- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Krótki traktat o postanowieniach noworocznych

Krótki traktat o postanowieniach noworocznych

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Krótki traktat o postanowieniach noworocznych

Roz­dział I

Po­sta­no­wie­nie no­wo­rocz­ne.

 

Jak za­pi­sać to, co na sercu za­le­ga, gdy obawa przed kon­kur­so­wą de­kon­spi­ra­cją pa­ra­li­żu­je ciało i otę­pia zmy­sły? Jak należycie oddać myśli, skoro nie po­tra­fię wy­po­wie­dzieć choć­by jed­ne­go słowa? Jak być pew­nym sie­bie, wi­dząc całe ota­cza­ją­ce nas zło?…

– Długo tak jesz­cze pla­nu­jesz bia­do­lić? – prze­rwał mi nie­zna­ny głos.

– Ja… Co? Kim je­steś i czego ode mnie chcesz?!

– Nie po­zna­jesz?

– By­naj­mniej – od­burk­ną­łem.

– Ech… – wes­tchnął Drugi Nar­ra­tor. – Cze­kaj, czyli jed­nak mnie po­zna­łeś, mam cię!

Tak, muszę uwa­żać na di­da­ska­lia, ten gość je naj­wy­raź­niej widzi. Nie­po­ko­ją­ca per­spek­ty­wa, muszę przy­znać…

– No, widzę, w końcu je­stem tobą!

– Nie­moż­li­we, sam je­stem sobą. Zna­czy, je­stem tylko Ja i ni­ko­go wię­cej już nie ma.

– Tak sobie wma­wiaj, ro­bacz­ku – za­chi­cho­tał Drugi Nar­ra­tor. – W ogóle to mam do cie­bie py­ta­nie. Z ga­tun­ku tych waż­nych.

– Ta­aaak?

– Dla­cze­go pi­szesz o sobie wiel­ką li­te­rą? To wyraz próż­no­ści, a przy oka­zji jest nie­po­praw­nie ję­zy­ko­wo.

– Nie mam po­ję­cia, co masz na myśli… – Wzru­szy­łem ra­mio­na­mi.

– To zer­k­nij sobie wyżej, ja­kieś pięć li­ni­jek temu na­pi­sa­łeś: „Ja”. Głu­pie to, na­praw­dę.

– Czy mo­żesz wresz­cie prze­stać mi prze­ry­wać? Pla­nu­ję prze­lać na pa­pier coś bar­dzo waż­ne­go, prze­sła­nie, ma się ro­zu­mieć. A przez cie­bie nie sły­szę wła­snych myśli!

– Niech ci bę­dzie, w sumie i tak mia­łem sko­czyć do skle­pu. Wziąć też coś dla cie­bie? Piwko, ba­to­nik?

– Dzię­ku­ję.

– Je­steś pe­wien? Serio, to żaden kło­pot.

– Je­stem pe­wien, idź już.

– No, okej, to do zo­ba­cze­nia póź­niej i pa­mię­taj już, żeby nie bia­do­lić. Nikt tego potem nie chce czy­tać.

– Albo wiesz co? – Tym razem ja wes­tchną­łem prze­cią­gle. – Kup mi ener­ge­ty­ka, tylko ko­niecz­nie bez cukru, czip­sy o ob­ni­żo­nej za­war­to­ści tłusz­czu i ba­to­nik musli.

– Nowy Rok, nowy ty?

– Wal się, go­ściu!

– Tak tylko przy­po­mi­nam, że ra­czej nie wi­du­je się na ulicy ludzi szczu­płych, któ­rzy trzy­ma­ją w dło­ni die­te­tycz­ną colę… – za­chi­cho­tał i wy­szedł.

 

Roz­dział I

Po­sta­no­wie­nie no­wo­rocz­ne.

(tym razem na­praw­dę, bo ostat­nio bru­tal­nie mi prze­rwa­no)

 

Skoro moja forma zo­sta­ła roz­bi­ta tak, jak gdyby sam Gom­bro­wicz (ale o ga­ba­ry­tach Mika Ty­so­na) wsko­czył mi na ba­ra­na, to przej­dę od razu do rze­czy.

Po­sta­no­wi­łem podjąć walkę z oty­ło­ścią, tym razem na po­waż­nie. Na przestrzeni ostat­nich kil­ku­na­stu lat było wiele ta­kich prób, jed­nak za­wsze koń­czy­ły się po­raż­ką, więc tym razem zde­cy­do­wa­łem po­sta­wić wszyst­ko na jedną kartę i zre­zy­gno­wa­łem z pół­środ­ków. Nie bę­dzie więc obrzy­dli­wej diety pu­deł­ko­wej z pół­pro­duk­tów naj­gor­szej ja­ko­ści, prze­pła­co­nych kulek mocy czy na­wie­dzo­nych tre­ne­rów per­so­nal­nych z za­bu­rze­nia­mi od­ży­wia­nia i oso­bo­wo­ści (nie­ko­niecz­nie w tej ko­lej­no­ści).

Siód­me­go lu­te­go (sym­bo­licz­nie, bo to dzień uro­dzin mojej córki) w samo po­łu­dnie, na wcze­śniej za­re­zer­wo­wa­nym i opła­co­nym ringu, sto­czę po­je­dy­nek z oty­ło­ścią w for­mu­le mie­sza­nych sztuk walki, czyli MMA. Nie prze­wi­du­ję żad­nych ne­go­cja­cji ani bra­nia jeń­ców. Od­bę­dzie się czy­ste, wręcz pier­wot­ne, mor­do­bi­cie, w któ­rym wszyst­kie chwy­ty są do­zwo­lo­ne (oczy­wi­ście z uwzględ­nie­niem ak­tu­al­nie obo­wią­zu­ją­ce­go re­gu­la­mi­nu). Zwy­cięz­ca może być tylko jeden i zgar­nie całą pulę, czyli w tym przy­pad­ku: moje życie!

– Prze­cież ty nie umiesz się bić – za­uwa­żył trzeź­wo Drugi Nar­ra­tor, który zdą­żył w mię­dzy­cza­sie wró­cić ze spo­żyw­cza­ka.

– Będę im­pro­wi­zo­wał – od­po­wie­dzia­łem z god­no­ścią.

– Oty­łość to cwana be­stia i zna wszyst­kie twoje sztucz­ki. W końcu je­ste­ście razem od… – Urwał w po­ło­wie zda­nia i za­czął wy­ko­ny­wać w gło­wie skom­pli­ko­wa­ne ob­li­cze­nia ma­te­ma­tycz­ne. – Cho­le­ra, od bar­dzo dawna.

– Nie po­ma­gasz, wiesz?

– Słu­chaj, masz tro­chę ponad mie­siąc na przy­go­to­wa­nia. Opcje są dwie. Po pierw­sze, mo­żesz za­pi­sać się na siło…

– A ta druga opcja? – prze­rwa­łem Dru­gie­mu Nar­ra­to­ro­wi (dy­gre­sja na mar­gi­ne­sie – on w ogóle nie bie­rze udzia­łu w nar­ra­cji, a tylko gada we­wnątrz mojej głowy, więc chyba będę go na­zy­wał „Gło­sem”).

– Namów żonę na wie­czor­ne ćwi­cze­nia i oglą­daj dużo po­rad­ni­ków na YouTu­be. – Wi­dząc mój lu­bież­ny uśmie­szek, dodał: – Serio, mia­łem na myśli ćwi­cze­nia. Ku­pi­łeś jakiś czas temu skła­da­ną bież­nię, więc bie­gaj!

 

Roz­dział II

Dla­cze­go nie wy­szło tak, jak pla­no­wa­łem.

 

– Matko, jaka je­stem zmę­czo­na. Prze­pra­szam, ale nie dam rady dzi­siaj ćwi­czyć. Może prze­ło­ży­my to na week­end?

Bar­dzo chcia­łem, żeby Wiola tak po­wie­dzia­ła, ale za­miast tego z jej ust wy­szło ja­kieś takie nie­zro­zu­mia­łe:

– To co, ćwi­czy­my? Roz­kła­daj bież­nię, a ja się prze­bio­rę w spor­to­we ciu­chy.

– Ko­bie­to, jest pra­wie dwu­dzie­sta pierw­sza, je­stem wy­cień­czo­ny… – wy­sa­pa­łem.

– Je­steś cho­dzą­cym… – Otak­so­wa­ła mnie wzro­kiem, po czym zro­bi­ła kwa­śną minę. – Zna­czy, le­żą­cym, de­mo­ty­wa­to­rem. Nie­dłu­go masz walkę. Już za­po­mnia­łeś, le­niusz­ku?

– Mam ci za­cząć wy­mie­niać, ile dzi­siaj rze­czy zro­bi­łem? Przy­po­mnieć ci, ko­cha­nie – po­wie­dzia­łem z prze­ką­sem – jak to za­wio­złem i ode­bra­łem dzie­cia­ki z przed­szko­la, wy­rzu­ci­łem śmie­ci, zro­bi­łem obiad i po nim po­sprzą­ta­łem, na­pra­wi­łem szaf­kę w ła­zien­ce, ką­pa­łem ma­lu­chy i usy­pia­łem córkę?

– Pew­nie, bo w tym cza­sie ja od­po­czy­wa­łam! – rzu­ci­ła ze zło­ścią.

– Tego nie po­wie­dzia­łem…

– Ty nigdy nic nie mó­wisz!

– Kłó­ci­cie się? – za­py­tał z eks­cy­ta­cją Głos, który kie­dyś był Dru­gim Nar­ra­to­rem.

– Kto to po­wie­dział?! – krzyk­nę­ła prze­ra­żo­na Wiola.

– Głos w mojej gło­wie – od­po­wie­dzia­łem nie­chęt­nie.

– To dla­cze­go ja też go sły­szę, skoro jest w two­jej gło­wie?

– Pro­mo­cja świą­tecz­na – wtrą­cił Głos.

– Jaka znowu, świą­tecz­na? Prze­cież świę­ta się skoń­czy­ły. A ty się, Wiola, uspo­kój, zaraz to ogar­nę.

– To nie na moje nerwy, jadę na week­end do ro­dzi­ców, radź sobie.

– Jak to do ro­dzi­ców, na week­end? A co z dzieć­mi?

– To twoja hi­sto­ria – wy­pa­li­ła Wiola. – Jak nie bę­dziesz o nich wspo­mi­nał, to nie bę­dzie pro­ble­mu. No, to na razie! I po­wo­dze­nia w walce! – rzu­ci­ła na od­chod­ne i znik­nę­ła.

– Jakby się nad tym za­sta­no­wić, to ma to sporo sensu – za­uwa­żył trzeź­wo Głos. – Ro­dzi­na i obo­wiąz­ki tro­chę prze­szka­dza­ły, a tak mo­że­my sku­pić się na przy­go­to­wa­niach do walki z oty­ło­ścią.

– W sumie…

 

Roz­dział III

Przy­go­to­wa­nia do walki z oty­ło­ścią.

 

Gdy za­czą­łem przy­go­to­wa­nia, waga, z ża­ło­snym pi­skiem wy­gi­na­ne­go alu­mi­nium, wska­zy­wa­ła dzie­więć­dzie­siąt sie­dem ki­lo­gra­mów. Teraz, po kilku ty­go­dniach in­ten­syw­ne­go tre­nin­gu my­ślo­we­go, po­dwój­nej die­cie (ze wzglę­du na zwięk­szo­ne za­po­trze­bo­wa­nie ka­lo­rycz­ne) oraz ma­ra­to­nie fil­mo­wym z Bru­cem Lee, Chuc­kiem Nor­ri­sem oraz Yama­mo­toy­amą Ryūta (chyba tak to się od­mie­nia), ta sama waga naj­wy­raź­niej się ze­psu­ła, gdyż wy­świe­tla­ny wyrok pokazywał o jedną cyfrę za dużo.

Ide­al­ny plan tre­nin­go­wy za­kła­da zwięk­sze­nie masy, a potem rzeź­bę. Pierw­szą część zre­ali­zo­wa­łem wy­śmie­ni­cie, w przy­pad­ku dru­giej mu­sia­łem im­pro­wi­zo­wać, więc, z braku lep­sze­go po­my­słu, skle­iłem model sa­mo­lo­tu. Za­wsze to ja­kieś rę­ko­dzie­ło.

– Je­steś ża­ło­sny – po­wie­dział Głos.

– To nie było miłe – od­po­wie­dzia­łem za­smu­co­ny.

– Bę­dziesz pła­kał?

– Tak. Myślę, że tak…

– To prze­stań, zanim jesz­cze za­czą­łeś. Ubie­raj się szyb­ko i wy­cho­dzi­my, mam plan.

– Jaki?

Oczy Głosu za­pło­nę­ły żywym ogniem. Zna­czy, za­pło­nę­ły­by, gdyby nie był tylko gło­sem w mojej gło­wie, a miał ma­te­rial­ną po­stać. I oczy­wi­ście, gdyby miał twarz, taką tra­dy­cyj­ną, z ocza­mi. Nie­waż­ne.

– Spryt­ny! A jaki niby? – żach­nął się Głos.

Chwiej­nym kro­kiem sze­dłem w kie­run­ku, który wska­zy­wał mój nie­wi­docz­ny (ale wy­jąt­ko­wo upier­dli­wy i nie­mi­ły) przy­ja­ciel. Nie będę ukry­wał, za­sa­pa­łem się jak jasna cho­le­ra. Mia­łem już dość wszyst­kie­go i wszyst­kich, gdy po­wie­dział:

– Je­ste­śmy na miej­scu.

Unio­słem głowę i zo­ba­czy­łem prze­szklo­ny, no­wo­cze­sny bu­dy­nek z neo­no­wym szyl­dem, na któ­rym pysz­nił się uśmiech­nię­ty bi­ceps (to jest w ogóle le­gal­ne?) w to­wa­rzy­stwie smu­kłej i wy­spor­to­wa­nej łydki.

Jak za­cza­ro­wa­ny, ni­czym glo­no­jad, przy­war­łem do szyby i ob­ser­wo­wa­łem krzą­ta­ją­cych się we wnę­trzu ludzi. Spo­co­nych, uśmiech­nię­tych i spo­co­nych (po­wta­rzam dla pod­kre­śle­nia wagi słowa, więc pro­szę nie wska­zy­wać tego w ła­pan­kach!), a do tego… O zgro­zo… Szczu­płych!

– Więc za­bra­łeś mnie na si­łow­nię? Dzień przed za­pla­no­wa­nym ter­mi­nem walki?

– Tak! – Głos aż pod­sko­czył z eks­cy­ta­cji i na­dział się na moją po­ty­li­cę.

– W czym ma to mi niby pomóc? Wchło­nę ko­smicz­ną ener­gię i po­zy­tyw­ne myśli, a na­stęp­nie od­ja­dę ku za­cho­do­wi słoń­ca w fer­ra­ri, które tylko cze­ka­ło, aż do niego wsią­dę? Trąci mi tan­de­tą, nawet jak na cie­bie.

– Nic nie ro­zu­miesz.

– To mnie oświeć, pro­szę.

– Na wy­brze­żu Ka­zu­arin w Papui Za­chod­niej miesz­ka­ło kie­dyś ple­mię Asma­tów. – Głos ści­szył głos. – To byli wy­jąt­ko­wo pa­skud­ni ka­ni­ba­le, ale tacy tro­chę… Z braku lep­sze­go okre­śle­nia, mi­stycz­ni.

– Mi­stycz­ni. Ka­ni­ba­le? – po­wtó­rzy­łem z prze­ką­sem.

– Oni wie­rzy­li, że zja­da­jąc mózg ofia­ry, przej­mu­ją jej wie­dzę i mą­drość – kon­ty­nu­ował nie­wzru­szo­ny.

– Okej, czyli plan po­le­ga na zje­dze­niu tre­ne­ra per­so­nal­ne­go? To mi chcesz po­wie­dzieć? To jest ten twój spryt­ny po­mysł?

– Skąd­że znowu! – za­prze­czył Głos. – Za­sa­da jest pro­sta jak bu­do­wa cepa. Chcesz mą­drość, zja­dasz mózg. Chcesz syl­wet­kę, pi­jesz pot.

W tym mo­men­cie wie­dzia­łem już dwie rze­czy. Po pierw­sze, walkę z oty­ło­ścią (tra­dy­cyj­nie już) oddam wal­ko­we­rem. Po dru­gie, sły­sze­nie gło­sów, czy nawet Gło­sów, to nie jest zdro­wy objaw, więc muszę od­wie­dzić spe­cja­li­stę…

…ale jutro. Dzi­siaj będę realizował dwa słowa ob­ce­go po­cho­dze­nia: bin­ge wat­ching.

 

Roz­dział IV

Szach-mat, fra­je­rze!

 

Siód­my lu­te­go wy­padł w tym roku w pią­tek, jed­nak nie mia­łem w sobie tyle sa­mo­za­par­cia, by pójść do pracy. Le­ża­łem więc spo­koj­nie w łóżku i kon­tem­plo­wa­łem fakt, że gdy­bym ce­lo­wo nie prze­stał pisać o dzie­ciach, to córka właśnie ob­cho­dzi­ła­by uro­dzi­ny. Teo­re­tycz­nie po­wi­nie­nem też wła­śnie wal­czyć z oty­ło­ścią, ale od­pu­ści­łem zu­peł­nie.

Pro­blem po­le­ga na tym, że ona nie od­pu­ści­ła. Nie­spo­dzie­wa­ny dzwo­nek do drzwi spra­wił, że po­de­rwa­łem się na równe nogi.

– Ki czort?! – krzyk­ną­łem nie­zbyt uprzej­mie.

– Dzień dobry, czy ma pan chwi­lę, żeby po­roz­ma­wiać o na­szym zbaw­cy, Cho­le­ste­ro­lu? – Do­biegł mnie cichy głos zza drzwi.

– Eeeee – od­po­wie­dzia­łem nie­szcze­gól­nie elo­kwent­nie.

– Szy­kuj dupę, bę­dzie pie­kło – dodał Głos.

Za­grzmia­ło, za­brzę­cza­ło, po czym po­wie­trze wy­peł­ni­ła po­tęż­na eks­plo­zja. Oty­łość bez ostrze­że­nia wpa­ro­wa­ła do miesz­ka­nia. Pró­bo­wa­łem się bro­nić, jed­nak bez­sku­tecz­nie. Do­pa­dła mnie i za­czę­ła bez li­to­ści okła­dać po twa­rzy. Lewy sier­po­wy, prawy, kop­nię­cie w oko­li­ce kro­cza, splu­nię­cie. Pa­dłem na pod­ło­gę, jed­nak na­past­nicz­ka nie prze­sta­wa­ła. Oczy za­szły mi krwią, pew­nie z roz­cię­te­go czoła.

Oty­łość cof­nę­ła się o dwa kroki i w ge­ście trium­fu unio­sła obie ręce.

– Je­stem wszech­po­tęż­na, ro­zu­miesz?! Za­wład­nę­łam Sta­na­mi Zjed­no­czo­ny­mi, w moich szpo­nach jest cała za­chod­nia Eu­ro­pa. Je­że­li tylko ze­chcę, to i Pol­ska bę­dzie moją wła­sno­ścią! – krzy­cza­ła w eks­ta­zie.

– Prze­pra­szam bar­dzo, dobra pani. Nie­ste­ty, ale Pol­szy to my nie sprze­da­je­my, aj waj… – wtrą­cił Głos, po czym wy­szedł zza za­sło­ny i po­pra­wił pejsy.

– Kim ty w ogóle je­steś? Od jak dawna cza­isz się w ukry­ciu?

 

Głos w od­po­wie­dzi je­dy­nie po­błaż­li­wie się uśmiech­nął.

Oty­łość, w oba­wie przed łatką an­ty­se­mi­ty, nie sko­men­to­wa­ła.

Ja zro­bi­łem się głod­ny, więc cze­ka­łem, aż sobie pójdą, żeby za­mó­wić kebab.

Pu­en­ty nie do­strze­żo­no.

Koniec

Komentarze

Heheh. Dobre to! Póki co najlepsze opowiadanie biorące udział w konkursie, moim zdaniem.

 

Końcówka najlepsza, behehehe :D

 

Klikam :)

@HollyHell91 

 

Jak na krótki traktat – to jednak jest trochę długi smiley

Traktat czy trakt ważne, że wiedzie do celu. ;)

@gabinetzabiegowy

@Koala75

 

Najważniejsze to iść do przodu smiley

Przeczytawszy.

@Finkla

 

Ale to ja czy szanowny Anonim? ;-)

Postanowienie noworoczne.

Po tytułach rozdziałów nie ma potrzeby stawiania kropek (choć wg PWN można).

Jak zapisać to, co na sercu zalega, gdy obawa przed konkursową dekonspiracją paraliżuje ciało i otępia zmysły?

… my God.

Jak oddać należycie myśli

Akcent: Jak należycie oddać myśli.

Jak być pewnym siebie, widząc całe otaczające nas zło?

?

No widzę

No, widzę.

To wyraz zbędnej próżności, a przy okazji jest niepoprawnie językowo.

A jest jakaś potrzebna próżność? I nie jest niepoprawne, tylko megalomańskie.

Planuję przelać na papier coś bardzo ważnego, przesłanie ma się rozumieć.

Ważny przecinek: Planuję przelać na papier coś bardzo ważnego, przesłanie, ma się rozumieć.

No okej

No, okej.

którzy trzymają w dłoniach dietetyczną Colę

W dłoniach?

ostatnio brutalnie mi przerwano

To chyba ma być wskazówka…

Skoro moja forma została rozbita tak

…?

Postanowiłem zawalczyć z otyłością

Postanowiłem ZACZĄĆ walczyć z otyłością. Do jasnej ciasnej. Albo podjąć walkę. Anonim powtórzy sobie aspekty czasownika, bo będzie kartkówka.

Na przełomie ostatnich kilkunastu lat

https://wsjp.pl/haslo/podglad/30256/przelom/5107688/granica-w-czasie (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/na-przelomie;7330.html ) Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat.

zrezygnowałem z jakichkolwiek półśrodków

"Jakichkolwiek" zbędne.

stoczę pojedynek z otyłością w formule mieszanych sztuk walki

… w czym? https://wsjp.pl/haslo/podglad/24318/formula/3843569/sposob-postepowania

Odbędzie się czyste, wręcz pierwotne, mordobicie, w którym wszystkie chwyty są dozwolone (oczywiście z uwzględnieniem aktualnie obowiązującego regulaminu).

Oksymorony bywają śmieszne.

zaczął wykonywać w głowie skomplikowane obliczenia matematyczne

A są jakieś inne?

– A ta druga opcja? – Przerwałem

Paszczowe, małą.

Serio, miałem na myśli ćwiczenia.

Była ponoć taka książka "Tracimy na wadze poprzez seks". Metoda dobra jak każda inna…

wysapałem cienkim głosem

Cienki głos to głos piskliwy – jak to się ma do sapania?

– rzuciła ze złością.

Zbędne, widać z kontekstu.

zapytał z ekscytacją Głos

Co Wy wszyscy z tą ekscytacją?

Rodzina i obowiązki trochę przeszkadzały, a tak możemy skupić się na przygotowaniach do walki z otyłością.

Złej baletnicy… :P  

wyświetlany wyrok zawierał o jedną cyfrę za dużo

Dlaczego "wyrok", a nie "wynik", i w jaki sposób jedno lub drugie może cokolwiek "zawierać"?

– To nie było miłe – odpowiedziałem zasmucony.

Angielskawe.

miał jakąkolwiek materialną postać

"Jakąkolwiek" zbędne.

wskazywał mi mój niewidoczny

Jeden zaimek spokojnie do skasowania.

szyldem, z którego pysznił się

Szyldem, na którym pysznił się.

Jak zaczarowany, niczym glonojad

A najlepiej jak zaczarowany glonojad :P

(powtarzam dla podkreślenia wagi słowa, więc proszę nie wskazywać tego w łapankach!

:P

Głos aż podskoczył z ekscytacji i nadział się na moją potylicę.

Ostra potylica i znowu ekscytacja?

Chcesz mądrość, zjadasz mózg. Chcesz sylwetkę, pijesz pot.

Nie spodziewam się już po tym tekście wielkiej logiki, ale – wut? :D

eksplorował dwa słowa obcego pochodzenia

Z jakiej planety przybyło to zdanie? Melmac? :P https://wsjp.pl/haslo/podglad/70197/eksplorowac

bingie watching

A nie: binge?

Siódmy lutego wypadł w tym roku w piątek, jednak nie miałem w sobie tyle samozaparcia, by pójść do pracy.

I jak to wynika jedno z drugiego?

to właśnie córka obchodziłaby urodziny

A nie: to córka właśnie obchodziłaby urodziny?

Dobiegł mnie cichy głos zza drzwi.

Hmm. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#klopotliwe_uslyszal

powietrze wypełniła potężna eksplozja

…?

napastniczka nie przestawała

Hmm.

Puenty nie dostrzeżono.

Ano, nie.

 

Frustracja wyładowana, drogi Autorze? To dobrze. Jest tu parę momentów, w których coś na kształt uśmiechu zaczęło się rysować na mojej skrzywionej fizjonomii, ale – hmm. Szybko przestało. I czy był to dobry uśmiech, no, nie wiem. Metafikcja i humor słowny zwykle mi się podobają, więc nie wiem, co tu nie wyszło.

@Tarnina

 

 

@Irka_luz

 

Opowiadanie z pomysłem, a nawet wieloma pomysłami. Przemyślane. Językowo zgrabne, ciekawe metafory, surrealistyczny klimat. Mimo sporej dozy surrealizmu nie odbiega od rzeczywistości na tyle, żeby nie można wczuć się w bohatera. Czytałem z uśmiechem na twarzy, wyobrażając sobie poszczególne scenki. Na razie jedno z trzech opowiadań konkursowych, które wpłynęło pozytywnie na mój nastrój.

(pomiędzy opowiadaniami powinienem wpadać w głęboką depresję, wtedy powyższe zdanie będzie spełnione dla większej ilości utworów :) )

@Marzan

 

„Traktat”, choć krótki, doskonale ilustruje bezsens podejmowania wszelkich postanowień noworocznych. Dobrze się czytało, ale nie mogę powiedzieć, że mnie rozśmieszyło.

 

trzymają w dłoni dietetyczną Colę… → …trzymają w dłoni dietetyczną colę

Nazwy napojów piszemy małą literą. PWN – Słownik języka polskiego

 

Postanowiłem podjąć walkę z otyłością, tym razem na poważnie. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat podejmowałem wiele… → Nie brzmi to najlepiej.

 

w formule mieszanych sztuk walki, czyli em–em–a. → …w formule mieszanych sztuk walki, czyli MMA.

 

– Otyłość to cwana bestia i zna wszystkie twoje sztuczki. W końcu jesteście razem od… – urwał w połowie zdania… → Skoro urwał to przestał mówić, więc didaskalia wielką literą: Urwał w połowie zdania

 

odjadę ku zachodowi słońca w Ferrari… → …odjadę ku zachodowi słońca w ferrari

Nazwy samochodów piszemy małą literą. marki samochodów – Poradnia językowa PWN

 

Szach–mat, frajerze! Szach-mat/ Szach mat, frajerze!

 

Polszy to my nie sprzedajemy, ajwaj → …Polszy to my nie sprzedajemy, aj waj

@Regulatorzy 

 

 

Świetnie, Anonimie! I nowa szyba wprawiona! ;)

 

Zwierzaki i samochody – w jednym gifie XD

Hej, przeczytałam traktat i poczułam bezcelowość walki z otyłością! No bo po co? Czy nie lepiej pokojowo, spokojnie, ewentualnie może jakieś sankcje… Dobrze się czytało, wciągnęło, chociaż skończyło się tak nagle…  

Nie pierwszy raz zastanawiam się nad “proste jak budowa cepa”. Bo wydaje mi się, że młode pokolenie nie wie, co to jest cep. A po drugie, przecież kij ma prostszą budowę od cepa… więc skąd ten cep? Ale to tak na marginesie. 

Podobało mi się! Klik. 

@JolkaK

 

A po drugie, przecież kij ma prostszą budowę od cepa…

Nie jest to takie pewne, kij ma aż dwa końce… ;-)

No i kij bardzo często występuje z marchewką.

A od marchewki już prosta droga do króliczka… no i Playboya;D

Dobrze, że do króliczka droga prosta, bo łatwiej będzie go gonić, ale nie dogonić. ;)

Łuuu, dziewczyny :D (Kij to kij XD)

Bez kija nie podchodź. ;)

XD Kij ma budowę dopiero na poziomie komórkowym, a na oko prostego chłopa, to nie ma budowy XD

No to kij mu w oko. ;)

A czym Ci chłop zawinił? XD

Chłop żywemu nie przepuści. ;)

Jak się żywe napatoczy, chłop użyje se, a jużci! :D

Używajmy póki czas… ;)

No i to jest ciekawy pomysł na opowiadanie :) Nawet brak puenty wyszedł zabawnie ;). Rozmowa narratora z narratorem , którzy są równocześnie bohaterami, jest naprawdę dobre :). Klikam i pozdrawiam. Edit: Nie pisanie o dzieciach mnie rozbroiło;), a brak urodzin córki rozłożył na łopatki:).

@Bardjaskier 

 

Muszę przyznać, że pomysł ciekawy. Udziwnienie, które zatrzymuje uwagę, wypełniło swe zadanie do samego końca, więc opowiadanie nie nużyło. Niestety także nie rozbawiło, choć uśmiech się gdzieś tam pojawiał. Opko całościowo mi się podobało, a jego styl mi kogoś przypomina ;)

Pozdrawiam

@M.G.Zanadra

 

 

 

Cześć,

 

Ciekawe i pomysłowe. Z jednej strony mocno surrealistyczne, ale też życiowe. Zgrabnie napisane opowiadanie, dobre dialogi, więc przemknąłem przez nie jak błyskawica… a właściwie jak błyskawiczne były te ciosy otyłości w końcówce. Salw śmiechu może nie było, ale momentami rozbawiło. Powodzenia i pozdrawiam.

@JPolsky

 

Przeczytałam opowiadanie i nawet komentarze. I tu i tu się pośmiałam. Anonimie łączę się z tobą w odczuciach, bo też dostałam parę ciosów od tej wrednej suczy. (Jesli słowo sucz jest wulgaryzmem to proszę mnie upomnieć, poprawię)

Na początek dementuję pogłoski, które się tu i ówdzie pojawiły, to nie ja jestem Autorem tego opowiadania ;-)

Anonim (czy też może anonimka? kto wie) świetnie oddaje bezsens wszystkich postanowień. Nie tylko noworocznych.

A także, że w ogóle wszystko jest bez sensu.

Pod tym względem opowiadanie jest bardzo dobre. Niestety jest zbyt realistyczne, by było śmieszne.

Trochę nie przekonuje mnie jednak ostatnia scenka. W tym kondominium rosyjsko-niemieckim pod żydowskim zarządem powierniczym owszem Polszy nie sprzedają, ale już koncesje (np. na otyłość) z pewnością gotowi są spieniężyć ;)

 

Pozdrawiam i mimo że nie rozśmieszyło, to uważam, że jest na tyle dobre i mówi o sprawach ważkich, że mi kliknęło. Więc i mnie pozostaje jedynie kliknąć.

@Nova

 

 

@Jim

 

Cała przyjemność po mojej stronie :)

Nowa Fantastyka