
Lubię opowiadać historię inaczej. :) Czy mi się to udało? Zapraszam i dziękuję. :)
Lubię opowiadać historię inaczej. :) Czy mi się to udało? Zapraszam i dziękuję. :)
– Witaj, Jarku. Pokój z tobą.
– O, witaj, piękna pani. I z tobą. Kim jesteś? – Wąsaty szlachcic przecierał oczy ze zdumienia.
– Jestem Aniołem.
– Jak miło. A czy… Zaraz, co proszę? Aniołem? To ja umarłem?
– Nie, bądź spokojny. – Jasna istota odpowiedziała z serdecznym uśmiechem.
– A tak w ogóle, to gdzie jestem? – Świdrując oczami na boki, dopiero teraz spostrzegł niecodzienną sytuację, w jakiej się znalazł.
– Chwilowo spadasz z wysokości – stwierdził spokojnie Anioł, nie przestając się uśmiechać.
Wir powietrza był coraz szybszy.
– Popełniam samobójstwo? – Zdruzgotany Jarosław bezskutecznie próbował przypomnieć sobie jakieś tragiczne zdarzenia z życia.
– Ależ skąd! Masz dopiero trzydzieści sześć lat. Co najmniej pół życia przed tobą! Wiele jednak zależy od twych dalszych decyzji.
Obok niespodziewanie pojawił się drugi szlachcic. Machając zawzięcie nogami i rękami, starał się utrzymać w niezmienionej pozycji, co nie było prostą sprawą.
– Pokój z tobą, Wilhelmie – powitał go Anioł.
– Slawata? Slawata z Chlumu? Siema, Vil! – Jarosław nareszcie rozpoznał w nim starszego o dziesięć lat druha.
– A ty kto?
– Nie poznajesz, bracie?!
– Jarosław? Jarosław Borzita z Martinic? To naprawdę ty?
Jarek przytaknął z serdecznym uśmiechem.
– Jasne, że ja. Kopę lat!
– Nie przesadzajmy, nie widzieliście się może trzy sekundy. – Anioł nadal życzliwie się uśmiechał.
– Stary, co tu się odstawia?! I kim jest ta biała lala? – Przestraszony Wilhelm rozglądał się dookoła.
– To perfidne stworzenie, którego nie godzi się wam słuchać, panowie! – Uskrzydlona czarna postać z rogami i płonącymi oczami zjawiła się nagle po ich drugiej stronie.
Obaj szlachcice wrzasnęli.
– Odstąp, Diable przeklęty, oni są już w mej mocy! – ryknął rozgniewany Anioł, ściągając brwi.
– Niedoczekanie!
Między nieziemskimi istotami rozgorzała zacięta kłótnia.
– Ponoć spadamy i to, wyobraź sobie, w dół – odparł Jarosław, szczerząc zęby i szeptem relacjonując ostatnie wydarzenia – lecz nie bardzo kojarzę, jak do tego doszło.
– Te przeklęte, zdradzieckie psy wyrzuciły nas przez okno! – odrzekł mu nieco głośniej Wilhelm.
– Psy? A, tak tak, faktycznie, coś sobie przypominam.
– Darujcie im, bracia, a Pan was ocali! – wtrącił się Anioł, wznosząc oczy ku niebu i pokornie składając dłonie.
– A niby czemu macie im darować?! Znieważyli was! – zripostował Diabeł i znowu obie istoty zaczęły awanturę.
– Byliśmy na Zamku Hradczany w Pradze – kontynuował Jarosław, starając się wytężyć umysł i przypomnieć wszelkie istotne szczegóły. – Wysłani przez miłościwie nam panującego cesarza Macieja Habsburga, króla Węgier i Chorwacji, arcyksięcia Austrii oraz Czech, et cetera, et cetera. Mieliśmy wziąć udział w negocjacjach jako posłowie cesarscy. A gdzie Filip?
– Kto taki?
– Filip Fabricius, nasz sekretarz. Pamiętasz go? Też z wąsami i kozią bródką. – Dotknął z dumą własnego zarostu.
– A, Fil.
Obok ukazał się wspomniany urzędnik austriacki.
– Co się dzieje?!
– Witaj, Filipie. Pokój z… – Anioł nie zdołał dokończyć.
– Cześć, Fil. – Diabeł uśmiechnął się złowieszczo. – Protestanci czescy, zamiast negocjować, bezczelnie wywalili was przez okna. Was, posłów samego cesarza! A to łajdaki!
– Kto to? – Filip wskazał na obie istoty.
– Podają się za Anioła i Diabła, ale kto ich tam wie? – szepnął Jarosław.
– Niech to szlag! Czyli umarłem?
– Nie, Pan cię ocali! Was wszystkich! Tylko przebaczcie nieprzyjaciołom waszym! Okażcie im łaskę! – Anioł kolejny raz złożył dłonie, wznosząc oczy ku niebu.
– Z jakiej racji?! Mają z was drwić i szydzić?! – wydarł się Diabeł.
– Wiara uczy przebaczania! – wołał Anioł.
– Po co komu taka wiara, skoro nakazuje pluć na honor i cześć!
– Jesteście dziećmi Bożymi!
– Ale również posłami cesarza!
– Nie wiem, jak was, ale mnie zaczęła z tego wszystkiego boleć głowa – poskarżył się Jarosław.
– Dlaczego tu jesteśmy? – niepokoił się Filip.
– Wywalili nas z zamku i spadamy, nie pamiętasz? – obruszył się Wilhelm.
– Wszystko w porządku, Vil, pamiętam doskonale, ale ileż można spadać?
– Zależy z czego. Dla przykładu, taka Wieża Eiffla liczy sobie… – zaczął naukowym tonem Diabeł.
– Zamilcz, siło nieczysta! Przecież mamy dopiero siedemnasty wiek! – przerwał mu zdenerwowany Anioł.
– Faktycznie. Jest dwudziesty trzeci maja tysiąc sześćset osiemnastego… A prawo powszechnego ciążenia? Grawitacja? Newton?
– To także jeszcze przed nimi. – Anioł pokręcił głową.
Trzej mężczyźni popatrzyli po sobie i postukali się w czoła.
– Zostawmy ich samym sobie i zastanówmy się, co dalej, panowie. – Jarosław spoglądał na lecących wraz z nim kompanów. – Albowiem trzeba przewidzieć, że jeśli istotnie żyjemy, wcześniej czy później jednak spadniemy.
– Ja zdradzieckim szelmom nie przebaczę! – Filip był przekonany o słuszności swej decyzji.
– A jeśli zginiesz? Podczas ostatniej spowiedzi należałoby jednak… – Wilhelm miał wątpliwości.
– Nie i nie!
– Brawa! – włączył się zadowolony Diabeł.
– Nawet, jeśli Pan was ocali? – Zdumiony Anioł popatrzył ze smutkiem.
– To bujda, nie wierzcie mu! Nie będziecie ocaleni! Nikt nigdy nie przeżył takiego upadku! To kilkanaście metrów! – Uskrzydlony rogaty stwór śmiał się złowieszczo.
– A cóż to takiego owe metry?
– Długo byłoby o tym mówić! – Machnął czarną dłonią. – Ważne, że skazali was na pewną, powolną śmierć w męczarniach!
– No to patrz, Diable! – Anioł triumfalnie pokazał miejsce, do którego zmierzali trzej cesarscy posłowie.
Wszyscy spojrzeli na zebrane pod salą jadalną zamku ogromne stosy kompostu, gnoju i śmieci.
– Fuj, ale smród! – skrzywił się Diabeł.
– Pan was ocalił, przeżyjecie ten upadek, jeśli tylko…
Wzniosły apel anielski ponownie przerwał czarny stwór z rogami:
– Oni wyrzucili was na kupy gnoju! Was, wysłanników najjaśniejszego pana! Odrażające! Niewybaczalne! Ta zniewaga, jak nic, odwetu i zemsty wymaga!
Trzej szlachcice nareszcie runęli na pokłady odpadów oraz resztek jedzenia, zgromadzone pod murami zamku na Hradczanach.
– Macie tu niewieście przebrania, a potem szybko do cesarza! – Rzucił gramolącym się mężczyznom kupki barwnych ubrań.
– Dzięki, Diable! – Jarosław pierwszy uporał się z suknią, gorsetem i czepcem. – Masz niewątpliwą rację! Nie darujemy psubratom!
Wraz z Filipem i Wilhelmem wyskoczyli czym prędzej ze stosów kompostowych, by odszukać swe karoce i odjechać w stronę Wiednia.
– Wiedziałaś przecież, że wojny trzydziestoletniej nie da się uniknąć. – Wiszący nieco wyżej Diabeł spojrzał filuternie na Anioła.
– Oczywiście. Historia została już zapisana. Po prostu uwielbiam droczyć się z tobą, kochany. – Otoczona jaśniejącą poświatą istota uśmiechnęła się lubieżnie, składając mu na ustach namiętny pocałunek i obejmując osmoloną szyję. – W dodatku ci głupi ludzie są zawsze tak bardzo przewidywalni…
*defenestracja – (z łaciny: de – przez/z, fenestro – okno) – wyrzucenie kogoś lub czegoś przez okno
Defenestracja praska, rycina, Wikipedia
Wejście przezacne. Od buta, a dalej jest tylko lepiej. Takie coś to właśnie me gusta. Leci, pędzi, a Ty wyłów, ile zdołasz. Odkrywaj karty lub nie. Opko nie ma służyć czytającemu, a dać mu wskazówki.
Tym razem świetna robota. Jestem targetem dla takich scenek.
Miałem wrażenie dobrze odegranej teatralności.
Hej, ależ Ci Czesi są praktycznym narodem – inni ścinali, pojedynkowali się, a tu – ktoś podpadł to myk go przez okno :). Zwyczaj jest mi znany, a podobno niektórzy przeżywali, bo gnijowisko ;), ale też bo spadli na tych co już wcześniej zostali wyrzuceni:). Podoba mi się pomysł dodawania postaci w czasie lotu, podoba mi się nawiązanie do historii i humorystyczne wtrącenia o grawitacji i bardziej nowoczesnej architekturze – ale najbardziej podoba mi się wredna l, na swój sposób, natura anioła, który zażartował z diabła:). Bo przecież dobro i zło muszą istnieć obok siebie, jedno bez drugiego strąciło by sens :). Klikam, wrzucam nominację i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Witam, Canulasie, faktycznie najpierw miałam zamiar zapisać to jako sztukę teatralną w jednym akcie. :)
Bardjaskierze, nie bardzo wiem, co napisać… Mega mnie zaskoczyłeś. Historię o tej (bo było ich, o dziwo, kilka) defenestracji uwielbiam i zawsze chętnie ją opowiadam. :) Starałam się przekazać pewne wzmianki o niej w zabawny i nietypowy dla mnie samej sposób. :)
Jednakże, będąc Ci niezmiernie wdzięczną i doceniając to, co zrobiłeś, obiecałam sobie przed miesiącami, co zresztą wpisałam tu na Portalu pod dawnym opowiadaniem, że po przeżytej wtedy batalii i wielu zaskakująco przykrych opiniach, nie będę więcej walczyć o Piórko, bo wiem doskonale, że mam jeszcze ciągle warsztat słaby, mizerny i nadający się wyłącznie do mozolnego oraz cierpliwego szlifowania.
Porównując choćby z Twoim znakomitym opowiadaniem, pretendującym do tej nagrody (a pamiętam przecież, że nie był to jeden tekst! – brawa, brawa, brawa!) i nawet teraz widząc, jak mało Ci zabrakło, nawet nie śmiałabym marzyć o Piórku, bo widzę diametralne różnice – Ty piszesz naprawdę znakomicie, ja – ledwo mizernie stawiam nadal małe kroczki, by pisać przynajmniej dobrze. :) Widzę w tym miesiącu świetne teksty, widziałam i wcześniej, i wiem doskonale, że mnie do nich naprawdę bardzo, bardzo daleko. :)
Dlatego bardzo serdecznie Ci dziękuję, ale z całym przekonaniem twierdzę, że ja na Piórko nie zasługuję. :)
Po prostu, odkurzając czekające od dawna teksty, które powstawały w mojej wyobraźni, a potem czekały cierpliwie miesiącami na publikację, gdy dam radę, teraz dzielę się z Wami pomysłami na nie. :)
Pozdrawiam Was serdecznie i bardzo dziękuję.
Pecunia non olet
bruce – przykro mi to pisać ale nie masz nic do gadania w tej sprawie. Jeśli wrzucasz tekst to jest taka możliwość, że się komuś spodoba i da nominację:). Musisz się z tym liczyć;). A mam też wrażenie, że wszyscy na portalu, może z kilkoma wyjątkami, zbyt poważnie podchodzą do samej nominacji, przez to dużo tekstów gdzieś ginie na portalu, a to loża jest po to by z nominowanych wyłowić te teksty, które na piórko zasługują. I może jeśli tych nominacji będzie więcej to i osoby, które dostają piórka też nie będą w kółko te same. A poza tym napisałaś dobry tekst :) i warto by jak najwięcej osób się z nim zapoznało :) Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Cóż, dura lecz, sed lex ; w takim razie raz jeszcze dzięki, Bardjaskierze, za tak niespodziewane dla mnie wyróżnienie i za dobre słowo. Składam także podziękowania tym, którzy zechcą się pochylić na tym skromnym opowiadaniem. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Pecunia non olet
Hej,
Świetny pomysł na alternatywne przedstawienie wydarzeń historycznych. Bardzo mi się podoba dynamika diabła i anioła. Narracja porywa, a humorystyczne akcenty są definitywnie dużym plusem.
Drobna uwaga – czy 7 tyś. znaków to nie jest szort?
Pozdrawiam :)
Cieszę się bardzo z Twoich odczuć, Pnzrdiv.117, dzięki wielkie za komentarz; oczywiście racja, znowu skracanie spowodowało całkiem inną ilość znaków i błędnie ją wpisałam, poprawione, dzięki za to. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
Brawo Bruce, krótki tekscik a tak wiele się dzieje i to na różnych płaszczyznach. Lecę do klikarni. Chociaż raz zdążę zanim trafi do biblioteki. :-)
No i się podziało! W trakcie wojny trzydziestoletniej anioły faktycznie chyba musiały się łajdaczyć gdzieś na zapleczu.
Cudowna historia, bo w sumie nie do opowiedzenia w trakcie samego lotu, a Tobie się udało;)
Defenestracje to czeski sport narodowy.
Edit:
Widać, że Święta idą, bo Bruce tylko okna w głowie:P
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Zrazu pomyślałem, gdy pojawił się Anioł, że chyba wiem, co dalej. Guzik prawda, wywiodłaś mnie, Autorko, w pole na całego. Cała ta ustawiona zabawa sił Czystych i Nieczystych rozbawiła mnie, za co należą się podziękowania.
Ale co na takie igraszki Szefowie? Oto pytanie…
Wrzutka o Newtonie, fizyce i te de jest, moim zdaniem, bardzo udanym żartem.
Pozdrawiam
Ave, Bruce! ;)
Sympatyczna, bardzo zabawna miniaturka. Pamiętam, że sporo lat temu sprzedawane były takie potwornickie komiksy historyczne, w których przedstawiano różne epoki i wydarzenia (czesto dość brutalne w rzeczywistości) humorystycznie i w krzywym zwierciadle. Nazwy niestety nie pamiętam, ale kojarzą mi się z Twoim tekstem, bardzo pozytywnie zresztą ;)
Ponoć spadamy w dół,
A gdzie mają spadać, w boooooook? xD
Ubawiłaś mnie przed snem, więc biegnę kliknąć;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej, bruce!
Coraz bardziej imponuje mi Twoja płodność literacka – zaczyna wyglądać na to, że szybciej piszesz opowiadania niż ja komentarze, a i poziomem od byle kogo nie odstajesz. Typowa porada byłaby taka, że zwolnienie tempa umożliwia dalszy wzrost jakości, ale nie mogę zagwarantować, że to się sprawdzi akurat w Twoim przypadku. Czasem przecież bywa i tak, że właśnie szybkie pisanie i nieprzejmowanie się każdą frazą pozwala osiągnąć tę szczególną lekkość…
Temat obrałaś sobie bardzo wdzięczny i robi wrażenie, jak udało Ci się go wyzyskać: przedstawiłaś kluczowy moment dziejowy w sposób oryginalny, humorystyczny, w pełni ukazujący jego wagę i specyfikę kulturową, raczej dobrze wyważyłaś zastosowanie potocznych zwrotów. Pamiętam, że w mojej klasie szkolnej “defenestracja” była przez jakiś czas ulubionym wyrazem, więc na pewno by szczerze docenili taką formę popularyzacji wiedzy. Zgadzam się też, że wrzutka z Newtonem szczególnie udana.
Jeżeli czegoś bym żałował, to pewnej scenkowości. Mało widzimy szerszej perspektywy, tylko ta zatrzymana chwila przesilenia, wydaje mi się, że jakaś przemyślana podbudowa wiodąca do takiej sceny kulminacyjnej pozwoliłaby uzyskać pyszne opowiadanie. Jednocześnie nie jestem przekonany, jak to zrobić w obrębie przyjętej koncepcji, bo to wejście in medias res też zaskakuje czytelnika i zwiększa komizm.
Podobnie pointa: nie mogę się wypowiadać za ogół czytelników i pewnie są tacy, którzy uznają ją za wybitną, ale mnie raczej zmieszała. Przejście od klasycznej sceny “anioł z diabłem spierają się o dusze grzeszników” (nie całkiem przecież typowej, gdyż genialnie ukazujesz reakcje obiektów sporu, całe to odwrócenie ról, w którym to śmiertelnicy wypadają dostojniej! wypadają!) do prędkiego rozwiązania intrygi, która nawet nie została wcześniej zarysowana w utworze, wydało mi się zbyt nagłe. Musiałem się zatrzymać, chwilę zastanowić, żeby zrozumieć, że gdyby szlachcice wybaczyli prażanom, może udałoby się jeszcze uniknąć wojny – i dlatego Anioł nimi manipuluje, sugerując śmiertelne zagrożenie i ostatnią spowiedź – a wtedy już ta lekkość odbioru tekstu gdzieś umknęła. Dodatkowo zmyliło mnie to “nie da się uniknąć, historia została już zapisana”, bo predestynacja nie należy do doktryny katolickiej (ani większości protestanckich, chyba oprócz kalwinizmu), przydałby się tu jakiś wcześniejszy kontekst.
Utwór na pewno zasługuje na malutki przegląd…
Świdrując oczami na boki, dopiero teraz spostrzegł niecodzienną sytuację, w jakiej się znalazł.
Jak już Ci niedawno musiałem wspominać, grupa imiesłowu przysłówkowego jest zawsze traktowana jako równoważnik zdania (podrzędnego), wydzielamy ją więc przecinkiem.
– Aktualnie spadasz w dół – stwierdził spokojnie Anioł, nie przestając się uśmiechać.
Z imiesłowem jak wyżej. Może to świadome wybory stylistyczne, ale “aktualnie” brzmi dość urzędowo, a spadać nie można inaczej niż w dół. Chwilowo spadasz z wysokości?
Masz dopiero trzydzieści sześć lat. Całe życie przed tobą!
Tak sobie myślę, że być może Anioł powiedziałby (powiedziałaby?) “Co najmniej pół życia przed tobą”, bo czytałem, że trzydzieści pięć lat było w owym czasie uznawane za symboliczną połówkę drogi ziemskiej, jak u Dantego: W życia wędrówce, na połowie czasu, straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi…
Machając zawzięcie nogami i rękami, starał się utrzymać w niezmienionej pozycji
A widzisz, tutaj Ci się udało dobrze wydzielić grupę imiesłowu!
– Stary, co tu się odstawia?! I kim jest ta biała lala? – Przestraszony Wilhelm rozglądał się dookoła.
Tuż wcześniej masz “przestraszony Jarosław”, nie mówię, że nie można tak powtórzyć frazy, ale trochę dziwne wrażenie.
– Odstąp, Diable przeklęty, oni są już w mojej mocy! – ryknął rozgniewany Anioł, ściągając brwi.
“W mej mocy” (ze względu na podniosłą stylizację)?
Między obiema nieziemskimi istotami rozgorzała zacięta kłótnia.
Tu lepiej “między dwiema” albo w ogóle bez liczebnika, ponieważ “obiema” stosuje się we frazach, z których samoistnie nie wynika podwójność czy wielorakość; ewentualnie do wspólnej relacji z czymś innym, ale nie do relacji wzajemnej. Dość składnie tłumaczy to Tarnina w jednym z artykułów.
– Ponoć spadamy w dół
Jeżeli wcześniej poprawisz np. na “z wysokości”, to tutaj chyba tak samo.
i składając pokornie dłonie.
Bardziej naturalny szyk: i pokornie składając dłonie.
Obok ukazał się wspomniany urzędnik cesarski.
To jest trochę niezręczne: wysłani przez cesarza (…) posłowie cesarscy (…) urzędnik cesarski – ale nie mam dobrego pomysłu, jak to zredukować, aby zachować jednoznaczność.
– Kto to? – Filip wskazał na obie istoty.
A tu oczywiście poprawne użycie “obie”.
– Zależy, z czego.
O dziwo, bez przecinka (https://nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/nie-wiem-kiedy-nie-wiem-gdzie-).
Albowiem trzeba przewidzieć, że(-,) jeśli istotnie żyjemy, wcześniej czy później jednak spadniemy.
Spójników złożonych i połączonych wskaźników zespolenia także nie dzielimy przecinkiem.
To kilkanaście metrów!
Jemu jak najbardziej może się pomylić (dopiero co wspominał o wieży Eiffla), ale wtedy dorzuciłbym pytanie któregoś posła, co to takiego te metry.
– Fuj, ale smród! – Skrzywił się Diabeł.
Moim zdaniem można to podciągnąć pod czynność gębową (że wymawia z takim skrzywieniem ust) i dać od małej litery, a jeżeli wolisz nie, to bardziej naturalnym szykiem zdania oznajmującego byłoby “Diabeł się skrzywił” lub “Diabeł skrzywił się”. Niemniej nie czuję się ekspertem od zapisu dialogów, możesz też poczekać na inną opinię.
Ta zniewaga, jak nic odwetu i zemsty wymaga!
Nie oddzielamy przecinkiem grupy podmiotu od grupy orzeczenia. Ewentualnie można potraktować “jak nic” jako wtrącenie, ale wtedy wydzielić z obu stron.
zamku w Hradczanach.
Zwykła forma to chyba “na Hradczanach”.
Jarosław pierwszy uporał się z suknią, gorsetem i czepcem.
Próbuję sobie wyobrazić, jak on zakłada ten gorset… Rozumiem, że to element humorystyczny?
– Wiedziałeś przecież, że wojny trzydziestoletniej nie da się uniknąć. – Wiszący nieco wyżej Diabeł spojrzał filuternie na Anioła.
Tutaj raczej nie sugeruję zmiany, tylko dzielę się impresją: wyobraziłem sobie teraz smaczek, który dodałoby do dynamiki relacji w całym tekście użycie teraz przez Diabła formy “wiedziałaś”…
składając namiętny pocałunek na jego ustach
Proponowałbym “składając mu na ustach”, nie jest to równie oczywiste jak w licznych podobnych przypadkach, ale mam wrażenie, że traktuje te usta jednak jako integralną część osoby, a nie instrumentalnie.
Jeszcze w odniesieniu do komentarzy…
co zresztą wpisałam tu na Portalu pod dawnym opowiadaniem, że po przeżytej wtedy batalii i wielu zaskakująco przykrych opiniach, nie będę więcej walczyć o Piórko
Moje zdanie jest takie, że nominacja piórkowa to przede wszystkim okazja, żeby otrzymać dodatkowe cenne opinie do tekstu, które właśnie można wykorzystać do dalszego szlifowania warsztatu. Jeżeli odróżniasz krytykę merytoryczną od uwag osobistych – a przecież wiem, że znakomicie to potrafisz – zwykle nie wiąże się to z żadnymi przykrościami. Nie musisz też się krępować, jakobyś “marnowała czas” Loży. Ostatecznie Loża to wolontariusze, którzy świadomie zgadzają się czytać i analizować teksty wskazane już przez jakichś użytkowników jako szczególnie godne uwagi – tak jak dyżurni zgadzają się komentować całkiem przypadkowe opowiadania opublikowane w danym dniu tygodnia, co może przecież bywać nawet trudniejszym wyzwaniem.
Przypadek Cylindrolandii był o tyle nietypowy, że cały Portal znajdował się wtedy w punkcie największego napięcia, emocje były całkiem nasilone, co musiało się przekładać na styl niektórych komentarzy. Mogę się zgodzić, że zawierała pewne niedociągnięcia warsztatowe, w planie fabuły czy konstrukcji postaci. Jeżeli jednak chodzi o świeżość pomysłu, głębię treści, bardzo subtelne wprowadzenie narracji pozornie zależnej zdolnej chyba zmylić zawodowych krytyków (do dziś nie wiem, na ile świadomie to zrobiłaś) – wciąż uważam ją za prawdziwe arcydzieło, w jednej lidze raczej z utworami znanymi na świecie niż typowym poziomem NF. W każdym razie wywarła na mnie znaczne i utrzymujące się wrażenie.
Co do Okien praskich, jeżeli dojdzie do głosowania piórkowego, będę się jeszcze musiał zastanowić, ale prawdopodobnie będę na nie. Bardzo ściśnięty ten pomysł, chciałbym w nim widzieć rozwiniętą intrygę, mieć zawczasu wgląd w motywy Anioła i Diabła stojące za ich wypowiedziami (tak jak pisałem o poincie), poza tym bogato nakreślone tło zdarzeń, piękne opisy okoliczności. Jednocześnie przyznaję, że sam na pewno nie umiałbym tak go rozwinąć, aby przy tym nie zatrzeć i nie stracić świetnych walorów komicznych, które udało Ci się osiągnąć w tej konwencji scenki teatralnej. Do Biblioteki oczywiście klikam.
Mnóstwo serdecznych pozdrowień, dużo zdrowia, czasu dla siebie i dla rodziny, niech Ci się wszystko jak najlepiej układa w te święta i po nich, pełno dobrych myśli!
Nova, bardzo dziękuję, miód na moje serce, że masz takie wrażenia; pozdrawiam serdecznie. :)
Ambush, wielkie dzięks; jakoś tak mnie wzięło na te okna, fakt; a – że defenestracji było więcej, szczególnie u Czechów właśnie, to rzeczywiście ciekawostka. Pozdrowionka. :)
AdamieKB, wielkie dzięki; Szefowie pewnie o niczym nie wiedzą. :) Pozdrawiam serdecznie. :)
Ave, Cezar!, miło mi to czytać, dzięki; komiksów niestety nie kojarzę, ja z innej (minionej) epoki, pamiętam komiksy Brata z Kapitanem Klossem. :) A historię, z racji wykształcenia, uwielbiam zmieniać. :) Co do fragmentu – bardzo słuszna uwaga, nielogiczny jest, zaraz zmieniam. :) Pozdrawiam serdecznie. :)
Ślimaku Zagłady, wiesz doskonale, przez co przechodziłam przy „Cylindrolandii”, zatem z pewnością doskonale rozumiesz moje obecne podejście do tematu… :) Pamiętam, co się wtedy działo i nadal jestem Ci bardzo wdzięczna, że takie wrażenie zrobiło wówczas na Tobie to skromne opowiadanie. Dziękuję także innym Czytelnikom, w tym Betującym (Ambush – ), nawet tym krytykującym, wiem, że trzeba to rozróżniać, nie zawsze wtedy umiałam. :)
Obecnie, będąc niezmiernie wdzięczną Bardjaskierowi, mam tylko wielką nadzieję, że w powodzi innych, naprawdę znakomitych opowiadań, nominowanych w grudniu, moja powyższa „taka sobie pogawędka” po prostu przejdzie niezauważona, a ja, po tylu miesiącach od tamtej batalii, będę już teraz bardziej uodporniona. :)
Teksty czekają, pisane przeze mnie dużo wcześniej. Portal jednak zawsze wyzwala trudną do opisania chęć podzielenia się nimi, doszlifowania jeszcze fragmentów, spojrzenia krytycznym okiem, przeczytania pomocnych komentarzy Czytelników. :)
Kiedy tworzyłam ten dialog przed kilkoma miesiącami, pierwotnie miał być zaprezentowany jako dramat w jednym akcie. Pewne fragmenty pojawiały się podczas pisania, a i końcówka także była wymyślana już później, przy tworzeniu. Stąd faktycznie brak scenkowości. Nie jest to typowe opowiadanie. Miało być zaskoczeniem, nawet dla mnie samej, bo ja tu od zawsze eksperymentuję z gatunkami i rodzajami. :) Byłam ciekawa, co uzyskam, jaki efekt. :)
Rzeczywiście Anioł i Diabeł nie są typowymi. W sumie i wypowiedzi szlachciców takimi nie są. Chciałam trochę pogmatwać i pozmieniać, „pourozmaicać”. :) Nie, żebym chciała stawać w obronie tekstu, po prostu tylko to wyjaśniam. Cieszy mnie Twoje zdanie, doskonale je rozumiem, bo i ja, przepraszam Bardjaskiera, byłabym na NIE. :) Nigdy bym się nie spodziewała nominacji przy takim tekście. :) To jest scenka dialogowa, w dodatku do solidnego „podszlifowania”. :)
Mam spore wyrzuty sumienia, że Loża będzie musiała się męczyć jeszcze z tym szortem (dzięki za słowa otuchy), z góry Jej dziękuję za poświęcony czas. :)
Zaraz wprowadzę zalecane poprawki, bardzo dziękuję, ciągle jeszcze mam problem z pisaniem „absolutnie poprawnie językowo”. :) Mam nadzieję, że wprowadziłam wszystkie; gorset miał być humorystyczny, jasne, podobnie zresztą, jak ówczesna niewieścia suknia. :))
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję, oby życzenia się spełniły, wzajemnie. :)
Dziękuję Wam bardzo i raz jeszcze serdecznie pozdrawiam.
Pecunia non olet
Bardzo dziękuję za tak rozwiniętą i interesującą odpowiedź!
Teksty czekają, pisane przeze mnie dużo wcześniej. Portal jednak zawsze wyzwala trudną do opisania chęć podzielenia się nimi, doszlifowania jeszcze fragmentów, spojrzenia krytycznym okiem, przeczytania pomocnych komentarzy Czytelników. :)
A widzisz, chwilami tak podejrzewałem, a chwilami znów miałem wrażenie, że jednak piszesz to wszystko na bieżąco!
Kiedy tworzyłam ten dialog przed kilkoma miesiącami, pierwotnie miał być zaprezentowany jako dramat w jednym akcie. Pewne fragmenty pojawiały się podczas pisania, a i końcówka także była wymyślana już później, przy tworzeniu. Stąd faktycznie brak scenkowości.
Przeciwnie, pisałem przecież, że przynajmniej moim zdaniem ta konwencja scenki dramatycznej jest bardzo dobrze widoczna w przekroju tekstu. W sumie przy Wieszczu i niewolnicy też miałem wrażenie nadmiernej teatralności, przesycenia stylizowanymi dialogami, a potem okazało się, że w ogólnej opinii to mój najlepszy utwór. Może po prostu w tego rodzaju tekstach “coś jest”.
Mam spore wyrzuty sumienia, że Loża będzie musiała się męczyć jeszcze z tym szortem (dzięki za słowa otuchy), z góry Jej dziękuję za poświęcony czas. :)
Tego jeszcze nie wiadomo (Twoja nominacja jest teraz na poziomie 3/5). Jak widzisz, naprawdę nie szkoda mi było poświęcić trochę czasu na ten utwór i nie mam cienia wątpliwości, że jeśli dojdzie do głosowania, pozostali członkowie Loży także nie będą żałować!
Mam nadzieję, że wprowadziłam wszystkie
To jeszcze przejrzę…
stwierdził spokojnie Anioł nie przestając się uśmiechać.
Tutaj nie wprowadziłaś przecinka.
– Ponoć spadamy i to, wyobraź sobie, w dół – odparł Jarosław
Brawo, świetne!
– A cóż to takiego owe “metry”?
Ładne, ale dałbym jeszcze w pełni polski cudzysłów.
– Długo byłoby o tym mówić! – Machnął czarną dłonią. – Ważne, że skazali was na pewną, powolną śmierć w męczarniach!
– No to patrz, Diable! – Anioł triumfalnie pokazał dłonią miejsce, do którego zmierzali trzej cesarscy posłowie.
Usunąłbym powtórzenie.
– Wiedziałaś przecież, że wojny trzydziestoletniej nie da się uniknąć.
Pisałem przecież wyraźnie, że to tylko moja impresja, a nie propozycja poprawki – chyba że aż tak Ci się spodobało, ale w sumie wątpię – obawiam się, że część czytelników uzna to po prostu za pomyłkę gramatyczną.
Pamiętam, co się wtedy działo i nadal jestem Ci bardzo wdzięczna, że takie wrażenie zrobiło wówczas na Tobie to skromne opowiadanie.
Ależ tu nie ma co mówić o wdzięczności, nie była to przecież z mojej strony żadna przysługa czy uprzejmość, że zrobiło na mnie wrażenie; stało się to niejako niezależnie od mojej woli. To raczej ja mogę Ci być wdzięczny, że dałaś mi nim tyle inspiracji i materiału do przemyśleń. Możliwe, że moje podejście do Cylindrolandii jest już teraz dość szczególne, że poświęciłem jej na przestrzeni całej tamtej dyskusji dostatecznie dużo uwagi, aby odrzucić materię tekstu i uzyskać w głowie czystą formę, wykrystalizowany obraz idei.
Jeżeli zatem odrzucić szczegóły warsztatowe – możliwe przecież do wygładzenia w porządnej redakcji – i zostawić samą koncepcję, wartość i oryginalność opowiedzianej historii? Całkiem poważnie stawiałbym ją w jednym rzędzie z takimi pozycjami literatury światowej, jak Śmierć urzędnika, Książę Roman, Droga niewybrana, Listy Ojca Boże Narodzenie. Zawsze trudno porównywać opowiadania należące do różnych stylów i epok, ale taka ulepszona warsztatowo Cylindrolandia to byłby dla mnie plus minus ten poziom, bo o ile umiem ocenić, znalazłaś nowy sposób konstrukcji świata fantasy i nowy język do mówienia o przemocy w relacji. (I zaznaczę – na naszym Portalu oczywiście też zdarzały się inne opowiadania takiej klasy – ale jednak pojedyncze).
Również ponawiam serdeczne, ślimacze pozdrowienia!
bruce,
kwestie, które językowo mi nie pasowały wskazał już Pan Ślimak. Sam tekst, przesłanie i pomysł są znakomite. Osobiście uważam, że wyciąganie wycinków historii, ot choćby tak ciekawych jak II defenestracja, dodawanie im fabuły i jakiegoś dodatkowego wydźwięku, to świetny pomysł. Wielu kwestii nie trzeba tłumaczyć od zera, bo już zrobiła to historia, a za to można wypracować intrygujące przesłania i interpretacje, tak jak to zrobiłaś.
Pozdrawiam serdecznie!
Ślimaku Zagłady, poprawiłam, oby tym razem było w porzo; cudzysłów mnie zaskoczył, bo nawet nie zwróciłam uwagi, jaki się wstawił. Proponowany przez Ciebie rodzaj żeński bardzo przypadł mi do gustu (nawet zastanawiałam się, czy nie dopisać “Anielico”), zatem go wykorzystałam. :) Serdeczne podziękowania, szczególnie za tak wiele dobrych słów pod adresem “Cylindrolandii” i wszelką życzliwość. :)
Co do głosowania, jestem spokojna i wiem, jaki będzie wynik, dlatego też podchodzę do tego z wdzięcznością dla Loży za przeczytanie i ze spokojem. :) Trzymam kciuki za innych Autorów, bo Ich teksty są świetne.
Beeeecki, cieszę się i dziękuję Ci bardzo. :) Rzeczywiście lubię w taki sposób podchodzić do historii. :)
Pozdrawiam Was.
Pecunia non olet
Wowowo, ależ to było dobre. Kojarzyło mi się z Good Omens i może dlatego gdzieś tam domyślałem się, że anioł z diabłem nie ma tak bardzo na pieńku. W bibliotece już jest, więc chyba muszę udać się do nominarni piórkowej :D
Kto wie? >;
Dziękuję, Skryty, miło mi bardzo. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
poprawiłam, oby tym razem było w porzo
Myślę, że jest więcej niż w porzo, jest super!
Proponowany przez Ciebie rodzaj żeński bardzo przypadł mi do gustu (nawet zastanawiałam się, czy nie dopisać “Anielico”), zatem go wykorzystałam.
To miłe, że Tobie się spodobało, bo sam wcale nie jestem przekonany do tego pomysłu. Mam nadzieję, że dla kolejnych odbiorców intencja będzie czytelna – jeżeli ktoś będzie miał wątpliwości, dlaczego nagle rodzaj żeński, to naprawdę lepiej zmienić z powrotem.
Co do głosowania, jestem spokojna i wiem, jaki będzie wynik
Przypomnę tylko, że jeszcze nie wiadomo na pewno, czy dojdzie do głosowania – razem z głosem Skrytego masz teraz cztery na pięć wymaganych do nominacji.
Pozdrawiam!
Dzięki wielkie. :)
Przypomnę tylko, że jeszcze nie wiadomo na pewno, czy dojdzie do głosowania – razem z głosem Skrytego masz teraz cztery na pięć wymaganych do nominacji.
A, no tak, jest nadzieja, że mnie poprzednia batalia w ogóle ominie. “Chciałabym, chciała…”.
Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze bardzo za wszystko dziękuję, Ślimaku Zagłady.
Pecunia non olet
Kolejny po “Będziesz tylko mój” tekst o tematyce lotniczej :D Ileż to może się wydarzyć w czasie tak krótkiego lotu. :)
Przedstawiłaś ciekawą i zabawną scenkę, ale niepozbawioną też pewnej refleksji. Ludzie mają swoje spory i wojny a anioły i demony niezły ubaw.
Jestem bardzo “na tak” :)
Kiedy tworzyłam ten dialog przed kilkoma miesiącami, pierwotnie miał być zaprezentowany jako dramat w jednym akcie.
Ciekaw jestem, jak wyobrażałaś sobie inscenizację.
Przypomniałaś w bardzo zabawny sposób wydarzenie, które w konsekwencji było chyba najdramatyczniejsze w dziejach Czech. Pewnie i tak do wojny by doszło, bo to są procesy historyczne i jak nie ten to inny epizod by do niej doprowadził.
Dziękuję bardzo, Czeke; też podejrzewam, że nasze ludzkie waśnie są niezłym ubawem dla reszty Wszechświata.
AP, moja wyobraźnia nie ma ograniczeń (nie)stety.
Zgadzam się z Tobą, że to jedynie przysłowiowa iskra, rzucona na beczkę prochu.
Pozdrawiam Was serdecznie i bardzo dziękuję za tak miłe oraz historyczno-filozoficzne komentarze, gdyż o takie mi właśnie chodziło. :)
Pecunia non olet
Ciekaw jestem, jak wyobrażałaś sobie inscenizację.
Istnieje coś takiego jak “dramat niesceniczny” – przykładowo, o ile pamiętam, Mickiewicz nigdy nie zakładał, że ktoś podejmie się wystawienia Dziadów III. Tutaj nie przesadzałbym z tą niescenicznością, wystarczy powoli opuszczać aktorów na jakichś mało widocznych uprzężach. Inna rzecz, że publikując jednoaktówkę na naszym Portalu, nikt raczej nie zakłada, że zaraz się na nią rzucą czołowi reżyserzy teatralni.
które w konsekwencji było chyba najdramatyczniejsze w dziejach Czech.
Tak mi teraz dajesz do myślenia, że może dla Polski też było dramatyczne w skutkach. Z Czechami po połowie XIV wieku nie mieliśmy już chyba większych utarczek, raczej w pewnej mierze osłaniały tę rubież. A zawsze też stanowiły trochę bardziej “zachodnie” (postępowe gospodarczo i społecznie) państwo o podobnym języku i kulturze, pewien punkt dążności rozwojowej. Może to nie przypadek, że z upadkiem i rekatolicyzacją Czech sytuacja w Koronie zaczęła się dość szybko sypać.
Obecne możliwości są nieograniczone, technika daje szanse takiej wyobraźni, jak moja; ja wyobrażałam sobie odtworzenie tych skromnych treści niekoniecznie w teatrze/na deskach teatru, ale bardziej na małym ekranie. :)
Co do tragicznych wydarzeń, Czechy (czy też późniejsza Czechosłowacja) nieco ich miały. Ambush wspomniała choćby o innych defenestracjach; nie każda kończyła się, jak ta, ocaleniem wyrzuconych. Do tego wiele masakr, w tym wojennych.
Pozdrawiam serdecznie, Ślimaku Zagłady. :)
Pecunia non olet
Jakże miło przeczytać dziełko twórczyni świetnie obeznanej z historią, a zwłaszcza wtedy, gdy jest to historia zacnie opowiedziana, w dodatku ubarwiona nietuzinkowymi pomysłami i opisami, że o zaskakującym finale nie wspomnę. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
wystarczy powoli opuszczać aktorów na jakichś mało widocznych uprzężach.
Też tak mniej więcej o tym myślałem. Zakładałem jednak, że aktorzy wisieliby w miejscu, a poruszałoby się tło.
Może to nie przypadek, że z upadkiem i rekatolicyzacją Czech sytuacja w Koronie zaczęła się dość szybko sypać.
Niewątpliwie to wydarzenie wzmacniało Habsburgów. Ten wiek był w naszej historii bardzo burzliwy, do czego również przyczynili się sąsiedzi, ale wielu błędów Polska mogła uniknąć.
Co do tragicznych wydarzeń, Czechy (czy też późniejsza Czechosłowacja) nieco ich miały.
Jasne, ale pisząc o dramatycznych konsekwencjach, miałem na myśli Białą Górę i skutki tej klęski. Chyba jednak w historii Czech nic się z tym nie może równać.
Bardzo dziękuję, Regulatorzy, za odwiedziny, tak miłe słowa oraz komplement, aczkolwiek ze mną sprawa jest dość skomplikowana, gdyż nigdy nie uważałam się za specjalną znawczynię historii (czy – tym bardziej – jej pasjonatkę, niestety), wybrałem ten kierunek, bo zawsze po prostu chciałam uczyć w szkole; ciągle zmiany polonistek w LO wystraszyły mnie, gdyż uznałam, że sobie na studiach nie poradzę (choć literaturę uwielbiałam i do dziś mam w pamięci liczne cytaty, wykuwane wtedy do matury), zatem zdecydowałam się na inny przedmiot humanistyczny, zazwyczaj – szczerze nielubiany; szkoły od najmłodszych lat nienawidziłam, ponieważ jestem z pokolenia, które było przez nauczycieli bite na lekcjach; obiecałam sobie, że zostanę belfrem (obojętnie, czego), ale z mojego powodu nikt nigdy nie będzie płakać i słowa dotrzymałam. :)
Muszę jednak przyznać, że studia nauczyły mnie zagłębiać się w nieznane bliżej dzieje, biografie sławnych postaci, szczegóły nowych odkryć, bo to rzeczywiście pozwala pokochać historię bardziej. :)
Rzeczywiście, AP, w pełni się z Tobą co do tego zgadzam. :)
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję.
Pecunia non olet
Ciekawe podejście do historii, tym bardziej, że na tło wybrałaś widowiskowy fragment z dziejów Czech. Nie wiedziałam (albo nie pamiętałam), że wyrzuceni wtedy przeżyli.
Długie rozmowy zdążyli przeprowadzić w trakcie tego lotu. Najwidoczniej to skutek wmieszania się sił nadprzyrodzonych – może i ktoś spowolnił spadanie, skoro przeżyli.
Zaskakująca komitywa Anioła i Diabła, ale sympatycznie wypada. Jakoś tak się kojarzy z politykami, którzy przed kamerami się nie lubią, ale po godzinach, to i pogadają ludzkim głosem, i zwilżą gardła wysuszone rozmową…
Babska logika rządzi!
Cześć, Finklo, bardzo mnie cieszy Twój komentarz, bo dokładnie takie wrażenia chciałam wywołać u Czytelników tą nietypową pogawędką bohaterów. :)
Rzeczywiście, samo zajście jest zaskakującą w historii defenestracją, bo – poza wojną (na którą i tak się zanosiło) oraz pewną ujmą na honorze samych delikwentów, nie spowodowała niczego złego, a spadający trzej wysłannicy cesarza istotnie przeżyli, spadając na śmieci i “bioodpady”. :)
A Anioł i Diabeł, cóż, skojarzenie z polityką jest też po mojej myśli. :) Odczytujesz mnie bezbłędnie.
Pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
Jeszcze chciałabym dodać do wizji przedstawienia tej sceny, że wyobrażałam ją sobie (jak wspomniałam wcześniej) jako sfilmowaną scenkę teatralną, gdzie wszyscy będą lecieć, niczym Anioł w genialnych “Igraszkach z diabłem” z 1979 roku – poniżej kadr, niestety nie umiem znaleźć lecącego Anioła (ciekawostka – tu kadr ze sztuki – obaj Panowie Kociniakowie – Jan i Marian). :)
Pecunia non olet
Zabawne, że politycy nami rządzą, a u Ciebie wylatują przez okna, ale nad nimi są jeszcze inni politycy…
Babska logika rządzi!
O, tak.
Edit do poprzedniego wpisu o “Igraszkach z diabłem” – mam kadr z FB:
Pecunia non olet
Archanioł Michał jak się patrzy. :-)
Babska logika rządzi!
Dokładnie tak!
Pecunia non olet
Miło mi, Bruce, że komentarzyk, choć krótki, sprawił Ci przyjemność. :)
Niedobre wspomnienia ze szkoły – no cóż, rozumiem i chyba coś o tym wiem, albowiem rozpoczęłam edukację dwadzieścia lat wcześniej, kiedy to nauka w podstawówce trwała siedem lat.
Myślę też, że skoro wybrałaś taki kierunek studiów, skończyłaś je, a potem uczyłaś dzieci/ młodzież, to niepotrzebnie zaprzeczasz własnej „historyczności”. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję, Regulatorzy. :)
Szkoła potrafi odcisnąć spore piętno. :)
Rzeczywiście, moja wiedza historyczna zwiększyła się znacznie dzięki studiom oraz późniejszej pracy, niemniej wolałabym sama być pasjonatką, zarażać uczniów miłością (a nie – tylko zaciekawiać – ot, choćby takim wydarzeniem, jak tu powyżej opisane), a nią nie jestem. :) Wychowana na książkach Niziurskiego, zawsze porównywałam się z “Alcybiadesem” – tytułową postacią jednej ze znakomitych powieści tego autora i ja faktycznie nie potrafiłabym aż tak kochać historii, jak on – nauczyciel z krwi i kości. :) Mnie zależało, by uczyć, niekoniecznie natomiast miałam sprecyzowany kierunek studiów. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
Bruce, ależ możesz pasjonować się każdą dziedziną nauki czy sztuki, która Cię interesuje, niezależnie od tego, jakie studia skończyłaś, bo wiedza nabyta na uczelni z pewnością Ci w tym nie przeszkodzi.
Nie wiem, czy branie za wzór do naśladowania postaci książkowych jest dobrym pomysłem, bo – jak by na to nie patrzeć – życie nie zawsze potrafi sprostać nieograniczonej wyobraźni pisarza i stworzonym przez niego bohaterom, zwłaszcza że postaci literackie żyją i działają w świecie i czasach jakże różnych od tych, w których my istniejemy i zmagamy się z problemami, o których postaciom fikcyjnym nawet się nie śniło.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zdecydowanie się zgadzam, Regulatorzy, to prawda. :)
Mimo że nigdy nie byłam pasjonatką, wielbiącą tylko historię, mam nadzieję, że zdołałam choć odrobinę zainteresować nią moich wychowanków. :)
Pecunia non olet
Na pewno, Bruce. Nawet nie śmiej w to wątpić!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Taka nadzieja/wiara dodaje skrzydeł. Bardzo dziękuję, Regulatorzy.
Pecunia non olet
Bardzo proszę, Bruce. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pecunia non olet
Ludzie są przewidywalni, ale komentarze czytelników nie i chwała im za to. :)
P.S. Podobało mi się. Tak opowiadaną historię mógłbym polubić.
Bardzo mi miło, Koalo75. Historia jest zjadliwa, kiedy pozna się ją przez pryzmat ludzi, a nie tylko suche fakty do wkuwania. :)
Pozdrawiam serdecznie, dzięki.
Pecunia non olet
Rzeczywiście – jest to niby prosta scenka dialogowa. Mimo tego, udało Ci się mnie zaskoczyć i to dwa razy – po pierwsze wychodzi na to, że anioł kłamał w kwestii ocalenia (bo szlachcice i tak przeżyli), a po drugie, że w gruncie rzeczy był z diabłem w swoistej komitywie ;)
Budzą się skojarzenia z księgą Hioba, gdzie siły wyższe traktują ludzki los jako rozgrywkę między sobą, a wręcz rodzaj zakładu.
Ogólnie – wrażenia z lektury pozytywne i raczej jest to jeden z tych tekstów, które się wyróżniają i długo siedzą w pamięci czytelnika.
Silver_advent, takie wrażenia chciałam wywołać, serdeczne dzięki.
Pecunia non olet