
– Hej!
Piotrek aż podskoczył po tym, jak kolega z pracy krzyknął mu nad głową i klepnął po plecach. Oderwał wzrok od ekranu komputera i spojrzał na kumpla z niezadowoleniem.
– No co? – spytał tamten niewinnie.
– Przestraszyłeś mnie, Arkadiuszu – warknął Piotrek. – Jeśli nie widzisz, to jestem zajęty.
Arek westchnął, na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
– Koniec pracy na dziś, Piotrze! – zawołał wesoło. – Rusz zadek! Piątek, piąteczek, i tak dalej.
– Chcesz, to idź, ja mam jeszcze coś do dokończenia. A na drugi raz, jak się zechcesz pożegnać, to powiedz normalnie „na razie”, zamiast wrzeszczeć do ucha.
– Ha, ha! To tak jak góral, kiedy usypia dziecko. – Widząc niezrozumienie na twarzy kolegi, dodał: – No wiesz… Kołysze dzieciaka, śpiewa „A-a-a, kotki dwa…” i pod koniec krzyczy: „Hej!”.
– Przezabawne… – mruknął Piotrek, stukając w klawiaturę.
– A ty co? Znasz jakieś dowcipy?
– Znam dowcip o chlebie, ale to suchar. Podobnie jak twój żart.
Arek prychnął śmiechem.
– Dobre – orzekł. – Potraktuję to jako przystawkę przed dzisiejszym wieczorem.
– A co, będziesz występował jako stand-uper? – spytał uszczypliwie Piotrek.
– Nie, ale byłeś blisko. Idziemy z Zuzą na kabaret. Prawdę mówiąc, tobie też by się przydało takie wyjście, rozluźniłbyś się trochę.
– Dzięki, ale wiesz, co ja sądzę o naszej współczesnej scenie kabaretowej: wulgaryzmy, sprośne żarty, pajacowanie, obrazoburstwo, wygłupy „na siłę” i nieśmieszne gagi. A do tego wszystkiego mnóstwo polityki, jakby to okradanie obywateli było śmieszne.
– Rety, ale z ciebie ponurak… – Arek machnął ręką. – A do tego uogólniasz. Tak się jednak składa, że ta grupa ma w sobie coś więcej. A i tego, co właśnie wymieniłeś, jest w ich występach niewiele, jeśli w ogóle. Oraz – uniósł palec wskazujący w górę – bez polityki.
– Naprawdę? To tak się da w dzisiejszych czasach? To chyba jacyś ekscentrycy.
– Chłopie… To mega-cudaki! Ponoć improwizują wszystkie kwestie, a jak zejdą ze sceny, to nadal zachowują się, jakby na niej byli. A ich występy mają przypominać bardziej spektakle teatralne, gdzie poza humorem oferują porządną dawkę iluzji. I to pierwszorzędnej.
Piotrek znów spojrzał na rozmówcę, a uniesione brwi zdradzały zainteresowanie.
– No dobra… Powiedz coś więcej.
– Stary, nie gadaj, że o nich nie słyszałeś! Plakaty i banery wiszą wszędzie, Internet aż huczy. Nazywają się „Czarodziejskie trio”, ponieważ jest tam czarodziej, łowca i rycerz. A w zasadzie rycerka, czy jak to tam się teraz mówi, no, bo to kobitka. No i, wyobraź sobie…
***
– Nie, nie, nie! – krzyknęła Małgorzata. – Tłumaczyłam ci, że to nie jest do picia.
– A do czego? – Stojący naprzeciw niej młody, postawny mężczyzna nie krył zdziwienia. – Toż to wonieje niczym likwor przyprawiony kwieciem. Chciałem jeno skosztować…
Kobieta wyrwała mu z ręki buteleczkę z kolorowym płynem, którą następnie zbliżyła do twarzy.
– To są perfumy, Zojanie – rzekła zirytowana, patrząc wielkoludowi prosto w oczy. – Per-fu-my! Możesz się tym spryskać, rozpylić sobie, popsikać na odzież. Rozumiesz?
– A po cóż to?
– Żeby ładnie pachnieć.
– Może i ładnie, lecz ja rzekłbym raczej, iż silnie. Jeśli będę roztaczał taką woń, olbrzymy prędko mnie zwęszą, i naszą pułapkę diabli wezmą.
– Nie musisz tego używać, jeśli nie chcesz. Ale pić też tego nie będziesz. Jeszcze mi się strujesz i diabli to dopiero wezmą całe nasze show. A macie wystąpić w komplecie, wszyscy tego oczekują. Jesteście fenomenem, bilety na was wyprzedają się na pniu!
Twarzy Zojana przybrała głupawy wyraz.
– Daruj, Mała Gorzato, lecz nie pojmuję wszystkich twych słów – przyznał nieśmiało.
– Małgo…
– Pani menażerio – odezwał się inny mężczyzna, podchodząc. Był w średnim wieku, miał długą, gęstą brodę i potarganą czuprynę. – Czemuż to szata maga jest taka fikuśna? Nie mógłbym odziać się w coś innego? – pożalił się, wskazując długą, granatową szatę, w którą był ubrany, haftowaną w mrowie żółtych gwiazdek.
Małgorzata wzięła głęboki oddech i przymknęła powieki. „Spokojnie…” – pomyślała. „Tylko spokojnie. To nieprofesjonalne, żeby się tak wkurzać”. Pomyślała o swoim wynagrodzeniu za kolejny występ, oraz wszystkich potencjalnych kontaktach, jakie nawiąże. Kontaktach, które, miała nadzieję, bardzo jej pomogą w rozwijaniu kariery. To ją nieco uspokoiło.
Zaczynała się już przyzwyczajać do ekstrawaganckich zachowań swoich klientów, choć wolała o nich myśleć jako o „podopiecznych” – nie dość, że nieustannie wymagali uwagi, to co rusz usiłowali przekroczyć granice jej cierpliwości. Mimo wszystko, Małgorzata wychodziła z założenia, iż możliwość zostania przedstawicielką tej trójki dziwaków było najlepszą okazją, jaka przytrafiła jej się w życiu. Nie była to rzecz łatwa czy przyjemna, ale za to bardzo rozwijająca. A przede wszystkim – niewiarygodnie opłacalna.
– Posłuchajcie – zaczęła. – Po pierwsze: rozumiem, że jeszcze uczycie się zwyczajów panujących w, ekhm, naszym świecie i niektóre rzeczy mogą się wam wydawać niezrozumiałe. Ale musicie mnie słuchać, chcę wam tylko pomóc.
„A przy okazji trochę na was zarobić”.
– Po drugie – ciągnęła – mówiłam wam już, że mam na imię Małgorzata i jestem menedżerką. Mał-go-rza-ta, me-ne-dżer-ka! Ale jeśli to dla was za trudne, mówcie do mnie „Gosiu”. Po trzecie: Zojanie, idź się w końcu ogarnij. Albo raczej – zmieniła ton na bardziej podniosły – gotuj się do wyprawy, jegomościu. A ty, Amadku – zwróciła się do brodacza – nie wiem, co jadłeś, ale weź sobie gumę i jej użyj.
Po tych słowach podała mu saszetkę gumy do żucia o smaku miętowym.
– Co mam z tym zrobić? – zapytał Amadek, oglądając torebkę z ciekawością.
„Wsadzić sobie w tyłek”.
– Jedną weź do ust, a resztę schowaj do kieszeni – poinstruowała go Małgorzata. – Będziesz miał na zapas. Ach, Pontia! – zwróciła się do podchodzącej do nich rudowłosej kobiety ubranej w pełną zbroję. – Muszę przyznać, że wyglądasz pierwszorzędnie. Znaczy się: sławnie.
– Kolejna mieścina w potrzebie? – spytała znużonym głosem zbrojna. Pod pachą trzymała okrągły hełm z przyłbicą, w drugiej ręce dzierżyła długi, stary miecz. – Czemuż to, ilekroć gościmy w jakimś grodzie, próżno szukać w nim choćby jednego wojaka?
– Ponieważ to wy tu jesteście gwiazdami – odparła menedżerka. – To znaczy: bohaterami. A my w naszym świecie mamy deficyt… niedobór bohaterów. Na całe szczęście zjawiliście się wy. W trakcie naszej trasy zdążyliście już uratować kilka wiosek. Teraz nadszedł czas na miasto, któremu zagrażają złowrogie trolle, czy olbrzymy, jak ich tam zwiecie.
– Radzi jesteśmy, iż możemy pomóc – przyznała Pontia – lecz wolelibyśmy wrócić do domu.
Małgorzata słyszała tę opowiastkę już kilka razy. Paladynka Pontia, łucznik Zojan i czarodziej Amadek przenieśli się do jej świata, ponieważ mag pomylił zaklęcie. Do powrotu potrzebują księgi zaklęć, a tę rolę, z niewiadomych jej przyczyn, pełni tu słownik polsko-łaciński. Ich historia przypominała Małgorzacie scenariusz filmu „Goście, goście”, a ona przyznała sama przed sobą, że często czuła się jak na planie filmowym tej produkcji.
– Tak wiem – powiedziała, siląc się na smutny ton. – Jednak księga zaklęć jest bardzo, bardzo droga. Ale dzięki waszym występom, znaczy się: wyprawom, możecie na nią zarobić. A dziś występujecie w amfiteatrze, więc spodziewam się dużego zysku.
– Mogę spróbować innego sposobu – wtrącił się Amadek. – Jest pewien rytuał, ale potrzebowałbym…
– Tak, tak wiem – przerwała mu menedżerka. – Oczu traszki, skrzeku ropuchy albo skrzydeł nietoperza.
– Nic z tych rzeczy, pani. Wolałbym oddech smoka, róg jednorożca, albo najlepiej krew dziewicy.
– Pomyślimy, pomyślimy… – Małgorzata zerknęła na trzymany w ręku skoroszyt. – No, ale dość już tego! Zaraz wychodzimy z garderoby, macie spotkanie z fanami.
– Zanim się oddalisz, młoda damo, pozwolisz, bym o coś spytał?
– Oczywiście – odparła czarnowłosa dziewczyna, chowając do torebki zeszyt ze świeżo otrzymanym od czarodzieja autografem.
– Jesteś ty może dziewicą?
– Hmmm? – mruknęła panna, nieco zaskoczona.
Zaraz jednak rozejrzała się wokół, a nie spostrzegłszy w pobliżu nikogo, kto mógłby ich usłyszeć, zamruczała zalotnie:
– Może, może… Ale dla pana mogłabym przestać być.
– To oznacza, iż tak?
Dziewczyny skinęła głową.
– Ważniejsze jest jednak to – zniżyła głos i mrugnęła porozumiewawczo – że jestem pełnoletnia. A pan nawet przystojny, jak na kogoś w wieku mojego ojczulka.
– To wyborna sprawa – ucieszył się Amadek. – Będziesz mi potrzebna.
– Ach… – westchnęła zalotnie brunetka. – Zrobić to z magikiem i to takim sławnym, to dopiero coś. Ale mi koleżanki będą zazdrościły!
Mężczyzna energicznie potarł dłonie i uniósł wzrok.
– Wreszcie znalazłem! – powiedział z satysfakcją. – Zali jednak na pewno wiesz, na co przystajesz? W trakcie wszystkiego będziesz krzynę krwawić.
– Domyślam się, to czysta biologia. Ale jestem na to przygotowana.
– Nie do końca pojmuję – rzekł czarodziej, drapiąc się po brodzie. – Przyznam szczerze, iż zapał twój cieszy mnie i dziwi zarazem. Dla pewności zapytam, czy mogę tedy na ciebie liczyć?
– Czemu nie. Raz się żyje!
– To… bajerancko!
– Tylko rozumiem, że ma pan zabezpieczenie?
– Za-bez-pie-cze-nie?
– No, wie pan – gumę.
– Gumę… – Mag zamyślił się na moment, po czym pomacał kieszeń. – Tak, posiadam coś takiego! Cały woreczek.
– Super! Czyli będziemy bezpieczni.
– Oczywiście, że tak. Moi towarzysze będą opodal, aby strzec nas przed niebezpieczeństwem. Muszę być usposobiony i skupiony.
– Eee… Ale mamy to zrobić przy nich? – Dziewczyna nie kryła zdumienia. – Wolałabym tak bardziej, no wie pan, kameralnie.
– Ka-me-ral-nie… – Czarodziej zastanawiał się przez chwilę nad usłyszanym słowem. – Masz na myśli te przedmioty zwane kamerami? Potrzebujesz ich?
– Nie, nie. Po prostu sądziłam, że będziemy sami, w jakimś ustronnym miejscu. Na przykład w pańskiej garderobie.
Amadek uniósł brwi.
– Czemuż akurat tam? – spytał zdziwiony. – Tamta izba jest ciasna. A my potrzebujemy dużo miejsca. – Uniósł dłoń i wskazał palcem serce amfiteatru.
– Na scenie?
– Owszem. Musimy być na widoku, aby zebrani na tych ławach osadnicy dobrze widzieli nasze wyczyny.
– To… To jeszcze przy widowni?!
– Cóż, nasza… me-ne-dżer-ka powiadała, że jest to konieczne, aby te… kamery mogły nas… ujrzeć, złapać. Tak? Dobrze mówię?
Dziewczyna wybałuszyła oczy i żuchwa jej opadła.
– Mamy być filmowani?! Menedżerka? Kamery? Co wy tu, do cholery, kręcicie?!
– W czym problem? Toż to ponoć część rytuału. Co cię trapi?
– Rytuału?! – Dziewczyna zrobiła krok w tył. – O nie, nie! Są pewne granice. Nie wiem co tu się odwala, ale ja na pewno na coś takiego się nie piszę. Do widzenia!
– Daruj, jeśli ci zawadzę, Zosiu, lecz powiedz mi, proszę, cóż to takiego? – Zojan pomachał Małgorzacie przed nosem kilkoma podłużnymi przedmiotami.
– To twoje pociski – mruknęła zniecierpliwiona menedżerka, niechętnie odrywając wzrok od skoroszytu. – Czy tam strzały, jak zwał tak zwał. To część twojego wyposażenia na eskapadę.
– Brzechwy wyglądają nie najgorzej, ale żeleźce? Czemuż są one kuliste, przecie powinny być ostre? I jakie miękkie, pewnikiem to nie żelazo.
– Ech… Trafnie spostrzegłeś, Zojanie. Nie rozumiem tylko, w czym tkwi problem.
– Nie nadadzą się. Jakże mam takim krągłym grotem zabić jakiegoś trolla? To go nawet nie ugodzi.
„I bardzo dobrze, inaczej zrobiłbyś krzywdę przebranym aktorom, tłumoku. Poprzednio omal nie narobiłeś nam bigosu”.
– Wcale nie musi. A to dlatego, że te groty są magiczne. Wystarczy, że trafisz takim trolla, a sam padnie. Możesz go nawet zaledwie trącić.
Łucznik uniósł brwi i niepewnie spojrzał na strzały.
– Jakże to? – zdumiał się. – Wystarczy muśnięcie, by ukatrupić poczwarę? Toż te groty muszą być zaiste niebezpiecznie.
– Ależ skąd. Wyobraź sobie, że ta magia działa tylko na potwory. I tylko one powinny się, ekhm, lękać twego oręża.
– Niesłychane…
– A widzisz. Poprosiłam naszego kowala, by wykuł je dla ciebie ze specjalnego, zaczarowanego surowca. Takie my tu mamy czary-mary.
Zojan uśmiechnął się szeroko.
– Dziękuję, wiedz, iż jestem ci za to dozgonnie wdzięczny – rzekł, nieznacznie się kłaniając. – Jesteś zaiste zacną zołzą.
– Ostatni raz omyliłeś się przy rzucaniu zaklęcia, Amadku! – warknęła Pontia.
Wraz z towarzyszem właśnie weszli do garderoby i zatrzasnęli za sobą drzwi.
– Hejże! – zaprotestował mag. – Toż zrobiłem to na twą własną prośbę!
– Cóż takiego?
– Nalegałaś, bym spróbował powstrzymać atak Czerwonych Tarczy. Wyjaśniałem ci natenczas, iż to rzecz niełacna.
– Nie prosiłam o to, byś się przejęzyczył. Z twego powodu utknęliśmy w tym cudacznym kraju!
– Chcesz się teraz swarzyć? Cóż nam to da?
Paladynka zamilkła, wzięła głęboki oddech. Ze świstem wypuściła powietrze z ust, opuszczając ramiona.
– Słusznie powiadasz – odparła po chwili, już spokojniej. – Waśnie na nic nam się nie zdadzą.
– Popełniłem omyłkę, zgadzam się – przyznał mag. – Cóż jednak zrobić? – wzruszył ramionami. – Jak to tu mówią: zwykły niefart, pieprzona wtopa, ale obciach.
– Spostrzegłeś? Nawet już gadamy jak oni. Słowa mi się mylą.
– Ty weź nic nie mów…
– To nie pora na krotochwile, trefnisiu!
– Chciałem cię choć krztynę rozwese…
Naraz drzwi otworzyły się powoli i do środka ostrożnie wszedł Zojan. Koszulę na torsie miał poplamioną, skórę wokół ust zabarwioną na pomarańczowo. Spojrzał na przyjaciół, a następnie oblizał wargi i beknął donośnie.
– Trafny to pomysł – napomknął – ten katering. Nie tak wystawne jak uczta na królewskim dworze, ale chociaż nie ma potrzeby tyle nań czekać. I smakowity.
– Zawrzyj drzwi! – poleciła Pontia.
– Stało się co?
– To, iż się tu znaleźliśmy, to się stało. A także, iż cięgiem tu tkwimy i mitrężymy.
Łucznik spojrzał pytająco na Amadka.
– Wydaje mi się, że jest zmęczona – zasugerował czarodziej.
– A mnie się wydaje, że wszyscy sobie z nas pożytkują! – fuknęła paladynka. – A już zwłaszcza Gosia. Wciąż nas zwodzi i coś bajdurzy, jakby nie chciała, byśmy wrócili do domu. Zaczynam się czuć jak w obwoźnym cyrku. – Stuknęła o podłogę opancerzoną stopą. – Mam dość!
– Aż tak marnie to tu nie jest – ocenił Zojan. – Chyba odrobinę przesadzasz.
– Tobie to tylko chmiel, jadło i krasne dziewki wystarczą – nie ustępowała Pontia. – Nie spostrzegasz, co się wokół nas dzieje. Nie zastanawiałeś się, dlaczegóż…
– Dość! – zawołał naraz Amadek. – Pohamuj swój gniew, paladynko. Mieliśmy się nie sprzeczać.
Rudowłosa kobieta zamilkła. Na jej obliczu złość mieszała się z bezradnością.
– Znalazłeś już jaką dziewicę? – spytał łucznik.
– Ech… – zrezygnowany czarodziej machnął rękami. – Nie znalazłem takiej, co by chciała nas wspomóc. Długo by prawić.
Po jego słowach rozległo się głośne pukanie.
– Któż nas niepokoi?! – odezwała się głośno Pontia.
– Przepraszam, można? – spytał ochroniarz, uchyliwszy drzwi. – Jakaś pani do państwa.
– Proszę wpuścić – nakazał mag, po czym spojrzał wymownie na towarzyszy. – Może to akurat jej oczekujemy. Ciekawe, czy…
– ¡Buenos días! – powitała ich młoda kobieta o egzotycznej urodzie, wchodząc do środka. – Señora y señores, ¿puedo hacer una pregunta?
– Ekhm – odchrząknął Amadek. – A cóż to za osobliwa mowa?
– Pan wybaczy, ja też nie chwytam co ta dziewucha mówi – przyznał ochroniarz. – Wydaje mi się że to Hiszpanka, albo jakaś Latynoska. Chyba nie przeszkadza jej, że jej nie rozumiemy.
– Solo una cosa – ciągnęła z uśmiechem przybyła, przyciskając do biustu złączone dłonie – ¿pueden darme sus autógrafos?
– My nie rozumiemy – powiedział pomału Zojan. – Czego chcesz niewiasto?
– Perdón, no entiendo, no hablo polaco – odparła kobieta, wskazując palcem na zewnątrz. – Mi amiga es una gran fan de su grupo, pero no quiere venir aquí. Es un poco tímida.
– Tam dalej stoi druga – zauważył ochroniarz. – Może ona coś kuma, ale nie chce podejść.
– Hmmm… – Pontia podrapała się po czole. – Powiedziała „autografos”, więc może chce te nasze podpisy. – Uniosła ręce i prawym palcem wskazującym zaczęła gładzić wnętrze lewej dłoni, patrząc na nieznajomą. – Autografos, tak? Chcesz nasze podpisy?
– Si, si, por supuesto! – zawołała cudzoziemka z podnieceniem, sięgając do torebki. – Tengo una libreta – dodała, podając rudowłosej notes.
Pontia wraz z Zojanem nabazgrali swoje imiona na papierze i zerknęli na Amadka. Czarodziej stał obok, gładząc się po brodzie, patrząc z uwagą na Latynoskę i jakby nad czymś rozmyślając.
– ¿Y usted, señor Gandalf?
– Ach – ocknął się brodacz. – Tak, oczywiście, panienko.
Po chwili wręczył uradowanej kobiecie notes z kompletem podpisów.
– Muchas, muchas gracias, señora y señores – podziękowała. – ¡Buen día y hasta luego!
– Proszę już nie wpuszczać gości do naszej izby – zwróciła się do ochroniarza Pontia, gdy tylko wypuścił Latynoskę z garderoby. – Musimy wypocząć.
– Wedle życzenia – odparł tamten, zamykając drzwi.
Zojan wciągnął powietrze nosem, a zaraz potem głośno prychnął.
– Jednakowoż to nie tej białogłowy się spodziewaliśmy – westchnął.
– Wręcz przeciwnie! – zawołał z nagłym ożywieniem Amadek. – Dzięki niej się stąd wreszcie wydostaniemy!
– A jakże to? Toć nie wiesz, czy jest cnotliwa, gdyż tak niejasno gadała. Nadto już się oddaliła, a my…
– Dość tych deliberacji! – przerwał mu czarodziej. – I pal licho krew dziewicy, oddech smoka, róg jednorożca, odchody gryfa, smarki skrzata i wszystko inne! Przeniesiemy się do domu tak, jak nas tu sprowadziłem!
Po tych słowach wyprostował ręce i energicznie ruszając palcami wymamrotał coś pod nosem. Jego towarzysze podskoczyli dokładnie w tym samym momencie, kiedy między dłońmi Amadka pojawił się krótki błysk, któremu towarzyszył głośny trzask i niewielki obłok pary.
– Tak! – zakrzyknął rozentuzjazmowany. – Dzięki mowie tej młódki będę mógł odtworzyć treść inkantacji! Używała słów podobnych do tych z księgi czarów.
– Przypomniałeś sobie właściwe zaklęcie? – spytała Pontia, której twarz się rozjaśniła.
– Nie wszystko, lecz to kwestia czasu. Jest dopiero południe, ale powinienem zdążyć przed północą.
***
– I jak tam występ? – spytał Piotrek. – Faktycznie są tacy dobrzy, jak mówiłeś?
– Uuu, bracie… – Arek uśmiechnął się z satysfakcją. – Normalnie kosmos.
– W jakim sensie?
– Odlecieliśmy. My ze śmiechu i z wrażenia, a oni dosłownie.
– Że niby co? Odfrunęli ze sceny?
– No dobra, może nie odlecieli, ale zniknęli. I to w jakim stylu. Dawno nie widziałem takiej widowiskowej sztuczki. Kiedy myślałem, że show się dopiero rozkręca, czarodziej nagle krzyknął coś w stylu: „Przypomniałem sobie!”, zrobił swoje hokus-pokus, i bach! Huk, trzask, iluminacja, pełno pary wokół, a cała trójka rozpłynęła się w powietrzu. Człowiek niby widział już nieraz podobne numery, ale ten był nie do opisania. I nie do podrobienia.
– Czyli ogólnie polecasz?
– Ogólnie tak. Choć mam wrażenie, że od strony organizacyjnej nie wszystko zagrało. Przedstawienie było świetne, ale za szybko się skończyło. I to nie tylko nasze zdanie, bo słychać było, że ludzie liczyli na trochę więcej. No i, nie było spotkania z artystami po występie. A obiecywano. Organizatorzy nawet nie umieli się z tego dobrze wytłumaczyć, więc pod tym kątem wypadło słabo.
Piotrek podrapał się po głowie.
– No nie wiem… Mimo wszystko nie ukrywam, że trochę mnie zaintrygowałeś. Może nawet zachęciłeś.
– Na razie się pohamuj. – Arek uniósł dłoń. – Dowiedziałem się, że ich trasa została tymczasowo wstrzymana, a nie podano oficjalnego wytłumaczenia. Ciekawe, co się stało…
Witaj. :)
Dostrzegłam literówki:
Małgorzata słyszał tę opowiastkę już kilka razy.
Piontia wraz z Zojanem nabazgrali swojej imiona na papierze i zerknęli na Amadka.
Zauważyłam też kilka powtórzeń. :)
Sam pomysł natomiast, dialogi, języki obce i stylizowane, imiona – znakomite! :) Brawa! :)
Klik, pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie! :)
Witaj bruce! Literówki poprawione, przy okazji wyłapałam/em jeszcze 3 inne.
Anonim bardzo dziękuje za opinię i klika, oraz pozdrawia serdecznie :-)
Piotrek aż podskoczył, po tym jak kolega z pracy krzyknął mu nad głową i klepnął po plecach.
Piotrek aż podskoczył po tym, jak. Ale można to zdynamizować.
spojrzał na kumpla z wyraźnym niezadowoleniem.
Dla kogo ono było wyraźne?
spytał tamten, pozornie niewinnym tonem.
Spytał tamten niewinnie.
– Przestraszyłeś mnie, Arkadiuszu – burknął Piotrek.
Wypowiedź tak ą-ę, że żal, ma być burknięta?
Chcesz to idź
Chcesz, to idź.
A na drugi raz, jeśli chcesz się pożegnać, to powiedz zwykłe „Na razie.”, zamiast wrzeszczeć „Hej!” do ucha.
A na drugi raz, jak się zechcesz pożegnać, to powiedz normalnie „na razie”, zamiast wrzeszczeć do ucha.
Znam dowcip o chlebie, ale to suchar. Podobnie jak twój żart.
Arek prychnął z rozbawieniem, niezrażony naburmuszeniem towarzysza.
Ciach: Arek prychnął śmiechem.
– Dobre – stwierdził.
Orzekł.
Prawdę mówiąc, tobie też by się przydało takie wyjście, rozluźniłbyś się trochę.
wiesz co ja sądzę
Wiesz, co ja sądzę.
Tak się jednak składa, że grupa, na której występ się wybieramy, ma do zaoferowania znacznie więcej.
Kto tak mówi?
Ponoć całkowicie improwizują własne kwestie
Angielskie: Ponoć improwizują wszystkie kwestie.
a jak zejdą ze sceny to nadal zachowują się jakby wciąż na niej byli
Minimalne poprawki: a jak zejdą ze sceny, to nadal zachowują się, jakby na niej byli.
A ich występy mają przypominać bardziej przedstawienia teatralne, gdzie poza humorem oferują porządną dawkę iluzji.
? Przecież występ kabaretu to przedstawienie.
Piotrek ponownie popatrzył
A może: znów spojrzał?
na jego twarzy pojawiły się oznaki zainteresowania
Czyli?
powiedział, już bez złośliwości. – Powiedz coś więcej.
A gdzie były złośliwości? Powtórzenie.
Stary, nie gadaj, że o nich nie słyszałeś!
I to mówi facet, który przed chwilą udawał, że na śniadanie zjadł tezaurus… jasne, lepiej się czyta, tylko czemu wcześniej tak nie było?
internet
Dużą literą.
no bo to kobitka
No, bo to kobitka.
Toż to wonie
Wonieje. https://wsjp.pl/haslo/podglad/113961/woniec/5267795/perfumami
zakosztować
Skosztować.
pachnąć
Pachnieć. https://wsjp.pl/haslo/podglad/30243/pachniec/4854430/alkoholem
rzęsiście
https://wsjp.pl/haslo/podglad/118525/rzesiscie
nie pojmuję wszystkiego
Jak my wszyscy, nie?
podchodząc do obydwojga
Wiemy, do kogo podchodził, nie ma co tłumaczyć.
powiedział z pretensją, wskazując na noszoną przez siebie długą, granatową szatę, ozdobioną mnóstwem haftowanych, żółtych gwiazdek.
Ciach: pożalił się, wskazując długą, granatową szatę, w którą był ubrany, haftowaną w mrowie żółtych gwiazdek.
wzięła głęboki oddech, unosząc klatkę piersiową
…?
kontaktach, jakie dzięki jego organizacji nawiąże
Hmm.
Kontaktach, które miała nadzieję, mocno pomogą jej w rozwijaniu kariery.
Wtrącenie: Kontaktach, które, miała nadzieję, bardzo jej pomogą w rozwijaniu kariery.
kuriozalnych zachowań swoich klientów
Nie przesadzajmy. Co kuriozalnego zrobili?
nie dość, iż wymagali nieustannej uwagi, to jeszcze kolejne ich poczynania co rusz testowały nowe granice jej cierpliwości
Nie dość, że nieustannie wymagali uwagi, to co rusz usiłowali przekroczyć granice jej cierpliwości.
Małgorzata wychodziła z założenia, iż zostanie przedstawicielką tej trójki dziwaków było najlepszą okazją, jaka przytrafiła jej się w życiu
?
za to bardzo rozwojowa
Rozwijająca?
rozumiem, iż jeszcze uczycie się zwyczajów
Pokaż mi człowieka, który mówi "iż".
Ale nie musicie podważać moich decyzji
?
Albo raczej – zmieniła ton na bardziej podniosły – gotuj się do wyprawy, jegomościu.
Hmmm.
nie wiem co jadłeś
Nie wiem, co jadłeś.
saszetkę gum do żucia
Saszetkę gumy do żucia.
oglądając z ciekawością torebkę
Szyk może tu być dowolny, ale ten najgorzej brzmi.
Znaczy się: sławnie.
? Można wyglądać na sławną, ale sławnie? Czy to archaizm?
Czemuż to ilekroć gościmy
Czemuż to, ilekroć gościmy.
W trakcie naszej trasy zdążyliście pomóc już kilku wioskom.
Ciach: Zdążyliście już uratować kilka wiosek.
Małgorzata słyszała tę opowiastkę już kilka razy.
Hmm.
a tę rolę, z niewiadomych jej przyczyn, pełni tu słownik polsko-łaciński
…?
Ich historia przypominała Małgorzacie scenariusz filmu „Goście, goście”, a ona sama przyznała, że często czuła się jak na planie filmowym tej produkcji.
Tylko raz przyznała?
Zanim się oddalisz młoda damo
Zanim się oddalisz, młoda damo.
pozwolisz bym o coś spytał?
Pozwolisz, bym o coś spytał? Albo: pozwolisz, że o coś spytam?
nieco zaskoczona pytaniem
Wiadomo, czym zaskoczona, nie tłumacz.
rzekła flirciarsko
Pokaż to. Zamruczała zmysłowo, tak.
Uznam to za potwierdzenie, a to wyborna sprawa
?
, a następnie popatrzył na dziewczynę
Zbędne.
No wie pan
No, wie pan.
Czarodziej zastanawiał się przez chwilę nad usłyszanym słowem. – Masz na myśli te przedmioty zwane kamerami?
Etymologia wygląda wręcz odwrotnie…
Dziewczyna wybałuszyła oczy, a jej żuchwa opadła.
Angielskawe: Dziewczyna wybałuszyła oczy i żuchwa jej opadła.
– Niemal wykrzyczała te słowa. –
Zbędne. Wykrzykniki to wystarczająca wskazówka.
dziewczyna zrobiła krok w tył
Dużą literą, niepaszczowe.
Daruj, jeśli ci zawadzę Zosiu, lecz powiedz mi proszę, cóż to takiego?
Daruj, jeśli ci zawadzę, Zosiu, lecz powiedz mi, proszę, cóż to takiego?
– To twoje pociski. – mruknęła
Tu bez kropki, paszczowe.
Przychylam się do twojego spostrzeżenia
https://wsjp.pl/haslo/podglad/27271/przychylac-sie/5216410/do-prosby
Poprzednio omal nie narobiłeś nam bigosu”.
Hmm? A tak nawiasem, ludzkość robi przedstawienia teatralne od ho-ho, albo i dłużej.
spojrzał niepewnie na strzały
Szyk: niepewnie spojrzał na strzały
by ukuł je
Lepiej: wykuł.
wiedz iż jestem
Wiedz, iż jestem.
zaiste zacną zołzą
Aliteratywne. Wątpię, żeby "zołza" kiedykolwiek nie była obelgą: https://wsjp.pl/haslo/podglad/68424/zolza/5179278/osoba
Ostatni raz omyliłeś się w rzucaniu zaklęcia Amadku!
Wołacz oddzielamy. I: przy rzucaniu.
weszli do garderoby, zatrzaskując za sobą drzwi
Naraz?
Wypuściła ze świstem powietrze z ust
Szyk: Ze świstem wypuściła powietrze z ust.
Naraz drzwi otworzyły powoli i do środka ostrożnym krokiem wszedł Zojan.
Naraz drzwi otworzyły się powoli i do środka ostrożnie wszedł Zojan.
Ubranie na torsie miał poplamione
Kubrak? Kurtę? Koszulę? Coś konkretnego?
niepewnym tonem
Niepewnie, ale to jest w ogóle niepotrzebne, bo widać z kontekstu.
wszyscy sobie z nas pożytkują
?
jakby nie chciała byśmy wrócili
Jakby nie chciała, byśmy wrócili.
Zaczynam czuć się jak w obwoźnym cyrku
Zaczynam się czuć jak w obwoźnym cyrku
stwierdził Zojan
Ocenił.
– Tobie to tylko chmiel, jadło i krasne dziewki wystarczą – Pontia nie spuszczała z tonu.
– Tobie to chmiel, jadło i krasne dziewki wystarczą – nie ustępowała Pontia. https://wsjp.pl/haslo/podglad/39717/ktos-spuscil-z-tonu
Na jej obliczu złość mieszała się z bezradnością.
Pokaż to.
Nie znalazłem takiej, coby chciała nas wspomóc.
Nie znalazłem takiej, co by chciała nas wspomóc. "Coby" to tyle, co "żeby".
Chyba nie przeszkadza jej to, że jej nie rozumiemy.
"To" zbędne.
przyciskając do biustu złączone dłonie
Czemu?
no hablo polaco. – odparła
Tu bez kropki.
odparła cudzoziemka z podnieceniem
Odpieranie z podnieceniem nie bardzo pasuje. Może po prostu: zawołała cudzoziemka?
sięgając do swojej torebki
Zaimek zbędny.
Tengo una libreta. – dodała
Bez kropki.
Czarodziej stał obok gładząc się po brodzie
Czarodziej stał obok, gładząc się po brodzie.
tylko wypuścił on Latynoskę
"On" zbędne, nie ma wątpliwości, kto.
Wedle życzenia. – odparł tamten
Bez kropki. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/
Toć nie wiesz czy jest cnotliwa
Toć nie wiesz, czy jest cnotliwa.
mgliście gadała
Gadała wprost, tylko nie po polsku.
kiedy to między dłońmi
"To" zbędne.
Używała słów podobnych do tych z księgi czarów.
Noooo… nie aż tak…
spytała Pontia, której twarz pojaśniała
Hmm.
Faktycznie są tacy dobrzy jak mówiłeś?
Faktycznie są tacy dobrzy, jak mówiłeś?
W momencie, w którym myślałem
Ciach: Kiedy myślałem.
nie raz
Łącznie.
No i, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie było spotkania z artystami po występie.
Sztywne to.
No nie wiem… – powiedział z zastanowieniem.
No, nie wiem… Didascale zbędne, to jasne z kontekstu, że Piotrek się zastanawia.
wstrzymaj lejce
Lejce można ściągnąć, żeby wstrzymać konia.
Historyjka sympatyczna, choć potencjał komediowy odpłynął do pramacierzy. On jest. Tylko niewykorzystany. Ale skonstruowana sensownie. Piotrek z Arkiem, niestety, przemawiają, jakby słownik pożarli. Autor trochę też. Przybysze z innego wymiaru są ciut niebystrzy, bo – czy w innych wymiarach nie ma teatrzyków? Komediantów? Et caetera? Guma do żucia też nie jest takim zaawansowanym technicznie wynalazkiem (żywica…), a "kameralny" i "kamera" mają wprawdzie wspólny źródłosłów, ale oznacza on "pokój" (pomieszczenie). W sumie jednak, chociaż mogło się wiele zdarzyć, gdyby nie limit, czytało się miło.
Tylko wcale się nie zaśmiało…
Przypomniały mi się drogi na Ukrainie. Jeśli mówili, że zasadniczo droga jest przejezdna, wiadomo było, że bez terenówki nie da rady. To w temacie ogólnie polecasz.
Tekst sympatyczny i zabawny. Może nie zrywałam boków, ale posłałam Arkowi i koleżeństwu kilka uśmiechów.
Lekko rozbudowany szkic obrazujący perypetie trzech osób z innego świata, które w magiczny sposób znalazły się w naszej rzeczywistości. Nie czytało się źle, ale humoru wystarczyło na półuśmiech.
– HEJ! – Arkadiusz umiał krzyczeć wielkimi literami?
…zeszyt z świeżo otrzymanym… → …zeszyt ze świeżo otrzymanym…
Ale dla pana mogła bym przestać być. → Ale dla pana mogłabym przestać być.
– Wedle życzenia. – odparł tamten, zamykając drzwi. → Zbędna kropka po wypowiedzi.
Zabawnie się zrobi, jak się okaże, że czarodziej niedokładnie przypomniał sobie zaklęcie. Teraz też podniosło mi kąciki pyska. :) Powodzenia w konkursie.
Anonim wita i pozdrawia! :-)
Tarnina: Dziękuję za wszystkie uwagi, spostrzeżenia oraz opinię. Poprawki naniesione, mam nadzieję że nic mi nie umknęło.
Poniżej zamieszczam kwestie, co do których chciałam/em się odnieść:
“– Przestraszyłeś mnie, Arkadiuszu – burknął Piotrek.”
Wypowiedź tak ą-ę, że żal, ma być burknięta?
Chodziło o niegrzeczny ton, ale w takim razie zmieniam na „warknął”.
“–Tak się jednak składa, że grupa, na której występ się wybieramy, ma do zaoferowania znacznie więcej.”
Kto tak mówi?
Ktoś się znajdzie :-)
Jednakowoż rozumiem, że ta konstrukcja nie pasuje do charakteru rozmowy?
“A ich występy mają przypominać bardziej przedstawienia teatralne, gdzie poza humorem oferują porządną dawkę iluzji.”
? Przecież występ kabaretu to przedstawienie.
W takim razie chyba bardziej będzie pasował „spektakl”.
“na jego twarzy pojawiły się oznaki zainteresowania”
Czyli?
M.in. w spojrzeniu, ale nie chciałam/em zastosować powtórzenia.
“Stary, nie gadaj, że o nich nie słyszałeś!”
I to mówi facet, który przed chwilą udawał, że na śniadanie zjadł tezaurus… jasne, lepiej się czyta, tylko czemu wcześniej tak nie było?
Do tego odniosę się niżej :-)
“pachnąć”
Pachnieć. https://wsjp.pl/haslo/podglad/30243/pachniec/4854430/alkoholem
A to nie to samo? Sugerowałam/em się tym:
https://wsjp.pl/haslo/podglad/30245/pachnac/5040208/perfumami
Rozumiem, że „pachnieć” po prostu bardziej pasuje?
“rzęsiście”
Szczerze mówiąc miałam/em zagwozdkę z tym słowem (bardziej kojarzy mi się z deszczem), niemniej jednak do zapachu pasuje „rozprzestrzenianie się w wielu kierunkach”.
“nie pojmuję wszystkiego”
Jak my wszyscy, nie?
:-D
Zmieniam na „nie pojmuję wszystkich twych słów”.
“wzięła głęboki oddech, unosząc klatkę piersiową”
…?
Rozdzielam.
“kontaktach, jakie dzięki jego organizacji nawiąże”
Hmm.
Chciałam/em podkreślić, jakie wydarzenie pomoże jej nawiązać kontakty, ale to domyślam się, iż to rozumie się samo przez się. Skracam.
“kuriozalnych zachowań swoich klientów”
Nie przesadzajmy. Co kuriozalnego zrobili?
Zmienię zatem na „ekstrawaganckich”, powinno być bardziej adekwatne.
“Małgorzata wychodziła z założenia, iż zostanie przedstawicielką tej trójki dziwaków było najlepszą okazją, jaka przytrafiła jej się w życiu”
?
Chodziło o to, że pomimo wszystkich związanych z tym zajęciem trudów, benefity okazały się dla niej bardzo wysokie. Czy Twoja sugestia odnosi się do szyku?
“rozumiem, iż jeszcze uczycie się zwyczajów”
Pokaż mi człowieka, który mówi "iż".
A pokażę :-D
Ale fakt faktem, że można takich policzyć na palcach jednaj ręki drwala. Zmieniam na „że” :-)
“Ale nie musicie podważać moich decyzji”
?
Zmienię na „ale musicie mnie słuchać”, chyba lepiej pasuje.
“Albo raczej – zmieniła ton na bardziej podniosły – gotuj się do wyprawy, jegomościu.”
Hmmm.
Chciała upewnić się, że zrozumie :-)
“Znaczy się: sławnie.”
? Można wyglądać na sławną, ale sławnie? Czy to archaizm?
Właśnie. Chodziło o przestarzałe znaczenie – „znakomicie”.
“Małgorzata słyszała tę opowiastkę już kilka razy.”
Hmm.
“a tę rolę, z niewiadomych jej przyczyn, pełni tu słownik polsko-łaciński”
…?
Tu nie rozumiem :-)
“Ich historia przypominała Małgorzacie scenariusz filmu „Goście, goście”, a ona sama przyznała, że często czuła się jak na planie filmowym tej produkcji.”
Tylko raz przyznała?
Dodałam/em „przed sobą” (przyznała), gdyż taki miał być kontekst.
“Uznam to za potwierdzenie, a to wyborna sprawa”
?
Usunę pierwszą część, bo faktycznie tu nie pasuje (dziewczyna potwierdziła kiwnięciem głowy).
“Czarodziej zastanawiał się przez chwilę nad usłyszanym słowem. – Masz na myśli te przedmioty zwane kamerami?”
Etymologia wygląda wręcz odwrotnie…
Chodzi o pochodzenie słowa „kameralny”?
“Przychylam się do twojego spostrzeżenia”
https://wsjp.pl/haslo/podglad/27271/przychylac-sie/5216410/do-prosby
Zmieniam na „Trafnie spostrzegłeś ”, bardziej pasuje.
“Poprzednio omal nie narobiłeś nam bigosu”.”
Hmm? A tak nawiasem, ludzkość robi przedstawienia teatralne od ho-ho, albo i dłużej.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam/em – chodziło o sugestię, że poprzednim razem mógł np. kogoś zranić.
“zaiste zacną zołzą”
Aliteratywne. Wątpię, żeby "zołza" kiedykolwiek nie była obelgą: https://wsjp.pl/haslo/podglad/68424/zolza/5179278/osoba
Właśnie miał użył słowa, którego nie rozumiał. Chciał powiedzieć komplement, a wyszło zgoła inaczej :-)
“wszyscy sobie z nas pożytkują”
?
W sensie :„Wykorzystują nas”, tylko przestarzale.
“Na jej obliczu złość mieszała się z bezradnością.”
Pokaż to.
No właśnie tu miał(a)bym problem (opis mógłby wyjść zbyt długi/szczegółowy), wolałam/em zostawić to w wyobraźni czytelnika. I to nie z lenistwa, serio! :-)
“przyciskając do biustu złączone dłonie”
Czemu?
W geście proszenia.
“mgliście gadała”
Gadała wprost, tylko nie po polsku
Ok, zmieniam na “niejasno”
“Używała słów podobnych do tych z księgi czarów.”
Noooo… nie aż tak…
Czemu, bo chyba nie rozumiem? :-)
“spytała Pontia, której twarz pojaśniała”
Hmm.
Chodziło o to, że odzyskała nadzieję, co uwidoczniło się w postaci pogodniejszego wyrazu twarzy.
“No i, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie było spotkania z artystami po występie.”
Sztywne to.
W jakim sensie? Zbyt oficjalne jak na charakter rozmowy?
“wstrzymaj lejce”
Lejce można ściągnąć, żeby wstrzymać konia.
Teraz się zastanawiam, czy w takim razie lepiej dać „ściągnij lejce” czy „wstrzymaj konie” :-)
Bezpieczniej zmienię na „pohamuj się”.
Piotrek z Arkiem, niestety, przemawiają, jakby słownik pożarli. Autor trochę też.
Powiem tak: starałam/em się zawrzeć pewien kontrast pomiędzy sposobem wypowiadania się trójki bohaterów „z Nibylandii” a osób z naszego świata, m.in. poprzez użycie archaizmów. Niemniej jednak, sami przybysze zdążyli się już nieco oswoić (albo chociaż próbowali) z naszą mową, choć nie zawsze im to wychodziło. Widać to było w sytuacjach, gdy używali słów/wyrażeń zapomnianych/książkowych na przemian ze współczesnymi/potocznymi.
A cały zabieg, najwidoczniej z rozpędu, rozprzestrzenił się na epizody z Piotrkiem i Arkiem.
Anonim się kaja…
Przybysze z innego wymiaru są ciut niebystrzy, bo – czy w innych wymiarach nie ma teatrzyków? Komediantów? Et caetera?
Może i są, ale nie mają takiego potencjału technologicznego w postaci m.in. urządzeń wszelakich, które mogą nadać niejednemu przedstawieniu bardzo realistycznego charakteru :-)
Jeszcze jedno pytanko: „Angielskie / Angielskawe” – chodzi o konstrukcję zdań/ wyrażeń, które w ten sposób skomentowałaś?
Ambush: Dziękuję za komentarz i klika :-)
regulatorzy: Dziękuję za opinię i uwagi. Poprawione :-)
Koala75: To dobry pomysł na kontynuację: -) Dzięki za komentarz!
Chodziło o niegrzeczny ton, ale w takim razie zmieniam na „warknął”.
Mimo wszystko – kiedy ludzie chcą być niegrzeczni, a jednocześnie ą-ę, wymawiają wyrazy ze pełną pogardy dla rozmówcy starannością ;)
Jednakowoż rozumiem, że ta konstrukcja nie pasuje do charakteru rozmowy?
Istowo. Azaliż w biurze Twym, z druhami konwersując, przemawiasz równie wzniośle?
W takim razie chyba bardziej będzie pasował „spektakl”.
Hmmm, czemu nie?
M.in. w spojrzeniu, ale nie chciałam/em zastosować powtórzenia.
Sęk w tym, że streszczasz. Deseczka w tym, że limit, demon jeden…
A to nie to samo? Sugerowałam/em się tym:
https://wsjp.pl/haslo/podglad/30245/pachnac/5040208/perfumami
Rozumiem, że „pachnieć” po prostu bardziej pasuje?
… wut. To dla mnie zupełna nowina – dotąd byłam pewna, że ten wzór odmiany nie ma tu zastosowania…
Szczerze mówiąc miałam/em zagwozdkę z tym słowem (bardziej kojarzy mi się z deszczem), niemniej jednak do zapachu pasuje „rozprzestrzenianie się w wielu kierunkach”.
Nie bardzo, bo "rzęsisty" pochodzi od gęstej zasłony rzęs: https://nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/RZESISTA_RZESA_zarosle_jezioro___,cltt,R Nie wiem, skąd się w definicji WSJP wzięło to wiele kierunków.
Rozdzielam.
Dobra, tylko wytłumacz mi, jak wziąć głęboki oddech, nie poruszając oną klatką.
Chodziło o to, że pomimo wszystkich związanych z tym zajęciem trudów, benefity okazały się dla niej bardzo wysokie. Czy Twoja sugestia odnosi się do szyku?
Po pierwsze – zostanie może ewentualnie być decyzją, ale nie okazją – okazję Gośka wykorzystała i jest zadowolona. Ale poza tym coś mnie tu jeszcze uwiera…
A pokażę :-D
Na mojej bezludnej wyspie są tylko krajowcy, i oni tak nie mówią XD
Zmienię na „ale musicie mnie słuchać”, chyba lepiej pasuje.
O, czemu nie.
Chciała upewnić się, że zrozumie :-)
Tak, tylko ten ton…
Właśnie. Chodziło o przestarzałe znaczenie – „znakomicie”.
Aaa, tego nie wiedziałam.
Tu nie rozumiem :-)
No, ja też :)
Dodałam/em „przed sobą” (przyznała), gdyż taki miał być kontekst.
Aha. A, i teraz widzę, że przegapiłam w tym zdaniu consecutio temporum. Yyy…
Chodzi o pochodzenie słowa „kameralny”?
Tak, właśnie.
Zmieniam na „Trafnie spostrzegłeś ”, bardziej pasuje.
Ładnie.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam/em – chodziło o sugestię, że poprzednim razem mógł np. kogoś zranić.
Hmmm, dobra.
Właśnie miał użył słowa, którego nie rozumiał. Chciał powiedzieć komplement, a wyszło zgoła inaczej :-)
Dobra, ale dlaczego nie rozumiał? Gdyby było powszechnie znane w jego świecie, to by rozumiał – ale nie rozumie.
No właśnie tu miał(a)bym problem (opis mógłby wyjść zbyt długi/szczegółowy), wolałam/em zostawić to w wyobraźni czytelnika. I to nie z lenistwa, serio! :-)
Dobra, dobra, limit jest be :)
W geście proszenia.
… jak kotek?
Czemu, bo chyba nie rozumiem? :-)
Hiszpański jednak niekoniecznie brzmi jak łacina (w sumie nie wiemy, jak brzmiała łacina, zresztą łacina w świecie równoległym może brzmieć inaczej… a, co tam :D).
Chodziło o to, że odzyskała nadzieję, co uwidoczniło się w postaci pogodniejszego wyrazu twarzy.
Niby tak, ale twarz raczej się rozjaśnia.
W jakim sensie? Zbyt oficjalne jak na charakter rozmowy?
Otóż to.
Bezpieczniej zmienię na „pohamuj się”.
O, i tak będzie dobrze :)
Anonim się kaja…
"Kaja" to marka kordonka :D
Może i są, ale nie mają takiego potencjału technologicznego w postaci m.in. urządzeń wszelakich, które mogą nadać niejednemu przedstawieniu bardzo realistycznego charakteru :-)
Ale sama idea istnieje – mimo to przybysze są z nią wyraźnie nieobeznani. To dziwne.
Jeszcze jedno pytanko: „Angielskie / Angielskawe” – chodzi o konstrukcję zdań/ wyrażeń, które w ten sposób skomentowałaś?
Tak.
Mimo wszystko – kiedy ludzie chcą być niegrzeczni, a jednocześnie ą-ę, wymawiają wyrazy ze pełną pogardy dla rozmówcy starannością ;)
Coś w tym jest…
Istowo. Azaliż w biurze Twym, z druhami konwersując, przemawiasz równie wzniośle?
Ajuści :-D
Zdarzało się, w takich wypadkach zwykle charakter wypowiedzi był humorystyczny. Przebudowuję i skracam to zdanie: „Tak się jednak składa, że ta grupa ma w sobie coś więcej.”
Sęk w tym, że streszczasz. Deseczka w tym, że limit, demon jeden…
Ok, przebudowuję: „Piotrek znów spojrzał na rozmówcę, a uniesione brwi zdradzały zainteresowanie.”
… wut. To dla mnie zupełna nowina – dotąd byłam pewna, że ten wzór odmiany nie ma tu zastosowania…
Jak to się mówi: człowiek się uczy całe życie :-)
Ale z racji, że już zmieniłam/em według Twojej sugestii, to zostawiam.
Nie bardzo, bo "rzęsisty" pochodzi od gęstej zasłony rzęs: https://nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/RZESISTA_RZESA_zarosle_jezioro___,cltt,R Nie wiem, skąd się w definicji WSJP wzięło to wiele kierunków.
Ok, zmieniam na „silnie”. Pasuje lepiej niż „intensywnie”.
Dobra, tylko wytłumacz mi, jak wziąć głęboki oddech, nie poruszając oną klatką.
Rozumiem, że dodatkowy element w postaci opisu procesu fizjologicznego tu nie pasuje? Usuwam.
Po pierwsze – zostanie może ewentualnie być decyzją, ale nie okazją – okazję Gośka wykorzystała i jest zadowolona. Ale poza tym coś mnie tu jeszcze uwiera…
W takim razie zmienię „zostanie” na „możliwość zostania”.
Tak, tylko ten ton…
Powiedzmy, że zaszedł tu proces odwrotny jak przypadku trójki bohaterów – oni starali się mówić „po naszemu” a ona „po ichniemu” (nawet świadomie nieco drwiąc).
No, ja też :)
Dopytam: chodzi o szyki czy słownictwo?
Tak, właśnie.
Mag wyszedł z założenia, iż dziewczynie chodzi o słowo bardziej związane z jej światem/mową. Ze słowem „kamera” musiał się często spotykać od czasu przybycia.
Dobra, ale dlaczego nie rozumiał? Gdyby było powszechnie znane w jego świecie, to by rozumiał – ale nie rozumie.
Nie był zbyt bystry i postanowił użyć zasłyszane gdzieś słowo, zanim upewnił się co naprawdę oznacza. Miało być komicznie, ale chyba nie wyszło…
Dobra, dobra, limit jest be :)
Oj, tak! Ale z drugiej strony, jakieś zasady muszą obowiązywać :-)
… jak kotek?
Modlący się kotek :-D
Hiszpański jednak niekoniecznie brzmi jak łacina (w sumie nie wiemy, jak brzmiała łacina, zresztą łacina w świecie równoległym może brzmieć inaczej… a, co tam :D).
To może zdradzę: ten element miał, powiedzmy, charakter praktyczny. Łacina faktycznie pełniła w świecie bohaterów inną rolę, ale bardziej chodziło o zawarcie czegoś, co mogłoby pomóc Amadkowi odświeżyć pamięć. Ekspertką/em nie jestem, ale o ile się orientuję, wspólne korzenie z łaciną mają (w ujęciu ogólnym; chodzi o podobieństwo) języki: hiszpański i włoski. Po włosku nie mówię, ale hiszpańskiego się uczę, więc wybór padł właśnie na mowę Cervantesa (jeśli na sali jest iberysta/tka to proszę nie bić za ewentualne błędy!).
Współcześnie jest o wiele większa szansa, że ktoś mówi po hiszpańsku/ włoski niż po łacinie, więc czarodziej musiał trafić na kogoś takiego, żeby pamięć zaczęła pracować. Musiało być podobnie, ale nie identycznie (nie mogło być też za łatwo) – gdyby zaczął gadać np. z jakimś kardynałem, to w mig by sobie wszystko przypomniał :-D
Żeby nie być gołosłowną/ym, poniżej daję kilka przykładów słów podobnych w obu językach (zastosowane w tekście): „tak” jako potwierdzenie (hiszp. „si” / łac. „sic”), „duży” [hiszp. „gran(de)” / łac. „grandis”] , „przyjaciółka” (hiszp. „amiga” / łac. „amica”), „dziękuję” (hiszp. „gracias” / łac. „gratias”).
Niby tak, ale twarz raczej się rozjaśnia.
Ok, zmieniam zatem na: „spytała Pontia, której twarz się rozjaśniła.”
Otóż to.
Ok, zmieniam na: „No i, nie było spotkania z artystami po występie. A obiecywano.”
Ale sama idea istnieje – mimo to przybysze są z nią wyraźnie nieobeznani. To dziwne.
Nie powiem, że się nie zgodzę. Niemniej jednak ta idea może być realizowana różnorako.
Pontia daje do zrozumienia, iż w ich świecie może istnieć coś na miarę cyrku, i że ich “wyprawy” zaczynają jej to przypominać. Mogłam/em oczywiście opisać, jak pewne efekty służą kamuflowaniu czy symulowaniu (np. poprzez odpowiednie efekty czy oświetlenie), ale to zabrałoby mi cenne miejsce na kolejne literki :-)
Tak.
Ok, postaram się na przyszłość zwracać na to większą uwagę, aczkolwiek przyznam się bez bicia, iż czasami trudno jest dostrzec różnicę.
Anonim dziękuje i pozdrawia!
Zdarzało się, w takich wypadkach zwykle charakter wypowiedzi był humorystyczny.
Otóż to – a taki charakter powinno być widać :D
Jak to się mówi: człowiek się uczy całe życie :-)
Niektórzy dodają, że głupi umiera XD
Ok, zmieniam na „silnie”. Pasuje lepiej niż „intensywnie”.
Mmmm…
Rozumiem, że dodatkowy element w postaci opisu procesu fizjologicznego tu nie pasuje?
Kiedy coś opisujesz, zwracasz na to uwagę – a ja nie mam pojęcia, czemu zwracasz uwagę akurat na procesy fizjologiczne :)
Powiedzmy, że zaszedł tu proces odwrotny jak przypadku trójki bohaterów – oni starali się mówić „po naszemu” a ona „po ichniemu” (nawet świadomie nieco drwiąc).
Mhm. Ma to sens.
Dopytam: chodzi o szyki czy słownictwo?
Kurczę, no, nie wiem. Coś nie gra, a ja nie wiem, co takiego. Wkurzające uczucie…
Mag wyszedł z założenia, iż dziewczynie chodzi o słowo bardziej związane z jej światem/mową. Ze słowem „kamera” musiał się często spotykać od czasu przybycia.
Hmmm, prawda.
Oj, tak! Ale z drugiej strony, jakieś zasady muszą obowiązywać :-)
:D
Modlący się kotek :-D
Kotek ^^
o ile się orientuję, wspólne korzenie z łaciną mają (w ujęciu ogólnym; chodzi o podobieństwo) języki: hiszpański i włoski
Nie do końca – hiszpański, włoski i portugalski (i chyba jeszcze jakieś języki) od łaciny pochodzą. Ale po drodze było dwa tysiące lat historii, która tu coś dodała, tam ujęła, tam wykrzywiła. Z drugiej strony – nie wiemy, jak faktycznie brzmiała mowa starożytnych Rzymian, możemy się tylko domyślać, dopóki ktoś nie zbuduje wehikułu czasu.
Współcześnie jest o wiele większa szansa, że ktoś mówi po hiszpańsku/ włoski niż po łacinie
Zdecydowanie większa, choć jest co najmniej jedna stacja radiowa, w której mówią po łacinie :)
Musiało być podobnie, ale nie identycznie (nie mogło być też za łatwo) – gdyby zaczął gadać np. z jakimś kardynałem, to w mig by sobie wszystko przypomniał :-D
XD
Pontia daje do zrozumienia, iż w ich świecie może istnieć coś na miarę cyrku, i że ich “wyprawy” zaczynają jej to przypominać.
Hmm, racja.
A ja się uśmiałem. Tak szczerze, i był to bardzo miły początek dnia.
W dialogach jest troszkę usztywnienia, ale humor i pomysł zrekompensował mi resztę. No, może, gdyby cudzoziemka podarowała im księgę, jakąkolwiek (może taki hiszpańskojęzyczny Harlequin? Albo fantasy lub SF, żeby zabawniej było, tłumaczenie Lema?) czułbym się nie tylko uwiedziony historią, ale i przekonany.
“Goście” trochę łopatą wyłożeni, ale sama łopata przyzwoitej jakości.
I tak jestem urzeczony… oj, trudno będzie te punkty rozdzielać :)
Tarnina:
Otóż to – a taki charakter powinno być widać :D
Ok :-)
Kiedy coś opisujesz, zwracasz na to uwagę – a ja nie mam pojęcia, czemu zwracasz uwagę akurat na procesy fizjologiczne :)
Chciałam/em podkreślić, jak bardzo chciała się uspokoić, ale chyba nie wyszło…
Kurczę, no, nie wiem. Coś nie gra, a ja nie wiem, co takiego. Wkurzające uczucie…
Dla mnie też wkurzające, gdyż jeśli już chciał(a)bym coś poprawić, to nie wiem co :-D
Nie do końca – hiszpański, włoski i portugalski (i chyba jeszcze jakieś języki) od łaciny pochodzą. Ale po drodze było dwa tysiące lat historii, która tu coś dodała, tam ujęła, tam wykrzywiła.
Oczywiście, dlatego miała być co najwyżej podobnie – aby czarodziej mógł dojść w pamięci do samodzielnych właściwych słów. Anonim musiał(a) po prostu znaleźć coś, co go do tego przybliży (bez zagłębiania się aż tak głęboko w kwestie językoznawcze).
Zdecydowanie większa, choć jest co najmniej jedna stacja radiowa, w której mówią po łacinie :)
:-D
Może mag mógłby usłyszeć jak pracownicy (amfi)teatrów, przygotowując obiekt do przedstawiania, słuchają radia przy pracy. Choć mniemam, że słuchaliby oni raczej innej stacji :-)
Dziękuję za wyjaśnienia. I cierpliwość :-)
marzan: Dziękuję za opinię, cieszę się, że tekst umilił Ci początek dnia. Ciekaw(a) jestem, gdzie by tylko wylądowali bohaterowie po wypowiedzeniu zaklęcia złożonego ze słów występujących w Harlequinie :-)
Dla mnie też wkurzające, gdyż jeśli już chciał(a)bym coś poprawić, to nie wiem co :-D
Ech, niestety…
Choć mniemam, że słuchaliby oni raczej innej stacji :-)
XD Chyba innej :D
Ech, niestety…
Jeśli Ci się przypomni/olśni to oczywiście daj znać :-)
Pozdrawiam!
Przeczytawszy.
Cześć Finklo, dzięki za wizytę i lekturę :-)
Hmm… No, czekałam, aż coś się wydarzy i tak zastał mnie napis “koniec”. Znużyło mnie i nic nie rozśmieszyło. Przykro mi. Przez całe opowiadanie czułam się, jakby to ciągle był wstęp.
Może następnym razem…
Powodzenia w konkursie.
Pozdrawiam
MG
Cześć,
Całkiem fajne, zgrabnie napisane. Humor podczas czytania też mi dopisywał, chociaż może nie kulałem się ze śmiechu, to jednak dobrze wyszły te uszczypliwości wymieniane w dialogach. A może tak: fajerwerków nie było, ale tak jak mag ostatecznie katapultował się wraz z towarzyszami do swoich czasów, tak końcowo opowiadanie mi się podobało. Gdzieś tam po drodze były jakieś literówki, trzeba byłoby przejrzeć pod tym kątem.
Powodzenia w konkursie.
Cześć! Dziękuję za Wasze opinie.
M.G.Zanadra: akurat nie myślałam/em aby to rozwinąć, ale to ciekawa opinia. Szkoda, że mój tekst Cię znudził, ale rozumiem, że może nie trafił w Twój gust (pomijając kwestię wykonania :-D ).
JPolsky: miło mi, że Ci się podobało :-)
Anonim pozdrawia!
Hej!
Początek jak z tekstu dla nastolatek, te zapisy dialogów, tłumaczenie… No i stawiasz tak wysoką poprzeczkę dla magicznego trio, że czuję, że to nie wyjdzie…
Poza tym – przy rozmowie z Małgorzatą domyślam się, że są z przeszłości/świata fantasy.
Za to zamieszanie z gumą mnie rozbawiło – zresztą guma ma tak wiele określeń, do włosów, do skakania, do żucia, po co wymyślili to samo określenie na prezerwatywy? Chyba specjalnie na to opowiadanie. :D
Przy kamerach parsknęłam, przyznaję. I tak jak początek mnie zniechęcił, bo myślałam, że będzie słabo i nieśmiesznie, tak im dalej czytam, tym bardziej doceniam te słowne gagi. :D
Samo wyplątanie z sytuacji rozczarowujące – przypomniał sobie, wrócili… I co?
Początek drętwy, później się rozkręca, ale koniec mógł być lepszy. Choć całościowo przyjemnie się czytało. ;)
Pozdrawiam,
Ananke