
Nic nie mam do wskrzeszonych ani innych prawników.
Nic nie mam do wskrzeszonych ani innych prawników.
Dawno, dawno temu, w odległej przyszłości…
Bravi patrzył na elfa, barbarzyńcę i maga. Gładził długą, rudą brodę lub drapał się po głowie. Dravi stał za nim, obgryzając paznokcie lub żując czarnego wąsa, czasem z niepokojem spoglądając na mroczną wieżę. Stała niedaleko, otoczona mokradłami. Czarny marmur, z którego ją wzniesiono, lśnił w blasku księżyca.
– Panowie, zaczekajcie tu chwilę, muszę zamienić słówko z bratem – powiedział Bravi.
– Hę!? – wrzasnął barbarzyńca.
– Nie ma problemu – odparł elf, patrząc w przeciwnym kierunku.
A mag czknął, lekko zatoczył się i pokiwał głową.
Bravi podszedł do Draviego, wsparty pod boki, z wydętymi wargami.
– Podejdź – poprosił.
Dravi przesunął się o pół kroku.
– Bliżej – zachęcił Bravi.
Brat podrapał się nerwowo po ciemnej czuprynie.
– Jesteś zły? – zapytał.
Bravi sprawnie złapał go za końcówkę brody i przyciągnął.
– Oczywiście, że jestem zły, idioto! – wrzasnął do ucha Draviego.
– To boli!
– Czy wszystko w porządku, panowie krasnoludowie? – zapytał elf szkieletu, wiszącego na pobliskim drzewie.
– Hę!? – dodał barbarzyńca, nadstawiając ucho.
A mag zaczął szukać czegoś w kieszeniach długiej szaty.
– Tak, wszystko dobrze, dajcie nam chwilę – odparł Bravi, z uśmiechem przedsiębiorcy pogrzebowego wymalowanym na twarzy.
Zignorował „hę”, dźwięk odkorkowywanej flaszki i elfa uśmiechającego się do zbielałych kości.
– Chciałeś maga, barbarzyńcę, łucznika i… – Dravi urwał i zaczął podziwiać pająka drepczącego między nogami krasnoludów.
– I złodzieja – dokończył Bravi i ściszył głos. – Ci tam wyglądają na lekko wybrakowanych, nie uważasz? No i brakuje włamywacza.
Dravi przydeptał pająka ciężkim butem i zaczął wgniatać go w podmokłą ziemię, poświęcając tej czynności całą uwagę.
– Przestań! – warknął Bravi.
Brat stanął na baczność. Rudobrody krasnolud objął go za ramię i wskazał drużynę.
– A teraz, proszę cię, wytłumacz mi, skąd wziąłeś tych dżentelmenów?
– Zanim zacznę, chciałem cię zapewnić, że nie gram od dwóch miesięcy. Omijam kasyno szerokim łukiem i regularnie odwiedzam anonimowych hazardzistów. Zobacz. – Pospiesznie wyciągnął odznakę uczestnika spotkań i książeczkę obecności.
– To mnie nie pociesza, gdyż hazard mógłby wiele wytłumaczyć – powiedział Bravi, obserwując zataczającego się maga z podejrzaną flaszką w ręku.
– Tak – zaczął Dravi – gdy przekazałeś mi oszczędności, które zbierałeś… przez trzydzieści…
– Przez czterdzieści lat – poprawił brata Bravi i zgrzytnął zębami.
– Tak – przyznał Dravi. – Pomyślałem, że kluczowy będzie złodziej, skoro chcemy włamać się do wieży Morgoilta Straszliwego.
– Bardzo słusznie. – Bravi wyglądał jak ktoś czekający na wyrok długoletniej odsiadki.
– Więc wybrałem najlepszego złodzieja w mieście. Niziołka, jak mi doradziłeś. Niejakiego Podstępniusza Lepkopalcego.
– Dobry wybór – pochwalił Bravi.
– Też tak pomyślałem. Zaprosiłem go do biura, przedstawiłem plan oraz kwotę wynagrodzenia, dałem zaliczkę i…
– Czy zaliczkę dałeś mu z sejfu za obrazem dziadka, który jest w gabinecie biura? – Dłoń Braviego zacisnęła się na ramieniu brata z taką mocą, że Dravi jęknął.
– Tak, a skąd wiedziałeś? – jęknął czarnobrody krasnolud.
– I następnego dnia, gdy zajrzałeś do sejfu, okazało się, że jest pusty?
– Tak! Skąd ty…?! – Dravi spojrzał w oczy brata i zrozumiał, że jeśli wypowie jeszcze jedno słowo, to będzie ono ostatnim w jego życiu.
– Wiem, że zawaliłem. – Dravi musiał zaryzykować, gdyż twarz brata tak poczerwieniała, że zaczęła zlewać się z rudą brodą i pomyślał, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, to głowa Braviego eksploduje. – Ale też mam trochę oszczędności, które trzymałem na czarną godzinę, i postanowiłem za nie wynająć tych oto panów. Oczywiście nie było tego tyle, by wynająć najlepszych i rozumiesz, że po wpadce z niziołkiem już nie ryzykowałem z najmem drugiego włamywacza.
Bravi wypuścił powietrze z przeciągłym świstem.
– Dobra – zaczął zrezygnowany – zacznij od tego elfa.
– Nazywa się Sokole Oko – powiedział z dumą Dravi.
– I zgaduję, po łuku na plecach, że jest łucznikiem.
– Tak jest, najlepszym… do pięciu metrów.
– To czemu nie wie, gdzie stoimy… Co?! Jak to? Do pięciu metrów?
– Bo dalej nie widzi, jest krótkowidzem.
Dłoń Braviego uderzyła o czoło.
– Ale na pięć metrów widzi jak sokół – wyjaśnił pośpiesznie Dravi.
– Na pięć metrów może nawet być mistrzem świata w bule, ale łucznikiem jest do dupy!
– Świetnym – zapewnił Dravi. – Ale do pięciu metrów…
– Zamknij się – warknął Bravi. – I mów o tym dwumetrowym mięśniaku w owłosionych gatkach i z mieczem dwuręcznym.
– Tak, to jest Kang, prawdziwy tytan – powiedział zadowolony z siebie Dravi.
– Co z nim jest nie tak? – jęknął Bravi.
– Jest głuchy, odkąd założył się, że podniesie armatę i z niej wypali.
– I?
– Udało mu się, jednak huk wystrzału…
– I jest głuchy! – wrzasnął Bravi.
Elf obrócił się w stronę maga, mag się wzdrygnął i prawie upuścił flaszkę, a barbarzyńca zapytał:
– Hę?!
– Nie całkiem, coś tam słyszy – powiedział ostrożnie Dravi.
– A co jest nie tak… – Bravi spojrzał na szeroko uśmiechniętego, białobrodego maga o czerwonym nosie i mętnym spojrzeniu. – Masz ślepca, głuchego i pijaka. Nie masz złodzieja, a chcesz okraść wieżę Morgolita Straszliwego.
– Przecież mówiłeś, że smoka nie ma w wieży, że z zaufanego źródła wiesz, że odleciał plądrować jakieś miasto na północy – poskarżył się Dravi. – Więc ci tu powinni wystarczyć.
– Dobra, nie byłem z tobą zupełnie szczery. Morgolit to nie tylko smok. – Bravi nieco złagodniał.
– Jak to, nie tylko?
– To potężny nekromanta, który potrafi przybrać postać smoka.
– No ładnie i co jeszcze? – Teraz to Dravi wziął się pod boki.
– Prawnik. Za życia był prawnikiem.
– Cholera! Przecież wiesz, jak nienawidzę prawników!
– Wiem, dlatego wolałem ci tego nie mówić – przyznał Bravi. – Teraz jesteśmy kwita.
– Zgoda? – zapytał Dravi.
– Zgoda! – powiedział Bravi.
– To jak tam, panowie krasnoludzi, z tym włamem? – zapytał szkielet Sokole Oko.
– Hę?! – dodał Kang.
– Ale będzie heca – zaśmiał się mag.
– Dobra, zobaczmy, co potrafią ci twoi herosi – powiedział Bravi.
*
Stanęli przed drzwiami do wieży.
– I co teraz? – zapytał Dravi.
– Jakbyśmy mieli sprawnego włamywacza, sprawa byłaby oczywista – warknął Bravi. – Może sprawdźmy, czy nie ma żadnych magicznych zabezpieczeń.
– Nie musisz mnie namawiać. – Mag przepchnął się do przodu i zakasał rękawy. – Zaraz, jak to było…
Bravi uniósł jedną brew, gdy mag zaczął się zataczać przed wejściem.
– Łaaata – zaczął – sałata, morata, kloaka!
Nim jeszcze rozbłysło jasne światło, usłyszeli – no może poza Kangiem:
– Nieeee! Kołataaaa!
Mag zniknął, a w jego miejscu pojawił się krowi placek, parujący w zimnym powietrzu.
– No to tyle w temacie maga – powiedział Bravi.
– Jednak to nie przesada, z tymi ostrzeżeniami dotyczącymi czarowania po alkoholu – dodał Dravi.
– Podobno mają zwiększyć kontrolę trzeźwości magów, zwłaszcza w weekendy, i konfiskować różdżki, a najbardziej pijanych będą kneblować – dorzucił Sokole Oko.
– Słusznie, tyle jest wypadków z pijanymi magami – zgodził się Dravi.
– Skończyliście? – warknął Bravi. – Jak tak, to się odsuńcie, muszę pogadać z tym barbarzyńcą.
Kang spojrzał pod stopy, gdy poczuł, że ktoś kopie go w kostkę.
– Słyszysz?! – wrzeszczał Bravi. – Idź i rozwal drzwi!
– Hę!? – upewnił się Kang.
Bravi ochrypł, więc tylko pokiwał głową i wskazał na wieżę.
Kang ruszył, rozdeptując po drodze to, co zostało z maga. Tuż przed drzwiami kamienny gargulec, siedzący na gzymsie, zaskrzeczał:
– Kto idzie?!
Kang stanął zdezorientowany i zapytał:
– Hę?!
W odpowiedzi gargulec splunął zieloną substancją w oczy barbarzyńcy. Twarz Kanga zaczęła dymić wśród wrzasków i zgrzytania zębami towarzyszy.
*
Bravi patrzył, jak Sokole Oko sięga po ostatnią strzałę z kołczanu. Pozostałe leżały połamane pod wieżą. Dravi właśnie zwinął linę i wrócił do elfa.
– Teraz na pewno ci się uda – powiedział.
– Co za pech, że to okno jest sześć metrów od nas. W innym przypadku na pewno bym już trafił – tłumaczył Sokole Oko.
Bravi spojrzał na Kanga, który siedział na trawie z obandażowaną twarzą.
– Na pewno się uda – zapewniał Dravi. – Wierzę w ciebie.
Sokole Oko napiął cięciwę. Dravi nawigował.
– Trochę bardziej w lewo, trochę w prawo… Teraz.
Bravi patrzył, jak ostatnia strzała rozbija się o czarny marmur.
– Ale było blisko? – zapytał elf.
– Zabrakło centymetrów – skłamał Dravi.
Bravi wstał i ruszył w stronę drzwi.
– Bracie, zaczekaj?! – zawołał Dravi, jednak było już za późno.
Gargulec zaskrzeczał:
– Kto idzie?!
Bravi otworzył usta, zawahał się, w końcu powiedział:
– Ja.
Gargulec nawet nie drgnął. Bravi podszedł do drzwi i nacisnął klamkę – były otwarte.
*
Krasnoludzcy bracia wraz z elfem weszli do czegoś na wzór przedpokoju. Stało tam lustro i półka na buty. Podłogę zdobił piękny czerwony dywan z wyszytym hasłem: „Nie ma to jak w domu”. Przed kamiennymi schodami leżało kilka par bamboszy z inicjałami MS.
Weszli po schodach na piętro. Tam, za dużym drewnianym biurkiem, siedział troll w garniturze i pod czerwoną muszką. Na widok włamywaczy uniósł brwi, aż monokl wypadł mu z oczodołu.
– Czym mogę służyć? – zapytał zdezorientowany.
Bravi i Dravi doskoczyli do biurka i wyciągnęli zza pasów bandolety.
– Prowadź do skarbca! – wrzasnęli równocześnie, przytykając lufy do zielonej twarzy trolla.
Kamerdyner wzruszył ramionami i wstał od biurka.
– Proszę za mną – powiedział, prowadząc nieproszonych gości na kolejne schody.
Minęli dziewięć sypialni, pięć jadalni, trzy komnaty gościnne, cztery biblioteki, dwie łazienki i jedną kuchnię, nim zatrzymali się przy drzwiach gabinetu Morgolita.
– Jesteście tego pewni?
– Otwieraj! – wysapali równocześnie słaniający się na nogach włamywacze.
Troll wpuścił ich do gabinetu.
– Dobra, gadaj, gdzie kosztowności? – Pierwszy oddech odzyskał Bravi.
– Za portretem pana – odpowiedział troll.
– No tak! Oczywiście! – krzyknął Dravi i ruszył do obrazu, który przedstawiał nekromantę przeobrażającego się w smoka, przy czym obie formy ciała były w stanie daleko posuniętego rozkładu.
Morgolit łypał na czarnobrodego krasnoluda jednym ludzkim trupim okiem, a drugim gadzim.
Dravi zawahał się i spojrzał na brata.
– Cholera, czy to aby dobry pomysł? To w końcu prawnik – zapytał ze zgrozą.
– A skąd będzie wiedział, że to my go okradliśmy?
Troll chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Oba bandolety wypaliły, a kamerdyner padł martwy na niezwykle drogi dywan, brudząc go krwią.
– Odsuń się – warknął Bravi, minął brata i ściągnął obraz.
W ścianie tkwił sejf z dziesięcioma klawiszami oznaczonymi cyframi.
– No pięknie! I jaki jest szyfr?! – jęknął Dravi.
– Może spytamy kamerdynera! – Bravi z rozpaczy zaczął bić głową w sejf.
– Chwileczkę, panowie – powiedział Sokole Oko i podszedł do klawiatury.
Zmrużył oczy, potarł nos i wbił kombinację. Sejf otwarł się z cichym trzaskiem.
– Skąd wiedziałeś?! – zapytali niemal równocześnie bracia.
– Nasz nekromanta jest leniwy – wyjaśnił elf. – Ustawił jedną kombinację i nie zmieniał jej od lat, kto wie, może wieków, bo te pięć klawiszy jest minimalnie wytartych.
– Wytartych? – zapytał Bravi.
– Gdzie? – dodał Dravi.
– Końcówka jedynki, łuk dwójki, jeden brzuszek trójki, skrzyżowanie przy czwórce i daszek piątki – wyjaśnił elf.
– Mówiłem, że ma sokoli wzrok. – Dravi klasnął w ręce.
– Na pięć metrów – sprostował elf z dumą.
– Panowie, mamy problem – powiedział Bravi.
Krasnolud i elf zajrzeli do sejfu – w środku znajdował się olbrzymi diament.
– W czym problem? – zdziwił się Sokole Oko.
– Ten diament ma pięćset tysięcy karatów – powiedział Bravi.
– Wy krasnoludy się na tym znacie – pochwalił elf. – Wystarczyło, że rzuciliście okiem, by ocenić kamień.
– Nie, na poduszeczce jest karteczka z opisem – powiedział Bravi.
– A, faktycznie – elf podrapał się w końcówkę długiego ucha. – No ale w czym problem?
– Ten diament jest wielkości pięści, a to oznacza, że może go nieść jedna osoba, góra dwie – tłumaczył Bravi.
– I co? To chyba dobrze? – zdziwił się elf.
– Pięć karatów to jeden gram – powiedział zrezygnowany Dravi. – A to oznacza, że ten kamień waży sto kilo.
Elf sposępniał, tak jak krasnoludy. Cała trójka przez chwilę patrzyła zrezygnowana na zdobycz, która była tak blisko, a jednocześnie tak niedostępna. Wtedy gdzieś z zewnątrz dobiegł głos:
– Hę?!
– Kang! – wykrzyknęli niemal równocześnie.
– Kto po niego zejdzie? – zapytał elf.
– Smok, golem, rycerz? – zapytał Bravi.
– Zgoda – powiedział Dravi.
Bracia i elf wyciągnęli przed siebie zaciśnięte pięści.
– Pokazujemy na trzy – wyjaśnił Bravi.
*
Morgolit wylądował przed wieżą i zmienił postać ze smoczej w trupią. Po takiej transformacji bolały go wszystkie kości, a do tego był wykończony niszczeniem miasta. Pierwszą oznaką niepokoju, która pojawiła się w jego martwym sercu, był stos połamanych strzał pod oknem wieży. Drugą – rozdeptany krowi placek. Trzecią – zabłocony dywan w przedpokoju.
– Leopoldzie! – zawołał, a gdy wszedł po pustej recepcji, ruszył biegiem do gabinetu.
Kamerdyner był martwy, sejf zrabowany, perski dywan zachlapany krwią.
Morgolit Straszliwy usiadł przy biurku i wyciągnął z szuflady szklaną kulę zespoloną z innymi, znajdującymi się na każdym piętrze wieży.
Zaczął bardzo uważnie przeglądać monitoring, by przekonać się, kto był na tyle głupi, by ośmielić się go okraść.
Witaj, pełne fajnego humoru i oryginalnego pomysłu opowiadanie ze świetnymi nazwami własnymi, brawa! :)
Z technicznych – o ile dobrze widzę – “Morgolit” ma w jednym miejscu literówkę.
Deptanie pająka to zawsze pech na całego. :) A o dywanie akurat sama tworzę na nowo stare opko, zatem tym mi milej. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia, klik. :)
Pecunia non olet
To jest fun, jakiego było mi trzeba. Sama historia bandy “na jaką nas stać” już trafiłaby do mego serduszka, a tu jeszcze śliczne imiona (która z Jurorek?;)
Zakończenie wspaniałe i takie otwarte na kontynuację.
Pierwszym oznaką niepokoju, który pojawił się w jego martwym sercu, był stos połamanych strzał pod oknem wieży.
A ta pokraka co tu robi?;P
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Czy jeśli napiszę, że prawie się posikałem czytając, będzie to komplement?
Zaletą jest wykorzystanie bohaterów o ogólnie znanych atrybutach, można zatem uniknąć rozbudowanego wprowadzenia i przejść do gagów. Włamanie genialne, trochę maga szkoda…
Pozdrawiam!
To jeszcze drobiazgi przy drugim czytaniu:
Przecież mówiłeś, że smoka nie ma w wieży, że z zaufanego źródła wiesz, że odleciał plądrować jakieś miasto na północy
Gdzie to zdanie się włóczyło, że złapało rzeżączkę?
Podobno mają zwiększyć kontrolę trzeźwości magów, zwłaszcza w weekendy, i konfiskować różdżki, a najbardziej pijanych mają kneblować
Ciachnąłbym drugie “mają”.
Oczywiście nie było tego tyle, by wynająć najlepszych i rozumiesz, że po wpadce z niziołkiem już nie ryzykowałem z najmem drugiego włamywacza.
Rozdzieliłbym na dwa krótsze, też będzie zabawnie, a płynniejsze w czytaniu. Nie upieram się, kwestia gustu.
zapytał elf, wiszący na pobliskim drzewie, szkielet.
Na tym zdaniu się potknąłem. Szyk? Bohaterów nie znamy jeszcze dobrze, i ktoś (nie kierując się interpunkcją) może wyobrazić sobie elfa jako szkielet, wiszący na drzewie.
Podobało mi się to, że zwykle “bolesna” część związana z wprowadzeniem i opisem bohaterów jest bardzo śmieszna. Czytelnik rozśmieszony już na początku znacznie łatwiej poddaje się nastrojowi. Dużo zdań-perełek, nagromadzonych w krótkim tekście. Przy drugim czytaniu równie zabawne, jak przy pierwszym, a może nawet bardziej – mogłem wyłapywać wszystkie smaczki z dialogów i opisów.
P.S. technikalia: diament wielkości pięści waży pomiędzy 1 a 2 kg. Wielkości pięści Kanga ważyłby może więcej. Rozumiem jednak, że to magiczny diament. Już boję się, co tak naprawdę może kryć się we wnętrzu :)
Przyciągnął mnie tytuł, bo swoją brodę regularnie przycinam. :D
Pierwszą oznaką niepokoju, która pojawił się w jego martwym sercu, ← Chochlik
Uśmiechałem się czytając. Powodzenia w konkursie.
Dziękuję za komentarze i wyłapanie błędów.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Opowiadanie przekonuje, że choć każdy uczestnik wyprawy ma jakieś wady, to w pewnych okolicznościach mogą one stać się zaletami.
...zapytał elf, wiszącego na pobliskim drzewie szkieleta. → …zapytał elf szkieletu, wiszącego na pobliskim drzewie…
…powiedział Bravi, przyglądając się zataczającemu magowi… → Co zataczał mag?
A może: …powiedział Bravi, obserwują zataczającego się maga…
…jęknął czarno brody krasnolud. → …jęknął czarnobrody krasnolud.
…siedział troll w garniturze pod czerwoną muszką. → Czy dobrze rozumiem, że garnitur był pod czerwoną muszką?
A może miało być: …siedział troll w garniturze i pod czerwoną muszką.
– Pięć karatów to jeden gram – powiedział zrezygnowany Dravi. – A to oznacza, że ten kamień waży sto kilo. → Skąd w świecie tego opowiadania wiedziano, czym jest gram i kilogram?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za komentarz i wyłapanie błędów.
– Czy wszystko w porządku, panowie krasnoludowie? – zapytał elf skielet, wiszący na pobliskim drzewie.
Czy taki zapis będzie prawidłowy?
– Pięć karatów to jeden gram – powiedział zrezygnowany Dravi. – A to oznacza, że ten kamień waży sto kilo. → Skąd w świecie tego opowiadania wiedziano, czym jest gram i kilogram?
Obawiam się że w tym świecie gramy są używane tak jak metry i kilogramy A nawet są niezbędne dla utrzymania spójności fabuły.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Bardzo proszę, Anonimie. :)
Czy taki zapis będzie prawidłowy?
Jak na mój gust nie brzmi to najlepiej, ale to Twoje opowiadanie.
Obawiam się że w tym świecie gramy są używane tak jak metry i kilogramy A nawet są niezbędne dla utrzymania spójności fabuły.
Nie przemawia do mnie takie tłumaczenie. A przecież dawniej była taka rozmaitość miar i wag.
http://wiki.meteoritica.pl/index.php5/Dawne_jednostki_miar_i_wag
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jak na mój gust nie brzmi to najlepiej, ale to Twoje opowiadanie.
Poprawione.
Nie przemawia do mnie takie tłumaczenie. A przecież dawniej była taka rozmaitość miar i wag.
A to że fabuła rozgrywa się gdzieś w przyszłości?
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
A to że fabuła rozgrywa się gdzieś w przyszłości?
Anonimie, to mi nawet przez myśl nie przeszło. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Obawiam się że jednak wynika to z fabuły.
Dawno, dawno temu, w odległej przyszłości…
Bravi patrzył na elfa, barbarzyńcę i maga. Gładził długą, rudą brodę lub drapał się po głowie.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Anonimie, mogę tylko powtórzyć: To Twoje opowiadanie i będzie napisane słowami, które uznasz za najwłaściwsze.
Dodam tylko, że zdanie: „Dawno, dawno temu, w odległej przyszłości…” przywodzi mi na myśl starą opowiastkę, któa nigdy mnie nie śmieszyła, zaczynającą się od słów: „Młoda staruszka siedziała na drewnianym kamieniu i nic nie mówiąc, rzekła…” – że na tym poprzestanę. Mam nadzieję, że pojmiesz o co m i chodzi.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Albo narrator jest z przyszłości i opowiada to co się wydarzyło dawno temu w tej przyszłości ale nie tak dawno by uważać to za przeszłość z naszego punktu widzenia. Historyjka o młodej staruszce nie jest śmieszna.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Rozumiem, Anonimie.
Cieszę się, że mamy podobne zdanie w sprawie wspomnianej historyjki. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jest git.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Zabawne. Jednocześnie dziwnie realistyczne pod pewnymi względami…
Pozdrawiam
Dzięki. Tak.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Gładził długą, rudą brodę lub drapał się po głowie.
To co robił w końcu? To nie podręcznik logiki.
lekko zatoczył się
Szyk: zatoczył się lekko; albo lekko się zatoczył.
Bravi podszedł do Draviego, wsparty pod boki, z wydętymi wargami.
…?
Bravi sprawnie złapał go za końcówkę brody i przyciągnął.
Przyciągnął – do czego? I po co zapewniać, że sprawnie? Czy to łapanie takie trudne?
zapytał elf szkieletu, wiszącego na pobliskim drzewie.
…? Przez chwilę myślałam, że to jakiś nowy rodzaj elfa… Zasadniczo pytany powinien być w bierniku, ale szyk też tu mąci.
A mag zaczął szukać czegoś w kieszeniach długiej szaty.
Lepiej: A mag zaczął czegoś szukać w kieszeniach długiej szaty.
zaczął podziwiać pająka drepczącego między nogami krasnoludów.
?
dokończył Bravi i ściszył głos.
Brzmi to trochę tak, jakby ściszył go kręceniem potencjometrem… jakby to była osobna czynność.
zaczął wgniatać go
Szyk: zaczął go wgniatać.
To mnie nie pociesza, gdyż hazard mógłby wiele wytłumaczyć
Jest to bardzo okrągłe zdanie, pasujące w tym miejscu jak jeż w nosie.
poprawił brata Bravi i zgrzytnął zębami
Nie brzmi to dobrze.
chcemy włamać się
Się włamać. Nie dawaj enklityk na akcentowane miejsca, bo wychodzi ruski akcent.
Bravi wyglądał jak ktoś czekający na wyrok długoletniej odsiadki.
Czyli? Sam chwyt jest ugruntowany, ale nie można się tylko na nim opierać.
z sejfu za obrazem dziadka, który jest w gabinecie biura?
Wystarczy: sejfu w gabinecie, za obrazem dziadka. Bo na razie wygląda na to, że dziadek jest w gabinecie. (Przy okazji – "obraz dziadka" to obraz namalowany przez dziadka, niekoniecznie go przedstawiający – to byłby portret, a może autoportret dziadka).
Dravi spojrzał w oczy brata
Dravi spojrzał bratu w oczy.
Dravi musiał zaryzykować, gdyż twarz brata tak poczerwieniała, że zaczęła zlewać się z rudą brodą i pomyślał, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, to głowa Braviego eksploduje.
Słuchaj, ta scena chyba powinna być, nie wiem, pełna napięcia? A zdania są tak długie i zawiłe, że napięcie klapnie.
nie ryzykowałem z najmem drugiego włamywacza.
Włamywacza można nająć, ale "najem" dotyczy raczej nieruchomości.
zaczął zrezygnowany – zacznij
Powtórzenie.
To czemu nie wie, gdzie stoimy
Hę? I metry w fantasy, fuuuj. https://pl.wikipedia.org/wiki/Uk%C5%82ad_SI
Dłoń Braviego uderzyła o czoło.
Tak sama z siebie?
Udało mu się, jednak huk wystrzału…
… hmm.
szeroko uśmiechniętego, białobrodego maga
Zbędny przecinek, to nie są równoważne przydawki.
No ładnie
No, ładnie. Ej, kto jest głupszy – głupek, czy ten, co za nim idzie? :)
panowie krasnoludzi
Panowie krasnoludowie.
zapytał szkielet Sokole Oko
Nadal mi się wydaje, że Sokole Oko jest szkieletem…
przed drzwiami do wieży
"Do" zbędne.
Nim jeszcze rozbłysło jasne światło, usłyszeli – no może poza Kangiem:
Mmmmm… Zanim rozbłysło jasne światło, usłyszeli – wszyscy poza Kangiem?
No to tyle w temacie maga
No, to tyle w temacie maga.
Jednak to nie przesada, z tymi ostrzeżeniami dotyczącymi czarowania po alkoholu
Jednak ten dowcip był śmieszniejszy bez tłumaczenia. Znaczy, mniej nieśmieszny.
ktoś kopie go
Ktoś go kopie.
Kang stanął zdezorientowany
A poruszał się?
W odpowiedzi gargulec splunął zieloną substancją w oczy barbarzyńcy.
Splunął barbarzyńcy w oczy zieloną substancją.
Twarz Kanga zaczęła dymić wśród wrzasków i zgrzytania zębami towarzyszy.
…?
Co za pech, że to okno jest sześć metrów od nas.
Wątpliwe, skoro to wieża, ale – oni próbują wstrzelić strzałę z liną w… szkło? Parapet? W co właściwie?
Dravi nawigował.
Elf to nie statek.
Bracie, zaczekaj?!
Po co pytajnik?
Gargulec nawet nie drgnął. Bravi podszedł do drzwi i nacisnął klamkę – były otwarte.
Hmm. To powinno być trochę śmieszne, ale jakoś nie działa.
weszli do czegoś na wzór przedpokoju
… przedpokoje nie chodzą. To kwestia składni. Można coś zbudować na wzór przedpokoju, ale nie wejść do czegoś na wzór, ponieważ "na wzór czegoś" pełni funkcję przysłówka: https://wsjp.pl/haslo/podglad/47316/na-wzor/5184142/na-wzor-goralskich-chat I w ogóle skąd oni znają przedpokoje w fantasy?
– zapytał zdezorientowany.
Wiemy, że jest zdezorientowany, to widać z kontekstu.
Bravi i Dravi doskoczyli do biurka i wyciągnęli zza pasów bandolety.
Mało dynamiczne i nie każdy wie, że bandolet to również strzelba (ja nie wiedziałam).
Jesteście tego pewni?
To troll czy Windows 10?
wysapali równocześnie słaniający się na nogach włamywacze
Tak w zasadzie, to oni się nie włamali…
przy czym obie formy ciała były w stanie daleko posuniętego rozkładu
…?
jednym ludzkim trupim okiem, a drugim gadzim
Dziwna składnia.
zapytał ze zgrozą
Ze zgrozą?
wbił kombinację
Nowoczesne.
minimalnie wytartych
Minimalnie?
pięćset tysięcy karatów
https://pl.wikipedia.org/wiki/Karat To jest 100 000 gramów, czyli sto kilo. Przyda się jednak ten barbarzyńca z bicepsami…
Wy krasnoludy się na tym znacie – pochwalił elf.
Wy, krasnoludy, się na tym znacie – pochwalił elf. Czy pochwalił…
Wystarczyło, że rzuciliście okiem, by ocenić kamień.
Wystarczy wam rzucić okiem, by ocenić kamień.
– A, faktycznie – elf podrapał się w końcówkę długiego ucha.
– A, faktycznie. – Elf podrapał się w końcówkę długiego ucha.
Ten diament jest wielkości pięści
https://pl.wikipedia.org/wiki/Diament 28 409 cm3, czyli z grubsza 28 i pół metra sześciennego. Spora pięść. Ale co tam, niech będzie, że magia.
zmienił postać ze smoczej w trupią
Hmm.
Po takiej transformacji bolały go wszystkie kości, a do tego był wykończony niszczeniem miasta.
Biedaczysko.
gdy wszedł po pustej recepcji, ruszył biegiem do gabinetu
Od razu? I kto ma recepcję w domu właściwie?
wyciągnął z szuflady szklaną kulę zespoloną z innymi, znajdującymi się na każdym piętrze wieży
Nie brzmi to dobrze.
… eee… i co, już? Gdzie końcówka? Bo to dopiero pół tekstu, i nieśmiesznego, obawiam się (jeśli masz skojarzenie z tym dowcipem, który miał pointę "jedzenie było okropne i było go za mało", to – ja też).
Zaletą jest wykorzystanie bohaterów o ogólnie znanych atrybutach, można zatem uniknąć rozbudowanego wprowadzenia i przejść do gagów
Ale trochę zbyt rozbudowane jednak jest. A gagi też takie sobie.
Gdzie to zdanie się włóczyło, że złapało rzeżączkę?
Tu akurat jest to zło konieczne…
Przyciągnął mnie tytuł, bo swoją brodę regularnie przycinam. :D
Broda nie czyni filozofa :D
Opowiadanie przekonuje, że choć każdy uczestnik wyprawy ma jakieś wady, to w pewnych okolicznościach mogą one stać się zaletami.
A przynajmniej się stara :)
Obawiam się że w tym świecie gramy są używane tak jak metry i kilogramy A nawet są niezbędne dla utrzymania spójności fabuły.
Są absolutnie zbędne. Możesz sobie wymyślić jakieś inne miary, chociażby kciuki, dłonie czy ziarna fasoli.
A to że fabuła rozgrywa się gdzieś w przyszłości?
To nic nie zmienia, zwłaszcza, że tymczasem musiały się pojawić elfy, krasnale, trolle, smoki i nekromanci. Czyli przyszłość jest spokojnie na tyle odległa, żeby dawne miary uległy zapomnieniu.
przywodzi mi na myśl starą opowiastkę
A, tak.
Albo narrator jest z przyszłości i opowiada to co się wydarzyło dawno temu w tej przyszłości ale nie tak dawno by uważać to za przeszłość z naszego punktu widzenia.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No trudno dzięki za wskazówki do tekstu.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Nie ma problema.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Przeczytawszy.
Babska logika rządzi!
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Lekkie i zabawne. Rasowa “fun-tastyka” :)
Dziękuję Pani i Pani i Panu za komentarze.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Dybry,
Dawno, dawno temu, w odległej przyszłości…Bravi patrzył na elfa, barbarzyńcę i maga.
Oj. Po co to, na co to ten wstęp. Kompletnie nie pasuje.
– Na pięć metrów może nawet być mistrzem świata w bule, ale łucznikiem jest do dupy!
– Świetnym – zapewnił Dravi. – Ale do pięciu metrów…
Heheh ;p
– Przecież mówiłeś, że smoka nie ma w wieży, że z zaufanego źródła wiesz, że odleciał plądrować jakieś miasto na północy
Za dużo ż. To nie jest reklama żywca. Taki nieśmieszny żarcik.
Proponuję:
→ – Przecież mówiłeś, że smoka nie ma w wieży, że odleciał plądrować jakieś miasto na północy
Ale chaos :P
W pozytywnym sensie, humorystycznym.
– Łaaata – zaczął – sałata, morata, kloaka!
Hahah, kloaka, trzymajcie mnie :D
Hm, opowiadanie wydaje mi się nieco urwane. Jednak było śmiesznie, nie ma co. Fajne :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Dziękuję matko smoków.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hm, opowiadanie wydaje mi się nieco urwane.
Niektórzy czytelnicy już uschnęli, czekając na drugą część przygód Morgolita, Braviego i Draviego. A maga do kompostu i posadzić pomidory, może jeszcze coś ciekawego wyrośnie!
Może wiśniówka.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Cześć,
“Heist movie” w wersji na wesoło. Okazuje się, że czasami nawet tak niedobranym i gamoniowatym partnerom może coś się udać… chociaż najprawdopodobniej nie bez konsekwencji:) Mi się podobało. Nie przewracałem się może ze śmiechu na boki, ale całkiem zabawne opowiadanie, ma swoje “smaczki”.
Powodzenia i pozdrawiam
Miło mi że wyłapałeś smaczki.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Humorystyczne opowiadanie, choć nie rozbawiło. Za to mnie zaciekawiło, dobrze się czytało i naturalnie przypomniało Hobbita, wersja alternatywna? XD Fajne. Pozdrawiam MG
Dzięki.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej!
Czytałam z lekkim uśmiechem, ale tutaj mnie rozbawiło:
– Tak jest, najlepszym… do pięciu metrów.
– To czemu nie wie, gdzie stoimy… Co?! Jak to? Do pięciu metrów?
– Bo dalej nie widzi, jest krótkowidzem.
:D
– Na pięć metrów może nawet być mistrzem świata w bule, ale łucznikiem jest do dupy!
– Świetnym – zapewnił Dravi. – Ale do pięciu metrów…
XD
– Prawnik. Za życia był prawnikiem.
– Cholera! Przecież wiesz, jak nienawidzę prawników!
Też dobre. :D
– Nieeee! Kołataaaa!
Mag zniknął, a w jego miejscu pojawił się krowi placek, parujący w zimnym powietrzu.
– No to tyle w temacie maga – powiedział Bravi
Haha. :D
– Słusznie, tyle jest wypadków z pijanymi magami – zgodził się Dravi.
A to nie tyle zabawne, co bardzo fajne! Jej, ale by było o tym opko zacne!
– Słyszysz?! – wrzeszczał Bravi. – Idź i rozwal drzwi!
– Hę!? – upewnił się Kang.
Bravi ochrypł, więc tylko pokiwał głową i wskazał na wieżę.
Kang ruszył, rozdeptując po drodze to, co zostało z maga.
Haha, naprawdę zabawne opowiadanie, uwielbiam <3 I jeszcze potem Kang dostał w oczy. XD
– Co za pech, że to okno jest sześć metrów od nas. W innym przypadku na pewno bym już trafił – tłumaczył Sokole Oko.
Boskie. XD
siedział troll w garniturze pod czerwoną muszką
:D
Bardzo fajne, zabawne, uśmiałam się, totalnie na luzie włamanie, a na koniec smaczek z Morgolitem Straszliwym. :) Pisz więcej!
Pozdrawiam,
Ananke
:*
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Czas ściągania masek nadszedł, więc nadszedł też czas komentarza bez maski :). Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i uwagi do tekstu oraz za oddane głosy na mój tekst :). Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
No proszę. :D
Zaskoczona? :) Mam nadzieję bo starałem się maskować:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Bardzie, zamaskowany byłeś po czubek głowy. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mam nadzieję, że nie wystawała lutnia;). Wybacz moje przekomarzanie w komentarzach, jednak nie mogłem się powstrzymać by nie wykorzystać Twojej skrupulatności :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ależ, Bardzie, świetnie wykorzystałeś bycie Anonimem, więc nie mam Ci czego wybaczać. I wcale nie czuję się wykorzystana. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.