Michał siedział jak na szpilkach.
Od trzech godzin nie ruszył się z tego niepokojąco sztucznego salonu, sterylnie czystego, urządzonego według najnowszych trendów dekoratorskich, nieznośnie idealnego. Nie pasował do tego miejsca, był jak ślad po kubku z kawą odbity na okładce magazynu o nowoczesnym dizajnie. Nie tak sobie wyobrażał poczekalnię u szemranego doktorka, który za grubą kasę pakuje ludziom do głów nierejestrowane złącza neuralne.
Na farmie, gdzie pracowałem i brałem udział w eksperymentach, średnia moc obliczeniowa pojedynczego hosta procesującego dane to około trzy koma jeden petaFLOPSa. Kiedy jednak połączy się kilku nosicieli wszczepu w klaster, z nieznanych dotąd przyczyn, nad którymi prowadzone są obecnie badania, moc obliczeniowa takiego tworu znacznie wzrasta, stając się sumą mocy wszystkich hostów, plus około szesnastu procent tej sumy. Kiedy odchodziłem, jednocześnie dane przetwarzało czterystu siedemnastu nosicieli wszczepu, co dawało moc obliczeniową około jeden koma pięć eksaFLOPSów. I to przy imponująco niskim zużyciu energii, rzędu osiem koma czterdzieści kiloWat na sekundę.
– Może jeszcze coś do picia?
Melodyjny głos podziałał na Michała jak wystrzał armatni. O mało co nie podskoczył, odwracając się w stronę wysokiej blondynki, która w garsonce, z fryzurą żywcem wyjętą z filmów z lat siedemdziesiątych, wmaszerowała do pomieszczenia. Doktorek miał nawet asystentkę, pieprzoną rejestratorkę medyczną do spraw nielegalnych i moralnie wątpliwych.
Kobieta była w typie miss Moneypenny z uwielbianych przez jego matkę filmów o Jamesie Bondzie, które oglądali razem, zanim wyjechał na studia. Od “Doktora No”, po “Śmierć nadejdzie jutro” i znów od początku, bo mama nie chciała uznać kolejnych części, twierdząc, że scenarzyści i Daniel Craig zabili wszystko, co było w tej serii magiczne. Weekendowe wieczory z agentem jej królewskiej mości były ich rytuałem, który najprawdopodobniej był odpowiedzialny za to, że w ostatnim stadium choroby mama lepiej pamiętała fabuły poszczególnych filmów, niż wydarzenia ze swojej przeszłości.
– Nie, dzięki. To już chyba nie potrwa długo, co? – zapytał Michał i chrząknął, chcąc przezwyciężyć suchość w gardle i narzucające się w nieodpowiednim momencie bolesne wspomnienia.
– Doktor już skończył i zaraz do pana przyjdzie.
Dziewczyna wygięła usta w wystudiowanym uśmiechu hostessy, zabrała pustą szklankę sprzed nosa Michała i zniknęła w korytarzu.
Po kolejnych piętnastu minutach, w czasie których Michał zaczął żałować, że jednak nie poprosił o coś do picia, wreszcie przyszedł doktor.
– Wszystko w porządku – zaczął lekarz bez zbędnych uprzejmości. – Zaraz będziesz mógł odebrać babcię, tylko najpierw ureguluj należność u pani Wioli.
– Jasne. Dziękuję, że pan się zgodził. Jeśli jeszcze kiedyś będę musiał skorzystać…
– To wtedy znajdziesz kogoś innego – wszedł obcesowo Michałowi w słowo doktor. – Mówię poważnie. Płać, bierz staruszkę i się nie znamy. Usuń mój numer, wyczyść pamięć telefonu.
– Dobra – bąknął Michał niepewnie. – A skąd ta nagła zmiana tonu? Przedtem był pan bardziej przyjacielski.
– Sprzedałeś mi bajkę o śpiączce, wadliwym implancie stymulacji neuralnej i kupionym na czarnym rynku zamienniku, ale twoja babcia – o ile to rzeczywiście twoja babcia – nie jest w żadnej śpiączce. Nie wiem czym ją nafaszerowałeś, ale było tego za mało i zaczęła odzyskiwać przytomność podczas zabiegu. Zrobiłem co do mnie należało, a teraz płać i znikaj. I zapomnij o mnie, bo ja o tobie zaraz już nie będę pamiętał, jasne?
– Tak, jasne.
***
– Jebany ciul – wysyczał Michał, zaciskając dłonie na kierownicy.
Zerknął we wsteczne lusterko, skierowane na tylną kanapę i leżącą na niej babcię. Staruszka głowę miała owiniętą bandażami, oczy zamknięte i ogólnie prezentowała się dość żałośnie, z ciągnącymi się od kącika ust kroplami śliny, skapującymi na czarną, wytartą tapicerkę.
Stary ford z dwójką pasażerów sunął pustą dwupasmówką, nie przekraczając dozwolonej prędkości i przykładnie sygnalizując zmianę pasa ruchu kierunkowskazami. Tak boleśnie przepisowo Michał nigdy wcześniej go nie prowadził. Po pierwsze, żeby babci nic złego się nie stało w transporcie, bo sporo go kosztowała. A po drugie, choć chyba jednak bardziej po pierwsze właśnie, zatrzymanie przez patrol policji skończyłoby się katastrofą.
Nie wytłumaczyłby się, nie było szans.
Ford zjechał z przelotówki na obwodnicę, minął znak przedstawiający szereg domów na białym tle, zwolnił do pięćdziesięciu na godzinę i potoczył się w kierunku mrocznej, nakrapianej światłami plamy blokowiska.
Zasraniec, doktorek, chyba się jednak nie zorientował, co tak naprawdę włożył starowince do głowy, pomyślał Michał z ulgą. W sumie to nie powinien się dziwić i niepotrzebnie stresować – przecież na inżynierii biomedycznej miał do czynienia z wieloma rodzajami wszczepów, a ten do złudzenia przypominał najnowszy, wyposażony w ponad dwieście nanonici synaptycznych Neuroplug StimMed Mk. 6, służący stymulacji neuronów u osób w śpiączce. Tylko, że w rzeczywistości był czymś o wiele lepszym.
Wetware NeuroDigital Output, w skrócie WeNDigO, pozwala na wykorzystanie mocy obliczeniowej ludzkiego mózgu do przetwarzania paczek informacji dostarczanych przez złącze i odbieranych tą samą drogą.
Najpierw implant tworzy konektom, wysyłając w głąb układu nerwowego impulsy poprzez nanonici zakotwiczone na synapsach dendrytów. Po pierwszym wpięciu złącza zewnętrznego i zalogowaniu, przenosi zebrane informacje do programu diagnostycznego, co pozwala na monitorowanie ścieżek przepływu w późniejszym okresie właściwej pracy, a także na szacowanie na bieżąco pozostałego czasu do całkowitej i nieuchronnej neurodegeneracji struktur glejowych, związanej z przetwarzaniem dużych ilości danych.
Cholerstwo było tak nielegalne, że lepiej niż z tym byłoby zostać złapanym nad trupami zakonnic – z karabinem w ręce, teczką zawierającą plany budynku sejmu, żołądkiem wypełnionym zapakowanym w kondomy kilogramem heroiny i fiutem w tyłku ministranta.
Żeby go kupić, Michał musiał sprzedać rodzinny dom, który i tak stał pusty od czasu, kiedy trzy lata temu załatwił rodzicielce miejsce w projekcie implantacji wszczepów rehabilitacyjnych, rozpoczętym przez jego uczelnię.
Za nieruchomość dostał niezłą sumkę, jednak wciąż niewystarczającą, więc resztę brakujących środków uzyskał dobierając hipotekę na własnościowe mieszkanie w bloku, pod który właśnie podjechał.
Zaparkował przed samą klatką, wpychając się pomiędzy passata sąsiada i zmarniały krzak laurowiśni. Z bagażnika wyciągnął wózek inwalidzki, posadził na nim nieprzytomną babcię i popchnął ją w stronę wejścia.
W mieszkaniu przeniósł staruszkę do łóżka, otworzył piwo i usiadł przed komputerem. Odpalił program dostarczony razem z neurowszczepem. Musiał wprowadzić do niego kilka niewielkich modyfikacji i miał nadzieję, że integracja i kooperacja systemów heterogenicznych, na której spędził dwa lata pilnej nauki zanim zmienił kierunek studiów, wystarczą do zrobienia tego prawidłowo. Bo jeśli nie, to całe przedsięwzięcie trafi szlag, a na nowy egzemplarz WeNDigO nie było go stać. Poza tym nie miał najmniejszej ochoty po raz drugi spotykać się z ludźmi, od których go nabył.
Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, kiedy przypomniał sobie okoliczności, w jakich dokonał zakupu. Przez darknet umówił się za miastem, w bezpiecznym miejscu na stacji benzynowej, a sprzedawca, na trzy godziny przed ustaloną godziną, wraz ze swoją świtą wparował Michałowi do mieszkania. Na moment mignęły mu przed oczyma tępe wyrazy twarzy czterech drabów, z których każdy był dwa razy większy od niego, a w uszach zabrzmiał suchy głos ich szefa, średniego wzrostu czterdziestolatka ze sztuczną opalenizną, w garniturze, ray banach i patkiem na nadgarstku.
Michał pomyślał wtedy, że już po nim.
Spodziewał się najgorszego – solidnego wpierdolu, nawet śmierci, a zamiast tego odbył rzeczową rozmowę, po której pieniądze i towar bez przeszkód zmieniły właścicieli. Ogólne wrażenie z tej niespodziewanej wizyty byłoby całkiem pozytywne, gdyby nie rzucone na odchodnym kilka słów, w których sprzedawca krótko, aczkolwiek bardzo obrazowo, przedstawił wachlarz konsekwencji, które spotykają osoby niepotrafiące trzymać języka za zębami.
Michał odsunął na bok to wspomnienie i skupił się na mozolnym sprawdzaniu zmian, które wprowadził do oprogramowania nadawczo-odbiorczego.
Zmęczony pracowitym dniem oraz towarzyszącym mu stresem, przed północą odpłynął w sen.
***
Obudził się nad ranem.
Staruszka nadal spała, w dodatku miała gorączkę. Podniesiona temperatura oznaczała tworzenie konektomu, potem miała się unormować.
Przed południem babcia wróciła do rzeczywistości, odzyskując przytomność pierwszy raz od ponad dwudziestu godzin.
– Obudziłaś się wreszcie – powiedział Michał, siadając obok niej na łóżku, z dobrze zagranym wyrazem zatroskania na twarzy. – Już zaczynałem się martwić, chociaż lekarz zapewniał, że nie ma powodu do obaw.
– Jaki lekarz? – zapytała słabo babcia. – Co się stało?
– Jak zwykle nie pamiętasz, co? Upadłaś i uderzyłaś potylicą w szafkę, potem przyjechało pogotowie. W szpitalu cię opatrzyli, zrobili tomografię i zwolnili do domu.
– Nie pamiętam… Janek, boli mnie głowa. Zawołaj ojca.
– Lekarz ostrzegał, że możesz mieć objawy podobne do kaca, ale to przejdzie. Zjesz coś? Bo powinnaś coś zjeść.
– Powiedz ojcu, żeby kupił tabletki, jak będzie wracał z pracy.
– Jasne, babciu, powiem.
Lekki obiad staruszka zjadła z pomocą Michała, który nakarmił ją zawiesistą zupą, ugotowaną według przepisu ułożonego specjalnie dla osób po implantacji wszczepu i zawierającą wszystkie niezbędne substancje odżywcze. A chociaż miał całkiem spore doświadczenie w opiece nad pacjentami, którego nabył przy mamie i w trakcie dwuletniej pracy nad projektami ICB oraz IoB, tym razem czuł się wyjątkowo nieswojo. Trochę jak hodowca bydła, który w nadziei na dobry zarobek dba o zbilansowaną dietę swojej trzody. Babcina kobe, wagyu mać. Jeszcze brakowało, żeby jej puszczał Bacha, albo innego Mozarta, opluwał sake i masował trawą.
Po obiedzie Michał odwinął bandaż z babcinej głowy pod pretekstem zmiany opatrunku i szybkim ruchem wpiął przygotowaną wtyczkę w gniazdo złącza.
Implant niezwłocznie rozpoczął procedurę wykonawczą zerowego poziomu, blokując wytwarzanie acetylocholiny i noradrenaliny oraz zwiększając stężenie adenozyny.
Protokół poziomu zerowego usypia nosiciela. W przypadku pięciu hostów, u których uruchomiliśmy przetwarzanie danych, kiedy ci byli świadomi, zgon spowodowany rozpadem wiązań molekularnych mikrotubul pod wpływem oddziaływań elektromagnetycznych w aksonach następował w przeciągu dwóch minut, poprzedzony objawami podobnymi do napadu padaczkowego, uaktywniającymi się już w pierwszych sekundach – natychmiastowe wstrzymanie procesowania i odłączenie kabla nie hamowało śmierci neuronów.
Tak długo, jak wtyczka pozostanie na miejscu, nosiciel się nie wybudzi.
Wszystko szło dobrze. Zgodnie ze wskazówkami integracja wszczepu z oprogramowaniem zewnętrznym miała potrwać kilka godzin, po upływie których staruszkę należy wypiąć, żeby dać jej mózgowi odsapnąć.
A potem Michał będzie mógł się przekonać, jak babunia sprawdzi się w roli komputera.
***
Następne kilka godzin Michał spędził na ponownym studiowaniu skąpych informacji na temat działania WeNDigO, które można było znaleźć tylko w najciemniejszych zakątkach sieci.
Istnienie neuralnej wtyczki, wykorzystującej mózg do obliczeń było faktem powszechnie znanym, choć media nigdy specjalnie nie skupiły na nim uwagi. Ludzie wiedzieli, że coś takiego powstało i działa, ale prowadzi do nieuchronnej śmierci użytkownika, więc zostało zabronione wszystkimi możliwymi konwencjami i umowami międzynarodowymi. W zbiorowej świadomości temat był traktowany na równi z coraz bardziej buńczucznymi zapowiedziami prywatnych agencji kosmicznych o rychłej kolonizacji Marsa – ot, ciekawostka, nic więcej.
Nawet w darknecie niewiele było na ten temat, choć na kilku forach, głównie skupiających szurię spod znaku NWO, żywe były wątki, w których spekulowano nad wykorzystywaniem tej zakazanej technologii przez światowe rządy. Podobno Chińczycy posiadali całe tajne farmy, w których implantowano WeNDigO więźniom, wykorzystywano do potężnych obliczeń dla rozmaitych agencji, a po zużyciu utylizowano w masowych grobach.
Ruskie i Amerykanie ponoć mieli podobne ośrodki. Sugerowano nawet lokalizację amerykańskiej neurofarmy w Parku Narodowym White Sands w Nowym Meksyku, jako dowód podając zwiększoną liczbę zaginięć, zgłaszanych ostatnio w tym rejonie. Albo ci ludzie mieli tak bujną wyobraźnię, albo cholera ich wie i te historie zawierały jakieś ziarna prawdy.
Jednak od sensacji i teorii spiskowych Michała bardziej interesowały technikalia.
A te znalazł tylko na jednym forum, na którym użytkownik o nicku Neurocide parę miesięcy temu opublikował szereg postów, dość szczegółowo opisujących procedury zwiększające żywotność hostów, parametry techniczne samego wszczepu oraz studia kilkunastu przypadków, których był podobno świadkiem. Gość był bardzo aktywny, odpowiadał na zadawane pytania i wdawał się w dyskusje, a potem nagle zamilkł.
Po dwóch dniach zniknęło całe forum.
Michał nielicho się wtedy przestraszył, bo w sieci – a szczególnie w darknecie – takie rzeczy nie dzieją się bez przyczyny. Szybko jednak odzyskał rezon i wrócił do poszukiwań, zadowolony, że przezornie zdążył wcześniej zrzucić całą zawartość interesujących go wątków na dysk.
Niedługo później złapał trop, który doprowadził go finalnie do zakupu WenDiGO.
Trochę to wszystko trwało, wymagało zużycia mnóstwa sił i środków, ale niedogodności tłumaczył sobie tym, że tak przecież wyglądają inwestycje.
Poniesione koszty miały się zwrócić na pierwszych trzech, złapanych przez datamarket zleceniach. Nie obchodziło go, co i dla kogo będzie przetwarzał, oraz dlaczego klienci zlecali zadania przez czarny rynek – ważne żeby dobrze płacili. A na to nie można było narzekać.
Michał porzucił rozważania i uznał że oto nadeszła pora.
Średni czas pracy mózgu nosiciela przed jego śmiercią – przy stałym, ciągłym obciążeniu – to dwanaście godzin, pięć minut i dwadzieścia trzy sekundy. Rekordzista procesował stale przez nieco ponad czternaście godzin.
Jeśli jednak ograniczyć pracę do dwóch godzin w dwudziestoczterogodzinnych interwałach, wówczas sumaryczny średni czas wydłuża się znacznie, bo aż do stu czterdziestu trzech godzin i jedenastu minut. W tej kategorii rekordzistka przekroczyła barierę stu osiemdziesięciu godzin, zanim zmarła.
Babcia musiała zacząć się spłacać.
***
Jedno po drugim Michał upychał w plecaku piankowe opakowania wypełnione nadwyżkami z kuchni. Posiłki zbilansowane pod osoby z medycznymi wszczepami stymulacyjnymi sprawdzały się równie dobrze jako dieta dla nosiciela z wpiętym w mózg WeNDigO.
Opuścił budynek kliniki tylnym wyjściem, z którego miał bliżej do parkingu dla pracowników. Przy bramie odbił dyskietkę po walce z zacinającym się mechanizmem opuszczania szyby kierowcy i machnięciem ręki pozdrowił znudzonego strażnika, któremu nie chciało się nawet wyjść z budki, choć od zniknięcia pani Ireny – jednej z pensjonariuszek – ochrona miała nakaz przeszukiwać każdy wóz opuszczający teren ośrodka.
Wrócił do mieszkania, bez zwłoki wypiął babcię ze złącza i nakarmił, a potem położył do łóżka na cztery godziny, które należało jeszcze odczekać do końca dobowej przerwy między okresami pracy.
Mózg staruszki miał za sobą już szesnaście dwugodzinnych sesji, podczas których wszystko szło lepiej niż zakładał. Wydajność oscylowała na granicy dwa koma siedem petaFLOPSa, czyli poniżej opisywanej przez – najpewniej świętej już pamięci – Chińczyka, ale mniejszej wydajności się Michał akurat spodziewał, biorąc pod uwagę stan hosta. Tym, co wyglądało zdecydowanie lepiej, był wskaźnik neurodegeneracji mózgu.
Po trzydziestu dwóch godzinach pracy modele prognozowały zmiany obejmujące niemal jedną czwartą struktury gleju, a u babci ledwo dobiło do ośmiu procent. Wybór nosiciela neurowszczepu był ściśle związany z hipotezą Michała i założeniem o zmniejszeniu degeneracji, ale tak niski poziom przerósł jego najśmielsze oczekiwania.
Mechanizm prowadzący do śmierci hosta, którego świadomość została uśpiona, jest zupełnie inny niż w przypadku przytomnego nosiciela.
Sen i działania organizmu z nim związane powodują konsolidację procesów pamięciowych. W związku z tą funkcją, dane przepuszczane przez mózg nosiciela WeNDigO zostają w hipokampie częściowo zakodowane, a następnie przeniesione do ośrodków korowych płata czołowego oraz skroniowego i utrwalone w pamięci długotrwałej. Ten efekt uboczny powoduje powolne przeciążanie pamięci, co z kolei wpływa w tamtym obszarze na astrocyty, otaczające synapsy aksonów komórek nerwowych.
Astrocyty nabierają reaktywności, tracą funkcje neuroprotekcyjne i przestają czyścić przestrzenie międzykomórkowe z nadmiaru kwasu glutaminowego, co prowadzi do ekscytotoksyczności. Poziomu degeneracji gleju, który indukuje lawinowe wymieranie neuronów zakończone nagłym zgonem nosiciela nie da się precyzyjnie ustalić, ale szacuje się, że zmiany muszą wystąpić w całej, lub niemal całej strukturze.
Dzisiaj babcia zaczynała czwarte zlecenie. Pierwsze, które przyniesie czysty zysk.
Za zarobioną na nim kasę Michał postanowił kupić nowy samochód, bo dość miał już starego trupa, którym jeździł. A potem…
Co potem, to się zobaczy, kiedy staruszce siądzie system.
***
Babunia pobiła rekord, o którym pisał Neurocide – miała za sobą już dwieście trzydzieści godzin pracy ze wszczepem.
Przez cztery miesiące jej mózg przetworzył dane z dziewiętnastu zleceń, ale wszystko wskazywało na to, że dwudzieste, które dzisiaj Michał miał zacząć przez nią przepuszczać, będzie ostatnim.
O ile w ogóle uda się je dokończyć – diagnostyka WeNDigO informowała o krytycznym stanie gleju.
W dodatku przedwczoraj wystąpiły pierwsze symptomy zewnętrzne.
Jeśli im pozwolić, nosiciele wszczepu wybudzają się podczas przerw w sesjach, jednak są zdezorientowani, cierpią z powodu silnych bólów głowy i ze względu na niezdolność do samodzielnego wykonywania najprostszych nawet czynności wymagają stałej opieki personelu medycznego. Im więcej godzin procesowania host ma za sobą, tym mniej świadomy pozostaje, gdy WeNDigO przechodzi w stan spoczynku.
W wielu przypadkach, na krótko przed zapaścią i śmiercią, wybudzeni nosiciele bezustannie mamrotali niezrozumiałe słowa.
Michał wysiadł z windy na czwartym piętrze, w rękach taszcząc zakupy. Od trzech dni bumelował na lewym zwolnieniu lekarskim, żeby móc doglądać staruszki.
W sumie to świstek od lekarza załatwił sobie zupełnie niepotrzebnie, bo do kliniki i tak nie miał zamiaru już wracać – posada opiekuna spełniła przewidzianą w planie funkcję, dając mu dostęp do zasobów i to by było na tyle. Poza tym zarobił dość pieniędzy, żeby zafundować sobie odrobinę zasłużonego urlopu, a potem zacząć rozkręcać legalny biznes, oparty na sprzedaży, wynajmie oraz serwisie neuroimplantów – i medycznych, i takich do użytku komercyjnego.
Wszedł do przedpokoju, łokciem kliknął włącznik światła, drzwi zamknął kopniakiem. Przekroczył próg niewielkiego salonu i zamarł.
Na kanapie siedział facet, który sprzedał mu WeNDigO. Za jego plecami stała trójka goryli, czwarty właśnie wchodził do mieszkania, odcinając Michałowi jedyną, ewentualną drogę ucieczki.
– Połóż zakupy, młody, i podejdź. Musimy pogadać.
– Ale… O co chodzi? Przecież zapłaciłem, a język trzymałem za zębami. Myślałem, że to wystarczy, żebyśmy się już więcej nie spotkali.
– To źle myślałeś – odparł kpiąco mężczyzna i wskazał Michałowi fotel naprzeciw kanapy, po drugiej stronie stolika. – Siadaj.
Michał posłusznie odłożył zakupy i usiadł.
– Wiesz, jak bardzo trefny jest towar, który ci sprzedałem? – zaczął intruz. – Tak trefny, że w całej zasranej Europie jest tylko pięć takich wszczepów. Z czego dwa w Polsce. A ja jestem właścicielem obydwu. To drogi i rzadki sprzęt, a takich nie wolno tracić z oczu, więc moi ludzie obserwowali cię cały czas, stary. Wiemy o tobie wszystko. Dosłownie. Nawet to, ile razy w tygodniu trzepiesz gruchę. – Mężczyzna urwał i skinął na jednego z drabów, który podszedł i postawił na stole neseser. – Może ja się nie znam na tych całych neurobzdetach, ale wiem jak można na nich zarobić, rozumiesz? W dodatku potrafię czytać, a liczenie też idzie mi całkiem nieźle. I z tych wyliczeń wynika, że babunia, której załatwiłeś podpięcie mojej chińszczyzny, już miesiąc temu powinna się skończyć. No więc wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy wchodzimy tu z chłopakami, a starowinka nadal dycha, podpięta do komputera, gotowa do pracy.
– Mogę wam ją oddać. Znaczy implant mogę oddać, tylko musicie mi dać trochę czasu – wypalił Michał, na moment przezwyciężając strach przed tym dziwnym człowiekiem.
– Nieee, chłopcze, ja nie chcę implantu z powrotem.
– Jak nie, to po co ta wizyta?
– Do tego zaraz dojdziemy, ale najpierw coś ci opowiem. – Mężczyzna wyciągnął z kieszeni marynarki czarną papierośnicę i odpalił wyjętą z niej cygaretkę. – Najgłupszy koleś, który kupił ode mnie implant, wpiął go w swój durny łeb, bo chyba myślał, że zdobędzie dzięki temu jakieś supermoce. W poniedziałek wmontował wszczepkę, we wtorek chłopaki musieli u niego posprzątać i odzyskać sprzęt. Strata czasu. Na szczęście niewielka. Ale zdarzały się większe, bo było jeszcze kilku, mniej lub bardziej głupich nabywców, ale tylko ty… Jesteś jedynym, który podszedł do tematu profesjonalnie, mając konkretny plan i wiedzę. Chapeau bas, brawa, mazel tov!
Właśnie na kogoś takiego jak ty czekałem. Chociaż przyznam, że miałem moment zwątpienia, kiedy mój informatyk odkrył, że grzebałeś w zewnętrznym oprogramowaniu implantu. Już wysyłałem do ciebie wycieczkę, ale intuicja podpowiedziała mi, żeby dać ci szansę i obserwować jak sytuacja się rozwinie. Intuicja nigdy mnie nie zawiodła. A ty dzięki niej żyjesz, rozumiesz?
Michał pokiwał głową i przełknął ślinę tak głośno, że usłyszeli to chyba wszyscy w pokoju, a może nawet osiłek pilnujący drzwi.
– No. – Kłąb wypuszczonego nosem dymu powoli rozwiewał się w powietrzu. – Więc moja propozycja, bez zbędnego pierdolenia, jest następująca: robisz to, co robiłeś do tej pory, ogarniasz zlecenia, przepuszczasz dane przez mózgi nosicieli i zarabiasz dla nas pieniądze. Zyskami dzielimy się w stosunku osiemdziesiąt do dwudziestu. Nie jesteś głupi, więc wydaje mi się, że wiesz, na czyją korzyść. Ale ostatecznie ty zarabiasz i ja zarabiam. Do tego zapewniam ci dodatkowe profity: ochronę, weryfikację zleceń i dostęp do informacji, do których sam byś się nigdy nie dokopał. Ponadto dyskretnego chirurga, potrzebnego przy odzysku i wymianie sprzętu – te koszty biorę na siebie – oraz najważniejszą rzecz, czyli…
– Życie – odpowiedział Michał cicho.
– Mówiłem, że nie jest głupi, nie? – Mężczyzna powiódł wzrokiem po gorylach, wstał i poklepał stojący przed Michałem neseser. – W środku jest drugi implant. Będziesz mógł połączyć dwa muły. To jak, piszesz się na współpracę?
– A mam inną opcję?
– Masz. Jest w lesie za miastem.
– Nigdy nie ciągnęło mnie do lasu.
Szeroki, perłowo biały uśmiech wykwitł na twarzy mężczyzny, upodabniając go do Kota z Cheshire. A może raczej, z racji ciemnych okularów i opalenizny, do złego brata bliźniaka Steviego Wondera.
– Skoro wszystko załatwione i mamy deal, to powiedz mi jeszcze, w ramach ciekawostki, ale tak, żebym zrozumiał: jak udało ci się wykrzesać z tego próchna ponad dwieście godzin pracy, co?
– Alzheimer – odparł Michał krótko.
– Co, kurwa, Alzheimer?
– W chorobie Alzheimera następuje atrofia hipokampu. – Michał odchrząknął i językiem zwilżył spierzchnięte usta. – Mózg babci jest na etapie średniozaawansowanego otępienia, więc słabo koduje wspomnienia z powodu zanikania tej struktury. U zdrowych hostów pamięć jest zapychana przepuszczanymi przez mózg danymi, których część hipokamp utrwala. U niej to przebiega wolniej. Degeneracja z powodu choroby ma też wpływ na moc obliczeniową, która jest mniejsza, ale wydłużony czas pracy przed wystąpieniem zapaści rekompensuje to z nawiązką.
– Aha, aha. – Zmiażdżony na stole niedopałek dymił jeszcze przez chwilę, zostawiając na blacie ciemny ślad. – Chyba kumam. Kurwa, Alzheimer… Twoja matka chorowała na Alzheimera, prawda?
– Tak.
– Miała implant medyczny. – Mężczyzna bardziej stwierdził niż zapytał. – Ja pierdolę, twoja stara to miała, a ty… Zero empatii, to robi wrażenie. Intuicja, mówię ci. Jesteś, gościu, moim strzałem w dziesiątkę.
***
Kongo, najbardziej zaufany z drabów Witolda, położył babcię numer dwa na przygotowanym dla niej fotelu i odstąpił, robiąc Michałowi miejsce, żeby ten mógł podpiąć wtyczkę do złącza.
– Możesz już iść – polecił osiłkowi Michał, usiadł przed ekranami i westchnął ciężko.
Bagno, w które się władował było głębokie i z każdym dniem wciągało go coraz mocniej. Jeszcze trzy lata temu jego przyszłość wydawała się świetlana, konkretna, pełna perspektyw. Kiedy to wszystko się tak popieprzyło?
Od choroby mamy, czy od decyzji o zmianie kierunku studiów, którą podjął, żeby jej pomóc?
Zero empatii, miesiąc temu powiedział Witold. A chwilę wcześniej zapewnił, że wie o nim wszystko.
Dureń gówno wiedział i jeszcze mniej rozumiał.
Śmierć matki, kiedy był na czwartym roku, choć spodziewana, i tak rozbiła Michałowi jego poukładany świat na kawałki. Wycofał się wtedy, zaczął stronić od ludzi. Potem skreślili go z listy studentów. Zaprosili na rozmowę i z nieszczerym współczuciem kazali odpocząć, a kiedy już się pozbiera – wrócić.
Ale Michał nie miał zamiaru wracać. Nie do tych zakłamanych zasrańców, którzy w najczarniejszej godzinie jego życia wbili mu nóż w plecy i zostawili samego sobie, bo rzekomo tak miało być dla niego najlepiej.
Świetlaną przyszłość szlag trafił, jednak zdobyta wiedza została.
Zaczął więc łapać w darknecie fuchy, żeby mieć za co żyć.
To chyba właśnie wtedy zanurzył się w bagnie po raz pierwszy – dobrowolnie i bez niczyjej pomocy.
Zaś kiedy możliwość kupna WeNDigO stała się realna, w jego głowie zrodził się plan. Genialny plan, który nie wypalił, przez co teraz Michał był zmuszony amputować resztki człowieczeństwa, pozostałe w nim po śmierci matki.
Ekran leżącego na biurku telefonu rozbłysnął błękitem. Natrętne buczenie wyciszonego aparatu trwało przez dłuższą chwilę, zanim Michał odebrał.
– Słucham.
– Więc słuchaj, Michaś, a w zasadzie najpierw powiedz, czy podłączyłeś już tego dziadygę, co ci go Kongo z chłopakami dzisiaj dostarczyli? – zapytał Witold.
– Nie. Leży na kanapie – odpowiedział Michał wypranym z emocji głosem. – Trzeba odczekać, aż wszczep zakończy tworzyć konektom, a potem…
– Super! – wszedł mu w słowo jego nowy szef. – To go nie podłączaj na razie, bo mam dwie wiadomości: dobrą i lepszą. Która najpierw?
– Ty wybierz.
– Ok, to dobra jest taka, że właśnie kupiłem dom na przedmieściach, do którego się przeprowadzasz.
– Czemu? – zdenerwował się Michał. – Po co, kurwa, skoro tutaj mam wszystko?!
– Bo będziemy potrzebowali więcej miejsca, co jest ściśle związane z lepszą wiadomością. Jak się nic nie sypnie, to do końca tygodnia będziesz mieć do dyspozycji jeszcze dwa wszczepy! Więcej pamięci operacyjnej, większe zlecenia, konkretniejszy pieniądz. Stworzymy pierwszą w Europie farmę, człowieku! Zajebiście, co?
– Witold, ale to oznacza, że będziemy potrzebować więcej hostów. – Michał nie podzielał radości szefa, która niemal wylewała się z głośnika komórki.
– Ten problem zostaw mnie i chłopakom. Na twojej głowie leży ogarnięcie wszystkiego tak, żeby działało i robiło dla nas kasę. Kongo już do ciebie wraca, więc pakuj manele i cześć!
– Czekaj, chcę o coś zapytać!
– No to pytaj, bo nie mam czasu.
– Powiedz mi… Co zrobiliście z ciałem pani Ireny?
– Żadnej, kurwa, pani Ireny, Michaś! – wydarł się do słuchawki Witek. – Babci numer jeden, rozumiesz?! Jak zaczniesz o nich myśleć jak o ludziach, to po tobie. A jesteś dla mnie zbyt cenny, żebym ci na to pozwolił.
Czemu zdecydowałem się odejść? Nie przeszkadzało mi, że używamy na farmie przestępców. Ci ludzie nie przedstawiali sobą żadnej wartości dla społeczeństwa, a w ten sposób ich żałosna egzystencja nabierała sensu. Na krótki czas, ale to i tak o wiele więcej, niż byli w stanie dać sami od siebie.
Odszedłem, kiedy w jednym z transportów dostarczono na farmę grupkę, w skład której wchodziło kilkunastu dzieciaków. Najmłodszy nie mógł mieć więcej niż czternaście lat. To nie byli więźniowie, tylko ludzie wyłapani przez wojsko na ulicach – bezdomni, włóczędzy, pechowcy, którzy przypadkowo się nawinęli. Farma musiała działać, zwiększać wydajność, a nosiciele wszczepu zużywali się w zastraszająco szybkim tempie.
To nie było fair, bo życie tych dzieci jeszcze mogło nabrać wartości. Mogło nabrać sensu – innego niż ten jedyny, który mieliśmy narzucić im na farmie.
Nie na to się pisałem.
– Dobra, nie denerwuj się, przepraszam za pytanie…
– Nie denerwuj się, kurwa… Widzimy się jutro w twojej nowej hacjendzie, a sprawa babci numero uno jest zamknięta. Na razie.
Sygnał zakończonego połączenia jeszcze chwilę brzmiał w uchu Michała, tępo wpatrującego się w wykresy diagnostyczne wszczepu, który tkwił wpięty w mózg babci numer dwa.
Telefon piknął krótko. Michał spojrzał na ekran i otworzył wiadomość tekstową, która właśnie nadeszła.
Od: Witold
Babcia No. 1 Alz + F4 :D
Alz, czaisz, stary? XD