
Obraz rzeczywistości po upadku cywilizacji, a w niej, wciąż żywe to co najpiękniejsze – książka.
Obraz rzeczywistości po upadku cywilizacji, a w niej, wciąż żywe to co najpiękniejsze – książka.
Wiatr wędrował po opustoszałych ulicach dawnej metropolii, unosił ponad nimi pył, suche liście i śmieci upadłej cywilizacji. Oczy ludzi zamkniętych w zniszczonych domach, lepiankach i szałasach rozrzuconych po mieście obserwowały umierającą naturę i dawną potęgę geniuszu architektów. Wraz z nią umierali i oni, nie było już ludzi, a tylko nędzne pozostałości ludzkiej moralności uwięzionej w zdruzgotanych ciałach. Żadne z drzew nie miało zielonych liści, pozostały jedynie te brązowe, leżące na chodnikach, ulicach, dachach budynków i pośród suchych traw w niegdyś tętniących życiem parkach. Wszelkie stworzenia musiały przystosować się do życia w nowej rzeczywistości lub zginąć. Walczyć choćby o okruch pożywienia czy jakiekolwiek miejsce, gdzie można było skryć się przed zimnem i zabójczymi burzami, niosącymi ostre jak brzytwy drobinki pyłu przebijające skórę i organy z łatwością niosąc śmierć.
Skrzypienie powyginanego i pokrytego rdzą sklepowego wózka rozbrzmiewało pośród uliczek betonowej dżungli. Wypełniony nielicznymi produktami spożywczymi, środkami pierwszej pomocy i narzędziami, był prowadzony przez mężczyznę nieróżniącego się od reszty ocalałych. Twarz pokrytą miał gęstą, czarną brodą, a na głowie nieśmiało przebijały się pozostałości bujnej czupryny. Kierował powolne kroki do jednej z kamienic, gdzie czekał na niego syn i żona. Zajmowali ciemne mieszkanie na najwyższym piętrze, bez wody, ogrzewania i prądu. Podróż po ulicach wiązała się z ogromnym wysiłkiem fizycznym. Był słaby i niedożywiony musiał jeszcze wtargać wózek na trzecie piętro po drewnianych schodach, popękanych w niektórych miejscach. Nie mógł liczyć na pomoc innych w czasach, kiedy każdy dbał jedynie o siebie.
Pchnął trzymające się na jednym zawiasie drzwi kamienicy. Po dawnych ręcznie wykonanych zdobieniach nic nie pozostało, to co budziło zachwyt, burze piaskowe zniszczyły bezpowrotnie. Cudem było, że drzwi nadal zachowywały swoją formę, pełniąc funkcję do jakiej je stworzono. Po przekroczeniu progu ustał i popatrzywszy na szereg schodów wiodących w nieskończoność, złapał kilka większych oddechów by nabrać sił. Z zaciśniętą szczęką zabrał się do pracy, uwięził wózek w uścisku dłoni i tyłem do schodów wykonał pierwszy krok. Monotonny huk kółek obijanych o deski trwał przez kilkanaście minut, przerywany ociężałym sapaniem.
Po batalii stoczonej ze schodami stanął przed wejściem do mieszkania, ledwo uniósł zmęczoną rękę i zapukał. Kobieta wewnątrz podbiegła i dostrzegając ukochanego męża przez wybitą w drewnie dziurę, odwiązała kawałek sznurka spełniającego funkcję prowizorycznego zabezpieczenia. Gdy ten udał się do salonu wraz z wózkiem by go rozładować, poszła po syna zajętego zabawą ręcznie wykonanymi przez nią zabawkami. Chłopiec podbiegł, aby powitać ojca po, którego skroniach nadal spływał pot. Zajrzał do worka wyciągniętego z dna zardzewiałego kosza. Zanurzył w nim rękę, wyciągając jedzenie, ale również kilka książek pozbawionych okładek i z poszarpanymi, pożółkłymi stronami. Kobieta złapała konserwy, umieszczając je w szafkach, w rozpadającej się kuchni, a mężczyzna wziął jedną z książek i udał się do drugiego pokoju, zatrzaskując wybrakowane drzwi.
Spojrzał przez okno na szary i zmarnowany świat. Skierował wzrok ku niebu pokrytemu chmurami, zasłaniającymi słońce, nie pamiętał jak to było wpatrywać się w błękitną poświatę okalającą planetę lub w migoczące gwiazdy. Po chwili refleksji siadł w zakurzonym fotelu i otworzył książkę na przypadkowej stronie. Była ona prawie całkowicie zniszczona, więc nie do końca wiedział o czym tak naprawdę czyta. W tym momencie przypomniało mu się zdanie które zawsze słyszał w szkole “Co autor miał na myśli”. W tej sytuacji nawet jego nauczycielka miałaby problem z odpowiedzią na tak proste z teorii pytanie.
Niektóre już wyblakłe słowa tworzyły pojedyncze zdania wyrwane z kontekstu i niemające realnego przekazu, ale na ich widok w kąciku jego ust pojawiał się uśmiech.
Przed oczyma trzymał niezrozumiały tekst, a w rzeczywistości czuł jakby spoglądał w lustro. Zamknął oczy a żółte kartki rozmyły się w powietrzu. Zanurzył się we własnych myślach, zatonął w umyśle jak w nieskończonym oceanie, po czym otworzył powieki i spojrzał na dłonie. Były czyste, a paznokcie zadbane, jak za dawnych lat. Dotknął czule nogawek świeżo upranych spodni, kolorowych, a nie wyblakłych i szarych, przypominających stary jutowy worek po ziemniakach. Koszula pachniała lawendą, nie wyczuwał stęchlizny, do której przywykł w życiu, jakie zostało mu dane.
Wstał opierając dłonie o przyjemny w dotyku materiał fotela. Skierował wzrok na ścianę. Biała farba przyciągała światło i odbijała je rozjaśniając pokój. Przejechał po niej opuszkami palców, przechodząc dalej, w głąb mieszkania, ku drewnianym drzwiom. Klamka idealnie leżała w dłoni, skrzydła drzwi otworzyły się bez najmniejszego szmeru, były jak nowe. Za nimi czekał go widok wyremontowanego przedpokoju, na wieszakach spoczywały kurtki i płaszcze, zaś pod nimi buty domowników. Pochylił się, by spojrzeć na stopy, poruszał palcami a w skarpetkach nie było żadnej dziurki ani przetarcia, tak samo jak w obuwiu, które powoli włożył na nogi.
W kuchni stał garnek, pełen pysznej, parującej zupy, obok w misce leżał dopiero co ugotowany makaron. W zachwycie powstrzymując łzy, nałożył pełen talerz i usiadł do stołu, by skosztować ciepłego posiłku. Cieszył się każdą łyżką do momentu, gdy poczuł sytość i zobaczył dno talerza.
Wstał od stołu ruszając powolnym krokiem w stronę salonu, oglądał każdą ze ścian, jakby to było wybitne dzieło sztuki. Dotarł do salonu, gdzie spoczął zapadając się w miękką kanapę. Przed nim stał regał wypełniony po brzegi książkami. Chciał wziąć do ręki każdą z nich i natychmiast przeczytać, podszedł więc do półek i złapał pierwszą stojącą na wysokości wzroku. Nie zdążył spojrzeć choćby na jej tytuł, gdy usłyszał przeszywające uszy wrzaski i dźwięk wybijanych szyb. Natychmiast obudził się z transu, znowu siedział w starym fotelu, ubrany w szmaty znalezione na ulicy, a otaczał go pokój z pozdrapywaną ze ścian farbą.
Zamknął książkę i wyjrzał przez okno, na ulicach trwały starcia pomiędzy ludźmi walczącymi o jedzenie i wodę. Znowu otaczał go świat spowity mrokiem, szarością i przepełniony smutkiem i cierpieniem. Nie było w nim miejsca na radość a nawet na najmniejszy uśmiech.
Cześć. Ogólnie całkiem nieźle się czytało. Fajny motyw z książką jako elementem, który przenosi nas do lepszego świata, jest odskocznią od szarej rzeczywistości. Natomiast większość część tekstu to opis świata postapo. I nie ma tutaj niestety nic nowego i świeżego, więc te opisy, choć poprawnie napisane, nie są jakoś wielce porywające. Pozdrawiam!
Ave!
To tak, przedstawiasz w zasadzie jedną scenkę, w której bohater znajduje książkę. Jego reakcja na znalezisko i pewien pietyzm, z jakim się do niej odnosi budzi skojarzenia (bardzo pozytywne!) z Księgą ocalenia. Może nie jest to przesadnie odkrywcze, ale skoro wszystko już wymyślono, to cieszy, że przedstawiłeś to naprawdę dobrze.
Problem z szortem polega na tym, że poza powyższą reakcją bohatera, cała reszta to w zasadzie suche opisy świata spustoszonego jakąś tam apokalipsą. Zero dialogów, brak fabuły, nie ma też żadnej akcji i w konsekwencji nie sposób w jakikolwiek sposób przejąć się światem przedstawionym. A szkoda.
Pozostawiony w poczuciu lekkiego niedosytu, życzę wszelkiej pomyślności w dalszej pracy twórczej! ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Witaj. :)
Ze spraw technicznych zatrzymały mnie następujące fragmenty (tylko do przemyślenia):
Wraz z nią umierali i oni, nie było już ludzi (przecinek?) a tylko nędzne pozostałości ludzkiej moralności uwięzionej w zdruzgotanych ciałach.
Wypełniony nielicznymi produktami spożywczymi, środkami pierwszej pomocy i narzędziami, prowadzony był przez mężczyznę niczym nieróżniącym się od reszty ocalałych. – posypała się składnia zdania?
Twarz pokrytą miał gęstą, czarną brodą, na jego ramionach spoczywały pozostałości po bujnej fryzurze, które jeszcze dały rady ostać się na głowie. – tu także?
Kierował swoje kroki do jednej z kamienic (przecinek?) gdzie czekał na niego syn i żona.
Po dawnych ręcznie wykonanych zdobieniach nic nie pozostało, burze piaskowe zrobiły to co potrafią najlepiej, zniszczyły to co budziło zachwyt. – powtórzenie, czy celowe?, przy nim trzeba dać przecinki
Cudem jest, że drzwi jeszcze w miarę zachowywały swoją formę i pełniły funkcję do jakiej je stworzono. – tu także trzeba poprawić szyk zdania i interpunkcję?
Po przekroczeniu progu ustał i popatrzywszy na szereg schodów wiodących w nieskończoność, złapał kilka większych oddechów by nabrać sił i z zaciśniętą szczęką zabrał się do pracy. – tu podobnie?
Gdy ten udał się do salonu wraz z wózkiem by go rozładować, poszła po syna zajętego zabawą ręcznie wykonanymi przez nią zabawkami. Chłopiec podbiegł aby powitać ojca po którego skroniach nadal spływał pot. – w tych zdaniach podobnie – brak istotnych przecinków?
Chłopiec podbiegł aby powitać ojca po którego skroniach nadal spływał pot. Zajrzał do worka, który wyciągnął z dna zardzewiałego kosza. – powtórzenie?
Była ona prawie, całkowicie zniszczona, więc nie do końca wiedział, o czym tak naprawdę czyta. – tu z kolei przecinków jest za dużo.
Nie będę dalej wypisywać, ale pod kątem poprawności językowej warto jeszcze dokładnie prześledzić i poprawić całość, ponieważ niepotrzebnie czytelnik skupia uwagę tylko na błędach, zamiast chłonąć treść. Przed wyrażeniem z „który” zazwyczaj stawiamy przecinek.
Ciekawie zbudowałeś przerażający świat i życie w nim ludzi, którzy pamiętają inne czasy i marzą o ich przywróceniu, a także podkreśliłeś niezwykle istotną rolę książek. Odczytuję ten szort jako wstęp do większej powieści, w której warto zadbać o obszerniejszy opis przeszłości, szczegóły dotyczące teraźniejszości, walkę o lepsze życie rodziny głównego bohatera. Trzeba też zwrócić uwagę na dialogi i – koniecznie – poprawę usterek językowych.
Klikam za oryginalny pomysł, pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Hej
Zobaczmy.
“Walczyć choćby o okruch pożywienia czy jakiekolwiek miejsce, gdzie można było skryć się przed zimnem i zabójczymi burzami, niosącymi ze sobą ostre jak brzytwy drobinki pyłu przebijające skórę i organy z łatwością niosąc śmierć”. – Łoj, jaki rozbudowany, upchany informacjami opis.
“Kierował swoje kroki do jednej z kamienic gdzie czekał na niego syn i żona”. – wiadomo, że swoje kroki. “swoje” można ciachu-ciach.
“Pchnął trzymające się na jednym zawiasie drzwi kamienicy. Po dawnych ręcznie wykonanych zdobieniach nic nie pozostało, burze piaskowe zrobiły to co potrafią najlepiej, zniszczyły to co budziło zachwyt. Cudem jest, że drzwi jeszcze w miarę zachowywały swoją formę i pełniły funkcję do jakiej je stworzono”. – a tutaj nie zagrał mi czas. Wszystko masz: pchnął, nie zostało, zniszczyły i nagle: Cudem jest. Może: Cudem było?
Nie umiem racjonalnie ocenić, a nie chcę tekstu krzywdzić. Dla mnie (stricte pod kątem gustu) za gęste. Lubię zapuszczać się w okolice rozmaitego post-apo, ale jednak jestem fanem bardziej żywych opowiadań.
Pozdrówka.
Olafie, pokazałeś skrawek paskudnego świata, w którym jedyną radością okazuje się książka, dzięki której bohater doznaje szczególnych wizji i przeżywa chwilę wyimaginowanej radości.
Szkoda tylko, że wykonanie pozostawia tak wiele do życzenia. Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17
…dawną potęgę geniuszu architektury. → Geniusz może być przymiotem architekta, ale nie architektury.
…i zabójczymi burzami, niosącymi ze sobą ostre jak brzytwy drobinki pyłu… → Zbędny zaimek.
…prowadzony przez mężczyznę nieróżniącym się od reszty ocalałych. → …prowadzony przez mężczyznę nieróżniącego się od reszty ocalałych.
Twarz pokrytą miał gęstą, czarną brodą, a na ramionach spoczywały pozostałości niegdyś bujnej fryzury. → Rozumiem, że mężczyzna miał bujny zarost, ale nie pojmuję dlaczego pozostałości niegdyś bujnej fryzury miał na ramionach…
A może miało być: Twarz pokrywał gęsty czarny zarost, a pozostałości niegdyś bujnej fryzury siegały ramion.
Kierował kroki do jednej z kamienic, gdzie czekał na niego syn i żona. → A może zwyczajnie: Szedł do jednej z kamienic, gdzie czekali syn i żona.
Zamieszkiwali ciemne mieszkanie na najwyższym piętrze… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Zajmowali ciemne mieszkanie na najwyższym piętrze…
Ze słabym, niedożywionym ciałem musiał jeszcze wtargać wózek na trzecie piętro… → Czy mam rozumieć, że targał wózek z ciałem słabym i niedożywionym?
A może: Był słaby i niedożywiony, a musiał jeszcze wtargać wózek na trzecie piętro…
…burze piaskowe zrobiły to co potrafią najlepiej, niszczyły co budziło zachwyt. → Czyj zachwyt budziły zniszczenia czynione przez burze?
Proponuję: …to, co kiedyś budziło zachwyt, burze zniszczyły bezpowrotnie.
…zajętego zabawą ręcznie wykonanymi przez nią zabawkami. → Nie brzmi to najlepiej.
…otworzył powieki i spojrzał na swoje dłonie. → Zbędny zaimek – czy w opisanej sytuacji mógł patrzeć na cudze dłonie?
Wraz z paznokciami były one znów czyste, jak za dawnych lat. → A może: Były czyste, a paznokcie zadbane, jak za dawnych lat.
…nie wyczuwał stęchlizny, do której przywykł w życiu, jakie zostało mu dane. → A może: …nie wyczuwał stęchlizny, do której przywykł w życiu, które przyszło mu wieść.
Pochylił się, by spojrzeć na swoje stopy… → Zbędny zaimek.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.