
Z pewnością zastanawialiście się, co mogłoby wyjść z połączenia wyzwania z ogromną frekwencją z takim, które nie doczekało się choćby jednego wpisu…
Mogę się jednak założyć, że nie spodziewaliście się, że takie wyzwanie rzeczywiście powstanie, a to dlatego, że…
Założenia wyzwania:
– Tworzymy kolektywną historię, która będzie rozwijała się w miarę dodawania wpisów przez kolejnych Uczestników.
– Każdy kolejny Uczestnik dodaje do istniejącej aktualnie historii pięć zdań, które stanowią jej rozwinięcie (dla jasności: pierwszy Użytkownik tworzy historię składającą się z pięciu zdań, następny dodaje kolejnych pięć zdań i nasza historia ma już dziesięć zdań, po kolejnym wpisie zdań jest już piętnaście, itd.)
– Po każdym kolejnym wpisie historia musi stanowić zamkniętą całość.
– WAŻNE: w każdym wpisie MUSI pojawić się Hiszpańska Inkwizycja! (w dowolnej formie i miejscu).
– Żeby to lepiej się czytało, nie wrzucamy wyłącznie naszych pięciu zdań, tylko wszystkie dotychczasowe rozwinięte o nasz wkład do kolektywnej historii :)
– Deadline przypada na niedzielę 26 stycznia (do końca dnia)
Na marginesie, ostatnia taka historia prawie doczekała się biblioteki. Kto wie czy tutaj nie będzie prawie piórko? Tego nikt by się nie spodziewał! ;]
PS. Ewentualne zarzuty w przedmiocie recyklingu wyzwań będę traktował z pełną powagi obojętnością ;]
Dobrym zwyczajem rozpocznę zabawę:
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
O matko… To będzie epicka historia :D
Przypominam tylko, że wrzucamy całą historię, uzupełnioną o nasz wkład ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Mówisz, masz XD
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną w potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM), główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
O matko, wysłałyśmy jednocześnie! Dobra, to moje można skasować… Dopiszę innym razem.
Chyba, że rozwiniemy to w dwie historie…. dum dum dum…
Chyba mamy dwugłos. Cezary_cezary, cięcie proszę!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Ale to się ładnie układa.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
A może jedna historia, tylko się rozszczepia?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ja bym dała C2+A+J+T i dalej nie walczą kolejni kamikadze;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Nic nie tniemy, oficjalna wersja do dalszej pracy:
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM), główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
I muppet – terrorysta triumfuje XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
O, super, dzięki! :)
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM), główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Jego Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki.
Didaskalia i dialog liczyłem jako jedno zdanie ;)
Tu liczy się przede wszystkim dobra zabawa, więc zaliczam ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM), główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie ma to jak zauważyć chochlika post factum, za samo niepokojenie zamiast niepokoju można go wysadzić. Albo spersonifikować niepokojenie i dać mu rolę.
Kurka, ja jestem lepsza, bo zauważyłam i poprawiłam jednego, a “niepokojenia” wcale… Jestem za personifikacją :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Skoro niepokojenie potrafi się tak nikczemnie kamuflować w tekście, na pewno jest szpiegiem
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM), główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie lekko zawstydzona połknęła je nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ta historia coraz bardziej mi się podoba… xD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM), główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Ta historia coraz bardziej mi się podoba… xD
Polecamy się XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Przeczytałam całość, ale się ubawiłam, piszcie dalej!
Ananke, teraz Twoja kolej ;>
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
No, dopisz coś :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Na razie tylko w formie komentarza, ale nie mogłem się powstrzymać :
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz, wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie co będzie!
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduch. Mały człowiek, na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji, dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PRTACZU!
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
A czemu już nie jako całość? Jakaś schizma?;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Telefony ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz, wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek, na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji, dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
Proszę, połączyłam. :)
:) dziękuję:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
– Na khrew zepsutą! O jakże pochopnie typowałam czekanie na koleghę jako Ananke. Czytam, a tam bojowa żyrafa, no to wiadomo, że JolkaK!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Bojowa żyrafa:D To dodam, że Jolka wisi mi 46 zł :P Gdy odpisywałem na komentarz naszej bojowej żyrafy, moje bliźniaki zauważyły awatara z trzema pociesznymi zwierzakami i zarządzali żyrafy. Poszedłem z nim do Tediego gdzie jedyne żyrafy jakie znalazłem, to były zabawki dla psów i oczywiście musiałem im kupić :D . A teraz z nimi śpią:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Nie tu chciałam wkleić. Chyba już sobie pójdę.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Oj, jako JolkaK. nie zaprzeczam i nie potwierdzam… aż do końca konkursu! Także wiesz, Ambush, nigdy nie wiadomo, dzieci Bardjaskra mogły to napisać… Bardzie, ja nie wiem, co powiedzieć, te 46 zł, teraz nie zasnę, bo ja nie mam takiej żyrafy do przytulania!!! Oddam ci przy okazji! :D
W ogóle, mam takie przemyślenie, że ta historia mogłaby zająć wysokie miejsce w Fun-tastyce… xD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Jolka.k – Możesz kupić sobie dwie żyrafy w Tedim wiszą na dziale dla zwierząt;) A mi będzie lżej na sercu, że nie tylko moje dzieci sypiają z zabawkami dla psów ;) I wtedy możemy przyjąć, że jesteśmy kwita ;D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz, wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek, na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji, dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz, wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek, na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji, dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
Drzwi otworzyła Hiszpańska Inkwizycja. Było ich czterech, ale jeden w kapeluszu skrzata, mały jakiś i taki niewyspany, brudny, ledwo z piaskownicy wyjęty, uczeń chyba. Stanęli w równym rzędzie, ale źle to wyglądało, bo zbyt różnili się wzrostem, więc zaczęli przepychanki i ogólne próby idealnego ustawiania. W końcu wyrzucili małego przez okno i stanęli zadowoleni, jeden wyprostowany, a dwóch na ugiętych kolanach.
– Jesteś oskarżony o to – podjęli jednogłośnie – że nie podjąłeś decyzji z początku historii, tej dotyczącej – unieśli brwi, zdziwieni tekstem, który czytają – toalety.
Możesz kupić sobie dwie żyrafy w Tedim wiszą na dziale dla zwierząt;) A mi będzie lżej na sercu, że nie tylko moje dzieci sypiają z zabawkami dla psów ;) I wtedy możemy przyjąć, że jesteśmy kwita ;D
Dajcie włóczkę, to Wam żyrafy wydziergam XD
Uuuu, historyjka powoli nabiera cech gotyckiego romansu :D Poprawione przecinki w cenie :D
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną w potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie, to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie, co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
Drzwi otworzyła Hiszpańska Inkwizycja. Było ich czterech, ale jeden w kapeluszu skrzata, mały jakiś i taki niewyspany, brudny, ledwo z piaskownicy wyjęty, uczeń chyba. Stanęli w równym rzędzie, ale źle to wyglądało, bo zbyt różnili się wzrostem, więc zaczęli przepychanki i ogólne próby idealnego ustawiania. W końcu wyrzucili małego przez okno i stanęli zadowoleni, jeden wyprostowany, a dwóch na ugiętych kolanach.
– Jesteś oskarżony o to – podjęli jednogłośnie – że nie podjąłeś decyzji z początku historii, tej dotyczącej – unieśli brwi, zdziwieni tekstem, który czytają – toalety.
– Yyy… – jęknął Mirek zza wygodnego krzesła. – To ja, może, ten, tego… gdzie tu jest gdanisko? Bo teraz to bym faktycznie…
– Korytarzem prosto i skręcić koło gargulca – machinalnie odpowiedział Główny Inkwizytor, nie patrząc na Mirka, ponieważ całą jego uwagę zaprzątało pytanie: kto tu jest właściwie Głównym Inkwizytorem, i czy aby nie on? Bo ten szmaciany osobnik o podkrążonych oczach coś się szarogęsił, jak na podwładnego.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Mirek wyszedł na korytarz i zobaczył kolejkę Hiszpańskich Inkwizycji. W różnych konfiguracjach. Minął pięciu karłów o zawziętych twarzach. Trzech transwestytów ubranych w różowe tuniki. Osiem kotów z małymi kapelusikami i czerwonych uniformach, dalej już się nie przyglądał biegł do wyjścia mijając kolejne Inkwizycje.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną w potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie, to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie, co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
Drzwi otworzyła Hiszpańska Inkwizycja. Było ich czterech, ale jeden w kapeluszu skrzata, mały jakiś i taki niewyspany, brudny, ledwo z piaskownicy wyjęty, uczeń chyba. Stanęli w równym rzędzie, ale źle to wyglądało, bo zbyt różnili się wzrostem, więc zaczęli przepychanki i ogólne próby idealnego ustawiania. W końcu wyrzucili małego przez okno i stanęli zadowoleni, jeden wyprostowany, a dwóch na ugiętych kolanach.
– Jesteś oskarżony o to – podjęli jednogłośnie – że nie podjąłeś decyzji z początku historii, tej dotyczącej – unieśli brwi, zdziwieni tekstem, który czytają – toalety.
– Yyy… – jęknął Mirek zza wygodnego krzesła. – To ja, może, ten, tego… gdzie tu jest gdanisko? Bo teraz to bym faktycznie…
– Korytarzem prosto i skręcić koło gargulca – machinalnie odpowiedział Główny Inkwizytor, nie patrząc na Mirka, ponieważ całą jego uwagę zaprzątało pytanie: kto tu jest właściwie Głównym Inkwizytorem, i czy aby nie on? Bo ten szmaciany osobnik o podkrążonych oczach coś się szarogęsił, jak na podwładnego.
Mirek wyszedł na korytarz i zobaczył kolejkę Hiszpańskich Inkwizycji. W różnych konfiguracjach. Minął pięciu karłów o zawziętych twarzach. Trzech transwestytów ubranych w różowe tuniki. Osiem kotów z małymi kapelusikami w czerwonych uniformach, a dalej już się nie przyglądał, biegł do wyjścia, mijając kolejne Inkwizycje.
Tymczasem Główny Inkwizytor nadal rozważał swoje położenie, posługując się teorią supozycji, Carmen zaś niecierpliwie postukiwała pantoflem o kamienne płyty podłogi.
– Będziemy coś robić, czy nie? – zapytała retorycznie. Obrzuciła wzrokiem szmacianego, mnicha i teczkę (Niepokojenie trzymał się poza zasięgiem jej sokolego spojrzenia), ale żadne z nich nie wyglądało na gotowe do robienia czegokolwiek. Szmaciany tęsknie popatrywał to na detonator, to na teczkę, wyobrażając sobie, jak płonie. Mnich wydobył spod pulpitu perliczkę i głaskał ją po łebku.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No… Napisałbym coś, ale już nie wiem, o co chodzi. XD
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Nie przejmuj się, my też nie :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Napisałbym coś, ale już nie wiem, o co chodzi. XD
O dobrą zabawę, ale koniecznie z udziałem Hiszpańskiej Inkwizycji… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Mirek wybiegł z twierdzy Hiszpańskich Inkwizycji. Spojrzał na zegarek, mógł jeszcze zdążyć. Zobaczył taksówkę. Wyciągnął rękę, na szczęście zatrzymała się, wszedł do środka i podał adres.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną w potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie, to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie, co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
Drzwi otworzyła Hiszpańska Inkwizycja. Było ich czterech, ale jeden w kapeluszu skrzata, mały jakiś i taki niewyspany, brudny, ledwo z piaskownicy wyjęty, uczeń chyba. Stanęli w równym rzędzie, ale źle to wyglądało, bo zbyt różnili się wzrostem, więc zaczęli przepychanki i ogólne próby idealnego ustawiania. W końcu wyrzucili małego przez okno i stanęli zadowoleni, jeden wyprostowany, a dwóch na ugiętych kolanach.
– Jesteś oskarżony o to – podjęli jednogłośnie – że nie podjąłeś decyzji z początku historii, tej dotyczącej – unieśli brwi, zdziwieni tekstem, który czytają – toalety.
– Yyy… – jęknął Mirek zza wygodnego krzesła. – To ja, może, ten, tego… gdzie tu jest gdanisko? Bo teraz to bym faktycznie…
– Korytarzem prosto i skręcić koło gargulca – machinalnie odpowiedział Główny Inkwizytor, nie patrząc na Mirka, ponieważ całą jego uwagę zaprzątało pytanie: kto tu jest właściwie Głównym Inkwizytorem, i czy aby nie on? Bo ten szmaciany osobnik o podkrążonych oczach coś się szarogęsił, jak na podwładnego.
Mirek wyszedł na korytarz i zobaczył kolejkę Hiszpańskich Inkwizycji. W różnych konfiguracjach. Minął pięciu karłów o zawziętych twarzach. Trzech transwestytów ubranych w różowe tuniki. Osiem kotów z małymi kapelusikami w czerwonych uniformach, a dalej już się nie przyglądał, biegł do wyjścia, mijając kolejne Inkwizycje.
Tymczasem Główny Inkwizytor nadal rozważał swoje położenie, posługując się teorią supozycji, Carmen zaś niecierpliwie postukiwała pantoflem o kamienne płyty podłogi.
– Będziemy coś robić, czy nie? – zapytała retorycznie. Obrzuciła wzrokiem szmacianego, mnicha i teczkę (Niepokojenie trzymał się poza zasięgiem jej sokolego spojrzenia), ale żadne z nich nie wyglądało na gotowe do robienia czegokolwiek. Szmaciany tęsknie popatrywał to na detonator, to na teczkę, wyobrażając sobie, jak płonie. Mnich wydobył spod pulpitu perliczkę i głaskał ją po łebku.
Mirek wybiegł z twierdzy Hiszpańskich Inkwizycji. Spojrzał na zegarek, mógł jeszcze zdążyć. Zobaczył taksówkę. Wyciągnął rękę, na szczęście zatrzymała się, wszedł do środka i podał adres.
Niestety okazało się, że w środku ukryła się Carmen. Prowadziła samochód odziana w peniuar w kolorze magenty, ściskając pod pachą truchło perliczki.
– Teraz się policzymy! – wrzasnęła.
– Heloiza! – krzyknął rozpaczliwie mnich i rzucił się na Carmen z obnażonym rapierem.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
… ale czym Ci zawinił ptaszek mnicha? XD Also: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gdanisko
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, ale jak gdanisko, to do gdaniska. Nie?
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Pewnie, że do gdaniska, tylko jak tak można ptaszka zadusić? XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
I fragment Barda pominąć:P
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Musiałeś publikować wtedy, co ja! Wybacz, ale już poprawiłam;)
Co do ptaszka, to ostatnio odkryłam w sobie mroczne pokłady okrucieństwa;D
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dziękuję:) i proszę się nie znęcać nad ptaszkami, a pokłady mrocznego okrucieństwa proszę zostawić na komentarze pod nominowanymi opowiadaniami ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Nad psami nie wolno, nad ptakami nie wolno, dobrze że sobie chociaż zbójców wyrżnęłam, bo wszystko zakazane.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
:D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
dobrze że sobie chociaż zbójców wyrżnęłam, bo wszystko zakazane.
Marudzisz :P
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną w potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie, to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie, co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
Drzwi otworzyła Hiszpańska Inkwizycja. Było ich czterech, ale jeden w kapeluszu skrzata, mały jakiś i taki niewyspany, brudny, ledwo z piaskownicy wyjęty, uczeń chyba. Stanęli w równym rzędzie, ale źle to wyglądało, bo zbyt różnili się wzrostem, więc zaczęli przepychanki i ogólne próby idealnego ustawiania. W końcu wyrzucili małego przez okno i stanęli zadowoleni, jeden wyprostowany, a dwóch na ugiętych kolanach.
– Jesteś oskarżony o to – podjęli jednogłośnie – że nie podjąłeś decyzji z początku historii, tej dotyczącej – unieśli brwi, zdziwieni tekstem, który czytają – toalety.
– Yyy… – jęknął Mirek zza wygodnego krzesła. – To ja, może, ten, tego… gdzie tu jest gdanisko? Bo teraz to bym faktycznie…
– Korytarzem prosto i skręcić koło gargulca – machinalnie odpowiedział Główny Inkwizytor, nie patrząc na Mirka, ponieważ całą jego uwagę zaprzątało pytanie: kto tu jest właściwie Głównym Inkwizytorem, i czy aby nie on? Bo ten szmaciany osobnik o podkrążonych oczach coś się szarogęsił, jak na podwładnego.
Mirek wyszedł na korytarz i zobaczył kolejkę Hiszpańskich Inkwizycji. W różnych konfiguracjach. Minął pięciu karłów o zawziętych twarzach. Trzech transwestytów ubranych w różowe tuniki. Osiem kotów z małymi kapelusikami w czerwonych uniformach, a dalej już się nie przyglądał, biegł do wyjścia, mijając kolejne Inkwizycje.
Tymczasem Główny Inkwizytor nadal rozważał swoje położenie, posługując się teorią supozycji, Carmen zaś niecierpliwie postukiwała pantoflem o kamienne płyty podłogi.
– Będziemy coś robić, czy nie? – zapytała retorycznie. Obrzuciła wzrokiem szmacianego, mnicha i teczkę (Niepokojenie trzymał się poza zasięgiem jej sokolego spojrzenia), ale żadne z nich nie wyglądało na gotowe do robienia czegokolwiek. Szmaciany tęsknie popatrywał to na detonator, to na teczkę, wyobrażając sobie, jak płonie. Mnich wydobył spod pulpitu perliczkę i głaskał ją po łebku.
Mirek wybiegł z twierdzy Hiszpańskich Inkwizycji. Spojrzał na zegarek, mógł jeszcze zdążyć. Zobaczył taksówkę. Wyciągnął rękę, na szczęście zatrzymała się, wszedł do środka i podał adres.
Niestety, okazało się, że w środku ukryła się Carmen. Prowadziła samochód odziana w peniuar w kolorze magenty, ściskając pod pachą truchło perliczki.
– Teraz się policzymy! – wrzasnęła.
– Heloiza! – krzyknął rozpaczliwie mnich i rzucił się na Carmen z obnażonym rapierem.
– Jak ja się tego nie spodziewałem! – zawołał Mirek i pięknym rzutem wyskoczył z samochodu, by zrobić klasyczny przewrót w przód na zupełnie anachronicznym asfalcie. Nie oglądał się. Sprintem pognał przed siebie.
Tymczasem Główny Inkwizytor wyczerpał teorię supozycji i nadal nie wiedział, kto tu właściwie rządzi, przeszedł więc do rozważań nad drabinką bytów. Myśląc intensywnie, ani zauważył, jak szmaciany i Niepokojenie szepczą coś za jego plecami.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Inkwizytor w zamyśleniu nie zwrócił uwagi, że nieświadomie naciska dźwignię detonatora. Carmen zobaczyła w lusterku, jak twierdza Hiszpańskiej Inkwizycji wylatuje w powietrze ale nie zauważył dostojnego łosia, z którym zderzenie było nieuniknione. Mirek dotarł do centrum, wjechał na czwarte piętro wieżowca i wszedł do biorą rachunkowego. – Przekroczyłeś przerwę o trzy godziny! A dwie godziny i czterdzieści pięć minut temu, mówiłeś, że idziesz tylko do toalety! – wrzeszczał kierownik biura. – A uwierzy pan gdy powiem, że… – zaczął Mirek.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną w potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie, to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie, co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
Drzwi otworzyła Hiszpańska Inkwizycja. Było ich czterech, ale jeden w kapeluszu skrzata, mały jakiś i taki niewyspany, brudny, ledwo z piaskownicy wyjęty, uczeń chyba. Stanęli w równym rzędzie, ale źle to wyglądało, bo zbyt różnili się wzrostem, więc zaczęli przepychanki i ogólne próby idealnego ustawiania. W końcu wyrzucili małego przez okno i stanęli zadowoleni, jeden wyprostowany, a dwóch na ugiętych kolanach.
– Jesteś oskarżony o to – podjęli jednogłośnie – że nie podjąłeś decyzji z początku historii, tej dotyczącej – unieśli brwi, zdziwieni tekstem, który czytają – toalety.
– Yyy… – jęknął Mirek zza wygodnego krzesła. – To ja, może, ten, tego… gdzie tu jest gdanisko? Bo teraz to bym faktycznie…
– Korytarzem prosto i skręcić koło gargulca – machinalnie odpowiedział Główny Inkwizytor, nie patrząc na Mirka, ponieważ całą jego uwagę zaprzątało pytanie: kto tu jest właściwie Głównym Inkwizytorem, i czy aby nie on? Bo ten szmaciany osobnik o podkrążonych oczach coś się szarogęsił, jak na podwładnego.
Mirek wyszedł na korytarz i zobaczył kolejkę Hiszpańskich Inkwizycji. W różnych konfiguracjach. Minął pięciu karłów o zawziętych twarzach. Trzech transwestytów ubranych w różowe tuniki. Osiem kotów z małymi kapelusikami w czerwonych uniformach, a dalej już się nie przyglądał, biegł do wyjścia, mijając kolejne Inkwizycje.
Tymczasem Główny Inkwizytor nadal rozważał swoje położenie, posługując się teorią supozycji, Carmen zaś niecierpliwie postukiwała pantoflem o kamienne płyty podłogi.
– Będziemy coś robić, czy nie? – zapytała retorycznie. Obrzuciła wzrokiem szmacianego, mnicha i teczkę (Niepokojenie trzymał się poza zasięgiem jej sokolego spojrzenia), ale żadne z nich nie wyglądało na gotowe do robienia czegokolwiek. Szmaciany tęsknie popatrywał to na detonator, to na teczkę, wyobrażając sobie, jak płonie. Mnich wydobył spod pulpitu perliczkę i głaskał ją po łebku.
Mirek wybiegł z twierdzy Hiszpańskich Inkwizycji. Spojrzał na zegarek, mógł jeszcze zdążyć. Zobaczył taksówkę. Wyciągnął rękę, na szczęście zatrzymała się, wszedł do środka i podał adres.
Niestety, okazało się, że w środku ukryła się Carmen. Prowadziła samochód odziana w peniuar w kolorze magenty, ściskając pod pachą truchło perliczki.
– Teraz się policzymy! – wrzasnęła.
– Heloiza! – krzyknął rozpaczliwie mnich i rzucił się na Carmen z obnażonym rapierem.
– Jak ja się tego nie spodziewałem! – zawołał Mirek i pięknym rzutem wyskoczył z samochodu, by zrobić klasyczny przewrót w przód na zupełnie anachronicznym asfalcie. Nie oglądał się. Sprintem pognał przed siebie.
Tymczasem Główny Inkwizytor wyczerpał teorię supozycji i nadal nie wiedział, kto tu właściwie rządzi, przeszedł więc do rozważań nad drabinką bytów. Myśląc intensywnie, ani zauważył, jak szmaciany i Niepokojenie szepczą coś za jego plecami.
Inkwizytor w zamyśleniu nie zwrócił uwagi, że nieświadomie naciska dźwignię detonatora. Carmen zobaczyła w lusterku, jak twierdza Hiszpańskiej Inkwizycji wylatuje w powietrze ale nie zauważył dostojnego łosia, z którym zderzenie było nieuniknione. Mirek dotarł do centrum, wjechał na czwarte piętro wieżowca i wszedł do biorą rachunkowego. – Przekroczyłeś przerwę o trzy godziny! A dwie godziny i czterdzieści pięć minut temu, mówiłeś, że idziesz tylko do toalety! – wrzeszczał kierownik biura. – A uwierzy pan gdy powiem, że… – zaczął Mirek.
– Co niby, może Hiszpańska Inkwizycja cię dorwała?
– Tak! Skąd pan wiedział?
– Stąd, że wylatujesz z roboty!
Lecz w tym momencie stało się coś nieoczekiwanego.
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną w potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie, to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie, co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
Drzwi otworzyła Hiszpańska Inkwizycja. Było ich czterech, ale jeden w kapeluszu skrzata, mały jakiś i taki niewyspany, brudny, ledwo z piaskownicy wyjęty, uczeń chyba. Stanęli w równym rzędzie, ale źle to wyglądało, bo zbyt różnili się wzrostem, więc zaczęli przepychanki i ogólne próby idealnego ustawiania. W końcu wyrzucili małego przez okno i stanęli zadowoleni, jeden wyprostowany, a dwóch na ugiętych kolanach.
– Jesteś oskarżony o to – podjęli jednogłośnie – że nie podjąłeś decyzji z początku historii, tej dotyczącej – unieśli brwi, zdziwieni tekstem, który czytają – toalety.
– Yyy… – jęknął Mirek zza wygodnego krzesła. – To ja, może, ten, tego… gdzie tu jest gdanisko? Bo teraz to bym faktycznie…
– Korytarzem prosto i skręcić koło gargulca – machinalnie odpowiedział Główny Inkwizytor, nie patrząc na Mirka, ponieważ całą jego uwagę zaprzątało pytanie: kto tu jest właściwie Głównym Inkwizytorem, i czy aby nie on? Bo ten szmaciany osobnik o podkrążonych oczach coś się szarogęsił, jak na podwładnego.
Mirek wyszedł na korytarz i zobaczył kolejkę Hiszpańskich Inkwizycji. W różnych konfiguracjach. Minął pięciu karłów o zawziętych twarzach. Trzech transwestytów ubranych w różowe tuniki. Osiem kotów z małymi kapelusikami w czerwonych uniformach, a dalej już się nie przyglądał, biegł do wyjścia, mijając kolejne Inkwizycje.
Tymczasem Główny Inkwizytor nadal rozważał swoje położenie, posługując się teorią supozycji, Carmen zaś niecierpliwie postukiwała pantoflem o kamienne płyty podłogi.
– Będziemy coś robić, czy nie? – zapytała retorycznie. Obrzuciła wzrokiem szmacianego, mnicha i teczkę (Niepokojenie trzymał się poza zasięgiem jej sokolego spojrzenia), ale żadne z nich nie wyglądało na gotowe do robienia czegokolwiek. Szmaciany tęsknie popatrywał to na detonator, to na teczkę, wyobrażając sobie, jak płonie. Mnich wydobył spod pulpitu perliczkę i głaskał ją po łebku.
Mirek wybiegł z twierdzy Hiszpańskich Inkwizycji. Spojrzał na zegarek, mógł jeszcze zdążyć. Zobaczył taksówkę. Wyciągnął rękę, na szczęście zatrzymała się, wszedł do środka i podał adres.
Niestety, okazało się, że w środku ukryła się Carmen. Prowadziła samochód odziana w peniuar w kolorze magenty, ściskając pod pachą truchło perliczki.
– Teraz się policzymy! – wrzasnęła.
– Heloiza! – krzyknął rozpaczliwie mnich i rzucił się na Carmen z obnażonym rapierem.
– Jak ja się tego nie spodziewałem! – zawołał Mirek i pięknym rzutem wyskoczył z samochodu, by zrobić klasyczny przewrót w przód na zupełnie anachronicznym asfalcie. Nie oglądał się. Sprintem pognał przed siebie.
Tymczasem Główny Inkwizytor wyczerpał teorię supozycji i nadal nie wiedział, kto tu właściwie rządzi, przeszedł więc do rozważań nad drabinką bytów. Myśląc intensywnie, ani zauważył, jak szmaciany i Niepokojenie szepczą coś za jego plecami.
Inkwizytor w zamyśleniu nie zwrócił uwagi, że nieświadomie naciska dźwignię detonatora. Carmen zobaczyła w lusterku, jak twierdza Hiszpańskiej Inkwizycji wylatuje w powietrze, ale nie zauważyła dostojnego łosia, zderzenie z którym było nieuniknione. Mirek dotarł do centrum, wjechał na czwarte piętro wieżowca i wszedł do biura rachunkowego.
– Przekroczyłeś przerwę o trzy godziny! A dwie godziny i czterdzieści pięć minut temu mówiłeś, że idziesz tylko do toalety! – wrzeszczał kierownik biura.
– A uwierzy pan, gdy powiem, że… – zaczął Mirek.
– Co niby, może Hiszpańska Inkwizycja cię dorwała?
– Tak! Skąd pan wiedział?
– Stąd, że wylatujesz z roboty!
Lecz w tym momencie stało się coś nieoczekiwanego. Stojący na biurku komputer, dotąd zupełnie niewinny, jeśli pominąć to, co wyczyniał Windows 10, eksplodował w chmurę różowej mgły. Mirek i kierownik zanieśli się kaszlem. Pełnymi łez, piekącymi oczami wpatrywali się w mgłę, z której wyskoczył Główny Inkwizytor!
– Ha! – zawołał. – Mnie na pewno się nie spodziewaliście!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną w potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie, to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie, co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
Drzwi otworzyła Hiszpańska Inkwizycja. Było ich czterech, ale jeden w kapeluszu skrzata, mały jakiś i taki niewyspany, brudny, ledwo z piaskownicy wyjęty, uczeń chyba. Stanęli w równym rzędzie, ale źle to wyglądało, bo zbyt różnili się wzrostem, więc zaczęli przepychanki i ogólne próby idealnego ustawiania. W końcu wyrzucili małego przez okno i stanęli zadowoleni, jeden wyprostowany, a dwóch na ugiętych kolanach.
– Jesteś oskarżony o to – podjęli jednogłośnie – że nie podjąłeś decyzji z początku historii, tej dotyczącej – unieśli brwi, zdziwieni tekstem, który czytają – toalety.
– Yyy… – jęknął Mirek zza wygodnego krzesła. – To ja, może, ten, tego… gdzie tu jest gdanisko? Bo teraz to bym faktycznie…
– Korytarzem prosto i skręcić koło gargulca – machinalnie odpowiedział Główny Inkwizytor, nie patrząc na Mirka, ponieważ całą jego uwagę zaprzątało pytanie: kto tu jest właściwie Głównym Inkwizytorem, i czy aby nie on? Bo ten szmaciany osobnik o podkrążonych oczach coś się szarogęsił, jak na podwładnego.
Mirek wyszedł na korytarz i zobaczył kolejkę Hiszpańskich Inkwizycji. W różnych konfiguracjach. Minął pięciu karłów o zawziętych twarzach. Trzech transwestytów ubranych w różowe tuniki. Osiem kotów z małymi kapelusikami w czerwonych uniformach, a dalej już się nie przyglądał, biegł do wyjścia, mijając kolejne Inkwizycje.
Tymczasem Główny Inkwizytor nadal rozważał swoje położenie, posługując się teorią supozycji, Carmen zaś niecierpliwie postukiwała pantoflem o kamienne płyty podłogi.
– Będziemy coś robić, czy nie? – zapytała retorycznie. Obrzuciła wzrokiem szmacianego, mnicha i teczkę (Niepokojenie trzymał się poza zasięgiem jej sokolego spojrzenia), ale żadne z nich nie wyglądało na gotowe do robienia czegokolwiek. Szmaciany tęsknie popatrywał to na detonator, to na teczkę, wyobrażając sobie, jak płonie. Mnich wydobył spod pulpitu perliczkę i głaskał ją po łebku.
Mirek wybiegł z twierdzy Hiszpańskich Inkwizycji. Spojrzał na zegarek, mógł jeszcze zdążyć. Zobaczył taksówkę. Wyciągnął rękę, na szczęście zatrzymała się, wszedł do środka i podał adres.
Niestety, okazało się, że w środku ukryła się Carmen. Prowadziła samochód odziana w peniuar w kolorze magenty, ściskając pod pachą truchło perliczki.
– Teraz się policzymy! – wrzasnęła.
– Heloiza! – krzyknął rozpaczliwie mnich i rzucił się na Carmen z obnażonym rapierem.
– Jak ja się tego nie spodziewałem! – zawołał Mirek i pięknym rzutem wyskoczył z samochodu, by zrobić klasyczny przewrót w przód na zupełnie anachronicznym asfalcie. Nie oglądał się. Sprintem pognał przed siebie.
Tymczasem Główny Inkwizytor wyczerpał teorię supozycji i nadal nie wiedział, kto tu właściwie rządzi, przeszedł więc do rozważań nad drabinką bytów. Myśląc intensywnie, ani zauważył, jak szmaciany i Niepokojenie szepczą coś za jego plecami.
Inkwizytor w zamyśleniu nie zwrócił uwagi, że nieświadomie naciska dźwignię detonatora. Carmen zobaczyła w lusterku, jak twierdza Hiszpańskiej Inkwizycji wylatuje w powietrze, ale nie zauważyła dostojnego łosia, zderzenie z którym było nieuniknione. Mirek dotarł do centrum, wjechał na czwarte piętro wieżowca i wszedł do biura rachunkowego.
– Przekroczyłeś przerwę o trzy godziny! A dwie godziny i czterdzieści pięć minut temu mówiłeś, że idziesz tylko do toalety! – wrzeszczał kierownik biura.
– A uwierzy pan, gdy powiem, że… – zaczął Mirek.
– Co niby, może Hiszpańska Inkwizycja cię dorwała?
– Tak! Skąd pan wiedział?
– Stąd, że wylatujesz z roboty!
Lecz w tym momencie stało się coś nieoczekiwanego. Stojący na biurku komputer, dotąd zupełnie niewinny, jeśli pominąć to, co wyczyniał Windows 10, eksplodował w chmurę różowej mgły. Mirek i kierownik zanieśli się kaszlem. Pełnymi łez, piekącymi oczami wpatrywali się w mgłę, z której wyskoczył Główny Inkwizytor!
– Ha! – zawołał. – Mnie na pewno się nie spodziewaliście!
Mirek pierwszy przestał kaszleć i wyszeptał:
– Wiedziałem, że tak będzie.
Kierownik zamrugał, uśmiechnął się elegancko i wyprostował.
– Spadł mi pan z nieba… znaczy, jak z różowej chmury! Mam właśnie jedno wolne stanowisko, może pana zatrudnię, bo słyszałem, że Hiszpańska Inkwizycja słynie ze skuteczności, czy nie tak?
Mirek od dobrej godziny wpatrywał się beznamiętnie w drzwi do publicznej toalety, jakby nie mogąc podjąć decyzji, czy powinien wejść do środka. Z jednej strony czuł palącą potrzebę, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, z drugiej natomiast falę obrzydzenia przenikającą całe ciało.
Nagle mężczyzna poczuł, że czyjeś silne ręce zaciskają się wokół jego klatki piersiowej i unoszą go, niczym szmacianą zabawkę. Mirek został siłą wrzucony do środka i z głośnym uderzeniem wylądował na podłodze toalety. Gdy jako tako doszedł do siebie, aż przetarł oczy ze zdumienia, bo nad nim stała Hiszpańska Inkwizycja, a zupełnie się tego nie spodziewał.
Hiszpańska Inkwizycja była zażywną pięćdziesięciolatką, wyposażoną w potężnych rozmiarów biust, na którym opinał się (do granic możliwości) turkusowy kostium kąpielowy. Poza nim Hiszpańska miała na sobie wysokie, choć ciut rozchodzone szpilki i szarfę ze złotym napisem “Hiszpańska Inkwizycja 2025”.
– Pan artysta jakiś niezdecydowany – ryknęła ze śmiechem, podpierając się pod boki. – Wszyscy wy pedały, masoni i zboczeńcy! Szykuj się, będziesz reedukowany – dodała.
Mirek nie bardzo wiedział, do czego ma się szykować. Na wszelki wypadek wstał i zaczął się cofać w stronę drzwi, jednak biust skutecznie blokował drogę.
– Nie tak szybko, kochanieńki! Teraz dopiero zacznie się zabawa!
W pulchnej wypielęgnowanej dłoni, niczym z marzeń zaawansowanego wieku średniego, pojawiła się gruba różowa księga o intrygującym tytule: “Poradnik Hiszpańskiej Inkwizycji – wydanie X, poprawione”.
Tymczasem w Mrocznym, Ponurym Zamczysku (TM) główny Inkwizytor przechadzał się w tę, a czasem we wtę, monologując płaczliwie:
– Czym sobie na to zasłużyliśmy? My, inkwizytorzy, jesteśmy tylko pierwszymi w nowożytnej Europie prawnikami, ekspertami od procesów i prawa kanonicznego (chlip!), a przedstawia się nas jako potwory! Potworów?
Mały człowiek o podkrążonych oczach, siedzący na wygodnym krześle, słuchał tego wywodu z rosnącym znudzeniem, które miało być może coś wspólnego z faktem, że, choć żywy, był uwinięty ze szmacianego dywanika, a w dodatku nie cierpiał na zaawansowaną piromanię, tylko świetnie się dzięki niej bawił, wywołując niespodziewane reakcje egzotermiczne.
– Wasza Ekscelencjo… – wtrącił nieśmiało niski, łysawy mnich.
Szmaciany człowiek o podkrążonych oczach uśmiechnął się złowieszczo i położył dłoń na dźwigni detonatora.
– E… Eminencjo? – wystękał mnich, z niepokojeniem zerkając na dźwignię. – Bo ja przygotowałem plan poprawy wizerunku Hiszpańskiej Inkwizycji, o tutaj jest.
Pociągnął za zardzewiały łańcuch, na jednym końcu przykuty do jego nadgarstka, a na drugim do opasłej teczki. Opasła teczka wtoczyła się ociężale na scenę, po czym z westchnieniem ulgi usiadła.
– Słucham. – Główny Inkwizytor przystanął obok wygodnego fotela i zmierzył teczkę spojrzeniem nieco wilgotnym, ale szybko obsychającym.
– Więc… tego… chodzi o ten nasz poradnik. Moglibyśmy przygotować nowe wydanie…
Drzwi do twierdzy Hiszpańskiej Inkwizycji otwarły się z hukiem i walnęły o ścianę. Zażywna pięćdziesięciolatka, wyposażona w potężnych rozmiarów biust (zwana Carmen) stała z Mirkiem pod pachą.
– Misja wykonana! – wrzasnęła od progu. – Oto heretyk, po którego mnie posłałeś, ekscelencjo.
Ekscelencja zamarł z rękoma na dźwigni detonatora, mnich wyglądał zza teczki, a Teczka wypluła z siebie kilka kartek, następnie, lekko zawstydzona, połknęła je, nim jeszcze upadły na ziemię.
– Przepraszam – pisnęła Carmen. – Lekko mnie poniosło.
– Nie szkodzi, córko, nie szkodzi – zapewnił Główny Inkwizytor. Wszystko było lepsze od sześćset sześćdziesiątej szóstej korekty "Poradnika". – Przynieście… miękkie poduszki!
Carmen wydała z siebie zduszone "ach"! Achy o różnej wysokości tonu wydali z siebie również mnich, szmaciany człowiek i teczka, lecz Mirek (który nie znał jeszcze metod Inkwizytora) oraz Niepokojenie (chytrze zakamuflowany za plecami szeregowego mnicha szpieg, według informacji naszego wywiadu pracujący dla Krainy Deszczowców) zmilczeli.
Główny Inkwizytor wyciągnął wielkie, cylindryczne bryle i powoli przeczytał poprzednie pięć zdań, a następnie regulamin konkursu.
– Cóż za zgroza, zabrakło “Hiszpańskiej Inkwizycji”!
– Na stos… rzuciliśmy… Tarniny los, na stos… – zaintonował chór mnichów.
– NA STOS! – dokończył głos z ciemnego kąta sceny.
– Jak pan artysta taki wyedukowany, to zastąpi Tarninę przy korektach “Poradnika” – obwieścił Inkwizytor.
– Ale zaraz – wtrącił Mirek, poczuwszy, że jednak powinien mieć w tej historii coś do powiedzenia. – Przecież mnich, a tym bardziej Główny Inkwizytor, metonimicznie implikują Inkwizycję! A poza tym mamy wygodny fotel i miękkie poduszki, i w ogóle!
– Dobrze gada! – poparła go teczka. – W tak pięknych okolicznościach architektury sakralnej Inkwizycja sama przychodzi na myśl!
– Dosyć tego – powiedział inkwizytor i złapał za dźwignię detonatora. – Jeśli zaraz nie przestaniecie, to wysadzę wszystko w powietrze. To ja jestem bohaterem tej historii. I nie życzę sobie żadnych dyskusji między autorami. Od teraz wracamy do fabuły. Jestem bardzo ciekawy moich dalszych losów. No! Już! Sio! Zabierać się do pisania i nie kombinujcie, bo wiecie, co będzie!
– Nieprawda! – krzyknęła oburzona zażywna pięćdziesięciolatka zwana Wielką Inwizycją. – To ja jestem bohaterką! Proszę mi tu się nie wcinać! Teczka do ognia, Mirek na poduszki, niech pozna, co to tortury! A inkwizytor, jeśli myśli, że rządzi, to proszę do lochu i do roboty!
Inkwizytor zmrużył oczy. Carmen nie spuściła wzroku. Mierzyli się spojrzeniami. Dźwignia detonatora drgnęła. Mirek wskoczył za wygodne krzesło. Teczka za wygodne poduchy. Mały człowiek na usługach Hiszpańskiej Inkwizycji dał nura za teczkę. Nagle wszyscy spojrzeli na jednego z autorów i krzyknęli: TRZYMAJ SIĘ LIMITU ZDAŃ, PARTACZU!
– Wysadź sobie artystę – zaproponowała ugodowo Hiszpańska – a ja sobie wskoczę w coś wygodniejszego.
– Taki jakiś blady i nudny … jak roczna deklaracja – grymasił mały o podkrążonych oczach. – Lubię spektakularne eksplozje, miło skwierczące stosy i piętnowanie. Piętnowanie najbardziej!
Drzwi otworzyła Hiszpańska Inkwizycja. Było ich czterech, ale jeden w kapeluszu skrzata, mały jakiś i taki niewyspany, brudny, ledwo z piaskownicy wyjęty, uczeń chyba. Stanęli w równym rzędzie, ale źle to wyglądało, bo zbyt różnili się wzrostem, więc zaczęli przepychanki i ogólne próby idealnego ustawiania. W końcu wyrzucili małego przez okno i stanęli zadowoleni, jeden wyprostowany, a dwóch na ugiętych kolanach.
– Jesteś oskarżony o to – podjęli jednogłośnie – że nie podjąłeś decyzji z początku historii, tej dotyczącej – unieśli brwi, zdziwieni tekstem, który czytają – toalety.
– Yyy… – jęknął Mirek zza wygodnego krzesła. – To ja, może, ten, tego… gdzie tu jest gdanisko? Bo teraz to bym faktycznie…
– Korytarzem prosto i skręcić koło gargulca – machinalnie odpowiedział Główny Inkwizytor, nie patrząc na Mirka, ponieważ całą jego uwagę zaprzątało pytanie: kto tu jest właściwie Głównym Inkwizytorem, i czy aby nie on? Bo ten szmaciany osobnik o podkrążonych oczach coś się szarogęsił, jak na podwładnego.
Mirek wyszedł na korytarz i zobaczył kolejkę Hiszpańskich Inkwizycji. W różnych konfiguracjach. Minął pięciu karłów o zawziętych twarzach. Trzech transwestytów ubranych w różowe tuniki. Osiem kotów z małymi kapelusikami w czerwonych uniformach, a dalej już się nie przyglądał, biegł do wyjścia, mijając kolejne Inkwizycje.
Tymczasem Główny Inkwizytor nadal rozważał swoje położenie, posługując się teorią supozycji, Carmen zaś niecierpliwie postukiwała pantoflem o kamienne płyty podłogi.
– Będziemy coś robić, czy nie? – zapytała retorycznie. Obrzuciła wzrokiem szmacianego, mnicha i teczkę (Niepokojenie trzymał się poza zasięgiem jej sokolego spojrzenia), ale żadne z nich nie wyglądało na gotowe do robienia czegokolwiek. Szmaciany tęsknie popatrywał to na detonator, to na teczkę, wyobrażając sobie, jak płonie. Mnich wydobył spod pulpitu perliczkę i głaskał ją po łebku.
Mirek wybiegł z twierdzy Hiszpańskich Inkwizycji. Spojrzał na zegarek, mógł jeszcze zdążyć. Zobaczył taksówkę. Wyciągnął rękę, na szczęście zatrzymała się, wszedł do środka i podał adres.
Niestety, okazało się, że w środku ukryła się Carmen. Prowadziła samochód odziana w peniuar w kolorze magenty, ściskając pod pachą truchło perliczki.
– Teraz się policzymy! – wrzasnęła.
– Heloiza! – krzyknął rozpaczliwie mnich i rzucił się na Carmen z obnażonym rapierem.
– Jak ja się tego nie spodziewałem! – zawołał Mirek i pięknym rzutem wyskoczył z samochodu, by zrobić klasyczny przewrót w przód na zupełnie anachronicznym asfalcie. Nie oglądał się. Sprintem pognał przed siebie.
Tymczasem Główny Inkwizytor wyczerpał teorię supozycji i nadal nie wiedział, kto tu właściwie rządzi, przeszedł więc do rozważań nad drabinką bytów. Myśląc intensywnie, ani zauważył, jak szmaciany i Niepokojenie szepczą coś za jego plecami.
Inkwizytor w zamyśleniu nie zwrócił uwagi, że nieświadomie naciska dźwignię detonatora. Carmen zobaczyła w lusterku, jak twierdza Hiszpańskiej Inkwizycji wylatuje w powietrze, ale nie zauważyła dostojnego łosia, zderzenie z którym było nieuniknione. Mirek dotarł do centrum, wjechał na czwarte piętro wieżowca i wszedł do biura rachunkowego.
– Przekroczyłeś przerwę o trzy godziny! A dwie godziny i czterdzieści pięć minut temu mówiłeś, że idziesz tylko do toalety! – wrzeszczał kierownik biura.
– A uwierzy pan, gdy powiem, że… – zaczął Mirek.
– Co niby, może Hiszpańska Inkwizycja cię dorwała?
– Tak! Skąd pan wiedział?
– Stąd, że wylatujesz z roboty!
Lecz w tym momencie stało się coś nieoczekiwanego. Stojący na biurku komputer, dotąd zupełnie niewinny, jeśli pominąć to, co wyczyniał Windows 10, eksplodował w chmurę różowej mgły. Mirek i kierownik zanieśli się kaszlem. Pełnymi łez, piekącymi oczami wpatrywali się w mgłę, z której wyskoczył Główny Inkwizytor!
– Ha! – zawołał. – Mnie na pewno się nie spodziewaliście!
Mirek pierwszy przestał kaszleć i wyszeptał:
– Wiedziałem, że tak będzie.
Kierownik zamrugał, uśmiechnął się elegancko i wyprostował.
– Spadł mi pan z nieba… znaczy, jak z różowej chmury! Mam właśnie jedno wolne stanowisko, może pana zatrudnię, bo słyszałem, że Hiszpańska Inkwizycja słynie ze skuteczności, czy nie tak?
&
– To nie do wiary – westchnął kierownik. – Zatrudnienie Hiszpańskiej Inkwizycji w biurze rachunkowym okazało się strzałem w dziesiątkę. Wielki inkwizytor robi rozliczenia roczne, mały piroman obsługuje płatnika, Carmen pokochała raporty statystyczne.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
No pięknie to wyszło :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Co za historia! :D
Myślę, że to chyba powinno być zakończenie, jest tak idealne.
Zakończenie otwarte, bo mały piroman plus “Płatnik” to… mieszanka wybuchowa.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Historia wyszła rewelacyjnie, chyba nawet lepiej niż w pierwszej odsłonie:) Dziękuję wszystkim!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Nie ma problema XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
My też dziękujemy. :)
A za tydzień kolejne wyzwanie, więc miejcie się na baczności! ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Czekamy! ;)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Wrzucamy konkurs :D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Cudo, kompletnie bez sensu. :D Bardzo chętnie obejrzałbym to w formie przedstawienia. XD
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
W roli Heloizy Jennifer Lopez XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie no, sens gdzieś tam przemykał… ukradkiem. XD
I od tego ukradka autorzy puchli i umierali… xD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Wrzucić to teraz na konkurs Fun-tastyki. XD
Tylko autorzy nie będą anonimowi, nie tak do końca xD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ananke, C_C – no właśnie o tym pisałem :P Można napisać po ściągnięciu masek ilu było autorów, taki mały pikuś to będzie z naszej strony, a nawet spisek :) Ale myślę, że niegroźny i nam go wybaczą jak się na koniec przyznamy :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Co tu się dzieje :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Spiski :D Dobra ja mogę to wrzucić tylko trzeba zmienić tytuł. Proponuję – O tym jak trudno znaleźć dobrego pracownika biura rachunkowego oraz dlaczego czasami lepiej nie korzystać z toalet publicznych
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Cezarowy tytuł… jakby co, to będzie na niego… :D
No właśnie ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Spryciarze :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ale i tak musimy mieć zgodę Szyszuni ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Działajcie! XD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ananke, C_C – no właśnie o tym pisałem :P Można napisać po ściągnięciu masek ilu było autorów, taki mały pikuś to będzie z naszej strony, a nawet spisek :)
Haha, Bardzie, dobre. XD
Dobra ja mogę to wrzucić tylko trzeba zmienić tytuł.
Tylko co z tym wątkiem, będzie dalej dostępny, czy zmieni się w betę? XD
Usunięcie wątku też będzie podejrzane:). Ja bym już nie kombinował, wrzucamy, a jak ktoś się zorientuję, że to tekst z wyzwania to trudno ;). Ok dajcie mi chwilę jakoś to zaraz ogarnę:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Dokonało się :D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
super!
super!
chyba Ty! ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"