- Opowiadanie: fanthomas - HHH, czyli dlaczego nigdy nie twierdziłem, że to dobra rzecz udawać kogoś innego i czerpać z tego niekłamaną przyjemność, porównując długość i szerokość geograficzną do strusiego pióra, ale tym razem

HHH, czyli dlaczego nigdy nie twierdziłem, że to dobra rzecz udawać kogoś innego i czerpać z tego niekłamaną przyjemność, porównując długość i szerokość geograficzną do strusiego pióra, ale tym razem

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

HHH, czyli dlaczego nigdy nie twierdziłem, że to dobra rzecz udawać kogoś innego i czerpać z tego niekłamaną przyjemność, porównując długość i szerokość geograficzną do strusiego pióra, ale tym razem

Kiedy przypominam sobie swój pierwszy film, to znaczy taki, który osiągnął pewien sukces, a nie przypadkowe home video kręcone z ręki, dopiero wtedy dociera do mnie jaki kiedyś byłem młody i pełen pasji. To dzieło miało tytuł "Tabula rasa. Morderstwo białych antonówek". Choć rzeczywiście pojawiły się tam jabłka o morderczych skłonnościach, to jednak całości bliżej było do dramatu niż komedii, czy horroru. Mocno nawiązywałem też do konwencji kina artystycznego z mnóstwem eksperymentów w zakresie zarówno formy jak i treści. Mówi się, że pierwszy film to ten, który naprawdę chcesz nakręcić, a dopiero gdy ci się uda, zaczynasz odcinać kupony i w moim przypadku było to prawdą. Faktycznie czułem się wtedy spełniony, a każdy kolejny wytwór mojej wyobraźni niby trzymał się pierwotnej formuły, ale za bardzo chciałem dopasować się do gustów publiczności, tracąc przy tym własny styl. Czasem wspominam o tym, że chciałbym przestać tworzyć tego typu kino, bo czuję ambicje do czegoś większego, do powrotu do czasów mojej młodości i pierwszych eksperymentów, zanim sam przypiąłem sobie łatkę specjalisty od dziwacznych animal horrorów. Jasne, zawsze interesowały mnie potwory i niepokojące opowieści, ale chyba pora z tym skończyć. Robię to tylko dla tej garstki fanów, która namawia mnie do kręcenia ciągle tego samego, a ja naprawdę mam już tego dość. Chciałbym zacząć od nowa, od tej przysłowiowej czystej kartki i bez żadnych oczekiwań ze strony publiczności po prostu stworzyć coś, co będzie w pełni zgodne z moim obecnym stanem ducha.

 Wkrótce premiera mojego nowego dzieła "Dalajlama kontra mordercza lama". Możecie się śmiać lub płakać ze śmiechu widząc taki tytuł, bo już się domyślacie, o czym to będzie. Tak, nie zawiedziecie się, po raz kolejny to opowieść o na pozór niegroźnym zwierzęciu, które zaczyna atakować ludzi z nieznanych nikomu przyczyn. To nie to, powtarzałem w myślach, pisząc scenariusz, a jednocześnie wpadając w samonakręcającą się spiralę oskarżeń pod własnym adresem. Wyczerpała się pewna formuła i tym razem chciałbym zaskoczyć was czymś innym. Powrotem do korzeni, na dobre i na złe, bardzo osobistą opowieścią o własnych demonach.

Dlaczego akurat lama? Różne bywają inspiracje, czasem zobaczę kreta ryjącego w ziemi albo spadającą z drzewa gąsienicę i nagle wlatuje mi do głowy pomysł, kiełkuje, aż w końcu rozkwita. Tym razem wszystko zaczęło się od snu. Nie będę wam o nim ze szczegółami opowiadał, bo nie w tym rzecz. Pojawiła się w nim po prostu lama pożerająca ludzi. W pewnym momencie zaczęła mnie ścigać, a ja czułem, że zaraz mnie dopadnie. Obudziłem się przerażony, a jednocześnie szczęśliwy, że to wcale nieprawda. Od tamtej pory panicznie boję się tych okropnych włochatych stworzeń, a jedyne wyjście, żeby pozbyć się tego lęku, to oczywiście nakręcić o nim film, w którym w ostatniej scenie parszywa lama ginie w rozbryzgu krwi. Nie powinienem wam aż tak bardzo spoilerować, lecz wiem dobrze, że nikt nie ogląda moich dzieł dla fabuły, której tam zresztą nie ma lub pojawia się co najwyżej w ilościach podobnych jak w pornosach.

Pewnie nie uwierzycie, ale zanim zaczęliśmy kręcić ten film, wybrałem się na wycieczkę do ojczyzny lam. Tam spotkałem pewnego starego szamana lub kogoś bardzo dobrze go udającego. Byłem zmarznięty na kość, za cienko się wtedy ubrałem, myśląc, że skoro to równik to na tak dużych wysokościach także będzie panował upał. A więc przychodzę do tego szamana, trzęsąc się z zimna, a on daje mi swój płaszcz, żebym się nim okrył. Wręcza i mówi, że to na pamiątkę i nie muszę go oddawać. Od teraz to moja własność. Zastanawia mnie przez moment, skąd u niego taka szczodrość wobec nieznajomych, ale już po kilku minutach wszystko staje się jasne. Opowiada mi bowiem historię tego płaszcza. Po jej usłyszeniu dostaję gęsiej skórki, bynajmniej nie z zimna. Facet chciał być ze mną zupełnie szczery, choć jak teraz o tym myślę, to możliwe, iż uległem jakiejś pierwotnej magii i wszystko tylko sobie wyobraziłem. Niemniej jednak nie zamierzałem zabierać ze sobą tamtego odzienia, za nic w świecie. Ściągnąłem je prędko i rzuciłem pod nogi szamanowi. Jakże się śmiał, ten jego paskudny rechot do dziś słyszę w głowie, powraca najczęściej w snach, sprowadzając koszmarne wspomnienia.

Co mnie tak przeraziło? Otóż o tym właśnie będzie mój najnowszy film. Pewnie chcielibyście bym zdradził wam parę szczegółów fabularnych, ale co mi tam, nic nie powiem, niech to pozostanie moją słodką tajemnicą. Zrzedły wam miny, co? Tyle czytania na marne, prawda? Sorry.

Dobra, żartuję. Teraz będzie mega spoiler. Zatkajcie oczy, jeśli się boicie. Oto historia, którą opowiedział mi szaman, czy chuj tam wie, kim on był. To akurat nieważne, bo i tak nigdy go nie spotkacie.

Żył sobie pewien człowiek, który zakupił, dostał, znalazł albo ukradł płaszcz, ten sam, który chciał podarować mi tamten czarownik. Szybko okazało się, że odzienie jest na swój sposób przeklęte. Ów biedak zaczął stopniowo tracić rozum, opowiadał przeróżne dziwne historie, ale nikt mu nie wierzył. Oczywiście wszyscy traktowali go jak niegroźnego wariata, aż do momentu, gdy… zniknął. I nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie pewien nadzwyczajny szczegół, który zapisał w pamiętniku.

Opowieść szamana wprawiła mnie w taki niepokój, że przez kilka kolejnych nocy nie mogłem zasnąć. Wydawało mi się, że zamiast skóry mam przylegający ściśle do mięśni materiał podobny do zamszu, który próbuję z siebie zrzucić, ale przecież nie jestem wężem, prawda? Może trochę, zwłaszcza, gdy ktoś prosi mnie o pożyczenie pieniędzy. Syczę wtedy i pluję jadem. Na co dzień jednak całkiem spokojny ze mnie typ.

Przez pewien czas wydawało mi się, że zmieniam się w ubranie, a dokładniej w ten dziwaczny płaszcz, który próbował mi oddać czarownik. Czułem się dziwnie, skóra przybrała siny odcień, straciłem też częściowo czucie w palcach, zupełnie jakbym dotykał przedmiotów przez bardzo gruby materiał. To był straszny okres, kiedy zamknąłem się w domu i z nikim nie spotykałem. Wszystkim mówiłem, że tworzę nowy scenariusz i nie chcę, żeby mi przeszkadzano, ale tak naprawdę bez przerwy oglądałem się w lustrze, sprawdzając, czy jestem w równym stopniu człowiekiem jak wcześniej.

Wreszcie naprawdę zacząłem spisywać swoje przemyślenia. Przybrały one formę sporej powieści, którą następnie przerobiłem na scenariusz. Kiedy uznałem, że dzieło jest gotowe, mogłem wreszcie odetchnąć z ulgą. Przestały nękać mnie koszmary i już nie wydawało mi się, że jestem ubraniem. Może to dziwnie brzmi, ale nie chciałem skończyć jak tamten facet z opowieści, który zamienił się w płaszcz, ale tak naprawdę całość poznacie dopiero w momencie debiutu mojego nowego filmu. Liczę, że rozpocznie on nowy okres w moim życiu, pozbawiony presji ze strony nachalnych psychofanów kiczowatych animal horrorów.

A co zapisano w pamiętniku, o którym wcześniej wspominałem? No właśnie, tego akurat szaman mi nie zdradził, bo czymże byłaby dobra opowieść bez odrobiny tajemnicy?

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Brawa za humor i tytuł. :)

Klik, powodzenia w konkursie. :)

Pecunia non olet

Cześć!

Szorcik sprawia wrażenie chaotyczne. Myślałam, że będzie to jakiś animal horror (tak się zapowiadał), a skończył się jako odzież mystery. Czuję się więc trochę rozczarowana… Ale co tam. Czytało się płynnie, chociaż czasem gubiłam sens :)

Pozdrawiam!

 

Cześć, Fanthomasie!

 

Zabawiłeś się ze mną i ostatecznie zostawiasz i trochę rozczarowanego, i uśmiechniętego, kiwającego głową z uznaniem.

Jest tu kilka niedopowiedzeń, które wiodą nas do końca, a motyw szaty fajnie oddany.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Fajne wykorzystanie szaty. Wyszedł z niego ciekawy tekst. Absurdalny i zaskakujący, ale to u Ciebie norma.

Mam wrażenie, że Ci tytuł ucięło. Jaki miał być w całości?

I gdzie to strusie pióro z tytułu?

Babska logika rządzi!

Tytuł został ucięty przez portalowe chochliki, ale w sumie nawet pasuje tak jak jest, a całego nie jestem w stanie teraz odtworzyć, gdyż niestety nigdzie go nie zapisałem, nie spodziewałem się, że cokolwiek zostanie ucięte, a to akurat tytuł dość trudny do zapamiętania w całości ;) Nie wiem jak Cezary to robi, ale jego długie tytuły akurat przechodzą.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

A ja sądziłam, że celowo tak tytuł konstruowałeś, aby pozostał zawieszonym w próżni, dając nam do myślenia. :) 

Pecunia non olet

Kiedy przyjdzie, trzeba Go podpytać. ;-)

Babska logika rządzi!

bruce właśnie tak mi się ten ucięty tytuł spodobał, że postanowiłem go zostawić

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Cześć!

 

I teraz przez resztę dnia będę kminił, co ta lama miała wspólnego z tym płaszczem (i dlaczego nie zaatakowała w końcówce?) :/ Podszedłeś do klimatu na lekko, jednocześnie – mam wrażenie – bawiąc się warstwami znaczeniowymi, bo z niejedną szata zmaga się pan reżyser. Spodziewałem się absurdu, uderzyłeś w nieco inne tony i jestem całkiem zadowolony po lekturze, jedyne, co trochę drażniło, to nieco opisowy początek, trochę zbyt rozciągnięty i gawędziarski jak na tak krótką formę.

 

3P dla Ciebie: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i Polecam do biblio!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Fanthomasie, zwierzenia bohatera przeczytałam z satysfakcją, zwłaszcza że w tradycyjny dla siebie sposób pokazałeś rolę szaty. Podoba mi się też powściągliwość szamana, który nie wyjawił treści pamiętnika. ;)

Biegnę do klikarni.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

bruce właśnie tak mi się ten ucięty tytuł spodobał, że postanowiłem go zostawić

No i znakomicie, Fanthomasie. Brawka! :)

Pecunia non olet

Siema, fanthomas

Jest zabawnie i lekko się czyta. Zastanawiam się, dlaczego lama, ale to dobrze. Jak byłem dzieciakiem, to bałem się stworków z Ulicy Sezamkowej :-) Może gdzieś w mojej podświadomości czyhają na mnie i w najmniej spodziewanym momencie wyjdą z szafy, jako krwiożercze pluszaki… Tylko jakoś ten Ciasteczkowy Potwór pełno syfu zostawi. 

Wracając do Twojego szorta – jak na Ciebie, było bardzo delikatnie z dziwnością. Nadal czekam na formę dłuższą i zakręconą, jak stado bizonów :-)

Pozdrawiam i klik ode mnie

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Przeczytane. Powodzenia w konkursie. :)

Przeczytane.

Przyjemnie się czytało, ale nie wiem czy lepiej by to nie wyszło w dłuższej formie. Chociaż zdaje sobie sprawę, że raczej piszesz szorty :) Dla mnie trochę za krótko, żeby to wszystko odpowiednio wybrzmiało.

Kto wie? >;

Ave, Fanthomasie!

Tekst przeczytałem w dacie wklejenia obrazka jurorskiego, ale komentarz piszę po przeczytaniu wszystkich tekstów, po ponownej lekturze.

Jeżeli uważasz, że „próba przekupstwa” w postaci długiego tytułu robi na mnie wrażenie… to masz rację! :D

Pod względem fabuły tekst sprawia wrażenie lekko poszatkowanego, ale jest to konsekwencja Twojego świadomego igrania z czytelnikiem. Czytałem już trochę Twoich tekstów, więc dostrzegam tutaj pewien wzorzec… ;] Ponownie, najistotniejsza jest forma i zabawa słowem i odbiorcą, a sama fabuła schodzi na dalszy plan.

Płaszcz jest kluczowym elementem (dość niejasnej – podkreślmy) historii, więc konkursowo się to broni. Fajnie wyszło to, że najpierw nie chciałeś o nim opowiedzieć, potem jednak to zrobiłeś, ale nie do końca, a ostatecznie podkreśliłeś, że więcej nie wyjaśnisz. Nie wiem czy jestem tym bardziej zawiedziony, czy usatysfakcjonowany, ale podobało mi się to.

Pod względem językowym jest poprawnie, chociaż pierwsze akapity rozbiłbym na mniejsze, dla przejrzystości.

A historii tej lamy i tak byśmy nie zrozumieli, co?

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nowa Fantastyka