- Opowiadanie: bruce - Niech szlag trafi tę przeklętą Canossę!

Niech szlag trafi tę przeklętą Canossę!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Niech szlag trafi tę przeklętą Canossę!

– Hildebrandku! – Echo niosło głos mamy po podwórzu, gdy bawiłem się z kolegami w chowanego.

– Chyba nie zamierzasz jej słuchać – roześmiał się Jan, szukający wraz ze mną Teofila.

– Idę! – odkrzyknąłem i pomachałem chłopakom na pożegnanie.

– Zalękniona baba! – próbowali mnie zawstydzić, drwiąc za plecami, lecz nic sobie z tego nie robiłem.

Albowiem od najmłodszych lat byłem wzorem posłuszeństwa i cnót wszelakich.

Nikogo zatem nie dziwiło, że jako młodzian przygotowywałem się sumiennie do stanu duchownego. Wychowany u benedyktynów na Awentynie, przeszedłem surową szkołę. Już wówczas ze zgrozą obserwowałem rosnącą w potęgę siłę cesarstwa, opluwającego coraz śmielej Stolicę Piotrową. I zaprzysiągłem sobie, że kiedyś zatrzymam tę szaleńczą machinę, że upokorzę świecką władzę.

 

Z zamyślenia i bliskich sercu wspomnień wyrwał mnie głos legata:

– Ojcze Święty, król Henryk zbliża się do zamku.

– Nie zamierzam z nim rozmawiać! To przeklęty łotr!

– Ależ, panie…

– Odejdź! – wrzasnąłem z wściekłością.

Legat wyszedł zniesmaczony takim zachowaniem. Mój nieżyjący już od trzydziestu lat, uwielbiony nauczyciel i mentor oraz imiennik na tronie papieskim, pokiwał z aprobatą siwą głową, ledwo mieszczącą się w ramkach portretowych, wyszedł na moment, by rozprostować kości, znowu wskoczył do portretu, a ja zagłębiłem się w wielogodzinnych wspomnieniach…

 

W 1047 roku, w wieku dwudziestu siedmiu lat zostałem osobistym sekretarzem papieża Grzegorza Szóstego, którego cesarz Henryk Trzeci podstępnie zdetronizował i deportował do Kolonii. Z rąk mojego Mistrza otrzymałem święcenia kapłańskie. Kiedy umierał, na łożu śmierci podał mi swój niewielki wizerunek, oprawiony w ramy.

– Byś nosił mnie zawsze przy sobie – rzekł. – I, abym ja miał na ciebie oko. – Mrugnął, a ja już wtedy wiedziałem, że on nie odchodzi, nie umiera, lecz jest i będzie nieustannie obok, słyszany i widziany tylko przeze mnie.

 

Pełniąc później wielokrotnie funkcje posła, rektora bazyliki i współpracownika kolejnych Ojców Świętych, nabierałem szlifów jako orator i dyplomata, a dodatkowo szykowałem się do najważniejszego zadania, jakie wyznaczył mi Bóg.

22 kwietnia 1073 roku wolą ludu rzymskiego, popartą przez kardynałów (co już samo w sobie było niecodzienną praktyką), zostałem obwołany, a następnie wybrany papieżem i przybrałem imię Grzegorza Siódmego, nawiązując tym do mego ubóstwianego mentora (którego portret zawsze dzierżyłem przy sobie, by nadal z nim konwersować). I wtedy zdecydowałem, że przez te wszystkie lata mojej sumiennej posługi dość się już napatrzyłem i nasłuchałem, dość nacierpiałem, widząc upokorzenia i plwanie, plugawienie i naśmiewanie się, bezczeszczenie Papiestwa i wypędzanie jego przedstawicieli. Teraz nareszcie nadeszła pora, aby przejść do dzieła. To już nie były dawne docinki głupiutkich kolegów z podwórka, które starałem się wspaniałomyślnie przemilczeć, tu chodziło o cały Kościół i jego pozycję w ówczesnej Europie!

Rozpocząłem bezpardonową wojnę z cesarstwem, o której od dawna marzyłem! Ukróciwszy wszelkie przejawy łamania zasad kościelnych, przystąpiłem do wzmacniania władzy papieskiej, nie zwracając najmniejszej uwagi na Niemcy. A mój ukochany papież, nieżyjący już dla świata Grzegorz Szósty, towarzyszył mi wszędzie, spoglądając przyjaźnie z portretu, wychodząc na spacery, czuwanie czy wspólne modlitwy, a czasem udzielając bezcennych wskazówek, które mnie jedynemu dane było słyszeć.

 

Podczas Pasterki 1075 roku zdradzieccy żołdacy procesarscy zaatakowali kościół, zostałem wywleczony za włosy, uwięziony w twierdzy i poddany straszliwym torturom. Wierni Rzymianie wszczęli bunt, odbili mnie i wnieśli poranionego z powrotem do kościoła, bym mógł zakończyć mszę. Z takim wsparciem rosłem w siłę, dumny i pewien należnego Kościołowi zwycięstwa. A Mistrz z portretu codziennie wspierał mnie obecnością i udzielanymi nieustannie wskazówkami.

 

– Ojcze Święty, król niemiecki nalega na rozmowę, licząc na twą łaskę i przebaczenie. – Legat znowu przerwał moją kontemplację.

Siedziałem kolejny już tydzień na zamku w Canossie, niczym więzień, mając za prawdziwego druha, któremu mogłem powierzyć wszelkie wątpliwości i niepokoje, jedynie postać Grzegorza Szóstego, uwiecznioną na portrecie.

– Powiedz mu, by szedł do diabła! – wycedziłem legatowi przez zaciśnięte zęby.

– Tego rzec nie mogę, bo od razu rozniesie się wieść po świecie i…

– Ma rację – włączył się do rozmowy sportretowany papież, którego tylko ja słyszałem. – Musisz zareagować.

– Czegóż on chce, przeklęty?! – wydarłem się z rozpaczą, nie bardzo wiedząc, co począć. – Obłożyłem gościa ekskomuniką, a jemu jeszcze mało?!

– Właśnie o ową klątwę chodzi, Ojcze. – Legat skłonił się nisko.

– W sensie? – Zdumiony uniosłem brwi. – Mało mu jednej? Czeka kolejnej?

Grzegorz Szósty z portretu roześmiał się rubasznie.

– Bynajmniej, panie.

– Nie bardzo rozumiem.

– Stoi trzeci dzień na mrozie.

– Stoi?

– Czasem siedzi. W worku pokutnym. Boso.

– Chyba żartujesz. – Wyjrzałem przez zamkowe okno. – W worku?

– No… czasem go zmienia. Musi, zabrał kilka zapasowych…

– Po co tak marznie?

– Aby cię błagać o cofnięcie klątwy.

– Ha! – ryknąłem z satysfakcją. – Więc jednak zadziałała! Nareszcie! Spełniło się! Dumny królewczyk potężnych Niemiec, syn i następca cesarski przestraszył się mnie, papieża, Grzegorza Siódmego, więc musiał spokornieć, zalękniony i słaby!

– I wyznaczył sobie pokutę, którą widzi cały świat, a jakiej nikt jeszcze do tej pory nie odbył… – Legat spoglądał z powagą, cedząc każde słowo.

– Serio?

– Owszem, bo w ojczystym kraju twa ekskomunika, Ojcze Święty, spowodowała rozruchy i bunt opozycji.

– A wkrótce przyniesie także wybuch wojny domowej i wybór nowego władcy! – dodał Grzegorz Szósty na portrecie, wychodząc na moment na kamienną posadzkę tuż obok mnie i radośnie wznosząc oczy do góry.

– I bardzo dobrze! – zagrzmiałem. – Taki miałem cel! Poniżyć delikwenta! Dobra nasza!

– Niezupełnie.

– Jak to?

– Rzecz w tym, Ojcze Święty – tłumaczył dalej legat – że nam nie godzi się tak postępować.

– Jak wojna, to wojna! Nie oszczędzamy nikogo! Nie bierzemy jeńców! – Klasnąłem w dłonie z dziką furią.

– Lecz nie jesteśmy na polu bitwy, panie. Tu nie dobija się leżącego wroga, lecz go wspaniałomyślnie ocala.

– Mam go uniewinnić?! Przecież mi groził, groził całemu Kościołowi, sam chciał…

– Wiem to, panie, wszyscy wiedzą, lecz rzeczą Boską jest przebaczać, a wszak ty…

– Co takiego?!

– Jesteś przedstawicielem Najwyższego. – Skłonił się z udawanym szacunkiem. – Teraz świat spogląda na ciebie. I na niego. I współczuje jemu, bo to on wyciąga rękę na zgodę. Wyciąga do ciebie, papieża. To on marznie, narażając się na zniewagę i pośmiewisko. A ty już trzeci dzień nie reagujesz, wygrzewając się przy zamkowym kominku…

– Przecież to blef, każdy powie! – oburzyłem się.

– W takim razie jest niezwykle zręcznym graczem, Ojcze. Lecz nie nam to rozstrzygać. Trzeba przyjąć wyciągniętą do zgody prawicę.

Popatrzyłem na portret mentora, lecz ten tylko w charakterystycznym geście włożył sobie palce do gardła, wybałuszył oczy, jakby chciał zwrócić to, co strawił przez kilkadziesiąt lat tkwienia w obrazie, po czym przekrzywił z niechęcią głowę.

– Nie mam zatem wyjścia? – zapytałem legata, zaciskając pięści.

– Nie, Ojcze Święty.

Westchnąłem i wstałem, kierując się ku wyjściu.

 

A potem sprawy potoczyły się niczym w kalejdoskopie.

Obleczony w pokutny wór zdrajca, zaraz po moim wspaniałomyślnym cofnięciu klątwy, pojechał do Niemiec, błyskawicznie rozprawił się z tamtejszymi wrogami, po czym powrócił do Rzymu i zagroził mi po raz wtóry. Wybrał innego papieża, a ten koronował go na cesarza. Kolejne ekskomuniki, jakie nań rzucałem, nie dawały już rezultatu.

Wkrótce, osamotniony i wyszydzony, zostałem otoczony przez wojska cesarskie i zmuszony do obrony w oblężonej twierdzy – Zamku Świętego Anioła. Wbrew zakazom mentora z portretu, uprosiłem księcia normandzkiego Roberta, jedynego sojusznika, aby pomógł mi wydostać się z Rzymu. Istotnie uczynił to, lecz za potworną cenę, której przewidzieć nie mogłem – jego żołnierze dokonali krwawej rzezi mieszkańców, dodatkowo grabiąc i paląc Wieczne Miasto.

Wypędzony i ośmieszony, uciekałem za granicę, gdzie miałem dokonać swego żywota. Mój ukochany papież po raz pierwszy odwrócił się ode mnie. Na portrecie, jaki ciągle woziłem ze sobą, był widoczny jedynie tył jego głowy. Nie odpowiadał na pytania, nie pokazywał swego oblicza, ani nie wychodził do mnie, milczał…

 

Wreszcie, u kresu moich dni, na zamku w Salerno powiedział pełnym wyrzutu tonem:

– Coś ty, nieszczęsny, uczynił ze wspaniałym Rzymem?!

Wówczas zapłakałem gorzko, upadając na kolana przed sportretowanym.

– Panie mój, mentorze i nauczycielu, najukochańszy Grzegorzu, Ojcze Święty, wszak i ja kochałem to miasto! Serce mu oddałem! Życie poświęciłem! Wszystko dla niego i jego świętości! Tam mnie wybrano, tam ocalono przed dalszymi torturami!

– I tam też chciano cię ukamienować za ostatnie zbrodnie, dokonane w twojej obronie przez barbarzyńskich Normanów! – ryknął z portretu Grzegorz Szósty, odwracając wreszcie rozgniewaną twarz. – Rzymianie nigdy ci tego nie darują! Ja również!

Skuliłem się w sobie, sześćdziesięciopięcioletni starzec, poniżony i bezradny.

– Pomóż, Ojcze Święty, pomóż mnie grzesznemu… Zawiniłem swoją pychą i bezmyślnością.

– Dobrze – oświadczył wspaniałomyślnie papież z portretu, a następnie rzucił po kilku minutach zastanowienia, wychodząc z ram i stając obok mnie – Wracamy do Canossy!

Zacząłem rwać włosy z głowy, niczym człowiek obłąkany, i krzyczeć, nadal klęcząc:

– Nie, tylko nie do owej przeklętej Canossy! Przenigdy! To od niej wszystko się zaczęło!

– Ściślej zaczęło się od twojej dwudziestosiedmiopunktowej notatki, ogłoszonej w tysiąc siedemdziesiątym piątym roku jako „Dictatus papae” i będącej programem gruntownych reform Kościoła, który rozwścieczył cesarstwo i który ja gorąco popierałem, dyktując ci nawet z tych oto ramek niektóre fragmenty. Canossa z tysiąc siedemdziesiątego siódmego to tylko jeden ze skutków wspomnianego dokumentu.

– Czemu chcesz tam wracać, Ojcze? Popełniłem wówczas niewybaczalny błąd, zgadzając się ugiąć pod wpływem argumentacji legata i doradców. A ten zdrajca, król Henryk Czwarty, przyszły cesarz, perfidnie…

– Teraz już tego błędu nie powtórzysz, mój chłopcze.

– Czy zdołamy tego dokonać, Ojcze Święty?

– Jak najbardziej. Skoro przez całe dziesięciolecia mogę do ciebie przemawiać z portretu, wychodzić z niego i żyć, pomimo niezaprzeczalnej śmierci, mogę również cofnąć dzieje. Wszystko, aby tylko nie dopuścić do tak nikczemnego splądrowania mego ukochanego Rzymu i wyrżnięcia w pień jego mieszkańców!

– A co z historią? Wszak to się już stało! – Z trudem podniosłem z podłogi swe ciężkie ciało i nagle poczułem zdumiony, że zaczynam młodnieć.

– Napisze się ją od nowa. I nazwie „historią alternatywną”! Znam taki jeden internetowy portal fantastyczny. Albo poprowadzi inną czasoprzestrzenią. Przeniesie do sąsiedniego Wszechświata! A tamtą się zatrze i zniweczy, obróci w perzynę! Wyśle do stu diabłów! – Oczy płonęły mu, niczym szatańskiemu wysłannikowi, przybyłemu wprost z piekielnych czeluści. – Jest wiele możliwości. Nie zamartwiaj się tym, Hildebrandzie. Pojęcia nawet nie masz, ilu sojuszników zyskamy!

– Doprawdy? – Spojrzałem z powątpiewaniem.

– Cała Europa ucieszy się z osłabienia Niemiec, a i Polacy będą nam wdzięczni! – Nie wiedzieć, skąd, w jego dłoni pojawiła się olbrzymia mapa, pofrunęła szybko na najbliższą ścianę, a Grzegorz Szósty począł wskazywać na niej konkretne punkty.

– Polacy? Któż to taki? Chyba gości nie kojarzę

– To Słowianie. Mieszkają na wschód od ojczyzny Henryka i ciągle biją się o władzę. Mają błękitne oczy i jasne włosy oraz nader waleczne serca. Zdarzają się co prawda odosobnione przypadki szukania sojusznika na cesarskim dworze, lecz znacznie częściej mężni Polacy muszą stawiać czoła najeźdźcom, walcząc w obronie swych terytoriów z Niemcami.

– Hm. Już ich lubię!

– Dobrze czynisz, bo bez wątpienia na to zasługują, mój Hildebrandzie. Zatem basta, dosyć krwi przelali przez tyle stuleci! Trzeba ich oszczędzić.

– W jaki sposób?

– Choćby taki, mój chłopcze, że obłożony twą klątwą Henryk Czwarty nie odzyska władzy w Niemczech, nie otrzyma zatem i korony cesarskiej z rąk antypapieża, a jego syn oraz następca, także Henryk, tyle że z numerem „piątym”, nie najedzie w tysiąc sto dziewiątym roku zbrojnie Polski i nie skaże na pewną śmierć przywiązanych do machin oblężniczych dzieci głogowskich obrońców…

Spojrzałem struchlały na sportretowanego mentora. Wizja takiej zbrodni nie mieściła się w mej głowie, lecz istotnie opisane okrucieństwo podobne być mogło do władcy z rodu salickiego…

– Tak, tak, przysłużymy się niejednemu sprawiedliwemu i obronimy wiele ludzkich istnień. Dość zbędnych dysput! I dość cesarskiej swawoli, mordów i rzezi. Ruszajmy czym prędzej do Canossy. I pamiętaj, tym razem nie ułaskawiaj marznącego na mrozie w worze pokutnym Henryka Salickiego. Bądź uparty i stanowczy! Wszak twe pierwotne imię, otrzymane na Chrzcie Świętym, oznacza nic innego, jak „lśniący miecz”! Z pewnością nie bez przyczyny! Utrzymaj rzuconą klątwę, Hildebrandzie, obecny i nadal panujący papieżu Grzegorzu Siódmy! Nie słuchaj tchórzliwych doradców! Ten zuchwały królewczyk jest sam sobie winien! – Grzegorz Szósty zaśmiał się z portretu tubalnym głosem, całkiem dla niego nietypowym.

 

Pełen energii otwarłem drzwi i przywołałem służbę, nakazując natychmiastowy wymarsz ku Apeninom, czując na ramieniu dłoń Mistrza. Spojrzałem odważnie w niebo i zrozumiałem, że nie wszystko jeszcze stracone.

Znów miałem 57 lat. I Canossę przed sobą.

Koniec

Komentarze

Mój nieżyjący już od 30 lat, uwielbiony nauczyciel i mentor oraz imiennik na Tronie Papieskim, pokiwał z aprobatą siwą głową, ledwo mieszczącą się w ramkach portretowych, a ja znowu zagłębiłem się w wielogodzinnych wspomnieniach…

Trzydziestu słownie piszemy, a tron papieski dałabym z małej.

 

Z rąk mojego Mistrza otrzymałem święcenia kapłańskie.

– Legat znowu przerwał [moją?]kontemplację.

któremu mogłem powierzyć wszelkie swoje wątpliwości

 

Obłożyłem [go?] ekskomuniką, a jemu jeszcze mało?!

 

– Jak wojna, to wojna! Nie oszczędzamy nikogo! Nie zabieramy jeńców! – Klasnąłem w dłonie z dziką furią.

 

Raczej nie bierzemy, bo jeńców się bierze.

 

 

Czytało mi się przyjemnie, ale gdzie jest fun?

Doceniam realia historyczne, nie widzę science-fiction, precyzyjnie ani science, ani fiction;)

Natomiast o ile w poprzednim opowiadaniu doceniłam subtelny dowcip, o tyle tu nawet mi warga nie drgnęła.

A użytkownicy negocjowali z jurorami dopuszczalny poziom beki i obrazoburstwa, po co?!

Czekałam na rodzący się w trzewiach śmiech, ale mój brzuch pozostał cichy i smutny (no i pełny, ale to już nie wina autora;)

 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Smutek wielki, Anonim dziękuję, starania na marne poszły… 

Poprawię zaraz wszelkie wpadki, za klik podziękowania. 

Pecunia non olet

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Surowa Jurorka już odwiedziła, za co wielce dziękuję (za Shirley Temple także); teraz już nic a nic nie zmieniam. 

Pecunia non olet

Czekałam na rodzący się w trzewiach śmiech, ale mój brzuch pozostał cichy i smutny

Lepiej bym tego nie ujął. Od siebie dorzucę jeszcze, że mało fantastyki (gadanie z gościem, którego nikt inny nie widzi, to nie fantastyka, tylko zły znak, a alternatywnej wersji wydarzeń i tak nie widzimy). Poza tym nie wiem, dlaczego nagle tak bezinteresownie wystrzelili z Polską. W ogóle poglądy Grzegorza VI pod koniec stają się dziwnie anachroniczne.

To Słowianie. Mieszkają na wschód od ojczyzny Henryka i ciągle biją się o władzę. Mają błękitne oczy i jasne włosy oraz nader waleczne serca. Zdarzają się co prawda odosobnione przypadki szukania sojusznika na cesarskim dworze, lecz znacznie częściej mężni Polacy muszą stawiać czoła najeźdźcom, walcząc w obronie swych terytoriów z Niemcami.

To są IMO słowa współczesnego Polaka, a nie średniowiecznego papieża. Zresztą Bolesław Śmiały w sporze o inwestyturę poparł papiestwo, żeby uzyskać zgodę na koronację, więc Grzegorz VII powinien go kojarzyć.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

SNDWLKR, istotnie wiele racji w Twojej wypowiedzi, humor nieudany, wypada tylko przeprosić i podziękować za wizytę. 

Zresztą Bolesław Śmiały w sporze o inwestyturę poparł papiestwo, żeby uzyskać zgodę na koronację, więc Grzegorz VII powinien go kojarzyć.

Wedle wielu historyków nie jest to do końca udowodnione, jak to bywa zazwyczaj z historią… 

Pozdrawiam i bardzo dziękuję. 

Pecunia non olet

Dybry,

 

Albowiem, od najmłodszych lat byłem wzorem posłuszeństwa i cnót wszelakich.

A na cóż tu przecinek?

→ Albowiem od najmłodszych lat byłem wzorem posłuszeństwa i cnót wszelakich.

 

– Serio?

Raczej by tak nie powiedział Grzegorz Siódmy w XII wieku.

 

potem sprawy potoczyły się, niczym w kalejdoskopie!

Dziwne rzeczy się tu dzieją. Po co przecinek? I zrezygnowałabym z wykrzyknika.

 

 

No dobrze, a gdzie tu FUN?

Nie odczuwam satysfakcji po lekturze. Mam wrażenie, że właśnie wyszłam z lekcji historii.

 

Tak czy siak, pozdrawiam i życzę powodzenia :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Anonim dziękuje HollyHell91 za odwiedziny i komentarz; błędów językowych na razie nie poprawia z uwagi na wcześniejszą wizytę Jurorki (choć ta “stara piła w piwnicy” chyba niewiele dała anonimowi, bo nadal myli przecinki…). 

 

– Serio?

Raczej by tak nie powiedział Grzegorz Siódmy w XII wieku.

To prawda, tak by w wieku XI nie powiedział, podobnie, jak nie użyłby zwrotu z filmu “Shrek”. Jego mentor także nie posługuje się typowym językiem średniowiecza. To celowy zabieg, ale najwidoczniej nietrafiony, za co anonim także przeprasza. 

 

 

No dobrze, a gdzie tu FUN?

Nie odczuwam satysfakcji po lekturze. Mam wrażenie, że właśnie wyszłam z lekcji historii.

Istotnie, każdy Komentator to przyznaje; wypada anonimowi uderzyć się w piersi i zgodzić, że tekst nie jest wcale a wcale pasujący do konkursu, a wymuszony “humor” to żenada. :(

Anonim chciał pokazać, ile zła dla świata (nie tylko papiestwa) wyrządziła jedna nieprzemyślana decyzja papieska. Nie udało się? – bywa…

 

Tak czy siak, pozdrawiam i życzę powodzenia :)

Podziękowania i pozdrowienia. Na żadne powodzenie anonim oczywiście nie liczy, po prostu chciał, w ramach takich nieśmiałych “końcowych podrygów”, popróbować sił i zaistnieć w tak oryginalnym Konkursie, organizowanym przez tak Surowe Jury. A że tekst nieszczególnie dobry, a nawet – wręcz fatalny? – cóż, ktoś musi mieć to ostatnie miejsce… C’est la vie

 

Pecunia non olet

Anonimie, już bez przesady, tekst nie jest fatalny, wręcz przeciwnie, uważam, że jest napisany bardzo sprawnie. Nie spodobał mi się ze względu na niespełnienie głównego warunku konkursu oraz na fakt, że zawarłeś tak dużo faktów historycznych, że aż mi się szkoła przypomniała, a ja szkołę akurat wspominam źle i cieszę się, że już nie muszę do niej chodzić :) Jednak jestem przekonana, że gdy pokierujesz fabułę i zamiary na inne tory, teksty będą wychodziły świetnie :) Proszę nie zniechęcać do pisania! Zakazuję!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Na spokojnie, HollyHell91, wielkie dzięki za pokrzepienie, a co do szkoły, anonim nienawidzi (dawniej i teraz) jej także, zapewniam. 

Pecunia non olet

Surowa Jurorka już odwiedziła, za co wielce dziękuję (za Shirley Temple także); teraz już nic a nic nie zmieniam.

Bobolki szanowny autor może poprawiać do woli, byleby w fabule za bardzo nie grzebał

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję Jurorce (także za wpis Obu Jurorek w wątku konkursowym; podobnie dziękuję Komentatorom za wskazane błędy językowe), jednakże anonim ma swoje zasady, których z uporem maniaka się trzyma – tekstu, przeczytanego przez Jurora Konkursu, nie zmienia do czasu ogłoszenia wyników. Howgh. yes

 

Pecunia non olet

Hej!

 

Początek trochę znużył, jakoś za długi wstęp, ale od akcji z workiem pokutnym i oburzenia papieża dialogi mnie wciągnęły.

– Napisze się ją od nowa. I nazwie „historią alternatywną”! Znam taki jeden internetowy portal fantastyczny. Albo poprowadzi inną czasoprzestrzenią.

Dobre. :D Mnie uśmiechnęło. :D

Ogólnie doceniam pomysł, a historie alternatywne bardzo lubię, ale za mało tu tej alternatywy i w sumie bohatera też, bo niby jako papież, a te historyczne wstawki mocno przesłoniły akcję. ;)

 

Istotnie, każdy Komentator to przyznaje; wypada anonimowi uderzyć się w piersi i zgodzić, że tekst nie jest wcale a wcale pasujący do konkursu, a wymuszony “humor” to żenada. :(

Każdy ma inne poczucie humoru, trzeba czekać aż trafi się ktoś z podobnym. heart

 

Pozdrawiam,

Ananke

Mnie też nie rozbawił ten tekst, ale każdy ma swoiste poczucie humoru. :(

Anonim bardzo dziękuje AnankeKoali75 za wizytę oraz komentarz; także pozdrawia. 

Z pewnością nauczką jest, aby starych, pisanych przed miesiącami tekstów, nie dostosowywać sztucznie do nowego konkursu, bo wychodzi to fatalnie, jest mdłe i bez polotu.

Pecunia non olet

wychodzi to fatalnie, jest mdłe i bez polotu.

No już bez przesady, Anonimie, zawsze można te historyczne wątki skrócić, tekst nabierze tempa. ;)

A i historia alternatywna w takich czasach i to z papieżem – bardzo fajny pomysł. A nad wykonaniem zawsze można pracować. ;)

No już bez przesady, Anonimie, zawsze można te historyczne wątki skrócić, tekst nabierze tempa. ;)

A i historia alternatywna w takich czasach i to z papieżem – bardzo fajny pomysł. A nad wykonaniem zawsze można pracować. ;)

Miłe słowa, dzięki, Ananke, lecz anonim doskonale rozumie po tak surowych komentarzach, że tekst ma ogromnie dużo wad. 

Pecunia non olet

Cześć!!!

 

Ładne jaja!!! :))))) Oczywiście nie wszystko, ale momenty czasami bardzo śmieszne. Poza tym bardzo dobrze się czytało.

 

pozdrawiaM

Jestem niepełnosprawny...

Dziękuję, Dawidiq150, nade wszystko za Twoją wyrozumiałość i życzliwość, bo anonim doskonale zdaje sobie sprawę z poziomu tego tekstu…

Pozdrawiam Cię serdecznie. 

Pecunia non olet

Nie, nie!!! Ja najpierw daję komentarza potem czytam inne, żeby się nie sugerować. Napisałem szczerze. Było dobrze i Kropka. :DDDDD

Jestem niepełnosprawny...

Dzięki, Dawidzie. To pokrzepiające dla anonima. heart

Pecunia non olet

Przeczytawszy.

Babska logika rządzi!

Anonim dziękuje Jurorce za poświęcony czas i pozdrawia. 

Pecunia non olet

Echo niosło głos mamy po podwórzu

Duże podwórze…

– Chyba nie zamierzasz jej słuchać – roześmiał się Jan, szukający wraz ze mną Teofila.

Tak mówią dzieci? I czy w ogóle w takiej sytuacji mówią?

– Zalękniona baba! – próbowali mnie zawstydzić, drwiąc za plecami, lecz nic sobie z tego nie robiłem.

Tłumaczysz. I mało naturalnie.

Albowiem, od najmłodszych lat byłem

Tu nie powinno być przecinka.

Nikogo zatem nie dziwiło, że jako nastolatek przygotowywałem się sumiennie do stanu duchownego.

"Nastolatek" to bardzo nowoczesne słowo.

Już wówczas ze zgrozą obserwowałem rosnącą w potęgę siłę cesarstwa, opluwającego coraz śmielej Stolicę Piotrową. I zaprzysiągłem sobie, że kiedyś zatrzymam tę szaleńczą machinę, że upokorzę świecką władzę.

…? Rozumiem niesienie narodowi kaganka oświaty, ale primo, zaniedbujesz właściwy literaturze pathos, idąc w coś, co chyba Ci się jawi jako logos (ale nie jest), a secundo – nie jest to ani trochę wiarygodne psychologicznie. Śmieszne też nie.

Z zamyślenia i bliskich sercu wspomnień wyrwał mnie głos

Zeugma jakby. A "legat" to taki jakby ambasador papieża – więc co on tu robi?

Nie zamierzam z nim rozmawiać! To przeklęty łotr!

Tak przemawia nadąsana bogata nastolatka, ale papież?

wrzasnąłem z wściekłością.

Widać z kontekstu.

Mój nieżyjący już od trzydziestu lat, uwielbiony nauczyciel i mentor oraz imiennik na tronie papieskim, pokiwał z aprobatą siwą głową, ledwo mieszczącą się w ramkach portretowych, wyszedł na moment, by rozprostować kości, znowu wskoczył do portretu, a ja zagłębiłem się w wielogodzinnych wspomnieniach…

…? Zdanie-kobyła, z błędami, źle się parsujące i ogólnie ni przypiął, ni przyłatał. Co ono tu robi? Jaki jest cel postawienia go w tym miejscu? Nauczyciel może być uwielbiany, "imiennik" na tronie to dość karkołomna konstrukcja (po namyśle zrozumiałam, ale dopiero po namyśle – ale i tak “poprzednik” byłby przynajmniej naturalny), porządny portret ma ramy, a i "portretowe" nie bardzo. I o co chodzi z tym wyskakiwaniem? Historii świeczkę, a fantastyce ogarek? I jak wspomnienia mają być wielogodzinne?

W 1047 roku, w wieku dwudziestu siedmiu lat zostałem

W 1047 roku, w wieku dwudziestu siedmiu lat, zostałem.

Kiedy umierał, na łożu śmierci podał mi swój niewielki wizerunek, oprawiony w ramy.

Masło maślane, i jakiej wielkości w końcu był ten portret? Nie znam się na sztuce średniowiecznej i meritum nie podejmę się oceniać, ale zdecyduj się chociaż, czy był wielki – czy mały.

I, abym ja miał na ciebie oko.

Po co ten przecinek?

ja już wtedy wiedziałem, że on nie odchodzi, nie umiera, lecz jest i będzie nieustannie obok, słyszany i widziany tylko przeze mnie

Nieortodoksyjne.

Pełniąc później wielokrotnie funkcje posła, rektora bazyliki i współpracownika kolejnych Ojców Świętych, nabierałem szlifów jako orator i dyplomata, a dodatkowo szykowałem się do najważniejszego zadania, jakie wyznaczył mi Bóg.

Poza tym, które, ale zdanie ogólnie do ciągnięcia wozu.

22 kwietnia 1073 roku wolą ludu rzymskiego, popartą przez kardynałów (co już samo w sobie było niecodzienną praktyką), zostałem obwołany,

22 kwietnia 1073 roku, wolą ludu rzymskiego, popartą przez kardynałów (co już samo w sobie było niezwykłe), zostałem obwołany.

którego portret zawsze dzierżyłem przy sobie, by nadal z nim konwersować

"Dzierżyć" to nie to samo, co "nosić": https://wsjp.pl/haslo/podglad/100593/dzierzyc/5260990/w-dloni

I wtedy zdecydowałem, że przez te wszystkie lata mojej sumiennej posługi dość się już napatrzyłem i nasłuchałem

Dopiero wtedy? A nie wcześniej? Hmm?

widząc upokorzenia i plwanie, plugawienie i naśmiewanie się, bezczeszczenie Papiestwa i wypędzanie jego przedstawicieli

Angielska konstrukcja.

Teraz nareszcie nadeszła pora, aby przejść do dzieła.

Pora, by. Ale to sugeruje, że już miał to dzieło zaplanowane. To miał – czy nie?

To już nie były dawne docinki głupiutkich kolegów z podwórka, które starałem się wspaniałomyślnie przemilczeć, tu chodziło o cały Kościół i jego pozycję w ówczesnej Europie!

Zapewniasz.

Ukróciwszy wszelkie przejawy łamania zasad kościelnych

Tylko przejawy?

Podczas Pasterki 1075 roku zdradzieccy żołdacy procesarscy zaatakowali kościół, zostałem wywleczony za włosy

Dałabym kropkę zamiast przecinka.

Z takim wsparciem rosłem w siłę, dumny i pewien należnego Kościołowi zwycięstwa.

Zapewniasz.

Legat znowu przerwał moją kontemplację.

Przerwał mi kontemplację.

wycedziłem legatowi przez zaciśnięte zęby

Powiedziałem legatowi. Jeśli "wycedziłem", to bez legata.

włączył się do rozmowy sportretowany papież, którego tylko ja słyszałem

Hmm.

wydarłem się z rozpaczą, nie bardzo wiedząc, co począć

Że bohater się miota jak histeryczka, to jedno (choć psychologicznie bez sensu, ale jedno). Ale autor miotać się nie powinien. Raz zrozpaczony, potem zaraz tylko niepewny – jak się czuje ten bohater?

Obłożyłem gościa ekskomuniką

"Gościa"? W Średniowieczu?

– W sensie?

Znowu współcześnie.

No… czasem go zmienia. Musi, zabrał kilka zapasowych…

I co właściwie ma osiągnąć ta linijka?

Dumny królewczyk potężnych Niemiec, syn i następca cesarski przestraszył się mnie, papieża, Grzegorza Siódmego, więc musiał spokornieć, zalękniony i słaby!

Legat spoglądał z powagą, cedząc każde słowo.

Dlaczego "cedząc"?

Serio?

Nowoczesne.

Owszem, bo w ojczystym kraju twa ekskomunika, Ojcze Święty, spowodowała rozruchy i bunt opozycji.

"Opozycja" też nowoczesna. W ojczystym kraju – czyim?

radośnie wznosząc oczy do góry

Od kiedy taki gest świadczy o radości?

Rzecz w tym, Ojcze Święty – tłumaczył dalej legat – że nam nie godzi się tak postępować.

Ech. Trzeba być łagodnym jak gołąbka, a chytrym jak wąż. Nie wpadł ten Grzegorz od siedmiu boleści na to, że rozruchy w Europie niekoniecznie przyniosą mu korzyść? Wtedy politycy bywali jeszcze poważni…

– Jak wojna, to wojna! Nie oszczędzamy nikogo! Nie bierzemy jeńców! – Klasnąłem w dłonie z dziką furią.

… kogo tu parodiujesz?

Wiem to, panie

Wiem o tym, panie.

rzeczą Boską

Przymiotniki małą literą.

A ty już trzeci dzień nie reagujesz

Nowoczesne.

Przecież to blef, każdy powie!

Każdy to powie.

W takim razie jest niezwykle zręcznym graczem

Wiesz, jeśli nie umiesz opisać zręcznego gracza, to nie nazywaj postaci zręcznymi graczami. To nigdy nie wychodzi.

Trzeba przyjąć wyciągniętą do zgody prawicę.

Wyciągniętą na zgodę.

w charakterystycznym geście

https://wsjp.pl/haslo/podglad/3261/charakterystyczny ?

A potem sprawy potoczyły się, niczym w kalejdoskopie!

Bez przecinka, co ma kalejdoskop do szybkości, i czy wtedy był już znany, bo coś mi się nie wydaje?

Obleczony w pokutny wór zdrajca, zaraz po moim wspaniałomyślnym cofnięciu klątwy, pojechał do Niemiec

Źle się to parsuje.

Kolejne ekskomuniki, jakie nań rzucałem

KTÓRE.

uprosiłem księcia normandzkiego Roberta, jedynego sojusznika, aby pomógł mi wydostać się z Rzymu

By pomógł mi się wydostać z Rzymu.

za potworną cenę, której przewidzieć nie mogłem

… serio?

jego żołnierze dokonali krwawej rzezi mieszkańców, dodatkowo grabiąc i paląc Wieczne Miasto

"Dodatkowo" wytrąca mnie z rytmu. Jakby krwawa rzeź była wliczona w cenę, a palenie za dopłatą.

gdzie miałem dokonać swego żywota

Nie można dokonać cudzego żywota.

Na portrecie, jaki ciągle woziłem ze sobą

Po raz kolejny: KTÓRY.

nie pokazywał swego oblicza, ani nie wychodził do mnie

Mógłby pokazać cudze? Bez przecinka.

odwracając wreszcie rozgniewaną twarz

Cały czas miał odwróconą, i to nie twarz się gniewa…

Skuliłem się w sobie

?

następnie rzucił po kilku minutach zastanowienia

Po co to "następnie"? A po kilku minutach zastanowienia rzucił.

Nie, tylko nie do owej przeklętej Canossy! Przenigdy! To od niej wszystko się zaczęło!

…?

który ja gorąco popierałem, dyktując ci nawet z tych oto ramek niektóre fragmenty

Czego nie robi imiesłów?

ze skutków wspomnianego dokumentu

Ze skutków ogłoszenia wspomnianego dokumentu. Albo jakiekolwiek inne gerundium, ale jakieś musi być.

Popełniłem wówczas niewybaczalny błąd, zgadzając się ugiąć pod wpływem argumentacji legata i doradców.

Argumentacji niewiele pokazałeś, doradców żadnych, a i rozmowa Grzegorza z legatem była mało naturalna.

Skoro przez całe dziesięciolecia mogę do ciebie przemawiać z portretu, wychodzić z niego i żyć, pomimo niezaprzeczalnej śmierci, mogę również cofnąć dzieje.

Nielogiczne i nie po polsku. Żyć, choć przecież umarłem.

Wszystko, aby tylko nie dopuścić

Wszystko, byle tylko nie dopuścić.

Wszak to się już stało! – Z trudem podniosłem z podłogi swe ciężkie ciało

Rym.

Napisze się ją od nowa. I nazwie „historią alternatywną”! Znam taki jeden internetowy portal fantastyczny. Albo poprowadzi inną czasoprzestrzenią. Przeniesie do sąsiedniego Wszechświata! A tamtą się zatrze i zniweczy, obróci w perzynę! Wyśle do stu diabłów!

Metafikcja, ale sensu w tym nie ma. Historia to zapis dziejów, nie same dzieje. Równie dobrze mógłbyś twierdzić, że zmieniasz nazwisko, kiedy zamazujesz swój podpis na karcie bibliotecznej korektorem i kładziesz nowy.

Oczy płonęły mu, niczym szatańskiemu wysłannikowi, przybyłemu wprost z piekielnych czeluści.

…? Pierwszy przecinek zbędny.

Cała Europa ucieszy się z osłabienia Niemiec, a i Polacy będą nam wdzięczni!

Czy Niemcy nie stały się zbyt potężne nieco później?

począł wskazywać na niej konkretne punkty.

Zaczął na niej wskazywać konkretne punkty.

Chyba gości nie kojarzę…

O ile kontrast uchodzi za komediowy samograj – nie zawsze nim jest.

To Słowianie.

Nie wiem, czy wtedy funkcjonowało to określenie. Ponadto – ha, ha. Tylko nie.

mężni Polacy muszą stawiać czoła najeźdźcom, walcząc w obronie swych terytoriów z Niemcami

Czekam na guślarza Szerokowida i jego magiczny napój.

Zatem basta, dosyć krwi przelali przez tyle stuleci! Trzeba ich oszczędzić.

…? Krew przelewa ten, kto zabija, a nie ten, który jest zabijany…

także Henryk, tyle że z numerem „piątym”

Skąd, u licha, ten cudzysłów?

nie najedzie w tysiąc sto dziewiątym roku zbrojnie Polski i nie skaże na pewną śmierć przywiązanych do machin oblężniczych dzieci głogowskich obrońców…

… a ten Anonim za nimi.

Wizja takiej zbrodni nie mieściła się w mej głowie

Nie mieściła mi się w głowie. Taaaak. Przypuszczam, że wątpię. Takie przekazy mamy już ze starożytności, co prawda mogą być propagandowe.

istotnie opisane okrucieństwo podobne być mogło do władcy z rodu salickiego…

Ten idiom tak nie działa.

przysłużymy się niejednemu sprawiedliwemu

Czemu sprawiedliwemu? To znaczy, człowiekowi, dziełu?

Wszak twe pierwotne imię, otrzymane na Chrzcie Świętym, oznacza nic innego, jak „lśniący miecz”!

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/nazwy-sakramentow;4453.html I: oznacza ni mniej, ni więcej, lecz.

Ten zuchwały królewczyk jest sam sobie winien!

Sam jest sobie winien.

całkiem dla niego nietypowym

Mało naturalne.

przywołałem służbę, nakazując

By nakazać.

Znów miałem 57 lat.

Liczby słownie.

 

Cokolwiek pretensjonalny język, sporo zapewniania, mnóstwo przepisywania podręcznika historii (a nie dam głowy, czy dokładnie). Masz klasówkę po feriach, co? Powieść historyczna to gatunek piekielnie trudny, równie trudny jak humor, którego też tu nie widzę. Powściągnij ambicję. Napisz o czymś, na czym się znasz. O ludziach, w których położenie potrafisz się wczuć. I nie sil się na mądrość, bo to daje skutek odwrotny. Ani na humor, bo, powtarzam, humor jest trudny, a wysilony nie wychodzi. Powtórz też sobie imiesłowy: https://zpe.gov.pl/a/imieslowy-i-ich-rodzaje/DN28lvu36

 

Z kwestii bardziej warsztatowych – brakuje tu fabuły. Co jest, zostało przepisane z podręcznika, bo magiczny portret Grzegorza szóstego nie zmienia właściwie nic. Po co te retrospekcje? Czy one budują postać bohatera? Nie bardzo jakby, skoro na początku nazywasz go "wzorem cnót", a potem pokazujesz jako mało cnotliwego (cnota jest to dodatnia dyspozycja etyczna) i rozgarniętego – też nie.

Ogólnie mocno tak sobie.

Czekałam na rodzący się w trzewiach śmiech, ale mój brzuch pozostał cichy i smutny (no i pełny, ale to już nie wina autora;)

Ta uwaga jest stokroć zabawniejsza od tekstu :)

mało fantastyki (gadanie z gościem, którego nikt inny nie widzi, to nie fantastyka, tylko zły znak, a alternatywnej wersji wydarzeń i tak nie widzimy)

Owszem, a dialogi nie są szczególnie naturalne.

To są IMO słowa współczesnego Polaka, a nie średniowiecznego papieża.

Zgadzam się.

SNDWLKR, istotnie wiele racji w Twojej wypowiedzi, humor nieudany, wypada tylko przeprosić i podziękować za wizytę.

A Ty się nie kajaj, tylko się ucz. Ludzie! Kiedy sobie wyprostujecie pojęcia? Napisanie słabego tekstu nie jest uchybieniem etycznym! Nie można nawet powiedzieć, że zmarnowałeś czas, bo po pierwsze, mogłeś go spędzić dużo mniej pożytecznie, a po drugie, chyba się czegoś nauczyłeś i nauczysz z komentarzy. Uch. Co ja z Wami mam…

(choć ta “stara piła w piwnicy” chyba niewiele dała anonimowi, bo nadal myli przecinki…).

Nie grepsów tu trzeba, tylko więcej uwagi poświęconej pisaniu.

Jego mentor także nie posługuje się typowym językiem średniowiecza. To celowy zabieg, ale najwidoczniej nietrafiony, za co anonim także przeprasza.

Niechaj się Anonim przestanie krygować, a zacznie uczyć na błędach. Kontrast, jako się wyżej rzekło, jest jednym z podstawowych środków komedii, ale trzeba umieć z niego korzystać. Ot, choćby: https://www.youtube.com/watch?v=dOxFbQRQHSU&list=PL161AED7A975FFABC&index=9

Anonim chciał pokazać, ile zła dla świata (nie tylko papiestwa) wyrządziła jedna nieprzemyślana decyzja papieska.

Ale raz, co w tym śmiesznego? Dwa, kto mówi, że nieprzemyślana? I trzy – skąd w ogóle taki temat? Co Anonim chciał światu przekazać?

Na żadne powodzenie anonim oczywiście nie liczy, po prostu chciał, w ramach takich nieśmiałych “końcowych podrygów”, popróbować sił i zaistnieć w tak oryginalnym Konkursie, organizowanym przez tak Surowe Jury

Na co Anonim umiera? Może zrobimy jakąś zrzutkę? (Nie, serio, człowieku, przestań się nad sobą użalać, i wiem, jak to brzmi z mojej strony, ale – jeeju).

aż mi się szkoła przypomniała, a ja szkołę akurat wspominam źle i cieszę się, że już nie muszę do niej chodzić :)

… jestem nerdem XD Mnie tam w szkole przeszkadzało głównie ciało uczniowskie :D

Howgh. yes

Z pewnością nauczką jest, aby starych, pisanych przed miesiącami tekstów, nie dostosowywać sztucznie do nowego konkursu, bo wychodzi to fatalnie, jest mdłe i bez polotu.

"Przed miesiącami" to jeszcze nie stare, i skoro wiedziałeś, że tekst nie pasuje do konkursu, to czemu akurat do tego konkursu go zgłosiłeś?

anonim doskonale rozumie po tak surowych komentarzach, że tekst ma ogromnie dużo wad.

Jeśli Anonim nie przestanie się krygować jak angielska dziewica, to oddamy go Bailoutowi. A ten już Anonima wyobraca (psychologicznie).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O ile dobrze anonim pamięta, już został tak wyobracany, a jakże. 

Anonim dziękuje za uwagi. 

Pecunia non olet

Tarnina – wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, ale jeśli chodzi o obraz, to akurat oprawiony w ramy portret w XI w. jest mało prawdopodobny (dla porównania – mniej więcej w tym samym czasie powstała tkanina z Bayeux). Mniej naciągany byłby moim zdaniem modlitewnik z miniaturą przedstawiającą zmarłego, ale to też nie wiem, czy nie za wcześnie (najstarsze prywatne modlitewniki kojarzę z XIII – XIV w.).

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Zbierając – jeśli łaska (?) – wszystko powyższe do kupy:

przepraszać/kajać się nie wolno,

dziękować nie wolno,

miotać – podobnie,

umierać nie wolno,

pokrygować się też człowiekowi nie pozwolą…

odpisywać “żartobliwie” na komentarze nie wolno,

rżnąć angielskiej dziewicy nie wolno,

tłumaczyć nie wolno,

mieć problemów z imiesłowami nie wolno,

z przecinkami – tu już w ogóle,

masła maślanego nie wolno,

zdań kobył również,

grepsów nie wolno,

ambitnie nie wolno,

silić się na mądrości też,

retrospekcji nie wolno,

nowocześnie nie wolno.

ortodoksyjnie nie wolno,

młodzieżowo nie wolno,

parsować nie wolno,

parodiować to już całkiem,

nielogicznie nie wolno,

rymować nie wolno,

za nimi nie wolno,

pretensjonalnie nie wolno,

napisać słabego opka nie wolno,

poeksperymentować z dawnym tekstem celem dostosowania do konkursu nie wolno,

nazwać własnego opowiadania „starym” też nie wolno.

 

Anonimowi to w ogóle coś tu wolno? (pytanie retoryczne, anonim bynajmniej nie oczekuje jakiejkolwiek odpowiedzi…).

 

Pecunia non olet

jeśli chodzi o obraz, to akurat oprawiony w ramy portret w XI w. jest mało prawdopodobny

O, właśnie. Takie szczegóły trzeba znać, kiedy się pisze powieść historyczną.

Anonimowi to w ogóle coś tu wolno? (pytanie retoryczne, anonim bynajmniej nie oczekuje jakiejkolwiek odpowiedzi…).

Jak widać, Anonim zamierza się obrazić. Wolno mu. Tylko – czy ma to sens? Pytanie retoryczne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Anonimie, czytałam Twoje opowiadanie bez przykrości, ale za to z rosnacym zdumieniem, że postanowiłeś zaprezentować je w konkursie, którego warunkiem był humor, bo takowego tu nie znalazłam. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, anonim zdaje sobie sprawę z niefortunnego pomysłu; wypada jedynie podziękować i przeprosić. :(

Pecunia non olet

Nie przepraszaj, Anonimie. Podejmując rękawicę w kolejnym konkursie, z pewnością spełnisz wszystkie jego założenia. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Anonim bardzo dziękuje. :)

Pecunia non olet

Czy możemy potraktować komentarze pod opowiadaniem jako integralną część opowiadania? Ponieważ był to, jak dotąd, (moim zdaniem) NAJŚMIESZNIEJSZY FRAGMENT tego całego konkursu. Było wszystko:

– nieprzewidywalność

– zwroty fabularne

– dynamika

– szczypta absurdu

 

Co do samego opowiadania, to przeczytałem, nie nudziłem się a nawet wciągnąłem w akcję. Wtrącenia współczesnego języka jednych mogą razić, a dla innych mogą być zabawne. Rzecz gustu. Żeby nie było wątpliwości, mój gust je zaakceptował. Traktuję je jako koncepcję artystyczną, drugą warstwę opowiadania.

Jeśli chwali się w innych opowiadaniach, że takie odjechane, pisane na kwasie, że absurd i bluzgi są ok, a tutaj poczytuje się kilka wtrąceń za herezje – to czuję się dziwnie. Jak szukamy wszędzie drugiego dna, róbmy to sprawiedliwie.

 

Na koniec: drogi Anonimie, śmieszne to nie było, ale czasu nie zmarnowałem. Dziękuję za publikację.

 

Tak mnie wkurzyliście poziomem konkursu, że idę dumać nad własnym opkiem. Takim tradycyjnym, z rozwinięciem akcji, kulminacją, zwrotem i puentą. Jak coś jest nie tak, zrób to sam xD

Czy możemy potraktować komentarze pod opowiadaniem jako integralną część opowiadania?

Marzanie, ja wystawiłam punkty i napisałam komentarz jurorski przed czytaniem pozostałych komci. Ty rób, jak uważasz. :-D

Babska logika rządzi!

Anonim bardzo dziękuje Marzanowi oraz Jurorce za odwiedziny i komentarze.

 

Co do samego opowiadania, to przeczytałem, nie nudziłem się a nawet wciągnąłem w akcję. Wtrącenia współczesnego języka jednych mogą razić, a dla innych mogą być zabawne. Rzecz gustu. Żeby nie było wątpliwości, mój gust je zaakceptował. Traktuję je jako koncepcję artystyczną, drugą warstwę opowiadania.

Jeśli chwali się w innych opowiadaniach, że takie odjechane, pisane na kwasie, że absurd i bluzgi są ok, a tutaj poczytuje się kilka wtrąceń za herezje – to czuję się dziwnie. Jak szukamy wszędzie drugiego dna, róbmy to sprawiedliwie.

 

Anonim dziękuje. Anonimowi również się tak wydawało i cieszy go fakt, że nie jest odosobniony.

O gustach dyskutować ponoć nie należy, lecz czy o sposobie ich wyrażania także… (?)

 

Czy możemy potraktować komentarze pod opowiadaniem jako integralną część opowiadania? Ponieważ był to, jak dotąd, (moim zdaniem) NAJŚMIESZNIEJSZY FRAGMENT tego całego konkursu. Było wszystko:

– nieprzewidywalność

– zwroty fabularne

– dynamika

– szczypta absurdu

 

Anonim proponuje mini konkurs, kto napisze najśmieszniejszy komentarz. Liderów już mamy! Idźmy na całość! Kto następny? Im więcej pochwał od pozostałych, tym wyższe noty!

 

 

Tak mnie wkurzyliście poziomem konkursu (…)

 

To co ma powiedzieć anonim?

Pecunia non olet

Jeśli chwali się w innych opowiadaniach, że takie odjechane, pisane na kwasie, że absurd i bluzgi są ok, a tutaj poczytuje się kilka wtrąceń za herezje – to czuję się dziwnie. Jak szukamy wszędzie drugiego dna, róbmy to sprawiedliwie.

Mmmm, wiesz, to zależy. Analogia: jeśli porównujesz Super-Ostre Curry 5000 i owsiankę, to w curry piekące papryczki albo będą ledwo zauważalne, albo będą zaletą. A w owsiance jakby nie.

Istnieją kryteria uniwersalne, a jakże. Ale niewiele ich. Tekst ma być spójną jednością, jego elementy mają do siebie pasować. Ten sam element w jednym tekście zgrzyta, w innym zachwyca – i tak ma być. Jak w życiu. Może nie zauważyłeś (ja też bym nie zauważyła, gdyby nie C. S. Lewis) – ale prawie każde działanie może być dobre albo złe, zależnie od okoliczności (podkreślam – prawie). To nie jest relatywizm – to tylko przypomnienie, że świat jest skomplikowany, ale nie bezsensowny. Sprawiedliwość nie oznacza “każdemu po równo”, tylko “każdemu tyle, ile należy”.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino – chciałbym napisać, że się zgadzam albo nie, ale będzie jak zwykle – z częścią się zgadzam, a z częścią nie.

Żeby zmienić dyskusję w konstruktywny komentarz: moim zdaniem, gdyby na końcu opowiadania okazało się, że bohaterem jest nauczyciel historii z alzheimerem, który siedzi w pokoju domu starców, zerkając na zmiętą karteczkę z portretem – udałoby się wybrnąć z problemu językowego. W jego schizofrenicznym świecie przeplatają się dwie rzeczywistości, a ponieważ jest polskim nauczycielem, usiłuje na siłę wpleść polski wątek. Wtrącenia współczesnego języka zostaną wyjaśnione.

 

Ja tymczasem będę siedzieć na wzgórzu i obserwować walczące tygrysy (które niekoniecznie muszą walczyć, ale chcą, bo to tygrysy).

Ja tymczasem będę siedzieć na wzgórzu i obserwować walczące tygrysy (które niekoniecznie muszą walczyć, ale chcą, bo to tygrysy).

Anonima w sumie taka postawa nie dziwi. Może sam się zastosuje? Bo do tygrysów na pewno nie należy. Po prostu chciał zgłosić udział w konkursie. 

Pecunia non olet

W jego schizoidalnym świecie przeplatają się dwie rzeczywistości, a ponieważ jest polskim nauczycielem, usiłuje na siłę wpleść polski wątek. Wtrącenia współczesnego języka zostaną wyjaśnione.

Ależ wcale nie zamierzam się kłócić! To bardzo dobre wyjaśnienie, inna rzecz, że mało komiczne, by nie rzec – smutne. Ale tego autor nie napisał, więc tego w tekście nie ma.

Ja tymczasem będę siedzieć na wzgórzu i obserwować walczące tygrysy (które niekoniecznie muszą walczyć, ale chcą, bo to tygrysy).

Gdzie Ty tu widzisz tygrysy, nie wiem. Ja widzę tylko Tygryska

Po prostu chciał zgłosić udział w konkursie.

I to był jego cel sam w sobie? Bo zwykle bierze się udział w konkursie w jakimś celu, na przykład po to, żeby wygrać. Albo po to, żeby się kształcić. Promować swoją osobę. Dla zabawy… Po coś.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I to był jego cel sam w sobie? Bo zwykle bierze się udział w konkursie w jakimś celu, na przykład po to, żeby wygrać. Albo po to, żeby się kształcić. Promować swoją osobę. Dla zabawy… Po coś.

 

Bo zamierzał popróbować swych sił w tym trudnym konkursie, z trudnymi założeniami. Nie wolno mu? Złamał Regulamin? Kogoś przez to skrzywdził? Na szczęście tylko ten jeden jedyny tekst jednego jedynego Anonima odstaje od założeń konkursu tak bardzo skandalicznie, że – jak widać – aż razi. Wszystkie inne są i będą (!) „fun”, były bizarro, bo miały być bizarro, były świąteczne, bo – miały nade wszystko o świętach, były o honorze i złodziejach w stu procentach, itp., itd. I dobrze! Nauka na błędach to także nauka. Po to.

Pecunia non olet

Uprasza się Anonima o porzucenie myśli, że ktoś go tu atakuje. Dyskusja normalnych ludzi polega na zadawaniu pytań, często podchwytliwych. To nie jest atak.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja tymczasem będę siedzieć na wzgórzu i obserwować walczące tygrysy (które niekoniecznie muszą walczyć, ale chcą, bo to tygrysy).

 

Jak Chiny? Po ostatniej drace w gabinecie owalnym zastanawiam się, czy to tygrysy czy tygrysiątka. Albo stare wyleniałe kocury.

 

Tekst mi się podobał, także przez polskie wątki. Ta swoista nieuchronność losu, złamana przez alternatywę w końcówce, przypomniała mi dokładnie odwrotne rozwiązanie w Ostatnim kuszeniu Chrystusa – tam Kazantzakis najpierw pokazuje historię alternatywną, a potem – nieuchronnie historia wraca na “właściwe” tory. Co tu by się naprawdę stało, gdyby klątwa nie została zdjęta?

Czy w ogóle doszłoby wtedy do bitwy pod Elsterą? Czy zakończyłaby się ona zwycięstwem Henryka czy Rudolfa i czy Rudolf straciłby w niej dłoń? (co jawnym było znakiem, że Bóg sprzyja Henrykowi a roszczenia Rudolfa – mimo poparcia papieża).

Trudno przewidzieć, jakie naprawdę byłyby konsekwencje dla Polski tych zmian, bo zbyt wiele tu kosteczek domina mogłoby się poprzewracać na różne sposoby, przykładowo wiernymi poplecznikami Henryka byli Babenbergowie (z których wywodzili się choćby późniejszy Leopold III czy Henryk II Jasomirgott), a Rudolf Szwabski z pewnością o ile by ich nie zniszczył, to przynajmniej wyrugował z ziem, więc dwa wieki później, w XIII stuleciu, nie doszłoby do wojny o spadek po Babenbergach, popuszczając nieco wodzy wyobraźni z pewnością mogłoby też wpłynąć na przykład na ród Billungów i wywodzącą się z niego dynastię askańska / arnhaldzką (tę od Albrechta Niedźwiedzia) – to wszystko mogłoby się odbić w wieloraki sposób na średniowiecznej Polsce – z jednej strony, mógłby być mniejszy nacisk ze strony zachodu, z drugiej – Związek Obodrycki mógłby przetrwać dłużej, nie przekształciłby się prawdopodobnie w Meklemburgię, a być może stałby się tworem niezależnym od cesarstwa, co by nas od niego trochę odsunęło, koligacje późniejszych Piastów Śląskich z dynastiami niemieckimi (między innymi ze wspomnianą askańską) – nie doszłyby do skutku, wpływ niemiecki, w tym niemieckiego prawa i obyczajów byłby słabszy i moglibyśmy paradoksalnie wylądować w jeszcze gorszej czarnej dziurze podczas rozbicia dzielnicowego niż się znaleźliśmy (to, że rozbicie dzielnicowe by nastąpiło jest raczej pewne – wszyscy nasi sąsiedzi przechodzili podobne procesy, akurat my przeszliśmy je gorzej, ale moglibyśmy jeszcze gorzej) – gdyby nie było ścisłego związku księstw polskich z cesarstwem, być może po bitwie pod Legnicą skończylibyśmy w taki sposób jak Ruś – nasi książęta staraliby się z całych sił o jarłyk u mongolskich władców, aż w końcu znalazłby się nasz odpowiednik “księcia sakiewki”, który by się Mongołom najlepiej wysługiwał, albo może jeszcze gorzej – wewnątrz Ordy uleglibyśmy wpływom ruskim?

Nie można więc na sto procent powiedzieć, że przegrana Henryka odbiłaby się na polskiej państwowości pozytywnie – krótkoterminowo, być może tak, w dłuższym jednak terminie – niekoniecznie.

 

Ogólnie tekst na pewno skłania do rozmyślań, choć zdaje się troszkę miejscami naiwny. Mimo to lektura to była dość interesująca, ciekawy pomysł z duszą uwięzioną w portrecie (pomysł oczywiście nie nowy, ale w ciekawy sposób użyty).

 

Życzę powodzenia w konkursie.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Anonim serdecznie dziękuje Jimowi za wizytę, życzliwość i tak ciekawy wywód historyczny. 

Pecunia non olet

Przez te wszystkie komentarze trochę boję się przyznac, że opko mi się spodobało. I że fajnie mi się je czytało. I że dostrzegłam w nim trochę fantastyki. I że miało w sobie trochę przewrotnego humoru (powtarzam, trochę) Coś jak teksty Poniedzielskiego. Niby facet mówi rzeczy smutne i mówi smutno a człowiek znajduje tam coś, co go rozśmieszy.

A teraz petarda: Dla mnie tekst anonima por tytułem “nie wolno” 

Czytając kwiczałam ze śmiechu. 

Anonimie policz słowa i wstawiaj jako drabble albo szorcik. Spełniasz głowne kryteria: jest humor!!!! . 

To “nie wolno” przypominało mi o tym, czego “nie warto”, a jedno co warto…

 

https://www.youtube.com/watch?v=EcipyROBOeI

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Nova, anonim bardzo Ci dziękuje i gratuluje odwagi. :) 

Jimie, anonimowi wyrażenie “nie warto” przypomina się tu na Portalu coraz częściej… I, wbrew pozorom, to go nie śmieszy. 

 

Anonim Was pozdrawia i dziękuje. heart

Pecunia non olet

anonimowi wyrażenie “nie warto” przypomina się tu na Portalu coraz częściej… I, wbrew pozorom, to go nie śmieszy. 

 

Niestety, drogi anonimie, nie jest to pogląd odosobniony, mam jednak nadzieję, że znajdziesz w sobie (i może nawet poza sobą), coś co warto…

 

 

…gorzej, jeśli jak w moim przypadku, już nawet upić się nie warto (w niczym nie pomoże, a co gorsza, nawet już za bardzo nie zaszkodzi). Bywają sytuacje złe, gorsze i najgorsze, ale od najgorszych gorsze są beznadziejne – ale na szczęście wszyscy kiedyś umrzemy, tylko szkoda, że jeszcze nie dziś – jak to mawia @Tarnina – tak dużo czasu, tak mało sensu, by go wypełnić (wiem, przekręciłem, celowo) ;-) życzę by więc sens nie całkiem wklęsł.

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jechać by można do miast

Lub w las

Na błoń.

 

Na koń

I goń

Nieboskłon.

 

Ale czy warto?

Może nie warto?

Ech, chyba warto…

Tak, tak – warto.

Bardzo to warto.

O, tak – to warto.

Jeszcze jak warto!

Przy takich komentarzach zawsze warto. smiley

Pecunia non olet

Ja tam wybuchnęłam śmiechem na końcu, bo jeśli była to zabawa z oczekiwaniami czytelnika, to uważam, że wyszło cudownie! I wcale nie żartuję!

Czuję się, jakby zrobił sobie z nas anonim żarty, a my daliśmy się nabrać, a że trzeba mieć dystans…

Kryteria oceny: zgodność z warunkami konkursu (ze szczególnym uwzględnieniem stopnia rozbawienia), oryginalność, poprawność warsztatowa i merytoryczna oraz nasze widzimisię.

To wyszło w 100% cheeky

 

Tekst podobał mi się bardzo, czytałam z przyjemnością. Całkowicie zawierzyłam anonimowi, bo (muszę przyznać) nie pamiętam wiele z tego okresu frown

Wciągnęła mnie ta opowieść, chociaż momentami przypomina szybki skrót historyczny, a nie prowadzenie fabuły. Mieliśmy już podobne zabawy w filmach i teatrach, więc uważam to za osobistą preferencję, a nie błąd.

Odważny pomysł i dobrze!

Pozdrawiam

MG

M.G.Zanadra tak zdumiewa anonima, że tylko dziękuje heart kiss i… już go ni ma… wink

Pecunia non olet

Pozwoliłem sobie “kliknąć”, bo tekst na pewno zasługuje na miejsce w bibliotece.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Niby anonima już ni ma, ale jeszcze doceni poświęcenie Jimakiss

Pecunia non olet

Jima też już ni ma, ale docenia całusy.

Na szczęście Jim (ktokolwiek jest nim) jest panseksualny, więc bez względu na potencjalną płeć anonima, całusy oddaje: kiss

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Wzajemnie, Jimie, anonim dziękuje. Kłania się, całusy hojnie rozdaje i sam je przyjmuje. :) 

Pecunia non olet

Łał, a jednak coś warto. :-)

A co do kliknięć to dopiero komentarz Jima uświadomił mi, że skoro opko mi się podoba to i kliczka trzeba postawić. Naprawione. 

Miło mi bardzo, Nova, dziękuję, kliczek oczywiście cieszy, jak zawsze, anonim jest niezmiernie wdzięczny, ale ważne, że coś tam ciekawego jednak znalazłaś. :)

Pecunia non olet

Anonimie, to Ty zawsze znajdujesz pozytywy nawet w słabych tekstach.

A o tym tekście wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest słaby!

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Cieszy mnie to bardzo, Jimie, dziękuję, aczkolwiek oczywiście zdaję sobie sprawę z wielu niedociągnięć. :)

W każdym tekście znajduję pozytywy, to fakt, bo są tam zawsze; podobnie, jak u każdego człowieka jest talent, czasem bardzo głęboko ukryty. :) Nic mi z tego, że będę ludzi niszczyć, bo nawet ubaw po takim niszczącym komentarzu kiedyś minie, a pozostaje tylko przykrość i spory niesmak. :) Podejście przedszkolaka, wiem, ale tak mam. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Z “dowalania” komuś nie mam ubawu (zresztą – nie mam poczucia humoru (a jeśli nawet mam, to niezrozumiałe dla wszystkich pozostałych, więc jakbym go nie miał) i mało co mnie bawi, a ten najgorszy ze światów owszem czasem wywołuje u mnie jakieś napady złośliwości, ale o wiele częściej: współczucia). Z tym, że ja nie jestem zbyt dobry w wyszukiwaniu pozytywów, jeśli mam jakikolwiek talent to jest to talent do szukania dziury w całym – i pisząc te swoje wytykające błedy komentarze nie mam na celu poczuć się lepiej czyimś kosztem (bo się lepiej po tych komentarzach wcale nie czuję) – a dostarczyć jakiegoś materiału do przemyśleń, do poprawy (bez narzucania, że moja wizja czy droga jest jedyną, jaką można kroczyć).

I mam nadzieję, że to moje marudzenie w jakiś tam przynajmniej minimalny sposób przydaje się ludziom, a nie jestem tylko starym, zrzędliwym upierdem, którego się z trudem toleruje.

Twojego talentu – dostrzegania we wszystkim jasnych stron – bardzo zazdroszczę.

 

Pozdrawiam równie serdecznie :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Dziękuję, Jimie. :) Ja coraz częściej, niestety, dostrzegam więcej ciemnych niż jasnych stron. :) Ale jasnych nadal szukam. :) 

Nie sądzę, aby – jak to nazywasz – “marudzenie” było źle odbierane, wszyscy tu znają Twoje serdeczne podejście. :) Pomocne rady zawsze służą tylko dobru i są pozytywem. I takich udzielasz. :)

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Nic mi z tego, że będę ludzi niszczyć, bo nawet ubaw po takim niszczącym komentarzu kiedyś minie, a pozostaje tylko przykrość i spory niesmak. :) Podejście przedszkolaka, wiem, ale tak mam. :) 

Podejście zdrowe i normalne, z tym, że szczera opinia nie jest niszczeniem nikogo. Już prędzej zachęcanie go grzecznościowymi kłamstwami do czegoś, na czym polegnie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jak najbardziej, Tarnino, opinia zawsze pomaga i uczy, popisowe dogryzanie – niszczy. :) Granica nikła, ale jednak jest. :) Jak mawiano w Kabarecie “Dudek” –  “…w tym sęk…”. :) 

Pecunia non olet

Ano, jest. Pytanie, gdzie dokładnie przebiega…

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dokładnie, Tarnino, nikt nie wie… smileyheart Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Witaj, Anonimie,

Zajrzałem, skuszony liczbą komentarzy, i przeczytałem tekst. (Na szczęście najpierw przeczytałem opowiadanie, a dopiero później przejrzałem komentarze laugh).

To przyzwoite opowiadanie – czyta się płynnie, a pomysł z niewielką zmianą historii jest ciekawy, (faktycznie, Henryk V krwi nam napsuł) choć zwykle zmiana jednego z jej wektorów powoduje tyle reperkusji, że stan wyjściowy rzadko przypomina zamierzony…

Jedyny humor, jaki zauważyłem, to chichot historii.

Anonimie, jeszcze słowo wsparcia – ubieranie myśli w słowa w języku polskim to sztuka trudniejsza, niż się wydaje na pierwszy rzut oka, co i mnie dopadło.

Serdecznie pozdrawiam!

 

 

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Piotrze_jbk, anonim serdecznie dziękuję i także serdecznie pozdrawia. :)

Pecunia non olet

Cześć,

 

Opowiadanie samo w sobie mi się spodobało, fajne te realia historyczne czy tam historia alternatywna jak kto woli (bo nie jestem w stanie zweryfikować). Tak jednak zupełnie pod kątem konkursu to dla mnie dość poważne opowiadanie i za mało “fun-tastyki” (chociaż bywają momenty) i chyba trochę mało fantastyki w ogóle (…no dobra jest ten “żywy” obraz i cofanie się w czasie itp., więc jest o.k.:))

Mimo to, powodzenia w konkursie. Pozdrawiam

JPolsky, dziękuję, faktycznie nieco marnie to wypadło pod kątem konkursu, lecz anonim się starał sprostać wymogom, bo wie, że to niełatwe, a brał udział po raz pierwszy. :) 

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

ubieranie myśli w słowa w języku polskim to sztuka trudniejsza, niż się wydaje na pierwszy rzut oka, co i mnie dopadło.

Słusznie prawisz! (W innych językach też.)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Słusznie prawisz! (W innych językach też.)

 

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Całe szczęście, że Regulamin Konkursu nie nakazywał napisania tekstu “FUN” po łacinie… laugh

Pecunia non olet

No, to już byłby hardcore – rozśmieszanie ludzi samo w sobie jest niełatwe. Rozśmieszanie tak, żeby przy tym brzmieć mądrze (a nie patetycznie, sarkastycznie itp.) to już wyższa szkoła jazdy. Rzadko który profesor opowiada dowcipy na wykładach.

Babska logika rządzi!

Słusznie prawisz! (W innych językach też.)

Dla pierwszej korekty ładną analogią jest scena w filmie Żywot Briana, w której nasz bohater usiłuje napisać farbą na murze: “rzymianie idźcie do domu”

https://www.youtube.com/watch?v=2mNByFuBXMU

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Zastanawiające, że oglądanie Monthy Pythona nigdy się nie nudzi, nawet jeśli się coś widziało tysiące razy :)

 

@Finkla

Rzadko który profesor opowiada dowcipy na wykładach.

 

Niegdyś na jednej z wyższych szkół wyszywania plecaków, mieli dziwaczny zwyczaj, że ani zajęć ani wykładów się nie odwołuje, zawsze próbując w razie W znaleźć jakieś zastępstwo. I tak się niestety zdarzyło, że wykład w zastępstwie profesora miał nagle poprowadzić jeden z ćwiczeniowców (którzy z reguły byli doktorantami, ale to nieistotny szczegół).

Prowadzący dwoił się i troił, by godnie zastąpić profesora i zainteresować publikę, zdobył się także na kilka drobnych żarcików.

Przy następnym spotkaniu, profesor nie zapomniał o tym wspomnieć temu doraźnemu zastępcy:

– Słyszałem, że podczas wykładu uraczył pan audytorium kilkoma facecjami?

– Owszem. Czy to problem?

– Nie, skądże. Tylko z początku myślałem, że to o tyle niefortunne, że będę teraz musiał sprostać oczekiwaniom słuchaczy i samemu też wpleść w wywód jakieś humoreski.

– Nie sądzę, by ktokolwiek się tego spodziewał, panie profesorze.

– Ja również. Szczególnie gdy poznałem treść tych pańskich anegdot. Zawiesił pan, panie Jimie, poprzeczkę tak nisko, że można by się o nią potknąć.

 

 

 

 

Profesor Jan Miodek kiedyś opowiedział taki dowcip o samym sobie:

 

Blondynka pyta koleżankę, jak się powinno mówić: Irak czy Iran?

– Zapytajmy Miodka – proponuje druga blondynka.

– Miodka? – powątpiewa pierwsza – On powie, że można i tak, i tak.

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Miodek należy do tych nielicznych wyjątków.

Z językoznawców jeszcze Rusinek puścił w obieg anegdotę o deklinowaniu.

Widocznie Ty, Jimie, musisz jeszcze potrenować.

Babska logika rządzi!

Najwidoczniej. Choć obawiam się, że mój brak poczucia humoru może być nieuleczalny.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Ha ha ha!laugh

Ja na szczęście miałam na UŚ-iu mnóstwo takich wykładowców i ćwiczeniowców. Inaczej bym tam nie przeżyła. laugh

Pecunia non olet

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur ;-)

:D

Rozśmieszanie tak, żeby przy tym brzmieć mądrze (a nie patetycznie, sarkastycznie itp.) to już wyższa szkoła jazdy.

Pratchett?

Rzadko który profesor opowiada dowcipy na wykładach.

Opowiadają, a jakże. Niekoniecznie śmieszne, ale opowiadają.

Dla pierwszej korekty ładną analogią jest scena w filmie Żywot Briana, w której nasz bohater usiłuje napisać farbą na murze: “rzymianie idźcie do domu”

Oj, tak. Podobno autor zaczerpnął z własnych doświadczeń jako nauczyciela łaciny :D

Choć obawiam się, że mój brak poczucia humoru może być nieuleczalny.

Musimy się wybrać po jakieś ziele śmiechu i zrobić nalewkę…

Ja na szczęście miałam na UŚ-iu mnóstwo takich wykładowców i ćwiczeniowców. Inaczej bym tam nie przeżyła. laugh

Ja mało się nie posikałam na zajęciach, na których profesor cytował strasznie śmieszną książkę po angielsku :) ale tylko ja.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

laugh

Pecunia non olet

Pratchett?

Pratchett brzmi lekko i zabawnie, ale pod spodem jest mądry.

Babska logika rządzi!

faktycznie nieco marnie to wypadło pod kątem konkursu, lecz anonim się starał sprostać wymogom, bo wie, że to niełatwe, a brał udział po raz pierwszy. :) 

Jeśli to prawda, to wszelkie przypuszczenia na temat Twojej tożsamości wzięły w łeb.

Hmm… Szanowny AP, anonim brał udział w konkursie FUN po raz pierwszy. :) Bo ogólnie, to w rozmaitych konkursach brał już udział – ho, ho, ho razy. :)

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Pratchett brzmi lekko i zabawnie, ale pod spodem jest mądry.

No, właśnie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bruce,

Widząc autora, zachodzę w głowę jak zdołałaś napisałaś tak długie opowiadanie równolegle publikując nowe teksty? Kreatywność godna podziwu!

Serdecznie Pozdrawiam!

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Dzięki, Piotrze_jbk, ale korzystałam (i nadal jeszcze to robię) z “szuflandii”. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

O, a jednak to ty. :D Teraz trochę mi głupio, że się czepiałem warstwy merytorycznej, bo ty chyba uczysz historii, dobrze kojarzę?

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

SNDWLKR, w żadnym wypadku nie powinno Ci być głupio, historii nie uczę już od jakiegoś czasu, ale miałeś rację – i mnie uczono kiedyś, i ja też początkowo uczyłam, że Bolesław Śmiały znał papieża, poparł go w tym sporze i dzięki niemu/za jego przyzwoleniem został koronowany. Jednakże obecnie (o czym już wspomniałam zaraz po Twoim wpisie) pogląd ten się podważa (jak często w historii, bo to taka właśnie nauka – co nowe źródła, to nowe ich interpretacje smiley), głosząc, że koronacja odbyła się całkiem inaczej: 

https://wielkahistoria.pl/jak-boleslaw-smialy-zostal-krolem/

cytat z tej strony:

“Brak monarszej sakry coraz bardziej uwierał chełpliwego wodza. Nie mieściło mu się w głowie, że namaszczonymi monarchami mogą być zupełni nieudacznicy i słabeusze, podczas gdy on sam rządzi nie z łaski bożej, ale tylko dzięki prawom przodków. Wreszcie powiedział: dość. W Boże Narodzenie 1076 roku koronował się na króla Polski.

Dawniej twierdzono, że zrobił to za zgodą, a może nawet z poduszczenia Grzegorza VII, tym samym opowiadając się w wielkim sporze ideologicznym po stronie papiestwa. Tak nie było.

Od kilkudziesięciu lat w literaturze przedmiotu panuje zgoda co do tego, że Bolesław nikogo nie pytał o zdanie. Nie zwrócił się o błogosławieństwo do ojca świętego ani nawet nie zadzierzgnął z nim żadnych bliższych relacji. Tym bardziej nie słał petycji do pognębionego króla Niemiec, który właśnie w tym czasie zmierzał boso do Kanossy, by błagać Grzegorza o zdjęcie rzuconej nań klątwy.

Od lat Bolesław utwierdzał się w przekonaniu, że tylko jeden człowiek jest godzien decydować, czy Polska ma prawo powrócić do rangi królestwa. On sam”.

 

Ja jestem przyzwyczajona, że historia zmienną jest. :) A podyskutować nad jej różnymi interpretacjami zawsze miło, tak że dziękuję Ci za to. :) 

Tego tekstu konkursowego jeszcze nie poprawiłam, na razie zdołałam tylko “Szarlotkę”, zatem obecnie nie odniosłam się do tych komentarzy. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Ja jestem przyzwyczajona, że historia zmienną jest. :)

Ale nie każdy o tym wie :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To prawda, Tarnino. Wiadomo, historię też tworzą ludzie. Możemy opierać się tylko na tym, co ktoś inny nam przekaże. :)

Pozdrawiam. heart

Pecunia non olet

jak często w historii, bo to taka właśnie nauka – co nowe źródła, to nowe ich interpretacje smiley

Właśnie dlatego od niedawna kolekcjonuję teksty źródłowe. Jasne, oni też mogą zmyślać – i potem się okazuje, że taki Ramzes kłamał na temat tego, co robił pod Kadesz – ale informacje tak czy inaczej przechodzą przez przynajmniej jedną parę rąk mniej. ;)

A podyskutować nad jej różnymi interpretacjami zawsze miło, tak że dziękuję Ci za to. :)

Dzięki, też tak myślę. :)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

SNDWLKR, to jest bardzo dobry pomysł, choć w przypadku podanego przez Ciebie przykładu przydałby się Champollion. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

informacje tak czy inaczej przechodzą przez przynajmniej jedną parę rąk mniej. ;)

Ale to też niekoniecznie dobrze, bo trzeba je zinterpretować ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Słuszna uwaga. yes

Co do dawnych czasów – znać np. doskonale grekę czy łacinę. :)

Pecunia non olet

… choć w przypadku podanego przez Ciebie przykładu przydałby się Champollion.

Champollion to chyba właśnie tutaj nie bardzo, bo wszystkie egipskie źródła mówiły o zwycięstwie, a dopiero sto lat później odkopali Hetytów i okazało się, że według nich bitwa nie została rozstrzygnięta. Ale pamiętam, że jak byłem mały, to jeszcze gdzie nie gdzie pisało, że Egipcjanie pod Kadesz wygrali.

Co do dawnych czasów – znać np. doskonale grekę czy łacinę. :)

Hebrajski, koptyjski, aramejski, starocerkiewny… Albo modlić się o kompetentnego tłumacza. ;)

 

Tarnino, ja mimo wszystko wolę sobie pogdybać samemu (w granicach rozsądku, oczywiście). :)

 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Champollion był pierwszy, jasne, po nim byli kolejni. :)

Pecunia non olet

znać np. doskonale grekę czy łacinę. :)

A to już oczywista oczywistość :D

Tarnino, ja mimo wszystko wolę sobie pogdybać samemu (w granicach rozsądku, oczywiście). :)

Nie, no, pewnie :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Interesujący kawałek historii alternatywnej. Fajnie, że papież tak się przejął losem Polaków. Pewnie doceniłabym smaczki bardziej, gdybym lepiej znała historię. A tak, tylko kojarzę, że któryś cesarz musiał się ukorzyć przed którymś papieżem.

Tylko że humoru za bardzo nie widzę, opowiadanie w ogóle mnie nie rozśmieszyło. Były współczesne młodzieżowe wstawki w narracji, ale raczej wybijały z rytmu, niż rozbawiały.

Przynajmniej fantastyki nie trzeba szukać z gromnicą.

Trochę szkoda, że nie ma tu więcej tej althistorii – właściwie kończy się na planach radośnie snutych przez panów papieży.

Postacie zróżnicowane, acz narrator bardzo świątobliwy. Tacy ludzie istnieją w rzeczywistości?

Język w porządku, nie zauważyłam żadnych wpadek.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za opinię i za Konkurs. Popróbowałam, przekonałam się, że w “FUN” wybitnie nie daję rady i teraz już wiem.:)

Myślę, że takich narratorów nie ma. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, może po prostu powinnaś więcej trenować? A jeśli Twoją niszą są chwytające za serce teksty, a nie podśmiechujki, to też nie ma się czym przejmować. :-)

Babska logika rządzi!

Możliwe, chociaż czasami chce się człowiekowi tak zaszaleć, aby sprawdzić choć, czy umie. :) Cóż, ja nie… :) Pozdrawiam, dzięki, Finkloheart

Pecunia non olet

to też nie ma się czym przejmować. :-)

Ano, nie ma. Chociaż pozostaje możliwość, że źle skręciłaś na drodze podśmiechowej ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję za opinię i za Konkurs. Popróbowałam, przekonałam się, że w “FUN” wybitnie nie daję rady i teraz już wiem.:)

Oj tam, oj tam, przy poprzednim mi się uśmiechnęło, choć przyznaję, że tu już nie.

Opko ciekawe, teza interesująca, choć nie jestem pewna, czy by się sprawdziła, bo w końcu chłop próbował i już samo to mogło przynieść zmianę nastrojów. Obawiam się też, że jestem zbyt cyniczna, by uwierzyć, że papież przejmowałby się losami Słowian.

Natomiast humoru ani na lekarstwo.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Chociaż pozostaje możliwość, że źle skręciłaś na drodze podśmiechowej ;)

Bardzo możliwe, Tarnino, tyle zakrętów na tych życiowych drogach… wink Ważne dla mnie, że na ową drogę w ogóle weszłam. :)

 

Irka_Luz, raz jeszcze dzięki, także za gif, bo przypomniałaś mi filmy, oglądane pasjami w dzieciństwie. :) Obok Pippi to moja ukochana bohaterka filmowa. :) 

Założyłam, że ośmieszony tak podstępnie i opuszczony przez wszystkich, do tego jeszcze wygnany papież, szukałby wsparcia gdziekolwiek, nawet, sorry – u diabła, więc tym bardziej u Słowian. :) Humorystyczne w moim założeniu miało być obłożenie w tytule i domyśle klątwą samej Canossy oraz powrót do niej, pomimo wszystko, z nowym planem zniszczenia stojącego tam w worku Henryka. :) Los i czary dały mu tę możliwość, gdyż mógł cofnąć się w czasie. Papież, ostoja wiary, korzysta tu z czarnej magii swego Mistrza. :) Nienawidzi Canossy, bo ona odebrała mu to, co miał, stał się przez nią pośmiewiskiem i banitą, więc oddałby wszystko, aby jej nigdy nie było, ale po latach, mądrzejszy o nowe doświadczenia, chętnie korzysta z “niegodnych praktyk”, wraca tam, aby poprowadzić sprawy całkiem inaczej. :) Mimo, że jest papieżem, wierzy w ducha swego Mistrza i w jego czary, a nawet je wykorzystuje. :) Cóż, znowu za dużo zostało w mojej głowie… :)

 

Pozdrawiam Was serdecznie. heart

Pecunia non olet

Cóż, znowu za dużo zostało w mojej głowie… :)

I może tu jest pies pogrzebany? wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No tak, trudno mi wypośrodkować. Tu za mało dopowiadam i przesłanie tekstu jest niezrozumiałe, tam znowu za dużo, wręcz przesadnie wykładając przysłowiową kawę na ławę. :) Muszę wypośrodkowywać, znajdując złoty środek. :) 

Pecunia non olet

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

To szalenie miła opinia, dziękuję za nią, Anet, i pozdrawiam ciepło. heart

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka