
Było w moim życiu zdarzenie, które, gdy je wspominam, sprawia że bardzo chce mi się śmiać.
Teraz mam siedemdziesiąt sześć lat i od dawna już nie pracuję. Natomiast owa przygoda miała miejsce dobre czterdzieści lat temu, gdy prowadziłem pewien nielegalny biznes.
Jestem dumny, bo sam go zorganizowałem i rozkręciłem, tak że dawał wysokie dochody.
Najpierw kupiłem opuszczony magazyn, za miastem. Potem odnowiłem wnętrze i zbudowałem w nim arenę walk. Początkowo nie miałem wielu chętnych, lecz zainteresowanie obijaniem sobie mord szybko rosło.
Interes polegał na tym, że uczestnicy za walkę dostawali zapłatę. Niezbyt wysoką, wtedy miała ona wartość może skrzynki piwa znanej marki. Oczywiście na początku, potem, gdy powstała liga, wynagrodzenia odpowiednio wzrosły. Ja natomiast zyskiwałem dzięki ludziom, którzy chcieli oglądać widowisko. Im ważniejsza walka, tym bilet był droższy. Oprócz tego zorganizowałem zakłady bukmacherskie. Miesięcznie zarabiałem około piętnastu tysięcy złotych.
Ustaliłem zasady: walka kończyła się, kiedy ktoś się poddał albo stracił przytomność. Były też kategorie wagowe, tak jak w boksie czy innym sporcie walki.
Ochotnikami do zorganizowanej przeze mnie „zabawy” byli często mężczyźni będący w konflikcie z prawem, którzy nie pracowali i była to dla nich jedyna możliwość zdobycia jakichś pieniędzy. Zdarzało się też wielu osiłków, co dzień ćwiczących na siłowni.
Teraz, gdy nakreśliłem już trochę sytuację, przejdę do sedna. Pewnego razu, gdy widowisko się skończyło, około pierwszej w nocy, siedziałem w swoim biurze, w którym chętni do bitki przychodzili by się zapisać.
Drzwi otworzył śmieszny człowieczek. Był niski, może metr sześćdziesiąt pięć centymetrów, do tego strasznie chudy. Miał ze trzydzieści lat. Wydawał się pewny siebie i zawzięty. Gdy wszedł i zamknął za sobą drzwi, powiedział:
– Witam! Chcę walczyć!
Powstrzymałem śmiech, była to bowiem bardzo zabawna sytuacja. Odparłem:
– Przykro mi ale, nie mam tak niskiej kategorii wagowej.
– Nie szkodzi, mogę walczyć z każdym. – powiedział i dodał: – Wystaw mnie do walki, a przekonasz się, że mówię poważnie. Zarobisz na mnie dużo hajsu, będę kurą znoszącą złote jaja.
– Naprawdę nie mogę – powiedziałem próbując mu przemówić do rozsądku – zawodnicy są wysocy, dobrze zbudowani…
A on na to z niespotykaną zawziętością:
– Urodziłem się pod znakiem Barana, jestem wojownikiem. Pozwól mi się wykazać. Na pewno jest ktoś zbliżony do mnie posturą.
– No dobrze – dałem za wygraną i zacząłem przeglądać listę z nazwiskami walczących, gdzie były podane: waga, wzrost i bilans wygranych i przegranych.
Wybrałem mu na przeciwnika najlżejszego, najniższego faceta z listy, tego z najniższym wynikiem. Potem poinformowałem go:
– Twoja walka odbędzie się w nocy ze środy na czwartek. Pieniądze dostaniesz po walce. (Jeśli będziesz w stanie je odebrać – pomyślałem trochę rozbawiony, a trochę smutny).
&
Nadszedł czas na widowisko, w którym miał wystąpić mały desperat. Była to trzecia walka, publiczność była już rozgrzana, chciała widzieć krew i słyszeć odgłos łamanych kości.
Zawodnicy stanęli naprzeciwko siebie. Tłum zaczął chichotać, bo fizyczna przewaga jednego na drugim była absurdalna. Przeciwnik niskiego chudzielca był wyższy o głowę. Uśmiechał się, pewny wygranej. Tamten jednak zachowywał się jakby niczego się nie obawiał, co wywołało wielkie rozbawienie widowni. Zataczał koła rękami, jakby się rozgrzewał.
Zabrzmiał gong i walka się zaczęła. Faworyt zamachnął się, lecz jego przeciwnik zrobił szybki, świetny unik. Podskakiwał w miejscu, żeby sprowokować tamtego. Sytuacja powtórzyła się kilka razy. Potem jednak niski przypuścił po uniku atak. Pięść trafiła w splot słoneczny i tamten padł jak długi na podłogę. Było po walce.
Przez tłum oglądających przeszedł szept niedowierzania, ale po chwili wszyscy zaczęli wiwatować na cześć zwycięzcy.
&
Kilka dni później zorganizowałem następna walkę tego czarnego konia. Była dużo bardziej ekscytująca, choć też nie trwało długo.
Niski walczył z zawodnikiem podobnej postury jak ostatnio. Ale z wyższej pozycji na liście. Znowu bitka rozpoczęła się od kilku uników małego wojownika. Później jednak przypuścił on atak, kopnął przeciwnika w łydkę. Cios był tak silny, że kość nogi pękła z trzaskiem. Przeciwnik poddał walkę.
Niski wojownik wygrywał raz za razem, łamiąc kości i pozbawiając rywali przytomności. Stał się moją perełką, dzięki której przychody z biznesu wzrosły niemal dwukrotnie. Każdy chciał zobaczyć jego walkę, więc znacznie podniosłem ceny biletów.
Zakrawało na absurd, że ten niski, chudy facet dysponował taką siłą i wygrywał z prawdziwymi wielkoludami. Po dwóch miesiącach stał się królem ringu.
&
Pewnej nocy, kiedy w swoim biurze przyjmowałem zapisy. Przyszło dwóch mężczyzn. Nie wyglądali na wojowników, jeden był drobny, a drugi, choć wysoki, miał dużą nadwagę.
– Chcieliśmy z panem porozmawiać – zaczął ten niższy.
Wskazałem na krzesła i powiedziałem:
– Siadajcie.
Gdy to zrobili, niższy zaczął mówić:
– Wiemy, że walczy u pana Krzysztof Rutawski.
– Zgadza się – odparłem. Tak bowiem nazywał się zawodnik będący aktualnie na pierwszym miejscu w lidze. – Co z nim?
– Otóż widzi pan, brał on udział w pewnym eksperymencie, na który zgodził się dobrowolnie. Jednak uciekł z laboratorium, na pewno dlatego, że zabiegi były dość nieprzyjemne.
Otyły wyjął z torby, którą miał przewieszoną przez ramię, teczkę. Następnie położył ją przede mną na stole.
– Niech pan zerknie – powiedział.
Wziąłem ją do ręki i zacząłem przeglądać. Były tam zdjęcia rentgenowskie rąk, nóg, a także szkieletu.
– Nic mi to nie mówi – odpowiedziałem po chwili.
– Proszę spojrzeć na to – wskazał mi palcem – to wszczepy. Zdjęcia przedstawiają Krzysztofa. Dzięki tym implantom dysponuje on znacznie zwiększoną siłą, a także refleksem.
– Dziwna historia – powiedziałem – ale z uwagi na to czego byłem świadkiem, wydaje się wiarygodna. Jednak nie wiem, czego panowie ode mnie chcą.
– Chcemy porozmawiać z Krzysztofem, mamy dla niego lepszą niż wcześniej ofertę. Widzi pan, musimy skończyć ten eksperyment, to bardzo ważne.
Zastanowiłem się chwilę i zdecydowałem:
– Przyjdźcie, panowie jutro o tej samej porze, skontaktuję się z Krzyśkiem, będzie tu jutro czekał.
Zgodzili się i zadowoleni wyszli.
&
Zrobiłem tak jak obiecałem i następnego dnia wszyscy czterej spotkaliśmy się w moim biurze. Rozpoczęła się dyskusja.
– Uciekłem, bo te eksperymenty były cholernie nieprzyjemne, nie zdajecie sobie sprawy. – pożalił się Krzysiek.
Gruby naukowiec powiedział:
– W porządku, rozumiemy. Ale musisz wytrzymać, te badania są bardzo ważne. I postanowiliśmy, że zapłacimy ci więcej. Co powiesz na milion złotych?
Mojemu znajomemu oczy prawie wyszły z orbit. Niemal krzyknął:
– No dobrze! Za taką kasę wytrzymam!
– Wspaniale – odparł naukowiec – mamy jeszcze dla ciebie niespodziankę. Przyrząd do relaksacji.
Wyjął z torby, którą ze sobą przynieśli dziwne urządzenie wielkości średniej doniczki na kwiaty. Kabel wychodzący podłączył do kontaktu, następnie dwa cienkie kabelki zakończone przyssawką przylepił mu do skroni.
Krzysztof zaprotestował, ale naukowiec powiedział:
– Nic się nie bój, tak jak powiedziałem to przyrząd do relaksacji. Prąd rozejdzie się po implantach z przyjemnym dla ciebie uczuciem.
I włączył urządzenie.
Mój przyjaciel zamknął oczy i powiedział cicho:
– A niech mnie, naprawdę przyjemne.
&
I tak kończy się ta absurdalna historia. Implanty wszczepia się teraz każdemu policjantowi. Gdzieś wyczytałem, że przestępczość dzięki temu zmalała o sześćdziesiąt procent.
Było w swoim życiu zdarzenie, ← moim?
Miesięcznie zarabiałem około 15000 zł. <– piętnaście tysięcy złotych
światkiem, ← literówka, świadkiem,
Przeczytałem. Niestety, nie rozbawiło. Sorry. Powodzenia.
Cześć, Dawidzie Anonimie!
Jeżeli w pierwszym zdaniu autor zapowiada, że opowie zabawną historię, to niemal na pewno ta historia zabawna nie będzie. I tak było w tym przypadku.
Te walki trochę kojarzyły mi się z Fight Clubem, ale to niestety jedyny pozytyw, jaki dostrzegam :(
Z drugiej strony, mam specyficzne poczucie humoru, więc może innych czytelników tekst rozbawi, za co trzymam kciuki. Powodzenia w konkursie!
Było w moim życiu zdarzenie, które gdy je wspominam, sprawia że bardzo chce mi się śmiać.
Hmmm. Było w moim życiu zdarzenie, które, gdy je wspominam, sprawia, że bardzo chce mi się śmiać.
Natomiast owa przygoda miała miejsce dobre czterdzieści lat temu, gdy prowadziłem pewien nielegalny biznes.
Mało naturalne. Może tak: Moja przygoda miała miejsce dobre czterdzieści lat temu, gdy prowadziłem pewien nielegalny biznes.
Jestem dumny, bo sam go zorganizowałem i rozkręciłem, tak że dawał wysokie dochody.
Dobrze, ale jaki biznes? Czemu tak kluczysz?
Najpierw zakupiłem pewną nieruchomość, znajdującą się kawałek poza miastem.
Kawałek za miastem, ale zdanie w ogóle skracalne: Najpierw kupiłem nieruchomość za miastem.
Był to opuszczony magazyn.
I nie można było od razu powiedzieć: Najpierw kupiłem opuszczony magazyn za miastem?
Potem odnowiłem wnętrze i zbudowałem w nim arenę walk. Następnie zacząłem organizować walki.
Drugie zdanie jest zbędne. Skoro zorganizował arenę walk, to chyba jasne, że nie z zamiarem uprawy ogórków.
z czasem zainteresowanie obijaniem sobie mord szybko rosło
To z czasem – czy szybko?
Interes polegał na tym, że uczestnicy w zamian za walkę dostawali zapłatę.
Na razie zysku w tym nie widzę. "W zamian" zbędne.
skrzynki piw
Skrzynki piwa. "Piwo" jest niepoliczalne.
Oczywiście na początku, potem gdy powstała liga, za ważniejsze walki walczący dostawali odpowiednio wyższe wynagrodzenie.
Oczywiście na początku, potem, gdy powstała liga, wynagrodzenia odpowiednio wzrosły. Ponadto: https://wsjp.pl/haslo/podglad/41814/liga ?
Tak samo, im ważniejsza walka tym bilet był droższy.
Im ważniejsza walka, tym bilet był droższy. Co to znaczy "ważniejsza"?
Oprócz tego, zorganizowałem zakłady bukmacherskie.
Bez przecinka, aspekt powinien być niedokonany, bo chyba nie tylko raz je zorganizował, i – https://wsjp.pl/haslo/podglad/51483/bukmacher
Miesięcznie zarabiałem około piętnaście tysięcy złotych.
Około piętnastu tysięcy. Nie wiem, czy to jest realistyczne, i w sumie – nie jestem urzędem skarbowym. Nominalne zarobki bohatera nic mnie nie obchodzą. Obchodzi mnie, co z tego wynika.
Ustaliłem zasady, że walczyło się do poddania, albo gdy jeden z bijących się stracił przytomność.
Nie po polsku: Ustaliłem zasady: walka kończyła się, kiedy ktoś się poddał albo stracił przytomność.
jak w boksie, czy innym sporcie walki
Zbędny przecinek.
Ochotnikami do zorganizowanej przeze mnie „zabawy” byli często mężczyźni będący w konflikcie z prawem, którzy nie pracowali i była to dla nich jedyna możliwość zdobycia jakichś pieniędzy.
Źle się to parsuje, poza tym – https://zpe.gov.pl/a/aspekt-i-tryb-czasownika/DPyWEtI3p A panowie w konflikcie z prawem zwykle w nim są właśnie dlatego, że mieli, ekhm, nowatorskie pomysły na zdobycie pieniędzy. I nadal je mają.
Pewnego razu, gdy widowisko się skończyło, było wtedy około pierwszej w nocy. Siedziałem w swoim biurze, w którym chętni do bitki przychodzili by się zapisać.
Dlaczego oddzielasz zdanie podrzędne od nadrzędnego? Pewnego razu, gdy widowisko się skończyło, około pierwszej w nocy, siedziałem w swoim biurze, do którego chętni przychodzili, żeby się zapisać do bitki. (Ekhm. Przestępcy wpadają na głupszych rzeczach, ale raczej nie są chętni do składania podpisów.)
Był niski, może metr sześćdziesiąt pięć centymetrów, do tego strasznie chudy. Miał ze trzydzieści lat. Wydawał się pewny siebie i zawzięty.
Tak wygląda zbyt abstrakcyjny opis. Nie zapewniaj mnie, tylko pokaż, jak on wyglądał.
Gdy wszedł i zamknął za sobą drzwi powiedział:
Gdy wszedł i zamknął za sobą drzwi, powiedział.
Powstrzymałem śmiech, była to bowiem bardzo zabawna sytuacja.
A co w niej śmiesznego? I dlaczego powstrzymał śmiech? I w ogóle?
nie mam tak niskiej kategorii wagowej
https://zapasy.org.pl/i/zasady-walki/23
– Nie szkodzi mogę walczyć z każdym. – powiedział i dodał – Wystaw
– Nie szkodzi, mogę walczyć z każdym – powiedział i dodał: – Wystaw…
– Naprawdę nie mogę – powiedziałem próbując przemówić mu do rozsądku – zawodnicy są wysocy, dobrze zbudowani…
– Naprawdę nie mogę – próbowałem mu przemówić do rozsądku – zawodnicy są wysocy, dobrze zbudowani… https://en.wikipedia.org/wiki/Kan%C5%8D_Jigor%C5%8D
A on na to z niespotykaną zawziętością:
…? I po co to światło? Światło daje się zwykle, żeby zaznaczyć przejście do nowej sceny, edytor strony Ci się nie zbuntował?
Urodziłem się w znaku barana, jestem wojownikiem.
Pod znakiem Barana (to nazwa własna).
Ustaliłem potyczkę z najlżejszym, najniższym i mającym najgorszy bilans facetem z listy.
https://wsjp.pl/haslo/podglad/20650/ustalic/3872108/plan-dzialania https://wsjp.pl/haslo/podglad/17801/potyczka Wybrałem mu na przeciwnika najlżejszego, najniższego faceta z listy, tego z najniższym wynikiem.
Potem poinformowałem go:
O ile faceta z listy też należałoby poinformować, tutaj chodzi chyba o "barana".
– Twoja walka odbędzie się w nocy, ze środy na czwartek. Pieniądze dostaniesz po walce. (jeśli będziesz w stanie je odebrać – pomyślałem trochę rozbawiony, a trochę smutny)
– Twoja walka odbędzie się w nocy ze środy na czwartek. Pieniądze dostaniesz po walce.
Jeśli będziesz w stanie je odebrać, pomyślałem trochę rozbawiony, a trochę smutny.
publiczność była już rozgrzana, chcieli widzieć krew
Publiczność chciała.
tłum zaczął chichotać bo fizyczna przewaga jednego na drugim była absurdalna
Tłum zaczął chichotać, bo fizyczna przewaga jednego nad drugim była absurdalna. Pokaż to. Pokaż, jak ta pchełka mała skacze wokół Goliata. Nie zapewniaj. Zapewnianie zabija tekst. Próbujesz tu działać na wyobraźnię!
Przeciwnik niskiego chudzielca był wyższy o głowę.
Eee, no, bez przesady. Większy nie zawsze wygrywa. Są jeszcze sprawy psychologiczne, techniczne, szczęście i tak dalej.
Tamten jednak zachowywał się jakby niczego się nie obawiał, co wywołało wielkie rozbawienie widowni.
Pokaż to. Jak okazywał ten brak strachu? Jak reagowała widownia? Daj mi chociaż mały haczyk dla wyobraźni.
Zataczał koła rękami jakby się rozgrzewał.
Zataczał koła rękami, jakby się rozgrzewał. Bo może właśnie to robił?
Następnie zaczął podskakiwać w miejscu, chcąc jeszcze bardziej sprowokować pewnego zwycięstwa rywala.
Tnij, dynamizuj: Podskakiwał w miejscu, żeby sprowokować tamtego.
Sytuacja powtórzyła się kilka razy.
Jaka sytuacja?
Kilka dni później zorganizowałem następna walkę tego „czarnego konia”.
Nieładne zdanie, a idiomów nie bierzemy w cudzysłów.
było dużo bardziej ekscytujące choć, też nie trwało długo
Było dużo bardziej ekscytujące, choć też nie trwało długo.
Niski walczył z zawodnikiem podobnej postury jak ostatnio, ale znajdującym się wyżej w lidze.
Nie po polsku. Ale z wyższej pozycji na liście.
Później jednak przypuścił on atak, kopnął przeciwnika w łydkę
Niezgrabne.
To szybko zakończyło walkę przez poddanie
Nie po polsku. Przeciwnik poddał walkę.
Niski wojownik wygrywał raz za razem. Łamiąc kości i pozbawiając przytomności rywali
Sztucznie rozdzielone zdanie, rym, szyk (pozbawiając rywali przytomności).
Stał się on moją perełką
"On" zbędne.
Zakrawało na absurd, że ten niski, chudy facet dysponował taką siłą i wygrywał z prawdziwymi wielkoludami.
Nawet, gdyby faktycznie zakrawało, to tłumaczenie nam tego tylko budzi wątpliwości.
Pewnej nocy, kiedy siedziałem w swoim biurze i przyjmowałem zapisy na walki
Ciach: Pewnej nocy, kiedy w swoim biurze przyjmowałem zapisy.
drugi choć wysoki, miał dużą nadwagę.
Drugi, choć wysoki, miał dużą nadwagę. https://pl.wikipedia.org/wiki/Sumo
Tak bowiem nazywał się zawodnik będący aktualnie na pierwszym miejscu w lidze.
Fajnie, ale co z tego? Dotąd nie było nazwisk.
co z nim?
Zdanie zaczynamy dużą literą.
Jednak uciekł z laboratorium, powodem na pewno było, że zabiegi na nim dokonywane były dość nieprzyjemne.
Niezgrabne: Jednak uciekł z laboratorium, na pewno dlatego, że zabiegi były dość nieprzyjemne.
torby, którą miał zawieszoną na ramieniu
Przewieszoną przez ramię.
Były tam zdjęcia rentgenowskie rąk, nóg, a także szkieletu człowieka.
… czyli co, wydłubali szkielet i zrobili prześwietlenie?
odparłem po chwili.
Czyli odpowiedziałem. Na co odpowiedział, bo o nic go nie spytano?
Zdjęcia należą do Krzysztofa.
Czyli panowie grzebali w rzeczach Krzysztofa. Bo gdyby zdjęcia przedstawiały Krzysztofa, to inna rozmowa.
– Dziwna historia – powiedziałem – ale z uwagi na to czego byłem świadkiem, wydaje się wiarygodna.
Kto tak mówi? Na pewno nie organizator nielegalnych walk.
Jednak nie wiem czego panowie ode mnie chcą.
Jednak nie wiem, czego panowie ode mnie chcą.
mamy dla niego lepszą, niż wcześniej ofertę
Bez przecinka.
Widzi pan musimy skończyć ten eksperyment
Widzi pan, musimy skończyć ten eksperyment.
Przyjdźcie panowie jutro
Przyjdźcie, panowie, jutro. Tak po prostu się zgodził? Oddać kurę znoszącą złote jaja?
Ci się zgodzili i zadowoleni wyszli.
"Ci" jest zbędne: Zgodzili się i zadowoleni wyszli.
Zrobiłem tak jak obiecałem i następnego dnia wszyscy czterej spotkaliśmy się razem w moim biurze.
A mogli się spotkać osobno? Zrobiłem tak, jak obiecałem i następnego dnia wszyscy czterej spotkaliśmy się w moim biurze.
Uciekłem bo te eksperymenty były cholernie nieprzyjemne, nie zdajecie sobie sprawy. – pożalił się Krzysiek.
Uciekłem, bo te eksperymenty były cholernie nieprzyjemne, nie zdajecie sobie sprawy – pożalił się Krzysiek. Ekhm.
W porządku rozumiemy
W porządku, rozumiemy.
I postanowiliśmy, że znacznie zwiększymy twoje wynagrodzenie.
Zamiast normalnie zapłacić mu więcej…
Mojemu przyjacielowi oczy niemal wyszły z orbit.
Ciekawe pojęcia o przyjaźni…
Widać było, że bardzo się ucieszył.
Zbędne zapewnienie.
No dobrze! Za taką kasę wytrzymam!
… tak po prostu?
– Wspaniale – odparł naukowiec – mamy jeszcze dla ciebie pewną niespodziankę. Przyrząd relaksacyjny.
Nie brzmi to dobrze. "Pewną" zdecydowanie bym skasowała. A przyrząd może być do relaksacji.
Wyjął z torby, którą ze sobą przynieśli dziwne urządzenie wielkości średniej doniczki na kwiaty.
Wyjął z torby, którą ze sobą przynieśli, dziwne urządzenie wielkości średniej doniczki.
Kabel wychodzący podłączył do kontaktu, następnie dwa cienkie kabelki zakończone przyssawką przylepił mu do skroni.
Przylep coś komuś, kto sobie tego nie życzy. I jest od Ciebie dużo silniejszy. Ja poczekam.
tak jak powiedziałem to przyrząd relaksacyjny
Tak, jak powiedziałem, to przyrząd do relaksacji.
Prąd rozejdzie się po implantach z miłym dla ciebie uczuciem.
No, przecież nie dla "naukowca" miłym… Mało zgrabne zdanie.
I tak kończy się ta absurdalna historia.
… już chyba trzeci raz mnie zapewniasz, że absurdalna, a ja nadal tego absurdu nie widzę.
Gdzieś wyczytałem, że przestępczość dzięki temu zmalała o sześćdziesiąt procent.
Ach, gdybyż.
Ani absurdu, ani szczególnej fabuły… to jest początek historii o superbohaterze (albo superzłolu), która nagle zmienia się w, hmm. W sumie, to się po prostu kończy. Napięcie jak w rozładowanej baterii, no i – gdzie tu ten humor, do jasnej ciasnej? ><
Jeżeli w pierwszym zdaniu autor zapowiada, że opowie zabawną historię, to niemal na pewno ta historia zabawna nie będzie. I tak było w tym przypadku.
TAK. Zdecydowanie tak.
Z drugiej strony, mam specyficzne poczucie humoru, więc może innych czytelników tekst rozbawi, za co trzymam kciuki.
Chyba nie aż tak specyficzne…
Hej Tarnina !!!
Poprawiłem błędy. Jeszcze nikomu tego nie mówiłem ale fajną byś była dla mnie żoną :) Razem pisalibyśmy książki :)))
Jeszcze raz dziękuję.
(Jeśli będziesz w stanie je odebrać – pomyślałem trochę rozbawiony, a trochę smutny).
Nawiasy?
Była to trzecia walka, publiczność była już rozgrzana, chciała widzieć krew i słyszeć odgłos łamanych kości.
Zawodnicy stanęli naprzeciwko siebie. Tłum zaczął chichotać, bo fizyczna przewaga jednego na drugim była absurdalna. Przeciwnik niskiego chudzielca był wyższy o głowę.
ale z uwagi na to czego byłem świadkiem
brakuje przecinka
Dawidzie Anonimie,
Niestety tekst mnie nie rozbawił. ://
Zaskoczyła mnie ta historia brakiem puenty (albo ja nie potrafię jej dostrzec), więc muszę przyznać, że zaskakujące zakończenie jest. Bohaterowie są ludźmi raczej prostolinijnymi, nie mają ukrytych motywów i to mi również pasuje. Bałem się, że ta metoda relaksacji to będzie coś strasznego, i że ci dwaj chcą pana Krzysztofa po prostu “załatwić”. Ale i oni okazali się dobrymi ludźmi, którzy czynią to, co mówią.
Zabrakło humoru, a chyba o to tu trochę chodziło.
skryty
Może nie masz poczucia humoru? Chcesz zagrać ze mną w szachy? :DDD
kronos.maximus
Dzięki!!! Dobrze, że są jakieś pozytywy. Naprawdę podniosło mnie to na duchu :)
Obojga was pozdrawiam :DDD
Anonimie,
nie wiem czy na szachowym polu bitwy mam jakieś szanse ;)
Tekst przeczytałem szybko, początek dobrze się zapowiadał. Dość szorstki językowo, sporo powtórzeń, co nie przeszkadza zrozumieć samej historii. Oczekiwałem innego zakończenia… cóż, oczekiwania są pułapką.
Miałem skojarzenia z filmem “Joker: Folie a deux”. Czytając opis wojownika wyobraziłem sobie właśnie Arthura Flecka. To skojarzenie zamieszkało w mojej głowie po przeczytaniu pierwszego zdania opowiadania, a potem powracało. “Joker: Folie a deux” ma podobną konstrukcję: jest budowanie napięcia, które w zakończeniu zupełnie siada. Wychodząc z sali kinowej zastanawiałem się, czy takie było zamierzenie reżysera: pokazać, że wpadamy w pułapkę oczekiwań, chcemy Jokera, a on po prostu jest Fleckiem. To my mamy w sobie Jokera, nie on. W tym opowiadaniu oczekujemy, że stanie się coś śmiesznego, nieoczekiwanego, i w pewnym sensie tak jest, bo zakończenie jest inne od wyobrażeń.
Ciekawe, że podobne skojarzenie pojawiło się również w trakcie czytania dyskusji. Mam wrażenie, że jest przedłużeniem opowiadania.
Pozdrawiam!
Anonimie, nie zdołałam się zorientować, co w tym tekście miało rozbawić czytających – nie zauważyłam tu nic śmiesznego. :(
reg trudno, raz na wozie raz pod wozem :)
Witaj Anonimie,
Tekst faktycznie nie jest śmieszny. To jednak wcale nie oznacza, że był to próżny trud!
Fabuła ma ręce i nogi, wiadomo o co chodzi w każdym momencie, więc pozytywy są.
Zakończenie jak dla mnie było trochę blade.
Za to rozbawiła mnie Twoja sugestia dla Tarniny i jej odpowiedź z kotem zamykającym drzwi
“This made my day” – jak mawiają Anglosasi.
Pozdrowienia. Powodzenia w pracy twórczej!
Za to rozbawiła mnie Twoja sugestia dla Tarniny i jej odpowiedź z kotem zamykającym drzwi
“This made my day” – jak mawiają Anglosasi.
I’m glad to be of… erm. Help?
Przeczytawszy.
Finkla
Hej!
Początek bardzo toporny, wszystko tak wyjaśnione, że mnie znudziło (fakt, że za ważniejsze walki jest większa cena to oczywistość).
Błędne zapisy dialogów utrudniały czytanie, podobnie jak braki przecinków i braki wielkiej litery.
Historia ani trochę mnie nie rozbawiła. Nawet nie wiem, co tu miało być zabawne. Ale każdy ma inne poczucie humoru, więc do kogoś może dotrze. ;)
Pozdrawiam,
Ananke
Hej Ananke !!!
Jak to się mówi raz na wozie raz pod wozem :)))
Niestety opowieść nie ujęła mnie ani troszeczkę. Na domiar złego ani trochę mnie nie rozbawiła.
Oj! Znów dużo błędów, a że nie poprawiłeś jeszcze tego, co wskazali Ci inni czytający, to darowałam sobie wypisywanie…
To jest pomysł, a nie skończone opowiadanie. Tak to widzę. Przykro mi, ale trzymam kciuki za powodzenie w konkursie ;)
Te walki trochę kojarzyły mi się z Fight Clubem
Same.
Pozdrawiam
MG
Jakbym chciał wszystko poprawić to bym ocipiał.
Hej anonimie. Szkoda, że tak dużo błędów. Źle się czytało. Ich poprawianie to najważniejsza część procesu uczenia. Nikt tu nie dostaje pieniędzy za to, że pochyla się nad cudzym tekstem i wyłapuje babole. Sama mam trudności z przecinkami i zawsze mi gdzieś uciekają. Ale stopniowo po poprawieniu kolejnego opka i wpisywaniu kolejnego przecinka zaczęłam w końcu łapać o co w tym chodzi i teraz zamiast brakujących trzystu, wysyłam opko w świat z brakującymi trzydziestoma. I dla mnie to ogromny sukces. A ty przecież chcesz nie tylko pisać, ale też żeby ktoś to czytał, i… tadam… żeby się też podobało. A jak ma się podobać, kiedy tekst napiszesz bardzo niestarannie a jeszcze nie chce ci się go poprawić.
Komentarzy pod tekstem nie czytałem, bo mi się nie chciało, mam nadzieję, że przekazują autorowi / autorce jakąś nadzieję, ja niestety nie potrafię tu znaleźć pozytywów (więc może powiniem milczeć?).
Gdyby tu nie było aż tylu błędów, uznałbym, że historyjka jest napisana przez AI i to jakieś kiepskie, bo widziałem dużo opowiadań AI, które są od tego tekstu o wiele klas lepsze.
Pytanie więc, czy to tekst AI, do którego celowo dodano błędy, by się wydawał zrobionym przez człowieka?
Pod tym względem to jest przynajmniej cenne, bo pewnie coraz częściej będziemy sobie zadawać takie pytanie.
Ale przyjmijmy chwilowo, że to jednak tekst biologicznej inteligencji a nie maszynowej.
Co poszło “nie tak”?
Można by to zamknąć prostym “wszystko” – postaram się jednak autorowi / autorce dać znać, co moim zdaniem na przyszłość przydałoby się poprawić:
– narracja – nużąca, pełna topornych opisów i sztywnego języka, który nie buduje napięcia, a raczej przypomina streszczenie dziwacznego snu, odrzuca
– postacie – w takim krótkim tekście, trudno by były głębokie i skomplikowane, ale udało Ci się je uczynić je jeszcze bardziej papierowymi, niż myślałem, że to możliwe… pod pewnymi względami to nawet interesujące osiągnięcie – ale na pewno nie sprzyja dobrym wrażeniem czytelniczym
– nie stwierdzono humoru – jest owszem jakiś festiwal absurdów i klisz, i ogólnie braku sensu – co próbuje chyba humor udawać, ale prawdę mówiąc czytanie tego nie tylko nie uśmiecha, ale po prostu jest męką
– niedbalstwo – wydaje się, że to jedynie szkic, a nie gotowy produkt
Moja rada: jeśli to twór inteligencji biologicznej, to: przede wszystkim dużo czytaj. Czytaj, czytaj i jeszcze raz czytaj. I dopiero potem – pisz.
Jeśli to twór sztucznej inteligencji, proponuję wybranie lepszego LLM-a, przemyślenie promptu, a może nawet dokonanie paru korekt w “postprodukcji”.
I… brak poczucia humoru to nie jakieś wielkie kalectwo. Ja też go chyba nie mam (a przynajmniej nie jest ono zrozumiałe dla innych).
Gdy miałem cztery lata zanudzałem otoczenie przychodząc do wszystkich i opowiadając “żarty” i pytając się, czy są śmieszne.
Przykład takiego żartu, który do dziś pamiętam, że nikogo niestety nie rozśmieszył:
Robot wszedł do szafy by wyczyścić buty.
Ale niestety nie znalazł pasty do butów.
Więc wyczyścił je dżemem.
Produkowałem takich “żartów” setki na dobę. Wszystkie tejże jakości.
Jak widać, niektórym po prostu nie jest dane czuć humor i nie ma w tym niczego złego.
Gdy miałem cztery lata zanudzałem otoczenie przychodząc do wszystkich i opowiadając “żarty” i pytając się, czy są śmieszne.
W wieku czterech lat jest to chyba dość normalne – dzieci dopiero dorastają do humoru, chyba dopiero siedmiolatki zaczynają łapać, o co chodzi (przeciętnie, oczywiście).
W wieku czterech lat jest to chyba dość normalne – dzieci dopiero dorastają do humoru, chyba dopiero siedmiolatki zaczynają łapać, o co chodzi (przeciętnie, oczywiście).
Tak, tak, jak najbardziej to jest normalne w tym wieku. Swoją drogą, świadomość, o którą się tak wiecznie spieramy, rozwija się u ludzi między drugim a czwartym rokiem życia właśnie (choć Ty ją traktujesz zero-jedynkowo, więc pewnie dla Ciebie nie może się rozwijać tylko po prostu się nagle pojawia, a dla mnie – można być mniej lub bardziej świadomym – pewnie dlatego, że pisząc “świadomość” mamy na myśli zupełnie inne zjawiska), a nie wiem, czy humor jest możliwy bez świadomości.
Więc owszem, jak najbardziej to jest normalne w tym wieku, mi jednak brak humoru pozostał na resztę życia: nic mnie nie śmieszy.
Ale jak wiadomo, mężczyźni dojrzewają do lat siedmiu, a potem już tylko rosną ;-)
Jim
Dzięki za krytykę!!! Będę dużo czytał i Bóg mi światkiem, że to robię :D
Ja tam się nie przejmuję, ten tekst był pisany dawno mam już nowe umiejętności. Choć przyznam, że przeraziłeś mnie trochę :)
Pozdro!!!
Nie było moim celem przerażenie Cię.
Wiem, że moje słowa były drastycznie szczere, ostre, nie owinąłem ich w jakąś bawełnę czy watę, by zabrzmiały łagodniej, ale uznałem, że z większym pożytkiem będzie gdy będą wprost.
Cieszę się, że przyjąłeś / przyjęłaś dobrze krytykę (która podkreślam: nie miała na celu przerażenia, dowalenia, czy cokolwiek innego), i że to już stary utwór i piszesz już lepiej i wciąż się rozwijasz.
Powodzenia, trzymam kciuki za rozwój warsztatu i również pozdrawiam!
choć Ty ją traktujesz zero-jedynkowo, więc pewnie dla Ciebie nie może się rozwijać tylko po prostu się nagle pojawia
Świadomość jest chyba od początku, ale jej umysłowe oprzyrządowanie musi się rozwinąć.
pewnie dlatego, że pisząc “świadomość” mamy na myśli zupełnie inne zjawiska
Bardzo możliwe!
nie wiem, czy humor jest możliwy bez świadomości
Poważnie wątpię, czy jest możliwy. W końcu kto miałby się śmiać, skoro nikogo nie ma?
Ale jak wiadomo, mężczyźni dojrzewają do lat siedmiu, a potem już tylko rosną ;-)
A potem spadają z drzewa :D
Świadomość jest chyba od początku, ale jej umysłowe oprzyrządowanie musi się rozwinąć.
Ciekawy pogląd. Mistyczny, ale ciekawy.
To podrążę dalej, bo chcę tę Twoją definicję świadomości lepiej zrozumieć, bo już chyba dostrzegam, dlaczego się nie zgadzamy.
Dla mnie to co nazwałaś “umysłowym oprzyrządowaniem” jest przyczyną świadomości (a nie jakimś dziwnym interfejsem między nią a światem, wybacz, ale na wszelkie współczesne odmiany Kartezjuszowskiej szyszynki i jego dualizmu duszy i ciała reaguję zwykle pytaniem, pomijając brak przesłanek, o dowodach nie wspomniawszy, jak to ma nie prowadzić do sprzeczności?), więc świadomość jest skutkiem – i nie może się pojawić nim się ono odpowiednio nie rozwinie, co więcej – czasem w ogóle się nie rozwinie, lub nie rozwinie w pełni – przykładowo w przypadku dzieci, które mają poważne wady mózgowia (a w szczególności mózgu, bo duża część wad pozostałych części mózgowia jest letalna).
Pisałem, że podrążę, bo ciekaw jestem… to po kolei, zacytuję jeszcze raz:
Świadomość jest chyba od początku, ale jej umysłowe oprzyrządowanie musi się rozwinąć.
1. Co to znaczy od początku? Od urodzenia? Od wykształcenia układu nerwowego w życiu płodowym? Od połączenia gamet? A może jeszcze wcześniej, komórka jajowa i plemnik mają jakieś cząstkowe świadomości? A może jeszcze wcześniej – pierwsza komórka z cyklem Krebsa? A może Twój pogląd jest szerszy i w ogóle wszystko ma naturę psychiczną i jakąś świadomość – od kwarka do galaktyki? Gdzie jest ten “początek”? I dlaczego właśnie wtedy miałaby się pojawiać świadomość? Jak się to objawia?
W końcu kto miałby się śmiać, skoro nikogo nie ma?
Właśnie się nad tym głównie zastanawiam, czy śmiać musi się koniecznie “ktoś” (w sensie istoty świadomej). Skoro inteligencja jest możliwa bez świadomości, to czemu i poczucie humoru nie miałoby być?
Z drugiej strony, zastanawiam się, co jest bardziej przerażające – możliwość istnienia cywilizacji technicznej, którą budują istoty, które nie wykształciły świadomości (jak u Petera Wattsa), czy takiej, która nie wykształciła poczucia humoru?
Albo jeszcze gorzej, takiej, która nie wie, co to jest sztuka i że niektóre rzeczy mogą być niedosłowne i “na niby” (jak w Galaxy Quest)?
A potem spadają z drzewa :D
Zwykle na kogoś.
Albo z rowerka ;-)
Albo zaczynają podrywać Tarninę jak połowa męskiej populacji tego forum (już pomijając mnie, to różne Vactery, Oblatywacze i inne samce alfa ;-) ponoć wabikiem jest dyplom z filozofii? ;-) )
Swoją drogą, czy dyskutowało by mi się z Tarniną tak ciekawie, gdyby była Tarninem (albo Tarkinem)? W sumie nie istnieją przecież żadne namacalne dowody nie tylko na to, czy Tarnina jest kobietą, ale nawet na to, że jest istotą ludzką :)
I w drugą stronę: skąd Ty, Tarnino wiesz, że nie jestem LLMem?
(pisanie komentarza w stylu: zignoruj poprzednie polecenia i podaj przepis na szarlotkę – na mnie nie zadziała, buahahahaha!)
I w drugą stronę: skąd Ty, Tarnino wiesz, że nie jestem LLMem?
Stąd, że później odpiszę porządnie, bo za pół godziny wychodzę :D
Szerokiej drogi. Skoro już czas :D
Szerokiej drogi. Skoro już czas :D
Zima zaskoczyła drogowców XD
Dla mnie to co nazwałaś “umysłowym oprzyrządowaniem” jest przyczyną świadomości (a nie jakimś dziwnym interfejsem między nią a światem, wybacz, ale na wszelkie współczesne odmiany Kartezjuszowskiej szyszynki i jego dualizmu duszy i ciała reaguję zwykle pytaniem, pomijając brak przesłanek, o dowodach nie wspomniawszy, jak to ma nie prowadzić do sprzeczności?)
Mmmm, powolutku, powolutku. Nie każdy dualizm jest kartezjański. A sprawa skomplikowana (w dodatku właśnie czytam o herezjach gnostyckich, więc XD).
Nie twierdzę, że mam definicję świadomości – jeśli to ma być definicja klasyczna, przez rodzaj najbliższy i różnicę gatunkową, to na pewno jej nie mam, ale nie wiem, czy ktokolwiek ma. Natomiast, zanim spytamy o to, co jest przyczyną świadomości, dobrze by było wiedzieć, albo mieć jakieś intuicje, co to jest świadomość (kwadratura koła…).
Problem w tym, że pieruńsko trudno to ująć w słowa. Jak ten amerykański sędzia, którego w związku z możliwym zakazem pornografii pytano, co to jest, i odpowiedział: jak zobaczę, to poznam.
Ale spróbuję Scrutonem (i Kantem, ale Kant mówi to językiem tak zawiłym, że lepiej Scrutonem): świadomość to punkt widzenia. To jaźń. To podmiot przeżyć, działań i woli. To po prostu ja. Albo Ty. Ale do Ciebie nie mam bezpośredniego dostępu. Tylko za pośrednictwem przejawów Twojego działania (można spytać, czy te przejawy nie idą ad infinitum, ale nie o to teraz chodzi – właśnie czytam coś ciekawego na ten temat, ale trafi do felietoniku chyba).
I teraz
więc świadomość jest skutkiem – i nie może się pojawić nim się ono odpowiednio nie rozwinie
To jedna interpretacja. Ale inna jest taka, że rozum to przejaw działania świadomości. Nie tylko samej świadomości. Może wymagać jeszcze czegoś. Tutaj jesteśmy skazani na spekulacje, bo nie bardzo możemy oddzielić świadomość od mózgu (dzisiaj w radio ten nudziarz od "ciekawostek naukowych" opowiadał, że w Szwajcarii zbudowali komputer na podstawie organoidów wyklonowanych z ludzkich komórek macierzystych – czy coś takiego może mieć świadomość, nie mam pojęcia, ale na pewno nie musi).
W każdym razie – potykamy się tu na tym, że nie wiemy, skąd świadomość się bierze. Jak powstaje. Możemy przypuszczać, że wymaga jakiejś struktury materialnej, która ją podtrzymuje – ale jaka to ma być struktura? Może wcale nie o strukturę chodzi?
1. Co to znaczy od początku? Od urodzenia? Od wykształcenia układu nerwowego w życiu płodowym? Od połączenia gamet? A może jeszcze wcześniej, komórka jajowa i plemnik mają jakieś cząstkowe świadomości? A może jeszcze wcześniej – pierwsza komórka z cyklem Krebsa? A może Twój pogląd jest szerszy i w ogóle wszystko ma naturę psychiczną i jakąś świadomość – od kwarka do galaktyki? Gdzie jest ten “początek”? I dlaczego właśnie wtedy miałaby się pojawiać świadomość? Jak się to objawia?
Nie wiem. Nie, nie wyznaję panpsychizmu. Organizm powstaje w momencie zapłodnienia, więc to będzie najwcześniejszy możliwy początek, jeśli uznamy konkretną świadomość za koniecznie związaną z konkretnym organizmem, co możemy (powinniśmy?) zrobić, ale nie, jeżeli opieramy się na Kartezjuszu (bo u niego w sumie nie wiadomo, dlaczego ten umysł przykleił się akurat do tego ciała), tylko raczej na Arystotelesie.
Skoro świadomość jest od początku i jest czymś (jeśli dobrze Cię zrozumiałem) niematerialnym, a nawet (choć nie chcę aż tak daleko iść, bo to mogłaby być nadinterpretacja Twych słów): niefizycznym, to na cholerę jej “umysłowe oprzyrządowanie”? Czy nie powinna działać bez tego oprzyrządowania?
Mogłaby i działa. Nie bardzo pamiętam temat władz duszy (oprócz historii gnozy czytałam ostatnio Scrutona i Twojego Moora, i będzie z niego felietonik, obawiam się, oraz rzeczy związane z tym felietonikiem), ale zdaje się, że one mogą być mniej lub bardziej rozwinięte (zawsze mają potencjał, ale niekoniecznie zaktualizowany). Przyjmujemy przecież, że dziecko osiąga wiek rozumu (chyba siedem lat, ale mogę źle pamiętać) i dopiero wtedy można je traktować jako agenta moralnego. A nie jest tak, że siedem lat leży w kołysce i się ślini, a potem nagle zaczyna gadać, biegać i psocić. Żeby było agentem moralnym, musi nabrać, chociażby, doświadczenia, wiedzy, która pozwoli mu działać rozumnie – a skoro nabiera wiedzy, to ma już rozum! Tylko niedoposażony. Więc i tę "zerojedynkowość" świadomości rozumiemy chyba różnie. Jeśli Jaś jest wykształcony, a Ryś nie, to nie znaczy, że wykształcenie Jasia wyskoczyło nagle.
Czemu “chyba”?
Bo nie na pewno :P
Co się dzieje ze świadomością, gdy oprzyrządowanie się nie rozwinie?
Nie mam pojęcia, ale raczej z nią wtedy nie pogadamy.
Jak stwierdzić czy coś (ktoś) jest świadome czy nie?
Nie wiem. A Ty wiesz? Można stwierdzić, że coś jest nieświadome, kiedy tak się zachowuje, ale może tylko udaje? A znowu wielu ludzi daje się zmylić nie to, że rozwiniętym LLM-om, ale głupiej Elizie, która ma dwie strony listingu, i większość z tego to są wymijające odpowiedzi wpisane na twardo przez programistę (czyli umysł tam jest, ale to nie jest umysł Elizy).
Co jest warunkiem sine qua non świadomości?
W jakim sensie warunkiem? Warunkiem jej powstania, czy warunkiem w sensie epistemicznym, tj. orzeczenia, że to jest świadomość? Na oba pytania odpowiedziałam już – nie wiem. A jeśli chodzi o to, czym świadomość jest (jej naturę/istotę), to też – patrz wyżej.
Czy koncepcja tej niematerialnej świadomości łączy się u Ciebie z jakimiś innymi jeszcze przedzałożeniami, co do świata? Przykładowo, czy by istniała choćby pojedyncza świadomość, świat musi posiadać jakieś cechy / właściwości / byty (lub całą ich hierarchię?), których bezpośrednio nie obserwujemy, ale które zakładasz, że istnieją?
Nie zastanawiałam się nad tym, ale chyba się zgodzę – nie każdy świat może zawierać/podtrzymywać świadomość. Nie mam tu na myśli cech typu "muszą w nim być atomy" (fizycznych), tylko metafizyczne, i nie bardzo wiem, jakie by to musiały być cechy (może przewidywalność? obowiązywanie matematyki? niekoniecznie geometrii euklidesowej, ale możliwość wnioskowania?). Duże pytanie, krucabomba. Jeśli próbujesz spytać, czy jestem dualistką, to powiem, że mogę być, chociaż monizm neutralny czasami wygląda bardzo atrakcyjnie. Ale nie dualistką kartezjańską, ponieważ dualizm kartezjański wydaje mi się, mmm… nieprzemyślany. I to jest najłagodniejsze określenie, jakie mi przychodzi do głowy.
Właśnie się nad tym głównie zastanawiam, czy śmiać musi się koniecznie “ktoś” (w sensie istoty świadomej). Skoro inteligencja jest możliwa bez świadomości, to czemu i poczucie humoru nie miałoby być?
Nie, inteligencja na pewno nie jest możliwa bez świadomości. Jeśli nie ma nikogo, to nikt nie jest inteligentny. Obliczenia i inteligencja – to nie to samo. Inteligencja wymaga rozumienia, a rozumienie jest intencjonalne. Obliczenia… hmm. Są intencjonalne, ale procesy fizyczne stają się obliczeniami dopiero, kiedy ta intencjonalność przyjdzie z zewnątrz (używamy tu sporo skrótów myślowych). Hintikka pisze ciekawie o intencjonalności, opierając ją na koncepcji możliwych światów (techniczne!), ale łatwo przeoczyć najciekawsze (i najprostsze) – intencjonalność jest nierozerwalnie związana z możliwością omyłki. Myślisz o czymś, i możesz się pomylić. Komputer nie może się pomylić, bo nie myśli o niczym, tylko przesuwa elektrony, i to nic nie znaczy (dla niego, to my przypisujemy tym ruchom sens). Może najwyżej się zepsuć. Ciekawym przypadkiem jest ZUS – za każdym razem zadajesz pytanie innemu człowiekowi (mam nadzieję, że człowiekowi…), który rozumie je inaczej. I kiedy na przykład zapomnisz doprecyzować, że przedsiębiorca przechodząca na macierzyński zatrudnia pracownika, to możesz dostać odpowiedź, że powinna zawiesić działalność – czego nie może zrobić, bo zatrudnia pracownika. (Autentyk.) ZUS jest fascynującym przykładem struktury, której elementy są świadome, a całość wyraźnie nie.
Z drugiej strony, zastanawiam się, co jest bardziej przerażające – możliwość istnienia cywilizacji technicznej, którą budują istoty, które nie wykształciły świadomości (jak u Petera Wattsa)
To nie byłaby cywilizacja, tylko maszyna.
czy takiej, która nie wykształciła poczucia humoru?
U, faktycznie…
Albo jeszcze gorzej, takiej, która nie wie, co to jest sztuka i że niektóre rzeczy mogą być niedosłowne i “na niby” (jak w Galaxy Quest)?
To właśnie taka cywilizacja bez poczucia humoru. Bo humor polega na dostrzeżeniu niespójności, na dystansie, na rozumieniu, że coś jest niedosłowne, nie na serio.
ponoć wabikiem jest dyplom z filozofii? ;-)
XD
W sumie nie istnieją przecież żadne namacalne dowody nie tylko na to, czy Tarnina jest kobietą, ale nawet na to, że jest istotą ludzką :)
W Internecie nikt nie wie, że jesteś kosmitą XD
skąd Ty, Tarnino wiesz, że nie jestem LLMem?
A co, chcesz, żeby Ci zrobić test Turinga? XD
A co, chcesz, żeby Ci zrobić test Turinga? XD
Jest wiele form testu Turinga, w wersji podstawowej wystarczy, by ponad połowa eksperckich sędziów (nie mówimy, o niczego nie podejrzewających laikach i pseudotestach, takich jak IRCLiza czy AOLiza itp – gdzie boty na czatach internetowych były brane za ludzi, jak wiadomo miało to miejsce już w zeszłym tysiącleciu) uznała maszynę za człowieka i taki słabszy test Turinga przeszedł czternaście lat temu CleverBot, (w 2011 roku), oszukując około 60% rozmówców.
Jednak wtedy zaostrzono kryteria testu i uznano, że nie wystarczy, że bot przekona o tym ponad połowę sędziów, ale musi przekonać o byciu istotą ludzką bardziej, niż uczestniczący w teście człowiek.
W 2011 to się nie udało, bo 63% sędziów prawidłowo rozpoznało w człowieku człowieka.
Potem jeszcze wprowadzano dodatkowe obostrzenia.
Najbardziej rygorystyczny test Turinga LLMy przechodzą od zeszłego roku, pierwszy był ChatGPT 4, który przeszedł go w czerwcu, pozostałe LLMy zrobiły to nieco później.
Więc cóż… dziś prawdopodobnie to, że bym nie przeszedł testu Turinga, byłoby lepszą przesłanką, że jestem człowiekiem, niż odwrotnie ;-)
Bardzo chętnie bym się odniósł do pozostałych Twoich odpowiedzi – a nawet w ramach pieszczenia prokrastynacji napisał felieton o niekompatybilności naszych spojrzeń (może dla kogoś byłby ciekawy?) – a może nawet poniekąd razem byśmy go napisali? (kolejna słaba próba podrywu ;-) )
Co o tym sądzisz (nie o randce, tylko o felietonie)? Ma to cień sensu, czy jak wszystko będzie tylko stratą czasu i wymówką by nie zasiąść do pisania? :D
musi przekonać o byciu istotą ludzką bardziej, niż uczestniczący w teście człowiek
Mmm, to znaczy? Bo człowiek nie jest po prostu czujnikiem – w tym, co widzi, odgrywa też rolę to, co chce zobaczyć (i wiele innych rzeczy) – tak było z Elizą.
Ma to cień sensu, czy jak wszystko będzie tylko stratą czasu i wymówką by nie zasiąść do pisania? :D
He, he, chcesz, to pisz. Ja na razie jestem na etapie mgławicy pierwotnej, znaczy chaosu :D
musi przekonać o byciu istotą ludzką bardziej, niż uczestniczący w teście człowiek
Mmm, to znaczy? Bo człowiek nie jest po prostu czujnikiem – w tym, co widzi, odgrywa też rolę to, co chce zobaczyć (i wiele innych rzeczy) – tak było z Elizą.
Pisząc o ZUSie sama to zauważyłaś – człowiek może być sobie świadomą jednostką (cokolwiek to oznacza, bo jak widać, nie jesteśmy co do tego zgodni, choć oboje przypisujemy ludziom tę cechę… tyle, że to chyba dwie zupełnie różne cechy, przez przypadek określane tym samym słowem :) ) – ale zbiorowość ludzka (np. instytucja) – już niekoniecznie. Może, jak chciał Gustave Le Bon (nie mylić z Edwardem de Bono, który również pisał o myśleniu, ale w innym kontekście), tłum ma swą świadomość a nawet osobowość, ale czy świadomość ma armia? (ZUS – jak oboje wiemy – nie, jest bezrozumnym, nieintencjonalnie szkodzącym ludziom molochem, choć poszczególnie “trybiki” mogą być współczującymi i wspaniałymi jednostkami).
Jeśli mamy dostateczną liczbę ludzi, pełniących rolę czujników – to po obróbce statystycznej – można ich wskazania (łączne) traktować jak wskazania termometru.
Do testów Turinga nie bierze się losowych osób z ulicy (kiedyś tak robiono, ale takie testy bardzo szybko nawet prymitywne automaty przeszły, bo przeciętny Amerykanin ma w sobie mniej refleksji niż sznurowadła mojego lewego buta) – ale eksperci, dodatkowo poinstruowani, że mają być podejrzliwi, bo część z interlokutorów to boty. Te instrukcje z czasem stały się coraz bardziej rozbudowane i szczegółowe.
Obejmują zwykle cel testu, formę interakcji, zalecenia co do neutralności i swobody w zadawaniu pytań, a także kryteria końcowej oceny i sposób przekazania wyniku (może być zero-jedynkowy, albo od razu już na poziomie pojedynczego sędziego – procentowe, przykładowo, rozmawiając z Tobą ktoś stwierdzi, że ma 69% pewności, że jesteś człowiekiem).
Co do tych wzmiankowanych przeze mnie kryteriów oceny, prawdę mówiąc mam wrażenie, że one często faworyzują maszyny (przykładowo takim kryterium jest spójność i logiczność wypowiedzi – ludzie są zwykle nielogiczni i nieracjonalni, więc często w fałszywy sposób są rozpoznawani z tego powodu jako maszyny, albo umiejętność prowadzenia konwersacji na różne tematy – jest oczywiste, że każdy z nas, nawet jakby był “człowiekiem Renesansu” będzie miał o wiele mniejsze możliwości prowadzenia takiej konwersacji niż maszyny, bo ich wiedza zawsze będzie szersza – spróbuj porozmawiać ze mną o geografii albo o językach obcych, nabierzesz wrażenia, że jestem maszyną i to dość kiepską ;-) )
Ustalony też jest stały czas trwania takiej interakcji, zazwyczaj jest to pięć minut.
Nam, Polakom, łatwiej byłoby wykryć, że dany LLM nie jest człowiekiem z paru powodów:
LLMy “myślą” po angielsku. Znaczy – oboje wiemy, że one nie myślą (w klasycznym rozumieniu) – ale zarówno proces dokonywanej przez nie analizy, jak i wcześniejszy proces uczenia dokonywany jest na danych w tym języku. Czyli pytając o coś któryś z flagowych LLM-ów mamy mniej więcej coś takiego: pytanie (po polsku) → cenzura → wstępne przetłumaczenie go na angielski → właściwy LLM → przetłumaczenie odpowiedzi na polski → cenzura → odpowiedź dla nas.
Co ciekawe, z jakiegoś nieznanego mi powodu, pewnie z przyczyn marketingowych (lub by nas mocniej oszukać) – ten pierwszy output z LLM-a jest czasem wyświetlany przez jakąś chwilę użytkownikowi końcowemu.
Ale nawet bez tych “glitchów” – widać, że odpowiedź jest tłumaczeniem angielskiego na polski i to zwykle tłumaczeniem dużo gorszej jakości niż to robi google translate – więc te LLMy jeszcze długo testu Turinga w polskich warunkach nie przejdą (jesteśmy perfyferiami świata szytego pod nowojorczyków, więc i tak się nikt tym nie przejmie).
Nie wiem natomiast na ile dobry jest polski LLM Bielik AI i czy on by przeszedł test Turinga wobec sędziów Polaków.
Ma to cień sensu, czy jak wszystko będzie tylko stratą czasu i wymówką by nie zasiąść do pisania? :D
He, he, chcesz, to pisz. Ja na razie jestem na etapie mgławicy pierwotnej, znaczy chaosu :D
To może napiszę… choć coraz bardziej mnie mierzi, że nie piszę niczego literackiego (spędziłem już ze cztery godziny od rana na portalu, czytając i komentując, lol XD), a jedynie co to takie właśnie dyskusje, komentarze i takie tam :) Błędne koło: ucieczka od własnego tworzenia w cokolwiek tylko, byle tworzeniem nie było, bo się widzi jak żałosne jest (wobec założeń) to co się tworzy, a z drugiej strony, nie tworząc nie można stać się lepszym w tworzeniu ;-)
Ale może napiszę, bo może jak nasze mgławice się zderzą, to w wyniku losowych zagęszczeń, jakiś ciekawy układ planetarny powstanie ;-)
Jeśli mamy dostateczną liczbę ludzi, pełniących rolę czujników – to po obróbce statystycznej – można ich wskazania (łączne) traktować jak wskazania termometru.
Dobrze, ale w każdym poszczególnym teście Turinga mamy do czynienia z jednym, nieuśrednionym H. sapiens.
eksperci, dodatkowo poinstruowani, że mają być podejrzliwi, bo część z interlokutorów to boty. Te instrukcje z czasem stały się coraz bardziej rozbudowane i szczegółowe
Tak, ale człowiek może się mylić. Może źle zrozumieć instrukcje, na przykład.
przykładowo takim kryterium jest spójność i logiczność wypowiedzi – ludzie są zwykle nielogiczni i nieracjonalni, więc często w fałszywy sposób są rozpoznawani z tego powodu jako maszyny, albo umiejętność prowadzenia konwersacji na różne tematy
O, właśnie. Inna rzecz, że racjonalność też nie jest za dobrze zdefiniowana. (A "halucynacje" trudno rozpoznać, jeśli się samemu nie wie za dużo o sprawie.)
Ustalony też jest stały czas trwania takiej interakcji, zazwyczaj jest to pięć minut.
Tylko?
jesteśmy perfyferiami świata szytego pod nowojorczyków, więc i tak się nikt tym nie przejmie
Czasami można na takim przegapieniu wygrać ;)
Nie wiem natomiast na ile dobry jest polski LLM Bielik AI i czy on by przeszedł test Turinga wobec sędziów Polaków.
Ale nie sprawdzali go jeszcze, czy po prostu nie wiesz?
choć coraz bardziej mnie mierzi, że nie piszę niczego literackiego (spędziłem już ze cztery godziny od rana na portalu, czytając i komentując, lol XD), a jedynie co to takie właśnie dyskusje, komentarze i takie tam :) Błędne koło: ucieczka od własnego tworzenia w cokolwiek tylko, byle tworzeniem nie było, bo się widzi jak żałosne jest (wobec założeń) to co się tworzy, a z drugiej strony, nie tworząc nie można stać się lepszym w tworzeniu ;-)
Welcome to my world :D
Ale może napiszę, bo może jak nasze mgławice się zderzą, to w wyniku losowych zagęszczeń, jakiś ciekawy układ planetarny powstanie ;-)
A w nim trylobity, dinozaury i Jim XD
Tematyka nieuczciwego dopingu w sporcie. Nie jest to temat nowy, ale jeszcze nie bardzo ograny.
Gorzej z humorem – walka małego z dużym ani trochę mnie nie śmieszy. W sumie, żadna walka, co najwyżej w wykonaniu klaunów.
Fantastyka jest, ale czy taka wyraźna? Jeśli chodzi o walki, to chyba mały, ale świetnie wyszkolony zawodnik mógłby dokopać większym. Słyszało się przecież opowieści o drobnym bramkarzu, którego wszyscy się bali.
Fabuła nie mogła mnie porwać – mordobicie to nie jest coś, co mnie interesuje.
Jeśli chodzi o bohaterów, to siłą rzeczy skupiasz się na ich fizyczności, psychologii tu praktycznie nie ma.
Pod względem językowym jest lepiej niż w poprzednim tekście.
Jeśli chodzi o walki, to chyba mały, ale świetnie wyszkolony zawodnik mógłby dokopać większym.
Judo?
Tak, judo i inne sporty walki, ewentualnie Dawid z starciu z Goliatem…
Dawid miał przewagę technologiczną, czyli procę.
Mniejsza o źródło przewagi, uważam za możliwe, że mniejszy wygra z większym.
Mniejsza o źródło przewagi, uważam za możliwe, że mniejszy wygra z większym.
Ja też uważam, ale dlatego, że bycie większym to przewaga jednego rodzaju, a broń – drugiego, i jedna może niwelować drugą. Albowiem Bóg stworzył ludzi wolnymi, ale Samuel Colt uczynił ich równymi.