- Opowiadanie: bruce - Oszukać Prokrusta

Oszukać Prokrusta

Opo­wieść o nie­zwy­kłym czło­wie­ku swego czasu wpra­wi­ła mnie w za­chwyt oraz po­dziw dla jego siły woli. Jak każe oby­czaj, wplo­tłam nieco fan­ta­sty­ki. :) Sta­tek bo­ha­te­ra tego szor­ci­ku miał wy­ru­szyć 113 lat temu, lecz prace prze­cią­ga­ły się aż do kwiet­nia…

Za­pra­szam, dzię­ku­ję za Wasz czas i po­zdra­wiam. :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Oszukać Prokrusta

Młody męż­czy­zna znowu rzu­cał się na łóżku i prze­raź­li­wie krzy­czał.

– Sio­stro, za­strzyk! – za­rzą­dził le­karz po­kła­do­wy „Car­pa­thii”, przy­glą­da­jąc się Wil­liam­so­wi z nie­po­ko­jem.

Gdy pie­lę­gniar­ka za­ję­ła się pa­cjen­tem, przy­gnę­bio­ny po­wie­dział do ko­le­gi:

– Oba­wiam się, że nie zdo­ła­my ura­to­wać jego nóg…

 

Po otrzy­ma­niu leku chory uśmiech­nął się lekko, bo w my­ślach zo­ba­czył ob­ra­zy z ostat­nich mie­się­cy.

– Ry­szar­dzie! Mu­si­my się spie­szyć, bo sta­tek od­pły­nie! Ry­szar­dzie! – Znie­cier­pli­wio­ny Karol wołał do niego z par­te­ru szwaj­car­skie­go domu, który wła­śnie opusz­cza­li na za­wsze.

– Pa­ku­ję ra­kie­ty te­ni­so­we, tato! – od­po­wie­dział mu z pię­tra.

– W oj­czyź­nie ku­pi­my nowe.

– Do nie­któ­rych je­stem bar­dzo przy­wią­za­ny. Chcę je za­brać. – Młody męż­czy­zna na­resz­cie zszedł z ba­ga­ża­mi.

Obaj nie­zwy­kle pod­eks­cy­to­wa­ni, obaj pełni na­dziei. Był kwie­cień 1912 roku, a oni wra­ca­li do tę­sk­nią­cej w Sta­nach żony oraz matki.

Po mę­czą­cej czę­ści po­dró­ży, we fran­cu­skim Cher­bo­ur­gu, na­resz­cie wsie­dli na po­kład pierw­szej klasy.

– Im­po­nu­ją­ca nazwa – stwier­dził Karol Wil­liams, spo­glą­da­jąc z uśmie­chem na trans­atlan­tyk.

– Ti­ta­nic – zgo­dził się syn. – Jak w mi­to­lo­gii grec­kiej.

 

Znowu ból, znowu ten sam prze­szy­wa­ją­cy ból…

– Tato! Tato, gdzie je­steś?!

Ze­rwał się z po­ście­li, bo nagle przed ocza­mi uj­rzał ota­cza­ją­cy go bez­kre­sny lo­do­wa­ty ocean i usły­szał w od­da­li roz­pacz­li­we krzy­ki in­nych pa­sa­że­rów.

Nad­bie­gli le­ka­rze, pie­lę­gniar­ka po­da­ła ko­lej­ny za­strzyk, za­padł w sen.

 

Pew­nej nocy obu­dził go po­dej­rza­ny sze­lest. Po­cząt­ko­wo my­ślał, że to ktoś z per­so­ne­lu prze­my­ka mię­dzy łóż­ka­mi ura­to­wa­nych z ka­ta­stro­fy, aby opa­trzyć rany lub podać leki. Ja­kież było zdu­mie­nie Ry­szar­da, kiedy obok jego po­sła­nia po­ja­wi­ła się prze­ra­ża­ją­ca męska twarz, cała ogo­rza­ła i ob­ro­śnię­ta wło­sa­mi tak gęsto, że ledwo wi­docz­ne były małe, świ­dru­ją­ce oczy. Wszyst­kie cechy były do­sko­na­le wi­docz­ne dzię­ki za­pa­la­nym tu za­wsze świa­tłom. Twarz in­tru­za była na po­zio­mie łóżka, zatem dzi­wacz­ny męż­czy­zna naj­pew­niej cho­dził na czwo­ra­kach.

– Ktoś ty? – za­py­tał prze­ra­żo­ny Ry­szard.

– Pokaż nogi! – Tam­ten uniósł nieco głowę i spo­glą­dał z za­cie­ka­wie­niem na dół łóżka.

– Czego ode mnie chcesz? Odejdź!

– Licz się ze sło­wa­mi, śmier­tel­ni­ku! – wy­ce­dził in­truz, szcze­rząc czar­ne zę­bi­ska, przy­po­mi­na­ją­ce kły dzi­kie­go zwie­rza. – Jam Pro­krust.

– Boże Wszech­mo­gą­cy, ratuj! Odejdź ode mnie, be­stio! Ra­tun­ku!

– Nie masz po co wołać. Nikt nie usły­szy. Wszy­scy uśpie­ni. A boga też nie ma po­trze­by wzy­wać, bo Zeus ci nie po­mo­że, pi­ja­ny leży na Olim­pie, razem z moim ojcem, Po­sej­do­nem i z po­zo­sta­ły­mi. – Znowu za­re­cho­tał, szcze­rząc kły. Sta­nął nad głową Ry­szar­da, de­mon­stru­jąc prze­ra­ża­ją­ce okry­cie.

– Skąd się wzią­łeś? To sen? Je­steś w moim śnie?

– Prze­ko­naj­my się. – Wbił jeden za­krzy­wio­ny pazur w dłoń le­żą­ce­go, spra­wia­jąc mu nie­wy­obra­żal­ne ka­tu­sze. – Haha! Z całą pew­no­ścią je­stem praw­dzi­wy!

– Po coś tu przy­lazł, Pro­kru­ście?! W tej wil­czej skó­rze, ni­czym be­stia pie­kiel­na! Nic tu po tobie!

– A, nie­praw­da, łżesz, Ry­szar­dzie Wil­liamsie! – Syn Po­sej­do­na ob­li­zał czar­ne wargi i spoj­rzał łap­czy­wie na nogi cho­re­go. – Jest tutaj dla mnie ro­bo­ta!

Uniósł swoją sław­ną mo­ty­kę, chcąc od­rą­bać, jak to miał w zwy­cza­ju, nogi le­żą­ce­go na łożu.

– Nie! – roz­darł się roz­pacz­li­wie Ry­szard.

– Won stąd, po­sej­doń­ski bę­kar­cie! – Ko­lej­na czar­na isto­ta po­ja­wi­ła się nagle obok i z całej siły kop­nę­ła mi­to­lo­gicz­ne­go po­two­ra. – Zo­staw mo­je­go syna w spo­ko­ju!

Chory roz­po­znał głos ojca. Po­stać Ka­ro­la była nie­wy­raź­na, jak zjawa, a nie re­al­ny, żywy czło­wiek.

– I za takie wła­śnie plu­ga­wie­nie zgi­ną­łeś w od­mę­tach oce­anu mego ojca, Char­le­sie Wil­liamsie– syk­nął do niego ze zło­ścią od­rzu­co­ny na sporą od­le­głość Pro­krust.

W szale do­padł in­ne­go cho­re­go, uno­sząc mo­ty­kę i za­ma­chu­jąc się nią tak, jakby chciał od­rą­bać mu obie nogi. Do­tknął ich ostrzem, lekko roz­ci­na­jąc skórę i ro­ze­śmiał się strasz­li­wie, wrzesz­cząc:

– Te są już moje! Moje!

Oka­le­czo­ny pa­sa­żer stat­ku wrza­snął prze­raź­li­wie i opadł na po­ściel ze­mdlo­ny.

– Jesz­cze tu wrócę! Nie po­zbę­dziesz się mnie tak szyb­ko! Za­bio­rę twoje nogi! – krzyk­nął nie­na­wist­nie ku Ry­szar­do­wi mi­to­lo­gicz­ny stwór, uśmie­cha­jąc się obrzy­dli­wie i ob­li­zu­jąc po­kry­te krwią koń­czy­ny umie­ra­ją­ce­go pa­cjen­ta. Po­wo­li roz­pły­wał się w po­wie­trzu.

– Macie już mnie, daj­cie spo­kój sy­no­wi! – od­parł duch ojca, po czym także znik­nął.

Na salę wpa­dli le­ka­rze i pie­lę­gniar­ki.

– Co to za krzy­ki?

Stru­chle­li, wi­dząc ko­na­ją­ce­go męż­czy­znę z po­ra­nio­ny­mi no­ga­mi.

– Kto to zro­bił? – py­ta­li z prze­ra­że­niem, roz­glą­da­jąc się wokół. – Czy on sam sie­bie oka­le­czył, nie mogąc znieść bólu? Szyb­ko, bo może wdać się za­ka­że­nie! Trze­ba na­tych­miast am­pu­to­wać nogi!

Ry­szard nie od­po­wie­dział, za­la­ny łzami, prze­ra­żo­ny i bez­sil­ny.

 

– Tato, nie płyń tam, komin stat­ku spada, ucie­kaj! – Tego ranka krzy­ki Ry­szar­da prze­stra­szy­ły wszyst­kich na sali.

Za­pła­ka­ny męż­czy­zna, wy­bu­dzo­ny z kosz­ma­ru, roz­glą­dał się do­oko­ła. Znowu miał wra­że­nie, że sprzed jego łóżka ucie­kał na czwo­ra­kach spło­szo­ny Pro­krust w wil­czej skó­rze, na­cią­gnię­tej na plecy i głowę.

– Mamy zatem ponad sied­miu­set ura­to­wa­nych. Czy wy­star­czy pre­pa­ra­tów? – roz­wa­żał zmar­twio­ny le­karz w roz­mo­wie z per­so­ne­lem, pod­cho­dząc do Ry­szar­da.

– Dzień dobry. Jak się pan dziś czuje, panie Wil­liamsie?

Ry­szard za­mru­gał i otarł łzy.

– Boli…

– Ro­zu­miem. Pró­bu­je­my uczy­nić, co w na­szej mocy, aby uśmie­rzyć ten ból. Czy pa­mię­ta pan, co się stało?

– Pa­mię­tam wodę. I prze­ni­kli­we zimno.

– Pły­nął pan do Ame­ry­ki. Do­szło do ka­ta­stro­fy i „Ti­ta­nic” za­to­nął.

– Ka­ta­stro­fy?

– Tak. Sta­tek zde­rzył się z górą lo­do­wą.

– A gdzie tata?

– Na razie nie mamy nie­ste­ty żad­nych wie­ści o pana ojcu. Pro­szę być jed­nak do­brej myśli. – Dok­tor od­wró­cił głowę, by ukryć wyraz twa­rzy.

– Czemu nie czuję nóg? – Chory pró­bo­wał się pod­nieść i spoj­rzeć w dół, lecz pie­lę­gniar­ka siłą uło­ży­ła go z po­wro­tem na łóżku.

– Przy­kro mi bar­dzo, panie Ry­szar­dzie…

– Nie! – krzyk­nął z roz­pa­czą, nie chcąc dalej słu­chać i wpa­da­jąc w hi­ste­rię.

Przy­po­mniał sobie po­gróż­ki mi­to­lo­gicz­ne­go Pro­kru­sta i oka­le­cze­nie le­żą­ce­go nie­opo­dal męż­czy­zny.

– …jed­nak prze­by­wał pan za długo w lo­do­wa­tej wo­dzie – kon­ty­nu­ował smut­nym gło­sem le­karz.

– Nie!!! – wrzesz­czał bez opa­mię­ta­nia pa­cjent.

– Od­mro­że­nia są tak po­waż­ne, że bę­dzie­my zmu­sze­ni am­pu­to­wać. – Le­karz dys­kret­nie dał znak pie­lę­gniar­ce, że po­trzeb­ny ko­lej­ny za­strzyk uspo­ka­ja­ją­cy.

– Co? Więc nadal je mam? – Ry­szard spoj­rzał na niego zdu­mio­ny, z miej­sca się wy­ci­sza­jąc.

Pie­lę­gniar­ka sta­nę­ła obok, cho­wa­jąc za sie­bie przy­go­to­wa­ną strzy­kaw­kę i zer­ka­jąc czuj­nie.

– Wiemy, że jest pan uzdol­nio­nym te­ni­si­stą. Pro­szę jed­nak pa­mię­tać, że życie jest naj­waż­niej­sze. Prze­żył pan cudem jedną z naj­więk­szych ka­ta­strof w dzie­jach świa­ta, a zatem nie wszyst­ko stra­co­ne. Inni nie mieli tyle szczę­ścia.

– Bła­gam, daj­cie mi szan­sę! – Zła­pał mocno dłoń le­ka­rza.

– Panie Wil­liamsie, pro­szę spo­koj­nie.

– Bła­gam, panie dok­to­rze. Nie za­bie­raj­cie mi nóg… Po­trze­bu­ję ich.

Le­karz nie był w sta­nie od­mó­wić, wi­dząc zde­spe­ro­wa­ne spoj­rze­nie ran­ne­go.

– Za­łóż­my, że się zgo­dzę. Jak pan chce tego do­ko­nać?

– Zro­bię, co w mojej mocy, przy­się­gam! Je­że­li to nie po­mo­że, zro­zu­miem, że nie ma in­ne­go wyj­ścia. Pro­szę tylko o szan­sę…

 

Od tam­tej roz­mo­wy Ry­szard co­dzien­nie sto­so­wał ru­ty­no­we za­bie­gi. Za­ci­skał zęby, wył w duszy z nie­wy­obra­żal­ne­go cier­pie­nia, ale dążył do tego, by upo­rem zwal­czać sła­bo­ści. Ma­so­wał sys­te­ma­tycz­nie nogi i sta­rał się wy­ko­ny­wać nimi przy­naj­mniej nie­wiel­kie ruchy. Wresz­cie, po raz pierw­szy, przy po­mo­cy pie­lę­gnia­rek, od­wa­żył się sta­nąć. Obie­cał sobie, że zrobi jak naj­wię­cej, aby ode­gnać Pro­kru­sta i, by po­ka­zać mamie, a być może, w co go­rą­co wie­rzył, także oca­lo­ne­mu ojcu, gdy się na­resz­cie zo­ba­czą, jaką ma siłę woli. Nie odda mi­tycz­ne­mu po­two­ro­wi nóg!

Po pew­nym cza­sie, mogąc nieco le­piej cho­dzić, ostroż­nie spa­ce­ro­wał co dwie go­dzi­ny po po­kła­dzie „Car­pa­thii”, aby przy­wra­cać krą­że­nie w no­gach. Był nie­zwy­kle wy­trwa­ły w re­ali­za­cji po­sta­no­wie­nia. I istot­nie do­ko­ny­wał cudów, sta­jąc się wzo­rem dla in­nych, zre­zy­gno­wa­nych, za­ła­ma­nych obec­ną sy­tu­acją i tra­ge­dią, która ich do­tknę­ła. Le­ka­rze przy­glą­da­li się temu z nie­mym po­dzi­wem.

Je­dy­nie noce nadal pełne były bólu, łez i nie­za­bliź­nio­nych ran. Wtedy też prze­waż­nie przy­cho­dził do te­ni­si­sty spra­gnio­ny świe­żej krwi Pro­krust. W od­ra­ża­ją­cej wil­czej skó­rze, z nie­od­łącz­ną mo­ty­ką, stra­szył cho­re­go i na­śmie­wał się z jego cier­pie­nia.

 

Ry­szar­do­wi cią­gle trud­no było uwie­rzyć w wy­pa­dek „Ti­ta­ni­ca”. Z dnia na dzień tra­cił także wiarę w od­na­le­zie­nie ojca. Kiedy do­wie­dział się, że Char­les Wil­liams istot­nie jest jedną z ofiar ka­ta­stro­fy, znowu przy­szły mo­men­ty za­ła­ma­ni i de­pre­sji.

Po­wrót do oj­czy­zny Ri­char­da Nor­ri­sa Wil­liam­sa nie na­le­żał do ła­twych. Ża­ło­ba po ojcu zbli­ży­ła go bar­dzo do uko­cha­nej matki Lydii. Męż­czy­zna za­pra­gnął uczcić pa­mięć po tym, który po­świę­cił życie, by ra­to­wać syna, a przed laty za­ra­ził go mi­ło­ścią do te­ni­sa, zaś potem, jako duch, ode­gnał mi­to­lo­gicz­ne­go po­two­ra, od­rą­bu­ją­ce­go mo­ty­ką nogi swych ofiar.

Roz­po­czę­ły się mor­der­cze tre­nin­gi, wresz­cie na­de­szły pierw­sze tur­nie­je i pierw­sze, za­słu­żo­ne suk­ce­sy. I oto w 1924 roku, mimo do­dat­ko­wo skrę­co­nej kost­ki, Ri­chard Nor­ris Wil­liams zdo­był w Pa­ry­żu złoty medal olim­pij­ski.

Jego ra­tun­ko­we­go stat­ku „Car­pa­thii” już wtedy nie było, gdyż pod­czas I wojny świa­to­wej (w któ­rej Wil­liams także wal­czył), za­to­nął w 1918 roku, stor­pe­do­wa­ny przez nie­miec­ki okręt pod­wod­ny. Jed­nak ura­to­wa­na za­ło­ga pa­row­ca (dzię­ki nowym prze­pi­som o ilo­ści sza­lup ra­tow­ni­czych zgi­nę­ło je­dy­nie kilka osób) śle­dzi­ła bacz­nie od po­cząt­ku prze­bieg ka­rie­ry te­ni­si­sty i była nie­zwy­kle dumna z osią­gnięć mło­de­go olim­pij­czy­ka, do któ­rych w dużej mie­rze sama się przy­czy­ni­ła.

Pro­krust już nigdy wię­cej nie od­wie­dził wy­bit­ne­go spor­tow­ca, prze­pa­da­jąc na wieki w od­mę­tach mi­to­lo­gii.

 

 

Ri­chard Nor­ris Wil­liams i jego oj­ciec, Char­les Nor­ris, Fa­ce­bo­ok, in­ter­net

 

 

Ri­chard Nor­ris Wil­liams na kor­tach, eu­ro­sport­tvn24, in­ter­net

Koniec

Komentarze

Cześć! Jak sobie zacząłem przypominać, to najpierw mi wyskoczył z głowy Herbert/Gintrowski ze starej kasety, a potem jeszcze sprawdzałem, no i znalazł się też Lem.

Widzę, że konsekwentnie piszesz opowieści biograficzne z elementem fantastycznym:) Specjalizacja!

Pozdrawiam serdecznie:)

Witaj. :)

Aż poszukałam w necie, bo nie znałam tych dzieł. :) Istotnie, tam motyw Prokrusta wykorzystany został nieco metaforycznie, ja wprost pokazałam go jako szaloną bestię, odcinającą ludziom nogi. :)

Rzeczywiście, czasem wplatam historię i fantastykę do jednego opka, aby zainteresować mniej znanymi faktami z dziejów. :)

Pozdrawiam Cię serdecznie, Oblatywaczu, i bardzo dziękuję. :) 

Pecunia non olet

Wzruszające opowiadanie, takie jakie lubię najbardziej, z przesłaniem że ludzka siła woli potrafi pokonać wszelkie życiowe przeszkody. Determinacja i wiara w dobro, siłę wewnętrzną to niezwykła moc…

 

Pozdrawiam bardzo ciepłoheartheartheart

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Witaj Bruce,

Nie znalazłem błędów, ale przeczytałem tekst na głos i wtedy przyszły do głowy jak można by go doszlifować. Bo tekst jest bardzo fajny i wzruszający, a postać pokurcza w wilczej skórze na plecach jest super.

Bardzo ciekawe połączenie historii, mitologii i fantastyki.

 

To wszystko są oczywiście moje subiektywne sugestie po przeczytaniu na głos, do rozważenia:

 

zarządził lekarz pokładowy „Carpathii”, przyglądając się mu z niepokojem.

>> przyglądając się chłopakowi z niepokojem.

 

Po otrzymaniu leku chory uśmiechnął się delikatnie, bo przed oczami ujrzał wydarzenia, które zapamiętał z ostatnich miesięcy.

>> otumaniony lekami umysł przywołał obrazy ?

Albo: w myślach zobaczył obrazy z ostatnich miesięcy

 

Ryszard nie odpowiedział, zalany łzami, przerażony, bezsilny wobec okrucieństwa losu.

>> Tu chyba mamy za dużo wisienek na jednym ciasteczku:

Ryszard nie odpowiedział, zalany łzami, przerażony i bezsilny.

 

Titanic” utonął. => zatonął

 

 

Doktor spuścił głowę, by ukryć wyraz twarzy. => Doktor odwrócił głowę, by ukryć wyraz twarzy.

>> on leży na łóżku, żeby ukryć twarz lekarz powinien ją raczej odwrócić?

 

Lekarz nie był w stanie odmówić, widząc pełne prośby oczy rannego.

>> widząc zdesperowane spojrzenie rannego?

 

uśmiechnął się delikatnie

>> uśmiechnął się lekko ? To delikatnie nie pasuje mi tu do końca.

 

Postać Karola była niewyraźna, jak zjawa, a nie realny, żyjący człowiek.

>> 'realny, żywy człowiek. ' nieco bardzie gładko

 

Złapał silnie dłoń

>> Złapał mocno dłoń

 

w 1918 roku Niemcy storpedowali go i zatonął

>> może zgrabniej: zatonął w 1918 roku, storpedowany przez niemiecki okręt podwodny

 

przepadając na wieki na odmętach mitologii.

>> przepadając na wieki w odmętach mitologii.

 

otaczający go zewsząd, bezkresny, lodowaty ocean

>> za dużo wisienek na ciasteczku: otaczający go bezkresny, lodowaty ocean

 

Początkowo myślał, że to ktoś z personelu przemyka między łóżkami uratowanych z katastrofy, celem opatrzenia lub podania leków.

>> bardziej naturalnie: aby opatrzyć rany lub podać leki.

 

Twarz intruza sięgała jedynie do poziomu łóżka,

>> Twarz intruza była na poziomie łóżka

 

Masował systematycznie nogi, starał się wykonywać nimi przynajmniej niewielkie ruchy, wreszcie pierwszy raz, przy pomocy pielęgniarek, odważył się stanąć.

>>Na dwa zdania: Masował systematycznie nogi i starał się wykonywać nimi przynajmniej niewielkie ruchy. Wreszcie, po raz pierwszy, przy pomocy pielęgniarek, odważył się stanąć

 

Można by też wspomnieć, że w zatopieniu Carpathii zginęły zdaję się tylko trzy osoby, co było wynikiem między innymi nowych regulacji dotyczących ilości miejsc w szalupach wprowadzonych po katastrofie Titanica.

 

Serdecznie pozdrawiam!

 

 

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

GOCHAW, serdeczne dzięki, pozdrawiam! :)

 

Bardzo dziękuję, Piotrze, zaraz poprawiam. :) Tylko z chłopakiem muszę podumać, bo bohater już dawno był dorosły. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

wspaniałe opowiadanie;

kiedyś napisałem taki wiersz, że w skrajnych sytuacjach

człowiek może skundlić się albo zwilczeć;

Twój bohater to prawdziwy wilk;

ukłony :)

Po męczącej podróży, we francuskim Cherbourgu(+,) nareszcie wsiedli na pokład pierwszej klasy.

Podróż się chyba nie skończyła, więc może po jej męczącej części?

 

Znowu ból, znowu ten sam(-,) przeszywający ból…

Tu zrezygnowałabym z drugiego przecinka, bo przecież środkowa część nie jest wtrąceniem.

 

ledwo widoczne były małe, przenikliwe, złośliwie świdrujące na boki oczy

Świdrujące to trudne do zniesienia, przenikliwe właśnie, więc chyba wystarczyłyby świdrujące, ale czy na boki? Nie wiem.

Wszystkie cechy były doskonale widoczne dzięki zapalonym tu zawsze światłom.

Tu mam zagwozdkę, zawsze zapalone, czy zapalone raz i ciągle świecą, a może zawsze zapalane?

 

Twarz intruza była do(na) poziomie łóżka, zatem dziwaczny mężczyzna najpewniej chodził na czworakach.

Szybko, bo wdaje(może wdać) się zakażenie!

Był niezwykle wytrwały w realizacji swego postanowienia.

Lekarze przyglądali się temu w niemym podziwie.

z niemym podziwem

Żałoba po ojcu zbliżyła go bardzo do ukochanej matki Lydii, lecz mężczyzna zapragnął jeszcze w inny sposób uczcić pamięć po tym, który poświęcił życie, by ratować syna, a przed laty zaraził go miłością do tenisa, zaś potem, jako duch, odegnał mitologicznego potwora, odrąbującego motyką nogi swych ofiar.

Czy zbliżenie do matki to sposób na upamiętnienie ojca?

 

ujrzał otaczający go bezkresny(-,) lodowaty ocean

Tu bym nie stawiała przecinka.

 

Bardzo fajne opowiadanie, ciekawie i przekonująco przedstawiłaś walkę człowieka o powrót do sprawności i odganianie od siebie złych duchów. Wciągnęło mnie, a powyższe uwagi to naturalnie tylko sugestie.

 

Piotrze_jbk

Tu chyba mamy za dużo wisienek na jednym ciasteczku

za dużo wisienek na ciasteczku

Wisienek nigdy za dużo, masz zwyczajnie za małe ciasteczko.

 

Pozdrawiam

MG

 

Piotrze_jbk

 

Wisienek nigdy za dużo, masz zwyczajnie za małe ciasteczko.

M.G.Zanadra

No to już całkiem nie wiem co mam o tym myśleć, takie ciasteczko mam na wyposażeniu. laugh

Pozdrawiam.

PJ

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Kolejne opowiadanie, tym razem traktujące o wydarzeniu bliższym naszym czasom, ale z tradycyjnie wplecionym wątkiem fantastycznym i z ciekawym przesłaniem.

 

Twarz intruza była do poziomie łóżka… → Pewnie miało być: Twarz intruza była na poziomie łóżka

 

Ryszard zamrugał oczami i otarł łzy. → A może wystarczy: Ryszard zamrugał i otarł łzy.

 

jednak przebywał pan za długo… → Zbędna spacja po wielokropku.

 

załamanych obecną sytuacją i tragedią, jaka ich dotknęła. → …załamanych obecną sytuacją i tragedią, która ich dotknęła.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Piotrze_jbk

No to już całkiem nie wiem co mam o tym myśleć, takie ciasteczko mam na wyposażeniu. laugh

Uszy do góry! Na każde ciasteczko znajdzie się łasuch ;)

AS, dzięki; zapodaj (może jako Twój nowy tekst?), ciekawie brzmi opis wiersza z tak mocnym przesłaniem. :) 

M.G.Zanadra, bardzo dziękuję, zaraz poprawiam. :)

Regulatorzy, serdeczne podziękowania, biorę się za poprawki. :)

Piotrze_jbk, raz jeszcze dzięki. :)

 

Pozdrawiam Was serdecznie. heart

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fascynujące. Znów dowiedziałem się ciekawych rzeczy. :)

Kolejna ciekawa historia. Przypomniała mi się piosenka Grechuty Bolą mnie nogi. A z filmowych skojarzeń to pierwsze sceny Tańczącego z wilkami.

Opowieść podnosząca na duchu.

 

Klikam. Pozdrawiam!

 

Myślę, że tekst wejdzie do Biblioteki bez mojej pomocy (bo zasługuje), ale jeżeli będzie trzeba, napiszę komentarz ‘uzasadniający’ klika. :)

 

Miło mi, że sugestie okazały się pomocne.

Klikam i pozdrawiam ;)

Bruce,

Poprawek wprowadzenie, powoduje klikania odpalenie wink

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Regulatorzy, Twoja pomoc jest zawsze nieoceniona, a ja – choć staram się – nadal popełniam te same gafy…blush Dziękuję. heart

Koalo75, i mnie cieszy, bo faktycznie sporo jest w historii opowieści zaskakujących i przeciekawych. Kliki zawsze przyjmuję z pokorą i wdzięcznością, ale nie dla nich zamieszczam tu moje skromne teksty. ;) 

Wielkie dzięki, AP, “Tańczącego…” uwielbiam (i w sumie, od niego, każdy film z Costnerem, nawet z “malinami”, np. List w butelce”, także). :) 

M.G.Zanadra, dziękuję, to bardzo cenne uwagi. :) 

Piotr_jbk, wielkie dzięki raz jeszcze. :)

 

Pozdrawiam Was serdecznie i bardzo dziękuję. heartkiss 

Pecunia non olet

Jeśli chodzi o Costnera, to mam mieszane uczucia, ale niewątpliwie kilka ważnych filmach ma na koncie. Jedną z ciekawszych ról zagrał w Mr. Brooks. Stworzył w tym filmie nietypową, jak dla niego, postać.

Wspomniałem o Tańczącym z wilkami, bo już zdążyłem się zorientować, że lubisz kino/film, a potem nieoczekiwanie natrafiłem na komentarz ASa: Twój bohater to prawdziwy wilk;.

Rzeczywiście, AP, kino lubię bardzo, a także – co wielu uważa za wadę i niepotrzebną stratę czasu – wracać do znanych produkcji. Bardzo dziękuję i pozdrawiam. heart

Pecunia non olet

Hej,

 

Wyszło bardzo ciekawe zestawienie historii z mitologią, a do tego naprawdę mocny przykład silnej woli, niezłomności w dążeniu do celu oraz ogromnej tragedii. Trochę mi zgrzyta te mocne streszczenie przy zakończeniu, ale chyba też nie byłoby sensu tego rozwijać, skoro nie na tym tekst jest skupiony. 

 

Pozdrawiam i klikam :)

Co za historia, uratowany z Tytanic’a zdołał uratować nogi, które okazały się tak potrzebne.

Czyli wychodzi na to, że Tezeusz spartaczył robotę!;)

Ładna opowieść.

 

Kiedy dowiedział się, że Charles Williams istotnie jest jedną z ofiar katastrofy, znowu przyszły momenty załamania, depresji, szoku…

Ten szok mi kompletnie nie pasuje, bo załamanie i depresja są konsekwencją przeżyć, ale szok dzieje się w danej chwili, a nie rok po wydarzeniu.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Pnzrdiv.117, cieszę się, celowo faktycznie tak skróciłam koniec, bo owych zawodów było wiele. :)

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję. :)

Ambush, wielkie dzięki; tak uważasz? Ok, to szok wywalam, chociaż pisałam, że on długo żył złudną nadzieją… Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Bardzo fajny pomysł. Szkoda, że utwór jest taki krótki. Rozumiem konwencję, szkoda jednak, że nie rozbudowałaś go nieco bardziej. Może więcej interakcji z Prokrustem. Oczywiście mam świadomość, że to w rzeczywistości tylko symboliczna postać, która ma pokazać walkę sportowca o odzyskanie sprawności, ale i tak bym chciał nieco więcej, bo czyta się dobrze. Pozdrawiam 

Ciekawa historia.

Acz fantastyczny Prokrust wydaje mi się wciśnięty trochę na siłę, żeby uzasadnić publikację na portalu. Ale niech Ci będzie.

Charlesie Williams!

Nie jestem pewna, ale zgrzyta mi nieodmienianie nazwiska. Wolałabym “Williamsie”.

Babska logika rządzi!

Dziękuję, TomaszObłuda, rzeczywiście skracanie jest celowe, pierwotnie tekst był obszerniejszy, ale – jeżeli tylko mogę – staram się nie przedłużać i nie zanudzać. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Witaj, Finklo, dziękuję za radę, ja w tej kwestii jestem cienki Bolek, zaraz zmienię tę odmianę nazwiska. :) 

Wiesz, obojętnie, jak to się nazywało – czy Prokrust, czy po prostu okrutny los, którego ja akurat tak “ochrzciłam”; fakt faktem, że groziła rzeczywiście amputacja i tylko ogromne samozaparcie uchroniło przed nią bohatera. ;)

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Podkreślam, że sama nie jestem pewna. Ale obce nazwiska na ogół się odmieniają. I idzie się gdzieś z Williamsem, prawda? Ech, wołaczy tak rzadko używamy, że instynkty głupieją.

Babska logika rządzi!

Zdaję się na Ciebie i Twoją wiedzę. :) 

A do tego na spokojnie podchodzę, jestem tu dla luzu, zatem – przekonana o tym, że masz rację, ale i spokojna co do tej kwestii – dziękuję. ;)

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka