- Opowiadanie: Jim - Wybieramy najgorsze opowiadania (04/25)

Wybieramy najgorsze opowiadania (04/25)

Opowiadanie opublikowane jako primaprilisowy żart – mam nadzieję, że czytelnicy będą się bawić przednio :)

 

— Cóż za absurd!

 

16689 znaków nastrugane nocą.

Raczej 18 plus minus razy podzielić! Zawiera wampiry, wąpierze, wulgaryzmy i absurdyzmy, wampiry, nadmiar i niedomiar przecinków, wampiry, i głęboko-płytki brak sensu wszelakiego i wampiry. Zrobione po złości: na złość autorowi i czytelnikom (i wampirom).

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Wybieramy najgorsze opowiadania (04/25)

 

15 sierpnia 1977 roku, o 2:16 czasu uniwersalnego, do Ziemi dotarła kolejna radiowa paczka z Galaktycznej Loży Ostatecznego Centrum Kontroli. Nasłuchujące na tej biedaplanetce istoty, owszem, odebrały ją, nadały jej nazwę „sygnał Wow” i… nie zrobiły nic (zupełnie nic!), by przekaz odkodować. A przecież wiadomość była przekazywana przez aż 72 sekundy, w czasie których treść została wielokrotnie powtórzona! Ale nikt jej nie odcyfrował. Nikt! Zupełnie nikt!

Co więcej, nierozważne białkowe dwunogi, próbowały potem zbagatelizować sprawę, a nawet zakwalifikować sygnał nie jako przekaz, ale jako zdarzenie naturalne, na przykład przejście komet przez chmury neutralnego wodoru.

Cóż za absurd!

 

-

 

Do tego błędy w konstrukcji prymitywnych anten i jeszcze bardziej prymitywnego oprogramowania je obsługującego spowodowały, że nikt (zupełnie nikt!) z odbierających nie potrafił ustalić skąd dokładnie nadano sygnał. Nikt! Zupełnie nikt!

I może dlatego nikt (zupełnie nikt!) na niebieskiej planetce nie pojął, jak istotna była ta wiadomość.

Bo Galaktyczna Loża Ostatecznego Centrum Kontroli już dawno zaprzestała uprzejmych napomnień.

Wiadomość nie była też ponaglającym przypomnieniem ani alarmującym ostrzeżeniem.

Wiadomość nie była nawet groźbą, choć jej ton mógł to sugerować.

Wiadomość była zapowiedzią, tego co nieuniknione.

Ale ludzie wierzyli, że co nieuniknione uniknione być może.

Cóż za absurd!

 

-

Żeński łazik (łazica?) przelogowała się aby utworzyć wątek do głosowania na najlepsze opko miesiąca. Luknęła na aktualne komentarze i z pewnym zaskoczeniem stwierdziła, że wątek już istnieje. Przelogowała się z powrotem, luknęła jeszcze raz i okazało się, że – jak w radiu Erewań – nie najlepsze tylko najgorsze i nie wątek, tylko opowiadanie.

– Cóż za absurd!

-

 

Każdy kto patrzał w niebo 1 kwietnia 2025 roku mógł zobaczyć dziwne fosforyzujące wiry.

Eksperci wyjaśniali, że to skutek deorbitacji rakiety, po wyniesieniu satelity. By manewr udał się, trzeba wpierw wyrzucić resztki paliwa, a ponieważ rakieta wiruje, to układają się one w spiralę.

Jednak gdy tysiące astronomów amatorów i zwykłych ciekawskich skierowało swoje oczy w kierunku niezwykłego zjawiska, szybko prawda wyszła na jaw, nawet bez używania specjalistycznych przyrządów.

Ziemię okrążał jakiś szybko poruszający się obiekt, jaśniejszy niż międzynarodowa stacja kosmiczna. A gdy ktoś dysponował choćby zwykłą lornetką, dostrzec mógł wrzecionowaty kształt tego tworu, niewątpliwie sztucznego. Ci, którzy dysponowali teleskopami, mogli mu przyjrzeć się uważniej, dostrzec szczegóły i utwierdzić, że nie przypominał on dzieła rąk ludzkich. Co więcej, od obiektu co jakiś czas odrywały się mniejsze, które nurkowały w ziemską atmosferę.

Płaskoziemcy krzyczeli: cóż za absurd!

 

-

Pewien miliarder oświadczył, że oto nieco przedwcześnie postanowił pobawić się w świętego Mikołaja i zrzucić z orbity drony, które miały rozprowadzić wśród Ziemian prezenty w postaci biletów na marsjańską wyprawę. Tylko dla wybranych.

Ponieważ miliarder był w posiadaniu mediów społecznościowych o globalnym zasięgu, informacja szybko obiegła cały świat. A serwisy informacyjne powtarzały historię o przedwczesnym Mikołaju.

Cóż za absurd!

 

-

 

W pociągu jadącym na wschód, pan Ambroży przyglądał się współpasażerom. Żul, zielonowłosa dziewczyna, korposzczur, cygański król poobwieszany złotem i starsza pani w berecie. Niezła mieszanka. Ambroży wyciągnął laptopa i zaczął się zastanawiać, kto z nich mógł zabić. Zapić na pewno mógłby żul. Zaćpać i zaruchać: korposzczur i zielonowłosa. Zamodlić starsza pani. Zakraść cygański król. Ale zabić?

Otworzył edytor i zapisał tytuł: „Morderstwo w Orient Expressie”. W końcu jechali na wschód. Zawsze na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja.

Zamiast jednak napisać cokolwiek pogrążył się w lekturze komentarzy na pewnym forum pisarskim.

Jeśli wierzyć komentarzom, na niebie działy się jakieś dziwne rzeczy (Ambroży siedział przy oknie, ale niczego podejrzanego nie widział) co miało byś sprawką kosmitów (hahahahaha, no tak prima aprilis na fantastycznym portalu – czego innego można było się spodziewać?).

Co więcej, kosmici ponoć zagrozili, że zniszczą ludzką cywilizację, o ile ludzie nie dostarczą im najgorszego opowiadania w dziejach!

Cóż za absurd!

 

-

 

– Gdzie jest Ambroży? On by na pewno sprostał wymogom Loży!

– A co to za nielegalna asocjacja?

– VACTERL!

Ale nikomu nie było do śmiechu. W końcu to poważna choroba.

– Swoją drogą, cóż za idiotyczna nazwa? Galaktyczna Loża Ostatecznego Centrum Kontroli? Kto to wymyślił?

– Naprawdę nie pora żartować z róż, gdy płoną żyrafy. Może nasza loża coś by w końcu zrobiła?

– Mamy ich zapiórczyć?

– Raczej zapierniczyć.

– Możemy zrobić coś lepszego: zadzwonić do Ambrożego

– Cóż za absurd!

 

-

 

Ambroży odebrał komórkę ponieważ dzwonił telefon.

– Słucham – powiedział, ponieważ przystawił ją do ucha.

– To ja.

– Co za: „ja”? Co znaczy „ja”?

– Nie mam czasu tłumaczyć.

Ja po drugiej stronie porozmawiało z ja po pierwszej stronie, by przekazać przekaz, jakże ważny. Bo ja po drugiej stronie było wysłannikiem (a raczej „cą” bo było puci kobieciej) Loży. Ale nie tej kosmicznej, tylko jeszcze bardziej odjechanej.

– Czy to ty gorący krzewie gorejący?

– Raczej czyszczący krew krzew z krzewów różowatych.

– Tęskniłem tęskno – tęsknie utęskiwał Ambroży.

– Ambroży, skup się.

– Nie mogę teraz, jestem w przedziale, nie w wucecie.

– Skoncentruj. Potrzebujemy najgorszego opowiadania na świecie!

– I dlaczego do mnie z tym dzwonisz?

– Pomóż!

– Czemu akurat ja? Jest tylu o wiele bardziej lepsiejszych…

– Ale lepszych nam nie potrzeba! Potrzeba najgorszego!

– Cóż za absurd!

 

-

 

– Słyszał pan? – spytała starsza pani w berecie – Szatan, szatan wylądował na świecie?

– Ale jak?

– Wspak. – Skrzywił się korposzczur. – Nie masz internetu bęcwale? Los ziemi nie obchodzi cię wcale?

– Ale co się dzieje?

– Patrzcie go, a ten się jeszcze śmieje! – wykrzyknął cygański król.

– O co chodzi?

Zaczęli śpiewać robiąc meksykańską falę całą piątką i popiątnie plątając nogami.

– O ten tramwaj, co nie chodzi – odparła zielonowłosa. – I o to, że nie czas trzymać się własnego nosa! Ziemia w zagrożeniu! – uderzyła w kolana – Od samego rana! A oczywiście nic (zupełnie nic!) to nie znaczy dla pana!

– Ale…

– Nie ma ale!

– Go, go, go, ale, ale, ale! – zmienił nutę korposzczur.

– Ale bym się napił – dodał żul.

– Cóż za absurd!

 

-

 

Ambroży uległ przemocy lejącej się na niego z ekranu i przedziału i jeszcze głośnika telefonu, albowiem nie był on siłaczem o silnych ramionach umięśnionych mięśniami pełnymi mięsa, a człowiekiem słabej silnej woli, wolnym od moralnego kręgosłupa i powolnym innym, a nie sobie szybkim.

Jednakowóż już Facebook zwany twarzoksiążką zrozumiał jego kroki, co klika, na co patrzy i w końcu zamiast reklam jakiegoś czegoś wykwitle wykwintnego, wyświetlił perlistą reklamę Perły, ze śmiejącą dziewoją dziewczyńską i nawet mało wyoutowaną.

Zaczął więc poczynać i uzbierawszy się w sobie na odwagę, z energią zgoła jądrową w stosie atomowym swego jestestwa uwznioślonego piórem gołębim a nawet i orlim, posta postanowił i jak posta postawił był w pełni zuchwale uderzył w klawisze by na zawsze zawrzeć w onym czy też owym edytorze zgłoski złote najgorszego opowiadania w historii, którego tworzenia historię tu opisujemy.

Zerknęła mu zza pazuchy dzioucha zielonowuosa spode uba bykiem łypiąc okiem znad grzywki zroszonej upierzem, upranym w perwolu pierzastym i parsknęła niczym wilk niczym nie zmieszana choć powinna przecież choć trochę zmieszać się albo chodź poczuwać się do odpowiedzialności za wybuch i za rechot chichot w chwili jakże nieodpowiedniej gdy losty planety warzyły się w zupie pomidorowej.

– Cóż za absurd!

 

-

 

Ambroży nie wytrzymał bowiem załamany był ciśnieniem co na niego spadło mu na wątrobę ciężarem i ucisnęło serce twardo i pęcherz a nie był blisko wucetu więc nie mógł ani wysikać się ani poskarżyć, bo postanowił męskości swej nie nadwyrężać wobec kobiet, choć niewiele ich tu było i jedna stara, a druga zielona jak gęś. Skupić się też nie mógł z powyższego.

– Jeśli chcecie, bym uratował planetę, musicie przemóc się i pomóc mi musicie, uczynić ten pasztet jeszcze gorszym i bardziej niestrawnym! By postacie nie kleiły się, zwroty akcji były niezręczne, dialogi z bańki, a całość nielogiczna jak opera liryczna!

– To może dodaj coś o przekomicznych kosmicznych wiewiórkach, które podbiły galaktykę dzięki swoim orzechowym laserom – zaproponowała uberecona babcia.

– Albo o filozofujących ziemniakach, które prowadziły egzystencjalne dyskusje na temat sensu istnienia, przed przerobieniem ich na wódkę – hepnął żul ponuro albowiem był trzeźwy jak świnia a o suchym pysku ów żul żuł żółty żur z żółwia, wszystko przez er zet.

– I dodaj coś o robotach-poetach, które tworzą wiersze o miłości do tosterów i odkurzaczy! – zarzyczyła sobie ta o zgniłych zielenią włosach jak żaba zielonych.

– Nie, nie, nie – Rwał z łysej głowy Ambroży włosy dlatego była jeszcze bardziej łysa. – Tu trzeba samą tkankę tekstu zaatakował, pogorszyć, pogrążyć!

– To proste. Dodaj, więcej, przecinków, najlepiej, po, każdym, wyrazie, ,a, ,jeszcze, ,dodatkowo, ,i, ,pszet! – zaproponował, ,król, ,cygański.

– Albo. Kro.pek! Na.wet. We. Środ.Ku. Wy.ra.zów! – wyk.rzyk.nął kor.po.szczur.

– Nie, nie, nie. Nie aż tak, bo skapną się, że czitujemy! – oponował Ambroży.

– Czitujemy?

– Cóż za absurd!

 

-

 

– Posłuchajcie, będziecie betareaderami! – Ambroży sięgnął po swój laptop który miał pod ręką i wyjął ładowarkę z pleców by go podładować i by mu prądu nie zabrakło, ale PKP miało przerwę akurat zasilania, być morze spowodowaną inwazyjną inwazją inwazyjnych obcych.

– Chyba alfaczytelniczkami! – Oburzyła się zielonooka, co wcześniej była zielonowłosa, ale jej zieleń w oczach też dobrze służyła, albowiem była naturalnie ruda, i wredna (sic!).

– Ja jestem sigma – powiedział korposzczur.

– A ja pi – dodała babcia.

– Posłuchajcie, bo czas się zwęża. – Zaczął czytać natchnionym głosem w którym znać było natchnienie i wielkie cierpienie spowodowane działaniem muz, które uwzniośliły jego serce tak by mógł szlachetne znaleźć słowa oddające wszystko co pomyśli głowa, a nawet mózg w tej głowie – Był sobie raz. Albo dwa. Trzy. Znaczy to nie to… a tak „mężczyzna z długą brodą stał prosto wyprostowany na stojąco na wzgórzu dolinnym. Patrzył, jak maleńkie kawałki obiektu odpływały w dół, topiąc się w mroku. Nie był zdziwiony. Wiedział, że nic (zupełnie nic!) nie dzieje się przez przypadek. Przez lata nauczył się słuchać ciszy. Cisza mówiła mu o prawdzie, o tym, co nieuniknione. Milczał więc wsłuchany w ciszę, co wyciszona krzyczała do niego swoim głosem jak sto wodospadów. Obok niego siedziała kobieta. Z włosami jak wodospad. Jej oczy były zmęczone, ale pełne determinacji. I też opadały. Spadały. Jakby spełniła się klątwa w słowie oczywiście. Oczy więc wisiały zmęczone. Razem milczeli. Ich spojrzenia spotykały się, dotykały, a w nich było zrozumienie, że los ludzkości już dawno nie należy do przypadków ani przypałów. Każdy fragment tej historii miał swój ciężar. Każda zagadka była jak cios, którego nie dało się cofnąć. Ale nie poddawali się, bo on na swoich barkach szerokich trzymał większe już ciężary, zwłaszcza na siłowni. Był to bowiem kapitan żeglugi kosmicznej wielkiej, słynny Vlad Vdoopownik. A jego towarzyszka, równie sławna, a nawet sławniejsza, znana z kąpieli odmładzających to nikt (zupełnie nikt!) inny ale właśnie, tak, tak, dobrze przypuszczacie, właśnie ona: Elżbieta Tsytsata-Bat-Ory.” I co sądzicie na taki początek?

Babcia zmocheryzowana roześmiała się:

– Cóż za absurd!

 

-

 

Rozdarł się telefon i rozdarł ciszę niezdarnie próbującego wyłączyć go przyciskiem palca ręki Ambrożego.

– Słucham?

– Tu krzew gorejący… masz już opowiadanie? Czas się kończy.

– Coś tam mam.

– Pokaż!

– Pokazywałem, jak byłem mały…

– Nie gadaj tylko czytaj!

– „mężczyzna z długą brodą stał prosto wyprostowany na stojąco na wzgórzu dolinnym”

– No, nie najgorzej, jak na ciebie.

– Dziękuję!

– To nie był komplement. Bo ma być najgorzej! Postaraj się!

Przedstawił resztę utworu.

– Mam cię na głośnomówiącym. Jesteśmy zdania, że to za dobre.

– Tak, tak, masz za dobry styl – posłyszał głosy w tle, a może mu się tylko wydawało? Pomyślał i oddalił się myślą wstecz do tyłu do innego czasu, gdy był jeszcze nieuspołecznioną częścią tej społeczności indywidualistycznych indywiduuów.

– Popraw styl.

– Nie miałem go pogorszyć?

– Właśnie to mieliśmy na myśli.

– Cóż za absurd!

 

-

 

– Wiem, dodam wątek romantykomiczny! Posłuchajcie:

– Całowanie pana wśród szalejącego żywiołu jest takie podniecające!

– Oczywiście.

– Ten zapis dialogów jest chyba błędny.

– Albo obłędny. Oględnie mówiąc. Nie wiadomo kto co mówi i do kogo.

– A kogo to obchodzi?

– A może tak powinno być właśnie!

– Tak, zdecydowanie, chodź moszna było by zro bić to bardziej słabe, pogorszyć ku najgorszemu w dół upaść i jeszcze przebić trzy metry mułu.

– Albo nawet osła.

– Niech Vlad Vdoopownik ma jakiś element tragikomiczny, ale taki przesadzony, jak grządka bratków, a Elżbieta Tsytsata-Bat-Ory będzie klasyczną Mary Sue.

– Fabuła jest zalogiczna, zoologiczna, ubezsensownij!

– Dodaj więcej wszystkiego wszystkiego więcej!

– I tak w końcu nie będzie niczego!

– I nadal masz za dobry styl!

– Więcej purpury! W lunarnym świetle lustra księżyca niech zrosi czoło blade a natchnione powiew z gór odległych niczym echo dawnych bajań na tle uniesień, którym sama przyroda i pradawne bogi nadają oprawę godną epompeji.

– Cóż za absurd!

 

-

 

– I ej, ty, tam, więcej zaimków tu! I tam!

– Więcej purpury!

– I zaimków!

– A na wierzch: zasmażka.

– Wspominałam o purpurze? Dodaj. Nie szczędź.

– A zaimki? Przedimki i przyimki też się przydadzą w sumie.

– Więcej purpury!!!

– Cóż za absurd!

 

-

 

I wreszcie jest! Gotowe! Zawykurniste najlepsiejsze w byciu najgorszym, przezarąbiste dzieło antydzieło, najgorsze opowiadanie nie tylko kwietnia, nie tylko portalu, ale i świata i Wszechśtwiata nawet. Lajt fantasty (nie do końca, trochę nielajt, srajt, bo przepełniona bólem istnienia, bo jak w polskiej literaturze – tu cierpi każdy, autor gdy pisze, ekran który ten bełkot wyświetla, Internet który chłam ten niesie i najbardziej oczy oczywiście czytelszkodnika, które tego już nie odzobaczą, co najwyżej mogą lekturę przerwać, ale taka aborcja tekstu pod koniec jest prawem i lewem zabroniona).

– Cóż za absurd!

 

-

 

Ambroży dopiero teraz dostrzegł, że na portalu jest też konkurs muzyczny. Niestety – nieanonimowy, a Ambroży, gdyby w nim pod własnym nickiem wystąpił by się ze wstydu spalił. W radiu niezawodny Kazik zawodził:

…okazało, że dzieje się to

Z wszystkimi chłopcami

My bierzemy…

– Okazało, że nastąpił błąd w tłumaczeniu!

– Jaki?

– Obcy stosują w swym języku popiątne zaprzeczenie i dlatego nie zrozumieliśmy… Nie chodziło im o najgorsze opowiadanie.

– Tylko o najlepsze?

– Gorzej! O najlepszy wiersz.

– Cóż za absurd!

 

-

 

– No dobra, ale co teraz zrobimy? – w sztabie zapanowała konsternacja, nieubłaganie zbliżała się godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści siedem, na którą wyznaczony był ultymatywny i definitywny koniec ultimatum czyli deadline. W tym momencie to dead mogło być w tym deadlinie bardzo dosłowne.

– Mam pomysła! – wykrzyknął Ambroży. – Wyślijmy im databomb!

– To znaczy?

– To znaczy jakiś trudny problem, który spowoduje, by ich komputery wybuchły. Na przykład Wielkie Pytanie. To działa niestety tylko na filmach – wyjaśniła agent Krzew Gorejący.

– Niby tak… – wtrącił Szalony Informatyk. – Ale możemy zastosować coś podobnego. Wyślijmy rzeczywiście opowiadanie Ambrożego, ale skompresowane.

– Co to da?

– Ale nie byle jak skompresowane. Użyjmy na przykład 42.zip.

– A co to?

– Bomba dekompresyjna. Działa podobnie do databomb, tyle że w odróżnieniu od databomb: działa.

– Niby jak?

– To mały plik. Czterdziestodwukilowy. Wyczuwasz ironię?

– Aronię chyba. No i co z tym? Co to da?

– To, że on się dekompresuje do petabajtów danych. W środku jest wiele warstw zagnieżdżonych plików zip w zestawach po szesnaście, w każdym kolejnym jest kolejna warstwa i tak dalej. Możemy dla pewności tych warstw dołożyć… by im dołożyć.

– Czyli jednak mój tekst uratuje świat? – ucieszył się Ambroży.

Szalony Informatyk zaśmiał się:

– Z pewnością przejdziesz do historii, i to z trzech powodów…

– Trzech? Hmmm… Jako twórca najgorszego opowiadania i pogromca kosmitów… a trzeci powód?

– Wybacz, ale odpowiem potem, teraz muszę przygotować 42.zip i wysłać go do Galaktycznej Loży Ostatecznego Centrum Kontroli.

– Nie masz czasu nawet mi powiedzieć trzeciego powodu? No weź!

– Nie mam.

– Cóż za absurd!

 

-

 

Parę dni po tym, jak okręt bojowy obcych stał się bezużytecznym złomem na skutek próby dekompresji 42.zip, Ambroży po raz kolejny zaczepił Szalonego Informatyka:

– Powiesz mi wreszcie, jaki jest ten trzeci powód, dla którego przejdę do historii?

– Liczyłem na choćby cień inteligencji w tej twojej łepetynie.

– No weź!

– Jak się dotąd nie domyśliłeś, to pewnie nawet nie zrozumiesz.

– Powiedz. Jestem bystry. No?

– No dobra. Już zawsze będziesz numerem jeden: żaden pisarz nigdy wcześniej ani potem nie będzie miał aż takiego nakładu swojego dzieła jak twoje.

– Jak to?

– Bo skopiowało się go tyle egzemplarzy, aż kosmitom zabrakło na nie miejsca. Więc twoje najgorsze opowiadanie powielone zostało więcej razy, niż łącznie wszystkie książki ludzkości.

– Cóż za absurd!

Koniec

Komentarze

Odanemizowanie nastempi po 24 godzinach, bes fsględu NATO, czy ktoś zgadnie toszsamość czy nie.

– Cóż za absurd!

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Witaj. :)

Hmm… Co jakiś czas pojawiają się na Portalu teksty, o których naprawdę nie wiem, co napisać/powiedzieć. W sumie już tytuł prowokuje. Tylko – po co? 

Pozdrawiam serdecznie, życzę weny twórczej i pozytywnego spojrzenia na świat oraz ludzi. :) 

Edit – A może to miało być z okazji Prima Aprilis? surprise

Pecunia non olet

Vacterze, co to za przecinek:

dwunogi, próbowały

?

 

Później wpadnę wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Vacter jest Anonimem? surprise

Pecunia non olet

Anonim jest funkcją falową, ale coś mi się zdaje, że po jej kolapsie pojawi się Vacter (może mi się zdaje błędnie).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Serdecznie dziękuję za uśmiech, naprawdę świetnie napisane!smileylaugh

 

Fajnego dnia! 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Aa, rozumiem, Tarnino. Bardzo możliwe, że masz rację. Tak czy inaczej, Anonimie, patrz pozytywnie w przyszłość, bo naprawdę warto. :) Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Całkiem fajne najgorsze opowiadanie kwietnia, uważałabym, bo to dopiero początek miesiąca i mogą się jeszcze trafić gorsze. Widać, że autorowi marzy się jakiś konkurs, tylko nie może się zdecydować, czy ma to być inwazja bizarro, absurdalny konkurs, grafomania, czy może fantaści. 

Przyznaję się do lekkiego uśmiechu podczas czytania.

Jednakowoż uduszę autora zaraz po odanonimowaniu, a jeśli tego nie zrobi, uduszę Vactera, najwyżej zapłaci za niewinność. A uczynię to ponieważ autor zmusił mnie do wielokrotnego przelogowywania się na stronie. Przelogowałam się, aby utworzyć wątek do głosowania na najlepsze opko miesiąca. Luknęłam na aktualne komentarze i z pewnym zaskoczeniem stwierdziłam, że wątek już istnieje. Przelogowałam się z powrotem, luknęłam jeszcze raz i okazało się, że – jak w radiu Erewań – nie najlepsze tylko najgorsze i nie wątek, tylko opowiadanie. A to oznaczało kolejne przelogowania :/

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Anonimie, nie wiem, co piłeś i jadłeś, ale też chcę, bo taką jazdę bez trzymanki to fajnie przeżyć. Podobało mi się to primaaprilisowe szaleństwo! Tylko żyraf proszę mi nie palić! No i wynika z tego, że wcale nie tak łatwo napisać najgorsze opowiadanie… zawsze coś może przypadkiem wyjsć dobrze… :D

Pozdrawiam szaleńczo! 

Niezły primaaprilisowy żart. Dobrze napisane opowiadanie, a wszelkie ewentualne językowe wpadki można uzasadnić treścią. Dałeś próbkę tego najgorszego opowiadania, więc spodziewałem się zobaczyć choćby kawałek najlepszego wiersza. Sprytnie się wymigałeś dzięki Szalonemu Informatykowi, który pojawił się nie wiadomo skąd.

Pozdrawiam!

Najgorże to caue udawanie Vactera lub udawanie nie-Vactera.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

:)

 

Już po północy, więc pora się przyznać, kto jest kim, a kim nie jest…

 

 

Tak, to ja, zły duch tego portalu, Jim.

 

@Vacter – przepraszam bardzo za podszywanie się pod Ciebie!

To tylko taki żarcik był!

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

laugh

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

surpriselaugh

Pecunia non olet

… wut. laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Naprawdę się ubawiłem!

Ostrzał żartami w Twoim stylu: nawet jeśli któryś nie trafi, i tak znajduję szybko taki, który mnie bawi. A klimat absurdu doskonały, bohaterowie ślicznie dobrani, przy sigma i pi prawie wpadłbym pod stół, gdybym aktualnie przy nim siedział :)

Do zaimków bym jeszcze dorzucił karkołomne imiesłowy :)

Taaaak, przyznaję się bez bicia, że o karkołomnych imiesłowach zapomniałem, może dlatego, że sam je ciągle stosuję i nie widzę w nich niczego złego ;-)

 

Cieszę się, że udało mi się Was ubawić, choć raz :) Po konkursie funtastycznym byłem przekonany, że humor mi po prostu nie wychodzi (chyba że bokiem).

 

Swoją drogą, bohaterowie mojej młodości, Pi i Sigma, pojawiają się w mojej prozie co jakiś czas. Istotną rolę odegrali na przykład w jednym z niedawno (w grudniu) wydanych opowiadań w zbiorze pod patronatem Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej. Cóż – sentyment :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Świetna zabawa! :)

Obiecuję już nie palić więcej żyraf!

 

Najwyżej tradycyjnie – spalę kilka dowcipów :)

 

Pozdrawiam szaleńczo serdecznie!!! 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jimie, przeczytałem dopiero dzisiaj, więc ominęło mnie zgadywanie, kto jest autorem. I tak bym nie zgadł, bo nie wiązałem z Tobą tak fajnie śmiesznych poważnych tekstów. Świetne nie tylko na Prima Aprilis. Poprawiłeś mi humor. Podniosłeś kąciki mojego pyska. To rzadkość na tym forum, niestety. Pozdrawiam z uśmiechem :)

@Koala75

 

Dzięki, to cieszy, że jednak czasem potrafię wywołać na twarzy grymas inny niż tylko obrzydzenia :)

 

Szkoda, że wczoraj nie wpadłem na dwuwers takowy

(jak zwykle późno – dopiero dziś mi przyszedł do głowy):

 

a teraz dla większej beki

dobijcie to opko do biblioteki 

 

XD

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jimie, teraz dzięki Twojemu opowiadaniu, z tak zaskakującym tytułem, mylnie przeze mnie odczytywanym za każdym razem, gdy wejdę na Portal, cieszę się, że dnia 2 kwietnia są już… 22 zgłoszenia (!) do Piórka kwietniowego, bo tyle komentarzy przed chwilą widziałam. :) 

Pecunia non olet

Czyli jednak nie tylko Anet przynosi radość :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Hej!

 

Sporo tutaj nawiązań do tego i owego, popkulturowy miszmasz i absurd toż to sztafeta myśli ślini im umysły, tych minipociesznych dusz, a czytało się zaskakująco dobrze – pewnie przez to, że dobrze było napisane, nie źle, a dobrze, okropnie też należy wykluczyć, a już na pewno fatalnie, więc dobrze napisane, tak sądzę.

 

Galaktycznej Loży Ostatecznego Centrum Kontroli.

Cuz I put away the shotgun, borrow me a glock…

 

Żeński łazik (łazica?) przelogowała się aby utworzyć wątek do głosowania na najlepsze opko miesiąca.

Tu parsknąłem, toż to dzieło multimedialne, które nie tyle burzy czwartą ścianę, co rozpieprza trzy pozostałe.

 

Każdy kto patrzał w niebo 1 kwietnia 2025 roku mógł zobaczyć dziwne fosforyzujące wiry.

 

Otworzył edytor i zapisał tytuł: „Morderstwo w Orient Expressie”. W końcu jechali na wschód. Zawsze na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja.

Gdyby otworzył gazetę, a nie edytor, i przeczytał, zamiast zapisać, o morderstwie w Super Expresie, to czy nadal jechaliby na wschód?

 

– Naprawdę nie pora żartować z róż, gdy płoną żyrafy. Może nasza loża coś by w końcu zrobiła?

Niech wyśle psa andaluzyjskiego.

 

Ambroży odebrał komórkę ponieważ dzwonił telefon.

Do mnie kiedyś dzwoniła komórka, co mi się nie podobało, więc odebrałem jej aparat

Golgiego i przestała dzwonić, teraz już tylko Jehowi i Nigeryjscy książęta, czasem jeszcze Brat Pit ze szpitala.

 

Bo ja po drugiej stronie było wysłannikiem (a raczej „cą” bo było puci kobieciej) Loży.

A jakie miała policzki? Bo jak puci-puci, to pewnie i brzuszek nie taki tyci-tyci.

 

– Czy to ty gorący krzewie gorejący?

Hotline.

 

– Raczej czyszczący krew krzew z krzewów różowatych.

A jednak nie hotline, tylko linia wsparcia…

To ten? W keitlu?

 

– Słyszał pan? – spytała starsza pani w berecie – Szatan, szatan wylądował na świecie?

No to koniec dzieciństwa.

 

śmiejącą dziewoją dziewczyńską i nawet mało wyoutowaną.

Potwierdzam, mało outowałem dziewoję.

 

gdy losty planety warzyły się w zupie pomidorowej.

Losty planety najgorzej jak są WarZone.

 

 

a całość nielogiczna jak opera liryczna!

I oniryczna jak defloracja tantryczna!

 

To może dodaj coś o przekomicznych kosmicznych wiewiórkach, które podbiły galaktykę dzięki swoim orzechowym laserom

One już tu som!

 

hepnął żul ponuro albowiem był trzeźwy jak świnia a o suchym pysku ów żul żuł żółty żur z żółwia

Piórnik porósł mnóstwem piór, rzęsa w rzece rzadka rzecz.

 

ale PKP miało przerwę akurat zasilania

Cóż za brak absurdu!

 

– Ja jestem sigma – powiedział korposzczur.

– A ja pi – dodała babcia.

A ja ęć z metamfetaplanety!

 

Był to bowiem kapitan żeglugi kosmicznej wielkiej, słynny Vlad Vdoopownik.

A nie Vklad Vdoopownik?

 

Elżbieta Tsytsata-Bat-Ory

Po Bat-girl i Bat-psie można się w sumie było spodziewać powstania kolejnych Bat-osobników, więc Elżbieta mnie nie dziwi, tym bardziej, że przy Vdoopowniku pewnie się do nietoperzy i penetrowania mrocznych jaskiń przyzwyczaiła.

A swoją drogą, to skąd ona, ta Elżbieta Ferrari, na te swoje kąpiele dziewice bierze? Z wpisu Dawida na SB?

– A na wierzch: zasmażka.

Nie, drugi raz nie podlinkuję Kabaretu Otto, ni huhu.

 

Drugie czytanie z listu do koryta, a nie, sorry, nie to okienko… Drugie czytanie przyniosło tyle samo frajdy co pierwsze, ale trochę mniej chyba jednak, chociaż może na odwrót, im więcej czytam tym mniej, czy jak tam to szło, żyrafa nie zgaśnie choćbyś chciał czy jakoś tak.

 

Pozdrawiam serdecznie

Se Ciebie grzecznie

Q

Known some call is air am

Czyli jednak nie tylko Anet przynosi radość :)

Myślę, Jimie, że wszyscy ją tu przynosimy, a Ty swoim opowiadaniem – szczególnie. :) 

Pecunia non olet

@Outta Sewer

Jeszcze wrócę z dokładniejszym komentarzem do komentarza – ale od razu szczerzę ryj, że tyle odniesień zauważyłeś – największa jest dla mnie satysfakcja, jak ktoś te rozsiane tu i ówdzie w moich utworach smaczki odnajduje (nie wiem w sumie dlaczego je zawsze w tak dużej liczbie wrzucam, może to pewnego rodzaju trolling – napiszę kiedyż opowiadanie BEZ odniesień – i ludzie będą ich szukać i na pewno jakieś znajdą, bo zawsze się da je znaleźć nawet jak ich nie ma buahahaha) – myślałem już, że nawet czegoś tak oczywistego jak Glock (mam dwa… niestety wiatrówki) nikt nie wypatrzy, a tu proszę.

I dzięki za zwrócenie uwagi na literówkę w imieniu Vklad – potem wpadnę i poprawię.

No i napiszę właściwy komentarz na komentarz :)

 

@bruce

Myślę, Jimie, że wszyscy ją tu przynosimy, a Ty swoim opowiadaniem – szczególnie. :) 

 

<3 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Każdy, kto startował w Grafomanii, wie, że niełatwo napisać jak najgorszy tekst.

Ale próba niezła. Wyszło nawet zabawnie.

O dziwo, trochę kojarzyło mi się z Vonnegutem. So it goes.

Cóż za przyjemny absurd.

Babcia zmocheryzowana roześmiała się:

Wolałabym moher przez samo h. Ale może to specjalnie.

Babska logika rządzi!

Ciekawy tekst, zawsze wiedziałem, że moje życie najbardziej toczy się tam gdzie mnie nie ma. Zakładam więc, że doszło tutaj do skroplenia jakiejś idei, która przefiltrowana przez łakome układy trawienne i wydalnicze autora anonima, doprowadziły do rozlania kolejek wśród złaknionych napoju literatury. Niektórzy się tak rozpili sztuką, że aż z kieliszków wylały się lejce. Nastąpił istny lynch na anonimie, co powinno cieszyć o tyle, że Jim zamiast skórę zrzucić jak wąż mężousty, to tę skórę porzuconą wdział niczym szykowny frak (żeby nie powiedzieć, ubrał go ;)). Nie obrażam się, a popadam w autorską zadumę lub autorski samosąd. Żeby o innych samosłowach nie wspominać. Pozdrowienia i dobranoc, bo już dla ludzi porządnych jest rzeczą rozsądną ułożyć się do snu ;).

Artystom więcej, szybko!

Dobrze się bawiłem przy lekturze :) Sporo nawiązań i humor definitywnie do mnie przemówił. Chociaż, spodziewałem się jakiegoś tekstu w stylu “ale ekipe żeście zmontowali” podczas sceny w autobusie…

 

Pozdrawiam!

 

 

Aż żal, Jimie, że 1 kwietnia jest tylko raz w roku, bo może częściej pojawiałaby się całkiem niezłe najgorsze opowiadania. Wykazałeś się zacnym humorem i należytą znajomością rzeczy. Jeśli kiedyś odrodzi się Grafomania, możesz okazać się bezkonkurencyjny.

Mam nadzieję, że nie spodziewałeś się łapanki. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Finkla

Ale próba niezła. Wyszło nawet zabawnie.

Przynajmniej raz.

 

Wolałabym moher przez samo h. Ale może to specjalnie.

Nie potwierdzam nie zaprzeczam :)

 

@Vacter

zawsze wiedziałem, że moje życie najbardziej toczy się tam gdzie mnie nie ma

Prawda? Moje też.

 

Żeby o innych samosłowach nie wspominać.

No no no, tu są dzieci (ponoć).

 

@pnzrdiv.117

Dobrze się bawiłem przy lekturze :)

To cieszy :)

 

Sporo nawiązań i humor definitywnie do mnie przemówił.

Brawo ja? ;-)

 

Chociaż, spodziewałem się jakiegoś tekstu w stylu “ale ekipe żeście zmontowali” podczas sceny w autobusie…

Kurcze, nie oglądałem Chłopaków z Baraków – ale przecież samo hasło “ale ekipe żeście zmontowali” – znam dobrze. Hmmm… może wmontować tam? Zastanowię się, ale wygląda na dobry pomysł, by tę linijkę tam dodać :)

 

 

@regulatorzy

Cieszę się, że się podobało.

Nie, łapanki się nie spodziewałem, nawet od Ciebie :)

Co więcej – jeśli ktoś jakiejś spróbuje to będę się upierał, że wszystkie błędy były specjalnie

(choć specjalnie pewnie było z jakieś 20%).

 

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

I ja się, cieszę, Jimie, że nie zawiodłam Twoich oczekiwań. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Więc jesteśmy wzajemnie usatysfakcjonowani ;D

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

I to jest chyba wzorowy układ między Autorem i czytelnikiem. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy – w istocie :)

Poddałem się jeśli chodzi o zakład z HH91, więc już tego opowiadania, przed którym najbardziej przestrzegałem – nie wrzucę – wrzuciłem tylko jego fragment, jak się rzuca oręż i sztandar pokonanego wroga pod stopy zwycięskiego wodza…

…ale Ciebie tam nie zapraszam, gdybyś się tam zjawiła przypadkiem – to lepiej nie czytaj – żeby nie było potem, że nie ostrzegałem :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Cóż, Jimie, nie mam zwyczaju zjawiać się tam, gdzie mnie nie zaproszono. Innymi słowy – czuję się ostrzeżona. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I to już nie jest chyba – a na pewno: wzorowy układ między Autorem i czytelnikiem. ;)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Nie zawsze dobre wzory okazują się być tak dobre, żeby nie można ich zastąpić lepszymi. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z drugiej strony lepsze jest wrogiem dobrego ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Zawsze? Czy wolałbyś robić coś dobrze, odrzucając możliwość zrobienia tego lepiej? ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Znasz mnie: jestem perfekcjonistą. Mój problem jest dokładnie odwrotny: nie wiem, kiedy przestać ulepszać ;)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jimie, nie przestawaj. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oświecone słowa ;-)

 

 

Jak to mawiał jeden z buddów – ten najbardziej znany, Siddhartha Gautama z rodu Śakjów, zwany Buddą Siakjamuni:

 

Wszystkie uwarunkowane zjawiska

mają nietrwałą naturę – 

 

niestrudzenie praktykujcie dalej

 

Arystoteles z kolei rzekł

Doskonałość nie jest jednorazowym aktem, lecz nawykiem

 

Kimże jest Jim, by polemizować z mędrcami?

Zatem… nie przestanę, nie spocznę ;-)

 

https://www.youtube.com/watch?v=wvWG6BjBGkY

 

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Kimże jest Jim, by polemizować z mędrcami?

Jim jest Jimem i nie powinien robić niczego, na co nie ma ochoty. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

;)

Ochota tak ulotną jest paskudą i tak zwodniczą, że gdybyśmy tobili tylko to, co ona nam nakazuje, to daleko byśmy nie zaszli. Wolę słuchać podszeptów cichszych, z głębokiej wypływających potrzeby, choć czasem warto wybrać płochą ochotę nad stateczną potrzebę ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Zakładam, że o tym, co chcemy lub chcielibyśmy robić, decydujemy sami, że to nie jest żaden nakaz. Podzielam też Twoje zdanie, że rozważne zaspakajanie potrzeb nie powinno psuć przyjemności płynącej z chwilowej beztroski. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka