
Tekst na konkurs. Chyba zabawny.
Tekst na konkurs. Chyba zabawny.
Rozdział I
Postanowienie noworoczne.
Jak zapisać to, co na sercu zalega, gdy obawa przed konkursową dekonspiracją paraliżuje ciało i otępia zmysły? Jak należycie oddać myśli, skoro nie potrafię wypowiedzieć choćby jednego słowa? Jak być pewnym siebie, widząc całe otaczające nas zło?…
– Długo tak jeszcze planujesz biadolić? – przerwał mi nieznany głos.
– Ja… Co? Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?!
– Nie poznajesz?
– Bynajmniej – odburknąłem.
– Ech… – westchnął Drugi Narrator. – Czekaj, czyli jednak mnie poznałeś, mam cię!
Tak, muszę uważać na didaskalia, ten gość je najwyraźniej widzi. Niepokojąca perspektywa, muszę przyznać…
– No, widzę, w końcu jestem tobą!
– Niemożliwe, sam jestem sobą. Znaczy, jestem tylko Ja i nikogo więcej już nie ma.
– Tak sobie wmawiaj, robaczku – zachichotał Drugi Narrator. – W ogóle to mam do ciebie pytanie. Z gatunku tych ważnych.
– Taaaak?
– Dlaczego piszesz o sobie wielką literą? To wyraz próżności, a przy okazji jest niepoprawnie językowo.
– Nie mam pojęcia, co masz na myśli… – Wzruszyłem ramionami.
– To zerknij sobie wyżej, jakieś pięć linijek temu napisałeś: „Ja”. Głupie to, naprawdę.
– Czy możesz wreszcie przestać mi przerywać? Planuję przelać na papier coś bardzo ważnego, przesłanie, ma się rozumieć. A przez ciebie nie słyszę własnych myśli!
– Niech ci będzie, w sumie i tak miałem skoczyć do sklepu. Wziąć też coś dla ciebie? Piwko, batonik?
– Dziękuję.
– Jesteś pewien? Serio, to żaden kłopot.
– Jestem pewien, idź już.
– No, okej, to do zobaczenia później i pamiętaj już, żeby nie biadolić. Nikt tego potem nie chce czytać.
– Albo wiesz co? – Tym razem ja westchnąłem przeciągle. – Kup mi energetyka, tylko koniecznie bez cukru, czipsy o obniżonej zawartości tłuszczu i batonik musli.
– Nowy Rok, nowy ty?
– Wal się, gościu!
– Tak tylko przypominam, że raczej nie widuje się na ulicy ludzi szczupłych, którzy trzymają w dłoni dietetyczną colę… – zachichotał i wyszedł.
Rozdział I
Postanowienie noworoczne.
(tym razem naprawdę, bo ostatnio brutalnie mi przerwano)
Skoro moja forma została rozbita tak, jak gdyby sam Gombrowicz (ale o gabarytach Mika Tysona) wskoczył mi na barana, to przejdę od razu do rzeczy.
Postanowiłem podjąć walkę z otyłością, tym razem na poważnie. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat było wiele takich prób, jednak zawsze kończyły się porażką, więc tym razem zdecydowałem postawić wszystko na jedną kartę i zrezygnowałem z półśrodków. Nie będzie więc obrzydliwej diety pudełkowej z półproduktów najgorszej jakości, przepłaconych kulek mocy czy nawiedzonych trenerów personalnych z zaburzeniami odżywiania i osobowości (niekoniecznie w tej kolejności).
Siódmego lutego (symbolicznie, bo to dzień urodzin mojej córki) w samo południe, na wcześniej zarezerwowanym i opłaconym ringu, stoczę pojedynek z otyłością w formule mieszanych sztuk walki, czyli MMA. Nie przewiduję żadnych negocjacji ani brania jeńców. Odbędzie się czyste, wręcz pierwotne, mordobicie, w którym wszystkie chwyty są dozwolone (oczywiście z uwzględnieniem aktualnie obowiązującego regulaminu). Zwycięzca może być tylko jeden i zgarnie całą pulę, czyli w tym przypadku: moje życie!
– Przecież ty nie umiesz się bić – zauważył trzeźwo Drugi Narrator, który zdążył w międzyczasie wrócić ze spożywczaka.
– Będę improwizował – odpowiedziałem z godnością.
– Otyłość to cwana bestia i zna wszystkie twoje sztuczki. W końcu jesteście razem od… – Urwał w połowie zdania i zaczął wykonywać w głowie skomplikowane obliczenia matematyczne. – Cholera, od bardzo dawna.
– Nie pomagasz, wiesz?
– Słuchaj, masz trochę ponad miesiąc na przygotowania. Opcje są dwie. Po pierwsze, możesz zapisać się na siło…
– A ta druga opcja? – przerwałem Drugiemu Narratorowi (dygresja na marginesie – on w ogóle nie bierze udziału w narracji, a tylko gada wewnątrz mojej głowy, więc chyba będę go nazywał „Głosem”).
– Namów żonę na wieczorne ćwiczenia i oglądaj dużo poradników na YouTube. – Widząc mój lubieżny uśmieszek, dodał: – Serio, miałem na myśli ćwiczenia. Kupiłeś jakiś czas temu składaną bieżnię, więc biegaj!
Rozdział II
Dlaczego nie wyszło tak, jak planowałem.
– Matko, jaka jestem zmęczona. Przepraszam, ale nie dam rady dzisiaj ćwiczyć. Może przełożymy to na weekend?
Bardzo chciałem, żeby Wiola tak powiedziała, ale zamiast tego z jej ust wyszło jakieś takie niezrozumiałe:
– To co, ćwiczymy? Rozkładaj bieżnię, a ja się przebiorę w sportowe ciuchy.
– Kobieto, jest prawie dwudziesta pierwsza, jestem wycieńczony… – wysapałem.
– Jesteś chodzącym… – Otaksowała mnie wzrokiem, po czym zrobiła kwaśną minę. – Znaczy, leżącym, demotywatorem. Niedługo masz walkę. Już zapomniałeś, leniuszku?
– Mam ci zacząć wymieniać, ile dzisiaj rzeczy zrobiłem? Przypomnieć ci, kochanie – powiedziałem z przekąsem – jak to zawiozłem i odebrałem dzieciaki z przedszkola, wyrzuciłem śmieci, zrobiłem obiad i po nim posprzątałem, naprawiłem szafkę w łazience, kąpałem maluchy i usypiałem córkę?
– Pewnie, bo w tym czasie ja odpoczywałam! – rzuciła ze złością.
– Tego nie powiedziałem…
– Ty nigdy nic nie mówisz!
– Kłócicie się? – zapytał z ekscytacją Głos, który kiedyś był Drugim Narratorem.
– Kto to powiedział?! – krzyknęła przerażona Wiola.
– Głos w mojej głowie – odpowiedziałem niechętnie.
– To dlaczego ja też go słyszę, skoro jest w twojej głowie?
– Promocja świąteczna – wtrącił Głos.
– Jaka znowu, świąteczna? Przecież święta się skończyły. A ty się, Wiola, uspokój, zaraz to ogarnę.
– To nie na moje nerwy, jadę na weekend do rodziców, radź sobie.
– Jak to do rodziców, na weekend? A co z dziećmi?
– To twoja historia – wypaliła Wiola. – Jak nie będziesz o nich wspominał, to nie będzie problemu. No, to na razie! I powodzenia w walce! – rzuciła na odchodne i zniknęła.
– Jakby się nad tym zastanowić, to ma to sporo sensu – zauważył trzeźwo Głos. – Rodzina i obowiązki trochę przeszkadzały, a tak możemy skupić się na przygotowaniach do walki z otyłością.
– W sumie…
Rozdział III
Przygotowania do walki z otyłością.
Gdy zacząłem przygotowania, waga, z żałosnym piskiem wyginanego aluminium, wskazywała dziewięćdziesiąt siedem kilogramów. Teraz, po kilku tygodniach intensywnego treningu myślowego, podwójnej diecie (ze względu na zwiększone zapotrzebowanie kaloryczne) oraz maratonie filmowym z Brucem Lee, Chuckiem Norrisem oraz Yamamotoyamą Ryūta (chyba tak to się odmienia), ta sama waga najwyraźniej się zepsuła, gdyż wyświetlany wyrok pokazywał o jedną cyfrę za dużo.
Idealny plan treningowy zakłada zwiększenie masy, a potem rzeźbę. Pierwszą część zrealizowałem wyśmienicie, w przypadku drugiej musiałem improwizować, więc, z braku lepszego pomysłu, skleiłem model samolotu. Zawsze to jakieś rękodzieło.
– Jesteś żałosny – powiedział Głos.
– To nie było miłe – odpowiedziałem zasmucony.
– Będziesz płakał?
– Tak. Myślę, że tak…
– To przestań, zanim jeszcze zacząłeś. Ubieraj się szybko i wychodzimy, mam plan.
– Jaki?
Oczy Głosu zapłonęły żywym ogniem. Znaczy, zapłonęłyby, gdyby nie był tylko głosem w mojej głowie, a miał materialną postać. I oczywiście, gdyby miał twarz, taką tradycyjną, z oczami. Nieważne.
– Sprytny! A jaki niby? – żachnął się Głos.
Chwiejnym krokiem szedłem w kierunku, który wskazywał mój niewidoczny (ale wyjątkowo upierdliwy i niemiły) przyjaciel. Nie będę ukrywał, zasapałem się jak jasna cholera. Miałem już dość wszystkiego i wszystkich, gdy powiedział:
– Jesteśmy na miejscu.
Uniosłem głowę i zobaczyłem przeszklony, nowoczesny budynek z neonowym szyldem, na którym pysznił się uśmiechnięty biceps (to jest w ogóle legalne?) w towarzystwie smukłej i wysportowanej łydki.
Jak zaczarowany, niczym glonojad, przywarłem do szyby i obserwowałem krzątających się we wnętrzu ludzi. Spoconych, uśmiechniętych i spoconych (powtarzam dla podkreślenia wagi słowa, więc proszę nie wskazywać tego w łapankach!), a do tego… O zgrozo… Szczupłych!
– Więc zabrałeś mnie na siłownię? Dzień przed zaplanowanym terminem walki?
– Tak! – Głos aż podskoczył z ekscytacji i nadział się na moją potylicę.
– W czym ma to mi niby pomóc? Wchłonę kosmiczną energię i pozytywne myśli, a następnie odjadę ku zachodowi słońca w ferrari, które tylko czekało, aż do niego wsiądę? Trąci mi tandetą, nawet jak na ciebie.
– Nic nie rozumiesz.
– To mnie oświeć, proszę.
– Na wybrzeżu Kazuarin w Papui Zachodniej mieszkało kiedyś plemię Asmatów. – Głos ściszył głos. – To byli wyjątkowo paskudni kanibale, ale tacy trochę… Z braku lepszego określenia, mistyczni.
– Mistyczni. Kanibale? – powtórzyłem z przekąsem.
– Oni wierzyli, że zjadając mózg ofiary, przejmują jej wiedzę i mądrość – kontynuował niewzruszony.
– Okej, czyli plan polega na zjedzeniu trenera personalnego? To mi chcesz powiedzieć? To jest ten twój sprytny pomysł?
– Skądże znowu! – zaprzeczył Głos. – Zasada jest prosta jak budowa cepa. Chcesz mądrość, zjadasz mózg. Chcesz sylwetkę, pijesz pot.
W tym momencie wiedziałem już dwie rzeczy. Po pierwsze, walkę z otyłością (tradycyjnie już) oddam walkowerem. Po drugie, słyszenie głosów, czy nawet Głosów, to nie jest zdrowy objaw, więc muszę odwiedzić specjalistę…
…ale jutro. Dzisiaj będę realizował dwa słowa obcego pochodzenia: binge watching.
Rozdział IV
Szach-mat, frajerze!
Siódmy lutego wypadł w tym roku w piątek, jednak nie miałem w sobie tyle samozaparcia, by pójść do pracy. Leżałem więc spokojnie w łóżku i kontemplowałem fakt, że gdybym celowo nie przestał pisać o dzieciach, to córka właśnie obchodziłaby urodziny. Teoretycznie powinienem też właśnie walczyć z otyłością, ale odpuściłem zupełnie.
Problem polega na tym, że ona nie odpuściła. Niespodziewany dzwonek do drzwi sprawił, że poderwałem się na równe nogi.
– Ki czort?! – krzyknąłem niezbyt uprzejmie.
– Dzień dobry, czy ma pan chwilę, żeby porozmawiać o naszym zbawcy, Cholesterolu? – Dobiegł mnie cichy głos zza drzwi.
– Eeeee – odpowiedziałem nieszczególnie elokwentnie.
– Szykuj dupę, będzie piekło – dodał Głos.
Zagrzmiało, zabrzęczało, po czym powietrze wypełniła potężna eksplozja. Otyłość bez ostrzeżenia wparowała do mieszkania. Próbowałem się bronić, jednak bezskutecznie. Dopadła mnie i zaczęła bez litości okładać po twarzy. Lewy sierpowy, prawy, kopnięcie w okolice krocza, splunięcie. Padłem na podłogę, jednak napastniczka nie przestawała. Oczy zaszły mi krwią, pewnie z rozciętego czoła.
Otyłość cofnęła się o dwa kroki i w geście triumfu uniosła obie ręce.
– Jestem wszechpotężna, rozumiesz?! Zawładnęłam Stanami Zjednoczonymi, w moich szponach jest cała zachodnia Europa. Jeżeli tylko zechcę, to i Polska będzie moją własnością! – krzyczała w ekstazie.
– Przepraszam bardzo, dobra pani. Niestety, ale Polszy to my nie sprzedajemy, aj waj… – wtrącił Głos, po czym wyszedł zza zasłony i poprawił pejsy.
– Kim ty w ogóle jesteś? Od jak dawna czaisz się w ukryciu?
Głos w odpowiedzi jedynie pobłażliwie się uśmiechnął.
Otyłość, w obawie przed łatką antysemity, nie skomentowała.
Ja zrobiłem się głodny, więc czekałem, aż sobie pójdą, żeby zamówić kebab.
Puenty nie dostrzeżono.
Heheh. Dobre to! Póki co najlepsze opowiadanie biorące udział w konkursie, moim zdaniem.
Końcówka najlepsza, behehehe :D
Klikam :)
@HollyHell91
Jak na krótki traktat – to jednak jest trochę długi
Traktat czy trakt ważne, że wiedzie do celu. ;)
@gabinetzabiegowy
@Koala75
Najważniejsze to iść do przodu
Przeczytawszy.
@Finkla
Ale to ja czy szanowny Anonim? ;-)
Postanowienie noworoczne.
Po tytułach rozdziałów nie ma potrzeby stawiania kropek (choć wg PWN można).
Jak zapisać to, co na sercu zalega, gdy obawa przed konkursową dekonspiracją paraliżuje ciało i otępia zmysły?
… my God.
Jak oddać należycie myśli
Akcent: Jak należycie oddać myśli.
Jak być pewnym siebie, widząc całe otaczające nas zło?
?
No widzę
No, widzę.
To wyraz zbędnej próżności, a przy okazji jest niepoprawnie językowo.
A jest jakaś potrzebna próżność? I nie jest niepoprawne, tylko megalomańskie.
Planuję przelać na papier coś bardzo ważnego, przesłanie ma się rozumieć.
Ważny przecinek: Planuję przelać na papier coś bardzo ważnego, przesłanie, ma się rozumieć.
No okej
No, okej.
którzy trzymają w dłoniach dietetyczną Colę
W dłoniach?
ostatnio brutalnie mi przerwano
To chyba ma być wskazówka…
Skoro moja forma została rozbita tak
…?
Postanowiłem zawalczyć z otyłością
Postanowiłem ZACZĄĆ walczyć z otyłością. Do jasnej ciasnej. Albo podjąć walkę. Anonim powtórzy sobie aspekty czasownika, bo będzie kartkówka.
Na przełomie ostatnich kilkunastu lat
https://wsjp.pl/haslo/podglad/30256/przelom/5107688/granica-w-czasie (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/na-przelomie;7330.html ) Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat.
zrezygnowałem z jakichkolwiek półśrodków
"Jakichkolwiek" zbędne.
stoczę pojedynek z otyłością w formule mieszanych sztuk walki
… w czym? https://wsjp.pl/haslo/podglad/24318/formula/3843569/sposob-postepowania
Odbędzie się czyste, wręcz pierwotne, mordobicie, w którym wszystkie chwyty są dozwolone (oczywiście z uwzględnieniem aktualnie obowiązującego regulaminu).
Oksymorony bywają śmieszne.
zaczął wykonywać w głowie skomplikowane obliczenia matematyczne
A są jakieś inne?
– A ta druga opcja? – Przerwałem
Paszczowe, małą.
Serio, miałem na myśli ćwiczenia.
Była ponoć taka książka "Tracimy na wadze poprzez seks". Metoda dobra jak każda inna…
wysapałem cienkim głosem
Cienki głos to głos piskliwy – jak to się ma do sapania?
– rzuciła ze złością.
Zbędne, widać z kontekstu.
zapytał z ekscytacją Głos
Co Wy wszyscy z tą ekscytacją?
Rodzina i obowiązki trochę przeszkadzały, a tak możemy skupić się na przygotowaniach do walki z otyłością.
Złej baletnicy… :P
wyświetlany wyrok zawierał o jedną cyfrę za dużo
Dlaczego "wyrok", a nie "wynik", i w jaki sposób jedno lub drugie może cokolwiek "zawierać"?
– To nie było miłe – odpowiedziałem zasmucony.
Angielskawe.
miał jakąkolwiek materialną postać
"Jakąkolwiek" zbędne.
wskazywał mi mój niewidoczny
Jeden zaimek spokojnie do skasowania.
szyldem, z którego pysznił się
Szyldem, na którym pysznił się.
Jak zaczarowany, niczym glonojad
A najlepiej jak zaczarowany glonojad :P
(powtarzam dla podkreślenia wagi słowa, więc proszę nie wskazywać tego w łapankach!
:P
Głos aż podskoczył z ekscytacji i nadział się na moją potylicę.
Ostra potylica i znowu ekscytacja?
Chcesz mądrość, zjadasz mózg. Chcesz sylwetkę, pijesz pot.
Nie spodziewam się już po tym tekście wielkiej logiki, ale – wut? :D
eksplorował dwa słowa obcego pochodzenia
Z jakiej planety przybyło to zdanie? Melmac? :P https://wsjp.pl/haslo/podglad/70197/eksplorowac
bingie watching
A nie: binge?
Siódmy lutego wypadł w tym roku w piątek, jednak nie miałem w sobie tyle samozaparcia, by pójść do pracy.
I jak to wynika jedno z drugiego?
to właśnie córka obchodziłaby urodziny
A nie: to córka właśnie obchodziłaby urodziny?
Dobiegł mnie cichy głos zza drzwi.
Hmm. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#klopotliwe_uslyszal
powietrze wypełniła potężna eksplozja
…?
napastniczka nie przestawała
Hmm.
Puenty nie dostrzeżono.
Ano, nie.
Frustracja wyładowana, drogi Autorze? To dobrze. Jest tu parę momentów, w których coś na kształt uśmiechu zaczęło się rysować na mojej skrzywionej fizjonomii, ale – hmm. Szybko przestało. I czy był to dobry uśmiech, no, nie wiem. Metafikcja i humor słowny zwykle mi się podobają, więc nie wiem, co tu nie wyszło.
@Tarnina
@Irka_luz
Opowiadanie z pomysłem, a nawet wieloma pomysłami. Przemyślane. Językowo zgrabne, ciekawe metafory, surrealistyczny klimat. Mimo sporej dozy surrealizmu nie odbiega od rzeczywistości na tyle, żeby nie można wczuć się w bohatera. Czytałem z uśmiechem na twarzy, wyobrażając sobie poszczególne scenki. Na razie jedno z trzech opowiadań konkursowych, które wpłynęło pozytywnie na mój nastrój.
(pomiędzy opowiadaniami powinienem wpadać w głęboką depresję, wtedy powyższe zdanie będzie spełnione dla większej ilości utworów :) )
@Marzan
„Traktat”, choć krótki, doskonale ilustruje bezsens podejmowania wszelkich postanowień noworocznych. Dobrze się czytało, ale nie mogę powiedzieć, że mnie rozśmieszyło.
…trzymają w dłoni dietetyczną Colę… → …trzymają w dłoni dietetyczną colę…
Nazwy napojów piszemy małą literą. PWN – Słownik języka polskiego
Postanowiłem podjąć walkę z otyłością, tym razem na poważnie. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat podejmowałem wiele… → Nie brzmi to najlepiej.
…w formule mieszanych sztuk walki, czyli em–em–a. → …w formule mieszanych sztuk walki, czyli MMA.
– Otyłość to cwana bestia i zna wszystkie twoje sztuczki. W końcu jesteście razem od… – urwał w połowie zdania… → Skoro urwał to przestał mówić, więc didaskalia wielką literą: Urwał w połowie zdania…
…odjadę ku zachodowi słońca w Ferrari… → …odjadę ku zachodowi słońca w ferrari…
Nazwy samochodów piszemy małą literą. marki samochodów – Poradnia językowa PWN
Szach–mat, frajerze! → Szach-mat/ Szach mat, frajerze!
…Polszy to my nie sprzedajemy, ajwaj… → …Polszy to my nie sprzedajemy, aj waj…
@Regulatorzy
Świetnie, Anonimie! I nowa szyba wprawiona! ;)
Zwierzaki i samochody – w jednym gifie XD
Hej, przeczytałam traktat i poczułam bezcelowość walki z otyłością! No bo po co? Czy nie lepiej pokojowo, spokojnie, ewentualnie może jakieś sankcje… Dobrze się czytało, wciągnęło, chociaż skończyło się tak nagle…
Nie pierwszy raz zastanawiam się nad “proste jak budowa cepa”. Bo wydaje mi się, że młode pokolenie nie wie, co to jest cep. A po drugie, przecież kij ma prostszą budowę od cepa… więc skąd ten cep? Ale to tak na marginesie.
Podobało mi się! Klik.
@JolkaK
A po drugie, przecież kij ma prostszą budowę od cepa…
Nie jest to takie pewne, kij ma aż dwa końce… ;-)
No i kij bardzo często występuje z marchewką.
A od marchewki już prosta droga do króliczka… no i Playboya;D
Dobrze, że do króliczka droga prosta, bo łatwiej będzie go gonić, ale nie dogonić. ;)
Łuuu, dziewczyny :D (Kij to kij XD)
Bez kija nie podchodź. ;)
XD Kij ma budowę dopiero na poziomie komórkowym, a na oko prostego chłopa, to nie ma budowy XD
No to kij mu w oko. ;)
A czym Ci chłop zawinił? XD
Chłop żywemu nie przepuści. ;)
Jak się żywe napatoczy, chłop użyje se, a jużci! :D
Używajmy póki czas… ;)
No i to jest ciekawy pomysł na opowiadanie :) Nawet brak puenty wyszedł zabawnie ;). Rozmowa narratora z narratorem , którzy są równocześnie bohaterami, jest naprawdę dobre :). Klikam i pozdrawiam. Edit: Nie pisanie o dzieciach mnie rozbroiło;), a brak urodzin córki rozłożył na łopatki:).
@Bardjaskier
Muszę przyznać, że pomysł ciekawy. Udziwnienie, które zatrzymuje uwagę, wypełniło swe zadanie do samego końca, więc opowiadanie nie nużyło. Niestety także nie rozbawiło, choć uśmiech się gdzieś tam pojawiał. Opko całościowo mi się podobało, a jego styl mi kogoś przypomina ;)
Pozdrawiam
@M.G.Zanadra
Cześć,
Ciekawe i pomysłowe. Z jednej strony mocno surrealistyczne, ale też życiowe. Zgrabnie napisane opowiadanie, dobre dialogi, więc przemknąłem przez nie jak błyskawica… a właściwie jak błyskawiczne były te ciosy otyłości w końcówce. Salw śmiechu może nie było, ale momentami rozbawiło. Powodzenia i pozdrawiam.
@JPolsky
Przeczytałam opowiadanie i nawet komentarze. I tu i tu się pośmiałam. Anonimie łączę się z tobą w odczuciach, bo też dostałam parę ciosów od tej wrednej suczy. (Jesli słowo sucz jest wulgaryzmem to proszę mnie upomnieć, poprawię)
Na początek dementuję pogłoski, które się tu i ówdzie pojawiły, to nie ja jestem Autorem tego opowiadania ;-)
Anonim (czy też może anonimka? kto wie) świetnie oddaje bezsens wszystkich postanowień. Nie tylko noworocznych.
A także, że w ogóle wszystko jest bez sensu.
Pod tym względem opowiadanie jest bardzo dobre. Niestety jest zbyt realistyczne, by było śmieszne.
Trochę nie przekonuje mnie jednak ostatnia scenka. W tym kondominium rosyjsko-niemieckim pod żydowskim zarządem powierniczym owszem Polszy nie sprzedają, ale już koncesje (np. na otyłość) z pewnością gotowi są spieniężyć ;)
Pozdrawiam i mimo że nie rozśmieszyło, to uważam, że jest na tyle dobre i mówi o sprawach ważkich, że mi kliknęło. Więc i mnie pozostaje jedynie kliknąć.
@Nova
@Jim
Cała przyjemność po mojej stronie :)