- Opowiadanie: Nikodem_Podstawski - Chwała Wielkiemu Elektronikowi!

Chwała Wielkiemu Elektronikowi!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Chwała Wielkiemu Elektronikowi!

Skoro tylko zmyłem naczynia po obiedzie i upewniłem się, że w całym mieszkaniu nie ma już nic wymagającego mojej uwagi, zasiadłem przed komputerem, by w błogiej pustce umysłu scrollować Facebooka. Z pewnością nie było w tym zajęciu niczego wartościowego, jakkolwiek kreatywnego czy choć w minimalnym stopniu angażującego, ale jednak właśnie tego oczekiwałem. Był to już niemalże mój mały rytuał, który nie sposób określić inaczej niż zapożyczonym „guilty pleasure”, choć „winna przyjemność” też nie brzmi jakoś okropnie.

W każdym razie na dobre zagłębiłem się w odmęty niebieskiej platformy. Lustrowałem wzrokiem wszystko, co niepojęte wybory algorytmu postanowiły mi podsunąć. Były tam więc zdjęcia mojej ciotki Heleny, chwalącej się pobytem u koleżanki na imieninach. Był post z grupy wędkarskiej, którego autor pragnął poznać opinię grupowiczów o stosowaniu zanęt. Z ciekawości włączyłem komentarze, ale po zobaczeniu jak mężczyźni w średnim wieku na poważnie kłócą się o to, jakie żarcie rzucać rybom, które i tak się potem wypuszcza, dałem sobie spokój. Było też kilka memów, które uznałbym za naprawdę zabawne, gdyby nie to, że kalendarz w rogu monitora wskazywał rok dwudziesty piąty, a nie piętnasty.

Tak więc mijały kolejne minuty zupełnie bezproduktywnego odmóżdżania, gdy nagle moją uwagę skupiła na sobie reklama drukarki. Kompaktowe i eleganckie urządzenie kusiło nie tylko promocyjną ceną, ale i obietnicą niezwykle precyzyjnych wydruków. Moje oczy przeszły z trybu lustrowania na patrzenie. Patrzyłem więc i zastanawiałem się, czy nie jest to faktycznie dobra oferta. Niejednokrotnie już przecież nosiłem się z zamiarem kupna drukarki, szczególnie po tym, jak ceny w pobliskim punkcie ksero wzrosły o pięćdziesiąt procent! No dobra, w końcu nie zaszkodzi zajrzeć…

– W zasadzie przydałaby mi się taka drukarka – rzuciłem na głos, sam nie wiedząc dlaczego.

Kliknąłem, a chciwe dotyku kursora hiperłącze od razu otworzyło nową kartę ze stroną sklepu, na której mogłem zobaczyć sprzęt w pełnej okazałości, w dodatku okraszony kreatywnymi parametrami, które pewnie bym zrozumiał, gdyby nie to, że ostatnią informatykę miałem dziesięć lat temu. W każdym razie drukarka wyglądała naprawdę dobrze. I gdy już miałem kliknąć magiczny guzik, który sprawiłby, że niektóre cyferki z mojego konta zniknęłyby i pojawiły się na koncie sklepu RTV, coś przykuło moją uwagę.

Format A5.

Gapiłem się na nieszczęsną informację przez kilka ładnych sekund, a potem zakląłem o wiele szpetniej niż wymagałaby tego sytuacja. Format A5! Kto w ogóle tworzy takie drukarki? I dla kogo je tworzy? Czy naprawdę istnieją na tej planecie ludzie chcący drukować na kartce jak z zeszytu? Co za niepraktyczni, pozbawieni logicznego myślenia…

Odetchnąłem. Raz i drugi. Nie warto się tym zadręczać, to tylko drukarka. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Chwyciłem więc myszkę i zamknąłem stronę, wracając na ukochaną platformę do marnowania czasu. Ten zaś płynął mi wyśmienicie pomiędzy zdjęciami kolegów z podstawówki, którzy teraz już mieli dzieci, pomiędzy dziwnymi ogłoszeniami i pełnymi pasji postami na grupach typu spotted. Nagle zauważyłem ponownie tę samą reklamę. Byłem zdziwiony; zawsze wydawało mi się, że takie rzeczy pojawiają się raz i potem znikają na czas nieokreślony, by gnębić inne osoby. A jednak znowu widziałem bezużyteczną w moich oczach drukarkę. Nie zajmowałem się nią jednak zbyt długo i po prostu sunąłem dalej w dół do nieistniejącego końca wiecznie odświeżającej się strony.

I gdy już, ponownie pozbawiony myśli, relaksowałem się przy wypocinach jakiejś kobiety, która próbowała udowodnić, że lepszego chleba bananowego niż z jej przepisu nie zrobi nawet Gesslerowa, reklama wróciła. Tym razem przeklęta drukarka zasłoniła sobą pokaźną część ekranu, przybierając formę najbardziej znienawidzonego na świecie tworu internetu: pop-upa. Tym razem zdenerwowałem się już nie na żarty i szybkim kliknięciem zamknąłem reklamę. Osiągnęła ona jednak pewien cel, który nadał jej Wielki Elektronik, jak prześmiewczo postanowiłem nazwać twórcę tego tałatajstwa. Dała bowiem radę skupić na sobie moje myśli i skutecznie odebrała mi przy tym ochotę na dalsze scrollowanie.

Zamknąłem więc Facebooka i otworzyłem kolejnego zżeracza czasu, którym z pewnością jest YouTube. Miałem nadzieję na jakiś wideoesej albo chociaż recenzję losowego filmu, który ostatnio wyszedł. Najlepiej negatywną. Po paru minutach udało mi się znaleźć coś, co przykuło moją uwagę. I choć pewnie powinienem się tego spodziewać, gdy tylko kliknąłem filmik, pokazała mi się reklama. Ta reklama! Reklama drukarki A5, stworzonej chyba tylko po to, by irytować rozsądnych obywateli, za jakiego wciąż mimo wszystko się miałem. Całe szczęście szybko zniknęła, a mnie bez reszty pochłonęło narzekanie jakiegoś nerda na to, jak bardzo złe są nowe Gwiezdne Wojny. Zanim jednak łysy youtuber zdążył przejść do pobieżnego opisu fabuły, zobaczyłem nowe powiadomienie na telefonie. Dostałem maila.

Bez entuzjazmu otworzyłem wiadomość, spodziewając się kolejnej faktury za próbę egzystencji w dwudziestym pierwszym wieku. Jakie było jednak moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że nadawcą maila jest ten sam sklep, na którego stronie oglądałem przed chwilą drukarkę. Oczywiście treść wiadomości też dotyczyła właśnie jej. Wściekłem się, nie powiem. Szybka analiza wykazała, że faktycznie mam u nich konto, a to znaczy, że oni mają mojego maila. Zrozumiałe. Ale jakim cudem tak szybko wysłali mi wiadomość? Byłem przekonany, że nie zasubskrybowałem żadnego newslettera. A na pewno nie chciałem się więcej zastanawiać nad tą drukarką!

Nie czytając nawet handlowego bełkotu, jakim z pewnością mnie uraczyli, stwierdziłem, że wystarczy tego dobrego. Skoro algorytmy reklamowe tak bardzo mnie nienawidzą, ja też będę je nienawidził. Czym prędzej przeszukałem internet i zainstalowałem najlepszego (zdaniem trzystu siedemnastu internautów, którzy dali mu pięć na pięć gwiazdek oceny) adblocka i z namaszczeniem kliknąłem „BLOKUJ WSZYSTKO”, gdy tylko program był gotów do pracy.

Z satysfakcją zobaczyłem, że wszystkie reklamy, reklamki, ogłoszenia, banery i paski znikają w mgnieniu oka z każdej ze stron, na jaką wejdę. Czułem się zwycięzcą. Po raz kolejny człowiek współczesny użył technologii, by pokonać technologię. Ster, żeglarz i okręt czy coś. Nareszcie mogłem…

Wiadomość SMS.

Nie wiedzieć czemu poczułem, że mi zimno. Zerknąłem na ekran telefonu i zamarłem, gdy zobaczyłem nadawcę. Nietrudno zgadnąć, że był nim ów sklep RTV, tak jak nietrudno zgadnąć, w jakiej sprawie do mnie piszą. Drukarka A5… Położyłem dłoń na czole i potarłem je w zamyśleniu. Oczywiście mieli też mój numer. Pewnie dałoby się jakoś pozbawić ich możliwości korzystania z niego w celach marketingowych, ale czułem, że mam dość jakiejkolwiek technologii.

Włożyłem więc trochę lepsze niż gorsze ubranie i wyszedłem na zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza i co najważniejsze nie zabrałem ze sobą żadnego urządzenia. Był to wyczyn niemalże archaiczny w dzisiejszych czasach. Od razu boleśnie odczułem brak słuchawek z moim ukochanym rockiem, ale postanowiłem być twardy. Chwila relaksu od ekranów i dźwięków dobrze mi zrobi. Tym bardziej, że jak okazało się po wyjściu z klatki, pogoda była naprawdę wspaniała.

Cieple promienie słońca pozwoliły mi na chwilę zapomnieć o marketingowej batalii, która od kilkunastu minut toczyła się o moje kilka stów, które mógłbym wydać na drukarkę A5. Czułem, że umysł naprawdę mi odpoczywa. I stwierdziłem, że to w gruncie rzeczy o wiele przyjemniejsze niż tępe scrollowanie sociali. Powinienem jednak częściej wychodzić z domu. Okazało się jednak, że wcale nie byłem bezpieczny.

– Przepraszam! Proszę pana! – zawołał za mną jakiś męski głos.

Odwróciłem się i zobaczyłem okularnika w garniturze, który dziwnie mi się przyglądał. Tak jakbym mu się podobał albo coś ode mnie chciał. Nie byłem pewien.

– Słucham – odparłem beznamiętnie.

– Czy nie chciałby pan czasem kupić drukarki w formacie A5 firmy InkTech? – zapytał przesadnie miłym głosem. Ja natomiast poczułem, że ktoś związał mi serce łańcuchem od kotwicy.

– Że co proszę?! – wydusiłem. Nie było możliwe, że ten człowiek zadał to pytanie przypadkowo. – Co pan właśnie powiedział?!

– Czy nie byłby pan czasem zainteresowany drukarką. Mogłaby się panu przydać, prawda? – Mrugnął do mnie porozumiewawczo.

Tego było już za wiele. Chwyciłem elegancika za poły garnituru i przyciągnąłem ku sobie. Nie spodziewał się tego, ale nie był ani trochę przestraszony.

– Kim pan jest?! I czego ode mnie chce?! – warknąłem. – Skąd pan wie, że przeglądam drukarki?!

– Ależ proszę pana, ja? – zapytał najbardziej niewinnym głosem, jaki w życiu słyszałem. Przez moment naprawdę uwierzyłem, że jest zupełnie nieświadomy. – Ja nic nie wiem! Ja tylko myślę, że komuś takiemu jak pan zdałaby się drukarka InkTechu! Niech pan się nie denerwuje!

Puściłem go. Bo i po co miałem go trzymać? Miał rację. On mnie tylko zapytał… Bzdura! Na pewno został przez nich nasłany! Nasłany? Co ja mówię? To tylko drukarka…

– Stój pan tutaj! – rozkazałem, machając palcem. – Jak zobaczę, że pan się zbliżasz to zadzwonię na policję! Nie żartuję!

Zdałem sobie sprawę, że przecież nie mam telefonu. Ale z drugiej strony skąd ten facio mógł o tym wiedzieć? A może mógł.

– Dobrze, proszę pana. Miłego dnia życzę – powiedział i uśmiechnął się serdecznie. Zbyt serdecznie jak na kogoś, kto dopiero był szarpany przez nieznajomego na ulicy.

Odwróciłem się i szybkim krokiem ruszyłem w stronę peryferii miasta. Byle dalej od śródmieścia, ludzi, betonu i technologii. Natura, przyroda, cisza, spokój, śpiew ptaków. Żadnych drukarek!

Chwilę później byłem już w jednej z ościennych dzielnic. Panował tu zdecydowanie mniejszy ruch, a i powietrze było jakieś bardziej miłe dla płuc. Od czasu spotkania z tym dziwakiem w okularach nie natrafiłem na najmniejszy ślad drukarki, więc chyba dobrze mi idzie…

– Cholera, zaczynam wariować. Przecież nic takiego się nie stało! Ot, się facet zapytał… Może wariat albo co… – myślałem, idąc chodnikiem.

Zauważyłem, że w moją stronę zmierza kobieta z labradorem na smyczy. Od zawsze lubiłem psy, postanowiłem więc chwilę się na niego pogapić. Najwidoczniej jednak nie byłem w tym zbyt dyskretny, bo jego właścicielka rzuciła mi rozbawione spojrzenie i zapytała:

– Chce pan ją pogłaskać?

– Co? Yyy… ja…

– Niech się pan nie krępuje, nie gryzie – zapewniła mnie. – Przecież każdy lubi psy, to nie wstyd podejść i pogłaskać.

– T-tak, chyba ma pani rację… – bąknąłem i podszedłem bliżej.

Faktycznie suka nie tylko nie gryzła, ale i w żaden inny sposób nie okazała sprzeciwu. Podrapałem ją chwilę za uchem i pogłaskałem miękką sierść na karku.

– Urocza. Jak się wabi? – zapytałem.

– Och, to takie głupie imię… – zawstydziła się kobieta. – Takie już dostała z hodowli, nie można było zmieniać.

– Na pewno nie jest złe. Prawda, psinko? – zapytałem, znów głaszcząc zwierzaka.

– Wabi się Drukarka.

– Co?

– Co?

– Co pani właśnie powiedziała? – Byłem pewien, że się przesłyszałem. Przecież to nie było możliwe, żeby…

– Drukarka. Tak się wabi. Mówiłam, że głupie. Ale tak jej dali w hodowli. Miała klasę A, piąta z miotu… – tłumaczyła właścicielka.

Stałem jak wryty i patrzyłem to na nią, to na labradora. Czułem, że jakaś część mnie zaraz eksploduje. Byłem prawie pewien, że ktoś tutaj jest szalony, tylko nie wiedziałem jeszcze kto.

– Czy nie chciałby pan… – zaczęła kobieta, ale już jej nie słuchałem.

Pognałem chodnikiem w stronę, z której przyszła. Biegłem tak szybko, na ile pozwalało mi moje wątłe ciało. Zza pleców usłyszałem jeszcze szczekanie Drukarki, ale starałem się o tym nie myśleć. Starałem się w ogóle nie myśleć, a jednak nie byłem w stanie. Przeklęta maszyna ze sklepu RTV zawładnęła moim umysłem. Wielki Elektronik nie zamierzał odpuścić.

Wbiegłem na most i korzystając z pustki na chodniku, postanowiłem chwilę odsapnąć. Spojrzałem na powoli płynącą rzekę. Jej spokojny rytm uspokajał i mnie. Zwróciłem też uwagę na równoległy most przeznaczony dla pociągów. Akurat jeden właśnie nim przejeżdżał. Z jakiegoś powodu bardzo mnie to ucieszyło. Do czasu, aż zobaczyłem, że jest to pociąg towarowy, na którego wagonach widnieje ogromne logo firmy InkTech. Firmy produkującej drukarki w formacie A5.

Czym prędzej odwróciłem wzrok w stronę samochodów przejeżdżających przez most, na którym stałem. Widok był o wiele gorszy, ale przynajmniej wolny od… wiadomo czego. Popatrzyłem tak chwilę na przejeżdżające auta. W tym też była pewna nutka relaksacji. Zacząłem nawet rozpoznawać marki pędzących samochodów, co mentalnie odmłodziło mnie o jakieś dwadzieścia lat. Nie przejmowałem się tym jednak. Renault, Mitsubishi, Volvo, Fiat, znowu Renault, Mercedes, Honda… Nagle zamarłem. Przejeżdżająca tuż obok mnie toyota ciągnęła bowiem przyczepę z bilbordem. Na bilbordzie zaś była drukarka…

Wtedy ostatecznie straciłem rozum. Znowu zacząłem biec. Tak szybko, jak tylko mogłem. A nawet szybciej. Biegłem prosto przed siebie, nie zwracając uwagi dokąd zmierzam. Niejednokrotnie prawie wpadłem pod koła roweru czy maskę samochodu, ale wiedziałem, że nie mogę się zatrzymać. Byłem pewien, że jeśli to zrobię, ktokolwiek, kogo spotkam, zapyta mnie o wiadomo co!

Biegłem naprawdę długo; to mogło być kilkanaście minut albo dwie godziny. W końcu zatrzymałem się gdzieś na absolutnych obrzeżach miasta. Dyszałem jak nurek, który wydostał się na powierzchnię, po tym jak pod wodą zabrakło mu tlenu w butli. Miałem potargane włosy i przepocone ubranie. Język zamienił mi się w coś na kształt suszonej wołowiny. Czułem, że zaraz wyzionę ducha, ale ostatecznie wyzionąłem śniadanie do pobliskiego kosza na śmieci. To dało mi do myślenia, że ostatni raz biegałem wiele lat temu w liceum pod okiem wuefisty – tłustego maratończyka lat siedemdziesiątych.

Gdy już doprowadziłem się do jakiego takiego stanu, podniosłem głowę i rozejrzałem się. Byłem niedaleko kompleksu handlowego na totalnym zadupiu, jakieś pięć czy dziesięć kilometrów od mieszkania. A gdy tylko dałem radę rozszyfrować napisy na dachu budynku, wiedziałem, że wiedziony podświadomością czy jakąś nieznaną mi siłą trafiłem w odpowiednie miejsce.

Pod wejściem do sklepu siedział bardzo elegancki w swoim nieróbstwie menel. Pozdrowił mnie uniesieniem czapki z daszkiem drużyny Lakersów, którą być może dostał od kogoś za wykonanie durnego zadania albo którą znalazł po czyjejś mocno zakrapianej nocy. Nie wiem, czemu o tym myślałem. W odpowiedzi na jego wzrok i nieme pytanie pokazałem mu puste kieszenie, co wyraźnie nie zrobiło mu dnia.

– To po co pan tam idziesz, jak nic pan nie masz? – zapytał zdziwiony. – Na żula, bez obrazy, pan mi nie wyglądasz.

– Idę bo muszę, panie menelu. Idę, bo muszę.

Mężczyzna spojrzał na mnie ze złością, ale ta bardzo szybko mu przeszła i zastąpił ją dziwny smutek.

– Jak my wszyscy, prawda? Wszyscy coś muszą…

Wszedłem do centrum i momentalnie otoczył mnie tłum robiących zakupy ludzi. Wielu z nich miało papierowe torby ze znanym logo. I ja je znałem. Właśnie do tego sklepu szedłem. Słyszałem, że rozmawiają, ale ich nie słuchałem. A jednak wiedziałem, co bym usłyszał. O czym bym usłyszał. Szedłem dalej, chcąc zakończyć to szaleństwo.

– Witam, pomóc w czymś? – zapytał mnie wesoło stojący przy wejściu do sklepu brodacz w uniformie pracownika.

– Drukarkę chciałem… – powiedziałem tonem, który każdego by odstraszył. Podobnie jak mój wygląd. Jednak nie jego.

– Jeśli mogę coś doradzić, proponowałbym InkTech 4100C. Format A5, dobra drukarka. Teraz jest w promocji…

– Wiem!!! – wrzasnąłem tak, że uwaga wszystkich w sklepie skupiła się na mnie. Zreflektowałem się i mówiłem dalej już spokojniej. Wyschnięty na wiór język i porażające zmęczenie bynajmniej mi jednak nie pomagały. – Wiem, że jest w promocji… Tak, dziękuję. Właśnie ją chcę. Tę drukarkę. Kupić chciałem. Drukarkę A5.

– Oczywiście! Zaraz ją panu pokażę i…

– Tylko że… nie mam pieniędzy – powiedziałem, zdając sobie sprawę z mojego położenia.

Miałem ochotę się rozpłakać. Ciało zgięło mi się w okrutnym spazmie. Zacząłem dygotać. Musiałem wyglądać jak siedem nieszczęść. Brodacza jednak najwidoczniej to nie zraziło.

– Nie ma problemu! Jeśli pamięta pan swoje dane logowania i PESEL, bez problemu może pan zapłacić nawet za miesiąc. To jak? Idziemy zobaczyć tę drukarkę? Przydałaby się panu, prawda?

– Tak, ma pan rację. – Uśmiechnąłem się od ucha do ucha. – Przydałaby mi się taka drukarka.

Po dwóch godzinach byłem już w domu. Taksówkarz był równie miły jak ekspedient i najwidoczniej wiózł już osoby w o wiele gorszym stanie, bo wcale nie zraził go mój wygląd. Gdy tylko zobaczył pudło drukarki, podzielił się ze mną informacją, że on też ją ma i bardzo sobie chwali.

 – Na początku myślałem: A po kiego mi to? Ale reklama mnie zachęciła i w końcu kupiłem – powiedział. – A u pana jak z nią było?

– Tak samo.

– To naprawdę dobra drukarka. Dobrze, że ją pan kupił. Przyda się panu.

– Tak, wiem.

Mijaliśmy trasę, którą nie tak dawno temu przemierzyłem w obłąkańczym biegu. Ale nie widziałem już reklam, kobiety z Drukarką i elegancika w okularach. Wszystko zniknęło. Miasto wydawało się normalne.

– Przedziwna sprawa z tymi sprzętami – stwierdził taksówkarz. – Im człowiek ich więcej kupuje, tym więcej chce. To jak narkotyki, co? Też ludzie wariują na ich punkcie! – zaśmiał się.

– Tak, dokładnie jak narkotyki – przytaknąłem.

– Może i dobrze, że te reklamy istnieją, prawda? Skąd by się człowiek o takiej fajnej drukarce dowiedział, co? – zapytał i potem dodał. – Chwała Wielkiemu Elektronikowi!

Wydawało mi się, że się przesłyszałem. Chciałem go poprosić, żeby powtórzył, bo w nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Ale ostatecznie zasnąłem na tylnej kanapie taksówki. A gdy się obudziłem, całe to popołudnie wydawało się jednym wielkim snem. A jednak naprawdę byłem w tym centrum handlowym i kupiłem tę drukarkę. Niektórych tajemnic nigdy nie przyjdzie odkryć prostemu konsumentowi.

Kiedy w końcu wróciłem do mieszkania, wziąłem prysznic i zjadłem największą porcję gulaszu, jaką widział świat. Potem patrzyłem na moją nową drukarkę. Odkąd ją kupiłem, nie widziałem już żadnych jej reklam. Wreszcie miałem spokój. Podobnie jak po innych drogich zakupach, napełniło mnie dziwne spełnienie. A poza tym naprawdę zaczynała mnie ciekawić. Rozpakowując urządzenie zdałem sobie sprawę z pewnego mało wygodnego faktu.

– Przydałby mi się tusz do tej drukarki – rzuciłem na głos, sam nie wiedząc dlaczego.

Koniec

Komentarze

Mi też próbują wcisnąć drukarkę dla niepoznaki ukrywając ją pod reklamą gry Forge of Empires.

Podobało mi się bardzo to opowiadanie pomimo, że nie ma karate i strzelanki ( i nikt nie robi mieczem). Podejrzewam ,że ktoś zwróci uwagę na cokanie : – co? – co ?.

Nie przekonuje mnie reakcja na “panie menelu” ale może i tak bywa.

Przyjemnie się przechodzi przez ten strumień świadomości bohatera. Płynnie i bez sztuczności.

Takie opowiadania bez względu na tematykę chętnie bym czytał.yes

 

Hej Login1,

Dzięki za przeczytanie i podzielenie się wnioskami. Cieszę się, że ostatecznie się podobało.

Zapraszam na mój kanał YouTube

Witaj. :)

 

Ze spraw technicznych mam wątpliwości co do (tylko do przemyślenia):

Skoro algorytmy reklamowe tak bardzo mnie nienawidzą, ja też będę ich nienawidził. – je?

Jak zobaczę, że pan się zbliżasz (przecinek?) to zadzwonię na policję!

Ot (przecinek?) się facet zapytał…

Spojrzałem na rzekę, która powoli płynącą rzekę. – tu się trochę pogubiłeś

Byłem pewien, że jeśli to zrobię, ktokolwiek (przecinek?) kogo spotkam (i tu​) zapyta mnie o wiadomo co!

Wyschnięty na wiór język i porażające zmęczenie bynajmniej mi jednak nie pomagały (kropka?) – Wiem, że jest w promocji…

 

 

Głęboko ubolewam, że tekst nie został zgłoszony na konkurs, ponieważ mnie ubawił niesamowicie! :) BRAWA!!! :)

W przeważającej części opka widziałam siebie; jestem naiwna, jak dziecko, można mi wcisnąć wszystko i daję się nabierać na każdy kit reklamowy. :) Tu bohater przynajmniej stawiał jakiś opór. :)

 

Pozdrawiam serdecznie, brawa za niesamowite poczucie humoru! :)

Klik. :)

Pecunia non olet

Siema, Nikodem_ Podstawski 

Czytało mi się bardzo dobrze. Tylko trochę zabrakło mi dziwności. Miałem nadzieję, że pójdziesz bardziej w stronę psychozy bohatera. Pewne psychodeliczne osaczenie dało się odczuć, ale było tego dla mnie za mało. Tak, to prawda, że te reklamy i często podprogowe treści, robią z głowy sito – później efekt drukarki się włącza. Pozdrawiam. Klik ode mnie. 

Aha. Masz w tekście literówki. 

Hej bruce i Hesket,

Cieszę się, że opowiadanie się podobało i bardzo dziękuję za kliki. Małe poprawki już wprowadziłem, dzięki za spostrzegawczość.

Pozdrawiam,

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Wzajemnie, dziękuję i pozdrawiam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

No i w ten sposób dotknąłeś największej teorii spiskowej obecnej cywilizacji. Już tylko za to należy się klik! W dodatku Twe opko jest otwarte i uniwersalne: zamiast drukarki A5 i Wielkiego Elektronika (czyli zwyrodniałej mega AI jak mniemam i jej właścicielu), można tam umieścić np jadalne robactwo, pseudoszczepionki, 66 plci, wieloosobowy rower towarowy czy nawet 15minutowe miasto i elektroniczny w pełni pieniądz. Słowem – cokolwiek, czym próbuje się dziś zniewalać ludzi. Opko jest też na tyle uniwersalne, że COKOLWIEK wstawisz w miejsce tej drukarki, też styknie:D. Zasłużony klik.

Już tylko spokój może nas uratować

Cześć Rybak3,

Dzięki za klika i cieszę się, że znalazłeś jakąś głębszą i uniwersalną nutę w moim opowiadaniu.

Pozdrawiam,

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Ya olde P.K.Dick, w odświerzonym wydaniu. :D

Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie

Świeżość celowo przez "rz". Żebyś nie pobiegł do Biedronki pytać o jakąś bulwę z gangu świerzaków, bo już dawno po promocji i kasjerka nie mówiła że jesteś creepy. :)

Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie

Właśnie uświadomiłem sobie że przez tę cholerną promocję wyrzuciłem z głowy, wraz z nią poprawną pisownię słowa świeżość… Chyba już nawet wiem co mi się w głowie zadziało. Podświadomie skojarzyłem promocję z ulegającym im, niższym warstwom. Plebsem. Bramki logiczne w monadzie wyświetliły w związku z tym nieprawidłową pisownię. Efekt spotęgowało skojarzenie z obiektem "warzywo" i zastąpiło automatycznie "ż" najbliższą w procku dostępną opcją… Napisałem plebs celowo. W końcu jakim trzeba być kretynem , by włamać się komuś do samochodu i ukraść kalafiora, myśląc że to pluszowa maskotka, jaką "dostaje się" od sklepu przy zakupach powyżej 200pln. Może idea dystansowania się od plebsu ma sens? Należałoby tu jednak uważać by nie wpaść w pułapkę przerostu formy nad treścią, kończącą się jałowym konkursem wzajemnego stroszenia piórek. No balans trzeba znaleźć po prostu. :)

Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie

Nikodemie, zacnie opisałeś przeżycia bohatera dotkniętego szczególną zarazą. Mam jednak wrażenie, że to nie koniec jego udręki, bo nie tuszujesz problemu, a raczej podsuwasz chłopakowi pomysł, że konieczne będą kolejne zakupy.

Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

 

mój mały rytuał, którego nie sposób określić inaczej… → …mój mały rytuał, który nie sposób określić inaczej

 

mijały kolejne minuty mojego zupełnie bezproduktywnego odmóżdżania, gdy nagle moją uwagę skupiła… → Czy zaimki są konieczne?

 

chciwe na dotyk kursora hiperłącze… → …chciwe dotyku kursora hiperłącze… Lub: …czułe/ wrażliwe na dotyk kursora hiperłącze

Można być chciwym czegoś, nie na coś.

 

drukować na kartce jak od zeszytu? → …drukować na kartce jak z zeszytu?

 

TA reklama. → A może: Ta reklama!

 

narzekanie jakiegoś nerda o tym, jak bardzo złe są nowe Gwiezdne Wojny. → …narzekanie jakiegoś nerda na to, jak bardzo złe są nowe Gwiezdne Wojny.

Narzekamy na coś, nie o czymś.

 

Nie trudno zgadnąć, że był nim ów sklep… → Nietrudno zgadnąć, że był nim ów sklep

 

Założyłem więc trochę lepsze niż obleśne ubrania i wyszedłem na zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza… → Włożyłem więc trochę lepsze niż obleśne ubranie i wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza

https://fil.ug.edu.pl/strona/49760/jak_mowimy_zalozyc_kurtke_wlozyc_kurtke

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą ktoś ma na sobie to ubranie.

Zbędne dookreślenie. Na czym polega obleśność ubrania?

 

zapomnieć o marketingowej batalii, jaka od kilkunastu minut… → …zapomnieć o marketingowej batalii, która od kilkunastu minut

 

Byle dalej od Śródmieścia… → Byle dalej od śródmieścia

 

W chwilę później byłem już… → Chwilę później byłem już

 

Miała klasę  A, piąta z miotu… – tłumaczyła właścicielka.. → Jeśli didaskalia miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki. Jedna spacja po klasie wystarczy.

 

toyota ciągnęła bowiem za sobą przyczepę z bilbordem. → Zbędne dookreślenie. Czy mogła ciągnąć przyczepę przed sobą?

 

Miałem potargane włosy i przepocone ubrania.Miałem potargane włosy i przepocone ubranie.

 

WIEM! – wrzasnąłem tak… → Umiał wrzeszczeć wielkimi literami???

A może: Wiem!!! – wrzasnąłem tak

 

– Tylko że… nie mam przy sobie pieniędzy – powiedziałem, zdając sobie sprawę… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

Taksówkarz był równie miły co ekspedient… → Taksówkarz był równie miły jak ekspedient

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, regulatorzy.

Dziękuję za nieocenione wsparcie korekcyjne i cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. A zmiany już wprowadzone.

Pozdrawiam,

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Bardzo proszę, Nikodemie. I z radością biegnę do klikarni. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Apetyczna odtrutka na postapo, wojny światów, zakapturzonych złoczyńców i wszelkiej maści magikusów. Fakt, że opowiadanie jest pesymistyczne w wymowie, bo facet ulega, nie przeszkodził mi dostrzec, iż jednocześnie można – i chyba trzeba – odebrać tekst jako dzisiejszą kpinę z jutrzejszej supremacji Wielkich Elektroników.

Pozdrawiam i wracam na górę.

Hej AdamKB,

Dziękuję za przeczytanie. Istotnie ta, jak to nazwałeś, “kpina” była gdzieś w podświadomym zamyśle. A fakt, że opowiadanie stanowiło pewien powiew świeżości, cieszy mnie niezmiernie.

Również pozdrawiam,

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Jest tak, a nawet jeśli nie aż tak, to za moment będzie.

Opowiedziałam koleżance na jakimś komunikatorze dowcip o ciąży, to zaczęły mi się pokazywać reklamy ubranek dla niemowląt i pieluch;)

Zabawny tekścik no i pies drukarka…

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Hej Ambush

Cieszę się, że się podobało. I faktycznie obawiam się, że opisane tu perypetie wcale nie są aż taką fantastyką…

Pozdrawiam,

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Doobre! Bardzo misię. Świetnie pokazany uniwersalny problem. Mimo wszystko czytałem z uśmiechem, bo jeszcze mnie coś takiego nie spotkało. A powinno wzbudzić lęk. Tak to jest z ostrzeżeniami, dopóki nie spotka coś takiego nas, lub kogoś bliskiego. Niedaleka przyszłość. :) Klik

Hej Koala75,

Cieszę się, że się podobało i zgadzam się z twoimi ambiwalentnymi uczuciami co do tematu. A tak poza tym to opowiadanie jest już w bibliotece, ale i tak dziękuję :D

Pozdrawiam.

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Nowa Fantastyka