- Opowiadanie: Bardjaskier - Długość brody nie zawsze świadczy o inteligencji

Długość brody nie zawsze świadczy o inteligencji

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Ambush, Użytkownicy II

Oceny

Długość brody nie zawsze świadczy o inteligencji

Dawno, dawno temu, w odległej przyszłości…

Bravi pa­trzył na elfa, bar­ba­rzyń­cę i maga. Gła­dził długą, rudą brodę lub dra­pał się po gło­wie. Dravi stał za nim, ob­gry­za­jąc pa­znok­cie lub żując czar­ne­go wąsa, cza­sem z nie­po­ko­jem spo­glą­da­jąc na mrocz­ną wieżę. Stała nie­da­le­ko, oto­czo­na mo­kra­dła­mi. Czar­ny mar­mur, z któ­re­go ją wznie­sio­no, lśnił w bla­sku księ­ży­ca.

– Pa­no­wie, za­cze­kaj­cie tu chwi­lę, muszę za­mie­nić słów­ko z bra­tem – po­wie­dział Bravi.

– Hę!? – wrza­snął bar­ba­rzyń­ca.

– Nie ma pro­ble­mu – od­parł elf, pa­trząc w prze­ciw­nym kie­run­ku.

A mag czknął, lekko za­to­czył się i po­ki­wał głową.

Bravi pod­szedł do Dra­vie­go, wspar­ty pod boki, z wy­dę­ty­mi war­ga­mi.

– Po­dejdź – po­pro­sił.

Dravi prze­su­nął się o pół kroku.

– Bli­żej – za­chę­cił Bravi.

Brat po­dra­pał się ner­wo­wo po ciem­nej czu­pry­nie.

– Je­steś zły? – za­py­tał.

Bravi spraw­nie zła­pał go za koń­ców­kę brody i przy­cią­gnął.

– Oczy­wi­ście, że je­stem zły, idio­to! – wrza­snął do ucha Dra­vie­go.

– To boli!

– Czy wszyst­ko w po­rząd­ku, pa­no­wie kra­sno­lu­do­wie? – za­py­tał elf szkieletu, wi­szą­cego na po­bli­skim drze­wie.

– Hę!? – dodał bar­ba­rzyń­ca, nad­sta­wia­jąc ucho.

A mag za­czął szu­kać cze­goś w kie­sze­niach dłu­giej szaty.

– Tak, wszyst­ko do­brze, daj­cie nam chwi­lę – od­parł Bravi, z uśmie­chem przed­się­bior­cy po­grze­bo­we­go wy­ma­lo­wa­nym na twa­rzy.

Zi­gno­ro­wał „hę”, dźwięk od­kor­ko­wy­wa­nej flasz­ki i elfa uśmie­cha­ją­ce­go się do zbie­la­łych kości.

– Chcia­łeś maga, bar­ba­rzyń­cę, łucz­ni­ka i… – Dravi urwał i za­czął po­dzi­wiać pa­ją­ka drep­czą­ce­go mię­dzy no­ga­mi kra­sno­lu­dów.

– I zło­dzie­ja – do­koń­czył Bravi i ści­szył głos. – Ci tam wy­glą­da­ją na lekko wy­bra­ko­wa­nych, nie uwa­żasz? No i bra­ku­je wła­my­wa­cza.

Dravi przy­dep­tał pa­ją­ka cięż­kim butem i za­czął wgnia­tać go w pod­mo­kłą zie­mię, po­świę­ca­jąc tej czyn­no­ści całą uwagę.

– Prze­stań! – wark­nął Bravi.

Brat sta­nął na bacz­ność. Ru­do­bro­dy kra­sno­lud objął go za ramię i wska­zał dru­ży­nę.

– A teraz, pro­szę cię, wy­tłu­macz mi, skąd wzią­łeś tych dżen­tel­me­nów?

– Zanim za­cznę, chcia­łem cię za­pew­nić, że nie gram od dwóch mie­się­cy. Omi­jam ka­sy­no sze­ro­kim łu­kiem i re­gu­lar­nie od­wie­dzam ano­ni­mo­wych ha­zar­dzi­stów. Zo­bacz. – Po­spiesz­nie wy­cią­gnął od­zna­kę uczest­ni­ka spo­tkań i ksią­żecz­kę obec­no­ści.

– To mnie nie po­cie­sza, gdyż ha­zard mógł­by wiele wy­tłu­ma­czyć – po­wie­dział Bravi, obserwując za­ta­cza­ją­cego się ma­ga z po­dej­rza­ną flasz­ką w ręku.

– Tak – za­czął Dravi – gdy prze­ka­za­łeś mi oszczęd­no­ści, które zbie­ra­łeś… przez trzy­dzie­ści…

– Przez czter­dzie­ści lat – po­pra­wił brata Bravi i zgrzyt­nął zę­ba­mi.

– Tak – przy­znał Dravi. – Po­my­śla­łem, że klu­czo­wy bę­dzie zło­dziej, skoro chce­my wła­mać się do wieży Mor­go­il­ta Strasz­li­we­go.

– Bar­dzo słusz­nie. – Bravi wy­glą­dał jak ktoś cze­ka­ją­cy na wyrok dłu­go­let­niej od­siad­ki.

– Więc wy­bra­łem naj­lep­sze­go zło­dzie­ja w mie­ście. Ni­zioł­ka, jak mi do­ra­dzi­łeś. Nie­ja­kie­go Pod­stęp­niu­sza Lep­ko­pal­ce­go.

– Dobry wybór – po­chwa­lił Bravi.

– Też tak po­my­śla­łem. Za­pro­si­łem go do biura, przed­sta­wi­łem plan oraz kwotę wy­na­gro­dze­nia, dałem za­licz­kę i…

– Czy za­licz­kę dałeś mu z sejfu za ob­ra­zem dziad­ka, który jest w ga­bi­ne­cie biura? – Dłoń Bra­vie­go za­ci­snę­ła się na ra­mie­niu brata z taką mocą, że Dravi jęk­nął.

– Tak, a skąd wie­dzia­łeś? – jęk­nął czar­nobrody kra­sno­lud.

– I na­stęp­ne­go dnia, gdy zaj­rza­łeś do sejfu, oka­za­ło się, że jest pusty?

– Tak! Skąd ty…?! – Dravi spoj­rzał w oczy brata i zro­zu­miał, że jeśli wy­po­wie jesz­cze jedno słowo, to bę­dzie ono ostat­nim w jego życiu.

– Wiem, że za­wa­li­łem. – Dravi mu­siał za­ry­zy­ko­wać, gdyż twarz brata tak po­czer­wie­nia­ła, że za­czę­ła zle­wać się z rudą brodą i po­my­ślał, że jeśli zaraz cze­goś nie zrobi, to głowa Bra­vie­go eks­plo­du­je. – Ale też mam tro­chę oszczęd­no­ści, które trzy­ma­łem na czar­ną go­dzi­nę, i po­sta­no­wi­łem za nie wy­na­jąć tych oto panów. Oczy­wi­ście nie było tego tyle, by wy­na­jąć naj­lep­szych i ro­zu­miesz, że po wpad­ce z ni­zioł­kiem już nie ry­zy­ko­wa­łem z naj­mem dru­gie­go wła­my­wa­cza.

Bravi wy­pu­ścił po­wie­trze z prze­cią­głym świ­stem.

– Dobra – za­czął zre­zy­gno­wa­ny – za­cznij od tego elfa.

– Na­zy­wa się So­ko­le Oko – po­wie­dział z dumą Dravi.

– I zga­du­ję, po łuku na ple­cach, że jest łucz­ni­kiem.

– Tak jest, naj­lep­szym… do pię­ciu me­trów.

– To czemu nie wie, gdzie sto­imy… Co?! Jak to? Do pię­ciu me­trów?

– Bo dalej nie widzi, jest krót­ko­wi­dzem.

Dłoń Bra­vie­go ude­rzy­ła o czoło.

– Ale na pięć me­trów widzi jak sokół – wy­ja­śnił po­śpiesz­nie Dravi.

– Na pięć me­trów może nawet być mi­strzem świa­ta w bule, ale łucz­ni­kiem jest do dupy!

– Świet­nym – za­pew­nił Dravi. – Ale do pię­ciu me­trów…

– Za­mknij się – wark­nął Bravi. – I mów o tym dwu­me­tro­wym mię­śnia­ku w owło­sio­nych gat­kach i z mie­czem dwu­ręcz­nym.

– Tak, to jest Kang, praw­dzi­wy tytan – po­wie­dział za­do­wo­lo­ny z sie­bie Dravi.

– Co z nim jest nie tak? – jęk­nął Bravi.

– Jest głu­chy, odkąd za­ło­żył się, że pod­nie­sie ar­ma­tę i z niej wy­pa­li.

– I?

– Udało mu się, jed­nak huk wy­strza­łu…

– I jest głu­chy! – wrza­snął Bravi.

Elf ob­ró­cił się w stro­nę maga, mag się wzdry­gnął i pra­wie upu­ścił flasz­kę, a bar­ba­rzyń­ca za­py­tał:

– Hę?!

– Nie cał­kiem, coś tam sły­szy – po­wie­dział ostroż­nie Dravi.

– A co jest nie tak… – Bravi spoj­rzał na sze­ro­ko uśmiech­nię­te­go, bia­ło­bro­de­go maga o czer­wo­nym nosie i męt­nym spoj­rze­niu. – Masz ślep­ca, głu­che­go i pi­ja­ka. Nie masz zło­dzie­ja, a chcesz okraść wieżę Mor­go­li­ta Strasz­li­we­go.

– Prze­cież mó­wi­łeś, że smoka nie ma w wieży, że z za­ufa­ne­go źró­dła wiesz, że od­le­ciał plą­dro­wać ja­kieś mia­sto na pół­no­cy – po­skar­żył się Dravi. – Więc ci tu po­win­ni wy­star­czyć.

– Dobra, nie byłem z tobą zu­peł­nie szcze­ry. Mor­go­lit to nie tylko smok. – Bravi nieco zła­god­niał.

– Jak to, nie tylko?

– To po­tęż­ny ne­kro­man­ta, który po­tra­fi przy­brać po­stać smoka.

– No ład­nie i co jesz­cze? – Teraz to Dravi wziął się pod boki.

– Praw­nik. Za życia był praw­ni­kiem.

– Cho­le­ra! Prze­cież wiesz, jak nie­na­wi­dzę praw­ni­ków!

– Wiem, dla­te­go wo­la­łem ci tego nie mówić – przy­znał Bravi. – Teraz je­ste­śmy kwita.

– Zgoda? – za­py­tał Dravi.

– Zgoda! – po­wie­dział Bravi.

– To jak tam, pa­no­wie kra­sno­lu­dzi, z tym wła­mem? – za­py­tał szkie­let So­ko­le Oko.

– Hę?! – dodał Kang.

– Ale bę­dzie heca – za­śmiał się mag.

– Dobra, zo­bacz­my, co po­tra­fią ci twoi he­ro­si – po­wie­dział Bravi.

 

*

Sta­nę­li przed drzwia­mi do wieży.

– I co teraz? – za­py­tał Dravi.

– Jak­by­śmy mieli spraw­ne­go wła­my­wa­cza, spra­wa by­ła­by oczy­wi­sta – wark­nął Bravi. – Może sprawdź­my, czy nie ma żad­nych ma­gicz­nych za­bez­pie­czeń.

– Nie mu­sisz mnie na­ma­wiać. – Mag prze­pchnął się do przo­du i za­ka­sał rę­ka­wy. – Zaraz, jak to było…

Bravi uniósł jedną brew, gdy mag za­czął się za­ta­czać przed wej­ściem.

– Ła­aata – za­czął – sa­ła­ta, mo­ra­ta, klo­aka!

Nim jesz­cze roz­bły­sło jasne świa­tło, usły­sze­li – no może poza Kan­giem:

– Nie­eee! Ko­ła­ta­aaa!

Mag znik­nął, a w jego miej­scu po­ja­wił się krowi pla­cek, pa­ru­ją­cy w zim­nym po­wie­trzu.

– No to tyle w te­ma­cie maga – po­wie­dział Bravi.

– Jed­nak to nie prze­sa­da, z tymi ostrze­że­nia­mi do­ty­czą­cy­mi cza­ro­wa­nia po al­ko­ho­lu – dodał Dravi.

– Po­dob­no mają zwięk­szyć kon­tro­lę trzeź­wo­ści magów, zwłasz­cza w week­en­dy, i kon­fi­sko­wać różdż­ki, a naj­bar­dziej pi­ja­nych będą kne­blo­wać – do­rzu­cił So­ko­le Oko.

– Słusz­nie, tyle jest wy­pad­ków z pi­ja­ny­mi ma­ga­mi – zgo­dził się Dravi.

– Skoń­czy­li­ście? – wark­nął Bravi. – Jak tak, to się od­suń­cie, muszę po­ga­dać z tym bar­ba­rzyń­cą.

Kang spoj­rzał pod stopy, gdy po­czuł, że ktoś kopie go w kost­kę.

– Sły­szysz?! – wrzesz­czał Bravi. – Idź i roz­wal drzwi!

– Hę!? – upew­nił się Kang.

Bravi ochrypł, więc tylko po­ki­wał głową i wska­zał na wieżę.

Kang ru­szył, roz­dep­tu­jąc po dro­dze to, co zo­sta­ło z maga. Tuż przed drzwia­mi ka­mien­ny gar­gu­lec, sie­dzą­cy na gzym­sie, za­skrze­czał:

– Kto idzie?!

Kang sta­nął zdez­o­rien­to­wa­ny i za­py­tał:

– Hę?!

W od­po­wie­dzi gar­gu­lec splu­nął zie­lo­ną sub­stan­cją w oczy bar­ba­rzyń­cy. Twarz Kanga za­czę­ła dymić wśród wrza­sków i zgrzy­ta­nia zę­ba­mi to­wa­rzy­szy.

 

*

Bravi pa­trzył, jak So­ko­le Oko sięga po ostat­nią strza­łę z koł­cza­nu. Po­zo­sta­łe le­ża­ły po­ła­ma­ne pod wieżą. Dravi wła­śnie zwi­nął linę i wró­cił do elfa.

– Teraz na pewno ci się uda – po­wie­dział.

– Co za pech, że to okno jest sześć me­trów od nas. W innym przy­pad­ku na pewno bym już tra­fił – tłu­ma­czył So­ko­le Oko.

Bravi spoj­rzał na Kanga, który sie­dział na tra­wie z oban­da­żo­wa­ną twa­rzą.

– Na pewno się uda – za­pew­niał Dravi. – Wie­rzę w cie­bie.

So­ko­le Oko na­piął cię­ci­wę. Dravi na­wi­go­wał.

– Tro­chę bar­dziej w lewo, tro­chę w prawo… Teraz.

Bravi pa­trzył, jak ostat­nia strza­ła roz­bi­ja się o czar­ny mar­mur.

– Ale było bli­sko? – za­py­tał elf.

– Za­bra­kło cen­ty­me­trów – skła­mał Dravi.

Bravi wstał i ru­szył w stro­nę drzwi.

– Bra­cie, za­cze­kaj?! – za­wo­łał Dravi, jed­nak było już za późno.

Gar­gu­lec za­skrze­czał:

– Kto idzie?!

Bravi otwo­rzył usta, za­wa­hał się, w końcu po­wie­dział:

– Ja.

Gar­gu­lec nawet nie drgnął. Bravi pod­szedł do drzwi i na­ci­snął klam­kę – były otwar­te.

 

*

Kra­sno­ludz­cy bra­cia wraz z elfem we­szli do cze­goś na wzór przed­po­ko­ju. Stało tam lu­stro i półka na buty. Pod­ło­gę zdo­bił pięk­ny czer­wo­ny dywan z wy­szy­tym ha­słem: „Nie ma to jak w domu”. Przed ka­mien­ny­mi scho­da­mi le­ża­ło kilka par bam­bo­szy z ini­cja­ła­mi MS.

We­szli po scho­dach na pię­tro. Tam, za dużym drew­nia­nym biur­kiem, sie­dział troll w gar­ni­tu­rze i pod czer­wo­ną musz­ką. Na widok wła­my­wa­czy uniósł brwi, aż mo­nokl wy­padł mu z oczo­do­łu.

– Czym mogę słu­żyć? – za­py­tał zdez­o­rien­to­wa­ny.

Bravi i Dravi do­sko­czy­li do biur­ka i wy­cią­gnę­li zza pasów ban­do­le­ty.

– Pro­wadź do skarb­ca! – wrza­snę­li rów­no­cze­śnie, przy­ty­ka­jąc lufy do zie­lo­nej twa­rzy trol­la.

Ka­mer­dy­ner wzru­szył ra­mio­na­mi i wstał od biur­ka.

– Pro­szę za mną – po­wie­dział, pro­wa­dząc nie­pro­szo­nych gości na ko­lej­ne scho­dy.

Mi­nę­li dzie­więć sy­pial­ni, pięć ja­dal­ni, trzy kom­na­ty go­ścin­ne, czte­ry bi­blio­te­ki, dwie ła­zien­ki i jedną kuch­nię, nim za­trzy­ma­li się przy drzwiach ga­bi­ne­tu Mor­go­li­ta.

– Je­ste­ście tego pewni?

– Otwie­raj! – wy­sa­pa­li rów­no­cze­śnie sła­nia­ją­cy się na no­gach wła­my­wa­cze.

Troll wpu­ścił ich do ga­bi­ne­tu.

– Dobra, gadaj, gdzie kosz­tow­no­ści? – Pierw­szy od­dech od­zy­skał Bravi.

– Za por­tre­tem pana – od­po­wie­dział troll.

– No tak! Oczy­wi­ście! – krzyk­nął Dravi i ru­szył do ob­ra­zu, który przed­sta­wiał ne­kro­man­tę prze­obra­ża­ją­ce­go się w smoka, przy czym obie formy ciała były w sta­nie da­le­ko po­su­nię­te­go roz­kła­du.

Mor­go­lit łypał na czar­no­bro­de­go kra­sno­lu­da jed­nym ludz­kim tru­pim okiem, a dru­gim ga­dzim.

Dravi za­wa­hał się i spoj­rzał na brata.

– Cho­le­ra, czy to aby dobry po­mysł? To w końcu praw­nik – za­py­tał ze zgro­zą.

– A skąd bę­dzie wie­dział, że to my go okra­dli­śmy?

Troll chciał coś po­wie­dzieć, ale nie zdą­żył. Oba ban­do­le­ty wy­pa­li­ły, a ka­mer­dy­ner padł mar­twy na nie­zwy­kle drogi dywan, bru­dząc go krwią.

– Odsuń się – wark­nął Bravi, minął brata i ścią­gnął obraz.

W ścia­nie tkwił sejf z dzie­się­cio­ma kla­wi­sza­mi ozna­czo­ny­mi cy­fra­mi.

– No pięk­nie! I jaki jest szyfr?! – jęk­nął Dravi.

– Może spy­ta­my ka­mer­dy­ne­ra! – Bravi z roz­pa­czy za­czął bić głową w sejf.

– Chwi­lecz­kę, pa­no­wie – po­wie­dział So­ko­le Oko i pod­szedł do kla­wia­tu­ry.

Zmru­żył oczy, po­tarł nos i wbił kom­bi­na­cję. Sejf otwarł się z ci­chym trza­skiem.

– Skąd wie­dzia­łeś?! – za­py­ta­li nie­mal rów­no­cze­śnie bra­cia.

– Nasz ne­kro­man­ta jest le­ni­wy – wy­ja­śnił elf. – Usta­wił jedną kom­bi­na­cję i nie zmie­niał jej od lat, kto wie, może wie­ków, bo te pięć kla­wi­szy jest mi­ni­mal­nie wy­tar­tych.

– Wy­tar­tych? – za­py­tał Bravi.

– Gdzie? – dodał Dravi.

– Koń­ców­ka je­dyn­ki, łuk dwój­ki, jeden brzu­szek trój­ki, skrzy­żo­wa­nie przy czwór­ce i da­szek piąt­ki – wy­ja­śnił elf.

– Mó­wi­łem, że ma so­ko­li wzrok. – Dravi kla­snął w ręce.

– Na pięć me­trów – spro­sto­wał elf z dumą.

– Pa­no­wie, mamy pro­blem – po­wie­dział Bravi.

Kra­sno­lud i elf zaj­rze­li do sejfu – w środ­ku znaj­do­wał się ol­brzy­mi dia­ment.

– W czym pro­blem? – zdzi­wił się So­ko­le Oko.

– Ten dia­ment ma pięć­set ty­się­cy ka­ra­tów – po­wie­dział Bravi.

– Wy kra­sno­lu­dy się na tym zna­cie – po­chwa­lił elf. – Wy­star­czy­ło, że rzu­ci­li­ście okiem, by oce­nić ka­mień.

– Nie, na po­du­szecz­ce jest kar­tecz­ka z opi­sem – po­wie­dział Bravi.

– A, fak­tycz­nie – elf po­dra­pał się w koń­ców­kę dłu­gie­go ucha. – No ale w czym pro­blem?

– Ten dia­ment jest wiel­ko­ści pię­ści, a to ozna­cza, że może go nieść jedna osoba, góra dwie – tłu­ma­czył Bravi.

– I co? To chyba do­brze? – zdzi­wił się elf.

– Pięć ka­ra­tów to jeden gram – po­wie­dział zre­zy­gno­wa­ny Dravi. – A to ozna­cza, że ten ka­mień waży sto kilo.

Elf spo­sęp­niał, tak jak kra­sno­lu­dy. Cała trój­ka przez chwi­lę pa­trzy­ła zre­zy­gno­wa­na na zdo­bycz, która była tak bli­sko, a jed­no­cze­śnie tak nie­do­stęp­na. Wtedy gdzieś z ze­wnątrz do­biegł głos:

– Hę?!

– Kang! – wy­krzyk­nę­li nie­mal rów­no­cze­śnie.

– Kto po niego zej­dzie? – za­py­tał elf.

– Smok, golem, ry­cerz? – za­py­tał Bravi.

– Zgoda – po­wie­dział Dravi.

Bra­cia i elf wy­cią­gnę­li przed sie­bie za­ci­śnię­te pię­ści.

– Po­ka­zu­je­my na trzy – wy­ja­śnił Bravi.

 

*

Mor­go­lit wy­lą­do­wał przed wieżą i zmie­nił po­stać ze smo­czej w tru­pią. Po ta­kiej trans­for­ma­cji bo­la­ły go wszyst­kie kości, a do tego był wy­koń­czo­ny nisz­cze­niem mia­sta. Pierw­szą ozna­ką nie­po­ko­ju, która po­ja­wiła się w jego mar­twym sercu, był stos po­ła­ma­nych strzał pod oknem wieży. Drugą – roz­dep­ta­ny krowi pla­cek. Trze­cią – za­bło­co­ny dywan w przed­po­ko­ju.

– Le­opol­dzie! – za­wo­łał, a gdy wszedł po pu­stej re­cep­cji, ru­szył bie­giem do ga­bi­ne­tu.

Ka­mer­dy­ner był mar­twy, sejf zra­bo­wa­ny, per­ski dywan za­chla­pa­ny krwią.

Mor­go­lit Strasz­li­wy usiadł przy biur­ku i wy­cią­gnął z szu­fla­dy szkla­ną kulę ze­spo­lo­ną z in­ny­mi, znaj­du­ją­cy­mi się na każ­dym pię­trze wieży.

Za­czął bar­dzo uważ­nie prze­glą­dać mo­ni­to­ring, by prze­ko­nać się, kto był na tyle głupi, by ośmie­lić się go okraść.

 

 

Koniec

Komentarze

Witaj, pełne fajnego humoru i oryginalnego pomysłu opowiadanie ze świetnymi nazwami własnymi, brawa! :)

Z technicznych – o ile dobrze widzę – “Morgolit” ma w jednym miejscu literówkę. 

 

Deptanie pająka to zawsze pech na całego. :) A o dywanie akurat sama tworzę na nowo stare opko, zatem tym mi milej. :) 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia, klik. :)

Pecunia non olet

To jest fun, jakiego było mi trzeba. Sama historia bandy “na jaką nas stać” już trafiłaby do mego serduszka, a tu jeszcze śliczne imiona (która z Jurorek?;)

Zakończenie wspaniałe i takie otwarte na kontynuację.

 

Pierwszym oznaką niepokoju, który pojawił się w jego martwym sercu, był stos połamanych strzał pod oknem wieży.

A ta pokraka co tu robi?;P

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Czy jeśli napiszę, że prawie się posikałem czytając, będzie to komplement?

 

Zaletą jest wykorzystanie bohaterów o ogólnie znanych atrybutach, można zatem uniknąć rozbudowanego wprowadzenia i przejść do gagów. Włamanie genialne, trochę maga szkoda…

 

Pozdrawiam!

To jeszcze drobiazgi przy drugim czytaniu:

 

Przecież mówiłeś, że smoka nie ma w wieży, że z zaufanego źródła wiesz, że odleciał plądrować jakieś miasto na północy

Gdzie to zdanie się włóczyło, że złapało rzeżączkę?

 

Podobno mają zwiększyć kontrolę trzeźwości magów, zwłaszcza w weekendy, i konfiskować różdżki, a najbardziej pijanych mają kneblować

Ciachnąłbym drugie “mają”.

 

Oczywiście nie było tego tyle, by wynająć najlepszych i rozumiesz, że po wpadce z niziołkiem już nie ryzykowałem z najmem drugiego włamywacza.

Rozdzieliłbym na dwa krótsze, też będzie zabawnie, a płynniejsze w czytaniu. Nie upieram się, kwestia gustu.

zapytał elf, wiszący na pobliskim drzewie, szkielet.

Na tym zdaniu się potknąłem. Szyk? Bohaterów nie znamy jeszcze dobrze, i ktoś (nie kierując się interpunkcją) może wyobrazić sobie elfa jako szkielet, wiszący na drzewie.

 

Podobało mi się to, że zwykle “bolesna” część związana z wprowadzeniem i opisem bohaterów jest bardzo śmieszna. Czytelnik rozśmieszony już na początku znacznie łatwiej poddaje się nastrojowi. Dużo zdań-perełek, nagromadzonych w krótkim tekście. Przy drugim czytaniu równie zabawne, jak przy pierwszym, a może nawet bardziej – mogłem wyłapywać wszystkie smaczki z dialogów i opisów.

P.S. technikalia: diament wielkości pięści waży pomiędzy 1 a 2 kg. Wielkości pięści Kanga ważyłby może więcej. Rozumiem jednak, że to magiczny diament. Już boję się, co tak naprawdę może kryć się we wnętrzu :)

Przyciągnął mnie tytuł, bo swoją brodę regularnie przycinam. :D

 

Pierwszą oznaką niepokoju, która pojawił się w jego martwym sercu, ← Chochlik

 

Uśmiechałem się czytając. Powodzenia w konkursie.

Dziękuję za komentarze i wyłapanie błędów.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Opowiadanie przekonuje, że choć każdy uczestnik wyprawy ma jakieś wady, to w pewnych okolicznościach mogą one stać się zaletami.

 

...zapytał elf, wiszącego na pobliskim drzewie szkieleta. → …zapytał elf szkieletu, wiszącego na pobliskim drzewie…

 

powiedział Bravi, przyglądając się zataczającemu magowi… → Co zataczał mag?

A może: …powiedział Bravi, obserwują zataczającego się maga

 

jęknął czarno brody krasnolud. → …jęknął czarnobrody krasnolud.

 

 …siedział troll w garniturze pod czerwoną muszką. → Czy dobrze rozumiem, że garnitur był pod czerwoną muszką?

A może miało być: …siedział troll w garniturze i pod czerwoną muszką.

 

– Pięć karatów to jeden gram – powiedział zrezygnowany Dravi. – A to oznacza, że ten kamień waży sto kilo. → Skąd w świecie tego opowiadania wiedziano, czym jest gramkilogram?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarz i wyłapanie błędów.

 

– Czy wszyst­ko w po­rząd­ku, pa­no­wie kra­sno­lu­do­wie? – za­py­tał elf skielet, wi­szą­cy na po­bli­skim drze­wie. 

Czy taki zapis będzie prawidłowy?

 

– Pięć karatów to jeden gram – powiedział zrezygnowany Dravi. – A to oznacza, że ten kamień waży sto kilo. → Skąd w świecie tego opowiadania wiedziano, czym jest gram i kilogram?

Obawiam się że w tym świecie gramy są używane tak jak metry i kilogramy A nawet są niezbędne dla utrzymania spójności fabuły. 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo proszę, Anonimie. :)

 

Czy taki zapis będzie prawidłowy?

Jak na mój gust nie brzmi to najlepiej, ale to Twoje opowiadanie.

 

Obawiam się że w tym świecie gramy są używane tak jak metry i kilogramy A nawet są niezbędne dla utrzymania spójności fabuły. 

Nie przemawia do mnie takie tłumaczenie. A przecież dawniej była taka rozmaitość miar i wag.

http://wiki.meteoritica.pl/index.php5/Dawne_jednostki_miar_i_wag

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak na mój gust nie brzmi to najlepiej, ale to Twoje opowiadanie.

 

Poprawione.

 

Nie przemawia do mnie takie tłumaczenie. A przecież dawniej była taka rozmaitość miar i wag.

 

 A to że fabuła rozgrywa się gdzieś w przyszłości?

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

 A to że fabuła rozgrywa się gdzieś w przyszłości?

Anonimie, to mi nawet przez myśl nie przeszło. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Obawiam się że jednak wynika to z fabuły. 

 

Dawno, dawno temu, w odległej przyszłości…

Bravi patrzył na elfa, barbarzyńcę i maga. Gładził długą, rudą brodę lub drapał się po głowie.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Anonimie, mogę tylko powtórzyć: To Twoje opowiadanie i będzie napisane słowami, które uznasz za najwłaściwsze.

Dodam tylko, że zdanie: „Dawno, dawno temu, w odległej przyszłości…” przywodzi mi na myśl starą opowiastkę, któa nigdy mnie nie śmieszyła, zaczynającą się od słów: „Młoda staruszka siedziała na drewnianym kamieniu i nic nie mówiąc, rzekła…” – że na tym poprzestanę. Mam nadzieję, że pojmiesz o co m i chodzi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Albo narrator jest z przyszłości i opowiada to co się wydarzyło dawno temu w tej przyszłości ale nie tak dawno by uważać to za przeszłość z naszego punktu widzenia. Historyjka o młodej staruszce nie jest śmieszna.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Rozumiem, Anonimie.

Cieszę się, że mamy podobne zdanie w sprawie wspomnianej historyjki. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest git.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zabawne. Jednocześnie dziwnie realistyczne pod pewnymi względami…

Pozdrawiam

Dzięki. Tak.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gładził długą, rudą brodę lub drapał się po głowie.

To co robił w końcu? To nie podręcznik logiki.

lekko zatoczył się

Szyk: zatoczył się lekko; albo lekko się zatoczył.

Bravi podszedł do Draviego, wsparty pod boki, z wydętymi wargami.

…?

Bravi sprawnie złapał go za końcówkę brody i przyciągnął.

Przyciągnął – do czego? I po co zapewniać, że sprawnie? Czy to łapanie takie trudne?

zapytał elf szkieletu, wiszącego na pobliskim drzewie.

…? Przez chwilę myślałam, że to jakiś nowy rodzaj elfa… Zasadniczo pytany powinien być w bierniku, ale szyk też tu mąci.

A mag zaczął szukać czegoś w kieszeniach długiej szaty.

Lepiej: A mag zaczął czegoś szukać w kieszeniach długiej szaty.

zaczął podziwiać pająka drepczącego między nogami krasnoludów.

?

dokończył Bravi i ściszył głos.

Brzmi to trochę tak, jakby ściszył go kręceniem potencjometrem… jakby to była osobna czynność.

zaczął wgniatać go

Szyk: zaczął go wgniatać.

To mnie nie pociesza, gdyż hazard mógłby wiele wytłumaczyć

Jest to bardzo okrągłe zdanie, pasujące w tym miejscu jak jeż w nosie.

poprawił brata Bravi i zgrzytnął zębami

Nie brzmi to dobrze.

chcemy włamać się

Się włamać. Nie dawaj enklityk na akcentowane miejsca, bo wychodzi ruski akcent.

Bravi wyglądał jak ktoś czekający na wyrok długoletniej odsiadki.

Czyli? Sam chwyt jest ugruntowany, ale nie można się tylko na nim opierać.

z sejfu za obrazem dziadka, który jest w gabinecie biura?

Wystarczy: sejfu w gabinecie, za obrazem dziadka. Bo na razie wygląda na to, że dziadek jest w gabinecie. (Przy okazji – "obraz dziadka" to obraz namalowany przez dziadka, niekoniecznie go przedstawiający – to byłby portret, a może autoportret dziadka).

Dravi spojrzał w oczy brata

Dravi spojrzał bratu w oczy.

Dravi musiał zaryzykować, gdyż twarz brata tak poczerwieniała, że zaczęła zlewać się z rudą brodą i pomyślał, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, to głowa Braviego eksploduje.

Słuchaj, ta scena chyba powinna być, nie wiem, pełna napięcia? A zdania są tak długie i zawiłe, że napięcie klapnie.

nie ryzykowałem z najmem drugiego włamywacza.

Włamywacza można nająć, ale "najem" dotyczy raczej nieruchomości.

zaczął zrezygnowany – zacznij

Powtórzenie.

To czemu nie wie, gdzie stoimy

Hę? I metry w fantasy, fuuuj. https://pl.wikipedia.org/wiki/Uk%C5%82ad_SI

Dłoń Braviego uderzyła o czoło.

Tak sama z siebie?

Udało mu się, jednak huk wystrzału…

… hmm.

szeroko uśmiechniętego, białobrodego maga

Zbędny przecinek, to nie są równoważne przydawki.

No ładnie

No, ładnie. Ej, kto jest głupszy – głupek, czy ten, co za nim idzie? :)

panowie krasnoludzi

Panowie krasnoludowie.

zapytał szkielet Sokole Oko

Nadal mi się wydaje, że Sokole Oko jest szkieletem…

przed drzwiami do wieży

"Do" zbędne.

Nim jeszcze rozbłysło jasne światło, usłyszeli – no może poza Kangiem:

Mmmmm… Zanim rozbłysło jasne światło, usłyszeli – wszyscy poza Kangiem?

No to tyle w temacie maga

No, to tyle w temacie maga.

Jednak to nie przesada, z tymi ostrzeżeniami dotyczącymi czarowania po alkoholu

Jednak ten dowcip był śmieszniejszy bez tłumaczenia. Znaczy, mniej nieśmieszny.

ktoś kopie go

Ktoś go kopie.

Kang stanął zdezorientowany

A poruszał się?

W odpowiedzi gargulec splunął zieloną substancją w oczy barbarzyńcy.

Splunął barbarzyńcy w oczy zieloną substancją.

Twarz Kanga zaczęła dymić wśród wrzasków i zgrzytania zębami towarzyszy.

…?

Co za pech, że to okno jest sześć metrów od nas.

Wątpliwe, skoro to wieża, ale – oni próbują wstrzelić strzałę z liną w… szkło? Parapet? W co właściwie?

Dravi nawigował.

Elf to nie statek.

Bracie, zaczekaj?!

Po co pytajnik?

Gargulec nawet nie drgnął. Bravi podszedł do drzwi i nacisnął klamkę – były otwarte.

Hmm. To powinno być trochę śmieszne, ale jakoś nie działa.

weszli do czegoś na wzór przedpokoju

… przedpokoje nie chodzą. To kwestia składni. Można coś zbudować na wzór przedpokoju, ale nie wejść do czegoś na wzór, ponieważ "na wzór czegoś" pełni funkcję przysłówka: https://wsjp.pl/haslo/podglad/47316/na-wzor/5184142/na-wzor-goralskich-chat I w ogóle skąd oni znają przedpokoje w fantasy?

– zapytał zdezorientowany.

Wiemy, że jest zdezorientowany, to widać z kontekstu.

Bravi i Dravi doskoczyli do biurka i wyciągnęli zza pasów bandolety.

Mało dynamiczne i nie każdy wie, że bandolet to również strzelba (ja nie wiedziałam).

Jesteście tego pewni?

To troll czy Windows 10?

wysapali równocześnie słaniający się na nogach włamywacze

Tak w zasadzie, to oni się nie włamali…

przy czym obie formy ciała były w stanie daleko posuniętego rozkładu

…?

jednym ludzkim trupim okiem, a drugim gadzim

Dziwna składnia.

zapytał ze zgrozą

Ze zgrozą?

wbił kombinację

Nowoczesne.

minimalnie wytartych

Minimalnie?

pięćset tysięcy karatów

https://pl.wikipedia.org/wiki/Karat To jest 100 000 gramów, czyli sto kilo. Przyda się jednak ten barbarzyńca z bicepsami…

Wy krasnoludy się na tym znacie – pochwalił elf.

Wy, krasnoludy, się na tym znacie – pochwalił elf. Czy pochwalił…

Wystarczyło, że rzuciliście okiem, by ocenić kamień.

Wystarczy wam rzucić okiem, by ocenić kamień.

– A, faktycznie – elf podrapał się w końcówkę długiego ucha.

– A, faktycznie. – Elf podrapał się w końcówkę długiego ucha.

Ten diament jest wielkości pięści

https://pl.wikipedia.org/wiki/Diament 28 409 cm3, czyli z grubsza 28 i pół metra sześciennego. Spora pięść. Ale co tam, niech będzie, że magia.

zmienił postać ze smoczej w trupią

Hmm.

Po takiej transformacji bolały go wszystkie kości, a do tego był wykończony niszczeniem miasta.

Biedaczysko.

gdy wszedł po pustej recepcji, ruszył biegiem do gabinetu

Od razu? I kto ma recepcję w domu właściwie?

wyciągnął z szuflady szklaną kulę zespoloną z innymi, znajdującymi się na każdym piętrze wieży

Nie brzmi to dobrze.

 

… eee… i co, już? Gdzie końcówka? Bo to dopiero pół tekstu, i nieśmiesznego, obawiam się (jeśli masz skojarzenie z tym dowcipem, który miał pointę "jedzenie było okropne i było go za mało", to – ja też).

Zaletą jest wykorzystanie bohaterów o ogólnie znanych atrybutach, można zatem uniknąć rozbudowanego wprowadzenia i przejść do gagów

Ale trochę zbyt rozbudowane jednak jest. A gagi też takie sobie.

Gdzie to zdanie się włóczyło, że złapało rzeżączkę?

Tu akurat jest to zło konieczne…

Przyciągnął mnie tytuł, bo swoją brodę regularnie przycinam. :D

Broda nie czyni filozofa :D

Opowiadanie przekonuje, że choć każdy uczestnik wyprawy ma jakieś wady, to w pewnych okolicznościach mogą one stać się zaletami.

A przynajmniej się stara :)

Obawiam się że w tym świecie gramy są używane tak jak metry i kilogramy A nawet są niezbędne dla utrzymania spójności fabuły.

Są absolutnie zbędne. Możesz sobie wymyślić jakieś inne miary, chociażby kciuki, dłonie czy ziarna fasoli.

A to że fabuła rozgrywa się gdzieś w przyszłości?

To nic nie zmienia, zwłaszcza, że tymczasem musiały się pojawić elfy, krasnale, trolle, smoki i nekromanci. Czyli przyszłość jest spokojnie na tyle odległa, żeby dawne miary uległy zapomnieniu.

przywodzi mi na myśl starą opowiastkę

A, tak.

Albo narrator jest z przyszłości i opowiada to co się wydarzyło dawno temu w tej przyszłości ale nie tak dawno by uważać to za przeszłość z naszego punktu widzenia.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No trudno dzięki za wskazówki do tekstu.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nie ma problema.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przeczytawszy.

Babska logika rządzi!

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Lekkie i zabawne. Rasowa “fun-tastyka” :)

Dziękuję Pani i Pani i Panu za komentarze.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dybry,

 

Dawno, dawno temu, w odległej przyszłości…

Bravi patrzył na elfa, barbarzyńcę i maga.

Oj. Po co to, na co to ten wstęp. Kompletnie nie pasuje.

 

– Na pięć metrów może nawet być mistrzem świata w bule, ale łucznikiem jest do dupy!

– Świetnym – zapewnił Dravi. – Ale do pięciu metrów…

Heheh ;p

 

– Przecież mówiłeś, że smoka nie ma w wieży, że z zaufanego źródła wiesz, że odleciał plądrować jakieś miasto na północy

Za dużo ż. To nie jest reklama żywca. Taki nieśmieszny żarcik.

Proponuję:

→ – Przecież mówiłeś, że smoka nie ma w wieży, że odleciał plądrować jakieś miasto na północy

 

Ale chaos :P

W pozytywnym sensie, humorystycznym.

 

– Łaaata – zaczął – sałata, morata, kloaka!

Hahah, kloaka, trzymajcie mnie :D

 

 

Hm, opowiadanie wydaje mi się nieco urwane. Jednak było śmiesznie, nie ma co. Fajne :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Dziękuję matko smoków.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hm, opowiadanie wydaje mi się nieco urwane.

Niektórzy czytelnicy już uschnęli, czekając na drugą część przygód Morgolita, Braviego i Draviego. A maga do kompostu i posadzić pomidory, może jeszcze coś ciekawego wyrośnie!

Może wiśniówka.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć,

 

“Heist movie” w wersji na wesoło. Okazuje się, że czasami nawet tak niedobranym i gamoniowatym partnerom może coś się udać… chociaż najprawdopodobniej nie bez konsekwencji:) Mi się podobało. Nie przewracałem się może ze śmiechu na boki, ale całkiem zabawne opowiadanie, ma swoje “smaczki”.

 

Powodzenia i pozdrawiam

Miło mi że wyłapałeś smaczki.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Humorystyczne opowiadanie, choć nie rozbawiło. Za to mnie zaciekawiło, dobrze się czytało i naturalnie przypomniało Hobbita, wersja alternatywna? XD Fajne. Pozdrawiam MG

Dzięki.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej!

 

Czytałam z lekkim uśmiechem, ale tutaj mnie rozbawiło:

– Tak jest, najlepszym… do pięciu metrów.

 

– To czemu nie wie, gdzie stoimy… Co?! Jak to? Do pięciu metrów?

– Bo dalej nie widzi, jest krótkowidzem.

:D

 

– Na pięć metrów może nawet być mistrzem świata w bule, ale łucznikiem jest do dupy!

– Świetnym – zapewnił Dravi. – Ale do pięciu metrów…

XD

 

– Prawnik. Za życia był prawnikiem.

– Cholera! Przecież wiesz, jak nienawidzę prawników!

Też dobre. :D

 

– Nieeee! Kołataaaa!

Mag zniknął, a w jego miejscu pojawił się krowi placek, parujący w zimnym powietrzu.

– No to tyle w temacie maga – powiedział Bravi

Haha. :D

 

– Słusznie, tyle jest wypadków z pijanymi magami – zgodził się Dravi.

A to nie tyle zabawne, co bardzo fajne! Jej, ale by było o tym opko zacne!

 

– Słyszysz?! – wrzeszczał Bravi. – Idź i rozwal drzwi!

– Hę!? – upewnił się Kang.

Bravi ochrypł, więc tylko pokiwał głową i wskazał na wieżę.

Kang ruszył, rozdeptując po drodze to, co zostało z maga.

Haha, naprawdę zabawne opowiadanie, uwielbiam <3 I jeszcze potem Kang dostał w oczy. XD

 

– Co za pech, że to okno jest sześć metrów od nas. W innym przypadku na pewno bym już trafił – tłumaczył Sokole Oko.

Boskie. XD

 

siedział troll w garniturze pod czerwoną muszką

:D

 

Bardzo fajne, zabawne, uśmiałam się, totalnie na luzie włamanie, a na koniec smaczek z Morgolitem Straszliwym. :) Pisz więcej!

 

Pozdrawiam,

Ananke

:*

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Czas ściągania masek nadszedł, więc nadszedł też czas komentarza bez maski :). Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i uwagi do tekstu oraz za oddane głosy na mój tekst :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No proszę. :D 

Zaskoczona? :) Mam nadzieję bo starałem się maskować:)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie, zamaskowany byłeś po czubek głowy. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam nadzieję, że nie wystawała lutnia;). Wybacz moje przekomarzanie w komentarzach, jednak nie mogłem się powstrzymać by nie wykorzystać Twojej skrupulatności :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ależ, Bardzie, świetnie wykorzystałeś bycie Anonimem, więc nie mam Ci czego wybaczać. I wcale nie czuję się wykorzystana. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka