- Opowiadanie: dawidiq150 - Pod ziemią

Pod ziemią

Cześć!!! Zapraszam do mojego nowego opowiadania. Liczę, że jest lepiej napisane niż wszystko co było wcześniej. :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Ambush, Finkla

Oceny

Pod ziemią

 Siedzę sobie w mieszkaniu, słucham muzyki i piję doskonałą kawę. Mam przygotowany pusty zeszyt i długopis. Zamierzam spisać niezwykłą przygodę, którą niedawno przeżyłem, by nie poszła w zapomnienie. Opowieść tą można by spokojnie wziąć za twór jakiegoś doskonałego pisarza science – fiction. Zdarzyła się jednak naprawdę.

 

&&&

 

Gdy rzuciła mnie dziewczyna, z którą byłem prawie rok i dwa miesiące ogarnął mnie żal i popadłem w depresję. Po namyśle zdecydowałem, że potrzebuję odpoczynku od wszystkiego. Wyznaczyłem więc zastępcę w mojej firmie zajmującej się budową hoteli i zdecydowałem się na zakup domku w górach, gdzie chciałem pobyć na bliżej nieokreślony czas.

Od dziecka lubiłem wycieczki. Zwłaszcza piesze po górach. Wybrałem więc ofertę, gdzie chatka znajdowała się blisko górskich, turystycznych szlaków, cena nie grała roli, było mnie stać.

Zapakowałem wszystko co potrzebne do samochodu i starając się myśleć pozytywnie ruszyłem.

Podróż trwała długo, ale w końcu dotarłem. Zaparkowałem obok mojego nowego mieszkania, otoczenie było malownicze i przepiękne. Chata znajdowała się na wysokim wzgórzu, skąd rozciągał się oszałamiający widok.

Poprzenosiłem swoje rzeczy, potem zjadłem kolację, pooglądałem telewizję i poszedłem spać.

Następnego dnia z łóżka wstałem znacznie później niż zwykle do pracy. Po porannej toalecie i zjedzeniu śniadania zapakowałem prowiant do plecaka i opuściłem chatę.

Skierowałem się w stronę wysokiego wzgórza, miałem zamiar długo spacerować, aż będę padał z nóg.

Po kwadransie zadowolony szedłem już stromą ścieżką wiodącą na jedną z gór. Gdy minęło półtorej godziny zdobyłem ten niewysoki szczyt. Odczuwałem wielką radość, choć sapałem ze zmęczenia, a pot lał się ze mnie strumieniami. Podziwiałem też widok jaki stąd się rozpościerał.

I wtedy nagle zatrzęsła się ziemia. To był silny sejsmiczny wstrząs, tak że pode mną rozwarła się czeluść, w którą wpadłem. Zdążyłem tylko pomyśleć jakiego mam strasznego pecha, gdyż niezwykle rzadko dochodziło tutaj do wstrząsów ziemi.

 

&&&

 

Ocknąłem się nieco potłuczony. Otwarłem oczy i pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, że mimo wypadku żyję. Poruszałem kończynami i z radością pojąłem, że niczego sobie nie złamałem.

Rozglądnąłem się. Znajdowałem się w bardzo głębokiej wyrwie. Gdybym mógł użyć drabiny by się wydostać musiałaby mieć ze trzydzieści metrów długości. Jedna część nieregularnej wyrwy, w której się znajdowałem miała powierzchnię niedużego pokoju, druga oddzielona kamiennym gruzem była dwukrotnie większa.

Nie miałem pojęcia co robić, gdyż nie było jak się stąd wydostać. Zerknąłem na zegarek, okazało się, że byłem nieprzytomny niecałe cztery godziny.

Chodząc po osuwisku analizowałem swoją nieciekawą, żeby nie powiedzieć tragiczną sytuację. Nikt z moich bliskich bowiem nie wiedział o tym wypadzie.

Wspiąłem się na stertę kamieni by zbadać drugą część mojego więzienia.

W pewnym momencie zauważyłem poziomą szczelinę u dołu jednej ze ścian. Podszedłem by się jej przyjrzeć. Pomyślałem, że skorzystanie z niej było jakąś opcją. W końcu zawsze mógłbym wrócić, a była nadzieja, że mogła prowadzić na wolność.

Zjadłem dwie kanapki, gdyż zgłodniałem. Potem położyłem się na brzuchu i zacząłem pełznąć przez szczelinę ciągnąc ze sobą plecak. Okazała się dość długa. W końcu się skończyła, a ja znalazłem się w szerokim na mniej więcej pięć metrów i wysokim na cztery korytarzu jakiejś kopalni, która wydawała się dość nowoczesna. Sądziłem tak bo jej ściany, podłoże i sufit pokrywało jakieś gumowe tworzywo o jasnoniebieskiej barwie, w którym co około pół metra znajdowały się dające mocne, białe światło lampy. Było tu przyjemnie chłodno. Zauważyłem też, że korytarzem ciągnie się szyna. Ostatecznie nie znałem się na kopalniach. Jakby nie było poczułem ulgę. Miałem pewność, że mojemu życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Ruszyłem przed siebie.

Szedłem długo korytarzem, który cały czas wyglądał tak samo. Jedynie co kilkaset metrów na suficie znajdowało się jakieś buczące urządzenie, podejrzewałem filtrujące powietrze. Minęła godzina, potem dwie. Szedłem i szedłem bez ustanku. Poczułem ponownie ukłucie strachu. Zegarek pokazywał, że jest po dwudziestej drugiej, moja podróż trwałą już więc siedem godzin. W końcu zmęczony położyłem się wkładając pod głowę plecak i zasnąłem.

 

&&&

 

Gdy się obudziłem była godzina ósma czternaście. Zdecydowałem się coś zjeść, gdyż byłem bardzo głodny. Potem podjąłem dalszą wędrówkę. Szedłem bardzo długo, zgodnie z czasomierzem dziewięć godzin.

Skończyły mi się zapasy jedzenia i picia. Byłem przerażony.

I wtedy nagle tunel się skończył. Znalazłem się w pomieszczeniu wysokim na jakieś sześć metrów o powierzchni może dwóch szkolnych sal gimnastycznych. Było tu trochę przedmiotów, których przeznaczenia nie znałem. Odchodziło stąd wiele korytarzy i widząc na środku wagony umieszczone na szynie, których jak później policzyłem było czternaście doszedłem do wniosku, że jest tu punkt skąd można podróżować po całym, bądź po części kompleksu.

Znajdowała się tu też klatka schodowa prowadząca niżej.

Wszystko wydawało się opustoszałe. Zwróciłem uwagę na drzwi, na których był napis w jakimś nieznanym mi języku, do tego nie przypominającym żaden ludzki alfabet. Przez głowę przeszła mi absurdalna myśl, że miejsce, w którym się znajduję może być jakąś placówką obcych istot, nie pochodzących z Ziemi.

Podszedłem do tych drzwi, a one otworzyły się przede mną. Przeszedł mnie dreszcz, bo to co zobaczyłem było potwierdzeniem myśli, że to nie ludzie zbudowali tą podziemną bazę. Znajdowały się tu duże ekrany, a na nich wyświetlone ziemskie globy, jeden – tak mi się wydawało – pokazywał gęstość zaludnienia, inne wiele różnych rzeczy nie miałem pojęcia jakich. Na jednych Ziemia pokazana była w przekroju. Krótko mówiąc masa ciekawych rzeczy dotyczących planety Ziemi.

Pomyślałem, że jeśli faktycznie istnienie tej podziemnej bazy było dla ludzi tajemnicą, to umrę jako jedyny, który ją odkrył. Gdyby nie głód to moja sytuacja byłaby nad wyraz ekscytująca.

Zawróciłem i rozglądnąłem się po rozległym pomieszczeniu z wagonami. Moją uwagę przykuł umieszczony na słupie, na wysokości może metra ekran. Podszedłem i teraz uświadomiłem sobie, że wszystko tu w tej bazie jest podłączone do prądu i działa, mimo że wygląda na opuszczone.

Na ekranie, który okazał się być dotykowy znajdowały się ułożone wierszami ciągi symboli. Gdy stuknąłem placem jeden z nich, ukazało się więcej tekstu, a także trochę zdjęć. Zacząłem chaotycznie przeglądać tą dziwną bazę danych.

Na zdjęciach były przeróżne rzeczy. Rozpoznałem Einsteina i kilka innych sławnych naukowców. W innym wierszu wyróżniono ludzkie rasy to znaczy Afrykanów, Azjatów, Eskimosów i tak dalej. Potem ujrzałem zdjęcia przeróżnych owadów… Następnie trafiłem na krzyż z Chrystusem, wizerunek Buddy, pentagram…

Było tego bez liku. Natomiast, gdy przewinąłem na sam dół, znajdowało się tu kilka wierszy bez zdjęć. Na końcu każdego oglądanego przeze mnie tematu widniał czerwony pulsujący kwadrat. Postanowiłem go nacisnąć.

Gdy to zrobiłem, usłyszałem za sobą jakiś odgłos. Popatrzyłem w tamtą stronę, okazało się, że drzwi od jednego z wagonów otwarły się, a w jego środku zaświeciła się lampa.

Podszedłem i zaglądnąłem do wewnątrz. Było tu nieco ciasno. Usiadłem na podłodze, bo żadnego siedzenia tu nie było i po chwili namysłu przesunąłem dźwignię, będącą jedynym przedmiotem oprócz lampy, który tam się znajdował. Pojazd ruszył. Gdy się rozpędził jechał całkiem szybko i odczuwałem z tego powodu przyjemność.

W pewnym momencie zaczął zwalniać, korytarz się skończył i znalazłem się w dużym pomieszczeniu z pięcioma drzwiami.

Opuściłem pojazd i ruszyłem do pierwszych, mimo głodu czując podekscytowanie.

Jak podszedłem otwarły się przede mną. Ciągnął się tu szeroki na dwa metry korytarz, w którym jak niemal wszędzie dominował błękitny kolor, ruszyłem przed siebie. Po bokach były nieduże kabiny. Początkowo myślałem, że to natryski. Jednak nie było tu niczego w stylu prysznica czy kranu. Zamiast tego znajdował się tu przytwierdzony do ściany pojemnik, z którego wystawały dziesiątki długich igieł. Były też duże ekrany, wydające pikające dźwięki i wyglądające na diagnostyczne, prawie takie same jak w szpitalach na intensywnej terapii. Wyświetlały pozakrzywiane linie różnego koloru.

Wróciłem i poszedłem do drugich drzwi, trochę spodziewając się tego samego, lecz taki sam był jedynie ekran. Oprócz niego, w każdej z kabin znajdował się duży, srebrny pojemnik, przypominający bojler. Wyposażony był w elektronikę. Gdy nacisnąłem duży zielony przycisk zasyczało i z dołu srebrnego pojemnika zaczął wydobywać się czerwony gaz. Bałem się go wdychać więc pospiesznie opuściłem to pomieszczenie.

Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że obce istoty musiały sobie coś wstrzykiwać i wdychać. Oczywiście to były tylko moje domniemania, nie wiadomo czy trafne czy może całkiem mylne.

Nie zwiedzałem dalej, bo doszedłem do wniosku, że gdzieś musi być jadłodajnia dla pracujących tu istot i może tam znajdę coś do jedzenia. Wróciłem więc wagonem do zajezdni i wybrałem się na kolejna podróż. Tym razem trafiłem do dziwnej sypialni ale to też mój domysł. Także okazało się tu bardzo ciekawie. Nie było tam zwykłych łóżek tylko coś na wzór kabin hibernacyjnych z filmów science – fiction.

Nie zabawiłem tam długo. Głód pchał mnie do dalszych poszukiwań jadalni.

 

&&&

 

Za trzecim razem mi się poszczęściło. Wagon zawiózł mnie do części podziemnej bazy, gdzie znajdowało się coś na kształt jadalni.

Pomieszczenie miało wymiary może piętnaście na dwadzieścia metrów i wysokość trzech. Znajdowały się tu niskie okrągłe stoły. Zacząłem już sobie wyobrażać obce istoty. Musiały być niskiego wzrostu i chyba nie potrzebowały krzeseł, gdyż nigdzie ich nie było.

Na środku pomieszczenia znajdowała się budka o rozmiarach mniej więcej pięć na pięć metrów, a w nim okienka. Z boku każdego z nich była dziwna konsola z suwakami. Wszystkie siedem suwaków znajdowało się na pozycji zero to znaczy maksymalnie po lewej stronie.

Poprzesuwałem losowo suwaki i po kilkunastu sekundach zaświecił się z boku zielony kwadracik. Nacisnąłem go.

Okienko otwarło się i wysunął się z niego mały talerzyk, a na nim kilkanaście dość dużych pastylek o różnych kolorach. Obok talerzyka był kubek z jakimś napojem, który powąchałem. Miał bardzo nieprzyjemny odpychający zapach.

Krótko mówiąc nie znalazłem niczego czego szukałem czyli wody i żywności. Ból wywołany głodem był już bardzo silny.

Zauważyłem, po przeciwnej stronie drzwi, którymi tu wszedłem, kolejne. Tam się skierowałem. Gdy znalazłem się w nowym pomieszczeniu powoli zaczęła kiełkować we mnie radość, która po chwili przekształciła się w euforię. Było tu jak w normalnej, ale niezbyt nowoczesnej kuchni. Znajdowały się tu; naczyniowy zlewak z kranem, nad nim ociekarka z kilkunastoma talerzami, pełny pojemnik na sztućce. Jak się później przekonałem znajdował się tu też piec, lodówka i inne rzeczy normalnego wyposażenia kuchni. Wszystko działało. Na środku pokoju stały dwa duże stoły z krzesłami.

Lodówka była potężna, a w niej mnóstwo różnej żywności. Rozpakowałem paczkę z frytkami, wziąłem pudełko z jakąś sałatką włączyłem piec i włożyłem do niego frytki razem z dwoma udkami kurczaka, które znalazłem na niższej półce. Poczułem się jak w domu.

W lodówce były też dwie zgrzewki wieloowocowych soków w litrowych butelkach. Gdy wszystko było gotowe rozpocząłem ucztę.

 

&&&

 

Dzięki datowniku w zegarku wiedziałem kiedy minęło pierwsze sześć dni mojego pobytu w podziemnej bazie. Cały czas szukałem wyjścia, przy okazji odkrywając różne dziwne rzeczy. Miałem już rozeznanie, gdzie znajdują się potrzebne mi ośrodki. Zaliczały się do nich kuchnia, sypialnia i łazienka, oczywiście mam na myśli te przeznaczone dla ludzi.

Zdawałem już sobie sprawę, że obiekt będący moim więzieniem jest olbrzymi. Gdy zacząłem eksplorować niższe piętro natrafiłem na coś, co okazało się przebić wszystko co do tej pory mnie zaskoczyło.

W podłużnym pokoju, moim oczom ukazał się rząd identycznych kabin o długości mniej więcej dwóch i pół metra i wysokości metra. Nieco zboku stał znamy mi już dobrze dotykowy ekran, na który jednak na razie nie zwróciłem uwagi. Zaciekawiony podszedłem zobaczyć co znajduje się w kabinach. W pierwszej ujrzałem nagiego mężczyznę. Gdy się schyliłem by się lepiej przyjrzeć poczułem zimno bijące z maszyny, w której był zamknięty.

Mężczyzna głowę miał całkiem ogoloną, a jego sylwetka była zwyczajna. Miał zamknięte oczy i zauważyłem, że jego klatka piersiowa się unosi i opada. A więc z pewnością żył. Do jego ciała w różnych miejscach wbite były niektóre cieniutkie inne grubsze przewody i kabelki.

Poszedłem dalej. Następna była kobieta. Potem znowu mężczyzna i tak dalej. Przy dalszych lodówkach – jak nazywałem w myślach urządzenia – zauważyłem jednak zmianę. Pogrążeni w śnie ludzie byli niżsi. A dalej zmiany okazały się już wyraźnie bijące w oczy. Inna czaszka, inne ręce. Gęste owłosienie pokrywające więcej partii ciała. Podobni byli do małp i przypomniałem sobie nazwę z lekcji biologii w szkole „pitekantropus erectus”.

Muszę zaznaczyć, że moje rozmyślania przerwało wtedy kolejne trzęsienie ziemi. Baza jednak była na nie odporna. Gdy się zakończyło poszedłem przyjrzeć się dotykowemu ekranowi, który jak wspominałem znajdował się zaraz przy wejściu do pomieszczenia.

Jak podejrzewałem była tam kolejna baza danych. Oprócz zdjęć, ludzie w lodówkach mieli rozległy opis w języku obcych. Przy każdej osobie znajdował się też duży okrągły tym razem przycisk.

Do czego służył? Zacząłem się zastanawiać. Może dzięki niemu dało się tych ludzi wybudzić? Biłem się z myślami, czy go wcisnąć. Jeśli faktycznie bym wybudził jednego z nich może wiedziałby jak się stąd wydostać. A jeśli nie, we dwójkę łatwiej było by znaleźć wyjście.

Zdecydowałem się i wcisnąłem przycisk kabiny, która była pierwsza od góry na ekranie. Niemal natychmiast pojąłem, że popełniłem pomyłkę. Zamiast pierwszej uaktywniłem ostatnią, tamtą gdzie leżała kobieta budową bliska małpie.

Usłyszałem syczenie powietrza na końcu pomieszczenia. Prędko tam pobiegłem. Szklany kosz rozsunął się na dwoje. Kable i przewody zaczęły się odłączać od ciała pół człowieka pół małpy. Gapiłem się w istotę jak zahipnotyzowany. Wybudzanie trwało może dwie, trzy minuty. Aż w końcu osobnik otworzył oczy.

Zaczął nimi kręcić do góry i na boki. W końcu mnie zauważył. Widać było, że jest w szoku. Powoli poruszył placami rąk i szyją. Kabina okazała się inteligentnym urządzeniem, gdyż teraz zgięła się i małpolud znalazł się w pozycji siedzącej.

Próbował coś powiedzieć ale aparat głosowy po tak długim czasie bezczynności odmówił posłuszeństwa. Tak samo nogi, na których nie mógł ustać.

Z boku „lodówki” wysunął się ekran z opisem w nieznanym mi alfabecie obcych, obok którego w szufladce znajdowało się sześć buteleczek z płynem o różnych kolorach i zapakowane w sterylnych opakowaniach dwie strzykawki.

Nie miałem pojęcia co z tym zrobić. Ostatecznie zaniosłem moją nową koleżankę do wagonu z zamiarem dotarcia do kuchni i podania jakiegoś posiłku.

W połowie drogi pół człowiek pół małpa zaczął wymiotować krwią. Zrozumiałem, że należało przy pomocy tamtej strzykawki podać mu jakieś leki, nie mogłem jednak przecież wiedzieć które. Stracił przytomność i po chwili przestał oddychać. Bardzo źle mi było z myślą, że go zabiłem, aż się popłakałem. Za dużo było tego wszystkiego.

 

&&&

 

Minęły kolejne dni. Nie miałem golarki dlatego urosła mi broda i wąsy. Zaczęła też doskwierać mi samotność. Ciągle szukałem wyjścia, które przecież musiało gdzieś być.

I wtedy dokonałem niezwykłego odkrycia. Przeniosłem się do innej sypialni odległej od tej, w której mieszkałem wcześniej o kilka, bądź kilkanaście kilometrów. Do zwiedzenia był nowy teren. Trafiłem jadąc wagonem na pomieszczenie, w którym były tylko jedne drzwi, ale inne od wszystkich, które już znałem. Obszerniejsze i odmiennego niż zwykle, żółtego koloru.

Coś czułem, że zaraz dokonam nowego ciekawego odkrycia. Podszedłem do drzwi, które jak zwykle otwarły się przede mną ukazując tym razem niewielkie pomieszczenie mniej więcej dwa na trzy metry. Wszedłem do niego. Gdy drzwi się zamknęły poczułem, że pokój się poruszył. Zrozumiałem, że jestem w windzie. Miałem w tamtym momencie wielką nadzieję, że zaraz będę na powierzchni i skończy się moja przygoda.

Minęło około pięć minut, winda dojechała a ja ją opuściłem. Znalazłem się w czymś co mogę określić jako szklany klosz. Podest prowadził mnie prosto do kolejnego tym razem przeźroczystego wejścia. Byłem osłupiały, znajdowałem się na jakiejś platformie kosmicznej. Ujrzałem planetę Ziemię oddaloną na tyle, że widziałem ją całą. Nie miałem wątpliwości, że to Ziemia, wiele razy widziałem ją z tej perspektywy na przykład w telewizji albo w szkolnych podręcznikach.

Po drugiej stronie był bezkresny kosmos. Czułem się niesamowicie, takich wrażeń nigdy jeszcze nie doświadczyłem. Jak się już napatrzyłem, a trwało to kilka minut ruszyłem dalej. Doszedłem do przeźroczystych drzwi, które już się przede mną nie otworzyły a ja wiedziałem dlaczego.

Dalej była olbrzymia platforma wyglądająca na zbombardowaną. Ewentualnie doszło tu do jakichś eksplozji. Ogromny klosz, który okalał tą bazę był rozbity w wielu miejscach. Zrozumiałem wtedy kilka rzeczy. Obcy musieli mieć jakiś przyrząd, który sprawiał, że w przejściu, w którym się znajdowałem była ziemska grawitacja. Ten sam przyrząd na bazie rozciągającej się przede mną musiał zostać zniszczony. Skutkiem czego przedmioty latały tu w powietrzu bezwładnie. Były to fragmenty różnych sprzętów, które zostały zniszczone. Poczułem ekscytację, gdyż zobaczyłem obcego, a raczej jego fragmenty. Znajdował się całkiem blisko, więc mogłem mu się wyraźnie przyjrzeć. Posiadał idealnie okrągłą głowę, która na czubku miała dziwny zielony pióropusz. Coś jak indiański iroquez. Jego skóra miała jasnożółtawy kolor. Posiadał jedno wielkie oko, o gałce czarnego koloru, ale co było bardzo osobliwe znajdowało się na nim kilkanaście niewielkich niebieskich narośli. Miał czworo rąk. W dół, od klatki piersiowej, na której było mnóstwo zielonych czy to brodawek czy bóg wie czego wiły się wnętrzności. Wyglądało, że eksplozja go rozerwała.

Kilka minut patrzyłem na to szczególne pogorzelisko. Potem wróciłem do windy, która przetransportowała mnie z powrotem na Ziemię.

Trzeba było dalej szukać wyjścia, nie mogłem przecież spędzić tu reszty życia. Nie podejrzewałem, że już niedługo mi się powiedzie.

 

&&&

 

Dwa dni później wagon zawiózł mnie do pomieszczenia, z którego było wyjście na zewnątrz. Odetchnąłem, wielki kamień spadł mi z serca, do oczu cisnęły się łzy. Ujrzałem przez prostokątny otwór szeroki i wysoki na tyle, że bez problemu mogłem przejść promienie słońca.

Zmówiłem krótką modlitwę dziękczynną do Boga i ruszyłem. Przed wyjściem leżał jakiś dziwny, nieduży przedmiot. Miał on zamontowaną lampę skierowaną na zewnątrz. Przez moment zastanawiałem się do czego może służyć. Jednak to nie było dla mnie teraz ważne.

Opuściłem podziemną bazę, w której spędziłem ponad dwa tygodnie. Jakże wspaniale było poczuć wiatr na twarzy i ujrzeć słońce.

Popatrzyłem za siebie i zrozumiałem do czego służy przyrząd znajdujący się tuż przed wyjściem. Dzięki niemu nie było ono widoczne. Zamiast dziury przedmiot wyświetlał maskującą skalną ścianę.

 

&&&

 

Był słoneczny dzień. Kawałek dalej wszedłem na ścieżkę. Znajdowałem się na dole w środku górskiego masywu. Otaczały mnie wyżyny. Kawałek dalej natrafiłem na coś niezwykle interesującego. Stał tu niewysoki słup z ekranem. Podszedłem by się mu przyjrzeć. Miał dotykowy panel, działający jak myszka komputerowa. Były tu zdjęcia i opisy szlaków turystycznych i wiele jak się po chwili przekonałem przeróżnych informacji. Pierwszy raz spotkałem się z takim urządzeniem.

Jednak w pewnym momencie zamarłem. W lewym dolnym rogu znajdowała godzina i data. Pomyślałem, że to chyba jakiś błąd. Pisało 14:21 a data 21.06.2231.

Przyszedł mi do głowy szalony pomysł, że może w bazie obcych czas płynął inaczej. Jak się później okazało tak właśnie było.

Jest jeszcze jedna sprawa, o której błędnie myślałem. Wstrząs który odczułem będąc pod ziemią tak naprawdę nie był trzęsieniem ziemi. Kiedy ja gościłem w placówce obcych świat ogarnęła wojna nuklearna. Jedna z bomb wodorowych spadła niedaleko stąd.

I tak kończy się ta osobliwa historia.

Było mi przykro z powodu, że wszyscy których znałem już nie żyli. Musiałem też znaleźć pracę i ogarnąć wiele rzeczy. Jeśli chodzi o bazę, pozostało wiele niewiadomych. Chciałbym o tym komuś opowiedzieć ale czuję jakiś przymus, by tego nie robić. Jest to dziwne i podejrzewam, że to przez moją wymęczoną psychikę. Może wkrótce mi przejdzie.

Koniec

Komentarze

Witam cię. Zmieniłem trochę, bo się przedtem źle wkleiło.

 

Ta historia ma początek, środek i koniec – to jest plus. Umiesz się skoncentrować na fabule – drugi plus. Baza podziemna to niezły temat i ma swój klimat. Płynący inaczej czas, wojna nuklearna, Obcy, samotność bohatera – niby nic nowego, ale ok. Wolę to niż smoki:) Może też pomyśl nad jakimś skomplikowaniem fabuły, drugim dnem, czymś nieoczywistym, oszukaj bohatera i czytelnika. Może trochę krócej? Może dialogi? Ożywiają tekst i ułatwiają odbiór.

Robisz dużo błędów językowych.

Pozdrawiam serdecznie.

Witaj. :)

Dawidzie, jak widzę, masz niezłe pomysły na nowe przygody swoich literackich bohaterów. :) Wymyślony i opisany tu świat jest naprawdę zdumiewający. :) Tak trzymaj, pisz dalej, bo ważne, aby sprawiało Ci to przyjemność i dawało satysfakcję. :)

Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Oblatywacz

 

dzięki za przeczytanie i komentarz, ogromnie się cieszę. Można powiedzieć jak dziecko :)

 

bruce

 

Ale mi posłodziłaś!!!! Dzięki, wiele to dla mnie znaczy. Naprawdę!!! Serdecznie dziękuję :))))))))))

Jestem niepełnosprawny...

I ja dziękuję, Dawidzie. :) Pisz, twórz, rozwijaj swoją pasję, Powodzenia! :) 

Pecunia non olet

Wyznaczyłem więc zastępcę

 

gdyż niezwykle rzadko dochodziło tutaj do wstrząsów ziemi.

 

Wstrząsy już były, może trzęsień ziemi?

 

Zboku każdego z nich była dziwna konsola z suwakami.

O ile nie chodzi o zboczeńca, to z boku;)

 

Jak dla mnie ociekarka.

 

Ciekawe jak mu się potem żyło, w tym całkiem nowym świecie.

Frapujące opowiadanie, fajny pomysł, czytało się dobrze.

Odnośnie tego, że masz mało komentarzy Dawidzie, to zastanów się ile tekstów sam komentujesz?;)

 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Ambush

 

Dzięki!!! I obiecuję, że będę więcej czytał innych opki. Nie mam z tym problemu :)

Jestem niepełnosprawny...

Jest ciekawie, ale proponuję, żebyś sam przeczytał jeszcze raz, lub poprosił kogoś znajomego i usunął różne usterki, które utrudniają czytanie. W wielu miejscach brakuje przecinków oddzielających zdania. Nie tylko to, na przykład:

chciałem pobyć na przez bliżej nieokreślony czas.

Wybrałem więc ofertę, gdzie w której chatka znajdowała się była pokazana blisko górskich, turystycznych szlaków,

Robisz postępy i masz pomysły. Cierpliwości. Powodzenia :)

 

Skierowałem się w stronę wysokiego wzgórza,

szedłem już stromą ścieżką wiodącą na jedną z gór.

zdobyłem ten niewysoki szczyt

Czyli najpierw było wysokie wzgórze, a potem jedna z gór, ale taka niewysoka? Moim zdaniem pewne elementy można pominąć, będzie płynniej się czytać.

 

Zdążyłem tylko pomyśleć jakiego mam strasznego pecha, gdyż niezwykle rzadko dochodziło tutaj do wstrząsów ziemi.

Humor trochę jak z Monty Pythona

 

znajdowało się jakieś buczące urządzenie, podejrzewałem filtrujące powietrze.

O jakąż okrutną zbrodnię podejrzane jest powietrze?

zapewne filtrujące powietrze (tylko z czego filtrujące? zadymione było? śmierdziało zgniłym jajem?)

 

W dalszej części miałem problem logiczny. Dziura jest głęboka na trzydzieści metrów i znajduje się w pobliżu szczytu góry. Trzeba gdzieś napisać, że korytarze są nachylone. W przeciwnym wypadku bohater wyjdzie na powierzchnię po około minucie (stroma góra) lub po 10 minutach (granica tego, co jeszcze może być nazwane górą). A może cała góra miała 25 metrów wysokości i znajdowała się na płaskowyżu?

 

Ostatecznie zaniosłem moją nową koleżankę do wagonu z zamiarem dotarcia do kuchni

Warto wcześniej wspomnieć o jej płci, zamiast zaskakiwać czytelnika w ten sposób. Początek zdania brzmi obiecująco :)

 

Dalej była olbrzymia platforma wyglądająca na zbombardowaną. Ewentualnie doszło tu do jakichś eksplozji. Ogromny klosz, który okalał tą bazę był rozbity w wielu miejscach. Zrozumiałem wtedy kilka rzeczy. Obcy musieli mieć jakiś przyrząd, który sprawiał, że w przejściu, w którym się znajdowałem była ziemska grawitacja. Ten sam przyrząd na bazie rozciągającej się przede mną musiał zostać zniszczony. Skutkiem czego przedmioty latały tu w powietrzu bezwładnie.

Jeśli klosz jest rozbity, i nie ma grawitacji, to w środku nie ma również powietrza. Grawitacja trzyma powietrze w pobliżu powierzchni Ziemi. Ciało kosmity powinno być zamrożone i odwodnione.

 

Znajdowałem się na dole w środku górskiego masywu. Otaczały mnie wyżyny.

Czytelnik zagubi się w tej górskiej wędrówce :)

 

Wstrząs który odczułem będąc pod ziemią tak naprawdę nie był trzęsieniem ziemi. Kiedy ja gościłem w placówce obcych świat ogarnęła wojna nuklearna. Jedna z bomb wodorowych spadła niedaleko stąd.

Wstrząs w przypadku pobliskiego wybuchu bomby wodorowej jest najmniejszym ze zmartwień, a inne skutki tego wybuchu są odczuwalne sporo wcześniej, jeśli jeszcze da się je odczuwać :)

 

Podobało mi się to, że opowiadanie ma w miarę spójną fabułę, dążącą do wybranego celu. Tu i ówdzie zdarzają się logiczne wpadki, ale można je naprostować, oglądając filmy na wybrany temat, lub zadając odpowiednie pytania SI. Motywacja bohatera do wydostania się z pułapki jest pokazana czytelnie. Na sugestywny opis emocji, pozwalający czytelnikowi zżyć się z bohaterem przyjdzie jeszcze czas. Podobnie ze zwrotem fabularnym, który przyciągnie uwagę czytelnika. Czy rolę takiego zwrotu miała odegrać podróż w czasie?

 

Myślę, że jest nieźle, i zachęcam do dalszego pisania!

 

 

Wpadnę wieczorem (post tymczasowy).

 

ETA: Post tymczasowy, który miałam skasować, ale nie mogę, bo mi go ktoś zacytował, foch.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wpadnę wieczorem (post tymczasowy).

To jak całodzienna cisza przed burzą, ileż można znieść napięcia, zlituj się laugh

Mam przed sobą przygotowany pusty zeszyt i długopis.

"Przed sobą" zbędne. Zeszyt raczej czysty, niż pusty.

Opowieść tą można by spokojnie wziąć za twór jakiegoś doskonałego pisarza science – fiction.

Opowieść tę. Poważniejszy problem jednak w tym, że kiedy zapowiadasz coś takiego, wywołujesz u czytelnika oczekiwania, którym nawet "doskonały" pisarz może nie sprostać. W ogóle – nie wiem, czy rama jest temu tekstowi potrzebna. Zobaczymy.

Gdy rzuciła mnie dziewczyna, z którą byłem prawie rok i dwa miesiące ogarnął mnie żal i popadłem w depresję.

Wtrącenie, poza tym lepsze jedno jędrne określenie od wyraźnego poszukiwania słowa: Gdy rzuciła mnie dziewczyna, z którą byłem prawie rok i dwa miesiące, popadłem w depresję.

Wyznaczyłem więc zastępcę w mojej firmie zajmującej się budową hoteli i zdecydowałem się na zakup domku w górach, gdzie chciałem pobyć na bliżej nieokreślony czas.

Bardzo wyspecjalizowana działalność. Raczej nie jednoosobowa, więc poza moją dziedziną, ale popytaj, jeśli możesz, przedsiębiorców, co robią, kiedy chcą wyjechać. Można gdzieś pobyć jakiś czas, ale nie na jakiś czas.

Wybrałem więc ofertę, gdzie chatka znajdowała się blisko górskich, turystycznych szlaków

Niepotrzebne przedłużanie: Wybrałem więc chatkę położoną blisko zbiegu szlaków turystycznych.

Zapakowałem wszystko co potrzebne do samochodu i starając się myśleć pozytywnie ruszyłem.

Zapakowałem wszystko, co potrzebne, do samochodu i, starając się być dobrej myśli, ruszyłem.

Podróż trwała długo, ale w końcu dotarłem.

Niewiele z tego wynika, przydałby się jakiś dotykalny szczegół, jak choćby zachód słońca (można dzięki temu np. pokazać wrażliwość bohatera na piękno przyrody i tak dalej).

Zaparkowałem obok mojego nowego mieszkania, otoczenie było malownicze i przepiękne. Chata znajdowała się na wysokim wzgórzu, skąd rozciągał się oszałamiający widok.

No, właśnie – zamiast odhaczać punkty na liście, opisz to jakoś. Same przymiotniki nic nie znaczą.

Poprzenosiłem swoje rzeczy, potem zjadłem kolację, pooglądałem telewizję i poszedłem spać.

O ile nie będzie to miało ciekawych skutków później, nie ma sensu zapewniać, że bohater zrobił to, co każdy by zrobił na jego miejscu.

Następnego dnia z łóżka wstałem znacznie później niż zwykle do pracy.

Tnij zbędne dookreślenia (zwłaszcza psujące szyk): Następnego dnia wstałem znacznie później niż zwykle.

Skierowałem się w stronę wysokiego wzgórza, miałem zamiar długo spacerować, aż będę padał z nóg.

Jedno z drugiego nie wynika. Chata jest na wzgórzu, więc topologia trochę mi się tu miesza. "Długo" jest zbędne – "aż będę padał z nóg" mówi to samo, a bardziej obrazowo.

Po kwadransie zadowolony szedłem już stromą ścieżką wiodącą na jedną z gór. Gdy minęło półtorej godziny zdobyłem ten niewysoki szczyt.

Kwadrans później wspinałem się już, zadowolony, pod górę i w półtorej godziny zdobyłem niewysoki szczyt.

Odczuwałem wielką radość

Zapewniasz. Pokaż to.

Podziwiałem też widok jaki stąd się rozpościerał.

Widok, który. Można to połączyć z pokazaniem satysfakcji bohatera (ciężko było, ale się opłaciło, bo widok piękny).

To był silny sejsmiczny wstrząs, tak że pode mną rozwarła się czeluść, w którą wpadłem.

Kliniczne. Skąd wie, że sejsmiczny, a nie np. kopalnia się zapadła, co byłoby sensowne?

Zdążyłem tylko pomyśleć jakiego mam strasznego pecha, gdyż niezwykle rzadko dochodziło tutaj do wstrząsów ziemi.

Zdążyłem tylko pomyśleć, jakiego mam strasznego pecha. Kiedy spadał do dziury – zastanawiał się nad aktywnością sejsmiczną? Hę? Nie znam się na geologii, spytaj może Chrościska, ale coś mi tu nie gra.

 

Scena 1 (zawiązanie akcji): bohater, zmęczony przedsiębiorca, kupuje (nie wynajmuje) chatkę w górach i rusza na szlak. Na szczycie trzęsie się ziemia i bohater spada do dziury.

Otwarłem oczy i pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, że mimo wypadku żyję.

Przedłużasz: Otworzyłem oczy i stwierdziłem, że żyję.

Poruszałem kończynami i z radością pojąłem, że niczego sobie nie złamałem.

Za wysoko: Poruszałem rękami, nogami i ulżyło mi. Żadnych złamań.

Rozglądnąłem się.

Rozejrzałem się.

Znajdowałem się w bardzo głębokiej wyrwie. Gdybym mógł użyć drabiny by się wydostać musiałaby mieć ze trzydzieści metrów długości. Jedna część nieregularnej wyrwy, w której się znajdowałem miała powierzchnię niedużego pokoju, druga oddzielona kamiennym gruzem była dwukrotnie większa.

…? co to jest "wyrwa"? https://wsjp.pl/haslo/podglad/11688/wyrwa/5188506/w-jezdni Skąd on wie, że druga część dziury jest większa? Opis trzeba przyciąć: Krawędź dziury miałem jakieś trzydzieści metrów nad głową. Wnęka, w której się znalazłem, miała powierzchnię niedużego pokoju, resztę groty oddzielało usypisko.

Nie miałem pojęcia co robić, gdyż nie było jak się stąd wydostać.

Ciach: Nie miałem pojęcia, jak się stąd wydostać.

Chodząc po osuwisku analizowałem swoją nieciekawą, żeby nie powiedzieć tragiczną sytuację. Nikt z moich bliskich bowiem nie wiedział o tym wypadzie.

Po pierwsze, przedłużone. Po drugie, pokaż to. Po trzecie – kupno nieruchomości to jednak więcej zachodu niż kupno gazety. Dłużej trwa i trudniej ukryć przed rodziną.

Wspiąłem się na stertę kamieni by zbadać drugą część mojego więzienia.

Bo te kamienie są mocno spojone i na pewno się nie osuną. I – miałam wątpliwości, ale już nie mam – skoro kamienie są takie wysokie, to skąd on wie, jakiej wielkości jest reszta groty? Co ze światłem? A, jeszcze – przed "by" przecinek.

W pewnym momencie zauważyłem poziomą szczelinę u dołu jednej ze ścian.

Ciach. Maniera "jednej z" jest pretensjonalna – zwalczaj: Zauważyłem poziomą szczelinę u stóp ściany.

Podszedłem by się jej przyjrzeć.

Brak przecinka przed "by".

Pomyślałem, że skorzystanie z niej było jakąś opcją. W końcu zawsze mógłbym wrócić, a była nadzieja, że mogła prowadzić na wolność.

Zaraz, to jest wystarczająco szeroka, żeby się zmieścił? Przegadanie tnij: Pomyślałem, że można spróbować wyjść tędy. Zawsze mógłbym wrócić, a kto wie, dokąd prowadzi.

Zjadłem dwie kanapki, gdyż zgłodniałem.

Ludzie w takiej sytuacji raczej nie są głodni, poza tym niewygodnie się przeciskać przez wąskie szczeliny z pełnym brzuchem.

Potem położyłem się na brzuchu i zacząłem pełznąć przez szczelinę ciągnąc ze sobą plecak.

Ciach: Potem położyłem się na brzuchu i wpełzłem do szczeliny, ciągnąc ze sobą plecak.

W końcu się skończyła, a ja znalazłem się w szerokim na mniej więcej pięć metrów i wysokim na cztery korytarzu jakiejś kopalni, która wydawała się dość nowoczesna.

Daj spokój tym metrom, to nie gra RPG.

Sądziłem tak bo jej ściany, podłoże i sufit pokrywało jakieś gumowe tworzywo o jasnoniebieskiej barwie, w którym co około pół metra znajdowały się dające mocne, białe światło lampy.

Jak, uważasz, mieliby przez tę gumę kopać? Lampy mogą być zawieszone albo osadzone w ścianie, ale nie w tworzywie, i gęsto są rozwieszone – nie oślepiają go?: Ściany, dno i strop były pokryte gumowatym tworzywem jasnoniebieskiej barwy. Mocne, białe światło regularnie rozmieszczonych lamp nie dawało wcale cienia.

Zauważyłem też, że korytarzem ciągnie się szyna. Ostatecznie nie znałem się na kopalniach.

A co ma jedno do drugiego? Wyczuwam inspirację "Abandoned" (choć tam kopalnia wyglądała normalnie).

Jakby nie było poczułem ulgę.

Jakby nie było, poczułem ulgę.

Miałem pewność, że mojemu życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.

Skąd ją miał? Mógł przypuszczać, ale pewności nie ma na tym świecie.

Jedynie co kilkaset metrów na suficie znajdowało się jakieś buczące urządzenie, podejrzewałem filtrujące powietrze.

O co podejrzewał to powietrze i do czego służą przecinki? Odmierzałem drogę buczącymi urządzeniami, w równych odstępach zawieszonymi pod sklepieniem. Przypuszczałem, że służą do wentylacji.

Minęła godzina, potem dwie. Szedłem i szedłem bez ustanku.

Minęła godzina, potem druga, a ja szedłem i szedłem bez ustanku.

Poczułem ponownie ukłucie strachu.

Znów poczułem ukłucie strachu.

moja podróż trwałą

Literówka. Właściwie co mi z wiedzy, która jest godzina?

W końcu zmęczony położyłem się wkładając pod głowę plecak i zasnąłem.

To nadal jest bardzo kliniczne. Może tak: W końcu nie mogłem iść dalej. Położyłem się pod ścianą i zasnąłem, z plecakiem pod głową.

 

Scena 2: bohater budzi się w dziurze. Idzie, znajduje dziwny korytarz, dalej nim idzie, idzie, w końcu się męczy i zasypia.

Gdy się obudziłem była godzina ósma czternaście.

Gdy się obudziłem, była godzina ósma czternaście. Dobrze, ale co z tego? Jakie to ma znaczenie? Facet donikąd się nie spieszy, nawigować według zegarka też nie może, więc – po co?

Zdecydowałem się coś zjeść, gdyż byłem bardzo głodny.

To nie jest gra, w której trzeba pilnować punktów prowiantu. Jeśli bohaterowi brakuje jedzenia, to może być ważne, ale tak? Po co tłumaczyć, że zjadł, bo był głodny?

Potem podjąłem dalszą wędrówkę.

Prościej: Potem ruszyłem dalej.

Skończyły mi się zapasy jedzenia i picia. Byłem przerażony.

Ale nie pomyślał o tym, kiedy ot, tak, jadł sobie kanapki?

Znalazłem się w pomieszczeniu wysokim na jakieś sześć metrów o powierzchni może dwóch szkolnych sal gimnastycznych.

Nie potrzebujemy planów technicznych – potrzebujemy wrażenia, które odniósł bohater, wchodząc do tej dużej sali. Echo? Cienie? Jak to jest, wejść tam?

Było tu trochę przedmiotów, których przeznaczenia nie znałem.

Znowu – to nic konkretnego. Sala jest zagracona dziwnym złomem, czy może pod ścianami stoją tajemnicze maszyny, i dlaczego bohater uważa, że to jest interesujące?

Odchodziło stąd wiele korytarzy i widząc na środku wagony umieszczone na szynie, których jak później policzyłem było czternaście doszedłem do wniosku, że jest tu punkt skąd można podróżować po całym, bądź po części kompleksu.

Poplątane zdanie i chaotyczny opis. Nadal mam wrażenie, że oglądam kogoś, kto przechodzi grę. Liczba wagonów nic nie wnosi. Wnioski narratora są pospieszne – skoro już przerabiasz gry na literaturę, to daj mu chociaż poeksperymentować.

Zwróciłem uwagę na drzwi, na których był napis w jakimś nieznanym mi języku, do tego nie przypominającym żaden ludzki alfabet.

Nieprzypominający żadnego alfabetu używanego przez ludzi. Język i alfabet – to nie to samo.

Przez głowę przeszła mi absurdalna myśl, że miejsce, w którym się znajduję może być jakąś placówką obcych istot, nie pochodzących z Ziemi.

Ciach (i co w tym absurdalnego? nie mów mi, jak mam reagować, tylko pokaż): Błysnęło mi, że może trafiłem do bazy kosmitów.

Przeszedł mnie dreszcz, bo to co zobaczyłem było potwierdzeniem myśli, że to nie ludzie zbudowali tą podziemną bazę.

Przeszedł mnie dreszcz. Kropka. I tak zaraz to opiszesz, a utajnianie tylko psuje efekt.

Znajdowały się tu duże ekrany, a na nich wyświetlone ziemskie globy, jeden – tak mi się wydawało – pokazywał gęstość zaludnienia, inne wiele różnych rzeczy nie miałem pojęcia jakich.

To wcale niekoniecznie wskazuje na kosmitów. Równie dobrze może tu rezydować Fantomas: Na wielkich ekranach wyświetlone były schematy Ziemi. Jeden – tak mi się wydawało – pokazywał gęstość zaludnienia, innych nie potrafiłem odczytać.

Na jednych Ziemia pokazana była w przekroju

Na niektórych Ziemia widniała w przekroju.

Krótko mówiąc masa ciekawych rzeczy dotyczących planety Ziemi.

Krótko mówiąc, masa ciekawych informacji o planecie.

Pomyślałem, że jeśli faktycznie istnienie tej podziemnej bazy było dla ludzi tajemnicą, to umrę jako jedyny, który ją odkrył.

C.t.: jeśli jest.

Gdyby nie głód to moja sytuacja byłaby nad wyraz ekscytująca.

Zapewniasz. Im bardziej zapewniasz, tym mniej jesteś wiarygodny. Pokaż, jak facet się podnieca tym odkryciem.

Zawróciłem i rozglądnąłem się po rozległym pomieszczeniu z wagonami.

Zawróciłem, żeby zbadać salę z wagonami.

Moją uwagę przykuł umieszczony na słupie, na wysokości może metra ekran.

Moją uwagę przykuł umieszczony na słupie, na wysokości może metra, ekran. Chciałabym tylko zauważyć, że wysokość ok. metra to tak mniej więcej jak monitor, przy którym teraz siedzę. Ale ja przy nim siedzę, nie stoję. Jeśli mniemani kosmici są niskiego wzrostu, to niech będzie, tylko trzeba o tym wiedzieć.

Na ekranie, który okazał się być dotykowy znajdowały się ułożone wierszami ciągi symboli.

Ekran, jak się okazało, dotykowy, wyświetlał tekst nieznanym alfabetem.

Gdy stuknąłem placem jeden z nich

Literówka. W co właściwie stuknął?

Zacząłem chaotycznie przeglądać tą dziwną bazę danych.

Nie ma w niej nic dziwnego. "Chaotycznie" też bym wycięła.

W innym wierszu wyróżniono ludzkie rasy to znaczy Afrykanów, Azjatów, Eskimosów i tak dalej.

Skąd on to wie, skoro nie może odczytać tekstu? Poza tym wyróżnia się coś spośród jakiejś grupy: https://wsjp.pl/haslo/podglad/24777/wyroznic a rodzaje/gatunki/podgatunki już wyróżnione można wymienić.

Natomiast, gdy przewinąłem na sam dół, znajdowało się tu kilka wierszy bez zdjęć

Gdy przewinąłem na sam dół, znalazłem kilka wierszy bez zdjęć.

Na końcu każdego oglądanego przeze mnie tematu

Nie ogląda się tematu. Można oglądać strony, rekordy bazy danych.

Popatrzyłem w tamtą stronę, okazało się, że drzwi od jednego z wagonów otwarły się, a w jego środku zaświeciła się lampa.

Dotąd myślałam, że wagony wyglądają na typowo kopalniane – a tu jednak tramwaje? Obejrzałem się i zobaczyłem, że drzwi jednego z wagonów są otwarte, a w środku świeci lampa.

zaglądnąłem do wewnątrz

Zajrzałem.

po chwili namysłu przesunąłem dźwignię, będącą jedynym przedmiotem oprócz lampy, który tam się znajdował

Dlaczego? Dlaczego bohater uznał, że to ma sens? Ciach: po chwili namysłu przesunąłem dźwignię, stanowiącą obok lampy całe wyposażenie wagonu.

Gdy się rozpędził jechał całkiem szybko i odczuwałem z tego powodu przyjemność.

Pokaż to. Wystarczy nawet: Gdy się rozpędził, jechał całkiem szybko. Fajne uczucie.

W pewnym momencie zaczął zwalniać, korytarz się skończył i znalazłem się w dużym pomieszczeniu z pięcioma drzwiami.

Ale wkrótce wagonik wyhamował, a ja wysiadłem. Pomieszczenie, w którym się znalazłem, miało pięcioro drzwi.

Opuściłem pojazd i ruszyłem do pierwszych, mimo głodu czując podekscytowanie.

Ciach: Ruszyłem do pierwszych, zbyt podniecony, żeby pamiętać o głodzie.

Jak podszedłem otwarły się przede mną.

Drzwi otworzyły się przede mną.

Ciągnął się tu szeroki na dwa metry korytarz, w którym jak niemal wszędzie dominował błękitny kolor, ruszyłem przed siebie.

Za nimi ciągnął się niezbyt szeroki korytarz, błękitny jak wszystko tutaj.

Początkowo myślałem, że to natryski. Jednak nie było tu niczego w stylu prysznica czy kranu.

Początkowo myślałem, że to natryski, ale nie widziałem żadnych kranów.

Zamiast tego znajdował się tu przytwierdzony do ściany pojemnik, z którego wystawały dziesiątki długich igieł.

? Jeden pojemnik? Pojemnik w każdej niszy?

Były też duże ekrany, wydające pikające dźwięki i wyglądające na diagnostyczne, prawie takie same jak w szpitalach na intensywnej terapii.

Ekrany nie wydają dźwięków, a o szpitalach mam niewielkie pojęcie. A Twój bohater chyba jeszcze mniejsze.

linie różnego koloru

Linie w różnych kolorach.

lecz taki sam był jedynie ekran

Taki sam jak co? Przecież w pierwszym korytarzu było ich dużo?

Oprócz niego, w każdej z kabin znajdował się duży, srebrny pojemnik, przypominający bojler.

Ale z poprzedniego zdania wynika, że tutaj kabin nie ma. Pierwszy przecinek zbędny.

Wyposażony był w elektronikę.

Skąd on o tym wie?

Gdy nacisnąłem duży zielony przycisk zasyczało

Gdy nacisnąłem duży zielony przycisk, zasyczało.

z dołu srebrnego pojemnika zaczął wydobywać się czerwony gaz

Ze spodu pojemnika poszły kłęby czerwonego gazu.

Bałem się go wdychać więc pospiesznie opuściłem to pomieszczenie.

Bałem się go wdychać, więc szybko wyszedłem.

Oczywiście to były tylko moje domniemania, nie wiadomo czy trafne czy może całkiem mylne.

Oczywiście to były tylko moje domniemania, nie wiadomo, czy trafne czy może całkiem mylne. Dobra, ale po co mu te domniemania?

że gdzieś musi być jadłodajnia dla pracujących tu istot i może tam znajdę coś do jedzenia

Bardzo mało uzasadniony wniosek. Nie wiadomo, czy tu w ogóle ktoś pracował, czy zostało jakieś jedzenie, ani czy to jedzenie będzie dla człowieka jadalne (a on zakłada, że to kosmici, więc powinien przypuszczać, że nie).

wybrałem się na kolejna podróż

W kolejną podróż, ale to trochę duże słowo na jazdę wagonikiem po bazie kosmitów.

Tym razem trafiłem do dziwnej sypialni ale to też mój domysł.

Tym razem trafiłem do dziwnej sypialni, ale to też mój domysł.

Także okazało się tu bardzo ciekawie

Niezgrabne i nic nie wnosi. Sio z tym.

Nie było tam zwykłych łóżek tylko coś na wzór kabin hibernacyjnych z filmów science – fiction.

Nie było tam zwykłych łóżek, tylko coś na wzór kabin hibernacyjnych z filmów science – fiction. Nic mi to nie mówi.

Głód pchał mnie do dalszych poszukiwań jadalni.

Bardzo ą-ę, wypada sztucznie. Nikt tak nie mówi.

 

Scena 3: bohater zwiedza podziemną bazę i wysnuwa wnioski na temat jej budowniczych.

Wagon zawiózł mnie do części podziemnej bazy, gdzie znajdowało się coś na kształt jadalni.

Cała ta baza jest podziemna: Wagon zawiózł mnie do czegoś na kształt jadalni.

gdyż nigdzie ich nie było

"Bo". Nie "gdyż". Nikt tak nie mówi.

Na środku pomieszczenia znajdowała się budka o rozmiarach mniej więcej pięć na pięć metrów, a w nim okienka

W pomieszczeniu? Na to wskazuje gramatyka.

Wszystkie siedem suwaków znajdowało się na pozycji zero to znaczy maksymalnie po lewej stronie.

Przed "to" przecinek.

Poprzesuwałem losowo suwaki i po kilkunastu sekundach zaświecił się z boku zielony kwadracik.

Pobawiłem się nimi i po chwili zaświecił zielony kwadracik.

Miał bardzo nieprzyjemny odpychający zapach.

"Odpychający" to właśnie bardzo nieprzyjemny.

Krótko mówiąc nie znalazłem niczego czego szukałem czyli wody i żywności.

Krótko mówiąc, nie znalazłem niczego jadalnego.

Ból wywołany głodem był już bardzo silny.

Nienaturalne (i nie przesadzajmy, skoro jest tam dopiero jeden dzień).

Zauważyłem, po przeciwnej stronie drzwi, którymi tu wszedłem, kolejne. Tam się skierowałem. Gdy znalazłem się w nowym pomieszczeniu powoli zaczęła kiełkować we mnie radość, która po chwili przekształciła się w euforię. Było tu jak w normalnej, ale niezbyt nowoczesnej kuchni

? Zgaduję, że miało być: Naprzeciwko drzwi, którymi wszedłem, zauważyłem drugie. Za nimi znalazłem wreszcie normalną, trochę staroświecką kuchnię.

Znajdowały się tu; naczyniowy zlewak z kranem, nad nim ociekarka z kilkunastoma talerzami, pełny pojemnik na sztućce.

? Po co wymieniasz sprzęty (i to jakieś kosmiczne – co to jest "naczyniowy zlewak"?) – pokaż tę kuchnię. Z czym się kojarzy? Jak to jest, wejść tam?

Jak się później przekonałem znajdował się tu też piec, lodówka i inne rzeczy normalnego wyposażenia kuchni.

Jak się później przekonałem, znajdował się tu też piec, lodówka i inne elementy normalnego wyposażenia kuchni. I trzeba ich było specjalnie szukać? Jak wygląda normalna kuchnia?

Rozpakowałem paczkę z frytkami, wziąłem pudełko z jakąś sałatką włączyłem piec i włożyłem do niego frytki razem z dwoma udkami kurczaka, które znalazłem na niższej półce.

Rozpakowałem paczkę z frytkami, wziąłem pudełko z jakąś sałatką, włączyłem piec i włożyłem do niego frytki razem z dwoma kurzymi udkami, które znalazłem na niższej półce.

Gdy wszystko było gotowe rozpocząłem ucztę.

Gdy wszystko było gotowe, zacząłem ucztę.

 

Scena 4: bohater znajduje dokładnie to, czego potrzebuje, czyli normalne jedzenie, w bazie mniemanych kosmitów.

Dzięki datowniku w zegarku wiedziałem kiedy minęło pierwsze sześć dni mojego pobytu w podziemnej bazie.

Dzięki datownikowi w zegarku wiedziałem, kiedy minęło pierwsze sześć dni mojego pobytu w podziemnej bazie.

Miałem już rozeznanie, gdzie znajdują się potrzebne mi ośrodki. Zaliczały się do nich kuchnia, sypialnia i łazienka, oczywiście mam na myśli te przeznaczone dla ludzi.

…? Może: Wiedziałem już, gdzie są pomieszczenia z użytecznymi rzeczami, czyli kuchnia, sypialnia i łazienka dla ludzi.

Zdawałem już sobie sprawę, że obiekt będący moim więzieniem jest olbrzymi.

Zdawałem już sobie sprawę, że moje więzienie jest olbrzymie.

Gdy zacząłem eksplorować niższe piętro natrafiłem na coś, co okazało się przebić wszystko co do tej pory mnie zaskoczyło.

Zacząłem badać, ale znowu utajniasz.

W podłużnym pokoju, moim oczom ukazał się

W podłużnej sali zobaczyłem.

Nieco zboku stał znamy mi już dobrze dotykowy ekran

Nieco z boku stał znajomy dotykowy ekran.

Zaciekawiony podszedłem zobaczyć co znajduje się w kabinach.

Ciach: Podszedłem zobaczyć, co zawierają kabiny.

Gdy się schyliłem by się lepiej przyjrzeć poczułem zimno

Myślałam, że kabiny są pionowe: Gdy się schyliłem, by się lepiej przyjrzeć, poczułem zimno.

jego sylwetka była zwyczajna

To nie mówi absolutnie nic. Jaka to jest "zwyczajna" sylwetka?

się unosi

Jak raz "się" powinno być za czasownikiem.

Do jego ciała w różnych miejscach wbite były niektóre cieniutkie inne grubsze przewody i kabelki.

W różnych miejscach na ciele miał powbijane cieńsze i grubsze przewody i kabelki. Albo lepiej: Z różnych punktów na jego ciele wychodziły cieńsze i grubsze przewody i kabelki.

Pogrążeni w śnie ludzie byli niżsi.

We śnie. Skądś znam to pomieszczenie.

A dalej zmiany okazały się już wyraźnie bijące w oczy.

Dziwne zdanie. "Bijące w oczy" to właśnie bardzo wyraźne, nie do przeoczenia.

Podobni byli do małp i przypomniałem sobie nazwę z lekcji biologii w szkole „pitekantropus erectus”.

Podobni byli do małp i przypomniałem sobie z lekcji biologii w szkole nazwę „Pithecanthropus erectus”.

Muszę zaznaczyć, że moje rozmyślania przerwało wtedy kolejne trzęsienie ziemi.

Ale opisujesz to tak, jak zebranie w sprawie ograniczenia zużycia spinaczy. A w jedno trzęsienie ziemi mogę uwierzyć, ale w dwa niezwiązane w ciągu tygodnia wcale.

Baza jednak była na nie odporna.

To znaczy? Skoro on odczuł wstrząsy, to chyba nie całkiem.

Gdy się zakończyło poszedłem przyjrzeć się dotykowemu ekranowi, który jak wspominałem znajdował się zaraz przy wejściu do pomieszczenia.

Pamiętam: Gdy się zakończyło, wróciłem do ekranu dotykowego przy wejściu.

Jak podejrzewałem była tam kolejna baza danych.

Jak podejrzewałem, była tam kolejna baza danych. Terminal i serwer – to nie to samo.

Oprócz zdjęć, ludzie w lodówkach mieli rozległy opis w języku obcych.

? Nie po polsku. Opisy mogą być długie, raczej nie można ich mieć.

Przy każdej osobie znajdował się też duży okrągły tym razem przycisk.

Hmm. Przy każdym zdjęciu był też duży, tym razem okrągły, przycisk.

Może dzięki niemu dało się tych ludzi wybudzić?

A może zabić, pobrać próbki, sklonować, teleportować…

Jeśli faktycznie bym wybudził jednego z nich może wiedziałby jak się stąd wydostać

Gdybym kogoś wybudził, może by wiedział, jak się stąd wydostać. Wątpliwe.

we dwójkę łatwiej było by znaleźć wyjście.

Łatwiej by było, ale wniosek jest nieuprawniony.

Niemal natychmiast pojąłem, że popełniłem pomyłkę. Zamiast pierwszej uaktywniłem ostatnią, tamtą gdzie leżała kobieta budową bliska małpie.

Pokaż to i bez tych ą-ę aliteracji. Zresztą – skoro wpisy w bazie są opatrzone zdjęciami, to czemu nie wybrał innego, tylko pierwszy lepszy?

Szklany kosz rozsunął się na dwoje.

Coś może pęknąć na dwoje, ale rozsunąć się? I – kosz?

Aż w końcu osobnik otworzył oczy.

"Osobnik" to nadużywane słowo. Tutaj spokojnie może być: Aż w końcu otworzyła oczy.

Zaczął nimi kręcić do góry i na boki.

… oczami?

W końcu mnie zauważył. Widać było, że jest w szoku.

Skąd ten wniosek?

Kabina okazała się inteligentnym urządzeniem, gdyż teraz zgięła się i małpolud znalazł się w pozycji siedzącej.

? Kabina ustawiła się w… kurczę, nie wiem.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Część druga:

Próbował coś powiedzieć ale aparat głosowy po tak długim czasie bezczynności odmówił posłuszeństwa.

Nie wiem, czy pitekantropi mówili. Próbował coś powiedzieć, ale gardło miał zastałe.

Z boku „lodówki” wysunął się ekran z opisem w nieznanym mi alfabecie obcych, obok którego w szufladce znajdowało się sześć buteleczek z płynem o różnych kolorach i zapakowane w sterylnych opakowaniach dwie strzykawki.

Ciach: Z boku „lodówki” wysunął się ekran z opisem w alfabecie obcych, oraz szufladka, a w niej sześć buteleczek z różnokolorowymi płynami i dwie zapakowane strzykawki.

Nie miałem pojęcia co z tym zrobić.

Nie miałem pojęcia, co z tym zrobić.

Ostatecznie zaniosłem moją nową koleżankę do wagonu z zamiarem dotarcia do kuchni i podania jakiegoś posiłku.

To w końcu ona czy on? Ostatecznie zaniosłem nową koleżankę do wagonu, żeby ją zabrać do kuchni i nakarmić.

W połowie drogi pół człowiek pół małpa

Śmiesznie to brzmi.

nie mogłem jednak przecież wiedzieć które

Nie mogłem jednak przecież wiedzieć, które.

Bardzo źle mi było z myślą, że go zabiłem, aż się popłakałem.

Pokaż to.

Za dużo było tego wszystkiego.

Tak, tylko opisujesz to co najmniej skąpo i nie wybrzmiewa.

 

Scena 5: bohater odkrywa zamrażalnię z próbkami rodzaju Homo, pobranymi przez kosmitów (czy kogo tam) w czasie badania Ziemi (czy coś). Niechcący zabija jedną "próbkę".

Nie miałem golarki dlatego urosła mi broda i wąsy.

Nie miałem golarki, więc urosła mi broda i wąsy.

Zaczęła też doskwierać mi samotność.

Zaczęła mi też doskwierać samotność.

I wtedy dokonałem niezwykłego odkrycia.

Nie zapewniaj.

Przeniosłem się do innej sypialni odległej od tej, w której mieszkałem wcześniej o kilka, bądź kilkanaście kilometrów.

Jakie to ma znaczenie? Przeniosłem się o paręnaście kilometrów, do innej sypialni.

Trafiłem jadąc wagonem na pomieszczenie, w którym były tylko jedne drzwi, ale inne od wszystkich, które już znałem. Obszerniejsze i odmiennego niż zwykle, żółtego koloru.

Drzwi nie mogą być obszerne: Jadąc wagonem trafiłem na pomieszczenie, w którym były tylko jedne drzwi, ale większe i żółte, nie błękitne.

Coś czułem, że zaraz dokonam nowego ciekawego odkrycia.

I cały suspens poszedł na piwo…

Minęło około pięć minut, winda dojechała a ja ją opuściłem. Znalazłem się w czymś co mogę określić jako szklany klosz. Podest prowadził mnie prosto do kolejnego tym razem przeźroczystego wejścia.

Minęło około pięciu minut. Wysiadłem z windy na podeście nakrytym szklanym kloszem.

Byłem osłupiały, znajdowałem się na jakiejś platformie kosmicznej.

…? W pięć minut wyjechał z atmosfery?

Ujrzałem planetę Ziemię oddaloną na tyle, że widziałem ją całą.

Nie jest to zgrabne zdanie.

Nie miałem wątpliwości, że to Ziemia, wiele razy widziałem ją z tej perspektywy na przykład w telewizji albo w szkolnych podręcznikach.

I zapewniasz nas, bo?

Czułem się niesamowicie, takich wrażeń nigdy jeszcze nie doświadczyłem. Jak się już napatrzyłem, a trwało to kilka minut ruszyłem dalej.

To nic nie znaczy. To pokazywanie czytelnikowi czekolady w papierku – której nie zamierzasz mu dać.

Doszedłem do przeźroczystych drzwi, które już się przede mną nie otworzyły a ja wiedziałem dlaczego.

Doszedłem do przezroczystych drzwi, które już się przede mną nie otworzyły.

Dalej była olbrzymia platforma wyglądająca na zbombardowaną. Ewentualnie doszło tu do jakichś eksplozji.

Nie dawaj wniosków, pokaż, jak to wyglądało. Poszarpany metal, dziury, potłuczone szkło. Konkrety, nie abstrakty.

Ogromny klosz, który okalał tą bazę był rozbity w wielu miejscach.

O, to już jest kroczek w dobrą stronę, choć klosz nie do końca "okala": Klosz, który ją nakrywał, był rozbity w wielu miejscach.

Obcy musieli mieć jakiś przyrząd, który sprawiał, że w przejściu, w którym się znajdowałem była ziemska grawitacja.

Może i go mieli, ale co z tego? Ciach: Obcy na pewno sztucznie wytwarzali w tych przejściach siłę ciążenia podobną do ziemskiej.

Ten sam przyrząd na bazie rozciągającej się przede mną musiał zostać zniszczony. Skutkiem czego przedmioty latały tu w powietrzu bezwładnie. Były to fragmenty różnych sprzętów, które zostały zniszczone.

Wnioski zupełnie nieuprawnione. Przedmioty nie latają w mikrograwitacji, jeżeli nie zostały pchnięte, co mogłoby się zdarzyć, gdyby coś wybuchło, ale jeśli próbujesz powiedzieć, że siadła im grawitacja i to porozbijało klosz, to nie. Po pierwsze, hamuje opór powietrza, a po drugie kosmici, którzy zawierzają swoje przetrwanie cienkiej szybce, powinni wymrzeć. Bo wszechświat nie lubi głupoty.

Poczułem ekscytację, gdyż zobaczyłem obcego, a raczej jego fragmenty.

Pokaż to. Jak byś zareagował? Podskoczył z zaskoczenia? Zaklął? To tak napisz.

Znajdował się całkiem blisko, więc mogłem mu się wyraźnie przyjrzeć.

Tak nagle się znalazł? Przed chwilą nie było go widać, a teraz nagle się znalazł?

Posiadał idealnie okrągłą głowę, która na czubku miała dziwny zielony pióropusz. Coś jak indiański iroquez. Jego skóra miała jasnożółtawy kolor. Posiadał jedno wielkie oko, o gałce czarnego koloru, ale co było bardzo osobliwe znajdowało się na nim kilkanaście niewielkich niebieskich narośli. Miał czworo rąk. W dół, od klatki piersiowej, na której było mnóstwo zielonych czy to brodawek czy bóg wie czego wiły się wnętrzności.

Ciach (dziwne jest rzeczą względną): Na czubku idealnie okrągłej głowy miał zielony pióropusz a'la irokez, kontrastujący z jasnożółtą skórą i pojedynczym wielkim czarnym okiem. Nie miało tęczówki, za to część gałki pokrywały niebieskie narośle. Miał czworo rąk. Poniżej klatki piersiowej upstrzonej zielonymi brodawkami wiły się wnętrzności.

Wyglądało, że eksplozja go rozerwała.

Wyglądało na to, że eksplozja go rozerwała.

patrzyłem na to szczególne pogorzelisko

"Szczególne" tylko wyrywa z zawieszenia niewiary.

Nie podejrzewałem, że już niedługo mi się powiedzie.

I znowu zabijasz suspens.

 

Scena 6: bohater odkrywa taras widokowy kosmitów i widzi trupa obcego.

Dwa dni później wagon zawiózł mnie do pomieszczenia, z którego było wyjście na zewnątrz

Podpisane "wyjście na zewnątrz"? Skąd on to wie?

Odetchnąłem, wielki kamień spadł mi z serca, do oczu cisnęły się łzy.

Nagle tyle szczegółów, a ciągle abstrakcyjnie. Wybierz jeden i rozwiń go.

Ujrzałem przez prostokątny otwór szeroki i wysoki na tyle, że bez problemu mogłem przejść promienie słońca.

Zdanie fatalnie się parsuje. Można to poprawić, wstawiając po prostu przecinki, ale lepiej: Promienie słońca sięgnęły ku mnie przez prostokątny otwór, dość duży, żebym mógł przejść.

Miał on zamontowaną lampę skierowaną na zewnątrz.

…?

Jakże wspaniale było poczuć wiatr na twarzy i ujrzeć słońce.

Jak wspaniale. Zapewniasz.

Popatrzyłem za siebie i zrozumiałem do czego służy przyrząd znajdujący się tuż przed wyjściem. Dzięki niemu nie było ono widoczne. Zamiast dziury przedmiot wyświetlał maskującą skalną ścianę.

I nikt nigdy nie wpadł na tę ścianę przypadkiem… I naprawdę nie można było zostawić tajemnicy: Popatrzyłem za siebie i zrozumiałem, do czego służy przyrząd przed wyjściem. Zamiast dziury zobaczyłem obraz urwiska.

 

Scena 7: kompleks badawczy się znudził i wypuszcza bohatera.

Był słoneczny dzień. Kawałek dalej wszedłem na ścieżkę.

Brak łączności między zdaniami.

Znajdowałem się na dole w środku górskiego masywu. Otaczały mnie wyżyny.

Tak, wiem, że jak ktoś jest na dole, to wokół ma górki: Znajdowałem się w dolince pośród wysokich gór.

Kawałek dalej natrafiłem na coś niezwykle interesującego. Stał tu niewysoki słup z ekranem.

Ciach, nie zapewniaj: Kawałek dalej natrafiłem na słupek z ekranem.

Podszedłem by się mu przyjrzeć. Miał dotykowy panel, działający jak myszka komputerowa.

Podszedłem. Był sterowany panelem dotykowym.

Były tu zdjęcia i opisy szlaków turystycznych i wiele jak się po chwili przekonałem przeróżnych informacji.

Mogłem obejrzeć zdjęcia i opisy szlaków turystycznych, było też wiele różnych informacji.

Pierwszy raz spotkałem się z takim urządzeniem.

W Gdańsku są.

Jednak w pewnym momencie zamarłem. W lewym dolnym rogu znajdowała godzina i data. Pomyślałem, że to chyba jakiś błąd. Pisało 14:21 a data 21.06.2231.

Ale nagle spojrzałem na róg ekranu i zdębiałem. BYŁO TAM NAPISANE "14:21 21.06.2231".

Przyszedł mi do głowy szalony pomysł, że może w bazie obcych czas płynął inaczej.

Ani szalony, ani nowatorski. To bardzo stary trop.

Jak się później okazało tak właśnie było.

Jak się później okazało, tak właśnie było.

Jest jeszcze jedna sprawa, o której błędnie myślałem.

Myliłem się jeszcze w jednej sprawie.

Wstrząs który odczułem będąc pod ziemią tak naprawdę nie był trzęsieniem ziemi.

Wstrząs, który odczułem pod ziemią, nie był sejsmiczny.

Kiedy ja gościłem w placówce obcych świat ogarnęła wojna nuklearna. Jedna z bomb wodorowych spadła niedaleko stąd.

Ot, tak, dla rozmaitości: Kiedy ja gościłem w bazie obcych, świat ogarnęła wojna nuklearna. Niedaleko stąd spadła bomba.

Było mi przykro z powodu, że wszyscy których znałem już nie żyli.

Było mi przykro, bo wszyscy, których znałem, już nie żyli.

Musiałem też znaleźć pracę i ogarnąć wiele rzeczy.

I nikogo nie zainteresował Hibernatus?

Chciałbym o tym komuś opowiedzieć ale czuję jakiś przymus, by tego nie robić.

Po pierwsze, właśnie to zrobił. Po drugie, jak w takim razie wyjaśnił, skąd jest? Po trzecie: Chciałbym o tym komuś opowiedzieć, ale czuję jakiś przymus, by tego nie robić.

Jest to dziwne i podejrzewam, że to przez moją wymęczoną psychikę.

A niby dlaczego to jest dziwne?

 

Scena 8 (rozwiązanie akcji): ale okazuje się, że jest dwieście lat w przyszłości.

 

Jest lepiej językowo (przejrzyściej), ale niekoniecznie literacko. Nadal brakuje obrazowych opisów, a jest za dużo pustych szczegółów typu "byłem głodny, więc zjadłem kanapkę" albo rodzaj działalności gospodarczej narratora. Praktycznie wszystko jest streszczone. Uczucia bohatera wypadają bardzo blado, bo tylko je etykietujesz, nie pokazujesz. Nie pokazujesz też jego procesów myślowych, a ponieważ nie ma dialogu, konia z rzędem temu, kto się połapie, czemu on właściwie robi to, co robi – dla mnie wygląda zupełnie jak gracz w jakiejś przygodówce.

Nie przepuszczasz żadnej okazji, żeby zapewnić czytelnika, że narrator ocaleje – to niedobrze, bo nie mamy powodu się martwić, że może jednak nie. Nie dajesz mu za to żadnej sprawczości – właściwie o wszystkim decyduje tutaj kompleks badawczy obcych, który daje mu, co trzeba, wpuszcza, gdzie chce i zawozi tam, dokąd chce (pchnięcie dźwigni to nie sterowanie). 

Coś takiego można by zrobić dobrze, gdyby pójść w horror, dałoby się z tego sporo wycisnąć – ale ten tekst nie jest horrorem. Czym jest? Trudno orzec. Korzysta, jak się okazuje na końcu, z ugruntowanego motywu, którego używano od baśni po science fiction (pisze się to bez myślnika, chyba zapomniałam zaznaczyć), ale sam motyw to trochę mało.

Umiesz się skoncentrować na fabule – drugi plus.

Mmmm, tylko jak tu się prezentuje fabuła? Bohater nie ma wcale wpływu na swoje losy, zakończenie nijak nie wynika z niczego, co by zrobił. Nic z tego nie wynika. Jest jakaś sytuacja, ale czy to zaraz fabuła?

Płynący inaczej czas, wojna nuklearna, Obcy, samotność bohatera – niby nic nowego, ale ok.

To wszystko mogłoby się złożyć na tekst wybitny, ale nie bez porządnej pracy.

Tak trzymaj, pisz dalej, bo ważne, aby sprawiało Ci to przyjemność i dawało satysfakcję. :)

Życie nie polega na tym, żeby mieć satysfakcję.

Jak dla mnie ociekarka.

Dobrze wiedzieć, kogo za to winić :P Ociekacz z talerzami, zlew, albo zlewozmywak z garami.

O jakąż okrutną zbrodnię podejrzane jest powietrze?

Jest morowe. https://instantrimshot.com/index.php?sound=rimshot&play=true

Jeśli klosz jest rozbity, i nie ma grawitacji, to w środku nie ma również powietrza. Grawitacja trzyma powietrze w pobliżu powierzchni Ziemi. Ciało kosmity powinno być zamrożone i odwodnione.

Otóż to.

Wstrząs w przypadku pobliskiego wybuchu bomby wodorowej jest najmniejszym ze zmartwień, a inne skutki tego wybuchu są odczuwalne sporo wcześniej, jeśli jeszcze da się je odczuwać :)

Sporo później pewnie też. Modernizacja szlaków górskich raczej nie byłaby priorytetem.

zadając odpowiednie pytania SI

Nie rób ludziom wody z mózgu. Zostaw to SI.

Motywacja bohatera do wydostania się z pułapki jest pokazana czytelnie.

Mmm, nie bardzo. Po prostu sobie idzie przed siebie. Od początku jest jasne, że nie ma do kogo wrócić, nie zależy mu.

To jak całodzienna cisza przed burzą, ileż można znieść napięcia, zlituj się laugh

Ja nie mam litości. Poszukiwaczy mojej litości proszę o zmianę zawodu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, przeczytałem Twój komentarz, a ponieważ odniosłaś się w nim również do mojego, pozwolę sobie na jedną uwagę. Napisałaś:

Bohater nie ma wcale wpływu na swoje losy, zakończenie nijak nie wynika z niczego, co by zrobił. Nic z tego nie wynika. Jest jakaś sytuacja, ale czy to zaraz fabuła?

Co więc zrobimy – na przykład - z Józefem K.?

Pozdrawiam serdecznie:)

Koala75

 

dzięki za komentarz i przeczytanie :)))) Jestem bardzo szczęśliwy z pozytywów.

 

marzan

 

bardzo dziękuję!!!

 

Tarnina

 

Ty jesteś, szalona, tyle czasu poświęcić dość, że na przeczytanie to jeszcze na poprawki. Wezmę się za poprawianie, korzystając z kopii roboczej.

 

Dziękuję wam wszystkim którzy przeczytali!!! Mega mnie cieszy, że są pozytywy. Bardzo was wszystkich kocham. Jest dobrze!

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Ty jesteś, szalona,

Wiem :D

Co więc zrobimy – na przykład - z Józefem K.?

Dobre pytanie. A odpowiedź ma związek z umiejętnością, której zanik ostatnio obserwuję – orientowania się w rodzaju czytanego tekstu i w tym, co autor próbuje powiedzieć. Otóż w przypadku Józefa K. właśnie o to chodzi, że on nie ma żadnej sprawczości – bo autor próbuje powiedzieć (o ile wiem, bo przez Kafkę nie mogę przebrnąć, może jesteśmy zbyt podobni i się odpychamy jak ujemne bieguny magnesu), że ludzie ogólnie nie mają nic do powiedzenia w wielkim, niezrozumiałym, obcym świecie. To jest bliskie horrorowi kosmicznemu, na swój sposób tekst, pod którym rozmawiamy, też o to zahacza, i dlatego właśnie napisałam, że jako horror mógłby być świetny – wystarczyłoby odrobinę to podkręcić i doprawić opisami.

Natomiast w tekście przygodowym coś takiego byłoby bez sensu. W tekście przygodowym chodzi o to, że bohater przeżywa przygody i jakoś sobie z nimi radzi.

Teraz pytanie – czy autor zamierzył horror kosmiczny, ale opisy mu nie wyszły, czy zamierzył przygodówkę, ale materiał stanął okoniem. I na to pytanie nie bardzo potrafię odpowiedzieć.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino,

Teraz pytanie – czy autor zamierzył horror kosmiczny, ale opisy mu nie wyszły, czy zamierzył przygodówkę, ale materiał stanął okoniem. I na to pytanie nie bardzo potrafię odpowiedzieć.

I tu masz rację, trudno to określić, więc na dwoje babka wróżyła. Fabuła Schrödingera:) 

Pozdrawiam serdecznie i podziwiam – za autorem – Twoją pracowitość. 

Najmocniejszym elementem horroru jest moim zdaniem śmierć hominida. Gdyby trzymać się tego tropu, może warto ją wyeksponować? Obecnie jest jedynie ozdobnikiem opowiadania.

Jeden z pomysłów: wejście do kompleksu wiąże się z przeskokiem w czasie. Bohater opowiadania nieświadomie zabija ogniwo, potrzebne do ewolucji człowieka, która jest “popychana” przez kosmitów. Po wyjściu z kompleksu znów przenosi się w czasie. Ląduje w alternatywnej rzeczywistości, w której ewolucja hominidów biegła zupełnie inaczej, niż w naszym świecie. Gdyby trzymać się konwencji horroru, zginie z rąk rozwścieczonych hominidów.

Oblatywaczu, miło mi heart

Najmocniejszym elementem horroru jest moim zdaniem śmierć hominida.

Hmmm…

Bohater opowiadania nieświadomie zabija ogniwo, potrzebne do ewolucji człowieka, która jest “popychana” przez kosmitów.

Tak, tylko wtedy właśnie miałby jakąś sprawczość i – o paradoksie! – byłby to może horror, ale mniej kosmiczny. Bo jeśli możesz coś popsuć, tak porządnie, to masz wpływ na świat. Niekorzystny, ale wpływ.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarninka chciałem ci bardzo podziękować za te poprawki, bo naprawdę dużo z tego wynoszę. Super mi się czyta twoje komentarze i jestem ci mega wdzięczny. Będę czytał dalej jak wrócę z turnieju szachowego. Naprawdę super, że to zrobiłaś.

 

Pozdro. Jesteśmy w kontakcie. Pa pa za kilka godzin.

 

PS.

Masz na mnie pozytywny wpływ :)))

Jestem niepełnosprawny...

Cieszę się, że pomogłam ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ciekawa historia, IMO powyżej Twojej średniej.

Z uwag co do logiki: wydaje mi się, że po wojnie nuklearnej długo nikt by się nie bawił w rozwijanie techniki służącej turystom. Jak powiedział Einstein: “Nie wiem, jaka broń zostanie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie się toczyć na kije i kamienie”.

Nad interpunkcją warto jeszcze popracować.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla

 

Kto by się tam interpunkcją przejmował :D

 

A tak na serio to jestem upośledzony, zawsze w szkole podstawowej byłem rekordzistą błędów ortograficznych, co zostało mi do dzisiaj. Wydaje mi się, że mam bardzo słabą pamięć wzrokową. Przykładowo jak jest partia szachów i jedna figura się przewróci to ja nie pamiętam gdzie stała. Tak samo nie potrafił bym powiedzieć opisu taty rodziców (np. do rysunku pamięciowego). To tak na usprawiedliwienie.

 

Pozdrawiam i dzięki za przeczytanie. :DDD

Jestem niepełnosprawny...

Tarnino przeczytałem wszystkie twoje uwagi. Jedna rzecz mnie bardzo cieszy; że mnie uświadomiłaś! :)

 

Mam ogromne braki. Ale będę dalej kontynuował moją pasję. Marzę by wydać książkę o schizofrenii, gdyż mój przypadek jest naprawdę ciekawy. Mogę przy okazji pisać jak w dzieciństwie byłem wrażliwy i bardzo dokuczał mi brat… Moją wiarę w Boga. Jak przed turniejem poszedłem do ubikacji gdzie klęknąłem i się modliłem. Przeżyłem różne ciekawe rzeczy uważam nadające się na książkę.

 

Co myślisz? :)

Jestem niepełnosprawny...

Nie wiem. Wszystko jest ciekawe – i nic nie jest ciekawe, bo to odbiorca czyni ciekawym ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 Siedzę sobie w mieszkaniu, słucham muzyki i piję doskonałą kawę. Mam przygotowany pusty zeszyt i długopis. Zamierzam spisać niezwykłą przygodę, którą niedawno przeżyłem, by nie poszła w zapomnienie. Opowieść tą można by spokojnie wziąć za twór jakiegoś doskonałego pisarza science – fiction. Zdarzyła się jednak naprawdę.

Przez te przymiotniki wstęp robi się cokolwiek napuszony.

Gdy rzuciła mnie dziewczyna, z którą byłem prawie rok i dwa miesiące ogarnął mnie żal i popadłem w depresję.

Tarnina już sugerowała poprawę, ja tylko zwrócę uwagę, że po wtrąceniu należy się przecinek.

Po namyśle zdecydowałem, że potrzebuję odpoczynku od wszystkiego. Wyznaczyłem więc zastępcę w mojej firmie zajmującej się budową hoteli i zdecydowałem się na zakup domku w górach, gdzie chciałem pobyć na bliżej nieokreślony czas.

To jest mało istotna informacja, mówiąca o status quo, które bohater porzucił, więc sugeruję załatwić “w mojej firmie budowlanej”.

blisko górskich, turystycznych szlaków, cena nie grała roli, było mnie stać.

Zwracam uwagę na przeciwstawne pola semantyczne: “jestem bogaty” i “uciekam od cywilizacji, by być wolnym”. Dla mnie to trochę nie licuje z klimatem.

Zapakowałem wszystko co potrzebne do samochodu i starając się myśleć pozytywnie ruszyłem.

Używasz dużo wtrąceń w prostych zdaniach. Moim zdaniem to trochę utrudnia odbiór tekstu, poza tym przecinki.

Podróż trwała długo, ale w końcu dotarłem. Zaparkowałem obok mojego nowego mieszkania, otoczenie było malownicze i przepiękne. Chata znajdowała się na wysokim wzgórzu, skąd rozciągał się oszałamiający widok.

Sugeruję więcej opisać. Tu znowu jest dość ogólnie i nieco egzaltowanie.

Poprzenosiłem swoje rzeczy, potem zjadłem kolację, pooglądałem telewizję i poszedłem spać.

Następnego dnia z łóżka wstałem znacznie później niż zwykle do pracy. Po porannej toalecie i zjedzeniu śniadania zapakowałem prowiant do plecaka i opuściłem chatę.

Rozważ, czy potrzebujesz tak dokładnie opisywać jego rutynę – to nie jest istotne dla opowieści. Śmiało można zrobić skrót, krótko podsumować.

 

Nie będę dalej robił łapanki, bo Tarnina zrobiła znacznie lepszą, niż bym potrafił :)

 

Ciekawe, tajemnicze i klimatyczne opowiadanie.

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nowa Fantastyka