- Opowiadanie: cezary_cezary - Wyzwanie #36 Polski język jest taki piękny... Piękny jest on... Piękny! Rozumiecie, że jest piękny?!

Wyzwanie #36 Polski język jest taki piękny... Piękny jest on... Piękny! Rozumiecie, że jest piękny?!

Oceny

Wyzwanie #36 Polski język jest taki piękny... Piękny jest on... Piękny! Rozumiecie, że jest piękny?!

Bo Słowacki wielkim poetą był! 

 

Bo był wielkim poetą. Wielkim poetą był! Nieroby, nieuki, mówię wam przecież spokojnie, wbijcie to sobie dobrze w głowy – a więc jeszcze raz powtórzę, proszę panów: wielki poeta, Juliusz Słowacki, wielki poeta, kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on wielkim poetą. Proszę zapisać sobie temat wypracowania domowego:

 

"Jak napisać scenkę, w której pierwszoplanową rolę odgrywają litery polskiego alfabetu wyposażone w ogonki i kropeczki?"

 

 

Założenia wyzwania:

 

– krótka scenka o tematyce dowolnej, w której należy upchnąć jak najwięcej wyrazów zawierających literki wyposażone we wszelkiej maści ogonki, kropeczki i temu podobne! (one z pewnością mają swoją nazwę, z pewnością…), czyli witamy żółwie, wróżki, pęki, róże, żółć i inne takie

– wymagana przynajmniej minimalna spójność fabularna, ale nie oczekuję pełnoprawnej historii… ;]

– za wyrazy pochodzenia germańskiego przewiduję karę w postaci karnego jeża! ;]

– żadnego limitu nie narzucam, ale scenka w założeniu ma być krótka

deadline przypada tym razem na poniedziałek dziesiątego lutego (23:59), ponieważ wyzwanie publikuję z lekką obsuwą ;[

Koniec

Komentarze

Czyli za rok?;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Tak to jest, jak człowieka życie dopada, a jednocześnie chce wywiązywać się z obietnic… Dziesiątego lutego, oczywiście ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

za wyrazy pochodzenia germańskiego przewiduję karę w postaci karnego jeża! ;]

Szlag… Na najbliższym jarmarku muszę się zameldować u radcy, żeby mi wyklarował, czy trafię do lochu razem z tym jeżem. Ale jak mi da stempel (byle nie fałszywy), to złapię pędzel, a może bawełnę i szpilki, i jakąś tam sztukę wyprodukuję. A jeśli to niesłuszny kierunek, pozostanie odkapslować flaszkę XD

Ale szajba XD (Fajnie, co? XD) (Chleba z tego nie będzie XD)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fajnie, co? X

Ależ oczywiście, że fajne ;>

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Co tu się dzieje. XD

Złoty środek XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gżegżółka krążyła pomiędzy pędami miłorzębu, strosząc piórka.

– Kiedy iść mi za mąż powiedzże mądralo – zapytałam, zuchwałością przykrywając dręczące wątpliwości.

A ta ścierka, pętaczyna, łachudra zaczęła kukać jak najęta.

Rzuciłam kamieniami, aż posypały się liście i żółtawe pączki.

Miałam już iść do domu, kiedy dostrzegłam pąsową żabkę, ukrytą pod kępką gąsek.

Skoczyłam, pochwyciłam i okryłam bestię dżdżem pocałunków. Następnie dygnęłam z egzaltacją, szepcząc:

– Mój książę, czekam w gotowości na twoje oświadczyny! Odpowiedź brzmi oczywiście! – Jęknęłam, wyciągając przed siebie dłoń.

Nigdy wcześniej nie widziałam szkarłatnego smoka, aż do chwili, kiedy patrzyłam na niego od wnętrza. Tam również miał piękny kolor.

 

 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Jak na konkursie ortograficznym. XD

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Aż się zaczęłam zastanawiać nad “dżdżą”! Dżdżą czy dżdżem, i ten mianownik “dżdż! szaleństwo! :)

Dżdżem.

Ten rodzaj opadu atmosferycznego nie występuje w mianowniku. Są przypadki, gdy “na siłę” te opady nazywa się dżdżą, ale wtedy konflikt z pozostałymi przypadkami, bo “dżdż” jest rodzaju męskiego, a “dżdża” – żeńskiego.

Bardzo proste, nieprawdaż?  :-)

I ten dżdż może mieć z dżdżą małe dżdżątka, zwane też dżdżownicami;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

:-) :-) :-)

Zdecydowanie dżdżem :D (Ponadto: heart)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ambush, zadanie wykonane na piątkę z plusem :D

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Świszczałki, przypominające połyskliwe grzegrzółki, w rękach młodzieży zamilkły. Rzędy miękkich krzeseł zasiędzione, że igły nie szło wcisnąć. Gawiedź, świszcząc i prężąc się, jęła zachęcać prowadzącego, by przyśpieszył prezentację.

– Mości państwo! Przyjemnością będzie wznieść się ku wyżynom radości ze słów, co popłyną już wkrótce, iżby uświęcony głód poetyckości waszmościów zaspokoić! – huknął, skłaniając się głęboko.

Wężowato wijący się poeta, widać jadła głodnemu nie starczało, wszedł był na scenę zwracając się ku rześko podrygującej publiczności. Sięgnął słów, które zimną nutą rozlać się miały wśród głów spoglądających ku wyniosłości.

Dłonie ścisnął w pięści, ślepia zmrużył i począł głosić słowa:

– Tyśże, w śnieżną godzinę zrodzoną poezją, przybliżasz światłości, co wzniosłości krągłe prężą ku doskonałości? – zawołał poeta, rzęsiście zraszając śliną scenę.

– Tyśże, fabułą świeżego użytku, radość gasząc strofując, choć być może źle skrojoną, wśród wciąż połyskujących gwiaździstych świtów uświęcającą, żarliwie łączysz rześkie wzniosłości z zaokrąglonymi rzeźbieniami sękatego żywota?

Tłum wiwatował wśród dźwięczących żyrandoli, wątpiąc w realność usłyszanych treści. Świstawki poczęły znów hałasować. Ręce wzniosły się ku górze, przywodząc na myśl żurawie rozpościerające skrzydła pośród dżdżystego grzęzawiska.

Mięśnie zmęczonego poety zadrgały jak u niezłomnego mędrca, co wciąż wątpi, choć z żarliwością dąży ku uświęconemu oświeceniu.

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Dźwięczące żyrandole! Piękne!

Zolc mnie moze zalewac, gdy musze ogonkow uzywac. To prozny trud i meka. Po co meczyc czlowieka? Wrazym lenglydzem pisac i mowic, latwiej da sie to robic. Nie bede musial sie uczyc. Moglbym po gorach sie wloczyc.

Dźwięczące żyrandole! Piękne!

Jolu,

[Ukłon i podziękowania] Wybudziłem drzemiącego wśród zwojów mózgowych poetę, iżby wypełnić misję zleconą słowy imć Cezarego devil

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Książątko obudziło się tego dnia jakieś nieświeże. Jego siostry księżniczki dawno już były po śniadaniu, a ono wciąż żuło wczorajszą cielęcinę. Książę i księżna od rana próbowali usunąć z żuchwy książątka przeżutą strawę. 

– Żółć mnie zalewa, gdy widzę tę cielęcinę w gębie książątka. Toż to wymemłane niczym zboże cepem chłopięcia!

– Prawisz ładnie, niczym kręcąca łonem łania, moja księżno małżonko! Dajmy mu nieco słodkości do przełknięcia, może przełknie również mięsiwo. 

– Małżonku mój, przecież nie można słonego ze słodkim mieszać, toż to mamałyga wyjdzie! Toż to jakby miód z wężem kiszonym memłać!

Książę obraził się nie na żarty.

– Bardzo lubię węża z miodem! 

– Ożeż, ty taki wciąż nienażarty, mój książę! Nie obrażaj się! Łatwo cię urazić!

Książątko wypluło przeżutą cielęcinę i wrzasnęło przeraźliwie, kończąc spór małżonków. Wzięli dzieciątko z kołyski i poszli na wędrówkę po księstwie, by mały poznał swoje włości. Słonko słoneczniło się a sady wiśniały owocami. Dzień się rozkręcał. 

Piotrze, Jolko – zrobiliście mi dzień :]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Do usług! :) Robienie dnia, to nasza specjalność! :)

Aż smutno, że człowiek nic nie napisał :D

 

Abecadło z pieca spadło, całkiem się potłukło, łącznie z ąsiem i ęsiem – stało się antykwą.

Gdy w dyktandzie potem uźrzy pożółkłą szwabachę, jak półkwadrat ogromniastą, zasypie się piachem,

wszystkie króbki pozapełnia gęśmi i gęślami, jak metrampaż to zobaczy, całkiem się załamie.

 

:D Lepiej nie umiem XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kłótnica krążyła wokół kotła, stojąc przy zwoju ze starą recepturą. Wielką łychą szaleńczo mieszała wodę, która kipiała, bałwaniła się w kotle. Składowe maści łączyła w jedno.

–  Męskie pęto, żabie udko, nietoperza mętne oko… – mamrotała pod wygiętym nosem.

– Zamieszać dwa razy, splunąć śliną, wrzucić piórka młodej kurki, puknąć kocioł parę razy. Czekać, aż mikstura się uwarzy.

 – W końcu! – rozdarła się triumfalnie. Ochrypły głos wypełnił całą chatę.

Z niebywałą radością nałożyła maść na swoją twarz pokrytą kurzajkami. Gruba warstwa specyfiku pokryła skórę, lecz… nic się nie działo.

– Będę piękna! Znajdę sobie męża, księcia! Do pałacu się wprowadzę! Nie tylko księżniczki mogą mieć szczęśliwe zakończenie! – wykrzyczała, aż echo poniosło słowa.

Wtem rozległ się grzmot, błyskawica rozdarła nocny nieboskłon. Skóra kłótnicy zaczęła drgać… Z przerażeniem spojrzała w zwierciadło. Pochachmęciła receptury! Od dziś nie przemówi już ludzkim głosem. Będzie kumkać, skakać, rechotać, nie gadać. Czekać, aż piękny książę ją pocałuje.

Nie wiedziałem, czy wkleić to tutaj, czy dodać jako nowe opowiadanie z tagiem. Widziałem, że ludzie wklejają krótkie teksty w tym temacie, więc i ja to zrobiłem.

Dobrze zrobiłeś, tylko edytuj posty (a, i “ważyć” to nie to samo, co “warzyć” laugh)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wiem, już zauważyłem. Obojętnie, ile razy czytam, zawsze coś znajdę. Mam nadzieję, że jest ok. Tak mam przy wszystkich tekstach – końca poprawek nigdy nie widać. :P

Trochę niepoprawne politycznie wyszło, ale co tam:

Żeglarz Grzegorz z Żoliborza zbudził się około północy, usłyszawszy przedziwny hałas. Niepocieszony, że przerwano mu sen z udziałem przecudnej urody rusałek, udał się do zęzy, aby odnaleźć źródło przeraźliwego dźwięku. A w zęzie siedziała królowa Elżbieta, pogryzając jabłko zajumane z pokładowej etażerki.

– What? – zapytała bezczelnie, świdrując wzrokiem naszego żeglarza. A że Grzegorz był porządny chłop, Słowianin z dziada pradziada, to chwycił protestującą głośno złodziejską cudzoziemkę i wyrzucił ją za burtę. Elżbieta, oburzona do głębi, przywołała swój okręt podwodny z załogą dzielnych psów morskich i odpłynęła ku zachodzącemu słońcu (chociaż była północ), by wojować z hiszpańską armadą, która wyżarła całą czekoladę z jej posiadłości w Nowym Świecie.

A Grzegorz stanął za sterem i obrał kurs na wyspy mórz południowych, gdzie miał nadzieję spotkać plemię rozpustnych Tahitanek w skąpych strojach. 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

końca poprawek nigdy nie widać. :P

Takie życie, nie? :D

Elżbieta, oburzona do głębi, przywołała swój okręt podwodny z załogą dzielnych psów morskich i odpłynęła ku zachodzącemu słońcu (chociaż była północ), by wojować z hiszpańską armadą, która wyżarła całą czekoladę z jej posiadłości w Nowym Świecie.

Widziałam ten film XD (e tam, niepoprawnie)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Film? surprise

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Aaa, ten film…

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Z innej beczki. Miałem wątpliwości czy wyzwanie przypadnie Wam do gustu, a tu takie fajne teksty powstają… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cezarze, kruca, żal ściska płuca, że minęliście wyżej, milcząc, mą prowokację. Niełatwo ją było nakreślić. Chciałem pokazać, krótką wieść bez ‘ogonków.’ Też czuję złość, gdy takie błędy popełnia uczeń, lecz mniejszą, gdy obcy gość, bo język polski jest piękny i trudny, a dla gości żmudny.

Kurczę, Koalo, rzeczywiście umknął mi Twój wcześniejszy wpis! Przepraszam Cię za to! :(

 

Z drugiej strony, jako idealny prowokator, doskonale wtopiłeś się w tłum… :D

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

angel

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka