- Opowiadanie: Lukista - Miasto w bursztynie

Miasto w bursztynie

Opowieść o zejściu w głąb. O ludzkiej ciekawości, która przekracza rozsądek. O odkryciu, które nie przypomina niczego, co zna nauka.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Miasto w bursztynie

Krucha, kamienna ściana w sercu ziemi. Pozostałaby w letargu kolejne wieki, gdyby nie fakt, że ktoś uderzył w nią kilofem.

Pierwsze uderzenie – strużki światła wpływają w głąb tunelu, zabijając tym samym wszechobecną ciemność.

Drugie – pojedyncze kamienie opadają, wpuszczając więcej sztucznego światła oraz pierwsze ludzkie głosy, jakie dano było usłyszeć tej części tunelu.

Trzecie, czwarte i piąte.

Do tunelu wchodzi mężczyzna zwany August. Odgarniając kamienie nogą, chowa składany kilof do plecaka i montuje latarkę na piersi.

Za nim wchodzi kobieta nazywana July, pobierając próbkę wapniowej skały do małego pojemnika.

– Zaszliśmy głęboko. Głębiej, niż zakładaliśmy – powiedziała July, patrząc w głąb ciemnego tunelu.

– Mamy dobre warunki, by pójść kawałek dalej. Jest tu dosyć miejsca, by iść komfortowo.

Tak więc July i August szli, dopóki nie natrafili na zwężenie.

– Wejdę tam sama. Ty się nie zmieścisz. Zrobię wstępny zwiad, zawrócę i wrócimy tu jutro ze sprzętem do rozwiertów.

– Jesteś pewna? Chciałaś już wracać, jest na to dobra pora.

Przez chwilę się zawahała, uznając to za zbędne ryzyko, jednak wahania szybko przeszły.

– Robiliśmy to już wielokrotnie. Daj mi 10 minut.

Przyjrzał się jej dłuższą chwilę, jakby szacując jej szansę.

– Ani chwili dłużej.

Zdjęła plecak, zostawiając tylko niezbędny sprzęt i torbę z rzeczami do badań. Przecisnęła się przez zwężenie i rozejrzała po wnętrzu.

– Szersza, niż się wydaje – powiedziała do Augusta.

– Widzisz coś ciekawego?

Zaczęła iść od lewej krawędzi, jak zawsze.

Wnętrze było ciemne, nawet blask latarki zapewniał niewielkie światło.

– Na razie nie, tylko… jest tu jakiś nietypowy kamień, chyba minerał.

Zobaczyła pomarańczową, mętną powierzchnię, przejechała po niej dłonią.

– Bursztyn.

– Co?

– Mówię, że jest tu bursztyn. Dziwne, nie powinno tu być czegoś takiego.

– Tutaj? Chyba źle oceniłaś. Raczej to nie to.

Był wtopiony w ścianę. Rozejrzała się po niej. Wydawał się spory – minimum jej wzrostu i dwukrotnie szerszy.

Zaświeciła latarką w jego wnętrze – zobaczyła coś. Nie była pewna co, ale wyglądało jak dłoń.

– Słuchaj, tu coś jest. Zatopione wewnątrz bursztynu.

– Dobra, spadaj stamtąd. Dokończymy badania jutro.

– Okej, zaraz wychodzę.

Wyciągnęła małe dłuto i odkruszyła kawałek. Schowała szczelnie, jak wszystko inne, co dotychczas stąd wzięła.

Rozejrzała się wokół – zobaczyła kolejny spory pomarańczowy obiekt.

– Niemożliwe, by był tu drugi tej wielkości – powiedziała sama do siebie.

– Co mówiłaś?

– Nie, nic.

– July, wychodź stamtąd.

Podeszła do drugiego obiektu. Ten także był pomarańczowy i mętny, jednak wydawał się inny.

Wyciągnęła dłoń, by po nim przejechać, ale palec ugrzązł na początku drogi – substancja była płynna i lepka.

– August, coś tu nie gra.

Chciała odciągnąć palec, ale momentalnie po spięciu mięśni poczuła przyciągnięcie ze strony substancji – jakby kontratak.

Palec wsunął się do połowy. Ze zdziwieniem spostrzegła, że może nim poruszać – z oporem, ale było to możliwe.

– August, słuchaj, włożyłam dłoń w coś, co przypomina budyń.

– Co ty tam mówisz?

Czuła, że nie może go wyciągnąć. Zastanawiała się, co może zrobić, gdy nagle poczuła ssanie.

Nagle zanurzone były już dwa palce. Potem trzy. Nie minęła dłuższa chwila, gdy szarpanina z gęstym płynem skończyła się zanurzoną całą dłonią.

– August, to coś mnie wciąga. Musisz tu przyjść. I to szybko.

– Co cię wciąga? Mówiłem ci, żebyś tam nie szła.

– Pośpiesz się!

Zdała sobie sprawę, że pomoc nie nadejdzie wystarczająco szybko.

Wyciągnęła latarkę, zaświeciła we wnętrze substancji. Ku jej zaskoczeniu zobaczyła przebłysk światła po drugiej stronie. W jej głowie pojawiła się myśl.

Całe ramię było już w czymś przypominającym w dotyku budyń.

– August, szukaj mnie po drugiej stronie!

– Jakiej drugiej stronie? To tunel, tu nie ma drugiej strony.

Wzięła głęboki wdech, potem wydech. Drugi wdech, trzeci. Spięła całe ciało i wsunęła się do środka.

Oczy miała zamknięte, nie słyszała żadnych dźwięków. Nawet nie próbowała oddychać.

Całą swą uwagę poświęciła walce z substancją. Walce, którą miała posuwać ją naprzód.

Poruszała się, aż poczuła, że dłoń wyszła na zewnątrz. Potem druga. Ramiona, barki. Traciła dech.

Najbardziej bała się, że zacznie się dusić i w odruchu, którego nie będzie umiała powstrzymać, wciągnie do nozdrzy to coś.

Że umrze w beznadziejnej walce o oddech, zalewając płuca czymś, z czym stanie się jednością.

Wystawiła głowę i wzięła oddech tak łapczywie, jakby dopiero się narodziła.

Wysunęła resztę ciała. Dopiero kiedy przestała kontaktować z substancją, przetarła oczy dłonią i je otworzyła.

Zobaczyła wielką jaskinię, porośniętą mchem i roślinnością, której nie umiała skategoryzować.

Górna część miała prześwity, przez które przedostawało się światło, więc było tam niespodziewanie jasno.

Zorientowała się, że nie umie określić wielkości tej jaskini – ściany boczne były dłuższe niż to, co mogła zobaczyć. Na jakiejś odległości pojawiała się

mgła, która uniemożliwiała dalszą obserwację.

Jednak coś przykuło jej uwagę mocniej niż potencjalnie największa jaskinia znana ludzkości – był to wiatrak, stojący kilkaset metrów dalej.

Stał za wzniesieniem, więc był jedynym obiektem tego typu, który mogła zobaczyć.

Zdała sobie sprawę, że nie wie, co robić. Dopiero co wyszła ze śmiercionośnej pułapki – nie wiedziała, czy iść dalej, czy czekać na pomoc.

Odwróciła się i przyjrzała substancji – wyglądała praktycznie tak samo jak po drugiej stronie. Już nie próbowała jej dotykać.

Pomyślała przez chwilę. Schyliła się, podniosła mały kamyk, a następnie rzuciła w substancję. Ten się od niej odbił.

– A więc bursztyn – powiedziała sama do siebie z braku lepszego towarzystwa.

Strzepała z siebie resztki substancji i poszła przed siebie – prosto w stronę wiatraka.

– Dziwne. Wydaje się, że ktoś już tędy chodził. Ścieżka jakby wydeptana.

Po drodze obserwowała teren wokół. Było wilgotno, więc nie dziwne, że prawie wszystko było porośnięte mchem, jednak z wielu miejsc wyrastały rośliny większe niż te jaskiniowe.

Zbliżała się do wiatraka. Weszła na górkę, która oddzielała ją od niego, i ujrzała miasto.

-Co jest, kurwa.

Wiatrak okazał się pierwszym budynkiem z wielu, ciężko było ocenić, jak wielu, przez wszechobecną mgłę.

Jednak za nim stały inne budynki, wydawały się mieszkalne. Wszystko w starodawnym stylu, jakby wyjęte z przeszłości.

Dachy ze strzechy, kamienna dróżka między nimi, a na tyłach – ogrodzone drewnianymi płotami ogródki.

Po opanowaniu szoku zeszła z wzniesienia i podeszła do wiatraka. Wydawało jej się, że jest w zaskakująco dobrym stanie.

– Typowy wiatrak, widziałam taki w skansenie.

Nie wiedząc, co zrobić, obeszła go wokół. Znalazła drewniane, okute drzwi. Myślała chwilę, czy zapukać, ale końcowo uznała to za niedorzeczne.

Pociągnęła za klamkę, otworzyła drzwi i ujrzała jutowe worki kawałek od wejścia. Zasłaniały większą część wnętrza, do tego były na wysokości jej głowy. Uznała, że przejdzie obok i wejdzie do środka.

Po wejściu zorientowała się, że worki trzyma mężczyzna. Jednak od razu stało się jasne, że coś jest nie tak.

– Przepraszam…?

Zero odzewu, stał jak figura woskowa. Obeszła go ostrożnie, przyglądając mu się.

Miał na sobie proste ciuchy, pasujące do wystroju sprzed kilku wieków. Wydawał się nieść worki, w których była mąka, do wyjścia, gdy nagle coś go unieruchomiło.

– Być może jest martwy – szepnęła sama do siebie.

Jednak gdy mu się dokładnie przyjrzała, uznała, że nie może taki być. Skórę miał zdrowego koloru i wydawał się pełny życia – gdyby nie fakt, że się nie rusza.

Uznała, że nie ma sensu być tu dalej, i wyszła.

Zamykając za sobą drzwi, usłyszała głos.

– Nie martwy, ale też nie żywy. Znany ci jest taki stan?

Rozejrzała się pośpiesznie, nikogo nie widziała.

– Kto… kto mówi? Gdzie jesteś? Czego chcesz?

– Nie teraz. Rozejrzyj się. Co widzisz?

Rozejrzała się.

– Widzę miasteczko.

– Więc nie widzisz.

– To co miałabym zobaczyć?

Czekała na odpowiedź, ale nadaremno. Coraz mniej jej się to podobało, ale nie wiedziała, gdzie indziej mogłaby pójść ani co zrobić, więc poszła wzdłuż kamiennej drogi.

Mgła ujawniła postać stojącą w oddali. Podeszła i zobaczyła kobietę w średnim wieku. Wydawała się unieruchomiona podczas marszu. Dotknęła ją w ramię – była ciepła jak normalna osoba. Nie zareagowała w najmniejszy sposób.

– Halo, proszę pani!

Zaczęła ją szarpać, a ta przechyliła się na bok i upadła – w tej samej marszowej pozie.

Znowu usłyszała głos. Tym razem stwierdziła, że jest on męski. Jakby nie przechodził przez uszy, tylko pojawiał się bezpośrednio w głowie.

– Nieznane ci są świętości?

– Chciałam ją obudzić, co się tu dzieje?

– Nie obudzisz kogoś, kto nie śpi.

– To jak jej pomóc?

Miała nadzieję, że dostanie choć jedną odpowiedź, ale na próżno. Błąkała się wokół domów, nie wiedząc, czy do nich wchodzić, gdy zobaczyła krople pomarańczowej substancji na drodze.

Przyjrzała się im, odważyła się jedną z nich szturchnąć nogą.

– Twarde jak bursztyn.

Poszła śladami kropel, które ciągnęły się wzdłuż domu. Jak się obawiała, trafiła na zejście do piwnicy.

– Jesteś pewna, czy chcesz to zobaczyć?

– Ty mi i tak nic nie powiesz.

– Niech więc tak będzie.

Były to poziome, podwójne drzwiczki. Złapała za żelazne uchwyty i pociągnęła do siebie.

Drzwi zostały otworzone, a z wnętrza piwnicy wydarł się chłód.

Zobaczyła kamienne schody. Zawahała się, ale postawiła stopę wewnątrz.

Zeszła i zobaczyła bryłę bursztynu.

Podeszła do niej, uważając, by jej nie dotknąć. Włączyła latarkę, zaświeciła w nią i momentalnie go poznała.

– May? O co tu chodzi?

Zobaczyła zatopionego wewnątrz mężczyznę, trzymającego w dłoni rozkładany kilof. Z jego zastygłej pozy wywnioskowała, że ruszał do ataku.

– Mam nadzieję, że rozumiesz. Nie miałem wyboru.

Tym razem głos nie pojawiał się bezpośrednio w głowie – pojawiał się standardowo, przez uszy. A uszy mówiły, że źródło dźwięku stoi za nią.

Odwróciła się momentalnie i dostrzegła mężczyznę w rogu piwnicy. Nie widziała go dokładnie, więc machnęła latarką w jego stronę, ale ta od razu zgasła.

– Co to za sztuczki? Pokaż mi się!

– Najpierw powiedz, co ujrzałaś.

– Już mówiłam. Miasto.

– I co poza nim?

To jakiś test – pojawiła się myśl w jej głowie – chce mnie sprawdzić.

– Zastygli ludzie.

– Jak myślisz, czemu zastygli?

– Może zrobili coś złego.

Mężczyzna był przez chwilę cicho. Zastanawiała się, czy da radę mu uciec, jeśli coś pójdzie nie po jej myśli.

– Czasami najgorszą zbrodnią, jaką może popełnić człowiek, jest zobaczenie czegoś, czego nie powinien.

Wydało jej się, że rozumie, o co może chodzić.

– Dlatego zrobiłeś to Mayowi. Nie powinien tu być.

Gdy to powiedziała, strach zapanował w jej głowie – jeśli on nie powinien tu być, to i ona.

– Nie powinno go tu być. Ale jego obecność nie jest czymś nagannym. Nagannym jest fakt, że zobaczyli go ci ludzie.

– Czemu nie mogą go zobaczyć? I co im zrobiłeś?

– On… wy jesteście z innego świata. Ci ludzie tego nie zrozumieją, rozniosą wieść i królestwo będzie w niepokoju. Nie mogę do tego dopuścić.

– Jakie królestwo? To przecież miasto.

– To miasto już na zawsze pozostanie w stanie między życiem a śmiercią. To cena waszego przybycia. Tylko tak mam pewność, że nikt się o tym nie dowie.

Domyślała się, do czego to zmierza. Bała się.

– I co zrobisz z Mayem? Co zrobisz ze mną?

– On także tu zostanie. Pogrzebię tę piwnicę. Ten agresor stanie się częścią historii, o której świat się nie dowie. A ty…

Zamilkł na chwilę. Wiedziała, że to moment, w którym nieznajomy podejmuje decyzję o jej życiu. W zimnej atmosferze piwnicy ważył się jej los.

– Jesteś agresorem?

Spojrzała na Maya, zastygłego w bursztynie.

– Nie mam kilofa. Nie chcę z nikim walczyć.

Mężczyzna siedział cicho. Nagle wstał. Zobaczyła, że ma na sobie brązowy płaszcz z kapturem, zakrywający całe ciało. Na twarzy miał pomarańczową maskę z bursztynu.

– W takim razie pójdziesz ze mną.

Koniec

Komentarze

Budujesz świetny klimat. Opowiadanie czytało się bardzo dobrze, choć żaden z wątków nie został rozwiązany. Może przydałaby się kontynuacja? Chętnie przeczytam dalszy ciąg.

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, wkrótce otrzymasz komentarz od kogoś bardziej doświadczonego.

Pozdrawiam!

Świetny klimat, ciekawy świat. Podobało mi się. No, ciekawe czy planujesz kontynuację, bo ma potencjał.

 

Poruszała się, aż poczuła, że dłoń wyszła na zewnątrz. Potem druga. Ramiona, barki. Traciła dech.

Tutaj trochę nie rozumiem. Zakładając, że “przechodziła” w pozycji pionowej, jakim cudem barki znalazły się na zewnątrz szybciej niż głowa, albo chociażby nos i usta?

You cannot petition the Lord with prayer!

Chyba powinno być opisane jako fragment, bo urwałeś w sposób, że aż się prosi o kontynuację. Nie pogniewałbym się za cdn na końcu, chociaż tu nie jest praktykowane. Mógłbyś też w przedmowie obiecać kontynuację. Z kolei ja czytania fragmentów unikam. Tym razem nie żałuję, bo wciągnęło. :)

Opowiadanie broni się głównie klimatem i tajemnicą. Również mam wrażenie, że mogłoby być fragmentem czegoś większego – kończy się cliffhangerem, a sama fabuła sprowadza się do odkrycia tajemniczego miejsca.

 

Kilka uwag do przemyślenia:

Do tunelu wchodzi mężczyzna zwany August.

Hmmm może "mężczyzna imieniem August"? Nie jestem pewien, czy “zwany” to tutaj błąd, ale wydaje się przynajmniej przestylizowane.

 

Wydawał się spory – minimum jej wzrostu i dwukrotnie szerszy.

To nie jest "spory" bursztyn, tylko niewiarygodnie wręcz gigantyczny.

 

Na jakiejś odległości pojawiała się

mgła, która uniemożliwiała dalszą obserwację.

Niepotrzebny enter tutaj.

 

 – A więc bursztyn – powiedziała

Hmmm, jeśli ma konsystencję budyniu, to raczej nie można mówić o bursztynie, tylko o żywicy?

 

-Co jest, kurwa.

Brak spacji i powinno być "–" zamiast "-".

 

Pozdrawiam serdecznie

Adexx Dzięki, zależało mi w tym opowiadaniu przede wszystkim na klimacie więc jeśli uważasz, że jakkolwiek wyszedł to niezmiernie mi miło :)

MichaelBullfinch dzięki :P Być może kontynuacja będzie choć szczerze mówiąc na dłuższą metę ograniczała by mnie postać bohaterki, jakoś ciężej by mi było wykreować spójną postać żeńską niż męską.

Koala75 Jak wyżej wspomniałem być może coś dalej będzie, jak to mówią religijni Bóg wie. A stwierdzenie, że wciągnęło to chyba jedna z lepszych rzeczy jaką może usłyszeć autor także stokrotne dzięki :)))

 GalicyjskiZakapior Okej bardzo fajne uwagi i zgadzam się praktycznie z każdą, dzięki. Takie coś sprzyja rozwojowi więc miło to czytać. :)

Dzięki wam za kolejny już pozytywny odbiór tekstu oraz za konstruktywną krytykę. Z taką widownią nic tylko tworzyć z nadzieją, że teksty będą coraz to lepsze :)

 

Cześć… ;3

Pozostałaby w letargu kolejne wieki, gdyby nie fakt, że ktoś uderzył w nią kilofem.

To jest dobry początek dla komedii (takie jajcarskie przerysowanie z tym letargiem), więc od razu zapowiadam, że mam nadzieję się pośmiać. Ale "kolejne wieki" są ciut angielskie. Może lepiej: jeszcze przez wiele stuleci?

strużki światła wpływają w głąb tunelu, zabijając tym samym wszechobecną ciemność

Mieszana metafora. Najpierw światło porównujesz do cieknącej wody (zupełnie uprawnione), a potem nagle światło coś zabija. Nieważne, że ciemność. Jasne, fala powodzi może zabić, ale ciurkająca woda jakby nie. "Tym samym" zbędne (w końcu do czego służy imiesłów?). Ja napisałabym (gdybym coś takiego chciała napisać, bo to nie mój styl) np. tak: fala światła zalewa tunel.

pojedyncze kamienie opadają

Hmm? Może spadają?

pierwsze ludzkie głosy, jakie dano było usłyszeć tej części tunelu

Literówka. Czemu ta część tunelu jest uosobiona?

Do tunelu wchodzi mężczyzna zwany August.

Lepiej: mężczyzna imieniem August. Albo po prostu: August. W końcu jest to imię męskie.

chowa składany kilof do plecaka i montuje latarkę na piersi.

Naraz? I – istnieje coś takiego? (Da się fedrować takim składakiem, on nie jest za słaby?) I czy August ma na piersi jakąś oprawkę na tę latarkę?

Za nim wchodzi kobieta nazywana July, pobierając próbkę wapniowej skały do małego pojemnika.

Jednocześnie…? https://academicon.pl/imieslowy/ Skała może być wapienna: Idąca za nim July przystaje, żeby pobrać próbkę wapiennej skały.

powiedziała July

Ale dlaczego powiedziała to w czasie przeszłym, skoro dotąd narracja była w teraźniejszym?

Mamy dobre warunki, by pójść kawałek dalej. Jest tu dosyć miejsca, by iść komfortowo.

Nienaturalne, angielskawe. Skracaj dialogi: Możemy iść jeszcze dalej, tu jest szeroko.

Jesteś pewna? Chciałaś już wracać, jest na to dobra pora.

Jak wyżej. Może: Przecież chciałaś już wracać?

Przez chwilę się zawahała, uznając to za zbędne ryzyko, jednak wahania szybko przeszły.

? Co ona uważa za ryzyko, i co rozumiesz przez "wahania", bo nie wiem, czy to samo, co ja?

Daj mi 10 minut.

Liczby piszemy słownie.

Przyjrzał się jej dłuższą chwilę, jakby szacując jej szansę.

Jeśli czynność trwała, to aspekt niedokonany, a jeżeli bohater robi coś z normalnych powodów, to nie trzeba tych powodów tłumaczyć: Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę.

Zdjęła plecak, zostawiając tylko niezbędny sprzęt i torbę z rzeczami do badań.

Czyli zostawiła ten sprzęt z Augustem, czy zostawiła go sobie? Może: Zdjęła plecak, zostawiając sobie tylko małą torbę z niezbędnymi rzeczami.

rozejrzała po wnętrzu

Wnętrzu czego? Przecież od początku są we wnętrzu jaskini?

do Augusta.

Zbędne, tu nie ma nikogo innego.

Zaczęła iść od lewej krawędzi, jak zawsze.

To mi nie mówi zupełnie nic.

Wnętrze było ciemne, nawet blask latarki zapewniał niewielkie światło.

Mmm, napisałeś, że jest ciemno, ale wystarczy ("nawet") latarka, żeby nie było tak całkiem ciemno. Czy to ma sens? Czy nie chodziło o to, że jest ciasno i wystarczy mała latarka, żeby oświetlić przejście? I co tu robi "zapewniał"? https://wsjp.pl/haslo/podglad/7499/zapewniac/4387374/byt-rodzinie

nietypowy kamień, chyba minerał

Każdy kamień składa się z minerałów. Jeśli znalazła ciekawy okaz geologiczny, to dobrze by było go opisać.

Zobaczyła pomarańczową, mętną powierzchnię, przejechała po niej dłonią.

Mętną? Poza tym – w kopalni kamienie nie są od razu oszlifowane (chyba że w kreskówkach). Kryształy mają gładkie powierzchnie, ale bursztyn nie jest kryształem i w stanie naturalnym wygląda mniej więcej tak:

Mówię, że jest tu bursztyn. Dziwne, nie powinno tu być czegoś takiego.

Geolog (naukowiec) raczej nie będzie stawiać mało wiarygodnej hipotezy od razu – kamień może przypominać bursztyn albo kopal, ale jeśli July nie spodziewa się kopalnych żywic w tych skałach, to nie pomyśli, że to na pewno bursztyn, tylko coś podobnego. Zresztą pewność może mieć dopiero po zbadaniu w laboratorium.

Chyba źle oceniłaś. Raczej to nie to.

Zbędne. Skracaj dialogi, przysłuchaj się, jak ludzie rozmawiają.

Był wtopiony w ścianę.

Ostatnim "nim" był August, więc przydałby się tu normalny podmiot, nie domyślny.

Rozejrzała się po niej.

Można się rozejrzeć po pomieszczeniu, ale nie po ścianie.

Wydawał się spory – minimum jej wzrostu i dwukrotnie szerszy.

Ekhm, czyli tworzył (August…) ścianę. Ponadto – myślałam, że July zobaczyła mały kamyk. Tak się mści brak opisów.

Zaświeciła latarką w jego wnętrze – zobaczyła coś.

Jak to zrobiła? Unikaj myślników poza dialogami, są mylące.

Zatopione wewnątrz bursztynu.

Zatopione w bursztynie.

Dobra, spadaj stamtąd. Dokończymy badania jutro.

Czy on ma jakiś konkretny powód do pośpiechu?

Wyciągnęła małe dłuto i odkruszyła kawałek

Wychodzi na to, że kawałek dłuta.

Schowała szczelnie

Szczelnie można zamknąć, ale schować – tylko skrzętnie. https://wsjp.pl/haslo/podglad/57264/szczelnie

Rozejrzała się wokół – zobaczyła kolejny spory pomarańczowy obiekt.

Dobra, stop. Przed chwilą to był wąski, ciasny tunel. Teraz znikąd pojawiają się kolejne olbrzymie bursztyny (które może stanowią jego ściany, a może nie – "obiekt" sugeruje, że nie). Czy te dwa fakty się ze sobą nie kłócą?

Niemożliwe, by był tu drugi tej wielkości – powiedziała sama do siebie.

Źle to brzmi, a zwracanie uwagi na niewiarygodność… no, czasem działa. Ale nie tutaj.

Podeszła do drugiego obiektu.

W ciasnym, wąskim korytarzu. Hmm?

Wyciągnęła dłoń, by po nim przejechać

Jak już: Wyciągnęła rękę, żeby po nim przejechać dłonią.

palec ugrzązł na początku drogi – substancja była płynna i lepka.

Tylko jeden? Ale palec ugrzązł w lepkim płynie.

Chciała odciągnąć palec, ale momentalnie po spięciu mięśni poczuła przyciągnięcie ze strony substancji – jakby kontratak.

…? Chciała cofnąć rękę, ale nie mogła się wyrwać.

Palec wsunął się do połowy. Ze zdziwieniem spostrzegła, że może nim poruszać – z oporem, ale było to możliwe.

Postaw się w jej sytuacji. Tajemniczy glut wciąga Cię do swego tajemniczego wnętrza. I nawet się nie przestraszysz? Eksperymentujesz spokojnie?

coś, co przypomina budyń

Budyń się tak nie klei…

– Co ty tam mówisz?

Dobra, to on się spieszy, czy nie? Teraz jakby mu nie zależy, a przed chwilą chciał, żeby już wychodziła (głodny jest?).

Czuła, że nie może go wyciągnąć.

I znowu – Augusta?

Zastanawiała się, co może zrobić, gdy nagle poczuła ssanie.

Bardzo kliniczne, mało obrazowe.

Nie minęła dłuższa chwila, gdy szarpanina z gęstym płynem skończyła się zanurzoną całą dłonią.

To nie bardzo jest po polsku. Po pierwsze, musisz zdecydować, czy bohaterka się szarpie (w ciasnym wnętrzu…) – musisz to zobaczyć. Sytuacja jest niewiarygodna psychologicznie – przed chwilą July była nienaturalnie spokojna, teraz się szarpie, za chwilę znowu mówi tak, jakby prosiła Augusta, żeby kupił płyn do zmywania. No i styl.

Co cię wciąga? Mówiłem ci, żebyś tam nie szła.

Postaw się w jego sytuacji. Uwierzyłbyś jej? Czy (zakładając, że August chce wracać, bo jest głodny) kazałbyś przestać się wydurniać i wyłazić z tej dziury?

Zdała sobie sprawę, że pomoc nie nadejdzie wystarczająco szybko.

Dlaczego?

Ku jej zaskoczeniu zobaczyła przebłysk światła po drugiej stronie

Ku zaskoczeniu substancji? A nie aby: ku swemu zaskoczeniu? ( https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/swoj-a-jego;20593.html ) I właściwe po co taka stylizacja? (Oraz: błysk światła. Albo po prostu: błysk.)

W jej głowie pojawiła się myśl.

Ani to informatywne, ani nic. Wywaliłabym.

Całe ramię było już w czymś przypominającym w dotyku budyń.

…?

To tunel, tu nie ma drugiej strony.

Każdy tunel ma dwa końce…

Spięła całe ciało i wsunęła się do środka.

Ekhm?

Całą swą uwagę poświęciła walce z substancją. Walce, którą miała posuwać ją naprzód.

Ciach (purpura jest śmieszna): Skupiła się na przepychaniu przez maź.

Że umrze w beznadziejnej walce o oddech, zalewając płuca czymś, z czym stanie się jednością.

A serio – scena nie wypada wiarygodnie, kiedy bohaterka to nie czuje nic, to robi melodramat.

wzięła oddech tak łapczywie, jakby dopiero się narodziła

Hę?

Wysunęła resztę ciała. Dopiero kiedy przestała kontaktować z substancją, przetarła oczy dłonią i je otworzyła.

Nie po polsku. I nie tarłabym tym paskudztwem oczu. Może tak: Wyśliznęła się na coś miękkiego, ale suchego. Zamrugała.

roślinnością, której nie umiała skategoryzować.

A może jak normalny człowiek: której nie rozpoznawała? Nieznaną roślinnością?

Górna część miała prześwity, przez które przedostawało się światło, więc było tam niespodziewanie jasno.

https://wsjp.pl/haslo/podglad/28984/przeswit Światła dostarczały jej szczeliny, wysoko nad głową July.

Zorientowała się, że nie umie określić wielkości tej jaskini – ściany boczne były dłuższe niż to, co mogła zobaczyć.

To już w ogóle nie jest po polsku. Chodzi Ci o to, że ściany jaskini giną w oddali? To ładnych parę kilometrów…

Na jakiejś odległości pojawiała się

mgła, która uniemożliwiała dalszą obserwację.

… chyba że giną we mgle. Ale Autor powinien o tym zdecydować zawczasu. Obserwuje się jakieś procesy, nie miejsca czy rzeczy. Enter bez sensu.

Jednak coś przykuło jej uwagę mocniej niż potencjalnie największa jaskinia znana ludzkości – był to wiatrak, stojący kilkaset metrów dalej.

Po prostu opisz ten wiatrak, sami się połapiemy, że jest niezwykły, bo wiemy coś niecoś o jaskiniach. Metry ogólnie mówią niewiele – unikaj. Zamiast tego opisz, co bohaterka widzi.

Stał za wzniesieniem, więc był jedynym obiektem tego typu, który mogła zobaczyć.

Czy właśnie próbujesz mi powiedzieć, że rzeczy schowane za górką widać, a rzeczy niezasłoniętych górką nie widać? Czy ona przypadkiem nie widzi tylko krańców łopat tego wiatraka?

Dopiero co wyszła ze śmiercionośnej pułapki – nie wiedziała, czy iść dalej, czy czekać na pomoc.

Po pierwsze, pułapka okazała się wcale nieśmiercionośna, po drugie, nie zrobiłeś wiele, żeby mnie przekonać, że taka jest (strach July nie był wiarygodny), więc takie tłumaczenia tylko pogarszają sprawę. Poza tym – skąd wniosek, że budowniczowie wiatraka jej pomogą?

Odwróciła się i przyjrzała substancji

Mógłbyś znaleźć konkretniejsze słowo. "Substancja" jest (poza filozofią, a w sumie w filozofii też) beznadziejnie ogólna. Swoją drogą, lepiej już to nazywać substancją, niż bursztynem, bo bursztynem wyraźnie nie jest.

tak samo jak

Brak przecinka.

Schyliła się, podniosła mały kamyk, a następnie rzuciła w substancję. Ten się od niej odbił.

A tutaj, kiedy nie ma wątpliwości, co się odbiło, dajesz ujednoznaczniający zaimek – po co?

A więc bursztyn

… kto jej dał dyplom? Bursztyn nie wciąga ludzi. Kamyków też nie, ale jest wiele rzeczy, które nie wciągają kamyków, więc z samego niewciągania kamyków nie można wnioskować, że coś jest bursztynem.

z braku lepszego towarzystwa

Żart subtelny, ale coś mi się zdaje, że jednak nie miało być śmiesznie (szkoda…).

Strzepała z siebie resztki substancji i poszła przed siebie – prosto w stronę wiatraka.

Otrzepała się z resztek substancji i poszła w stronę wiatraka.

Dziwne. Wydaje się, że ktoś już tędy chodził. Ścieżka jakby wydeptana.

Ktoś pił z mojego kubeczka? :P Skoro bohaterka już myśli głośno, to mogłaby bardziej odkrywczo. Z faktu istnienia ścieżki można to i owo wydedukować.

Po drodze obserwowała teren wokół.

Rozglądała się, idąc. Kropka.

Było wilgotno, więc nie dziwne, że prawie wszystko było porośnięte mchem, jednak z wielu miejsc wyrastały rośliny większe niż te jaskiniowe.

Co właściwie próbujesz powiedzieć? Może pokaż, jak ten mech ugina jej się pod stopami, jak moczy buty? I jak wyglądają te rośliny? I – jakie "rośliny jaskiniowe"?

Zbliżała się do wiatraka. Weszła na górkę, która oddzielała ją od niego, i ujrzała miasto.

Aha. Czyli to jest wiatrak typu Siemens, a nie typu stojącego wśród tulipanów. I nie łaska było powiedzieć od razu? Bo ja na przykład nie spodziewam się we wnętrzu ziemi niemieckich koncernów energetycznych. Chociażby dlatego, że tam raczej słabo wieje (nie wiem, czy taki holenderski by działał, a co dopiero taki).

-Co jest, kurwa.

Brak spacji, a wulgaryzm nie świadczy o dobrym warsztacie.

Wiatrak okazał się pierwszym budynkiem z wielu, ciężko było ocenić, jak wielu, przez wszechobecną mgłę.

Wiatrak typu Siemensa nie jest budynkiem. https://wsjp.pl/haslo/podglad/15653/budynek Nie stawia się go koło domów (a przynajmniej się nie powinno). I ta mgła jest wyjątkowo dziwna – to nie perspektywa powietrzna, tu po prostu jest zamglenie? Opar?

Jednak za nim stały inne budynki, wydawały się mieszkalne. Wszystko w starodawnym stylu, jakby wyjęte z przeszłości.

Mało stylistyczne, a "starodawny styl" nie znaczy nic. Opisz je.

Dachy ze strzechy, kamienna dróżka między nimi, a na tyłach – ogrodzone drewnianymi płotami ogródki.

O, chociażby tak. Dróżka lepiej brukowana. Co prawda na miasto to nie wygląda.

Po opanowaniu szoku zeszła z wzniesienia i podeszła do wiatraka.

A może tak: July zrobiła głęboki wdech i ruszyła w dół wzniesienia. Na przykład.

Wydawało jej się, że jest w zaskakująco dobrym stanie.

 Co w tym zaskakującego? Okolica wyraźnie zamieszkana, czemu wiatrak miałby być źle utrzymany?

– Typowy wiatrak, widziałam taki w skansenie.

Ekhm. https://rmsolar.pl/jaka-jest-typowa-wysokosc-wiatraka-energetycznego-w-polsce/ : Typowa wysokość wiatraka energetycznego w naszym kraju waha się między 100 a 150 metrów do piasty wirnika. Gdy dodamy do tego długość łopat, całkowita wysokość konstrukcji może sięgać nawet 200-225 metrów.

Nie mogę znaleźć typowej wysokości wiatraka typu młyńskiego, ale może by się zmieścił w jaskini (przypominam, July widziała sufit!). A siemensowski ani gugu.

Myślała chwilę, czy zapukać, ale końcowo uznała to za niedorzeczne.

Nie po polsku: Przez chwilę zastanawiała się, czy by nie zapukać, ale ostatecznie uznała pomysł za niedorzeczny. Czemu niedorzeczny? Przecież wyraźnie są tu ludzie? Wiatrak się nie obraca?

Pociągnęła za klamkę

Pociągnęła klamkę. Nadal nie wiem, dlaczego elementarna uprzejmość jest, zdaniem July, niedorzeczna. Co prawda, jeśli wiatrak pracuje, to pewnie jest głośno, ale można by o tym wspomnieć.

ujrzała jutowe worki kawałek od wejścia. Zasłaniały większą część wnętrza, do tego były na wysokości jej głowy.

O co chodzi? Są tam uskładane wory z mąką? Bo przecież nie lewitują w powietrzu?

Uznała, że przejdzie obok i wejdzie do środka.

Zdecydowała się je wyminąć i wejść do środka.

Po wejściu zorientowała się, że worki trzyma mężczyzna.

Nie mam pojęcia, co próbujesz opisać. Tu leżą worki, czy powiewają płachty workowego płótna?

Jednak od razu stało się jasne, że coś jest nie tak.

Zbędne zapewnianie. Zresztą co do tej pory było "tak"?

Zero odzewu

Bardzo kolokwialne. W dialogu może być, ale nie w trzecioosobowej narracji, która dotąd była w aż nazbyt wzniosłym tonie.

Obeszła go ostrożnie, przyglądając mu się.

Nie ma sensu zapewniać, że mu się przyglądała, bo zaraz gościa opiszesz.

Miał na sobie proste ciuchy, pasujące do wystroju sprzed kilku wieków.

Niestylistyczne ("ciuchy"?). Ubrany był odpowiednio do architektury.

Wydawał się nieść worki, w których była mąka, do wyjścia, gdy nagle coś go unieruchomiło.

? Skąd ten wniosek? I – jeśli te same worki, które July zobaczyła od progu, to jakim cudem nie zobaczyła jego?

Jednak gdy mu się dokładnie przyjrzała, uznała, że nie może taki być. Skórę miał zdrowego koloru i wydawał się pełny życia – gdyby nie fakt, że się nie rusza.

Niestylistyczne. Ale przyjrzawszy się bliżej, zwątpiła. Mężczyzna był rumiany, uśmiechnięty, pełen życia… tyle że się nie ruszał.

Uznała, że nie ma sensu być tu dalej

To też bardzo niestylistyczne i nie wiem, czy najlepiej by nie było to wyciąć.

Znany ci jest taki stan?

To mistrz Yoda? Kto tak mówi?

Rozejrzała się pośpiesznie, nikogo nie widziała.

Nikogo nie zobaczyła. Chodzi o zakończoną czynność (jej wynik), więc musi być aspekt dokonany.

Coraz mniej jej się to podobało, ale nie wiedziała, gdzie indziej mogłaby pójść ani co zrobić,

Tłumaczysz jak krowie na rowie. Nie wiedziała, dokąd mogłaby pójść.

poszła wzdłuż kamiennej drogi

Nie poszła drogą, ponieważ… ?

Mgła ujawniła postać stojącą w oddali. Podeszła i zobaczyła kobietę w średnim wieku.

Mgła podeszła? I jak July widzi to miasteczko przez mgłę? A może: Z mgły wyłoniła się sylwetka. Po chwili July rozpoznała w niej kobietę w średnim wieku.

Dotknęła ją w ramię – była ciepła jak normalna osoba.

Dotknęła jej ramienia. Było ciepłe.

Nie zareagowała w najmniejszy sposób.

Błąd frazeologiczny (sposób nie może być mniejszy ani większy), ale najlepiej po prostu: Ani drgnęła.

Zaczęła ją szarpać, a ta przechyliła się na bok i upadła – w tej samej marszowej pozie.

Hę? Co to jest "marszowa poza"?

Tym razem stwierdziła, że jest on męski. Jakby nie przechodził przez uszy, tylko pojawiał się bezpośrednio w głowie.

Co ma męskość głosu do kanału jego odbierania?

Nieznane ci są świętości?

Co to właściwie znaczy?

Błąkała się wokół domów, nie wiedząc, czy do nich wchodzić, gdy zobaczyła krople pomarańczowej substancji na drodze.

Błąkała się wśród domów, gdy nagle zobaczyła na drodze krople pomarańczowej substancji.

odważyła się jedną z nich szturchnąć nogą

"Z nich" zbędne.

Poszła śladami kropel, które ciągnęły się wzdłuż domu.

Krople się nie ciągną (chyba że toffi): Poszła śladem kropel, który ciągnął się wzdłuż ściany domu.

Jak się obawiała, trafiła na zejście do piwnicy.

Tak, jak się obawiała, trafiła na zejście do piwnicy.

Jesteś pewna, czy chcesz to zobaczyć?

I czego straszysz, Bezcielesny Głosie Nieudzielający Odpowiedzi? :D A serio, trudno to wziąć, hmm, serio.

Niech więc tak będzie.

Melodramat :D

Były to poziome, podwójne drzwiczki.

Hę? Masz na myśli taką klapę jak w "Czarnoksiężniku z krainy Oz"?

Złapała za żelazne uchwyty

"Za" zbędne.

Drzwi zostały otworzone, a z wnętrza piwnicy wydarł się chłód.

Drzwi zostały otwarte, ale nie ma potrzeby tego komunikować tak podniośle. Ani w ogóle. Jeśli bohaterka otwiera drzwi, to spodziewamy się, że je otworzy. Gdyby się nie udało, to byłoby o czym mówić. A z piwnicy może zionąć (albo wiać) chłodem, ale raczej bym tego chłodu nie ożywiała.

Zawahała się, ale postawiła stopę wewnątrz.

Melodramat. Zawahała się, ale ruszyła w dół.

Włączyła latarkę, zaświeciła w nią i momentalnie go poznała.

Włączyła latarkę, poświeciła na bryłę i natychmiast go rozpoznała.

May? O co tu chodzi?

Czy dowiemy się chociaż, dlaczego bohaterowie noszą imiona miesięcy? Bo to sugeruje jakieś odczytanie alegoryczne.

Z jego zastygłej pozy wywnioskowała, że ruszał do ataku.

Co to jest "zastygła poza"? Może być poza, w której zastygł, ale sama poza nie zastyga. To nie galareta.

Tym razem głos nie pojawiał się bezpośrednio w głowie – pojawiał się standardowo, przez uszy.

Dobór słów, kurczę: Tym razem głos nie brzmiał bezpośrednio w głowie, ale dobiegał normalnie, przez uszy.

Odwróciła się momentalnie i dostrzegła mężczyznę w rogu piwnicy. Nie widziała go dokładnie, więc machnęła latarką w jego stronę, ale ta od razu zgasła.

Zamiast się męczyć z zaimkami, daj przyzwoity szyk, będzie dużo zgrabniej: Odwróciła się momentalnie i dostrzegła w rogu piwnicy mężczyznę. Krył się w mroku, więc skierowała na niego latarkę, która natychmiast zgasła.

Najpierw powiedz, co ujrzałaś.

Kiedy?

To jakiś test – pojawiła się myśl w jej głowie – chce mnie sprawdzić.

Mało czytelne. Może tak: Sprawdza mnie, pomyślała.

Gdy to powiedziała, strach zapanował w jej głowie – jeśli on nie powinien tu być, to i ona.

I purpurowe, i strasznie zimne. Daj jakieś szczegóły. Jak to jest, kiedy "strach panuje w głowie" (rany, co za purpura)?

Nie powinno go tu być. Ale jego obecność nie jest czymś nagannym. Nagannym jest fakt, że zobaczyli go ci ludzie.

Te zdania są sprzeczne. Jeśli nie powinno go tu być, to za obecność tu należy mu się nagana. Ale zaraz mówisz, że nie należy. Nie chodzi aby o coś takiego: Nie powinno go tu być. Ale najgorsze jest to, że ci ludzie go zobaczyli.

Czemu nie mogą go zobaczyć?

Mmm, skoro zobaczyli, to mogą. Ale może im nie wolno?

Ci ludzie tego nie zrozumieją, rozniosą wieść i królestwo będzie w niepokoju.

To nie jest po polsku. Królestwo może ogarnąć niepokój, tak. A w ogóle wymówka grubymi nićmi szyta, nikt nigdy się tam nie przedostał?

To miasto już na zawsze pozostanie w stanie między życiem a śmiercią. To cena waszego przybycia.

A dlaczego tę "cenę" (hę? https://wsjp.pl/haslo/podglad/25096/cena ) mają płacić miejscowi? Nie mówię, że tak nie może być, ale przydałoby się to jakoś uzasadnić. I właściwie – na jakiej zasadzie to jest cena? Co to ma wspólnego z ceną?

Domyślała się, do czego to zmierza. Bała się.

Tak, my też się domyślamy i tłumaczenie nam tego zabija zawieszenie niewiary.

Wiedziała, że to moment, w którym nieznajomy podejmuje decyzję o jej życiu. W zimnej atmosferze piwnicy ważył się jej los.

Jak wyżej. Poza tym purpura daje wrażenie śmieszności. ("W zimnej atmosferze"?)

Jesteś agresorem?

Uwierzy jej na słowo? W sytuacji kuszącej do kłamstwa?

Nie mam kilofa. Nie chcę z nikim walczyć.

Kilof zasadniczo nie do tego służy.

Zobaczyła, że ma na sobie brązowy płaszcz z kapturem, zakrywający całe ciało. Na twarzy miał pomarańczową maskę z bursztynu.

I nie zauważyła tego wcześniej, w ogóle – bo tam było ciemno? Fajnie, tylko skoro było aż tak ciemno, to jak go w ogóle zauważyła? Ciach: Zobaczyła, że spowija go suty brązowy płaszcz, a spod kaptura wygląda bursztynowa maska.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ucięło mi końcówkę posta :)

 

Iiii urwało się akurat, kiedy coś miało się zacząć dziać. Ładnie to tak?

 

No, nie jest tragicznie. Chyba starasz się przede wszystkim zrobić atmosferę, ale primo, niezbyt Ci to jeszcze wychodzi (są przebłyski), i secundo, tekst akurat przekracza tę długość, przy której może stać atmosferą i potrzeba jakiejś fabuły. Czyli z miniaturki zmienia się w przygodówkę, a tę ocenia się już inaczej.

 

Postaciom przydałyby się motywacje – dlaczego August chce wracać? Dlaczego July tak fascynuje "bursztyn", że wracać nie chce? I o co chodzi Tajemniczemu Zapłaszczonemu? Brakuje też światotwórczych szczegółów w rodzaju: skąd tu się wzięło miasto/wioska/królestwo/czy co tam? Skąd tu wiatr? Skąd tu się wziął May? I kim on jest dla July? Elementy fabuły wiszą w próżni przez te braki, a żeby je uzupełnić, potrzebowałbyś ze dwa razy tyle miejsca. Ale spróbuj, bo inaczej fabuły nie poskładasz.

 

Wracając do atmosfery, wydumane, purpurowe metafory jej nie wytworzą. Przydałyby się jakieś dotykalne szczegóły, jakiś pot spływający po karku bohaterki, jakiś powiew wiatru. Ot, choćby – ten bursztyn – nie bursztyn w ogóle mi się nie klei, jest zupełnie nieprzekonujący. Psychologicznie – o ile u Augusta dośpiewałam sobie motywację (chce wracać na obiad), to u July nie zdołałam. Jej zwiedzanie podziemnego świata wygląda niewiarygodnie, zresztą sposób, w który tam trafiła, też – bo nie wiem nic o July i mogę tylko podstawiać Uśrednioną Normalną Bohaterkę, która tak się nie zachowuje.

 

Ale świat przedstawiony też dużo by zyskał, gdybyś go choć trochę opisał, i gdybyś był w tym opisywaniu konsekwentny – widziałeś, jak się pogubiłam. Masz problem z wyobrażeniem sobie sytuacji, które opisujesz, a przynajmniej z przekazaniem tego (ale chyba raczej nie wyobraziłeś ich sobie dość szczegółowo, bo sporo tu nonsensów). Powtarzam – qualia to podstawa ;)

 

Stężenie błędów stylistycznych i frazeologicznych jest, jak na świeżynkę, odrobinę poniżej przeciętnej, błędów gramatycznych zdecydowanie mniejsze, więc niechaj Ci się ręce święcą i za to. Masz natomiast kłopot z łączeniem zdań (te podmioty domyślne…). Ale przede wszystkim mam zastrzeżenia do zbyt patetycznego tonu, którym nie umiesz na razie operować i osiągasz najwyżej wrażenie śmieszności.

 

Podsumowując, jak na początek, tekst jest dość typowy. Wygląda na to, że jeszcze nie do końca wiesz, co robisz – ale jak masz się dowiedzieć, jeśli nie robiąc? Pisz dalej, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Zakładając, że “przechodziła” w pozycji pionowej, jakim cudem barki znalazły się na zewnątrz szybciej niż głowa, albo chociażby nos i usta?

W poziomej też nie miałyby szans…

Chyba powinno być opisane jako fragment, bo urwałeś w sposób, że aż się prosi o kontynuację.

Zdecydowanie tak.

Nie jestem pewien, czy “zwany” to tutaj błąd, ale wydaje się przynajmniej przestylizowane.

I takie jest.

To nie jest "spory" bursztyn, tylko niewiarygodnie wręcz gigantyczny.

Prawda. "Spory" byłby wielkości, bo ja wiem, pięści?

Hmmm, jeśli ma konsystencję budyniu, to raczej nie można mówić o bursztynie, tylko o żywicy?

Tak, tylko sęk w tym, że to coś raz jest twarde, a raz maziste.

na dłuższą metę ograniczała by mnie postać bohaterki, jakoś ciężej by mi było wykreować spójną postać żeńską niż męską

To może spróbuj opowiedzieć, chociażby dla ćwiczenia, jak May się tam znalazł? Poza tym to przesąd, że nie da się pisać z perspektywy przeciwnej płci. Owszem, wielu autorów ma przed tym opory, ale to kwestia czysto psychologiczna. Czytałam gdzieś niedawno, że perspektywę kobiecą charakteryzuje więcej szczegółów w opisach, poza tym jesteśmy bardziej rozważne (kiedy chłopcy robią, zanim dojdzie do nich, że to bez sensu ;D i ogólnie są bardziej skierowani na konkretne cele), ale bez przesady. To są tylko prawidłowości statystyczne, jeśli w ogóle, taki Sanderson napisał fajną nowelkę ("Edgedancer") z bohaterką nie dość, że impulsywną, to jeszcze nigdy nie dającą po sobie poznać, o co jej naprawdę chodzi. Dick ("Transmigracja Timothy'ego Archera") i Lewis (tytuł idiotycznie przetłumaczony "Aż zyskamy twarze", kiedy chodzi o coś wręcz przeciwnego, a motyw twarzy i maski jest tam wszędzie, więc nie wiem, kto za to odpowiada) napisali powieści z perspektywy kobiet, która moim (może nietypowej, ale jednak kobiety) zdaniem wypadła bardzo wiarygodnie. A Leigh Brackett i Alice Sheldon pisały z perspektywy facetów i dostawały za to nagrody. Zresztą i tak, o ile nie będziesz pisał wyłącznie o marynarzach w okrętach podwodnych, od czasu do czasu będziesz potrzebował postaci kobiecej, chociażby drugoplanowej. Nie ma się czego bać. Najwyżej nie wyjdzie.

 

Ale bez pracy nie ma kołaczy, więc…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej!

Tarnina tu już była, ergo wiele więcej mądrego powiedziane zostać nie może. Przesyłam tylko takie uwagi najbardziej istotne, które nasunęły mi się od razu przy czytaniu.

Tekst jest dla mnie już od samego początku troszeczkę przeładowany metaforami niekoniecznymi i rozbijającymi atmosferę. Na przykładzie pierwszych zdań:

Krucha, kamienna ściana w sercu ziemi. Pozostałaby w letargu kolejne wieki, gdyby nie fakt, że ktoś uderzył w nią kilofem.

Pierwsze uderzenie – strużki światła wpływają w głąb tunelu, zabijając tym samym wszechobecną ciemność.

Popatrz, w tych dwóch zdaniach mamy kilka prostych metafor i to się trochę rzuca w oczy. Proponuję zrezygnować z niektórych, bo nie wszystkie są konieczne. Światło nie musi mieć strużki i wpływać, a może po prostu wpadać i rozjaśniać? rozganiać? ciemność. Analogicznie do ciągu dalszego tekstu. Czasami pisanie opisów wprost nie jest niczym złym, język ma wiele wspaniałych słów, które potrafią budować klimat. 

Za nim wchodzi kobieta nazywana July, pobierając próbkę wapniowej skały do małego pojemnika.

– Zaszliśmy głęboko. Głębiej, niż zakładaliśmy – powiedziała July, patrząc w głąb ciemnego tunelu.

Wiele błędów czytelnik nie wychwyci, ale nagłą zmianę czasu wychwyci. Trzeba zachować konsekwencję narratora. Albo opowiadamy w teraźniejszym (a zatem “mówi July”) albo w przeszłym (a zatem “weszła”). Chyba że mamy bardzo dobry powód do zmiany, ale tutaj tego nie ma.

Tak więc July i August szli, dopóki nie natrafili na zwężenie.

To “tak więc” rozbija mi klimat. Klimatem można wiele niedociągnięć podgonić, ale ma to do siebie, że jedno słowo potrafi go zniszczyć. Może to moje subiektywne zdanie, ale “tak więc” jest klimatorozbijaczem tutaj.

10 minut.

To jak powyżej – rozwala klimat. Zapis numeryczny.

– Bursztyn.

– Co?

– Mówię, że jest tu bursztyn. Dziwne, nie powinno tu być czegoś takiego.

Tutaj dobre rozwiązanie – ona schodzi, więc on jej nie słyszy za pierwszym razem. Słuszny zabieg.

 

Tarnina zwróciła uwagę, że podmiot się gubi w niektórych zdaniach, bo istotą podmiotu domyślnego jest to, że mogę się go domyślić. Nie zawsze mi się to udało.

Chciała odciągnąć palec, ale momentalnie po spięciu mięśni poczuła przyciągnięcie ze strony substancji – jakby kontratak.

Dość dramatyczny moment, a zapisany bez emocji, jeszcze z tym myślnikiem i “jakby”. Spróbowałbym inaczej, w końcu jest w ciasnej szczelinie i coś się do niej klei. A wcześniej przecież wybrzmiało “Coś tu nie gra”, co z kolei sugeruje, że w głowie leci mroczna muzyczka, a ja w napięciu czekam na coś nagłego.

To tunel, tu nie ma drugiej strony.

Każdy tunel ma dwa końce…

To jest przykład czegoś, co mnie zupełnie wybija z rytmu. 

Całą swą uwagę poświęciła walce z substancją. Walce, którą miała posuwać ją naprzód.

Poruszała się, aż poczuła, że dłoń wyszła na zewnątrz. Potem druga. Ramiona, barki. Traciła dech.

Najbardziej bała się, że zacznie się dusić i w odruchu, którego nie będzie umiała powstrzymać, wciągnie do nozdrzy to coś.

Że umrze w beznadziejnej walce o oddech, zalewając płuca czymś, z czym stanie się jednością.

Wystawiła głowę i wzięła oddech tak łapczywie, jakby dopiero się narodziła.

Z założenia sceny, gdy ktoś walczy o oddech, są dość dramatyczne, bo łatwo się z bohaterem utożsamić. Tutaj więcej dramaturgii, by się przydało, dynamiczniejsze zdania, utrata logiki u bohaterki, rozpacz i desperacja. To jest, ale zdecydowanie można podkręcić. 

Było wilgotno, więc nie dziwne, że prawie wszystko było porośnięte mchem, jednak z wielu miejsc wyrastały rośliny większe niż te jaskiniowe.

Taka uwaga, żeby konsekwentnie trzymać narrację. Mam wrażenie, że próbuje być ona trochę uczestnicząca, ale jednak momentami jest dość logiczna i niezaangażowana w bohaterów. Zatem stwierdzenie “więc nie dziwne” mi nie pasuje. “Więc nie dziwiło jej” wybrzmiałoby lepiej.

Wszystko w starodawnym stylu, jakby wyjęte z przeszłości.

Dwie informacje: starodawny styl i jakby wyjęte z przeszłości, a ja dalej nie wiem czego się spodziewać, bo to równie dobrze mogą być starożytne lepianki, albo secesyjne kamienice. Czasami warto spróbować uplastycznić słowami o wnoszącym coś znaczeniu.

Uznała, że nie ma sensu być tu dalej, i wyszła.

Czasem trudno wyjaśnić dlaczego coś się dzieje, ale lepiej zdobyć się na lepsze uzasadnienie.

ale nie wiedziała, gdzie indziej mogłaby pójść ani co zrobić, więc poszła wzdłuż kamiennej drogi.

I znowu to samo. “Zostawiłem bohaterowi tylko jedną opcję i to tyle”. Da się do uzasadnić lepiej, bez zbędnego wysilania się.

 

Hmmm… ostatecznie czuję pewne rozczarowanie tym tekstem – to dobrze i źle.

Dobrze, bo to jest “fajny”, prosty pomysł. Gdyby to napisać z większym dramatem, to serio czytałoby się dobrze. Choć jednak w takim tekście lepiej dać puentę, morał, cliffhanger, a nie zostawić z wrażeniem, że to fragment. Ale ogólnie sam kiedyś miałem styczność twórczą z materiałem jakim jest bursztyn i wydaje mi się, że to ciekawa myśl, zwłaszcza wizja zastygania z podtrzymaniem życia.

Źle, ponieważ za mało tekstu w tekście, a nawet to co jest, podano trochę gorzej niż można było. 

 

Myślę, że śmiało jest z czym pracować. Masz powyżej okazję kompleksowego feedbacku od Tarniny, co warto docenić i przemyśleć. Moje uwagi odnoszą się głównie do jednego – klimatu. Wielokrotnie czytałem teksty, w których widziałem błędy, ale myślałem “tak dobrze się to czyta, że nawet nie chce mi się na to zwracać uwagi” (co może nie jest godną postawą, ale na obronę, nie mam ani umiejętności, ani autorytetu, by wytykać takie rzeczy). Tutaj ewidentnie mi tego brakuje, przez co inne niedociągnięcia bardziej rzucają się w oczy.

 

Tekstu jednak nie czytało się źle i jeśli wrzucisz coś dalej, chętnie przeczytam. Nawet myślę, że w ramach powyższego pomysłu można pociągnąć.

 

Pozdrawiam serdecznie i powodzonka!

Światło nie musi mieć strużki i wpływać, a może po prostu wpadać i rozjaśniać? rozganiać? ciemność.

Tu chodzi przede wszystkim o spójność – jeśli światło przyrównujemy do wody, co jest uprawnione i może wyjść świetnie, to ważne, żeby je przyrównywać do wody, a nie do czego innego. Przynajmniej w jednej scenie. Tak samo ściana – najpierw jest ożywiona ("w letargu" mogą być tylko istoty żywe), a potem to znika i powstaje wrażenie "hej, ale dlaczego ta ściana była przez moment żywa? po co?".

ale ma to do siebie, że jedno słowo potrafi go zniszczyć

Tak.

Zatem stwierdzenie “więc nie dziwne” mi nie pasuje. “Więc nie dziwiło jej” wybrzmiałoby lepiej.

Prawda.

Czasami warto spróbować uplastycznić słowami o wnoszącym coś znaczeniu.

Nawet często. Precz z narzekaniami na opisy przyrody ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tu chodzi przede wszystkim o spójność – jeśli światło przyrównujemy do wody, co jest uprawnione i może wyjść świetnie, to ważne, żeby je przyrównywać do wody, a nie do czego innego. Przynajmniej w jednej scenie. Tak samo ściana – najpierw jest ożywiona ("w letargu" mogą być tylko istoty żywe), a potem to znika i powstaje wrażenie "hej, ale dlaczego ta ściana była przez moment żywa? po co?".

Tarnino, tak oczywiście, chodziło mi o ilość jednego środka stylistycznego, która dodatkowo akurat niewiele wniosła. Dlatego, Lukisto, tak generalnie nie odradzam stosowania metafor, ale można jedną z nich np. wykorzystać szerzej, zaangażować w opis całej sytuacji. Mam wrażenie, że w tekście metaforyzowałeś to co akurat dało się opisać prosto (i to nic złego), a nie pomagałeś metaforami tam, gdzie akurat trudno to opisać wprost. O tyle :)

I teraz po prostu muszę się zgodzić :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, bardzo mnie to cieszy :). 

Pozdrowionka!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino! Dzięki ci wielkie za tak obszerny i kompleksowy feedback którego nie mogłem spodziewać się dostać. Wszystko o czym napisałaś brzmi sensownie i wyciągnąłem z tego wiele ale przede wszystkim uświadomienie, że tekst jest daleki od mistrzostwa (a nawet poziomu czeladnika) na co będąc szczerym liczyłem bo nic tak nie motywuje do pracy jak świadomość, że można lepiej. Tak więc raz jeszcze dziękuje, że poświęcony czas nad mym tekstem <3

beeeecki również jak najbardziej sensownie spostrzeżenia do których mam zamiar się ustosunkować. Cieszy, że tekst zawiódł w dwojaki sposób. Mam nadzieję, że zawód nad następnym będzie miał miejsce w jeszcze większej ilości wymiarów. :)

 

Cieszę się, że pomogłam ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Lukisto.

Niezły tekst o tajemnicy, którą odkrywa pewna para grotołazow lub archeologów Ziemi? Kupiłeś moją uwagę tajemnicą, bursztyn natychmiast przypomniał mi ulubiony serial "Fringe", a imiona bohaterów skojarzone z nazwą miesięcy zaintrygowały. 

Ciekawość nie została zaspokojona, gdyż opowiadanie wydaje mi się fragmentem, jest wyraźnie niedokończone w tej odsłonie, którą nam zaproponowałeś. Szkoda, że nie podrzucasz przynajmniej jakiegoś tropu.

Konstrukcyjnie opko jest dla mnie w porządku, dobrze się czyta z wyjątkiem efektownego początku, który zatrzymywał mnie słowotwórczo co i rusz. Zerknij:

> Krucha, kamienna ściana w sercu ziemi… pojedyncze kamienie opadają… tej części tuneluDo tunelu wchodzi mężczyzna zwany August.Odgarniając kamienie nogąmontuje latarkę na piersi.

Za nim wchodzi kobieta nazywana July, pobierając próbkę wapniowej skały do małego pojemnika. <

Wyobraź sobie sytuację bohaterów – miejsce, w którym są:

--> krucha kamienna ściana w sercu ziemi – czy chodzi o jądro Ziemi, oczywiście, nie, więc o co?

--> kamienie opadają?, może wypadają, odpadają, kruszą się – poszukaj słowa. Jeśli za ścianą jest pustka, a ściana marna to uderzenie kilofa może wypchnąć np. cegłę w pustę. Opadać oznacza – tracić wysokość, czyli ten tunel byłby szybem i żaden mężczyzna nie mógłby do niego wejść, gdyż spadłby, tak jak w windzie, której nie ma po otwarciu drzwi

--> odgarniając kamienie nogą, nawet gdyby ściana rozpadła się wiele drobnych kawałków to powstałe z nie gruzowisko nie dałoby się odsunąć stopą.

--> montuje? – przyczepia, przymocowuje do czegoś, montowanie raczej nie byłoby potrzebne.

--> July wchodzi i pobiera próbki jednocześnie – niby jak to robi?

Powyższe to z pozoru drobiazgi, lecz budują wiarygodność otoczenia i zachowań bohaterów.

 

pzd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nowa Fantastyka