- Opowiadanie: beeeecki - Drzewko szczęścia

Drzewko szczęścia

Czo­łem! Tym razem dzie­lę się tek­stem wy­dzie­lo­nym z mo­je­go au­tor­skie­go świa­ta, który będę się sta­rał jakoś po­ka­zy­wać (choć nie jest dla mnie pro­ste wy­od­ręb­nia­nie po­je­dyn­czych, krót­kich tek­stów). Będę bar­dzo wdzięcz­ny za prze­czy­ta­nie i opi­nie co do wszyst­kie­go :). Wiel­ka chwa­ła dla pnzr­div.117 za so­lid­ną betę! 

Po­zdra­wiam ser­decz­niut­ko!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Drzewko szczęścia

W Darm­ness, prze­my­sło­wym mie­ście po­ło­żo­nym gdzieś po­mię­dzy biedą a ża­ło­ścią, pre­cy­zyj­niej zaś mó­wiąc na po­łu­dniu Kró­le­stwa Fo­no­bo­ru, prze­waż­nie bra­ko­wa­ło nie­zwy­kłości. Po­wsze­dniość za­do­mo­wi­ła się tu do tego stop­nia, że prze­cięt­ni miesz­kań­cy mia­sta, znędz­nia­li i po­zba­wie­ni na­dziei, zwy­kli prze­ra­biać jego nazwę na „Darm­no się sta­rasz”. Po­wie­dze­nie to nie miało wiel­kie­go sensu, ale, no wła­śnie… w Darm­ness nie­wie­le miało sens. 

Tym szyb­ciej roz­nio­sła się plot­ka o pięk­nym zie­lo­nym drzew­ku, które nie­spo­dzie­wa­nie wy­ro­sło mię­dzy dwie­ma, krzy­wo uło­żo­ny­mi pły­ta­mi chod­ni­ko­wy­mi we wschod­niej dziel­ni­cy, nie­opo­dal dwóch ma­nu­fak­tur na­rzę­dzi rol­ni­czych.

Han­dlar­ka wąt­pli­wej ja­ko­ści sło­ni­ną mó­wi­ła, że wy­ro­sło w jedną noc, w miej­scu, gdzie po­przed­nie­go dnia straż­ni­cy miej­scy sko­pa­li pra­wie na śmierć ja­kie­goś ob­dar­te­go chło­pa­ka.

Lo­kal­ny prze­myt­nik odpo­wia­dał, że ponoć to z wozu el­fic­kie­go kupca spa­dło ma­gicz­ne ziar­no.

Prze­mi­ła Da­ma­ra, do­ra­bia­ją­ca jako pro­sty­tut­ka twier­dzi­ła, że w nocy przez ulicę prze­mknął dobry mir­tis[1], który chciał sty­ra­nym miesz­kań­com za­pew­nić kilka świe­żych i pysz­nych owo­ców.

Dzie­ci ulicy, któ­rych wszę­dzie było pełno, krzy­cza­ły, że drzew­ko jest pod­ziem­ną isto­tą, po­dró­żu­jącą za po­mo­cą ko­rze­ni i cza­sa­mi wy­nu­rzającą się na po­wierzch­nię.

Wresz­cie na wpół obłą­ka­ny Umar roz­gła­szał, że drzew­ko jest darem Baera[2] dla ludu.

A były to wy­łącz­nie naj­cie­kaw­sze z teo­rii. Dzia­dek Zavli i Emi wszyst­kie skwi­to­wał jed­nak krót­ko:

– Chała wała. – Nikt nie wie­dział, co to zna­czy­ło do­kład­nie, ale od do­brych czter­dzie­stu lat mówił tak, gdy się z czymś nie zga­dzał.

– Ale dziad­ku, Da­ma­ra mó­wi­ła, że to mir­tis. Praw­dzi­wy mir­tis, zie­lo­ny! – prze­ko­ny­wa­ła go kil­ku­let­nia Emi, star­sza z sióstr, które ów po­dej­rza­nie długo ży­ją­cy „dzia­dek” przy­jął pod swoją opie­kę, wie­dzio­ny Baer wie czym.

– Niech­by i mir­tis tam na­srał, nie wy­ro­sło­by drze­wo – mruk­nął i za­koń­czył dys­ku­sję.

Dziew­czyn­ki nie były jed­nak prze­ko­na­ne. Jako dzie­ci jesz­cze nie wy­zby­ły się w pełni ma­rzeń i na­dziei, jak zro­bił to dzia­dek, o któ­rym ma­wia­no, że prze­żył w bie­dzie i gło­dzie na tyle długo, że nawet śmier­ci jest szko­da go za­bie­rać.

Z braku lep­szych zajęć Emi i Zavla udały się do dziel­ni­cy wschod­niej, aby zo­ba­czyć drzew­ko. Zna­le­zie­nie go nie było trud­ne, gdyż plot­ka sze­ro­ko roz­nio­sła się po mie­ście i wielu pra­gnę­ło uj­rzeć nie­zwy­kłe zja­wi­sko.

Rze­czy­wi­ście, z chod­ni­ka coś wy­ra­sta­ło, lecz plot­ki o drzew­ku były nieco prze­sa­dzo­ne – z ziemi wy­do­by­wał się ra­czej za­lą­żek po­dob­ny do nie­wiel­kie­go krzacz­ka. Miał zie­lo­ną, ela­stycz­ną ło­dy­gę i ga­łąz­ki, koń­czą­ce się list­ka­mi w kształ­cie od­wró­co­nych serc. Kilka nie­wiel­kich, zie­lon­ka­wych pąków, wy­glą­da­ło jak nie­doj­rza­łe owoce. Wokół ro­ślin­ki stało wiele osób, jed­nak nikt nie od­wa­żył się po­dejść i jej do­tknąć.

Dla dziew­czy­nek widok był znacz­nie pięk­niej­szy niż co­kol­wiek, co do­tych­czas wi­dzia­ły. Młode drzew­ko było świe­że i zdro­we, a wy­da­wa­ło się… po pro­stu dobre.

– To na pewno magia – szep­nę­ła Zavla.

– Głu­pia – od­burk­nął jej jeden z ga­piów. – Magia to nie ja­kieś tam ziel­sko. Zresz­tą, jutro przyj­dą i je wytną – mruk­nął po­nu­ro.

– Nie! Nie wolno im! – za­pro­te­sto­wa­ły nie­mal rów­no­cze­śnie dziew­czyn­ki, nie mogąc ode­rwać wzro­ku od ro­ślin­ki.

– Dziś za­de­kre­tu­ją, jutro wytną. To prze­klę­ty Fo­no­bor, dzie­ci­no. – Z przy­kro­ścią w gło­sie po­wie­dzia­ła jakaś ko­bie­ta.

Ad­mi­ni­stra­cja Kró­le­stwa sły­nę­ła na całym kon­ty­nen­cie ze swej spraw­no­ści i sku­tecz­no­ści, lecz przy­mio­ty te nie cie­szy­ły spe­cjal­nie bie­do­ty Darm­ness, któ­ra w urzęd­ni­kach i straż­ni­kach wi­działa głów­nie wroga. 

Ocza­ro­wa­ne wi­do­kiem ro­śli­ny, Zavla i Emi wró­ci­ły do dziad­ka i o wszyst­kim mu opo­wie­dzia­ły. Ich en­tu­zjazm jed­nak nie prze­ko­nał sta­rusz­ka, który za­cho­wał na­by­tą przez lata nie­uf­ność do wszyst­kie­go.

– Przez całe moje życie w Darm­ness nie wy­da­rzy­ło się nic do­bre­go, to i teraz się nie wy­da­rzy. Mówię wam – po­wie­dział sucho.

Dziew­czyn­ki mocno za­smu­ci­ła opi­nia dziad­ka, jed­nak na­stęp­ne­go dnia po­sta­no­wi­ły znów od­wie­dzić drzew­ko. Tym razem na miej­scu znaj­do­wa­ło się jesz­cze wię­cej ga­piów i szyb­ko zo­rien­to­wa­ły się dla­cze­go. Ro­śli­na uro­sła na pra­wie dwa razy więk­szą: jej ło­dy­ga po­gru­bia­ła i stała się so­lid­niej­sza, miała także kilka no­wych ga­łą­zek i liści. Była teraz wy­so­ka na pra­wie pół metra, a co naj­nie­zwy­klej­sze, jesz­cze wczo­raj nie­wiel­kie pąki dziś wy­glą­da­ły na doj­rza­łe, po­ma­rań­czo­we owoce wiel­ko­ści piąst­ki jed­nej z dziew­czy­nek. Widok tak bar­dzo po­do­bał się Emi i Zavli, że nie­świa­do­mie po­de­szły bli­żej, tak, że ro­ślin­ka znaj­do­wa­ła się teraz na wy­cią­gnię­cie ręki.

– Le­piej nie do­ty­kaj­cie – ostrzegł je jakiś głos.

– A tam, niech pró­bu­ją, naj­wy­żej jedna wy­ki­tu­je – rzu­cił ktoś inny.

– Przy­naj­mniej do­wie­my się, co to – zgo­dzi­ła się ko­lej­na osoba.

Potem już wszy­scy za­czę­li mówić naraz i kłó­cić się o to, co po­win­ny zro­bić dziew­czyn­ki. Ktoś komuś przy­ło­żył, wsz­czę­to dwie od­ręb­ne bi­ja­ty­ki, toteż uwaga wszyst­kich nie była już sku­pio­na na Emi i Zalvi. One zresz­tą nie słu­cha­ły ani jed­ne­go z tych gło­sów, gdyż w pełni sku­pia­ły się na pięk­nym drzew­ku i jego wspa­nia­łych owo­cach. Nigdy nie wi­dzia­ły tak wy­ra­zi­stych, ży­wych ko­lo­rów. Po­ma­rań­czo­we ja­go­dy aż się pro­si­ły, by je ze­rwać i zjeść. Puste brzu­chy dziew­czy­nek za­bur­cza­ły, przy­po­mi­na­jąc, że nie do­sta­ły je­dze­nia od ponad dnia. Dzia­dek nie mógł im prze­cież za­pew­nić cze­goś, czego sam nie miał.

Owoce wy­glą­da­ły tak ku­szą­co i pięk­nie, że dzie­ci go­to­we były uwie­rzyć, że po zje­dze­niu ich już na za­wsze będą syte. Nie­któ­rzy twier­dzi­li prze­cież, że to magia, a ona, w mnie­ma­niu dziew­czy­nek, mu­sia­ła być czymś do­brym i nie­zwy­kłym.

W pew­nym mo­men­cie ze­bra­ni roz­stą­pi­li się, prze­pusz­cza­jąc zdy­sza­ne­go męż­czy­znę.

– Straż idzie! – wy­sa­pał, a po tłu­mie prze­niósł się po­mruk nie­za­do­wo­le­nia. Bitki i kłót­nie się skoń­czy­ły tak na­tu­ral­nie jak się za­czę­ły, wobec po­ja­wie­nia się wspól­ne­go wroga. Nikt jed­nak nie chciał wcho­dzić temu nie­przy­ja­cie­lo­wi w drogę, zatem wszy­scy za­czę­li się od­da­lać, woląc unik­nąć kło­po­tu.  

– Wytną je! – prze­stra­szy­ła się Emi i po­pa­trzy­ła na Zavlę. – Chcą je sobie za­brać i już nigdy go nie zo­ba­czy­my!

– Jesz­cze zdą­ży­my ze­rwać… – wy­szep­ta­ła Zavla, roz­glą­da­jąc się. – Ale to nie­bez­pie…

Nie skoń­czy­ła, bo­wiem, gdy jej wzrok znów spo­czął na sio­strze, ta trzy­ma­ła już w ręku po­ma­rań­czo­wy owoc.

– Nie wiem, Em – jęk­nę­ła Zavla. Tak bar­dzo chcia­ła, aby wiara w ma­gicz­ność ro­śli­ny oka­za­ła się praw­dzi­wa. Mimo mło­de­go wieku, za­czy­na­ła już prze­sią­kać wszech­obec­ną bez­na­dzie­ją i coś w niej krzy­cza­ło, że to może być je­dy­na szan­sa w życiu, aby do­świad­czyć pięk­na. Owoc w dłoni Emi wy­glą­dał jak obiet­ni­ca cze­goś do­bre­go.

Stu­kot butów straż­ni­ków dało się już do­brze sły­szeć, a ich hełmy były wi­dzial­ne ponad gło­wa­mi tłumu, który roz­stę­po­wał się coraz bar­dziej.

– To może być nie­bez­piecz­ne, Em – po­wie­dzia­ła Zavla. Emi jed­nak nie pa­trzy­ła na nią, tylko na po­ma­rań­czo­wą kulkę, którą trzy­ma­ła.

– Wiem, Zav. Ale ja chcę – rzu­ci­ła po­waż­nie i szyb­ko wło­ży­ła cały owoc do ust. Roz­gry­zła i za­czę­ła in­ten­syw­nie prze­żu­wać. Zavla przy­glą­da­ła się temu z obawą, a po jej ple­cach prze­biegł nie­przy­jem­ny dreszcz stra­chu. Straż­ni­cy byli coraz bli­żej.

– Zbie­raj­my się. – Zavla chwy­ci­ła sio­strę za rękę i po­cią­gnę­ła w bok. Emi jed­nak za­miast pójść za nią, po pro­stu prze­wró­ci­ła się na zie­mię, jak bez­wład­ny posąg. Nawet nie ase­ku­ro­wa­ła się rę­ka­mi przed upad­kiem.

– Emi! – krzyk­nę­ła Zavla, klę­ka­jąc przy sio­strze, która le­ża­ła nie­ru­cho­mo. Po pro­stu za­mar­ła. Jej serce nie biło, nie od­dy­cha­ła. W jed­nej chwi­li wy­pa­ro­wa­ło z niej życie.

– Emi! – po­wtó­rzy­ła z pła­czem Zavla, wstrzą­sa­jąc cia­łem sio­stry, mając na­dzie­ję, że ta za chwi­lę obu­dzi się z odrę­twie­nia. Nic ta­kie­go się jed­nak nie stało. Mar­twy wzrok Emi zo­stał już na za­wsze wbity w próż­nię.

Straż­ni­cy prze­szli obok, nawet nie rzu­ca­jąc im spoj­rze­nia. Ot po pro­stu ko­lej­ne dziec­ko ulicy zmar­ło. Dzień jak co dzień.

Zavla pła­ka­ła i przy­tu­la­ła ciał­ko swo­jej sio­stry, jakby to miało ją oży­wić, nie przy­no­si­ło to jed­nak efek­tów. Na próż­no szlo­cha­ła i mam­ro­ta­ła nie­zro­zu­mia­le. Nikt nawet nie pró­bo­wał jej pomóc.

W tym cza­sie straż­ni­cy z uży­ciem ło­pat­ki wy­ko­pa­li drzew­ko, za­pa­ko­wa­li do worka i ode­szli, zo­sta­wia­jąc smut­ny i roz­go­ry­czo­ny tłum. Do­pie­ro wtedy ktoś po­kle­pał Zavlę po ra­mie­niu, ktoś rzu­cił do niej ja­kieś słowo, jesz­cze ktoś śmiał się z głu­po­ty Emi. Po ja­kimś cza­sie wszy­scy się ro­ze­szli, a dziew­czyn­ka jesz­cze wiele go­dzin zo­sta­ła sama z cia­łem sio­stry, szep­tem po­wta­rza­jąc tylko:

– To nie­spra­wie­dli­we. To nie­spra­wie­dli­we…

W na­stęp­nych kilku dniach zmarł jesz­cze jeden ze straż­ni­ków oraz po­moc­nik al­che­mi­ka na dwo­rze Na­miest­ni­ka, co wy­wo­ła­ło nie­ma­łe po­ru­sze­nie. Szczę­śli­wie po ty­go­dniu do mia­sta przy­był mir­ti­sań­ski wę­dro­wiec, który roz­po­znał ro­śli­nę i wy­ja­śnił, że jest to nie­bez­piecz­ny, tru­ją­cy chwast ze wschod­nich lasów, któ­re­go owoce zdol­ne są spo­wo­do­wać na­tych­mia­sto­wy pa­ra­liż ca­łe­go ciała. Zda­niem mir­ti­sa, po prze­go­to­wa­niu zna­ko­mi­cie na­da­ją się one do le­cze­nia cho­rób gar­dła, zaś skru­szo­ne i za­pa­rzo­ne li­ście sprzy­ja­ją za­pa­da­niu w głę­bo­ki sen. Dla­te­go też ko­lej­nej zimy Na­miest­nik, jego mał­żon­ka oraz dwie córki wy­jąt­ko­wo się nie prze­zię­bi­li, a każ­de­go ranka wsta­wa­li rze­ś­cy i wy­spa­ni.

Dzia­dek zaś ze zgry­zo­ty po­grą­żył się jesz­cze bar­dziej w bez­na­dziei i utrwa­lił w prze­ko­na­niu, że w Darm­ness takim jak on nie może przy­tra­fić się nic do­bre­go. Sie­dział zzięb­nię­ty w swoim kącie ulicy i mam­ro­tał pod nosem:

– Chała wała, na­praw­dę.

Na­to­miast Zavla coraz mniej róż­ni­ła się w swych prze­ko­na­niach od dziad­ka.

 

[1] mir­ti­si – pierw­sza rasa, która po­ja­wi­ła się na kon­ty­nen­cie, dłu­go­wiecz­na i do­sko­na­ła, znana z wy­jąt­ko­wej więzi z na­tu­rą. No ale wia­do­mo, że lu­dzie są lepsi. Tak przy­naj­mniej lu­dzie mówią…

[2] Baer – „Pierw­szy z Ludzi”, „Oj­ciec Ludz­ko­ści”, bó­stwo opie­kuń­cze uzna­wa­ne przez wszyst­kich ludzi, jak rów­nież pod­sta­wo­we słowo słu­żą­ce do po­par­cia każ­dej wy­po­wie­dzi i ar­gu­men­tu, bo wtedy le­piej brzmi.

Koniec

Komentarze

Smut­na hi­sto­ria, ale czy­ta­ło się do­brze.

 

przy­mio­ty te nie cie­szy­ły spe­cjal­nie bie­do­ty Darm­ness, któ­rzy w urzęd­ni­kach i straż­ni­kach wi­dzie­li głów­nie wroga. → Pi­szesz o bie­do­cie, któ­tra jest ro­dza­ju żeń­skie­go, więc: …przy­mio­ty te nie cie­szy­ły spe­cjal­nie bie­do­ty Darm­ness, która w urzęd­ni­kach i straż­ni­kach wi­dzia­ła głów­nie wroga

 

za­cho­wał na­by­tą przez lata nie­uf­ność do życia.

– Przez całe moje życie w Darm­ness… → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

za­pa­rzo­ne li­ście sprzy­ja­ją głę­bo­kie­mu snu. → …za­pa­rzo­ne li­ście sprzy­ja­ją głę­bo­kie­mu snowi.

Tu znaj­dziesz od­mia­nę rze­czow­ni­ka sen.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hej Re­gu­la­to­rzy, bar­dzo miło, że wpa­dłaś!

Tu znaj­dziesz od­mia­nę rze­czow­ni­ka sen

Ale przy­pał, nie lubię ta­kich błę­dów :)). To jest jedno z tych słów, gdzie moja in­tu­icja wy­sia­da i jak sobie czy­tam na głos to nie wy­czu­wam zgrzy­tu.

 

Cie­szę się, że czy­ta­ło się do­brze i oczy­wi­ście dzię­ku­ję za jak za­wsze traf­ne po­praw­ki (na­nie­sio­ne już).

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Hej :)

 

Bar­dzo cie­ka­wie przed­sta­wiasz bez­na­dzie­ję miesz­kań­ców Darm­ness i ich obo­jęt­ność na tra­gicz­ny los Emi. Takie po­mie­sza­nie co­dzien­no­ści z nie­spo­dzie­wa­nym wy­da­rze­niem wy­szło nie­źle to pod­kre­śla. Nar­ra­cja jest płyn­na i przy­jem­nie się czyta, nawet gdy sama treść jest dość przy­gnę­bia­ją­ca. Oczy­wi­ście, z nie­cier­pli­wo­ścią cze­kam na na­stęp­ne tek­sty z tego uni­wer­sum :D

 

Po­zdra­wiam i kli­kam :)

Siema, be­eeec­ki. 

 Jako eks­po­zy­cja, wpro­wa­dze­nie, tekst do­brze dzia­ła na wy­obraź­nię – za to plus. Myślę, że dal­sze czę­ści są rów­nie cie­ka­we.

Po­zdra­wiam.

Witaj. :)

Ze spraw tech­nicz­nych mam wąt­pli­wo­ści, co do (wy­łącz­nie do prze­my­śle­nia):

W Darm­ness, prze­my­sło­wym mie­ście po­ło­żo­nym, gdzieś po­mię­dzy biedą, a ża­ło­ścią, pre­cy­zyj­niej zaś mó­wiąc, na po­łu­dniu Kró­le­stwa Fo­no­bo­ru, prze­waż­nie nie dzia­ło się nic nie­zwy­kłe­go. – zbęd­ne prze­cin­ki: drugi i trze­ci?

Po­wie­dze­nie to nie miało wiel­kie­go sensu, ale (prze­ci­nek albo myśl­nik?)

no wła­śnie… w Darm­ness nie­wie­le miało sens. 

Nikt nie wie­dział (prze­ci­nek?) co to zna­czy­ło do­kład­nie, ale od do­brych czter­dzie­stu lat mówił tak, gdy się z czymś nie zga­dzał.

Z racji braku lep­szych zajęć Emi i Zavla udały się do dziel­ni­cy wschod­niej, aby zo­ba­czyć drzew­ko. Zna­le­zie­nie go nie było trud­ne, gdyż plot­ka sze­ro­ko roz­nio­sła się po mie­ście i wielu pra­gnę­ło zo­ba­czyć nie­zwy­kłe zja­wi­sko. – po­wtó­rze­nie?

Rze­czy­wi­ście, z chod­ni­ka coś wy­ra­sta­ło, lecz plot­ki o drzew­ku były nieco prze­sa­dzo­ne – z ziemi wy­ra­stał ra­czej za­lą­żek po­dob­ny do nie­wiel­kie­go krzacz­ka – i tu?

Tym razem ga­piów było jesz­cze wię­cej i szyb­ko zo­rien­to­wa­ły się dla­cze­go. Ro­śli­na była pra­wie dwa razy więk­sza: jej ło­dy­ga po­gru­bia­ła i stała się so­lid­niej­sza, miała także kilka no­wych ga­łą­zek i liści. Była teraz wy­so­ka na pra­wie pół metra, a co naj­nie­zwy­klej­sze, jesz­cze wczo­raj nie­wiel­kie pąki dziś wy­glą­da­ły na doj­rza­łe, po­ma­rań­czo­we owoce wiel­ko­ści piąst­ki jed­nej z dziew­czy­nek. – i tu? – i tu?

Bitki i kłót­nie się skoń­czy­ły tak na­tu­ral­nie jak się za­czę­ły, wobec po­ja­wie­nia się wspól­ne­go wroga. Nikt jed­nak nie chciał wcho­dzić temu nie­przy­ja­cie­lo­wi w drogę, zatem wszy­scy za­czę­li się od­da­lać, woląc unik­nąć kło­po­tu. – i tu?

– Emi! – krzyk­nę­ła Zavla, klę­ka­jąc przy sio­strze, która le­ża­ła nie­ru­cho­mo. Po pro­stu za­mar­ła w bez­ru­chu. – i tu?

Zavla pła­ka­ła i przy­tu­la­ła ciał­ko swo­jej sio­stry, pró­bu­jąc ją oży­wić, nie przy­no­si­ło to jed­nak efek­tów. Na próż­no szlo­cha­ła i mam­ro­ta­ła nie­zro­zu­mia­le. Nikt nawet nie pró­bo­wał jej pomóc. 0 i tu?

 

W moim od­czu­ciu to bar­dziej frag­ment niż osob­ny sort. :)

Na pewno wcią­ga­ją­ca hi­sto­ria i cie­ka­wi bo­ha­te­ro­wie. Szko­da, że dziew­czyn­ka zmar­ła. :(

Po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

Pe­cu­nia non olet

Be­eeec­ki, a mnie jest miło, że mo­głam się przy­dać. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Witaj Be­eeec­ki,

Tekst do­brze się czyta, fa­bu­ła an­ga­żu­je. Fajny świat po­sia­da­ją­cy pod­bu­do­wę, mi­to­lo­gię, wie­rze­nia itd. Po­do­ba­ło mi się po­ka­za­nie obo­jęt­no­ści na tra­ge­dię, to za­wsze chwy­ta za serce.

 

Co mi zgrzy­ta­ło:

Jak dla mnie za dużo nazw wła­snych w tak krót­kim tek­ście! Szcze­gól­nie wy­ja­śnia­nie przez od­no­śni­ki do mnie nie prze­ma­wia.

 

Frag­men­ty do prze­my­śle­nia:

W Darm­ness, prze­my­sło­wym mie­ście po­ło­żo­nym, gdzieś po­mię­dzy biedą, a ża­ło­ścią, pre­cy­zyj­niej zaś mó­wiąc, na po­łu­dniu Kró­le­stwa Fo­no­bo­ru, prze­waż­nie nie dzia­ło się nic nie­zwy­kłe­go.

W Darm­ness prze­waż­nie nie dzia­ło się nic nie­zwy­kłe­go. Było to prze­my­sło­we mia­sto po­ło­żo­ne, gdzieś po­mię­dzy biedą a ża­ło­ścią, pre­cy­zyj­niej zaś mó­wiąc, na po­łu­dniu Kró­le­stwa Fo­no­bo­ru.

 

Zmia­na tylko dłu­go­ści zdań (i ten prze­ci­nek mi nie pa­su­je: 'biedą, a ża­ło­ścią'):

Dobra nar­ra­cja po­win­na mieć zda­nia róż­nej dłu­go­ści, jest to szcze­gól­nie istot­ne gdy tekst jest zmie­nia­ny w au­dio­bo­ok.

 

„Rze­czy­wi­ście, z chod­ni­ka coś wy­ra­sta­ło, lecz plot­ki o drzew­ku były nieco prze­sa­dzo­ne – z ziemi wy­ra­stał ra­czej za­lą­żek po­dob­ny do nie­wiel­kie­go krzacz­ka.”

Po­wtó­rze­nie: „wy­ra­sta­ło/wy­ra­stał”.

 

Dzie­ci ulicy, któ­rych wszę­dzie było pełno, krzy­cza­ły, że drzew­ko jest pod­ziem­ną isto­tą, która po­dró­żu­je za po­mo­cą ko­rze­ni i cza­sa­mi wy­nu­rza się na po­wierzch­nię.”

Po­wtó­rze­nie: „któ­rych” i „która” w jed­nym zda­niu.

„Nikt nie wie­dział co to zna­czy­ło do­kład­nie, ale od do­brych czter­dzie­stu lat mówił tak, gdy się z czymś nie zga­dzał.”

Brak prze­cin­ka przed: „co to zna­czy­ło” ?

„Owoce wy­glą­da­ły tak ku­szą­co i pięk­nie, że dzie­ci go­to­we były uwie­rzyć, że po zje­dze­niu ich już na za­wsze będą syte.”

Po­wtó­rze­nie „że”.

 

Nie­mniej, zda­niem mir­ti­sa, po prze­go­to­wa­niu zna­ko­mi­cie na­da­ją się one na le­cze­nie cho­rób gar­dła, zaś skru­szo­ne i za­pa­rzo­ne li­ście sprzy­ja­ją głę­bo­kie­mu snowi.

 

To po­praw­ne gra­ma­tycz­nie ale brzmi źle, zo­bacz tę wer­sję:

Zda­niem mir­ti­sa, po prze­go­to­wa­niu zna­ko­mi­cie na­da­ją się one do le­cze­nia cho­rób gar­dła, zaś skru­szo­ne i za­pa­rzo­ne li­ście sprzy­ja­ją za­pa­da­niu w głę­bo­ki sen.

Dzia­dek zaś ze zgry­zo­ty po­grą­żył się jesz­cze bar­dziej w bez­na­dziei i utrwa­lił w prze­ko­na­niu, że w Darm­ness takim jak on nie może przy­tra­fić się nic do­bre­go.

Po­wtó­rze­nie „w”.

Nawet nie ase­ku­ro­wa­ła się rę­ka­mi przed upad­kiem.

Jak dla mnie opis zbyt tech­nicz­ny.

 

Mała ska­zów­ka: Kiedy ukoń­czysz tekst i wszyst­ko wy­da­je się do­pię­te na ostat­ni guzik: zmień czcion­kę na taką z cał­kiem innej ro­dzi­ny i prze­czy­taj na głos. Zo­ba­czysz, że jesz­cze znaj­dziesz coś co zgrzy­ta!

Prze­ka­zy­wa­nie in­for­ma­cji w tek­ście:

Wresz­cie na wpół obłą­ka­ny Umar roz­gła­szał, że drzew­ko jest darem Baera[2] dla ludu.

 

> Nie mu­si­my znać jego imie­nia, jeśli nie po­ja­wia się po­now­nie w tek­ście. To za­śmie­ca­nie głowy czy­tel­ni­ka zbęd­ny­mi imio­na­mi. Po­win­ni­śmy mieć za to kon­tekst:

 

Wresz­cie na wpół obłą­ka­ny sta­rzec, miesz­ka­ją­cy dwie prze­czni­ce od dziad­ka Emi (lub któ­re­go w ich dziel­ni­cy wszy­scy sza­no­wa­li), roz­gła­szał, że drzew­ko jest darem Baera[2] dla ludu.

 

Re­alizm:

Z tra­ge­dię Emi w więk­szym stop­niu od­po­wia­da IMHO brak prze­zor­no­ści dziad­ka, a nie bez­na­dziej­ność miej­sca.

 

Su­ge­ro­wał bym na­pi­sa­nie dłuż­sze­go opo­wia­da­nia, gdzie by­ło­by wię­cej świa­ta!

 

Po­le­cam ci fajne in­spi­ra­cje, dla peł­no­krwi­ste­go high fan­ta­sy ery re­wo­lu­cji prze­my­sło­wej:

Bran­don San­der­son, Ostat­nie Im­pe­rium: druga try­lo­gia, Stop prawa, etc.

Brian McC­lel­lan: Try­lo­gia Magów Pro­cho­wych

 

Ser­decz­nie po­zdra­wiam i życzę po­wo­dze­nia!

 

Fol­low on! Till the gold is cold. Dan­cing out with the mo­on­lit kni­ght...

Pre­zen­to­wa­nie frag­men­tów to nie­ła­twe za­da­nie. Cięż­ko jest unik­nąć od­wo­łań do resz­ty tek­stu, a jed­no­cze­śnie nie można wszyst­kie­go do­dat­ko­wo tłu­ma­czyć. 

Tobie się ta sztu­ka udała. Bez pro­ble­mu wy­obra­żam sobie ten frag­ment jak część więk­szej opo­wie­ści, ale jako sa­mo­dziel­na mi­nia­tu­ra też z po­wo­dze­niem się broni.

 

 

 

Sza­now­ni Wszy­scy do­tych­czas się wy­po­wia­da­ją­cy (wy­bacz­cie zbior­czość na po­czą­tek), bar­dzo mnie cie­szą Wasze ko­men­ta­rze, są cie­ka­we i kon­struk­tyw­ne – dzię­ku­ję za pomoc :). Dzień mam WOŚ­Po­wo in­ten­syw­ny, zatem muszę takim jed­nym ko­men­ta­rzem od­pi­sać:

 

pnzr­div.117 – co­kol­wiek w tym tek­ście jest dobre, ma w sobie ogrom Two­ich za­sług, bo dałeś bar­dzo dobrą betę :). Cie­szy mnie, że fi­nal­nie od­bie­rasz tekst do­brze i bar­dzo dzię­ku­ję za klik.

 

He­sket – cie­szę się, że choć tro­chę daję radę po­ru­szyć wy­obraź­nię, dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny!

 

bruce – bar­dzo miło, że wpa­dłaś. Celne strza­ły ku prze­cin­kom i po­wtó­rze­niom, dzię­ku­ję. Za­apli­ko­wa­łem je i tekst sta­nie się przy­jem­niej­szy.

W moim od­czu­ciu to bar­dziej frag­ment niż osob­ny sort. :)

Zavla fak­tycz­nie jest po­sta­cią, która jakąś hi­sto­rię w moim uni­wer­sum ma, na­pi­sa­łem o niej inne opo­wia­da­nie, przy czym ocie­ra się ono o po­wieść, bo jest re­la­tyw­nie dłu­gie. Ale wy­da­ła mi się dobrą na po­czą­tek i wła­ści­wie hi­sto­ria ta nie ma związ­ku z ja­ki­mi­kol­wiek wy­da­rze­nia­mi, które opi­sa­łem gdzieś in­dziej. 

 

re­gu­la­to­rzy – gdyby kie­dyś nad­szedł dzień, w któ­rym Twoje uwagi oka­za­ły się nie­przy­dat­ne (oczy­wi­ście, że ta­kie­go nie bę­dzie) to będę wtedy wie­dział, że świat skoń­czył się dzień wcze­śniej :).

 

piotr_jbk – dzię­ku­ję za bar­dzo kon­struk­tyw­ny ko­men­tarz. Po­praw­ki jak mo­głem, na­nio­słem.

Jak dla mnie za dużo nazw wła­snych w tak krót­kim tek­ście! Szcze­gól­nie wy­ja­śnia­nie przez od­no­śni­ki do mnie nie prze­ma­wia.

Ro­zu­miem tą uwagę. Honor na­le­ży oddać pnzr­div.117, który w becie mi o tym po­wie­dział. Wi­dzia­łem kie­dyś po­dob­ny za­bieg na por­ta­lu, dla­te­go po­sta­no­wi­łem zo­sta­wić w ta­kiej for­mie i pod­dać oce­nie. Dzię­ku­ję za we­ry­fi­ka­cję, roz­wa­żę to na przy­szłe tek­sty.

Mała ska­zów­ka: Kiedy ukoń­czysz tekst i wszyst­ko wy­da­je się do­pię­te na ostat­ni guzik: zmień czcion­kę na taką z cał­kiem innej ro­dzi­ny i prze­czy­taj na głos. Zo­ba­czysz, że jesz­cze znaj­dziesz coś co zgrzy­ta!

Na głos sobie czy­tam, ale nie zna­łem za­bie­gu z czcion­ką – spró­bu­ję na­stęp­nym razem!

Su­ge­ro­wał bym na­pi­sa­nie dłuż­sze­go opo­wia­da­nia, gdzie by­ło­by wię­cej świa­ta!

Tak z pew­no­ścią się sta­nie, tutaj chcia­łem sam się prze­ła­mać, wrzu­cić krót­ki tekst ze świa­ta, a wia­do­mo, że krót­sze formy mają szer­szy od­biór. 

Po­le­cam ci fajne in­spi­ra­cji (…)

Dobre po­le­ca­je, bo San­der­so­na znam i to fak­tycz­nie pod wzglę­dem świa­to­twór­stwa jest ge­niusz, zwłasz­cza, że chłop stwo­rzył tyle tych świa­tów nie­za­leż­nych od sie­bie. Aku­rat in­spi­ra­cję dla tego po­nu­re­go frag­men­tu uni­wer­sum czer­pa­łem od śp. Fe­lik­sa Kresa i jego Księ­gi Ca­ło­ści. 

Na­to­miast pa­ra­doks za­pre­zen­to­wa­ne­go frag­men­tu jest taki, że uni­wer­sum nie jest wła­ści­wie z ery prze­my­sło­wej, ra­czej ty­po­wo śre­dnio­wiecz­nej. Ale, z tego co do­tych­czas stwo­rzy­łem, uzna­łem ten wy­ci­nek za naj­lep­szy dla ta­kiej krót­kiej formy, jaką tu chcia­łem dać. Na mar­gi­ne­sie zresz­tą, w za­ło­że­niu, pro­blem z mi­zer­no­ścią Darm­ness jest taki, że całe kró­le­stwo ma sys­tem do­sto­so­wa­ny do go­spo­dar­ki opar­tej na wol­nych chło­pach-rol­ni­kach, a z prze­my­słem śred­nio sobie radzi.

Bar­dzo dzię­ku­ję za Twoje uwagi, na pewno je wy­ko­rzy­stam przy dal­szym two­rze­niu tek­stów!

 

czeke – cie­szy mnie, że Twoim zda­niem tekst broni się jako po­je­dyn­czy szort.

 

Wszyst­kich ser­decz­nie po­zdra­wiam i bar­dzo dzię­ku­ję!

 re­gu­la­to­rzy – gdyby kie­dyś nad­szedł dzień, w któ­rym Twoje uwagi oka­za­ły się nie­przy­dat­ne (oczy­wi­ście, że ta­kie­go nie bę­dzie) to będę wtedy wie­dział, że świat skoń­czył się dzień wcze­śniej :).

Be­eeec­ki, Twoja wiara we mnie jest sza­le­nie bu­du­ją­ca. Bar­dzo dzię­ku­ję! :D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Zavla fak­tycz­nie jest po­sta­cią, która jakąś hi­sto­rię w moim uni­wer­sum ma, na­pi­sa­łem o niej inne opo­wia­da­nie, przy czym ocie­ra się ono o po­wieść, bo jest re­la­tyw­nie dłu­gie. Ale wy­da­ła mi się dobrą na po­czą­tek i wła­ści­wie hi­sto­ria ta nie ma związ­ku z ja­ki­mi­kol­wiek wy­da­rze­nia­mi, które opi­sa­łem gdzieś in­dziej. 

Prze­ko­na­łeś mnie, to Twoja wizja, Ty je­steś Au­to­rem i nie mam prawa za bar­dzo się tu mie­szać; zatem kli­kam i po­zdra­wiam ser­decz­nie, po­wo­dze­nia. :) 

Pe­cu­nia non olet

bruce, dzię­ku­ję Ci bar­dzo! Nie spo­dzie­wa­łem się, że mam taką siłę prze­ko­ny­wa­nia :).

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Oj, masz. Jako Autor, zde­cy­do­wa­nie. wink

Po­zdra­wiam, po­wo­dze­nia. :)

Pe­cu­nia non olet

Dobre po­le­ca­je, bo San­der­so­na znam i to fak­tycz­nie pod wzglę­dem świa­to­twór­stwa jest ge­niusz, zwłasz­cza, że chłop stwo­rzył tyle tych świa­tów nie­za­leż­nych od sie­bie. Aku­rat in­spi­ra­cję dla tego po­nu­re­go frag­men­tu uni­wer­sum czer­pa­łem od śp. Fe­lik­sa Kresa i jego Księ­gi Ca­ło­ści. 

Na­to­miast pa­ra­doks za­pre­zen­to­wa­ne­go frag­men­tu jest taki, że uni­wer­sum nie jest wła­ści­wie z ery prze­my­sło­wej, ra­czej ty­po­wo śre­dnio­wiecz­nej. Ale, z tego co do­tych­czas stwo­rzy­łem, uzna­łem ten wy­ci­nek za naj­lep­szy dla ta­kiej krót­kiej formy, jaką tu chcia­łem dać. Na mar­gi­ne­sie zresz­tą, w za­ło­że­niu, pro­blem z mi­zer­no­ścią Darm­ness jest taki, że całe kró­le­stwo ma sys­tem do­sto­so­wa­ny do go­spo­dar­ki opar­tej na wol­nych chło­pach-rol­ni­kach, a z prze­my­słem śred­nio sobie radzi.

Bar­dzo dzię­ku­ję za Twoje uwagi, na pewno je wy­ko­rzy­stam przy dal­szym two­rze­niu tek­stów!

Fe­liks Kres to kla­sy­ka na­szej fan­ta­sy i wiel­ka szko­da, że już żaden tekst nie wyj­dzie spod jego pióra :(

To oczy­wi­ście zna­ko­mi­ta in­spi­ra­cja! Sam czy­ta­łem i cenię.

Po­zdra­wiam i po­wo­dze­nia!

 

 

 

Fol­low on! Till the gold is cold. Dan­cing out with the mo­on­lit kni­ght...

Smęt­na hi­sto­ria. Szko­da, że dzia­dek oka­zu­je się mieć rację.

To musi być nie­we­so­łe miej­sce, skoro chwast ucho­dzi tam za coś pięk­ne­go i do­bre­go.

Tak się za­sta­na­wiam, czym wła­ści­wie mir­ti­si róż­nią się od elfów.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Czo­łem Fin­ka­lo, miło, że wpa­dłaś, dzię­ku­ję!

Tak się za­sta­na­wiam, czym wła­ści­wie mir­ti­si róż­nią się od elfów.

Zna­ko­mi­te py­ta­nie, na które po­sta­ram się od­po­wie­dzieć w ja­kimś innym opo­wia­da­niu :). Rzecz uj­mu­jąc naj­ogól­niej, elfy w fan­ta­sy i high fan­ta­sy ob­ro­sły już w tyle ste­reo­ty­pów, że po­trze­bo­wa­łem cze­goś in­ne­go, w związ­ku z czym elfy skie­ro­wa­łem w stro­nę nauki, czy nawet scjen­ty­zmu, mir­ti­sów bar­dziej w stro­nę na­tu­ry. Ale, wolę po­mysł bro­nić ja­kimś przy­szłym opkiem, które mam na­dzie­ję uda się przy­go­to­wać :)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie (jak rów­nież za klika dzię­ku­ję)!

 

Szko­da, że opko wy­szło tak pe­sy­mi­stycz­nie. Mia­łam jesz­cze na­dzie­ję, że to był tylko pa­ra­liż i da­ło­by się dziew­czyn­kę oca­lić. No trud­no, za­wsze wie­rzę w po­zy­tyw­ne za­koń­cze­nia nawet smut­nych hi­sto­rii. 

Nova, dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz. Jeśli po­ja­wi­ły się u Cie­bie emo­cje, to mnie to oczy­wi­ście cie­szy. Aku­rat tutaj bez bicia przy­znać się mogę, że wcze­śniej wspo­mnia­na in­spi­ra­cja F. Kre­sem jest, a u niego tej gorz­ko­ści życia było za­wsze bar­dzo sporo. Inna spra­wa, że na takim tle dobro wy­cho­dzi prze­waż­nie jesz­cze bar­dziej wzru­sza­ją­co. Obie­cu­ję do dobra dojść w ko­lej­nych tek­stach! Dzię­ki i po­zdra­wiam!

W Darm­ness prze­waż­nie nie dzia­ło się nic nie­zwy­kłe­go.

3 x n w tym ali­te­ra­cja.

Było to prze­my­sło­we mia­sto po­ło­żo­ne, [prze­ci­nek zbęd­ny] gdzieś po­mię­dzy biedą a ża­ło­ścią, pre­cy­zyj­niej zaś mó­wiąc na po­łu­dniu Kró­le­stwa Fo­no­bo­ru.

To zda­nie dużo by zy­ska­ło na wy­wa­le­niu “Było”.

Po­wsze­dniość za­do­mo­wi­ła się tu do tego stop­nia, że prze­cięt­ni miesz­kań­cy mia­sta, znędz­nia­li i po­zba­wie­ni na­dziei, zwy­kli prze­ra­biać jego nazwę na „Darm­no się sta­rasz”. Po­wie­dze­nie to nie miało wiel­kie­go sensu, ale, no wła­śnie… w Darm­ness nie­wie­le miało sens. 

Skoro było prze­my­sło­we, to coś mu­sia­ło tam dzia­łać?

Tym szyb­ciej roz­nio­sła się plot­ka o pięk­nym zie­lo­nym drzew­ku, które nie­spo­dzie­wa­nie wy­ro­sło mię­dzy dwie­ma, [prze­ci­nek ra­czej zbęd­ny] krzy­wo uło­żo­ny­mi pły­ta­mi chod­ni­ko­wy­mi we wschod­niej dziel­ni­cy, nie­opo­dal dwóch ma­nu­fak­tur na­rzę­dzi rol­ni­czych.

Han­dlar­ka sło­ni­ną wąt­pli­wej ja­ko­ści mó­wi­ła, że wy­ro­sło w jedną noc, w miej­scu, gdzie po­przed­nie­go dnia straż­ni­cy miej­scy sko­pa­li pra­wie na śmierć ja­kie­goś ob­dar­te­go chło­pa­ka.

In­tu­icyj­ny byłby chyba szyk “wąt­pli­wej ja­ko­ści sło­ni­ną”.

 

Jed­nak su­ge­ru­ję nie uży­wać przy­pi­sów, jeno w nar­ra­cję wpla­tać.

Jako dzie­ci jesz­cze nie wy­zby­ły się w pełni ma­rzeń i na­dziei, jak dzia­dek, o któ­rym ma­wia­no, że tak za­su­szył się w bezna­dziei, że nawet śmier­ci jest szko­da go za­bie­rać.

Dość trud­no wcho­dzą­ce zda­nie. Za­miast “jak” ła­twiej by­ło­by chyba np. “jak zro­bił to dzia­dek”.

 

Z tą bez­na­dzie­ją jed­nak na­ru­szasz za­sa­dę “show, don’t tell”. Czemu tam było tak strasz­nie?

Z racji braku lep­szych zajęć Emi i Zavla udały się do dziel­ni­cy wschod­niej, aby zo­ba­czyć drzew­ko.

Su­ge­ru­ję wy­wa­lić.

– Przy­naj­mniej do­wie­my się [tu bym dał prze­ci­nek] co to – zgo­dzi­ła się ko­lej­na osoba.

do­szło do dwóch od­ręb­nych bitek i za­mie­sza­nie od­cią­gnę­ło uwagę od Emi i Zalvi.

3 x d plus “od­ręb­ne bitki” jakoś mi zgrzy­ta­ją, i stro­na bier­na też nie do końca mi tu pa­su­je.

 

Po­nu­re, acz fra­pu­ją­ce opo­wia­da­nie. Czy­ta­ło mi się do­brze, choć jed­nak bar­dziej na­ma­cal­na druga część bar­dziej wcią­ga, niż pierw­sza.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Gre­asy­Smo­oth, bar­dzo się cie­szę, że wpa­dłeś.

Je­stem pod wra­że­niem Two­ich uwag, bo to są bar­dzo do­kład­ne i do­ty­czą trud­nych kwe­stii, dla­te­go też są po­moc­ne.

Co do dwóch pierw­szych zdań – mam pro­blem, aby je do­brze prze­ro­bić. Na ten mo­ment wró­ci­łem do wer­sji zbli­żo­nej, do tej, która była na po­cząt­ku. Z pierw­szy­mi zda­nia­mi mam zresz­tą kło­po­ty, bo wia­do­mo, że po­win­ny one brzmieć jak naj­le­piej.

 

Skoro było prze­my­sło­we, to coś mu­sia­ło tam dzia­łać?

Co do tego oraz uwagi “show don’t tell” to słusz­ne i mie­wam pro­blem z ob­ra­zo­wo­ścią, dla­te­go do­brze, że zwra­casz na to uwagę. Na­to­miast tutaj tekst chcia­łem uczy­nić krót­kim, a że bo­ha­ter­ka­mi są małe dziew­czyn­ki z ulicy, nie wni­ka­łem w opis spo­łecz­no­ści mia­sta. Za­pew­ne można by to zro­bić krót­ko w jed­nym zda­niu, ale za­le­ża­ło mi na for­mu­le szor­ta.

 

Cie­szy mnie, że czy­ta­ło się do­brze, to pod­sta­wa, z któ­rej mogę pra­co­wać dalej nad warsz­ta­tem.

Dzię­ki i po­zdra­wiam!

Czyta się do­brze tego szor­ta, z jed­nym wy­jąt­kiem – oso­bi­ście nie lubię przy­pi­sów, bo zmu­sza­ją mnie albo do prze­rwa­nia czy­ta­nia (co burzy mi sku­pie­nie i uwagę), albo do czy­ta­nia dalej z obawą, że wła­snie stra­ci­łem jakąś ważną dla kon­tek­stu in­for­ma­cję. Tu nie­ste­ty zro­bi­łem to pierw­sze i za­bu­rzy­ło mi to czy­ta­nie.

Jed­nak sam tek­stu jest dobry. Smut­na hi­sto­ria, język dru­giej czę­ści tek­stu po­ma­gał le­piej wczuć się w po­sta­cie.

Tech­nicz­nie po­tra­fi­ło zgrzy­tać. No i po­now­nie te przy­pi­sy (wy­bacz, taka oso­bi­sta obiek­cja).

Jed­nak plusy prze­wa­ża­ją nad mi­nu­sa­mi. Stąd ode mnie klik dla tego kon­cer­tu fa­jer­wer­ków.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

No­Whe­re­Man dzię­ki bar­dzo za wpad­nię­cie i rze­czo­wą ocenę.

Przy­pi­sy ze­bra­ły już tyle kry­ty­ki, że nie od­wa­żę się po­now­nie :). Ale też do­brze wy­tłu­ma­czy­łeś dla­cze­go Ci nie pa­su­ją i w pełni to ro­zu­miem. 

Co do ję­zy­ka dru­giej czę­ści, tutaj też oddać na­le­ży be­tu­ją­ce­mu co jego – zwra­cał na to uwagę, za co je­stem wdzięcz­ny.

Dzię­ku­ję za klika i po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Do­brze sie czyta. Wy­so­ka skala przy­gnę­bie­nia, do tego nie­uchron­ność i nie­spra­wie­dli­wość losu – moje ulu­bio­ne te­ma­ty, które drę­czą mnie na co­dzień, dla­te­go o nich chęt­nie czy­tam.

Mam jedną, ale to bar­dzo su­biek­tyw­ną uwagę. Wy­da­je mi się, że trzy ostat­nie aka­pi­ty zo­sta­wia­ją czy­tel­ni­ka ze zbyt do­słow­nym za­koń­cze­niem. Lubię otwar­te za­koń­cze­nia, które po­zwa­la­ją mi sa­me­mu chwi­lę za­sta­no­wić się, jak wy­da­rze­nia wpły­nę­ły na dal­sze losy bo­ha­te­rów. Pew­nie sam za­su­ge­ro­wał­bym coś, ale nie tak bez­po­śred­nio (choć moje opo­wia­da­nie zo­sta­ło wła­śnie za to skry­ty­ko­wa­ne, także być może to tylko moje dzi­wac­two).

Tak czy ina­czej, gra­tu­lu­ję uda­nej pu­bli­ka­cji!

ZygiSonar.com

Hej! Dzię­ki za od­wie­dzi­ny. Cóż bu­do­wa­nie przy­gnę­bia­ją­ce­go kli­ma­tu nie uwa­żam za swoją mocną stro­nę, także miło mi, że tutaj wy­szło :). 

Od­no­śnie za­koń­cze­nia, zga­dzam się z Tobą, że tak jest le­piej, ale nie każdy tekst się do tego na­da­je. Z mo­je­go do­świad­cze­nia, na otwar­te za­koń­cze­nia dużo lep­sze są dłuż­sze tek­sty niż szor­ty por­ta­lo­we, bo jed­nak czy­tel­nik bar­dziej po­znał świat i bo­ha­te­rów, jego wy­obraź­nia zo­sta­ła ukie­run­ko­wa­na na po­ten­cjal­ne wa­rian­ty (albo i nie, prawo czy­tel­ni­ka, by wy­obra­żać sobie co chce). Na­to­miast w krót­szych tek­stach wy­raź­ne za­koń­cze­nie jest cza­sem po­trzeb­ne, by osią­gnąć wy­dźwięk tek­stu, który za­kła­da­my. 

Dzię­ku­ję za cie­ka­wą opi­nię i po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Witam:) Mnie się po­do­ba­ło. Fajny po­mysł z od­no­śni­ka­mi żeby się nie za­sta­na­wiać co ozna­cza­ją nazwy wła­sne ;) Po­zdra­wiam

Czo­łem Jo­na­szu!

Bar­dzo dzię­ku­ję za opi­nię, jak wi­dzisz temat od­no­śni­ków jest kon­tro­wer­syj­ny, tym bar­dziej cie­szę się, że za­ją­łeś sta­no­wi­sko i co wię­cej, na nowo otwie­ra ono roz­wa­ża­nia o ich traf­no­ści :).

Po­zdra­wiam!

Prze­czy­ta­łam jed­nym tchem, oczy­wi­ście bar­dzo wzru­szył mnie los małej Emi. Trud­no jest opi­sać bez­na­dziej­ne miej­sce, chłod­ne, jak i lu­dzie w nim ska­za­ni na biedę i pe­sy­mizm. Kiedy po­ja­wi­ło się drzew­ko, od­czu­łam po­wiew dobra, w które wie­rzę… Nie­ste­ty, nie tym razem.

Masz lek­kie pióro, świet­na nar­ra­cja. Po­dzi­wiam wy­obraź­nię.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­niesmiley

"bądź do­brej myśli, bo po co być złej" Lem

GO­CHAW 

dzię­ki! Nie­za­leż­nie od za­bie­gów ję­zy­ko­wych i sty­li­stycz­nych, za­wsze spro­wa­dza się to do tego, żeby wy­wo­łać emo­cje u czy­tel­ni­ka, bar­dzo mnie cie­szy, że się udało :). Cza­sa­mi będą to wy­łącz­nie smu­tek lub złość na nie­spra­wie­dli­wy los.

A wy­obraź­ni nie mu­sisz po­dzi­wiać, twoja jest rów­nież zna­ko­mi­ta, co już mó­wi­łem – po­my­sły masz bar­dzo dobre!

Po­zdra­wiam!

Bez­na­dziej­ne życie w Darm­ness tak umie­jęt­nie po­ka­za­łeś, Au­to­rze, że je­że­li na­stęp­ne opka będą w tym stylu, to będę je omi­jał dużym łu­kiem. :) 

 

Koalo, nie mam psy­chy żeby za­wsze robić bez­na­dzie­ję bez happy end’u, więc na pewno inne tek­sty nie będą aż tak nią prze­siąk­nię­te. Choć nie po­wiem, ża­łość sprze­da­je się do­brze, nie­ste­ty :(.

Bar­dzo miło, że wpa­dłeś.

Po­zdra­wiam!

Nowa Fantastyka