
Przybycie na miejsce
Jechałem w stronę węzła komunikacyjnego z pewną ulgą. Martha nigdy nie ufała teleportom, a odkąd powiedziałem jej o propozycji pracy na Marsie, bez przerwy wierciła mi dziurę w brzuchu, jako świdra używając makabrycznych historii o znajomym znajomego na przemian z cytatami o nieśmiertelnej duszy zagubionej w trybach heretyckiej maszyny.
Ostatnie kontrole, podpisy na pliku zgód, odkażanie i wszedłem do kabiny dezintegratora, by po kilku minutach wyjść z integratora w Muscity. Z duszą na ramieniu, w piętach, czy jak kto wierzy.
Okazało się, że nie mam kiedy szukać duszy, bo serce wylądowało na miejscu żołądka, a ten niecierpliwie stukał o zęby – błędnik oszalał z powodu nagłej zmiany grawitacji. Technik w maseczce otworzył drzwi i wsunął do środka kubek.
– Proszę wypić jak najszybciej, pomoże na mdłości. Potem rytmiczne wdechy przez nos i wydechy ustami.
Nie mogłem się oprzeć tej pokusie. Płyn pachniał miętą, a smakował czystą chemią, ale zadziałał i po dłuższej chwili moje śniadanie zrezygnowało z marzeń o wolności.
– Mam się zgłosić w siedzibie Martial Arts. Jak tam trafić?
– To kawał drogi, po przeciwnej stronie kopuły, niech pan pojedzie teselką.
– Powiedziano mi, że integrator znajduje się kilkaset metrów od siedziby firmy.
– No, to prawda, ale trafił pan do innej budki.
– Dlaczego?
Technik wzruszył ramionami.
– Może tamta akurat była zajęta albo to skutek protuberancji sprzed kwadransa, albo jakaś awaria…
– OK. Co to jest… Jak pan powiedział? Telka?
– Teselka. Tak mówimy na elektryczne łaziki osobowe. Są autonomiczne, wystarczy podać adres lub nazwę firmy, żeby dowiozły na miejsce.
Szybko przekonałem się, że teselka jest bezpłatna (przy spełnieniu określonych warunków), ale za to rozpaczliwie powolna. Wylądowałem ponad dziesięć kilometrów od pracodawcy i pokonanie tego dystansu zajęło mi prawie pół godziny. Nie narzekałem, wykorzystałem ten czas na podziwianie nieziemskich krajobrazów oraz konwersację z miejską SI. Powiedziała mi nawet, na które piętro powinienem się udać.
Wreszcie znalazłem się na właściwym miejscu. Uśmiechnąłem się do przechodzącego człowieka i zaczerpnąłem powietrza, by spytać o mojego szefa, ale nieznajomy mnie uprzedził:
– Coś jeszcze, panie Martinez?
– Skąd pan…
Przerwało mi otwarcie pobliskich drzwi, z których wyszedł… wyszedłem drugi ja.
– Wołał mnie pan, panie Fitzroy?
Wszyscy trzej zamarliśmy na kilka długich sekund. Pierwszy odblokował się Fitzroy, wyszarpnął komunikator z kieszeni i zaczął nalegać na połączenie z gubernatorką. Próbowałem wyciągnąć jak najwięcej z urywanych zdań, które wypowiadał:
– To nagły wypadek! Nie, bez rannych. Sklonowanie przybysza z Ziemi. Nie mam pojęcia, jak mogło! Jeden z nich jest moim nowym grafikiem. Tak, już podpisał wszystkie dokumenty, dostał identyfikator firmowy… Nie wiem, który! Ten, który zjawił się w firmie jako pierwszy. Oni są identyczni! Nawet ich koszule mają identyczne zagniecenia w łokciach! Co do elektronu, jak sądzę. Dziękuję. Czekamy.
Fitzroy schował komunikator, odetchnął głęboko i zwrócił się do nas, unikając patrzenia wprost na któregokolwiek mnie:
– Powiadomiłem gubernatorkę Marsa. Już tu jedzie. To niezwykła sytuacja, sklonowanie podczas teleportacji człowieka czy jakiejkolwiek innej przesyłki jeszcze się nie zdarzyło. Musimy improwizować.
– Już jesteś grafikiem w Martial Arts? – wkurzyłem się na tego drugiego. – Ukradłeś moją robotę!
– Nic ci nie kradłem, moja kopio! Sam podpisałem kontrakt, od zawsze należał do mnie, to ja negocjowałem warunki jeszcze z Ziemi.
– Nie jestem twoją kopią, oszuście!
– Jak to nie? Przyszedłem tu pierwszy, prawda? Kto by pomyślał, że w wieku trzydziestu siedmiu lat można się dorobić bliźniaka młodszego o pół godziny…
– Panowie! – interweniował Fitzroy. – Nie kłóćcie się, sytuacja i bez tego jest skomplikowana…
Nie zwracaliśmy na niego uwagi, sprzeczka błyskawicznie eskalowała. Pewnie przywaliłbym temu przebierańcowi, ale powstrzymało mnie przybycie pani gubernator. Gdyby była starym facetem, tamten ja nakryłby się nogami, aż miło. Jednak ludzie od dziecka wychowywani w niskiej grawitacji są bardzo szczupli. W przypadku kobiet efekt jest powalający. Nie mogłem wyjść na nieokrzesanego brutala w oczach takiej seksownej dziewczyny.
Pani gubernator Helona Kirk, po przywitaniu, prezentacji i ogólnym ściskaniu dłoni, oznajmiła:
– Panowie, sytuacja jest doprawdy nadzwyczajna. W tej chwili priorytetem jest zbadanie przyczyn awarii. Na razie wstrzymaliśmy teleporty istot żywych między Ziemią a Marsem. Zostaliście, panowie, objęci opieką Rządu Marsjańskiego. Proszę, aby jak najszybciej poddali się panowie gruntownemu badaniu medycznemu. Musimy ustalić, czy coś nie popsuło się w waszych organizmach w wyniku zdublowania. Jak się panowie czują?
Ja i ten drugi zapewniliśmy panią Helonę, że doskonale. Nie uszło mojej uwagi, że tamten łajdak prężył się przy tym jak modelka na wybiegu. OK, ciężko pracowałem na siłowni nad swoim wyglądem i mieliśmy się czym pochwalić, ale mógłby zachować odrobinę powagi.
– Rozumiem, że jeden z panów pracuje u Paula jako grafik, zgadza się?
– Tak, to ja jestem ten prawdziwy Alex Martinez. Przed godziną podpisałem półroczny kontrakt.
– Obawiam się, że na Marsie nie mamy więcej etatów dla grafików, ale jest pan również informatykiem, mam rację? – Gubernator zwróciła uśmiechniętą twarz w moją stronę.
– W stu procentach, pani gubernator. – Błysnąłem zębami w odpowiedzi.
– To dobrze, wakat dla informatyka szybciej się znajdzie. Paul – odwróciła się w stronę mojego niedoszłego szefa – obawiam się, że muszę cię pozbawić nowego pracownika. Chciałabym jak najszybciej zabrać panów do laboratorium medycznego.
– Proszę dać mi kilka minut na skończenie pracy. – Drugi ja ukłonił się i wrócił do swojego pokoju.
Pierwszy wieczór razem
Kiedy zakończyły się badania, malutkie Słońce wisiało już nad horyzontem. Skorzystałem z pierwszej chwili samotności, by wejść na swoje konto bankowe. Skur… Nie, nie powinienem tak o nim mówić ani myśleć, matkę przecież mamy wspólną. Jak i wiele innych rzeczy, pomysłów i przyzwyczajeń. Łajdak zmienił hasło! Sprawdziłem ze dwa, które mogły nam przyjść do głowy, ale wykorzystał coś innego. W sumie, też nie wybrałbym czegoś, co on mógłby znać.
Pani gubernator oddała mnie pod opiekę swojej asystentki Kate – młodszej i jeszcze ładniejszej Marsjanki. Kate zaprowadziła mnie do pokoiku, w którym miałem zamieszkać. Ustaliliśmy, że skoro tamten zabrał moją pracę, to mnie w ramach rekompensaty należy się walizka, która teleportowała się z Ziemi bez przygód, w jednym egzemplarzu. Przynajmniej nie musiałem pilnie szukać piżamy i szczoteczki do zębów. Dorzuciłem drugiemu ja w gratisie prawo zachowania numeru komunikatora.
Po wyjściu Kate rzuciłem się na poszukiwanie banku. Usłużna teselka zawiozła mnie do oddziału czynnego całosolowo. Hasło drań zmienił, ale na starą dobrą telemetrię nie mógł nic poradzić. Wypłaciłem tyle gotówki, ile pozwalały marsjańskie przepisy finansowe, i założyłem nowe konto. Na hasło, żadnych siatkówek oka ani odcisków palców. Zachowałem najmniejszy banknot i wykorzystałem jego numery jako hasło.
Pierwszy tydzień razem
Nazajutrz Kate zaprowadziła mnie do nowej pracy – dla Q-Travel, firmy zajmującej się teleportami. Moim pierwszym zadaniem miało być tropienie usterki, która zwaliła mi na głowę złodziejskiego klona. Oczywiście rzuciłem się na ten problem z pełną energią i analizowałem drogę wiązki przenoszącej informacje o moich atomach prawie milimetr po milimetrze.
Interesująca robota, może nawet ciekawsza niż tworzenie skomplikowanego hologramu w ramach projektu Opportunity stanowiącego cząstkę wielkiej imprezy dla uczczenia setnej rocznicy założenia kolonii. A do tego ta fucha mogła przerodzić się w pracę na stałe, jeśli tylko nie rozczaruję szefa. Nie do porównania z półroczną umową (i to według ziemskiego, nie marsjańskiego kalendarza).
No, z tą pełną energią to nieco przesadziłem – na śliczną Kate poświęciłem jeszcze więcej uwagi. Miałem spore szanse i to z wielu powodów: po pierwsze, rdzenni Ziemianie cieszyli się dużym wzięciem wśród Marsjanek – statystycznie szczyciliśmy się o wiele bardziej imponującą muskulaturą i siłą. Po drugie, powoli zyskiwałem status celebryty – wieść o mojej przygodzie szybko dostała się na Błękitną Planetę (pewnie ktoś zauważył zawieszenie teleportacji) i moja twarz pojawiała się w newsach każdej stacji. Po trzecie, która kobieta oprze się urokowi biednego misiaczka skrzywdzonego przez okrutny los i potrzebującego opieki oraz pomocy?
Błyskawicznie dowiedziałem się, że Kate nie ma żadnego chłopaka w Muscity i krok po kroku dążyłem do objęcia tego stanowiska. Szybko okazało się, że moja opiekunka nader chętnie wychodzi mi naprzeciw.
Żarcie w kantynie (i chyba wszystkich tutejszych restauracjach) było rozpaczliwie monotonne. Prym wiodły ziemniaki. Mogę się założyć, że nieoficjalnym mottem Muscity jest „Podać do tego frytki?”. Zastanawiałem się, czy to na cześć Marka Watneya ze starego, jeszcze dwuwymiarowego, filmu o facecie samotnie mieszkającym na Marsie. Kucharz mówił coś o szybkości wzrostu, piaszczystych glebach i hydroponice.
Ten drugi musiał mieć analogiczne odczucia, bo zamówił sobie horrendalnie drogie jedzenie z Ziemi. Praca dla Q-Travel ma wiele zalet – dowiedziałem się o przesyłce dużo wcześniej. We właściwym momencie oderwałem się od biurka, dla niepoznaki zmieniłem koszulkę i odebrałem gorącą paczuszkę. Enchilada smakowała przepysznie, Kate danie też się spodobało, ale trochę kręciła zadartym noskiem, że zbyt ostre.
Nazajutrz po uczcie gubernator Helona wymyśliła, że koniecznie trzeba nas jakoś odróżnić i zaopatrzyć w dokumenty wyszczególniające owe różnice. Nie zgodziliśmy się na kolczyk w jednym uchu. Po długiej dyskusji stanęło na tatuażu na prawym nadgarstku. Żaden z nas nie chciał mieć dwójki, więc ostatecznie, w wyniku losowania, ja dostałem zieloną literę A, a tamten – pomarańczową jedynkę.
Od tej pory nazywam się Alex A Martinez, a wszystkie moje dokumenty zostały odpowiednio dostosowane.
Pełne badania medyczne nie wykazały żadnych poważniejszych odchyleń – każdy z nas był zdrowym trzydziestosiedmiolatkiem w niezłej kondycji.
Pierwszy miesiąc razem
Sole mijały, a ja wśród czerwonawych piasków Marsa oddawałem cześć Wenus. Seks przy jednej trzeciej normalnej grawitacji otwiera cały wachlarz nowych doznań i katalog nieziemskich pozycji. Może i nie utrzymałbym partnerki na… wiadomo czym, ale przy wykorzystaniu ręki czy dwóch mogłem nią niemal żonglować. W końcu który dorosły Ziemianin nie potrafiłby podrzucić kilkunastu kilogramów, gdyby chciał zaimponować kobiecie? A spowolnione opadanie pozostawia dużo czasu na rozkoszowanie się tym najprzyjemniejszym w naturze tarciem. Obydwoje z zapałem przerabialiśmy kolejne rozdziały „Uogólnionej teorii Kamasutry”.
Na Ziemi w tym czasie moja teleportacyjna przygoda wywołała niejedną rewolucję; w teologii, filozofii, prawie… Niektórzy fanatycy uważali, że należy mnie zabić. Na wszelki wypadek – obydwa egzemplarze. Inni się do nas modlili.
Wybuchła niezła awantura. Mój późny bliźniak zauważył, że regularnie wypłacam kasę z naszego wspólnego konta. Skończyło się zamrożeniem starego rachunku, od tej pory obydwaj mamy marsjańskie konta i możemy korzystać tylko z forsy na nich. W ogóle Ziemia ustaliła, że trzeba przeprowadzić podział majątku. Mój prawnik odmówił reprezentowania którejkolwiek strony w tym procesie, zasłonił się etyką. Zdaje się, że to będzie potężny precedens…
Martha wysłała do mnie wiadomość o treści: „Ty świńska obesrana po pachy łajzo! Zdradzasz mnie z jakąś marsjańską kurwą?”. Pewnie ten drugi dał jej mój nowy numer. Może nie trzeba było krzyczeć mu prosto w twarz, że skoro ukradł mi robotę, to i zrzędliwa żona należy do niego, a potem demonstracyjnie obejmować szczuplutką talię Kate. Odpisałem: „Ja jestem łajzą? Ogarnij się, kobieto! To ty jesteś bigamistką, bo od tygodni masz dwóch mężów XD”. Za pół godziny mogłem przeczytać odpowiedź: „Ślub wzięłam jeden, ty debilu, którego cały mózg mieści się w fiucie!”. Jakie to szczęście, że odległość między naszymi planetami wyklucza normalną rozmowę. Na dodatek sol jest o ponad pół godziny dłuższy od doby, czyli różnica między naszymi „strefami czasowymi” zmienia się codziennie i trudniej znaleźć dogodną dla obydwu stron porę niż przy rozmowie z Indiami. A Martha nigdy nie miała zamiłowania do rachunków…
Kate opowiedziała mi, że mój poprzednik na stanowisku informatyka w Q-Travel zginął w nieszczęśliwym wypadku. Ot, rozszczelnienie kombinezonu podczas wyprawy poza kopułę. A skoro teleporty ludzi zostały zawieszone, byłem jedynym kandydatem na to miejsce.
Ostatni miesiąc razem
Wreszcie znalazłem przyczynę mojego nieszczęśliwego wypadku teleportacyjnego. Jak należałoby się spodziewać – splot kilku czynników. Po pierwsze, na ile zrozumiałem te wszystkie zaklęcia ziemskich fizyków kwantowych, impuls z protuberancji słonecznej uderzył w moją wiązkę akurat, kiedy wchodziła do kolejnego przekaźnika. Dokładniutko, co do czasu Plancka. W rezultacie wiązka zachowała się jak pojedynczy elektron w eksperymencie z dwiema szczelinami – przeszła przez obie naraz. Dobrze chociaż, że potem grzecznie rozdwoiła się i pobiegła dwiema różnymi drogami, a nie interferowała sama ze sobą, bo mogłoby się okazać, że na przykład pogrubiły mi się włosy pod pachami kosztem skarłowacenia innych, o wiele przydatniejszych narządów.
Po drugie, każdy przekaźnik jest wyposażony w moduł kontrolujący, czy nie doszło do zdublowania wiązki. Moduł przestał działać dwa dni przed moim transferem. Nawet nie wnikałem, czy trafił go mikrometeoroid, materiał się zużył czy też ktoś go odłączył w celu konserwacji.
Po trzecie, wiązka niosła akurat odpowiednią ilość informacji o moich atomach. Gdybym ważył o kilogram mniej lub więcej, zapewne teleportacja zakończyłaby się inaczej.
W raporcie, który wysmażyłem, bardzo mętnie rozpisałem się na temat punktu pierwszego. A niech sobie firma myśli, że sam tego nie rozumiem. Punkt drugi omówiłem zwięźle i rzeczowo. Popłynąłem dopiero przy ostatniej przyczynie. Jedyne, co dało się wywnioskować ze sprawozdania, to że sprawa wymaga dalszych badań. Bardzo potrzebowałem z jednej strony wiary, że usterka została skutecznie usunięta, a z drugiej – braku zrozumienia, co spowodowało, że akurat moja wiązka była podatna na zdublowanie.
Na Ziemi prawnicy przeprowadzili podział mojego majątku. Z pieniędzmi na koncie poszło najłatwiej – ciachnęli na pół, uznając, że obydwaj mamy równe prawa do wypracowanych przez siebie oszczędności. Wyobrażałem sobie tę kwaśną minę Marthy. Jeśli zajrzała do spiżarki, to cały nasz zapas wina zamienił się w ocet. Ależ musiała się żalić przyjaciółkom!
Trudniej poszło z resztą dobytku. Jakoś zrodziło się przekonanie, że jeden z nas zostanie na Marsie, a drugi wróci na Ziemię. No, a skoro tamten ma półroczny kontrakt, z którego zostały jeszcze tylko trzy tygodnie z hakiem, a ja stałą pracę i jeszcze trwalszy związek z Kate, to wybór sam się narzuca. Mam nadzieję, że na Marsie da się hodować Agave tequilana.
Jakiś teksaski sędzia zadecydował więc, że mój ziemski majątek trafi do Aleksa 1, a wszystkie dobra materialne, które razem zgromadziliśmy w Muscity, zostaną u mnie. Jakieś dobre amerykańskie duszyczki rozpoczęły zbiórkę środków, które mają mi wynagrodzić różnicę. Całkiem nieźle idzie, może nawet wyjdę na plus… Chociaż, jak znam siebie, mój późny bliźniak nie będzie miał skrupułów ze sprzedaniem Hollywood praw do naszej historii, a wtedy on też nie będzie stratny. Bycie celebrytą popłaca bardziej na bogatej Ziemi, niż na skromniutkiej kolonii. Niedoczekanie! Już moja w tym głowa.
Przy okazji oficjalnie unieważniono małżeństwo Marthy z Aleksem A Martinezem, żeby oczyścić ją z zarzutu bigamii. Niezasłużonego właściwie, nawet trudno powiedzieć, że mnie nie ostrzegała… Gdybym chciał poślubić Kate, sama gubernator Helona z radością połączyłaby nas tym świętym węzłem. Pytałem, oczywiście w największej tajemnicy i nie wprost – pierwsza powinna dowiedzieć się sama zainteresowana.
Ostatni tydzień razem
Projekt Opportunity finiszuje. Mnie nikt by nie wpuścił na próby, nasze wzajemne podchody i dowcipy przeszły do legend marsjańskich, ale Kate, jako reprezentantka pani gubernator, uczestniczyła w przygotowaniach do wielkiego otwarcia. Mówiła, że holografiki robią wrażenie. Wiem, że jestem w tym świetny.
Trudno orzec, czy faktycznie próbowałbym coś zepsuć. W końcu to praktycznie moje dzieło. No i na pewno nie chcę, żeby drugi ja został tu choćby na dodatkową godzinę odrabiać straty powstałe w wyniku sabotażu.
Ostatni wieczór razem
Kontrakt tamtego dobiegł końca. Alex 1 zorganizował pożegnalną imprezkę dla znajomych. Mnie nie zaprosił, ale i tak bym nie przyszedł, a drugi ja doskonale o tym wiedział. Zadzwoniłem i kazałem mu pozdrowić Marthę. Nawet nie miałem pojęcia, że kiedy jestem wściekły, mój głos robi się tak śmiesznie piskliwy. Chyba nie powinienem dawać się sprowokować, bo to straszna żenada.
Rozstanie
Przełączałem widok z jednej kamery na drugą, śledząc wędrówkę drugiego mnie przez korytarze Q-Travel. Żaden z nas nie miał ochoty na pożegnania (które bynajmniej nie byłyby łzawe) ani ostatnie uściski dłoni. Jeśli nie potrafisz wydusić z siebie szczerych życzeń, to szkoda strzępić język.
W końcu mój klon dotarł do kabiny dezintegratora. Ścianki się zamgliły, żeby oszczędzić postronnym widoku ciała rozrywanego na atomy. Z satysfakcją warknąłem w stronę ekranu:
– Hasta la vista, baby!
Po kilkunastu minutach mój komunikator brzdęknął – zostałem właścicielem odszkodowania za mój ziemski majątek, który właśnie przejął powracający do domu Alex 1. Albo przynajmniej sądzi, że przejął. Jeszcze pozostaje w błogiej nieświadomości mojego pożegnalnego psikusa.
Jestem informatykiem. Wiem, że jeśli trzymasz wciśnięty klawisz Ctrl, to możesz wybrać więcej niż jedną opcję. Oczywiście przewidujący ludzie założyli na teleportację blokady, które uniemożliwiają choćby przypadkowe zaznaczenie więcej niż jednego integratora. No, chyba że ktoś ma ciąg atomów taki sam jak we fragmencie naszego epigenomu. Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, drugi ja zmaterializował się w pięciu różnych kabinach. To powinno go przekonać, że teleportacje nie są dla nas i zniechęcić do powrotu na Marsa.
Ta planeta jest za mała na nas dwóch.
Wygląda na to, że pierwszy przeczytałem i pierwszy zabieram głos…
Cytacik: […] pojedynczy elektron w eksperymencie z dwoma szczelinami […]. Teraz związane z nim pytanie: czy rozróżnienie między rodzajami gramatycznymi, męskim, żeńskim i nijakim, było wiedzą dla wybranych i głęboko wtajemniczonych?
Ogólnie całkiem całkiem, półeczka powyżej średniej, bliżej wysokiej. Bez zadęcia i nadęcia, lekki ton i styl, wykorzystanie duplikacji osoby teleportowanej udane, a podanie przyczyny zajścia tego zjawiska sprytne i w dodatku nie tak znowu bardzo wydumane. Na deser zemsta… Aha, erotyka nie przesadzona, ale dostatecznie wyeksponowana, żeby czytelnik mógł sobie coś tam dodać od siebie w równie żartobliwym stylu.
Pozdrawiam
Witaj. :)
Zaskakujący pomysł i humor; podobało mi się również podzielenie treści na zabawnie nazwane rozdziały, ułatwiające czytanie, dodatkowo dziękuję za oznaczenie wulgaryzmów. :)
Klikam, pozdrawiam, powodzenia w konkursie. :)
@AdamKB dziękuję za znalezienie babola (już poprawiony) i za klika. Starałem się pisać lekko i żartobliwie. Znalezienie się blisko wyższej półki przyniosło dużo radości. Pozdrawiam :)
@bruce wiem, że nie lubisz, kiedy zaskakują Cię wulgaryzmy, więc ostrzegłem. Dziękuję za klika i pozdrawiam :)
Anonimie, to ogromnie miłe. Dziękuję.
podpisy na pliku zgód
Przyszłościowe biuro bez papieru podzieliło los przyszłościowej łazienki bez papieru?
błędnik oszalał z powodu nagłej zmiany grawitacji
Hmm. W sumie, to siły ciążenia, ale co tam. Czepiam się.
Nie mogłem się oprzeć tej pokusie.
…?
to skutek protuberancji
Troszkę sztywne.
przy spełnieniu określonych warunków
Hmm.
Przerwało mi otwarcie pobliskich drzwi
Hmm.
unikając patrzenia wprost na któregokolwiek mnie
Hmmm.
To niezwykła sytuacja, sklonowanie podczas teleportacji człowieka czy jakiejkolwiek innej przesyłki jeszcze się nie zdarzyło.
Nie dowierzam facetowi, zobaczymy, czy słusznie.
Ukradłeś moją robotę!
Ukradłeś mi robotę!
od zawsze należał do mnie
Kontrakt nie jest przedmiotem i nie może należeć.
Jak to nie?
Jak to, nie?
sprzeczka błyskawicznie eskalowała
Limit?
Gdyby była starym facetem, tamten ja nakryłby się nogami, aż miło. Jednak ludzie od dziecka wychowywani w niskiej grawitacji są bardzo szczupli.
Hmm.
Musimy ustalić, czy coś nie popsuło się w waszych organizmach w wyniku zdublowania.
Szyk trochę dziwny.
ciężko pracowałem na siłowni nad swoim wyglądem
Hmmm.
W stu procentach
Na sto procent. "Procent" się nie odmienia (choć wygodnie by było).
odwróciła się w stronę
"W stronę" już przed chwilą było.
Proszę dać mi kilka minut na skończenie pracy
"Mi" nie powinno być na akcentowanym miejscu.
W sumie, też nie wybrałbym czegoś, co on mógłby znać.
Pierwszego przecinka nie jestem pewna. Skąd narrator wie, czego drugi on nie może znać?
zabrał moją pracę
Może: dostał pracę.
oddziału czynnego całosolowo
Hmm. Chyba lepiej by brzmiało: oddziału czynnego przez cały sol.
telemetrię
?
Na hasło, żadnych siatkówek oka ani odcisków palców. Zachowałem najmniejszy banknot i wykorzystałem jego numery jako hasło.
"Hasło" się powtarza, ale nie mam pojęcia, jak to poprawić.
Moim pierwszym zadaniem miało być tropienie usterki
Wytropienie chyba, bo w końcu ma ją odkryć, a nie odkrywać do utentegowanej śmierci.
Oczywiście rzuciłem się na ten problem z pełną energią
Hmmm.
analizowałem drogę wiązki przenoszącej informacje o moich atomach prawie milimetr po milimetrze
Analizowałem drogę wiązki, która przyniosła na Marsa informacje o moich atomach, prawie milimetr po milimetrze.
tworzenie skomplikowanego hologramu w ramach projektu Opportunity stanowiącego cząstkę wielkiej imprezy dla uczczenia setnej rocznicy założenia kolonii
Co stanowi cząstkę imprezy?
ta fucha mogła przerodzić się w pracę na stałe
Nie brzmi to dobrze.
na śliczną Kate poświęciłem jeszcze więcej uwagi
Więcej uwagi poświęciłem ślicznej Kate.
statystycznie szczyciliśmy się o wiele bardziej imponującą muskulaturą i siłą
Statystycznie, to każdy ma jeden jajnik i jedno jądro. A mięśnie nie stanowią o atrakcyjności faceta (inaczej kulturyści umieraliby z wyczerpania).
szybko dostała się na Błękitną Planetę
Dotarła. Przecież nie zrobiła tego o własnych siłach ani w ukryciu.
Kate nie ma żadnego chłopaka w Muscity
"Żadnego" zbędne, nadmiarowe. A gdzie indziej ma?
krok po kroku dążyłem do objęcia tego stanowiska
Hmm.
Zastanawiałem się, czy to na cześć Marka Watneya
Dobra, nie przesadzajmy. Kto nie zrozumiał, ten nie zrozumiał, a tłumaczenie żartu go zabija.
Ten drugi musiał mieć analogiczne odczucia
Mało naturalne.
Kate danie też się spodobało
Hmm.
przy wykorzystaniu ręki czy dwóch
…?
od tej pory obydwaj mamy marsjańskie konta i możemy korzystać tylko z forsy na nich
Hmm. Może prościej: każdy z nas ma własne marsjańskie konto?
A skoro teleporty ludzi zostały zawieszone, byłem jedynym kandydatem na to miejsce.
Coś tu się zgubiło?
impuls z protuberancji słonecznej
Hmm.
pogrubiły mi się włosy
A może: zgrubiały? Żeby nie było "się"?
czy trafił go mikrometeoroid, materiał się zużył czy też ktoś go odłączył w celu konserwacji.
Znikło jedno "czy" i przecinek.
Po trzecie, wiązka niosła akurat odpowiednią ilość informacji o moich atomach. Gdybym ważył o kilogram mniej lub więcej, zapewne teleportacja zakończyłaby się inaczej.
A co ma jedno do drugiego? Rozumiem, że gdyby ważył więcej, byłoby więcej atomów i więcej do opisania informacją, ale…?
bardzo mętnie rozpisałem się
Czyli – lanie wody?
z drugiej – braku zrozumienia, co spowodowało, że akurat moja wiązka była podatna na zdublowanie
Hmmm.
uznając, że obydwaj mamy równe prawa
Jeden nie może mieć równych praw: uznając, że mamy równe prawa.
Jeśli zajrzała do spiżarki, to cały nasz zapas wina zamienił się w ocet.
Nie rozumiem tej metafory.
Ależ musiała się żalić przyjaciółkom!
Anglicyzm.
Jakoś zrodziło się przekonanie
? Może być przekonanie, że jeden z nich powinien zostać, a drugi wrócić, ale przekonania o przyszłości to śliski temat.
które razem zgromadziliśmy w Muscity
Nie gromadzili ich razem, tylko obaj (każdy sobie).
Jakieś dobre amerykańskie duszyczki rozpoczęły zbiórkę środków, które mają mi wynagrodzić różnicę.
Hmmm.
Projekt Opportunity finiszuje.
Ojjjj… A w ogóle – zaraz. Nie byłoby taniej i bezpieczniej zamówić hologramy u grafika na Ziemi? Po co go ściągali na Marsa?
przeszły do legend marsjańskich
Hmm.
żeby drugi ja został tu choćby na dodatkową godzinę odrabiać straty powstałe w wyniku sabotażu
Lepiej: żeby drugi ja został tu choćby godzinę dłużej, odrabiać straty powstałe w wyniku sabotażu.
mój głos robi się tak śmiesznie piskliwy
Głos robi mi się taki śmiesznie piskliwy.
Jeszcze pozostaje w błogiej nieświadomości mojego pożegnalnego psikusa.
Jeszcze pozostaje w błogiej nieświadomości, co do mojego pożegnalnego psikusa.
Wiem, że jeśli trzymasz wciśnięty klawisz Ctrl, to możesz wybrać więcej niż jedną opcję.
Microsoft opanuje świat?
ciąg atomów taki sam jak we fragmencie naszego epigenomu
Ciąg atomów taki sam, jak. Ale dalej – w konkretnym fragmencie?
To powinno go przekonać, że teleportacje nie są dla nas i zniechęcić do powrotu na Marsa.
Jakby już nie był przekonany…
Niezłe science fiction, ale czy komedia? Średnio. Mimo wszystko przyzwoicie napisane i przyjemne w czytaniu, choć odrobinę (odrobinę) więcej miejsca by się przydało.
Anonimie, opisałeś nietypową sytuację i zrobiłeś to w sposób zabawny i lekki. Przeczytałam z przyjemnością, ani przez chwilę nie czując znużenia. :)
Nie uszło mojej uwagi… → Nie uszło mojej uwadze…
Ta planeta jest za mała na nas dwóch. → Ta planeta jest za mała dla nas dwóch.
Czytało się przyjemnie, ale mam wątpliwość związaną z zakończeniem.
Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, drugi ja zmaterializował się w pięciu różnych kabinach. To powinno go przekonać, że teleportacje nie są dla nas i zniechęcić do powrotu na Marsa.
A, jeśli w ramach zemsty wybrałoby się dwóch, lub trzech, klonów na Marsa? :) Powodzenia w konkursie. Uważaj, Anonimie, by nie sklonować tekstu na więcej niż dwa.
@bruce ależ proszę, polecam się :)
@Tarnina serdecznie dziękuję za ogrom pracy i wszystkie znalezione błędy. Poprawię po wynikach, teraz już chyba nie można.
Limit?
Oraz termin.
Statystycznie, to każdy ma jeden jajnik i jedno jądro. A mięśnie nie stanowią o atrakcyjności faceta (inaczej kulturyści umieraliby z wyczerpania).
A jak pójdzie na spacer z psem, to sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej XD
Moim skromnym zdaniem muskulatura stanowi składową atrakcyjności. Wystarczająco dużą, żeby Ziemianin na Marsie miał wzięcie.
Dobra, nie przesadzajmy. Kto nie zrozumiał, ten nie zrozumiał, a tłumaczenie żartu go zabija.
A kto nie czytał ani nie oglądał albo nie pamięta nazwiska bohatera? Ja tam już dawno zapomniałam.
A co ma jedno do drugiego? Rozumiem, że gdyby ważył więcej, byłoby więcej atomów i więcej do opisania informacją, ale…?
Na przykład impuls wpłynąłby tylko na część wiązki, kopia byłaby niepełna, została odrzucona i, ewentualnie, przesłana ponownie. A gdyby informacji było mniej, to cała wiązka zostałaby zniszczona przez impuls, a nie zdublowana. Jeśli dobrze zrozumiałam podręczniki od fizyki przemycone z przyszłości.
Nie rozumiem tej metafory.
Minę miała tak kwaśną, że wino psuło się w jej obecności. Ale jeśli żart trzeba tłumaczyć, to słabo.
Nie byłoby taniej i bezpieczniej zamówić hologramy u grafika na Ziemi? Po co go ściągali na Marsa?
Byłoby taniej. Czy bezpieczniej? Nikt nie pomyślał o ryzyku zdublowania, pierwszy taki przypadek. Grafik w terenie mógł lepiej wykorzystać miejscowe widoczki, dopasować hologram do miejsca wyświetlania, wczuć się w atmosferę itd. Nie wszystko widać na nagraniach.
Microsoft opanuje świat?
Już opanował, porzućcie wszelkie nadzieje, wy, którzy włączacie komputer ;)
Ale dalej – w konkretnym fragmencie?
Tak, konkretny wybrany przez bohatera fragment epigenomu powoduje powielenie przesyłki. Tak dobrany, żeby występował w tym jednym organizmie (oraz klonach), to nie może być związanego z produkcją adrenaliny czy czegoś równie ważnego i występującego w prawie każdym organizmie.
Jeśli nie wyszła cała komedia, to dobrze, że chociaż z SF mi się udało.
Nie zaprzeczę – limit cisnął. A termin jeszcze bardziej.
@regulatorzy dziękuję za błędy i za bibliotecznego klika, cieszę się, że jest ich stosunkowo mało. To znaczy, że jakiś postęp osiągnęłam.
Jak wyżej – byczki poprawię po rozstrzygnięciu konkursu.
Cieszy mnie, że czytanie nie nużyło, a nawet było przyjemne.
@Koala75 śpieszę wyjaśnić wątpliwość. Gdyby dwa klony wybrały się na Marsa, to każdy z nich wytworzyłby kolejne klony (atak klonów, ratunku!). No i nie wiadomo, kogo by te klony później bardziej zawzięcie atakowały. A może wszystkie teleporty mają Aleksa na liście “tych klientów nie obsługujemy”?
Będę uważać, a jeśli tekst zacznie się plenić po forum, będę usuwać nadmiarowe kopie. Jeszcze punkty w głosowaniu podzielą się między nie i dopiero będzie ;)
Limit?
Oraz termin.
Dwa demony…
Moim skromnym zdaniem muskulatura stanowi składową atrakcyjności. Wystarczająco dużą, żeby Ziemianin na Marsie miał wzięcie.
Są różne gusta. Ulubiona_emotka_Baila.
A kto nie czytał ani nie oglądał albo nie pamięta nazwiska bohatera? Ja tam już dawno zapomniałam.
To przeczyta, obejrzy i zrobi: aha! (Oraz: "zapomniałam" :3 )
Jeśli dobrze zrozumiałam podręczniki od fizyki przemycone z przyszłości.
A, to inna rozmowa.
Minę miała tak kwaśną, że wino psuło się w jej obecności.
Aha.
Grafik w terenie mógł lepiej wykorzystać miejscowe widoczki, dopasować hologram do miejsca wyświetlania, wczuć się w atmosferę itd. Nie wszystko widać na nagraniach.
Może i tak.
Już opanował, porzućcie wszelkie nadzieje, wy, którzy włączacie komputer ;)
Tylko pingwiny mogą nas uratować.
@regulatorzy dziękuję za błędy i za bibliotecznego klika, cieszę się, że jest ich stosunkowo mało.
Anonimie, Twoje błędy nie są moją zasługą, więc nie dziękuj mi za nie, no i jestem mocno zdziwiona, że cieszysz się, że jest tak mało bibliotecznych klików. ;)
Troszkę pogubiłam się w losach nowych bliźniaków, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Bawiłam się z nimi doskonale, od pierwszych chwil, aż po kres pięciu kabin.
Dodam, że podobały mi się opisy technologiczne, wyszło Ci Anonimie, dorodne SF.
Najważniejsze jest jednak, że było zabawnie, co w funkonkursie ma największe znaczenie.
@Tarnina owszem, te dwa demony wydają się rządzić światem literatury. O gustach nie ma co dyskutować. O pamięci niby można, ale kto o tym nie zapomni następnego dnia?
Cała nadzieja w pingwinach. Czy ktoś je już powiadomił, że pora wracać z Madagaskaru? Ja jeszcze do nich nie napisałom ani nie zadzwoniłom. Ktoś ma namiary?
@regulatorzy nic w tym konkursie tak mnie nie rozbawiło, jak Twój komentarz lol Niska czapka i brawa dla tej pani! Z błędami dokonałom niefortunnego skrótu myślowego. Oczywiście chciałom podziękować za ich wskazanie. Reszta to efekt edycji na szybko i dołożenia podziękowań za klika do bardziej sensownego wcześniej zdania. Tak to się dzieje.
@Ambush Tobie również dziękuję za klika. Dobrze, że się doskonale bawiłaś i SF mi się udało. Tak, śmiech się powinien liczyć w tym konkursie.
Anonimie, racz zauważyć, że rozbawienie zawdzięczas sobie – gdyby nie Twój komentarz, nie byłoby mojego. ;)
Opowiadanie dobre – klasyczne SF, napisane z dbałością o szczegóły, przekonująco i intrygująco. Trzyma poziom fabularny i językowy. Jedyne, do czego można się przyczepić, to mentalność głównego bohatera, który tylko czeka na możliwość romansu… ale nawet jeśli jest to drań, to taki sympatyczny drań, z którym zżyłem się od pierwszych akapitów i wybaczyłem mu szybko skok w bok z Kate. Jeszcze jeden dowód na to, że tekst jest przekonujący.
Klikać bibliotekę mogę dopiero od 8 marca, ale warsztatowo (moim zdaniem) jeden z lepszych tekstów konkursowych.
Co do humor – jest lekko i dowcipnie, ale nie rechotałem jak żaba. Za to miło spędzony wieczór!
@regulatorzy potrzebowałum Twojego palca wskazującego, aby dostrzec własną śmieszność :)
@marzan klasyka to klasyka, w muzyce czy SF. Dobrze, że przekonałum, zaintrygowałum i osiągnęłum jeszcze kilka innych celów. Bohater nie mógł być święty – ci goście nie lepią garnków i nie są śmieszni. W końcu na ogół można powiedzieć: “Z samych siebie się śmiejecie”, nieprawdaż? Alex jest wdzięczny za wyrozumiałość. Mówi, że gdybyś zobaczył Kate, nie miałbyś nawet cienia wątpliwości.
Nie było rechotu? Trudno, widać żaby nie żyją na Marsie.
Dziękuję za chęć kliknięcia i pozdrawiam.
Anonimie, całe szczęście, że nie był Ci potrzebny palec środkowy. ;)
Alex jest wdzięczny za wyrozumiałość. Mówi, że gdybyś zobaczył Kate, nie miałbyś nawet cienia wątpliwości.
Zobaczyć nie sztuka, od obrazów serwery pękają w szwach. Ale gdyby umiała podpowiedzieć, jak napisać tą lub ową scenę, a zwłaszcza dialog, byłaby kusząca. Zaledwie kusząca
Czy święci są nudni? Dopóki są święci może tak, ale za to kuszenie świętego bywa ciekawsze, niż bohater, którego kusić zbytnio nie trzeba. Skusić świętego w 20.000 znaków… to byłby diabelski wyczyn
@regulatorzy my, Anonim, używamy środkowego palca do poprawiania okularów. W tym przypadku sprawdza się doskonale :)
@marzan Alex jest grafikiem, potrzebuje bardziej obrazów niż słów. Zapewne każdy ma taką muzę, na jaką zasługuje ;)
Zaiste, prawdę rzeczesz – skusić świętego w tak skąpym limicie, rzecz to niemożliwa, trza udziału siły nieczystej…
Anonimie, bardzo się cieszę, że rzeczony palec tak wydatnie pomaga Ci we właściwym ułożeniu okularów.
Przeczytwaszy.
Finkla
@regulatorzy no, jakieś zastosowanie palec powinien mieć. Po co ludziom palec, którego się nie używa? ;)
@LożaNF/Finkla anonimowy autor dziękuje za wizytę.
Anonimie, ależ każdy palec do czegoś się przydaje, choćby do pokazania komuś czegoś palcem, pogrożenia komuś, kto na to zasłużył, na palcach można coś policzyć lub wyeksponować liczne pierścionki i obrączki, a ostatecznie, jeśli jakiś palec nadal jest bezrobotny, można się nim popukać w głowę. ;)
Nadaje się też na szkolną wymówkę :)
@regulatorzy, @Tarnina przypomniało mi się, że każdy palec świetnie się nadaje, żeby nawet nim nie ruszyć. Razem mamy już wręcz nadmiar zastosowań ;)
Masz świetną pamięć, Anonimie! ;)
Razem mamy już wręcz nadmiar zastosowań ;)
A możemy znaleźć więcej ;)
Zapewne każdy ma taką muzę, na jaką zasługuje ;)
Khem, wychodzi na to, że skoro jestem fizykiem, to zasługuję tylko na bryłę sztywną z popędem ;)
@regulatorzy dziękuje. Na inne cechy też nie narzekam ;)
@Tarnina jasne, że możemy. Tyle, ile będzie potrzebne.
@marzan jeśli dobrze zapamiętałam, jak to z popędem bywa, bryła sztywna jest o wiele lepsza niż wiotka ;)
Życzę brył zbudowanych głównie z kwarków powabnych.
@Irka_Luz witam drugą jurorkę, teraz już tylko czekam na wyniki.
zasługuję tylko na bryłę sztywną z popędem ;)
Nie ma jak dowcipy matematyczno-fizyczne ;)
jasne, że możemy. Tyle, ile będzie potrzebne.
Od przybytku głowa nie boli :) (poza przybytkiem procentów).
Życzę brył zbudowanych głównie z kwarków powabnych.
Źródła podpowiadają, że istota zbudowana z kwarkonium powabnego nie jest zbytnio stabilna i w dodatku ma bardzo ciężką rękę. Obawiam się, że przy takim połączeniu cech mógłbym nie zdążyć nacieszyć się znajomością.
@Tarnina skoro nalegasz:
Einstein, Newton i Pascal w niebie bawią się w chowanego. Einstein liczy, Pascal pobiegł gdzieś za chmury, a Newton spokojne wyjął z kieszeni kredę, narysował na podłożu kwadrat o boku metra i stanął w środku.
Einstein doliczył, rozejrzał się i krzyczy:
– Newton, widzę cię!
– O, nie, nie. Ja jestem newton na metr kwadratowy, czyli paskal!
@marzan nobody is perfect. Ale rzeczywiście – związek wygląda na ryzykowny.
Ja jestem newton na metr kwadratowy, czyli paskal!
Tylko Newton żył przed rewolucją francuską…
Mam wciśnięty śmiechoguzik.
@Tarnina spokojna głowa, zanim Einstein dołączył do kolegów w raju, Newton zdążył się oswoić z układem SI.
No to trzeba guzik odblokować. Chyba że wciśnięcie powoduje, że śmiejesz się przez cały czas, wtedy rób, jak uważasz ;)
Chyba że wciśnięcie powoduje, że śmiejesz się przez cały czas, wtedy rób, jak uważasz ;)
Nie powoduje.
@Tarnina wybacz długie milczenie, miałom kłopoty z dostępem do sieci. Ale i tak wolę moje kłopoty niż Twoją blokadę śmiechoguzika. Współczuję.
@Tarnina jeśli dobrze zrozumiałum, na skutek blokady guzika, sypią się z Ciebie cukierki. Może warto otworzyć sklepik ze słodyczami? ;)
A, dobry biznesplan :)
@Tarnina to do roboty! ;)
Jaasne, na ZUS nie zarobię XD
@Tarnina tyż prowda. Wincyj cukierków! Może da się skorumpować słodyczami baby z ZUS-u?
A kapitał? Gdzie kapitał? Na strychu wydziału Nauk Społecznych? XD
ETA: A ZUS mi ostatnio co rusz numery wywija i muszę za niego świecić oczami, wrr :)
@Tarnina uznajemy odpowiedź ;) Komu ZUS nie wywinął nigdy numeru, niech pierwszy rzuci formularzem ERP.
@Tarnina exactly.
Bardzo fajne opowiadanie, dawno nie przyciągał mnie tekst do tego stopnia, że nie pozwalałam się od niego oderwać. Sceny namiętności opisane zostały ze smakiem, ale nie straciły na zmysłowości, wszystkie opisy zostały odpowiednio wpasowane i nie nużyły, fabuła świeża i nawet niezahaczająca o znane motywy (przynajmniej mnie). Narracja poprowadzona lekko i z humorem pozwalała płynąć, a kolejne sceny po prostu same wyświetlały się w głowie. Podobało się!
Powodzenia w konkursie(?).
Pozdrawiam
MG
@M.G.Zanadra wreszcie jakiś nowy czytelnik tu zawitał. I to od razu taki zadowolony! Warto było czekać :D
Nie spodziewałem się aż tylu komplementów w jednym komentarzu, ale wszystkie mi się podobają.
Dziękuję, również za klika, i również pozdrawiam.