- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Bezmyślna Jadzia

Bezmyślna Jadzia

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Bezmyślna Jadzia

Przez całe swoje dorosłe życie chciałem być ekshibicjonistą. O tak! Byłbym najszczęśliwszym ekshibicjonistą na świecie. Czerpałbym w końcu przyjemność garściami z tego, jak kobiety przede mną uciekały. Nawet nie musiałem się odzywać. Nic a nic! Czasem do nich podchodziłem, a czasem już z daleka potrafiły mnie wypatrzyć i… w nogi. Biegaczki zakichane. Młode, stare, chude, grube. O! Te to mnie na rękach powinny były nosić. Latami nie potrafiły się zmotywować do treningu, obżerały się i chyba czekały, aż coś się wykluje z wysiadywanych kanap, ale jak tylko ja wyłoniłem się zza zakrętu, to hyc! Ciśnie tym kebabem w moją stronę i chodu. Taki był ze mnie motywator. A mnie to się tam nawet podobały te krągłości. Jak ich nie było, to w sumie też spoko. Chyba, bo skąd mam wiedzieć? Niestety ekshibicjonizm nie był dla mnie, bo te ucieczki nie wzbudzały we mnie pozytywnych emocji czy też… hmm, uniesień. To dlatego poszedłem do czarodziejki. Może rzucił ktoś na mnie jakiś zły urok, tajemniczy czar czy coś. Bo przeklęty kebab to niejeden!

Czarownicy szukałem długo. Jedna ogłaszała się w gazetach i na portalach internetowych, ale gdy przychodziłem pod wskazany adres, wszystko było zamknięte, światło zgaszone i nikogo wokół. Już miałem się poddać, ale postanowiłem spróbować ostatni raz. Zbliżając się do jej domu, zobaczyłem, jak zamyka bramkę i idzie w stronę centrum.

– Czarodziejko Sybillo! – krzyknąłem.

Obejrzała się, ujrzała machającego mnie i klasycznie w nogi.

– O ty wiedźmo! – Ruszyłem w pogoń za nią. – Stój!

Goniłem już w życiu niejedną kobietę, mam nieco doświadczenia w temacie, ale pierwszy raz widziałem, jak babcia robi wślizg, żeby prześlizgnąć się pod domykającą się bramą garażu jednego z sąsiadów.

– Motywator – powtórzyłem już jak mantrę, bo mimowolnie robiłem to za każdym razem, gdy kobiety podczas ucieczki zaskakiwały mnie kreatywnością, zaradnością lub, jak w tym przypadku, zwinnością. Słaba płeć, psiakrew!

– Wypad, bo wzywam policję! – krzyknął jakiś mężczyzna.

To sąsiad wyrzucił babkę za drzwi. Wpadła prosto na mnie. Otrzepała się i spojrzała z odrazą, jednocześnie szukając drogi ucieczki.

– Proszę się uspokoić, nic pani nie zrobię! – zacząłem bezzwłocznie, po czym, aby uniknąć kolejnego pościgu, zacząłem rzucać hasłami, żeby w krótkim czasie przekazać możliwie jak najwięcej. – Potrzebuję pomocy; widziałem ogłoszenie; zapłacę!

O! I tym przyciągnąłem jej uwagę, bo nagle przestała się rozglądać.

– Z czym przychodzi? – Zmarszczyła brwi.

– Kobiety przede mną uciekają.

– Czemu się dziwi? Śmierdzi desperacją! – parsknęła, a ja się zmieszałem. – Jak zaczyna rozmowę? Powie coś miłego – rzuciła nagle.

Zaskoczyła mnie. Nie byłem na to przygotowany, zacząłem się jej przyglądać. Niska, rozczochrana, z jednym zębem… Tfu! No, nic miłego!

– Szybko i szczerze, bo kłamstwo zawsze poznam! – dodała.

– Jest pani czarującą kobietą – wypaliłem szybko, nie kłamiąc. W końcu, kim jest czarownica?

Spojrzała na mnie – o zgrozo – uśmiechnęła się… Jednak miała dwa zęby.

– Pójdzie za mną.

Wróciliśmy do jej domu.

– Tu jesteś, sierściuchu! Od tygodnia cię szukam! – syknęła na kotkę, która siedziała na wycieraczce. – Przeklęty marzec!

Wiedźma ma kota – klasyk, pomyślałem. Weszliśmy do środka. Usiadłem przy okrągłym stoliku, na który wskoczyła kotka. Przeciągnęła się, położyła na blacie i zaczęła czyścić jęzorem czarne futerko na przedniej łapce, wpatrując mi się w oczy seledynowymi ślepiami.

– Czego sobie życzy? – zapytała czarownica.

– Nie chcę być sam do końca życia, no i wstyd mi przed rodziną za te wieczne oskarżenia o próbę gwałtu.

– Nie zmuszę nikogo do miłości – powiedziała lekceważącym tonem.

– Ja tylko chciałbym się dowiedzieć, co ze mną nie tak. Czemu wszystkie kobiety na mój widok rzucają się do ucieczki? – tłumaczyłem błagalnym tonem.

Podeszła do barku, w którym znajdowały się kolorowe flasze, małe słoiczki i pamiątkowe kubki.

– Wypije to! – Podała mi kubek z Częstochowy, na którego widok mimowolnie zmarszczyłem brwi. Spodziewałem się raczej jakieś czarki albo kielicha.

– Co to za mikstura?

– Pije, nie pyta! – żachnęła się.

Cuchnęło niemiłosiernie, ale wypiłem posłusznie. Faktycznie jestem zdesperowany, przyznałem w myślach.

– I co teraz? Jakieś zaklęcie? Machnięcie różdżką?

Zmierzyła mnie wzrokiem.

– Jakbym miała sprawną różdżkę, to by cię tu nie było! – wymamrotała, chyba myśląc, że nie usłyszę. – Pójdzie już!

– To wszystko? – zdziwiłem się.

– Płaci i idzie! – rzuciła poirytowana.

– Ile się należy?

– A ile ma?

– Czterysta.

– To czterysta! – Znów ukłuła mnie uśmiechem w każdą z gałek ocznych z osobna, jakby ilość zębów w jej szczęce nie była przypadkowa. – Tylko pamięta, ma szukać miłości, bo pożałuje! – dodała już w drzwiach, a później zatrzasnęła mi je przed nosem.

– Czarująca kobieta – powtórzyłem cicho.

Wracając do domu, stopniowo nabierałem pewności, że starucha mnie oskubała, a ja biorąc na ambit, że w końcu poznam jakąś kobietę, sam się wiedźmie podłożyłem. Rozżalenie zaczynało przyoblekać się w gniew, wtedy ujrzałem jedne z najpiękniejszych istot, jakie kiedykolwiek stąpały po chodnikach Niemyj-Ząbków. Tfu! Znowu, oczyma wyobraźni, ujrzałem uśmiech czarownicy. Zbyt dosłownie babina zrozumiała tę nazwę.

Pod witryną sklepu z galanterią skórzaną stały dwie kobiety. Ich rumiane policzki, zwiewne sukienki i pofalowane włosy działały na mnie hipnotyzująco. Tkwiłem w bezruchu, wpatrując się w ten flirtujący ze mną szyfon i krnąbrne pukle.

– Ble – skrzywiła się nagle jedna z kobiet i ruszyła przed siebie, ciągnąc za łokieć swoją koleżankę, która, spojrzawszy na mnie zniesmaczona, tylko bąknęła creep, choć przysiągłbym, że nie poruszyła ustami.

Tęsknym wzrokiem wpatrywałem się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stały te dwa żywe cuda, gdy spostrzegłem, że moja postać odbija się w przeszklonej części witryny sklepu. Stałem w rozkroku, zgarbiony, z tępym wyrazem twarzy i rozwartą gębą, brakowało tylko ręki włożonej w spodnie. No wypisz, wymaluj creep! Nic dziwnego, że panie uciekły. Otarłem ślinę z brody i wróciłem do mieszkania.

Drugiego dnia musiałem iść do sklepu. Mijałem galerię handlową, gdy z naprzeciwka nadeszła młoda dziewczyna. Spuściłem głowę, żeby znowu nie usłyszeć, że wpatruję się obleśnie, a ona omiotła mnie wzrokiem – tak szybko, w przelocie – wtedy usłyszałem: Woda w piwnicy i pas pod pachą. Jestem pewien, że nie otworzyła ust! Rozejrzałem się, ale nikt nie stał na tyle blisko mnie, żebym mógł usłyszeć jego komentarz. Więc skąd ten głos? O fuj, dobiegło mnie zza pleców, zdecydowanie za dużo dezodorantu, minęła mnie pani wachlująca dłonią twarz, ale tej kobiecie także wargi nawet nie drgnęły. Wiem dobrze, bo kurczowo je zaciskała z wymalowanym wyrazem obrzydzenia. No, to co jest? pomyślałem.

Szybko stało się jasne, że napar od czarownicy zadziałał, a że chciałem się dowiedzieć, co kobiety o mnie myślą, to zacząłem słyszeć ich myśli. Super! W końcu pojawiła się dla mnie jakaś nadzieja, a przynajmniej jej promyk. Wiedziałem już, że wyglądam jak zboczeniec, za wysoko podciągam spodnie i przesadzam z perfumami. Z następnych spotkań wyciągnąłem, że koszula w kwiaty jest już od dawna niemodna, że włosy w nosie i uszach się przycina i że mam głupią twarz – cokolwiek to znaczy. Tego chyba nie zmienię, ale nad resztą zacząłem od razu pracować.

Cały dzień doprowadzałem się do porządku. Muszę przyznać, że faktycznie byłem zaniedbany. Po wprowadzeniu zmian nie poznawałem się w lustrze. Skoro tak dobrze wyglądałem, postanowiłem nie tylko przechadzać się między kobietami, ale spróbować z którąś porozmawiać. Poszedłem do baru, znajdującego się dwie przecznice od mojego mieszkania.

– O, ktoś nowy!

– Kim on jest?

Dobiegało moich uszu, od kiedy przestąpiłem próg.

– Niezły!

– Słodkie dołeczki!

Usłyszałem, gdy nie mogłem zapanować nad uśmiechem. W końcu nie uciekają! A nawet się im podobam! Tylko do której podejść?, zacząłem się zastanawiać.

– No, no, ten to mógłby tarmosić mój wianuszek do ostatniego omdlałego kwiatka!

Wygrała! choć ten wianek to chyba w czasach PRL-u plotła. A pleść to lubiła! I to takie głupoty, że głowa mała. Nie pomagało też to, że słyszałem jej myśli. Nie pomagało jej, bo ja dzięki nim zawsze wiedziałem, co odpowiedzieć. Tak po dwóch godzinach wylądowaliśmy u mnie. Byłem wniebowzięty! Bliskość i ciepło jej ciała, malinowe usta, widok nagiego biustu… Dziewięćdziesiąt osiem procent mnie rozpływało się z przyjemności, ale pozostałe dwa sztywniutko! Tylko ten jej myślotok, masakra! Nawet w takiej chwili! Tu mocniej, tam nie dotykaj, przełknij tę ślinę – pani dyrektor niemyj-ząbkowska. (Tfu! Niech szlag trafi tę wiedźmę!) Podsumowując, miłości z tego nie było, a że apetyt rośnie w miarę jedzenia, na drugi dzień ruszyłem znowu na łowy.

Nie miałem tyle pewności siebie, żeby uderzać do „królowej balu”, ale kulawa łania w kącie zdawała się być realnym celem. Księgowa Kasia raczyła mnie przez trzy godziny ciekawostkami ze świata ewidencji przychodów i rozchodów, zanim poszliśmy do niej. Myślałem, że uda mi się jej pomóc zapomnieć o pracy, ale nawet w trakcie zbliżenia pojawiały mi się przed oczami konta teowe, tabele ze stawkami podatkowymi i ulgami. Nie chciałem się poddawać, ale po kilku dniach już sam potrafiłem rozliczać PIT, a Kasia ciągle nie pozwalała zmieniać tematu rozmów. Przestałem do niej dzwonić, bo ileż można?

Zacząłem chodzić na potańcówki. Uznałem, że podczas tańca rozmawia się mniej, dzięki czemu będę mieć chwilę wytchnienia od niekończącego się jazgotu: słowo– i myślotoku, ale nadal z szansą na seks. Tak też się stało! A raczej działo! Bo dzięki tej taktyce poznałem wiele pań. Usta tej, oczy tamtej… nie potrafiłem się powstrzymać, zdecydować na jedną z nich. Wkrótce nienawidziła mnie większość kobiet w Niemyj (tfu!), w tej miejscowości.

Właśnie przed jedną z pań uciekłem w boczną uliczkę, gdy dobiegło mnie ciche „pomocy”. Spojrzałem w górę i zobaczyłem całkiem zgrabną kobietę z nogami zwisającymi do mnie otworem i zaczepioną sukienką o rynnę dachu blaszanego garażu. Pomogłem jej zejść, zanim zapytałem, co się stało.

– Głupstwo! Chciałam wyciągnąć liście z rynny, bo przytkała się ostatniej jesieni i zaczepiłam sukienką o śrubę.

– To dobrze, że przechodziłem…

– Bardzo dobrze! – przerwała mi. – Czy w zamian za to da się pan zaprosić na kawę?

– Naturalnie – zgodziłem się, wiedząc, że muszę się na chwilę przyczaić, zanim ta druga przestanie mnie szukać.

W drodze do kawiarni przyjrzałem się uratowanej kobiecie uważniej. Spodobał mi się ten panterkowy wzór na sukience opinającej jej kształtne pośladki, którymi poruszała z taką gracją, że znów zaczynałem się ślinić. Przy stoliku czarne kosmyki włosów końcówkami łaskotały ją po dekolcie, w który chyba pozwalała mi wlepiać wzrok od czasu do czasu, gdy kierowała jasne zielone oczy w stronę okna.

Spędziliśmy ze sobą chyba z pół godziny, gdy w końcu zdałem sobie sprawę z tego, że nie słyszę jej myśli. Wszystko odbywało się tak naturalnie, bez chlapania jęzorem, bez wskazówek, bez bólu głowy. W zasadzie była raczej małomówna, ale to akurat plus, miła odmiana. Zaczęliśmy się spotykać.

Jadzia, bo takie imię nosił ten cud, była jedyną kobietą, której myśli nie słyszałem. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. Być może była tą jedyną, tą, dla której myśli innych miały mnie zmienić? Nie obchodziło mnie to. Odpoczywałem przy niej, ale jednocześnie wylewałem z siebie siódme poty – w kawiarni szara myszka, ale w łóżku kocica! Diablica! Marzenie! Te jej lamparcie cętki zawróciły mi w głowie. Dziewczyna bez skazy! No, może nie lubiłem w niej tego, że przygryzała końcówki włosów i ciągle pachniała rybą, ale trudno. Byłem już pewien, że to ta!

Wybierałem się do wiedźmy, żeby zdjęła swój czar. Ociągałem się, bo jej widok… no, nie byłem go spragniony. Męczyły mnie jednak obce głosy w głowie, gdy tylko wychodziłem z domu, więc to spotkanie było nieuniknione.

Ostatniego dnia marca wziąłem Jadzię na spacer. Postanowiłem, że przedstawię swoją wybrankę czarownicy na dowód, że znalazłem miłość. Podeszliśmy pod dom wiedźmy, przeszliśmy przez bramkę, zapukaliśmy do drzwi, a gdy się otworzyły… plask! Starucha spoliczkowała Jadzię! Nawet nie zdążyłem zareagować! Zdawało mi się, że kobieta upadła, ale u moich stóp leżała tylko panterkowa sukienka. Rozzłoszczona wiedźma goniła z miotłą kotkę, która zwinnie uciekała przed kolejnymi razami. Ja stałem jak wryty.

– Ja ci dam, pasożycie, eliksir wielosokowy! – krzyczała czarownica, nie przestając wymachiwać miotłą. – Przeklęty marzec!

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Świetny pomysł! Myślę, że to opowiadanie znajdzie się z pewnością na podium, czego życzę. :)

Pozdrawiam serdecznie, klik, powodzenia w konkursie! :)

Witaj,

Test bardzo zabawny, pióro lekkie, jak dla mnie nic dodać, nic ująć. Jeśli chodzi o zakończenie, miałem nadzieję, że nasz kawaler wyłoży plik banknotów na stół i powie coś jak: “To ja wezmę 10 litrów eliksiru wielosokowego! Dla mojej ukochanej Jadzi!”

W końcu odnalazł kobietę idealną, z trwale wyłączoną funkcją mamrania! devil

Pozdrawiam Serdecznie!

 

Hej, zabawne opowiadanie, dobrze się czytało, pomysł też ciekawy, przywołał mi wspomnienia pewnego filmu z Melem Gibsonem… :) 

Jedyne co mi nie gra, to że na początku bohater marzy o zostaniu ekshibicjonistą, a potem jest zwrot i marzy o kobietach. Ale to taki drobiazg. Opko jest poza tym bardzo fajne. 

Parę sugestii:

 

– Proszę się uspokoić, nic Pani nie zrobię! 

Nie piszemy wielką literą, chyba że w listach. W paru miejscach się zdarzyło tutaj. 

– Kim on jest?

Dobiegło moich uszu po przekroczeniu progu.

Tu raczej zapis powinien być: – Kim on jest? – Dobiegło do moich uszu…

 

Spojrzałem w górę i zobaczyłem całkiem zgrabną kobietę z nogami zwisającymi do mnie otworem i zaczepioną sukienką o rynnę dachu blaszanego garażu.​

Domyślam się ,o co Ci chodziło, ale jednak “nogi zwisające do mnie otworem” to nie jest fortunne sformułowanie… zmieniłabym. 

 

Najlepsza scena (dla mnie) wślizg czarownicy pod bramą garażową! Boskie! :)

Pozdrawiam cieplutko! :)

Opowiadanie przyjemnie się czytało. W połowie wydawało mi się, że pomysł dość wyświechtany, ale zakończenie potrafiło mnie zaskoczyć, i za to wielki ukłon (uśmiech) w stronę Anonima.

 

omdlonego kwiatka!

Omdlałego?

 

Usłyszałem, nie mogąc zapanować nad uśmiechem.

Jakoś niezgrabnie to brzmi. Może rozdzielić na dwa zdania, albo usunąć “Usłyszałem” – czytelnik i tak domyśli się z kontekstu, wyżej są już didaskalia.

 

Obejrzała się, ujrzała machającego mnie i klasycznie w nogi.

Zrozumiały skrót myślowy, ale nie do końca zgrabne. Kwestia gustu :)

 

Myślałem, że uda mi się jej pomóc zapomnieć o pracy, ale nawet w trakcie zbliżenia pojawiały mi się przed oczami konta teowe, tabele ze stawkami podatkowymi i ulgami.

Długie zdanie, trudne do czytania. W drugiej części można zamienić przecinek na “i”. Jedna z propozycji:

 

Łudziłem się, że pomogę jej zapomnieć o pracy… nic z tego, nawet w trakcie zbliżenia pojawiały mi się przed oczami konta teowe i tabele ze stawkami podatkowymi.

Przez całe swoje dorosłe życie chciałem być ekshibicjonistą.

… był taki skecz Monty Pythona…

Czerpałbym w końcu przyjemność garściami z tego, jak kobiety przede mną uciekały.

Czerpałbym w końcu przyjemność, garściami, z tego, jak kobiety przede mną uciekają.

Nawet nie musiałem się odzywać.

A co, teraz jest Adonisem?

wysiadanych kanap

Wysiadywanych.

Niestety ekshibicjonizm nie był dla mnie, bo te ucieczki nie wzbudzały we mnie pozytywnych emocji czy też… hmm, uniesień.

To chciał, czy nie chciał? Niestety, ekshibicjonizm nie był dla mnie, bo te ucieczki nie sprawiały mi przyjemności ani nie powodowały… uniesień.

Bo przeklęty kebab to nie jeden!

Niejeden. Niejeden kebab. P. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Niejednemu-psu-Burek;17738.html

Czarownicy szukałem długo.

Czarodziejki czy czarownicy, bo to nie to samo?

klasycznie w nogi

Hmmm. Coś bym tu wstawiła, jakiś dwukropek.

mam nieco doświadczenia w temacie

Weźcie z tym "tematem" dajcie se spokój na wieki wieków. Amen. Mam trochę doświadczenia. Kropka.

wślizg, żeby prześlizgnąć się pod domykającą się bramą

Powtórzenia: wślizg pod domykającą się bramą.

powtórzyłem już jak mantrę, bo mimowolnie robiłem

Skonsultuj się z religioznawcą.

Otrzepała się i spojrzała z odrazą, jednocześnie szukając drogi ucieczki.

Hmm. Otrzepała się i spojrzała z odrazą, rozglądając się za drogą ucieczki?

zacząłem bezzwłocznie

Hmm.

I tym zaskarbiłem sobie jej uwagę

https://sjp.pwn.pl/szukaj/zaskarbi%C4%87.html sobie można szacunek, względy etc, ale uwagi nie bardzo.

Jest Pani czarującą kobietą

"Pani" w dialogu małą.

wypaliłem szybko, nie kłamiąc. W końcu, kim jest czarownica?

Imiesłowy… wypaliłem szybko. Nie skłamałem. W końcu kim jest czarownica?

zaczęła czyścić jęzorem czarne futerko na przedniej łapce, wpatrując mi się w oczy seledynowymi ślepiami.

Nagle zrobiło się kolorowo.

wstyd mi przed rodziną za te wieczne oskarżenia o próbę gwałtu.

To on oskarża? Bo to wynika z budowy zdania.

– Nie zmuszę nikogo do miłości! – powiedziała lekceważącym tonem.

Jak się ma lekceważący ton do wykrzyknika?

Czemu wszystkie kobiety na mój widok, rzucają się do ucieczki?

Bo stawiasz przecinki między podmiotem a orzeczeniem.

tłumaczyłem błagalnym tonem

Wystarczy jedno słowo: błagałem. Albo w ogóle nic.

zdobionego kielicha

Zdobionego czym?

Pije nie pyta!

Pije, nie pyta!

– rzuciła poirytowana.

Zbędne, widać z dialogu.

Znów ukuła mnie uśmiechem w każdą z gałek ocznych z osobna, jakby ilość zębów w jej szczęce nie była przypadkowa

Mniemam, że miało być "ukłuła". W każdą gałkę oczną z osobna. Jakby liczba zębów.

a ja biorąc sobie na ambit

A ja, wziąwszy na ambit. https://wsjp.pl/haslo/podglad/107996/ktos-bierze-na-ambit

Rozżalenie zaczynało przyoblekać się w gniew

… czyli ubierać. Hę?

Zbyt dosłownie babina zrozumiała tę nazwę.

?

pofalowane włosy

Falujące.

Tkwiłem w bezruchu, wpatrując się

A może: wpatrzony?

ciągnąc za łokieć swoją koleżankę

"Swoją" zbędne.

która spojrzawszy na mnie zniesmaczona, tylko bąknęła creep

Która, spojrzawszy na mnie zniesmaczona, tylko bąknęła "obleśny".

Tęsknym wzrokiem

TĘSKNIE.

dwa, żywe cuda

Zabij ten przecinek.

No wypisz, wymaluj creep!

A możesz wypisać po polsku? Np.: No, obleśny pełną gębą!

Otarłem z brody ślinę

Otarłem ślinę z brody.

Spuściłem wzrok, żeby znowu nie usłyszeć, że jestem obleśny, a ona omiotła mnie wzrokiem

Powtórzenie, poza tym nie ta modalność epistemiczna. Nie słyszy się oczami.

tej kobiecie także wargi nawet nie drgnęły

Hmm.

z wymalowanym wyrazem obrzydzenia

?

No, to co jest?, pomyślałem.

Jesteś pewien tego przecinka?

zastał mnie wieczór

Na czym? https://wsjp.pl/haslo/podglad/35520/zastac/4923878/nastapic

Poszedłem do baru, znajdującego się dwie przecznice od mojego mieszkania.

Ciach: Poszedłem do baru o dwie przecznice od mojego mieszkania.

Usłyszałem, nie mogąc zapanować nad uśmiechem.

Usłyszałem i nie mogłem zapanować nad uśmiechem. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#klopotliwe_uslyszal

No, no, ten to mógłby tarmosić mój wianuszek do ostatniego omdlonego kwiatka!

Omdlałego. Albo zwiędłego. Oraz – chciałbyś.

Wygrała!, choć ten wianek

Tu też nie dawałabym przecinka.

Nie pomagało też to, że słyszałem jej myśli.

Angielskawe.

Nie miałem na tyle pewności siebie

"Na" nie powinno tu być.

sam potrafiłem rozliczać swój PIT,

Sam potrafiłem rozliczyć PIT.

Kasia ciągle nie pozwalała zmieniać tematu rozmów

Do rozmowy trzeba dwojga.

zaczepioną sukienką o rynnę dachu blaszanego garażu

Kobieta była zaczepiona sukienką?

panterkowy wzór

Wzór w panterkę.

czarne kosmki włosów

Kosmyki. Kosmki bardziej jelitowe.

w który chyba pozwalała mi wlepiać wzrok od czasu do czasu, gdy kierowała jasne zielone oczy w stronę okna

?

 

Dzięki… mmm… zapowiedzi na początku tekst zdołował mniej niż się spodziewałam, bo do niej nie… ekhm. Nie doskoczył? Ale śmieszny też nie jest. No, lekko drgnęła mi warga przy odczarowaniu Jadzi. Leciutko.

Przez całe swoje dorosłe życie chciałem być ekshibicjonistą.

… był taki skecz Monty Pythona…

 

Tarnino, masz kiepskie łącze, bo połowy z tych błędów już nie było…

 

Wszystkim:

Nie było, jak wklejałam, ale były, kiedy je odsiewałam.

Dość krańcowe marzenia targały bohaterem – od bycia ekshibicjonistą po pragnienie miłości. Nie czytało się źle, ale też nie było dostatecznie zabawnie. Ot, tak na półuśmiech zaledwie. 

 

Słaba płeć, psia krew! → Słaba płeć, psiakrew!

 

– Jest Pani czarującą kobietą… → – Jest pani czarującą kobietą

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą. kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Wygrała!, choć ten wianek… → Po wykrzykniku nie stawia się przecinka.

 

…niekończącego się jazgotu: słowo– i myślotoku… → …niekończącego się jazgotu: słowo- i myślotoku

W tego typu konstrukcjach używamy dywizu, nie półpauzy.

– Motywator – powtórzyłem już jak mantrę, bo mimowolnie robiłem to za każdym razem, gdy kobiety podczas ucieczki zaskakiwały mnie kreatywnością, zaradnością lub, jak w tym przypadku, zwinnością. Słaba płeć, psiakrew!

 

Słaba płeć to albo dialog i trzeba to zaznaczyć, albo myśli i trzeba to zaznaczyć.

 

Pragnienia bohatera rozczuliły mnie, podobnie jak jego trudna historia.

Potem niespodziewanie wpadłam w “Czego pragną kobiety” i wtedy podobało mi się jakoś mniej.

 

Natomiast jasną gwiazdą opowiadania pozostała wiedźma, no i Jadzia;)

Zakończenie zaskoczyło i uśmiechnęło. Powodzenia w konkursie. :)

I tak się dała zaprowadzić pod drzwi czarownicy? Oj, rzeczywiście bezmyślna ta Jadzia :)

Zabawne opowiadanie. Zdecydowanie FUNtastyka :)

Cześć,

 

Lekkie i całkiem zabawne. Przynajmniej parę razy się uśmiechnąłem, a fragment o pani księgowej najlepszy. Dobrze, że niezbyt poprawne politycznie. Myślę, że pasuje do tytułowego konkursu. Powodzenia i pozdrawiam.

Przeczytawszy.

Miałem wrażenie, że opowiadanie pisane było nie w jednym ciągu, ale z dużymi odstępami czasu. Trochę niespójne, ale czytało się nieźle. Całkiem zabawne. Pomysł często spotykany, ale udało Ci się dobrze go wykorzystać.

Klikam. Pozdrawiam!

 

Fajne. Nie napiszę nic odkrywczego ale i tak napiszę. wink : Zakończenie the best. 

 

To Jadzia? Sądząc po koordynacji ruchów nie taka znów bezmyślna. laugh

Jadzia to czuje!

Hej! 

Hm, czytało się szybko, to na plus. Pomysł poznawania myśli kobiet stary jak świat, zwłaszcza że raczej myśli nie są tak proste, no ale okej, opowiadanie na Fun-tastykę. ;) 

Samo to, że Jadzia była kotem dawało fajny zwrot akcji, ale jeśli się nad tym zastanowić to brakowało tu sensu, miałam podobne odczucia jak przy wyjawieniu tożsamości tego, kto podszywał się pod Moody'ego w 4 części HP. Niby pomysł dobry, ale jak się pomyśli o tym, jak to działało… 

Pozdrawiam, 

Ananke

Chyba już bezpiecznie jest odpowiadać, bez narażenia na zdemaskowanie, więc:

Jedyne co mi nie gra, to że na początku bohater marzy o zostaniu ekshibicjonistą, a potem jest zwrot i marzy o kobietach.

Dość krańcowe marzenia targały bohaterem – od bycia ekshibicjonistą po pragnienie miłości.

Pierwsze zdanie to sarkazm, anonim uważał, że można to wyczuć. :( Bohater chciał być ekshibicjonistą, bo ucieczki kobiet wtedy nie przynosiłyby mu przykrości a przyjemność, a on chciał normalnie z babą pogadać i w którejś się zakochać.

 

przywołał mi wspomnienia pewnego filmu z Melem Gibsonem… :) 

Potem niespodziewanie wpadłam w “Czego pragną kobiety” i wtedy podobało mi się jakoś mniej.

Anonim myślał o Zmierzchu, tylko bez wampira, a wyszedł Mel Gibson :(

 

I tak się dała zaprowadzić pod drzwi czarownicy?

Może nie sądziła, że w ludzkiej postaci zostanie rozpoznana. Kto ją tam wie!? :(

 

Miałem wrażenie, że opowiadanie pisane było nie w jednym ciągu, ale z dużymi odstępami czasu. Trochę niespójne, ale czytało się nieźle.

Ciąg był jeden, ale szkoda, że w Twoich oczach wyszło niespójnie :(

 

Samo to, że Jadzia była kotem dawało fajny zwrot akcji, ale jeśli się nad tym zastanowić to brakowało tu sensu (…) Niby pomysł dobry, ale jak się pomyśli o tym, jak to działało… 

Był marzec, kotka miała potrzeby, spotkała wyposzczonego desperata, wypiła eliksir wielosokowy i “znalazła się” w odpowiednim miejscu i czasie, a później randkowali… Dlaczego brak sensu? Nie wierzysz w magię? :(

 

Anonim myślał, że to wszystko zawarł w tekście, a tu takie kwiatki… Za komentarze, kliki, wątpliwości też mam dla Was…

Był marzec, kotka miała potrzeby, spotkała wyposzczonego desperata, wypiła eliksir wielosokowy i “znalazła się” w odpowiednim miejscu i czasie, a później randkowali… Dlaczego brak sensu? Nie wierzysz w magię? :(

Ale jakoś mało kota w niej było. :D

Chyba wierzę w inną magię. XD

Ale jakoś mało kota w niej było. :D

Ściągnął ją z dachu, poruszała się z gracją, lubiła panterkę i lamparcie wzory, śmierdziała rybą i przegryzała włosy, miała czarne włosy i zielone oczy jak sierść i ślepia kotki na początku, cóż jeszcze mogłem dodać, żeby nie spoilerować a jednak wpleść przesłanki :( Już bałem się przy kocicy w łóżku, zwłaszcza, że podkreśliłem, że to marzec, że wszyscy się zorientują…

No trudno, może fun nie jest dla mnie…

 

No to się narrator naciął… Przyszło mi do głowy jakieś odległe skojarzenie z „Czego pragną kobiety”.

Uśmiechnęłam się, puenta zrobiła swoje.

Fantastyka głośna i wyraźna, szczególnie tożsamość Jadzi zrobiła na mnie wrażenie.

Romanse to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej, więc fabuła nie powaliła na kolana, ale humor i fantastyka dodają na tyle smaku, żeby danie wchodziło bez oporów. Zastanawiam się, czy faktycznie wystarczy poznać myśli drugiej strony, żeby od razu zostać takim podbijaczem serc i zdobywcą wianków. Chyba tylko, jeśli próba jest bardzo niereprezentatywna.

Bohater właściwie jeden i to monotematyczny.

Pod względem językowym w porządku, nie zauważyłam usterek.

Sympatyczne :)

Nowa Fantastyka