Ponoć każdy z nas w chwili narodzin otrzymuje talent, który z czasem może rozwijać. Wymaga to sporo pracy, ale czasami efekty są niesamowite. Zdarzają się ludzie, którzy podporządkowują całe życie, by wciąż się doskonalić. Stąd w każdym społeczeństwie są wyjątkowe talenty, doskonali pianiści, malarze, lekarze z powołania, genialni matematycy…
Od czasu do czasu zdarzają się i takie dary, które są odrzucane z premedytacją.
I o tym traktuje historia, którą chcę Wam opowiedzieć.
**
Trzydziestoletni brunet przeciętnej budowy, żaden potwór, ale też żaden Adonis… Jedyne, co go wyróżniało z tłumu, to oczy. Widziały o wiele więcej niż oczy innych. Może to dar po matce? A może przekleństwo? I nie chodzi tu o wizje, przepowiadanie przyszłości, nawet nie o czary…
Już w szkole podstawowej Miłosz widział wyraźnie aury innych dzieci, często trafiały się różowe, typowe w tym wieku, rzadziej bladoniebieskie… Światło emanujące z każdego, kogo napotkał, zdawało mu się całkowicie naturalne. Nawet podczas zwykłych czynności, typu zakupy, towarzyszyło mu światło energii innych. Starał się nie zwracać na to uwagi. Jednak z czasem zaczęło go niepokoić to dziwne widzenie otoczek.
Najgorzej było w kinie, kiedy gasły światła, przestrzeń wokół niego błyszczała dziesiątkami barw. Rozpraszała uwagę, musiał nieźle się napracować, by zapamiętać wątki fabularne. Później przez kolegów był postrzegany jako “gapa”, bo mało pamiętał.
Kilka razy próbował wypytać kolegów, czy też tak widzą, ale zbytnio nie wnikał, by nie wyjść na dziwaka, a tym bardziej na wariata. Reakcje innych i ich zdziwienie potwierdziły tylko, że jest z tym darem sam.
W liceum problem był już poważniejszy. Na szkolnym korytarzu, aż mieniło mu się w oczach. Przejście z sali do sali przypominało przejście długim, tęczowym tunelem. Czuł się ciągle zmęczony i rozdrażniony. Najgorsze były jednak te momenty, kiedy spodobała mu się jakaś dziewczyna, a on od razu potrafił ocenić jej zainteresowanie, i często nawet nie próbował swoich szans. Stawał się coraz bardziej skryty.
Ludzie, tacy jak on rodzą się raz na miliard. Jego oczy z szarych stały się piaskowe, koloru samotności. Były duże i błyszczące. Kiedy na kogoś patrzył dłuższą chwilę, hipnotyzował. W ciągu paru sekund potrafił bezbłędnie odczytać aurę drugiego człowieka, zatem już na wstępie przeczuwał, z kim ma do czynienia. Kolory biopola mówiły wszystko o zgromadzonej życiowej energii. Określały człowieka, czy jest dobry, czy zły. Zdrowy, czy chory. Samo to nie przeszkadzało w wygodnym życiu, ale Miłosz potrafił zachować raz widziany grymas twarzy w pamięci, zauważał każde, nawet najmniejsze drgnięcie mięśni… Efekt to kompletny obraz intencji drugiego człowieka. Nietrudno się domyślić, jak mu to ciążyło.
Niezwykły dar przerodził się w codzienny koszmar. Podświadomość Miłosza była nadzwyczaj rozwinięta, stąd intuicyjne interpretowanie aur weszło mu w krew. Do tej pory nie zgłębiał tego tematu, ale już wiedział, że jest siedem warstw aury i mnogość zmieniających się kolorów, tak zwanych pierścieni.
Tkwił zamknięty w swoim świecie, co gorsza, zaczął unikać ludzi. Bo cóż miał robić z tą wiedzą? Podchodzić do każdego napotkanego przechodnia i mówić mu, o co powinien zadbać? Że widzi jego wątrobę, która domaga się natychmiastowej regeneracji? Albo, co gorsza, że widzi, jak niewiele życia pozostało matce z trójką dzieci? Nie nadawał się na znachora, terapeutę, czy innego szarlatana. Chciał po prostu przeciętnej egzystencji, a przede wszystkim spokoju.
Wypytywał dyskretnie rówieśników, jak widzą dziewczyny, różnie je opisywali, ale żaden nigdy nie wspomniał, że widzi kolory wokół nich, czy też ich warstwy tworzące otoczkę. On widział u niektórych aż siedem. To go upewniło, że jest inny.
Kiedy na studiach poznał Martynę, myślał, że uda mu się zbudować bliższą relację, jednak ciągle napływające obrazy jej energii wyprzedzały to, co chciał powiedzieć. Starał się bardzo ignorować pole wokół niej. Wyczuwał każdy jej nastrój i nastawienie do związku. Czuł się jak złodziej, który włamuje się do jej intymności. Sam nie życzyłby sobie, by Martyna w każdej chwili mogła określić, co faktycznie czuje.
Marzył, by spotkać kogoś, kto będzie dla niego zagadką. Był prawie pewien, że to niemożliwe. Jego rozterki moralne nie dawały mu innego wyboru, jak być w porządku i żyć solo. Nawet umierający mają otoczki, ciemne, ale mają.
Do dnia, w którym minął się z mężczyzną w podeszłym wieku. Starszy pan był ubrany na czarno, miał siwą brodę i okulary w grubych oprawkach. Miłosz nie rozpoznał emocji na jego twarzy. Nigdy dotąd to mu się nie zdarzyło.
Był tak zaskoczony, że musiał go zaczepić.
– Przepraszam, czy mógłbym panu zająć chwilkę? – zagadnął.
– To zależy… – odpowiedział mężczyzna bez aury.
– To dla mnie bardzo ważne, wiem, jak to zabrzmi, ale jest pan wyjątkowy…
– Jasne… Jestem pewien, że każdy jest niepowtarzalny. – Staruszek uśmiechnął się zażenowany.
– Ale pan nie ma aury! – wypalił Miłosz.
– Co z tego? Panie daj mi spokój i zajmij się swoimi sprawami. A jeszcze lepiej umów się na wizytę do psychiatry – zniecierpliwił się staruszek. Miłosz nie dawał za wygraną. Próbował go zahipnotyzować, przez dłuższą chwilę wpatrywał się w oczy mężczyzny, ale widocznie starszy pan był odporny na tego typu eksperymenty, a może to Miłosz stracił moc.
– Obiecuję, że pójdę do psychiatry. Póki co, mogę zadać pytanie?
– Panie, kim pan jest? Po prostu wracam do domu. Żona czeka z obiadem. A pan mi tu z jakąś aurą wyskakuje… Dobrze, jedno pytanie i niech pan się odczepi.
– Czy możemy się jutro spotkać w tym samym miejscu? Nie jestem wariatem. Potrzebuję pomocy – wydukał Miłosz.
– Co z tego będę miał?
– Satysfakcję, że pomógł mi pan odmienić życie – rzekł zakłopotany Miłosz.
– Dobrze, jak nic pilniejszego mnie nie zatrzyma, będę. Ale wszystko powiem żonie, na wszelki wypadek – uśmiechnął się starzec.
**
Miłosz, podbudowany odkryciem, wrócił do domu. Nie mógł się na niczym skupić, bo ciągle myślał o człowieku bez aury. Wiedział, że przecież wszystkie żywe istoty mają biopole! Co prawda niewidoczne dla przeciętnych ludzi, ale mają. Zatem, jakie paranormalne zdolności może mieć starszy pan? Jaką zna tajemnicę, by skutecznie ukrywać, energię bijącą z ciała?
**
Po nieprzespanej nocy Miłosz pospiesznie zjadł śniadanie i jeszcze raz przemyślał anomalię staruszka. Cóż takiego mogło spowodować zanik aury? Pierwsze, co przyszło mu do głowy, to to, że starzec zapewne także ma nieprzeciętny dar. Ale widzi go i słyszy, zatem to nie duch… A co, jeśli jego przekleństwo staje się coraz potężniejsze i pozwala dostrzegać duchy? Nerwowo pocierał wilgotne ręce. Poczuł zimny dreszcz na całym ciele.
Starał się sobie przypomnieć, od kiedy prześladuje go widzenie aur. Uświadomił sobie, że prawdopodobnie nasiliło się od wypadku rodziców. Wjechali z impetem pod ciężarówkę. Przyczyną był zawał ojca. Niewiele z nich zostało – tak powiedziała babcia, która go wychowywała. Miał pięć lat.
**
Tym, że widzi aury, z nikim do tej pory się nie podzielił, nawet wcześniej z babcią. Myślał, że każdy człowiek w ten sposób odbiera drugiego. Pod koniec podstawówki zainteresował się polami aurycznymi. To, co przeczytał w Internecie, świadomie odrzucił. Chciał być jak inni, jak każdy nastolatek. Babcia osierociła go niedługo przed osiemnastymi urodzinami.
Polubił, w pewnym sensie, samotność. Odseparowała go od widoków, które bardzo mu ciążyły. Z czasem pogodził się z faktem, że zawsze będzie sam. To jego wybór, chciał być w porządku wobec innych. Pragnął się zakochać, ale nie wyobrażał sobie kobiety przy boku, którą ciągle będzie mógł prześwietlać wzrokiem. Wiedzieć wszystko, co czuje, nie tego pragnął.
Chciał ufać na ślepo.
**
Wreszcie wybiła godzina piętnasta. Popołudnie było słoneczne i ciepłe. Wrzucił do plecaka butelkę wody. Spojrzał w lustro, wiszące na ścianie przedpokoju, i przygładził włosy. Szybkim krokiem ruszył na Plac Zjednoczenia, by spotkać się z tajemniczym starcem. Martwił się, czy aby senior znajdzie dla niego czas i przyjdzie na umówione spotkanie.
Z oddali rozpoznał leciwego pana. Siedział na zmurszałej ławeczce i karmił gołębie. Miłosz poczuł niewyobrażalną ulgę. Każdy krok w stronę starca napawał go nadzieją. Przysiadł na ławeczce obok niego. Podał mu dłoń i przedstawił się:
– Miłosz Wolny, dobrze, że pana widzę…
– Mów mi Jerzy, młody człowieku. W czym mam ci pomóc? – zapytał mężczyzna.
– Hmm… Nie wiem, od czego zacząć…
– Najlepiej od początku – zaśmiał się Jerzy.
– A więc widzę aurę każdego, kogo spotkam. To męczące. Nie mam szans nikogo poznać normalnie…
– Rozumiem. Ale co ja mam z tym wspólnego?
– Twojej aury nie widzę, jest dla mnie ukryta, jak to robisz? – Miłosz zapytał wprost.
– To twój problem, a nie mój. Jeśli jednak dobrze cię zrozumiałem, powinieneś się z tego cieszyć… – Jerzy spojrzał na Miłosza, unosząc brew.
– Otóż to. Chciałbym być jak inni, po prostu nie widzieć. Ty chyba możesz mi pomóc…
– Od kiedy tak się dzieje? Pamiętasz?
– Wydaje mi się, że od zawsze, a nasiliło od wypadku rodziców. Nie żyją – odpowiedział młodzieniec.
– Pomyśl, może rodzice chcieli, byś zawsze był bezpieczny? Omijał złych ludzi, to proste. Często ci się śnią?
Miłosz wskazał palcem młodą kobietę, która spacerowała w towarzystwie przystojnego mężczyzny. Trzymali się za ręce i uśmiechali do siebie.
– Co możesz mi o nich powiedzieć? – spytał.
– Są szczęśliwi i po powrocie do domu pójdą ze sobą do łóżka – skwitował Jerzy.
Miłosz przez chwilę milczał. Zaszkliły mu się oczy.
– Z jej biopola, czyli, powiedzmy, płaszcza energii, zbudowanego z pięciu pierścieni, odczytuję, że wbrew pozorom jest bardzo nieszczęśliwą kobietą. Pierwszy pierścień odzwierciedla kondycję fizyczną, jest słaba… Przewlekle choruje, co łączy się z trzecim pierścieniem, tak więc jej umysł jest zatruty strachem o życie. Stara się łapać chwile, bo ukrywa swój stan przed partnerem… – zawyrokował Miłosz. – Teraz rozumiesz, jak mi to utrudnia normalne funkcjonowanie? Nie potrafię się od tego uwolnić – zwrócił się do Jerzego, patrząc mu w błękitne oczy.
– Tak. Masz pewnie i niezłą intuicję, więc nadal będziesz żył w kilku wymiarach.
– Może i tak, ale ja nie chcę tego widzieć. Chcę być normalny. Jeszcze rozumiem, że w ten sposób widziałaby jakaś stara kobieta, wróżka–ezoteryczka… Wiesz, dlaczego nie widzę twojej otoczki światła? – Miłosz spojrzał na Jerzego.
– Przecież wiesz. Absorbuję już energię do wewnątrz. Mój czas dobiega końca. Musimy się już pożegnać, żona czeka. A ty, chłopcze, nie zwlekaj i idź do dobrego neurochirurga. Obstawiam, że dzieje się coś z twoim ciałem migdałowatym…
Jerzy powoli wstał z ławki i rzekł:
– Umów się do lekarza.
– Nie sądzę, byś zbierał energię do wewnątrz. I tak widziałbym słabą otoczkę, co więcej, powiedziałbym ci o tym. Masz jakiś dar, ukrywania pola energetycznego?
– Trzymaj się, młody.
Jerzy pożegnał się i ruszył z opuszczoną głową w stronę domu.
**
Miłosz wszedł do mieszkania. Odstawił zakupy i usiadł ze szklanką zimnego piwa. Myśli kotłowały się w głowie. Ruszył w stronę salonu. Stało tam biurko z laptopem. Zainteresowany słowami staruszka zaczął szukać informacji o ciele migdałowatym, wszystko wskazywało, że rozmówca ma rację. Czyli dwa małe migdałki w głowie są nośnikiem uczuć i emocji…
Włączył telewizor, co rzadko mu się zdarzało. Wybrał pierwszy z brzegu kanał informacyjny. I zdębiał.
Wczoraj wieczorem zmarł wybitny neurochirurg Adam Wilczyński… Dożył osiemdziesięciu ośmiu lat… Wspaniała kariera…
– Kurwa! Dzisiaj go widziałem! Przecież widziałem…
Warto wspomnieć, że profesor Adam Wilczyński miał bliźniaczego brata, Jerzego, który dzisiaj po południu również zmarł po powrocie do domu ze spotkania z młodym człowiekiem… Żona Jerzego prosi o kontakt…
Wyłączył telewizor. Wybiegł przed blok. – Nie widzę! Nie widzę! Zatem Jerzy zdjął klątwę, ale w jaki sposób? Kiedy? Ale… Nieee!!! Słyszę jakieś głosy w głowie…
– Cześć, Miłoszu, to ja, Jerzy… – Słyszysz mnie?
– Co ty mi zrobiłeś!? – pomyślał.
– Cóż, prześlę wiadomość żonie, ty nie będziesz widział aur, ja będę mógł być bliżej mojej kobiety…
– Zapomnij! Już ja cię załatwię – powiedział do Jerzego w myślach.
Wyjął z szuflady spore słuchawki, nałożył i włączył Metallicę. Jerzy próbował przemycić jakieś słowa, ale Miłosz podkręcił głos do maksimum. Leżał, zawiedziony postępowaniem starszego pana. Muzyka wibrowała mu w głowie, zagłuszając myśli intruza. Po dwóch godzinach przyciszył muzykę metalową.
– Zlituj się już – poprosił Jerzy.
– Radzę ci, zabieraj się do kogoś innego. Żadne ze mnie medium. A poza tym, chyba zapomniałeś o jednym, ty teraz wiesz wszystko o mnie, a ja o tobie. Ciekawe, czy twojej żonie spodoba się opowiadanie o Maryli… Jak myślisz? – zaszantażował go Miłosz.
– Tylko nie to. Nie możesz…
– Owszem, mogę.
– Pójdźmy na układ. Odwiedzisz ją, powiesz to, co ci podyktuję, ty wrócisz do siebie, a ja przeniosę się w niebyt… – zaproponował Jerzy.
– Sęk w tym, że ci nie wierzę. Raz mnie oszukałeś, to i drugi oszukasz. – Pomyślał młodzieniec.
– Nie przewidziałem, że i ty będziesz mógł grzebać w mojej pamięci.
Przez kolejną godzinę przesyłali sobie informacje telepatycznie. W końcu udało się wypracować kompromis. Miłosz nic nie wspomni o zdradach Jerzego, ani o tym, że ten właśnie siedzi w czyśćcu, również za niecny plan co do niego. Jerzy zaś, po rozmowie z żoną, raz na zawsze opuści umysł Miłosza. A do momentu spotkania obaj będą milczeć.
Miłosz poczuł ogromną ulgę. Po pierwsze, nie będzie już widział otoczek, po drugie, kiedy pożegna się ostatecznie z Jerzym, zacznie nowe życie.
Całkiem normalne, takie, o jakim zawsze marzył… Pierwsze, co przyszło mu na myśl, to to, że odszuka Martynę…
**
rozpływają się w powietrzu
i znikają
w nieodkrytych prawach fizyki
zostawiając
trójwymiarowy cień
istot z czwartego wymiaru
Autor: amarok tytuł: “dzieci indygo”