
Cóż, może ciąg dalszy zasłuży na więcej :-) a zatem pierwszego kontaktu po naszemu ciąg dalszy.
Cóż, może ciąg dalszy zasłuży na więcej :-) a zatem pierwszego kontaktu po naszemu ciąg dalszy.
Narada w Episkopacie
Utajniona.
Podział
Koniecpolski wpadł zdyszany do gabinetu Kopernika. Dyrektor pogrążony był właśnie w rozmyślaniach, dał więc znak ręką, aby ten usiadł.
– Co tam?
– Amerykanie odszyfrowali część przekazu i przeanalizowali zdjęcia satelitarne. Te najnowsze i sprzed kilku dni.
Dyrektor otworzył oczy.
– Mają zdjęcia pojazdu?
– Tak, ustalili też, że składa się z kilku modułów.
– Z ilu konkretnie?
– Z siedmiu!
Kopernik westchnął i przeżegnał się.
– Siedem, jak wiesz, to cyfra boska!
Koniecpolski chrząknął i przytaknął. Numerologia i astrologia należały do hobby ojca Dyrektora.
– Tak, ale to było przedwczoraj.
Kopernik zmarszczył brwi.
– Teraz jest sześć.
– O Matko Przenajświętsza! – Kopernik popadł w trwogę. – Przecież wiecie doskonale, że…
– Tak, sześć to symbol złego.
– Wiedzą coś jeszcze?
– W tym przekazie są jakieś powtarzające się ciągi cyfr. Chińczycy uważają, że to współrzędne geograficzne.
– Współrzędne czego?
– Boją się, że ataku – wyjaśnił Koniecpolski.
– Byliby tak głupi, że podawaliby cel ataku?
– Może nie wiedzą, że namierzyliśmy sygnał?
Kopernik pokiwał głową i złożył ręce do modlitwy.
– Coś jeszcze? – zapytał po chwili.
– Mam teorię.
– Słucham.
– Myślę, że brakujący moduł wylądował na Księżycu, na jego ciemnej stronie. I dlatego go nie widać.
– A może poleciał dalej – zastanowił się ojciec.
– Dokąd?
– Bo ja wiem – odparł nieco poirytowany Kopernik. – Dalej. Niebo jest ogromne. Coś jeszcze?
– Wydaje mi się, że tych sześć modułów może wylądować na każdym kontynencie.
– Kontynentów jest siedem, Koniecpolski.
– No tak, ale po co komu pchać się na Antarktydę?
– No tak – Kopernik pokiwał głową. – Macie rację. Za zimno tam, zapewne nawet dla obcych. Lubią chyba ciepło. Zatem po jednym na kontynent, powiadacie?
– Tak. I jeden wyląduje w Europie.
Dyrektor pokiwał z uznaniem głową. Analityczny umysł Koniecpolskiego miewał przebłyski. Po chwili dotarło doń, że to jednak ma sens, ale zagadką pozostaje miejsce lądowania i to, co nastąpi potem.
– W porządku, nie możemy wykluczyć pańskiej teorii, Koniecpolski. Podziel się nią z innymi. Może o nas wspomną przy okazji. I nasłuchujcie dalej.
Godzinę albo dwie później
Koniecpolski ponownie wpadł do gabinetu ojca Dyrektora, który właśnie czytał.
– Co tym razem? – Kopernik wyraził lekką irytację.
– Trzy moduły już wylądowały, Amerykanie potwierdzają.
– Wiadomo gdzie?
Koniecpolski nie krył podniecenia.
– Tak, w Ameryce Południowej, Australii i Afryce. Analiza współrzędnych wykazuje jasno, że lądują w środku każdego kontynentu. Obierają punkt centralny!
Kopernik wzruszył ramionami.
– To znaczy, że wylądują u nas, ojcze Dyrektorze. U nas!
U Prezydenta
– U nas! Wiedziałem! – prezydent nie krył zadowolenia, unosząc w górę zaciśnięte pięści. Szkoda, że Centralny Port Komunikacyjny jeszcze nie gotowy. To by była reklama i przekaz dla społeczeństwa, że ta nasza idea portu komunikacyjnego była dobra. Pomyślcie, takie lądowanie na uroczyste otwarcie! Ale trudno, nie zdążyliśmy. Mimo wszystko to dla nas wielka szansa!
– Szansa na co? – premier był bardziej powściągliwy. – W kwestii bezpieczeństwa chciałem zauważyć, że nadal nie mamy nowych czołgów i samolotów.
– Ani cystern i paliwa – dodał szef obrony.
– Ani nie przeszkoliliśmy żołnierzy z angielskiego – uzupełnił doradca.
– Ale zorganizujemy kursy – usprawiedliwiał się minister edukacji. – Nauczycieli nadal mamy, nawet wykształconych.
-Trzeba poinformować społeczeństwo – wyjaśnił rzecznik premiera.
– I zorganizować powitanie – rzecznik prezydenta nie chciał być gorszy.
Prezydent przechadzał się po swoim gabinecie i zacierał ręce. Jako reprezentant państwa to on miał pierwszeństwo w kwestiach oficjalnych, w tym witania gości i zagranicznych delegacji. Wiedział o tym premier i nie był z tego faktu zadowolony. Prezydent przystanął przed fotografią, na której witał prezydenta USA i wyprostował się. Poprawił garnitur i zwrócił się do zebranych:
– A zatem konferencja prasowa. Mój rzecznik przygotował mi już oświadczenie.
Konferencja
– Szanowni państwo, przedstawiciele prasy, radia i telewizji oraz sektora nauki i szkolnictwa – rozpoczął uroczyście prezydent. – A także wy, zacni goście – pomyślał i spojrzał w górę, ale ujrzał jedynie sufit. – Zebraliśmy się tu, aby wspólnie stanąć w obliczu nowego wyzwania. Wyzwania, które wprawdzie jest nowe dla całej ludzkości, ale nie dla nas. Jak państwu wiadomo i o czym wielokrotnie informowaliśmy, nasz rząd już od kilku lat opracowywał Narodowy Program Kosmiczny i Strategię Kosmiczną. Powołano także Narodową Agencję Kosmiczną oraz Radę Narodowej Agencji Kosmicznej. Jak państwo widzą, nasze działania były i są zakrojone na szeroką skalę i nie odbiegają od zakresu działań naszych sojuszników. Jak już część z państwa wie, odebrano sygnał od UFO i jest to sygnał potwierdzony, zatem nie jest to już UFO, ale, co ustalili nasi eksperci IFO czyli Identified Flying Object!
I jest to, podkreślmy, nasza zasługa.
Sektor kosmiczny to ważny element naszej narodowej gospodarki oparty na wiedzy oraz innowacyjności i powiązany z innymi sektorami, zwłaszcza przemysłem obronnym.
– Czym? – minister obrony spojrzał pytająco na doradcę. Ten wzruszył ramionami.
– Ale niezwykle ważna jest także promocja naszego kraju w przestrzeni kosmicznej – kontynuował prezydent. – Powtarzam: kosmicznej! Już nie tylko światowej. Nasze dziedzictwo, kulturowy i cywilizacyjny wkład powinien zostać ugruntowany i rozwinięty także w niebie! I do tego dążymy od jakiegoś czasu.
Fakt, że IFO zamierza wylądować właśnie u nas jest potwierdzeniem słuszności naszych starań, programów i dążeń.
Słuchając wystąpienia prezydenta na konferencji prasowej Koniecpolski ponownie odniósł wrażenie, że ma do czynienia z dwiema odmiennymi rzeczywistościami. Czyżbyśmy już odczuwali efekty wpływu obcych? – zastanawiał się coraz częściej. W końcu nic o nich nie wiemy oprócz tego, że pokonali nie wiadomo jaki kawał kosmosu i dysponowali technologią o wiele przewyższającą nie tylko naszą, rodzima, ale ogólnoludzką. Ale o tym wolał nie myśleć. Ważniejsze było tu i teraz.
– Czy ojciec Dyrektor podziela entuzjazm prezydenta z faktu, że będą lądować u nas?
Kopernik przez chwilę milczał, po czym odpowiedział pytaniem:
– A wy, Koniecpolski?
– Cóż, trudno powiedzieć. Oczy całego świata będą skierowane na nasz kraj.
– I armaty, Koniecpolski. Duże armaty! A na to nie jesteśmy w stanie się już przygotować.
Koniecpolski dopiero teraz zrozumiał. Zrozumiał i uwierzył w geniusz ojca Dyrektora.
– Widzicie, teraz wszystko zależy od zachowania naszych nieprzewidzianych i niezapowiedzianych gości. My już na nic nie mamy wpływu. Nie pomoże żadna strategia! Na szczęście wiemy, że trzy moduły, które już wylądowały, pozostają w bezruchu. Pozostaje nam liczyć na to, że u nas będzie podobnie. Bo każdy nieprzewidziany ruch może wywołać lawinę wydarzeń, która uczyni z naszego kraju nuklearną pustynię.
– Jak ojciec myśli, co robią inni? Próbują nawiązać kontakt?
– Zapewne, może komuś nawet się uda.
– A my?
Kopernik westchnął. Podczas tajnej narady w Episkopacie ustalono, że bibliści podejmą próbę kontaktu używając języków starożytnych: akadyjskiego, aramejskiego, hebrajskiego i hetyckiego. Ojcowie Kościoła po dogłębnej analizie doszli do wniosku, że być może jest to wielki powrót Arki Noego. Wszak Pismo mówi, że Noe przetrwał potop, ale samej Arki, ani jej pozostałości nigdy nie znaleziono. Wielce możliwe, że nie był to pojazd pływający. Ze Stolicy Apostolskiej miały też wkrótce przyjść kopie najtajniejszych, ściśle strzeżonych dokumentów, apokryfów i relacji w różnych epok i stron świata, w których pojawiały się zagadkowe, niewyjaśnione informacje. Kościół jako instytucja o charakterze globalnym, działająca nieprzerwanie dwa tysiące lat posiadała takowych mnóstwo, słusznie chroniąc ich treść przed ciekawością plebsu czy żądnych sensacji śledczych i historyków amatorów. Akcja ta miała charakter ściśle tajny i priorytetowy zarazem.
– Cóż, wiecie Koniecpolski, że są pewne znaki na ziemi i na niebie, które należy właściwie odczytać. Pan w swej mądrości niczego nie pozostawia przypadkowi, a sam działa z niebios. Zatem nasi goście są wysłannikami. Jego wysłannikami!
– Więc nie zrobią nam krzywdy?
– My w to szczerze wierzymy. Pytanie, jak świat odbierze to nowe przesłanie.
Koniecpolski zastanawiał się przez chwilę.
– Muzułmanie nie byliby zachwyceni.
– Otóż to, Koniecpolski. I zapewne ich duchowni analizują już Koran i tam znajdą odpowiedzi. Uznają, że Prorok powrócił, a z naszych gości uczynią wyznawców Allacha. Nie można na to pozwolić!
Koniecpolski ponownie zdumiał się geniuszem Kopernika. Nigdy by nie przypuszczał, o co może toczyć się gra! Że ziemskie siły zechcą narzucić obcym swoją ideologię czy też religię i wykorzystać ich do swoich własnych celów!?
– Ale czy nasi goście sobie na to pozwolą?
– To najmniej istotne. Prawdopodobnie nie zorientują się w tym ziemskim ideologicznym chaosie, więc ich zdanie nie będzie miało znaczenia, liczy się siła przekazu. Ziemskiego, ludzkiego przekazu. Im najprawdopodobniej jest obojętne, czy będą muzułmanami, katolikami czy komunistami. Ale ludziom? Bynajmniej! Dla nas to będzie sprawa najwyższej wagi uczynić z nich gorliwych katolików! Dlatego podjęliśmy już pierwsze kroki.
– Zapewne nasi goście muszą odbierać wiele informacji i komunikatów. – zamyślił się Koniecpolski.
– Pytanie: na jaki odpowiedzą najpierw!
Tymczasem prezydent się rozkręcał.
– Nasz kraj – kontynuował – ma wielką cywilizacyjną misję. Misję zwalczania wszelkich chorych i zagrażających ludzkiej godności ideologii takich jak: masoneria, ateizm, rasizm, ksenofobia, komunizm, postmodernizm, deizm, neokomunizm, faszyzm, syjonizm, liberalizm, poganizm, neopoganizm, antyhumanizm, transhumanizm, antyklerykalizm, apartheid, nacjonalizm, pan-nacjonalizm, jakobinizm, bolszewizm…
– Mam nadzieję, że tego akurat nie słuchają – Koniecpolski ze zniechęceniem pokiwał głową.
– Trapi was to? Tacy też są potrzebni – wyjaśnił Kopernik. – Ani wy, ani ja byśmy czegoś takiego nie powiedzieli, zwłaszcza publicznie. Ale ktoś czasem musi. Tymczasem pora na nas, chyba coś w Episkopacie maja nowego!
Znowu w Episkopacie
Treść póki co ciągle utajniona.
Zebranie w sztabie powitalnym
Sztab kryzysowy, będący jednocześnie sztabem odpowiedzialnym za organizację powitania, składał się z wielu ciekawych osobistości i przedstawicieli świata nauki, kultury, religii i sztuki. No i oczywiście polityków. Patronat honorowy objął prezydent, faktycznie zaś pracami kierował premier. Pionem militarnym zarządzał szef resortu obrony, a wymianą informacji rzecznicy prezydenta i premiera, przy czym od samego początku dał się zauważyć kompetencyjny spór. Ostatecznie postanowiono dać pierwszeństwo rzecznikowi prezydenta. Był też szef resortu spraw wewnętrznych, ceniony jak wiadomo za rozwiązanie kwestii migrantów. Liczono, że w przypadku niespodziewanych gości również coś niekonwencjonalnego wymyśli. Nie pominięto ministra spraw zagranicznych, który także posiadał pewne kompetencje w zakresie kontaktów z obcymi.
Poza tym zaproszono naukowców wszelkiej maści, od astrofizyków zaczynając, a na astrologach kończąc. Pojawił się także najsłynniejszy w kraju wróżbita. Stwierdził on jasno i wyraźnie, że przewidział tę sytuację jeszcze przed swoim narodzeniem, niestety nikt nie brał go wtedy na poważnie.
Na specjalne zaproszenie szefa resortu edukacji i nauki pojawił się znany nie tylko wśród ludzi egzorcysta. Jak przekonywał minister, ów świątobliwy bojownik wielokrotnie wygrywał bezpośrednie batalie z szatanem i innymi demonami wykazując przy tym upór, hart ducha i niezłomność. Otrzymał za to od prezydenta, na wyraźny wniosek ministra edukacji i nauki, Order Virtuti Militari. W obliczu narastającej niepewności ktoś taki, w przekonaniu ministra, był jak najbardziej na miejscu. Minister zapowiedział jednocześnie, że resort przygotowuje program dla nowego przedmiotu w szkołach podstawowych. Będzie to religioznawstwo, przy czym główne treści obejmą naukę demonologii i wstęp do sztuki egzorcyzmów. Podobno, jak zapewniał odważnie minister, szatan przekonał już większość ludzkości, że go nie ma, ale w naszym kraju ta sztuka mu się nie uda, wręcz przeciwnie! Podręczniki do nowego przedmiotu są już gotowe, a ich autorem jest, rzecz jasna, zaproszony egzorcysta.
Z kolei znany mistyk i pustelnik przedstawił pogląd, jakoby goście byli zwiastunami Apokalipsy, czym wywołał popłoch wśród wielu wiernych traktujących kwestie wiary przeważnie w sposób emocjonalny.
Cały naród oczekiwał w napięciu na rozwój wydarzeń.
Zanim pojawił się moduł powitanie rozpoczęto uroczystą Mszą Świętą celebrowaną przez dyrektora znanej i wpływowej stacji radiowo telewizyjnej. Do mszy służyli premier, prezydent i najważniejsi ministrowie. O oprawę muzyczną zatroszczył się chór szalikowców stołecznego klubu. Niemal wszyscy przybyli na miejsce przedstawiciele największych klubów piłkarskich postanowili zakopać wojenne topory i zjednoczyć się pod wspólnym sztandarem przeciwko nowemu potencjalnemu zagrożeniu. Ponieważ szalikowców ze stolicy było najwięcej a ich klub zdobył ostatnie mistrzostwo, dano im pierwszeństwo podczas mszy. Jednak wszystkich kibiców zjednoczyła tak naprawdę jedna kwestia: komu będą kibicować przybyli?
Wiadomo było, że muszą wybrać tylko jeden klub, zatem wszyscy na wszelki wypadek uzbroili się w zwyczajowy sprzęt.
Sonda uliczna
Sondaż o nieznajomych przeprowadzono na zlecenie telewizji publicznej i Rządowego Biura Analiz. Nasi dziennikarze udali się na ulice, aby poznać zdanie mieszkańców stolicy na temat tej nowej, niecodziennej sytuacji.
– To fotomontaż. Jakieś reality show. Pytanie, dlaczego nie ma w nim nikogo znanego? – wyraziła swoje wątpliwości pierwsza napotkana, młoda blondynka. – Mamy tyle gwiazd, celebrytów i influencerów.
– Fotomontaż to się robi ze zdjęć – wyjaśnił ktoś przechodzący obok.
– Nie widzicie, że to Żydzi!? – wyjaśniła dziarska emerytka odganiając torebką natrętnego dziennikarza. – Oni są wszędzie!
– Uchodźcy jak nic, tylko sobie środek transportu zmienili, bo łodzie im pozatapiali – upierał się starszy pan w okularach i zielonym berecie.
– Jeśli to obcy, to może zabiorą nas na egzotyczne wakacje? – zastanawiała się młoda kobieta z dzieckiem na ręku.
– Ale na Marsie nie ma nic do zwiedzania – wtrącił towarzyszący jej mężczyzna.
– Skąd wiesz, byłeś tam?
Kolejne osoby udzielały jeszcze ciekawszych odpowiedzi.
– U nas obcy już są! – upierał się młody chłopiec.
– A gdzie? – dopytywał redaktor.
– Na klatce w bloku ktoś zawiesił kartkę, żeby zamykać drzwi, bo obcy wchodzą i szczają po kątach – wyjaśnił malec kiwając głową.
– I srają – dodała matka chłopca. – Strasznie śmierdzi. Wkrótce wszędzie będzie syf.
– Już jest – krzyknął ktoś z boku.
– Na granicy wschodniej też na murze napisali: Obcym wstęp wzbroniony!
– A na naszym stadionie pisze sprayem, żeby sympatycy obcych klubów wyp…lali! – dorzucił buńczucznie przechodzący obok młodzieniec z szalikiem w barwach stołecznego klubu.
– A jak nas porwą – zastanawiał się mężczyzna z długimi włosami i siwą brodą, który przysłuchiwał się udzielanym odpowiedziom – to będzie porwanie, czy ratunek?
– Wszystkich ich na kwarantannę! – krzyczały, grożąc pięściami starsze panie z kółka różańcowego udające się na wieczorne nabożeństwo.
– Są odpowiedzią na nasze ukryte i podświadome pragnienia – wyjaśniła młoda dziewczyna o aparycji hippiski.
Zespół redakcyjny zakończył pracę i postanowił podsumować wyniki ankiety.
– Jak państwo słyszeli – stwierdził nieco zdezorientowany dziennikarz – opinie w narodzie są bardzo zróżnicowane. Miłego dnia i do zobaczenia. Oddaję głos do studia w centrali.
Narada u premiera
– Widzieliście to? – premier nie krył zdenerwowania. Nerwowo przechadzał się po gabinecie i co chwila poprawiał okulary. – Wystawili nas! Wylądowali i nic. Cisza. Cała impreza na nic. Nasze notowania spadają, ludzie przestają się nami interesować. Uwaga narodu skupiła się na przybyszach.
– Nie wiemy, kim są ani nawet czy przybyli? – minister spraw wewnętrznych postanowił przedstawić swoje wątpliwości.
– Co przez to rozumiecie, kolego?
– Nie wiemy, czy w ogóle ktoś przybył. Po prostu wylądowała kupa złomu. Jeśli nikogo nie ma w środku, to nikt nie przybył. Poza tym, w razie konieczności, zawsze można zorganizować drugie powitanie, które przewyższy pierwsze.
Premier pokręcił głową i kontynuował przechadzkę bo gabinecie.
– Bardziej powinni nas martwić ci „Odszczepieńcy” – Kopernik postanowił wkroczyć do gry.
– A tak – premier machnął ręką. – O co im chodziło?
– Cóż – ojciec Dyrektor zrobił zatroskana minę. – Ich przekaz poszedł w świat. Z jego treści wynika, że są skrajnymi fundamentalistami, anarchistami i komunistami! W dodatku nawołują do likwidacji religii!
– Likwidacji religii? – minister edukacji nie krył oburzenia. – Ze szkół na pewno religii nie usuniemy. Po moim trupie!
– Radziłbym ostrożnie z tego typu deklaracjami – uspokajał minister obrony. – Odszczepieńcy będą polować właśnie na takich… zagorzałych obrońców wiary!
– Zła się nie ulęknę! – zaklinał się minister edukacji. – A religii ruszyć nie pozwolimy.
– Cieszy nas to niezmiernie, ministrze – kontynuował Kopernik. – Ale w obliczu inwazji z nieba nowej formy stworzenia, a być może i materii, dotychczasowa nauka Kościoła musi zostać zaktualizowana! A do tego trzeba czasu, wszak Kościół nie zwykł działać pod presją i przystawać na chwilowe rozwiązania. Potrzeba soboru powszechnego, wielu posiedzeń licznych Kongregacji. To potrwa. A konieczność wyjaśnienia ludowi zachodzących zmian jest mimo to pilna. Wkrótce kościoły mogą zacząć pustoszeć, jak w czasach pandemii, a na to pozwolić nie możemy.
– A zatem – premier usiadł za biurkiem – musimy opracować strategię przeciwko tym Odszczepieńcom. Czy oni mają może coś wspólnego z Antyszczepionkowcami?
Wszyscy rozłożyli bezradnie ręce. Premier doskonale pamiętał, jakich upokorzeń doświadczał w tym okropnym czasie. Omal nie utracili wtedy władzy. Wraz z przeciąganiem się pandemii antyszczepionkowcy rośli w siłę, a nie można było zmusić wszystkich do szczepień. Rząd uratował wówczas genialny w swej prostocie pomysł ministra zdrowia, który zaproponował wydanie rozporządzenia o zakazie sprzedaży alkoholu i tytoniu osobom niezaszczepionym, tak zwany Lex Menel. W przeciągu tygodnia niemal cały naród, z wyjątkiem osób przebywających na terapii odwykowej, zaszczepił się pięcioma dawkami. Niektórzy podobno nawet sześcioma i wkrótce zabrakło szczepionek, co niemal całkowicie rozwiązało problem.
– W porządku. Co z nimi zrobimy?
– Raczej niewiele – wtrącił się minister spraw wewnętrznych. – Mają swoje przekaźniki, wdarli się do pasm transmisyjnych w wielu krajach, ale doniesienia o treści ich przekazu są sprzeczne. Co innego postulują w Ameryce, co innego w Azji czy Afryce. Nawet w Europie ich przekaz nie jest spójny. Wygląda na to, że są ruchem globalnym.
– Globaliści! Wiedziałem – minister edukacji i nauki nie krył zadowolenia z poczynionej uwagi.
– Dlatego w odniesieniu do nich proponuję poczekać, co zrobią inni – postanowił premier.
– A tymczasem – do rozmowy dołączył rzecznik premiera – musimy skupić uwagę narodu na naszych działaniach.
– Świetnie! – rozpromienił się premier. – Przy okazji utrzemy nosa temu burakowi z Pałacu Prezydenckiego! Już raz dał ciała podczas ceremonii powitalnej, teraz jego notowania polecą na łeb!
– Myślę, że musimy pokazać narodowi, iż istnieje silny i wpływowy wróg wewnętrzny w państwie, z którym musimy walczyć! – rozkręcał się rzecznik. – I który może sprzymierzyć się z obcymi wiłami. Najlepiej byłoby reaktywować opozycję!
Zebrani spojrzeli pytająco na rzecznika.
– Przecież opozycji już nie ma! – wyjaśnił minister obrony.
– Podobnie jak imigrantów i koronawirusa – kontynuował rzecznik. – I to był nasz błąd! Zlikwidowaliśmy realne zagrożenia niepotrzebnie. Trzeba było utrzymywać naród w przeświadczeniu, że wróg nadal istnieje. Czai się, aby znów zaatakować, jak masoni czy żydokomuna.
– Ale przecież go nie ma! – skwitował sprawę minister nauki.
– No właśnie! Lepiej zawsze mieć pod ręką przeciwnika. Najlepiej niewidzialnego, bo wtedy wszystkich można przekonać, że kryje się pod wieloma postaciami.
Premier pokiwał głową z aprobatą.
– Zatem proponujecie reaktywować opozycję?
– Dokładnie tak! – potwierdził rzecznik.
– Ale skąd ją u licha teraz wytrzasnąć? – zachodził w głowę premier.
– Zadzwońmy do ministra sprawiedliwości, może jeszcze jakiś gdzieś siedzi? Więzień nie zlikwidowaliśmy.
– Dobrodusznie pozwoliliśmy wszystkim opozycjonistom wyjechać za granicę – wtrącił minister spraw wewnętrznych. – Z tego, co wiadomo naszym służbom, wyjechali chyba wszyscy.
– Więc tylko szef sprawiedliwości może nam zapewnić jakiegoś opozycjonistę?
– Na to wygląda – powiedział ze skwaszoną miną szef obrony. Zebrani wiedzieli, że premier nie darzy sympatią Prokuratora Generalnego. W chwili obecnej proszenie go o pomoc było wysoce niezręczne i wizerunkowo niekorzystne. Ale póki co utarli nosa prezydentowi, a to chwilowe ustępstwo na pewno wyda owoce w przyszłości.
– A może by urządził casting na opozycjonistę? – zaproponował pozostający dotąd w cieniu minister kultury. – Takie reality show. Ostatnio to modne, ludzie chętnie oglądają. Potem lajkują, komentują w mediach.
– Dobry pomysł, ale nie na teraz. Potrzebujemy kogoś z nazwiskiem. Ktoś się znajdzie, Prokurator da radę.
– W porządku, zatem mamy plan – kontynuował premier. – Co zrobimy z tym opozycjonistą, jak już go złapiemy?
– To świetny pomysł! – podłapał rzecznik. – Zrobimy tak, żeby wyglądało, że uciekł z więzienia, my go złapiemy i zrobimy pokazowy proces! Najlepiej w Sądzie Najwyższym.
– Albo w Trybunale Stanu! – rozochocił się minister nauki i szkolnictwa.
– Nie ta jurysdykcja, kolego – poprawił go premier. – Zresztą, Trybunał też już praktycznie nie istnieje, ale koncepcja świetna. Przed sąd zwieziemy z całego kraju manifestantów, szalikowców, i kogo tam jeszcze…
– Kółka różańcowe – dodał minister edukacji.
– Właśnie! Skoro przekonaliśmy naród, że nie ma opozycji ani wirusa, to równie dobrze przekonamy ich, że jednak opozycja nadal jest.
– I że kontaktują się z przybyszami! – zaproponował szef spraw wewnętrznych. – To będzie afera stulecia. Po niej opozycja już się nie podniesie.
Wszyscy zgodnie potwierdzili i poklepali się po plecach. Minister od spraw wewnętrznych miał głowę na karku.
– O co go oskarżymy? – zastanawiał się szef obrony.
– No… za próbę ucieczki, kontakty z wrogiem, próbę zburzenia ładu i porządku w państwie i może jeszcze za to, za co go skazaliśmy – zaproponował rzecznik. – Nie zaszkodzi przypomnieć narodowi, że głośno i otwarcie sprzeciwiał się intronizacji Pana Naszego na króla!
– Świetnie – premier był wyraźnie zadowolony. – Przed takimi zarzutami nikt się nie obroni.
– I może jeszcze, że był przeciwny nauce religii w szkołach – dodał minister szkolnictwa.
– A zatem możemy uznać, że strategia gotowa? – zaproponował premier.
– Tak jest!
– W takim układzie dzwonię do Prokuratora. Prezes byłby z nas dumny – podsumował spotkanie premier, stając na baczność. Pozostali uczynili podobnie i w gabinecie zapadła chwila ciszy.
W siedzibie Episkopatu
W siedzibie Episkopatu, oprócz prymasa, biskupów i książąt Kościoła narodowego byli też Kopernik, Koniecpolski i pracownik działu technicznego Narodowej Agencji Kosmicznej. Wśród zebranych panowało poruszenie, wszyscy wymieniali między sobą uwagi, toczyły się rozmowy w mniejszych lub większych grupach.
Po oficjalnym powitaniu i odmówieniu modlitwy Prymas zwrócił się do zebranych:
– Moi drodzy. Stajemy w obliczu sytuacji ze wszech miar niespotykanej. Pan nasz znowu postawił przed nami wyzwanie, któremu musimy sprostać. Ojciec Dyrektor Kopernik przekazał mi przed chwilą treść komunikatu przesłanego przez Odszczepieńców. To organizacja o zasięgu globalnym, która dotąd pozostawała ukryta. I nie są to masoni.
Wśród zebranych zapanowało poruszenie.
– Nasi specjaliści z Agencji doszli także do innych, ciekawych wniosków, ale to na razie tylko sfera hipotez. Porozmawiamy o nich później, teraz chciałbym, abyście odsłuchali przekazu.
Koniecpolski skinął na technicznego, który włączył telewizor. Z ekranu popłynęło nagranie:
Przekaz Odszczepieńców do katolików wszystkich krajów: zakończcie swoją psychozę! Wyjdźcie ze stanu prymitywnego poddaństwa! Porzućcie kult ofiar z ludzi. Usuńcie krzyże. Zdejmijcie je ze ścian i przestańcie padać na kolana przed symbolem waszego okrucieństwa! Uwolnijcie się sami, albo zrobimy to my!
Koniec transmisji.
– Co wy na to? – prymas złożył ręce jak do modlitwy.
– Ten przekaz uderza w samo sedno naszej wiary – odezwał się jeden z biskupów ze wschodniej prowincji.
Pozostali pokiwali głowami.
– Czy wiemy, jaka jest treść przekazu skierowanego do muzułmanów? – zapytał ktoś.
Koniecpolski chrząknął.
– Mogę być dosłowny?
– Ależ proszę, w zaistniałej sytuacji to zrozumiałe – zachęcał prymas.
– Zwyzywali ich od kozojebców – wyjaśnił zwięźle Koniecpolski.
Słowa Koniecpolskiego wprawiły zebranych w konsternację.
– Niezbyt to wyszukane – skwitował jeden z kardynałów. – Nie popieramy takiej narracji.
– Ciekawe, co przekazali hindusom – zainteresował się ktoś inny.
– Tam zapewne przekaz był o wiele dłuższy – zażartował ktoś.
– Koledzy, nie wypada tu, w obliczu majestatu tak dostojnych gości, powtarzać rasistowskich obelg.
Prymas przytaknął.
– A zatem, bracia w wierze, przejdźmy do konkretów. Profesor Koniecpolski przedstawi nam trochę faktów i hipotez. Proszę, profesorze.
Koniecpolski podziękował Prymasowi, poprawił marynarkę i chrząknął. Czuł się tu zdecydowanie lepiej, aniżeli w obecności polityków. Spotkania u premiera i prezydenta nie dość, że nie dały żadnego rezultatu, to uzmysłowiły mu, że próba wyjaśniania im czegokolwiek to daremny trud. Ich interesowały tylko paradoksalne strategie, notowania i sondaże popularności. Jedynie w obecności ojców Kościoła narodowego czuł, że ktoś traktuje te sprawy poważnie.
– Ekscelencjo, bracia w Panu, po zebraniu i przeanalizowaniu wielu danych, także tych udostępnionych nam przez inne agencje można z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że atak hakerski Odszczepieńców jest dziełem naszych pozaziemskich gości.
– Jak to? – zdziwił się Prymas.
Na sali zapanował gwar i poruszenie.
– Trudno uznać to za zbieg okoliczności – do wyjaśnień dołączył Kopernik. – Patrząc chłodnym okiem uznać należy to za działanie uzasadnione i przemyślane.
– To ich robota? – Prymas nie krył zdumienia.
– Wszystko na to wskazuje – kontynuował Kopernik. – Ich przekaz ma na celu skłócić nas zarówno wewnętrznie, jak też i w wymiarze międzynarodowym. Oni po prostu prowokują.
– Skąd wiedzą, jak? – zastanawiał się na głos jeden z biskupów.
– Nasłuchują, mają najwyraźniej dostęp do globalnej sieci i baz danych. Ich przekaz to potwierdza, włamali się już i wszystko przeanalizowali. Teraz chcą doprowadzić do ogólnoświatowego kryzysu. Powinniśmy spodziewać się kolejnych prowokacji.
– Jak temu, na Boga, zapobiec? Jak powstrzymać niechybny wybuch niezadowolenia i agresji?
– Przywódcy religijni już nad tym pracują. Powołano specjalny, międzyreligijny zespół i dziś musimy wybrać naszych przedstawicieli. Ale to później. Uwierzcie, jeszcze nigdy tak wiele nie zależało od nas, garstki! – wyjaśniał Kopernik. – Tylko my możemy powstrzymać eskalację przemocy i agresji.
– Czy możemy ich jakoś zablokować? – zastanawiał się Prymas.
Koniecpolski pokiwał przecząco głową.
– Musielibyśmy wyłączyć sieć globalną, a to by nas w poważnym stopniu osłabiło. Zresztą, nie wszystkim zależy na eliminacji przekazu Odszczepieńców. Nie brakuje terrorystów i ekstremistów, którzy wykorzystają narastający zamęt.
– Co jeszcze o nich wiemy? – zapytał ktoś z sali.
Kopernik skinął na Koniecpolskiego, by ten kontynuował.
– Cóż, wygląda na to, że przylecieli z daleka. Nie wiemy skąd, ale ich podróż musiała trwać bardzo długo. Od momentu zaobserwowania ich w naszym układzie prowadzono dokładne pomiary. Wynika z nich, że pojazd nie poruszał się z jakąś szaloną, niewyobrażalną prędkością.
– Może zwalniali – zauważył ktoś.
Koniecpolski przytaknął.
– Owszem, na to wygląda. Wytracali prędkość, wykonując skomplikowane manewry na orbitach kolejnych planet przy użyciu tak zwanej grawitacyjnej asysty. Mimo to ich prędkość… to nas zastanawia. Jak już wspomniałem, musieli przebyć długą drogę. Pierwsze skany modułów nie wskazują na skomplikowaną technologię. Zasadniczo budowa kadłubów jest całkiem prosta. Co do napędu, zapewne tkwi w siódmym module, który pozostaje dla nas ukryty.
– Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu – zauważył ktoś.
– I ten fakt również wiele może nam o nich powiedzieć – dodał Kopernik uśmiechając się tajemniczo. – Gdyby się nas nie obawiali, to by się nie ukrywali. Z jakiegoś powodu postanowili jednak ukryć przed nami moduł dowodzenia, jak go określamy.
– Mieliby obawy? – Prymas wyraził swoją wątpliwość.
– Tego nie wiemy, ale z jakiegoś powodu ukryli to, co mają najcenniejszego – wyjaśnił Kopernik.
– Poza tym – kontynuował Koniecpolski – wracając do ich możliwości technicznych oraz dystansu, jaki przebyli. Mamy hipotezę, że to nie są organizmy biologiczne.
– Nie są żywymi istotami?
– Tego nie powiedziałem. Wydaje się, że tradycyjny organizm żywy nie przebyłby takiej drogi. Raczej spodziewamy się, że to coś w rodzaju sztucznej inteligencji. Potwierdzają to obserwacje i pojawienie się Odszczepieńców. To przemyślana, sprytna i jednocześnie prosta taktyka.
– Niech się sami pozabijają – wtrącił sekretarz Episkopatu.
– Dokładnie – potwierdził Kopernik. – Jest coś jeszcze. Oprócz, co zrozumiałe, elementu zaskoczenia, będą próbować odstraszyć nas od modułów na ziemi. Coś kombinują.
Oczy zebranych skierowały się na Koniecpolskiego, który czuł się coraz pewniej. Skinął na pracownika technicznego, który ponownie włączył telewizor.
Na obrazie pojawił się moduł azjatycki, który wylądował niedaleko miasta Kyzył w Federacji. Dookoła krążyły wojskowe pojazdy opancerzone sił rosyjskich oraz chińskich. Dostrzeżono także urządzenia japońskie. Krążyły wolno dookoła modułu, zachowując jednak pewien odstęp. Promień wynosił około pół kilometra. Wszystkie urządzenia znajdujące się bliżej stały w bezruchu, niektóre dymiły.
– Wydaje się, że to jakieś pole siłowe, które uniemożliwia zbliżenie – wyjaśnił Koniecpolski. Podobnie jest przy innych modułach.
– U nas też?
Koniecpolski i Kopernik spojrzeli po sobie z pobłażliwym uśmiechem.
– Od momentu powitania, które wszyscy mogliśmy obejrzeć – wyjaśnił Kopernik – i medialnej wpadce nikt się nim specjalnie nie interesuje.
– Jak to możliwe? – oburzył się Prymas.
Kopernik wzruszył ramionami. Kto jak kto, ale on mógł sobie pozwolić na takie zachowanie wobec Prymasa. Nie było ono jednak złośliwe.
– Władza będzie próbowała teraz odwrócić uwagę narodu od swojej bolesnej wpadki, zatem sprawa modułu zejdzie na dalszy plan. Zwłaszcza w mediach.
– Ciekawe, co wymyślą tym razem? – pokręcił głową z niedowierzaniem sekretarz.
– Czy wiemy coś o tym polu siłowym, profesorze? I czy należy się tej sztucznej inteligencji bać?
– Co do pola siłowego, to się wkrótce okaże. Co się zaś tyczy przybyszów, to brak życia w formie biologicznej nie musi oznaczać braku życia w ogóle.
– Jak to? – zainteresował się Prymas.
– Wystarczy kilka przykładów zaobserwowanych w naszym otoczeniu, Ekscelencjo. Chociażby wino. Uznaje się, że ono żyje własnym życiem.
– To mnie pan rozbawił, profesorze – uśmiechnął się Prymas. – Ale co fakt, to fakt. Ten szlachetny trunek przechodzi przez określone fazy rozwoju. Zaiste zdumiewające to zjawisko.
Zebrani pokiwali głowami.
– Podobnie rzecz ma się ze słońcem lub układami podwójnymi gwiazd – kontynuował Koniecpolski.
– A nawet galaktykami – wtrącił obecny na zebraniu znany ksiądz profesor astrofizyk.
Kopernik i Koniecpolski przytaknęli.
– Otóż jedna gwiazda może wysysać energię i materię z drugiej, tak jak galaktyki pożerają się nawzajem. To forma przemiany materii, a zatem żywotności!
– Niesłychane – zdumiał się Prymas. – Takie cuda wokół nas!
– Zaiste, cuda – potwierdził Kopernik.
– Zatem – kontynuował Koniecpolski – forma żywotności przybyszów to dla nas póki co zagadka. Teraz skupiamy się na ich intencjach i sposobie działania. Wiemy już, że będą nas próbowali skłócić i nakłonić do konfliktów.
– Do tego nie trzeba obcych – zaśmiał się znany ksiądz astrofizyk.
– Słuszna uwaga, wielebny – Koniecpolski skłonił nieznacznie głowę i kontynuował. – Najprostszym wyjaśnieniem, jak się póki co wydaje, jest chęć pozyskania przez nich jakiegoś rzadko spotykanego surowca.
– Dlaczego?
– Przemierzają przestrzeń od dawna, nie brakuje w niej surowców. Zapewne uzupełniali je po drodze. Z jakiegoś powodu zainteresowali się nami. Ziemią.
– Zatem musimy zastanowić się, co takiego jest na naszej planecie, o co trudno w przestrzeni – do dyskusji dołączył znany ksiądz astrofizyk.
– W przestrzeni, jak wiemy, nie brakuje pierwiastków, a te, które mamy u siebie, znamy. Zatem – Koniecpolski snuł dywagacje – zależy im na czymś… co i my znamy.
– I cenimy – wtrącił znany ksiądz astrofizyk.
– Woda? – uwaga Kopernika wprawiła zebranych w konsternację.
– Nie brak jej w przestrzeni – wyjaśnił Koniecpolski.
– Ale to przeważnie tak zwana twarda woda – wyjaśnił znany ksiądz astrofizyk.
– Twarda woda… – zamyślił się Prymas. – Skąd nazwa?
– I czego szukają na Księżycu? – zagadnął filozoficznie znany astrofizyk.
Koniecpolski chrząknął.
– Jest tam coś, co interesuje wszystkich – wyjaśnił po chwili.
– Co to takiego? – zapytał Prymas.
– Hel 3.
Trochę to jak gdyby słabsze od poprzedniej części, ale, być może, tylko dlatego, że do tej partii tekstu musiały wejść nowe wątki, powiększające objętość, niezbędne, ale nie podnoszące atrakcyjności opowiadania.
Pomysł zakazu sprzedaży alkoholu i papierosów osobom nie zaszczepionym – tak się powinno walczyć z durnotą!
I co dalej, szanowny Autorze?
Pozdrawiam