu kinach. (w sensie te zaślubiny) A, że dziwne opowiadania, pewnie tak. Chyba to będzie zarzut, który ogólnie może się przytulić do moich pleców. Post-apo uwielbiam, ale nie wiem, czy miałbym na ten moment siłę machnąć coś grubego w tym temacie.
Dzienx
bruce – u mnie mix statoilu z żabką. Otwarte 24/h ZAPRAASZAM.
Leclerc – No wiesz, pewnie tutaj to jeden z siedmiu grzechów głównych, ale ja chyba nie umiem w takich tradycyjnych rycerzy i smoki. Raczej poruszam się po różnych obrzeżach, wysypiskach, marginesach i tam łowię. Ruch lewostronny kiedyś reaserchowaliśmy do innego opka (tak, liczba mnoga: ja i ktoś), ale tutaj to nie ma znaczenia, bo on ma ją zanieść, nie podwieźć. Oni przyjechali we trójkę, ale już samochodu nie ma. Przyjechał Heb, jego żona i jej siostra Wanda. Wanda odjechała na 18km. To powinno wybrzmieć w domyśle, może nie wybrzmiało.
Dzięki za wizytex
MichałBronisław – tak, czeka go spacer albo odrąbie jej łapę i pójdzie solo. Nie wiem. Skończyłem na tej wysokości. Z tym opkiem jest tak, że bardzo je lubię, ale ono miało (bo już nie ma) pecha. Wstawiałem je ze dwa razy w różne miejsca, do tego dla kontrastu wstawiałem jakiegoś śmietnika dwudziestoletniego i zawsze starociek miał branie, a to przechodziło na zerze lub uno komencie. Fajnie, że tutaj chociaż ktoś podjechał.
Dziena.
Myślałem, że w testach bizarro musi być absurd, a na tym forum więcej fantastyki, ale jest wciągające. Pozdrawiam. :)
Hej
Bizarro to nie wiem, bo to niezbyt moja działka (może coś niechcący, for fun). Fantastyka tradycyjna zdarza się u mnie rzadko. Prędzej horror. Dlatego takie teksty metkuję jako inne, ufając, że to odpowiednia metka.
Pozdrox
Hmmm. Fajny pomysł na zemstę, kobita zafundowała byłemu niezły dylemat. Ciekawe, czy to wcześniej planowała (jak już będę umierająca, to wtedy mu to zrobię). Ale brakuje mi tu fantastyki.
I uważam, że tag “inne” służy dla tekstów fantastycznych, które trudno przypisać do fantasy, SF albo horroru. Historia alternatywna, mieszanka różnych gatunków, od biedy mitologia…
Babska logika rządzi!
Kurde-blaszka, w sumie racja. Może dopiszę na końcu, że po niebie leciał smok. Dzięki za odczyt. Tak serio, to chyba muszę bardziej przyglądać się tekstom lub lepiej metkować. Problem taki, że poza horrorem, to takiej tradycyjnej fantastyki mogę nie mieć dużo.
Nieee, smok by niewiele zmienił. Marudziłabym, że fantastyka jest tylko w scenografii. Chyba żeby smok złapał trupa w zęby, a facet by tak sobie dyndał… To wtedy insza inszość.
No to wstawiaj tu horrory.
Babska logika rządzi!
Planuję. Zobaczymy, czy będą miały coś wspólnego z grozą.
Hej!
Lewe śródstopie strzaskane na kawałeczki
Dość anatomiczny opis, zwłaszcza że w tym fragmencie dość luźno opisujesz resztę. I to się gryzie.
Pamiętasz nasze pierwsze walentynki.
Czy tu nie powinno być pytajnika? Bo dalej drugi raz pyta: "Pamiętasz?".
I fakt, fantastyki tu nie ma, ale jest dużo emocji i taka mroczna, pełna napięcia atmosfera, podkręcana jeszcze dobrymi opisami.
Masz talent do takich mocnych uderzeń, takich scenek wyrwanych z kontekstu, przy których stopniowo budujesz historię. Na tym łatwo się przejechać, tym bardziej cieszy mnie, że podołałeś i w shorcie zawarłeś to, co trzeba. Oczywiście to tylko moja opinia, ktoś może uważać inaczej. Według mnie fajnie zgrałeś te początkowe niedopowiedzenia, tę scenę z zakładaniem kajdanek, brak kontaktu, informację o glejaku, aż do finału i makabrycznego pomysłu.
Z czepialstwa:
Przyjechali we trójkę starym zdezelowanym microbusem
Chodziło o Wandę, która została w innym miejscu czy pustkę? Bo ta pustka to trochę takie naciągane, w sensie, że przyjechała.
Lubię Twoje zdania, ale momentami trochę gryzą mi się pewne wyrażenia, np.
Łzy wypełniające zieleń oczu nie leżały w centrum tego, co chciał ugrać.
Ale poza tym klimatyczne, więc klikam i pozdrawiam,
Ananke
P.S. Co do elementów fantastycznych – można zrobić otoczkę świata fantasy i już mamy elementy, a piszemy, co chcemy. :D
Hejo
“Lewe śródstopie strzaskane na kawałeczki” – bo ja wiem czy aż tak anatomicznie i drobiazgowo. Nie bardzo wiem, jakbym mógł ugryźć to inaczej: Zmiażdżona stopa może, ale jakoś nie jestem przekonany.
“Czy tu nie powinno być pytajnika? Bo dalej drugi raz pyta: "Pamiętasz?". – oczywiście, że powinien. Nie wiem jakim cudem nie ma. No dobra, wiem, ale się nie przyznam.
Nie wiem czy talent, ale na pewno lubię pisać w ten sposób. Plus taki, że i lubię tak czytać, więc nie odstraszają mnie fragmenty, czy opka urwane in medias res, bez puenty czy o piętnastu niestrzelających strzelbach Czechowa. Pasę się już w obrębie zdania i to mi styka. Tak, wiem. Kamień węgielny u stóp mojego dziwactwa.
Przyjechali we trójkę starym zdezelowanym microbusem
Chodziło o Wandę, która została w innym miejscu czy pustkę? Bo ta pustka to trochę takie naciągane, w sensie, że przyjechała. “ – faktycznie tu mogłem klarowniej, by ta liczebność wybrzmiała. Zdradzę Ci półsekret, że jak wstawiłem, to wpadłem w popłoch, ale liczyłem, że w dobie przedświątecznego zabiegania nikt nie przyuważy i się ślizgnę.
“Lubię Twoje zdania, ale momentami trochę gryzą mi się pewne wyrażenia, np.
Łzy wypełniające zieleń oczu nie leżały w centrum tego, co chciał ugrać.” – tego już chyba nie wyplenię. W sensie, nie tego zdania, co ogólnej maniery do takich zdań tworzenia.
Dzięki za komentarzowy stymulant.
“P.S. Co do elementów fantastycznych – można zrobić otoczkę świata fantasy i już mamy elementy, a piszemy, co chcemy. :D” – miałem dopisać na końcu: a po niebie leciał smok. W sumie to dobry patent pod każdym opkiem zostawiać takie zdanie. Hmmm.
Dzięki raz jeszcze.
Ukłonias.
Kłaniam się.
bo ja wiem czy aż tak anatomicznie i drobiazgowo. Nie bardzo wiem, jakbym mógł ugryźć to inaczej: Zmiażdżona stopa może, ale jakoś nie jestem przekonany
No przy tej narracji zwyczajna zmiażdżona stopa albo coś w tym stylu pasuje bardziej, ale jeśli Tobie pasuje pierwsza opcja – okej, to Twoje opowiadanie i głównie Tobie ma pasować. ;) Ja tylko zwracam uwagę na to, co mi rzuciło się w oczy. ;)
Plus taki, że i lubię tak czytać, więc nie odstraszają mnie fragmenty, czy opka urwane in medias res, bez puenty
Też mnie to nie odstrasza, choć nie zawsze mi to pasuje, wszystko zależy od konkretnego opowiadania. ;) Ale nie mam problemu, kiedy coś jest urwane i muszę się głowić “o co tam chodziło?!”, lubię pomyśleć, o co mogło chodzić autorowi. ;)
półsekret, że jak wstawiłem, to wpadłem w popłoch, ale liczyłem, że w dobie przedświątecznego zabiegania nikt nie przyuważy i się ślizgnę.
Też zdradzę sekret: zmieniłam pęknięte okulary na całkiem sprawne i lepiej widzę. :)
miałem dopisać na końcu: a po niebie leciał smok. W sumie to dobry patent pod każdym opkiem zostawiać takie zdanie. Hmmm.
Teraz wyobraziłam sobie, że w każdym Twoim opowiadaniu na końcu lata smok, a czytelnicy “Co on, kurde, z tym smokiem?!”. :D
Pozdrawiam serdecznie,
Ananke
“No przy tej narracji zwyczajna zmiażdżona stopa albo coś w tym stylu pasuje bardziej, ale jeśli Tobie pasuje pierwsza opcja – okej, to Twoje opowiadanie i głównie Tobie ma pasować. ;) Ja tylko zwracam uwagę na to, co mi rzuciło się w oczy. ;)” – zostawię już tę gicę, jak jest. Chłopina i tak dużo przeszedł. (Nie, to nie spojler do post zakończenia).
“Też mnie to nie odstrasza, choć nie zawsze mi to pasuje, wszystko zależy od konkretnego opowiadania. ;) Ale nie mam problemu, kiedy coś jest urwane i muszę się głowić “o co tam chodziło?!”, lubię pomyśleć, o co mogło chodzić autorowi. ;)” – no właśnie, ale jednak dość boleśnie się przekonuję, że tradycyjnie uważających czytelników jest jednak więcej, co źle wróży mym naprawdę dziwacznym tekstom.
“Też zdradzę sekret: zmieniłam pęknięte okulary na całkiem sprawne i lepiej widzę. :)” – ajć.
“Teraz wyobraziłam sobie, że w każdym Twoim opowiadaniu na końcu lata smok, a czytelnicy “Co on, kurde, z tym smokiem?!”. :D” – pewnie smok by fruwał przez trzy, cztery opka, piątego wyfrunąłbym ja. Trudne zadanie dla koronera. Avatar Juzera zaciukany od kliknięć myszkami zawiedzonych i rozgoryczonych czytelników.
Pozdrox.
(dzięki za umocowanie kolejnego szczebelka w drabince, po której z mozołem się wspinam, by opuścić przedpiekle pierdołów).
To zaledwie krótka scenka pokazana przy użyciu niewielu słów, ale mówi wszystko, co czytelnik powinien zobaczyć i poczuć.
…starym zdezelowanym microbusem… → …starym zdezelowanym mikrobusem…
– Mam nieoperowanego glejaka, Heb. → Chyba miało być: – Mam nieoperowalnego glejaka, Heb.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Lubię akurat tę historię, czasem się coś lubi.
Błędy zaraz poprawię.
Dzięki za odwiedziny.
Bardzo proszę, Canulasie. A skoro lubisz tę historię, pewnie się ucieszysz, że jest bliżej Biblioteki.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pewnie, ale jest też na drugiej stronie, więc jej szanse sukcesywnie… maleją :)
Szanse, nawet jeśli maleją, zawsze pozostają… :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jak to było: Statystyka, że będąc na polowaniu zdziczały bóbr użre cię w dupsko jest niewielka, ale wciąż większa od zera.
Dlatego odwiedzam lasy bezbobrowe.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
no właśnie, ale jednak dość boleśnie się przekonuję, że tradycyjnie uważających czytelników jest jednak więcej, co źle wróży mym naprawdę dziwacznym tekstom.
Zawsze ktoś się znajdzie. Taka ja na przykład. :D Nie no, trochę nas jest, choć fakt – są tu też osoby, dla których dziwne teksty są niezjadliwe, grunt to nie zniechęcić się po dostaniu komentarza od kogoś, kto nie gustuje w takich tekstach. ;)
pewnie smok by fruwał przez trzy, cztery opka, piątego wyfrunąłbym ja.
Są osoby, które dodają do swoich opowiadań smaczki z innych. :D
“Są osoby, które dodają do swoich opowiadań smaczki z innych. :D” – nie no, takie cuś to już lipa.
Zależy, jak to jest zrobione, szerzej to jest znane jako easter eggi. ;)
To chyba nie jest dobry sezon. ;-)
Babska logika rządzi!
No zależy, zależy, ale brzmi średnio. Jeśli to humorystyczne i druga strona nie ma problemu, ok.
Głównie humorystyczne, raczej w poważnych tekstach tego nie ma, ale wiesz, sam to zrobiłeś w swoim, więc… :P
Hmmm W sensie w tym?
Nie, w „Helter Skelter” (nawiązanie do „Wiedźmina”). :)
Aaaa, tak, faktycznie
Fabuły nie ma tu wiele, za to sporo eksperymentów z językiem. Czasami ciekawych, często jednak potykałem się o zdania:
Lewe śródstopie strzaskane na kawałeczki i tak spuchnięte, że w tej chwili bez szansy na największy nawet bucior świata.
Śródstopie bez szans na bucior – rozumiem sens, ale wydaje mi się, że coś tu wyszło zbyt skrótowo.
Rzuciła kajdanki. Poznał rekwizyt po pluszu, kiedy ten jeszcze leciał.
Leciał plusz czy rekwizyt?
Stali w miejscu, które według prognoz niemal nie użyźnia gleby wodą.
Wydaje mi się, że użyźnia deszcz, nie miejsce.
Hejo.
Pierwsze zostawię. Fakt, skrótowo, ale nie gryzie mnie aż tak. W drugim chodzi o rekwizyt i może faktycznie lekko niefortunnie. Najbardziej trafne wydaje mi się trzecie. I tutaj faktycznie coś przerobię.
Dziękować.