- Opowiadanie: bruce - Perłowa Małgośka

Perłowa Małgośka

Ko­lej­ny cie­ka­wy wy­ci­nek hi­sto­rii, uka­za­ny w cał­kiem innym świe­tle. Za­pra­szam ser­decz­nie, dzię­ku­ję i po­zdra­wiam. :)

Aby unik­nąć nie­po­trzeb­nych wy­ja­śnień chcia­ła­bym pod­kre­ślić, że opi­sy­wa­ne wy­da­rze­nia to wy­mysł, Mał­go­rza­ta Sa­baudz­ka oraz jej matka, o ile mi wia­do­mo, nigdy nie spo­tka­ły żad­nej wróż­ki.  :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Perłowa Małgośka

Dawno mi­nę­ła już pół­noc, a pod­da­ni nadal pil­nie wy­cze­ki­wa­li tak waż­nej dla kraju no­wi­ny. Wresz­cie dzwo­ny po­czę­ły uro­czy­ście ob­ja­śniać świa­tu, że oto nocą z 19 na 20 li­sto­pa­da 1851 roku na zamku w Tu­ry­nie parze ksią­żę­cej Genui uro­dzi­ła się wy­mo­dlo­na księż­nicz­ka.

Jak za­zwy­czaj bywa, w ciągu ko­lej­nych dni tłum­nie przy­by­wa­li możni, krew­ni oraz pa­nu­ją­cy są­sied­nich państw, by zło­żyć ser­decz­ne gra­tu­la­cje oraz prze­ka­zać dary pier­wo­rod­ne­mu dziec­ku księ­cia Fer­dy­nan­da i księż­nej Elż­bie­ty.

Zja­wi­ła się i wróż­ka He­rio­la, bli­ska zna­jo­ma matki. Ubra­na w mie­nią­ce się ko­lo­ra­mi, de­li­kat­ne i zwiew­ne szaty, z roz­pusz­czo­ny­mi, dłu­gi­mi wło­sa­mi barwy lnu, zwra­ca­ła uwagę wszyst­kich gości. Po­da­ro­wa­ła ślicz­nej dziew­czyn­ce nie­zwy­kły dar.

– Noś za­wsze przy sobie, a bę­dziesz szczę­śli­wa! – po­wie­dzia­ła ta­jem­ni­czo, wrę­cza­jąc bo­ga­to in­kru­sto­wa­ną szka­tu­łę, wy­peł­nio­ną po brze­gi per­ła­mi.

Od tam­tej pory te dro­go­cen­ne skar­by istot­nie stały się nie­od­łącz­ny­mi to­wa­rzy­sza­mi księż­nicz­ki, któ­rej na ich cześć nada­no imię Mał­go­rza­ta.

 

He­rio­la do­ce­ni­ła przy­chyl­ność, z jaką gosz­czo­no ją za­wsze na tu­ryń­skim dwo­rze, zatem swo­jej ulu­bio­nej pod­opiecz­nej co roku przy­no­si­ła uro­dzi­no­wy pre­zent. Al­bo­wiem po­wszech­nie zna­nym jest fakt, że od za­ra­nia dzie­jów u każ­de­go szla­chet­nie na­ro­dzo­ne­go dziec­ka zja­wia się owa Wróż­ka Losu, lecz tylko nie­licz­ni zga­dza­ją się na jej wpusz­cze­nie, zło­że­nie ży­czeń i prze­ka­za­nie oso­bli­we­go, nie­zna­ne­go wcze­śniej ni­ko­mu daru.

Mała Mał­go­sia po­sia­da­ła więc grze­chot­kę, ły­żecz­kę, cze­pek, ko­ły­skę, su­kien­kę, spa­ce­ro­wy wózek oraz sto­lik, a wszyst­kie one były wy­sa­dza­ne per­ła­mi. Stop­nio­wo pre­zen­ty zmie­nia­ły się, do­sto­so­wu­jąc do wieku solenizant­ki. Wróż­ka dbała, aby dziew­czyn­ce za­wsze to­wa­rzy­szy­ły te cenne klej­no­ty, wy­do­by­wa­ne z mor­skich głę­bin.

 

Kiedy rezolutna Mał­go­sia miała dwa latka, na świat przy­szedł jej bra­ci­szek, To­masz. Teraz mogła już my­śleć z ra­do­ścią o przy­szłym to­wa­rzy­szu zabaw dzie­cię­cych, któ­re­go tak bar­dzo jej bra­ko­wa­ło. Nie­cier­pli­wie cze­ka­ła, kiedy ma­luch pod­ro­śnie i za­cznie wraz z nią zwie­dzać ro­do­wy zamek oraz przy­le­głe do niego ogro­dy.

 

Na trze­cie uro­dzi­ny Mał­go­sia do­sta­ła od cza­ro­dziej­ki wspa­nia­ły po­da­ru­nek. Po­waż­nie cho­ro­wał wów­czas jej oj­ciec i mała była tym wiel­ce za­smu­co­na.

Wtedy to, by po­cie­szyć księż­nicz­kę, He­rio­la przy­by­ła do niej z pięk­ną to­reb­ką, in­kru­sto­wa­ną lśnią­cy­mi per­ła­mi.

– Mam dla cie­bie do­dat­ko­wy pre­zent – szep­nę­ła na ucho za­chwy­co­nej dziew­czyn­ce, uśmie­cha­jąc się przy tym ta­jem­ni­czo. – Uj­rzysz go, kiedy po­zo­sta­niesz sama w sy­pial­ni. Proś za­wsze, o co ze­chcesz, bo odtąd bę­dzie ci słu­żyć przez dłu­gie lata, wi­dzia­ny i sły­sza­ny tylko przez cie­bie jedną.

Pod­eks­cy­to­wa­na Mał­go­sia rzecz jasna nie mogła do­cze­kać się na­dej­ścia nocy. Ma­gicz­nym pre­zen­tem oka­zał się wiel­ki wi­sior, zna­le­zio­ny we wnę­trzu otrzy­ma­nej za dnia to­reb­ki. Wid­nia­ła w nim jedna wspa­nia­ła, nie­na­tu­ral­nej wiel­ko­ści perła, prze­dzie­lo­na linią pio­no­wą. Po jed­nej stro­nie miała barwę srebr­ną, po dru­giej zaś czar­ną.

Gdy dziew­czyn­ka wzię­ła ostroż­nie do ręki wi­sio­rek, mi­ster­na ozdo­ba nie­ocze­ki­wa­nie ożyła i perła wy­sko­czy­ła na pod­ło­gę, po czym uro­sła do roz­mia­ru do­ro­słe­go czło­wie­ka. Wy­glą­da­ła teraz, jak oży­wio­ny srebr­no-czar­ny posąg. Miała kształ­ty ko­bie­ce, dłu­gie włosy, sple­cio­ne w luźny war­kocz oraz de­li­kat­ne szaty. Przy­po­mnia­ła swoją twór­czy­nię, cza­ro­dziej­kę He­rio­lę.

– Ty ży­jesz? – za­py­ta­ła zdu­mio­na dziew­czyn­ka.

– Tak, Mał­go­siu. Odtąd będę ci słu­żyć.

– Już mam służ­bę. Je­stem księż­nicz­ką – stwier­dzi­ła z dumą.

– Wiem. Ja jed­nak będę wspo­ma­gać cię w in­nych spra­wach. Zro­zu­miesz to z cza­sem. A teraz już śpij, zmę­czo­na dniem peł­nym wra­żeń.

– Do­brze. A jak mogę cię na­zy­wać?

– Perła. – Srebr­no-czar­na pani uśmiech­nę­ła się, uka­zu­jąc pięk­ne, srebr­ne zęby.

 

 

Tym­cza­sem matka Elż­bie­ta tro­ska­ła się coraz bar­dziej o przy­szłość swo­ich po­ciech.

– Cze­ka­ją was trudne czasy – prze­po­wie­dzia­ła jej pew­ne­go razu wróż­ka He­rio­la, pa­trząc z uwagą na blat swego ma­gicz­ne­go sto­li­ka.

– Każ­de­go z nas cze­ka­ją. Taki los czło­wie­ka. – Uśmiech­nę­ła się smut­no księż­na. – Naj­bar­dziej mar­twi mnie, co sta­nie się z Mał­go­rza­tą. To takie mądre, dobre i uczci­we dziec­ko. Chcia­ła­bym, aby los był jej przy­chyl­ny, by zo­sta­ła wy­bit­ną wład­czy­nią, uwiel­bia­ną przez pod­da­nych i za­pa­mię­ta­ną przez po­tom­nych.

– O to mo­żesz być spo­koj­na. – Wróż­ka po­ło­ży­ła dłoń na rę­kach przy­ja­ciół­ki.

– Wiesz, je­ste­śmy Włosz­ka­mi. Marzę, aby…

– …aby Mał­go­rza­ta zo­sta­ła we Wło­szech, praw­da?

– Ba! Włoch nie ma! Choć tak wiele bym dala, aby znowu były. Silne i sta­bil­ne. Z jed­nym wład­cą i jed­nym rzą­dem. Cóż ja za głup­stwa plotę! – Mach­nę­ła ręką i po­trzą­snę­ła głową.

– Nawet nie zda­jesz sobie spra­wy, jak bli­sko jest speł­nie­nie two­je­go ma­rze­nia, Elż­bie­to.

– Zjed­no­cze­nie Włoch? Och, to by­ło­by wspa­nia­łe!

– Istot­nie. To bę­dzie prze­ło­mo­wy mo­ment w hi­sto­rii Eu­ro­py – zgo­dzi­ła się ja­sno­wło­sa cza­ro­dziej­ka.

– Na razie zaj­mij­my się dzieć­mi. I ich bez­pie­czeń­stwem.

– A co z tobą?

– O mnie nie myśl, He­rio­lo. Bę­dzie, co ma być. Z chę­cią po­świę­cę się dla szczę­ścia moich dzie­ci.

– Wiesz, że mogę pomóc. Perła jest na każdy mój roz­kaz…

– Wiem i dzię­ku­ję, ale niech służy Mał­go­rza­cie. To mi w zu­peł­no­ści wy­star­czy.

– Do­brze zatem – przy­tak­nę­ła wróż­ka.

– Wspo­mnia­łaś, że mam się nie mar­twić o jej przy­szłość. Co mia­łaś na myśli?

He­rio­la w od­po­wie­dzi po­ka­za­ła przy­ja­ciół­ce ma­gicz­ny sto­lik. Na bla­cie po­ja­wi­ły się ru­cho­me ob­ra­zy. Obie ko­bie­ty po­chy­li­ły się i spoj­rza­ły uważ­nie, a dzię­ki magii zo­sta­ły bły­ska­wicz­nie prze­nie­sio­ne na zamek w Me­dio­la­nie, sta­jąc się nie­my­mi wi­dza­mi roz­gry­wa­ją­cych się tam, dra­ma­tycz­nych scen.

Wszę­dzie było gwar­no i mnó­stwo słu­żą­cych bie­ga­ło tam i z po­wro­tem. Har­mi­der ów nie był jed­nak­że we­so­ły, a na twa­rzach pę­dzą­cych dwo­rzan ma­lo­wa­ło się przy­gnę­bie­nie. W od­da­li roz­le­ga­ły się roz­pacz­li­we ko­bie­ce krzy­ki.

Nagle przed nimi sta­nę­ła Perła. Ukło­ni­ła się księż­nej i cza­ro­dziej­ce, po czym po­pro­wa­dzi­ła je zam­ko­wy­mi ko­ry­ta­rza­mi wprost do kom­na­ty, z któ­rej do­cho­dzi­ły ma­ka­brycz­ne wrza­ski. We trzy, nie­wi­dzial­ne dla ni­ko­go prócz sie­bie, spo­glą­da­ły na ro­dzą­cą swoje ósme dziec­ko królową Sar­dy­nii, Marię Ade­laj­dę.

– A zatem pra­gniesz, moja droga, aby to twoja córka zo­sta­ła pierw­szą monarchinią zjed­no­czo­nych Włoch? – za­py­ta­ła spo­koj­nie He­rio­la.

Elż­bie­ta przy­tak­nę­ła, nie pojmując, jak przyjaciółka chce tego dokonać. Cza­ro­dziej­ka ski­nę­ła głową i Perła na ten znak przy­bli­ży­ła się do le­żą­cej na łożu kró­lo­wej.

Maria uj­rza­ła ją i roz­wrzesz­cza­ła się jesz­cze bar­dziej, wska­zu­jąc czar­no-bia­łą po­stać, którą wzię­ła za de­mo­na. Wy­ty­ka­ła ją pal­cem, a słu­żą­ce pa­trzy­ły prze­ra­żo­ne, bo ni­cze­go ani ni­ko­go nie do­strze­ga­ły.

– Nasza pani od­cho­dzi – po­wie­dzia­ła jedna z nich do dru­giej, sta­ra­jąc się za­trzy­mać na­pły­wa­ją­ce do oczu łzy. – Ni­cze­go już uczy­nić nie mo­że­my.

Tym­cza­sem Perła po­de­szła bli­żej i po­ło­ży­ła dłoń na ustach ro­dzą­cej kró­lo­wej, za­ci­ska­jąc mocno i unie­moż­li­wia­jąc jej od­dy­cha­nie. Po kilku chwi­lach Maria Ade­laj­da zmar­ła.

– A co z dziec­kiem? – za­py­ta­ła Elż­bie­ta, przy­glą­da­jąc się temu bez cie­nia emo­cji.

He­rio­la ski­nę­ła znowu głową i Perła na jej znak po­de­szła do nowo na­ro­dzo­ne­go księ­cia, dmu­cha­jąc lekko w jego za­mknię­te oczy. Dziec­ko roz­wrzesz­cza­ło się wnie­bo­gło­sy, czer­wie­nie­jąc i krztu­sząc się prze­ra­ża­ją­co.

– Nie­ule­czal­nie chore. Nie do­ży­je pią­te­go mie­sią­ca – po­wie­dzia­ła spo­koj­nym tonem He­rio­la, po czym wszyst­kie trzy od­da­li­ły się, a potem zna­la­zły znowu przy ma­gicz­nym sto­li­ku. Idealnie gładki blat po­ka­zy­wał ża­ło­bę, która na­sta­ła na zamku szwa­gra Elż­bie­ty, króla Sar­dy­nii Wik­to­ra Ema­nu­ela. Za mo­ment wszyst­kie ob­ra­zy znik­nę­ły.

– Nikt się nie zo­rien­tu­je, że to twoje dzia­ła­nia? – za­py­ta­ła z nie­po­ko­jem Elż­bie­ta.

– Pro­szę cię… Tyle po­ro­dów! Ósme dziec­ko? Która ko­bie­ta to wy­trzy­ma? – stwier­dzi­ła z uśmie­chem wróż­ka.

Za­mil­kły na kilka chwil.

– Mój mąż… Wiesz..

– Wiem, wiem, ko­cha­na Elż­bie­to.

– Jest po­waż­nie chory.

– Zro­bi­łam, co w mojej mocy, aby tak było.

– Już z tego nie wyj­dzie, praw­da?

– Praw­da. Umrze za trzy ty­go­dnie.

– Zo­sta­nę wdową w wieku dwu­dzie­stu pię­ciu lat.

– O to ci prze­cież cho­dzi­ło, naj­droż­sza przy­ja­ciół­ko.

– Bo pa­mię­tasz, z czego ci się zwie­rza­łam. Ko­cham in­ne­go.

– Do­sko­na­le pa­mię­tam. Gdy tylko za­koń­czysz ża­ło­bę, bę­dziesz mogła wyjść za niego.

– Dzię­ku­ję ci.

Obie uści­ska­ły się ser­decz­nie i czas jakiś sie­dzia­ły jesz­cze razem, po­pi­ja­jąc her­ba­tę i roz­pra­wia­jąc o dal­szych pla­nach.

 

***

Było po­chmur­ne paź­dzier­ni­ko­we po­po­łu­dnie 1856 roku, kiedy na zamek w Tu­ry­nie wtar­gnął zde­ner­wo­wa­ny król Sar­dy­nii, Wik­tor Ema­nu­el.

Zdu­mio­na pię­cio­let­nia Mał­go­sia wraz z bra­tem To­ma­szem słu­cha­ła z od­da­li krzy­ków i gróźb stry­ja.

– Jak śmiesz?! – ry­czał roz­sier­dzo­ny męż­czy­zna.

– Czego chcesz, szwa­grze? – Elż­bie­ta pró­bo­wa­ła uda­wać opa­no­wa­ną.

– Masz się do mnie zwra­cać: „wasza kró­lew­ska mość”!

– Co ta­kie­go? Nigdy tego nie ro­bi­łam. Prze­cież je­steś bra­tem mo­je­go męża.

– O któ­rym mężu mó­wisz?! Bo, jeśli o Fer­dy­nan­dzie, mym uko­cha­nym bra­cie, to on nie żyje!

– Wiem to i przez ponad rok no­si­łam wraz z dzieć­mi ża­ło­bę. God­nie uczci­łam jego pa­mięć.

– Nie roz­śmie­szaj mnie! Po­now­nie wy­cho­dząc za mąż?!

– Podjęłam taką decyzję!

– Po­rząd­na wład­czy­ni do śmier­ci wspo­mi­na z czcią męża i tkwi w ża­ło­bie, nie uży­cza­jąc swego łoża pierw­sze­mu lep­sze­mu!

– Co ci do tego? Mia­łam prawo wyjść drugi raz za mąż. To moje życie.

– Prawo?! Ty nie masz żad­nych praw! – rzu­cił jej w oczy.

– Prze­stań. Je­steś roz­złosz­czo­ny, bo ostat­nio spa­dło na cie­bie zbyt wiele nie­szczęść, stra­ci­łeś Marię, potem zmarł brat i twój syn. Mu­sisz się jed­nak uspo­ko­ić.

– Coś ty po­wie­dzia­ła, ba­war­ska wy­wło­ko?! Śmiesz mnie po­uczać?

– Ja tylko radzę ci, abyś… – Pa­trzy­ła z prze­ra­że­niem na jego na­brzmia­łą zło­ścią, czer­wo­ną twarz.

– Po­ża­łu­jesz tego ożen­ku, Elż­bie­to! Przy­się­gam! Stra­że!

Nie­spo­dzie­wa­nie do po­ko­ju księż­nej wtar­gnę­li straż­ni­cy Wik­to­ra Ema­nu­ela i wy­pro­wa­dzi­li zszo­ko­wa­ną ko­bie­tę.

Mał­go­sia i To­masz wy­bie­gli na ko­ry­tarz, przy­tu­la­jąc się do niej i że­gna­jąc z pła­czem ro­dzi­ciel­kę.

– Wujku, dokąd za­bie­rasz ma­mu­się? – za­py­ta­ła roz­pacz­li­wym gło­sem księż­nicz­ka.

– Tam, gdzie jej miej­sce! Do wię­zie­nia!

Wy­szli szyb­ko, po­zo­sta­wia­jąc za­smu­co­nych dwo­rzan i osie­ro­co­ne tą roz­łą­ką dzie­ci.

Mąż wró­cił wkrót­ce ze spo­tka­nia dy­plo­ma­tycz­ne­go i od razu roz­po­czął sta­ra­nia o uwol­nie­nie księż­nej.

Mał­go­sia po­tar­ła pal­cem wi­sio­rek od cza­ro­dziej­ki. Na­tych­miast sta­nę­ła przy niej Perła.

– Chcia­ła­bym, aby wuj Wik­tor zo­stał za to uka­ra­ny!

Słu­żą­ca ukło­ni­ła się i po­wie­dzia­ła z de­li­kat­nym uśmie­chem:

– Moja w tym głowa. Czeka go nie­jed­na kara, bądź pewna, Mał­go­rzat­ko!

 

***

Tym­cza­sem w marcu 1861 roku pro­kla­mo­wa­no uro­czy­ście po­wsta­nie Kró­le­stwa Włoch, na czele któ­rych sta­nął nie cie­szą­cy się zbyt­nią po­pu­lar­no­ścią Wik­tor Ema­nu­el.

Rok póź­niej je­de­na­sto­let­nia Mał­go­rza­ta po raz pierw­szy zo­ba­czy­ła na ślu­bie ku­zyn­ki jej brata, star­sze­go o sześć lat Ama­de­usza. I za­ko­cha­ła się uszy!

Mimo do­sko­na­łe­go wy­cho­wa­nia i ogła­dy, a także nie­na­gan­nych ma­nier, tym razem nie po­tra­fi­ła się po­wstrzy­mać i przez całą uro­czy­stość oraz póź­niej­szy bal wo­dzi­ła wzro­kiem tylko za przy­stoj­nym mło­dzień­cem.

Wie­czo­rem w swo­jej kom­na­cie zwie­rzy­ła się z tego uczu­cia Perle.

– Cie­szy mnie to, lecz Ama­de­usz nie jest ci pi­sa­ny.

– Ale ja go ko­cham! – go­rącz­ko­wa­ła się dziew­czy­na.

– To minie. Mogę jed­nak spra­wić, abyś spo­ty­ka­ła go czę­ściej.

– Na­praw­dę? Będę ci bar­dzo wdzięcz­na! Za to, aby wi­dy­wać Ama­de­usza przy­naj­mniej od czasu do czasu, je­stem go­to­wa zro­bić wszyst­ko!

– To do­brze, bo bę­dziesz mu­sia­ła!

– Nie ro­zu­miem.

– Cóż, trze­ba bę­dzie po­świę­cić i to dużo! – Perła uśmiech­nę­ła się ta­jem­ni­czo.

– Co ty pla­nu­jesz?

– Twój ślub z jego star­szym bra­tem!

– Co? Z tym… jak mu tam? Z manekinem Hum­ber­tem?

– Ow­szem.

– Wiesz, jed­nak nie, dzię­ku­ję, ale nie chcę! – od­par­ła sta­now­czo Mał­go­rza­ta.

– Nie masz wyj­ścia, droga księż­nicz­ko. Tylko w ten spo­sób znaj­dziesz się bli­żej uko­cha­ne­go Ama­de­usza.

– A na jego wzglę­dy nie mogę li­czyć?

– Nie­ste­ty. Jest już za­rę­czo­ny i za rok się ożeni.

– No cóż. Do­brze zatem – wes­tchnę­ła zre­zy­gno­wa­na i udała się na spo­czy­nek.

Roz­mo­wie tej, uka­za­nej w ma­gicz­nym sto­li­ku, przy­słu­chi­wa­ła się matka dziew­czyn­ki wraz z przy­ja­ciół­ką He­rio­lą.

– Czy Wik­tor Ema­nu­el zgo­dzi się na ten zwią­zek? – za­py­ta­ła po­wąt­pie­wa­ją­co księż­na Elż­bie­ta. – Nie­na­wi­dzi mnie i moich dzie­ci.

– Za­po­mi­nasz, ko­cha­na, że to także dzie­ci jego zmar­łe­go brata!

– Tym bar­dziej! Zbyt bli­skie po­kre­wień­stwo!

– Prze­cież on także po­ślu­bił swoją ku­zyn­kę, Marię Ade­laj­dę, która zmar­ła przy po­ro­dzie.

– Przy na­szej ma­gicz­nej po­mo­cy, po­win­naś dodać, He­rio­lo – pod­kre­śli­ła z prze­ką­sem księż­na.

– Istot­nie. – Cza­ro­dziej­ka uśmiech­nę­ła się. – Lecz dzię­ki temu twoja córka, Mał­go­sia, zo­sta­nie pierw­szą kró­lo­wą Włoch!

– Na razie ich kró­lem jest Wik­tor Ema­nu­el.

– Jed­nak­że nie ma on żony, a je­dy­nie mnó­stwo ko­cha­nek! Na­to­miast Mał­go­rza­ta przy­ćmi go wkrót­ce swoim cha­rak­te­rem oraz czy­sto­ścią serca, za­pew­nia­jąc sobie mi­łość i uwiel­bie­nie po­da­nych, czego ten lu­bież­ny sta­rzec nigdy nie uzy­ska!

– Czyż­by istot­nie zgo­dził się na ślub swego naj­star­sze­go syna i na­stęp­cy z moją Mał­go­sią? Jest prze­cież tyle kan­dy­da­tek…

– Muszę przy­znać ci rację. Są i inne księż­nicz­ki, które Wik­tor po­waż­nie bie­rze pod uwagę.

– Sa­me­mu Hum­ber­to­wi, a i ponoć jego ojcu, Wik­to­ro­wi, wiel­ce spodo­ba­ła się ar­cy­księż­nicz­ka au­striac­ka, Ma­tyl­da. Zresz­tą, nie im jed­nym. Kocha się w niej wielu eu­ro­pej­skich na­stęp­ców tronu.

– Hm. Rze­czy­wi­ście… – Wróż­ka za­my­śli­ła się – …mu­si­my coś zro­bić z Ma­tyl­dą Habs­burg, bo staje się nie­wy­god­na.

– Po­sa­da kró­lo­wej Włoch to dla niej smacz­ny kąsek!

He­rio­la pstryk­nę­ła i od razu obok sta­nę­ła Perła. Cza­ro­dziej­ka wska­za­ła jej blat sto­li­ka, na któ­rym wid­nia­ła prze­ślicz­na twarz Habs­bur­żan­ki z uro­czo upię­tym war­ko­czem. Słu­żą­ca kiw­nę­ła głową i wsko­czy­ła na blat, po czym zna­la­zła się w wie­deń­skim domu ce­sa­rzo­wej Elż­bie­ty Habs­burg.

Mama Mał­go­rza­ty i wróż­ka po­chy­li­ły się na sto­li­kiem i ob­ser­wo­wa­ły ko­lej­ne wy­da­rze­nia.

– Pa­nien­ko, powóz czeka. Czas do te­atru! – Perła skło­ni­ła się z wdzię­kiem Ma­tyl­dzie.

– Za­mknij się! Bez prze­sa­dy! Po co ten po­śpiech?! – wark­nę­ła na nią ar­cy­księż­nicz­ka. – Le­piej wy­myśl coś i to szyb­ko, bo każę cię wie­czo­rem obić! Je­stem mocno po­iry­to­wa­na.

– Na zde­ner­wo­wa­nie naj­lep­szy jest pa­pie­ros. – Perła bły­ska­wicz­nie po­da­ła Ma­tyl­dzie za­pa­lo­ny zwi­tek.

– O, cud­nie, czy­tasz mi w my­ślach! – Habs­bur­żan­ka po­rwa­ła go na­tych­miast trzę­są­cy­mi rę­ka­mi i za­czę­ła głę­bo­ko się za­cią­gać.

Nagle na ko­ry­ta­rzu po­ja­wił się jej oj­ciec.

– To ar­cy­ksią­żę, pa­nien­ko! – Perła krzyk­nę­ła do Ma­tyl­dy, spo­glą­da­jąc na nią uważ­nie. – Za­bro­nił ci palić! Jeśli cię zo­ba­czy, naj­pew­niej su­ro­wo uka­rze!

Wszę­dzie roz­szedł się cuch­ną­cy dym, gdy roz­trzę­sio­na Ma­tyl­da upu­ści­ła pa­pie­ros. Po­rwa­ła go z pod­ło­gi i spoj­rza­ła py­ta­ją­co na Perłę.

– Ukryj papieros pod kry­no­li­ną. Twoja pięk­na suk­nia ma tyle fal­ba­nia­stych halek, że oj­ciec z pew­no­ścią nie po­czu­je dymu, ani ni­cze­go nie za­uwa­ży – pod­po­wie­dzia­ła ze zło­śli­wym uśmie­chem czar­no-srebr­na słu­żą­ca, po czym znik­nę­ła z pa­ła­cu ce­sar­skie­go i po­ja­wi­ła się obok He­rio­li i Elż­bie­ty.

Teraz we trzy przy­glą­da­ły się ko­lej­nym sce­nom, zer­ka­jąc z cie­ka­wo­ścią na blat magicznego sto­li­ka.

Wystraszona Matylda stała z papierosem pod suknią, kiedy do komnaty wszedł ojciec i rozgniewał się czując dym. Nie zda­wa­ła sobie spra­wy, jak ła­two­pal­na jest kry­no­li­na. W ciągu kilku se­kund ogień objął cały jej ele­ganc­ki strój. Prze­ra­żo­na dziew­czy­na pró­bo­wa­ła go ścią­gnąć, wrzesz­cząc z nie­opi­sa­ne­go bólu, gdyż zdej­mo­wa­ła czę­ści pło­ną­ce­go ubio­ru wraz ze zwę­glo­ną i po­pa­rzo­ną skórą. W ciągu nie­speł­na go­dzi­ny zmar­ła na oczach prze­ra­żo­nych krew­nych i po­le­wa­ją­cych ją wodą słu­żą­cych, bez­rad­nych wobec za­ist­nia­łej tra­ge­dii.

Wi­dząc to księż­na Elż­bie­ta za­mknę­ła oczy.

– Czy mu­sia­łaś? – za­py­ta­ła sła­bym gło­sem.

– Uspo­kój się, ko­cha­na. Cel uświę­ca środ­ki! – od­po­wie­dzia­ła z uśmie­chem cza­ro­dziej­ka.

– A zatem tron Włoch przy­pad­nie mojej córce?

– Tak. Mał­go­sia, za­opa­trzo­na w moje cza­ro­dziej­skie perły, bę­dzie pierw­szą i naj­wy­bit­niej­szą kró­lo­wą Włoch.

– A czy czeka ją szczę­śli­we mał­żeń­stwo? Ponoć ten cały Hum­bert to nie­zły ko­bie­ciarz.

– Nie za­wra­caj sobie tym głowy, droga Elż­bie­to! Nikt nie bę­dzie pa­mię­tał ani o nim, ani o jego licz­nych ko­chan­kach! No, może je­dy­nie ro­dzi­ny ro­bot­ni­ków me­dio­lań­skich.

– A to czemu? – zdu­mia­ła się księż­na.

– Po­nie­waż jako wład­ca Włoch, Hum­bert na­ka­że w 1898 roku strze­lać z armat do bez­bron­nych straj­ku­ją­cych i już dwa lata póź­niej zo­sta­nie za to spra­wie­dli­wie uka­ra­ny!

– Co ty mó­wisz?! W jaki spo­sób?

– Cóż, moja Perła bę­dzie mieć ręce pełne ro­bo­ty… Al­bo­wiem twój zięć zgi­nie w za­ma­chu.

– Zgi­nie?! A moja uko­cha­na córka?

– Nie martw się, Elż­bie­to! Mał­go­rza­cie włos z głowy nie spad­nie. Nikt nie wa­żył­by się pod­nieść na nią ręki. Bę­dzie uwiel­bia­ną przez wszyst­kich kró­lo­wą, po­ma­ga­ją­cą ar­ty­stom i po­trze­bu­ją­cym, czy­nią­cą za­wsze tylko dobro. Bę­dzie nieść pomoc ran­nym pod­czas strasz­li­wej wojny, która ogar­nie cały świat. Nawet póź­niej­szy dyk­ta­tor, Be­ni­to Mus­so­li­ni, ob­da­rzy ją na­leż­nym po­wa­ża­niem. Przez wieki Włosi będą czcić pa­mięć o swej wspa­nia­łej „kró­lo­wej pereł”.

– Mnie już pew­nie wów­czas nie bę­dzie na świe­cie. – Elż­bie­ta spoj­rza­ła z uśmie­chem na przy­ja­ciół­kę.

– Wśród ży­wych nie, ale prze­cież przy tym ma­gicz­nym sto­li­ku za­wsze jest dla cie­bie miej­sce, droga moja. – Wróż­ka utu­li­ła ser­decz­nie księż­ną, a zaraz potem wcho­dzą­cą do kom­na­ty Mał­go­rzat­kę, przy­szłą kró­lo­wą zjed­no­czo­nych Włoch.

Sia­dły wspól­nie przy sto­li­ku, wo­ła­jąc Perłę, która po­da­ła trzem do­stoj­nym damom przy­smak z przy­szło­ści, upie­czo­ny w 1889 roku w Ne­apo­lu spe­cjal­nie na część kró­lo­wej Mał­go­rza­ty Sa­baudz­kiej, „Pizzę Mar­ghe­ri­tę”, za­wie­ra­ją­cą skład­ni­ki w na­ro­do­wych bar­wach jej kró­le­stwa: czer­wo­ne po­mi­do­ry, biały ser i zie­lo­ną ba­zy­lię.

 

Koniec

Komentarze

– Już mam służbę. Jestem księżniczką – stwierdziła pouczająco.

https://sjp.pwn.pl/slowniki/pouczaj%C4%85co.html

 

– Perła. – Srebrno-czarna pani uśmiechnęła się, ukazując piękne zęby w tych samych kolorach.

Ale, że srebrno czarne?;)

 

Ciekawe streszczenie bruce;) Ale oczekiwałabym więcej mięcha, jak scena porodu, a nie referatu o historii Włoch;) Przyjemna lektura.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Dzięki, Ambush, zaraz poprawiam ten wyraz; wyrzucenie masy treści sprawiło, że nie jest to zbyt obszerne, a do tego dążyłam. :) A historia Włoch – ho, ho, ho! :) Daleko mi do niej… :)

Zęby takie były, bo ona cała taka była, bo to ludzkie wcielenie perły z wisiorka, wszystko miała na pół. :)

Pozdrowionka! :)

Pecunia non olet

Bruce, znowu bawisz i uczysz. Z przyjemnością się czyta takie “fakty” z historii i człowiek, tak nie zainteresowany historią, jak ja, ma potem chęć sprawdzić, co jest zmyślone, a co jest prawdą. Klik.

Dziękuję, Koalo75, bardzo się cieszę. :)

Oprócz wróżki i jej pomocnicy, wszystko inne jest prawdą. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

P.S. Wejść dziś na NF graniczy niemalże z cudem…

Pecunia non olet

U mnie też :(

No właśnie, próbuję już z dwóch przeglądarek i jest spory problem. Wczoraj było tak rzadziej, dziś – prawie bez przerwy. :(

Pecunia non olet

Ładnie urozmaicona historia. Musiała się Perła napracować, żeby doprowadzić do takiego rezultatu. Ona chyba w swojej czarnej części powinna nosić kosę… Fajnie zagrałaś kolorami pereł, bo chyba faktycznie białe i czarne są najpopularniejsze.

Na koniec brakowało mi tylko, żeby panie popiły pizzę piwem Perła. ;-)

Ale oczywiście do pizzy bardziej pasuje wino. Niechby więc perliło się i musowało. ;-)

Babska logika rządzi!

Witam, Finklo. :) 

Dziękuję i cieszę się bardzo.:)

Tak, Perła miała sporo pracy, na szczęście w rzeczywistości wyręczyła ją po prostu historia. :) Kosa pasowałaby idealnie. :) 

Nie mam pojęcia, co z alkoholi pasuje do pizzy, te pomysły na piwo i wino, nawiązujące do tytułu – świetne! Nie bardzo się znam, nie pijam wcale alkoholu, podobnie zresztą, jak kawy. :) U nas pizza – przeważnie z Colą lub jakimś napojem owocowym. :) 

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

OK, cola też się może perlić. ;-)

Babska logika rządzi!

Na siłę… :)

Pecunia non olet

Dziękuję za świetnie podaną dawkę historii, masz ogromny dar, bo zaciekawiłaś. 

Przyznam, że jestem pod wrażeniem.

A imię Małgorzata – to w tłumaczeniu z greckiego perła :)

 

Pozdrawiam perliście – Małgorzataheart 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Po trupach do władzy, a dla pewności można jeszcze posłużyć się magią. Dobrze się czytało. :)

 

nocą z19… → Brak spacji.

 

Heriola doceniła gościnę, z jaką przyjmowano ją zawsze na turyńskim dworze… → Nie wydaje mi się, aby można przyjmować kogoś z gościną.

Proponuję: Heriola doceniła życzliwość/ serdeczność/ przychylność, z jaką goszczono ją zawsze na turyńskim dworze

 

Stopniowo prezenty zmieniały się, dostosowując do wieku jubilatki. → Czy to na pewno była jubilatka?

Proponuję: Stopniowo prezenty zmieniały się, dostosowując do wieku solenizantki/ ulubienicy/ pupilki.

Za SJP PWN: jubileusz «ważna, okrągła rocznica jakiegoś wydarzenia; też: uroczystość organizowana dla jej uczczenia»

 

perła, przedzielona linią pionową. Po lewej stronie miała barwę srebrną, po prawej zaś czarną. → Czy perła, która można dowolnie obracać, będzie miała stronę lewą i prawą?

Proponuję: …perła, przedzielona linią pionową. Po jednej stronie miała barwę srebrną, po drugiej zaś czarną.

 

Srebrno-czarna pani uśmiechnęła się, ukazując piękne zęby w tych samych kolorach. → Czy dobrze rozumiem, że pani miała dwukolorowe zęby? Czy srebrne i czarne zęby na pewno były piękne?

Przypomniały mi się dawniej stosowane w stomatologii złote korony – taki „złoty uśmiech” był koszmarny i pewnie dlatego nie umiem dostrzec piękna w srebrno-czarnym uśmiechu.

 

a pędzący dworzanie mieli przygnębione twarze. → Przygnębieni byli dworzanie, nie ich twarze.

Proponuję: …na twarzach pędzących dworzan malowało się przygnębienie.

 

blat pokazywał żałobę, jaka nastała na zamku szwagra Elżbiety… → …blat pokazywał żałobę, która nastała na zamku szwagra Elżbiety

 

Patrzyła z przerażeniem na jego nabrzmiałą z nerwów, czerwoną twarz. → Nie wiem, czy nerwy powodują obrzmienie twarzy.

Proponuję: Patrzyła z przerażeniem na jego nabrzmiałą złością/ wściekłością czerwoną twarz.

 

– Ale ja go kocham! – gorączkowała się kilkunastolatka. → Zbędne dookreślenie. Trzy zdania wcześniej napisałaś, że Małgorzata ma jedenaście lat, więc wiemy, że była kilkunastolatką.

 

– Hm. Rzeczywiście – zamyśliła się wróżka. – Musimy coś zrobić z Matyldą Habsburg, bo staje się niewygodna. → – Hm. Rzeczywiście. Wróżka zamyśliła się. – Musimy coś zrobić z Matyldą Habsburg, bo staje się niewygodna. Albo, jeśli didaskalia potraktować jak wtrącenie: – Hm. Rzeczywiściewróżka zamyśliła sięmusimy coś zrobić z Matyldą Habsburg, bo staje się niewygodna.

 

twarz Habsburżanki z uroczym warkoczem, spiętym na głowie. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mogła mieć warkocz spięty nie na głowie?

A może: …twarz Habsburżanki z uroczo upiętym warkoczem.

 

Jestem mocno zestresowana. → Obawiam się, że Habsburżanka nie wiedziała co to stres, albowiem pojęcie stresu pojawiło się w drugiej połowie XX wieku. https://pl.wikipedia.org/wiki/Stres

Proponuję: Jestem mocno poirytowana.

 

Habsburżanka porwała go natychmiast i trzęsącymi rękami zaczęła palić. → Czy dobrze rozumiem, że Habsburżanka paliła papierosa trzęsącymi się rękami???

Proponuję: Habsburżanka porwała go natychmiast trzęsącymi rękami i zaczęła głęboko się zaciągać.

 

Osiemnastolatka porwała go z podłogi i spojrzała pytająco na Perłę. → Czy nie można określić jej inaczej?

 

Twoja piękna suknia jest tak gęsto uszyta… → Można coś szyć gęstym ściegiem, ale suknia nie może być gęsto uszyta.

Proponuję: Twoja piękna suknia ma tyle falbaniastych halek

 

podpowiedziała ze złośliwym uśmiechem czarno-srebrna służąca, po czym zręcznie wyskoczyła z pałacu cesarskiego, stając obok Herioli i Elżbiety. → Nie bardzo umiem sobie wyobrazić Perłę wyskakującą z pałacu.

Proponuję: …podpowiedziała ze złośliwym uśmiechem czarno-srebrna służąca, po czym zniknęła z pałacu cesarskiego i pojawiła się obok Herioli i Elżbiety.

 

Wystraszona Matylda stała z papierosem pod suknią, kiedy podszedł do niej rozgniewany ojciec, widząc ulatniający się dym. → A może: Wystraszona Matylda stała z papierosem pod suknią, kiedy do komnaty wszedł ojciec i rozgniewał się, widząc/ czując dym.

 

obdarzy ją należnym szacunkiem oraz poważaniem. → Poważanie i szacunek to synonimy – znaczą to samo.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuję, GOCHAW, Twoje imię jest rzeczywiście magiczne. :) Pozdrawiam. heart

 

Jestem bardzo wdzięczna, Regulatorzy, dziękuję Ci kolejny raz za tak miłą opinię i za życzliwość oraz wypisanie nielogicznych fragmentów; łapię się za głowę, widząc ich ilość, bo faktycznie po Twoim wskazaniu widzę, że pisałam to zupełnie bez pomyślunku. blush Zaraz zabieram się za poprawki. 

Kwestia korony przypomniała mi czytaną w SP książkę Hanny Ożogowskiej “Chłopak na opak”, w której tytułowy bohater podsłuchał, że tata będzie mieć złotą koronę i natychmiast zgłosił się do szkolnego przedstawienia, aby zagrać króla, licząc na pożyczenie tej korony od ojca; jakież było jego zdumienie, gdy okazało się, że tkwi ona w/na zębie. :) 

Wyobrażałam sobie lśniące, jak perły, owe zęby służącej, lecz istotnie, chyba nie wyglądałoby to urokliwie. :) Cóż, nie Ty pierwsza zwróciłaś mi na nie uwagę. :) Moja wyobraźnia zatem musi nieco popracować logicznie, bo kiepsko jej to idzie. :) 

Pozdrawiam serdecznie. heart

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce. Ogromnie mi miło, że mogłam się przydać.

A tak w nawiązaniu do złotej korony… Słuchałam kiedyś opowieści sanitariusza jeżdżącego pogotowiem. Pacjentka wezwała karetkę, bo odczuwała silne bóle za mostkiem. Na miejscu okazało się, że boleśnie uwiera ją proteza w otworze gębowym. Dobre w tym było to, że kobieta musiała zapłacić karę za nieuzasadnione wezwanie karetki. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ogromnie mi miło, że mogłam się przydać.

Zawsze, Regulatorzy. I bardzo serdecznie dziękuję. heart

Opowieść niesamowita. Rozbawia, ale równocześnie wybitnie mi żal tej kobiety… :)

Pecunia non olet

Raz jeszcze bardzo proszę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Serdeczne dzięki. :)

Pecunia non olet

przyznam się szczerze, że przygoniła mnie tutaj sympatia do imienia…

no i Małgośka, oraz oczywiście Ty Autorko – nie zawiodłyście;

serdecznie pozdrawiam :)

To przesympatyczne, AS, bardzo dziękuję, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hejka, Bruce!

Z przyjemnością powróciłam do czytania Twoich tekstów. :) Znajduję w nich nietuzinkowe pomysły, nieoczekiwane połączenia i wrażliwość. Historie, które nam opowiadasz są baśnią/mitem i ich przeciwieństwem, zderzają dobro, piękno, cnoty z realizmem, z życiem. Oba składniki mieszasz w różnych proporcjach, czasem jednego jest więcej, czasami drugiego. Bardzo mnie to ujmuje i utrzymuje przy czytaniu.

Skojarzenie zupełnie nieoczywiste – widziałaś film "Nomadland" (nie książka), kapitalna McDormand, lecz nie o to chodzi, mamy tam “księżniczkę” ("nomadkę"), która znajduje księcia i równocześnie sraczkę wywołaną rozwolnieniem, mamy poezję gór, stepów, natury, wolnego ludu i prozę życia itd itp.

W tym konkretnym tekście, imho, nie do końca udało się zrównoważenie wyżej opisanych elementów. Może chodzi o niewielką objętość tekstu bądź brak cięć, radykalnych wyborów i rozbudowania określonych sytuacji kosztem innych. Wydaje mi się, że tekst jest dobrym szkicem. 

 

Spodobał mi się pomysł, alt historia, obleczenie w fabułę, prowadzącej do ulubionej przeze mnie pizzy, która – być może – wraz z perłami stanowiła punkt wyjścia i zakończenie.

Czego mi zabrakło?

Włochy sprzed zjednoczenia jawią mi się szalenie brutalistycznie, zgoła morderczo, a już w trakcie samego procesu pojawia się mnóstwo resentymentów i tęsknot za starymi, dobrymi czasami. Gdybym w kilka słów miała ująć swoje preferencje, chodziłoby o więcej "mięsa": samych postaci (charakterów, ich samych) oraz kontekstu (koloryt, sceneria). Można to zrobić nie rozpisując się zbytnio, zresztą robiłaś to w innych tekstach. Ostatnio moje serce podbijają literatura amerykańska, stąd przykłady lapidarnie opisanych, mocnych postaci: T.Capote w "Śniadaniu u Tiffany'ego" – kapitalnie (tym razem książka, absolutnie nie film), szybko, zgoła reportersko zarysowane silne postaci – Hemingway czy wspaniale robi to Faulkner np. w "Róża dla Emilii".

 

Podsumowując: jest ok, opko ma ręce i nogi, przyjemnie się czyta, lecz mnie nie uwiodło, za to pomysł i połączenie pereł z pizzą – świetny.

Skarżę do biblio.

 

pzd srd ::)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Miło mi niemiernie, Asylum, i bardzo dziękuję za, jak zwykle, tyle serdecznych słów od Ciebie. :) 

Opowiadanie mocno skracałam z “niepotrzebnych treści”, obawiając się – co i tak nastąpiło – zarzutu, że opisałam jedynie historię zjednoczenia Włoch i nic więcej. :)

Pomyślę jednak nad Twoimi sugestiami, zawsze cennymi, zawsze bardzo istotnymi. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

klikheart

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

GOCHAW, dziękuję heart, ale dopisz nieco więcej, bo trzeba to zawsze uargumentować, że jest ok i na klik. :) Pozdrawiam. kiss

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka