
Za betę serdecznie dziękuję marzanowi.
Za betę serdecznie dziękuję marzanowi.
Marta zmywa naczynia. Patrzy niewidzącym wzrokiem na talerze, czyści je gąbką, odkłada kolejno na ociekacz. Słyszy trzask. Kawałki ceramiki lecące w różne części kuchni wybudzają kobietę z apatii.
Wzdycha głęboko, z dna serca. W tym westchnięciu zawiera się wszystko, a jednocześnie nic. Jej życie jest w porządku, nie ma powodu do narzekań: jest zdrowa, ma pracę, nawet dobrze płatną, spotyka się z Bartkiem, studentem prawa, dość przystojnym. A jednak czegoś jej w życiu brakuje; czuje, że marnuje czas, ale równocześnie nie ma pojęcia, jak miałaby ten czas lepiej wykorzystać.
Marta idzie do składziku po odkurzacz, wraca z nim do kuchni. Schyla się, by zebrać większe kawałki ceramiki, którymi automat mógłby się zakrztusić. Odkurza całą kuchnię dokładnie, sprawdza każdy zakamarek.
Upewnia się, że żaden odłamek jej nie zagraża. Zanosi odkurzacz do składziku i w tym momencie przypomina jej się coś, co miała zrobić już dawno temu.
– Boże, strych.
Już chyba pół roku minęło, odkąd przeprowadziła się do domu po babci na Biskupinie i od pół roku obiecywała sobie, że posprząta strych. A kto wie, może znajdzie tam coś, co nada się do wystawienia na OLX.
– Jutro – mówi cicho, starając się przekonać samą siebie.
Ostre światła jarzeniówek, brzdęk kubków stawianych na biurka, plątanina rozmów o pracy, dzieciach, serialach i o niczym. Marta dopiero co przyszła do biura, a już się czuje zmęczona i przytłoczona.
W dorosłym życiu nie miało być tak, jak w szkole, a jednak było. Celem tutejszych szczurów biorących udział w wyścigu nie jest jedynie awans czy uznanie supervisora. Liczy się też popularność, wygląd i urządzanie wystawnych domówek.
Oczywiście każdy, kto tym wyścigiem gardzi, sam musi być pogardzany – tak głosi niepisana zasada biura. Do osób jednocześnie gardzących i pogardzanych należy Marta, która nienawidzi przez to każdego dnia.
Spogląda znad monitora na koleżanki siedzące alejkę dalej. Zrywają się ochoczo na papierosa. Marta co prawda nie pali, ale nawet pierwszego dnia jej o to nie zapytały. Dziewczyny opuszczają kubiki, śmiejąc się i stukając nieznośnie głośno obcasami.
Kobieta przybliża twarz do ekranu, próbując się skupić. Trudno to zrobić ze świadomością, że jest się w tym momencie obgadywaną. A może przesadzam? pomyślała. Przecież nie jestem pępkiem świata. Nie muszą akurat o mnie plotkować.
Gdy koleżanki wracają, ich uśmieszki i przelotne spojrzenia kierowane najpierw na Martę, a potem przerzucane między sobą, sugerują, że jednak mogła mieć rację.
W rogu monitora pojawia się przypomnienie o meetingu. Marta wstaje równocześnie z resztą pracowników. Kierują się do salki konferencyjnej B.
Kobieta próbuje znaleźć wolne krzesło, ale za każdym razem, gdy już chce usiąść, ktoś kładzie na nim swój żakiet lub torebkę. “To dla Anety, to dla Tomka, tu Ania siedzi”.
Szkoła, jestem w szkole. Przedszkole.
W końcu Marta rezygnuje z miejsca siedzącego i staje pod ścianą, naprzeciwko wielkiego telewizora, który wyświetla film propagandowy.
Nasza firma zatrudniła w zeszłym roku tylu i tylu pracowników, zrobiliśmy taki i sraki wynik, bla bla bla. Każdy chce tu pracować. Powinieneś być wdzięczny za to, że tu pracujesz. To niesamowite szczęście, że należysz do naszego zespołu, jesteś wybrańcem. Bo w jakiej innej firmie panuje rodzinna atmosfera, jaka firma dostarcza codziennie owoce i posiada fotele masujące, z których i tak nie masz sposobności korzystać? A, no i oczywiście mobbing jest zabroniony.
Po filmie przychodzi czas na naradę typu: co zrobić, by wyniki stały się jeszcze lepsze. Marta ma pewien pomysł, więc zgłasza szkic projektu i od razu deklaruje, że może sama się nim zająć. Supervisor Marko Zajkovič jest bardzo zadowolony. Jednak zadanie zleca nie tylko jej, a całemu zespołowi. Marta czuje na sobie spojrzenia kipiące nienawiścią.
Po meetingu wszyscy wracają do swoich kubików, a koleżanki już nawet nie starają się ukryć niechęci do Marty. Znad monitorów ciskają nienawistnymi spojrzeniami, wyrażają na głos niezadowolenie.
– …przez tę idiotkę nie będę się wyrabiać… Codziennie nadgodziny trzeba będzie klepać…
– …jak chce awansować, to niech pójdzie mu obciągnąć, a nie, projekty wymyśla…
Niektóre przechodząc obok jej stanowiska, rzucają wprost:
– Dzięki, Marta.
I odchodzą, stukając obcasami jeszcze głośniej niż wcześniej, jakby wyobrażały sobie, że Marta jest podłogą.
Kobieta czuje łaskotanie w nosie i zbliżające się łzy. Idzie szybkim krokiem do łazienki.
Płacze, obmywa twarz, znowu płacze. Boi się wyjść na open space. Wchodzi do kabiny, przekręca blokadę, siada na sedesie i łapie się za głowę.
Po skończonej pracy opuszcza budynek jako ostatnia. Wymyślony przez nią samą projekt kosztuje więcej czasu spędzonego za biurkiem. Marta kieruje się w stronę przystanku autobusowego, mija łagodnie oświetlony i przyjemnie opleciony bluszczem bar. Mimowolnie patrzy przez szybę na ludzi. Wśród nich rozpoznaje koleżanki z pracy. Już nie są złe: śmieją się, żywo gestykulują. Dziękują kelnerce, która stawia na stolik piwa z sokiem malinowym i słomką.
Marta wzdycha głęboko, łzy znów uparcie cisną się do oczu. Przyspiesza kroku, po chwili stoi pod wiatą przystanku. Telefon wibruje w kieszeni, wyciąga go. To Bartek.
Skończyłaś pracę?
Tak.
Wszystko dobrze?
Nie.
To może przyjadę poprawić Ci humor?
Kobieta wzdycha nie wiadomo po raz który tego dnia. Nie ma ochoty na dwuminutowy seks.
Nie trzeba, odpisuje, wyłącza wibracje i chowa telefon do kieszeni.
Otwiera drzwi domu, zapala światło, rzuca torebkę na podłogę. Niedbale ściąga buty, nie chowa ich do szafki.
Patrzy tępo w przestrzeń przed sobą. Jednocześnie czuje ciężar i pustkę w głowie.
– Strych – przypomina sobie po raz kolejny.
Tym razem nie odkłada sprzątania poddasza na nieskończenie zapętlone jutro. Nie ma lepszego remedium na ciężką głowę niż solidne zmęczenie.
Marta nawet nie przebiera się z biurowego uniformu, od razu wchodzi na schody. Otwiera drzwi poddasza, próbuje wymacać włącznik po obu stronach framugi, w końcu go znajduje. Pomieszczenie zalewa ciepłe, wątłe światło.
Kobietę zaskakuje skromna ilość rzeczy. Sama nie wie dlaczego, ale spodziewała się pomieszczenia pękającego w szwach od mebli, pamiątek i bibelotów po babci. Tymczasem pod skośnym sufitem stoi tylko komoda, a obok niej kilka pudeł.
Lekko rozczarowana podchodzi do kartonów, klęka przed nimi. Wyciąga po kolei zakurzone rzeczy. Album z fotografiami rodzinnymi, książki, ogromne płyty winylowe. Na samym dnie kartonu coś się błyszczy. Marta jedną ręką odgarnia stos płyt i książek, a drugą próbuje wyciągnąć owo błyszczące coś. Jest przyjemne w dotyku.
Obraca śliczny, welurowy przedmiot. Maska.
Wygląda jak wenecka, ma piękny, głęboki, granatowy kolor i skrzy się drobnymi kryształkami – przypomina gwieździste niebo bezchmurną nocą. Kobieta obserwuje z fascynacją, jak na masce zmieniają się położenie gwiazd i granatowe odcienie.
W końcu wstaje z podłogi, zapomina o pozostałych rzeczach. Opuszcza strych, nie gasi światła, powoli schodzi po schodach. Ostrożnie odkłada maskę na blat kuchenny, znajduje nową, czystą gąbkę, namacza i wyciera nią znaleziony przedmiot. Teraz wydaje się on jeszcze piękniejszy: kolory są intensywniejsze, mikrogwiazdki bardziej błyszczą.
Marta nie może oprzeć się pokusie, musi założyć maskę. Staje przed lustrem. Gdy przykłada ją do twarzy, dzieje się coś nieoczekiwanego.
Maska idealnie dopasowuje się do twarzy Marty, jednak odbywa się to poza jej kontrolą. Pieką policzki, czoło, nos, usta; kłuje cała twarz, dziwna siła szarpie podbródek, policzki… Marta próbuje zdjąć maskę. Kosztuje ją to dużo siły, ale nareszcie się udaje.
Przerażona spogląda na maskę, która przybrała twarz kogoś nieznanego. Kobieta z piskiem rzuca przedmiot na podłogę, poprawia kopniakiem. Maska leci pod stół.
Marta przez kilka długich minut oddycha głęboko, niezdecydowana, co ma o tym myśleć. Może mam halucynacje ze zmęczenia?
Po dłuższej chwili ciekawość bierze górę nad strachem i kobieta schyla się pod mebel.
Maskę pokrywa półcień, po dziwnej twarzy ani śladu. Zwykła, wenecka maska.
Kobieta odważa się po nią sięgnąć. Drżącymi rękami obraca przedmiot, palcem muska welur.
Jestem zmęczona. Muszę się wyspać, postanawia w myślach.
Kładzie maskę na blat kuchenny i rusza do sypialni. Długo nie może zasnąć. Nawet gdy zamknie oczy, wciąż widzi maskę przybierającą nieznane oblicze.
Kolejny dzień, kolejne spojrzenia. Kolejne kuksańce, kolejne przytyki.
Kolejny powrót do domu na tarczy.
Marta rzuca klucze na stół, torebkę na podłogę, buty w kąt. Siada przed stołem, pustym wzrokiem wpatruje się w blat. Dopiero po chwili zauważa, że jej noga gwałtownie drży. Kładzie dłoń na kolanie, próbuje się uspokoić.
Palcami przeczesuje włosy, łapie się za głowę, opiera łokciami o stół. Wilgotnieją oczy, łzy spływają po policzkach.
I co, już awansowałaś?
Dziękuję ci serdecznie za nadgodziny i za to, że nie mam kiedy zobaczyć się z dzieckiem.
Fajnie się obciąga? Jakiego ma kutasa?
Szum szeptów nasyconych nienawiścią, spojrzenia pełne pogardy. Wszystko kołacze w głowie, odbija się od czaszki, splątuje w chaotyczny kłębek.
Marta zaciska dłonie w pięść. Nienawidzi. Nienawidzi tego życia. Nienawidzi tych dziwek. Nienawidzi…
Siebie?
– Dlaczego ja im nic nie odpowiem? – mówi na głos, zaskoczona tą myślą. – Dlaczego ja się nie bronię?
Przemierza wzrokiem blat kuchenny, znajdujący się dokładnie na wprost. Drewniane szafki, pomarańczowe kafelki w stylu azulejo, stojak na noże, ekspres…
– Nie mam odwagi. Jestem tchórzem.
…bordowy czajnik, ręczniki kuchenne, maska…
Maska.
Marta wstaje powoli, nogami odsuwa krzesło. Niepewnie stawia kroki, waha się, ale jednocześnie coś ją ciągnie do blatu. Nie spuszcza wzroku z maski. W końcu ją chwyta i kieruje się do lustra. Zamyka oczy, bardzo powoli przykłada maskę do twarzy.
Kłuje, piecze, przykleja się do skóry. Odbywa się to jednak o wiele mniej boleśnie niż dzień wcześniej. Może dlatego, że kobieta nie stawia oporu. Otwiera oczy.
Zastyga. W lustrze nie widzi siebie, tylko kogoś innego. Kobietę, której nie zna. Inny kolor oczu, inny podbródek, kości policzkowe, nawet kolor włosów jest inny.
Marta rusza ustami, kobieta w odbiciu również. Obraca twarz na boki – tamta też. Robi piruet – to samo.
Obca kobieta w lustrze zwalnia ruchy, po chwili stoi nieruchomo. Ma skupiony wzrok.
Na twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
Od dzisiaj wszystko się zmieni. Na lepsze.
Obca kobieta w lustrze wygląda przepięknie. Bordowa sukienka ponętnie opina jej ciało, a właścicielka po raz pierwszy od bardzo dawna czuje się atrakcyjna. Oczy błyszczą, ale nie od łez.
Wychodzi. To będzie jej wieczór.
Kierowca Ubera zatrzymuje się tuż przed drzwiami baru, którego witryny oplata piękny i bujny bluszcz. Marta-nie-Marta dziękuje Vitalijowi, wysiada z auta.
Wchodzi do baru i natychmiast traci rezon. A jeśli miałam w domu zwidy? – waha się. Chce wyjść. Jednak odlicza do trzech i wolnym krokiem kieruje się do toalety. Przechodzi obok “koleżanek” z pracy, siedzących na musztardowych kanapach, śmiejących się głośno, pokazujących sobie wzajemnie jakieś pierdoły na komórkach. Niektóre ją zauważają, ale po sekundzie ich spojrzenie z powrotem ląduje na telefonach.
To dobry znak. Z lustra spogląda na Martę obca kobieta. I znów się uśmiecha.
Wychodzi z toalety, “koleżanki” w ogóle nie zwracają na nią uwagi. Kobieta oddycha z ulgą, siada na wysokim hokerze przed ladą.
Fajnie tu. Bluszcz oplata nie tylko witryny, jest też obecny wewnątrz – pnie się po półkach w stylu loft, z których zwisają odwrócone do dołu kieliszki i wędruje aż do ściany z alkoholem. Butelki są ładnie wyeksponowane: ustawione w kubikach, które obramowane LED-ami emitują ciepły, pomarańczowy kolor.
– Co podać?
Barman przypomina Billa Kaulitz z Tokio Hotel. Dzisiejszego, nie z początku lat dwutysięcznych. Marta ma ochotę parsknąć.
– Mimoza…
– Słucham?
– Mimozę poproszę.
Kilka mimoz później kobieta stwierdza, że jest gotowa. Spogląda na “koleżanki”, których śmiech z minuty na minutę coraz bardziej przypomina zbiorowe ryczenie osłów.
Marta-nie-Marta schodzi z hokera, prostuje plecy i pewnym krokiem podchodzi do musztardowych kanap.
– Z czego ryjecie, głupie dziwki?
Ośli ryk zamiera, jakby ktoś wyłączył kasetę z nagraniem. Blondynki z lokami, brunetki z prostowanymi włosami i jedna ruda z falami wpatrują się w obcą kobietę z mieszaniną szoku i nienawiści w oczach.
– Znamy się, głupia dziwko? – Tylko jedna z kobiet, brunetka, odzyskuje rezon.
– Znamy się, Moniko. Znam również twojego męża, Adama. A najlepiej zna go Justyna.
Marta-nie-Marta wskazuje palcem na jedną z blondynek. Justyna prawie upuszcza piwo z wrażenia. Uśmiecha się głupkowato, a jednocześnie pojednawczo do Moniki.
– Monisiu… Chyba nie wierzysz tej wariatce…
– Ta wariatka zna imię moje, twoje i mojego męża – syczy brunetka. – Co masz wspólnego z Adamem?
– Nic, przecież zawsze spotykamy się w czwórkę…
– Boże! Badania! Ostatnio ciągle chodzi na badania! Jaka ja byłam durna! Który facet chodzi z własnej woli na badania…
Monika wyraźnie blednie, ręce opadają jej bezwładnie na siedzenie kanapy.
Ale obca kobieta nie zamierza przestać.
– Judyto, Aneta wcale nie zdradziła ci przepisu na ciastka odchudzające, wręcz przeciwnie, sprawiają one, że tyjesz i to bardzo szybko. Aneto, Judyta wcale nie uważa, że w cielistych legginsach wyglądasz świetnie. Karolino, Martyna nie daje ci zniżki na manicure, bierze od ciebie więcej niż od innych. Martyno, Karolina ciągle podkrada ci papierosy.
Marta-nie-Marta obraca się na pięcie i kieruje do wyjścia z lokalu. Z zadowoleniem nasłuchuje, jak za jej plecami narasta konflikt i w błyskawicznym tempie osiąga zenit. Obca kobieta nie zdążyła jeszcze opuścić baru, a “koleżanki” już są wypraszane przez obsługę.
Marta ma ochotę piszczeć z radości. Jeszcze nigdy nie czuła takiej satysfakcji. Warto było zostawać w kabinie toaletowej nieco dłużej niż to konieczne i podsłuchiwać koleżanki. Przeglądanie ich profili na Facebooku i Instagramie też miało swój wkład w zemstę.
Ojoj, a co to się stało, że już ze sobą nie plotkują? Marta obserwuje “koleżanki” znad monitora mało dyskretnie. Rzucają sobie nawzajem jadowite spojrzenia, nie rozmawiają ze sobą nawet w kwestiach pracy. Już nie chodzą razem na papierosa, obcasy stukają monofonicznie, polifonia znikła.
Znikła też ochota na dokuczanie Marcie. Kobieta nie może przestać się uśmiechać. I nikt jej nie pyta, z czego się ryje, nikt jej nie “dziękuje” za nadgodziny.
To fantastyczne uczucie utrzymuje się bardzo długo i kobieta nie wie, czy ten fakt nie jest wspanialszy od samego uczucia. Nareszcie przestała się bać, rozbiła suczy gang i odzyskała kontrolę nad warunkami w pracy.
Wszystko dzięki masce. Maska zapewnia anonimowość. Kobieta nie musi się zastanawiać, czy ktoś się na nią obrazi i czy ktoś się na niej zemści. Nie musi się obawiać utraty pracy czy wymierzenia kary.
Mogłaby nawet popełnić zbrodnię.
Nie kocha już Bartka.
Dociera to do niej podczas jednego z wieczorów, który spędza u niego w domu.
Siedziała wtedy na kanapie, wpatrując się w telefon, podczas gdy on stukał coś na laptopie. W telewizorze leciał jakiś durny program, chyba “Warsaw Hore”, czy coś takiego. Nie była u siebie, więc się nie wtrącała.
Przeglądała Facebooka i przeczytała posta, który bardzo ją rozbawił. Postanowiła się nim podzielić z chłopakiem.
– Ty, jakaś laska pyta, czy zajdzie w ciążę po tym, jak użyła tych samych sztućców, co jej brat.
Ona się śmiała, a on oderwał spojrzenie od laptopa i się zastanawiał.
– No, jak dopiero co zwalił konia, to może… – powiedział, przybierając ton myśliciela.
Marta śmiała się jeszcze głośniej. Dobrze grał. Bartek kontynuował:
– Chociaż w sumie… to ty już dawno powinnaś być w ciąży.
Śmiech kobiety powoli cichł. Dotarło do niej, że Bartek serio się zastanawia nad tą kwestią. Nie udawał.
– Co?
– No, przecież dotykamy wielu rzeczy po sobie. Może jesteś bezpłodna?
Marta próbowała go rozpracować. Bartek miał śmiertelnie poważną minę.
– Wiesz… Ja chciałem założyć rodzinę.
Marta czuła, jak coś ciężkiego przesuwa jej się pod czaszką.
W telewizorze jakaś kuso ubrana cizia wskakiwała na kolana młodemu chłopakowi, który wyglądał jak stylowy żul. Udawała, że jedzie na nim jak na koniu.
Marta nigdy nie widziała Bartka z książką albo kserówkami na studia. Czy przyszli prawnicy nie powinni się dużo uczyć?
Nawet ten dom nie był jego. Rodzice Bartka go kupili. Ona też co prawda nie zapracowała sama na dom na Biskupinie, dostała go w spadku, ale to jednak co innego. Inaczej żyjesz w średnio zamożnej rodzinie z myślą, że będziesz musiała harować na swój kąt, a los jednak okazuje się łaskawy i obdarowuje cię niespodzianką. Inaczej też żyjesz, gdy wszystko dostajesz od rodziców i od najmłodszych lat wiesz, że nie musisz harować na swój kąt, bo go po prostu dostaniesz.
Bartek wpatrywał się w nią intensywnie, jakby czekał na wyjaśnienia. A Marta nie mogła pojąć, czemu wcześniej nie połączyła kropek.
Chciała mu powiedzieć tyle rzeczy naraz. Czaszka jej pękała od niewypowiedzianych słów.
Jak to możliwe, że studiujesz prawo i jednocześnie jesteś tak głupi?
Seks z tobą wcale nie jest fantastyczny. Tak naprawdę ledwo tego seksu jest, gdyby odmierzać czas.
Jak można codziennie oglądać “Warsaw Hore”?
Nigdy nie założyłabym z tobą rodziny, umysłowa amebo.
Poproś rodziców, by kupili ci mózg.
Zrywam z tobą.
Nie powiedziała żadnej z tych rzeczy. Wspomina teraz tamten moment, siedząc u siebie w salonie, machinalnie jedząc cheetosy ketchupowe. Patrzy w telewizor, ale nie potrafiłaby powiedzieć, co się dzieje na ekranie.
Nie może wyjść z szoku. I nie wie, czy bardziej szokuje ją głupota i bezużyteczność Bartka, czy fakt, że tę głupotę wyciągnął przypadkowy post na Facebooku.
Nie potrafi zerwać z Bartkiem. Boi się, ale czego? Może tego, że on się nagle rozpłacze? Że będzie ją potem prześladował?
Rzuca pustą paczkę po chrupkach na przeciwległy koniec kanapy. Przy podłokietniku zauważa welurową maskę, która skrzy się intensywniej niż ostatnim razem.
Obca kobieta siedzi przy stoliku w ogródku kawiarni “Paloma Coffe” i próbuje wyłonić wzrokiem Bartka spośród tłumu kotłującego się na placu Solnym. Miesza łyżeczką w filiżance herbaty, by ją ostudzić, choć ta już dawno jest chłodna.
Nareszcie się pojawia. Młody student prawa podchodzi niepewnie do ogródka.
– Siadaj – zachęca obca kobieta.
– Natalia?
– Ta.
Bartek siada naprzeciwko niej. Kelnerka wyrasta jak spod ziemi, chłopak zamawia kawę, obojętnie jaką, byle bez mleka. Jego wzrok pełen wątpliwości ląduje z powrotem na obcej kobiecie.
– Jak to możliwe, że nigdy wcześniej nie poznałem dobrej przyjaciółki mojej dziewczyny?
– Cóż. Może ta przyjaciółka nie chciała cię poznać.
Marta-nie-Marta sięga po filiżankę i zanurza usta w zimnej herbacie. Obserwuje reakcję Bartka.
– O co chodzi? – pyta zdenerwowany, ściąga brwi.
– Marty nie ma.
– Co?
– Nie ma. Opuściła to miejsce.
– Że co? Nie żyje??
– Nie, źle się wyraziłam. Po prostu… nie ma jej już tutaj.
– Że we Wrocławiu?
Obca kobieta kiwa głową.
– A. No i zrywa z tobą. Sam rozumiesz. Ona nie wierzy w związki na odległość.
Bartek błyskawicznie podnosi ręce i tak samo szybko je opuszcza. Jakby usłyszał wygórowaną cenę za naprawę auta.
– Dlaczego sama mi tego nie powiedziała? Przed wyprowadzką?
Kelnerka stawia kawę przed nim, ale Bartek nie dziękuje. Wpatruje się intensywnie w “Natalię”.
– Nie wiem – obca kobieta odstawia filiżankę – powiedziała tylko, że się wyprowadza, bo lepsza praca czy coś tam. A ty i tak o nią nie dbałeś. Że masz małego i takie tam.
Twarz Bartka oblewa intensywna czerwień. Widać, że chce coś powiedzieć, ale nie może.
Jednak po chwili w końcu wykrztusza z siebie:
– Wy wszystkie jesteście pojebane.
Wstaje, zostawiając kawę i niezapłacony rachunek. Wychodzi z ogródka, znika w tłumie.
Marta-nie-Marta wypuszcza powietrze z ulgą. Trwa to wieczność, jakby wcześniej ciągle była spięta. Prosi kelnerkę o rachunek i płaci za kawę Bartka. Ostatni raz.
Kobieta ma mieszane uczucia. Z jednej strony czuje się świetnie, a najlepiej czuła się w trakcie akcji. Jeszcze nigdy wcześniej nie przeżyła takiej adrenaliny, takiego podniecenia, którego, gdy zgaśnie, chce się więcej. Z drugiej strony ma wyrzuty sumienia. Któryś z pracowników będzie musiał oddać własne pieniądze za torebkę, która zniknęła z półki sklepowej, by pojawić się u Marty na stole.
Jeśli ma być szczera, to nawet nieszczególnie jej się podoba ta torebka. Wygląda jak tani szajs z bazaru, z tą różnicą, że widnieje na niej napis BALENCIAGA. Marcie nie mieści się w głowie, że takie badziewie kosztuje sześć tysięcy złotych.
Ale tamto uczucie, Jeeezu…
Czy ktoś zauważy?
Przyłapią mnie, nie przyłapią?
Nie przyłapali.
Będzie dzwonić przy bramce?
Nie zadzwoniło. Pierwsza lepsza porada z internetu okazała się tą skuteczną.
Marta wpatruje się w torebkę. Nawet nie próbuje słuchać aniołka z prawego ramienia, diabełek jest bardziej przekonujący.
Zrób to jeszcze raz.
W końcu została przyłapana, ale nie przez policję, i w sumie tak naprawdę nie została przyłapana. Bo na zdjęciu zrobionym przez przechodnia widnieje twarz obcej kobiety, a nie Marty.
Gdy ogląda wiadomości ze sobą-nie-sobą w roli głównej, dociera do niej, że przestaje być ostrożna. Bo co z tego, że może przybrać inną twarz, jeśli nie ma dokumentów obcej kobiety? Co by się stało, gdyby policja podczas aresztowania zorientowała się, że Marta nie legitymuje się swoim dowodem osobistym? Na to też jest przecież paragraf.
Odwraca wzrok od telewizora, by skierować go na trofea. Torebki, buty, komórki, nawet skarpetki się tam znalazły. Koniec końców chodzi o adrenalinę, wartość skradzionych rzeczy nie ma znaczenia.
Właśnie, adrenalina. Tę odczuwa coraz mniej, coraz rzadziej. Kradzież nie budzi już takiego dreszczyku emocji jak na początku, więc równie dobrze kobieta może porzucić to zajęcie.
Nie rozwiązuje to jednak innego, poważniejszego problemu.
Jak zaspokoić ten wieczny głód adrenaliny? Co zrobić, by poczuć się sytą?
Marta-nie-Marta żyje intensywnie. Chodzi po klubach, wykonuje dziwne tańce na parkiecie, bawią ją zniesmaczone lub zdezorientowane spojrzenia ludzi. Śpiewa na karaoke, buczenie jej nie dołuje. Czasem w tych klubach pozna jakichś ludzi, których po krótkim czasie potrafi zwyzywać, tylko dlatego, że nie zgadzają się z jej opinią. Ich miny zastygnięte w oburzeniu doprowadzają kobietę do spazmów śmiechu. Zdarza się, że wchodzi do kościoła i gdy wszyscy pogrążeni w modlitwie pochylają głowy, ona w tym momencie wstaje i brutalnie rozdziera ciszę krzykiem. Że Hitler to Jezus, który wrócił na ziemię, by zemścić się za ukrzyżowanie. Ucieka wtedy szybko ze świątyni, zanim ktokolwiek wyjdzie z szoku i zacznie ją ścigać.
Zachowania i jego skutki należą do obcej kobiety, a uczucie spełnienia należy do Marty. Niestety uczucie trwałej satysfakcji nie przypada żadnej z nich.
A Marta desperacko potrzebuje adrenaliny, emocjonalnego rollercoastera, władzy. Chce więcej, każdego dnia. Głód rośnie. Skręca wnętrzności. Boli. Wkurwia.
Anonimowość i wolność, które zapewnia jej maska, uzależniają silniej niż najmocniejszy narkotyk.
Marta uwielbia czytać książki i oglądać programy o mordercach. W jednej książce przeczytała wypowiedź jednego z nich:
Nie ma lepszego uczucia niż zabijanie. Zabijanie to najwyższy rodzaj władzy, jaką może posiąść człowiek. Bo odbierasz życie innej osobie, ty o tym decydujesz. Czy to nie jest wspaniałe?
Marcie nie chce wyjść to zdanie z głowy.
Nie ma lepszego uczucia niż zabijanie.
To zdanie towarzyszy jej wszędzie i przy każdej czynności: podczas zakupów, tańców na parkiecie, jedzenia, brania prysznica. Drąży umysł jak robak, który zamiast powoli stawać się sytym i zmęczonym, brnie w zakamarki podświadomości coraz zachłanniej i intensywniej.
Marta szybko przemierza plac parkingowy przed Biedronką. Unika spojrzenia bezdomnego, który siedzi na wózku, ma na nim cały dobytek, niebieską, wełnianą czapkę i zero wstydu. Otwarcie trzyma tanie wino w jednej ręce, podczas gdy drugą wyciąga po jałmużnę. Jakiś przechodzień wyraża niezadowolenie. Używa słów “oszust, krętacz, pijak, nie masz pan wstydu”.
– Jaki krętacz? – krzyczy bezdomny. – Nie widzi pan, że nie mogę chodzić? Nic nie mam, domu nie mam, żryć co nie mam, wszyscy chcą, żebym zdechł…!
Te słowa zatrzymują Martę. Zastanawia się nad nimi przez chwilę i rusza dalej.
Jest ciepły poranek, choć pochmurny. Wiatr lekko ciągnie zrywki po parkingu przed marketem.
Pod Biedronką na ulicy Traugutta obca kobieta podaje alkohol bezdomnemu w niebieskiej czapce. Zdziwiony mężczyzna unosi brwi, ale wyciąga rękę po butelkę. Pragnienie, by znów się otumanić, jest silniejsze. Nie jest też dla niego istotne, że amarena nie stawia oporu, korek łatwo się odkręca.
Obca kobieta uśmiecha się do niego i odchodzi. Nie znika jednak całkowicie. Idzie do Żabki, a tam udaje, że przegląda rzeczy na półkach. W końcu bierze wodę niegazowaną, żeby Ukrainka za ladą przestała na nią łypać podejrzliwie.
Obca kobieta wychodzi ze sklepu z butelką wody w ręce. Zbliża się do Biedronki.
Bezdomny już śpi. I nie obudzi się więcej.
Marta-nie-Marta zadowolona z siebie patrzy na swoje dzieło. Po chwili zmierza na najbliższy przystanek tramwajowy. Nie przestaje się uśmiechać.
Właśnie pomogła jednej osobie. Mężczyzna już nie będzie musiał się otumaniać, by uciec od przerażającej i śmierdzącej szczynami rzeczywistości. Nie będzie musiał codziennie walczyć o tani chleb i tanie wino. Wszystko minęło.
Jestem aniołem śmierci.
Marta pomagała bezdomnym tak pracowicie, że o sprawie zaczęło być głośno. Na wielu kanałach informacyjnych mówiono o częstych i podejrzanych zgonach ludzi bezdomnych we Wrocławiu.
Od tamtej pory kobieta się zastanawia, czy nie zmienić celu swojej dobroczynności.
A może by tak przyczynić się do dobra ogółu, a nie tylko jednostki?
Załóżmy, że jedna osoba zatruwa życie wszystkim dookoła. Czy pozbycie się tej jednej osoby nie polepszyłoby warunków bytowania całego otoczenia?
Kobieta dochodzi do wniosku, że faktycznie stać ją na więcej. Do tej pory pomagała wyłącznie pojedynczym osobom, jednostkom. Ogół nie ma żadnych korzyści ze zniknięcia bezdomnych. Ludzie są rzadziej przez nich nagabywani i tyle.
Przyszedł czas, by postawić odważniejszy krok i oczyścić świat z przynajmniej jednej wszy ludzkiej.
Supervisor Marko Zajkovič, bezpośredni przełożony Marty, wydaje się idealnym kandydatem na wesz. Serb o absurdalnie wysokim mniemaniu o sobie, który uważa, że zawsze ma rację i otoczenie ma się do niego dostosować. Przychodzi do biura, kiedy chce, a kiedy go nie ma, nikogo o tym nie informuje. Wszyscy wiedzą, że gdy “pracuje” z domu, tak naprawdę jara blanty. A gdy już pojawia się w biurze, za zamkniętymi drzwiami sal konferencyjnych uprawia intensywny mobbing. Marta wielokrotnie widziała zapłakane oczy koleżanek z zespołu powracające z meetingu z szefem i dobrze wiedziała, przez co przeszły. To on sprowadził na nią ich nienawiść, wykorzystując do tego jej pomysł na projekt. Poza tym nie ma żadnej rodziny ani partnerki i nie ma co się dziwić, bo kto by chciał być z takim chamem. Marta nienawidzi go całym sercem i wie, że nie jest jedyna.
Kobieta pilnie przysłuchuje się rozmowom supervisora przy dosłownie każdej okazji. Próbuje się dowiedzieć, jak szef spędza czas wolny. Na szczęście z pomocą przychodzi internet.
Z jego konta na Facebooku dowiaduje się, że jest średnio spełnionym muzykiem. Profil Balkan Rhytmics nie cieszy się wielką liczbą polubień, a udostępnione przez niego piosenki na YouTubie mają zaledwie po kilkaset wyświetleń, które uzbierały się przez kilka lat.
Codzienne sprawdzanie wiejącego pustką Balkan Rhythmics w końcu się opłaciło. Jej szef wystąpi w “Czarnym Kocie” już za kilka dni.
Marta zakłada welurową maskę. Idzie jej to tak sprawnie, że cały proces odbywa się szybko i bez bólu. Obca kobieta jednak nie uśmiecha się tym razem. Wie, że przed nią ważne zadanie i nie może go spieprzyć.
Godzina 18.00, w “Czarnym Kocie” pustki. Tylko barmani krzątają się po przeciwległej stronie sali, znikając co chwilę za długą ladą albo w pomieszczeniu dla personelu. Marko ustawia coś przy kontrolerze z podświetlonymi na kolorowo padami. Gdy odrywa od nich wzrok, zaskakuje go widok obcej kobiety stojącej tuż przed nim z drinkiem w ręce. Czerwona sukienka i szykowne rękawiczki sięgające do łokci lśnią jak tysiące diamencików w świetle małego reflektora. Marta-nie-Marta uśmiecha się i wyciąga trunek w jego stronę.
– Z pewnością jest pan zestresowany. To pomoże się panu rozluźnić.
Marko chrząka, wciąż zszokowany obecnością tej eleganckiej kobiety. Może by nabrał podejrzeń i zadałby sobie pytania w stylu: “Co o tak wczesnej porze robi tu ta kobieta? Dlaczego przynosi mi drinka?”, gdyby nie rozpraszający i kuszący dekolt pięknej pani. Przyjął drinka z wdzięcznością.
Obca kobieta uśmiecha się jeszcze szerzej.
– Uwielbiam pana muzykę – mówi słodkim głosem. – Zwłaszcza utwór “Everyone is stupid but me”.
Marko znowu chrząka, nachrząkać się nie może.
– Może usiądziemy? – proponuje piękna kobieta w obcisłej sukience, a on nie potrafi jej odmówić, mimo że nie podłączył jeszcze całego sprzętu.
Marta-nie-Marta wprawnie łechta ego mężczyzny. Ten, rozochocony komplementami i piękną towarzyszką, szybko wypija drinka do końca.
– Szokuje mnie mała liczba wyświetleń na pańskim kanale na YouTubie – mówi kobieta, odbierając mu pustą szklankę z rąk. – Zasługuje pan na więcej.
– Mów mi Marko – bełkocze mężczyzna. Najwyraźniej drink był bardzo mocny, a on wypił wszystko prawie na raz. – I tak, zasługuję. Ludzie to idioci i nie znają się na dobrej muzyce.
– To prawda – mówi obca kobieta i niespodziewanie chwyta go za krocze, podczas gdy Martę skręca z obrzydzenia. Musi jednak zaufać obcej kobiecie i welurowej masce. Zaraz będzie po wszystkim.
– Chodźmy stąd na chwilę – szepcze mu do ucha. – Chcę pokazać, jak bardzo pana podziwiam.
Marko posłusznie wstaje, choć nogi już tak posłuszne nie są. Obca kobieta pomaga mu dotrzeć do łazienki.
Dosłownie wrzuca go do kabiny, a Marko myli nienawiść z porywem namiętności. Spodziewa się pięknych dłoni pospiesznie rozpinających jego koszulę i ust próbujących połknąć jego usta. Jednak słyszy tylko trzask zamykanej kabiny i uderzenie o drzwi.
Mężczyzna odrobinę przytomnieje. Uświadamia sobie, że nawet nie zna imienia tajemniczej kobiety, nie wie, jak ma zawołać.
– Ekhm… Proszę pani? – zagaja i natychmiast czuje się jak dureń. – Jest pani tam?
Po chwili dociera do niego, że słyszy jej oddech. I że to ona napiera na drzwi.
– O kurwa… Ty suko! Otwieraj!
Wali w drzwi, ale ręce po chwili omdlewają. Kabina wiruje, nogi się uginają. Ciemność spuszcza swoją kurtynę.
Obca kobieta czeka jeszcze kilka minut. Gdy upewnia się, że Marko już nie wstanie, otwiera kabinę. Mężczyzna wygląda jak pijany, ale klatka piersiowa się nie unosi. Doskonale. Marta-nie-Marta wyjmuje z torebki słoiczek z żółtymi tabletkami, odkręca go i kładzie bokiem na kafelki, kilka tabletek się rozsypuje.
Wychodzi szybko z toalety. W każdej chwili mógł przecież przyjść pracownik klubu.
Gdy barman dokonuje strasznego odkrycia, obca kobieta w czerwonej sukience jest już na Biskupinie i zmierza w stronę domu Marty.
Zdania i reakcje są podzielone. Jedni płaczą, mówiąc, że to jednak był człowiek i człowieka zawsze szkoda, a inni nie ukrywają radości z faktu, że szef się w końcu zaćpał.
Pomiędzy nimi siedzi Marta i nic nie mówi. Była pewna, że będzie się cieszyć. Przecież zrobiła coś dobrego. Pozbyła się wszy, która niszczyła życie innym.
Kobieta idzie do toalety i zamyka się w kabinie. Chowa twarz w dłoniach.
Kim ja jestem?
Co ja zrobiłam?
Proste pytania, na które nie potrafi odpowiedzieć, odbijają się w czaszce i nie chcą zamilknąć.
Dlaczego jest mi tak ciężko? Przecież zrobiłam dobrze…
Nagle zastyga. Kładzie ręce na kolana, podnosi twarz.
Zrobiłaś dobrze? Zabijanie człowieka jest “dobre”?
Przewija w myślach wszystkie filmy dokumentalne i książki o mordercach.
Dlaczego zabijali? Bo mieli chujowe dzieciństwo, bo byli zaburzeni, bo myśleli, że mogą wszystko…
Że mogą wszystko.
Maska.
Ja zabijałam, bo…
Bo byłam anonimowa. Wyzywałam ludzi, kradłam, zabijałam z maską na twarzy.
I tylko dlatego? Wystarczy być incognito i… już?
Czyli ja nigdy nie byłam dobra tak naprawdę?
Byłam dobra tylko dlatego, że… mam konkretne imię? Mam tożsamość?
Potok myśli przerywa gwałtowny szloch. Trwałby wieczność, gdyby nie nagły stukot obcasów w łazience.
Marta połyka łzy i postanawia to wszystko zakończyć. Zrobi to, jak tylko wróci do domu.
Płomienie próbują pochłonąć maskę, ale szybko się poddają. Gdy ogień dogasa, Marta wyjmuje maskę pogrzebaczem i kładzie na płycie przed paleniskiem. Przygląda się jej uważnie.
– Co jest, do cholery… – mruczy zaniepokojona. Idzie do kuchni, po chwili wraca z nożyczkami, które również się poddają, tak samo jak młotek. W końcu Marta dochodzi do wniosku, że maski nie da się zniszczyć.
Kobieta krzyczy na cały dom, chwyta maskę i rzuca nią na oślep. Kątem oka widzi, że maska wyleciała przez otwarte okno.
– A idź w pizdu! – krzyczy za przedmiotem. Przez dłuższą chwilę dyszy z wściekłości. Gdy nieco się uspokaja, idzie do salonu i włącza telewizor.
Kładzie się na kanapie, przełącza kanały. Wchodzi na Youtuba, potem na Netflixa. Nie wie, co oglądać, nie może się skupić.
W końcu sumienie każe jej zejść na dół i zabrać maskę. Nie może przecież dopuścić do tego, by to diabelstwo zawładnęło czyimś życiem.
Niestety nie znajduje welurowej maski. Szuka po całym ogrodzie, pod każdym krzakiem i drzewkiem.
Młode małżeństwo wraca z wycieczki rowerowej. Często przejeżdżają przez Biskupin, lubią oglądać tamtejsze domy, niektóre nawet przypominają pałacyki. Tu zawsze jest tak cicho i spokojnie, rzadko słychać warkot samochodów. Idealna trasa na rowery.
Kobieta zauważa coś lśniącego na gałęzi dębu. Zatrzymuje rower i ogląda z dołu znalezisko. Mąż hamuje i przystaje koło niej.
– Ty… To maska! – woła jego żona. – Jaka piękna!
– Co ty, chcesz ją wziąć? – dziwi się mężczyzna. – Nie wiadomo, kto jej dotykał i kto ją zakładał, daj spokój.
Chce odjechać, ale żona uparcie stoi i wpatruje się w skrzący przedmiot.
– Kochanie, jedziemy?
Żona wzdycha głęboko. Stawia nogę na pedał roweru.
Już ma ruszać, gdy maska spada z drzewa i ląduje u jej stóp. Kobieta patrzy na męża i uśmiecha się szeroko.
– To znak! – chichocze. Schyla się po nią i przez chwilę ogląda z bliska.
– Boże, jaka piękna! Idealna na Halloween, czy karnawał…
Mąż się krzywi, ale nic nie mówi. Obserwuje, jak żona chowa welurowy przedmiot do plecaka.
Ruszają. Mąż milczy, a kobieta piszczy z radości i na głos snuje plany przymierzenia maski jeszcze dziś wieczorem.
Cześć, Holly!
Podobało mi się. Jest trochę błędów językowych, ale przybędą tu na pewno zawodowczynie- rewolwerowczynie:) i chwała im za to.
Marta – w porządku dziewczyna, da się ją polubić. Zemsta na suczym gangu (!) opisana super, można to sobie z przyjemnością wyobrazić. Prymitywny Bartek – tu myślałem, że będzie akcja typu Babooshka, jak u Kate Bush, ale poszłaś w swoją stronę.
Potem robi się już poważniej. Anonimowość – kradzieże i morderstwa, a w końcu refleksja nad dobrem i złem, odpowiedzialnością, tożsamością i człowieczeństwem. Marta dorasta razem ze swoimi czynami i chce stać się znowu sobą.
Wiemy, co dalej z maską – w końcu to tylko pretekst. Ciekawe, że spada z drzewa i trafia znów w kobiece ręce:) Ale co będzie z Martą? Trochę się o nią martwię, ale kibicuję:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Cześć, Oblatywaczu!
Chyba nie mieliśmy jeszcze sposobności się spotkać :) Miło mi!
Dziękuję Ci za komentarz, bardzo szybko przeczytałeś opowiadanie, jestem pod wrażeniem.
Jest trochę błędów językowych
Nie wątpię.
ale przybędą tu na pewno zawodowczynie- rewolwerowczynie:) i chwała im za to.
Z pewnością! Nie mogę się doczekać :)
Pozdrawiam również :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
bardzo szybko przeczytałeś opowiadanie
No tak, w końcu jestem po studiach
Mnie również miło!
Cześć HollyHell91
Bardzo dobre opowiadanie. Naprawdę ciekawie się to czytało. Nawet był tu humor, kilka razy prychnąłem a nawet nie wiedziałem szczególnie dlaczego. No i końcówka dobra, jest twist. Zrozumiałem też znaczenie wyrażenia “anioł śmierci”. Tak tego Mengele nazywali.
Pozdrawiam serdecznie. Bardzo dobry tekst. I w sumie też taki życiowy. A temat morderców jest mi bliski, interesowałem się tym.
Czekam na następne twoje opki.
Jestem niepełnosprawny...
Okropny świat pokazujesz Świętopiekielna91;)
Wszyscy są w nim odrażający i źli.
I to jest argument na nie, bo tekst jest czarno-czarny.
Natomiast czytałam płynnie, byłam zaintrygowana maską i z przyjemnością dotarłam do końca.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dzień dobry, dawidiq150,
dziękuję bardzo za Twoje miłe słowa, bardzo doceniam :)
Czekam na następne twoje opki.
A to Cię nie zawiodę, bo tyle konkursów się posypało, że aż żal nie brać w nich udziału :)
Serdeczne pozdrowienia ślę!
Dzień dobry, Zasadzko,
To prawda, tekst jest dosyć ponury.
I to jest argument na nie, bo tekst jest czarno-czarny.
Ekhm, więc czemu dałaś klika?
:) Dziękuję bardzo za przeczytanie i komentarz!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Ekhm, więc czemu dałaś klika?
No, bo:
Natomiast czytałam płynnie, byłam zaintrygowana maską i z przyjemnością dotarłam do końca.
;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Betowało się przyjemnie. Zatęskniłem za serialem Breaking Bad :)
Czy czarno-czarny? W moim odbiorze raczej osuwający się stopniowo z szarości w czerń. Zakończenie wdzięczne i z humorem. Tekst napisany, żeby zostawić trochę niepokoju w głowie.
Jako wielbiciel zagadek myślę, że części uczuć można było nie nazywać, ale zagadki oznaczają również możliwość zgubienia się. Tutaj wszystko było czytelne, jaskrawe, łatwo było mi wczuć się w bohaterkę, przynajmniej do połowy opowiadania, kiedy jeszcze nie mordowała nikogo. A później z ciekawością obserwować, do czego się posunie.
Konkursowo moim zdaniem dobre, jest przewodni element – maska, który cały czas znajduje się w centrum wydarzeń.
Dobry tekst czytało się szybko. Parę razy, nawet lekko się uśmiechnąłem. Pozdrawiam
Ambush,
Natomiast czytałam płynnie, byłam zaintrygowana maską i z przyjemnością dotarłam do końca.
Tak myślałam, ale i tak dziwne było to dla mnie, że można być jednocześnie na nie i polecać do Biblio…
Tym bardziej się cieszę, że doceniłaś moją pracę :)
Cześć betujący, pomocny marzanie,
Betowało się przyjemnie. Zatęskniłem za serialem Breaking Bad :)
Hę? Oglądałam ten serial, ale żadnych powiązań nie widzę…
A nie, dobra. Chodzi Ci o przemianę bohatera z neutralnego w złego? Jeśli tak, to jest to – łałałiła – nie byle jaki komplement.
Zakończenie wdzięczne i z humorem.
Gdzie Wy tam wszyscy widzicie humor? Przecież to straszne, że historia znowu się powtórzy ;p
Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa i jeszcze raz za betę :)
Cześć, Adexxie,
Dobry tekst czytało się szybko parę razy
Ekskjuz mi? Przeczytałeś tekst parę razy?
Pozdrawiam
Pozdrawiam również :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Przeczytane. Powodzenia. :)
Błąd w komentarzu sorki :D
Adexx,
a ok ;p
Misiu,
dziękuję :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
A nie, dobra. Chodzi Ci o przemianę bohatera z neutralnego w złego?
Walter również ma nieszczególnie udane życie i na początku mu kibicujemy, jest całkiem zabawnie. Później już nie jest tak śmiesznie, bo naprawdę wybiera zło. Tutaj bohaterka zaczyna od obrony, potem jest nałóg adrenalinowy, a na końcu zaczynają się zbrodnie.
Dogadali by się :D
Zaskakujące, jak maska zmieniła bohaterkę, jak wpłynęła na jej życie. Początkowo Marta jest szarą myszką lekceważoną przez otoczenie, więc chyba nie drzemały w niej niedobre instynkty, które pojawiły się się wraz z przywdzianiem maski. A potem poszło z górki.
Opowiadanie zaciekawiło i czytało się naprawdę dobrze, choć wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
…plątanina rozmów o pracy, dzieciach, serialach i o niczym. Marta dopiero co przyszła do pracy… → Czy to celowe powtórzenie?
Dziękują kelnerce, która kładzie na stolik piwa z sokiem malinowym i słomką. → Dziękują kelnerce, która stawia na stoliku piwa z sokiem malinowym i słomką.
Gdyby kelnerka położyła naczynia, piwo wylałoby się.
…próbuje wyciągnąć owe błyszczące coś. → …próbuje wyciągnąć owo błyszczące coś.
Tu znajdziesz odmianę zaimka ów.
…mikro gwiazdki bardziej błyszczą. → …mikrogwiazdki bardziej błyszczą.
Na twarz wychodzi szeroki uśmiech. → A może: Na twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Lub: Na twarz wypływa szeroki uśmiech.
Kierowca ubera zatrzymuje się… → Kierowca Ubera zatrzymuje się…
…obramowane LEDami emitują… → …obramowane LED-ami emitują…
Dzisiejszego, nie z początku lat dwutysięcznych. → Nie było lat dwutysięcznych, rok dwutysięczny był tylko jeden.
…też miało swój wkład w zemście. → …też miało swój udział w zemście. Lub: …też miało swój wkład w zemstę.
Przeglądała facebooka i przeczytała posta… → Przeglądała Facebooka i przeczytała posta…
…przypadkowy post na facebooku. → …przypadkowy post na Facebooku.
Kelnerka kładzie kawę przed nim… → Kelnerka stawia przed nim kawę…
Wygląda jak jak tani szajs z bazaru… → Dwa grzybki w barszczyku.
…z tą różnicą, że ma na sobie napis BALENCIAGA. → …z tą różnicą, że jest na niej napis BALENCIAGA.
Co zrobić, by poczuć się sytą? → Co zrobić, by poczuć się syta?
…że nie zgadzają się jej opinią. → Pewnie miało być: …że nie zgadzają się z jej opinią.
Z jego konta na facebooku dowiaduje się… → Z jego konta na Facebooku dowiaduje się…
Jej szef wystąpi w “Czarnym kocie” już za kilka dni. → Jej szef wystąpi w “Czarnym Kocie” już za kilka dni.
…w “Czarnym kocie” pustki. → …w “Czarnym Kocie” pustki.
Zabijanie człowieka jest “dobre’? → Zabijanie człowieka jest “dobre”?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzień dobry, regulatorzy,
Opowiadanie zaciekawiło i czytało się naprawdę dobrze
To się cieszę!
choć wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
Oczywiście :)
…plątanina rozmów o pracy, dzieciach, serialach i o niczym. Marta dopiero co przyszła do pracy… → Czy to celowe powtórzenie?
Nie. Poprawione.
Dziękują kelnerce, która kładzie na stolik piwa z sokiem malinowym i słomką. → Dziękują kelnerce, która stawia na stoliku piwa z sokiem malinowym i słomką.
Gdyby kelnerka położyła naczynia, piwo wylałoby się.
Kurde, znowu to samo.
Poprawiłam. Jednak mam wątpliwości co do przypadku, który następuje po stawiać. Myślałam, że jeśli czasownik związany jest z ruchem, to występuje w bierniku, więc wtedy byłoby stawiać na stolik, ale coś stoi na stoliku. Jak to już w końcu jest z tymi przypadkami?
…próbuje wyciągnąć owe błyszczące coś. → …próbuje wyciągnąć owo błyszczące coś.
Tu znajdziesz odmianę zaimka ów.
W sumie analogicznie do ta, to, te.
…mikro gwiazdki bardziej błyszczą. → …mikrogwiazdki bardziej błyszczą.
Na pewno? Gdy połączyłam te słowa ze sobą, zostały podkreślone na czerwono.
Na twarz wychodzi szeroki uśmiech. → A może: Na twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Lub: Na twarz wypływa szeroki uśmiech.
Hm. A czemu uśmiech może wypływać, a nie może wychodzić?
Kierowca ubera zatrzymuje się… → Kierowca Ubera zatrzymuje się…
Hm. Było kiedyś o produktach marek, że piszemy z małej litery, ale tutaj Uber w sumie nie jest produktem, tylko firmą i dlatego powinno być z dużej litery, dobrze myślę?
Dzisiejszego, nie z początku lat dwutysięcznych. → Nie było lat dwutysięcznych, rok dwutysięczny był tylko jeden.
To jak się mówi o latach 2000-2010?
Co zrobić, by poczuć się sytą? → Co zrobić, by poczuć się syta?
Hm? Czyli jakby to był facet, to byśmy powiedzieli: Co zrobić, by poczuć się syty?
Chyba mówi się: poczuć się sytym?
Błędy poprawione. Serdecznie dziękuję!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Bardzo proszę, HollyHell, miło mi, że mogłam się przydać. :)
Jednak mam wątpliwości co do przypadku, który następuje po stawiać. Myślałam, że jeśli czasownik związany jest z ruchem, to występuje w bierniku, więc wtedy byłoby stawiać na stolik, ale coś stoi na stoliku.
Całe życie stawiałam coś (na czym) – na stole/ na stoliku.
Na pewno? Gdy połączyłam te słowa ze sobą, zostały podkreślone na czerwono.
Owszem, Word podkreśla to słowo, ale skoro piszemy np. mikrobiologia, mikroamper, mikroatmosfera, mikrokosmos – to i mikrogwiazdki.
Hm. A czemu uśmiech może wypływać, a nie może wychodzić?
Bo uśmiech nie ma nóżek. ;)
Jeśli masz wątpliwości co do wypływającego uśmiechu, proponuję: Na twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
To jak się mówi o latach 2000-2010?
2000 – rok dwutysięczny
2001 – rok dwa tysiące pierwszy
2002 – rok dwa tysiące drugi
…
2010 – rok dwa tysiące dziesiąty
O bieżącym roku nie powiesz, że mamy dwutysięczny dwudziesty piąty, tylko dwa tysiące dwudziesty piąty, tak jak nie powiesz, że Polska przyjęła chrzest w tysięcznym dwudziestym piątym roku, tylko w tysiąc dwudziestym piątym.
Chyba mówi się: poczuć się sytym?
Jem, bo chcę się poczuć (jaka) syta. Nie powiem, że jem, bo chcę się poczuć (jaką) sytą.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To jak się mówi o latach 2000-2010?
Mam wrażenie, że w dyskusji chodziło o zbiorcze określenie całej dekady. Podobnie do lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych itp. w XX wieku.
Było dyskutowane tu:
https://lpj.pl/index.php?op=35&id=24
Witaj HollyHell91,
Przeczytałem z ciekawością i na początku spodziewałem się historii w stylu filmu Maska, jedynie w bardziej realistycznej formie.
Tutaj mamy podróż z ciemnej szarości w czerń, więcej czerni, ale na końcu nie ma katharsis, lecz raczej potrzeba wzięcia kilku głębszych oddechów.
Konstrukcyjnie i narracyjnie jest bez zarzutu. Ale świat jest jednowymiarowy, aż lepi się od zła. Nie ma tutaj zbyt wielu odcieni szarości. Ta jednowymiarowość wydaje mi się najsłabszą stroną opowiadania.
Tak jak obraz w monotonnych bardzo ciemnych barwach, choć technicznie będzie doskonały, to nigdy nie zachwyci, a jedynie zaciekawi.
Żeby było jasne, klik należy się absolutnie, jak Marcie ciemna cela w piekle.
Pozdrawiam Serdecznie!
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Witaj. :)
Podczas czytania zatrzymały mnie następując fragmenty (tylko do przemyślenia):
Nasza firma zatrudniła w zeszłym roku tyle i tyle pracowników, zrobiliśmy taki i sraki wynik, bla bla bla. – rodzaj męski?
Bo (przecinek?) w jakiej innej firmie panuje rodzinna atmosfera, gdzie indziej są dostarczane codziennie owoce, jaka firma posiada fotele masujące, z których i tak nie masz sposobności korzystać? – nie wiem, czy zamiast „gdzie” nie lepiej „dokąd”?
– …przez tę idiotkę nie będę się wyrabiać… Codziennie nadgodziny trzeba będzie klepać… – czy to celowe powtórzenie?
Obraca piękny, welurowy przedmiot. Maska. Wygląda jak wenecka, ma piękny, głęboki, granatowy kolor… – i tu?
Marta wielokrotnie widziała zapłakane oczy koleżanek z zespołu powracające z meetingu z szefem i dobrze wiedziała, przez co przeszły. To on sprowadził na nią nienawiść koleżanek, wykorzystując do tego jej pomysł na projekt. – i tu?
Zatrzymuje rower i ogląda z dołu znalezisko. Mąż zatrzymuje się przy niej. – i tu?
Z jego konta na Facebooku dowiaduje się, że jest średnio spełnionym muzykiem. Profil jego muzycznego alter ego, Balkan Rhytmics, nie cieszy się wielką liczbą polubień, a udostępnione przez niego piosenki na YouTubie mają zaledwie po kilkaset wyświetleń, które uzbierały się przez kilka lat. – i tu?; dodatkowo wyszła rymowanka: jego muzycznego alter ego
Niektóre (przecinek?) przechodząc obok jej stanowiska, rzucają wprost:
Może dlatego (przecinek?) że kobieta nie stawia oporu.
– …jak chce awansować, to niech pójdzie mu obciągnąć, a nie, projekty wymyśla… (podobnych już nie wypisuję…)
Holly,
tu są dzieci! tu jest bruce! Oczywiście – żart!
Szkoła, jestem w szkole. Przedszkole.
Znakomite zdanie, w wielu miejscach i sytuacjach mam to samo odczucie. :)
„Ratowanie” bezdomnych przypomniało mi czarną komedię „Arszenik i stare koronki” – zarówno amerykańska, jak i polska wersja – genialne! :)
Oczywiście cała zabawa z maską i inną osobą – skojarzenia z „Maską”, „Dziedzicem maski” i pewnym odcinkiem serialu „Columbo”, w którym zdradzona kobieta zmienia osobowość oraz wygląd, aby dokonać zemsty. :)
Opis sytuacji w pracy i życiu oraz emocji Marty jest przytłaczający, ale zarazem tak bardzo prawdziwy, za niego dla Ciebie szczególne brawa! :)
Doskonały horror, brawa, klik, pozdrawiam serdecznie, powodzenia w konkursie. :)
Pecunia non olet
Fajny tekst, przyjemnie się czytało.
Może jestem niepoprawną optymistką, ale zastanawiam się, ile tego zła było w Marcie, a ile w masce. Bo może maska tylko wydobyła to, co nosicielka już w sobie miała? Może rowerzystka wykorzysta ją do zabawy, a nie do kradzieży i zabijania?
Wydaje mi się dziwne, że nie było śledztwa w sprawie zgonów bezdomnych. Nie wiem, czy w takich przypadkach robi się dokładną sekcję zwłok (ale chyba powinno się robić, prawda?), ale po trzech nagłych zgonach “na miejscu pracy” ktoś się powinien zainteresować, przejrzeć monitoringi, zauważyć tę samą kobietę…
Babska logika rządzi!
Hej, tekst wybitnie wskazuje na maskę, jako sprawce całego zła. Sama bohaterka nie jest przecież zła, tylko zagubiona i nieszczęśliwa. Zastanawiam się nad wolną wolą i tym, jak bardzo sama Marta szukała ekscytacji w życiu a ile obudziła w niej maska… Dobrze się czytało, ciekawa historia. Najwięcej wątpliwości wzbudziła we mnie argumentacja bohaterki dotycząca zakończenia cierpień bezdomnego – może dlatego, że nie sprawiał wrażenia takiego bardzo nieszczęśliwego i zmęczonego życiem. Ale to tylko takie wrażenie… Reszta całkiem spoko, dwoistość bohaterki i zbudowanie jej charakteru bardzo na plus! :)
Idę klikać i pozdrawiam! :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
regulatorzy,
Owszem, Word podkreśla to słowo, ale skoro piszemy np. mikrobiologia, mikroamper, mikroatmosfera, mikrokosmos – to i mikrogwiazdki.
No to dziwne, że Word uważa takie połączenie za błąd.
Hm. A czemu uśmiech może wypływać, a nie może wychodzić?
Bo uśmiech nie ma nóżek. ;)
Jeśli masz wątpliwości co do wypływającego uśmiechu, proponuję: Na twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
Dziękuję za zastępnik, ale nadal mnie zastanawia, dlaczego można powiedzieć o uśmiechu, że wypływa, a nie można powiedzieć, że wychodzi… Bo do pływania też są potrzebne ręce i nogi (przynajmniej u człowieka), u ryby zaś są płetwy chociażby, a uśmiech tych płetw też nie ma, więc.. <wzrusz ramionami>
O bieżącym roku nie powiesz, że mamy dwutysięczny dwudziesty piąty, tylko dwa tysiące dwudziesty piąty, tak jak nie powiesz, że Polska przyjęła chrzest w tysięcznym dwudziestym piątym roku, tylko w tysiąc dwudziestym piątym.
Tak, to wiem, ale chodziło mi o dekadę.
Jem, bo chcę się poczuć (jaka) syta. Nie powiem, że jem, bo chcę się poczuć (jaką) sytą.
Yhym, no tak. Ale facet powie, że je, by poczuć się sytym, a nie syty, prawda?
marzan,
Mam wrażenie, że w dyskusji chodziło o zbiorcze określenie całej dekady.
Dokładnie!
Dziękuję, przeczytałam, ale dalej nie wiem ;p
piotr_jbk,
Tutaj mamy podróż z ciemnej szarości w czerń, więcej czerni, ale na końcu nie ma katharsis, lecz raczej potrzeba wzięcia kilku głębszych oddechów.
To prawda. A miało być katharsis? Twoim zdaniem? Czy tak jest ok?
Konstrukcyjnie i narracyjnie jest bez zarzutu. Ale świat jest jednowymiarowy, aż lepi się od zła. Nie ma tutaj zbyt wielu odcieni szarości. Ta jednowymiarowość wydaje mi się najsłabszą stroną opowiadania.
To już chyba druga, albo trzecia taka opinia. No i się tak zastanawiam teraz, czy każde opowiadanie musi być wielowymiarowe?
Tak jak obraz w monotonnych bardzo ciemnych barwach, choć technicznie będzie doskonały, to nigdy nie zachwyci, a jedynie zaciekawi.
Rozumiem, trafna analogia.
Fiu, fiu, podoba mi się to porównanie
Żeby było jasne, klik należy się absolutnie, jak Marcie ciemna cela w piekle.
Hahaha, dziękuję za piękny komentarz!
dobry duszek bruce,
Witaj. :)
No dziń dybry :)
Nasza firma zatrudniła w zeszłym roku tyle i tyle pracowników, zrobiliśmy taki i sraki wynik, bla bla bla. – rodzaj męski?
Ups. tylu!
Bo (przecinek?) w jakiej innej firmie panuje rodzinna atmosfera, gdzie indziej są dostarczane codziennie owoce, jaka firma posiada fotele masujące, z których i tak nie masz sposobności korzystać? – nie wiem, czy zamiast „gdzie” nie lepiej „dokąd”?
Wątpię, żeby tam był potrzebny przecinek. Co do słów gdzie lub dokąd… Jeśli zmienię na dokąd indziej, to zmieni mi to trochę styl, który nie pasuje do reszty opowiadania. Może po prostu przekształcę ten fragment: jaka firma dostarcza codziennie owoce i posiada fotele masujące…
– …przez tę idiotkę nie będę się wyrabiać… Codziennie nadgodziny trzeba będzie klepać… – czy to celowe powtórzenie?
Akurat tego nie zauważyłam, ale nie wydaje mi się, żeby trzeba było zmieniać. Przecież ludzie nie wypowiadają się jak poeci. Z drugiej strony pewnie zaraz Tarnina powie, że proza to nie życie… Na razie zostawię.
Obraca piękny, welurowy przedmiot. Maska. Wygląda jak wenecka, ma piękny, głęboki, granatowy kolor… – i tu?
Aj, no tak, to już trzeba zmienić.
Może dlatego (przecinek?) że kobieta nie stawia oporu.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/dlatego-ze;15602.html
Więc tak, masz rację, tu powinien być przecinek.
– …jak chce awansować, to niech pójdzie mu obciągnąć, a nie, projekty wymyśla… (podobnych już nie wypisuję…)
Holly,
tu są dzieci!tu jest bruce!Oczywiście – żart!
Hehe ;p no, miałam zagwozdkę z tym zdaniem. Ale nie trwała długo, bo przecież opowieść ma być realistyczna, a w takiej sytuacji koleżanki na pewno by tak się wyrażały.
Szkoła, jestem w szkole. Przedszkole.
Znakomite zdanie, w wielu miejscach i sytuacjach mam to samo odczucie. :)
Oj, tak :p
„Ratowanie” bezdomnych przypomniało mi czarną komedię „Arszenik i stare koronki” – zarówno amerykańska, jak i polska wersja – genialne! :)
U, nie znam. Ale może nadrobię, ostatnio nie wiem, co oglądać, wszystko wydaje się średnie.
Oczywiście cała zabawa z maską i inną osobą – skojarzenia z „Maską”, „Dziedzicem maski” i pewnym odcinkiem serialu „Columbo”, w którym zdradzona kobieta zmienia osobowość oraz wygląd, aby dokonać zemsty. :)
Rozumiem, że to pozytywne skojarzenia?
Opis sytuacji w pracy i życiu oraz emocji Marty jest przytłaczający, ale zarazem tak bardzo prawdziwy, za niego dla Ciebie szczególne brawa! :)
Doskonały horror, brawa, klik, pozdrawiam serdecznie, powodzenia w w konkursie. :)
Finkla,
Fajny tekst, przyjemnie się czytało.
No to fajnie!
Może jestem niepoprawną optymistką, ale zastanawiam się, ile tego zła było w Marcie, a ile w masce. Bo może maska tylko wydobyła to, co nosicielka już w sobie miała?
Może. Ale bardziej mi zależało na rozkmince typu: To my przestrzegamy prawa tylko dlatego, że nie jesteśmy anonimowi?
Może rowerzystka wykorzysta ją do zabawy, a nie do kradzieży i zabijania?
O tym nie pomyślałam. Oby :)
Wydaje mi się dziwne, że nie było śledztwa w sprawie zgonów bezdomnych.
No jak nie. Było o tym w wiadomościach, więc na pewno było też śledztwo.
Dzięki za klika!
JolkaK,
Hej, tekst wybitnie wskazuje na maskę, jako sprawce całego zła. Sama bohaterka nie jest przecież zła, tylko zagubiona i nieszczęśliwa. Zastanawiam się nad wolną wolą i tym, jak bardzo sama Marta szukała ekscytacji w życiu a ile obudziła w niej maska…
No widzisz, i o to mi chodziło. O tę rozkminkę, o której wspomniałam wcześniej.
Najwięcej wątpliwości wzbudziła we mnie argumentacja bohaterki dotycząca zakończenia cierpień bezdomnego – może dlatego, że nie sprawiał wrażenia takiego bardzo nieszczęśliwego i zmęczonego życiem. Ale to tylko takie wrażenie…
Hm, coś w tym jest… A przed betą było jeszcze gorzej, bohaterka po prostu zaczęła zabijać bezdomnych bez powodu ;p Na szczęście marzan zwrócił mi na to uwagę. Zastanowię się, czy jeszcze bardziej tego nie uzasadnić.
Reszta całkiem spoko
Całkiem?
Meh.
<beczy>
dwoistość bohaterki i zbudowanie jej charakteru bardzo na plus! :)
Idę klikać i pozdrawiam! :)
<ociera łzy>
cezary_cezary,
Pozdrawiam Cię, o wielki jurorze!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Rozumiem, że to pozytywne skojarzenia?
O, tak, lubię te filmy. :)
Pozdrawiam, dzięki, powodzenia. :)
Pecunia non olet
No to dziwne, że Word uważa takie połączenie za błąd.
Word opiera się na słowniku o ograniczonej objętości. A skoro przedrostek mikro– można dodać do pierdyliona różnych rzeczowników (jak i multum innych przedrostków), to nie ma ich w słowniku, więc podkreśla. Oprócz słownika trzeba używać zdrowego rozsądku. ;-)
Może. Ale bardziej mi zależało na rozkmince typu: To my przestrzegamy prawa tylko dlatego, że nie jesteśmy anonimowi?
No właśnie. My czy Marta? Nie śmieciłam w lesie, nawet w czasach, kiedy nie było tam kamer, a ja nie miałam nikogo w zasięgu wzroku. Wolę trzymać się tezy, że zło od początku było w bohaterce, tylko strach przed karą trzymał je w ryzach.
Babska logika rządzi!
No to dziwne, że Word uważa takie połączenie za błąd.
Word niczego nie uważa, Word nie ma rozumu. ;)
…nadal mnie zastanawia, dlaczego można powiedzieć o uśmiechu, że wypływa, a nie można powiedzieć, że wychodzi…
Holly, nigdzie nie napisałam, że o uśmiechu nie można powiedzieć, że wychodzi. Po prostu mnie to nie brzmi, nie umiem zobaczyć wychodzącego uśmiechu. Pamiętaj, że nie musisz podzielać moich wrażeń.
Tak, to wiem, ale chodziło mi o dekadę.
O zdarzeniu mającym miejsce w latach 2001 – 2010, powiedziałabym, że coś wydarzyło się w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Ale facet powie, że je, by poczuć się sytym, a nie syty, prawda?
Może jakiś facet tak powie, ale uważam, że facet je, aby poczuć się (jaki) syty, nie (jakim) sytym.
Holly, mówiłam to już wielokrotnie, ale powtórzę raz jeszcze: Wszystkie moje uwagi to tylko sugestie i propozycje. Cieszę się, jeśli autor zechce z nich skorzystać, ale zrozumiem, że woli pozostać przy własnych sformułowaniach. Opowiadanie jest Twoje i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami będzie napisane.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej HollyHell,
Tutaj mamy podróż z ciemnej szarości w czerń, więcej czerni, ale na końcu nie ma katharsis, lecz raczej potrzeba wzięcia kilku głębszych oddechów.
To prawda. A miało być katharsis? Twoim zdaniem? Czy tak jest ok?
» To kwestia preferencji, ja lubię kiedy na koniec jest coś. Tutaj mamy tylko chęć ukrycia maski poniewczasie.
Nie ma odpowiedzi co bohaterka zrobiła ze swoim życiem, wystarczyłaby krótka scena z życia kilka lat do przodu.
Konstrukcyjnie i narracyjnie jest bez zarzutu. Ale świat jest jednowymiarowy, aż lepi się od zła. Nie ma tutaj zbyt wielu odcieni szarości. Ta jednowymiarowość wydaje mi się najsłabszą stroną opowiadania.
To już chyba druga, albo trzecia taka opinia. No i się tak zastanawiam teraz, czy każde opowiadanie musi być wielowymiarowe?
Ja lubię gdy jest więcej kolorów, wtedy generalnie jest ciekawiej, a jeśli to któryś taki komentarz…
Tak jak obraz w monotonnych bardzo ciemnych barwach, choć technicznie będzie doskonały, to nigdy nie zachwyci, a jedynie zaciekawi.
Rozumiem, trafna analogia.
Fiu, fiu, podoba mi się to porównanie
» Wyjątek krytyczny systemu komentowania: ostrzeżenie przed popadaniem w samouwielbienie autorskie
Żeby było jasne, klik należy się absolutnie, jak Marcie ciemna cela w piekle.
Hahaha, dziękuję za piękny komentarz!
» Napisałem co myślałem. Chciałem dołożyć małą cegiełkę samopomocy autorskiej
Serdeczne pozdrowienia!
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
bruce,
Rozumiem, że to pozytywne skojarzenia?
O, tak, lubię te filmy. :)
Pozdrawiam, dzięki, powodzenia. :)
Finkla,
Word opiera się na słowniku o ograniczonej objętości. A skoro przedrostek mikro– można dodać do pierdyliona różnych rzeczowników (jak i multum innych przedrostków), to nie ma ich w słowniku, więc podkreśla. Oprócz słownika trzeba używać zdrowego rozsądku. ;-)
true.
Może. Ale bardziej mi zależało na rozkmince typu: To my przestrzegamy prawa tylko dlatego, że nie jesteśmy anonimowi?
No właśnie. My czy Marta? Nie śmieciłam w lesie, nawet w czasach, kiedy nie było tam kamer, a ja nie miałam nikogo w zasięgu wzroku. Wolę trzymać się tezy, że zło od początku było w bohaterce, tylko strach przed karą trzymał je w ryzach.
To prawda, ja też nienawidzę śmiecenia i nie potrzebuję kamer ani anonimowości, by dbać o otoczenie. Więc tak, w bohaterce faktycznie mogło już wcześniej tlić się zło.
regulatorzy,
Word niczego nie uważa, Word nie ma rozumu. ;)
Biedny Word.
Holly, nigdzie nie napisałam, że o uśmiechu nie można powiedzieć, że wychodzi. Po prostu mnie to nie brzmi, nie umiem zobaczyć wychodzącego uśmiechu. Pamiętaj, że nie musisz podzielać moich wrażeń.
A ja myślałam, że to co piszesz, to niekwestionowana prawda objawiona O.O
Tak, to wiem, ale chodziło mi o dekadę.
O zdarzeniu mającym miejsce w latach 2001 – 2010, powiedziałabym, że coś wydarzyło się w pierwszej dekadzie XXI wieku.
O, no i widzisz, proste rozwiązania są najlepsze.
Może jakiś facet tak powie, ale uważam, że facet je, aby poczuć się (jaki) syty, nie (jakim) sytym.
A.
Holly, mówiłam to już wielokrotnie, ale powtórzę raz jeszcze: Wszystkie moje uwagi to tylko sugestie i propozycje. Cieszę się, jeśli autor zechce z nich skorzystać, ale zrozumiem, że woli pozostać przy własnych sformułowaniach. Opowiadanie jest Twoje i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami będzie napisane.
Dobrze. Po prostu bardzo mi zależy na tym, by się uczyć i unikać tych samych błędów na przyszłość.
piotr_jbk,
To kwestia preferencji, ja lubię kiedy na koniec jest coś. Tutaj mamy tylko chęć ukrycia maski poniewczasie.
Nie ma odpowiedzi co bohaterka zrobiła ze swoim życiem, wystarczyłaby krótka scena z życia kilka lat do przodu
No jak dla mnie jest odpowiedź, zdecydowała, że chce zejść ze złej drogi. A na scenę “kilka lat później” nie starczyłoby mi już raczej znaków, ale nawet jakby starczyło to i tak bym takowej nie umieściła. Jednak tak jak mówisz: to zależy od preferencji.
Ja lubię gdy jest więcej kolorów, wtedy generalnie jest ciekawiej, a jeśli to któryś taki komentarz…
Dlatego postaram się następnym razem o więcej kolorów.
Wyjątek krytyczny systemu komentowania: ostrzeżenie przed popadaniem w samouwielbienie autorskie
Hahha ;p
Napisałem co myślałem. Chciałem dołożyć małą cegiełkę samopomocy autorskiej
I bardzo Ci za to dziękuję. Pozdrawiam również!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Po prostu bardzo mi zależy na tym, by się uczyć i unikać tych samych błędów na przyszłość.
Wiem, Holly, że Ci zależy i rozumiem dlaczego dociekasz. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
I ja dziękuję, pozdrawiam, powodzenia. :)
Pecunia non olet
No jak dla mnie jest odpowiedź, zdecydowała, że chce zejść ze złej drogi. A na scenę “kilka lat później” nie starczyłoby mi już raczej znaków, ale nawet jakby starczyło to i tak bym takowej nie umieściła. Jednak tak jak mówisz: to zależy od preferencji.
Ok, ok, proszę nie strzelać, poddaję się Ja tylko wyrażałem swoją opinię. To może być wynik tego, że subtelności emocjonalne do mnie słabo trafiają (zresztą słabo mi idzie także ich przelewanie na papier). Mój egzemplarz sieci neuronowej jest prawdopodobnie zbyt ścisły (nie mylić ze ściśnięty).
Pozdrawiam Serdecznie!
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Ok, ok, proszę nie strzelać, poddaję się
Proszę się nie bać i nie poddawać! Zabrzmiało pasywno-agresywnie, ale tak nie było. Nie miałam zmarszczonych brwi i zwiniętych ust w podkówkę, gdy pisałam te słowa. Miałam neutralny wyraz twarzy :P
Cholera, muszę popracować nad neutralnym wybrzmieniem moich komentarzy!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Proszę się nie bać i nie poddawać! Zabrzmiało pasywno-agresywnie, ale tak nie było. Nie miałam zmarszczonych brwi i zwiniętych ust w podkówkę, gdy pisałam te słowa. Miałam neutralny wyraz twarzy :P
Cholera, muszę popracować nad neutralnym wybrzmieniem moich komentarzy!
Taki komentarz to ja rozumiem
No i tak trochę niezgrabnie wyszło, że ja napisałem “żeby nie strzelać” zamiast normalnie “nie strzelaj”, powinniśmy sobie wszyscy tutaj pisać per “Ty” bo jesteśmy rzemieślnikami w tym samym kamieniołomie.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Witaj droga autorko :) Przeczytałem z zapartym tchem, jak to mówią popularnie. Jeśli wyjąć z równania magiczną Maskę, to zaczątek stanowi taką historię z życia wziętą, oprawioną w fantazje zemsty snute przez ofiary korpobiurw, że tak brzydko napiszę. I przez to jest ona autentyczna i stwarzająca pole do współczucia, prób utożsamienia lub zrozumienia bohaterki.
Pióro masz lekkie i łatwo się wciągnąć w opisywaną opowieść. Język tak samo, zrozumiały, prosty w przekazie, ale i barwny momentami.
Sam pomysł z wybranym konkursowym artefaktem, świetny moim zdaniem. Temat pośrednio eksploruje rozmyślane przez większą część myślących jednostek zagwostki, jak by to było, gdybym mogła bywać kimś innym. Opowiadasz to poprzez interesująco przedstawione scenki z życia miejskiego, współczesnego mieszkańca. Moim zdaniem, również często w sposób zawoalowanie humorystyczny. Scena z kościoła, obrazoburcza, ale za to genialna :> Któż z nas nie raz nie chciał wyrzucić na tym forum jednego czy drugiego, wobec majestatu tam zebranych.
Zarzut, że jednowymiarowe? Może i tak, ale to wcale nie odbiera uroku całości imo. Jak na tak krótką formę utworu to nawet i chyba lepiej, nadmiar poziomów mógłby stworzyć niepotrzebny chaos.
Zastanawiałem się czy to pisać, gdyż to musztarda po obiedzie, [więc po co truć?:)], ale mam pewne obiekcje odnośnie psychologicznego rozgryzienia panny (jak mniemam) Marty. Być może faktycznie ‘Zło’ siedziało od początku w trzewiach dziewczyny, a Maska to wydobyła na wierzch. Zło w rozumieniu czerpania przyjemności z zadawania krzywdy, tyle że takiego zasadniczo nie dostrzegłem. To co widziałem, to kolejno, chęć rewanżu (zemsty), realizacji pragnień i haju adrenalinowego, jak i końcowe próby bawienia się w boga, poprzez egzekucję osądzonych tych jako chwasty społeczne.
Później jakaś forma załamania (bardziej niż typowego katharsis) pod wpływem nagłego poczucia wyrzutów sumienia. Tu mi trochę brakowało, takich wcześniejszych konsekwentnych wtrętów, które by stopniowo ukazywały narastające rozterki moralne, szczególnie pod wpływem tych czynów większego kalibru. Jedyne zaobserwowane to te, że randomowa ‘Ukrainka’ będzie musiała stracić część wypłaty. Z kolei mordowanie bogu winnych ducha, tych bez domu, sprawiało satysfakcję bez żadnych konsekwencji psychicznych (czyli typowa cecha bezdusznego socjopaty). Jakoś to tak gryzło mi się z nagłym (podkreślam) poczuciem winy wobec szefa-tyrana i dupka. I to w dodatku jakby pod wpływem płaczu pind z suczego gangu :> Generalnie postrzegam to raczej jako takie drobne uchybienie, które jest widoczne jedyne po głębszej analizie, więc w sumie czepialski to drobiazg.
Natomiat w końcówce, gdzie pojawiła się taka próba zpuentowania, jako jedyna rzecz w utworze, mnie lekko rozczarowała.
Ja zabijałam, bo…
Bo byłam anonimowa. Wyzywałam ludzi, kradłam, zabijałam z maską na twarzy.
I tylko dlatego? Wystarczy być incognito i… już?
O ile czasami faktycznie ludzi powstrzymuje przed pewnymi czynami, lęk przed byciem rozpoznanym i wiążącym się z tym wstydem lub ostracyzmem znajomych. To w większości nie jest to anonimowość, lecz strach przed karą jest tym co ludzi powstrzymuje przed czynami zabronionymi. Maska utrudnia identyfikację, ale gdyby ją złapali miałaby tak samo przechlapane, jak w przypadku gdyby nie miała tej maski. Albo może i nawet gorzej, jak zresztą sama Marta zauważyła. Co innego gdyby miała czapkę niewidkę, wówczas owszem, mogłaby czuć się całkowicie bezkarna. Sama zmiana identyfikacji nie spełnia moim zdaniem takich zasad, aby do tego stopnia napędzić jednostkę do tak drastycznej zmiany swoich zachowań i moralności (nawet tej skrywanej).
Dlatego, broniąc opowiadania, uważam że to sama Maska była źródłem zarówno zmian Physis jak i Psyche naszej straumatyzowanej bohaterki. To ten bluźnierczy artefakt wpłynął na świadomość tejże i zawładnął nią. Do czasu kiedy interwencja ducha babci z zaświatów nie zdjęła welonu zaślepienia z umysłu wnusi. To już oczywiście fanowska nadinterpretacja ;)
Czyli ja nigdy nie byłam dobra tak naprawdę?
A ten cytat wyraźnie pokazuje nam, że mimo oczywistych ludzkich słabości, Marta miała dobre intencje (z grubsza). Ktoś kto poddaje samokrytyce własne czyny, umiejąc dostrzec ich nikczemność, nie wyczerpuje należycie kategorii epitetu “bycia Złym”. Co najwyżej Upadłym. To jest kolejnym dowodem, na to, że Maska była źródłem Zła. Niestety rozpościera to dość kiepskie widoki dla kolejnych nieszczęśników, którzy mieli pecha znaleźć się na jej drodze.
Generalnie, podsumowując, bardzo mi się podobało i choć literat ze mnie żaden, a czytelnik taki średnio na jeża, to jednak znam się doskonale na tym co mi się podoba, a to opowiadanie spełnia dodatnio te kryterium. Także, jak to piszą tutejsi tubylcy, daję klika, nie wiem co to właściwie oznacza, ale najwyraźniej tak czynią, gdy coś im się bardzo podoba ;)
"Nie traktuj życia zbyt poważnie. I tak nie wyjdziesz z niego żywy."
akże, jak to piszą tutejsi tubylcy, daję klika, nie wiem co to właściwie oznacza, ale najwyraźniej tak czynią, gdy coś im się bardzo podoba ;)
Po uzyskaniu praw wyborczych, czyli:
Nominować mogą tylko te osoby, które spełniają następujące warunki: posiadają co najmniej trzymiesięczny staż na portalu oraz nie mniej niż pięćdziesiąt skomentowanych tekstów.
opowiadanie można zgłosić do biblioteki w odpowiednim wątku. Chyba że już jest zgłoszone.
https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17812
Bywalcy mogą mnie poprawić, jeśli coś pokręciłem.
Dodam, że cytowany powyżej punkt regulaminu ma pęknięcie logiczne, nie jest bowiem jasne, czy chodzi o 50 komentarzy pod tekstami innych autorów, czy 50 własnych tekstów skomentowanych przez inne osoby. To drugie można teoretycznie osiągnąć równie szybko jak pierwsze, ale w bardziej spektakularny sposób (np. wrzucić 50 drabbli i do wszystkich dostać komentarze “do bani” “to nie jest fantastyka”).
piotr_jbk,
No i tak trochę niezgrabnie wyszło, że ja napisałem “żeby nie strzelać” zamiast normalnie “nie strzelaj”, powinniśmy sobie wszyscy tutaj pisać per “Ty” bo jesteśmy rzemieślnikami w tym samym kamieniołomie.
To prawda, my Polacy jesteśmy czasem zbyt oficjalni :)
Dzień dobry Galahad,
Przeczytałem z zapartym tchem, jak to mówią popularnie. Jeśli wyjąć z równania magiczną Maskę, to zaczątek stanowi taką historię z życia wziętą, oprawioną w fantazje zemsty snute przez ofiary korpobiurw, że tak brzydko napiszę. I przez to jest ona autentyczna i stwarzająca pole do współczucia, prób utożsamienia lub zrozumienia bohaterki.
No to świetnie!
Pióro masz lekkie i łatwo się wciągnąć w opisywaną opowieść. Język tak samo, zrozumiały, prosty w przekazie, ale i barwny momentami.
Sam pomysł z wybranym konkursowym artefaktem, świetny moim zdaniem. Temat pośrednio eksploruje rozmyślane przez większą część myślących jednostek zagwostki, jak by to było, gdybym mogła bywać kimś innym. Opowiadasz to poprzez interesująco przedstawione scenki z życia miejskiego, współczesnego mieszkańca.
Oj, bo obrosnę w piórka i odlecę :)
Moim zdaniem, również często w sposób zawoalowanie humorystyczny. Scena z kościoła, obrazoburcza, ale za to genialna :> Któż z nas nie raz nie chciał wyrzucić na tym forum jednego czy drugiego, wobec majestatu tam zebranych.
Hahah, prawda?
Zarzut, że jednowymiarowe? Może i tak, ale to wcale nie odbiera uroku całości imo. Jak na tak krótką formę utworu to nawet i chyba lepiej, nadmiar poziomów mógłby stworzyć niepotrzebny chaos.
No widzisz, jak zwykle zależy to od gustu. Też mi się wydaje, że trudno byłoby tu wtrącić więcej wymiarów czy kolorów.
Zastanawiałem się czy to pisać, gdyż to musztarda po obiedzie, [więc po co truć?:)]
No jak to po co? Żeby pomóc mi w poprawie warsztatu :)
Później jakaś forma załamania (bardziej niż typowego katharsis) pod wpływem nagłego poczucia wyrzutów sumienia. Tu mi trochę brakowało, takich wcześniejszych konsekwentnych wtrętów, które by stopniowo ukazywały narastające rozterki moralne, szczególnie pod wpływem tych czynów większego kalibru. Jedyne zaobserwowane to te, że randomowa ‘Ukrainka’ będzie musiała stracić część wypłaty. Z kolei mordowanie bogu winnych ducha, tych bez domu, sprawiało satysfakcję bez żadnych konsekwencji psychicznych (czyli typowa cecha bezdusznego socjopaty). Jakoś to tak gryzło mi się z nagłym (podkreślam) poczuciem winy wobec szefa-tyrana i dupka. I to w dodatku jakby pod wpływem płaczu pind z suczego gangu :> Generalnie postrzegam to raczej jako takie drobne uchybienie, które jest widoczne jedyne po głębszej analizie, więc w sumie czepialski to drobiazg.
Może i drobiazg, ale fakt, trochę brakuje tego stopniowania i zbyt szybko przeobraziłam bohaterkę w socjopatkę, wyrzuty sumienia też pojawiły się niespodziewanie. Już wcześniej zwrócił mi na to uwagę marzan i dodałam scenę, która to wszystko uzasadnia, ale jak widać, to nadal trochę za mało. Pomyślę nad tym, ale szczerze mówiąc, boję się przekształcać tekst przez limit znaków, do którego niewiele mi brakuje.
O ile czasami faktycznie ludzi powstrzymuje przed pewnymi czynami, lęk przed byciem rozpoznanym i wiążącym się z tym wstydem lub ostracyzmem znajomych. To w większości nie jest to anonimowość, lecz strach przed karą jest tym co ludzi powstrzymuje przed czynami zabronionymi. Maska utrudnia identyfikację, ale gdyby ją złapali miałaby tak samo przechlapane, jak w przypadku gdyby nie miała tej maski. Albo może i nawet gorzej, jak zresztą sama Marta zauważyła. Co innego gdyby miała czapkę niewidkę, wówczas owszem, mogłaby czuć się całkowicie bezkarna. Sama zmiana identyfikacji nie spełnia moim zdaniem takich zasad, aby do tego stopnia napędzić jednostkę do tak drastycznej zmiany swoich zachowań i moralności (nawet tej skrywanej).
No i właśnie tym opowiadaniem chciałam skłonić czytelników do rozkminki, czy przestrzegamy prawa tylko dlatego, że dbamy o reputację. Ty dodałeś jeszcze swoją cegiełkę, że to raczej strach przed karą. Chociaż ja nadal upieram się przy tym, że większość trzyma się konwenansów i zasad przez image właśnie.
Generalnie, podsumowując, bardzo mi się podobało i choć literat ze mnie żaden, a czytelnik taki średnio na jeża, to jednak znam się doskonale na tym co mi się podoba, a to opowiadanie spełnia dodatnio te kryterium.
No już bez przesady, napisałeś spory komentarz i potrafisz uzasadnić, dlaczego coś Ci się podoba i dlaczego coś Ci się nie podoba, a to nie dla wszystkich jest oczywiste :)
Także, jak to piszą tutejsi tubylcy, daję klika, nie wiem co to właściwie oznacza, ale najwyraźniej tak czynią, gdy coś im się bardzo podoba ;)
Haha, dziękuję Ci bardzo ;) Ale tak jak marzan już pokrótce Ci wyjaśnił, chodzi o kliki do Biblioteki, a opowiadanie już w tej Bibliotece się znajduje :) Jednak dziękuję bardzo za chęci, urocze :)
Tutaj masz poradnik, który wyjaśni Ci zasady Poczekalni i Biblioteki:
https://www.fantastyka.pl/loza/11
Pozdrawiam serdecznie!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Chociaż ja nadal upieram się przy tym, że większość trzyma się konwenansów i zasad przez image właśnie.
Utrata image to też jakaś kara. A jeśli przerodzi się w ostracyzm, to już na pewno.
Przypomina mi się cytat, bodajże z Tuwima: “Sumienie jest to ten cichy głosik, który szepce, że ktoś patrzy”. ;-)
Babska logika rządzi!
HollyHell91, cała przyjemność po mojej stronie.
A z tymi klikami, cóż, poczekamy, nie śpieszy się, a wirtualnych (pseudo)klików nikt mi nie zabroni rozdawać, nawet jeżeli nie mają one bibliotekarskiej mocy sprawczej ;)
"Nie traktuj życia zbyt poważnie. I tak nie wyjdziesz z niego żywy."
Cześć, HollyHell!
Po lekturze pierwsze pytanie, jakie mi się nasuwa, to czy Czarny Kot dalej działa, czy Ty, podobnie jak ja, żyjesz Wrocławiem sprzed 10 lat? To była knajpa końca studiów/początków pracy, obok jeszcze Felicita i wiem tylko tyle, że odwiedzaliśmy zawsze oba te kluby, a ja nigdy nie wiedziałem który jest który – taki byłem szczęśliwy…
Tekst bardzo na plus. Ciąg zdarzeń bardzo prawdopodobny, potrafiłem zrozumieć bohaterkę i to co się z nią dzieje.
W ogóle bohaterka to mocny punkt tekstu. Nie powiem, żebym ją jakoś polubił, wręcz kilka jej zachowań na początku mnie odrzucila, ale chciałem śledzić jej poczynania. Była bardzo daleka od ideału, a jednocześnie potrafiłem wczuć się w jej skórę – dobra robota!
No i część psychologiczna – jak niewiele czasem trzeba, żeby zupełnie zmienić człowieka. Ujęłaś to względnie subtelnie, bez rzucania wnioskami w twarz. Gdybym miał marudzić, to stwierdziłbym, że musiałaby się trochę lepiej kryć – tego aspektu nie uwzględniłaś, a przecież we Wrocławiu monitoring jest prawie wszędzie i gdyby było trzeba, odpowiednie służby mogłyby dojść do Marty poprzez np. jej ubranie i to, skąd przyszła. Wybaczam ze względu na limit, bo byłaś już załadowana pod korek.
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Finkla,
Przypomina mi się cytat, bodajże z Tuwima: “Sumienie jest to ten cichy głosik, który szepce, że ktoś patrzy”. ;-)
Nie znałam tego, ale doskonale pasuje do tematyki opowiadania.
Galahad,
A z tymi klikami, cóż, poczekamy, nie śpieszy się, a wirtualnych (pseudo)klików nikt mi nie zabroni rozdawać, nawet jeżeli nie mają one bibliotekarskiej mocy sprawczej ;)
Oczywiście :) bardzo doceniam.
Krokusie,
Po lekturze pierwsze pytanie, jakie mi się nasuwa, to czy Czarny Kot dalej działa, czy Ty, podobnie jak ja, żyjesz Wrocławiem sprzed 10 lat? To była knajpa końca studiów/początków pracy, obok jeszcze Felicita i wiem tylko tyle, że odwiedzaliśmy zawsze oba te kluby, a ja nigdy nie wiedziałem który jest który – taki byłem szczęśliwy…
Hahah :) podobnie jak Ty żyję Wrocławiem sprzed dziesięciu lat. Nie wiem, czy “Czarny kot” nadal istnieje. Z tego, co słyszałam, wiele klubów upada, bo gen Z boi się do klubów chodzić… Nie wiem, czy to prawda.
Tekst bardzo na plus. Ciąg zdarzeń bardzo prawdopodobny, potrafiłem zrozumieć bohaterkę i to co się z nią dzieje.
Bardzo mnie to cieszy :)
W ogóle bohaterka to mocny punkt tekstu. Nie powiem, żebym ją jakoś polubił, wręcz kilka jej zachowań na początku mnie odrzucila, ale chciałem śledzić jej poczynania. Była bardzo daleka od ideału, a jednocześnie potrafiłem wczuć się w jej skórę – dobra robota!
Kurczę, bardzo kontenta jestem, dziękuję!
No i część psychologiczna – jak niewiele czasem trzeba, żeby zupełnie zmienić człowieka. Ujęłaś to względnie subtelnie, bez rzucania wnioskami w twarz.
O jejku, to fantastycznie! Tarnina mi często zarzuca, że wszystko nadmiernie tłumaczę, więc chyba jest jakiś progres :)
Gdybym miał marudzić, to stwierdziłbym, że musiałaby się trochę lepiej kryć – tego aspektu nie uwzględniłaś, a przecież we Wrocławiu monitoring jest prawie wszędzie i gdyby było trzeba, odpowiednie służby mogłyby dojść do Marty poprzez np. jej ubranie i to, skąd przyszła.
Hm, coś tam wspomniałam, była przecież twarz Marty-nie-Marty w wiadomościach po dokonanej kradzieży ze sklepu. Ale fakt, podkreśliłam to może zbyt subtelnie.
Wybaczam ze względu na limit, bo byłaś już załadowana pod korek.
No to uff ;)
Pozdrówka!
Pozdrawiam również!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Cześć Holly!
Opowiadanie czyta się płynnie, językowo jest dopracowane. Narracja utrzymuje to samo tempo i ten sam klimat do końca. Zazwyczaj jest to zaletą, ale ponieważ bohaterka przechodzi metanoję, to zabrakło mi podkreślenia jej nowej twarzy i nowego ja jakąś zmianą ekspresji.
Dialogi są dobrze napisane i wewnętrzne życie Marty jest wiarygodne. W odbiorze całości przeszkadza mi jednak taki uproszczony czarno-biały świat: Marta i wszyscy przeciwko niej. Jeśliby nieco zniuansować, dodać trochę dobroci kumpelkom, a trochę zła bohaterce, której nikt nie lubi – wszystko stałoby się bardziej interesujące.
Ciekawy pomysł na eskalację zbrodni.
Pozdrawiam!
Przeczytałem z zainteresowaniem. Mi nie przeszkadza, że opowiadanie jest czarno-czarne, dla mnie to bardzo ciekawy tekst poruszający trudny temat anonimowości i norm społecznych. Umiejętnie zbudowałaś ponurą atmosferę, zarówno od strony ciężkiego życia Marty jako korposzczurzyczy, jak i później, gdy już została psychopatyczną morderczynią.
Główną wadą utworu jest – jak dla mnie – że się nieco powoli rozkręca. Mogłoby być kilka paragrafów mniej pomiędzy początkiem opowiadania, a momentem, w którym Marta zaczyna dla szpasu zabijać bezdomnych. Ale nie widzę, żeby ktoś inny na to narzekał, więc to raczej kwestia gustu.
Pozdrawiam
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Hej.
Ciekawa przemiana bohaterki i to taka “od zera do milionera”, oczywiście mentalnie, nie finansowo. Najciekawsze jest jednak to, że ten “milioner” wcale nie wygląda kolorowo. “Mogę wszystko” ostatecznie smakuje bardzo gorzko w ustach Twojej bohaterki. Przyznaję, że sprawnie, bo raptem w niecałych 35 tysiącach znaków, dokonałaś ogromnej przemiany, konfrontacji i refleksji nad samą (Martą) sobą. Dobra znajomość tematu korpo (widać, że ktoś pracował lub nadal w korpo pracuje ;) ), dała solidną podstawę realnego środowiska. Ugruntowałaś społecznie bohaterkę i jej rozterki. I choć jej przejścia nie są czymś, co ją tłumaczy, to dają podstawy do jej zrozumienia. Z psychologicznego punktu widzenia to niewątpliwie wiarygodna bohaterka. A to lubię najbardziej. :)
Są też drobne minusy. Imię Marta pojawia się zbyt często. Zwłaszcza w momentach wykonywania czynności, buduje to pewną barierę między nią a narratorem:
Marta idzie do składziku po odkurzacz, (…)
Marta dopiero co przyszła do biura, (…)
Marta co prawda nie pali, (…)
Marta rezygnuje z miejsca siedzącego (…)
Marta ma pewien pomysł, (…)
Jak gdyby narrator odcinał się od niej (i jej postępowania), a powinien być niewidoczny, niesłyszalny, bezstronny. U Ciebie brzmi trochę, jakby referował sprawę, przez co fragmentami opowieść traci na emocjonalności, kosztem suchego przedstawiania faktów.
Po meetingu wszyscy wracają do swoich kubików, a koleżanki już nawet nie starają się ukryć niechęci do Marty. Znad monitorów ciskają nienawistnymi spojrzeniami, wyrażają na głos niezadowolenie.
– …przez tę idiotkę nie będę się wyrabiać… Codziennie nadgodziny trzeba będzie klepać…
– …jak chce awansować, to niech pójdzie mu obciągnąć, a nie, projekty wymyśla…
Niektóre przechodząc obok jej stanowiska, rzucają wprost:
– Dzięki, Marta.
I odchodzą, stukając obcasami jeszcze głośniej niż wcześniej, jakby wyobrażały sobie, że Marta jest podłogą.
Gdyby to były bezpośrednie wypowiedzi, krwisty dialog z mimiką i gestami, byłby mocniejszy niż narracyjne sprawozdanie. Chyba, że miałaś taki zamiar, wtedy chętnie dowiem się w jakim celu. Jeśli chciałaś przedstawić narrację z punktu widzenia Marty – która obserwuje samą siebie z pewnej odległości, to w zasadzie może tak być, ale jest to jednocześnie trochę męczące dla czytelnika, który wpada w monolog myśli Marty i leci z nim do końca bez chwili wytchnienia. Myślę, że sceny z pozycji narratora neutralnego byłby lepsze, pozwalając czytelnikowi na kilka własnych wniosków, nie tylko tych z punktu widzenia bohaterki.
Ogólnie bardzo dobre opowiadanie.
Pozdrawiam serdecznie.
Dzień dobry chalbarczyk,
kurczę, nie wiem, dlaczego, ale ciągle myślałam, że jesteś facetem i dopiero teraz patrzę: kobieta :P
Opowiadanie czyta się płynnie, językowo jest dopracowane. Narracja utrzymuje to samo tempo i ten sam klimat do końca. Zazwyczaj jest to zaletą, ale ponieważ bohaterka przechodzi metanoję, to zabrakło mi podkreślenia jej nowej twarzy i nowego ja jakąś zmianą ekspresji.
Eee, ja nie jestem tak mądra i musiałam sprawdzić, co znaczy metanoja ;p
Hm, nie powiedziałabym, że tempo jest ciągle takie samo. Na początku jest nieco leniwie: włóczenie się po domu, praca w korpo, i dopiero od znalezienia maski akcja powoli się rozkręca. A potem również Marta się rozkręca: kradnie, obraża ludzi, w końcu zabija.
Dialogi są dobrze napisane i wewnętrzne życie Marty jest wiarygodne.
To dobrze!
W odbiorze całości przeszkadza mi jednak taki uproszczony czarno-biały świat: Marta i wszyscy przeciwko niej. Jeśliby nieco zniuansować, dodać trochę dobroci kumpelkom, a trochę zła bohaterce, której nikt nie lubi – wszystko stałoby się bardziej interesujące.
Być może, ale najwyraźniej jeszcze nie umiem tak dobrze żonglować kolorami. Koleżanki musiały być czarnymi postaciami, żeby Marta miała z kim walczyć. I nie powiedziałabym, że Marta jest biała: już wcześniej ustaliliśmy z innymi komentującymi, że w Marcie zło musiało już tkwić wcześniej, a maska jedynie wydobyła je na wierzch.
Ciekawy pomysł na eskalację zbrodni.
Pozdrawiam!
Dziękuję i pozdrawiam również!
Witaj, Galicyjski Zakapiorze,
Przeczytałem z zainteresowaniem. Mi nie przeszkadza, że opowiadanie jest czarno-czarne, dla mnie to bardzo ciekawy tekst poruszający trudny temat anonimowości i norm społecznych.
Umiejętnie zbudowałaś ponurą atmosferę, zarówno od strony ciężkiego życia Marty jako korposzczurzyczy, jak i później, gdy już została psychopatyczną morderczynią.
Główną wadą utworu jest – jak dla mnie – że się nieco powoli rozkręca. Mogłoby być kilka paragrafów mniej pomiędzy początkiem opowiadania, a momentem, w którym Marta zaczyna dla szpasu zabijać bezdomnych. Ale nie widzę, żeby ktoś inny na to narzekał, więc to raczej kwestia gustu.
Być może, ale ja też to widzę, więc coś w tym jest.
Pozdrawiam
<macha łapką>
Cześć, Darconie,
Uuu, podwójny Piórkowicz mnie nawiedził, kłaniam się :)
Przyznaję, że sprawnie, bo raptem w niecałych 35 tysiącach znaków, dokonałaś ogromnej przemiany, konfrontacji i refleksji nad samą (Martą) sobą.
Dziękuję!
Dobra znajomość tematu korpo (widać, że ktoś pracował lub nadal w korpo pracuje ;) ), dała solidną podstawę realnego środowiska.
Czas przeszły na szczęście :) ale kto wie, czy nie będzie przyszły. Zwłaszcza, gdy czytam, ile zarabiają autorzy bestsellerów w Polsce.
Ugruntowałaś społecznie bohaterkę i jej rozterki. I choć jej przejścia nie są czymś, co ją tłumaczy, to dają podstawy do jej zrozumienia. Z psychologicznego punktu widzenia to niewątpliwie wiarygodna bohaterka. A to lubię najbardziej. :)
Są też drobne minusy. Imię Marta pojawia się zbyt często.
(…)
Jak gdyby narrator odcinał się od niej (i jej postępowania), a powinien być niewidoczny, niesłyszalny, bezstronny. U Ciebie brzmi trochę, jakby referował sprawę, przez co fragmentami opowieść traci na emocjonalności, kosztem suchego przedstawiania faktów.
Gdyby to były bezpośrednie wypowiedzi, krwisty dialog z mimiką i gestami, byłby mocniejszy niż narracyjne sprawozdanie. Chyba, że miałaś taki zamiar, wtedy chętnie dowiem się w jakim celu. Jeśli chciałaś przedstawić narrację z punktu widzenia Marty – która obserwuje samą siebie z pewnej odległości, to w zasadzie może tak być, ale jest to jednocześnie trochę męczące dla czytelnika, który wpada w monolog myśli Marty i leci z nim do końca bez chwili wytchnienia. Myślę, że sceny z pozycji narratora neutralnego byłby lepsze, pozwalając czytelnikowi na kilka własnych wniosków, nie tylko tych z punktu widzenia bohaterki.
Hm. Opowiadanie miało być przedstawione oczami bohaterki, więc w sumie nie wiem, dlaczego zdecydowałam się na narratora wszechwiedzącego, zamiast po prostu opowiedzieć historię jej słowami.
A co to znaczy narrator neutralny? Taki, który nie angażuje się emocjonalnie w historię?
Ogólnie bardzo dobre opowiadanie.
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję bardzo i pozdrawiam również :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
A co to znaczy narrator neutralny? Taki, który nie angażuje się emocjonalnie w historię?
To w zasadzie to samo, co wszechwiedzący. Google mówi, że:
Narracja neutralna. Narracja, która przypomina patrzenie przez „oko kamery”. Czytelnik ma wrażenie, jakby historia nie była opowiadana z punktu widzenia któregokolwiek z bohaterów, ale w obiektywny sposób przedstawiała to, co dzieje się „tu i teraz”.
Pozdrawiam.
Przeczytane.
Known some call is air am
Zaserwowałaś nam bardzo ładną (bo kobiecą ;-) ), uwspółcześnioną wersję Gygesa.
Gyges był postacią historyczną, założycielem dynastii Mermnadów, przejął tron w sposób nielegalny, pozbawiając życia swego władcę Kandaulesa.
Z tym jak dokładnie do tego doszło wiąże się wiele legend, część z tych historii mówi, że Kandaules lubił przechwalać się urodą swojej żony przyjaciołom i sługom, prezentując im żonę nago lub pozwalając ją podglądać w sytuacjach intymnych itp. w końcu żona miała dość i zaszantażowała Gygesa który był jej podglądaczem (lub kochankiem) – by zabił króla.
Jednak Platon opowiedział o nim zupełnie inną historię – Gyges miał być pasterzem, który, znalazł w przepaści ciało olbrzyma ze złotym pierścieniem dającym niewidzialność. Używając pierścienia, Gyges uśmiercił Kandaulesa i przejął władzę. I Platon miał podobne rozkminy co do tego, czy anonimowość i bezkarność sprawi, że przestaniemy być moralni.
Ale Ty podałaś całość w nowy, fajny sposób – i co prawda nie mam czasu by dłużej pisać bo muszę pojechać odebrać osoby po koncercie – ale naprawdę dobrze się to czytało i było ciekawe.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Dziękuję, Darconie, za wyjaśnienie :)
Realuc i Outta Sewer, witam szanownych jurorów, mam nadzieję, że niedługo pojawi się tutaj Wasza konstruktywna miazga :)
Jim,
Muszę poczytać o tym Gygesie, nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. A tak się kiedyś interesowałam starożytnością. Łot hapend tu mi?
Ale Ty podałaś całość w nowy, fajny sposób – i co prawda nie mam czasu by dłużej pisać bo muszę pojechać odebrać osoby po koncercie – ale naprawdę dobrze się to czytało i było ciekawe.
Mam nadzieję, że te osoby dobrze się bawiły :) Cieszę się, że uznałeś moje podanie za fajną, odświeżoną wersję legendy o Gygesie, bardzo mi miło. Zwłaszcza że wydajesz się wybrednym czytelnikiem :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Ave, Holly!
Tekst przeczytałem w dacie wklejenia obrazka jurorskiego, ale komentarz piszę po przeczytaniu wszystkich tekstów, po ponownej lekturze.
Podczas lektury miałem przemyślenie, że oto Maska spotkała American Psycho i ich nieślubnym dzieckiem jest Twoje opowiadanie ;]
Mam do tekstu kilka zastrzeżeń (o czym poniżej), ale muszę Ci oddać, że rewelacyjnie utrzymywałaś moją uwagę od pierwszej linijki, aż po ostatnią kropkę. Pod względem kompozycji tekstu, pierwsza klasa. Językowo też jest bardzo dobrze, w zasadzie na niczym się nie potknąłem (gdzieś tam mi mignęło, że ktoś wskazywał na coś, ale to drobiazg).
Konkursowo jest bardzo dobrze, maska, dzięki której Marta przemienia się w tytułową Obcą, odgrywa pierwsze skrzypce. Brawo.
Jeżeli chodzi o postacie, to myślę, że najbardziej przeraża mnie fakt, że znam kilku takich Bartków, jak ten przez Ciebie sportretowany. Dosłownie w punkt.
Zabrakło mi natomiast jakiejś postaci pozytywnej. Marta jest raczej tragiczna, bo mam wątpliwości czy rzeczywiście zła (jeżeli maska działa podobnie jak alkohol dzięki niej puszczają hamulce, to wtedy zdecydowanie zła, jednak nie wyjaśniasz tego wprost). Nie potrafię jej jednak współczuć, bo przed założeniem maski sprawia wrażenie ofiary losu, a potem zakłada maskę i zaczyna się mścić na otoczeniu, by na koniec mordować ludzi.
No i zakończenie mnie zdziwiło. Skoro maska ma dość konkretną moc, to coś za łatwo udało się ją Marcie wyrzucić. Zarówno decyzja o pozbyciu się maski (chociaż poprzedzona świadomością dokonanych morderstw), jak i sam proces jej wyrzucenia były zbyt proste.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)