- Opowiadanie: fanthomas - Pod maską

Pod maską

Opowiadanie pochodzi z antologii “Zakamarki nocy”

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Pod maską

 

Przejeżdżając nocą przez miasto, co jakiś czas dostrzegałem sunące chodnikami samotne postacie. Zastanawiałem się, czy to zwykli przechodnie, którzy znikną w mroku i być może już go nie opuszczą, czy ci drudzy. Nazywałem ich demonami. Nieraz byłem świadkiem ataku, ale nic nie mogłem zrobić. Ludzi wciągano w boczne uliczki, a potem było słychać jedynie krzyki, których nie zagłuszało nawet ustawione na największą głośność radio. Posiadanie własnego samochodu miało znaczące plusy. Czułem się w nim bezpiecznie, choć i tak wolałbym przebywać w domu.

Do nocnych przejażdżek zmuszała mnie praca w centrum telefonicznym. Dzwoniły tam osoby z różnymi problemami. Zazwyczaj o tak późnej porze nie było zbyt wielu zgłoszeń, jedynie od tych, których gnębiła bezsenność i mieli ochotę z kimś pogadać. Najczęściej nie musiałem się zbyt wiele odzywać ani służyć dobrą radą, bo nie dawali dojść do słowa, nawijali bez przerwy o swoich problemach, aż wreszcie głos im się załamywał i przerywali połączenie. Zależało im jedynie na tym, by usłyszeć po drugiej stronie słuchawki ludzki głos.

Problem w tym, że zaczynałem czuć pierwsze oznaki przemiany. Możliwe, że sobie to tylko wyobrażałem, ale zdawało mi się, że mój głos stawał się coraz bardziej metaliczny, brzęczący, ruchy mechaniczne, a od czasu do czasu słyszałem odgłos terkoczących trybików, który zdawał się dochodzić z mojego wnętrza. Po przebudzeniu w ustach czułem chrzęszczące drobinki, jakbym nażarł się piasku albo ścierał sobie zęby w silnych atakach bruksizmu. Często stawałem przed lustrem i przyglądałem się swojej skórze, sprawdzając, czy nie pojawiają się na niej jakieś zmiany. Potem jednak zdawałem sobie sprawę, że nie widzę siebie od środka. Może moje organy straciły dawny wygląd i zamiast wątroby, płuc oraz serca mam już tylko przesuwające się metalowe mechanizmy, a mózg zamienił się w procesor. Czym były demony, snujące się po ulicach, jak nie osobami, które zatraciły ludzkie odruchy, automatami napędzanymi jedynie przez własne destrukcyjne pragnienia? Nie chciałem stać się jednym z nich.

Tej nocy, kiedy siedziałem w pustym centrum telefonicznym, wyczekując kolejnego połączenia, otrzymałem wiadomość od siostry, która napisała, że trafiła do szpitala i muszę do niej jak najszybciej przyjechać. Chociaż ostatnio nie kontaktowaliśmy się ze sobą, nie mogłem zignorować jej prośby. Oddzwoniłem do niej, ale nie odebrała.

Dotrwałem do końca zmiany, nie mogąc się skupić. Na szczęście nie musiałem odbierać wielu telefonów, dzwonił tylko mężczyzna dzielący się informacjami o tym, że rzekomo jego sąsiad kogoś zamordował. Całość opisywał z takimi detalami, jakby sam dopuścił się tej zbrodni, co chwilę obleśnie chichocząc. Kiedy skończył swoją opowieść, po prostu się rozłączył. Nie wiem, czy miał świadomość, że wszystkie rozmowy są nagrywane. Zapisaną wersję niezwłocznie przesłałem odpowiednim służbom. Niech oni się zajmują ocenianiem, czy to fantazje, czy może realne zdarzenia. Miałem ważniejsze sprawy na głowie.

Po robocie zamówiłem taksówkę i poczekałem na przyjazd kierowcy. Mój samochód niestety się zepsuł i musiałem oddać go do mechanika, który stwierdził, że to poważna sprawa, ale nie chciał wdawać się w szczegóły. Zresztą i tak bym pewnie tego nie zrozumiał.

Taksówkarz nie wzbudził mojego zaufania, zalatywało od niego papierosami, a co gorsza, alkoholem. Powiedziałem mu, żeby zawiózł mnie do szpitala. Zaśmiał się i stwierdził, że wyglądam na w miarę zdrowego, ale widząc moją skwaszoną minę, kazał wsiadać. Wnętrze taksówki prezentowało się nie najlepiej. Na suficie dostrzegłem liczne plamy sugerujące, że dach pojazdu przeciekał, a w powietrzu dało się wyczuć zapach wymiocin. Zaniepokoiły mnie także obicia siedzeń. W dotyku przypominały ludzką skórę, wydawało mi się nawet, że wyczuwam delikatne włoski. Było jednak zbyt ciemno, żeby się lepiej przyjrzeć.

Od czasu, gdy jeden z telefonicznych rozmówców podzielił się ze mną teorią na temat ludzi zmieniających się w maszyny i na odwrót, zacząłem się baczniej przyglądać mijanym osobom. Szybko odkryłem różne niepokojące symptomy. Sporo z nich miało nieobecne twarze, poruszało się dziwacznie, a ich skóra błyszczała. Zamiast mówić, jedynie metalicznie chrobotali. To oni wychodzili nocami na ulice i atakowali przechodniów. Z jakiegoś powodu nienawidzili ludzi, choć przecież sami nimi niegdyś byli.

Taksówkarz milczał, co było mi na rękę. Zerknąłem na telefon. Nie otrzymałem żadnych nowych wiadomości od siostry. Kiedy podniosłem wzrok znad niewielkiego ekranu, dostrzegłem idącego chodnikiem osobnika w szarej bluzie. Twarz skrywał pod kapturem. Poruszał się w specyficzny sposób, jak ludzie chodzący na szczudłach. To od razu wzbudziło moje obawy. Zastanawiałem się, czy kierowca także to zauważył. Być może wciąż tkwił w nieświadomości i nie zwracał uwagi, że świat zaczyna się zmieniać.

W pewnym momencie osobliwemu przechodniowi coś wypadło i potoczyło się po ziemi. Nie zwrócił na to uwagi, za to taksówkarz zatrzymał się i powiedział, że zaraz wróci. Myślałem, że chce zawołać na tamtego i poinformować o zgubionej rzeczy, ale on wyszedł na chodnik i zaczął się przyglądać przedmiotowi wyglądającemu jak fragment rury. W końcu podniósł go i schował do kieszeni. Pokręciłem głową, żeby tego nie robił, ale nie patrzył w moją stronę.

Atak nastąpił niespodziewanie. Tajemniczy osobnik w bluzie wyskoczył z mroku i przewrócił taksówkarza. Zaczęła się szarpanina. Widziałem tylko plecy napastnika, a kiedy kaptur zsunął mu się z głowy, dostrzegłem, że nie ma włosów ani skóry, a jedynie metalicznie błyszczącą powłokę. Nie było wątpliwości, że to jeden z demonów. Kierowca nie miał szans. Przedostałem się na jego siedzenie i spróbowałem uruchomić samochód. Nic z tego. Nowsze wozy wyposażano w multum zabezpieczeń zapobiegających kradzieży i mogły sterować nimi tylko konkretne osoby. Niwelowało to moje szanse na ucieczkę.

Po drugiej stronie ulicy znajdował się pub, czynny do późnych godzin nocnych. Demon był nadal zajęty swoją ofiarą, więc postanowiłem zaryzykować i pobiec w tamtym kierunku. Powoli i w miarę bezgłośnie otworzyłem drzwi, a potem już znacznie szybciej oddaliłem się od pojazdu. Obejrzałem się tylko raz, ale nikt mnie nie ścigał. Udało mi się dotrzeć do pubu i będąc już w środku, odetchnąłem z ulgą. Oprócz barmanki nikogo więcej nie dostrzegłem.

Oferta lokalu była wyjątkowo skromna. Zamówiłem pierwsze lepsze piwo. Sączyłem je powoli, nie tylko dlatego, że smakowało ohydnie, ale chciałem także wydłużyć moment spokoju, gdy przebywałem w czyimś towarzystwie. Barmanka co prawda miała mnie gdzieś i bawiła się telefonem, ale nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze, że chwilowo trafiłem do bezpiecznego miejsca. Incydent z demonem mocno mnie przestraszył. Zawsze podczas podobnych ataków przebywałem we własnym samochodzie i mogłem szybko się oddalić, a pozbawiony tego udogodnienia stałem się bezbronny.

Niestety nie mogłem przebywać w pubie do rana. Barmanka wreszcie oderwała się od telefonu, schowała go do kieszeni i podeszła do mnie.

– Zamykamy – powiedziała.

– Już?

– Orientuje się pan, która jest godzina?

– Późna, prawda? A nie dałoby się zostać tutaj jeszcze chwilkę?

– Niestety musi się pan zbierać. Ja też muszę kiedyś spać.

Zawahałem się. Jak miałem dotrzeć do szpitala? Zamówić kolejną taksówkę? O tak późnej porze nie kursowały już żadne autobusy, a spacer nie wchodził w grę.

– Ale ja… Nie mam samochodu.

– Czy powinno mnie to obchodzić?

– Podwiezie mnie pani?

– Nie ma mowy.

– Zapłacę.

Zrobiłem najbardziej żałosną minę, na jaką było mnie stać i opowiedziałem, co spotkało mnie na ulicy oraz o tym, że siostra przebywa w szpitalu i bardzo się o nią martwię. W końcu barmanka zmiękła i się zgodziła. Wsunąłem jej do kieszeni kilka banknotów i poczekałem, aż zamknie lokal. Na szczęście nie rozmyśliła się i zaprosiła mnie do swojego auta. Taksówka nadal stała w tym samym miejscu, co wcześniej, ale nigdzie nie dostrzegłem kierowcy ani napastnika. Przynajmniej otrzymałem możliwość szybkiego odjechania stamtąd, co niezmiernie mnie ucieszyło.

W trakcie jazdy nie rozmawialiśmy, słyszałem jedynie metaliczny chrobot, który dobiegał z wnętrza samochodu. A może to od dziewczyny z pubu? Wolałem nie wnikać. Wysiadłem pod szpitalem i podziękowałem, a ona, nie zwlekając, odjechała w sobie znanym kierunku.

Budynek znajdował się zaledwie kilka kroków ode mnie, ale wciąż nie mogłem czuć się bezpiecznie. Pod drzwiami stało kilka osób wyraźnie blokujących przejście. Ich twarze błyszczały metalicznie w nikłym świetle padającym ze szpitalnych okien. Na mój widok zachichotali, zupełnie jak mężczyzna, który zgłaszał, że jego sąsiad to morderca. Czyżby to któryś z nich do mnie wtedy dzwonił?

A co jeśli chcieli wciągnąć mnie w pułapkę? Zapewne moja siostra wcale nie przebywała w szpitalu i nic jej nie groziło. Dałem się nabrać jak staruszki z przekrętem na wnuczka?

Rzuciłem się do ucieczki, ale zbyt późno. Największy z agresorów powalił mnie na ziemię i zaczął szarpać. Pozostali przypatrywali się temu z obojętnymi twarzami. Poczułem, jak napastnik rozorał mi brzuch przedmiotem przypominającym rozciętą rurę. Zrozumiałem, że to już koniec, ale nagle coś się zmieniło. Demon zawahał się i przestał mnie atakować, po czym wstał i oddalił się razem ze swoimi towarzyszami. Popatrzyłem na ranę. Z brzucha zamiast jelit wysunęły się pozwijane przewody.

– A jednak… jednak… – wymamrotałem.

Udało mi się wstać. Próbowałem wsunąć śliskie kable z powrotem do wnętrza ciała, ale nie dałem rady. W oddali zobaczyłem warsztat mechanika i powoli zacząłem sunąć w jego kierunku. Bardzo możliwe, że to u niego zostawiłem swój samochód. Z brzucha kapała mi krew zmieszana z olejem.

Warsztat był nieczynny o tak późnej porze. Podczołgałem się pod drzwi i znieruchomiałem. Musiałem poczekać do rana, aż przyjdzie mechanik i mnie naprawi. Przypomniałem sobie, jak kiedyś jechałem samochodem i usłyszałem płacz. Wysiadłem i spróbowałem zlokalizować źródło dźwięku. Wydawało mi się, że dochodzi spod maski mojego auta. Podniosłem ją. Coś tam pulsowało. Przyświeciłem latarką i w bladym świetle dostrzegłem, że silnik zniknął, a w jego miejscu ktoś wstawił serce. Po karoserii ściekały łzy. Samochód płakał.

Zorientowałem się, że jakiś obcy mężczyzna przygląda mi się z przerażeniem. Czy to mechanik? Czyżby nigdy nie widział nikogo z rozszarpanym brzuchem? Nieraz rozkładał maszyny na części i nie budziło to jego odrazy, a teraz wahał się, co zrobić?

– Proszę mi pomóc – wyrzęziłem. – Chyba się zepsułem.

Koniec

Komentarze

Tekst czytało się dobrze, aczkolwiek nie był zbyt straszny – raczej dziwny i groteskowy. Pojawia się chwila napięcia, ale to, co następuje potem, jest po prostu zwyczajne.

Fanthomasie, co tekst, to lepszy! :) Znakomity humor, pomysł i świetnie wyważone proporcje akapitów, aby dostatecznie zaciekawić czytelnika. :)

Klik, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej,

Wciągające opowiadanie, a sam zamysł równie ciekawy. Fragment z sercem na miejscu silnika jest naprawdę dobry. Hm… Na początku chciałem się przyczepić, że brakuje mi jakiś konkretnych emocji bohatera, ale po przeczytaniu końcówki ma to jak najbardziej sens. 

W niewielkiej ilości znaków udało ci się przedstawić świat z tekstu – i to w taki sposób, że naturalnie wtapia się to w ogólną akcję. 

Pozdrawiam i klikam :)

Siema, fanthomas

 Opowiadanie mnie wciągnęło, za to duży plus. Zdanie: Niwelowało moje szanse na ucieczkę. To niwelowanie jakoś mi nie pasuje, ale to może tylko wrażenie. Wydawało mi się, że bohater nie do końca wierzy w to co widzi, a jeśli tak jest, to znaczy, że jest na tyle świadomy, że schorzenie psychiczne nie wchodzi w grę. Zastanawia mnie jeszcze jedno, dlaczego koleś siedział na nocnej zmianie sam. Tylko on… A może pomyliło mu się coś? Jak by nie było, opowiadanie uważam za bardzo dobre. Klik ode mnie. Pozdrawiam.

Klimat moim zdaniem bardzo dobry, czułem niepokój w czasie czytania. Niestety fabuła jest dla mnie nie do końca zrozumiała. Czyli ludzie zmieniają się w samochody? Czemu? Dlaczego jedni napadają na drugich? 

Adexx niekoniecznie chodziło o to, żeby ten tekst był straszny (choć myślę, że troszkę w klimat horroru wchodzi, dlatego wrzuciłem go akurat do tej kategorii), ale już dziwny i groteskowy jak najbardziej.

 

Bruce zadziwia mnie, że w każdym tekście, nawet tak mało humorystycznym, znajdujesz humor, ale to dobrze, bo jednak czuję się, gdzieś w głębi, przede wszystkim autorem absurdalnych komedii ;)

 

Dzięki Hesket i pnzrdiv.117 za wizytę i miłe słowo.

 

Pan Ismael chodziło tu bardziej o warstwę metaforyczną, pokazanie ludzi-automatów, wyzbytych z pozytywnych uczuć, zobojętniałych i atakujących się nawzajem z czystej nienawiści, samotnych i zagubionych, niezdolnych do nawiązywania trwałych kontaktów, a jednocześnie tak ściśle zespolonych z technologią, że niepotrafiących bez niej żyć. Taka ogólna obserwacja, oczywiść przejaskrawiona i groteskowa, ale niestety coraz bardziej prawdziwa.

 

 

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Bo Ty po prostu, Fanthomasie, nie wiesz, jak bardzo humorzaście piszesz. wink

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Fanthomasie, bohaterowie Twoich szortów i opowiadań doświadczają nad wyraz osobliwych przeżyć. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale nie chciałabym znaleźć się na ich miejscu.

 

przesłałem odpowiednim służbom. Niech oni się zajmują… → Piszesz o służbach, które są rodzaju żeńskiego, więc: …przesłałem odpowiednim służbom. Niech one się zajmują

 

Pod drzwiami stało kilka osób wyraźnie […] Na mój widok zachichotali… → Piszesz o osobach, ktre są rodzaju żeńskiego, w ięc w ostatnim zdaniu winno być: Na mój widok zachichotały

 

a w jego miejscu ktoś wstawił serce. → …a w jego miejsce ktoś wstawił serce.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej!

 

Czym były demony, snujące się po ulicach, jak nie osobami, które zatraciły ludzkie odruchy, automatami napędzanymi jedynie przez własne destrukcyjne pragnienia?

O, jaki ciekawy pomysł na demony-maszyny. ;)

 

Samo opisanie wydarzeń brzmiało trochę jak relacja, zabrakło mi emocji, kiedy bohater uciekał, co odczuwał itd., np. tutaj piszesz:

Incydent z demonem mocno mnie przestraszył.

Czyli co konkretnie? Co czuł, bo przy opisie, kiedy demon atakuje taksówkarza, nie podajesz żadnych emocji, wszystko jest opisane beznamiętnie, a może bohater się pocił, może serce mu biło, może się potknął ze stresu?

 

Zrobiłem najbardziej żałosną minę, na jaką było mnie stać i opowiedziałem, co spotkało mnie na ulicy oraz o tym, że siostra przebywa w szpitalu i bardzo się o nią martwię. W końcu barmanka zmiękła i się zgodziła.

Tu szkoda, że nie ma dialogu, zwłaszcza że wcześniej był.

 

Hm, nie wiem w sumie, czemu bohater ostatecznie zmienił się w maszynę, bo zabrakło tu momentu, który mógłby niejako popchnął go ku tej przemianie, np. rezygnacja z odwiedzenia siostry w szpitalu, żeby ratować siebie, albo w trakcie wysiadania z auta pod szpitalem atak demonów, których bohater nasłałby na dziewczynę-barmankę.

Ale sam pomysł ciekawy. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

Zaskakująca przemiana. Pomysł ciekawy, świat paskudny.

Też nie jestem pewna, czy to horror, ale nie robi mi to dużej różnicy.

Czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Hej,

 

pamiętam to opowiadanie, ma niesamowity klimat. Cieszę się, że zostało wydane w zbiorku.

 

Doklikuję bibliotekę :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Ciekawe. Klimat zbudowany bardzo sprawnie, jest tajemnica, której wyjaśnienia czytelnik raczej się nie spodziewa. Udany szort.

Nowa Fantastyka