- Opowiadanie: Zygi_Sonar - Smartfonistrz [AIOLI2]

Smartfonistrz [AIOLI2]

We Wrocławiu przyszłości dwójka młodych ludzi odwiedza tajemniczego rzemieślnika – smartfonistrza.  
Krótka i ciepła opowieść o poszukiwaniu własnych korzeni, z elementami cyberpunku i filozofii, doprawiona szczyptą melancholii i nostalgii. Trochę nauki, trochę baśni… i zarozumiały ptak, który wie i mówi więcej, niż powinien.

Drugie opowiadanie z cyklu „AIOLI”, zupełnie różne od pierwszego. 
 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy IV

Oceny

Smartfonistrz [AIOLI2]

– Coraz częściej lękam się, że moja praca pójdzie na marne. Nikt jej nie chce, nikt jej nie rozumie. Jestem stary i samotny, a tyle problemów zostało do rozwiązania – żalił się smartfonistrz gwarkowi. 

– Nikt! Nikt nie przychodzi! – zawtórował ptak zadziornym tonem.

– Ale dziś… dziś ktoś nas odwiedzi…

– Ciekawe! Ciekawe! Czyżbyś skorzystał z…? – Zaintrygowany ptak chciał zadać pytanie, ale smartfonistrz uciął spekulacje.

– Nie, mój mały, to tylko staroświeckie przeczucie. Gdyby ktoś przyszedł, postaraj się być miły. – Zawsze bawiła go szorstkość gwarka wobec obcych. Uśmiechnął się lekko, lecz zaraz potem wpadł w głęboki, niepokojący kaszel.

Tymczasem dwoje młodych ludzi, zmęczonych trudną podróżą z Warszawy do Wrocławia, nie miało pojęcia, co ich tam czeka.

– Przestań się guzdrać, musimy iść! – Tymek pociągnął dziewczynę za rękaw fioletowej, ortalionowej bluzy. Przeciskał się przez zatłoczoną alejkę starówki w pobliżu placu Solnego, ale Kiko wciąż zostawała w tyle.

– Auć! – krzyknęła, gdy ktoś nadepnął jej na stopę.

Z rozpalonego nieba lał się żar, a blade, pomarańczowe słońce przyćmiewała pyłowa mgiełka. Czuła się fatalnie – pot spływał po twarzy, rozmazując fioletowo-zielony makijaż, a różowa grzywka kleiła się do czoła.

Tymek zerknął na zegarek, sprawdzając poziom promieniowania. „Przekroczone normy. Bariera elektromagnetyczna faktycznie nie działa. Lepiej się pośpieszyć, fizyka nie przymknie na to oka” – pomyślał.

Niestety tuż za rogiem natknęli się na uliczny stragan z jedzeniem. W powietrzu roztaczał się zapach orientalnych przypraw i przypalonego tłuszczu. Kiko uniosła nos. Rozszerzając nozdrza zignorowała sprzeciw chłopaka – od razu ustawiła się za ladą, gotowa złożyć zamówienie. 

– Szisz kebab! Ramen! Pierogi! – nawoływał wychudzony mężczyzna o azjatyckich rysach, potrząsając nad ogniem wielkim wokiem. 

– Mmm, czujesz zapach? Ten ramen pachnie obłędnie! Oszaleję, jeśli go nie zjem! 

Pod daszkiem wózka wisiał staroświecki ekran LED z trzeszczącymi głośnikami. Wyświetlał program z prezenterem w fioletowej garsonce i zielonej koszuli, nienaturalnie podekscytowanego wykrzykiwanymi wiadomościami.

– To już trzeci dzień, gdy Wroclaw zmaga się z awarią systemu barier pyło– i promieniochronnych! Halo? Czy ktoś mnie słyszy? Prezydencie, rusz pan tyłek i weź się pan do roboty, bo temperatura dziś w południe przekroczy trzydzieści osiem stopni! 

– Tymek, błagam, zróbmy przerwę! – Tupnęła nogą jak rozkapryszone dziecko. 

– A wiatr? Niby umiarkowany, ale wystarczająco silny, żeby podbić ci oko. Burzy piaskowej dziś nie przewidują – jeszcze.

– Nikt ci nie kazał wczoraj pić, ani jechać tutaj na kacu! – warknął Tymek. Z natury wyjątkowo opanowany młodzieniec docierał do granic cierpliwości.

– Magnetopaci, całe szczęście, twierdzą że nie wyczuwają zbliżających się rozbłysków słońca, które mogłyby wywołać elektromagnetyczne burze. Zagrożenie w tym zakresie jest umiarkowane… hope so! 

– Jesteś nieocenionym wsparciem, czyli tak jak obiecywałaś… – ironizował Tymek. Syknął tak kąśliwie, że Kiko zapomniała o wszystkich bolączkach.

 – Ale sami wiecie, jak jest… Używanie urządzeń elektrycznych jak zwykle na własną odpowiedzialność. Ale jak to mówią „No risk, no story!”.

– No dobrze, przepraszam! Wybacz mi, proszę. – Połaskotała go po brodzie. – Może po wszystkim zjemy coś tutaj?

 Po przerwie – setna rocznica rzekomego lądowania Amerykanów na Księżycu! Wyczynu, którego do dziś nie udało się powtórzyć nikomu… poza Chińczykami. Oficjalna wersja kontra teorie spiskowe! Tylko u nas, sam wybierz swoją prawdę!

– Zobaczymy. Zostało mało czasu. Idę tam, z tobą lub bez! – Tymek przetarł zapylone okulary w grubych, niemodnych oprawkach i żwawo ruszył przed siebie. Dramatyczny ton wypowiedzi nie pasował do jego introwertycznego usposobienia – tym bardziej zdradzał, jak bardzo zależało mu na realizacji planu.

Aby nie pogarszać sytuacji Kiko udawała, że narzucone przez Tymka tempo nie sprawia jej problemów. Na szczęście pracownia smartfonistrza była już blisko. Mieściła się w piwnicy jednej z kamienic na obrzeżach rynku.

Musieli przejść przez kamienną bramę prowadzącą do małego podwórka, otaczający je mur porastał cybernetyczny bluszcz migoczących kabli. Zabytkową fasadę budynku, ozdobioną rzeźbionymi okiennicami, pokrywały pulsujące neony. 

– Pamiętaj, żadnego gadania o bzdurach. Nie możemy marnować czasu. Jest ważny, bo jest obsesją mistrza, rozumiesz?

– Tak jest, panie kapitanie Tymi! – Zasalutowała i uszczypnęła go w rękę. 

– Kopnę cię, jeśli coś schrzanisz. – Na ustach chłopaka pojawił się cień uśmiechu. Kiko wiedziała, jak go rozchmurzyć.

Do piwnicy smartfonistrza trzeba było zejść po stromych schodkach. Szli ostrożnie, jak do ciemnej jaskini. Drewniane drzwi głośno zaskrzypiały. W środku panował nieprzyjemny zaduch papierosowego dymu, kurzu i stęchlizny. Kiko przełykała ślinę raz za razem, próbując powstrzymać mdłości.

Stare urządzenia piętrzyły się na półkach, w gablotach, na meblach i podłodze. Większość dawno wyszła z użytku – maszyny do pisania, komputery z masywnymi kineskopowymi ekranami, głośniki, gramofony oraz wieże hi-fi.

Ogromną część sprzętów stanowiły zegary, cyfrowe i analogowe. Niektóre wciąż działały, mącąc ciszę jednoczesnym tykaniem wskazówek. Charakterystyczny dźwięk, jakiego próżno było szukać gdziekolwiek indziej.

Wśród nich były telefony, jakich Kiko i Tymek nigdy wcześniej nie widzieli – masywne słuchawki z kablami w kształcie spirali i numerycznymi tarczami, a także archaiczne komórki z małymi ekranami i klawiaturami, które nie miały innych funkcji, niż zwykła rozmowa głosowa. Były też smartfony: jedne z popękanymi ekranami, inne pokryte grubą warstwą kurzu i oplecione pajęczynami. 

Na ścianach wisiały dyplomy potwierdzające mistrzowski kunszt oraz nagrody przyznane za specjalistyczne zasługi. Kiko przeszedł dreszcz na widok niepokojącego obrazu przedstawiającego starego mężczyznę, który odbiera skrzydła młodzieńcowi. Były też plakaty – wśród nich „Blade Runner” Ridleya Scotta i „Incepcja” Christophera Nolana. 

Sędziwy mężczyzna o krępej sylwetce siedział w szerokim fotelu obitym pomarańczową skórą. Jego cera miała niezdrowy, bladoszary odcień, jakby od dawna nie widział słońca. Sterta niedopałków wypadała z popielniczki na stoliku.

Na ramieniu smartfonistrza siedział czarny ptak z żółtym dziobem i charakterystycznym wzorem na głowie. Przyglądał im się przenikliwym wzrokiem, jakby chciał coś powiedzieć.

– Dzień dobry, chcielibyśmy… – zaczął w końcu Tymek.

– Ćśś! – uciszył go smartfonistrz wymownym gestem.

 Zegary zaczęły bić, jeden po drugim, wybijając wpół do trzeciej. Dopiero gdy dźwięk ucichł, starzec opuścił palec.

– Zwykłem zaczynać spotkania o pełnej godzinie, ale skoro nie ma kolejki… Jest czternasta trzydzieści, więc możemy zaczynać – rzekł, widząc ich konsternację. – Z czym do mnie przychodzicie, droga młodzieży?

– Mamy smartfona, który leżał przez wiele lat w szufladzie i nie wiemy czy działa. Należał do mojej mamy – wycedził drżącym głosem Tymek i zbliżył się do mistrza, by przekazać mu urządzenie.

– Nie tak prędko! – zaskrzeczał gwarek.

– Łał! – Kiko aż podskoczyła. – Czy to jest prawdziwy ptak? On mówi?!

– A jaki ma być? Prawdziwy, choć elektryczny! – oburzył się, unosząc skrzydła.

– Gwarki wyginęły wiele lat temu, moje dziecko. To świetny kompan, choć bywa niegrzeczny. Polecam! – wyjaśnił mężczyzna. Zauważył, że miny gości nie zdradzają zrozumienia. – Dziwniejsze byłoby, gdybym miał elektryczną owcę – zaśmiał się cicho. – Po co marzyć o elektrycznej owcy, skoro można mieć mówiącego gwarka?

Staruszek nawiązał do niemal zapomnianej klasyki, zwłaszcza odkąd elektryczne zwierzęta stały się codziennością. 

– Przypadkiem nie nazywa się Groucho? – zażartował Tymi.

– Imponujące! Zaczynam cię lubić. – Gestem zachęcił ich, by mówili dalej.

– Rodzice Tymka zmarli, gdy miał kilka lat. W pamięci telefonu musiały zostać jakieś wspomnienia – Kiko nie wytrzymała i wypaliła, nie umiejąc powstrzymać emocji. – Bardzo prosimy, panie smartfonistrzu, pomóż nam go włączyć!

– Ojej, i po co wam to? – Starzec zgasił ich chłodnym tonem.

– Po-co-wam-to? – zasylabizował wściekły gwarek, trzepocząc skrzydłami.

– Czasem przychodzą do mnie tacy jak wy. Chcą grzebać w przeszłości, choć to nie ma sensu. Myślą, że cofną czas, wskrzeszając jakieś wspomnienia… nagrania i zdjęcia. Pewnie mogę to naprawić, ale…

– Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy… na na na na! – zaśpiewał gwarek.

– Ostrzegam was, moje dzieci. Wspomnienia nie zawsze przynoszą ukojenie. Czas… jest nieugięty.

– Te, na które czekamy… na na na na na! – Ptak zaśpiewał resztę refrenu. Starzec pogroził mu pięścią, by nie przerywał.

– Czas jest względny, panie smartfonistrzu. Zależy od perspektywy obserwatora – Tymek miał wrażenie, że starzec testuje jego wiedzę.

– Słuszna uwaga! Ale wiesz, że nie pstryknę nagle palcami, cofając bieg wydarzeń. To, mój drogi, byłoby niemożliwe.

– Możliwe! Możliwe! – nie zgodził się gwarek.

– Może i możliwe, gdyby zgłębić rzeczywistość kwantową. Ale… siedź cicho, mały zdrajco! – gwarek wyraźnie rozzłościł staruszka.

– Możliwe! Cena jest wysoka, ale możliwe! 

– Co za ptaszysko! Niby AI… trenujesz je i szkolisz przez lata, na własnych tekstach i po co? Ono wciąż halucynuje! – Z nerwów aż zapalił papierosa. – Miał być wyższą istotą, a to tylko wredny ptak!

– Profesor! Prof…! – Gwarek zamilkł w połowie słowa, zmierzony groźnym wzrokiem mistrza. W tym czasie znudzona Kiko ziewnęła po raz trzeci, a Tymek rozglądał się po kątach.

– Ludzkość od lat nie ruszyła z miejsca w badaniach nad rzeczywistością kwantową. Niektórzy twierdzą, a wśród nich najwidoczniej pewien zarozumiały ptak, że jej zgłębienie otworzyłoby furtkę do kontroli nad czasem, nawet jeśli w ograniczonym zakresie.

Kiko zakaszlała od dymu. Smartfonistrz zaciągnął się dwa razy i zgasił niedopałek.

– Głębsze zrozumienie rzeczywistości kwantowej mogłoby pomóc w lepszym poznaniu natury czasu i przestrzeni. Chodzi o splątanie kwantowe czy…

– …superpozycję, determinującą nasze pojęcie czasu. Moglibyśmy zyskać nowe spojrzenie na naturę czasu i jego potencjalne manipulacje! – dokończył za nim podekscytowany Tymek.

– Pytanie tylko, za jaką cenę? – wątpił starzec.

– Możemy teoretycznie podróżować w przyszłość… ale cofnięcie się? – Tymek był również sceptyczny. Starzec przyglądał mu się uważnie.

– Interesujesz się fizyką, chłopcze? – Smartfonistrz spojrzał na Tymka. W jego oczach pojawił się błysk, jakby rozważał kiełkującą w nim myśl.

– Tak! Tymi jest świetny… w tej nauce! Wszystkiego nauczył się sam, ciągle czyta książki! – Kiko kolejny raz wyrwała się z odpowiedzią.

Smartfonistrz dopiero teraz zauważył na koszulce chłopaka wizerunek polskiego fizyka, znanego w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku.

– Pamiętam Andrzeja… Zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Może coś poszło nie tak podczas jakiegoś eksperymentu? Wielka szkoda dla polskiej nauki. Ale… – Tymek i Kiko pokornie czekali na rozwój wydarzeń – wy nie przyszliście tu po wykład, tylko odzyskanie wspomnień. No dobrze. Skoro znasz się na fizyce, to zrobię wyjątek. Pokażcie mi tego smartfona.

Tymek wyjął z plecaka bawełniany woreczek i wyciągnął z niego czerwony telefon z lekko pękniętym ekranem. Położył go na długich, wąskich palcach robotycznego ramienia.

– O! Pamiętam ten model. Był popularny jakieś trzydzieści lat temu. Ma nietypowe wejście.

 Mechaniczne ramię o spiczastych palcach podtrzymywało niewielkie urządzenie. Cyfrowe okulary mistrza miały soczewki o zmiennym kształcie, które dynamicznie dostosowywały powiększenie i ostrość.

– Ma pan odpowiednie złącze? – Tymi aż mrużył oczy z przejęcia.

– Masz do tego smykałkę, mój chłopcze. Muszę tylko sięgnąć do dolnej szuflady. – Wyciągnął pęk kabli z wieloma końcówkami o różnych kształtach i rozmiarach. – Któraś powinna pasować.

Grzebał w kablach, marszcząc brwi. Niepokój Tymka narastał.

– Musi tu być…

– Panie smartfonistrzu, a co przedstawia ten obraz? – Kiko wskazała palcem reprodukcję, która wcześniej przykuła jej uwagę.

– Schönfeld, barokowy mistrz. Przedstawił Chronosa, władcę czasu, który podcina skrzydła Erosowi, bożkowi miłości.

– Dlaczego? Co to znaczy?

– Zostawmy to. Lepiej, żeby czas trzymał się z dala od waszych skrzydeł.

– A czy ten Chronos mógł cofnąć czas? – Czuła niedosyt. Tymek wysłał jej upominające spojrzenie.

– To idea, która od zawsze rozpala ludzkie umysły. Daj mi się skupić, dziecko – rzucił w kierunku Kiko.

Podłączył kolejną wtyczkę i po kilkunastu sekundach ekran urządzenia rozbłysnął białym światłem.

– No i jest! – oznajmił sukces, unosząc pięść z satysfakcją.

– Jest! Jest! Jest! – Gwarek rozłożył skrzydła i obracając się, wykonał triumfalny taniec.

– Telefon zaraz się włączy. Zabezpieczenia? Chwila moment i po sprawie. Jakieś hasełko, czy tam PIN, bułka z masłem. – Podłączył kolejne urządzenie, a po chwili niepewności…

– Działa! Gotowi?

Smartfon odtworzył powitalną melodię.

– Bateria jest całkowicie zniszczona. Telefon będzie działał tylko na kablu.

– Śmiało! Śmiało! – serdecznie zachęcał gwarek.

Chłopak pochylił się nad telefonem. Tuż za nim stała Kiko, oparłszy się na barku Tymka wyciągnęła szyję, żeby dobrze widzieć.

– Czego właściwie szukamy? Jakiś konkretny czas cię interesuje? 

– Nic konkretnego, panie smartfonistrzu. – Kiko przejęła inicjatywę widząc paraliż chłopaka. – Tymek chciałby zobaczyć swoich rodziców, po których nie zostało mu wiele wspomnień. Zacznijmy od zdjęć!

Smartonistrz wyświetlił pierwsze fotografie. Przedstawiały młodego mężczyznę w śmiesznej czapce na górskim szlaku.

– To tata… Nie pamiętam go takiego młodego – głos Tymka załamywał się z emocji.

 Wiesz co? Jesteś do niego podobny – powiedziała Kiko z rosnącym entuzjazmem.

Przewijali kolejne fotografie – były na nich widoki, jedzenie, zwierzęta, aż w końcu…

– Jest! Mama! – Tymek przesunął palcami po ekranie, by zrobić zbliżenie i przyjrzeć się jej młodej twarzy.

– Była przepiękna – wyszeptała Kiko z zachwytem.

Miała kasztanowe włosy do ramion i ciepły uśmiech. Stała przy drzewku cytrusowym w malowniczej uliczce.

– Grecja – zauważył smartfonistrz.

– Dużo podróżowali, prawda? – przeżywała Kiko.

– Być może – odparł Tymek, siląc się, by nie zadrżał mu głos.

W końcu natrafili na nagranie. Z telefonu wybrzmiał śmiech dziecka. Mały chłopiec o pucołowatej buzi i niemal łysej główce stawiał niepewne kroki w samej pieluszce.

– Brawo, maluszku!

– Ale dzielny! – W głosie słyszalne były szczęście i duma.

– Tymuś, to ty! – Kiko podskakiwała, klaszcząc z radości. 

– Dzielny! Brawo! Brawo! – zachwycał się gwarek.

Oglądali kolejne filmy z wielkim przejęciem. Nagrania przedstawiały sceny z życia małego Tymka – karmienie zupą pomidorową u babci, spacer z ukochanym kundelkiem, pierwsze jazdy na rowerze, zabawy na placu zabaw. Chłopak zmrużył oczy licząc, że nikt nie zauważy łez. 

– Jeszcze raz! Włącz ten film – przerwała, gdy przygasło światło.

Nagle na styku kabli pojawiły się iskry. Fioletowo-biały strumień energii przeszył powietrze – skoki napięcia rosły. Smartfon zgasł, wypuszczony przez Tymka z poparzonej wyładowaniem dłoni. Trwało to chwilę, po której zapadła całkowita ciemność.

Przez kilka minut stali w ciszy, próbując przetworzyć to, co się wydarzyło. Czarny ekran telefonu pulsował słabym światłem, nim ostatecznie zgasł, zniszczony przez geomagnetyczną burzę.

– To niemożliwe! Panie smartfonistrzu, naprawi pan to? Błagam! – Kiko złapała mistrza za ramię.

– Niestety, moje dziecko. Tego rodzaju wyładowania niszczą nawet dużo mniej zaawansowane urządzenia.

Tymek zamarł, ramiona mu opadły.

– Kwantowa rze-czy-wis-tość! – sylabizował gwarek.

Smartfonistrz skrzywił się, zacisnął powieki i westchnął ciężko. Wstał i powolnym krokiem udał się za parawan. Po chwili w pracowni znów zapadła ciemność, a zza zasłony rozbłysły wyładowania.

Kiko i Tymek poczuli się słabo, a na chwilę wręcz omdleli. Ocknąwszy się, byli zdezorientowani. 

Chłopak ponownie trzymał w ręku działającego smartfona, gdy robotyczne ramię nagłym ruchem wyrwało urządzenie z ręki.

– Co tak naprawdę się stało? – spojrzał ze zdziwieniem na starca. Miał wrażenie, że ten się postarzał.

– Cierpliwości, synu. Wyłączymy telefon tylko na chwilę. Dostaniesz go z powrotem, obiecuję. 

W kącikach ust smartfonistrza zadrżał cień uśmiechu.

– Cena będzie wysoka, staruszku. – Gwarek zwrócił się do mistrza, gdy Kiko i Tymek odsunęli się na bok, rozmawiając między sobą.

Smartonistrz zaczął kaszleć, niemal tracąc oddech. Po chwili, z wysiłkiem, odpowiedział przyjacielowi.

– Obaj to wiemy, mój mały. Obaj to wiemy.

Przymknął oczy, jakby chciał na chwilę odpocząć, po czym dodał ledwie słyszalnym głosem.

– Tym razem… było warto. Chodziło o fundamenty tożsamości, osobowości tego młodzieńca. Mam przeczucie, że jego przyszłość nie będzie zwyczajna.

Zamilkł na chwilę, jakby ważył kolejne słowa, a potem szepnął z nutą melancholii.

– Pamiętaj, że jestem stary… i samotny.

 

Koniec

Komentarze

Dojmująca historia Tymka. Historia z pięknym przekazem budowania swojego być na podwalinach rodziny.

 

Pozdrawiam serdeczniesmiley

 

ps. podaj adres smartfoniarza, o ile przeżył przesilenie emocjami.

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Gochaw, dziękuję i również pozdrawiam!

Dokładnego adresu niestety nie pamiętam, jedynie tyle, że inspirowałem się atmosfera okolic placu Solnego – we Wrocławiu byłem zaledwie kilka razy i zawsze na krótko, ale klimat tego miasta – ujmujący :)

ZygiSonar.com

– Wrocław jest moim ukochanym miastem w Polsce. Jego piękno i dostojeństwo ustrojone romantyzmem mostów, jest niewysłowione.

 

Pozdrawiamsmiley

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Ciekawe to opowiadanie. Rozgryzam zakończenie, bo nie jest /i super/ dla mnie oczywiste.

Sprawnie napisane.

Pozdrawiam serdecznie.

Cytat: […] małego podwórka, porośniętego cybernetycznym bluszczem kabli, rur i migoczących światłowodów.

“Cóś” tu nie gra, szanowny Autorze. Gdy mówimy o podwórku, polu, zagonie i tak dalej, i temu podobnie, że jest porośnięte, dotyczy to poziomej powierzchni tego, o czym mówimy. Ziemi. Porośniętej / zarośniętej trawą, stokrotkami, zielskiem, roślinami, jakich zechcesz. Więc pierwsze skojarzenie to ten “cybernetyczny bluszcz” wynurzony ponad poziom gruntu, bruku czy czego tam. Po drugie bluszcz, bluszczowate w ogóle, to rośliny pnące, obrastające ściany, płoty, cokolwiek, co daje punkty zaczepienia dla pędów czepnych. Więc czytelnik widzi ten “bluszcz” na murach, okalających podwórko typu studnia – ale o tym ani słowa w opisie… Po trzecie “migocące światłowody”. Jakim cudem, skoro w światłowodach zachodzą całkowite odbicia wewnętrzne i nic na zewnątrz się nie wydostaje, nie ma prawa się wydostać?

<><><>

Jako natomiast zwięzła opowiastka o poszukiwaniu przeszłości i cenie, jaką przychodzi za to zapłacić, tekst jest na poziomie.

Oblatywacz – i o to chodziło!  Dzięki za komentarz.

AdamKB – dziękuję za jak zwykle merytoryczne wskazówki, już uwzględnione. Dopiero po Twoim wpisie uświadomiłem sobie, że nie wiem czym jest (pod względem technicznym) światłowód. Z wykształcenia, zawodu i z duszy jestem humanistą (więc i to pisanie o fizyce to u mnie z duszą na ramieniu).

Pozdrowienia!

ZygiSonar.com

Witaj. :)

Ja, jako też humanistka, podziwiam tak ciekawy tekst o fizyce. :)

Ze spraw technicznych trzeba poprawić część dialogów. Dodatkowo zatrzymały mnie (tylko – do przemyślenia):

Przewijali kolejne fotografie – była na nich widoki, jedzenie, zwierzęta, aż w końcu…– tu jest literówka

– Jest! Mama! – Tymek przesunął palcami po ekranie, by zrobić zbliżenie i przyjrzeć się jej młodej twarzy.– ten wyraz małą

Podobnie trzeba poprawić “gwarka”, bo raz masz małą, a raz wielką literą. 

 

Świetny pomysł na taką ciepłą, przyjemną opowieść fantastyczną. :) Tytułowa postać dość niejednoznaczna – niby się żali, że taka samotna, że nikt nie odwiedza, ale po przybyciu młodych zbytnią gościnnością nie grzeszy. :)

 

Klikam za klimat i pomysł. :) Tekst nadaje się do rozwinięcia w piękność (o)powieść, do napisania której namawiam. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cóż, Zygi_Sonarze, nie mogę powiedzieć, ze zrozumiałam wszystko, co wydarzyło się w pracowni smartfonistrza, ale muszę wyznać, że spodobała mi się Twoja historyjka.

 

żalił się smartfonistrz do gwarka. → …żalił się smartfonistrz gwarkowi.

Żalimy się komuś/ czemuś, nie do kogoś/ czegoś.

 

– Ciekawe! Ciekawe! Czyżbyś skorzystał z…? – zaintrygowany ptak chciał zadać pytanie, ale smartfonistrz uciął spekulacje. → Ptak urwał wypowiedź, chciał zadać pytanie, ale nie zadał, więc didaskalia małą literą.

Sugeruję, abyś raz jeszcze sprawdził, jak zapisywać dialogi

 

– Przestań się ociągać, musimy iść! – Tymek pociągnął dziewczynę za… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: – Przestań się guzdrać, musimy iść! – Tymek pociągnął dziewczynę

 

Czuła się fatalnie – pot spływał jej po twarzy… → Zbędny zaimek. Wiemy o czyjej twarzy jest mowa.

 

natknęli się na stragan z ulicznym jedzeniem. → Mam wrażenie, że raczej: …natknęli się na uliczny stragan z jedzeniem.

 

Wyświetlał program z prezenterem w fioletowej garsonce i zielonej koszuli… → Skoro prezenter to nie mógł być w garsonce, bo ta jest strojem kobiecym.

Proponuję: Wyświetlał program z prezenterem w fioletowym garniturze i zielonej koszuli…

 

systemu barier pyło i promieniochronnych! → systemu barier pyło- i promieniochronnych!

 

Z natury wyjątkowo opanowany młodzieniec docierał do granic swojej cierpliwości. –> Zbędny zaimek. Czy mógł docierać do granic cudzej cierpliwości?

 

Oficjalna wersja kontra teorie spiskowe tylko u nas, sam wybierz swoją prawdę! → Oficjalna wersja kontra teorie spiskowe! Tylko u nas, sam wybierz swoją prawdę!

Unikaj dodatkowych półpauz w wypowiedzi dialogowej; sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

 

Wow! – Kiko aż podskoczyła. → Łał! – Kiko aż podskoczyła.

Używamy pisowni spolszczonej.

 

– Dziwniejsze byłoby, gdybym miał elektryczną owcę. – Zaśmiał się cicho. → Zbędna kropka po wypowiedzi, didaskalia małą literą. Śmiech, nawet cichy, jest odgłosem paszczowym, więc: – Dziwniejsze byłoby, gdybym miał elektryczną owcę – zaśmiał się cicho.

 

Gestem dłoni zachęcił ich, by mówili dalej. → Zbędne dookreślenie – gesty wykonuję się dłońmi/ rękami.

Wystarczy: Gestem zachęcił ich, by mówili dalej.

 

– Ojej, i po co wam to? – starzec zgasił ich chłodnym tonem. → – Ojej, i po co wam to? – Starzec zgasił ich chłodnym tonem.

 

Po–co–wam–to? – zasylabizował wściekły gwarek… → Po-co-wam-to? – zasylabizował wściekły gwarek

W tego typu konstrukcji używamy dywizów, nie półpauz.

 

– Czasem przychodzą do mnie tacy jak wy. Chcą grzebać w przeszłości, choć to nie ma sensu. Myślą, że cofną czas, wskrzeszając jakieś wspomnienia… nagrania i zdjęcia.

– Pewnie mogę to naprawić, ale → To jest jedna wypowiedź, więc enter jest zbędny:

– Czasem przychodzą do mnie tacy jak wy. Chcą grzebać w przeszłości, choć to nie ma sensu. Myślą, że cofną czas, wskrzeszając jakieś wspomnienia… nagrania i zdjęcia. Pewnie mogę to naprawić, ale

 

Starzec zagroził mu pięścią, by nie przerywał.Starzec pogroził mu pięścią, by nie przerywał.

 

Ale… siedź cicho, mały zdrajco – gwarek wyraźnie rozzłościł staruszka. → Ale… siedź cicho, mały zdrajco! Gwarek wyraźnie rozzłościł staruszka.

 

Tymek wyjął z plecaka materiałowy woreczek i wyciągnąłMateriałowy sugeruje, że woreczek może być wykonany ze wszystkiego, co jest materiałem – także np. z plastiku, papieru czy jakiejś folii.

Proponuję: Tymek wyjął z plecaka lniany/ bawełniany woreczek i wyciągnął…

 

– Schönfeld, barokowy mistrz. Przedstawił Chronosa, władcę czasu, który podcina skrzydła Erosowi bożkowi miłości. → – Schönfeld, barokowy mistrz. Przedstawił Chronosa, władcę czasu, który podcina skrzydła Erosowi, bożkowi miłości.

 

Przewijali kolejne fotografie – była na nich widoki… → Literówka.

 

– Ale dzielny! w głosie słyszalne były szczęście i duma.Didaskalia wielką literą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bruce, ogromnie dziękuję! Co do powieści – małe szanse. Co prawda od dawna chodzi mi po głowie pomysł, by Tymi i Kiko powrócili jako postaci drugoplanowe w czymś większym, ale już bez smarfonistrza i w raczej mrocznych klimatach (zwykle muszę walczyć ze sobą by nie pozabijać wszystkich bohaterów na końcu fabuły).

 

Co do tego, że smartfonistrz narzeka na brak gości, a potem zrzędzi gdy już ich ma, to ja znam z życia takie przynajmniej dwie (pra)babcie! ;)

 

Regulatorzy – tak jak poprzednim razem ogromnie dziękuję za wszystkie uwagi. Nie wiem jak Ty to robisz, bo ja się dwoiłem i troiłem byś nie miała przy tym tyle „pracy”, a jednak… poległem. Na moje usprawiedliwienie – to stary tekst, który teraz jedynie korygowałem i aktualizowałem. Może coś nowego, co od początku będzie pisane lepiej, już tylu błędów nie będzie miało. Oby, bo… wstyd. 

ZygiSonar.com

I ja dziękuję, za powieść oczywiście trzymam kciuki, natomiast co do zachowania bohatera tytułowego – faktycznie bywają takie zrzędy, w sumie – w każdym wieku i obu płci. :) Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Zygi_Sonarze, miło mi, że mogłam się przydać. I jestem pewna, że z czasem będziesz pisać coraz lepiej i nie będziesz miał powodu do wstydu. Teraz też nie masz. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po przerwie od forum wracam odnieść się (i oczywiście podziękować za komentarze):

 

Regulatorzy – był jeszcze wątek garsonki w Twoich uwagach, który pominąłem. Wiem, że obecnie to ubiór męski, ale w przyszłości wątpię, by była taka szufladka (chciałem, aby czytelnikowi zazgrzytało w głowie, choć teraz nie jestem pewien, czy to się udało).

 

Bruce – no jasne, że w każdym wieku i obu płci! W moim przypadku, gdybym miał więcej szczęścia i szansę poznania pradziadków, pewnie by takich zrzęd było więcej do inspiracji. A co do tych co marudzą, dobrze że są – pomarudzą, a na koniec pomogą (tak jak smartfonistrz)!

 

Pozdrawiam i dziękuję, 

Zygi 

ZygiSonar.com

Dzięki, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Wiem, że obecnie to ubiór męski, ale w przyszłości wątpię, by była taka szufladka…

Pewnie chciałeś powiedzieć: Wiem, że obecnie to ubiór damski… 

Mam duże wątpliwści, czy w przyszłości panowie nosiliby spódnice i żakieciki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zygi, 

dobry tekst. 

Dobrze budujesz narrację, Twoje opisy są plastyczne i eleganckie.

Masz ciekawe pomysły, a Twoje wizje nieodległej przyszłości nie są ani katastroficzne ani cukierkowe, są po prostu… normalne i dzięki temu autentyczne.

Niezłe powiązanie filozofii i nauki, dysputa ma w sobie może ociupinkę sztuczności, ale mi to nie przeszkadza. 

Wprowadzasz także trafnie nostalgię. 

Jednym słowem wszystko się zgadza i jest to bardzo solidny tekst, zachęcający do czytania kolejnych z serii.

Ale najbardziej urzekło mnie to, że czasy się mogą zmienić, a my dalej będziemy krytykować i śmiać się z prezydenta Wrocławia :)))))))))))

Klikam i pozdrawiam!

Nowa Fantastyka