
Tym razem opko niezbyt (na pierwszy rzut oka) oczywiste, więc profilaktycznie idę po kubrak ochronny +3 do ochrony przed przykrym komentarzem.
Tym razem opko niezbyt (na pierwszy rzut oka) oczywiste, więc profilaktycznie idę po kubrak ochronny +3 do ochrony przed przykrym komentarzem.
*
Ale on jej nie miał…
Sztuka improwizacji pozostaje najbardziej przydatną umiejętnością w walce. Odpowiedź na to zdanie zawiera się w pierwszym.
*
Dostał prętem prosto w pacierzowy stos. Coś głośno chrupnęło w kręgosłupie. Usiadł z jękiem w asyście dziwnego dźwięku przypominającego przeciągłe “puffnięcie”. Przebijcie nożem piłkę do koszykówki – i to będzie to. Po chwili antytriumfu zwęszył, że wciąż może mówić. Oręż w słowie, baby, dobra nasza.
*
To była ta wąska szczelina w ciągu doby, pęknięcie czy może uskok, kiedy jest już tak bardzo, bardzo późno, że zarazem bardzo, bardzo wcześnie. Padało od wielu dni. Lokalna rzeka wzburzyła się i zaczęła udawać prawdziwą rzekę. Smutni ludzie z obdrapanych bloków wystawali tłumnie na balkonach, trzymając na rękach doniczkowe rośliny. Niektórzy wznosili je nad głowę, by zyskać kilka centymetrów bliżej nieba. Starsza kobieta w przezroczystej halce trzymała liście Licuala Grandis, wolną ręką pozdrawiając odchodzący świat. Przypominała staruszkę królową, która prezentuje poddanym jeszcze zbyt młodego królewicza. Przeciwpożarowe schody straszyły korozją. Wszędzie tłumy starych ludzi, niewiele dzieci, żadnego zwierzęcia.
Jedynie rośliny.
Przerwał, patrzył, czekał. W odpowiedzi usłyszał jedynie, że wszystko mu się znowu pomieszało.
– Mylisz się, Kitty. Ervin zadał trzy pytania martwej złotej rybce. Taki właśnie mamy koniec świata.
Od jakiegoś czasu zaczął mówić “Ervin”, przestał “ja”. Perspektywę trzeciej osoby traktował jako osobistą tarczę. Dziewczyna chyba płakała albo właśnie zaczynała płakać. Nagle skądś wyczarowała papierosy. Nie było ich, a kiedy spojrzał, Kitty już paliła. Zaciągała się szlochem, jak i fajką. Jeśli istniało coś, wobec czego odczuwał obrzydzenie, to na pewno słabość. Tyle już wycierpiał. Tyle zniósł.
– Ervina brzydzi szlochające mięso.
Powtórzyła, że wszystko mu się strasznie pomieszało. Szloch, niczym deszcz z bajki, też przybrał na sile. Ervin zaczął się miotać. Strasznie klął. Przetrącony kark ciągle wiązał go z prawami fizyki, nie pozwalając wstać. Strzaskana szyja miała mocno pistacjowy odcień. Mimo tego kolejne groźby ciągle wypadały mu przez zęby.
– Ervin zaraz wstanie, mała Lilith. Wstanie i przybędzie.
Olała to, że ponownie nazywa ją Lilith. Spróbowała coś ugrać spokojem, w myślach prosząc Boga, by rozwaga była zaraźliwa.
– Przyszło ci do głowy, że to tylko wytwory twojej wyobraźni?
– A tobie, że to my jesteśmy ich wytworami?
Wyszukała latarkę w telefonie. Zrobiła krok i oświetliła mu twarz. Zapuchnięte ludzkie mięso ciągle jeszcze miało dawne oczy. Ostatni raz zdobyła się na spokój.
– Posłuchaj mnie, Ervin. Proszę. Nie podnoś się. Pozwól mi zadzwonić po pomoc.
– Kim jest Ervin?
Spojrzała w dubeltową strzelbę obłąkańczo rozbieganych oczu. Dwa paciorki, każdy sobie, żyły własnym życiem. Stres ją przygniótł. Złamał. Chore serce zagrało z atrofią. Poczuła ucisk pomiędzy piersiami. Urywany kaszel wyparł łzy.
– Kim jest Ervin? – pytał raz po raz, usiłując podciągnąć się na cieplarnianej rurze. Oplatał ją rękami i nogami. Zupełnie jak te pnącza, w które wierzył.
Wtedy zrozumiała, że musi użyć pręta jeszcze raz.
(Nie rób tego. Jest ci potrzebny jak Jaskier Wiedźminowi. Gdzie byłby Jezus, gdyby nikt nie spisał Ewangelii?)
Dla furii lustro to dom.
Uderzyła trzydzieści siedem razy.
*
Zaczęło się niewinne. Mniej więcej cztery, może pięć miesięcy temu. Wrócił przejęty, choć nie mówił, skąd. Słuchała jak żona męża, na trzydzieści procent. Jeden zwrot przykuł jej uwagę.
– Co?
– Co, co?
Wyłączyła na chwilę kuchenkę. Wytarła ręce w staromodny fartuch.
– To przed chwilą. Powtórz, co przed chwilą powiedziałeś.
– Powiedziałem tylko, że tam były.
– One. – Przyjrzała mu się uważnie. – One, czyli…?
– No, one. Dwie nerki w środku dziewczyny.
*
Na początku zdiagnozowali to jako frontotemporal dementia, otępienie czołowo-skroniowe. Coś z płatami skóry. Rodzaj demencji. Mówili, że nie będzie niebezpieczne, choć z całą pewnością uciążliwe. Przepisali leki i uznali, że na tym etapie najwłaściwsze jest leczenie ambulatoryjne. Argumentowali tym, że pod żadnym pozorem nie należy odcinać pacjenta od bodźców płynących z dobrze poznanego środowiska. Po kilku tygodniach zrozumiała, że Ervin miał zbyt słabe ubezpieczenie.
Do tego czasu zabił psa oraz oba koty, wydając wszystkie oszczędności na rośliny. Na kilka tygodni trafił do zakładu. W pamięć mocno wryły jej się pierwsze odwiedziny.
– Cześć, Kitty. Ervin bardzo radosny, że tu jesteś.
Mówili, żeby pod żadnym pozorem go nie peszyć. Nie burzyć świata, który z takim zapałem konstruuje. Uwierzyła im, czasem tylko zadawała pytania. Cieszył się jak dzieciak, mając sposobność wszystko jej wyjaśnić.
– Jesteś Kitty Genovese. Zmarłaś trzynastego marca tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego czwartego roku. Dokładnie w wieku dwudziestu dziewięciu lat.
– Zmarłam?
– Tak. Zabił cię mężczyzna, Winston Moseley. Zaatakował cię po trzeciej rano, dokładnie trzydzieści metrów od twojego domu. Zaatakował i zadźgał. Zmarłaś chwilę po czwartej w drodze do szpitala. Twoją walkę o życie słyszało trzydzieści siedem osób. Nikt nie wyszedł. Nikt nie zadzwonił po pomoc. Później zrobiono o tym duży artykuł i nazwano dyfuzją odpowiedzialności.
Zapytała, jak to możliwe, skoro jest z nim tutaj. Teraz. W tym momencie.
– To proste – odparł. – Jeśli mówisz prawdę, nie musisz niczego pamiętać.
*
Innym razem, gdy trochę okrzepła, zapytała, czemu ją zabili. Odparł w swoim stylu, zwracając szczególną uwagę na detal.
– Nie zabili. Zabił. Jeden. Winston Moseley. Pomijając twoją śmierć, to był dobry rok. Gagarin polecił w kosmos. Tanzania uzyskała niepodległość.
– Ale czemu mnie? Przecież to trochę niesprawiedliwe.
Uśmiechnął się. Następnie zapytał, czy Kitty wie, czemu życie jest niesprawiedliwe.
– Nie – odparła. – Nie wiem.
– Bo jest wiele sposobów, by przegrać i tylko jeden, by wygrać.
Uciekł tydzień później. Jedyny ocalały z trójki pielęgniarzy wyznał, że mężczyzna poruszał się tak szybko, że życie, którego doświadczał na co dzień, musiało wyglądać jak galeria rzeźb.
*
Teraz.
Zmasakrowała go do tego stopnia, że głowa przypominała plakat, na który upadł arbuz. Uderzała dotąd, dopóki nie odniosła wrażenia, że ktoś się temu wszystkiemu przygląda.
– To nic – wyszeptała, dysząc. – Jest tak, jak mówiłeś, Ervin. Dla furii lustro to dom.
– Już czas.
Odwróciła głowę. Chłopiec mógł mieć najwyżej dwanaście lat. Był bosy, brudny i poza krótkimi szortami, nagi. Po obu jego stronach stały dwie duże rośliny doniczkowe.
To nic – pomyślała. Szaleństwo cię nie okradnie.
– Już czas – powtórzył dzieciak. – Musimy iść.
– Dobrze – zgodziła się. – Mam tylko prośbę. Jedną. Proszę, przypomnij mi, jak mam na imię.
Odwrócił się i pokracznie odszedł korytarzem, ciągnąc za sobą zielonych kompanów. Dłuższy czas pozostała sama. Potem jednak ruszyła po okruchach czarnej ziemi, które wypadły z przechylonych donic. Wędrując, rozmyślała nad utraconym imieniem. Pamiętała, że miała dobre imię. Imię koloru złota zmieszanego z pokrojoną pomarańczą. Coś jak pożarowa łuna na poszyciu leśnego horyzontu. Coś jak trzydzieści siedem uderzeń stalowym prętem w twarz. Coś jak breja. Coś jak trzydziestu siedmiu świadków zbrodni.
*
Odnalazła dzieciaka tam dalej, na zewnątrz. Stał wśród starych ludzi na żelaznych, pordzewiałych schodach. Wszyscy, co do jednego, spoglądali w niebo. Spytała, czy może tutaj chwilę zostać. Odpowiedział nieznacznym uśmiechem.
Długo stali w ciszy i marzli, wyczekując deszczu. W powietrzu roznosił się odór zgnilizny. Gniło ludzkie mięso, usychały kwiaty. Czasami ktoś skakał lub po prostu siadał i umierał. Niekiedy z trzewi budynku przychodził następny.
(Regulacja).
– Chyba nie dotrwamy.
– Chcesz wrócić do środka?
Machnął, że nie, lub, że „jeszcze nie”. Następnie chwycił miniaturową dłonią biały płatek.
– Gdy temperatura spada poniżej zera, powstaje śnieg. Wiesz, co powstaje, kiedy spada poniżej dwudziestu?
– Nie.
– Wolność.
– Wolność – powtórzyła, wychylając się przez balustradę. – Chciałabym przed nadejściem wolności jeszcze raz usłyszeć własne imię. Pamiętam, że miałam bardzo dobre imię. Brakuje mi go.
Uklęknął i z pietyzmem miniaturowego ojca starł z obu roślinnych przyjaciół biały popiół śniegu. Później wstał, lecz się nie odwrócił.
– Może spróbuj poszukać w inny sposób.
Pomyślała nad tymi słowami. Cierpliwie czekał, z uwagą i rozbawieniem przyglądając się mimice jej mutującej twarzy. Odwzajemniła spojrzenie, wpatrując się w jego twarz…
…i właśnie tutaj wracamy do początku.
Witaj. :)
Bardzo trudny i przeraźliwie gorzki w swej wymowie tekst. Poczytałam o genezie. Makabryczna zbrodnia, ale jeszcze gorsza postawa owych 37 świadków.
Przypomniałam sobie scenę z “Wejścia Smoka” i samobójczą śmierć filmowej siostry Bruce’a Lee, ściganej przez pijanych gwałcicieli. Okiennice, do których stukała, licząc na jakąkolwiek pomoc, pozostały zamknięte, a te, które były rozchylone, zamykano czym prędzej.
“Czasem lepiej się nie mieszać, udawać obojętność, tak będzie bezpieczniej” – to często spotykana postawa. Cóż, człowiek człowiekowi wilkiem…
Edit – i jeszcze ten tytuł, nawiązujący do Mansona…
Mam zapytanie – czy to nie literówka przy Gagarinie?
Pozdrawiam serdecznie, klik. :)
Pecunia non olet
To dziwne dla mnie, jak w teoretycznie poukrywanym, poszatkowanym tekście, tak dużo zobaczyłaś i tak dużo wyłuskałaś. Straszny to paradoks, że teksty proste uznawane są za zagmatwane, a taki naprawdę pogmatwany, zostaje rozłożony dość dobrze z zamysłem autorskim.
Nie spodziewałem się, bo w miejscach, gdzie był, raczej uchodził za mało spójne dziwactwo.
Dzięki wielkie za wizytex i odczyt.
Umiejętnie pogmatwałeś i zakamuflowałeś, ale zrobiłeś to po mistrzowsku, brawa!
To ja bardzo dziękuję; z niekłamaną przyjemnością czytam świetne teksty; pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Spąsowiałem, a zarazem pokraśniałem na ryjcu, ryjąc filuternie klapkiem we włosiu dywaniszcza. Miód na me sercowe komory, taki koment. Idę tera objaśnić domownikom, jakiego zacnego chwata mają za współplemieńca.
Ukłonias.
Pecunia non olet
Interesujące, to znaczy wiadomo, nie wszystko zrozumiałem, ale muszę przyznać, że dziwne obrazy wydały mi się wyjątkowo zajmujące. Swoją drogą Ervin przepowiedział śmierć Kitty, kiedy nikt miał jej nie pomóc, choć wielu słyszało, a później śmierć Ervina słyszy tyle osób i też nikt się nie rusza, każdy patrzy w niebo.
Wolność – powtórzyła, wychylając się przez balustradę. – Chciałabym przed nadejściem wolności jeszcze raz usłyszeć własne imię. Pamiętam, że miałam bardzo dobre imię. Brakuje mi go.
Uklęknął i z pietyzmem miniaturowego ojca starł z obu roślinnych przyjaciół biały popiół śniegu. Później wstał, lecz się nie odwrócił.
– Może spróbuj poszukać w inny sposób.
Pomyślała nad tymi słowami. Cierpliwie czekał, z uwagą i rozbawieniem przyglądając się mimice jej mutującej twarzy. Odwzajemniła spojrzenie, wpatrując się w jego twarz…
…i właśnie tutaj wracamy do początku.
Ale on jej nie miał…
Zastanawiam się, czy chodzi właśnie o połączenie końca z początkiem i o to właśnie początkowe zdanie, bo w sumie daje to intrygujące tropy.
No trochę zmusiłeś mnie do myślenia, widzę, że jest tu jeszcze parę tematów, które nie do końca wiem, jak zinterpretować, ale no może coś jeszcze wymyślę.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Nooo, połączenie końca z początkiem na modłę spirali, czy nawet paradoksu Tolmana, gdzie skutek wyprzedza przyczynę jest tu dość podany w łatwy do odszyfrowania sposób, ale i tak cieszy mnie, że ktoś to dojrzał, bo póki nie mam czytelnego sygnału, że dojrzał, to nie wiem, czy dojrzał do dojrzenia ;)
Reszty wolę nie komentować, żeby nie psuć zabawy (teoretycznym) innym, ale Ty sam pewnie już wiesz, co wyłowiłeś.
Tylko też łatwo popaść w jakieś nadinterpretacje Nolanowskie, a tekst równie dobrze może być atektoniczny, gdzie efekciarska konstrukcja zupełnie nie ma podłoża z bryły logicznej.
I właśnie tutaj wracały do początku ;)
Dzięki za odczyt i garść refleksji.
Canulasie, szczerze zazdroszczę Bruce i Młodemu pisarzowi, bo dostrzegli w tekście coś, czego ja nie zobaczyłam. :(
– Jesteś Kitty Genovese. Zmarłaś 13 marca 1964 roku. → – Jesteś Kitty Genovese. Zmarłaś trzynastego marca tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego czwartego roku.
Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.
Był bosy, brudny i poza krótkimi szortami, kompletnie nagi. → Był bosy, brudny i poza krótkimi szortami, nagi.
Skoro miał na sobie szorty, nie mógł być kompletnie nagi.
To nic – pomyślała. – Szaleństwo cię nie okradnie. → Druga półpauza jest zbędna, albowiem przed myśleniem nie stawia się półpauzy.
Proponuję: To nic – pomyślała. Szaleństwo cię nie okradnie. Lub: „To nic” – pomyślała. „Szaleństwo cię nie okradnie”.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ave, Canulasie!
To tak, na wstępie muszę przyznać, że niestety tym razem nie zrozumiałem zbyt wiele z przedstawionej historii :D
Czytałem kolejne zdania, niejednokrotnie na mej twarzy zagościł uśmiech, ale po ostatniej kropce nie potrafię napisać, o czym właśnie przeczytałem. Aczkolwiek może to być kwestia zmęczenia materiału. Wszedłem na forum w ramach drobnej przerwy od pracy zawodowej, dla relaksu, i chyba przestrzeliłem się z wyborem tekstu :P
Podobał mi się za to język, którym operujesz. Takie fajne wyważenie żartu, ironii i brutalnej bezpośredniości.
Niemniej, z pewnością jest to lektura nietuzinkowa w formie i przekazie.
Pozdrawiam serdecznie!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
połączenie końca z początkiem na modłę spirali
Tytułowy helter skelter? Czy też tytułem nawiązujesz do Charlesa Mansona?
Chyba jesteś fanem mind-games films. Wyciągasz stare historie, mieszasz, podrzucasz wskazówki. A na te historie patrzy się jak na porozrzucane puzzle. I żeby nie było łatwo ułożyć obrazek, części elementów nie pokazujesz. Dobrze się to czyta. Zmuszasz do myślenia. A rozumieć wszystkiego nie trzeba.
Klikam. Pozdrawiam.
PS
Z tego co przeczytałem, w tej historii opisanej przez The New York Times było dużo przekłamań.
regulatorzy – hejo. Kolejna porcja wiedzy. Wygląda na to, że do dziś źle zapisywałem myśli, bo oddzielałem je, niczym wtrącenia między dialogowe. Tak samo liczebniki. Byłem pewien, że daty można w ten sposób. Zaraz poprawię.
Co do tego, że tekst ominął, zdarza się.
cezary_cezary – cześć. Pisząc teksty w ten deseń to zawsze loteria i często skrajny odbiór. Już się nauczyłem, że można na tym poletku dostać wpierdziel i w pełni to akceptuję. Fajnie, że wyłuskałeś cuś dobrego.
Pozdrox
AP – hej. Tak, mam cały wianuszek (około 30) historii w podobnie zagmatwanym stylu. Czasem są przedobrzone, zbyt efekciarskie lub właśnie atektonicznie. Niekiedy obrabiam jakąś historię, mutuję ją, przyozdabiam. Np. kiedyś sobie umyśliłem, że z użyciem tych samych słów napisze dwie różne historie. Czasem tak dłubie w formie, choć nie zawsze ma to podłoże zbrodni. Często punktem wyjściowym jest tragedia, wypadek lub poletko poetyckie.
Tak, tytuł do Mansona, ale też, gdy po ostatnim zdaniu przeczytasz pierwsze, coś tam chyba wyjdzie.
Dzienx
Byłem pewien, że daty można w ten sposób.
Canulacie, poniekąd masz rację – w narracji daty można zapisać liczbami, ale w dialogu, kiedy ktoś to mówi, to raczej nie wymawia dat cyframi/ liczbami.
Zapis liczb w tekstach – słownie czy cyframi? | Bookowska.pl
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ja pierdzielę, no tak. Alem debiliusz. Ajć
Canulasie, nie bądź dla siebie zbyt surowy.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
gdy po ostatnim zdaniu przeczytasz pierwsze, coś tam chyba wyjdzie.
Jasne, załapałem, żeby spróbować tak do tego podejść. Zresztą wprost to jest napisane. Dlatego, gdy odnosząc się do Twojego wyjaśnienia: “połączenie końca z początkiem na modłę spirali”, zapytałem o ten tytuł, bo helter stelker to taka spiralna zjeżdżalnia.
Hej!
Bardzo nietypowy wstęp, zmiana zdań wyszła Ci płynnie, tak lekko operujesz słowami, że czytam z wielką przyjemnością, nawet jeśli tekst jest nietypowo skonstruowany.
I jeszcze jedna ciekawostka – mieszasz bardzo wzniosłe zdania z potocznymi, co zazwyczaj źle wygląda, ale w tym tekście w miarę pasuje. Dodaje mu niepowtarzalności, choć są momenty, w których mimo wszystko te skoki tonów trochę wybijają z rytmu.
Drobnostka:
– Cześć Kitty.
Cześć, Kitty.
No i tyle, bo tekst w połowie dostaje nowego życia i staje się tak zakręcony, że czytając go na wpół-śpiąco, poczułam wielką ochotę przeczytania jeszcze raz jutro, jak załapię więcej snu. :D
Powrócę. :D
AP – Tytuł pasował mi głównie intuicyjnie. Ma jeszcze jedną wspólną cechę z tekstem, ale nie będę psuł – powiedzmy – zabawy.
Ananke – Tak, tekst nietypowy. Mieszanie potocznych z poetyckimi u mnie częste. Na swym, powiedzmy, macierzystym portalu natłukłem takich ze trzydzieści. Ogólnie to metkuję jako brudne noir, ale przyjęło się jako po prostu Noir (choć z tradycyjnym noir niewiele ma wspólnego). No ale lubię mieszać brud z poetyką, choć czasem przestrzelę i wychodzi popelina lub tekst jest balonikowaty (nadmuchany). Czasem jednak siądzie i warto.
Błąd zaraz poprawię.
Te przeskoki też u mnie częste i tutaj już naprawdę niekiedy potrafię coś zamotać, pogubić lub niewykrystalizować. Ten element jest na celowniku do dopracowania.
Dzięki za pozytywny odczyt
Przeczytałem bez bólu, ale nie jestem takich tekstów targetem. Pozdr. :)
Jasne. Dzięki za wizytę.
Pozdrox
Wróciłam. :)
Jestem targetem takich tekstów, co nie znaczy, że wszystko zrozumiem, ale dla mnie nie jest to konieczne, żeby odczuwać przyjemność z lektury. Podobnie z filmami. To też zależy od stopnia zagmatwania dopasowanego do danej osoby. Pamiętam taki film sprzed wielu lat “Opowieść o dwóch siostrach”, który w połowie rozkręcił się do przerażającego widowiska, żeby na koniec tak wszystko zagmatwać, że wysiadłam. ;p
Tutaj też ten poziom zagmatwania jest wysoki, ale nie przeszkadzało mi to, choć brakuje mi mojego wewnętrznego interpretowania całości, mam wrażenie, że coś mi umknęło, że to takie puzzle ze stu elementów i kilka spadło na podłogę. Szukam, szukam, ale nie znajduję, więc czegoś w tym obrazku brakuje.
Podoba mi się pętla, która wyróżnia opowiadanie. Ervin mutuje i nie ma już twarzy, a to naprawdę zgrabnie łączy się ze zdaniem o sztuce improwizacji, której też nie miał. ;) Tylko że… Jeśli to tak analizować (a lubię sobie porozkminiać, nawet jak zupełnie chybiam ;p) – no to mamy Ervina, który rozmawia z Kitty i ona zadaje mu ciosy prętem. Ervin mówi o “nich”, którzy są wytworami wyobraźni, albo to oni są wytworami czyjejś wyobraźni.
Dajesz też wzmiankę o roślinach, które przybliżają ludziom niebo, więc gdzieś tam w umyśle kształtują mi się jako ci “oni”, takie rośliny przejmujące kontrolę nad ludźmi, albo… hm, rośliny, które wyobrażają sobie ludzi?
Później dajesz wspomnienia z trafienia do szpitala i wzmiankę, że Kitty zostanie zabita. Ale przy tym znowu mamy rośliny i Ervina wydającego na nie oszczędności, roślinowa obsesja alert…
No i wracamy do teraz.
Przychodzi chłopiec, bosy, brudny, z roślinami. Kojarzy się z Ervinem, ale jest to subtelne, Kitty zapomina, jak się nazywa, a wcześniej Ervin też zapomniał… Tracą człowieczeństwo, które być może straciło też tych przywoływanych 37 świadków. (Mała dygresja – czytałam o tej sprawie i to nie tak, że wszyscy bezradnie się przyglądali, cała sytuacja trwała dość długo, była wzywana policja i ludzie nawet odstraszyli napastnika, który wrócił i dopadł kobietę pod drzwiami).
Długo stali w ciszy i marzli, wyczekując deszczu. W powietrzu roznosił się odór zgnilizny. Gniło ludzkie mięso, usychały kwiaty. Czasami ktoś skakał lub po prostu siadał i umierał. Niekiedy z trzewi budynku przychodził następny.
Zmienili się w rośliny, które wyczekiwały deszczu? Albo roślino-ludzi, roślino-stworzenia?
Wyrażenie “z trzewi budynku” – rewelacja.
Z innych fragmentów, ten mnie urzekł:
Pamiętała, że miała dobre imię. Imię koloru złota zmieszanego z pokrojoną pomarańczą. Coś jak pożarowa łuna na poszyciu leśnego horyzontu. Coś jak trzydzieści siedem uderzeń stalowym prętem w twarz.
Niesamowity opis.
– Gdy temperatura spada poniżej zera, powstaje śnieg. Wiesz, co powstaje, kiedy spada poniżej dwudziestu?
– Nie.
– Wolność.
– Wolność – powtórzyła, wychylając się przez balustradę. – Chciałabym przed nadejściem wolności jeszcze raz usłyszeć własne imię. Pamiętam, że miałam bardzo dobre imię. Brakuje mi go.
Czy ja dobrze kojarzę, że rośliny zamarzają w temperaturze poniżej dwudziestu stopni, co znaczy, że ta wolność to śmierć?
Ale najpierw mamy przeistoczenie, zmianę z człowieka w roślinę.
Uklęknął i z pietyzmem miniaturowego ojca starł z obu roślinnych przyjaciół biały popiół śniegu.
Ludzie zmienieni w rośliny…
No okej, Kitty chce usłyszeć imię, znowu przenosimy się do początku, Ervin nazywa ją Lilith, ale skąd ta Lilith? Bo ogólnie Kitty przy realnej historii to była Susan. Tutaj w sumie nie wiem, skąd pomysł na Lilith. Bo o niej jest tyle mitów i odniesień, że trudno tu cokolwiek zinterpretować.
W każdym razie chęć uzyskania imienia plus widoczna przemiana Ervina to dwie możliwe drogi do wyzwolenia agresji.
Ludzie, którzy nie wiedzą, kim są i widzą, że ktoś jest inny – wybuchowa mieszanka zdolna do przerażających aktów.
W skrócie odczytałam to jako opowiadanie o ludziach-roślinach pozwalających na zło, biernych niczym te przywoływane rośliny, a jednocześnie nienawidzących reszty ludzi, często nawet za tę bierność i inność. A w tym wszystkim istnieje też świat roślin, które być może o tym śnią, a może to przejmują nad ludźmi kontrolę.
To oczywiście takie moje luźne interpretacje, nie faktyczna zawartość opowiadania. Nie chodzi mi o trafienie w to, co autor miał na myśli, bo tekst jest na tyle otwarty, że każdy może znaleźć tu coś dla siebie. Tyle że to wymagający tekst i trzeba w nim pogrzebać, jak w tej czarnej, rozsypanej ziemi.
Pozdrawiam,
Ananke
P.S. Oczywiście klikam. :)
Napiszę teraz krótko, jutro pewnie szerzej, ale po prostu, jeśli idzie o jądro, to rozpieprzyłaś ten tekst w drobny mak. Na innym portalu, gdzie jestem, w formie ocen nie mamy skali punktowej, a skalę od: gniot (najgorzej) do dwa wykopy (najlepiej). Planowaliśmy też wdrożyć – trzy wykopy. Można by użyć tego raz na miesiąc, czyli 12x w roku. Dążę do tego, że gdybym mógł, przyznałbym Ci właśnie trzy wykopy. Można gasić światło, ustawiać krzesła na stołach. Nie ma co zbierać.
Nie wiem, o co chodzi. XD
Helloł
“Podoba mi się pętla, która wyróżnia opowiadanie. Ervin mutuje i nie ma już twarzy, a to naprawdę zgrabnie łączy się ze zdaniem o sztuce improwizacji, której też nie miał. ;)” – różne pętle, tachionowy antytelefon i podobne, to coś w czym lubię się babrać z naprawdę różnym skutkiem ;)
Utrata pamięci, koniec świata ze zobojętnienia. Zamiana w rośliny. Rośliny, które praktycznie również (wiadomo, są wyjątki: muchołapka) nie mogą reagować.
“Czy ja dobrze kojarzę, że rośliny zamarzają w temperaturze poniżej dwudziestu stopni, co znaczy, że ta wolność to śmierć?” – tu miałem na myśli jedynie śmierć. Dalej to po prostu pasująca nadinterpretacja.
No, jest jeszcze kilka, ale nie chcę odrzeć tekstu do końca.
W każdym razie czapki z głów, bo wgryzłaś się zacnie.
Pozdrawiaju.
Jestem fanką pętli, także jeśli natrafię na film z pętlą – oglądam w ciemno. Sama napisałam tylko dwie pętle i przyznaję, że trudno w tych pętlach się poruszać, a tutaj dostaliśmy zapętlone opowiadanie, więc tym bardziej byłam zachwycona. :)
W każdym razie czapki z głów, bo wgryzłaś się zacnie.
Myślę, że to i tak tylko wycinek tego, co mamy w tekście.
Pozdrawiam. :)
Ja mam jeszcze cuś w ten deseń, chyba wyższy level do wgryzienia, ale teraz dla odmiany muszę machnąć coś lżejszego, bo za dużo tych dziwnych naraz :)
Opublikowane czy dopiero w zamiarach? Jak już jest to dawaj link – dodam do kolejki. :)
Nieee, nie opublikowane. Nie chcę na chama dawać tekstu codziennie. Teraz w weekend machnę coś bardziej zjadliwego i może potem coś zamotanego.
No to fakt, nie ma co przesadzać z ilością tekstów, bo dotrą do mniejszej ilości osób. ;)
Mimo, że rzadko czytuję odpowiadania w tym stylu, to muszę przyznać, że udzielił mi się mroczny nastrój. Scena z prętem aż za mocna, odebrałem ją na dwa sposoby – sposób rozładowania gniewu samego czytelnika historii o Kitty Genovese, oraz pośmiertne przyznanie bohaterce prawa do obrony. Temperatura 20 stopni to granica ostatniego stadium hypotermii – o to chodziło? Rośliny sobie jeszcze dobrze wtedy radzą, my już nie.
Co do motywu roślin – mogą wymieniać między sobą informacje, ale rzadko mogą reagować… choć drzewo dostając sygnał, że inne drzewo jest zaatakowane, może stać się trujące. Rośliny na pewno dają sygnały o tym, że cierpią.
“Temperatura 20 stopni to granica ostatniego stadium hypotermii – o to chodziło?” – tak, miałem to trochę zamotać wiatrem w skali beauforta, ale dobrze, że tego nie zrobiłem, bo i tak tu niezbyt jasno. W każdym razie, tak szczerze, jestem zachwycony poziomem, raz, że przenikliwości, a dwa, wczujką, jakiej tutejsi juzerzy potrafią się poddać, by odszukać podsens.
Rośliny wydały mi się odpowiednie na poziomie “bezradny obserwator”, a cała reszta, to już pasująca nadinterpretacja.
Czasem robię historię w historii, ale tutaj próbowałem te światy finalnie zetknąć, złączyć.
Dzięki za kilka kolejnych kamieni wrzuconych do tego zachwaszczonego ogródka.
Pozdrox
“Scena z prętem aż za mocna, odebrałem ją na dwa sposoby – sposób rozładowania gniewu samego” – dopingiem i podłożem, bardziej niż gniew, choć też, była krańcowa bezradność.
Ech, nie lubisz tłumaczyć wszystkiego spokojnie i dokładnie, prawda?
OK, tekst zakręcony. Coś tam idzie zrozumieć, ale musiałam się posiłkować komentarzami. Doceniam maestrię w takim wyginaniu słów, żeby uzyskać zamierzony efekt, ale nie czuję się rzucona na kolana. Wolałabym coś prostszego w interpretacji.
Babska logika rządzi!
Prostsze w interpretacji również są planowane. Będę przeplatał z tymi “dziwnymi”. Na razie chyba kuleje balans (za dużo wstawionych dziwnych) i stąd taki osąd.
Dzięki za wizytex.
Odpowiedź na to zdanie zawiera się w pierwszym.
Chwilę nad tym myślałam i chyba wiem, o co chodzi. Ale sztukę lepiej jednak znać, niż mieć.
pacierzowy stos
Stos pacierzowy, czyli kręgosłup. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/szyk-przydawki-przymiotnikowej;514.html i https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Szyk-przydawki-okreslajacej-diament;22996.html
Coś głośno chrupnęło w kręgosłupie. Usiadł z jękiem w asyście dziwnego dźwięku przypominającego przeciągłe “puffnięcie”.
Po pierwsze, wygląda na to, że usiadł tu kręgosłup. I że kręgosłup jest czymś innym od stosu pacierzowego, kiedy nie jest. I jak dźwięk może asystować, czyli pomagać? I jaki to w końcu był dźwięk?
Po chwili antytriumfu zwęszył, że wciąż może mówić
…?
To był ten smukły wymyk w ciągu doby
https://sjp.pwn.pl/szukaj/wymyk.html
Lokalna rzeka wzburzyła się i zaczęła udawać prawdziwą rzekę.
To była rzeką, czy nią nie była?
by zyskać kilka centymetrów bliżej nieba
… nie.
jeszcze zbyt młodego królewicza
Na co "zbyt młodego"?
Tak samo przeciwpożarowe schody.
Ale co, schody przeciwpożarowe przypominały królową?
Od jakiegoś czasu zaczął mówić Ervin, przestał “ja”.
Ervin też w cudzysłów, supozycja materialna. I – od jakiegoś czasu mówił; albo: jakiś czas temu zaczął mówić.
Perspektywę trzeciej osoby traktował jako osobistą tarczę.
Perspektywa trzeciej osoby jest wtedy, kiedy patrzysz na kogoś innego. Ale patrzysz zawsze Ty.
Przetrącony kark ciągle wiązał go z prawami fizyki, nie pozwalając wstać. Strzaskana szyja miała mocno pistacjowy odcień.
Nie mam pojęcia, o co chodzi. Przez chwilę wydawało mi się, że mam, ale już nie mam.
Olała to, że ponownie nazywa ją Lilith.
Czemu nagle tak kolokwialnie?
ugrać coś
Odwrotnie.
Spojrzała w dubeltową strzelbę obłąkańczo rozbieganych oczu.
W jaki sposób oczy przypominają strzelbę?
Dwa paciorki, każde sobie, żyły własnym życiem.
Jak paciorki, to: każdy sobie.
Chore serce zagrało z atrofią.
…?
podciągnąć się
Się podciągnąć.
nie mówił skąd
Nie mówił, skąd.
No one.
No, one.
leczenie dojazdowe
Chyba chodzi Ci o leczenie ambulatoryjne. Albo środowiskowe: https://pacjent.gov.pl/artykul/leczenie-ambulatoryjne-doroslych
Argumentowali tym
Argumentowali to tym.
Do tego czasu zabił psa oraz oba koty, wydając wszystkie oszczędności na rośliny.
Do tego czasu zabił psa oraz oba koty, a wszystkie oszczędności wydał na rośliny.
W pamięć mocno wryły jej się pierwsze odwiedziny.
Rymuje się z pierwszym zdaniem akapitu.
Uwierzyła im, czasem tylko zadając pytania.
Uwierzyła im, czasem tylko zadawała pytania. Imiesłów oznacza jednoczesność, nie związek przyczynowy.
Nikt nie zadzwonił po pomoc.
Nieprawda. https://en.wikipedia.org/wiki/Murder_of_Kitty_Genovese#Inaccuracy_of_original_reports Ale bohater jest wariatem i to wyraźnie coś dla niego znaczy – sęk w tym, że nie mam pojęcia, co.
Zapytała, jak to możliwe skoro jest z nim tutaj.
Zapytała, jak to możliwe, skoro jest z nim tutaj.
Jeśli mówisz prawdę, nie musisz niczego pamiętać.
… ?
Innym razem, gdy trochę okrzepła
To się nie łączy: https://wsjp.pl/haslo/podglad/69797/okrzepnac
Bo jest wiele sposobów, by przegrać i tylko jeden, by wygrać.
Mam wrażenie, że to potykacz semantyczny. Zdanie, które wygląda niesamowicie mądrze – ale nie ma sensu.
Jedyny z trójki ocalałych pielęgniarzy wyznał, że mężczyzna poruszał się tak szybko, że życie, którego doświadczał na co dzień, musiało wyglądać jak galeria rzeźb.
https://wsjp.pl/haslo/podglad/2106/wyznac To w końcu ilu było tych pielęgniarzy? I ilu ocalało? Bo mówisz, że trzech, ale ten był "jedyny" – w jakim sensie jedyny?
Chłopiec mógł mieć maksymalnie dwanaście lat.
Najwyżej dwanaście lat.
Był bosy, brudny i poza krótkimi szortami, nagi.
Angielskawe: Był bosy, brudny i miał na sobie tylko krótkie szorty.
pokracznie odszedł
Czyli jak? Poczłapał?
roślinnych kompanów
Anglicyzm. Zaprzyjaźnionych roślin albo zielonych kompanów.
musiały wypaść
Anglicyzm. Na pewno wypadły.
Coś jak pożarowa łuna na poszyciu leśnego horyzontu.
… że co.
Machnął, że nie lub, że „jeszcze nie”.
Machnął, że nie, lub, że „jeszcze nie”.
Następnie pochwycił miniaturową dłonią biały płatek.
Chwycił.
z pietyzmem miniaturowego ojca
…?
jej mutującej twarzy
…?
Bardzo… nowoczesne. Mam ogólną impresję tragiczności, ale dość abstrakcyjną. Nie wiem.
Makabryczna zbrodnia, ale jeszcze gorsza postawa owych 37 świadków.
Świadków zmyślił żądny sensacji dziennikarz. Na ile można to ustalić, samej zbrodni nikt nie widział, a sąsiedzi albo źle to zinterpretowali, albo zrobili, co mogli (wtedy nie było numerów alarmowych, dzielnica była "podejrzana"). Zastanawia mnie raczej to, że takimi rzeczami tłucze się nas po głowach, żeby wywołać sztuczne wyrzuty sumienia, a nikt się nie przejmuje, kiedy naprawdę lekceważymy obowiązek wobec bliźniego… ale cóż, żyjemy w czasach ogólnej sztuczności.
“Czasem lepiej się nie mieszać, udawać obojętność, tak będzie bezpieczniej” – to często spotykana postawa. Cóż, człowiek człowiekowi wilkiem…
A czasem podejmuje się trudną decyzję, kiedy jest na to tylko ułamek sekundy. A czasem nie wiadomo, co się dzieje. A czasem wiadomo, ale człowiek nic nie może zrobić. A czasem powtarza się komunały. Wiesz, przepraszam, ale naprawdę – każda sytuacja jest inna. Nie można oczekiwać, że każdy będzie od razu wiedział, co zrobić, i że będzie mógł to zrobić. Poza tym… polecam "Bleak House" Dickensa (w polskim przekładzie chyba "Samotnia") z panią Jellyby.
Nie spodziewałem się, bo w miejscach, gdzie był, raczej uchodził za mało spójne dziwactwo.
Cóż, najwyraźniej trafiłeś na właściwą dla siebie czytelniczkę :) Mam taką teorię (w sensie potocznym), że każdy tekst jest dla kogoś. Może tylko dla jednego człowieka na całym świecie. Może dla Twojego tekstu bruce jest tym człowiekiem? (Bo ja nie, ale skoro znalazłeś właściwego adresata, to mnie nic do tego.)
tekst równie dobrze może być atektoniczny, gdzie efekciarska konstrukcja zupełnie nie ma podłoża z bryły logicznej
Eeee… tak, chyba tak :)
A na te historie patrzy się jak na porozrzucane puzzle. I żeby nie było łatwo ułożyć obrazek, części elementów nie pokazujesz. Dobrze się to czyta. Zmuszasz do myślenia. A rozumieć wszystkiego nie trzeba.
Ja tam lubię rozumieć, a w zagadkach jestem do niczego :)
Wygląda na to, że do dziś źle zapisywałem myśli, bo oddzielałem je, niczym wtrącenia między dialogowe.
A, to różnie można: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#zapis_mysli
mam wrażenie, że coś mi umknęło, że to takie puzzle ze stu elementów i kilka spadło na podłogę. Szukam, szukam, ale nie znajduję, więc czegoś w tym obrazku brakuje.
Tak, puzzle.
Czy ja dobrze kojarzę, że rośliny zamarzają w temperaturze poniżej dwudziestu stopni, co znaczy, że ta wolność to śmierć?
To różnie wygląda u różnych roślin. Zasadniczo przy zerze pojawia się w komórkach lód, który je zawsze niszczy, ale organizmy odporne na niską temperaturę mają większą molalność płynu komórkowego (białka przeciwdziałające zamarzaniu) albo pozbywają się części wody.
opowiadanie o ludziach-roślinach pozwalających na zło, biernych niczym te przywoływane rośliny, a jednocześnie nienawidzących reszty ludzi, często nawet za tę bierność i inność
Eeee, czyli nic nowego :P stereotyp :)
Na razie chyba kuleje balans (za dużo wstawionych dziwnych) i stąd taki osąd.
Niektórzy piszą dziwnie, niektórzy lubią dziwne czytać, jest miejsce dla wszystkich – świat jest duży :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hejo.
(Te wstawki, gify, są mistrzowskie)
Komentarz góra. Trudno odpowiedzieć, a co dopiero taki stworzyć.
Z wieloma rzeczami nie ma sensu dyskutować, bo, jeśli idzie o wiedzę, machasz z drabiny drzwiom piwnicy, w której siedzę.
Oczywiście już za moment zabiorę się do poprawek (interpunkcja, nielogiczności,itd)
Jednakże:
Są w tekście momenty (wyszczególnione przez Ciebie), z których opinią, nie tyle się nie zgadzam, co mam inną. Wydaje mi się (wiadomo, subiektywnie), że z racji ogromu nabytej wiedzy, spoglądasz na tekst filtracją podczerwieni Predatora, wyszukującego ofiary. Nie w sensie, Broń Cię Bóg, by coś tu udowadniać, a dlatego, że postrzegasz tekst w sposób chirurgiczny, kliniczny. 75% wyłuskanych rzeczy – mea culpa. Kajam się, solennie obiecując poprawę, jednak są tu też zapisy, które w założeniu (być może nieudolnie wyszło, ale jednak to wciąż założenie) miały być próbami zawarcia poetyki w tekście. Skrótami myślowymi. Metaforami.
Wiem, że użycie karty: metafora, to bardzo często wygodnictwo głąba i nie twierdzę, że akurat tutaj to zagrało, ale jednak część zapisu wyłuskanego jako błędny, zapisana tak została nie z braku o tym wiedzy, a celowego nagięcia tejże. Czy to dobrze, czy właściwie? Inne kwestie. Wiadomo, że i licentia poetica też nie wybroni nawet połowy baboli, ale nie pisałem, nie piszę i raczej nie będę pisał czysto klinicznie (bez tych ozdobników, niestrzelających strzelb Czechowa, nieszczęsnych metafor czy przeróżnych drzwi donikąd). Mam teksty, w których zwracam na to uwagę większą i takie – jak ten (prywatnie szyldowane: brudne noir) gdzie pewne nagięcia występują. Każdy tekst doglądam wielokrotnie. To nie tak, że napisane i niech leży: Zmieniam, kombinuję itd, ale w niektórych nie jestem w stanie zmienić clue, bo naprawdę stałyby się poprawnymi średniakami z amputowaną emocją.
Naprawdę (wylewny nie jestem), ale przeogromnie Ci dziękuję za taki ogrom poświęconego czasu. Nie wiem, jak działasz. Może to dla Ciebie no big deal – machnąć taki koment, ale z perspektywy mośka w koszulce, który to czyta, duże WOW. Dlatego właśnie, z szacunku dla Twej włożonej pracy, tak właśnie kluczę, obchodząc Cię kółeczkiem, by ostatecznie oznajmić, że sporo wedle Twych sugestii zmienię, ale pewne rzeczy – zostawię.
Kłaniam się.
Hej przygodo.
Z wieloma rzeczami nie ma sensu dyskutować, bo, jeśli idzie o wiedzę, machasz z drabiny drzwiom piwnicy, w której siedzę.
Oj, bez przesady :)
z których opinią, nie tyle się nie zgadzam, co mam inną
Czyli się nie zgadzasz. Normalna sprawa. Każdy ma swoją opinię. Trudno żądać, żebyś się kierował moją.
postrzegasz tekst w sposób chirurgiczny, kliniczny
Mmm, nie tak bym to nazwała, chociaż po paru latach na portalu faktycznie czasami czuję się jak:
są tu też zapisy, które w założeniu (być może nieudolnie wyszło, ale jednak to wciąż założenie) miały być próbami zawarcia poetyki w tekście. Skrótami myślowymi. Metaforami.
Uuuu. To trochę dobrze i trochę niedobrze. Dobrze, bo takie rzeczy są potrzebne (zależnie od rodzaju tekstu, oczywiście). I gorzej, bo raz – nie do każdego trafią, kiedy są dobrze zrobione (nie muszą, to mankament do przeżycia) i dwa – łatwo je zrobić źle.
część zapisu wyłuskanego jako błędny, zapisana tak została nie z braku o tym wiedzy, a celowego nagięcia tejże
Ale to powinno być widać. A nie jest. Przynajmniej ja tego nie widzę, bo wyżej komentujący najwyraźniej zobaczyli. Argument za moją teorią, że każdy tekst ma swoich adresatów? Może.
raczej nie będę pisał czysto klinicznie (bez tych ozdobników, niestrzelających strzelb Czechowa, nieszczęsnych metafor czy przeróżnych drzwi donikąd)
… klinicznie? A sugerowałam to? Naucz się chodzić, zanim zaczniesz tańczyć – ale też niekoniecznie płacz nad opiniami eksperta od walca, skoro chcesz tańczyć breakdance. Zwracaj na nie uwagę, ale nie płacz.
naprawdę stałyby się poprawnymi średniakami z amputowaną emocją.
And you are so wrong :P
Naprawdę (wylewny nie jestem)
Ja też nie jestem, nie ma sprawy.
ostatecznie oznajmić, że sporo wedle Twych sugestii zmienię, ale pewne rzeczy – zostawię.
To Twój tekst, a ja nie jestem ani panią w szkole, ani Twoim szefem, ani innym takim. Nie masz absolutnie obowiązku niczego zmieniać według moich rad. Spokojnie :)
Trzymaj się.
ETA: wierszyk o tym, że wcale nie :P https://www.poetry.com/poem/40820/the-mathematician-in-love
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
“Ale to powinno być widać. A nie jest”. –no tak, słusznie.
“… klinicznie? A sugerowałam to? Naucz się chodzić, zanim zaczniesz tańczyć – ale też niekoniecznie płacz nad opiniami eksperta od walca, skoro chcesz tańczyć breakdance. Zwracaj na nie uwagę, ale nie płacz.” – oj, myślę że czas, kiedy to zapłakałem nad nieprzychylną oceną mojego tekstu możemy liczyć w latach.
“To Twój tekst, a ja nie jestem ani panią w szkole, ani Twoim szefem, ani innym takim. Nie masz absolutnie obowiązku niczego zmieniać według moich rad. Spokojnie :)” – prawda, ale za włożony trud należy Ci się przynajmniej koment wyjaśniający. Przynajmniej ja tak to widzę.
Miło mi A co do tego, że nie jestem “targetem” (brr, muszę na to znaleźć polskie słowo) Twojej twórczości – świat jest duży i zmieścimy się w nim oboje. Chyba dobrze, że jest taki duży, nie uważasz?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Lokalna rzeka wzburzyła się i zaczęła udawać prawdziwą rzekę.
Może strumień zamiast pierwszej rzeki, wtedy unikniesz powtórzeń.
Mocny tekst, porywa jak wezbrany strumień.
Kreowane obrazy sprawiają, że nawet jeśli coś nie jest do końca jasne, pozwalam nieść się z nurtem, bo nie chcę przestać płynąć. Ładnie snujesz gawędę, plastycznie pokazujesz wnętrze ludzkiej głowy… i nie tylko wtedy, gdy jest zmiażdżona’;)
Staruszka z rośliną boska!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
To jeden z tych tekstów, które czyta się po kilka razy, przez cały czas zastanawiając się, czy wszystko zrozumieliśmy i czy nie wyjdziemy na głupka.
Ja wobec tego dwa razy przeczytałem komentarze. Poza tym jestem bezpieczny, bo i tak wyjdę.
Literacką Zabawę Językiem ™ można porównać do poruszania się w wąskim paśmie, gdzie po jednej stronie mamy zamęczenie czytelnika, a po drugiej autozamęczenie pisarza, który nie jest w stanie pociągnąć całego tekstu na tym samym poziomie. Przewinęło się tu trochę szortów, gdzie autor błyskotliwie zaczynał, ale w pewnym momencie wyraźnie tracił paliwo.
Z drugiej strony czasem powstają cudeńka, np. wspominam bardzo dobrze teksty Palaio, niestety “Clair de Lune” zniknęło.
Tutaj zdecydowanie udało się wyrobić, szczególnie, że kolejne chwyty językowe zawierają się w bardzo zwięzłych, ale mocno uderzających frazach. Tekst zaskakuje, czasem z każdym zdaniem, jednocześnie utrzymując gęsty klimat. Pojawiają się tu bardzo mocne obrazy, to przepoczwarzanie się, to niby msza na balkonach.
Tylko jedno mi zazgrzytało:
(Nie rób tego. Jest ci potrzebny jak Jaskier Wiedźminowi. Gdzie byłby Jezus, gdyby nikt nie spisał Ewangelii?)
Dla mnie to odsyła do całej gabloty skojarzeń, które tylko mi mieszają w filiżance mózgu.
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Tarnina – Dobrze, że świat jest duży i dobrze, że się zmieściły, ale z tym, że nie jesteś targetem moich tekstów to bym tak nie szarżował. No może nie jesteś targetem… wszystkich moich tekstów. Tak. Chyba bardziej kibicuję tej opcji.
Ambush – Niee, w tym nie będę dłubał. Miało to być zaczepne, zwracające uwagę, może lekko żartobliwe. Jeśli nie wyszło, trudno.
Dziękować.
GreasySmooth – Hejo. Podany przez Ciebie zgrzyt, zgrzytał i mi, ale nie wiem czy z tym samych względów. Piszesz, że Ci to miesza, a mi po prostu nie do końca pasuje ciężarem. Być może zdecyduję się na amputację, ale jeszcze nie wiem.
Dzięki za wizytex
No może nie jesteś targetem… wszystkich moich tekstów. Tak. Chyba bardziej kibicuję tej opcji.
Nie wiem – zobaczymy
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Może dla Twojego tekstu bruce jest tym człowiekiem?
Zdecydowanie ten tekst mnie poruszył, zatem pewnie masz rację, Tarnino – jest on dla mnie. :)
Jak się jednak okazało, nie ja pierwsza nominowałam go do Piórka. :)
Pozdrawiam.
Pecunia non olet
Niekoniecznie jedynym człowiekiem ;)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
U mnie będzie bez dogłębnej analizy. Przeczytałam, nie zrozumiałam, ale spodobało mi się.
Naucz mnie tak pisać. Uwielbiam twoje pióro chociaż Jaskier i Wiedźmin zgrzytnęli.
A poza tym to znów czuję się głupio i nie do końca rozumiem, o czym przeczytałem, ale wsiąkłem w tekst przez klimat :D
Kto wie? >;
bruce, Nova – dziękuję pięknie.
skryty – jeżeli u mnie coś się uda, to jest to prędzej wypadkowa pójścia w eksperyment niż umiejętność. Wiedźmin z Jaskierem też mi nie siedziały/nie siedzą, choć nie wiem, czy z tego samego powodu. Wydaje mi się to trochę z innej bajki, ale chyba już nie chcę nic tu ciąć.
Pozdrox