- Opowiadanie: fanthomas - Usta/Zrozumienie

Usta/Zrozumienie

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Usta/Zrozumienie

 

 

Na ekra­nie widać je­dy­nie po­ru­sza­ją­ce się usta, które wy­po­wia­da­ją ja­kieś słowa, ale nie po­tra­fię ich zro­zu­mieć. Gdy­bym umiał czy­tać z ruchu warg… Do­strze­gam po­wta­rza­ją­ce się wzor­ce i cza­sem je­stem pra­wie pewny, że od­ga­dłem któ­reś ze słów, ale już po chwi­li gubię sens. Zu­peł­na cisza to­wa­rzy­szą­ca na­gra­niu po­tę­gu­je moją fru­stra­cję. Usta za­pew­ne na­le­żą do ko­bie­ty, po­kry­wa je szmin­ka, ale resz­ta twa­rzy po­zo­sta­je ukry­ta.

Co ona mówi? Co chce prze­ka­zać?

Prze­glą­dam fora in­ter­ne­to­we w na­dziei zna­le­zie­nia pod­po­wie­dzi i w końcu na­tra­fiam na pe­wien trop. Na­gra­nie krą­żą­ce po sieci, o któ­rym wspo­mi­na jeden z użyt­kow­ni­ków wy­da­je się iden­tycz­ne, jak to, które ja po­sia­dam. Na­wią­zu­ję kon­takt. Za­dzi­wia­ją­ce, że facet miesz­ka w tym samym mie­ście, co ja. Chce się spo­tkać. Mówi, że roz­wi­kłał za­gad­kę. Po­da­je adres. Pod­rzęd­na ka­mie­ni­ca. Miesz­ka­nie na trze­cim pię­trze. Tam go znaj­dę.

Trzy-dwa-trzy.

Za­pi­su­ję w gło­wie i wy­cho­dzę na mia­sto. Po dro­dze ob­ser­wu­ję pla­ka­ty, które ktoś po­roz­wie­szał na mu­rach i słu­pach. Ko­bie­ce usta, na po­cząt­ku mil­czą­ce, potem szep­czą­ce, mó­wią­ce coś gło­śno, aż wresz­cie sze­ro­ko roz­war­te w krzy­ku.

Czy to dzie­ło męż­czy­zny, do któ­re­go zmie­rzam?

Znaj­du­ję ka­mie­ni­cę, o któ­rej mówił. Wcho­dzę po scho­dach i do­cie­ram  pod wska­za­ne drzwi. Stu­kam w nie w okre­ślo­ny spo­sób. Trzy-dwa-trzy. Facet otwie­ra od razu. Wpusz­cza mnie bez słowa. Nie­mło­dy, na nosie oku­la­ry, włosy zwią­za­ne w kucyk. W sa­lo­nie za­uwa­żam włą­czo­ny te­le­wi­zor, a na ekra­nie usta. Te same, w które sam przez tak długi czas ob­se­syj­nie się wpa­try­wa­łem. Pra­wie nie­wi­docz­ny pie­przyk nad górną wargą.

Męż­czy­zna po­ka­zu­je mi kilka kar­tek za­pi­sa­nych cy­fra­mi. Nic z tego nie ro­zu­miem. Mówi, że na po­cząt­ku ana­li­zo­wał wszyst­kie znane ję­zy­ki, pró­bu­jąc do­pa­so­wać uło­że­nie warg do kon­kret­nych dźwię­ków, ale to za­pro­wa­dzi­ło go do­ni­kąd. Na­le­ża­ło spoj­rzeć na spra­wę ina­czej. Mamy do czy­nie­nia z nowym al­fa­be­tem. Po­wta­rza­ją­ce się se­kwen­cje są jak kod do drzwi, a bez roz­szy­fro­wa­nia klu­cza sły­szy­my je­dy­nie beł­kot. Kiedy jed­nak pytam go, czy zna­lazł osta­tecz­ne roz­wią­za­nie i po­znał treść prze­ka­zu, wzru­sza bez­rad­nie ra­mio­na­mi i kręci głową ze smut­kiem. Prze­ro­sło go to. Wrę­cza mi swoje no­tat­ki, pra­gnąc bym je prze­stu­dio­wał i być może wresz­cie w gło­wie któ­re­goś z nas za­pa­li się lamp­ka i wy­krzyk­nie­my „Eu­re­ka!”, wy­ska­ku­jąc z wanny i bie­ga­jąc nago po uli­cach, świę­tu­jąc zwy­cię­stwo ro­zu­mu nad ma­te­rią. Za­bie­ram kart­ki dla świę­te­go spo­ko­ju, choć czuję, że i tak nic z tego nie pojmę. To wszyst­ko, wi­zy­ta skoń­czo­na.

Męż­czy­zna otwie­ra mi drzwi, wy­sta­wia głowę na ko­ry­tarz i roz­glą­da się z obawą. Pyta, czy na pewno nikt mnie nie śle­dził. Dziw­ne, że wcze­śniej się tym nie za­in­te­re­so­wał. Twier­dzi, że nie wy­cho­dzi z domu od kilku ty­go­dni, od mo­men­tu, gdy od­krył praw­dzi­wą na­tu­rę Wszech­świa­ta. Pa­nicz­nie boi się, że ktoś go zli­kwi­du­je, bo wie za dużo, ale prze­cież nie może ukry­wać się w nie­skoń­czo­ność. Mu­siał komuś po­ka­zać swoje od­kry­cie, komuś za­ufa­ne­mu, choć widzi mnie pierw­szy raz w życiu, ale po­trze­bu­je kom­pa­na, który wes­prze go w tej misji. Wie­rzy, że jeśli bę­dzie nas wię­cej, to w końcu ktoś roz­wią­że tę za­gad­kę.

Po wyj­ściu na ulicę na­tra­fiam na grupę ko­biet. Nad­cho­dzą z na­prze­ciw­ka, zwar­tym szy­kiem, po­cząt­ko­wo myślę, że to jakiś pro­test, ale nie, wy­glą­da­ją jak woj­sko­wa ko­lum­na. Wszyst­kie pa­trzą na mnie, ich spoj­rze­nia są wro­gie. Od­wra­cam się i przy­spie­szam kroku. Ich re­gu­lar­ny marsz zmie­nia się w trucht. Wbie­gam do ka­mie­ni­cy męż­czy­zny, z któ­rym nie­daw­no roz­ma­wia­łem. Czuję, że po­zwo­li mi się schro­nić u sie­bie. Tłum ko­biet wdzie­ra się za mną do bu­dyn­ku. Nie poj­mu­ję, o co w tym wszyszt­kim cho­dzi, ale skoro mnie ści­ga­ją, to w ob­li­czu ich li­czeb­nej prze­wa­gi, je­dy­ne, co mogę zro­bić, to ucie­kać. Pró­bu­ję przy­po­mnieć sobie kod. Dwa-trzy-dwa? Jeśli się po­my­lę, tam­ten mnie nie wpu­ści. Szyb­ko orien­tu­ję się, że nie bę­dzie to po­trzeb­ne. Drzwi są uchy­lo­ne. Czyż­by jed­nak nie za­le­ża­ło mu tak bar­dzo na pry­wat­no­ści? Wcho­dzę do środ­ka i prze­krę­cam klu­czyk. Tłum za­czy­na do­bi­jać się do drzwi. Z sa­lo­nu do­bie­ga rzę­że­nie. Poza mną prze­by­wa­ją tam teraz dwie osoby. Jedną z nich jest mój nowy nowy zna­jo­my, to z jego ust wy­do­by­wa się ten nie­po­ko­ją­cy char­kot, drugą du­szą­ca go ko­bie­ta. Pa­trzy pro­sto na mnie, lecz nie prze­sta­je do­ko­ny­wać aktu eg­ze­ku­cji. Czuję, że zaraz resz­ta jej to­wa­rzy­szek wpad­nie do środ­ka. Pa­ni­ku­ję i za­miast pomóc męż­czyź­nie, ba­ry­ka­du­ję się w ła­zien­ce. Sły­szę jak tłum wdzie­ra się do miesz­ka­nia. Za chwi­lę do­pad­ną także mnie i za­mor­du­ją pod prysz­ni­cem. Szu­kam wzro­kiem cze­go­kol­wiek do obro­ny, ale nie znaj­du­ję ni­cze­go od­po­wied­nie­go. Przez kilka minut po dru­giej stro­nie pa­nu­je spore za­mie­sza­nie, a moje serce nie­po­ko­ją­co dudni, po czym wszyst­ko cich­nie.

Po pew­nym cza­sie de­cy­du­ję się wyjść. Otwie­ram drzwi, szy­ku­jąc się na to, że za nimi cze­ka­ją na mnie po­ten­cjal­ne za­bój­czy­nie, ale nie do­strze­gam ni­ko­go. W sa­lo­nie wciąż dzia­ła te­le­wi­zor. Tłum wy­pa­ro­wał. Mój nie­daw­ny to­wa­rzysz leży mar­twy na pod­ło­dze. Miał rację, za­ła­twi­ły go. Czuję cię­żar jego no­ta­tek w kie­sze­ni i wolę się ich po­zbyć na wy­pa­dek, gdyby sta­no­wi­ły głów­ny powód tego za­bój­stwa. Wy­rzu­cam je do kosza na śmie­ci sto­ją­ce­go pod ka­mie­ni­cą. Jeśli ktoś mnie ob­ser­wu­je, niech widzi, że mam gdzieś te rze­ko­me od­kry­cia i nie za­mie­rzam się tym zaj­mo­wać. Wiele ty­go­dni pracy po­szło na marne.

To ni­cze­go nie zmie­nia. Nie czuję się bez­piecz­ny. Po­wi­nie­nem raz na za­wsze ska­so­wać tamto na­gra­nie, ale mimo to po po­wro­cie do domu po­now­nie je od­pa­lam i wpa­tru­ję się w te ta­jem­ni­cze usta, ana­li­zu­jąc wy­do­by­wa­ją­ce się przez nie hi­po­te­tycz­ne dźwię­ki i pró­bu­jąc zro­zu­mieć to, czego pojąć się nie da.

Koniec

Komentarze

Prze­glą­dam fora in­ter­ne­to­we w na­dziei zna­le­zie­nia pod­po­wie­dzi i w końcu na­tra­fiam na pe­wien trop.

Moim zda­niem –> “z na­dzie­ją na zna­le­zie­nie” lub “w na­dziei, że znaj­dę”.

 

Na­gra­nie krą­żą­ce po sieci, o któ­rym wspo­mi­na jeden z użyt­kow­ni­ków(+,) wy­da­je się iden­tycz­ne, jak to, które ja po­sia­dam.

Do­da­ła­bym prze­ci­nek.

 

Prze­ro­sło go to

Zmie­ni­ła­bym szyk na: “To go prze­ro­sło”. Wtedy na­cisk po­ło­żo­ny jest na “to”, czyli clou.

 

Wrę­cza mi swoje no­tat­ki, pra­gnąc(+,) bym je prze­stu­dio­wał i być może wresz­cie w gło­wie któ­re­goś z nas za­pa­li się lamp­ka i wy­krzyk­nie­my „Eu­re­ka!”, wy­ska­ku­jąc z wanny i bie­ga­jąc nago po uli­cach, świę­tu­jąc zwy­cię­stwo ro­zu­mu nad ma­te­rią.

Mu­siał komuś po­ka­zać swoje od­kry­cie, komuś za­ufa­ne­mu, choć widzi mnie pierw­szy raz w życiu, ale po­trze­bu­je kom­pa­na, który wes­prze go w tej misji.

A to zda­nie cał­kiem mi nie gra. Może za­sta­nów się, czy to za­ufa­nie jest tu nie­zbęd­ne?

 

Z sa­lo­nu do­bie­ga rzę­rzę­nie.

rzę­że­nie

 

Jedną z nich jest mój nowy nowy zna­jo­my

Sły­szę(+,) jak tłum wdzie­ra się do miesz­ka­nia.

 

Po­wi­nie­nem raz na za­wsze ska­so­wać tamto na­gra­nie, ale mimo to po po­wro­cie do domu po­now­nie je od­pa­lam i wpa­tru­ję się w te ta­jem­ni­cze usta, ana­li­zu­jąc wy­do­by­wa­ją­ce się przez nie hi­po­te­tycz­ne dźwię­ki i pró­bującę zro­zu­mieć to, czego pojąć się nie da.

I pro­po­nu­ję “mimo tego”.

 

Cie­ka­we opo­wia­da­nie, wcią­gnę­ło mnie, choć tchó­rzo­stwo głów­ne­go bo­ha­te­ra ucię­ło całą in­try­gę wła­ści­wie w se­kun­dę. Szko­da, że prze­stra­szył się stada truch­ta­ją­cych ko­biet, bo chęt­nie do­wie­dzia­ła­bym się, co było dalej… ;)

Siema, fan­tho­mas

 Nie będę się roz­wo­dził z in­ter­pre­ta­cją, dla­cze­go? Po­nie­waż uwa­żam to za cał­ko­wi­cie zby­tecz­ne. Ak­cep­tu­ję formę i treść ta­ki­mi, jakie są. Nie będę szu­kał me­ta­for, czym są usta ko­bie­ty, dla­cze­go coś ga­da­ją, ale nie wia­do­mo co. W for­mach tego typu naj­lep­sze jest, że po­dej­ście (co ar­ty­sta miał na myśli), pi­szą­cy, nie ma uza­sad­nie­nia. Po kiego grzy­ba do­szu­ki­wać się od­po­wie­dzi. Po­do­ba mi się jako prze­kaz na tyle wy­raź­ny, ob­ra­zo­wy, że mogę to sobie świet­nie wy­obra­zić. Spro­wa­dza się wszyst­ko do po­dob­nej sy­tu­acji, kiedy stał­bym przed ob­ra­zem abs­trak­cyj­nym i do­zna­wał es­te­tycz­nych wra­żeń, nie do­szu­ku­jąc się w danej pla­mie barw­nej kształ­tu nosa czy sło­nia.

Choć i tak fan­tho­ma­sie uwa­żam, że stać Cię na o wiele bar­dziej sur­re­ali­stycz­ne świa­ty i przy­znam, że cze­kam na coś ta­kie­go w Twoim wy­da­niu, bo po­ten­cjał masz ko­smicz­ny. Po­zdra­wiam, ży­cząc Ci wielu in­spi­ra­cji do dal­szej pracy twór­czej.

Klik ode mnie.

Witaj. :)

Spra­wy tech­nicz­ne już wy­pi­sa­ła M.G.Zanadra, zatem ich nie po­wta­rzam. :)

Ge­nial­ny po­mysł. Przez pe­wien czas ko­ja­rzy­łam fa­bu­łę z ob­ra­za­mi dłoni z filmu “Po­szu­ki­wa­ny, po­szu­ki­wa­na”. :) Cie­ka­we, jak ko­bie­ty zna­la­zły adres męż­czy­zny. :) Teraz każdy z nas głowi się, co było na owych nie­szczę­snych kart­kach. :) I, czy bo­ha­ter jed­nak od­wa­ży się po nie wró­cić. :) Bo prze­cież usta nadal go in­try­gu­ją. :)

Bar­dzo dobry, pełen nie­po­ko­ju i za­ga­dek tekst, braw­ka! :)

Klik, po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

Pe­cu­nia non olet

M.G.Zanadra koń­ców­ka nie ucina in­try­gi, tylko ją wy­ja­śnia ;)

He­sket pew­nie mógł­bym pójść w coś bar­dziej sur­re­ali­stycz­ne­go, ale jed­nak cza­sem wolę przy­sto­po­wać, choć wy­da­je mi się, że w tym opku i tak jest tro­chę sur­re­ali­stycz­ne­go kli­ma­tu.

Bruce dzię­ki, chyba jed­nak nar­ra­tor skupi się z po­wro­tem wy­łącz­nie na do­mo­wej ana­li­zie na­gra­nia, choć kto go tam wie ;)

To chyba no­stal­gia, jedna wiel­ka tę­sk­no­ta za tam­ty­mi cza­sa­mi, tamtą modą, mu­zy­ką, sty­lem, ży­ciem...

I ja dzię­ku­ję, po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Fan­tho­ma­sie, w takim razie ode­zwał się we mnie głód na ciąg dal­szy i za­mą­cił mi w gło­wie. To ra­czej kom­ple­ment, że nie chcia­łam roz­sta­wać się z tek­stem ;)

Po­zdra­wiam

In­try­gu­ją­ce. Cho­ciaż lubię krót­kie tek­sty, wo­lał­bym dłuż­szy, w któ­rym za­mie­ścił­byś roz­wi­nię­cia i za­koń­cze­nia otwar­tych wąt­ków, ale to Twój szort. Po­zdra­wiam. :)

oczy­wi­ście, bar­dzo mnie to cie­szy :)

To chyba no­stal­gia, jedna wiel­ka tę­sk­no­ta za tam­ty­mi cza­sa­mi, tamtą modą, mu­zy­ką, sty­lem, ży­ciem...

Fan­tho­ma­sie, opi­sa­łeś zda­rze­nie na tyle oso­bli­we, że nie udało mi się pojąć, o co tu cho­dzi. :(

 

do­cie­ram pod… → Jedna spa­cja wy­star­czy.

 

Nie poj­mu­ję, o co w tym wszyszt­kim cho­dzi… → Li­te­rów­ka.

 

wpa­tru­ję się w te ta­jem­ni­cze usta… → Zbęd­ny za­imek.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Fajny tekst, choć nieco krót­ki. Przy­da­ło­by się roz­wi­nię­cie za­czę­tych wąt­ków lub kon­ty­nu­acja.

Hmmm. Bo­ha­ter mnie nie prze­ko­nał. Taka nie­zde­cy­do­wa­na ofer­ma. Kart­ki zdo­by­te ogrom­nym kosz­tem wy­rzu­cił ze stra­chu, na wszel­ki wy­pa­dek wła­ści­wie, a potem dalej oglą­da fil­mik. No, nie po­tra­fię mu ki­bi­co­wać, prze­jąć się losem.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Kur­czę, lubię te twoje tek­sty. Są za­wsze in­try­gu­ją­ce, cie­ka­we i na­pi­sa­ne do­brym, ob­ra­zo­wym ję­zy­kiem. I tym razem mnie nie za­wio­dłeś. Idę klik­nąć.

Kto wie? >;

Ave, Fan­tho­ma­sie!

 

Mam po­waż­ne wąt­pli­wo­ści, czy wszyst­ko zro­zu­mia­łem (przy­naj­mniej z tego, co dało się zro­zu­mieć :P), ale czy­ta­ło się cał­kiem faj­nie. Szcze­gól­nie frag­ment z “eu­re­ką” i bie­ga­niem nago spo­wo­do­wał, że mi się uśmiech­nę­ło (cho­ciaż ogól­nie szort jest dość po­nu­ry i zde­cy­do­wa­nie nie ma cha­rak­te­ru ko­me­dio­we­go).

 

Do­bi­jam do bi­blio­te­ki, po­zdrów­ka!

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Prze­glą­dam fora in­ter­ne­to­we w na­dziei zna­le­zie­nia pod­po­wie­dzi i w końcu na­tra­fiam na pe­wien trop.

Można za­sta­no­wić się nad wy­rzu­ce­niem.

Na­gra­nie krą­żą­ce po sieci, o któ­rym wspo­mi­na jeden z użyt­kow­ni­ków [tu prze­ci­nek] wy­da­je się iden­tycz­ne, jak to, które ja po­sia­dam.

Po dro­dze ob­ser­wu­ję pla­ka­ty, które ktoś po­roz­wie­szał na mu­rach i słu­pach.

Ali­te­ra­cja, plus ta in­for­ma­cja o roz­wie­sza­niu roz­wad­nia zda­nie, to się ro­zu­mie samo przez się.

gdy od­krył praw­dzi­wą na­tu­rę Wszech­świa­ta. Pa­nicz­nie boi się, że ktoś go zli­kwi­du­je, bo wie za dużo,

Po­wyż­sze wy­da­je mi się lekko sztam­po­we i na­pu­szo­ne, to nie wy­ni­ka z tek­stu.

Po wyj­ściu na ulicę na­tra­fiam na grupę ko­biet.

Ali­te­ra­cja, su­ge­ru­ję roz­wa­żyć “wpa­dam” jako bar­dziej dy­na­micz­ne i mniej zwią­za­ne z kon­tro­lą nad sy­tu­acją.

 

Na końcu masz bloki tek­stu.

Otwie­ram drzwi, szy­ku­jąc się na to, że za nimi cze­ka­ją na mnie po­ten­cjal­ne za­bój­czy­nie,

Nie­ład­na zbit­ka.

 

Cie­ka­wy kli­ma­cik, wcią­ga­ją­ce. Nie wiem czemu, ale pod­czas czy­ta­nia przy­cho­dzą mi na myśl stare gier­ki z kli­ma­tem to­ta­li­tar­nym, jak Te­kwar, Be­ne­ath a Steel Sky czy wresz­cie Nor­ma­li­ty.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dobry tekst. In­try­gu­je od sa­me­go po­cząt­ku. Krót­kie, cza­sem urwa­ne zda­nia tylko na­krę­ca­ły u mnie cie­ka­wość. Potem spo­tka­nie, dy­na­micz­na scena po­ści­gu – tu widać wpra­wę. Ca­łośc ład­nie do­peł­nia koń­ców­ka z pu­en­tą.

Dla mnie to przy­kład, jak się pisze szor­ty, by za­pa­dły w pa­mię­ci ni­czym wy­jąt­ko­wy kon­cert fa­jer­wer­ków. Gra­tu­lu­ję.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka