- Opowiadanie: fanthomas - Pamięci Rose Blumen

Pamięci Rose Blumen

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Użytkownicy III, Użytkownicy V, GreasySmooth

Oceny

Pamięci Rose Blumen

 

 

 Myślę o wszystkich ludziach, którzy żyli i umarli, podczas gdy te drzewa ciągle rosły. Ich prawdziwa nazwa to Sequoia sempervirens, wiecznie zielone, nigdy nieumierające. 

VERTIGO

 

Budzi mnie dziwne jaskrawe światło. Słońce już wzeszło, zalało pokój swoim blaskiem. Szukam wzrokiem Rose, ale po chwili przypominam sobie, że przecież odeszła. Zniknęła, nie pozostawiając po sobie nic więcej jak tylko wspomnienia. Można by rzec, że to tylko przelotny romans, ale zapewne dlatego tak mocno mnie to ubodło, bo czułem, że zaczynał przekształcać się w coś więcej. Stracone szanse bolą najmocniej, zwłaszcza takie, gdy czujemy, że nic nie mogliśmy zrobić. Ogarnia nas bezsilność i rozpacz.

Dlaczego tak nagle odeszła? Gdzie teraz przebywa?

Buteleczka z tabletkami stoi obok łóżka. Kusi, by po nią sięgnąć. Wyciągam rękę i podnoszę ją z podłogi. Wysypuję zawartość na dłoń. Przez chwilę przyglądam się tabletkom, w końcu wkładam pierwszą do ust. Połykam. Potem następną.

Jedna, druga, trzecia… Nie ma sensu liczyć.

Opróżniam całą buteleczkę i kładę się z powrotem do łóżka. Mam nadzieję, że świat po drugiej stronie okaże się lepszy niż ten.

Kiedy widziałem Rose po raz ostatni? Stała na łące, na skraju przepaści, wpatrując się w przepiękny krajobraz. Mówiła, że chciałaby ten widok zachować na zawsze w swojej pamięci. Możliwe, że tak się stało i teraz wędruje po niekończącej się łące w blasku nieziemskiego światła.

A kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłem? To było w tej ogromnej rezydencji, w noc niedługo po przesileniu, w ostatni dzień grudnia. Tłumy ludzi bawiły się i świętowały nadejście nowego roku, pomiędzy nimi ona i ja, jak dwoje zagubionych, samotnych dzieci, poszukujących matki, która na moment zniknęła im z oczu. Możliwe, że zawsze widziałem w niej siostrę, która umarła, zanim się urodziłem.

– Ach ten bal, cóż za bal, nikt nie bawi się na nim, nie tańczy – wyszeptała Rose, wpatrując się w ogień płonący w kominku. Trzymała dłoń blisko płomieni, ale w porę ją cofnęła, zanim te zdążyły dosięgnąć ciała. Wyglądała na przestraszoną swoją lekkomyślnością. Usiadła na kanapie tuż obok mężczyzny, który wyglądał na jej męża.

– Zimno ci, kochanie? – zapytał tamten, próbując ją przytulić.

– Jeszcze nie – odparła.

Potem spojrzała na mnie. Odwróciłem wzrok. Czułem, że wciąż się we mnie wpatruje. Wyjrzałem przez okno. Zaczynało zmierzchać. Mąż Rose stanął tuż obok mnie. Sączył drinka. Tłum zgromadzony dookoła nas szeptał, ale nie rozumiałem słów. Większość z nich nosiła maski, ale podejrzewałem, że kryją się za nimi osoby, które dobrze znam. Obserwują i oceniają każdy mój ruch. Źle się przy nich czułem. Pragnąłem, żeby się stamtąd wyrwać, choć na moment.

 Rose podeszła do mnie, a może ja do niej. Nie pamiętam już tego zbyt dobrze. Była jedynie szeptem, oddechem, zapachem, dotykiem, zarysem ludzkiej sylwetki. Złapała mnie za rękę i pociągnęła przez tłum ku niepewnemu światłu gasnącego dnia. Puste korytarze wydawały się ciągnąć w nieskończoność, ale w końcu udało nam się opuścić budynek i wydostać na zewnątrz. Wpatrzyliśmy się w krajobraz, który powoli znikał, wymazywany przez nadciągającą noc.

– Wkrótce przybędzie, zabierze mnie ze sobą i już nigdy się nie spotkamy – wyszeptała.

– Masz na myśli swojego męża?

Nie odpowiedziała. Zaczęła schodzić po schodach, a ja podążyłem za nią. Stopnie były wilgotne, jakby przed chwilą padało, choć na niebie nie dostrzegłem ani jednej chmury. Niedaleko od rezydencji znajdował się niewielki zagajnik, w którym postanowiliśmy na moment ukryć się przed światem. Usiedliśmy na pniu starego drzewa. Rose wyjęła z kieszeni kilka fotografii. Na wszystkich widniała ta sama kobieta. Przyjrzałem się lepiej. Przypominała mi kogoś. Parę lat wcześniej spotykałem się z pewną dziewczyną, ale zniknęła równie nagle, jak się pojawiła. Była jak śnieg, który spada tuż nad ranem, a wieczorem nie ma już po nim śladu.

– Pamiętasz mnie? – spytała Rose. – A nasz pocałunek, zanim odeszłam?

– Tamta kobieta miała inne oczy, inny nos i usta, inne ciało, a przede wszystkim inne imię.

– Miałam wtedy inne oczy, inny nos i usta, inne ciało oraz imię, ale to ja. Przypominam sobie wilgotne mury rezydencji i śliskie stopnie, po których schodziliśmy, by w końcu skryć się w niewielkim zagajniku.

Przez moment jej uwierzyłem. Wydawało mi się, że to ona, choć jakby bardziej przygaszona, nie tak pełna życia jak tamta. Wszyscy się przecież zmieniamy, starzejemy, nabywamy nowe doświadczenia, kształtujemy swój charakter. Nawet biernie uczestnicząc w życiu, podejmujemy pewne decyzje, które sprawiają, że nie jesteśmy tymi samymi osobami, co wcześniej. Mijają kolejne lata i coraz trudniej zobaczyć w nas tych, którymi kiedyś byliśmy.

Opowiedziała mi o tym, co robiła przez ten czas, kogo poznała, choć pomimo wszystko wciąż wracała myślami do naszego pierwszego spotkania, do tych kilku szczęśliwych chwil, które przeżyliśmy razem. Nie chciała jednak zdradzić, dlaczego wtedy odeszła, czemu zniknęła z mojego życia w tak gwałtowny sposób. Czy to naprawdę była ona? Teraz nie mam pewności. Jakie to ma jednak znaczenie, skoro wierzyła, że jestem jej dawną miłością? A ja równie dobrze mógłbym odwzajemnić to uczucie, którego pożądałem bardziej niż czegokolwiek innego, bardziej niż jakiejkolwiek fizycznej rzeczy.

Chwyciłem jej dłoń, ale była tak zimna, że aż się przeraziłem. Rose zadrżała, jakby dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. To, co później powiedziała, bardzo mnie przeraziło.

– Niestety znów muszę zniknąć z twojego życia. On zaraz tu będzie.

Chciałem ją przytulić, ale mi się wyrwała. Po raz kolejny chciała odejść, gdy już prawie uwierzyłem, że możemy coś razem stworzyć. Po co w ogóle się pojawiła, by znów zniknąć? Nie rozumiałem tego kompletnie.

– Ta chwila ma mi starczyć na wieczność?

– Będą inne, podobne.

– Ale żadna taka jak ty.

– Przykro mi. Życie to jedynie złudne nadzieje i rozczarowania.

Dostrzegłem nadjeżdżający samochód, czarną limuzynę. Rose także się w nią wpatrywała.

– Czy to on? – zapytałem.

– Tak.

– Ukryjmy się, niech cię szuka. Uda się do rezydencji, a my będziemy mogli spędzić ze sobą jeszcze te kilka chwil więcej.

– Proszę cię, tylko nie płacz za mną. Nie warto.

Pocałowała mnie tuż przed odejściem, potem podeszła do samochodu i wsiadła do środka. Stałem tam jeszcze przez pewien czas i obserwowałem jak odjeżdżają, po czym wróciłem do rezydencji, która okazała się zupełnie pusta. Został tylko mąż Rose, który nadal stał przy oknie, wpatrując się w ciemność. Odwrócił głowę, gdy usłyszał, że wróciłem.

– Gdzie ona jest? – zapytał, rozglądając się z przestrachem.

– Odjechała.

– Dokąd?

– Nie wiem. Wsiadła do czarnej limuzyny, ale nie dostrzegłem twarzy kierowcy.

– Musimy ją odszukać.

Odeszła z własnej woli. Mieliśmy ją ścigać i przyciągnąć na siłę z powrotem? Taka kobieta jak ona zawsze znajdzie sposób, żeby się wyrwać i uciec.

Mężczyzna wybiegł z rezydencji w noc. Myślałem, że on także nie wróci, ale zanim zdążył ogarnąć mnie z tego powodu niepokój, pojawił się z powrotem w wejściu. Wyglądał na przerażonego.

– Rose utopiła się w sadzawce – powiedział. Jego usta drżały.

– Kłamiesz! Widziałem, jak odjeżdża.

Zdałem sobie sprawę, że mówi prawdę. Tamtej nocy widziałem Rose po raz pierwszy i ostatni, tak jak setki innych osób, które nie spotkały się nigdy przedtem, ani nigdy potem.

Budzę się po raz kolejny. Blask słońca pali mnie w oczy. Na podłodze stoi buteleczka z tabletkami. Wygląda na to, że nie zażyłem ani jednej.

Wstaję z łóżka, ubieram się i wychodzę z domu. Niedaleko stąd znajduje się grób, w którym pochowałem Rose.  Mam wrażenie, że to piękne miejsce, w którym na pewno chciałaby spocząć. Teraz i tak nie ma innego wyboru. Tam właśnie zmierzam, by powspominać wszystkie nasze spotkania i rozstania.

Na jej grobie ktoś posadził kwiaty o płatkach białych jak śnieg. Ktoś… Ja to zrobiłem. Nikt inny nie wie o tym miejscu. Tylko ja. Przychodzę tam, by ją odwiedzić i dotrzymać jej towarzystwa. Jest teraz taka samotna. Czasem śnię o niej, jak leży na ciemnym katafalku, a z jej ciała wyrastają różne rośliny. Jedne to piękne kwiaty, inne zwykłe chwasty, które muszę wyplewić. Boję się, że pewnego dnia całe jej ciało zarośnie tak, że nie poradzę sobie, by je odpowiednio oczyścić i zniknie zupełnie z mojej pamięci. Ale jeszcze nie teraz.

Wiem, że wkrótce znów ją spotkam, pojawi się w moim życiu zupełnie niespodziewanie, ale będzie miała wtedy inne oczy, nos i usta, inne ciało, a przede wszystkim inne imię.

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Napisane ładnie, ale tematyka bardzo nie moja. Nie jestem w stanie zrozumieć faceta, który nie zna dziewczyny, raz z nią porozmawiał przez parę minut, ale zakochał się na tyle mocno, żeby podejmować próby samobójcze po jej zniknięciu.

Babska logika rządzi!

Cześć, fanthomas

Podobno prawdziwa miłość, to ta pierwsza… A może nie tyle prawdziwa, co największa. Serca bywają różne, jak i charaktery, ale pragnienia pozostają bliskie. Wspomnienia potrafią żyć własnym życiem i najczęściej nie mają zbyt wiele wspólnego z prawdą, ponieważ są zniekształconym spojrzeniem na rzeczywistość, której już nie ma, widzianą jedynie przez „okulary’’ – dzięki którym widzimy tylko jej skrawki. 

Wczułem się w sytuację bohatera i jestem w stanie go zrozumieć. Niestety obawiam się, że dla dobra sprawy i jego samego, byłoby lepiej dla niego, jeśli pozbędzie się złudzeń. Droga melancholii wiedzie tylko w jedną stronę. Szkoda życia na fatamorganę, choć rozumiem go, że serce krwawi. 

Historia lubi zataczać kręgi a cykliczność, jest częścią życia. Warto ruszyć i zrzucić bagaż. 

Osoby o wrażliwym wnętrzu wielokrotnie cierpią, zadając sobie również ból nie do końca świadomie, ponieważ wynika to z delikatnej natury.

Chciałbym przeczytać dalszy ciąg tej opowieści.

Pozdrawiam i udaję się do klikarni.

Ogólnie to ten tekst tak średnio mi się podoba, męczyłem się z nim od ponad miesiąca, aż w końcu stwierdziłem, że chyba jest gotowy, ale no… nie wiem.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Mnie się podoba :) Pozdrawiam

Nie mogę odmówić tej historii swoistej urody, ale obawiam się, że chyba nie do końca ją pojmuję.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj. :)

Dla mnie to życie we śnie. Bohater ciągle marzy o miłości i wymyśla sobie ukochaną. Jej kolejne wersje. Rozmowy, spotkania, zauroczenie. To wyimaginowany obraz jego ukochanej, która tak naprawdę nigdy nie istniała – tak to odbieram. :)

Bardzo nietypowe dla Ciebie opowiadanie. Ale – ok, klikam za nastrój. Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

“W życiu piękne są tylko chwile”.

 

Mi się szorcik całkiem podobał, bardzo atmosferyczny.

 

Pozdrawiam

 

Regulatorzy myślałem, że dość przejrzysta jest ta historia, ale chyba mi się tylko tak wydawało

Bruce czemu nietypowe? Przecież sama wspomniałaś, że trochę jak sen/marzenie, a to raczej częsty u mnie motyw ;)

Hesket, GalicyjskiZakapior dzięki :)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Masz rację. Jakoś tak spodziewałam się bizarro, nawet mimo nieco naprowadzającego tytułu. :)

Pecunia non olet

Fanhomasie, chyba nie potrafię należycie wczuć się w klimat senno-marzycielski.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie się podoba wizja miłości z czasem i w innym wcieleniu, a wciąż taka sama w wymowie, i oczekiwaniach.

 

Serdeczności.smiley

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Bardzo mi się podoba Twoje pióro.

Odpowiedni poziom. Nie za prosto, nie przekombinowane. Mi także taka tematyka nie leży, lecz czytało się bardzo przyjemnie :)

Mam podobne zdanie jak Finkla, bardzo ładnie napisane, ale to zupełnie nie moja bajka.

Zniknęła, nie pozostawiając po sobie nic więcej jak tylko wspomnienia.

Zabiło mi to ćwieka. Przecinek przed “jak” czy nie?

Wszyscy się przecież zmieniamy, starzejemy, nabywamy nowe doświadczenia, kształtujemy swój charakter. Nawet biernie uczestnicząc w życiu, podejmujemy pewne decyzje, które sprawiają, że nie jesteśmy tymi samymi osobami, co wcześniej.

Powyższy fragment odbieram jako nieco suchy, dość generycznie psychologiczny i wybijający z nastroju.

Tam właśnie zmierzam, by powspominać wszystkie nasze spotkania i rozstania.

Sprawa gustu, ale mi “by wspominać” bardziej pasuje. “Powspominać” odbieram jako potoczne, kojarzy mi się z rozmową, a nie byciem samemu ze wspomnieniami.

 

Napisane zgrabnie, nastrojowe, czasem odrobinę ckliwe, być może ze względu na temat, który nie daje się potraktować bez odrobiny ckliwości. Uważam, że piszesz coraz lepiej, choć ten tekst mniej mi siada niż ten o pociągu. 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nowa Fantastyka