
Zachęcam do lektury.
Zachęcam do lektury.
Viral
PROLOG
Z roztrzaskanej głowy kapała krew.
Trudno było uwierzyć, że ta bezkształtna masa, leżąca na klawiaturze, była jeszcze niedawno ludzką twarzą. Na monitorze pozornie nie działo się nic, ale gdyby w mieszkaniu były zainstalowane kamery, pokazałyby, że zaledwie parę godzin wcześniej młody mężczyzna siedział przed komputerem w wynajętej kawalerce i oglądał w internecie śmieszne filmiki ze zwierzętami. W pewnym momencie spojrzał na telefon, wpisał coś w przeglądarkę, a już po chwili na ekranie pojawił się link, w który przyszły nieboszczyk kliknął, po czym ukazało się okienko z wideo, w które internauta zaczął wpatrywać się jak zahipnotyzowany, zaraz po wciśnięciu przycisku "Play".
Trwał tak bez ruchu przez dobrych kilka godzin, aż w pewnym momencie zaczął z całej siły uderzać głową o biurko. Raz, potem drugi. I tak do czasu, aż roztrzaskana papka spoczęła nieruchomo na oblepionych czerwoną cieczą klawiszach. Medycy, którzy po paru dniach przyjechali na miejsce, zawiadomieni przez sąsiadów o uporczywym zapachu, dobiegającym z mieszkania, nie mogli podnieść i przesunąć tych pozostałości po ludzkiej głowie, tak bardzo "wtopiła" się ona w klawiaturę.
Nawet najdłużej pracujący ratownicy pogotowia, którym wydawało się, że widzieli już wszystko, nie byli w stanie pojąć, jak mogło dojść do takiego samobójstwa. Ile siły woli i determinacji trzeba, by zabić się w taki sposób? Wideo na ekranie już dawno się skończyło i komputer był teraz wyłączony, jakby sam zakończył pracę po jego wyświetleniu.
Gdy później udało się ustalić tożsamość zmarłego, okazało się, że to drugi zgon w tej rodzinie w przeciągu zaledwie pół roku.
– Niedawno zmarł jego brat. W wypadku. Też paskudna śmierć – powiedział jeden z policjantów, którzy później sprawdzali dane chłopaka, na podstawie dowodu znalezionego w portfelu, w jego spodniach. Sprawa od razu została zakwalifikowana jako samobójstwo i zniknęła w odmętach policyjnych archiwów, a media miały dużo ciekawsze tematy niż to, że ktoś się zabił. Żeby chociaż ofiara była pod wpływem jakiegoś nowego rodzaju narkotyków, ale nie – toksykologia nie wykazała w jego organizmie nawet alkoholu. Jednak gdyby ktoś zadał sobie więcej trudu, zobaczyłby, że to nie było pierwsze tego typu samobójstwo w ciągu ostatnich paru lat.
I na pewno nie ostatnie.
1
Marcin zmarł na raka.
W niespełna rok zmienił się z aktywnego, uśmiechniętego, młodego architekta, w wychudzoną postać, która ze szpitalnego łóżka wpatrywała się w przestrzeń, mówiła głosem tak cichym, że ledwo dało się go usłyszeć, a ręce wyglądały, jakby ktoś napisał na nich wiadomość alfabetem Morse’a. Ciągłe chemie i inne kroplówki, które sączyły się powoli do organizmu, wydawały się być jedyną oznaką, że ten niespełna trzydziestoletni chłopak przez ostatnie miesiące tak agresywnie walczył o życie. Pewnego dnia, gdy jego dziewczyna Eliza, przyszła, jak co dzień, by odwiedzić, porozmawiać i po prostu przy nim być, zastała jedynie zasłane łóżko z wymienioną, świeżą pościelą, jakby nawet szpital starał się zatrzeć wszelkie ślady tego, że jej ukochany jeszcze dzień wcześniej na nim leżał. Liza (bo tak na nią wszyscy mówili), od razu domyśliła się, dlaczego tak jest, ta myśl zaatakowała ją jak niespodziewany cios z ukrycia, przed którym nie sposób się osłonić.
Chciała ją odeprzeć, produkując natychmiast racjonalne zaprzeczenia typu „pewnie pojechał na badania” lub „może przenieśli go na inną salę”, ale tak naprawdę od razu wiedziała. Gdy na sali pojawiła się pielęgniarka, dziewczyna nie chciała jej pytać o to, gdzie jest Marcin, próbując odwlec w czasie możliwie jak najdłużej to, co i tak już się wydarzyło. Od razu zaczęła robić sobie wyrzuty, że mogła zostać na noc w szpitalu, jak często robiła, ale akurat wczoraj jej chłopak wydawał się bardziej rozmowny i silniejszy niż zazwyczaj, pomyślała, że wypocznie i wróci do niego następnego dnia. Teraz wiedziała, że to był jedynie syndrom gasnącej świecy.
Przez głowę przelatywały jej obrazy, jak to przez ostatni rok siedziała przy nim, karmiła go i pocieszała, że wszystko będzie dobrze. Poznali się jeszcze na studiach, oboje zaczęli pracę w tym samym biurze projektowym, w komputerze Marcina wciąż znajdowały się pliki szkiców, które miał dokończyć, gdy wyjdzie ze szpitala.
– Pan Marcin odszedł wczoraj. Przykro mi.
Pielęgniarka, którą Liza kojarzyła po prawie roku przychodzenia do szpitala, powiedziała jej to wprost, chociaż dziewczyna w ogóle o nic nie spytała. Zostało jej tylko skinąć głową i szybko wyjść, by zaczerpnąć świeżego powietrza, nie chciała się rozpłakać, włączył się w niej jakiś silny mechanizm obronny i gdy letnie powietrze uderzyło ją w twarz, wraz z mocno świecącym słońcem, czuła, jakby pogoda ironicznie kpiła sobie z jej cierpienia i przywołała na ten dzień swoją najbardziej promienistą i najcieplejszą wersję. Liza szła jakiś czas miejskimi ulicami w kierunku przystanku tramwajowego, atakowana przez jasne promienie, szybko zdecydowała się jednak wrócić do domu na piechotę, tyle emocji kotłowało się w niej jednocześnie.
Gdy weszła do niewielkiej kawalerki, którą wynajmowała, czuła się jak bokser na drugi dzień po odbytej walce. Cała obolała i otumaniona, nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nalała szklankę whisky, odpaliła komputer i zaczęła kompulsywnie przeglądać wszystkie zdjęcia z ukochanym, które zgromadziła na przestrzeni lat. Te z wyjazdu do Rzymu. I te z Buenos Aires. Tutaj sylwester, tuż przed diagnozą. Poszedł na rutynową kontrolę, bo często bolała go głowa. Wszedł do gabinetu, myśląc, że to migrena. Wyszedł z wyrokiem śmierci.
Teraz Liza wpatrywała się w jego brązowe oczy, gdy obejmował ją na tle Koloseum i czuła się oszukana. Ktoś jej go zabrał, a ona nie chciała po prostu siedzieć z założonymi rękami. Tylko co mogła zrobić? Zderzyła się ze ścianą, z którą prędzej czy później w swoim życiu zderza się każdy człowiek. Nagle jej telefon zabuczał dwa razy. To wibracje, które miała ustawione zamiast dzwonka, informowały ją o nowej wiadomości e-mail.
Wiadomości od Marcina.
2
„Chcesz porozmawiać ze swoim chłopakiem?”
Tak zatytułowana wiadomość wysłana z adresu ukochanego, widniała w jej skrzynce odbiorczej.
Liza zbladła. Słyszała już o różnych formach spamu, ale to przechodziło ludzkie pojęcie. Tak żerować na ludzkiej tragedii? Na pewno ktoś włamał się na jego konto. Whisky trochę już uderzyła jej do głowy i dziewczyna miała ochotę rzucić telefonem o ścianę, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. Było w niej coś, co chciało tak bardzo, wbrew wszelkiej logice, aby to była prawda. Aby taka możliwość naprawdę istniała. Tak chciała z nim jeszcze pomówić, było tyle rzeczy, których nie zdążyła mu powiedzieć. Nim się zorientowała, już zalogowała się na swoją skrzynkę poprzez komputer i kliknęła „Odpowiedz”.
– Tak, chcę.
Gdy nacisnęła „Wyślij”, czuła podniecenie i zażenowanie jednocześnie. Zażenowanie swoją własną naiwnością, które nie zdążyło jeszcze wystarczająco opanować jej myślenia, gdy na ekranie pojawiła się odpowiedź. Link, na który miała kliknąć, a poniżej login i hasło. Były to przypadkowe ciągi liczb i liter, które nic Lizie nie mówiły. W głowie zaczęła od razu analizować, czy istnieje możliwość, aby jedynie poprzez kliknięcie na coś, jakiś haker mógł wyczyścić jej konto bankowe albo zainstalować wirusa. To drugie na pewno, co do pierwszego, nie była pewna. Ale oto miała przed sobą promyk nadziei na wyciągnięcie z otchłani, w którą wpadła, więc wypiła resztę alkoholu do dna i kliknęła w link, spodziewając się, że zaraz jej komputer wyłączy się, ekran zaleją jakieś dziwne ciągi liczb, które go wyłączą, albo przynajmniej na monitorze pojawi się wiadomość o tym, że została oficjalnie najgłupszą użytkowniczką internetu w dziejach. Nic takiego się jednak nie zdarzyło.
Zamiast tego, ujrzała dosyć staroświecką w swojej szacie graficznej grupę dyskusyjną/forum, na którym użytkownicy wymieniali się wiadomościami. Były tam różne tematy, ich nazwy i treść jednak skrzętnie ukryte i dostępne tylko dla zarejestrowanych użytkowników. Liza, teraz już trochę bardziej spokojna, kliknęła na „Zaloguj” i wprowadziła podane w mailu nazwę użytkownika i hasło. Kiedy udało jej się z powodzeniem aktywować swoje konto, została wpuszczona na forum jako „Eliza Mazur” (jej prawdziwe imię i nazwisko) i zobaczyła długą listę aktywnych tematów, wśród nich takie jak „Dziś były twoje urodziny? Napisz!”, „Nasz sposób i data śmierci” lub „Czego najbardziej brakuje mi po drugiej stronie?”. Liza uśmiechnęła się ironicznie. Teraz była pewna, że to jedynie groteskowy żart w stylu filmów Tima Burtona albo halloweenowych przebieranek. Odetchnęła z ulgą, nalała kolejną szklankę whisky i kliknęła na pierwszy wątek z brzegu, ten o urodzinach.
Użytkownik Tomek Barański napisał niecałe trzydzieści minut temu: „Ja urodziłem się 23. Marca, 2000. roku. Dzisiaj pewnie poszedłbym do klubu i bawił się do rana w moim ukochanym Wrocławiu. Może uważałbym trochę bardziej z pudrowaniem nosa, żeby się znowu nie przekręcić, hihi”. Liza skopiowała jego imię i nazwisko do wyszukiwarki popularnego serwisu społecznościowego. Miała dość informacji, by ufać w znalezienie konta tego „użytkownika”. Imię, nazwisko, miejsce zamieszkania i datę urodzenia. Podejrzewała, że ten „umarły” może po prostu wszystko zmyślać, ale po chwili wyskoczył wynik, który całkowicie pasował do wprowadzonych danych.
Liza otworzyła go i zobaczyła stronę pamiątkową zmarłego użytkownika. Z czarno-białego zdjęcia spoglądał na nią uśmiechnięty chłopak w długich włosach, typ „metala”, fana gier RPG i mitologii skandynawskiej. Nagłówek na jego profilu mówił „Wspominamy Tomka Barańskiego”. Pod jego fotografią roiło się od wirtualnych świeczek i krótkich wpisów od rodziny i znajomych. Lizie przeszło przez myśl, że ktoś włożył w ten prank bardzo dużo pracy. Wyglądało to do złudzenia prawdziwie. Szybko zaczęła sprawdzać w ten sam sposób innych użytkowników, którzy publikowali posty na forum, zawsze z takim samym skutkiem. Szczególnie temat „Nasz sposób i data śmierci” dostarczał ciekawych informacji, które jeżyły włos na głowie: „Zginęłam w wypadku na autostradzie w kierunku Krakowa. 07.01.2007” – napisała jedna z użytkowniczek. Internet potwierdzał, że rzeczywiście, doszło wtedy do takiego wypadku, w którym zginęły dwie osoby. Każdy trop, każda data znajdowała jakieś potwierdzenie w starych artykułach prasowych lub social mediach.
Liza nie wiedziała już, co o tym sądzić. Komu chciałoby się to wszystko wymyślać? Komu chciałoby się wyszukiwać te wszystkie informacje tak, aby posty pokrywały się z prawdziwymi wydarzeniami? Wśród pozostałych tematów znajdował się jeden, który sprawił, że jej serce zabiło jeszcze mocniej. „Poszukuję” – w tym wątku zmarli pisali, z kim z żywych chcieliby się skontaktować i komu należy wysłać zaproszenie na forum. Post sprzed kilkunastu godzin, napisany przez Marcina Lindera sprawił, że szklanka wypadła Lizie z ręki i cały alkohol, który w siebie wlała, nagle wyparował, pozostawiając ją trzeźwą jak nigdy. „Poszukuję kontaktu do mojej dziewczyny po stronie żywych, Elizy Mazur. To jej adres e-mail”.
Nowa użytkowniczka forum wpatrywała się w ekran nieruchomo przez jakiś czas, nie wiedząc, co zrobić. Oto był. On, we własnej osobie. To było niemożliwe, ale wszystko, co przeczytała na tej stronie takie było, a jednak potwierdzało się. Czemu miałabym nie spróbować? – pytała samą siebie. Zaszła w tym obłędzie już tak daleko, że ten kolejny krok nie wydawał się jej aż tak szalony. Kliknęła na konto Marcina. Nie było tam żadnych danych, oprócz jednego, dużego przycisku:
„Utwórz prywatną wiadomość”.
3
– Hej, żyjesz tam?
Muzyka dudniła z głośników na imprezie firmowej, organizowanej przez biuro projektowe, dla którego pracowała Liza. Ona jednak cały czas siedziała wpatrzona w telefon i ożywiała się jedynie wtedy, gdy na jego ekranie pojawiała się nowa wiadomość. Zauważył to jeden z kolegów, który chciał jakoś zacząć rozmowę, ale z miernym skutkiem. Dziewczyna nawet nie usłyszała jego pytania. Wokół wszyscy popijając drinki, rozmawiali, ale ją interesowało tylko to, że znowu miała kontakt ze swoim ukochanym Marcinem.
Nikomu nie powiedziała, że od trzech miesięcy rozmawia codziennie ze zmarłym, była na tyle przytomna, by wiedzieć, jak może to zostać odebrane. Ale odkąd tylko on pierwszy raz do niej odpisał, poczuła, że znowu mogła oddychać pełną piersią. To nic, że jego odpowiedzi były dość lakoniczne, może nawet wydawały się na początku trochę dziwne, ale to na pewno był on. Jej Marcin. Skąd to wiedziała? Pisał rzeczy, o których mógł wiedzieć tylko on. Nawiązywał do ich wspólnych przeżyć, wplatał w odpowiedzi ich „inside joke”, o którym nikomu nie mówili, słowem, to nie mógł być nikt inny.
Gdy po raz pierwszy zapytała go „Jak tam jest?” mając na myśli życie po śmierci, on odpowiedział, że brakuje mu tam tylko jej. Nie chciał powiedzieć nic więcej, ale samo to zdanie sprawiło, że zapragnęła umrzeć.
Koniec końców, co trzymało ją na tym świecie? Praca, która, choć dobrze płatna, nie dawała jej żadnej satysfakcji? Rodzice, z którymi i tak utrzymywała sporadyczny kontakt? Przyjaciele, o których wiedziała, że wbiliby jej nóż w plecy przy pierwszej nadarzającej się okazji? Nikt nie rozumiał jej tak jak Marcin. Pierwszy pokazał, jak można być kochanym i jaka relacja może naprawdę łączyć dwójkę ludzi. Była pewna, że chce z nim spędzić całe życie. Teraz jego nie było. Po co żyć bez niego?
Rano wstawała i pierwszą rzeczą, którą robiła po przebudzeniu, było sprawdzenie telefonu, czy przyszła może nowa wiadomość „z tamtej strony”. Jechała do biura tramwajem, wpatrzona w ekran. W pracy, kiedy tylko mogła, sprawdzała swój telefon, a jej szkicownik, zamiast projektów zamówionych przez klientów, coraz częściej zawierał nagrobki i tym podobne. Po powrocie do domu siadała przed komputerem i wyłączała go dopiero późną nocą, gdy nie mogła już walczyć ze wszechogarniającym zmęczeniem i snem. Często pytała Marcina „Co teraz robisz?”, na co on wysyłał jej tylko uśmieszek. Zawsze taki był – powtarzała sobie – trudno go namówić na zwierzenia.
Po pewnym czasie zorientowała się, że kiedy przechodzi przez ulicę, ma chęć rzucić się pod nadjeżdżający samochód lub pociąg. Czasem stawała na balkonie i przechylała się przez balustradę, cofając się jednak tuż przed punktem krytycznym, który sprawiłby, że straci równowagę. Gdy kroiła warzywa, ciągle wpatrywała się w swoje nadgarstki, tak bardzo chciałaby je skutecznie podciąć. Bała się jednak, że nie zginie, a jedynie zrobi z siebie kalekę, a tego na pewno nie chciała. Poza tym Marcin mówił, że to jeszcze nie czas, by znowu się spotkali. Liza czasem czytała posty innych „użytkowników” na forum, ale szybko jej uwaga skupiła się wyłącznie na wymienianiu wiadomości z ukochanym. Zawsze powtarzał, że mogą pisać tylko poprzez tę stronę.
Dla Lizy śmierć wydawała się być teraz jak wyjazd do egzotycznego kraju. Takiego, gdzie czekał na nią już ktoś najważniejszy na świecie. Sama nie zauważyła, kiedy zaczęła ubierać się na czarno, bo ten kolor, kojarzony ze śmiercią, teraz łączył się w jej głowie z Marcinem. Gdy ktoś pytał, czemu znów wybrała czerń, odpowiadała: „Bo wyszczupla”. To wszystko nie umknęło uwadze koleżanek i kolegów z pracy, którzy mówili między sobą, że ich znajoma chyba nie może się podnieść po śmierci chłopaka, ale jednocześnie wydawała się być bardziej szczęśliwa niż kiedykolwiek. To wszystkich mocno dezorientowało.
Liza nie chodziła na grób Marcina, bo przecież w telefonie i komputerze był z nią przez cały dzień. Tak mijały miesiące, a mieszkanie dziewczyny powoli zamieniło się z zagraconej, ale w miarę przytulnej kawalerki, w pokryty pustką, zimny dosłownie i w przenośni, dom strachu. Nie chodziło o wystrój, ale atmosferę. Nie zapraszała nikogo do siebie, ale czując coś takiego większość ludzi i tak wybiegłaby stamtąd z poczuciem dyskomfortu. Każdy człowiek wchodzący do środka, poczułby od progu obezwładniające uczucie beznadziei, bezbrzeżnego smutku, niedającego się wyrazić słowami. I ten chłód. Nawet z podkręconymi kaloryferami, było tam zawsze przeraźliwie zimno, również przy ciepłej pogodzie. Liza jednak tego nie czuła i nie zwracał jej uwagi nawet fakt, że każdy wydech materializował się w postaci białej pary.
Jednej nocy telefon zabrzęczał, gdy już spała. Sen miała jednak tak czujny, że każda wiadomość od Marcina (bo od kogóż innego?) od razu stawiała ją na równe nogi. Teraz zerwała się tak szybko, że przewróciła i rozbiła stojącą przy łóżku szklankę, z której piła wodę tuż przed zaśnięciem, ale nawet nie zwróciła na to uwagi. Błyskawicznie chwyciła za telefon i zobaczyła zdanie, na które od tak dawna czekała:
– Czas się spotkać.
4
Dzwonek w telefonie.
Jego dźwięk zaginął wśród odgłosu pogrzebowego orszaku, idącego po starym, miejskim cmentarzu. Wszystkie kondukty w zasadzie wyglądają tak samo. Grono mniej lub bardziej płaczących i smutnych ludzi idących za trumną, ze spuszczonymi głowami. Tutaj jednak atmosfera była nieco inna. Był to pogrzeb młodej osoby, która zmarła śmiercią tragiczną. Nie było mowy, aby otworzyć trumnę, choć na chwilę i pozwolić bliskim na ostatnie pożegnanie. To, jak została znaleziona, wykluczało pokazanie jej komukolwiek.
Tuż przed śmiercią dziewczyna wydłubała sobie oczy. Samodzielnie, własnymi rękami, jak sugerował patolog, po czym kawałkiem szkła podcięła sobie gardło. Wszystko to przed ekranem komputera. Policja zastanawiała się, czy przypadkiem samobójczyni nie transmitowała tego na żywo w internecie. Ale to były tylko przypuszczenia.
Ksiądz zawodził smutną pieśń tak nieczysto, jakby okropność jego śpiewu miała dorównać okropności tej tragedii. Do tego tanie głośniki, które bardziej zniekształcały, niż transmitowały jego głos. Poziom głośności był tak nieznośny, że nawet gdyby dwie osoby w tym smutnym pochodzie chciały ze sobą porozmawiać, nie usłyszałyby siebie nawzajem. I jeszcze sprzężenia mikrofonu, które co chwila wytrącały wszystkich z otępienia, niczym najlepszy jumpscare w starym, niemym horrorze.
Każdy po cichu marzył o tym, aby ta makabryczna uroczystość wreszcie się skończyła i by można było wrócić do domu, wieść dalej normalne życie, próbując zapomnieć, że zaraz obok, we własnej rodzinie, wydarzyła się taka tragedia. Szczególnie najbliżsi zmarłej nie wiedzieli, jak mają teraz poukładać sobie w głowie nie tylko tę śmierć, ale i czas bezpośrednio przed nią. Czy mogli coś zrobić, by temu zapobiec? Mama denatki cały czas wyrzucała sobie, że gdyby częściej rozmawiała z córką, może by do tego wszystkiego nie doszło. W którym momencie popełniła błąd i przegrała walkę o życie własnego dziecka? To w jej telefonie wybrzmiał dźwięk nadchodzącej wiadomości. I gdy tylko wróciła, razem z mężem, do domu, niby tak cichego jak zawsze, a jednak dzisiaj cichego w sposób zatrważający, i spojrzała na telefon, powiadomienie informowało ją o jednej nieodebranej „korespondencji e-mail”.
Kobieta myślała, że to jakaś reklama lub wiadomość z pracy, której i tak nie miała teraz ochoty czytać. Uprzedzała, że tego dnia nie ma jej dla nikogo. Gdy jednak niedbale przesunęła palcem po ekranie, jej oczom ukazał się nagłówek:
„Cześć mamo, tu Liza”.
***
Cześć. Pomysł z portalem jest ciekawy. Różne łańcuszki były już opisywane, ale portal jest ok.
Moim zdaniem przydałoby się rozbić tekst na więcej akapitów – łatwiej by się czytało.
Pozdrawiam:)
Cześć, Niman
Początek był interesujący. Później zaczęło wiać nudą. Wprowadziłeś długie opisy, które do historii niewiele wnoszą. Przykładowo, jakie znaczenie dla opowiadania ma fakt, że w mieszkaniu Lizy temperatura spadła i unosiła się para z jej ust? Domyślam się, że to miało być, jak w tych nawiedzonych domach, paranormal, kiedy szron zbiera się przy futrynie okna pomimo, że na zewnątrz jest lato ????
Czytałem, trzymając telefon poziomo, czcionkę powiększyłem, i nagle pa bum, konie opowiadania. Czegoś mi tu zabrakło. Zastanowiłbym się też nad prowadzeniem narracji, bo większość tekstu jest w jednej kolumnie, akapitów niewiele.
Pozdrawiam
Cześć,
dziękuję za obydwa komentarze. Nad rozbiciem na akapity już pracuję.
Co do pytań dot. fabuły – słusznie zauważyłeś Hesket, że fakt niskiej temperatury w mieszkaniu jest związany z “nawiedzeniem” – jest to trop tak często powielany w horrorach, że myślałem, że mogę go wprowadzić na zasadzie niedopowiedzenia, fan horroru domyśli się, o co chodzi. Lizie jedynie wydaje się, że rozmawia ze swoim chłopakiem, tak naprawdę jest to demon, który się pod niego podszywa. Stąd chłód. Co do zakończenia, które może wydawać się nagłe i “urwane” – po tym, jak mama Lizy dostaje “od niej” wiadomość, znając dwa poprzednie przypadki opisane w opowiadaniu, możemy domyślić się, co się dalej wydarzy i jak to się skończy. Mama zacznie rozmawiać “z córką”, a potem popełni samobójstwo w szokujący sposób. Okrąg się zamyka.
Witaj. :)
Gratuluję tutejszego debiutu. :)
W dziale Publicystyka znajdują się wielce pomocne Poradniki, w tym – o zapisie dialogów, interpunkcji oraz – dla Nowicjuszy. :)
Zdecydowanie podzielam opinie Przedmówców, akapity i całe, olbrzymie zdania, należałoby podzielić, bo wydają się bardzo nieczytelne i utrudniają śledzenie fabuły.
Co do innych kwestii – przykładowe wątpliwości – zawsze tylko do przemyślenia:
…na ekranie pojawił się link, na który przyszły nieboszczyk kliknął… – mam wątpliwość, czy klika się na link (?), potem masz tak znowu, a potem nagle inaczej: …kliknęła w link …, a zatem trzeba to w całym tekście poprawić
Zderzyła się ze ścianą, z którą prędzej czy później w swoim życiu zderza się każdy człowiek. – w środku zdania jest za dużo spacji?
Były tam różne tematy, ich nazwy i treść były jednak ukryte i dostępne tylko dla zarejestrowanych użytkowników. – powtórzenie?; ogólnie w całym opowiadaniu jest ich sporo, warto zatem pod kątem powtórzeń prześledzić wszystko i nanieść poprawki, szczególnie dużo jest zaimków, np. “on, jego, jej, go” itp.
Mama denatki cały czas wyrzucała sobie, że gdyby częściej rozmawiała z córką, może by do tego wszystkiego nie doszło? – mam wątpliwość, czy to na pewno zdanie pytające
Zakończenie, nabierające zaskakującego tempa, mocno mnie zdumiało, ponieważ nade wszystko rozumiałam, że takie „kontakty” miały miejsce jedynie przy bliskich sobie związkach, a wielokrotnie sam podkreśliłeś, że Liza nie była z nikim tak związana, jak z Marcinem; że krewni byli jej bardzo dalecy. Przecież nikt z bliskich nie wiedział o śmierci jej ukochanego, nikt jej nie pocieszał, bardzo długo się nią nie interesował.
Niemniej, cały pomysł oraz fakt, że to debiut zasługuje na uwagę, dlatego daję klik do Biblioteki. :)
Życzę powodzenia i pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Cześć, dziękuję za wszystkie poprawki i uwagi :-)
Co do wątpliwości ws. fabuły – link “do forum” przychodzi wtedy, kiedy ktoś bardzo cierpi po stracie bliskiej osoby. A matka zawsze cierpi po śmierci swojego dziecka, w tym przypadku również dlatego (tym bardziej dlatego?) że nie miały zbyt bliskiego kontaktu i kobieta teraz sobie to wyrzuca.
Ok, rozumiem, po prostu zgłosiłam moje pytania oraz wątpliwości, które nasunęły się podczas czytania, lecz doceniam starania i pomysł, zatem kliczek jest już wpisany. :)
A matka zawsze cierpi po śmierci swojego dziecka, w tym przypadku również dlatego (tym bardziej dlatego?) że nie miały zbyt bliskiego kontaktu i kobieta teraz sobie to wyrzuca.
Cieszy, że jeszcze są ludzie, którzy tak myślą. :) I ja jestem tego zdania, i nadal mam nadzieję, że większość podobnie, choć, niestety, różni bywają rodzice i różne dzieci. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Nimanie, opowiadanie zaciekawiło, ale i nieco rozczarowało, albowiem do końca nie wiedziałam co tam się wydarzyło, ani jak zmarli, korzystając z internetu, mogli kontaktować się z żyjącymi. Twoje wyjaśnienie w komentarzu, że to nie zmarli, jeno demon, niestety, nie satysfakcjonuje mnie. Mimo pewnych niejasności opowiadanie czytało się całkiem nieźle, choć wykonanie mogłoby być lepsze. Sugeruję oszczędniejsze używanie zaimków – miejscami ich nadużywasz.
…siedział przed komputerem w swojej wynajętej kawalerce… → Zbędny zaimek.
...byli w… → Jedna spacja wystarczy.
– Niedawno zmarł mu brat. → A może: – Niedawno zmarł jego brat.
Wiem, że tak się mówi potocznie, ale nie bardzo wiem, jak można umrzeć komuś.
...a jego ręce wyglądały, jakby ktoś napisał na nich wiadomość alfabetem Morse’a. → Zbędny zaimek – wiadomo, o czyich rękach piszesz.
Ciągłe chemie i inne kroplówki, które sączyły mu się powoli do organizmu… → Zbędny zaimek.
…tak agresywnie walczył o swoje życie. → Jak wyżej.
Pewnego dnia, gdy jego dziewczyna Eliza, przyszła, jak co dzień, by odwiedzić go, porozmawiać i po prostu przy nim być… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?
…nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nalała sobie szklankę whisky… → Czy drugi zaimek jest konieczny?
Tutaj sylwester, zaraz przed jego diagnozą. → Tutaj sylwester tuż przed jego diagnozą.
…ścianą, z… → Jedna spacja po przecinku wystarczy.
Whisky trochę już uderzyło jej do głowy… → Whisky jest rodzaju żeńskiego, więc: Whisky trochę już uderzyła jej do głowy…
…nie zdążyło jeszcze wystarczająco opanować jej myślenia, nim na ekranie pojawiła się odpowiedź. → …nie zdążyło jeszcze wystarczająco opanować jej myślenia, gdy na ekranie pojawiła się odpowiedź.
…więc wypiła szklankę alkoholu do dna… → Ponieważ napisałeś, że alkohol zdążył uderzył jej do głowy, część zawartości szklanki musiała wypić wcześniej.
Proponuję: …więc wypiła resztę zawartości szklanki.
Zamiast tego, jej oczom ukazała się dosyć staroświecka… → A może zwyczajnie: Zamiast tego zobaczyła dosyć staroświecką…
Odetchnęła z ulgą, nalała sobie kolejną szklankę whisky… → Zbędny zaimek.
Użytkownik Tomek Barański napisał niecałe 30 minut temu… → Użytkownik Tomek Barański napisał niecałe trzydzieści minut temu…
Liczebniki zapisujemy słownie. https://bookowska.pl/jak-zapisywac-liczby-w-tekstach/
Liza otworzyła go i jej oczom ukazała się strona pamiątkowa… → Raczej: Liza otworzyła go i zobaczyła stronę pamiątkową…
Wokół wszyscy rozmawiali z drinkami w dłoni… → Czy dobrze rozumiem, że wszyscy gadali do naczyń z alkoholem?
A może miało być: Wszyscy, trzymając drinki, rozmawiali…
…że wbiliby jej nóż w plecy przy pierwszej nadarzającej się okazji? Nikt nie rozumiał jej tak jak Marcin. On pierwszy pokazał jej, jak… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?
…ciężko go namówić na zwierzenia. → …trudno go namówić na zwierzenia.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
…zorientowała się, że przechodząc przez ulicę, nachodzi ją ochota… → Czy dobrze rozumiem, że nachodziła ją przechodząca przez ulicę ochota? Prawie powtórzenie.
Proponuję: …zorientowała się, że kiedy przechodzi przez ulicę, czuje ochotę/ ma chęć…
Czasem stawała na balkonie w swoim mieszkaniu i przechylała się do przodu, cofając się jednak zaraz przed punktem krytycznym… → Czy dookreślenie jest konieczne – czy robiłaby to w cudzym mieszkaniu? Do tyłu byłoby trudno się przechylić.
Proponuję: Czasem stawała na balkonie i przechylała się przez balustradę, cofając się jednak tuż przed punktem krytycznym…
…koleżanek i… → Jedna spacja wystarczy.
To strącało wszystkich z tropu. → A co oni tropili?
Można zgubić czyjś trop, ale nie można nikogo strącić z tropu.
Proponuję: To wszystkich mocno dezorientowało.
…nie zwracał jej uwagi nawet fakt, że każdy jej wydech materializował się w postaci białej pary.
Jednej nocy jej telefon… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?
Łapczywie chwyciła za telefon i oto przed jej oczami ukazało się zdanie… → Na czym polega łapczywość chwycenia telefonu?
Proponuję: Błyskawicznie chwyciła telefon i zobaczyła/ przeczytała zdanie…
…zaginął wśród odgłosu pogrzebowej procesji… → O kondukcie nie powiedziałabym, że to procesja.
Proponuję: …zaginął wśród odgłosu pogrzebowego orszaku…
Wszystkie kondukty pogrzebowe w zasadzie wyglądają tak samo. → Zbędne dookreślenie – kondukt jest pogrzebowy z definicji.
Zaraz przed śmiercią dziewczyna wydłubała sobie oczy. → Tuż przed śmiercią dziewczyna wydłubała sobie oczy.
…wrócić do domu, wieść dalej swoje normalne życie… → Zbędny zaimek – czy można wieść cudze życie?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za wnikliwą analizę. Poprawione. :-)
Bardzo prosze, Nimanie. Jest mi niezmiernie miło, że mogłam się przydać. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Całkiem niezłe. Szybko się wciągnąłem, zaciekawiony o co kaman. Podobał się sposób prowadzenia narracji. Sam pomysł, uważam super, aż szkoda, że bardziej jakoś go nie rozbudowałeś.
Z minusów, to właśnie poczucie jakby zbyt szybkiego zakończenia – co widzę, poprzedni komentatorzy też odczuli.
A to, że to był demon i podszywał się pod ukochanych, to w ogóle nawet nie przeszło mi na myśl, dowiedziałem się dopiero z komentarza :) Jakieś znaki, drobne wątpliwości u bohaterki mogłyby pomóc, tak aby u czytelnika taka świadomość się narodziła.
I jeszcze z osobistych odczuć, dwie uwagi. Jakby w takim strasznym dniu, ktoś napisał do mnie takiego smsa, to reakcja byłaby bardziej w stylu: Kim do ch.. jesteś?!?1! :D – zakładając, że myślałbym racjonalnie. To można by też przemyśleć, aby wiadomość pojawiła się bez pytania, lecz na zasadzie, jeżeli chcesz się skontaktować to --->. Taka luźna sugestia.
Druga i ostatnia rzecz, choć to tylko moje osobiste czepialstwo, swoiste antyczne zboczenie, choć wtedy to była norma. A rozchodzi mi się o to, że choć każda tragedia to dramat, to nie każdy dramat to tragedia. Choć powszechność i popularność użycia, albo prędzej nadużycia, tego słowa jest już chyba nieodwracalna.
"Nie traktuj życia zbyt poważnie. I tak nie wyjdziesz z niego żywy."