- Opowiadanie: bruce - Pieją kury, pieją, a nam brak koguta!

Pieją kury, pieją, a nam brak koguta!

Ko­lej­ny tek­ścik, który po usu­nię­ciu pu­bli­ku­ję z kil­ku­dnio­wym opóź­nie­niem, aby zbyt­nio nie za­gęsz­czać Por­ta­lu moimi opo­wia­da­nia­mi. Miał po­ka­zać, że już w sta­ro­żyt­no­ści każ­dym można było ma­ni­pu­lo­wać wedle wła­snej woli i uzna­nia. Po­sta­cie zmy­ślo­ne, choć samo wró­że­nie – w opar­ciu o do­stęp­ne źró­dła i opra­co­wa­nia - rze­czy­wi­ście tak było prze­pro­wa­dza­ne. Dzię­ku­ję tym z Was, któ­rzy ze­chcą po­świę­cić czas tej krót­kiej scen­ce, po­zdra­wiam. :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Ambush, Finkla, Użytkownicy IV, Użytkownicy

Oceny

Pieją kury, pieją, a nam brak koguta!

– Czci­god­ny Ty­be­riu­szu, czy je­steś pe­wien, że wszyst­ko zo­sta­ło przy­go­to­wa­ne?

– Nie mam co do tego naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści. – Pul­lu­la­rius rzym­ski mru­gnął po­ro­zu­mie­waw­czo, wska­zu­jąc wo­dzo­wi armii sto­ją­ce klat­ki pełne kur.

– Mnie­mam, że sam ro­zu­miesz wagę dzi­siej­szych wróżb, które masz prze­pro­wa­dzić… – go­rącz­ko­wał się do­wód­ca le­gio­nów.

– Szla­chet­ny Marku Ber­du­sie, je­stem pul­lu­la­riu­sem od dzie­się­cio­le­ci i wró­że­nie z za­cho­wa­nia ptac­twa to dla mnie pest­ka!

– Lecz ważne, aby bitwa ju­trzej­sza ro­ze­gra­ła się i aby ce­sarz Go­li­wen Ser­tu­liusz nie po­wró­cił z niej żywy. – Marek zni­żył głos pra­wie do szep­tu.

– Pa­mię­tam nasze usta­le­nia, ptaki są od­po­wied­nio przy­go­to­wa­ne!

– Lecz, czy także od­po­wied­nio wy­gło­dzo­ne?

– Ina­czej być nie może, szla­chet­ny panie.

– Do­sko­na­le! – Za­do­wo­lo­ny do­wód­ca za­tarł ręce i od­da­lił się.

Po kilku mi­nu­tach ocze­ki­wa­nia po­ja­wił się wład­ca Im­pe­rium w asy­ście swo­jej stra­ży.

Zło­żyw­szy na­leż­ne ukło­ny, wróż­bi­ta Ty­be­riusz przy­stą­pił do pracy.

Naj­pierw rzu­cił za­ma­szy­stym ru­chem pra­wej dłoni na śro­dek jasnobeżowego placu garść zia­ren zło­ci­stych i wy­pu­ścił kury z pierw­szej klat­ki. Ptac­two, zgod­nie z prze­wi­dy­wa­nia­mi pul­lu­la­riu­sa, po­pę­dzi­ło ku je­dze­niu, jak osza­la­łe, bły­ska­wicz­nie po­chła­nia­jąc wszyst­ko.

– Zna­ko­mi­cie – skwi­to­wał ce­sarz. – Bo­go­wie są nam przy­chyl­ni. A zatem jutro wy­ru­sza­my zbroj­nie prze­ciw bar­ba­rzyń­com!

Na­stęp­nie prze­szli nieco dalej i pul­lu­la­rius rzu­cił lewą ręką na są­sied­ni, zielonkawy plac ziar­no brą­zo­we, po czym wy­pu­ścił ptaki z dru­giej klat­ki. Te także jadły chęt­nie i szyb­ko. Rozbiegały się, to znowu powracały, tworząc gromadę. 

– Zna­czy się, bo­go­wie ześlą nam wik­to­rię szyb­ciej, niż się spo­dzie­wa­my! Pla­no­wa­ną bitwę z pew­no­ścią wy­gra­my! – Za­do­wo­lo­ny mo­nar­cha kiwał głową, spo­glą­da­jąc na dzio­bią­ce kury.

Wróż­bi­ta prze­pro­wa­dzał jesz­cze kil­ka­krot­nie po­dob­ne alek­trio­man­cje z za­cho­wa­nia kur, aby nie­uf­ny wład­ca zy­skał na­resz­cie stu­pro­cen­to­wą pew­ność. Kla­tek z za­pa­so­wym ptac­twem szyb­ko uby­wa­ło.

Wresz­cie przy­szła pora na plac ostat­ni, na któ­rym wid­nia­ły dwa okrę­gi z wy­pi­sa­ny­mi li­te­ra­mi.

A cóż to za wróż­by? – po­my­ślał str­wo­żo­ny Marek Ber­dus, spo­glą­da­jąc z boku.

– Rzek­nij mi zatem, Ty­be­riu­szu, kto prze­ciw mnie knuje podle, spi­ski zdra­dziec­kie czy­niąc i jak naj­szyb­sze­go końca mego pra­gnąc! – roz­ka­zał wład­ca.

Wróż­bi­ta po­kło­nił się z sza­cun­kiem, zaś przy­pa­tru­ją­cy się do­wód­ca le­gio­nów wy­trzesz­czył oczy z prze­stra­chu, z tru­dem prze­ły­ka­jąc ślinę przez ści­śnię­te gar­dło.

Ce­le­bru­jąc cały pro­ces Ty­be­riusz kładł na każ­dej z wy­pi­sa­nych liter jedno ziar­no. Wy­pusz­cza­jąc bia­łe­go ko­gu­ta i przy­glą­da­jąc się jego bły­ska­wicz­ne­mu pa­ła­szo­wa­niu karmy, wska­zał li­te­ry, które ptak wy­brał jako pierw­sze przy zja­da­nych ziar­nach. Potem czyn­ność po­wtó­rzył w dru­gim okrę­gu, wy­pusz­cza­jąc czar­ne­go ko­gu­ta. Wynik był ten sam.

– M-A-R-E-K – od­czy­tał spo­koj­nie pul­lu­la­rius.

– Czy mam ro­zu­mieć, że moim głów­nym wro­giem jest… naj­bar­dziej za­ufa­ny wódz, Marek? – Zdu­mio­ny Go­li­wen Ser­tu­liusz po­wiódł wzro­kiem po zgro­ma­dzo­nych.

Sto­ją­cy obok do­wód­ca zbladł i rzu­cił wróż­bi­cie nie­na­wist­ne spoj­rze­nie.

Stra­że aresz­to­wa­ły go i wy­pro­wa­dzi­ły z placu celem na­tych­mia­sto­we­go stra­ce­nia.

– Od­szu­kać też wszyst­kich Mar­ków w se­na­cie, wśród służ­by i mych przy­ja­ciół, po czym zgła­dzić. Tak dla pew­no­ści! – roz­ka­zał swemu do­rad­cy ce­sarz, a na­stęp­nie zwró­cił się do wróż­bi­ty:

– Dzię­ku­ję ci, czci­god­ny pul­lu­la­riu­sie Ty­be­riu­szu. Oca­li­łeś moje życie i cały Rzym przed tym zdraj­cą!

Wróż­bi­ta skło­nił się nisko i przy­jął so­wi­tą za­pła­tę od hoj­ne­go Go­li­we­na Ser­tu­liu­sza, który szyb­ko od­szedł.

Nagle nie­opo­dal wyj­ścia roz­le­gły się prze­ra­ża­ją­ce wrza­ski. Ty­be­riusz pod­szedł tam pręd­ko i uj­rzał le­żą­cych we krwi gwar­dzi­stów ce­sar­skich, sa­me­go wład­cę oraz wodza le­gio­nów. Tłum ga­piów zbie­rał się nad nimi, roz­pra­wia­jąc z en­tu­zja­zmem o tym, co za­szło.

– Panie, sła­wet­ny wódz Marek Ber­dus uczy­nił nagły zwrot ciała, po czym się­gnął do pasa i ugo­dził znie­nac­ka ukry­ty­mi mie­cza­mi obu pro­wa­dzą­cych go straż­ni­ków! Gdy ci padli, rzu­cił się na ce­za­ra, wbi­ja­jąc mu jedno ostrze w gar­dło! Wi­dząc to, za­sko­czo­ny do­rad­ca mo­nar­chy zra­nił mor­der­cę śmier­tel­nie szty­le­tem. Tenże wódz na­to­miast, przed sko­na­niem, zdo­łał jesz­cze pchnąć sil­nie ku se­na­to­ro­wi wy­do­by­tą ze swego serca, okrwa­wio­ną broń. Krót­ko zatem mó­wiąc, w tak zni­ko­mym cza­sie po­za­bi­ja­li się wszy­scy! – re­la­cjo­no­wał pod­eks­cy­to­wa­ny sługa Ty­be­riu­sza, mło­dzie­niec imie­niem Ada­nem.

