
To jest moje pierwsze opowiadanie, tak w ogóle. Nie miejcie litości.
To jest moje pierwsze opowiadanie, tak w ogóle. Nie miejcie litości.
Planety powoli ustawiają się w jednej linii. Merkury, Wenus, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun widoczne na gołym niebie. Linia przez nie wyznaczona wskazuje Księżyc, teraz w pełni odbijający światło Słońca.
Oceany cofają się odsłaniając ciemny piasek i skały, dotąd ukrywane pod ciemną taflą wody. Ryby leżą na plażach, dogorywając. Kości ich przodków rozrzucone wokół.
Robactwo wydostaje się spod ziemi, przeciska się niczym nowo rodzące się dziecko. Dziś ptaki i drobna zwierzyna będą ucztować.
Szum mórz i oceanów ustaje. Cisza zalega w świecie wraz ze snem miliardów stworzeń. Tej nocy nikt nie chce patrzeć, nikt nie chce słyszeć.
Wiatr cichnie. Trawy nie mają odwagi się same poruszyć. Słychać tylko lekkie bicie serca, gdzieś w głębi, jakby Planeta chciała dać do zrozumienia że jeszcze zipie i się nie poddaje.
***
Trzy kobiety i mężczyzna idą powoli ciemnym korytarzem. Kobieta idąca z przodu ma zasłonięte oczy, a usta wypełnia jej kawałek materiału zmiętoszony w kulkę. Ręce związane są za plecami, a sznur przywiązany do nóg, które mogą stawiać teraz jedynie malutkie kroczki. Kobieta za nią prowadzi ich wzdłuż korytarza.
Za nimi podąża mężczyzna, podobnie skrępowany ale opaska niezbyt dokładnie zasłania mu oczy tak że spod dolnej krawędzi widzi zarys światła. Za nim idzie kobieta.
– Ruszajcie się. – mówi, garbiąc się nieco i poruszając kaczymi, szerokimi krokami.
– Czeka na nas. Pewnie się już obudziła. – dodaje druga z kobiet idących w pochodzie. Wydaje się być młodsza i porusza się z większą gracją.
– Nie zostawaj w tyle Jadzia. – dodaje i przyśpiesza nieco kroku dając do zrozumienia że nie zamierza czekać.
Po chwili docierają do dużych, metalowych drzwi, które sprawiłyby kłopot nawet rosłemu mężczyźnie. Pierwsza z prowadzących kobiet nie ma z nimi jednak najmniejszych problemów i sprawnie otwiera ciężkie skrzydło. Drzwi wydają z siebie skrzypiący dźwięk dawno nieoliwionych zawiasów – rdza z pewnością zebrała swoje żniwo – trzymają się jednak framugi jak rybak pozostałości własnego kutra podczas sztormu.
Przed nimi rozpościera się przestronna sala. Wysoki sufit jest niewidoczny pośród mroku panującego wokół, jedynie delikatny blask świec daje złudne poczucie przestrzeni. Podłoga wyłożona jest marmurem, który tylko potęguje złudzenie odbijając światło.
Jadwiga rozgląda się po sali śledząc oczami naścienne ryciny i rysunki. Wiele lat minęło odkąd się tutaj pojawiły.
Na końcu sali majaczy jakiś obiekt. Jego rozmiary przywodzą na myśl tron.
– Spóźnione! – odzywa się głos.
– Chłop jest dość ciężki, a baba się wlecze. – odpowiada Jadwiga.
– Zwykłe wymówki. – mówi głos i dodaje w kierunki pierwszej kobiety: – Kaśka! Chodźże bliżej. Czemu stoicie jak te kołki?
Katarzyna podchodzi bliżej prowadząc przed soba kobietę, która potyka się o własne nogi i ląduje na kolanach.
– Cholera, kobieto, nie utrudniaj. – mówi szorstko i podnosi kobietę, prowadzi ja wzdłuż sali.
Obiekt w oddali zaczyna coraz bardziej przypominać tron nienaturalnych rozmiarów. Zdeformowana postać siedzi na nim jak znudzony król, który osunięty na tronie i zażenowany sztuczkami nadwornego błazna rozmyśla o każe jaką mu zada kiedy ten skończy swoje popisy.
Kaśka popycha mężczyznę, który widzi teraz nieco więcej spod swojej sfatygowanej opaski. Poza marmurem pod stopami nie dostrzega niestety nic więcej. Czeka na dobry moment żeby przesunąć opaską o ramię i odsłonić nieco więcej. Po drodze widział jak przechodzą przez piwnice, widział warsztatowe narzędzia. Gdyby udało mu się jakoś oswobodzić i dotrzeć tą samą drogą do warsztatu, z pewnością znalazłby coś czego mógłby użyć jako broń. Oprócz niego jest tu jeszcze kobieta, nie może jej tak po prostu zostawić i uciekać samemu. Jest detektywem do cholery, powinien pomagać ludziom. Musi mieć jakiś kompas moralny ale jedyne o czym teraz myśli to ratowanie własnej skóry.
Postać na tronie wygląda nienaturalnie, skręcona i nieproporcjonalna, oparta cieżko o tron patrzy spod czarnych i posklejanych włosów na grupę ludzi.
– Tak się ociągacie, że słowo daje, sama stąd kiedyś wyjdę i zrobię to czego wy nie potraficie zrobić. – mówi kobieta.
– Beatka, posłuchaj. – mówi Kaśka. – To nie jest takie proste. Czasy się zmieniły.
– Nie pamiętacie kim jesteście? Nazywają was wiedźmami, przez lata każdy się was bał, palili was na stosach i topili w jeziorach bo strach przeżerał ich kości. – wyprostowała się na tronie i lekko pochyliła w ich stronę. – Macie moc jakiej nie posiadają zwykli ludzie ale boicie się jej używać.
– Trudno jest znaleźć zdrowych, nie mówiąc już o takich co bardziej żwawych. – tłumaczy się Kaśka.
– Mówiłaś to ostatnio jak przyniosłaś mi tego grubasa z fiutem wielkości naparstka. Co ja mam z takimi robić? Tłuszcz się tylko z niego lał i płakał jak podrostek. Do teraz czuje sadło w ustach, do niczego się nie nadawał. Potrzebuje świeżych, młodych, silnych.
– Pamiętasz jak kiedyś mężczyźni wyglądali? – tym razem odzywa się Jadźka. – Umięśnieni, bez tłuszczu, cały dzień w ruchu jak zwierzyna na łowach. Przyjemnie było się za nimi uganiać. Teraz już tak nie ma. Nie wystarczy być młodą i piękną, mężczyźni teraz szukają czegoś innego. A już na pewno te nasze czarno-magiczne sztuczki przestały działać. Wiek nauki, tak mówią. – dodaje i pochyla głowę czekając na kolejną reprymendę.
– Chcesz mi powiedzieć że nie potraficie mi przytargać jednego faceta i jednej dziewicy? – pyta Beatka.
– Większość z nich siedzi w domach, nie wychodzą, jedzą byle co. Rozdyma ich po tym. Ci, którzy wyglądają lepiej jedzą jakieś potrawy z proszku. Te ich mięśnie się potem do niczego nie nadają, sama widzisz. Ilu ich już miałaś?. – mówi Jadźka i ciągnie dalej. – Mężczyźni oglądają telewizję, grają w gry wideo, seks już dawno nie jest przez nich uważany za rozrywkę, tylko kłopoty z niego mają. Kobiety podobnie. Zapomniały jak zabiegać o mężczyzn – albo tamci już uodpornili się na ich czar.
– Dobra, dobra, skończże już. Mam nadzieję że chociaż to co macie dzisiaj wystarczy. – mówi Beata i podnosi szponiastą dłoń na wysokość twarzy wskazując zbyt długim paznokciem sufit.
– Pamiętajcie że dzisiejsza noc jest wyjątkowa. Musi się udać. Inaczej zostanę w tej postaci kolejne sześćdziesiąt lat i uwierzcie mi że tego nie chcecie. Nie planuję tutaj spędzać ani dnia dłużej.
Potężne monstrum wstaje z tronu. Widać teraz jak jej dolne kończyny prostują się i wydłużają. Kobiety sięgają jej ledwo do linii bioder i czarnych, pozlepianych włosów. Ręce nienaturalnie wydłużone ciągną się aż do kolan, zakończone długimi paznokciami jakby ktoś zapomniał ich obcinać przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Ale nie zawijają się jak zwykłe paznokcie, są proste i ostre jak szpony. Ramiona i piersi ukryte są pod czarnymi kurtynami włosów, rosnących przez lata i zaniedbanych. Beatka robi krok przed siebie i zstępuje z tronu. Podchodzi do mężczyzny i pochyla się tak aby ręką dotknąć jego głowy. Człowiek wzdryga się na ten dotyk. Przez jego głowę przebiegają myśli, których nie rozumie. Potem pojawia się kilka przebłysków z jego niezbyt długiej kariery jako detektywa. Widzi jak bierze kilka łapówek w zamian za odwrócenie głowy. Widzi jak bije kogoś na zlecenie, dla pieniędzy rzecz jasna. Nie jest dumny z tego co czasami robił. Świadomość tego wszystkiego w jednej chwili, ciężar tych czynów – czy taki już pozostanie? Nie ma to znaczenia, nie będzie miał już okazji wynagrodzić tych krzywd.
– Ta druga kobieta, nie mogę jej tak zostawić. – myśli. Otwiera dotąd zamknięte oczy i spod małej szpary opaski zasłaniającej mu oczy widzi stopy. Nagle czuje jakby ktoś uderzył go w serce ogromnym młotem tak że przez chwilę kręci mu się w głowie. Stopy, które widzi są ogromne. Podobne widział tylko u koszykarzy, których miał okazję poznać po jednym z drugoligowych meczów – tylko że te, które widzi teraz mają pazury i są potężne, umięśnione, nigdy takich nie widział.
– Ten się nawet nada. – komentuje Beatka. Rzuca okiem na Jadźkę i widzi jak ta oddycha z ulgą. Zostawia mężczyznę i podchodzi do kobiety, której pilnuje Kaśka. Kobieta siedzi na ugiętych nogach jakby się modliła. Monstrum kładzie rękę na jej głowie. Po chwili zabiera ją szybko jak gdyby się oparzyła i wydaje z siebie cichy syk, niczym kot wpadający nagle na psa.
– Miała być dziewica! – krzyczy Beatka.
– Ależ jest Beatko. – odpowiada jej Kaśka. – Specjalnie jej szukaliśmy. Nie czujesz jej zapachu? Jest słodki i lepki, niewinny.
– To nie jej. Jej zapach jest kwaśny, dawno już nie jest dziewicą. Ale jest w niej coś innego. – Beatka pochyla się teraz nad nią. chwyta ją za podbródek i przypadkiem drapie po twarzy swoimi pazurami. Podnosi jej głowę tak mocno że kobieta się prostuje i klęka na obu kolanach. Potwór przygląda się jej przez chwilę. Odrywa rękę od jej głowy i przenosi na pierś. Ściska ją mocno jakby szukała czy nie kryje się tam guz. Kobieta wydaje z siebie jęk bólu.
– Nie jest dziewicą. Ale też się nada. Będzie miała młode. – stwierdza.
Wiedzmy patrzą po sobie i uśmiechają się. Dawno nie zdarzyła im się taka zdobycz. Rytuał mówi wyraźnie: dziewica albo niewinne dziecko. Może coś zostanie dla nich?
Klęcząca kobieta próbuje się poderwać do ucieczki wydając z siebie stłumiony krzyk. Monstrum jednym uderzeniem ręki powala ją na podłogę i kobieta traci przytomność.
– Żyje. Ale musimy się pośpieszyć. Rytuał musi się zacząć już teraz. – mówi Beata i odwraca się siadając ponownie na tronie.
Wiedźmy uwijają się z przygotowaniami. Obok tronu znajduje się wielki stół zbudowany z kamienia, do którego niemal podbiegają. Kobieta w ciąży leży teraz na ziemi bez ruchu. Mężczyzna klęczy ale wykorzystuje moment nieuwagi i odsłania nieco opaskę spoczywającą na jego oczach. Widzi teraz więcej chociaż w ciemnościach rozświetlanych tylko świecami jest to stwierdzenie na wyrost. Rzuca okiem za siebie i widzi drzwi majaczące na granicy widzialności, jedyne w tym pomieszczeniu. To nimi musieli się tutaj dostać. Gdyby tylko udało mu się jakoś przeciąć sznur albo poluzować go na tyle żeby uwolnić ręce i nogi – mógłby spróbować stąd uciec. Ale co z kobietą? Nie może jej zostawić. Z tego co już zdążył usłyszeć i zobaczyć jej historia nie skończy się dobrze. No i zostają jeszcze wiedźmy, które nie znikną stąd kiedy on ucieknie. Wrócą po niego albo sam do nich przyjdzie. Nie znosił status quo i prędzej czy później coś będzie musiał z tym zrobić. Ale może będzie wstanie załatwić sprawę teraz. Po drodze widział warsztat. Budynek jest stary i jego instalacja elektryczna czasem szwankuje. Na pewno gdzieś jest agregat, a gdzie agregat tam jest paliwo. Jeśli udałoby mu się wydostać i wrócić tutaj z benzyną, mógłby puścić wszystko z dymem. Spalić raz na zawsze.
Wiedźmy biegają dookoła stołu, ustawiają świeczki, wyjmują sfatygowaną książkę w skórzanej okładce i stawiają ją na stoliku obok. Robią to ostrożnie bo nieco za stołem zieje czernią nieduża studnia. Jest niezabudowana, jej krawędzie sięgają nieco ponad kostki. Służy bardziej za zsyp niż za studnię, już dawno temu woda przestała nadawać się do picia.
– Hej, Kaśka. – szeptem zaczepia Jadźka. – Ta głupia krowa nie da nam żyć jak zabijemy kobietę.
– Jadźka, weź się do roboty. Jesteśmy jej to winne, sześćdziesiąt lat się dobrze bawimy, dobrze wiesz że mogłyśmy ją przywrócić wcześniej. – Kaśka się odwraca, bierze do ręki starą ścierkę i zaczyna czyścić stół. – Poza tym i tak nic nie możemy na razie zrobić. – dodaje.
– W dupie mam co ona chce. Ja mam jeszcze dobre ciało, a wiesz że to co tu zrobimy zabierze nam je bezpowrotnie. – Jadwiga upierała się przy swoim. – Jak tylko ona wróci do swojej formy to my zaczniemy usychać jak rodzynki na słońcu. Myślisz że ona nam potem będzie pomagać? Nie, będziemy pełzać tutaj, jeść robaki i mchy. A ona będzie się dobrze bawić na powierzchni.
Katarzyna zamyśliła się na chwilę. Cóż za piękna wizja. Zawsze młode. Nie musiałyby już polować na kobiety i mężczyzn, zabijać ich, oprawiać ich skór, mięsa, a resztek wrzucać do tej ohydnej studni. Kiedy pomyślała sobie o czarnym otworze stojącym pod jej stopami poczuła odór wydobywający się z głębi. Ile już tych ciał wyrzuciły przez ostatnie dziesiątki lat? Nie mogła spamiętać, nie chciała pamiętać. Robiły to już wcześniej ale echo krzyków ofiar nadal odbijało się w jej głowie. Nie jest pewna czy chce przez to przechodzić. Poza tym, jak maja z Jadźka spędzić tutaj kolejne sześćdziesiąt lat? Każdego dnia wąchać ten smród, jeść byle co i tylko modlić się do Beatki o ochłapy z jej stołu?
Nagle za plecami Jadźki pojawia się Beatka. Nie zauważają jak podchodzi, są zbyt zajęte jątrzeniem starych ran.
– Ty głupia zdziro! – monstrum chwyta Jadwigę za głowę i unosi ponad ziemię wydając z siebie przeciągły syk. – Myślisz że nie słyszę tego plugastwa?! Wydaje ci się że nie czuję od ciebie smrodu zdrady?!
W chwile potem głowa Jadźki zapada się pod naporem potężnych rąk potwora a w powietrze wybucha krew, kawałki mózgu, a kości pod naporem ogromnej siły kruszą się jak wysypany z paczki instant, suchy makaron, rozgnieciony butem. Martwe ciało pada na ziemie ze słyszalnym tupnięciem. Kości uderzają głucho o podłogę.
Potwór opuszcza ręce strzepując z nich resztki, które kiedyś były głową jej towarzyszki. Kaśka stoi z szeroko otwartymi oczami, na jej twarzy widać że nie spodziewała się takiego obrotu spraw.
– Oszalałaś?! – krzyczy.
– Zamknij się albo do niej dołączysz! Długo już czekałam i patrzyłam na waszą niekompetencję. Rób co do ciebie należy choć ten jeden raz.
Teraz. Musi cos zrobić.
Mężczyzna nie widzi dokładnie co się dzieje, wszystko jest zbyt oddalone a w tym mroku ciężko cokolwiek dostrzec. Zdaje sobie sprawę że uwaga czarownic jest teraz zajęta czym innym. To jest jego szansa żeby zrobić coś z więzami, którymi ma splątane ręce. Uczyli go tego, musi sobie tylko przypomnieć. Nie ma czasu szukać ostrego przedmiotu. Ale może uda mu się oswobodzić innymi metodami. Kiedyś był na szkoleniu z takich technik. Musi tylko wrócić myślami do tych dni i na pewno sobie przypomni.
Przy ołtarzu w głębi sali Kaśka uwija się jak może, jest pod czujnym okiem Beatki. Robi rzeczy machinalnie, zapatrzona w ołtarz, jej myśli gdzieś ulatują.
– Jak mogła to zrobić? – myśli. – Biedna Jadźka. Nie zasłużyła na to. Miała rację, nie powinniśmy były pomagać Beatce, nie powinniśmy były przynosić jej jedzenia. Trzeba było to zakończyć lata temu. Jeszcze ta kobieta w ciąży. Do tej pory jedliśmy tylko dorosłych, kobiety i mężczyzn, często już zużytych życiem. Ciąża, nienarodzone dziecko – to przesada. Czy rytuał naprawdę może dać jej nieśmiertelność jeśli zrobimy to akurat dzisiaj? I co wtedy? Wyjdzie na ulice i zacznie zabijać?
Potwór się niecierpliwi.
– Musimy zaczynać. Nie zostało dużo czasu, dość ociągania. Przyprowadź kobietę. Najpierw zajmiemy się rytuałem, a potem zabiorę się za tego drugiego. Jestem już głodna. Za długo mnie tutaj trzymałyście.
Kaśka daje znać że wszystko już gotowe. Idzie po kobietę, która nadal leży nieprzytomna na podłodze. Dźwiga ją z lekkością na nogi. Próbuje obudzić. Nic z tego. Kobieta jest jak kłoda.
– Chyba mocno oberwała. – myśli. – Ale może to lepiej, nie będzie krzyczeć. Tylko ze… to niesprawiedliwe. Dlaczego to Beatka ma ja dostać, a nie ja? Ciężko będzie samemu przeprowadzić rytuał ale jeśli by mi się udało to ja miałabym wieczną młodość. I siłę. Wtedy mogłabym się pozbyć tej cuchnącej poczwary. Jadźki już nie ma, zostałam tylko ja. Byłabym sama ale to nie problem. Po tych kilkuset latach mam dość innych czarownic, są tylko balastem, który prędzej czy później trzeba zrzucić żeby polecieć wyżej – zupełnie jak w balonie. Wystarczyłoby żebym wzięła sztylet. Tak, sztylet rozwiąże sprawę. Wystarczy jedno celne dźgnięcie w serce.
Mężczyzna próbuje się oswobodzić ze sznura. Idzie mu coraz lepiej, poluzował już nieco nadgarstki tak że może nimi poruszać. Zaczyna szarpać nimi coraz mocniej, musi zrobić odpowiednio dużo miejsca żeby mógł wyjąć choćby jedną dłoń. Przypomina mu się niekończąca walka z zawiązanymi workami foliowymi, pełnymi zakupów, z którymi wraca do domu co piątek, podwójny supeł. Najczęściej je po prostu przecina nożem bo nie znosi takich drobnych robótek. Ale czasem szarpie się z supłem co strasznie go irytuje. Teraz jednak nie ma czasu na irytowanie się, musi działać i musi to zrobić metodycznie, krok po kroku, spokojnie. Tylko w ten sposób uda mu się wyjąć ręce, rozwiązać resztę węzłów i przynajmniej mieć jakieś szanse w tej konfrontacji.
Kaśka chwytając kobietę pod pachy ciągnie ją w kierunku ołtarza. Kiedy jest na miejscu podnosi kobietę wyżej i sadza ją na krawędzi. Głowa kobiety odchyla się do tyłu, jest jak zepsuta lalka, której kark wymaga usztywnienia – inaczej głowa odpadnie na dobre. Kładzie ją na brzuchu i przecina węzły. – I tak się nie obudzi. – myśli. Obraca ją na plecy i daje znać że wszystko gotowe. Bierze do ręki książkę oprawioną w skórę i zaczyna czytać różnego rodzaju inkantacje, zapewne czary, które mają pomóc przeprowadzić rytuał.
W tym czasie mężczyzna wyswabadza jedną dłoń, chwilę później drugą. Po chwili jest już wolny. Zrywa z oczu opaskę i dopiero teraz może wyraźnie widzieć co dzieje się wokół niego. Kiedy obie ręce są już wolne przechodzi to więzów na nogach. Nie ma przy sobie żadnej broni ale zauważa błysk ostrza przy ołtarzu, na którym leży kobieta. Ale czy uda mu się tam zakraść? Wiedźmy są dwie, on jeden, kobieta w ciąży raczej mu nie pomoże biorąc pod uwagę że leży nieprzytomna już od dłuższego czasu.
Decyduje się podejść bliżej.
Gdyby udało mu się dosięgnąć tego ostrza, sztyletu, miałby przynajmniej cień szansy żeby wyjść z tego, jeśli nie cało, to chociaż żywo. Nie wie jeszcze jak to zrobi. Mógłby podejść od tyłu do potwora i zacząć dźgać ją pod pachy, w pachwiny – ale czy to by faktycznie ją zraniło? Musi spróbować. A co z drugą? Może przez chwilę będzie tak zaskoczona że nic z tym nie zrobi i nie pójdzie na pomoc przyjaciółce.
Zauważa że niedaleko niego leży ciało. Jak kupka ubrań zrzucona w jedno miejsce, brudna. Wokół rozlana i zastygła czarna maź. – Pewnie krew. – myśli. Nie czas teraz na zastanawianie się. To musi być ta trzecia. Zostało dwie. Da sobie radę. Musi.
Do ołtarza zbliża się Beatka. Patrzy na nieprzytomną kobietę. Gdyby ktoś mógł zobaczyć jej twarz widziałby jej uśmiech, długi i szeroki jak u dziecka na widok świątecznych prezentów, dziecka, które przed chwila wymordowało całą swoją rodzinę a teraz może spokojnie otworzyć paczki czekające pod choinka. Pochyla się nad kobietą i bierze głęboki wdech. Węszy jak pies.
– Ach, brakowało mi tego zapachu. Czuję że młode są w niej. Więcej niż jedno. Już niedługo moja droga. Nie będziesz długo cierpiała. Zrobimy to szybko, jak matka matce.
Do potwora podchodzi Kaśka, w dłoni błyszczy sztylet. Beata odwraca się w jej stronę i nachyla się lekko nad nią. Czarne włosy opadają na twarz Kaśki i widzi ona dwa okrągłe, białe krążki niewielkich rozmiarów, które odbijają resztki światła docierającego do twarzy potwora. Nie widać nic więcej, całkowita czerń zdaje się zionąć spod czarnych włosów. Poniżej czarne piersi zwisają ciężko na wysokości jej twarzy. Widzi je dokładnie z tej odległości. Ocenia, która z nich jest lewa i kryje pod sobą serce. Czuje jak krew probuje rozsadzić jej głowę. Mocniej chwyta sztylet, jest gotowa.
– Ty głupia suko! – krzyczy monstrum i uderza ją w twarz tak mocno że czarownica upada na ziemię. – Czuję to! Chcesz mnie tym dźgnąć! Chcesz mieć ją tylko dla siebie! Nie pozwolę na to. Jesteś tylko małą, nic nie znaczącą kupą mięsa, które żyło już zbyt długo.
Kaśka wydaje z siebie nieartykułowany okrzyk. Wstaje na nogi i rzuca się na monstrum przed sobą.
Mężczyzna obserwuje.
Wiedźmy walczą ze sobą, to dobrze, będzie miał czas na nowy plan. Rozgląda się po pomieszczeniu ale niczego tutaj nie widzi. Sala jest ogołocona i tylko gdzieniegdzie widać stertę starych ubrań. Co robić? Co robić?
Wiedźma wdrapuje się na plecy potwora i zaczyna dźgać sztyletem jej ramiona i szyję. Beatka wydaje z siebie skowyt jakby połączenie skomlenia rannego wilka i płaczu małego dziecka. Wiedźma dźga dalej. Chce mieć pewność że sztylet zakończy sprawę.
Zbliżają się do studni stojącej w pobliżu ołtarza. Jeden niefortunny krok powoduje że obie do niej wpadają. Przez chwile słychać tylko ciszę. Jakby nagle się wszystko skończyło. Parę sekund później po sali rozchodzi się głośny huk – jakby ktoś upuścił ciężką, metalową kulę do miski pełnej płatków kukurydzianych i mleka. Chrupnięcie, chluśnięcie. To zapewne woda ze studni wypełniona kośćmi poprzednich ofiar. Nie próżnowały przez te wszystkie lata.
Mężczyzna przypatruje się temu z ukrycia. Nie może uwierzyć w swoje szczęście. Obie wiedźmy odwaliły za niego całą robotę. Pokłóciły się, zaatakowały a teraz wpadły do głębokiej studni. Ma nadzieję że już jest po wszystkim.
Podbiega do kobiety leżącej cały czas na ołtarzu. Całe szczęście, oddycha. Pewnie ma wstrząs mózgu ale przeżyje. Mężczyzna zdaje sobie sprawę że musi ją stąd jakoś wynieść.
Kiedy o tym myśli do jego uszu dociera skowyt cierpienia i wściekłości.
Studnia.
Odgłosy ze studni nie pozwalają mieć nadziei że wszystko się skończyło. Mógłby zabrać stąd kobietę i uciec. Nie patrzeć za siebie i przez resztę życia udawać że to się nigdy nie wydarzyło. Ale czy będzie mógł iść przez życie i nie oglądać się za plecy każdego dnia? Czy rano podczas golenia będzie się zastanawiać jak (i czy) wiedźmy przeżyły? Może uda im się jakoś wydostać z tej studni, urosnąć w siłę i kiedyś go dopadną w ramach zemsty? Nie mógł na to pozwolić. Zakończy to dzisiaj. Nie pozwoli żeby te wynaturzenia odbierały życie kolejnym osobom.
Biegnie ku wyjściu.
Ze studni nadal dobiegają złowieszcze odgłosy. Wycie i zawodzenie przyprawiłoby o gęsią skórkę każdego kto mógłby je usłyszeć. Czarownica cierpi, zapewne od ran odniesionych podczas upadku, ale żyje. Dopóki oddycha ten koszmar się nie skończy. Rytuał się nie zakończył ale ma jeszcze szansę tej nocy – jeśli tylko uda się jej wydrapać na powierzchnie.
Beatka patrzy na martwe ciało Kaśki, ponadziewane setkami kości, które usypały się tutaj przez lata. Każda kość, nieważne jak stara, była teraz morderczym szpikulcem. Potwór patrzy na swoje ciało. Noga jest przetrącona w kolanie – zrośnie się szybko po zakończeniu rytuału. Stare kości z dna studni powbijane są teraz w jej nogi, stopy, brzuch – całe ciało wygląda jak druciana szczotka – z każdego miejsca wystają drobniejsze i większe kawałki. Czuje ból ale nie może się teraz poddać. Wyciąga z siebie co większe odłamki i odrzuca na bok.
Potwór zaczepia się jedną ręką o nierówno wyrastające cegły z wnętrza studni, próbuje się podciągnąć. Dokłada drugą rękę i udaje jej się podnieść. Być może uda jej się wydostać i dokończyć to czego nie mogły zrobić jej koleżanki. W końcu rytuał się rozpoczął, wystarczy przeczytać brakujący fragment z księgi i użyć sztyletu.
– Gdzie on do diabła jest? – myśli i zaczyna przeszukiwać truchło koleżanki.
Mężczyzna wspina się po śliskich schodach. Co jakiś czas odjeżdża mu noga i wtedy upada boleśnie na kolana zsuwając się o parę stopni. Jest już niedaleko. Po chwili dociera do drzwi i otwiera je. Tak, to jest piwnica, w której wydawało mu się że widzi warsztat. Nie jest ona duża ale przypomina nieco labirynt. Kiedyś musiała służyć za piwnicę na wina bo pełno jest tu pustych półek i beczek. Nagle odnajduje warsztat, a pod blatem dostrzega kanistry na paliwo. Podnosi pierwszy z nich i zauważa że jest bardzo lekki. Dreszcz przechodzi go po plecach i zastanawia się czy jest inne rozwiazanie – to paliwo było jego jedyną nadzieją. Ale podnosi kolejny kanister i ten jest już znacznie cięższy. Odkręca kurek i czuje zapach benzyny – tak przyjemny bo znajomy, dodaje mu nadziei. Chwyta go obiema dłońmi i biegiem wraca do studni żeby ostatecznie wykończyć to co się tam kryje. Po drodze ześlizguje się ze stromych i drobnych schodów obijając sobie boleśnie tyłek. To nic.
Przy krawędzi studni pojawiają się pazury. Beatka jest już bardzo blisko wyjścia. Jeszcze tylko jedno podciągnięcie i opuści ten śmierdzący dół. Nigdy nie miała tylu problemów co dzisiaj, a żyła bardzo długo. Zawsze mogła polegać na swoich koleżankach (to słowo wydaje jej się teraz niedorzeczne) ale dzisiaj będzie musiała wszystko zrobić sama. Nie zauważa że mężczyzna zniknął, skupia się wyłącznie na kobiecie z ołtarza i sztylecie. Trzyma go teraz pomiędzy zębami, a ostrze rani ją nieco w język i usta. Ale już za moment będzie na powierzchni i będzie go mogła chwycić dłońmi.
Mężczyzna przebiega przez drzwi wejściowe sali. W mroku zasłaniającym drugi koniec pomieszczenia dostrzega ruch czegoś dużego. Nie. Wydostała się. Cały plan spalił na panewce, będzie musiał wymyślić coś nowego.
Chociaż, może niekoniecznie.
Dalej może zrobić dokładnie to co planował. Ale będzie musiał się postarać. Będzie musiał ponownie wtłoczyć do studni tego potwora. Jest osłabiona, może dałby radę.
– Wreszcie. Gdzie jest ta cholerna książka? – mówi Beatka wyciągając nóż z ust i trzymając go teraz w ręce.
Książka leży na podłodze. Na jej szczęście nie wpadła do studni. Podnosi ją teraz i zaczyna szukać odpowiedniej strony żeby przeczytać resztę zaklęcia. Musi się śpieszyć, nie zostało dużo czasu i planety już niedługo przesuną się na tyle że nie będzie to miało znaczenia.
– A właściwie co do rzeczy mają planety i ich układ? To jest jakaś bzdura. – przechodzi jej przez myśl. Ale nie ma teraz czasu żeby zastanawiać się nad sensownością i zależnością pomiędzy układem planet a czarami. Robiła to od wieków i zawsze jakoś działało. Widocznie czary takie są : nieważne jak bzdurne się wydają, jeśli zrobisz dokładnie to co powinnaś to na pewno przyniosą skutek.
Mężczyzna żałuje że nie zabrał czegoś jeszcze z piwnicy. Sam kanister niewiele zdziała jeśli nie wleje jego zawartości do studni i nie wepchnie tam jakoś potwora.
Nagle zauważa że kobieta na ołtarzu zaczyna się budzić. Kręci się niespokojnie jakby miała zły sen i lada moment się ocknie. Monstrum stojące teraz obok zdaje się tego nie zauważać. To jego szansa. Podkrada się bliżej i czeka na rozwój wydarzeń. Musi poczekać na odpowiedni moment kiedy cała uwaga potwora będzie zajęta czymś innym. Wtedy wepchnie ją z powrotem do tej śmierdzącej rozkładem studni i zakończy to na zawsze. Ta historia skończy się happy endem.
Kobieta na ołtarzu się budzi. Przez jedną, drobną chwilę rozgląda się wokół siebie i wtedy przypomina sobie w jak opłakanej sytuacji się znajduje. Próbuje krzyczeć ale usta nadal zakrywa jej kawałek materiału, którego nikt jej do tej pory nie wyjął. Beatka zauważa ruch, słyszy niemy krzyk kobiety i odwraca się w jej stronę. Unosi rękę i gotowa jest ją ponownie znokautować kiedy kobieta chwyta leżącą obok niej jedną z rytualnych mis i rzuca w kierunku potwora.
Beatka ledwie reaguje na ten atak ale odruchowo zasłania dłonią głowę. Ten jeden ruch wystarcza kobiecie żeby przetoczyć się za ołtarz. Spada z niego na twardą podłogę obijając sobie tyłek i łokcie – szybko podnosi się na kolana aby nadal być poza zasięgiem wzroku potwora.
– Wracaj tu szybko! – krzyczy za nią monstrum. – Mam już dość tych zabaw. Nie wyjdziesz stąd.
Potwor odkłada ciężką książkę na ołtarz i próbuje obejść go dookoła żeby zobaczyć gdzie jest teraz jej ofiara. – Nie mogła się oddalić, poza tym jest jeszcze w szoku. – myśli.
Kobieta zsuwa materiał pętający jej usta. Wreszcie może lepiej oddychać. – Nie dość że jestem w ciąży to jeszcze to. – myśli. Na czworaka obchodzi ołtarz z drugiej strony. Wychyla się lekko żeby zobaczyć gdzie jest i zauważa książkę leżącą zaraz przy niej na wysokości głowy. Bierze ją do ręki. Obchodzi stół, aż znajduje się tuż za plecami Beatki. Wstaje, bierze porządny zamach i z calej siły uderza potwora w plecy (a przynajmniej tam gdzie uda jej się dosięgnąć) kantem księgi. Monstrum odwraca się do niej, a na jej twarzy widać uśmiech poraniony przez ostrze sztyletu.
– Myślisz że dasz radę uciec co? Uderzając mnie zwykłą… – mówi ale urywa. W tym momencie kobieta kopie ją w krocze używając tym samym "Starego Dobrego Ruchu Samoobronnego", którego nauczyła się na tych kilku lekcjach samoobrony, w których brała udział. Działało na facetów ale w sumie dlaczego by nie spróbować na kobiecie? Kobiety też przecież mają krocze.
Potwor pochyla się z bólu. To jest jedyna okazja jaką dostanie. Kobieta jednym kopniakiem posyła Beatkę prosto do studni. Monstrum próbuje się złapać krawędzi ale jej długie pazury łamią się drapiąc twardą posadzkę. Kiedy wpada do ciemnego otworu słychać przeciągłe drapanie ścian, dźwięk niemal tak samo irytujący jak skrobanie po tablicy ale tak bardzo kojący w tej chwili.
Podbiega mężczyzna.
– Odwaliłaś za mnie całą robotę. – mówi. – Szybko, przynieś jakąś świecę. – odkręca kurek kanistra i zaczyna wlewać benzynę do studni. Ma tylko nadzieję że to wystarczy.
Kobieta podchodzi ze świecą. Nie musi o nic pytać, a on nie musi jej nic mówić. Wrzuca wielka świecę do studni, odsuwają się nieco, a po chwili ciemny tunel pod nogami rozjaśnia się ciepłym światłem ognia. Monstrum wyje jak stary, zardzewiały młynek do kawy, do którego ktoś wsadził nieopatrznie palce. Mężczyzna i kobieta patrzą po sobie. Nic w ich życiu nie będzie już takie samo.
***
Planety kończą swoją koniunkcję. Linia prosta się zaciera. Księżyc zasłania się chmurami i jego blask już nie oświetla mroków nocy.
Wody oceanów i mórz znów wracają na plaże a piasek wita je jak matka powracającego syna. Kości zostają osłonięte przed oczami śmiertelników.
Wiatr lekko i spokojnie kołysze trawami, a ptaki zadowolone i najedzone wracają do swoich gniazd.
– Jacek Nowicki
Cześć!
Z rzeczy, które rzuciły mi się w oczy:
– Ruszajcie się. – mówi, garbiąc się nieco i poruszając kaczymi, szerokimi krokami. – wydaję mi się, że po Ruszajcie się nie powinno być kropki ;)
Czeka na nas. Pewnie się już obudziła. – tak samo tutaj.
rozmyśla o każe jaką mu zada kiedy ten skończy – Tutaj, jeśli chodzi o karę, powinno być karze.
– wyprostowała się na tronie - Wyprostowała z wielkiej litery.
Wiedzmy patrzą – literówka
– Jak mogła to zrobić? – myśli. – W zasadzie… Trochę nie rozumiem, czemu myśli są zapisane jak dialog. Trochę to wyprowadza z równowago ;D
Co do opowieści… Całkiem spoko klimat i pomysł. Czytało się w porządku, jedynie kilka razy coś mi zgrzytnęło, ale tragedii nie było ;D
Jedynie miałem wrażenie, że opowieść jest trochę za długa i w niektórych momentach lekko mi się dłużyła.
Ale… Jak na debiut nie było źle! Ogólnie nie zmarnowałem czasu na czytanie ;D
Pozdrawiam serdecznie! ;)
Hejo:) plusikza słabyzadzior z pierwszego wersu. Jakby się studnie grawitacyjne odpowiednio wygły to być może utworzyły by coś na kształt krzywo utworzonej prostej. Po reszcie przebieżem wzrokiem. Jakaś przemoc, pulpa i gwałty. Ryb zerwał się z haka powąchawszy przynęty. Omikron lofa w środowisku wodnym:)
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
Witaj. :)
Gratuluję debiutu. :)
A także odwagi, bo zawarta w przedmowie zachęta: “To jest moje pierwsze opowiadanie, tak w ogóle. Nie miejcie litości” na pewno o niej świadczy. :)
Opowieść ciekawa, dziękuję za zaznaczenie wulgaryzmów, natomiast w tekście jest bardzo dużo powtórzeń, spraw interpunkcyjnych (np. brakujących przecinków), do tego trzeba spojrzeć uważniej na zapis dialogów. Pomocne linki są w HP. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Ave, JackuNowicki!
Po pierwsze i najważniejsze, gratuluję debiutu na forum! ;) Super, że postanowiłeś podzielić się z nami swoją twórczością!
Myślę, że może Cię zainteresować ten wątek: link
Tekst jest momentami intrygujący, całkiem sprawnie oddałeś dynamikę pomiędzy wiedźmami i ich problemy w aktualnym świecie. Tylko właśnie, mam lekki dysonans w kwestii czasów, w jakich rozgrywa się fabuła opowiadania. Treść sugeruje okres współczesny (nawiązania m.in. do gier komputerowych, nowoczesnego modelu rodziny bez dzieci, etc.), ale język, jakim się posługujesz momentami usiłujesz stylizować na starodawny. Dziwnie to wybrzmiewa.
Mam też wrażenie, że opowiadanie jest o jakieś 10k znaków za długi w stosunku do opowiadanej historii. Początek mnie zaciekawił, ale od środka już się dłużyło niemiłosiernie.
Niemniej, pisz, czytaj, komentuj… ;)
Powodzenia w dalszej pracy twórczej!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Witaj Jacku,
Tekst jest fajny i ciekawy, ale zgadzam się z Cezarym, że nieco przegadany.
Co rzuciło mi się w oczy:
Teraz. Musi cos zrobić.
Teraz. Musi coś zrobić.
Poza tym, jak maja z Jadźka spędzić tutaj kolejne sześćdziesiąt lat
Poza tym, jak mają z Jadźka spędzić tutaj kolejne sześćdziesiąt lat
jeśli tylko uda się jej wydrapać na powierzchnie
jeśli tylko uda się jej wydrapać na powierzchnię
spokojnie otworzyć paczki czekające pod choinka
spokojnie otworzyć paczki czekające pod choinką
Tu, zdaje się brakuje przecinków:
Mężczyzna klęczy ale wykorzystuje moment nieuwagi” => „Mężczyzna klęczy, ale wykorzystuje moment nieuwagi”
„Robią to ostrożnie bo nieco za stołem zieje czernią” => „Robią to ostrożnie, bo nieco za stołem zieje czernią”
jakby Planeta chciała dać do zrozumienia że jeszcze zipie
=> jakby Planeta chciała dać do zrozumienia, że jeszcze zipie
Mam nadzieję że chociaż to co macie dzisiaj wystarczy.
Mam nadzieję, że chociaż to co macie dzisiaj wystarczy.
Pozdrawiam i Powodzenia!
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Dovio,
bruce,
cezary_cezary,
piotr_jbk
Ogromnie dziękuję Wam za komentarze i za dobre słowo zachęty. Zgadzam się ze wszystkim co napisaliście i cieszę się że daliście mi o tym znać. Poprawie elementy, o których tutaj wspominacie, chce jedynie żeby opowiadanie nieco “poleżało” i wrócę do niego na świeżo za jakiś czas.
Dzięki również za link do materiałów pomocniczych, na pewno okażą się przydatne.
Dziękuję Wam przede wszystkim za poświęcony czas, dla mnie to dużo znaczy.
Pozdrawiam!
Dość zaskakująca mieszanka: wiedźmy i rytuały plus pokazana w tle współczesność.
Przerysowana postać głównej wiedźmy. Imion używasz, Autorze, zdrobniałych. Dlaczego, po co? No, ale Twoje prawo… Środek za długi, więc za mało dynamiczny; jego skrócenie wydatnie podtrzymywałoby uwagę czytelnika.
Trochę za wiele literówek oraz błędów przestankowania. Pisałeś w pośpiechu, czy nie chciało się Tobie spokojnie i uważnie przeczytać po postawieniu ostatniej kropki?
Jednakże pomimo potknięć w konstrukcji tekstu i językowych jako debiut daje radę.
Pozdrawiam i także dziękuję, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Jeśli to faktycznie twój pierwszy tekst, to nawet nie jest najgorzej. Głównie do sposobu prowadzenia narracji bym się przyczepił, bo dosłownie przeskakujesz pomiędzy różnymi punktami widzenia i wychodzi coś w rodzaju scenariusza do filmu – teraz kamera patrzy na tego, widzi to, tamto… Te dziwne meta-uwagi też przeszkadzają (,,Ta historia skończy się happy endem”?), bo wprowadzają dystans, tak samo wiedźmy rozmawiające trochę jak panie w urzędzie (Jadziu, Kasiu, Beatko…). W sumie nie wiem, czy celowałeś w pastisz, czy raczej w ,,poważny” tekst.
Językowo niestety słabo, dużo powtórzeń, dzikie przecinki etc., ale skoro mówisz, że dopiero zaczynasz, to odtąd może być tylko lepiej. :) A, i wyjustuj tekst.
Powodzenia!
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Cóż, Jacku, chyba nie przekonałeś mnie do dziejącej się współcześnie historii z udziałem krwiożerczych wiedźm. Może gdybyś pokazał przy okazji kawałek świata, w którym rzecz się dzieje i wiarygodnie uzasadnił obecność czarownic, może dałabym się przekonać, ale w przeczytanej postaci opowiadanie nie przekonuje mnie.
Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia – przeszkadzają liczne błędy i usterki, literówki, powtórzenia, zbędne zaimki, nie zawsze poprawnie złożone zdania, źle zapisane dialogi i myśli, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę. Zdrobniałe imiona wiedźm brzmią fatalnie.
Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.
Na pewno przyda Ci się ten poradnik: http://www.fantastyka.pl/loza/17
Trawy nie mają odwagi się same poruszyć. → Trawy nie mają odwagi poruszyć się same.
...dać do zrozumienia że jeszcze zipie… → …dać do zrozumienia, że jeszcze zipie…
Trzy kobiety i mężczyzna idą powoli ciemnym korytarzem. Kobieta idąca z przodu ma zasłonięte oczy, a usta wypełnia jej kawałek materiału zmiętoszony w kulkę. Ręce związane są za plecami, a sznur przywiązany do nóg, które mogą stawiać teraz jedynie malutkie kroczki. → Powtórzenia. Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Trzy kobiety i mężczyzna pokonują powoli ciemny korytarz. Idąca z przodu ma zasłonięte oczy i jest zakneblowana. Ma ręce związane za plecami, a sznur pętający nogi pozwala stawiać jedynie malutkie kroczki.
Kobieta za nią prowadzi ich wzdłuż korytarza. → Zbędne dookreślenie i, moim zdaniem, zbędne całe zdanie – czy mogli iść w poprzek korytarza? Poza tym już z poprzedniego zdania dowiedziałam się, że są w korytarzu.
– Ruszajcie się. – mówi, garbiąc się nieco i poruszając kaczymi, szerokimi krokami. → Zbędna kropka po wypowiedzi – ten błąd pojawia się wielokrotnie w całym opowiadaniu.
Kaczy/ kaczkowaty chód to kołysanie się na boki. Kaczki mają krótkie, dość szeroko rozstawione nogi, ale nie powiedziałabym, że stawiają szerokie kroki.
Proponuję: – Ruszajcie się – mówi, garbiąc się nieco i kołysząc jak kaczka.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
Pierwsza z prowadzących kobiet… → To ile kobiet prowadzi idących?
Drzwi wydają z siebie skrzypiący dźwięk… → Zbędny zaimek – czy drzwi mogły wydać dźwięk z czegoś innego?
…rdza z pewnością zebrała swoje żniwo… → Rdza jest skutkiem wigoci – rdza nie zbiera żniwa.
Proponuję: Rdza z pewnością zrobiła swoje…
…trzymają się jednak framugi… → Drzwi nie trzymają się framugi, drzwi są zawieszone na zawiasach.
…blask świec daje złudne poczucie przestrzeni. Podłoga wyłożona jest marmurem, który tylko potęguje złudzenie odbijając światło. → Nie brzmi to najlepiej. Proponuję w pierwszym zdaniu: …blask świec mami poczuciem przestrzeni.
…śledząc oczami naścienne ryciny i rysunki. → Obawiam się, że oczy chyba nie śledzą. Rycina i rysunek to synonimy, znaczą to samo.
Proponuję: …śledząc wzrokiem naścienne rysunki. Lub: …śledząc wzrokiem naścienne ryciny.
Na końcu sali majaczy jakiś obiekt. Jego rozmiary przywodzą na myśl tron. → Chyba miało być: Na końcu sali majaczy jakiś obiekt. Jego kształt przywodzi na myśl tron.
…prowadząc przed soba kobietę… → Literówka.
…mówi szorstko i podnosi kobietę, prowadzi ja wzdłuż sali. → …mówi szorstko, podnosi kobietę i prowadzi ją wzdłuż sali.
…rozmyśla o każe jaką mu zada kiedy ten skończy swoje popisy. → …rozmyśla o karze jaką mu zada, kiedy ten skończy swoje popisy.
Sprawdź znaczenie słów: każe i karze .
Czeka na dobry moment żeby przesunąć opaską o ramię… → A może: Czeka na dobry moment, żeby ramieniem przesunąć opaskę…
…znalazłby coś czego mógłby użyć jako broń. → …znalazłby coś, czego mógłby użyć jako broni. Lub: …znalazłby coś, co mogłoby posłużyć jako broń.
Postać na tronie wygląda nienaturalnie, skręcona i nieproporcjonalna, oparta cieżko o tron… → Powtórzenie. Literówka.
Do teraz czuje sadło w ustach… → Literówka.
…te nasze czarno-magiczne sztuczki… → …te nasze czarnomagiczne sztuczki…
Ilu ich już miałaś?. → Ilu ich już miałaś?
Po pytajniku nie stawia się kropki.
– Ta druga kobieta, nie mogę jej tak zostawić. – myśli. → Ta druga kobieta, nie mogę jej tak zostawić – myśli. Lub: „Ta druga kobieta, nie mogę jej tak zostawić” – myśli.
Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.
Otwiera dotąd zamknięte oczy i spod małej szpary opaski zasłaniającej mu oczy widzi stopy. → Powtórzenie.
…wydaje z siebie cichy syk… → Zbędny zaimek.
…odpowiada jej Kaśka. – Specjalnie jej szukaliśmy. Nie czujesz jej zapachu? Jest słodki i lepki, niewinny.
– To nie jej. Jej zapach jest kwaśny, dawno już nie jest dziewicą. Ale jest w niej coś innego. – Beatka pochyla się teraz nad nią. chwyta ją za podbródek i przypadkiem drapie po twarzy swoimi pazurami. Podnosi jej głowę tak mocno że kobieta się prostuje i klęka na obu kolanach. Potwór przygląda się jej przez chwilę. Odrywa rękę od jej głowy i przenosi na pierś. Ściska ją mocno jakby szukała czy nie kryje się tam guz. Kobieta wydaje z siebie jęk bólu. → Przykład nadmiaru zaimków.
Beatka pochyla się teraz nad nią. chwyta ją za podbródek… → Postawiwszy kropkę, nowe zdanie rozpoczynamy wielką literą.
Wiedzmy patrzą po sobie… → Literówka.
…wydając z siebie stłumiony krzyk. → Zbędny zaimek.
…odsłania nieco opaskę spoczywającą na jego oczach. → A może: …odsuwa nieco opaskę przesłaniającą oczy.
Nie znosił status quo i prędzej czy później coś będzie musiał z tym zrobić. → Czy to określenie na pewno zostało użyte właściwie?
Ale może będzie wstanie załatwić sprawę teraz. → Ale może będzie w stanie załatwić sprawę teraz.
…ustawiają świeczki, wyjmują sfatygowaną książkę w skórzanej okładce i stawiają ją na stoliku obok. → Powtórzenie:
Proponuję: …ustawiają świeczki, wyjmują sfatygowaną książkę w skórzanej okładce i kładą na stoliku obok.
Poza tym, jak maja z Jadźka spędzić… → Literówki.
…są zbyt zajęte jątrzeniem starych ran. → Ran się nie jątrzy, w określonych okolicznościach jątrzą się same.
A może miało być: …są zbyt zajęte rozdrapywaniem starych ran.
…chwyta Jadwigę za głowę i unosi ponad ziemię wydając z siebie przeciągły syk. → Wcześniej pisałeś, że tam była marmurowa posadzka. Zbędny zaimek.
Proponuję: …chwyta Jadwigę za głowę i unosi nad podłogę, przeciagle przy tym sycząc.
W chwile potem głowa Jadźki zapada się pod naporem potężnych rąk potwora a w powietrze wybucha krew, kawałki mózgu, a kości pod naporem ogromnej… → Literówka. Powtórzenie.
Martwe ciało pada na ziemie ze słyszalnym tupnięciem. → Literówka. Martwe ciało nie tupie.
Pewnie miało być: Martwe ciało pada na posadzkę ze słyszalnym tąpnięciem.
Musi cos zrobić. → Literówka.
…w tym mroku ciężko cokolwiek dostrzec. → …w tym mroku trudno cokolwiek dostrzec.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
...zrobić coś z więzami, którymi ma splątane ręce. → Obawiam się, że nie miał splątanych rąk.
Pewnie miało być: …zrobić coś z więzami, którymi ma spętane ręce.
Tylko ze… to niesprawiedliwe. → Literówka.
Ciężko będzie samemu przeprowadzić rytuał… → Trudno będzie samej przeprowadzić rytuał…
…poluzował już nieco nadgarstki tak że może nimi poruszać. → Obawiam się, że nie mógł poluzować nadgarstków.
Proponuję: …poluzował nieco więzy na nadgarstkach, tak że może nimi poruszać.
…chwytając kobietę pod pachy ciągnie ją w kierunku ołtarza. Kiedy jest na miejscu podnosi kobietę wyżej i sadza ją na krawędzi. Głowa kobiety odchyla się… → Powtórzenia. Zbędne zaimki.
Gdyby udało mu się dosięgnąć tego ostrza, sztyletu… → Czy konieczne są oba określenia?
Zostało dwie. → Zostały dwie.
…które przed chwila wymordowało… → Literówka.
…widzi ona dwa okrągłe, białe krążki… → Zbędny zaimek. Masło maślane – czy krążki mogły być inne, nie okrągłe?
…całkowita czerń zdaje się zionąć spod czarnych włosów. Poniżej czarne piersi… → Czy powtórzenia są konieczne?
Czuje jak krew probuje rozsadzić jej głowę. → Literówka.
…uderza ją w twarz tak mocno że czarownica upada na ziemię. → …uderza ją w twarz tak mocno, że czarownica upada na podłogę.
Wstaje na nogi i rzuca się na monstrum przed sobą. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mogła wstać inaczej, nie na nogi?
Wystarczy: Wstaje i rzuca się na monstrum przed sobą.
Beatka wydaje z siebie skowyt… → Zbędny zaimek.
Zbliżają się do studni stojącej w pobliżu ołtarza. → Wcześniejszy opis nie pokazał mi stojącej studni.
Proponuję: Zbliżają się do otworu studni, ziejącego w pobliżu ołtarza.
Pewnie ma wstrząs mózgu ale przeżyje. → Pewnie ma wstrząśnienie mózgu, ale przeżyje.
Dreszcz przechodzi go po plecach i zastanawia się czy jest inne rozwiazanie… → Czy dobrze rozumiem, że dreszcz zastanawiał się nad rozwiązaniem?
Proponuję: Czuje dreszcz na plecach, ale zastanawia się czy jest inne rozwiązanie…
Widocznie czary takie są : → Zbędna spacja przed dwukropkiem.
Przez jedną, drobną chwilę rozgląda się… → Chwila jest mała, czasem może być dłuższa, ale nie ma drobnych chwil.
Wystarczy: Przez chwilę rozgląda się…
Próbuje krzyczeć ale usta nadal zakrywa jej kawałek materiału, którego nikt jej do tej pory nie wyjął. → A może: Próbuje krzyczeć, ale usta nadal wypełnia knebel, którego nikt do tej pory nie wyjął.
Kobieta zsuwa materiał pętający jej usta. → A może wystarczy: Kobieta pozbywa się knebla.
…zauważa książkę leżącą zaraz przy niej… → …zauważa książkę leżącą tuż przy niej…
…z calej siły uderza potwora w plecy… → Literówka.
…na jej twarzy widać uśmiech poraniony przez ostrze sztyletu. → Jak można poranić uśmiech?
W tym momencie kobieta kopie ją w krocze… → Na początku napisałeś: Widać teraz jak jej dolne kończyny prostują się i wydłużają. Kobiety sięgają jej ledwo do linii bioder… → I teraz zastanawiam się w jaki sposób kobieta, zakładam że wzrostem niewiele różniąca się od wiedźm, w dodatku jeszcze przed chwilą mocno nieprzytomna, kopniakiem zdołała sięgnąć krocza monstrum, znajdującego się nieco głowy kobiety???
Potwor pochyla się z bólu. → Literówka.
Monstrum wyje jak stary, zardzewiały młynek do kawy, do którego ktoś wsadził nieopatrznie palce. → Wtedy wyłby nie młynek, a ktoś, kto zmielił sobie palce.
Mężczyzna i kobieta patrzą po sobie. → Mężczyzna i kobieta patrzą na siebie.
Nic w ich życiu nie będzie już takie samo. → Nic w ich życiu nie będzie już takie same.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.