- Opowiadanie: fanthomas - Muzyka ciała

Muzyka ciała

Zaskakujące jest to, że do napisania tego tekstu zainspirowała mnie “Suspiria” Dario Argento, którą oczywiście polecam.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Muzyka ciała

Płakała. Łzy spływały ciurkiem po jej nagim ciele. Smuciło ją jedynie to, że zniszczyłem jej torebkę. Wtedy widziałem ją po raz ostatni. Oczywiście nie będę tutaj opisywał wszystkich tych momentów szczęśliwości, które przeżyłem u jej boku, bo zanudziłbym nawet największych romantyków, a poza tym musiałbym kłamać. Zrelacjonuję tylko wyimki z naszej znajomości oraz to, w jaki sposób się ona zakończyła. A trzeba przyznać, że o mało nie straciłem życia. Uratowała mnie zwyczajna…

O tym później.

Po raz pierwszy usłyszałem tę melodię, robiąc zakupy w second-handzie. Miałem ochotę nabyć parę fajnych rzeczy, żeby w końcu wyglądać trochę przyzwoiciej. Ludzie mi dokuczali, że chodzę w jakichś szmatach z lumpeksu albo wygrzebanych z kosza na śmieci. Straszne, naprawdę.

Wtedy myślałem, że owa melodia to po prostu jakaś dziwaczna piosenka puszczana w kółko przez pana Ciuchosława, właściciela sklepu z tanią odzieżą, pamiątka po czasach, kiedy jako dziennikarz jeździł w dalekie stepy Kaukazu i słuchał rytmów dżiga-dżigu, nuconych przez szalonych buddystów. Nie zwróciłem większej uwagi na kobietę, która przeszła wtedy tuż obok i przypadkowo zahaczyła mnie swoją torebką. Poczułem zapach jej perfum, rzuciłem też okiem na zgrabną pupę i owłosiony wzgórek łonowy, widoczny przez półprzezroczystą sukienkę, którą miała na sobie. Nie starczyło już czasu, żeby spojrzeć na twarz, którą zakryły pukle z włosów. Kupiła dwie pary majtek z odzysku i wyszła. Muzyka zanikła, ale wtedy nie skojarzyłem jeszcze, że te dwie kwestie w jakikolwiek sposób się łączą.  

Potem ponownie spotkałem tę kobietę na mieście. Jej Trójkąt Bermudzki, w którym wielu mężczyzn zapewne straciło swą cnotę, wciąż był niezakryty choćby skrawkiem stringów. Nie to jednak stanowiło dla mnie największe zaskoczenie, gdyż znów usłyszałem ową melodię pochodzącą jakby z zagubionych w dziczy wiosek Uzbekistanu. Kiedy kobieta się oddalała dźwięk cichł, a nasilał w miarę przybliżania. Potem skręciła w boczną uliczkę i melodyjny odgłos zaczął coraz bardziej słabnąć, aż w końcu zanikł zupełnie. Wtedy dopiero zrozumiałem, że to z jej ciała wydobywa się ta nieziemska muzyka.

Podążałem śladem kobiety, niczym pies wywąchujący feromony suki w trakcie cieczki, wsłuchując się w drgania powietrza i próbując wychwycić wśród ogólnego ferworu znajome dźwięki. Tamtego dnia nie miałem jednak szczęścia, z nieba lunął deszcz, zagłuszając wszystko inne. Straciłem trop i wróciłem smutny do domu. Na dodatek zmokłem, ale o tym nawet nie będę wspominał.

Nieznajomą spotkałem ponownie przy paczkomacie, gdzie odbierałem poradnik dla samotnego singla. Zagadałem do niej po chwili krótkiego wahania, gdy nasze oczy się spotkały, a myśli podążyły w jednym kierunku.

– Cześć, chciałbym wsadzić mojego twardego przyjaciela w szparę między twoimi nogami – rzekłem głosem Chucka Norrisa. – Co ty na to?

– O niczym innym nie marzę – odparła. – Wszyscy moi wcześniejsi kochankowie to cienkie bolce w porównaniu z tobą i twoim międzynożnym wojownikiem.

Oczywiście tak nie przebiegała ta rozmowa, trochę podkoloryzowałem. Musieliśmy udawać, owijać w bawełnę, słać sobie nieśmiałe uśmiechy, choć wiadomo, że jedyne, na czym nam zależało to to, żeby się pieprzyć, bo do tego byliśmy przecież stworzeni.

– Czy ta melodia…? – zacząłem nieśmiało, gdy już siedzieliśmy na sofie w jej mieszkaniu. Nie wiedziałem, czy ów dźwięk w ogóle istnieje i czy przypadkiem sobie go nie wyobraziłem. Spoglądała na mnie, jakby nie rozumiejąc. Wyłamywałem palce, próbując zmusić się do wypowiedzenia odpowiednich słów, gubiąc je i odnajdując, ale język skołowaciał zupełnie, a usta wyginały w parodii uśmiechu.

– O co chcesz mnie zapytać? – przerwała w końcu uporczywe milczenie, w które zapadliśmy znienacka.

– Czy ta muzyka wydobywa się z twojej waginy? – wypaliłem w końcu, przypominając sobie jedną z książek Carltona Mellicka.

– Ty głuptasie, oczywiście, że nie. To moje ciało śpiewa.

Zbliżyłem ucho do jej piersi. Faktycznie, melodia narastała. Przesunąłem się niżej i do pięknych dźwięków dołączył odgłos burczenia w brzuchu.

– Chyba powinniśmy coś zjeść. W sensie ty. Żałuję, że nie zabrałem cię choćby do restauracji.

– Nie bądź niemądry. Jeszcze będzie okazja, żeby się najeść.

Uśmiech, który rozlał się na jej twarzy przypominał mi odwróconą tęczę, powstałą na koniec długiego deszczowego dnia.

– Coś ci się stało, że tak… grasz?

– Tam, skąd pochodzę wszyscy tak mają. Ciało każdej osoby wydaje inne dźwięki. To jak linie papilarne.

– Niesamowite, ale skąd dokładnie… pochodzisz? Z Ameryki?

– Nie, głuptasie – zaśmiała się, a potem znów zaburczało jej w brzuchu. – Poczekaj tutaj przez chwilę, zaraz wrócę i dokończymy tę rozmowę.

Początkowo pomyślałem, że poszła coś zjeść, ale ona skierowała się prosto do łazienki. Strzepałem tam wcześniej kapucyna, choć powiedziałem jej tylko, że chce mi się siku. Miałem nadzieję, że dobrze po sobie posprzątałem, gdyż nie chciałem, żeby ubrudziła sobie tyłeczek odrobinką spermy pozostawioną na desce sedesowej. Usłyszałem odgłosy wypróżniania, pierdziała tak głośno, a jednocześnie tak delikatnie, że aż łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu. Kobieta-ideał.

Potem nastąpiło coś niewyobrażalnie dziwnego. Torebka, którą tuż po przyjściu postawiła na komodzie, otworzyła się samoistnie, a ze środka doleciał dźwięk bardzo podobny do muzyki wydobywającej się z ciała mojej niedoszłej kochanki. Podszedłem zaintrygowany, lecz w środku nie dostrzegłem niczego poza pustką. Pomyślałem, czy przypadkiem nie skrywa się wewnątrz jakaś pozytywka, co i tak nie tłumaczyłoby dlaczego uruchomiła się bez powodu. Wsadziłem rękę do środka i zacząłem grzebać, sprawiając, że dźwięk się nasilił. Wpychałem dłoń coraz głębiej, ale wciąż nie mogłem dotrzeć do zawartości. Wydawało się, że w środku niczego nie ma, niektórzy mawiają, że kobiece torebki nie posiadają dna i tym razem prawie w to uwierzyłem. Kiedy w końcu moje palce namacały coś, co wyglądało jak spód, odkryłem z przerażeniem, że zagłębiłem się aż po łokieć. Kiedy próbowałem wyrwać się z pułapki, okazało się to niewykonalne. Materiał zacisnął się tak szczelnie, jakby pochwyciły mnie szczypce kraba. Siłowałem się z torebką, co na pewno wyglądałoby zabawnie dla kogoś patrzącego na te scenę z boku, ale dla mnie stanowiło walkę o przetrwanie. Wreszcie kobieta wyszła z toalety i spojrzała na mnie, potem na torebkę, po czym zachichotała. Była kompletnie naga, co jednak nie zadziałało na mnie tym razem w żaden sposób.

– Pomóż mi! – wrzasnąłem piskliwie, już nawet nie próbując udawać Chucka Norrisa. – To mnie wciąga!

Nie ruszyła się z miejsca. Jej twarz przybrała taką minę, jakby było dla niej zupełnie obojętne, co się ze mną stanie i jakby cała ta groteskowa sytuacja wcale jej nie zdziwiła. Dzień jak co dzień, twoja torebka próbuje mnie pożreć, ale to nic, idź zrób sobie herbatę, a mną zupełnie się nie przejmuj. Nie! Do cholery, w tamtym momencie myślałem tylko o tym, żeby ta suka ruszyła dupę i mi pomogła. Szukałem wzrokiem jakiegoś przedmiotu, którego mógłbym użyć w samoobronie. Nic godnego uwagi! Spróbowałem w kieszeniach, ale jak na złość, nie znalazłem tam żadnej maczety, ani nawet zwykłego nożyka. Jedyne, co namacałem, to… zapalniczka. Przystawiłem ją do torebki i pstryknąłem. Pojawił się ogień, po czym docisnąłem płomień do sztucznej skóry. Po pokoju rozszedł się nieprzyjemny zapach. Kobieta wrzasnęła, jakby to ona została oparzona, ja natomiast osiągnąłem zadowalający rezultat, gdyż udało mi się wyrwać rękę z torebki. Odruchowo przyjrzałem się dłoni, ale wyglądała zupełnie normalnie. Co by się jednak stało, gdybym w porę nie zareagował? Czy zostałbym w całości wciągnięty do środka? Czy tak właśnie skończyli byli partnerzy tej drapieżnej kobiety? Kątem oka zobaczyłem, że płacze, pieszcząc dłonią swoją torebkę. Tylko na tym jej zależało. Nie ociągałem się jednak dłużej i wybiegłem z jej mieszkania. Jedyne, o czym wtedy marzyłem to, żeby nigdy więcej nie usłyszeć tej tajemniczej i jakże zgubnej melodii.

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Z ciekawości zajrzałam do filmwebu, niestety, nie kojarzę wspomnianego w przedmowie horroru, lecz być może po prostu go nie pamiętam. Pierwsza myśl po przeczytaniu początku – “odważny ten główny bohater, zniszczyć kobiecie torebkę!”. :) Potem przypomniałam sobie utwór “Pod Budą” – Torebka kobiety”. Tutaj jednak chodziło o zgoła inną torebkę i inną jej cechę. Byłam przekonana, że nie wyciągnie całej ręki. :) Świetne bizarro, brawa! :)

Klikam, pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Hah, fanthomasie :-) Poprawiłeś mi dzień, który i tak uważam za bardzo udany. Dlatego też, stał się jeszcze lepszy. Bohater szczery, nie owija w bawełnę, bo po co ten cały romantyzm :-) Przecież i tak ląduje się… No powiedzmy, gdziekolwiek :-) Jak również, bohater jest skromnym i bojaźliwym kolesiem, ale może dlatego że długo jest singlem. Niezaznajomiony z tajnikami relacji damsko męskich, zamawia przecież poradnik :-) Liczyłem, że torebka go wciągnie do środka albo oderwie rękę lub może wyjdzie z nie Czarnoksiężnik z vaginą zamiast nosa (piszę serio), no ale nic podobnego się nie wydarzyło. Niemniej, podoba mi się bardzo to opowiadanie.

Pozdrawiam. Klik ode mnie

Ciekawy pomysł. Kiedyś, lata temu, oglądałam jakiś minihorror, w którym bodajże kanapa pożerała gości. Tu masz podobną koncepcję, ale ofiara zawalczyła i to skutecznie.

Pomysł z muzyką też fajny.

Babska logika rządzi!

Fanthomasie, cieszę się, że zainspirował Cię wspomniany film, skutkiem czego, ogarnięty zapałem twórczym, napisałeś krótkie ale bardzo treściwe opowiadanko, którego lektura sprawiła mi tak wielką przyjemność, że postanowiłam udać się do klikarni.

 

spojrzeć na twarz, którą zakryły pukle z włosów. → …spojrzeć na twarz, którą zakryły pukle włosów.

 

w którym wielu mężczyzn zapewne straciło swą cnotę… → Zbędny zaimek – czy mogli stracić cudzą cnotę?

 

odbierałem poradnik dla samotnego singla. → Zbędne dookreślenie – singiel jest samotny z definicji.

Za SJP PWN: singel 4. «człowiek samotny, mieszkający w pojedynkę»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej,

 

Przyjemna lektura, choć z morderczymi torebkami raczej nie chciałbym mieć do czynienia o.o Narracja pokreśla charakter bohatera i przy okazji nadaje temu… niecodziennemu wydarzeniu humorystyczny klimat.

 

Pozdrawiam i klikam :)

Płakała. Łzy spływały ciurkiem po jej nagim ciele. Smuciło ją jedynie to, że zniszczyłem jej torebkę. Wtedy widziałem ją po raz ostatni.

Otwierasz mocno, nieco melodramatycznie, ale mocno. Potem te dwa zdania na mnie nie działają, dwa razy “ją”, aliteracja j, drugię “ją” odruchowo prowadzi do torebki, w dodatku “jedynie” wprowadza kontrapunkt, osłabiając wymowę sceny.

 

Ten opis Ciuchosława wydaje mi się o zdanie za długi, to nie jest ważna postać.

co jednak nie zadziałało na mnie tym razem w żaden sposób.

Ja bym sugerował wybrać. Samo “Tym razem w żaden sposób” jakoś mi nieładnie zgrzyta.

 

Z jednej strony doceniam pomysł i nutkę absurdu, z drugiej dla mnie osobiście nieco za bardzo śluzowo-pierdowe. Owszem, dobrze panujesz nad rejestrem szorstko-jurnej obyczajówki, ale bardziej kibicuję Twojemu rejestrowi dziwno-onirycznemu. BTW uważam, że ogólnie idziesz w ciekawe miejsca.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nowa Fantastyka