Wróż­bi­ta po­trzą­snął głową z nie­za­do­wo­le­niem, szep­cząc do sie­bie:

– Prze­nig­dy nie zro­zu­miem śmier­tel­ni­ków, ani też po­bu­dek nimi kie­ru­ją­cych!

Do mło­dzień­ca na­to­miast gło­śno po­wie­dział:

– Do­brze, że uczy­ni­li to cho­ciaż przed wej­ściem, a nie we­wnątrz placu wró­żeb­ne­go, lecz i tak póź­niej sprzą­tać trze­ba bę­dzie. Na razie jed­nak waż­niej­sze spra­wy zaj­mu­ją me myśli.

Się­gnął do po­kaź­ne­go miesz­ka, za­wie­szo­ne­go obok pasa.

– Masz tu kilka se­ster­ców – in­stru­ował po­moc­ni­ka, po­da­jąc mu wy­do­by­te mo­ne­ty – udaj się z nimi czym prę­dzej na targ do na­sze­go zna­jo­me­go kupca i zakup dzie­sięć kla­tek z ku­ra­mi. Tylko przy­każ mu, tak na wszel­ki wy­pa­dek, bo po­wi­nien pa­mię­tać, że mają być co naj­mniej od kilku dni nie kar­mio­ne. Za­bierz wóz, by po­mie­ścić je wszyst­kie!

– Panie, nie poj­mu­ję. – Mło­kos po­pa­trzył zdu­mio­ny na pie­nią­dze. – Prze­cież mamy kury!

– Ow­szem, ale za mało.

– Dwa­dzie­ścia kla­tek to za mało? W każ­dej mie­ści się…

– Mamy wiele kur, to praw­da – prze­rwał mu znie­cier­pli­wio­ny pul­lu­la­rius – lecz wszyst­kie one zo­sta­ły już wy­ko­rzy­sta­ne. Ten ce­sarz był zbyt nie­uf­ny, na­ka­zał zatem po­wta­rzać wie­lo­krot­nie ry­tu­ały. Choć w sumie, nie wiem, po co, skoro prze­cież i tak teraz nie żyje i o żad­nej wy­pra­wie zbroj­nej mowy być nie może! – dodał roz­złosz­czo­ny.

– Wy­ko­rzy­sta­ne? Cóż to zna­czy, panie?

– Zna­czy to mniej wię­cej tyle, że czeka nas dzi­siaj jesz­cze sporo od­pra­wia­nia alek­trio­man­cji, a kur już do nich nie mamy.

– Nie mamy? Jakże to, szla­chet­ny Ty­be­riu­szu? – Ada­nem wska­zał na prze­zna­czo­ne do wróżb, rozległe place z po­kaź­ną ilo­ścią spa­ce­ru­ją­ce­go dro­biu. – A co z nimi? Czy te mamy po­za­bi­jać?

– W żad­nym wy­pad­ku! Wszyst­kie kury są nam po­trzeb­ne. Po za­ku­pie­niu i przy­wie­zie­niu no­wych, wy­głod­nia­łych, owe wy­pusz­czo­ne i na­je­dzo­ne zła­piesz i na po­wrót wsa­dzisz do kla­tek, lecz wcze­śniej klat­ki te od­po­wied­nio ozna­czysz!

– Co? Nic nie ro­zu­miem…

– I dla­te­go wła­śnie ja je­stem pul­lu­la­riu­sem, a ty je­dy­nie moim sługą – od­parł spo­koj­nie Ty­be­riusz i dło­nią wska­zał mu kie­ru­nek tar­go­wi­ska.

Ada­nem od­biegł, za­bie­ra­jąc po dro­dze wóz.

Pul­lu­la­rius od­szedł zmę­czo­ny do domu, aby nieco od­po­cząć, nim przy­bę­dą nowi chęt­ni i za­czną się ko­lej­ne wróż­by.

Gdy za­mknął drzwi i za­sło­nił okna, prze­mie­nił się w po­stać brzu­cha­te­go boga Ba­chu­sa. Z dru­gie­go po­miesz­cze­nia wy­szła uro­kli­wa nie­wia­sta, Me­na­da, która po­da­ła mu wy­peł­nio­ny po brze­gi kie­lich. Potem za­czę­ła ca­ło­wać głowę i ma­so­wać skro­nie boga.

– Ten twój brat, Ada­nem, to cio­łek, ja­kich mało! – rzu­cił nieco zde­ner­wo­wa­ny, po czym z lu­bo­ścią do­tknął usta­mi pu­cha­ru.

– Ta­kie­go chcia­łeś… – mó­wi­ła z uśmie­chem, ca­łu­jąc go na­mięt­nie. – Nie­zbyt roz­gar­nię­te­go, aby ni­cze­go nie pojął. I aby nie szu­kał swego pana, praw­dzi­we­go pul­lu­la­riu­sa Ty­be­riu­sza.

– Rzu­cił­bym dawno tę ro­bo­tę, ale smak wina w Wiecz­nym Mie­ście re­kom­pen­su­je mi wszel­kie nie­do­god­no­ści. Za ów wy­bor­ny tru­nek mogę być wróż­bi­tą nawet do końca świa­ta! – Ba­chus ro­ze­śmiał się i objął czule ko­chan­kę.

– A co zro­bi­my z praw­dzi­wym Ty­be­riu­szem?

– Może bie­da­ka w coś za­mie­ni­my? – za­py­tał i uśmiech­nął się chy­trze.

– Masz jakiś po­mysł, naj­droż­szy?

– Hm. Ow­szem. Bra­ku­je nam… nie­wy­ko­rzy­sta­ne­go ko­gu­ta!

– Nie­wy­ko­rzy­sta­ne­go? Czyń więc swoją po­win­ność, uko­cha­ny – rze­kła, za­wie­sza­jąc ręce na szyi Ba­chu­sa – co­kol­wiek to zna­czy…

Koniec

Komentarze

Cześć. Czyta się dobrze. Do pewnego momentu podejrzewałem jeszcze inną, całkiem realną intrygę, ale poszłaś gdzie indziej, no i dobrze:) Menada/Adanem to dwa w jednym? Mam tylko problem z zakończeniem, ale cóż, lubię zagadki, no to mam za swoje.

Pozdrawiam serdecznie.

Witaj, Oblatywaczu. :) Dziękuję za wizytę i komentarz. :) 

Rzeczywiście układ liter ma związek z Menadą (mitologiczną towarzyszką Bachusa) i jej bratem, lecz to różne osoby. :) Bachus zgodził się, aby Adanem mu służył tylko dlatego, że jest głupim bratem jego ukochanej. :) Prawdziwy Tyberiusz (dawniej: Tadeusz) jest przez niego uwięziony i Bachus, który wciela się w postać wróżbity, zamierza zamienić go w wygłodniałego, czyli niewykorzystanego koguta, którego mu brakuje (inne koguty są najedzone po odbytych właśnie rytuałach dla cesarza), ponieważ czekają go nowe wróżby, a na targu będą kupione tylko nowe, wygłodniałe kury. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Opowiadanie czyta się przyjemnie, ale mam kłopot z imionami. Tadeusz to imię żydowskie, więc bez względu na to, kiedy akcja ma miejsce, mało prawdopodobne dla rzymskiego urzędnika.

Za to cesarz przywiódł mi na myśl Serwiusza Tuliusza;)

No, to już maja koguta;)

 

Bruce a czytałaś serie roma sub rosa, Saylora? Jak nie, to polecam serdecznie.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Hej, Ambush, witaj. :)

Ok, zmieniam imię, choć Tadeusz to też rzymskie, ale ok.:)

Nie, nie znam, dzięki za polecenie. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ambush, racja z tym imieniem, taki import mało prawdopodobny.

A kogut – no tak… Proste i logiczne.

Pozdrawiam serdecznie.

Wzajemnie, dzięki. :)

Pecunia non olet

Cześć bruce!

Plot twist z boskim igraniem ze śmiertelnikami całkiem ciekawy, bo dodał do opowiadania nagłą nutkę. A cóż, taki już los cesarzy rzymskich, by byli bezczelnie mordowani :). Przyjemny tekst.

Pozdrawiam!

Dziękuję, Beeeecki. Rzeczywiście, cesarze nie mieli lekko, wszędzie tylko spiski i próby zamachu, nawet w rodzinie. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Przeczytałam jednym tchem. Bardzo wciągająca akcja.

 

Pozdrawiam serdecznieheart

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Dzięki wielkie, GOCHAW; to tylko krótka scenka, mająca pokazać bezmyślność Rzymian. :)

Pozdrawiam serdecznie. heart 

Pecunia non olet

Lubili, oj lubili bogowie mieszać w ludzkich sprawach, czego jasny obraz mamy w tym szorcie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witam serdecznie, Regulatorzy, dziękuję za odwiedziny poświęcony czas oraz komentarz przy tej krótkiej scence. :)

Po raz pierwszy zetknęłam się z tak dziwacznymi wróżbami i możliwościami dowolnej ich interpretacji na studiach, czytając wiele opracowań o starożytnym Rzymie. :) Byłam zaskoczona ślepą wiarą najwybitniejszych nawet umysłów. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej bruce !!!

 

O kurcze! To opowiadanie by wygrało konkurs według mnie. Jest mega śmieszne. :))) Wiele mega śmiesznych rzeczy. Zazdro!

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

To bardzo miłe, dziękuję Dawidzie i pozdrawiam Cię serdecznie. :)

Pecunia non olet

Lekkie w czytaniu, zdania cieszą oko i myśli, a intryga też zgrabna. Zakończenie nieoczywiste. a motywy fantastyczne podane bardzo przyjemnie. Tylko więcej takich opowiadań!

 

Zastanawiałem się nad “największym przeciwnikiem”, co brzmi nieco potocznie i może budzić zabawne skojarzenia wzrokowe. W dodatku jest powtórzenie naj. Utarte połączenie to “główny przeciwnik”, trochę kalka z arch-enemy. Starsze i posiadające więcej połączeń słowo to “wróg”. Wybór słów bez naj będzie duży, np. “zaprzysięgłym wrogiem” “głównym wrogiem” “odwiecznym wrogiem” – zależnie, co autorce w duszy gra :)

Dziękuję, Marzanie, już poprawiam, pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Bardzo dobrze się czytało. Ciekawa historia opowiedziana w dobrym tempie i w sposób, który zaciekawia czytelnika. 

“Czas i miejsce” opisałaś znakomicie. Nikt nie może mieć wątpliwości, że chodzi o starożytny Rzym. Dlatego sądzę, że można zrezygnować z określenia “rzymski”, które pojawia się dwa razy na początku tekstu. 

Druga rzecz, ale to już raczej jako żart, myślę że kury nie trzeba głodzić przez tydzień, żeby rzuciła się na ziarno :)

Witaj, Czeke. :) Dziękuję za wizytę i komentarz. :)

Jedno “rzymski” usunę, dobrze, ale mimo wszystko chciałam podkreślić, bo takie wróżby przeprowadzano w wielu państwach. :) 

Dobrze, to miało być takie drastyczne, ale ok, przegłodzimy je tylko kilka dni. :)

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Przypomniało mi się słynne “Nie chcą jeść, niech piją”. ;-)

Jak się okazuje, z kurami nie ma żartów, a kogut prawdę ci powie… ;-)

Czytało się przyjemnie. Bachus wygląda na wyjątkowo pracowitego, że się tak angażuje.

Babska logika rządzi!

Witaj, Finklo, dziękuję. :)

O tak, Bachus dla wina gotów na wiele poświeceń! :)

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Myślałam, że on może zamienić zwykłą wodę w wino. U Ćwieka tak robił. ;-)

Babska logika rządzi!

Hahaha. A tutaj, spryciarz, korzysta z gotowego. :) 

Pecunia non olet

No, ale pracowicie mu to lenistwo wychodzi. ;-)

Babska logika rządzi!

W ciele innego, zawsze zatem łatwiej. :) 

Pecunia non olet

Cześć, Bruce!

To drugi tekst, który czytam po długiej przerwie. :-) 

Tutaj proporcje proza/poezja (odnosząc się do myśli z komentarza do tekstu o Perłowej Małgośce) są dla mnie w punkt. Fajny, zabawny, nieoczekiwany, słodko-gorzki końcowy twist.

Lubię rodzaj przewrotnego humoru, który wplatasz w swoje teksty (wróżby, kury, koguty, sam tytuł). Masz rękę do tytułów! :-)

 

Gdybym miała się czegoś "czepnąć" byłyby to dwie sprawy: jedna bardziej merytoryczna – więcej barw, nie musiałaby być ich dużo, od razu zastrzegam (chciałabym widzieć te rozbiegające się kury, koguta, place, ubiory), druga techniczna – tj. wyczyściłabym ciutkę bardziej tekst z różnych zbędności, np z pierwszych linijek tekstu pojedyncze wyrazy takie jak:  sam, lecz, oczywiście, odpowiednio, także, nareszcie itd

 

Skarżypytuję do biblio.

 

pzd srd :-))

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Serdecznie dziękuję za Twój czas, Asylumheart

Postaram się to jeszcze dopracować. :)

Tytuły krótkie uwielbiam, choć nie zawsze łatwo mi je tworzyć, aby ukazać sens. :)

Pozdrawiam ciepło. smiley

Pecunia non olet

Też pozdrawiam :))

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

heart

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka