- Opowiadanie: Hesket - Nuio

Nuio

Zapraszam na nowe opowiadanie. Pozdrawiam.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Nuio

 

 

Urokliwa okolica, gdzie tuż przy drodze, jak grzyby po deszczu, wyrasta mnóstwo domów, wybudowanych przez jednego z najbardziej znanych deweloperów, słynie z tego, że nie dzieje się tutaj zbyt wiele. Owszem, zdarza się, że kogoś pogryzie pies lub ktoś złamie rękę, spadając z roweru, ale to nie jest nic szczególnego.

 W piękny słoneczny poniedziałek Witold idzie chodnikiem, pogwizduje sobie, dlatego że po raz pierwszy od kilku tygodni wreszcie się wyspał i ma dobry nastrój. Skręca w prawo, spodziewając się zobaczyć panią Halinę, z którą mija się codziennie.

 Oto ona – sprężyście maszerująca. Jak na osiemdziesiąt dwa lata dopisuje jej wyjątkowo dobre zdrowie. Może dlatego, że przez całe życie o nie dba. Nie pali papierosów, a przede wszystkim nie pije alkoholu, który zresztą wini za całe zło tego świata… No, może większość zła.  

 – Dzień dobry – mówi Witek. – Piękny mamy dzień, prawda?

 – O, witam pana. Tak, śliczna pogoda. Zapowiadali w telewizji, że będzie podobnie w przyszłym tygodniu. – Jej usta, pomalowane szminką w kolorze krwistej czerwieni, rozciągają się w uśmiechu, odsłaniając porcelanowe zęby.  

 Niczym zakonserwowana w formalinie – myśli Witek.

 – Do pracy? – pyta kobieta.

– Tak. Szkoda, że w tak cudowny czas trzeba wykonywać swoje obowiązki. – Wymieniają grzeczne: do widzenia, po czym się rozchodzą.

W końcu doszedł na przystanek i spojrzał na zegarek. Do przyjazdu autobusu pozostało kilka minut. Usiadł i zaczął rozmyślać.

 Czasami zastanawiał się, czy nie traci życia na coś, czego tak naprawdę sobie nie wybrał. Był księgowym od ponad dwudziestu lat i z całego serca nie znosił swojej pracy. Jako dziecko, realizował niespełnione ambicje ojca, który należał do ludzi zaborczych i nie znoszących sprzeciwu. Jeśli tatko coś powiedział, musiało to zostać wykonane… Natychmiast. Mało tego – tylko w sposób jedyny i słuszny, a jeśli dzieciak się pomylił, późniejszy komentarz był pewny.

 Pamiętał, jak układał drewno na opał. Wraz z nastaniem wieczoru, skończył pracę i był naprawdę z siebie zadowolony. Gdy wrócił tatko i zobaczył, że szczepki są źle ułożone, zwyzywał chłopca od nieudaczników.

Witek nie rozumiał, dlaczego ciągle jest karany. Wielokrotnie musiał zostawać w domu, podczas gdy koledzy bawili się na podwórku. Dochodziło nawet do sytuacji, że kiedy przychodzili po niego, drzwi otwierał tatko i mówił:

– Nie ma go. Nie wiem, gdzie jest.

I zamykał drzwi z hukiem, dając młodzikom do zrozumienia, że nie są mile widziani.

Teraz, jako dorosły mężczyzna, myślał, kim by się stał, gdyby jego ojciec okazywał mu więcej wyrozumiałości. Nie przypominał sobie, żeby tatko obdarzał go czułością i brał na kolana lub kiedykolwiek pochwalił albo przynajmniej był dla niego milszy. Dorastał, słysząc słowa mantry, wypowiadane niskim głosem:

 – Nic z ciebie nie będzie… Z takim podejściem do życia skończysz jak twój wujek Franek… Dlaczego zawsze musisz robić sobie pod górkę?

 Może rzeczywiście jestem nieudacznikiem – myślał. Z przykrych wspomnień wyrwał go odgłos hamowania autobusu. Wszedł do środka i chwycił górną poręcz.  

 Biuro, w którym pracował, znajdowało się przy ulicy, gdzie ruch samochodów był duży. Kierowcy często stali w korku i, co prawda, większość nie wyżywała się na klaksonach, ale zdarzało się, że co pewien czas ktoś nie wytrzymał, otwierał szybę i klął nie wiadomo na kogo. Bywały gorsze dni, szczególnie w lecie, kiedy długo nie padał deszcz, kurz z drogi unosił się w powietrzu, sprawiając, że o świeżym powietrzu można było zapomnieć.

Od rana Witek czuł, jakby w jego żołądku coś pęczniało; wydawało mu się, że brzuch ma coraz większy. Podczas przerwy wyszedł do toalety, stanął bokiem do lustra, co chwilę nasłuchując, czy ktoś nie idzie.

 Jest większy, czy mi się tylko wydaje? – myślał. Dzisiaj zjadłem tylko dwie kanapki z serem żółtym i wypiłem kawę. Coś tu jest nie tak.

 Zbagatelizował sprawę – obserwacja niczego by nie zmieniła, może jedynie to, że koleżanka z pracy, Irena, zaczęłaby zastanawiać się, gdzie przepadł na tak długo. Nie chciał wzbudzać podejrzeń. Tak, to prawda, pocił się i czuł mdłości, ale w gruncie rzeczy nic go nie bolało. Wrócił do swoich zajęć i raz po raz spoglądał na zegar ścienny, nie mogąc się doczekać, kiedy w końcu wyjdzie, wróci do domu i odpocznie.

 Tuż przed piętnastą pożegnał się z Ireną, z impetem pchnął drzwi i prawie że biegnąc, zniknął za rogiem. Nie pamiętał, aby ostatnio uwierał go krawat – był niczym wąż, który przy każdym wydechu ofiary zaciska się na jej ciele.

 Ze złością ściągnął materiałowego intruza i cisnął przed siebie.

 – Szlag by to – zaklął. Nerwowo łapał w płuca powietrze, a przed oczami robiło mu się coraz ciemniej. Gdy czuł, że do utraty przytomności brakuje niewiele, złapał pobliską latarnię.

 – Nic panu nie jest? – zapytał starszy mężczyzna, niosący zakupy w foliowej reklamówce.

 – Nic. Dziękuję – odpowiedział.

 – Jeśli potrzebna jest pomoc… – kontynuował przechodzień.

 – Nie. Wszystko dobrze. – Stanowczy ton głosu Witka sprawił, że staruszek odszedł szybkim krokiem.  

 Kiedy zobaczył ławkę, pomyślał, że nie zaszkodzi, jeśli na chwilę sobie usiądzie. Jego chód przypominał łamańca, w jakim poruszały się żywe trupy.

Siedzenie przychodziło mu z trudem. Nie zauważył, skupiony na swoich dolegliwościach, kiedy obok niego usiadła młoda dziewczyna. Dopiero zapach jej perfum sprawił, że spojrzał w prawo.

 Odgarnęła grzywkę z czoła i założyła nogę na nogę, które wydawały mu się nienaturalnie długie. Ciemnozielone buty na obcasach błyszczały tak bardzo, że musiał odwrócić od nich wzrok.

 Miała piękną twarz – drobny nosek, podobny bardziej do tych, jakie miewają lalki, i pełne usta oraz duże oczy, do których wdzierała się zbyt długa grzywka. 

 Najwidoczniej wyczuła, że się na nią gapi.

 – Cześć – powiedziała.

 Teraz zobaczył, że ma prześliczne niebieskie tęczówki.

 – Dzień dobry – odpowiedział zakłopotany. Czuł się głupio, że był do tego stopnia niedyskretny.

 – Zawsze jesteś taki grzeczny i kulturalny? – zapytała, mrużąc powieki.

Snop światła słonecznego przedostał się przez lukę w chmurach, które jeszcze przed momentem płynęły gromadnie po niebie – ogromne białe wieloryby, unoszone coraz wyżej przez ciepłe powietrze. Gdzieniegdzie odrywały się od nich małe strzępki i powoli rozpływały w błękicie.

 Nie spodziewał się takiego pytania. Nie opuszczał go dyskomfort związany z brzuchem, ale nie chciał dać po sobie poznać, że coś jest nie tak – wymusił uśmiech.

 – To źle? – zapytał.

 – Nie… Tego nie powiedziałam. Wszystko w porządku?

 – Dziękuję za troskę, ale nic mi nie jest – skłamał.

 Nie zdawał sobie sprawy, że całą twarz pokrywał mu pot, niczym krople zimnej rosy. Przetarł czoło i spojrzał na mokrą dłoń.

 Jestem chory – pomyślał.

 Podniósł wzrok na dziewczynę.

 I w tym momencie wszystko dookoła ucichło. Odgłos jadących samochodów, rozmowy przechodniów, śmiech dzieci bawiących się w parku. Sylwetka dziewczyny sekunda po sekundzie rozmywała się i zanikała, falując, jak fatamorgana.

 Otworzył szerzej piekące od potu oczy.

 Słyszał w sobie głos, ale nie w głowie – wydawało mu się, że dobiega z brzucha. Poczuł uderzenie gorąca, do tego stopnia, że musiał się rozebrać. Zostawiając na sobie jedynie bieliznę, spodnie i buty – łapał nerwowo powietrze w płuca. Gdy uświadomił sobie, że to może być zawał, zaczął panikować jeszcze bardziej.

 Ból zaczynał być nie do zniesienia. Spojrzał na brzuch. Pomyślał, że coś musi być w środku. Miejscami skóra napinała się, jakby ktoś od wewnątrz ją wypychał. Nie chciał krzyczeć, ale czuł, że jeśli ból nie ustanie lub się nie zmniejszy, będzie to nieuniknione – a nie chciał, żeby ktoś wezwał karetkę.

 Nagle wszystko minęło. Oddychał równo i przestał się pocić.

 – Na szczęście – powiedział z ulgą.

Sięgnął do kieszeni spodni licząc, że trafi w niej na chusteczki higieniczne. Rzeczywiście, były tam, stare i zmięte, ale zawsze to coś. Wytarł czoło i gdy chciał ją wyrzucić do kosza, zobaczył krew. Przeciągnął przez czoło wierzchnią stroną dłoni.

Na szczęście to nie z głowy – pomyślał.

Małe czerwone kropelki posoki, jedna za drugą, spadały tuż obok jego butów. Wypływały z niewielkiej rany na brzuchu, która nieznacznie się poszerzała. Uczucie ulgi zajął na powrót strach. Witek dotknął palcem wskazującym pionowego, podłużnego zranienia, mającego na oko nie więcej niż dwa centymetry.

 Musiałem się czymś skaleczyć – myślał.

Gdy dotknął ponownie rany i wyczuł coś twardego, przestał myśleć logicznie. Nawet przez sekundę nie przyszło mu do głowy, żeby się ubrać, w końcu przebywał w miejscu publicznym, a bycie półnagim nie jest dobrze postrzegane i przede wszystkim legalne, szczególnie w centrum miasta.

 Coś wychodziło z jego brzucha – było zielone, okrągłe i umazane krwią. Miejscami odbijało się od tego światło niczym od wielkiego metalowego śrutu.

 Milimetr po milimetrze przedzierało się przez mięśnie, tłuszcz i skórę. Odgłos, jaki temu towarzyszył, przypominał mlaskanie wielkiego psa pijącego wodę.

 Witek nie krzyczał – jak zahipnotyzowany patrzył na groteskowe przedstawienie.

 Metaliczne, zielone coś spadło na chodnik.

 Spojrzał na ranę, z której wcześniej kapała krew – teraz wypływała z niej cienką strużką. Czuł, że traci siły.

 Patrzył na przedmiot, który wypadł z jego brzucha. Był coraz większy i rozrastał się w zawrotnym tempie. Po kilku sekundach z małego zarodka przeobraził się w głowę człowieka. Tylko oczy nie przypominały ludzkich. Szyję osobliwego tworu oplatała purpurowa apaszka wykonana z włosia. Na klatce piersiowej dziwnej istoty widniał podłużny klejnot w kształcie pionowej elipsy. 

 Stwór nie miał kończyn, a jedynie obślizgłą, ślimaczą nogę. Sunąc w stronę ławki, na której siedział Witek, zostawiał za sobą połyskliwą, zieloną smugę. Nie posiadał rąk – powoli, jakby przyklejony do poręczy ławki, wślizgnął się na nią.

 – Czym ty jesteś do cholery? – zapytał Witek.

 Niewielkie oczka w wielkich ciemnozielonych oczodołach wpatrzone były gdzieś przed siebie.

 – Mam na imię Nuio i jestem twoim myślotworem. Jednym z bardzo wielu. Twoim tatkiem, dziewczyną, z którą się umawiałeś, każdym zmartwieniem jakie cię spotkało. 

 Krew na chodniku zaczynała przypominać niewielką kałużę. Twarz Witka stawała się coraz bledsza.

 – Zwariowałem – powiedział.

 Wielki ślimak wybuchnął śmiechem i odwrócił głowę w jego stronę.

 – Wiesz, że umrzesz? – zapytał.

 – Nie chcę umierać – wyszeptał Witek przez spękane, suche wargi.

 Oddychał coraz wolniej. Zobaczył wielkie Słońce, które uśmiechało się do niego.

 

 

– W tej chwili jest mi to całkowicie obojętne – rzekł stwór. – Dlatego że jestem na zewnątrz. Znajdę żywiciela. Ludzie lubią myśleć i się zamartwiać, a nas jest bardzo dużo, podobnie jak waszych głów. Zamieszkam w nowym umyśle.

 Witek spadł z ławki i stracił przytomność. Uderzył potylicą o chodnik.

 Ktoś wezwał karetkę.

 W miejscu, gdzie zebrał się niewielki tłum, nie było krwi.

 Lekarz stwierdził zgon:

 Śmierć na skutek rozległego zawału mięśnia sercowego.

 Gapie się rozeszli, a życie toczyło się dalej.  

 

***

 Obrazy olejne: Bartłomiej Kalinowski/ Hesket

Koniec

Komentarze

Ave, Heskecie!

 

Stoję trochę na rozdrożu w ocenie Twojego opowiadania. Bo tak, z jednej strony przedstawiasz zasadniczo jedną scenkę i garść surowych opisów i równie surowych wspomnień. Z drugiej natomiast, po lekturze pozostałem z wyraźnym “co tu się odwaliło?” na twarzy, czyli zbudowałeś dość silny przekaz. 

 

Przez większość opowiadania zastanawiałem się, gdzie tu fantastyka, aż dosłownie wylazła z Witka :D Generalnie zakończenie wyszło bardzo fajnie, a sam “myślotwór”… niepokojąco…

 

Tekst wzbudził we mnie emocje, więc mimo nieco surowego wstępu, pozwolę sobie kliknąć do biblioteki.

 

PS. Obrazki rewelacja!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Siema, cezary_cezary

 Cieszy mnie, że ostatecznie się podobało. Dziękuję za klika. Pozdrawiam.

Witaj. :)

 

Ze spraw technicznych mam wątpliwości co do (tylko do przemyślenia):

– Tak. Szkoda, że w tak cudowny czas trzeba wykonywać swoje  obowiązki. Wymieniają grzeczne: do widzenia , po czym się rozchodzą. – trzeba poprawić dialog i usunąć spację przed przecinkiem przed „po”?

Przez niemal większość dzieciństwa, realizował niespełnione ambicje ojca, który należał do ludzi zaborczych i nie znoszących sprzeciwu. – zbędny pierwszy przecinek?

Miejscami, skóra napinała się, jakby ktoś od wewnątrz ją wypychał. – i tu?

…a bycie półnagim, nie jest dobrze postrzegane i przede wszystkim legalne, szczególnie w centrum miasta. – i tu?

 Biuro (przecinek?) w którym pracował, znajdowało się na ulicy, gdzie ruch samochodów był duży.

 – Dobrze się czujesz? – zapytała. To dlatego mnie zaprosiłeś do kina? Żeby mnie obmacywać? Ogarnij się! – tu też chyba trzeba poprawić dialog?

Sięgnął do kieszeni spodni licząc, że trafi w niej na chusteczki higieniczne. Rzeczywiście, była tam, stara i zmięta, ale zawsze to coś. – w pierwszym zdaniu liczba mnoga, w drugim pojedyncza?

Odgłos (przecinek?) jaki temu towarzyszył, przypominał mlaskanie wielkiego psa pijącego wodę.

Spojrzał na ranę (przecinek?) z której wcześniej kapała krew – teraz wypływała z niej cienką strużką.

Sunąc w stronę ławki (znów przecinek przed „który”?) na której siedział Witek, zostawiał za sobą połyskliwą, zieloną smugę.

Twoim tatkiem, dziewczyną z którą się umawiałeś, każdym zmartwieniem jakie cię spotkało. – i tu?

 – Niewielkie oczka w wielkich ciemnozielonych oczodołach wpatrzone były gdzieś przed siebie. – czy to na pewno wypowiedź bohatera?

W tej chwili jest mi to całkowicie obojętne – rzekł stwór. Dlatego że jestem na zewnątrz. Znajdę żywiciela – ludzie lubią myśleć i się zamartwiać, a nas jest bardzo dużo – waszych głów również. Znajdę umysł, w którym zamieszkam. – tu też źle zapisany dialog?

 

 

Piękne grafiki i świetny pomysł na tekst. :) Taki przytłaczający i smutny. :)

Pozdrawiam serdecznie, klik. :)

Pecunia non olet

Cześć, bruce

 Dziękuję za wyłapanie błędów i klika. Wprowadziłem poprawki. Pozdrawiam.

I ja dziękuję, to zawsze tylko wątpliwości, sama mam w tekstach masę usterek, nigdy nie jestem pewna, jak to czy tamto zapisać poprawnie… 

A Twoje prace plastyczne są naprawdę genialne! yes

Pecunia non olet

Dziękuję, bruce. Cieszy mnie, że Ci się podobają. 

O matko jedyna, Heskecie, aż mi się myśleć odechciało!

Popraw usterki, bo chcę pobiec do klikarni. :)

 

swoje  obowiązki. → Jedna spacja wystarczy.

 

do widzenia , po… → Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

gdy kierowca ruszył, złapał się za górną poręcz. → …gdy kierowca ruszył, chwycił górną poręcz. Lub: gdy kierowca ruszył, chwycił się górnej poręczy.

 

Jest większy, czy mi się tylko wydaje? – myślał.Dzisiaj zjadłem tylko dwie kromki z serem żółtym i wypiłem kawę. Coś tu jest nie tak. → Pierwsza i trzecia półpauza są zbędne. Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

 Gdy czuł, że do utraty przytomności brakuje niewiele, złapał za pobliską latarnię.Gdy czuł, że do utraty przytomności brakuje niewiele, złapał pobliską latarnię.

 

Ciemnozielone buty na obcasie błyszczały tak bardzo… → Czy dwa buty miały jeden obcas?

A może miało być: Ciemnozielone buty na obcasach błyszczały tak bardzo

 

wydawało mu się, że dobiega z jego brzucha. → Zbędny zaimek.

 

niczym wielkiego, metalowego śruta. → …niczym wielkiego, metalowego śrutu.

 

 Metaliczne, zielone coś spadło na chodnik.

 Spojrzał na ranę z której wcześniej kapała krew – teraz wypływała z niej cienką strużką. Czuł, że traci siły.

 Podniósł wzrok i patrzył na przedmiot, który wypadł z jego brzucha. → Skoro najpierw patrzył na ranę na brzuchu a potem na przedmiot leżący na chodniku to obawiam się, nie mógł w tym celu podnieść wzroku.

 

 – Niewielkie oczka w wielkich ciemnozielonych oczodołach wpatrzone były gdzieś przed siebie.→ Czemu tu służy półpauza poprzedzająca zdanie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, regulatorzy.

 Dziękuję za wskazanie błędów i za klika. Poprawiłem. Pozdrawiam.

Bardzo proszę, Heskecie. Teraz pędzę spełnić obietnicę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

OK, fantastyka długa kazała na siebie czekać, ale w końcu weszła i to z przytupem.

Ciekawe, co ten facet robił, że mu się obcy w brzuchu zagnieździł. No właśnie, nie obraziłabym się za więcej o tym czymś – UFO podrzuciło podczas doświadczeń na ludziach, magia, bogowie zesłali takiego demonka…

A ilustracje bardzo ładne.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finkla. Dzięki za dobre słowa.

Pozdrawiam

Super tekst. Bardzo dobrze mi się czytało do samego końca. Nie wiedziałem, gdzie jest fantastyka, ale pojawił się nuio.

Cześć, Adexx. Dzięki wielkie. Pozdrawiam

Ciekawe. Proste, wręcz surowe chwilami. Ale coś w sobie ma! Ilustracje dopełniają opowieść, dobry pomysł! :) 

Pozdrawiam serdecznie! :) 

Cześć, JolkaK

 Dziękuję za odwiedziny i przeczytanie. Pozdrawiam.

Hmmm… znaczy Niuo jest bytem niezależnym? Ładuje się do łba i nawet gdybyś miał cudowne życie, to i tak będziesz się zamartwiał? Czy też muszą być jakieś warunki wstępne? Albo inaczej, czy to tkwienie w przeszłości, brak poczucia własnej wartości i wieczne roztrząsywanie wszystkiego zabiło Witolda, czy też skończyłby w taki sam sposób, nawet gdyby tatuś nie był skurczybykiem, bo mu się Niuo do łba wpakował?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Irka_Luz

 Wydaje mi się, że nie do mnie należy odpowiedź. Tylko zaparzyłem kawę, jeśli ktoś chce posłodzić, niech słodzi, niektórym smakuje bez cukru. Tekst był napisany z myślą o konkursie bizarro. A nawet gdyby nie był napisany z takową myślą, to czy wszystko należy uzasadnić i wytłumaczyć, zachować wynik dwa plus dwa jest cztery? W fantastyce najpiękniejsze jest to, że (przy zachowaniu spójności wewnętrznej świata, który się przedstawia), można zrobić wszystko. To nie odzwierciedlenie kropa w kropę tego, co otacza mnie na codzień – tego mam po dziurki w nosie, dlatego imaginuję. 

A może chodzi o to, że historia zakończyła się dramatycznie? No cóż… Bywa.

Pozdrawiam

Tylko że w zależności od odpowiedzi na moje pytania to są dwa odmienne teksty. Jeśli Niuo jest bytem niezależnym, możesz spokojnie wstawić tag horror, a ja uciekam, bo nie lubię horrorów ;)

Jeśli jednak są warunki wstępne i Niuo tylko żeruje i podkręca lęki i problemy, które zastaje, to tak nieśmiało zapytam, czemuś gościowi jakiejś choćby drobnej szansy nie dał?

A, i zapomniełam obrazy pochwalić :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobrze. Nuio jest częścią bohatera, ale stał się bytem niezależnym. Nie tagowałem jako horror. Ale jest to słuszna sugestia, choć do tej pory nie myślałem w tych kategoriach. Proszę mi tylko podpowiedzieć, bo jeśli gatunek to: inne, a do wyboru jest również horror, to zaznaczyć horror? Pytam, ponieważ w tagach proponuje mi tylko survival horror :-) 

zaznaczyć horror

Tak, spokojnie możesz zaznaczyć. Tagi są dookreśleniem, pewnie dlatego nie ma samego horroru.

I jeszcze jedno: szybciutko dodaj tagi, przynajmniej jeden, jakikolwiek, bo bez tego opko może wylądować w bibliotece, ale nie będzie go widać na stronie głównej, a masz już cztery kliki. Sprawdź też, czy masz wypełniony fragment reprezentacyjny, bo to też wymóg do znalezienia się na głównej.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz

 Zmienione, otagowane, fragment też jest. Dzięki za cenne uwagi. To miłe, że ilustracje Ci się podobają. Pozdrawiam.

Urokliwa okolica, gdzie tuż przy drodze, jak grzyby po deszczu(+, albo nie wstawiać tu i usunąć ten wcześniej) wyrasta mnóstwo domów, wybudowanych przez jednego z najbardziej znanych deweloperów, słynie z tego, że nie dzieje się tutaj zbyt wiele. Owszem, zdarza się, że kogoś pogryzie pies lub ktoś złamie rękę(+,) spadając z roweru, ale to nie jest nic szczególnego.

W piękny(-,) słoneczny poniedziałek(-,) Witold idzie chodnikiem, pogwizduje sobie, dlatego że po raz pierwszy od kilku tygodni wreszcie się wyspał i ma dobry nastrój. Skręca w prawo(+,) spodziewając się zobaczyć panią Halinę, z którą mija się codziennie.

Jak na swoje osiemdziesiąt dwa lata dopisuje jej wyjątkowo dobre zdrowie.

Niczym zakonserwowana w formal(+i)nie – myśli Witek.

Przez niemal większość dzieciństwa realizował niespełnione ambicje ojca, który należał do ludzi zaborczych i nie znoszących sprzeciwu.

To zawile dokładnie połowa dzieciństwa, a chyba nie o to chodziło.

 

Pamiętał, kiedy w wieku dwunastu lat układał drewno na opał. Pod wieczór, gdy kończył pracę i był naprawdę zadowolony z siebie, wrócił tatko. Gdy zobaczył, że szczepki ułożone są nie tak, jak to sobie wyobrażał, zwyzywał chłopca od nieudaczników.

Moim zdaniem ten akapit jest cały do przeredagowania. Czyta się źle, nie jest to płynne, zdania zdają się być pourywane i niejasne.

 

Nie wiem(+,) gdzie jest.

Nie przypominał sobie, żeby tatko obdarzał go czułością i brał na kolana lub kiedykolwiek pochwalił(-,) albo przynajmniej był dla niego milszy.

Dorastał(+,) słysząc słowa mantry, wypowiadane niskim głosem:

Z takim podejściem do życia(-,) skończysz(-,) jak twój wujek Franek…

Wszedł do środka i gdy kierowca ruszył, chwycił górną poręcz.  

Tu niby wiadomo, co masz na myśli, ale “chwycił” odnosi nas do kierowcy, bo ma ten sam rodzaj co podmiot.

Biuro, w którym pracował, znajdowało się na (przy) ulicy, gdzie ruch samochodów był duży.

Kierowcy często stali w korku i(+,) co prawda(+,) większość nie wyżywała się na klaksonach, ale zdarzało się, że co pewien czas ktoś nie wytrzymał, otwierał szybę i klął nie wiadomo na kogo.

Tutaj zaznaczam poprawienie czytelności, bo oryginalnie też jest dobrze.

 

Bywały gorsze dni, szczególnie w lecie, kiedy długo nie padał deszcz, wtedy kurz z drogi unosił się w powietrzu, sprawiając, że o świeżym powietrzu można było zapomnieć.

Po “zapomnieć” masz dwie puste spacje.

 

Dzisiaj zjadłem tylko dwie kromki z serem żółtym i wypiłem kawę.

Kromka z serem to już kanapka (chyba że kromka była osobno, a ser osobno?)

 

Witek pamiętał ten film – oglądał go w kinie razem z Agnieszką, gdzie przez większość czasu śmiał się – a zaczął, kiedy uświadomił sobie, że nici z baraszkowania pod jej sukienką.

Tu wszystko bym przeredagowała.

  1. oglądał go z Agnieszką w kinie, gdzie… (bo “gdzie” odnosi się do kina)
  2. przez większość czasu się śmiał (szyk)
  3. Witek pamiętał ten film – oglądał go w kinie razem z Agnieszką, gdzie przez większość czasu śmiał się – a zaczął, kiedy uświadomił sobie, że nici z baraszkowania pod jej sukienką.

Pogrubione zapisałeś jako wtrącenie, więc można to pominąć, a wtedy wychodzi:

Witek pamiętał ten film(,) a zaczął, kiedy uświadomił sobie, że nici z baraszkowania pod jej sukienką.

To nie ma sensu.

  1. Baraszkowanie z kimś pod kołdrą – tak, ale pod sukienką… hmm

Miała piękną twarz – drobny, filuterny nosek(+,) podobny bardziej do tych, jakie miewają lalki(+,) i pełne usta oraz duże oczy, do których wdzierała się zbyt długa grzywka. 

Filuterny raczej uśmiech, ale nos?

Najwidoczniej wyczuła utkwiony na sobie wzrok.

Utkwić w czymś, ale na czymś/kimś?

zapytała(+,) mrużąc powieki.  

Po kropce znów są dwie puste spacje.

ogromne(-,) białe wieloryby, unoszone coraz wyżej przez ciepłe powietrze.

falując(-,) jak fatamorgana.

Poczuł gorąco(-,) do tego stopnia, że musiał się rozebrać.

Może uderzenie gorąca?

Ból brzucha zaczynał być nie do zniesienia – kiedy na niego spojrzał, pomyślał, że coś musi być w środku.

Spojrzał na ból.

 

Małe(-,) czerwone kropelki posoki, jedna za drugą, spadały tuż obok jego butów.

Uczucie ulgi zajął na powrót strach. Dotknął palcem wskazującym

Strach dotknął.

Miejscami odbijało się od tego światło(-,) niczym (+od) wielkiego(-,) metalowego śrutu.

Patrzył na przedmiot, który wypadł z jego brzucha. Był (+coraz) większy i rozrastał się w zawrotnym tempie.

Po kilku sekundach(-,) z małego, zielonego, metalicznego zarodka(-,) przeobraził się w głowę człowieka.

Informacja o tym, że jest zielony i metaliczny jest pięć zdań wcześniej, po co powtarzać to w kółko?

 

Nie posiadał rąk – powoli, jakby przyklejony do poręczy ławki, wydostał (wślizgnął?) się na nią.

Ludzie lubią myśleć i się zamartwiać, a nas jest bardzo dużo, podobnie(-,) jak waszych głów.

Ciekawe opowiadanie, podobało mi się, ale usterek jest tutaj jeszcze sporo.

Fajny miałeś pomysł, a końcówka jest najlepsza.

Ilustracje też są całkiem niezłe!

Pozdrawiam

MG

Dzięki M. G. Zanadra

Niewątpliwie tekst zawiera dużo błędów językowych. Dziękuję Ci za fachowe przewalcowanie, musiałaś poświęcić na to sporo czasu. Wprowadzę poprawki przy najbliższej okazji, a takich mam niewiele. 

Pozdrawiam

M. G.Zanadra 

Wprowadziłem sugerowane poprawki. Usunąłem fragment z kinem i Agnieszką.

Pozdrawiam

Super!

:D

Nowa Fantastyka