- Opowiadanie: Outta Sewer - Zasób ludzki

Zasób ludzki

Z góry przepraszam za biotechnobełkot i uproszczenia skomplikowanych mechanizmów biologicznych na potrzeby tego opowiadania. Jeśli ktoś poczuje się powyższymi urażony, proszę mieć na uwadze, że to fantastyka.

Dziękuję.

 

Podziękowania dla Realuca i Silver_Adventa za betę – gracias, panowie :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Zasób ludzki

Michał siedział jak na szpilkach.

Od trzech godzin nie ruszył się z tego niepokojąco sztucznego salonu, sterylnie czystego, urządzonego według najnowszych trendów dekoratorskich, nieznośnie idealnego. Nie pasował do tego miejsca, był jak ślad po kubku z kawą odbity na okładce magazynu o nowoczesnym dizajnie. Nie tak sobie wyobrażał poczekalnię u szemranego doktorka, który za grubą kasę pakuje ludziom do głów nierejestrowane złącza neuralne.

 

Na farmie, gdzie pracowałem i brałem udział w eksperymentach, średnia moc obliczeniowa pojedynczego hosta procesującego dane to około trzy koma jeden petaFLOPSa. Kiedy jednak połączy się kilku nosicieli wszczepu w klaster, z nieznanych dotąd przyczyn, nad którymi prowadzone są obecnie badania, moc obliczeniowa takiego tworu znacznie wzrasta, stając się sumą mocy wszystkich hostów, plus około szesnastu procent tej sumy. Kiedy odchodziłem, jednocześnie dane przetwarzało czterystu siedemnastu nosicieli wszczepu, co dawało moc obliczeniową około jeden koma pięć eksaFLOPSów. I to przy imponująco niskim zużyciu energii, rzędu osiem koma czterdzieści kiloWat na sekundę.

 

– Może jeszcze coś do picia?

Melodyjny głos podziałał na Michała jak wystrzał armatni. O mało co nie podskoczył, odwracając się w stronę wysokiej blondynki, która w garsonce, z fryzurą żywcem wyjętą z filmów z lat siedemdziesiątych, wmaszerowała do pomieszczenia. Doktorek miał nawet asystentkę, pieprzoną rejestratorkę medyczną do spraw nielegalnych i moralnie wątpliwych. 

Kobieta była w typie miss Moneypenny z uwielbianych przez jego matkę filmów o Jamesie Bondzie, które oglądali razem, zanim wyjechał na studia. Od “Doktora No”, po “Śmierć nadejdzie jutro” i znów od początku, bo mama nie chciała uznać kolejnych części, twierdząc, że scenarzyści i Daniel Craig zabili wszystko, co było w tej serii magiczne. Weekendowe wieczory z agentem jej królewskiej mości były ich rytuałem, który najprawdopodobniej był odpowiedzialny za to, że w ostatnim stadium choroby mama lepiej pamiętała fabuły poszczególnych filmów, niż wydarzenia ze swojej przeszłości.

– Nie, dzięki. To już chyba nie potrwa długo, co? – zapytał Michał i chrząknął, chcąc przezwyciężyć suchość w gardle i narzucające się w nieodpowiednim momencie bolesne wspomnienia.

– Doktor już skończył i zaraz do pana przyjdzie.

Dziewczyna wygięła usta w wystudiowanym uśmiechu hostessy, zabrała pustą szklankę sprzed nosa Michała i zniknęła w korytarzu.

Po kolejnych piętnastu minutach, w czasie których Michał zaczął żałować, że jednak nie poprosił o coś do picia, wreszcie przyszedł doktor.

– Wszystko w porządku – zaczął lekarz bez zbędnych uprzejmości. – Zaraz będziesz mógł odebrać babcię, tylko najpierw ureguluj należność u pani Wioli.

– Jasne. Dziękuję, że pan się zgodził. Jeśli jeszcze kiedyś będę musiał skorzystać…

– To wtedy znajdziesz kogoś innego – wszedł obcesowo Michałowi w słowo doktor. – Mówię poważnie. Płać, bierz staruszkę i się nie znamy. Usuń mój numer, wyczyść pamięć telefonu.

– Dobra – bąknął Michał niepewnie. – A skąd ta nagła zmiana tonu? Przedtem był pan bardziej przyjacielski.

– Sprzedałeś mi bajkę o śpiączce, wadliwym implancie stymulacji neuralnej i kupionym na czarnym rynku zamienniku, ale twoja babcia – o ile to rzeczywiście twoja babcia – nie jest w żadnej śpiączce. Nie wiem czym ją nafaszerowałeś, ale było tego za mało i zaczęła odzyskiwać przytomność podczas zabiegu. Zrobiłem co do mnie należało, a teraz płać i znikaj. I zapomnij o mnie, bo ja o tobie zaraz już nie będę pamiętał, jasne?

– Tak, jasne.

 

***

 

– Jebany ciul – wysyczał Michał, zaciskając dłonie na kierownicy.

Zerknął we wsteczne lusterko, skierowane na tylną kanapę i leżącą na niej babcię. Staruszka głowę miała owiniętą bandażami, oczy zamknięte i ogólnie prezentowała się dość żałośnie, z ciągnącymi się od kącika ust kroplami śliny, skapującymi na czarną, wytartą tapicerkę.

Stary ford z dwójką pasażerów sunął pustą dwupasmówką, nie przekraczając dozwolonej prędkości i przykładnie sygnalizując zmianę pasa ruchu kierunkowskazami. Tak boleśnie przepisowo Michał nigdy wcześniej go nie prowadził. Po pierwsze, żeby babci nic złego się nie stało w transporcie, bo sporo go kosztowała. A po drugie, choć chyba jednak bardziej po pierwsze właśnie, zatrzymanie przez patrol policji skończyłoby się katastrofą.

Nie wytłumaczyłby się, nie było szans.

Ford zjechał z przelotówki na obwodnicę, minął znak przedstawiający szereg domów na białym tle, zwolnił do pięćdziesięciu na godzinę i potoczył się w kierunku mrocznej, nakrapianej światłami plamy blokowiska.

Zasraniec, doktorek, chyba się jednak nie zorientował, co tak naprawdę włożył starowince do głowy, pomyślał Michał z ulgą. W sumie to nie powinien się dziwić i niepotrzebnie stresować – przecież na inżynierii biomedycznej miał do czynienia z wieloma rodzajami wszczepów, a ten do złudzenia przypominał najnowszy, wyposażony w ponad dwieście nanonici synaptycznych Neuroplug StimMed Mk. 6, służący stymulacji neuronów u osób w śpiączce. Tylko, że w rzeczywistości był czymś o wiele lepszym.

 

Wetware NeuroDigital Output, w skrócie WeNDigO, pozwala na wykorzystanie mocy obliczeniowej ludzkiego mózgu do przetwarzania paczek informacji dostarczanych przez złącze i odbieranych tą samą drogą.

Najpierw implant tworzy konektom, wysyłając w głąb układu nerwowego impulsy poprzez nanonici zakotwiczone na synapsach dendrytów. Po pierwszym wpięciu złącza zewnętrznego i zalogowaniu, przenosi zebrane informacje do programu diagnostycznego, co pozwala na monitorowanie ścieżek przepływu w późniejszym okresie właściwej pracy, a także na szacowanie na bieżąco pozostałego czasu do całkowitej i nieuchronnej neurodegeneracji struktur glejowych, związanej z przetwarzaniem dużych ilości danych.

 

Cholerstwo było tak nielegalne, że lepiej niż z tym byłoby zostać złapanym nad trupami zakonnic – z karabinem w ręce, teczką zawierającą plany budynku sejmu, żołądkiem wypełnionym zapakowanym w kondomy kilogramem heroiny i fiutem w tyłku ministranta.

Żeby go kupić, Michał musiał sprzedać rodzinny dom, który i tak stał pusty od czasu, kiedy trzy lata temu załatwił rodzicielce miejsce w projekcie implantacji wszczepów rehabilitacyjnych, rozpoczętym przez jego uczelnię.

 Za nieruchomość dostał niezłą sumkę, jednak wciąż niewystarczającą, więc resztę brakujących środków uzyskał dobierając hipotekę na własnościowe mieszkanie w bloku, pod który właśnie podjechał.

Zaparkował przed samą klatką, wpychając się pomiędzy passata sąsiada i zmarniały krzak laurowiśni. Z bagażnika wyciągnął wózek inwalidzki, posadził na nim nieprzytomną babcię i popchnął ją w stronę wejścia.

W mieszkaniu przeniósł staruszkę do łóżka, otworzył piwo i usiadł przed komputerem. Odpalił program dostarczony razem z neurowszczepem. Musiał wprowadzić do niego kilka niewielkich modyfikacji i miał nadzieję, że integracja i kooperacja systemów heterogenicznych, na której spędził dwa lata pilnej nauki zanim zmienił kierunek studiów, wystarczą do zrobienia tego prawidłowo. Bo jeśli nie, to całe przedsięwzięcie trafi szlag, a na nowy egzemplarz WeNDigO nie było go stać. Poza tym nie miał najmniejszej ochoty po raz drugi spotykać się z ludźmi, od których go nabył.

Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, kiedy przypomniał sobie okoliczności, w jakich dokonał zakupu. Przez darknet umówił się za miastem, w bezpiecznym miejscu na stacji benzynowej, a sprzedawca, na trzy godziny przed ustaloną godziną, wraz ze swoją świtą wparował Michałowi do mieszkania. Na moment mignęły mu przed oczyma tępe wyrazy twarzy czterech drabów, z których każdy był dwa razy większy od niego, a w uszach zabrzmiał suchy głos ich szefa, średniego wzrostu czterdziestolatka ze sztuczną opalenizną, w garniturze, ray banach i patkiem na nadgarstku.

Michał pomyślał wtedy, że już po nim.

Spodziewał się najgorszego – solidnego wpierdolu, nawet śmierci, a zamiast tego odbył rzeczową rozmowę, po której pieniądze i towar bez przeszkód zmieniły właścicieli. Ogólne wrażenie z tej niespodziewanej wizyty byłoby całkiem pozytywne, gdyby nie rzucone na odchodnym kilka słów, w których sprzedawca krótko, aczkolwiek bardzo obrazowo, przedstawił wachlarz konsekwencji, które spotykają osoby niepotrafiące trzymać języka za zębami.

Michał odsunął na bok to wspomnienie i skupił się na mozolnym sprawdzaniu zmian, które wprowadził do oprogramowania nadawczo-odbiorczego.

Zmęczony pracowitym dniem oraz towarzyszącym mu stresem, przed północą odpłynął w sen.

 

***

 

Obudził się nad ranem.

Staruszka nadal spała, w dodatku miała gorączkę. Podniesiona temperatura oznaczała tworzenie konektomu, potem miała się unormować.

Przed południem babcia wróciła do rzeczywistości, odzyskując przytomność pierwszy raz od ponad dwudziestu godzin.

– Obudziłaś się wreszcie – powiedział Michał, siadając obok niej na łóżku, z dobrze zagranym wyrazem zatroskania na twarzy. – Już zaczynałem się martwić, chociaż lekarz zapewniał, że nie ma powodu do obaw.

– Jaki lekarz? – zapytała słabo babcia. – Co się stało?

– Jak zwykle nie pamiętasz, co? Upadłaś i uderzyłaś potylicą w szafkę, potem przyjechało pogotowie. W szpitalu cię opatrzyli, zrobili tomografię i zwolnili do domu.

– Nie pamiętam… Janek, boli mnie głowa. Zawołaj ojca.

– Lekarz ostrzegał, że możesz mieć objawy podobne do kaca, ale to przejdzie. Zjesz coś? Bo powinnaś coś zjeść.

– Powiedz ojcu, żeby kupił tabletki, jak będzie wracał z pracy.

– Jasne, babciu, powiem.

Lekki obiad staruszka zjadła z pomocą Michała, który nakarmił ją zawiesistą zupą, ugotowaną według przepisu ułożonego specjalnie dla osób po implantacji wszczepu i zawierającą wszystkie niezbędne substancje odżywcze. A chociaż miał całkiem spore doświadczenie w opiece nad pacjentami, którego nabył przy mamie i w trakcie dwuletniej pracy nad projektami ICB oraz IoB, tym razem czuł się wyjątkowo nieswojo. Trochę jak hodowca bydła, który w nadziei na dobry zarobek dba o zbilansowaną dietę swojej trzody. Babcina kobe, wagyu mać. Jeszcze brakowało, żeby jej puszczał Bacha, albo innego Mozarta, opluwał sake i masował trawą.

Po obiedzie Michał odwinął bandaż z babcinej głowy pod pretekstem zmiany opatrunku i szybkim ruchem wpiął przygotowaną wtyczkę w gniazdo złącza.

Implant niezwłocznie rozpoczął procedurę wykonawczą zerowego poziomu, blokując wytwarzanie acetylocholiny i noradrenaliny oraz zwiększając stężenie adenozyny.

 

Protokół poziomu zerowego usypia nosiciela. W przypadku pięciu hostów, u których uruchomiliśmy przetwarzanie danych, kiedy ci byli świadomi, zgon spowodowany rozpadem wiązań molekularnych mikrotubul pod wpływem oddziaływań elektromagnetycznych w aksonach następował w przeciągu dwóch minut, poprzedzony objawami podobnymi do napadu padaczkowego, uaktywniającymi się już w pierwszych sekundach – natychmiastowe wstrzymanie procesowania i odłączenie kabla nie hamowało śmierci neuronów.

 

Tak długo, jak wtyczka pozostanie na miejscu, nosiciel się nie wybudzi.

Wszystko szło dobrze. Zgodnie ze wskazówkami integracja wszczepu z oprogramowaniem zewnętrznym miała potrwać kilka godzin, po upływie których staruszkę należy wypiąć, żeby dać jej mózgowi odsapnąć.

A potem Michał będzie mógł się przekonać, jak babunia sprawdzi się w roli komputera.

 

***

 

Następne kilka godzin Michał spędził na ponownym studiowaniu skąpych informacji na temat działania WeNDigO, które można było znaleźć tylko w najciemniejszych zakątkach sieci.

Istnienie neuralnej wtyczki, wykorzystującej mózg do obliczeń było faktem powszechnie znanym, choć media nigdy specjalnie nie skupiły na nim uwagi. Ludzie wiedzieli, że coś takiego powstało i działa, ale prowadzi do nieuchronnej śmierci użytkownika, więc zostało zabronione wszystkimi możliwymi konwencjami i umowami międzynarodowymi. W zbiorowej świadomości temat był traktowany na równi z coraz bardziej buńczucznymi zapowiedziami prywatnych agencji kosmicznych o rychłej kolonizacji Marsa – ot, ciekawostka, nic więcej.

Nawet w darknecie niewiele było na ten temat, choć na kilku forach, głównie skupiających szurię spod znaku NWO, żywe były wątki, w których spekulowano nad wykorzystywaniem tej zakazanej technologii przez światowe rządy. Podobno Chińczycy posiadali całe tajne farmy, w których implantowano WeNDigO więźniom, wykorzystywano do potężnych obliczeń dla rozmaitych agencji, a po zużyciu utylizowano w masowych grobach.

Ruskie i Amerykanie ponoć mieli podobne ośrodki. Sugerowano nawet lokalizację amerykańskiej neurofarmy w Parku Narodowym White Sands w Nowym Meksyku, jako dowód podając zwiększoną liczbę zaginięć, zgłaszanych ostatnio w tym rejonie. Albo ci ludzie mieli tak bujną wyobraźnię, albo cholera ich wie i te historie zawierały jakieś ziarna prawdy.

Jednak od sensacji i teorii spiskowych Michała bardziej interesowały technikalia.

A te znalazł tylko na jednym forum, na którym użytkownik o nicku Neurocide parę miesięcy temu opublikował szereg postów, dość szczegółowo opisujących procedury zwiększające żywotność hostów, parametry techniczne samego wszczepu oraz studia kilkunastu przypadków, których był podobno świadkiem. Gość był bardzo aktywny, odpowiadał na zadawane pytania i wdawał się w dyskusje, a potem nagle zamilkł.

Po dwóch dniach zniknęło całe forum.

Michał nielicho się wtedy przestraszył, bo w sieci – a szczególnie w darknecie – takie rzeczy nie dzieją się bez przyczyny. Szybko jednak odzyskał rezon i wrócił do poszukiwań, zadowolony, że przezornie zdążył wcześniej zrzucić całą zawartość interesujących go wątków na dysk.

Niedługo później złapał trop, który doprowadził go finalnie do zakupu WenDiGO.

Trochę to wszystko trwało, wymagało zużycia mnóstwa sił i środków, ale niedogodności tłumaczył sobie tym, że tak przecież wyglądają inwestycje.

Poniesione koszty miały się zwrócić na pierwszych trzech, złapanych przez datamarket zleceniach. Nie obchodziło go, co i dla kogo będzie przetwarzał, oraz dlaczego klienci zlecali zadania przez czarny rynek – ważne żeby dobrze płacili. A na to nie można było narzekać.

Michał porzucił rozważania i uznał że oto nadeszła pora.

 

Średni czas pracy mózgu nosiciela przed jego śmiercią – przy stałym, ciągłym obciążeniu – to dwanaście godzin, pięć minut i dwadzieścia trzy sekundy. Rekordzista procesował stale przez nieco ponad czternaście godzin.

Jeśli jednak ograniczyć pracę do dwóch godzin w dwudziestoczterogodzinnych interwałach, wówczas sumaryczny średni czas wydłuża się znacznie, bo aż do stu czterdziestu trzech godzin i jedenastu minut. W tej kategorii rekordzistka przekroczyła barierę stu osiemdziesięciu godzin, zanim zmarła.

 

Babcia musiała zacząć się spłacać.

 

***

 

Jedno po drugim Michał upychał w plecaku piankowe opakowania wypełnione nadwyżkami z kuchni. Posiłki zbilansowane pod osoby z medycznymi wszczepami stymulacyjnymi sprawdzały się równie dobrze jako dieta dla nosiciela z wpiętym w mózg WeNDigO.

Opuścił budynek kliniki tylnym wyjściem, z którego miał bliżej do parkingu dla pracowników. Przy bramie odbił dyskietkę po walce z zacinającym się mechanizmem opuszczania szyby kierowcy i machnięciem ręki pozdrowił znudzonego strażnika, któremu nie chciało się nawet wyjść z budki, choć od zniknięcia pani Ireny – jednej z pensjonariuszek – ochrona miała nakaz przeszukiwać każdy wóz opuszczający teren ośrodka.

Wrócił do mieszkania, bez zwłoki wypiął babcię ze złącza i nakarmił, a potem położył do łóżka na cztery godziny, które należało jeszcze odczekać do końca dobowej przerwy między okresami pracy.

Mózg staruszki miał za sobą już szesnaście dwugodzinnych sesji, podczas których wszystko szło lepiej niż zakładał. Wydajność oscylowała na granicy dwa koma siedem petaFLOPSa, czyli poniżej opisywanej przez – najpewniej świętej już pamięci – Chińczyka, ale mniejszej wydajności się Michał akurat spodziewał, biorąc pod uwagę stan hosta. Tym, co wyglądało zdecydowanie lepiej, był wskaźnik neurodegeneracji mózgu.

Po trzydziestu dwóch godzinach pracy modele prognozowały zmiany obejmujące niemal jedną czwartą struktury gleju, a u babci ledwo dobiło do ośmiu procent. Wybór nosiciela neurowszczepu był ściśle związany z hipotezą Michała i założeniem o zmniejszeniu degeneracji, ale tak niski poziom przerósł jego najśmielsze oczekiwania.

 

Mechanizm prowadzący do śmierci hosta, którego świadomość została uśpiona, jest zupełnie inny niż w przypadku przytomnego nosiciela.

Sen i działania organizmu z nim związane powodują konsolidację procesów pamięciowych. W związku z tą funkcją, dane przepuszczane przez mózg nosiciela WeNDigO zostają w hipokampie częściowo zakodowane, a następnie przeniesione do ośrodków korowych płata czołowego oraz skroniowego i utrwalone w pamięci długotrwałej. Ten efekt uboczny powoduje powolne przeciążanie pamięci, co z kolei wpływa w tamtym obszarze na astrocyty, otaczające synapsy aksonów komórek nerwowych.

Astrocyty nabierają reaktywności, tracą funkcje neuroprotekcyjne i przestają czyścić przestrzenie międzykomórkowe z nadmiaru kwasu glutaminowego, co prowadzi do ekscytotoksyczności. Poziomu degeneracji gleju, który indukuje lawinowe wymieranie neuronów zakończone nagłym zgonem nosiciela nie da się precyzyjnie ustalić, ale szacuje się, że zmiany muszą wystąpić w całej, lub niemal całej strukturze.

 

Dzisiaj babcia zaczynała czwarte zlecenie. Pierwsze, które przyniesie czysty zysk.

Za zarobioną na nim kasę Michał postanowił kupić nowy samochód, bo dość miał już starego trupa, którym jeździł. A potem…

Co potem, to się zobaczy, kiedy staruszce siądzie system.

 

***

 

Babunia pobiła rekord, o którym pisał Neurocide – miała za sobą już dwieście trzydzieści godzin pracy ze wszczepem.

Przez cztery miesiące jej mózg przetworzył dane z dziewiętnastu zleceń, ale wszystko wskazywało na to, że dwudzieste, które dzisiaj Michał miał zacząć przez nią przepuszczać, będzie ostatnim.

O ile w ogóle uda się je dokończyć – diagnostyka WeNDigO informowała o krytycznym stanie gleju.

W dodatku przedwczoraj wystąpiły pierwsze symptomy zewnętrzne.

 

Jeśli im pozwolić, nosiciele wszczepu wybudzają się podczas przerw w sesjach, jednak są zdezorientowani, cierpią z powodu silnych bólów głowy i ze względu na niezdolność do samodzielnego wykonywania najprostszych nawet czynności wymagają stałej opieki personelu medycznego. Im więcej godzin procesowania host ma za sobą, tym mniej świadomy pozostaje, gdy WeNDigO przechodzi w stan spoczynku.

W wielu przypadkach, na krótko przed zapaścią i śmiercią, wybudzeni nosiciele bezustannie mamrotali niezrozumiałe słowa.

 

Michał wysiadł z windy na czwartym piętrze, w rękach taszcząc zakupy. Od trzech dni bumelował na lewym zwolnieniu lekarskim, żeby móc doglądać staruszki.

W sumie to świstek od lekarza załatwił sobie zupełnie niepotrzebnie, bo do kliniki i tak nie miał zamiaru już wracać – posada opiekuna spełniła przewidzianą w planie funkcję, dając mu dostęp do zasobów i to by było na tyle. Poza tym zarobił dość pieniędzy, żeby zafundować sobie odrobinę zasłużonego urlopu, a potem zacząć rozkręcać legalny biznes, oparty na sprzedaży, wynajmie oraz serwisie neuroimplantów – i medycznych, i takich do użytku komercyjnego.

Wszedł do przedpokoju, łokciem kliknął włącznik światła, drzwi zamknął kopniakiem. Przekroczył próg niewielkiego salonu i zamarł.

Na kanapie siedział facet, który sprzedał mu WeNDigO. Za jego plecami stała trójka goryli, czwarty właśnie wchodził do mieszkania, odcinając Michałowi jedyną, ewentualną drogę ucieczki.

– Połóż zakupy, młody, i podejdź. Musimy pogadać.

– Ale… O co chodzi? Przecież zapłaciłem, a język trzymałem za zębami. Myślałem, że to wystarczy, żebyśmy się już więcej nie spotkali.

– To źle myślałeś – odparł kpiąco mężczyzna i wskazał Michałowi fotel naprzeciw kanapy, po drugiej stronie stolika. – Siadaj.

Michał posłusznie odłożył zakupy i usiadł.

– Wiesz, jak bardzo trefny jest towar, który ci sprzedałem? – zaczął intruz. – Tak trefny, że w całej zasranej Europie jest tylko pięć takich wszczepów. Z czego dwa w Polsce. A ja jestem właścicielem obydwu. To drogi i rzadki sprzęt, a takich nie wolno tracić z oczu, więc moi ludzie obserwowali cię cały czas, stary. Wiemy o tobie wszystko. Dosłownie. Nawet to, ile razy w tygodniu trzepiesz gruchę. – Mężczyzna urwał i skinął na jednego z drabów, który podszedł i postawił na stole neseser. – Może ja się nie znam na tych całych neurobzdetach, ale wiem jak można na nich zarobić, rozumiesz? W dodatku potrafię czytać, a liczenie też idzie mi całkiem nieźle. I z tych wyliczeń wynika, że babunia, której załatwiłeś podpięcie mojej chińszczyzny, już miesiąc temu powinna się skończyć. No więc wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy wchodzimy tu z chłopakami, a starowinka nadal dycha, podpięta do komputera, gotowa do pracy.

– Mogę wam ją oddać. Znaczy implant mogę oddać, tylko musicie mi dać trochę czasu – wypalił Michał, na moment przezwyciężając strach przed tym dziwnym człowiekiem.

– Nieee, chłopcze, ja nie chcę implantu z powrotem.

– Jak nie, to po co ta wizyta?

– Do tego zaraz dojdziemy, ale najpierw coś ci opowiem. – Mężczyzna wyciągnął z kieszeni marynarki czarną papierośnicę i odpalił wyjętą z niej cygaretkę. – Najgłupszy koleś, który kupił ode mnie implant, wpiął go w swój durny łeb, bo chyba myślał, że zdobędzie dzięki temu jakieś supermoce. W poniedziałek wmontował wszczepkę, we wtorek chłopaki musieli u niego posprzątać i odzyskać sprzęt. Strata czasu. Na szczęście niewielka. Ale zdarzały się większe, bo było jeszcze kilku, mniej lub bardziej głupich nabywców, ale tylko ty… Jesteś jedynym, który podszedł do tematu profesjonalnie, mając konkretny plan i wiedzę. Chapeau bas, brawa, mazel tov!

Właśnie na kogoś takiego jak ty czekałem. Chociaż przyznam, że miałem moment zwątpienia, kiedy mój informatyk odkrył, że grzebałeś w zewnętrznym oprogramowaniu implantu. Już wysyłałem do ciebie wycieczkę, ale intuicja podpowiedziała mi, żeby dać ci szansę i obserwować jak sytuacja się rozwinie. Intuicja nigdy mnie nie zawiodła. A ty dzięki niej żyjesz, rozumiesz?

Michał pokiwał głową i przełknął ślinę tak głośno, że usłyszeli to chyba wszyscy w pokoju, a może nawet osiłek pilnujący drzwi.

– No. – Kłąb wypuszczonego nosem dymu powoli rozwiewał się w powietrzu. – Więc moja propozycja, bez zbędnego pierdolenia, jest następująca: robisz to, co robiłeś do tej pory, ogarniasz zlecenia, przepuszczasz dane przez mózgi nosicieli i zarabiasz dla nas pieniądze. Zyskami dzielimy się w stosunku osiemdziesiąt do dwudziestu. Nie jesteś głupi, więc wydaje mi się, że wiesz, na czyją korzyść. Ale ostatecznie ty zarabiasz i ja zarabiam. Do tego zapewniam ci dodatkowe profity: ochronę, weryfikację zleceń i dostęp do informacji, do których sam byś się nigdy nie dokopał. Ponadto dyskretnego chirurga, potrzebnego przy odzysku i wymianie sprzętu – te koszty biorę na siebie – oraz najważniejszą rzecz, czyli…

– Życie – odpowiedział Michał cicho.

– Mówiłem, że nie jest głupi, nie? – Mężczyzna powiódł wzrokiem po gorylach, wstał i poklepał stojący przed Michałem neseser. – W środku jest drugi implant. Będziesz mógł połączyć dwa muły. To jak, piszesz się na współpracę?

– A mam inną opcję?

– Masz. Jest w lesie za miastem.

– Nigdy nie ciągnęło mnie do lasu.

Szeroki, perłowo biały uśmiech wykwitł na twarzy mężczyzny, upodabniając go do Kota z Cheshire. A może raczej, z racji ciemnych okularów i opalenizny, do złego brata bliźniaka Steviego Wondera.

– Skoro wszystko załatwione i mamy deal, to powiedz mi jeszcze, w ramach ciekawostki, ale tak, żebym zrozumiał: jak udało ci się wykrzesać z tego próchna ponad dwieście godzin pracy, co?

– Alzheimer – odparł Michał krótko.

– Co, kurwa, Alzheimer?

– W chorobie Alzheimera następuje atrofia hipokampu. – Michał odchrząknął i językiem zwilżył spierzchnięte usta. – Mózg babci jest na etapie średniozaawansowanego otępienia, więc słabo koduje wspomnienia z powodu zanikania tej struktury. U zdrowych hostów pamięć jest zapychana przepuszczanymi przez mózg danymi, których część hipokamp utrwala. U niej to przebiega wolniej. Degeneracja z powodu choroby ma też wpływ na moc obliczeniową, która jest mniejsza, ale wydłużony czas pracy przed wystąpieniem zapaści rekompensuje to z nawiązką.

– Aha, aha. – Zmiażdżony na stole niedopałek dymił jeszcze przez chwilę, zostawiając na blacie ciemny ślad. – Chyba kumam. Kurwa, Alzheimer… Twoja matka chorowała na Alzheimera, prawda?

– Tak.

– Miała implant medyczny. – Mężczyzna bardziej stwierdził niż zapytał. – Ja pierdolę, twoja stara to miała, a ty… Zero empatii, to robi wrażenie. Intuicja, mówię ci. Jesteś, gościu, moim strzałem w dziesiątkę.

 

***

 

Kongo, najbardziej zaufany z drabów Witolda, położył babcię numer dwa na przygotowanym dla niej fotelu i odstąpił, robiąc Michałowi miejsce, żeby ten mógł podpiąć wtyczkę do złącza.

– Możesz już iść – polecił osiłkowi Michał, usiadł przed ekranami i westchnął ciężko.

Bagno, w które się władował było głębokie i z każdym dniem wciągało go coraz mocniej. Jeszcze trzy lata temu jego przyszłość wydawała się świetlana, konkretna, pełna perspektyw. Kiedy to wszystko się tak popieprzyło?

Od choroby mamy, czy od decyzji o zmianie kierunku studiów, którą podjął, żeby jej pomóc?

Zero empatii, miesiąc temu powiedział Witold. A chwilę wcześniej zapewnił, że wie o nim wszystko.

Dureń gówno wiedział i jeszcze mniej rozumiał.

Śmierć matki, kiedy był na czwartym roku, choć spodziewana, i tak rozbiła Michałowi jego poukładany świat na kawałki. Wycofał się wtedy, zaczął stronić od ludzi. Potem skreślili go z listy studentów. Zaprosili na rozmowę i z nieszczerym współczuciem kazali odpocząć, a kiedy już się pozbiera – wrócić.

Ale Michał nie miał zamiaru wracać. Nie do tych zakłamanych zasrańców, którzy w najczarniejszej godzinie jego życia wbili mu nóż w plecy i zostawili samego sobie, bo rzekomo tak miało być dla niego najlepiej.

Świetlaną przyszłość szlag trafił, jednak zdobyta wiedza została.

Zaczął więc łapać w darknecie fuchy, żeby mieć za co żyć.

To chyba właśnie wtedy zanurzył się w bagnie po raz pierwszy – dobrowolnie i bez niczyjej pomocy.

Zaś kiedy możliwość kupna WeNDigO stała się realna, w jego głowie zrodził się plan. Genialny plan, który nie wypalił, przez co teraz Michał był zmuszony amputować resztki człowieczeństwa, pozostałe w nim po śmierci matki.

Ekran leżącego na biurku telefonu rozbłysnął błękitem. Natrętne buczenie wyciszonego aparatu trwało przez dłuższą chwilę, zanim Michał odebrał.

– Słucham.

– Więc słuchaj, Michaś, a w zasadzie najpierw powiedz, czy podłączyłeś już tego dziadygę, co ci go Kongo z chłopakami dzisiaj dostarczyli? – zapytał Witold.

– Nie. Leży na kanapie – odpowiedział Michał wypranym z emocji głosem. – Trzeba odczekać, aż wszczep zakończy tworzyć konektom, a potem…

– Super! – wszedł mu w słowo jego nowy szef. – To go nie podłączaj na razie, bo mam dwie wiadomości: dobrą i lepszą. Która najpierw?

– Ty wybierz.

– Ok, to dobra jest taka, że właśnie kupiłem dom na przedmieściach, do którego się przeprowadzasz.

– Czemu? – zdenerwował się Michał. – Po co, kurwa, skoro tutaj mam wszystko?!

– Bo będziemy potrzebowali więcej miejsca, co jest ściśle związane z lepszą wiadomością. Jak się nic nie sypnie, to do końca tygodnia będziesz mieć do dyspozycji jeszcze dwa wszczepy! Więcej pamięci operacyjnej, większe zlecenia, konkretniejszy pieniądz. Stworzymy pierwszą w Europie farmę, człowieku! Zajebiście, co?

– Witold, ale to oznacza, że będziemy potrzebować więcej hostów. – Michał nie podzielał radości szefa, która niemal wylewała się z głośnika komórki.

– Ten problem zostaw mnie i chłopakom. Na twojej głowie leży ogarnięcie wszystkiego tak, żeby działało i robiło dla nas kasę. Kongo już do ciebie wraca, więc pakuj manele i cześć!

– Czekaj, chcę o coś zapytać!

– No to pytaj, bo nie mam czasu.

– Powiedz mi… Co zrobiliście z ciałem pani Ireny?

– Żadnej, kurwa, pani Ireny, Michaś! – wydarł się do słuchawki Witek. – Babci numer jeden, rozumiesz?! Jak zaczniesz o nich myśleć jak o ludziach, to po tobie. A jesteś dla mnie zbyt cenny, żebym ci na to pozwolił.

 

Czemu zdecydowałem się odejść? Nie przeszkadzało mi, że używamy na farmie przestępców. Ci ludzie nie przedstawiali sobą żadnej wartości dla społeczeństwa, a w ten sposób ich żałosna egzystencja nabierała sensu. Na krótki czas, ale to i tak o wiele więcej, niż byli w stanie dać sami od siebie.

Odszedłem, kiedy w jednym z transportów dostarczono na farmę grupkę, w skład której wchodziło kilkunastu dzieciaków. Najmłodszy nie mógł mieć więcej niż czternaście lat. To nie byli więźniowie, tylko ludzie wyłapani przez wojsko na ulicach – bezdomni, włóczędzy, pechowcy, którzy przypadkowo się nawinęli. Farma musiała działać, zwiększać wydajność, a nosiciele wszczepu zużywali się w zastraszająco szybkim tempie.

To nie było fair, bo życie tych dzieci jeszcze mogło nabrać wartości. Mogło nabrać sensu – innego niż ten jedyny, który mieliśmy narzucić im na farmie.

Nie na to się pisałem.

 

– Dobra, nie denerwuj się, przepraszam za pytanie…

– Nie denerwuj się, kurwa… Widzimy się jutro w twojej nowej hacjendzie, a sprawa babci numero uno jest zamknięta. Na razie.

Sygnał zakończonego połączenia jeszcze chwilę brzmiał w uchu Michała, tępo wpatrującego się w wykresy diagnostyczne wszczepu, który tkwił wpięty w mózg babci numer dwa.

Telefon piknął krótko. Michał spojrzał na ekran i otworzył wiadomość tekstową, która właśnie nadeszła.

 

Od: Witold

Babcia No. 1 Alz + F4 :D

Alz, czaisz, stary? XD

Koniec

Komentarze

"… hosta PROCESUJĄCEGO dane … ". A może po polsku ?  "… hosta PRZETWARZAJĄCEGO dane …" ?

A może, zamiast czepiać się od wejścia, przeczytasz całość i wtedy uznasz, czy użycie tego słowa jest uzasadnione? To część wypowiedzi, a nie narracji.

Known some call is air am

Cześć, Outta!

Dzięki za podzielenie się opowiadaniem. Wydaje mi się głębokie, dobrze ułożone w sensie planu fabuły, z myślą przewodnią. Może nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak Twoje ostatnie teksty, ale w każdym razie widzę je jako lekturę wartą uwagi. Powinno zapaść w pamięć (dopóki odbiorca ma sprawny hipokamp, rzecz prosta).

Pod kątem biotechnologicznym zatrzymał mnie od razu pomiar mocy obliczeniowej mózgu we FLOPS-ach. O ile się nie mylę, dostępne oszacowania (różniące się zresztą o wiele rzędów wielkości) dotyczą raczej mocy układu cyfrowego niezbędnego do emulowania pracy mózgu. Tymczasem architektura białkowa jest dość znana z tego, że operacje zmiennoprzecinkowe nie należą do jej naturalnych zastosowań. Wydałoby mi się bardziej prawdopodobne, gdyby zapuszczano “babciom” na przykład jakieś algorytmy związane z przetwarzaniem wzorców, do czego właśnie mózg ewoluował, a architektura binarna nadaje się słabo; tak jak do innych celów używasz procesora, a do innych karty graficznej. Wtedy też nie spodziewałbym się, aby ofiary mamrotały ciągi zer i jedynek. Jak jednak powiedziałeś – nie trzeba się tym nadmiernie przejmować, to pretekst do opowiedzenia historii, podobnie jak choćby w przypadku Matrixa.

Możliwe, że zabrakło mi jakiegoś głębszego wglądu w motywy Michała. Oczywiście, jak zawsze, to moje subiektywne wrażenia czytelnicze, a nie jakaś prawda objawiona. Kiedy mówi o Witoldzie, że “dureń gówno wiedział i jeszcze mniej rozumiał”, to w porządku, ale ja wolałbym rozumieć. Wydaje się, że pierwotnie próbował pomóc mamie i coś mu się nie udało; teraz w przypadku babci nie jest jasne, czy także jeszcze liczył na jakiś inny rozwój zdarzeń (jaki?), czy szczerze uważa, że to dla niej lepsze od powolnego odchodzenia, czy jednak traktuje ją głównie jako źródło zysku i tylko sam przed sobą udaje, że jest inaczej. Za to zakończenie jest mocne i pomysłowe.

Pobieżny przegląd tekstu…

średnia moc obliczeniowa pojedynczego hosta, procesującego dane, to około trzy koma jeden petaFLOPSa.

“Procesującego dane” nie jest wtrąceniem czy dopowiedzeniem, tylko integralnym opisem omawianego hosta (trudno, żeby inaczej wykazywał moc obliczeniową…), więc bez przecinków.

Zrobiłem co swoje, a teraz płać i znikaj.

Raczej “co moje” albo wręcz “co do mnie należało”.

– Jebany ciul – wysyczał Michał, dłonie zaciskając na kierownicy.

Naturalny szyk “zaciskając dłonie na kierownicy” – nie ma powodu, żeby kłaść tutaj akcent zdaniowy na dłonie, dłońmi chyba nie syczał.

Zaparkował przed samą klatką, wpychając się pomiędzy passata sąsiada i zmarniały krzak laurowiśni.

Laurowiśnia należy do bardziej trujących roślin naszej strefy klimatycznej, tak się zastanawiam, czy pojawia się tu przypadkowo, czy ma jakieś znaczenie symboliczne.

które spotykają osoby, nie potrafiące trzymać języka za zębami.

Znów bez przecinka: tu nie ma dopowiedzenia, tylko całościowy opis tych, których spotykają konsekwencje. Poza tym zalecana jest pisownia łączna “niepotrafiące”, choć osobiście mam mieszane uczucia.

– Powiedz ojcu, żeby kupił tabletki, jak będzie wracał z pracy.

Rozbieżne orzeczenia.

ochrona miała nakaz przeszukiwać każdy wóz, opuszczający teren ośrodka.

Jak wyżej – “wóz opuszczający teren ośrodka” to niezbędna charakterystyka tego, co należy przeszukiwać, więc bez przecinka.

Nie jesteś głupi, więc wydaje mi się, że wiesz, na czyją korzyść.

Śmierć matki, kiedy był na czwartym roku, choć spodziewana, i tak rozbiła Michałowi jego poukładany świat na kawałki.

Ponadto w paru miejscach dziwne zapisy małą literą (“amerykanie”, “europie”, “chińczyka”).

Po naprawieniu błędów z przyjemnością dam punkcik do Biblioteki. Pozdrawiam!

Spox, to się da naprawić. Jaja sobie robisz?! Obryzgało pół kabiny!! Ee… Tego… Dobry ssak i wykwalifikowany neurofizjonom:).

Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie

Witaj. :)

Wstrząsający tekst. :)

Moim zdaniem pomysł oraz przerażające treści są znakomitym przykładem sf. :)

Dziękuję za zaznaczenie wulgaryzmów. :)

Też zastanowiły mnie małe litery, ale widzę, że Ślimak Zagłady już o nich wspomniał, zatem ich nie wypisuję. :)

Dla mnie to opko na podwójny klik. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Cześć OS !!

 

Fajna historia. Ciekawe pomysły. Humor mi się też bardzo podobał (że wiedzą nawet ile razy Michał trzepie gruchę) parsknąłem przy tym śmiechem. Podobał mi się pomysł z Alzheimerem. Cyberpunkowe opko.

 

No i ogólny pomysł mi się podobał. Ciekaw jestem czy gdybym był biotechnologiem rangi Jacka Leluka miałbym do tekstu zastrzeżenia.

 

Pozdrawiam serdeczne!!!

Jestem niepełnosprawny...

Outto, czytałam z zainteresowaniem, a ponieważ mnóstwa słów nie zrozumiałam i nie wiem czy wszystko należycie pojęłam to wyznam tylko, że jestem mocno poruszona i chyba nie umiem znaleźć właściwego określenia, które należycie oddałoby moje odczucia.

 

w garniturze, ray banach i patekiem na nadgarstku. → …w garniturze, ray banach i patkiem na nadgarstku.

 

Ruskie i amerykanie ponoć mieli podobne ośrodki. → Ruskie i Amerykanie ponoć mieli podobne ośrodki.

 

parku narodowym White Sands w Nowym Meksyku… → …w Parku Narodowym White Sands w Nowym Meksyku

 

opisywanej przez – najpewniej świętej już pamięci – chińczyka… → …opisywanej przez – najpewniej świętej już pamięci – Chińczyka

 

– Tak trefny, że w całej zasranej europie jest tylko… → – Tak trefny, że w całej zasranej Europie jest tylko

 

Szeroki, perłowo-biały uśmiech… → Szeroki, perłowo biały uśmiech

 

wbili mu nóż w plecy i zostawili samemu sobie… → …wbili mu nóż w plecy i zostawili samego sobie

 

Stworzymy pierwszą w europie farmę… → Stworzymy pierwszą w Europie farmę

 

To nie było fair, bo życia tych dzieci jeszcze mogły nabrać wartości. Mogły nabrać sensu… → To nie było fair, bo życie tych dzieci jeszcze mogło nabrać wartości. Mogło nabrać sensu

Życie nie ma liczby mnogiej. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Zycie;20113.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Znakomity tekst. Dla mnie nie dlatego, że przejmujący, ale że to Ty decydujesz, jakie emocje będzie czuł czytelnik.

Bo zaczyna się kryminałem, potem lekko zahacza o absurd i heheszkowałam sobie z heroiny, ministrantów i zakonnic. I kiedy już wiem, że bohater to niezły kawał gnoja, mam szanse zobaczyć jakiś ludzki kawałek jego osobowości, który właśnie tonie. Tonie w kloace i po początkowym trzęsieni ziemi, napięcie dalej rośnie.

Podoba mi się język, pozornie niedbały, ale bardzo precyzyjny.

 

Nie podoba mi się świat, które pokazałeś i człowiek, którego w nim widzę.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Kłaniam się.

Jestem pod wrażeniem, szanowny Autorze. Jako Science i do czasu, jak znam tak zwane życie, Fiction, bardzo wysoka półka. Jako studium przemian protagonisty, od człowieka po wypranego z uczuć biznesmena i z powrotem do “ludzia’ – takoż. 

Wzór dla innych. Pozdrawiam.

Outto, siedzi mi w głowie Twoje opowiadanie i pewnie pozostanie tam jeszcze długo, a ponieważ poprawiłeś usterki, nie pozostaje mi nic innego jak odwiedzić klikarnię i nominowalnię. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, Bondy z Craigem są do bani bo zamieniły serię w zwykły akcyjniak, okropne no ale tak to już jest z tym dzisiejszym kinem, za moich czasów było lepiej ;). Tak Witold i Michał to początek wspaniałej przyjaźni… No współpracy:). Może szapniesz się na kontynuację bo jest do tego przestrzeń, a opowiadanie, jak już pisali poprzednicy jest bardzo dobre :) – przypomniał mi się tekst z Głupiego i Głupszego – " A mówią, że starzy ludzie są nieprzydatni" ;) dobra, koniec z tym wisielczym humorem. Zgadzam się ze wszystkimi wcześniejszymi zachwytami :), ale trochę mnie jednak te technikalia denerwowały :P Nie wnoszą zbyt dużo, a czyta się to jak instrukcję obsługi radia;). No i tyle będzie ładne piórko do kolekcji :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć, Outta,

dodaję ostatniego klika i idę nominować. I aby nominacja miała moc sprawczą, przeklejam główny komentarz z bety (po usunięciu wątpliwości, które rozwiałeś po wprowadzeniu zmian). A więc:

 

Nie wyłapałem żadnych technicznych niedociągnięć, więc niczego nie wyłuszczam. Albo pierwsza wersja tekstu jest ich pozbawiona, albo opowiadanie tak mocno mnie wciągnęło, że nie mogłem zaprzątać sobie nimi głowy. Albo jedno i drugie.

 

A teraz do rzeczy.

 

Po pierwsze: tekst dobrze skonstruowany. Przerywniki z naukową gadką są w odpowiednich miejscach i robią robotę. I choć nie wszystko, o czym pisałeś jest mi znane, to po przeczytaniu opowiadania nie ma ANI jednego aspektu, którego bym nie zrozumiał. Wszystko ładnie się łączy i ma sens – oczywiście bez wnikania w Twój risercz, bo może ktoś się przyczepi to tego czy tamtego. Dla mnie jednak istotne jest to, że opisałeś wszystko w pełni zrozumiały sposób, mimo tych wszystkich naukowych przerywników i określeń. One zresztą tylko dodają historii wiarygodności. Spodobało mi się też, jak wytłumaczyłeś długotrwałą pracę babci numer jeden – chorobą Alzhaimera. 

 

Po drugie: umiejętnie i w sposób niezwykle ponury ukazujesz spojrzenie na człowieka jak na zasób. Często ponawiane określenie host itp. dobrze działa na czytelnika. Pisałeś, że będzie depresyjnie, ponuro. I rzeczywiście, wykorzystanie w tak okrutny sposób ludzi, a nawet przewinęły się pod koniec dzieci, jest jednym z najbardziej ponurych tematów, jakie mogłeś poruszyć. Sam zastanawiałem się kiedyś nad sensem egzystencji ludzkiej (kto się nie zastanawiał?), a dokładniej nad tym, co kieruje naszymi mózgami w nieustannym, ciągłym dążeniu do potęgi, wyższości nad innymi. Do tworzenia podziałów, wykorzystywaniu przez jednych tych drugich. Może za X lat nie będzie granic państwowych i Ziemia będzie jednym wspólnym w końcu tworem, w którym wszyscy zasiądą do wspólnego stołu i wreszcie się zjednoczą zamiast wiecznie lać po mordach i zbierać nowe zdobycze po trupach, a może się to wszystko rozpieprzy w drobny, kosmiczny pyłek. Niestety stawiam na to drugie.

 

Po trzecie: bohater, choć niby skurwysyn bez skrupułów, ma swoje powody i motywacje, aby czynić to, co czyni. Jest wiarygodny. ALE… Tutaj było marudzenie, którego już nie ma. 

 

Po czwarte, i chyba ostatnie: dobrze napisane. Nie potknąłem się prawie nigdzie, a jak się potknąłem to udałem, że tego nie było, bo chciałem tylko brnąć dalej.

 

Pozdro

Od czasu do czasu zdarza mi się czytać teksty, po których mam wrażenie, że nie będę potrafił sklecić sensownego komentarza.

To jeden z nich.

Tym razem nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia. Jest wręcz przeciwnie: chciałoby się coś rzec, wyrzucić z siebie plątaninę myśli, która narodziła się w trakcie lektury, a tymczasem budowanie zdań idzie jak po grudzie, człowiek cofa kursor i myśli sobie, że jednak nie – to, co napisał jest zbyt proste, ociera się o banał, lub jest niesprawiedliwie nietrafne, nie dość dobrze wyraża myśli miotające się w głowie. Nie wiem, czy nie lepiej byłoby po prostu milczeć, bo Twój tekst wybrzmiewa wystarczająco mocno, i to, co było do powiedzenia, ująłeś na tyle trafnie, że co bym nie napisał, będzie tylko przysłowiowym kwiatkiem do kożucha.

Mimo wszystko spróbuję.

Przede wszystkim napisałeś tekst niezwykle głęboki, nie ocierając się ani przez chwilę o patos. Nie literackie środki wyrazu, a historia, opowiedziana pozornie prostymi słowy, buduje tutaj niezwykle wstrząsający obraz nas samych. W trakcie lektury nie sposób uciec od pytań dotyczących natury człowieczeństwa, o prawdę, nawet gorzką, chociaż jako przedstawiciel homo (rzekomo) sapiens mam w takich chwilach ochotę czmychać przed tą prawdą, niczym diabeł Boruta przed święconą wodą. Oj niewygodny to obraz. Nie taki, który chcielibyśmy powiesić sobie w ramkach na ścianie salonu. Raczej zdjęcie rentgenowskie, ukazujące bezlitośnie późne stadium choroby, która toczy naszą cywilizację od wieków. Maski się zmieniają, ale mimo odmiennego anturażu diagnoza pozostaje taka sama.

To naprawdę wielka sztuka, by używając w gruncie rzeczy oszczędnej formy, mówić z taką lekkością o rzeczach ważnych. I chyba kwintesencja tego, do czego powinien dążyć autor. Tekst przekonuje czytelnika dobrze opowiedzianą historią, ale w warstwie emocjonalnej nie bierze jeńców i nie pozwala o sobie zapomnieć, niczym drzazga wbita w nasze zakurzone sumienia.

Nie zostawiasz mi innego wyboru – zgłaszam tekst do klikalni i nominowalni. I mam głęboko w nosie, że betującemu nie wypada tego robić. Bo w tym wypadku nie zrobić tego byłoby dużo bardziej nieprzyzwoicie.  

 

EDIT. Tylko nominuję, bo tekst błyskawicznie dostał biblio. Jakoś mnie to nie dziwi :)

Przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem. Pomysł świetny, realizacja również. Uwielbiam takie klimaty, a dialogi prowadzone z humorem.

 

Pozdrawiam.smiley

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Świetne opowiadanie. Lubię taki język. Historia wciągnęła.

Gratuluję i pozdrawiam! 

Dobry tekst. Zgadzam się z przedpiścami, że to więcej niż zwykłe opowiadanko sf – zostawia pole do przemysleń i, przede wszystkim, zostaje w głowie. Gratuluję zarówno pomysłu, jak i warsztatu pisarskiego. Jedno tylko mnie męczy – nie zrozumiałam ostatniej wiadomości na komórce od Witolda… O co tam chodziło? :D No nie zaczaiłam…

Pozdrawiam serdecznie! :)

 

O co tam chodziło? :D No nie zaczaiłam…

ALT+F4 to popularny skrót klawiszowy systemu Windows, który zamyka program. W tym wypadku to gra słów: Alz(heimer) = ALT. Wiadomość oznacza, że pierwsza babcia zmarła / jej sprawa jest zamknięta, i generalnie jest to taki “żarcik” Witolda.

Hej!

Standardowo przepraszam za obsuwę w odpowiedziach ;)

 

@Ślimak

 

Pod kątem biotechnologicznym zatrzymał mnie od razu pomiar mocy obliczeniowej mózgu we FLOPS-ach. O ile się nie mylę, dostępne oszacowania (różniące się zresztą o wiele rzędów wielkości) dotyczą raczej mocy układu cyfrowego niezbędnego do emulowania pracy mózgu.

Dostępne oszacowania są nieprecyzyjne, to racja. W zasadzie to wróżenie z fusów, bo nie ma żadnych dokładnych szacunków, co do tego, jaką pamięcią operacyjną dysponuje ludzki mózg – w jednych artykułach znajdowałem 2.5 petaFLOPSa, w innych 5, a jeszcze inne szacowały w granicach eksaFLOPSa. Z kolei emulacja mózgu to zupełnie inna bajka, bo tutaj liczby znów się znacznie różnią, ale zaczynają się od – jesli dobrze pamiętam, bo sporo się o tym naczytałem w ciągu kilku dni – kilkuset petaFLOPSów. Założyłem więc jakiś pułap i się go trzymałem, ale i tak głównie zależało mi na tym, żeby opisana procedura była ekonomicznie wysoce opłacalna, więc skupiłem się na zapotrzebowaniu na energię przy przetwarzaniu danych.

Tymczasem architektura białkowa jest dość znana z tego, że operacje zmiennoprzecinkowe nie należą do jej naturalnych zastosowań. Wydałoby mi się bardziej prawdopodobne, gdyby zapuszczano “babciom” na przykład jakieś algorytmy związane z przetwarzaniem wzorców, do czego właśnie mózg ewoluował, a architektura binarna nadaje się słabo; tak jak do innych celów używasz procesora, a do innych karty graficznej.

Tak, tutaj też racja. Początkowy pomysł zakładał, że babcia będzie koparką kryptowalut – nawet zrobiłem jakieś tam obliczenia, żeby przełożyć FLOPSy na hash/sekundę, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu, uznając, że ta linia fabularna jest ślepą ścieżką. Oczywiście wszystko tutaj jest uproszczone i opiera się na wątłej wiedzy, którą udało mi się zebrać podczas kilku dni czytania artykułów na tematy związane z mózgiem i jego zdolnością przetwarzania danych.

 

Wtedy też nie spodziewałbym się, aby ofiary mamrotały ciągi zer i jedynek.

Tutaj masz najwięcej racji, więc ten fragment został lekko przemodelowany.

 

Kiedy mówi o Witoldzie, że “dureń gówno wiedział i jeszcze mniej rozumiał”, to w porządku, ale ja wolałbym rozumieć. Wydaje się, że pierwotnie próbował pomóc mamie i coś mu się nie udało; teraz w przypadku babci nie jest jasne, czy także jeszcze liczył na jakiś inny rozwój zdarzeń (jaki?), czy szczerze uważa, że to dla niej lepsze od powolnego odchodzenia, czy jednak traktuje ją głównie jako źródło zysku i tylko sam przed sobą udaje, że jest inaczej.

Rozumiem, że wolałbyś rozumieć. To w ogóle miał być szort, który się bardzo rozrósł w ciągu kilku dni i stąd te niedociągnięcia – oczywiście nie usprawidliwiam się, tylko informuję, że tekst miał być krótki, a wyszedł jaki wyszedł, zaś za wszelkie uchybienia odpowiadam tylko ja, zdając sobie sprawę, że nie jest idealnie.

 

Laurowiśnia należy do bardziej trujących roślin naszej strefy klimatycznej, tak się zastanawiam, czy pojawia się tu przypadkowo, czy ma jakieś znaczenie symboliczne.

Nie, w sumie nie ma. Laurowiśnia (Prunus laurocerasus) to jedna z roślin żywopłotowych, a w moim mieście na osiedlach przed niektórymi blokami są takie zmarniałe, brzydkie żywopłociki, stąd właśnie pojawienie się jej w narracji.

 

Oczywiście błędy poprawione. Dzięki za lekturę i podzielenie się wrażeniami i wątpliwościami. I za klika of kors :)

 

@Leclerc

 

Eeee, serio, nie wiem jak mam odczytywac Twój komentarz i nie mam zielonego pojęcia, jak na niego odpowiedzieć. Ale dziękuję za lekturę i zostawienie po sobie śladu :)

 

@bruce

 

Cześć i czołem! Fajnie widzieć Cię znów aktywną na portalu :) Moja aktywnośc tutaj jest ostatnio ograniczona, pojawiam się rzadko i na kilka minut, ale nadal chętnie zaglądam. Ciesze się, że uznałaś opowiadanie za dobre, a do tego warte podwójnego klika :)

 

@Dawid

 

Cyberpunkowe opko.

Wczesny etap cyberpunka, brudny i osadzony w naszej rzeczywistości, aye ;)

 

Ciekaw jestem czy gdybym był biotechnologiem rangi Jacka Leluka miałbym do tekstu zastrzeżenia.

Mnóstwo zastrzeżeń, Dawidzie, mnóstwo ;)

Dzięki za lekturę i miłe słowa!

 

@Reg

 

Babole poprawione :)

Outto, siedzi mi w głowie Twoje opowiadanie i pewnie pozostanie tam jeszcze długo

Nie męcz sobie głowy, Reg, bo świat z opowiadania jest brzydki i brudny, zupełnie jak nasz – dlatego lepiej skupiać się na tych elementach, które są pozytywne, zaś tych negatywnych być świadomym, ale nie zaprzątać sobie nimi myśli więcej, niż jest to potrzebne. Bo inaczej zwariować można.

Dziękuję Ci za lekturę, miłe słowa, a także za wyłapanie babolków i nominacje :)

 

@Ambush

 

Nie podoba mi się świat, które pokazałeś i człowiek, którego w nim widzę.

Ja uważam, że to jest nasz świat. Nie ma w nim niczego, co byłoby obce dla naszej rzeczywistości, a to fiction, które jest w tekście jest IMHO bardzo blisko nas, blisko naszych czasów i blisko tego, jacy jesteśmy (albo raczej jacy są niektórzy ludzie).

Dziekuję za wizytę i podzielenie się wrażeniami :)

 

@AdamKB

 

Bardzo mi miło, że uznałeś ten tekst za wartościowy. Wielce cieszy mnie opinia z Twojego komentarza, dziękuję :)

 

Reszcie odpiszę nieco później, jeśli nie jutro lub pojutrze, bo zagoniony jestem strasznie, w pracy siedzę, a po pracy do drugiej pracy jadę i mam – krótko mówiąc – serdecznie dość już tego tygodnia.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Nie męcz sobie głowy, Reg, bo świat z opowiadania jest brzydki i brudny, zupełnie jak nasz…

Outto, głowa nie jest zmęczona, a dobrych opowiadań nie można z niej wyrzucić. Dobre opowiadania należy pamiętać, nawet jeśli opisują brzydki świat. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I ja dziękuję, powodzenia, pozdrawiam. :)

Odpoczynku życzę, ferie już są, trzymaj się i nie daj się! :)

Pecunia non olet

Świetny tekst. Nie miałem czasu, przechodziłem tylko, ale zajawka do biblioteki mnie tak zainteresowała, że zerknąłem i już zostałem do końca.

Fajnie, mądrze, ale bez pompatyczności, ciekawie, z poruszaniem aktualnych problemów. I dobrze napisane – wszystko na plus. Gratulacje.

Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Mocny tekst.

Fajny pomysł z wykorzystaniem mózgu do obliczeń. OK, może nie jest bardzo oryginalny, ale w połączeniu z używaniem krewnych robi wrażenie.

Interesujące, że Alzheimer w pewnych (bardzo sztucznych) warunkach może przedłużać życie. Jakoś pogłaskało to moje upodobanie do zrównoważonego świata.

Nie wnikam w neurochirurgiczne szczegóły, bo się nie znam, ale przedstawiłeś je

Ani świat, ani bohater nie wzbudzają sympatii, ale chyba nie miały wzbudzać. Ciekawe podsumowanie w końcówce. No, trochę był biedny i opuszczony przez wszystkich, ale w końcu nie on jeden. W rezultacie sam stał się człowiekiem bezwzględnie wykorzystywanym, żeby inni mieli wielką kasę. Tylko z nieco inną oczekiwaną długością życia. Czy na to zasłużył? Pewnie tak, widzę w tym jakąś chorą, pokrętną sprawiedliwość.

Fabularnie czuję się dopieszczona, zaskoczenie pod koniec się grzecznie odmeldowało.

Dzieci wykorzystywać nie można, dziadków nie można… Czy następny tekst będzie o rodzeństwie? ;-)

Jestem na TAK, czyli.

Babska logika rządzi!

Ave, Outta!

 

Na wstępie sprzedam Ci ciekawostkę, tak się złożyło mam babcie, która choruje na Alzheimera… Natomiast Ty będziesz się smażył w piekle za takie heheszki…

 

No, a przechodząc do tekstu. Mocny, przejmujący i fantastycznie napisany. W ogólnym wydźwięku wyszedl Ci taki Orwell, co to spotkał Cyberpunka, ale okazjonalnie ociera się o Monty Pythona (ach ten absurd!). Generalnie od zdania o tym, że "babcia musi się zacząć spłacać" miałem przekonanie, że tekst mi bardzo siądzie i się nie pomyliłem.

 

Umiejętnie odkrywasz historię Michała i ciąg przyczynowo-skutkowy, który doprowadził go do rozpoczęcia "biznesu". Początkowo miałem wątpliwości, czy zakup takiego implantu może się odbyć na zasadzie zwykłej transakcji i potem hulaj dusza piekła nie ma, ale wtedy wszedł cały na, ekhm, biało Witold z przydupasami i moje rozterki poszły w niepamięć.

 

Pod względem językowym najwyższa półka, ale nie spodziewałem się po Tobie niczego mniej, więc zaskoczenia nie ma. W porównaniu do tekstu na konkurs bizarro, pod względem fabularnym zaserwowałeś znacznie bardziej wyważony tekst, ale jeżeli idzie o emocje, kolego, stworzyłeś istny rollercoster. 

 

Cóż mogę więcej napisać? Rewelacyjne opowiadanie i w pełni zasłużony TAK ode mnie. 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej!

 

@Bard

 

Tak właśnie, Bondy od Craiga straciły swój urok lekkiej bajeczki, i zamieniły się w coś, czemu bliżej do Mission Imposible, Jacka Reachera albo inne Olimpu w ogniu – nic specjalnego.

 

Może szapniesz się na kontynuację bo jest do tego przestrzeń

Raczej nie. Ja gustuję w takich one-shotach, choć zdarzyło mi się ze dwa, trzy razy osadzić akcję opowiadań w jednym świecie. Wydaje mi się, że tutaj opowiedziałem to, co było do opowiedzenia i starczy :)

 

ale trochę mnie jednak te technikalia denerwowały :P Nie wnoszą zbyt dużo, a czyta się to jak instrukcję obsługi radia;)

Rozumiem zastrzeżenie, ale chciałem to jak najbardziej uprawdopodobnić, jednocześnie pokazując poziom zaawansowania prac nad takimi biokomputerami u Chińczyków. Technikalia są głównie w tekstach z wpisów Neurocide’a, gdzie pełnią nie tylko funkcję instrukcji obsługi, ale również ukazują bezwzględność reżimu, który nie waha się przed łapankami wśród ludności cywilnej, wykorzystywania nawet dzieci i zlecania badań, rodem z gabinetu pewnego niemieckiego doktora, albo japońskiej jednostki 731. Z kolei te, które pojawiają się gdzie indziej, mają uwiarygodnić założenie Michała, że choroba pozwoli na dłuższa eksploatację hosta.

 

No i tyle będzie ładne piórko do kolekcji :)

Skoro tak twierdzisz ;)

 

Dzięki za lekturę i podzielenie się wrażeniami :)

 

@Realuc

 

Dzięki za betę, mon :)

Wydaje mi się, że tam obgadaliśmy co trzeba, a tutaj tyle to nuff said :)

 

@Silver

 

co bym nie napisał, będzie tylko przysłowiowym kwiatkiem do kożucha.

Też tak miewam. Ostatnio coraz częściej.

 

Maski się zmieniają, ale mimo odmiennego anturażu diagnoza pozostaje taka sama.

Niestety. Chciałem napisać tutaj coś mądrzejszego, coś o nas, jacy potrafimy być, o władzy, która jest nierozłącznie związana z pieniądzem, o postępie, o tym dokąd nas prowadzi i co nam odbiera, ale – idąc tokiem rozumowania zbliżonym do Twojego – zmilczę i nic więcej nie napiszę, bo co bym nie napisał, będzie banałem.

 

Nie zostawiasz mi innego wyboru – zgłaszam tekst do klikalni i nominowalni. I mam głęboko w nosie, że betującemu nie wypada tego robić.

Też zawsze mam tę wątpliwośc, czy jako betujący, który zgłasza opowiadanie do piórka, albo nawet zwykły bibliotekoklikacz, rzeczywiście powinienem to robić. Niby nie ma w tym nic złego, bo przecież sami wiemy, jaką rolę odegraliśmy na becie i możemy bez kłopotu rozstrzygnąć, czy taka nominacja obciąży sumienie, czy nie, a mimo to tak jakoś mi zawsze z tym trochę głupio i nieswojo. Więc dziękuję Ci podwójnie za nominację, Silverze :)

 

@GOCHAW

 

Cieszy mnie bardzo, że Ci się spodobało.

Dzięki za lekturę i zostawienie po sobie śladu :)

 

@AP

 

Tobie również dziękuję za lekturę i miłe słowa :)

 

@JolkaK

 

Jedno tylko mnie męczy – nie zrozumiałam ostatniej wiadomości na komórce od Witolda… O co tam chodziło? :D No nie zaczaiłam…

Silver świetnie to już wytłumaczył, więc nie będę się po nim powtarzał. Powiem tylko, że ten żarcik Witolda powstał w mojej głowie gdzieś w połowie pisania tekstu i zastanawiałem się dość długo, gdzie go umieścic, jak wykorzystać. Użycie go na końcu uznałem za dobre podkreslenie tego, jakie podejście do cudzego życia prezentuje Witold, więc ta ostatnia rozmowa, kiedy Michał odbiera telefon od Witka, została skrojona pod możliwość użycia Alz+F4 w tekście.

Dzięki za wizytę i feedback :)

 

@Reg

 

Outto, głowa nie jest zmęczona, a dobrych opowiadań nie można z niej wyrzucić. Dobre opowiadania należy pamiętać, nawet jeśli opisują brzydki świat. :)

Nie będę się kłócił i przyznam rację ;)

 

@bruce

 

Odpoczynku życzę, ferie już są, trzymaj się i nie daj się! :)

Są ferie, to plus. Więc ja, głupek, sobie wziąłem na najbliższy tydzień tyle dodatkowych robót, że szkoda gadać. Ale dzięki, postaram się nie dać i jakoś to ogarnąć ;)

 

@Marcin_Maksymilian

 

Dzięki wielkie za miłe słowa :) Cieszy mnie, że tekst Ci siadł, a równie mocno cieszy, że wybrana zajawka zadziałała ;)

 

@Finkla

 

Interesujące, że Alzheimer w pewnych (bardzo sztucznych) warunkach może przedłużać życie. Jakoś pogłaskało to moje upodobanie do zrównoważonego świata.

:)

 

Ani świat, ani bohater nie wzbudzają sympatii, ale chyba nie miały wzbudzać.

Nie miały. Ale to w zasadzie nasz świat, tylko te jego fragmenty, które są nam obce z wyboru – niby wiemy, że są miejsca, gdzie ludzkie życie nic nie znaczy, ale spychamy tę wiedzę głębiej, żeby móc się cieszyć naszym życiem na tyle, na ile to możliwe. To mroczna strona rzeczywistości, której większośc z nas nie doświadcza, bo trzymamy się od niej z daleka, wiedząc, jakie wejście w nią może przynieść konsekwencje.

 

No, trochę był biedny i opuszczony przez wszystkich, ale w końcu nie on jeden.

O, wlaśnie. Twoja tragedia nie oznacza, że tobie teraz wolno więcej, to cie nijak nie usprawiedliwia. Można być złamanym, ale nadal człowiekiem – tak przynajmniej mnie się wydaje.

 

Czy na to zasłużył? Pewnie tak, widzę w tym jakąś chorą, pokrętną sprawiedliwość.

To właśnie konsekwencja wchodzenia w tę mroczną stroną, od której powinienś trzymać się z daleka, bo tam życie jest o wiele mniej warte od pieniądza.

 

Dzieci wykorzystywać nie można, dziadków nie można… Czy następny tekst będzie o rodzeństwie? ;-)

Hmmm, myślenie nad tym in progress ;) Serio.

Dzięki za lekturę i miły komentarz, a także za TAKa :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outta Sewer – nie wszystko, pochyłym drukiem, się źle czytało :). Właśnie głównie te sprawy dotyczące mocy obliczeniowej, ale wiem, że są pasjonaci takich detali, więc może i jest to na plus :). Chyba ostatnio zbyt dużo SF czytam i zaczynam zwyczajnie marudzić;) . A jeśli chodzi o piórko, to już pierwszy TAK poleciał, więc chyba mogę spokojnie dołożyć drugiego:) . Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Są ferie, to plus. Więc ja, głupek, sobie wziąłem na najbliższy tydzień tyle dodatkowych robót, że szkoda gadać. Ale dzięki, postaram się nie dać i jakoś to ogarnąć ;)

Ściskam i życzę zasłużonego wypoczynku Tobie oraz Rodzinie. heart

 

Pecunia non olet

Hej ponownie :)

 

@Cezary

 

Na wstępie sprzedam Ci ciekawostkę, tak się złożyło mam babcie, która choruje na Alzheimera… Natomiast Ty będziesz się smażył w piekle za takie heheszki…

Primo: współczuję, serio. Secundo: tu nie ma heheszków. Tertio: piekła też nie ma, więc rozpłynę się kiedyś w nicości, po prostu przestanę istnieć na wszystkich płaszczyznach i to będzie dobre :P

 

Orwell, co to spotkał Cyberpunka

Bardzo podoba mi się takie ujęcie, bo jest ładne i zgodne z założeniem. Co zaś do MP, to… Kocham MP, ale sam żadnego echa ich twórczości w tym tekście nie dostrzegam, co jednak nie znaczy, że go nie ma.

 

Początkowo miałem wątpliwości, czy zakup takiego implantu może się odbyć na zasadzie zwykłej transakcji i potem hulaj dusza piekła nie ma, ale wtedy wszedł cały na, ekhm, biało Witold z przydupasami i moje rozterki poszły w niepamięć.

Staram się jak mogę uwiarygadniać, to o czym piszę – oczywiście na tyle, na ile można, i na tyle, na ile mnie stać.

 

Dzięki wielkie za lekturę i podzielenie się wrażeniami, cieszy mnie bardzo Twój odbiór :)

 

@Bard

 

wiem, że są pasjonaci takich detali, więc może i jest to na plus

Nie da się pisać tak, żeby wszystkim siadło, ale mozna się starać ;)

 

@bruce

 

Dzięki wielkie raz jeszcze, postaram się choć trochę odpocząć, ale to dopiero od przyszłego tygodnia, bo ten zapowiadał się źle, a dziś doszły kolejne tematy i będzie jeszcze gorzej.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Secundo: tu nie ma heheszków

Oj, troszkę ich dostrzegam ;] (np. w przytoczonej już spłacającej się babci)

 

Co zaś do MP, to… Kocham MP, ale sam żadnego echa ich twórczości w tym tekście nie dostrzegam, co jednak nie znaczy, że go nie ma.

Możliwe, że jestem lekko skrzywiony zamiłowaniem do absurdu i szukam go wszędzie, ale jakoś tak dialogi w Twoim tekście delikatnie wibrowały mi Pythonami… ;]

 

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Spłacająca się babcia jest brutalnie prawdziwa – to zdanie pokazuje, na czym zależy Michałowi i jak traktuje biedną panią Irenkę. Inwestycja musi się zwrócić, człowiek jest nieistotny.

 

ale jakoś tak dialogi w Twoim tekście delikatnie wibrowały mi Pythonami… ;]

A, możliwe. To pewnie przez to, jak widzę Witka – bezwzględny dupek, któremu zależy tylko na kasie i władzy, ale w sumie niegłupi cwaniak… Wiesz co mi się własnie przypomniało?

Łap linka: MP – Mafia

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Masz ciekawe pomysły, Outta. Dobrze podbudowane naukowo, a w cenie jest, by świat trzymał się kupy. Na poziomie kilku piórek na ogół nie mam już uwag warsztatowych. Piórka może nie są gwarantem kariery, w końcu forumowa społeczność to nie jest krajowa mediana, ale gwarantują czytelnikowi odpowiednio wysoki poziom pisarski, aby nie męczył się podczas lektury. Tu nie odbiegasz od piórkowej normy. :)

Spostrzeżenia mam dwa, które pewnie pisałem Ci już wcześniej. Twoi bohaterowie są trochę zbyt buńczuczni i aroganccy. Oczywiście mogą tacy być, ale mam wrażenie, że się to u Ciebie powtarza. Druga sprawa to opisy i wyjaśnienia. :) Ty się chyba z tego nie wyleczysz. :) Sam biotechnobełkot, jak o nim mówisz, jest jak najbardziej okey, nie przypominam sobie, żebym miał kiedyś uwagi co do podłoża naukowego w Twoich opowiadaniach, ale w takiej ilości, to jest bardziej na 50 tys, znaków, niż 30. Napisz powieść, w 500 tysiącach na pewno zmieścisz się z potrzebnymi wyjaśnieniami.

Wracając jeszcze na chwilę do dialogów – poproś kiedyś o betę Dogsdumpling, dziewczyna umie pisać dialogi. Jak znajdziesz czas, przeczytaj jej opko Baj mi e fjuczer(s) pod tym kątem.

Pozdrawiam serdecznie.

 

Piórkowo raczej będę na tak, bo tekst zrobił duże wrażenie. Świetnie napisany główny bohater, fabuła też toczy się dość realistycznie. W momentach, gdzie wchodziłeś w głębokie opisy technologii, zdarzały się fragmenty, gdzie rozumiałem w porywach promil wszystkiego, ale w żaden sposób nie zaburzało to odbioru i możliwości zrozumienia fabuły.

Mnie nie ruszyło. Może po prostu za dużo takich tekstów, pokazujących najgorszą stronę człowieka, ostatnio ląduje się na portalu. Może po prostu nie rozumiem celu takiego pisania. Ostrzegasz? Ok, Musk sobie eksperymentuje z wszczepami do mózgu i takich wszczepów można użyć do złych celów, można potraktować ludzi jak przedmioty, ale to samo można powiedzieć o każdym wynalazku.

Fundujesz mi dwóch skurwieli i babcię, która nawet w Twoim opku jest przedmiotem, zepchnięta na ostatni plan, wypowiada może ze dwa zdania, za mało, żeby w ogóle zwrócić na siebie uwagę czytelnika. Na pierwszy plan wysuwa się historia małego rekina pożartego przez większego drapieżnika. W sumie nic nowego, nic odkrywczego poza scenerią. I na dodatek nie jestem w stanie określić na ile ta sceneria jest realna.

Sorry, nie tym razem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej!

 

@Darcon

 

Dzięki za odwiedziny :)

 

Twoi bohaterowie są trochę zbyt buńczuczni i aroganccy. Oczywiście mogą tacy być, ale mam wrażenie, że się to u Ciebie powtarza.

Tego jeszcze nie było, albo sobie nie przypominam, ale jest to ciekawe spostrzeżenie. Akurat tutaj ta buńczuczność jest niezbędna, bo bohaterowie to nie są mili ludzie, natomiast przyjrzę się temu i postaram się robić bohaterów mniej aroganckich w przyszłości. To może też wynikać z tego, że sam bywam dość arogancki i mało przyjemny w obejściu – tyle, że mam tak wyłącznie w przypadku ludzi, którzy są wobec mnie niemili i aroganccy, ale jednak mam :)

 

Ty się chyba z tego nie wyleczysz. :)

Chyba nie. To z kolei może wynikać z faktu, że materiału na tekst mam zazwyczaj o wiele więcej niż ląduje w opowiadaniu i upycham jeszcze coś tu i ówdzie. Po pierwsze dlatego, że mi szkoda tego materiału i riserczu, a po drugie…

 

to jest bardziej na 50 tys, znaków, niż 30. Napisz powieść, w 500 tysiącach na pewno zmieścisz się z potrzebnymi wyjaśnieniami.

…nigdy nie byłem nawet blisko pomysłu, który mógłby być powieścią. Mam ten materiał po riserczu, jest go sporo, coś tam upycham, ale nie biorę wszystkiego, bo uważam, że nie jestem w stanie tym, co mi się tworzy pod kopułą na dłużej utrzymać czytelnika; zainteresować go na tyle, by łyknął to wszystko bez zmęczenia. Dlatego ciacham tu i tam, wycinam całe sceny i motywy, ale jakoś zawsze zostaje mi to, co uważam za niezbędną podbudowę – a to są właśnie te wyjasnienia. Tę walkę z samym sobą regularnie przegrywam.

Co do zaproszenia do bety dogs, to dzięki za wskazówkę, postaram się skorzystać :)

Miło, że wpadłeś, przeczytałeś i podzieliłeś się uwagami!

 

@zygfryd

 

Dzięki wielkie za odwiedziny, chyba TAKa i miłe słowa. Ten technobełkot skroiłem specjalnie tak, żeby coś mówił, ale nie zaburzał odbioru, więc cieszę się, że Ty tak własnie go odebrałeś.

 

@Irka

 

Dzięki za odwiedziny i komentarz. A bardziej szczegółowo:

 

Mnie nie ruszyło. Może po prostu za dużo takich tekstów, pokazujących najgorszą stronę człowieka, ostatnio ląduje się na portalu.

OK. Jasne, nie każdemu może się podobać, a co do ilości tekstów na portalu z podobnymi bohaterami, to nie wiem, bo ostatnio rzadko coś czytam na portalu.

 

Może po prostu nie rozumiem celu takiego pisania.

A to jest ciekawe zdanie. A cel jakiego pisania rozumiesz?

 

Ostrzegasz? Ok, Musk sobie eksperymentuje z wszczepami do mózgu i takich wszczepów można użyć do złych celów, można potraktować ludzi jak przedmioty, ale to samo można powiedzieć o każdym wynalazku.

Mozna to tak odebrać, nie przeczę, choć ostzregawczym w temacie wszczepów domózgowych jest raczej jeden z moich ostatnich szortów: “Heuralink’’. I jest na wesoło. Tutaj to raczej pokazanie, że biznes to biznes i jak się komuś opłaca, to to zrobi, a ludzie nie będą w jego oczach ludźmi, tylko narzędziami. Raczej nie ostrzegam, a pokazuję uprzedmiatawianie, którego mniej oczywiste przykłady mamy wokół nas na co dzień. Świat nie jest miłym miejscem i nie brakuje w nim skurwieli.

 

Fundujesz mi dwóch skurwieli i babcię, która nawet w Twoim opku jest przedmiotem, zepchnięta na ostatni plan, wypowiada może ze dwa zdania, za mało, żeby w ogóle zwrócić na siebie uwagę czytelnika.

Czyli zauważyłaś to, co chciałem, żeby zostało zauważone: babcia to przedmiot. Choroba powoduje, że staje się ciężarem, więc i uprzedmiatawianie jest silniejsze niż w przypadku zdrowych ludzi. A jesli – tak jak w opku – choroba robi z niej bardzo uzyteczny przedmiot, wówczas uprzedmiatawianie będzie jeszcze silniejsze, możliwe, że systemowe; możliwe, że nieakceptowalne zostanie poprzez działania propagandowe przesunięte na sam środek okna Overtona i stanie się akceptowalne, bo na tym będzie zależeć rządom i/lub możnym tego świata: bezproduktywna jednostka, będąca obciążeniem dla społeczeństwa (sprawdź sobie, jakie roczne koszty w skali globalnej generuje opieka nad osobami dotkniętymi Alzheimerem – w samej Polsce to około 11 mld. złotych), nagle może sie jeszcze do czegoś przydać i zamiast kosztów wygenerować zysk.

 

I na dodatek nie jestem w stanie określić na ile ta sceneria jest realna.

Hmm… A na ile realna jest sceneria mitycznej krainy, po brzegi wypełnionej smokami, elfami i magią? I jakie to ma znaczenie? Rozumiem Twoje wątpliwości, ale nie ze wszystkimi się zgadzam :)

 

Sorry, nie tym razem.

Jasne, Irko, luz ;) I tak jestem zaskoczony, że tekst został tak wcale nieźle odebrany.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

A to jest ciekawe zdanie. A cel jakiego pisania rozumiesz?

Po prostu nie przepadam za opisywaniem skurwysyństwa dla samego opisywania. Gdybyś się pokusił o odpowiedź na pytanie dlaczego, gdyby tam było coś więcej, gdyby zmusiło mnie do zastanowienia się, gdyby… Ale nie ma. Wiem, mamusia, zdrada uczelni, ale to się zdarza codziennie setkom ludzi. Po takich tekstach jak Twój jedyne na co mam ochotę to prysznic, żeby spłukać z siebie brud, który autor opisuje. Wiem, że takie skurwysyny istnieją i nic nie mogę z tym zrobić, a Ty nie dajesz mi żadnej wskazówki, mówisz to, co już wiem. Więc po co?

 

Czyli zauważyłaś to, co chciałem, żeby zostało zauważone: babcia to przedmiot. Choroba powoduje, że staje się ciężarem, więc i uprzedmiatawianie jest silniejsze niż w przypadku zdrowych ludzi.A jesli – tak jak w opku – choroba robi z niej bardzo uzyteczny przedmiot, wówczas uprzedmiatawianie będzie jeszcze silniejsze, możliwe, że systemowe; możliwe, że nieakceptowalne zostanie poprzez działania propagandowe przesunięte na sam środek okna Overtona i stanie się akceptowalne

Tak, babcia to dla bohatera przedmiot, ale – kurde, tylko się nie obraź – też potraktowałeś ją przedmiotowo. Jej tam nie ma jako człowieka, jest jako przedmiot. Nie ma jej uczuć, jej emocji, jej strachu, pogubienia się w świecie. Jeśli chcesz zwrócić uwagę na uprzedmiotowanie ludzi chorych, to daj im głos. To przecież nie jest tak, że chory nic nie czuje, że go już nie ma, że została tylko skorupa, a u Ciebie jest tylko skorupa.

 

Edytka, bo mi umknęło:

Hmm… A na ile realna jest sceneria mitycznej krainy, po brzegi wypełnionej smokami, elfami i magią? I jakie to ma znaczenie?

Jest umowna i wiem o tym. Natomiast tutaj nie wiem, czy to jest – jak napisałeś we wstępie – biotechnobełkot, czy też to, co opisujesz jest realne. I to mnie frustruje. Pewnie łatwiej byłoby mi kupić, gdyby działo się w mitycznej krainie z zaklęciami i czarownikami ;)

Przyznaję, że jeśli chodzi o literaturę to jestem dinozaurem. Literatura jest po coś, przy czym nie mam nic przeciwko temu, żeby tym czymś była po prostu rozrywka. Twoje opko nie jest rozrywką, a jednocześnie nie znajduję w nim tego “po coś”.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przyznaję, że oczekiwał bym od Ciebie bardziej merytoryczne komentarza, Irko. Mam na myśli kontekst głosowania piórkowego. Takim jedynym merytorycznym argumentem jest zbytnie uprzedmiotowienie babci, które sam postrzegam inaczej, reszta to subiektywne odczucia i upodobania, a tu wiadomo, każdy lubi coś innego.

Pozdrawiam.

Przeczytałem tekst i komentarze. Zostaną na dłużej w pamięci. Życzę piórka, bo tekst, imo, zasługuje.

Po mądrych komentarzach poprzedników nic więcej nie napiszę. Nie zaoruj się. Czy na pewno warto? :)

OS, w tym tekście odzierasz ludzi z tego, czym się nieraz zasłaniają, udając innych. Ukazujesz zło, jakim istotnie jest. yesyes

Pecunia non olet

Draconie

Przyznaję, że oczekiwał bym od Ciebie bardziej merytoryczne komentarza, Irko. (…) reszta to subiektywne odczucia i upodobania, a tu wiadomo, każdy lubi coś innego.

Obawiam się, że ocena tekstu literackiego jest w dużej mierze subiektywna. Staram się, aby moje osobiste upodobania miały jak najmniejszy wpływ na piórkową decyzję, nawet jeśli gatunek czy temat mi nie siedzą, staram się podejść do tekstu w jak najbardziej otwarty sposób.

W tym konkretnym przypadku nie uważam, abym kierowała się li i tylko subiektywnymi upodobaniami. Oczywiście mogłabym komentarz napisać w inny sposób, ale szczerze mówiąc nie chcę. Wyraziłam swoje wątpliwości, myślę, że Outta je zrozumiał, czy się z nimi zgadza, to oczywiście inna sprawa, ale myślę też, że jest dużym chłopcem i nie potrzebuje Twojej obrony.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie wiem, gdzie widzisz obronę Outty w moim komentarzu, nie mówiłem też o ocenie, bo nawet komentarz Anet “podobało mi się” można uznać za ocenę, ale o merytoryce, wskazaniu fragmentów czy faktów do poprawy, czy też wskazówkach, których w obydwu komentarzach mi zabrakło. Bo jako czytelnik niewiele wyciągam z komentarzy o własnych odczuciach piszącego.

A i tak, widać, że Ci się nie chce.

 

Irko, Darconie, pozwolicie, że trochę się włączę do Waszej rozmowy, bo w rezultacie zacząłem się zastanawiać nad własnym stylem komentowania, również w odniesieniu do tego tekstu. Otóż kluczowa część mojego wpisu powyżej wyglądała tak:

Możliwe, że zabrakło mi jakiegoś głębszego wglądu w motywy Michała. Oczywiście, jak zawsze, to moje subiektywne wrażenia czytelnicze, a nie jakaś prawda objawiona. Kiedy mówi o Witoldzie, że “dureń gówno wiedział i jeszcze mniej rozumiał”, to w porządku, ale ja wolałbym rozumieć. Wydaje się, że pierwotnie próbował pomóc mamie i coś mu się nie udało; teraz w przypadku babci nie jest jasne, czy także jeszcze liczył na jakiś inny rozwój zdarzeń (jaki?), czy szczerze uważa, że to dla niej lepsze od powolnego odchodzenia, czy jednak traktuje ją głównie jako źródło zysku i tylko sam przed sobą udaje, że jest inaczej. Za to zakończenie jest mocne i pomysłowe.

Po ponownym przejrzeniu opowiadania i komentarzy jestem skłonny zgodzić się, że trzecie wyjaśnienie najbardziej do niego pasuje, ale tym bardziej chciałbym jako czytelnik mieć jakiś wgląd w motywy Michała. Jeżeli utwór ma stanowić studium bohatera, który traci resztki przyzwoitości i zaczyna krzywdzić innych, samemu tego nie dostrzegając, to wydobędę jakąś wartość poznawczą, gdy dowiem się, co (zdaniem autora) go do tego popchnęło, jak można było temu zapobiec; jak wykryć niepokojące symptomy u ludzi w swoim otoczeniu czy nawet u siebie samego. Tej warstwy, moim zdaniem, Zasób ludzki nie przejawia prawie wcale. Przy czym uważam za uczciwe i konieczne zastrzec, że to moje wrażenia i poglądy, a nie obiektywne fakty.

 

Irko, mnie Twój komentarz może wydał się jakby niekompletny, ale wziąłem to za dobry znak. Mam wrażenie, że pod tekstami świeżynek piszesz w wyraźnie inny sposób. Pomyślałem zatem, że najwyraźniej rozumiecie się z Sewerem na tyle dobrze, że nie czujesz potrzeby pisania rzeczy typu “ciekawy pomysł na technologię, sprawnie ułożona fabuła, redakcyjnie też całkiem nieźle” – możesz od razu przejść do meritum. Ufasz też, iż nie musisz wykładać wskazówek na ławę, zostaną zrozumiane implicite – zresztą nie wpadłem na to, że opowiadanie mogłoby zyskać na próbie pokazania perspektywy babci, to ciekawa sugestia, choć wygląda na bardzo trudne wyzwanie.

 

Darconie, rozumiem Twoje wątpliwości, ponieważ sam mam podobne, często (jak wspomniałem) w odniesieniu do własnych komentarzy lożowych. Jeżeli w opowiadaniu nie ma podstawowych wad, które dają się wskazać obiektywnie i sprawiają, że zastanawiam się w ogóle nad powodem nominacji (redakcja poniżej krytyki, rażące błędy rzeczowe), trzeba użyć innych kryteriów. Staram się głosować na TAK, jeżeli podczas lektury odczuwam ciągłe zanurzenie w świecie przedstawionym, tekst zostaje w głowie po dłuższym czasie, podsuwa mi nowe wartościowe idee, skłania do przemyśleń – ale to są kwestie istotnie subiektywne. Próbuję je obiektywizować z pożytkiem dla autora, zwracając uwagę na rzeczy takie, jak na przykład otwarte zakończenie (brak domknięcia głównego wątku, cliffhanger) w fabule opartej na akcji albo jak właśnie brak wglądu w kluczowe motywacje bohatera.

To jednak zawsze jest możliwe do podważenia, tak jak piszesz, jako subiektywne upodobania. Naturalnie nie czuję się w porządku, oceniając teksty według subiektywnych upodobań, ale radzę sobie z tym myśląc, że wybór członków Loży jest wyrazem zaufania Społeczności, iż nasz punkt widzenia powinien im pomóc w rozwoju. Jak według Ciebie wyglądałoby ulepszenie takich komentarzy do oczekiwanego poziomu merytorycznego: powoływać się zawsze na uznane pojęcia i prace z zakresu teorii literatury, żeby potwierdzić, że przedstawione stanowisko nie jest tylko widzimisię lożanina? Myślałem o tym, ale obawiam się, że nie sprostam takiemu wyzwaniu i żaden inny z prawdopodobnych kandydatów też nie. Jeżeli w kolejnych miesiącach zaczniesz się bardziej regularnie udzielać na forum i chciałbyś podjąć się czegoś w tym rodzaju, na pewno miałbyś mój głos.

Darconie

A i tak, widać, że Ci się nie chce.

Ach, daj spokój, przecież wiem, że potrafisz odróżnić znaczenie “nie chcę” i “nie chce mi się”. Takie złośliwości nie są potrzebne.

I nie zamierzam dłużej dyskutować, lubię Twoje pisanie, z reguły lubię Twoje komentarze i nie chcę, żeby dyskusja eskalowała w niemiłą kłótnię. A mam wrażenie, że choćbym na rzęsach stanęła, nie przekonam Cię, więc po co.

 

Ślimaku

nie czujesz potrzeby pisania rzeczy typu “ciekawy pomysł na technologię, sprawnie ułożona fabuła, redakcyjnie też całkiem nieźle”

Tak, pomysł ciekawy, fabuła sprawnie ułożona, redakcyjnie ok. A Outta pisze na tyle dobrze, że wydawało mi się, że nie muszę mu tego za każdym razem mówić ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Ślimaku.

Jak według Ciebie wyglądałoby ulepszenie takich komentarzy do oczekiwanego poziomu merytorycznego: powoływać się zawsze na uznane pojęcia i prace z zakresu teorii literatury, żeby potwierdzić, że przedstawione stanowisko nie jest tylko widzimisię lożanina? Myślałem o tym, ale obawiam się, że nie sprostam takiemu wyzwaniu i żaden inny z prawdopodobnych kandydatów też nie.

Zadajesz mi pytanie, na które sam odpowiadasz. Domyślam się więc, że nie oczekujesz odpowiedzi. Tym, że nie sprostasz, podpierając się jednocześnie wszystkimi innymi, którzy jak Ty nie sprostają, wzmacniając swoją wypowiedź jako społecznie słuszną, też nie oczekujesz mojej wypowiedzi, więc pozostawiam Cię bez niej.

Pozdrawiam.

 

Pax, moi drodzy. Lubię Was wszystkich i nie chce, żeby ten tekst był zarzewiem jakiegoś niepotrzebnego konfliktu. Szczegółowo postaram się odnieść do Waszych komentarzy później, bo na razie ogarniam życie, czyli obiad, dzieciaki i porządki w domu :)

A tymczasem miłego dnia Wam wszystkim!

Known some call is air am

Outta Sewerheart

Trzymaj się i pozdrowienia dla Ciebie oraz Bliskich. heart

Pecunia non olet

Hej, Darconie.

Czy niedokładnie się wyraziłem? Cenię Twoje komentarze, z przyjemnością do nich zaglądam, żeby dowiedzieć się, co dostrzegłeś w danym tekście, co ja ewentualnie przeoczyłem. Z dużą swobodą wskazujesz niespójności świata czy braki wiarygodności psychologicznej, ciekawie piszesz o tym, jak Twoim zdaniem należy kształtować fabułę i bohaterów. Przebija z tego pewność siebie doświadczonego czytelnika i autora, budząca ufność, że podane uwagi są wiarygodne.

Z drugiej strony zwykle jest w nich dużo tego subiektywizmu, który teraz właśnie krytykujesz. Rozumiem zatem, że według Ciebie komentarze oceny piórkowej należy kształtować inaczej od reszty wpisów. Miałem nadzieję, że napiszesz coś więcej o tym, jak mianowicie należy – bo sam nieraz mam wątpliwości, czy robię to dobrze, którymi podzieliłem się tutaj dosyć szczerze. Chyba jasne, że pomysł “powoływać się zawsze na uznane pojęcia i prace z zakresu teorii literatury” przytoczyłem jak gdyby w charakterze etyki idealnej, to nie jest praktycznie możliwe do realizacji.

 

Outta, dzięki za miły i łagodzący komentarz. Na pewno nie chciałbym tutaj prowokować konfliktu. Staram się skorzystać z poruszonego tematu, żeby wyrazić swoją niepewność związaną z działaniem w Loży i kryteriami oceny tekstów nieraz lepszych od tego, co sam piszę; ewentualnie wyciągnąć jakieś wskazówki od bardziej doświadczonych Użytkowników.

 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

Hej!

 

Wiem, mamusia, zdrada uczelni, ale to się zdarza codziennie setkom ludzi.

No właśnie :) To się zdarza dziennie tysiącom ludzi i te tysiące ludzi nie idą w ekstrema, jeśli chodzi o zachowanie, nie redefiniują swoich systemów wartości, bo świat się na nich wypiął. To coś w tobie jest lub tego nie ma, a ta zdrada ze strony świata może być tego wyzwalaczem; a może wyzwalaczem być fakt, że już nie ma po co stwarzać pozorów lub się hamować.

 

Wiem, że takie skurwysyny istnieją i nic nie mogę z tym zrobić, a Ty nie dajesz mi żadnej wskazówki, mówisz to, co już wiem. Więc po co?

Nie jestem w stanie odpowiedzieć Ci na to pytanie ¯\_(ツ)_/¯

 

Tak, babcia to dla bohatera przedmiot, ale – kurde, tylko się nie obraź – też potraktowałeś ją przedmiotowo. Jej tam nie ma jako człowieka, jest jako przedmiot. Nie ma jej uczuć, jej emocji, jej strachu, pogubienia się w świecie.

Czemu miałbym się obrażać na fakty? Tak, jej tam nie ma, bo ona jako człowiek nie jest do niczego potrzebna ani protagoniście, ani tym bardziej Witoldowi. To przedmiotowe potraktowanie odwzorowuje sposób, w jaki traktują ją “bohaterowie” opowiadania.

 

Jeśli chcesz zwrócić uwagę na uprzedmiotowanie ludzi chorych, to daj im głos. To przecież nie jest tak, że chory nic nie czuje, że go już nie ma, że została tylko skorupa, a u Ciebie jest tylko skorupa.

Może mógłbym dać jej głos, może mógłbym pokazać jej emocje, ale – jak napisał Ślimak – byłoby to bardzo trudne i chyba by mnie przerosło. Napiszę tak: tu nie chodzi o uprzedmiotawianie z perspektywy osoby uprzedmiatawianej, tylko ze strony uprzedmiotawiającej. Czy to o czymś mówi? Jeśli tak, to raczej o tym, że są ludzie, dla których nie będziesz nigdy człowiekiem, tylko narzędziem i/lub okazją, niczym więcej.

 

Natomiast tutaj nie wiem, czy to jest – jak napisałeś we wstępie – biotechnobełkot, czy też to, co opisujesz jest realne. I to mnie frustruje. Pewnie łatwiej byłoby mi kupić, gdyby działo się w mitycznej krainie z zaklęciami i czarownikami ;)

Sam nie wiem na ile to jest możliwe, czy to tylko biotechnobełkot, czy w jakimś momencie to może stać się realne, więc poniekąd Cię rozumiem :)

 

@Koala

 

Dzięki za odwiedziny i miły komentarz, Misiu :)

 

Nie zaoruj się. Czy na pewno warto?

Czasem nie ma innego wyjścia. Albo jest, tylko niekompatybilne z tym, kim i jaki ja jestem :)

 

@bruce

 

w tym tekście odzierasz ludzi z tego, czym się nieraz zasłaniają, udając innych.

To chyba najtrafniejsze, co tutaj napisano. Z tym zastrzeżeniem, że to zasłanianie się uważam niekoniecznie za celowe, za coś, co jest uświadomione i wynika z wyrachowania. Czasem – tak mi się wydaje – maska opada z powodu bezsilności wobec tego, co tego kogoś spotyka. Jeśli nie masz już o kogo walczyć ze sobą, żeby być lepszą wersją siebie, to równie dobrze możesz odpuścić i stać się tą wersją, którą dotychczas konsekwentnie spychałeś głębiej – myślę, że takie uwolnienie się z obowiązków i nakazów moralnych może być w niektórych przypadkach katartyczne.

 

@Ślimaku

 

Po ponownym przejrzeniu opowiadania i komentarzy jestem skłonny zgodzić się, że trzecie wyjaśnienie najbardziej do niego pasuje

Najbardziej, ale i tutaj mam pewne zastrzeżenie. Napisałeś: traktuje ją głównie jako źródło zysku i tylko sam przed sobą udaje, że jest inaczej. Wiesz, on niczego raczej nie udaje. Niczego nie usprawiedliwia, tylko racjonalizuje, jednocześnie użalając się nad sobą i nad tym, w jaki sposób potraktowało go życie.

To jego pytanie na końcu: co zrobiliście z ciałem pani Ireny? może być odczytane jako jeden z ostatnich ludzkich odruchów, ale czy więcej jest człowieczeństwa w tym pytaniu i okazanej poniewczasie troski, czy może więcej chęci dowiedzenia się, co się stało z dowodem, który może go obciążyć?

 

jak wykryć niepokojące symptomy u ludzi w swoim otoczeniu czy nawet u siebie samego. Tej warstwy, moim zdaniem, Zasób ludzki nie przejawia prawie wcale

Masz rację, że tej warstwy nie ma prawie wcale. A jak wykryć symptomy u innych? Albo u siebie? U innych nijak, bo moim zdaniem taka zmiana pod wpływem poczucia krzywdy może zajść nagle, w bardzo krótkim czasie. A u siebie… Tutaj należy się zastanowić, czy sam się oszukujesz co do tego, jaki jesteś, ale tak naprawdę głęboko się zastanowić, nawet jesli to będzie bolesne i poczujesz chęć wyparcia. Ja nie jestem dobrym człowiekiem z definicji – jestem dobrym człowiekiem (a przynajmniej tak o sobie myślę), bo nakazuję sobie takim być; a nakazuję sobie takim być, bo tak poukładałem sobie życie, że stać mnie na nie bycie skurwielem.

 

Naturalnie nie czuję się w porządku, oceniając teksty według subiektywnych upodobań, ale radzę sobie z tym myśląc, że wybór członków Loży jest wyrazem zaufania Społeczności, iż nasz punkt widzenia powinien im pomóc w rozwoju.

Ja się nigdy nie czuję w porządku przy ocenie jakiegokolwiek tekstu, jeśli moja ocena zależy tylko od subiektywnych wrażeń z odbioru, które są niemierzalne w żaden globalnie obiektywny sposób. Taki lajf, Ślimaku :)

 

@Irka

 

A Outta pisze na tyle dobrze, że wydawało mi się, że nie muszę mu tego za każdym razem mówić ;)

Ale jak to, nie? Foch ;)

 

@Ślimak, Darcon

 

Przebija z tego pewność siebie doświadczonego czytelnika i autora, budząca ufność, że podane uwagi są wiarygodne.

Ja za takie je właśnie uznaję. Przede wszystkim lubię i cenię bezpośredniość tych uwag, bez posypywania cukrem, żeby autorowi nie było za gorzko po lekturze komentarza.

 

@Ślimak

 

Staram się skorzystać z poruszonego tematu, żeby wyrazić swoją niepewność związaną z działaniem w Loży i kryteriami oceny tekstów nieraz lepszych od tego, co sam piszę; ewentualnie wyciągnąć jakieś wskazówki od bardziej doświadczonych Użytkowników.

Jasne, popieram. Mnie tutaj bardziej szło o to, że każdy z nas ma różną wrażliwość, każdy ma prawo mieć słabszy lub lepszy dzień, być bardziej ugodowy lub bardziej drażliwy i to potem może się przenieść na treść i odbiór komentarzy. Ta grupka dyskusyjna, która się tutaj zawiązała to ludzie dojrzali, z dystansem, nie obrażający się o byle co i mający świadomość, że szczególnie w internecie można podczas dyskusji źle odczytać intencję rozmówcy i to jest fakt – ja tylko pragnę o tym przypomnieć, choć pewnie nie muszę.

 

@bruce

 

I wzajemnie – uściski dla Ciebie i dzieci :) Wiem, że z powodu obowiązków na ŚDF się nie wybierzesz, ale fajnie byłoby Cię znów spotkać w realu :)

 

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Wiesz, on niczego raczej nie udaje. Niczego nie usprawiedliwia, tylko racjonalizuje, jednocześnie użalając się nad sobą i nad tym, w jaki sposób potraktowało go życie.

Rzeczywiście, jest kilka fragmentów, które wyraźnie wskazują na jego szczerość w stosunku do siebie, zwłaszcza dość mocno ten o “babcinej kobe”. Tak teraz myślę, że chyba najmocniej zmyliło mnie to zdanie:

Zaś kiedy możliwość kupna WeNDigO stała się realna, w jego głowie zrodził się plan. Genialny plan, który nie wypalił, przez co teraz Michał był zmuszony amputować resztki człowieczeństwa, pozostałe w nim po śmierci matki.

Przynajmniej przy pierwszej lekturze wziąłem je za sugestię, że jest jakaś warstwa intencji Michała, której nie pokazujesz bezpośrednio czytelnikom, ale której należy się domyślić i wpłynęłaby na ocenę jego działań. Zdaje się, że przekombinowałem.

U innych nijak, bo moim zdaniem taka zmiana pod wpływem poczucia krzywdy może zajść nagle, w bardzo krótkim czasie. A u siebie…

I pewnie należałoby to uznać za istotne przesłanie opowiadania – że ludzie z różnych przyczyn czasem zaczynają traktować innych przedmiotowo i nie ma jak temu zaradzić. Jest to zasadny pogląd na świat, którym mogłeś chcieć się podzielić; a potrafiłeś go ubrać w pomysłową otoczkę SF. Nie umiem też wykluczyć, że wprawniejszy ode mnie czytelnik przyswoiłby go bezpośrednio z tekstu, bez potrzeby dodatkowych wyjaśnień.

Pozdrawiam serdecznie,

Ś.

Dzięki, na pewno kiedyś znowu uda się podczas Zlotu. :)

Tymczasem trzymam mocno kciuki, bo moim skromnym zdaniem opowiadanie jest ewidentnie piórkowe. :)

Pozdrawiam, Outta Sewer, pozdrawiam Komentujących prosząc Was (oczywiście – z całym szacunkiem dla Waszego zdania i opinii), abyście weszli w głębię tekstu, bo opowiadanie jest wielowarstwowe i wieloaspektowe. :)

Pecunia non olet

Hej, Ślimaku Zagłady.

 

Rozumiem zatem, że według Ciebie komentarze oceny piórkowej należy kształtować inaczej od reszty wpisów. Miałem nadzieję, że napiszesz coś więcej o tym, jak mianowicie należy – bo sam nieraz mam wątpliwości, czy robię to dobrze, którymi podzieliłem się tutaj dosyć szczerze.

 

Obawiam się, że moja odpowiedź Cię nie usatysfakcjonuje. A pozwalam ją sobie napisać pod opowiadaniem Outty, gdyż mam z nim dobry kontakt i liczę, że nie obrazi się za ten off top.

 

Osób, opowiadań i komentarzy jest olbrzymia liczba kombinacji, nie sposób znaleźć złotego środka. Dlatego tak generalnie, bardziej istotne jest jak napisać komentarz, niż co napisać. 

Pisarze to grupa egocentryków, to tylko kwestia czy w większym czy w mniejszym stopniu. Każdy pisarz chce, aby go słuchano/czytano, chce być w centrum uwagi, po to publikuje. Czym więcej czytelników, tym satysfakcja jest większa i wtedy czuje się autorytetem lub chce nim być, gdy ich nie ma.

Tym samym komentarze osób piszących są często (ego)personalne, a nawet te najbardziej neutralne odbierane (ego)personalnie przez autorów tekstów.

Posłużę się powyższą, krótką dyskusją, bo jest tego dobrym przykładem.

 

Mnie (najpiew JA) nie ruszyło. Może po prostu za dużo takich tekstów, pokazujących najgorszą stronę człowieka, ostatnio ląduje się na portalu. Może po prostu nie rozumiem celu takiego pisania (autorytarne JA, skoro JA nie rozumiem/nie lubię, po co w ogóle TY/ktoś o tym pisze? To przykładowa sentencja, która jest dobrym przykładem do powstania konfliktu, JA atakuję TY) . Ostrzegasz (TY moje JA)? Ok, Musk sobie eksperymentuje z wszczepami do mózgu i takich wszczepów można użyć do złych celów, można potraktować ludzi jak przedmioty, ale to samo można powiedzieć o każdym wynalazku.

 

W swoim spostrzeżeniu pominąłem część personalną, skupiłem się na samym, jednym komentarzu, nie odnosiłem się do autorki, nie oceniałem jej osoby ani całości jej lożowania. Mimo tego zostało to odebrane (ego)personalnie i personalną odpowiedzią się skończyło:

 

myślę, że Outta je zrozumiał, czy się z nimi zgadza, to oczywiście inna sprawa, ale myślę też, że jest dużym chłopcem i nie potrzebuje Twojej obrony.

 

Później pojawiłeś się Ty i także Tobie odpowiedziałem tylko na zadane pytanie, nie oceniając Twojej osoby ani Twoich komentarzy lożańskich, ale i Ty odebrałeś to (ego)personalnie, odpowiadając personalnie:

 

Cenię Twoje komentarze, (…) do nich zaglądam (…) co dostrzegłeś w danym tekście, (…) piszesz o tym, jak Twoim zdaniem (…) czytelnika i autora, budząca ufność, że podane uwagi są wiarygodne.

 

Zgeneralizowałeś wywód odnośnie całości moich komentarzy, a przecież nie o mnie, ani o Tobie tu rozmawialiśmy. Oczywiście i ja odpowiadam czasem personalnie, jeśli ktoś pisze do mnie presonalnie, ale generalnie tego unikam.

Podsumowując powyższe, niezmiernie trudno jest napisać komentarz w którym autor komentarza nie będzie pisał go z własnym JA na przodzie, gdzie nie będzie zastanawiać się nad jego społecznym odbiorem lub wręcz pisać go tak, aby w określony sposób został społecznie odebrany. Dopiero w kolejnym kroku skupia się na utworze.

 

Jeśli chodzi o komentarze lożańskie, to mogę Ci tylko powiedzieć, co wpływa na moje komentarze.

– nie czytam komentarzy innych (poniekąd to kwestia braku czasu, więc wyniknęło to niejako samoistnie, czasem zerknę na komentarze po moim, gdy czekam na odpowiedź autora, którą zawsze czytam), więc nie sugeruje się tym, co myślą inni,

– rzadko bywam na forum, tym samym mam znacznie mniejsze obawy nad odbiorem społecznym moich komentarzy, większość obecnych osób już niestety nie znam,

– dużo czytam, na innym forum „muszę” zapoznać się przynajmniej z kilkuset utworami rocznie, nie sposób przeczytać je w całości, ale ta ilość wpływa na rozpoznawanie pewnych norm, powielanych błędów czy schematów,

– ta duża liczba przeczytanych utworów wpływa na doświadczenie i łatwiej pisze się kolejny komentarz, czasem mam tylko obawy, gdy enty raz piszę to samo,

– przy komentarzach negatywnych staram się nie zapomnieć napisać co podobało mi się w utworze, rzadko bywa tak, że wszystko jest do du…,

– komentarze negatywne staram się pisać na temat i jak najkrócej, bo i tak, jak wspomniałem wyżej, zostanie on odebrany jako (ego)presonalny. Tu posłużę się przykładem – wypisuję kilka błędów i piszę, że widzę ich więcej, ale nie wszystkie wymieniam. Nigdy nie zdażyło się tak, aby autor poprosił mnie bym wymienił resztę. Ego ucierpiało i nikt nie chce, by dobijać go bardziej, a przecież piszę komentarz o utworze, albo nawet fragmencie, a nie oceniam całą historię człowieka. Pocieszam się jednak, że autor wszystko zrozumiał i wskazanie kilku miejsc nakreśla mu całościowy obraz. :)

– jednak najbardziej zależy mi, aby mój komentarz miał ogólną tezę, którą staram się umotywować, aby autor mógł spojrzeć na opowiadanie całościowo i wyciągnąć jakieś wnioski na przyszłość. Uważam, że zbytnia drobiazgowość i wzajemna dyskusja nad poszczególnymi zdaniami, czy pojedynczymi wątkami zaciemnia obraz i ostatecznie niewiele z takiej dyskusji wynika, oprócz (ego)udowadniania, kto miał rację.

– przyznaję się do błędu, gdy coś przegapię lub oczywistego nie zrozumiem, to żadna ujma, a na pewno pomaga podbudować się autorowi po negatywnym komentarzu.

– jeśli mam okazję i pasuje to do kontekstu, polecam do przeczytania inne opowiadanie na portalu w ramach nauki czegoś nowego. Niestety rzadko ktoś je czyta i trochę nad tym ubolewam.

– przy pozytywnych komentarzach wcale nie trzeba pisać dużo, bo i po co, jeśli utwór się podoba, oczywiście wyraźnie to wtedy zaznaczam,

– jeśli mam jednak uwagi do bardzo dobrych opowiadań, to na ogół o nich nie piszę, bo nawet najmniejsza negatywna uwaga robi więcej złego, niż największa dobrego, stąd nie chcę burzyć ogólnego, pozytywnego obrazu. Uważam, że jasny, pozytywny komentarz odniesie znacznie lepszy skutek, niż zaznaczenie, że w pysznej zupie był włos.

 

Jak widzisz, Ślimaku Zagłady, mało merytorki w moim komentarzu, na którą chyba liczyłeś. 

Pozdrawiam serdecznie.

 

Hej, Darconie.

Obawiam się, że moja odpowiedź Cię nie usatysfakcjonuje. A pozwalam ją sobie napisać pod opowiadaniem Outty, gdyż mam z nim dobry kontakt i liczę, że nie obrazi się za ten off top.

Również bym na to liczył, jako że odpowiedź jest bardzo ciekawa. Poszedłeś z nią w nieco inną stronę, niż mógłbym się spodziewać, ale przecież dzielisz się obszernie swoją filozofią komentowania i mało mi znanym podejściem do komunikacji międzyludzkiej – mnóstwo wartościowego materiału do przemyśleń!

Tu posłużę się przykładem – wypisuję kilka błędów i piszę, że widzę ich więcej, ale nie wszystkie wymieniam. Nigdy nie zdarzyło się tak, aby autor poprosił mnie, bym wymienił resztę.

W takich sytuacjach z zasady proszę o resztę, ale dopiero dzięki Tobie zwróciłem teraz uwagę, że mogę stanowić pod tym względem jakiś większy wyjątek.

– jednak najbardziej zależy mi, aby mój komentarz miał ogólną tezę, którą staram się umotywować, aby autor mógł spojrzeć na opowiadanie całościowo i wyciągnąć jakieś wnioski na przyszłość.

I taka zdolność do całościowego, dobrze umotywowanego oglądu na pewno buduje jakość komentarzy: to nie jest coś, co łatwo sobie wyrobić, niemniej wskazówka cenna.

– jeśli mam jednak uwagi do bardzo dobrych opowiadań, to na ogół o nich nie piszę, bo nawet najmniejsza negatywna uwaga robi więcej złego, niż największa dobrego, stąd nie chcę burzyć ogólnego, pozytywnego obrazu. Uważam, że jasny, pozytywny komentarz odniesie znacznie lepszy skutek, niż zaznaczenie, że w pysznej zupie był włos.

Tutaj trudno mi się zgodzić – choćby najlepszy autor, który przykładowo nie umie wydzielać przecinkiem grupy wołacza, tylko na tym straci, jeżeli będę przed nim ten przykry fakt ukrywał.

Później pojawiłeś się Ty i także Tobie odpowiedziałem tylko na zadane pytanie, nie oceniając Twojej osoby ani Twoich komentarzy lożańskich, ale i Ty odebrałeś to (ego)personalnie, odpowiadając personalnie:

Dziękuję, że podzieliłeś się swoją perspektywą na tę wymianę zdań. Zaskakuje mnie to, jest bardzo cenną informacją zwrotną o odbiorze moich wpisów. Gdybyś nawzajem chciał wiedzieć, jak odebrałem Twoją pierwszą odpowiedź oraz dlaczego uznałem taką reakcję za wyważoną i niezbędną, oczywiście też się podzielę.

– dużo czytam, na innym forum „muszę” zapoznać się przynajmniej z kilkuset utworami rocznie

Szkoda, że obecnie nie znajdujesz NF równie angażującym czy też wartościowym miejscem, ale tym bardziej doceniam, ile czasu poświęciłeś już teraz na naszą rozmowę!

Również serdecznie pozdrawiam.

Panowie, dyskutujcie ile dusza zapragnie, bo dyskusja jest ciekawa, a tym, że to offtop się nie przejmujcie, nie mam nic przeciwko :) 

I tak na przyszłość – Outta się nie obraża, nigdy. Mogę być zły, rozczarowany, wkruwiony, ale nigdy obrażony, bo obrażanie się zamyka drogę do dialogu, więc jest bez sensu.

Wybaczcie, że nie przyłączę się do dyskusji, ale jestem tylko na moment i już znikam :)

 

Pozdrawiam serdecznie 

Q

Known some call is air am

Outta się nie obraża, nigdy. Mogę być zły, rozczarowany, wkruwiony, ale nigdy obrażony, bo obrażanie się zamyka drogę do dialogu, więc jest bez sensu.

I tu gratuluję Ci, i od razu widać wyższość (jak powiedziałby w “Zezem” Jan Tadeusz Stanisławski: “Wyższość Świąt Wielkiejnocy nad Świętami Bożego Narodzenia”) nade mną, bo ja to się od razu obrażam. smiley

Pecunia non olet

Oczywiście jestem ciekawy, Ślimaku Zagłady, więc pisz śmiało.

Szkoda, że obecnie nie znajdujesz NF równie angażującym czy też wartościowym miejscem,

Nie, nie. Nic takiego nie powiedziałem. Tam redakcja jest bardzo nieliczna i (o ironio losu) przez to bardziej autorytarna. Oceniam utwory, ale nie muszę oceny uzasadniać. Piszę komentarze równie rzadko, jak tutaj, ale dla właściciela portalu, jak i użytkowników, to lepsza alternatywa, niż gdyby utwory w ogóle nie miały być publikowane.

 

W temacie “JA atakuje TY”. Wydaje mi się, że lepiej negatywny komentarz lożowski pisać z perspektywy ja, Finkla niż My, Demokratycznie Wybrana i Decydująca o Piórkach LOŻA. Sama wolałabym usłyszeć, że mój tekst nie podszedł jednej osobie, a nie od razu dziewięciu.

Oczywiście, czasami błędy są bezdyskusyjne – słowo “brzuch” pisze się właśnie tak, a nie przez ż, ó i samo h.

Ale nie przepadam za komentarzami w stylu “wątek przyjaźni między bohaterami jest źle poprowadzony”. To brzmi strasznie ex cathedra, IMO. A jeśli z poziomu forum tej katedry filologicznej nie widać, to już w ogóle. Bo kto decyduje o jakości wątku? W tych wątkach chyba na ogół jeden rabin mówi tak, a drugi nie.

Babska logika rządzi!

Cześć!

 

Nieźle zaplanowane i bardzo dobrze napisane opowiadanie, taki prawdziwy cyberpunk XXI wieku, skorygowany o zmiany, które w świecie zachodzą. Jest bohater, którego życie kopnęło, jest bezwzględny Witold, który czuje kasę, tylko jakiegoś promyka nadziei tu brak. Bo mroczna i smutna ta wizja babciowego HPC, i strasznie dystopijna, ale może właśnie w taką stronę zmierzamy, biorąc pod uwagę, że spora część mocy obliczeniowej wykorzystywana jest na “głupoty” (choć w sumie moc obliczeniowa jest obecnie tania i wciąż rośnie, więc czemu jej na głupoty nie wykorzystywać)? Jeśli czegoś zabrakło, to szerszego obrazu świata, ale może właśnie to zawężenie perspektywy sprawia, że bardziej ta wizja boli?

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Oczywiście jestem ciekawy, Ślimaku Zagłady, więc pisz śmiało.

Pomyślałem, że lepiej będzie odpisać wiadomością prywatną, bo to już bardzo odbiega od tematu opowiadania i może też nie ma sensu roztrząsać publicznie, jak i dlaczego zrozumiałem Twoją pierwszą odpowiedź. Gdybyś z jakichś względów jednak chciał skopiować tę wiadomość na forum, naturalnie nie stawiam żadnych przeszkód.

Nie, nie. Nic takiego nie powiedziałem. (…) Oceniam utwory, ale nie muszę oceny uzasadniać. Piszę komentarze równie rzadko, jak tutaj

Rozumiem. Przepraszam za nadinterpretację.

Cześć! Już mnie kupiłeś samą przedmową, a Verus poleciła to opko jako „chore” (o ile można to nazwać poleceniem…). Lecimy.

 

Usuń mój numer, wyczyść pamięć telefonu.

I co, doktorek uwierzył Michałowi na słowo, że to zrobi?

 

Cały tekst, oprócz sekcji do pierwszej gwiazdki *, jest niewyjustowany…

 

I z tych moich wyliczeń wynika, że babunia, której załatwiłeś podpięcie mojej chińszczyzny

Dwa razy „mój”, w pierwszym przypadku spokojnie można opuścić, bo facet w poprzednim zdaniu mówił, że umie liczyć. Wiadomo, że to są jego wyliczenia.

 

Kongo, najbardziej zaufany z drabów Witolda

Domyślamy się, kto to jest Witold, ale jednak IMO troszkę dziwnie to brzmi. Nie przedstawił się, a narrator jednak wie, jak ma na imię, chociaż narracja jest prowadzona „za plecami” Michała, czyli narrator powinien chyba wiedzieć tylko tyle, co sam Michał.

 

Dopiero po powrocie na sam początek i przeczytaniu jeszcze raz wszystkich fragmentów pisanych kursywą, załapałem, że to nie są wspomnienia głównego bohatera, tylko zapewne wpisy Neurocide na tamtym forum.

 

Ogólnie: rzeczywiście jest to chore i rzeczywiście jest to bardzo dobre. Droga życiowa, którą wybrał bohater, wpycha go coraz głębiej w bagno, a on to widzi, ale brnie dalej – jakże prawdziwe. Ktoś może powiedziałby, że Michał jest sam sobie winny, ale ja staram się raczej zrozumieć ludzi, a ludzie w desperacji podejmują różne kroki, których potem żałują. (co nie znaczy że pochwalam postawę Michała…) Zakończenie też mocne. „Biotechnobełkot” jest elementem koniecznym takiego opowiadania i nie uważam, żeby to była wada.

 

Misię.

Precz z sygnaturkami.

I co, doktorek uwierzył Michałowi na słowo, że to zrobi?

O ile poprawnie odczytałem intencje, doktorek mówi Michałowi tak: “Nie zamierzam w przyszłości realizować twoich zleceń, jest więc w twoim dobrze pojętym interesie, żeby zatrzeć wszystkie ślady kontaktów, bo gdyby cię złapali i doszli po sznurku do mnie, to nie omieszkam cię jeszcze bardziej wtopić”.

Hm, może mam za małą wprawę w szeroko pojętych ciemnych sprawkach, bo taka interpretacja mi nie przyszła do głowy…

Precz z sygnaturkami.

Wielkie gratulacje! yes

Pecunia non olet

Hej!

 

Znów z poślizgiem ;)

 

@bruce

 

bo ja to się od razu obrażam. smiley

Ty, bruce? Kiedyś Ty się obraziła? Jesteś najspokojniejszą, najmniej konfliktową osobą na tym forum, więc bez takich ;)

 

@krar

 

Bo mroczna i smutna ta wizja babciowego HPC, i strasznie dystopijna

Taki klimat mam ostatnio, a i klimat zewnętrzny też nie napawa optymizmem.

 

Jeśli czegoś zabrakło, to szerszego obrazu świata, ale może właśnie to zawężenie perspektywy sprawia, że bardziej ta wizja boli?

Ten obraz świata, to obraz naszego świata, który każdy z nas ma jak na talerzu, wystarczy się rozejrzeć. Porwania dzieci w Ameryce południowej, handel noworodkami w Gruzji, czarny rynek organów do przeszczepów – to tylko niektóre z rzeczy, które dzieją się obok nas, ale bezpośrednio nas nie dotykają więc nie myślimy o nich na co dzień. Myślę, że taki proceder wykorzystywania ludzi jako komputerów działby się – gdyby był możliwy – w podobny sposób, jak wcześniej wymienione, więc ta wizja świata nie odbiega w żaden znaczący sposób od rzeczywistości, w której żyjemy.

Dzięki za lekturę i podzielenie się opinią :)

 

@Zizi

 

Verus poleciła to opko jako „chore” (o ile można to nazwać poleceniem…)

Heh :) U Siaka na kanale jeden z moich tekstów został nazwany o wiele mocniej, a i przy okazji ja zostałem zaklasyfikowany, jako nadający się do szufladki opatrzonej etykietką “psychol” ;)

 

I co, doktorek uwierzył Michałowi na słowo, że to zrobi?

A czemu nie? Ślimak już to mniej więcej wyjaśnił. Obaj panowie – protagonista i lekarz – zajmują się nielegalnym procederem, więc o ile o zaufaniu tutaj mowy być nie może, to sytuacja od obu stron wymaga dyskrecji, więc jest to swego rodzaju mexican standoff: ja mam haka na ciebie, ty masz haka na mnie, żaden z nas nie będzie mieć skrupułów, żeby pociągnąć tego drugiego na dno, jeśli którykolwiek z nas zrobi coś, co zaszkodzi drugiemu.

 

Domyślamy się, kto to jest Witold, ale jednak IMO troszkę dziwnie to brzmi. Nie przedstawił się, a narrator jednak wie, jak ma na imię, chociaż narracja jest prowadzona „za plecami” Michała, czyli narrator powinien chyba wiedzieć tylko tyle, co sam Michał.

Ta scena rozgrywa się kilka dni po spotkaniu w mieszkaniu bohatera. Michał, a więc i narrator, mieli już okazję poznać pana Kongo i pozostałych drabów Witka.

 

Dopiero po powrocie na sam początek i przeczytaniu jeszcze raz wszystkich fragmentów pisanych kursywą, załapałem, że to nie są wspomnienia głównego bohatera, tylko zapewne wpisy Neurocide na tamtym forum.

Tak, to wprowadza troszkę zamieszania, bo rzeczywiście na początku to może wyglądać na jakieś wspomnienia Michała. Ułozyłem to w taki sposób z nadzieją, że po pierwszym wspomnieniu Neurocide’a i jego wpisów na forum, czytelnik powiąże jedno z drugim. Nawet jeśli to powiązanie stanie się jasne dopiero na końcu, to i tak spoko, choć byłoby chyba łatwiej śledzić wydarzenia, nie sugerując się tym, że tekst kursywą to wpsomnienia Michała. Do przemyślenia na przyszłość.

 

Ktoś może powiedziałby, że Michał jest sam sobie winny, ale ja staram się raczej zrozumieć ludzi, a ludzie w desperacji podejmują różne kroki, których potem żałują. (co nie znaczy że pochwalam postawę Michała…)

Tak, ludzie podejmują decyzje, których potem żałują, ale nadal to są ich decyzje, więc są sami sobie winni, jeśli decyzję pociągają za sobą poważne konsekwencje.

 

Dzięki za lekturę, miłe słowa i zostawienie po sobie ciekawego komentarza :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Ty, bruce? Kiedyś Ty się obraziła? Jesteś najspokojniejszą, najmniej konfliktową osobą na tym forum, więc bez takich ;)

laugh

I wzajemnie, bo postrzegam Cię identycznie, ceniąc zawsze Twoje opanowanie. :) 

Pecunia non olet

Wielkie dzięki, Outta Sewer, za to świetne opowiadanie. Lektura była… przyjemnością, ostatecznie.

Niełatwo wybrać, co zachwyciło mnie najbardziej – może zacznę od języka. Nie jest najważniejszy, ale potrafi zatopić czytelnika w cyberpunkowym świecie aż do szpiku kości. Styl przypomina pisarstwo samego mistrza Gibsona – szacunek za zgrabne słowotwórstwo, a jeszcze większy za detale, dzięki którym nawet retro-wzmianki (jak Moneypenny) brzmią futurystycznie.

Kolejna rzecz: bezwzględne odsłonięcie ludzkiej natury i nieuchronności konsekwencji. Temat, który nigdy się nie wyczerpie, a tu został osadzony w historii, która z czytelnikiem (przynajmniej ze mną) po prostu zostaje.

No i Michał. Nie dlatego zostaje w pamięci, że się go lubi, ale dlatego, że się go rozumie. Niestety. Nie w tym sensie, że byłbym w stanie uprowadzić babunię i zarżnąć ją dla pieniędzy – interpretuję to jako przerysowany przykład reguł, które łamiemy, bo ich przestrzeganie byłoby w danym przypadku niewygodne lub niekorzystne, łudząc się, że obejdzie się bez konsekwencji.

Szacunek

 

PS. Temat hostów pojawia się w animowanym francuskim filmie Mars Express – całkiem przyzwoitym, można polecić, choć nie jest bez wad (jeśli nie oglądałeś). Ponoć eksploruje go również – choć w innym ujęciu – Rafał Kosik w powieści Mars (tam człowiek udostępnia ciało, a nie umysł). Od tej książki na razie się jednak odbiłem.

teksty publikuję również na www.zygisonar.com

Bardzo dobre opowiadanie. Zarówno elementy fantastycznonaukowe, czyli implanty same w sobie, jak i główny bohater budzą w czytelniku mieszankę odrazy i zainteresowania, więc całość świetnie współgra ze sobą. No i takie kasandryczne SF jest tym, co osobiście lubię najbardziej.

 

Jeśli miałbym się na siłę czegoś czepiać, żeby nadać temu komentarzowi pozorów merytoryki, to zabrakło mi w nim jakiejś puenty. Opowiadanie kończy się w takim miejscu, że nie wiadomo, czy Michała tak naprawdę dopadła karma, czy może dożył sędziwej starości kosząc solidny hajs ze swojego udziału w zbrodniczym procederze i teraz buja się na jachtach z modelkami.

 

Pozdrawiam

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Oczywiście, że przeczytałem całość. Wolałem opinię zachować dla siebie. A procesować można się w sądzie i jak na razie słowniki poprawnej polszczyzny, na szczęście, nie akceptują tej kalki z angielskiego. Język polski jest bogaty i piękny i zaśmiecanie go pseudoangieszczyzną nie jest eleganckie. A processing to po polsku przetwarzanie i w takim znaczeniu słowo to przez dziesięciolecia było używane także przez programistów.

Nowa Fantastyka