- Opowiadanie: BasementKey - Mister ziemniak

Mister ziemniak

Wi­taj­cie,

 

moje hasło to: “Kon­kurs na ziem­nia­ka roku”.

 

Mało be­to­wa­ne, na­pi­sa­ne z głowy, lub z innej czę­ści ciała ;) 

 

Za­pra­szam i po­zdra­wiam!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Mister ziemniak

Mam na imię Adam i je­stem ziem­nia­kiem. Ale nie takim sobie, zwy­kłym ziem­nia­kiem. Je­stem naj­lep­szą ja­dal­ną bulwą w kraju i człon­kiem mię­dzy­na­ro­do­wej elity. Uczest­ni­czę wła­śnie w wy­bo­rach ZSRR (Ziem­nia­ka Szla­chet­ne­go Roz­sąd­ne­go i Ro­ku­ją­ce­go). Nie­ste­ty, nie idzie mi naj­le­piej. Wy­prze­dzam wpraw­dzie Jacka, ziem­nia­ka z Ka­ra­ibów, przy każ­dej oka­zji bre­dzą­ce­go o skrzy­ni sa­dzo­nek, ukry­tych w kopcu gdzieś na jed­nej z bez­lud­nych wysp Ba­ha­mów. Nie mam jed­nak pod­jaz­du do ta­kich tuzów jak Skro­bicz­ko z Ukra­iny czy Fran­cis z USA. Nie wspo­mi­na­jąc o ziem­nia­kach z Chin czy Nie­miec, które teo­re­tycz­nie są w moim za­się­gu, ale w toku za­cię­tej ry­wa­li­za­cji jakoś tak za­wsze się skła­da, że wy­prze­dza­ją mnie o pęd, żeby nie po­wie­dzieć kie­łek.

Można uznać, że sam je­stem sobie wi­nien, po­nie­waż za­wsze mówię praw­dę. Nie tak, jak choć­by Fran­cis, łgarz ja­kich mało, który twier­dzi, że bruz­da, którą dum­nie nosi na swoim ziem­nia­cza­nym ciele, po­wsta­ła w wy­ni­ku uda­rem­nie­nia za­ma­chu na przy­szłe­go pre­zy­den­ta Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Pa­mię­ta­cie ten in­cy­dent, kiedy za­ma­cho­wiec strze­lał do Do­nal­da Trum­pa i spu­dło­wał ra­niąc go w ucho? Fran­cis twier­dzi, że za­sło­nił Trum­pa, zmie­nia­jąc tor lotu po­ci­sku – i stąd wła­śnie ta bruz­da. Można by rzec, że za tak bo­ha­ter­ski czyn na­le­ży mu się order z ziem­nia­ka, choć oczy­wi­ście po­dob­ne stwier­dze­nie nie spo­tka­ło­by się z uzna­niem kar­to­fla­nej spo­łecz­no­ści.

Na szczę­ście z ry­wa­li­za­cji od­padł ziem­niak z Ja­po­nii, bo ina­czej miał­bym już kom­plet­nie prze­chla­pa­ne. Mi­zu­ki (tak ma na imię), był ab­so­lut­nie wspa­nia­ły, jego skóra błysz­cza­ła jak księ­życ w nowiu, a ide­al­nie okrą­gły kształt przy­po­mi­nał oto­cza­ki gładzone prą­dem gór­skich stru­mie­ni. Pod­czas kon­kur­su wy­róż­niał się uro­kiem oso­bi­stym, a jego duże nie­bie­skie oczy i sze­ro­ki uśmiech wzbu­dza­ły jęki za­chwy­tu i to­pi­ły serca naj­bar­dziej za­twar­dzia­łych ju­ro­rów. I to oka­za­ło się pa­ra­dok­sal­nie gwoź­dziem do trum­ny Mi­zu­kie­go. Sę­dzio­wie uzna­li, że jest zbyt słod­ki i prze­su­nę­li go do dy­wi­zji ba­ta­tów.

Zo­stał już tylko jeden dzień ry­wa­li­za­cji i ostat­ni kon­kurs – Ży­wie­nio­we Me­ta­mor­fo­zy. Przy­je­cha­łem nieco wcze­śniej do cen­tral­nej piw­ni­cy, w któ­rej od­by­wa­ły się wy­bo­ry ZSRR, żeby przy­go­to­wać się do wy­stę­pu. Przed wej­ściem do bu­dyn­ku trwał właśnie pro­test ak­ty­wi­stów pro-po­ta­to, obroń­ców pło­dów rol­nych, wy­ra­ża­ją­cych sprze­ciw wobec wy­ko­rzy­sty­wa­nia ziem­nia­ków. Nie po­zwo­li­łem się roz­pro­szyć. 

W szat­ni wy­ją­łem z torby strój na wie­czór i po­ło­ży­łem go na ławce obok me­ta­lo­wej szaf­ki. Mia­łem za­miar prze­brać się za słup­ki ka­la­re­py, choć, szcze­rze mó­wiąc, ko­stium przy­po­mi­nał rów­nież za­słon­kę od prysz­ni­ca. Się­gną­łem po­now­nie do torby i z małej kie­szon­ki na zamek wy­cią­gną­łem zło­żo­ną kart­kę pa­pie­ru. Czu­łem, że za­pi­sa­ne na pa­pie­rze słowa ema­nu­ją nad­przy­ro­dzo­ną mocą. Prze­po­wied­nia, a może ma­gicz­ne za­klę­cie albo klą­twa? Wkrót­ce mia­łem się tego do­wie­dzieć.

Można po­wie­dzieć, że oko­licz­no­ści, w ja­kich wsze­dłem w po­sia­da­nie tych ma­gicz­nych słów, były dość nie­zwy­kłe. Było to dwa dni temu, pod­czas kon­kur­su stro­jów ką­pie­lo­wych. Cze­ka­łem na swoją kolej skąpo przy­bra­ny w li­ście i łań­cuch z kłą­czy, kiedy za­uwa­ży­łem, że zza kulis ktoś z obłę­dem w oczach przy­glą­da się ry­wa­li­zu­ją­cym ziem­nia­kom. Pod­sze­dłem ci­chut­ko, żeby le­piej przyj­rzeć się in­tru­zo­wi – z po­ma­rań­czo­wej głowy wy­sta­wa­ły czuł­ki, a plecy okry­wał pan­ce­rzyk w czar­ne i żółte paski.

– Hej, ty tam! – krzyk­ną­łem. – Dla­cze­go tak wpa­tru­jesz się w te ziem­nia­ki na sce­nie?

– Ja się wpa­tru­ję? – Ta­jem­ni­cza po­stać od­sko­czy­ła od kulis i po­wo­li za­czę­ła się wy­co­fy­wać.

– Ani kroku dalej, bo wzy­wam ochro­nę – za­gro­zi­łem. – Je­steś ston­ką, przy­znaj się. Pew­nie chcia­ła­byś za­to­pić zęby w na­szych de­li­kat­nych, ziem­nia­cza­nych stro­jach?

Po­stać sta­nę­ła.

– My­lisz się.

– Tak? – Zła­pa­łem in­tru­za za ramię. – To kim je­steś?

– Je­stem ziem­nia­cza­ną wróż­ką. Spójrz, mam nawet skrzy­deł­ka. – Rze­czy­wi­ście, chi­ty­no­wy pan­ce­rzyk roz­su­nął się, uka­zu­jąc pół­prze­zro­czy­ste skrzy­dła. – Wy­puść mnie, to prze­ka­żę ci za­klę­cie, dzię­ki któ­re­mu wy­grasz z in­ny­mi kar­to­fla­mi.

– Jak brzmi to za­klę­cie?

– Nie tak szyb­ko. – Do­mnie­ma­na wróż­ka spoj­rza­ła na moją rękę, wciąż ści­ska­ją­cą jej szczu­płe ramię. – Za­klę­cie za­dzia­ła tylko wtedy, kiedy prze­czy­tasz je tuż przed ostat­nim kon­kur­sem. Oczy­wi­ście mu­sisz mnie też wcze­śniej wy­pu­ścić.

Uwol­ni­łem jej rękę, po czym wróż­ka wy­ję­ła z kie­sze­ni kart­kę pa­pie­ru i na­ba­zgra­ła szyb­ko kilka słów. Zło­ży­łem cenny pa­pier i scho­wa­łem do torby, a kiedy unio­słem wzrok, sta­łem sam za ku­li­sa­mi oświe­tlo­ny je­dy­nie mdłym świa­tłem re­flek­to­rów do­by­wa­ją­cym się z głów­nej sceny.

Sto­jąc teraz w szat­ni, prze­bra­ny za słup­ki ka­la­re­py tuż przed wyj­ściem do ostat­nie­go kon­kur­su ry­wa­li­za­cji o Ziem­nia­ka Szla­chet­ne­go Roz­sąd­ne­go i Ro­ku­ją­ce­go, roz­wi­ną­łem kart­kę z ma­gicz­ny­mi sło­wa­mi. Była tam wia­do­mość: “Bądź sobom!”. Zde­ner­wo­wa­ny zmią­łem pa­pier i wrzu­ci­łem go do sto­ją­ce­go w rogu kosza na śmie­ci. Czy to moż­li­we, że za ku­li­sa­mi spo­tka­łem zwy­kłą ston­kę? Po­krę­ci­łem głową i po­sta­no­wi­łem sku­pić się na sto­ją­cym przede mną za­da­niu.

Byłem mniej wię­cej w po­ło­wie, jeśli cho­dzi o ko­lej­ność wy­stę­pów, ale wszy­scy któ­rzy li­czy­li się w punk­ta­cji, już za­pre­zen­to­wa­li swoje stro­je. Nikt nie zro­bił fu­ro­ry, ła­god­nie rzecz uj­mu­jąc.

Ziem­niak z Nie­miec prze­brał się za volks­wa­ge­na golfa, a na py­ta­nie jak to się ma do te­ma­tu kon­kur­su (Ży­wie­nio­we Me­ta­mor­fo­zy), od­rzekł, że prze­cież za­wsze można coś prze­ką­sić w aucie. 

Fran­cis (ziem­niak z USA) prze­brał się za fryt­ki, co wzbu­dzi­ło nawet umiar­ko­wa­ny en­tu­zjazm wśród ju­ro­rów, do­pó­ki nie oka­za­ło się, że to wcale nie było prze­bra­nie. W fer­wo­rze ry­wa­li­za­cji i wal­cząc o bycie au­ten­tycz­nym, Fran­cis po pro­stu po­kro­ił się i usma­żył w głę­bo­kim tłusz­czu. Zo­stał zdys­kwa­li­fi­ko­wa­ny i po cichu wy­pro­wa­dzo­ny tyl­nym wyj­ściem, żeby unik­nąć obu­rze­nia dzia­ła­czy pro-po­ta­to, wciąż pro­te­stu­ją­cych przed głów­nym wej­ściem.

Ziem­niak z Chin prze­brał się za zia­ren­ko ryżu, ale jego ko­stium zo­stał ne­ga­tyw­nie oce­nio­ny przede wszyst­kim z uwagi na źle do­bra­ną ko­lo­ry­sty­kę. Sę­dzio­wie sko­men­to­wa­li, że jak na zia­ren­ko ryżu za­wod­nik z Chin jest za mało biały. Azja­tyc­ki ze­spół już za­po­wie­dział zło­że­nie pro­te­stu w tej spra­wie, a dzien­ni­ka­rze w ku­lu­arach dys­ku­tu­ją nad ziem­nia­cza­nym ra­si­zmem.

Wresz­cie Skro­bicz­ko z Ukra­iny prze­brał się za ziem­nia­ka, czyli za sa­me­go sie­bie. Pew­nie ni­ko­mu nie muszę tłu­ma­czyć jak zo­stał przy­ję­ty ten “żart”.

Zo­sta­łem tylko ja, ostat­ni, który mógł na­mie­szać w punk­ta­cji. Kiedy sę­dzio­wie za­py­ta­li mnie, za kogo się prze­bra­łem, całe za­wo­dy nagle prze­mknę­ły mi przed ocza­mi. Czu­łem się, jak­bym biegł przez tunel, na któ­re­go końcu cze­ka­ła biała kart­ka pa­pie­ru – jak przy­sło­wio­we świa­tło. Na tej kart­ce wid­nia­ła po­ra­da: “Bądź sobom”.

– Wszyst­ko w po­rząd­ku? – pyta mnie głów­ny sę­dzia kon­kur­su. Kiwam głową. – Pro­szę zatem po­wie­dzieć, za kogo się pan dziś prze­brał.

– Za ma­ka­ron soba.

Wy­da­wa­ło mi się, że pod su­fi­tem piw­ni­cy zo­ba­czy­łem wróż­kę (albo ston­kę, wciąż nie byłem pe­wien). Ośle­pio­ny re­flek­to­ra­mi nie do­strze­głem, co chcia­ła prze­ka­zać – gro­zi­ła mi pal­cem, albo po­ka­zy­wa­ła okej­kę. Cóż, pew­nie już za chwi­lę się prze­ko­nam…

Koniec

Komentarze

Fajne, choć krótkie. Na początku nie załapałem zakończenia, myślałem, że to jakieś ukryte nawiązanie do popkultury albo puenta, której nie zrozumiem bez posiadania specjalistycznej tajemnej wiedzy z filozofii Dalekiego Wzwodu, ale okazało się, że to zwykły suchar. ;)

 

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Możliwe, że jestem w błędzie, ale “science” to ja w tym nie znajduję. Przepraszam…

Dziekuję pierwszym wizytującym.

 

Fan – cieszę się, że się spodobało. Pamiętaj, że długość czy krótkość nie są najważniejsze.

 

Adamie – masz rację, orzy publikacji zostawiłem “defaultowe” science fiction, co nie koresponduje z treścią mojej hisotorii. Zamieniłem też “opowiadanie” na “szort”. Zbyt długi niczego tutaj nie wrzucałem i zapomniałem o tych istotnych szczegółach.

Che mi sento di morir

Hej, 

 

bardzo fajne. Krótkie, bizarrne (chyba), a do tego zabawne. Humor zdecydowanie trafiony. Klikam i nominuję :) 

Kto wie? >;

Dowcipne. Lekkie. Fajnie się czytało, bo dobrze napisane. Opowiadanie zostało wyróżnione w konkursie, więc zajrzałem i nie żałuję.

 

Klikam. Pozdrawiam.

Dziń dybry,

 

Uczestniczę właśnie w wyborach ZSRR (Ziemniaka Szlachetnego Rozsądnego i Rokującego).

uśmiechłam :)

 

Nie tak jak choćby Francis

→ Nie tak, jak choćby Francis

 

Sędziowie uznali, że jest zbyt słodki i przesunęli go do dywizji batatów.

Hahah, świetne! :)

 

choć szczerze mówiąc kostium przypominał również zasłonkę od prysznica.

→ choć, szczerze mówiąc, kostium przypominał również zasłonkę od prysznica.

 

Można powiedzieć, że okoliczności w jakich wszedłem w posiadanie tych magicznych słów były dość niezwykłe.

→ Można powiedzieć, że okoliczności, w jakich wszedłem w posiadanie tych magicznych słów, były dość niezwykłe.

 

kiedy zauważyłem, że zza kulis, ktoś przygląda się rywalizującym ziemniakom z obłędem w oczach.

→ kiedy zauważyłem, że zza kulis ktoś przygląda się rywalizującym ziemniakom z obłędem w oczach.

 

z pomarańczowej głowy wystawały czułki a plecy okrywał pancerzyk

→ z pomarańczowej głowy wystawały czułki, a plecy okrywał pancerzyk

 

– Ja się wpatruję? – tajemnicza postać

→ – Ja się wpatruję? – Tajemnicza postać

 

Pewnie chciałabyś zatopić zęby w naszych delikatnych ziemniaczanych strojach?

 Pewnie chciałabyś zatopić zęby w naszych delikatnych, ziemniaczanych strojach?

 

– Tak? – złapałem

→ – Tak? – Złapałem

 

Spójrz mam nawet skrzydełka.

→ Spójrz, mam nawet skrzydełka.

 

pancerzyk rozsunął się ukazując półprzezroczyste skrzydła.

→ pancerzyk rozsunął się, ukazując półprzezroczyste skrzydła.

 

spojrzała na moją rękę wciąż ściskającą

→ spojrzała na moją rękę, wciąż ściskającą

 

a kiedy uniosłem wzrok stałem sam za kulisami

→ a kiedy uniosłem wzrok, stałem sam za kulisami

 

ale wszyscy którzy liczyli się w punktacji już zaprezentowali swoje stroje.

→ ale wszyscy, którzy liczyli się w punktacji, już zaprezentowali swoje stroje.

 

W ferworze rywalizacji i walcząc o bycie autentycznym Francis po prostu pokroił się

→ W ferworze rywalizacji i walcząc o bycie autentycznym, Francis po prostu pokroił się

 

żeby uniknąć oburzenia działaczy pro-potato wciąż protestujących

→ żeby uniknąć oburzenia działaczy pro-potato, wciąż protestujących

 

Kiedy sędziowie zapytali mnie za kogo się przebrałem

→ Kiedy sędziowie zapytali mnie, za kogo się przebrałem

 

Czułem się jakbym biegł przez tunel

→ Czułem się, jakbym biegł przez tunel

 

Proszę zatem powiedzieć za kogo się pan dziś przebrał.

→ Proszę zatem powiedzieć, za kogo się pan dziś przebrał.

 

Oślepiony reflektorami nie dostrzegłem co chciała przekazać

→ Oślepiony reflektorami nie dostrzegłem, co chciała przekazać

 

 

Doceniam humor i zazdroszczę wszystkim, którzy potrafią chociaż raz podczas lektury rozbawić czytelnika. Czyli zazdroszczę też Tobie.

Końcówka wydaje mi się nieco urwana. No i myślę też, że opowiadanie wybrzmiałoby lepiej, gdyby było nieco dłuższe. Jednak i tak jest sympatyczne i doceniam, że w końcu na portalu pojawił się humorystyczny tekst :)

Pozdrawiam serdecznie!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Witaj.

 

Co do spraw technicznych, zatrzymały mnie pewne fragmenty (do przemyślenia):

Można powiedzieć, że okoliczności (przecinek?) w jakich wszedłem w posiadanie tych magicznych słów (i tu?) były dość niezwykłe. Było to dwa dni temu, podczas konkursu strojów kąpielowych. Czekałem na swoją kolej skąpo przybrany w liście i łańcuch z kłączy, kiedy zauważyłem, że zza kulis, (zbędny przecinek?) ktoś przygląda się rywalizującym ziemniakom z obłędem w oczach. Podszedłem cichutko, żeby lepiej przyjrzeć się intruzowi – z pomarańczowej głowy wystawały czułki (przecinek?) a plecy okrywał pancerzyk w czarne i żółte paski. – powtórzenie?

– Ja się wpatruję? – tajemnicza postać odskoczyła od kulis i powoli zaczęła się wycofywać. – wielką literą, bo to nie jest czynność gębowa?

– Tak? – złapałem intruza za ramię. – tu podobnie?

Spójrz (przecinek?) mam nawet skrzydełka.

Rzeczywiście, chitynowy pancerzyk rozsunął się (i tu?) ukazując półprzezroczyste skrzydła.

Złożyłem cenny papier i schowałem do torby, a kiedy uniosłem wzrok stałem sam za kulisami oświetlony jedynie mdłym światłem reflektorów dobywającym się z głównej sceny. – tu w końcówce zdania zdecydowanie brakuje przecinków

Złożyłem cenny papier i schowałem do torby, a kiedy uniosłem wzrok stałem sam za kulisami oświetlony jedynie mdłym światłem reflektorów dobywającym się z głównej sceny. Stojąc teraz w szatni, przebrany za słupki kalarepy tuż przed wyjściem do ostatniego konkursu rywalizacji o Ziemniaka Szlachetnego Rozsądnego i Rokującego, rozwinąłem kartkę z magicznymi słowami. – powtórzenie?

Byłem mniej więcej w połowie, jeśli chodzi o kolejność występów, ale wszyscy (przecinek?) którzy liczyli się w punktacji (i tu?) już zaprezentowali swoje stroje.

Ziemniak z Niemiec przebrał się za Volkswagena Golfa, a na pytanie (i tu?) jak to się ma do tematu konkursu (Żywieniowe Metamorfozy), odrzekł, że przecież zawsze można coś przekąsić w aucie. 

Proszę zatem powiedzieć (i tu?) za kogo się pan dziś przebrał.

Oślepiony reflektorami nie dostrzegłem (i tu?) co chciała przekazać – groziła mi palcem, albo pokazywała okejkę.

 

Historia dawkowana powoli i ze świadomą konsekwencją, wciąga coraz szybciej czytelnika w przezabawną fabułę, zaskakuje zakończeniem, w całym tekście humor jest znakomity. Brawa, gratulacje. :)

Pozdrawiam serdecznie, podwójny klik. :)

Pecunia non olet

Absurdalne. Zabawne. Udane. Gratuluję. :)

Hej, hej, hej, hej!

 

Wybaczcie późną odpowiedź, byłem w delegacji :D 

 

Spieszę nadrabiać:

 

Skryty – dziękuję za tak miłe słowa i bardzo się cieszę, przy okazji nieco się rumieniąc :)

 

AP – dziękówczka również, cieszę się, że trafiłeś tutaj a wizyta nie była zwieńczona poczuciem straconego czasu (wręcz przeciwnie) :)

 

HollyHell91 – Good Moaning!

 

Bardzo Ci dziękuję za poświęcony czas, korekty przecinkowe i inne – poprawione.

 

Doceniam humor i zazdroszczę wszystkim, którzy potrafią chociaż raz podczas lektury rozbawić czytelnika. Czyli zazdroszczę też Tobie.

Bardzo bym chciał rozbawiać ludzi, wywoływać uśmiech na twarzach, więc jeśli jakieś małe (albo może nieco większe) sukcesy odniosłem na tym polu w Twoim przypadku, to doskonale!

 

Końcówka wydaje mi się nieco urwana. No i myślę też, że opowiadanie wybrzmiałoby lepiej, gdyby było nieco dłuższe.

Może tak być, poskładałem jak umiałem, może mogłem się bardziej postarać, ale też – gonił trochę deadline, szorcik nie odleżał, nie skruszał, nie był bertowany (wymówki, wiem) :)

 

Jednak i tak jest sympatyczne i doceniam, że w końcu na portalu pojawił się humorystyczny tekst :)

Wyśmienicie :) Polecam również bardziej rozbudowany tekst Outty Sewera (klik), który być może również znajdziesz interesującym i zabawnym.

 

Bruce – hej!

 

Powalczyłem z przecinkami – dzięki za uwagi!

 

Historia dawkowana powoli i ze świadomą konsekwencją, wciąga coraz szybciej czytelnika w przezabawną fabułę, zaskakuje zakończeniem, w całym tekście humor jest znakomity. Brawa, gratulacje. :)

Uściski, ukłony, łezka w oku – dziękuję Ci serdecznie!

 

Pozdrawiam serdecznie, podwójny klik. :)

Cieszę się, wdzięczny jestem!

 

Koalo!

 

Absurdalne. Zabawne. Udane. Gratuluję. :)

Raduje mnie, że znajdujesz tę historię właśnie taką i nie omieszkałeś tymi miłymi słowami podzielić się ze mną. Dziękuję!

 

Pozdrawiam wszystkich!

 

 

 

 

 

Che mi sento di morir

Helloł

 

“Można by rzec, że za tak bohaterski czyn należy mu się order z ziemniaka, choć oczywiście podobne stwierdzenie nie spotkałoby się z uznaniem kartoflanej społeczności”. – złoto

 

Przyjechałem nieco wcześniej do centralnej piwnicy, w której odbywały się wybory ZSRR, żeby przygotować się do mojego występu. Przed wejściem do budynku odbywał się protest aktywistów pro-potato, obrońców płodów rolnych, wyrażających swój sprzeciw wobec wykorzystywania ziemniaków. Nie pozwoliłem się rozproszyć. 

W szatni wyjąłem z torby swój strój na wieczór i położyłem go na ławce obok metalowej szafki”. – czy pogrubione słowa są potrzebne?

 

Ogólnie spoczi.

Rewelacyjny pomysł, ale myślałem, że pójdzie bardziej w stonkowy holocaust.

 

 

 

To ja dziękuję, trzymam kciuki, powodzenia. yes

Serdecznie pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Utknąłem na zakończeniu. Musiałem doszukać co to za specjał ten “soba”.

Od połowy shorta zastanawiałem się, czy pojawi się inny produkt z ziemniaka, taki o wysokim napięciu około 40V.

No i ziemniak z Niemiec zrobił lokowanie produktu ;)

Przyjemny tekst.

Dzięki, Bruce!

 

Jednocześnie witam kolejnych miłych czytelników!

 

Can, usunąłem te zaimki, dziękóweczka!

Jak widać znalazłem inne zastosowanie dla stonki ;)

 

MichaleB, masz niewątpliwą rację, że coś w stylu Luksusowej mogłoby się pojawić. Choć chyba teraz skład jest nieco inny i przy produkcji tego przezroczystego eliksiru korzystają nie tylko z ziemniaka (jak podaje internet).

Firma volkswagen niestety nie zamówiła tej promocji (niestety, bo chętnie bym przygarnął jakaś korzyść majątkową). Nie wiem zresztą czy życzyliby sobie być kojarzeni z ziemniakiem vel kartoflem ;) 

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Od początku dajesz jasno do zrozumienia, że konkurs jest dla Adama nie lada wyzwaniem i z determinacją będzie walczyć o należny mu tytuł. Szkoda, że historia urywa się dość gwałtownie, ale jestem pewna, że starania bohatera zostały uwieńczone pełnym sukcesem. ;)

 

Nie mam jednak podjazdu do takich tuz jak… → Nie mam jednak podjazdu do takich tuzów jak

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika tuz.

 

kształt przypominał otoczaki niesione prądem górskich strumieni. → Czy otoczaki na pewno są niesione prądem strumieni, czy może raczej: …kształt przypominał otoczaki gładzone prądem górskich strumieni.

 

w której odbywały się wybory ZSRR, żeby przygotować się do występu. Przed wejściem do budynku odbywał się protest… → Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję w drugim zdaniu: Przed wejściem do budynku trwał protest

 

zza kulis ktoś przygląda się rywalizującym ziemniakom z obłędem w oczach. → …zza kulis ktoś z obłędem w oczach przygląda się rywalizującym ziemniakom.

 

 Ziemniak z Niemiec przebrał się za Volkswagena Golfa… → Ziemniak z Niemiec przebrał się za volkswagena golfa

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Specyficzna historyjka w konkursowych klimatach. Jest dziwnie, ziemniaki pachną absurdem, stonka grasuje, ale mam wrażenie, że opowiastka nie została doprowadzona do końca. Aspekt polityczny też wygląda jeszcze trochę surowo: ma duży potencjał, kąciki ust się podnoszą co jakiś czas, a zabrakło trochę ostatniego szlifu, takiego dopieszczenia wszystkiego, które poruszyłoby najbardziej bizarrolubne cząstki duszy i nie pozwalało oderwać się od tekstu.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej,

 

dzięki za wizytę, Regulatorzy, Krar85.

 

Dokonałem poprawek, historia faktycznie nieco otwarta :) No tak właśnie jest. Jak mówi stare przysłowie to droga jest celem, itd.

 

Pozdrawiam międzyświątecznie!

Che mi sento di morir

Bardzo proszę, BasemencieKeyu. Niech pani Wena Cię nie opuszcza. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Omijałam Twoje opowiadanie, jak gorącego kartofla normalnie.

Ale dziś, przy porannej kawce przeczytałam i zakochałam się po uszy.

Pomijam już ZSRR, przy którym mało nie poplułam ekranu i odłożyłam filiżankę, bo serwis w mojej firmie nie zniesie już raczej kolejnych wypadków.

Jednak ziemniaczki krojone, smażone, działacze pro-potato i sama pyrowa rywalizacja urzekły mnie.

Pozdrowienia dla wróżki-stonkuszki;)

Piórkowo będę na TAK.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Tekst lekki i przyjemny, miejscami naprawdę zabawny (bataty czy samochód). Pomysł oryginalny, choć historii nie ma tu za wiele, przydałoby się też jakieś mocniejsze, bardziej zapadające w pamięć zakończenie. Kliknąłem do biblioteki, na piórko, według mnie, trochę za mało.

Bardzo fajny tekst.

O spełnieniu założeń konkursowych nie będę się wypowiadać, bo to nie moja broszka. Ale miejsca na podium gratuluję.

Oryginalność bohatera jest poza skalą. I do tego ma osobowość, czymś tam różni się od konkurentów z innych krajów. Bardzo ładnie.

Fabuła mnie na kolana nie rzuciła, ale miał być konkurs na ziemniaka, to jest.

Plus za ziemniaczane gierki słowne, to akcent miły jak czipsy na imprezie.

Humor urzekający. :-)

Sama pewnie dałabym stonce bardziej wredną rolę, ale nie mogę narzekać.

Widzę mnóstwo zalet, będę na TAK, czyli.

Babska logika rządzi!

Cześć, BasementKeyu! Dawno Cię tu nie widziałem.

Opowiadanie miło było przeczytać, ale wielkiego wrażenia nie zrobiło. Jakoś nie trafiłeś w moje poczucie humoru – oczywiście nie mówię, że jest obiektywnie nieśmiesznie, po prostu do mnie nie przemówiło. Chyba było zbyt abstrakcyjnie: jeżeli nie widzę stałej logiki tekstu i mogę się spodziewać zupełnie wszystkiego, to nie mam podczas lektury żadnych przewidywań, których podważenie wytworzy moment komiczny. Z wyjątkiem jednego miejsca:

W ferworze rywalizacji i walcząc o bycie autentycznym, Francis po prostu pokroił się i usmażył w głębokim tłuszczu.

Z jednej strony to wyobrażenie mnie rzeczywiście rozbawiło, a z drugiej może też być trafnym komentarzem do kosztów profesjonalnej rywalizacji i skutków nadmiernej ambicji. Jak dla mnie najmocniejszy punkt tekstu.

Ze względu na nominację piórkową zastanawiałem się jeszcze, czy nie ma tutaj jakiejś ukrytej głębszej warstwy, zwłaszcza ze względu na przytaczane nazwy państw, czy nie jest to po prostu opowiadanie z kluczem – ale wydaje mi się, że nie, raczej humoreska bez przesłania ideologicznego. Co najwyżej ten drobny przytyk w stronę jakichś działaczy, nawet nie umiem powiedzieć: ekologicznych czy pro-life.

Wyłowione drobiazgi interpunkcyjne – w dwóch miejscach brakuje przecinków przed “jak” (tam, gdzie ten spójnik rozdziela człony o rozbieżnych orzeczeniach):

na pytanie, jak to się ma do tematu konkursu

nikomu nie muszę tłumaczyć, jak został przyjęty ten “żart”.

Tu z kolei przecinek niezasadny:

groziła mi palcem, albo pokazywała okejkę.

A tu zastanawiam się nad logiką tekstu:

– Jesteś stonką, przyznaj się. Pewnie chciałabyś zatopić zęby w naszych delikatnych, ziemniaczanych strojach?

(…)

– Jestem ziemniaczaną wróżką. Spójrz, mam nawet skrzydełka.

(…)

Domniemana wróżka spojrzała na moją rękę, wciąż ściskającą jej szczupłe ramię.

Dlaczego w ziemniaczanych strojach, a nie na przykład ciałach? Skrzydełka akurat stonka mogłaby mieć równie dobrze jak wróżka, obecność natomiast ramion zamiast odnóży to już rzeczywiście pozwala na dość pewną identyfikację wróżki. (Wprawdzie mówimy o świecie, w którym ziemniaki mają ręce…)

 

Moim zdaniem tekst dość odległy od piórka. Zdziwiłem się jednak, że pomimo tylu pozytywnych opinii i zapowiedzi głosów na TAK nie został wciąż jeszcze dobity do Biblioteki, co chętnie naprawiam. Ślimacze pozdrowienia!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Uśmiechnęło mi się, ładne połączenie absurdu z humorem :) Gdybyś kliczka jeszcze potrzebował, dałabym chętnie,ale na piórko to trochę mało. Tekst jest zabawny, uroczy, ale też mocno powierzchowny. Ot, przeczytać, uśmiechnąć się i zapomnieć.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć!

To zabawny, przyjemny w czytaniu tekst, ale mimo wszystko nie sądzę, aby miał mocno zapaść czytelnikowi w pamięć. To prosta historyjka, bez większych fajerwerków. Niemniej, szczególni bohaterowie i bardzo w ich świecie poważny konflikt umilili mi wieczór. ;)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dziękuję Wam serdecznie za wizyty i komentarze i przepraszam za późną odpowiedź.

 

@Ambush wdzięczny jestem za miłe słowa, cieszę się, że humor rozbawił i mam nadzieję, że żaden sprzęt komputerowy nie ucierpiał. Już sama nominacja do piórka jest czymś zaszczytnym, a pozytywny głos cieszy podwójnie. Dziękuję!

 

@Zygfrydzie dziękuję za komentarz, pozytywną opinię oraz bibliotecznego kliczka. Polecam się na przyszłość :)

 

@Finklo, cieszę się, że trafiłem w Twój gust i jestem radośnie podekscytowany tak pozytywnym odbiorem.

Plus za ziemniaczane gierki słowne, to akcent miły jak czipsy na imprezie.

Ha, zaiste czipsy na imprezie są pożądane, choć ich masowa konsumpcja grozi perturbacjami na drugi dzień, co w przypadku mojego tekstu mam nadzieję nie miało miejsca :D 

Głos na Tak w piórkowym plebiscycie jest ogromną radością :)

 

@Ślimaku, dzięki za wizytę i rzeczowe komentarze. Z humorem chyba tak jest, że nie bawi wszystkich tylko trafia do swoistych wybrańców (albo może do przeklętych – w zależności od interpretacji). 

Co do wymowy tekstu, jest to raczej historia lekka, jak przywoływana wyżej paczka czipsów. Garść poważnych tematów na podobieństwo soli oklejającej czipsy, powinna dodać nieco smaku, nie pozbawiając szorta walorów “lekkiej przekąski czytelniczej”. Co pewnie może być również wadą, jeśli ktoś spodziewał się kotleta czy wręcz krwistego steka do serwowanych ziemniaków ;)

Interpunkcją zaraz się zajmę, dzięki!

Co do spożywania strojów zamiast ciał ziemniaków, wgryzanie się w korpusy uczestników wydawało mi się dość drastyczne, a historia miała być raczej lekka. Sama stonka dlatego żywi się liśćmi, nie jest potworem pożerającym bohaterów, raczej “fetyszystką” pożerającą ich oczami z ukrycia i karmiącą się strojami :) Swoją drogą Finkla również wyrażała pewien niedosyt co do postaci stonki.

Dzięki za dobicie do biblioteki, liczę na skracanie dystansu do piórka w przyszłości :)

 

@Anet, dzięki <3

 

@Irko, dzień dobry, cieszę się, że uśmiech pojawił się na Twoich ustach. Zgadzam się, że historia lekka jak ziemniaczana obierka. Co do zapomnienia, chyba zależy od odbiorcy, bo znam takich, którzy wciąż mi przypominają o tej historii i twierdzą, że to jedna z lepszych rzeczy, które napisałem. Z czym osobiście się nie zgadzam, ale też rzeczona osoba nie przeczytała wszystkiego co stworzyłem, czy tworzę. Ale również takie skrajne opinie się pojawiają, co jest nieco zaskakujące dla mnie.

 

@Verus, umilenie kilku wieczornych chwil to ogromny sukces, cieszę się, że mogłem ze swoim tekstem choć na chwilę zapisać się w Twojej pamięci. 

 

Pozdrawiam Was wszystkich ciepło, będę starał zaglądać tutaj częściej!

 

 

 

 

 

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka