Dawno minęła już północ, a poddani nadal pilnie wyczekiwali tak ważnej dla kraju nowiny. Wreszcie dzwony poczęły uroczyście objaśniać światu, że oto nocą z 19 na 20 listopada 1851 roku na zamku w Turynie parze książęcej Genui urodziła się wymodlona księżniczka.
Jak zazwyczaj bywa, w ciągu kolejnych dni tłumnie przybywali możni, krewni oraz panujący sąsiednich państw, by złożyć serdeczne gratulacje oraz przekazać dary pierworodnemu dziecku księcia Ferdynanda i księżnej Elżbiety.
Zjawiła się i wróżka Heriola, bliska znajoma matki. Ubrana w mieniące się kolorami, delikatne i zwiewne szaty, z rozpuszczonymi, długimi włosami barwy lnu, zwracała uwagę wszystkich gości. Podarowała ślicznej dziewczynce niezwykły dar.
– Noś zawsze przy sobie, a będziesz szczęśliwa! – powiedziała tajemniczo, wręczając bogato inkrustowaną szkatułę, wypełnioną po brzegi perłami.
Od tamtej pory te drogocenne skarby istotnie stały się nieodłącznymi towarzyszami księżniczki, której na ich cześć nadano imię Małgorzata.
Heriola doceniła przychylność, z jaką goszczono ją zawsze na turyńskim dworze, zatem swojej ulubionej podopiecznej co roku przynosiła urodzinowy prezent. Albowiem powszechnie znanym jest fakt, że od zarania dziejów u każdego szlachetnie narodzonego dziecka zjawia się owa Wróżka Losu, lecz tylko nieliczni zgadzają się na jej wpuszczenie, złożenie życzeń i przekazanie osobliwego, nieznanego wcześniej nikomu daru.
Mała Małgosia posiadała więc grzechotkę, łyżeczkę, czepek, kołyskę, sukienkę, spacerowy wózek oraz stolik, a wszystkie one były wysadzane perłami. Stopniowo prezenty zmieniały się, dostosowując do wieku solenizantki. Wróżka dbała, aby dziewczynce zawsze towarzyszyły te cenne klejnoty, wydobywane z morskich głębin.
Kiedy rezolutna Małgosia miała dwa latka, na świat przyszedł jej braciszek, Tomasz. Teraz mogła już myśleć z radością o przyszłym towarzyszu zabaw dziecięcych, którego tak bardzo jej brakowało. Niecierpliwie czekała, kiedy maluch podrośnie i zacznie wraz z nią zwiedzać rodowy zamek oraz przyległe do niego ogrody.
Na trzecie urodziny Małgosia dostała od czarodziejki wspaniały podarunek. Poważnie chorował wówczas jej ojciec i mała była tym wielce zasmucona.
Wtedy to, by pocieszyć księżniczkę, Heriola przybyła do niej z piękną torebką, inkrustowaną lśniącymi perłami.
– Mam dla ciebie dodatkowy prezent – szepnęła na ucho zachwyconej dziewczynce, uśmiechając się przy tym tajemniczo. – Ujrzysz go, kiedy pozostaniesz sama w sypialni. Proś zawsze, o co zechcesz, bo odtąd będzie ci służyć przez długie lata, widziany i słyszany tylko przez ciebie jedną.
Podekscytowana Małgosia rzecz jasna nie mogła doczekać się nadejścia nocy. Magicznym prezentem okazał się wielki wisior, znaleziony we wnętrzu otrzymanej za dnia torebki. Widniała w nim jedna wspaniała, nienaturalnej wielkości perła, przedzielona linią pionową. Po jednej stronie miała barwę srebrną, po drugiej zaś czarną.
Gdy dziewczynka wzięła ostrożnie do ręki wisiorek, misterna ozdoba nieoczekiwanie ożyła i perła wyskoczyła na podłogę, po czym urosła do rozmiaru dorosłego człowieka. Wyglądała teraz, jak ożywiony srebrno-czarny posąg. Miała kształty kobiece, długie włosy, splecione w luźny warkocz oraz delikatne szaty. Przypomniała swoją twórczynię, czarodziejkę Heriolę.
– Ty żyjesz? – zapytała zdumiona dziewczynka.
– Tak, Małgosiu. Odtąd będę ci służyć.
– Już mam służbę. Jestem księżniczką – stwierdziła z dumą.
– Wiem. Ja jednak będę wspomagać cię w innych sprawach. Zrozumiesz to z czasem. A teraz już śpij, zmęczona dniem pełnym wrażeń.
– Dobrze. A jak mogę cię nazywać?
– Perła. – Srebrno-czarna pani uśmiechnęła się, ukazując piękne, srebrne zęby.
Tymczasem matka Elżbieta troskała się coraz bardziej o przyszłość swoich pociech.
– Czekają was trudne czasy – przepowiedziała jej pewnego razu wróżka Heriola, patrząc z uwagą na blat swego magicznego stolika.
– Każdego z nas czekają. Taki los człowieka. – Uśmiechnęła się smutno księżna. – Najbardziej martwi mnie, co stanie się z Małgorzatą. To takie mądre, dobre i uczciwe dziecko. Chciałabym, aby los był jej przychylny, by została wybitną władczynią, uwielbianą przez poddanych i zapamiętaną przez potomnych.
– O to możesz być spokojna. – Wróżka położyła dłoń na rękach przyjaciółki.
– Wiesz, jesteśmy Włoszkami. Marzę, aby…
– …aby Małgorzata została we Włoszech, prawda?
– Ba! Włoch nie ma! Choć tak wiele bym dala, aby znowu były. Silne i stabilne. Z jednym władcą i jednym rządem. Cóż ja za głupstwa plotę! – Machnęła ręką i potrząsnęła głową.
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak blisko jest spełnienie twojego marzenia, Elżbieto.
– Zjednoczenie Włoch? Och, to byłoby wspaniałe!
– Istotnie. To będzie przełomowy moment w historii Europy – zgodziła się jasnowłosa czarodziejka.
– Na razie zajmijmy się dziećmi. I ich bezpieczeństwem.
– A co z tobą?
– O mnie nie myśl, Heriolo. Będzie, co ma być. Z chęcią poświęcę się dla szczęścia moich dzieci.
– Wiesz, że mogę pomóc. Perła jest na każdy mój rozkaz…
– Wiem i dziękuję, ale niech służy Małgorzacie. To mi w zupełności wystarczy.
– Dobrze zatem – przytaknęła wróżka.
– Wspomniałaś, że mam się nie martwić o jej przyszłość. Co miałaś na myśli?
Heriola w odpowiedzi pokazała przyjaciółce magiczny stolik. Na blacie pojawiły się ruchome obrazy. Obie kobiety pochyliły się i spojrzały uważnie, a dzięki magii zostały błyskawicznie przeniesione na zamek w Mediolanie, stając się niemymi widzami rozgrywających się tam, dramatycznych scen.
Wszędzie było gwarno i mnóstwo służących biegało tam i z powrotem. Harmider ów nie był jednakże wesoły, a na twarzach pędzących dworzan malowało się przygnębienie. W oddali rozlegały się rozpaczliwe kobiece krzyki.
Nagle przed nimi stanęła Perła. Ukłoniła się księżnej i czarodziejce, po czym poprowadziła je zamkowymi korytarzami wprost do komnaty, z której dochodziły makabryczne wrzaski. We trzy, niewidzialne dla nikogo prócz siebie, spoglądały na rodzącą swoje ósme dziecko królową Sardynii, Marię Adelajdę.
– A zatem pragniesz, moja droga, aby to twoja córka została pierwszą monarchinią zjednoczonych Włoch? – zapytała spokojnie Heriola.
Elżbieta przytaknęła, nie pojmując, jak przyjaciółka chce tego dokonać. Czarodziejka skinęła głową i Perła na ten znak przybliżyła się do leżącej na łożu królowej.
Maria ujrzała ją i rozwrzeszczała się jeszcze bardziej, wskazując czarno-białą postać, którą wzięła za demona. Wytykała ją palcem, a służące patrzyły przerażone, bo niczego ani nikogo nie dostrzegały.
– Nasza pani odchodzi – powiedziała jedna z nich do drugiej, starając się zatrzymać napływające do oczu łzy. – Niczego już uczynić nie możemy.
Tymczasem Perła podeszła bliżej i położyła dłoń na ustach rodzącej królowej, zaciskając mocno i uniemożliwiając jej oddychanie. Po kilku chwilach Maria Adelajda zmarła.
– A co z dzieckiem? – zapytała Elżbieta, przyglądając się temu bez cienia emocji.
Heriola skinęła znowu głową i Perła na jej znak podeszła do nowo narodzonego księcia, dmuchając lekko w jego zamknięte oczy. Dziecko rozwrzeszczało się wniebogłosy, czerwieniejąc i krztusząc się przerażająco.
– Nieuleczalnie chore. Nie dożyje piątego miesiąca – powiedziała spokojnym tonem Heriola, po czym wszystkie trzy oddaliły się, a potem znalazły znowu przy magicznym stoliku. Idealnie gładki blat pokazywał żałobę, która nastała na zamku szwagra Elżbiety, króla Sardynii Wiktora Emanuela. Za moment wszystkie obrazy zniknęły.
– Nikt się nie zorientuje, że to twoje działania? – zapytała z niepokojem Elżbieta.
– Proszę cię… Tyle porodów! Ósme dziecko? Która kobieta to wytrzyma? – stwierdziła z uśmiechem wróżka.
Zamilkły na kilka chwil.
– Mój mąż… Wiesz..
– Wiem, wiem, kochana Elżbieto.
– Jest poważnie chory.
– Zrobiłam, co w mojej mocy, aby tak było.
– Już z tego nie wyjdzie, prawda?
– Prawda. Umrze za trzy tygodnie.
– Zostanę wdową w wieku dwudziestu pięciu lat.
– O to ci przecież chodziło, najdroższa przyjaciółko.
– Bo pamiętasz, z czego ci się zwierzałam. Kocham innego.
– Doskonale pamiętam. Gdy tylko zakończysz żałobę, będziesz mogła wyjść za niego.
– Dziękuję ci.
Obie uściskały się serdecznie i czas jakiś siedziały jeszcze razem, popijając herbatę i rozprawiając o dalszych planach.
***
Było pochmurne październikowe popołudnie 1856 roku, kiedy na zamek w Turynie wtargnął zdenerwowany król Sardynii, Wiktor Emanuel.
Zdumiona pięcioletnia Małgosia wraz z bratem Tomaszem słuchała z oddali krzyków i gróźb stryja.
– Jak śmiesz?! – ryczał rozsierdzony mężczyzna.
– Czego chcesz, szwagrze? – Elżbieta próbowała udawać opanowaną.
– Masz się do mnie zwracać: „wasza królewska mość”!
– Co takiego? Nigdy tego nie robiłam. Przecież jesteś bratem mojego męża.
– O którym mężu mówisz?! Bo, jeśli o Ferdynandzie, mym ukochanym bracie, to on nie żyje!
– Wiem to i przez ponad rok nosiłam wraz z dziećmi żałobę. Godnie uczciłam jego pamięć.
– Nie rozśmieszaj mnie! Ponownie wychodząc za mąż?!
– Podjęłam taką decyzję!
– Porządna władczyni do śmierci wspomina z czcią męża i tkwi w żałobie, nie użyczając swego łoża pierwszemu lepszemu!
– Co ci do tego? Miałam prawo wyjść drugi raz za mąż. To moje życie.
– Prawo?! Ty nie masz żadnych praw! – rzucił jej w oczy.
– Przestań. Jesteś rozzłoszczony, bo ostatnio spadło na ciebie zbyt wiele nieszczęść, straciłeś Marię, potem zmarł brat i twój syn. Musisz się jednak uspokoić.
– Coś ty powiedziała, bawarska wywłoko?! Śmiesz mnie pouczać?
– Ja tylko radzę ci, abyś… – Patrzyła z przerażeniem na jego nabrzmiałą złością, czerwoną twarz.
– Pożałujesz tego ożenku, Elżbieto! Przysięgam! Straże!
Niespodziewanie do pokoju księżnej wtargnęli strażnicy Wiktora Emanuela i wyprowadzili zszokowaną kobietę.
Małgosia i Tomasz wybiegli na korytarz, przytulając się do niej i żegnając z płaczem rodzicielkę.
– Wujku, dokąd zabierasz mamusię? – zapytała rozpaczliwym głosem księżniczka.
– Tam, gdzie jej miejsce! Do więzienia!
Wyszli szybko, pozostawiając zasmuconych dworzan i osierocone tą rozłąką dzieci.
Mąż wrócił wkrótce ze spotkania dyplomatycznego i od razu rozpoczął starania o uwolnienie księżnej.
Małgosia potarła palcem wisiorek od czarodziejki. Natychmiast stanęła przy niej Perła.
– Chciałabym, aby wuj Wiktor został za to ukarany!
Służąca ukłoniła się i powiedziała z delikatnym uśmiechem:
– Moja w tym głowa. Czeka go niejedna kara, bądź pewna, Małgorzatko!
***
Tymczasem w marcu 1861 roku proklamowano uroczyście powstanie Królestwa Włoch, na czele których stanął nie cieszący się zbytnią popularnością Wiktor Emanuel.
Rok później jedenastoletnia Małgorzata po raz pierwszy zobaczyła na ślubie kuzynki jej brata, starszego o sześć lat Amadeusza. I zakochała się uszy!
Mimo doskonałego wychowania i ogłady, a także nienagannych manier, tym razem nie potrafiła się powstrzymać i przez całą uroczystość oraz późniejszy bal wodziła wzrokiem tylko za przystojnym młodzieńcem.
Wieczorem w swojej komnacie zwierzyła się z tego uczucia Perle.
– Cieszy mnie to, lecz Amadeusz nie jest ci pisany.
– Ale ja go kocham! – gorączkowała się dziewczyna.
– To minie. Mogę jednak sprawić, abyś spotykała go częściej.
– Naprawdę? Będę ci bardzo wdzięczna! Za to, aby widywać Amadeusza przynajmniej od czasu do czasu, jestem gotowa zrobić wszystko!
– To dobrze, bo będziesz musiała!
– Nie rozumiem.
– Cóż, trzeba będzie poświęcić i to dużo! – Perła uśmiechnęła się tajemniczo.
– Co ty planujesz?
– Twój ślub z jego starszym bratem!
– Co? Z tym… jak mu tam? Z manekinem Humbertem?
– Owszem.
– Wiesz, jednak nie, dziękuję, ale nie chcę! – odparła stanowczo Małgorzata.
– Nie masz wyjścia, droga księżniczko. Tylko w ten sposób znajdziesz się bliżej ukochanego Amadeusza.
– A na jego względy nie mogę liczyć?
– Niestety. Jest już zaręczony i za rok się ożeni.
– No cóż. Dobrze zatem – westchnęła zrezygnowana i udała się na spoczynek.
Rozmowie tej, ukazanej w magicznym stoliku, przysłuchiwała się matka dziewczynki wraz z przyjaciółką Heriolą.
– Czy Wiktor Emanuel zgodzi się na ten związek? – zapytała powątpiewająco księżna Elżbieta. – Nienawidzi mnie i moich dzieci.
– Zapominasz, kochana, że to także dzieci jego zmarłego brata!
– Tym bardziej! Zbyt bliskie pokrewieństwo!
– Przecież on także poślubił swoją kuzynkę, Marię Adelajdę, która zmarła przy porodzie.
– Przy naszej magicznej pomocy, powinnaś dodać, Heriolo – podkreśliła z przekąsem księżna.
– Istotnie. – Czarodziejka uśmiechnęła się. – Lecz dzięki temu twoja córka, Małgosia, zostanie pierwszą królową Włoch!
– Na razie ich królem jest Wiktor Emanuel.
– Jednakże nie ma on żony, a jedynie mnóstwo kochanek! Natomiast Małgorzata przyćmi go wkrótce swoim charakterem oraz czystością serca, zapewniając sobie miłość i uwielbienie podanych, czego ten lubieżny starzec nigdy nie uzyska!
– Czyżby istotnie zgodził się na ślub swego najstarszego syna i następcy z moją Małgosią? Jest przecież tyle kandydatek…
– Muszę przyznać ci rację. Są i inne księżniczki, które Wiktor poważnie bierze pod uwagę.
– Samemu Humbertowi, a i ponoć jego ojcu, Wiktorowi, wielce spodobała się arcyksiężniczka austriacka, Matylda. Zresztą, nie im jednym. Kocha się w niej wielu europejskich następców tronu.
– Hm. Rzeczywiście… – Wróżka zamyśliła się – …musimy coś zrobić z Matyldą Habsburg, bo staje się niewygodna.
– Posada królowej Włoch to dla niej smaczny kąsek!
Heriola pstryknęła i od razu obok stanęła Perła. Czarodziejka wskazała jej blat stolika, na którym widniała prześliczna twarz Habsburżanki z uroczo upiętym warkoczem. Służąca kiwnęła głową i wskoczyła na blat, po czym znalazła się w wiedeńskim domu cesarzowej Elżbiety Habsburg.
Mama Małgorzaty i wróżka pochyliły się na stolikiem i obserwowały kolejne wydarzenia.
– Panienko, powóz czeka. Czas do teatru! – Perła skłoniła się z wdziękiem Matyldzie.
– Zamknij się! Bez przesady! Po co ten pośpiech?! – warknęła na nią arcyksiężniczka. – Lepiej wymyśl coś i to szybko, bo każę cię wieczorem obić! Jestem mocno poirytowana.
– Na zdenerwowanie najlepszy jest papieros. – Perła błyskawicznie podała Matyldzie zapalony zwitek.
– O, cudnie, czytasz mi w myślach! – Habsburżanka porwała go natychmiast trzęsącymi rękami i zaczęła głęboko się zaciągać.
Nagle na korytarzu pojawił się jej ojciec.
– To arcyksiążę, panienko! – Perła krzyknęła do Matyldy, spoglądając na nią uważnie. – Zabronił ci palić! Jeśli cię zobaczy, najpewniej surowo ukarze!
Wszędzie rozszedł się cuchnący dym, gdy roztrzęsiona Matylda upuściła papieros. Porwała go z podłogi i spojrzała pytająco na Perłę.
– Ukryj papieros pod krynoliną. Twoja piękna suknia ma tyle falbaniastych halek, że ojciec z pewnością nie poczuje dymu, ani niczego nie zauważy – podpowiedziała ze złośliwym uśmiechem czarno-srebrna służąca, po czym zniknęła z pałacu cesarskiego i pojawiła się obok Herioli i Elżbiety.
Teraz we trzy przyglądały się kolejnym scenom, zerkając z ciekawością na blat magicznego stolika.
Wystraszona Matylda stała z papierosem pod suknią, kiedy do komnaty wszedł ojciec i rozgniewał się czując dym. Nie zdawała sobie sprawy, jak łatwopalna jest krynolina. W ciągu kilku sekund ogień objął cały jej elegancki strój. Przerażona dziewczyna próbowała go ściągnąć, wrzeszcząc z nieopisanego bólu, gdyż zdejmowała części płonącego ubioru wraz ze zwęgloną i poparzoną skórą. W ciągu niespełna godziny zmarła na oczach przerażonych krewnych i polewających ją wodą służących, bezradnych wobec zaistniałej tragedii.
Widząc to księżna Elżbieta zamknęła oczy.
– Czy musiałaś? – zapytała słabym głosem.
– Uspokój się, kochana. Cel uświęca środki! – odpowiedziała z uśmiechem czarodziejka.
– A zatem tron Włoch przypadnie mojej córce?
– Tak. Małgosia, zaopatrzona w moje czarodziejskie perły, będzie pierwszą i najwybitniejszą królową Włoch.
– A czy czeka ją szczęśliwe małżeństwo? Ponoć ten cały Humbert to niezły kobieciarz.
– Nie zawracaj sobie tym głowy, droga Elżbieto! Nikt nie będzie pamiętał ani o nim, ani o jego licznych kochankach! No, może jedynie rodziny robotników mediolańskich.
– A to czemu? – zdumiała się księżna.
– Ponieważ jako władca Włoch, Humbert nakaże w 1898 roku strzelać z armat do bezbronnych strajkujących i już dwa lata później zostanie za to sprawiedliwie ukarany!
– Co ty mówisz?! W jaki sposób?
– Cóż, moja Perła będzie mieć ręce pełne roboty… Albowiem twój zięć zginie w zamachu.
– Zginie?! A moja ukochana córka?
– Nie martw się, Elżbieto! Małgorzacie włos z głowy nie spadnie. Nikt nie ważyłby się podnieść na nią ręki. Będzie uwielbianą przez wszystkich królową, pomagającą artystom i potrzebującym, czyniącą zawsze tylko dobro. Będzie nieść pomoc rannym podczas straszliwej wojny, która ogarnie cały świat. Nawet późniejszy dyktator, Benito Mussolini, obdarzy ją należnym poważaniem. Przez wieki Włosi będą czcić pamięć o swej wspaniałej „królowej pereł”.
– Mnie już pewnie wówczas nie będzie na świecie. – Elżbieta spojrzała z uśmiechem na przyjaciółkę.
– Wśród żywych nie, ale przecież przy tym magicznym stoliku zawsze jest dla ciebie miejsce, droga moja. – Wróżka utuliła serdecznie księżną, a zaraz potem wchodzącą do komnaty Małgorzatkę, przyszłą królową zjednoczonych Włoch.
Siadły wspólnie przy stoliku, wołając Perłę, która podała trzem dostojnym damom przysmak z przyszłości, upieczony w 1889 roku w Neapolu specjalnie na część królowej Małgorzaty Sabaudzkiej, „Pizzę Margheritę”, zawierającą składniki w narodowych barwach jej królestwa: czerwone pomidory, biały ser i zieloną bazylię.
