- Opowiadanie: beeeecki - Niebieskie jabłko - nie ma nic większego od małości

Niebieskie jabłko - nie ma nic większego od małości

Tekst sta­no­wi dru­gie opko z mo­je­go uni­wer­sum (pierw­sze “Drzew­ko szczę­ścia”), nie jest to jed­nak frag­ment, a od­ręb­na przy­go­da mło­dej bo­ha­ter­ki. Silę się na od­mien­ny styl za­koń­cze­nia niż ostat­nio, do oceny za­cnych Czy­tel­ni­ków, czy sku­tecz­nie.

 

Bruce chwa­ła i sława niech brzmią za betę!

 

Po­zdra­wiam ser­decz­niut­ko!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Niebieskie jabłko - nie ma nic większego od małości

– Ile razy po­wta­rza­łem, żebyś prze­sta­ła za nami łazić! – Ude­rzył ją od nie­chce­nia. Nigdy nie bili jej mocno, gdyż wy­glą­da­ła tak mi­zer­nie, jakby po moc­niej­szym cio­sie miała się roz­paść na ka­wał­ki. A cóż, trup przy świad­kach, to już mógł być pro­blem.

– Chcę do was do­łą­czyć, tyle – burk­nę­ła Zavla, ocie­ra­jąc nos i wsta­jąc z ziemi.

Righ pa­trzył na nią gniew­nie, choć głę­bo­ko w oczach miał jakąś obawę.

– Zav, prze­szka­dzasz nam. Je­ste­śmy star­si i mamy no… chło­pac­ką bandę – po­wie­dział mniej agre­syw­nie.

– Za­wsze biorą mnie za chło­pa­ka – żach­nę­ła się, na tyle dum­nie, na ile może to zro­bić ubło­co­na dzie­się­cio­lat­ka.

Wła­ści­wie nie było w tym po­wo­dów do dumy, po pro­stu chcia­ła wku­rzyć Righa. Na­praw­dę to wcale jej się nie po­do­ba­ło, że była brana za chło­pa­ka. Z tym, że szcze­rze nie lu­bi­ła ca­łe­go swo­je­go życia, więc to jedno aku­rat się nie wy­róż­nia­ło na tle in­nych par­szy­wych oko­licz­no­ści.

– Poza tym je­ste­śmy sie­ro­ta­mi. Ty nie – dodał jeden z człon­ków bandy Righa.

To już ob­ru­szy­ło Zavlę.

– Prze­cież moja matka…

– Nie, Zav! – prze­rwał Righ, gro­żąc jej brud­nym pal­cem. – Jesz­cze raz się do nas przy­cze­pisz i to się skoń­czy źle.

– A teraz skoń­czy­ło się do­brze, hę? Albo ostat­nio? – burk­nę­ła i jesz­cze raz do­sta­ła w twarz, tym razem tro­chę moc­niej.

Za­to­czy­ła się i prze­wró­ci­ła na błot­ni­stą drogę. Grupa chłop­ców ode­szła, zo­sta­wia­jąc ją samą w za­uł­ku.

– Gnoj­ki. Mo­gli­by mnie przy­jąć. To dla nich nic wiel­kie­go, a dla mnie… – mam­ro­cząc, ze­bra­ła się z ziemi i po­now­nie otar­ła nos.

W Darm­ness, mie­ście, w któ­rym miała wąt­pli­wą przy­jem­ność miesz­kać jako dziec­ko ulicy, z dnia na dzień za­czy­na­ło robić się coraz zim­niej. Jej katar był tylko ob­ja­wem, że może być jesz­cze go­rzej. Przy­sło­wie mó­wi­ło: „bied­ne­mu wiatr w oczy”, a skoro Zavla była bar­dziej niż bied­na, to w jej twarz naj­wy­raź­niej wiał istny hu­ra­gan nie­po­wo­dzeń. Grupa Righa była spra­wą stra­co­ną. Chłop­cy ewi­dent­nie jej nie chcie­li i nie do­strze­ga­li, by wy­gło­dzo­na dzie­się­cio­lat­ka miała ja­kie­kol­wiek przy­dat­ne umie­jęt­no­ści. Poza tym, wy­ra­ża­li dziw­ną obawę wzglę­dem wy­trzy­ma­ło­ści dziew­czyn­ki. Każdy z tych chłop­ców zna­lazł się na ulicy z ja­kichś przy­czyn, a Zavla tutaj się wła­ści­wie uro­dzi­ła i nie miała żad­nej głęb­szej hi­sto­rii swego losu. Odkąd pa­mię­ta­ła wszyst­kie chwi­le jej życia były „gor­sze” do tego stop­nia, że prze­ra­ża­ło to Righa i jemu po­dob­nych. Jej przy­pa­dek był tak fa­tal­ny, że aż innym źle się ro­bi­ło, gdy go wi­dzie­li.

– Pie­przo­na matka i pie­przo­ny dzia­dek. Mu­siał… umrzeć. – Chcia­ła po­wie­dzieć „zdech­nąć”, ale dzia­dek nie za­słu­gi­wał na takie słowo. Na matkę Zavla nie za­mie­rza­ła nawet mar­no­wać myśli. Je­dy­ne, co ro­dzi­ciel­ka dla niej zro­bi­ła, to psuła sta­tus sie­ro­ty.

Prze­kli­na­jąc świat, udała się do innej dziel­ni­cy, żeby spró­bo­wać ukraść dla sie­bie ja­kieś je­dze­nie. Nie jadła od ponad dnia i głód jej do­skwie­rał. Prze­śli­zgnę­ła się bocz­ny­mi dro­ga­mi do dziel­ni­cy po­łe­dnio­wej. Po­łu­dnio­wej? Zavla nie miała po­ję­cia, jak to się wy­ma­wia, nikt jej nigdy nie na­uczył, czym jest to całe „po­łu­dnie”. W każ­dym razie, gdzie kupcy i han­dla­rze, tam jest i co ukraść, a że do portu za­wi­nę­ło kilka stat­ków, tłum był od­po­wied­nio duży, by się w nim roz­myć.

Naj­wię­cej ludzi oczy­wi­ście zgro­ma­dzi­ło się przy nowej świą­ty­ni Baera, Ojca Ludz­ko­ści, chcąc po­dzię­ko­wać mu za dobrą po­dróż. Nie­wiel­ki, ale ład­nie po­ma­lo­wa­ny bu­dy­nek, zdobił na prze­dzie wysoki po­mni­k Pierw­sze­go z Ludzi. Mię­dzy ze­bra­ny­mi cho­dzi­li han­dla­rze, sprze­da­ją­cy wszyst­ko, od pie­czo­nych kra­bów, przez noże ma­ry­nar­skie, po świę­co­ne ar­te­fak­ty.

Zavla rów­nież za­trzy­ma­ła się przed świą­ty­nią i po­pa­trzy­ła na cie­pło uśmie­cha­ją­ce­go się Baera z po­mni­ka.

– Ta, wiel­kie dzię­ki, Ojcze Ludz­ko­ści. Jak­byś kie­dyś chciał mnie za­uwa­żyć, to daj znać. A tak w ogóle to niech ci prysz­cze wyjdą. I wszyst­kim w Za­ko­nie i Fo­no­bo­rze też – rzu­ci­ła.

Za­wsze, gdy tędy prze­cho­dzi­ła miała w zwy­cza­ju zwy­zy­wać Pierw­sze­go z Ludzi oraz Fo­no­bor, prze­klę­te kró­le­stwo, w któ­rym przy­szło jej żyć. A że aku­rat ostat­nio przy jej nosie po­ja­wił się pryszcz, to tego sa­me­go ży­czy­ła Ojcu Ludz­ko­ści, kró­lo­wi i jego prze­wspa­nia­łej ad­mi­ni­stra­cji. Jed­nak o dziwo, po­mni­ko­wi nie przy­by­ło prysz­czy od tej groź­by.

La­wi­ru­jąc w tłu­mie, Zavli udało się ze­rwać nie­wiel­ką rybę z tycz­ki han­dla­rza. Kup­czyk pró­bo­wał ją zła­pać, ale zwin­na i nie­wiel­ka dziew­czyn­ka szyb­ko znik­nę­ła mię­dzy ludź­mi. „A Righ uważa, że się do ni­cze­go nie na­da­ję” po­my­śla­ła dumna.

Już miała opu­ścić plac ze zdo­by­czą, gdy w noz­drza ude­rzył nie­zna­ny, a nie­zwy­kle przy­jem­ny za­pach. Był tak świe­ży i od­mien­ny od stę­chłe­go po­wie­trza Darm­ness, że nie mogła się oprzeć po­dą­ża­niu za nim.

Do­pro­wa­dzi­ło ją to do za­kap­tu­rzo­ne­go męż­czy­zny z torbą i sakwą, ewi­dent­nie za­gu­bio­ne­go w tłu­mie. Nie wy­glą­da­ło, by miał przy sobie miecz lub inną broń, co naj­wy­żej gdzieś mógł upchnąć szty­let. W każ­dym razie nie wy­da­wał się groź­ny.

„Świet­nie, po­dróż­ny, nie znaj­dzie mnie w za­uł­kach” uśmiech­nę­ła się. Och, oczy­wi­ście mógł ją zgło­sić na po­li­cję, ale były w Darm­ness miej­sca, gdzie i po­li­cja się nie za­pusz­cza­ła, w prze­ci­wień­stwie do dzie­się­cio­let­niej Zavli.

Za­kra­dła się i szyb­kim, zwin­nym ru­chem się­gnę­ła do torby nie­zna­jo­me­go, wy­cią­gnę­ła z niej pierw­sze, na co na­tra­fi­ły palce i dała susa w tłum. Nawet się nie oglą­da­ła, wie­dzia­ła, że nie­zna­jo­my jej nie zła­pie. Wy­bie­gła z placu, skrę­ci­ła kilka razy, aż wresz­cie zna­la­zła się w za­uł­ku dość par­szy­wym, by po­czuć się w nim, jak u sie­bie.

Wresz­cie mogła przyj­rzeć się wo­recz­ko­wi, który skra­dła. On rów­nież pach­niał świe­żo, ni­czym las. Zaj­rza­ła do środ­ka i wes­tchnę­ła roz­cza­ro­wa­na.

– Li­ście… na­praw­dę? – jęk­nę­ła. Po po­ran­nym nie­po­wo­dze­niu miała na­dzie­ję, że wresz­cie coś się jej udało.

W środ­ku fak­tycz­nie znaj­do­wa­ły się usu­szo­ne li­ście, które choć pach­nia­ły pięk­nie, do ni­cze­go nie mogły się jej przy­dać. Po­cią­gnę­ła nosem i wy­tar­ła katar ob­dar­tym rę­ka­wem.

– Niech Las i Niebo sprzy­ja­ją twemu roz­cza­ro­wa­niu. – Choć głos, który ode­zwał się tuż obok niej był ła­god­ny, to prze­ra­żo­na Zavla pod­sko­czy­ła i bez pa­trze­nia rzu­ci­ła się do uciecz­ki. Drogę za­blo­ko­wa­ła jej jed­nak jakaś po­stać. Zde­rzy­li się, nie­zna­jo­my ją przy­trzy­mał, a część ziół roz­sy­pa­ła się na zie­mię.

Zavla wy­szarp­nę­ła się i przyj­rza­ła bli­żej prze­śla­dow­cy, który oka­zał się mało prze­śla­du­ją­cy. Za­miast ją ata­ko­wać i chwy­tać, przy­kuc­nął i ze­brał roz­sy­pa­ne zioła do wo­recz­ka. Po sa­kwie i tor­bie, a przede wszyst­kim po za­pa­chu, Zavla po­zna­ła, że to czło­wiek, któ­re­go okra­dła. I dla­te­go, jak naj­szyb­ciej się dało, po­bie­gła przed sie­bie.

Zna­lazł ją, gdy za­trzy­ma­ła się kilka za­uł­ków dalej, znów po­ja­wia­jąc się zni­kąd.

– Puść mnie, już ci wszyst­ko od­da­łam! – wark­nę­ła i roz­pacz­li­wie za­mach­nę­ła się na niego pię­ścią.

Nie­zna­jo­my zwin­nie po­chwy­cił jej rękę w po­ło­wie drogi, ale nie szar­pał ani nie zro­bił jej krzyw­dy.

– Nie mam nic two­je­go, daj mi spo­kój! – jęk­nę­ła Zavla, nie chcąc, by ten dzień stał się jesz­cze gor­szy. Ten czło­wiek za­czy­nał na­pa­wać ją stra­chem, a po­nad­to nie miała pew­no­ści, czy znie­sie dziś wię­cej nie­po­wo­dzeń. Na­praw­dę, jaki sens miało takie życie?

Ku jej za­sko­cze­niu nie­zna­jo­my od­pu­ścił. Od­sko­czy­ła i mogła mu się le­piej przyj­rzeć. Miał na sobie pro­sty, ale bar­dzo ładny strój po­dróż­ny, który wy­glą­dał, jak zro­bio­ny z po­zszy­wa­nych ze sobą liści. Oczy męż­czy­zny miały dziw­ną barwę ama­ran­to­wą, a spod kap­tu­ra wy­sta­wa­ło kilka pa­se­mek srebr­nych wło­sów. Jego twarz, skry­ta w pół­mro­ku, wy­ra­ża­ła wię­cej do­stoj­no­ści niż wszyst­kie po­mni­ki Baera razem wzię­te.

Ama­ran­to­we oczy wpa­try­wa­ły się w Zavlę. Nigdy jesz­cze nie czuła na sobie ta­kie­go spoj­rze­nia. Nie było w nim ani od­ra­zy, ani gnie­wu, a nie­ogar­nio­ny spo­kój. Tak pa­trzył ktoś, kto wie i ro­zu­mie wszyst­ko. Taki wzrok mógł mieć sam Baer, o ile tylko ist­niał.

– Po­trze­bu­jesz suszu te­ne­ri. Dla­cze­go? – za­py­tał gło­sem, który su­ge­ro­wał, że kom­plet­nie nie poj­mo­wał, na czym po­le­ga ulicz­na kra­dzież. Cóż, na tym Zavla aku­rat znała się le­piej od więk­szo­ści.

– „Szu­szu”? – Już pierw­sze słowo było dość trud­ne. – Tak, tak wła­śnie – rzu­ci­ła, są­dząc, że taka od­po­wiedź bę­dzie lep­sza.

– Dla­cze­go zatem chcia­łaś go ukraść? Po­da­ro­wał­bym ci por­cję, gdy­byś tylko po­pro­si­ła – po­wie­dział. Przez cały czas prak­tycz­nie się nie po­ru­szył, wbi­ja­jąc w dziew­czyn­kę ten swój ma­gicz­ny wzrok.

– Nie… nie wie­dzia­łam – od­par­ła, bo nie miała po­ję­cia, co in­ne­go może po­wie­dzieć.

– Kra­dzież na­ru­sza har­mo­nię – stwier­dził sucho męż­czy­zna. – Ale to, że jeden ma wiele, a inny mało, rów­nież ją na­ru­sza. Tej an­ty­har­mo­nii nie zmie­ni kra­dzież, a je­dy­nie po­da­ru­nek i po­dzie­le­nie się – wy­ja­śnił, a są­dząc po gło­sie, był to jego na­tu­ral­ny spo­sób wy­sła­wia­nia się.

– Tak, tak. Cóż, to ja już nie będę na­ru­szać two­jej har­mo­nii i…

Zła­pał ją za rękę. Zro­bił to tak szyb­ko, że nawet nie zdą­ży­ła za­re­ago­wać, ale nie spra­wił jej bólu.

– Po­szu­ku­ję har­mo­nii. Bra­ku­je ci jej, tak, jak i mnie. Matka chce, byśmy wspól­nie to zmie­ni­li – rzekł po­waż­nie.

– Moja matka tak nie mó­wi­ła – rzu­ci­ła Zavla, już żałując, że zdecydowała się powiedzieć coś takiego.

– Twoja rów­nież. Matka nas wszyst­kich i wszyst­kie­go co nas ota­cza. Matka Na­tu­ra – wy­ja­śnił krót­ko, cały czas mó­wiąc bez więk­szych emo­cji.

– Matka Na­tu­ra… – Zavli przed ocza­mi sta­nę­ła jedna z abs­trak­cyj­nych hi­sto­rii dziad­ka. – Je­steś tym… no… mir­ti­sem? Mir­ti­si ist­nie­ją?

Nie­zna­jo­my mil­czał, a nawet pu­ścił jej rękę.

– Tak – od­parł krót­ko.

Teraz Zavla wcale nie miała już ocho­ty ucie­kać, bo­wiem w jej nędz­nym życiu wy­da­rzy­ło się coś ogrom­nie cie­ka­we­go, nawet jeśli było to nie­bez­piecz­ne. Pa­mię­ta­ła, jak dzia­dek mówił, gdy po­śli­zgnął się na mchu, który ob­rósł nierówny bruk, że „chod­nik zmir­ti­siał”. Albo, gdy przy­szły ulewy: „mir­ti­si pła­czą”. Albo, gdy po­ka­le­czy­ła się dzi­kim blusz­czem: „mir­ti­si mają ząbki”. Wspo­mnień było tro­chę, ale nie miały wiele sensu, jak więk­szość dziad­ko­wych po­wie­dzeń.

– Je­steś ro­śli­ną? – wy­msknę­ło się jej.

Męż­czy­zna tym razem chyba dał się za­sko­czyć py­ta­niem, po­nie­waż ścią­gnął z głowy kap­tur, uka­zu­jąc po­cią­głą twarz i dłu­gie włosy. Były czy­sto srebr­ne, nie jak u sta­rych ludzi, ale praw­dzi­wie błysz­czą­ce.

W każ­dym razie nie wy­da­wał się być ro­śli­ną.

– Je­stem po­szu­ki­wa­czem har­mo­nii. I sądzę, że mo­żesz mi pomóc, tak jak ja muszę pomóc tobie. Po­zwól, że po­trak­tu­ję cię tak, jak ostat­ni znany przy­pa­dek zło­dzie­ja wśród mir­ti­sów.

Zavla po­czu­ła nie­przy­jem­ny dreszcz stra­chu i ucisk w żo­łąd­ku.

Po ja­kimś cza­sie oka­za­ło się, że zda­niem nie­zna­jo­me­go, ostat­nia kra­dzież wśród mir­ti­sów miała miej­sce trzy­sta lat temu. Dla Zavli „trzy­sta” mogło rów­nie do­brze zna­czyć nie­daw­no jak i bar­dzo dawno, ale zro­zu­mia­ła, że chyba cho­dzi o to dru­gie. Zaś ostat­ni mir­ti­sań­ski zło­dziej, zdru­zgo­ta­ny swym czy­nem, sam oddał to, co za­brał i przy­szedł się po­ka­jać, a wtedy za­pro­szo­no go na po­si­łek, by „przy­wró­cić har­mo­nię”. Dla­te­go Zavla z roz­ko­szą spa­ła­szo­wa­ła „po­da­ro­wa­ną” kaszę z sosem, wraz z uczci­wie skra­dzio­ną rybą oraz po­pi­ła kub­kiem wina, bo, jak to w Fo­no­bo­rze, nie dało się do­stać nic in­ne­go do picia.

– Po­szu­ku­ję drze­wa z nie­bie­ski­mi jabł­ka­mi. Znaj­du­je się ono na sa­mot­nym dzie­dziń­cu, tutaj, w Darm­ness. Tyle wiem – po­wie­dział cicho mir­tis, gdy Zavla jadła. Na głowę po­now­nie wło­żył kap­tur, by nie rzu­cać się w oczy.

– Nie­bł­bie­skie ja­błbł­ka, hm? – po­wtó­rzy­ła z pełną buzią Zavla. Ba­erze, ale do­brze było zjeść coś cie­płe­go.

Mir­tis mil­czał, wpa­tru­jąc się w nią.

– Dla­cze­go nie wiesz, gdzie to jest? Skoro wiesz, że na dzie­dziń­cu? – za­py­ta­ła. Co jakiś czas wo­la­ła spraw­dzić, czy to aby nie jakiś uda­wa­ny mir­tis i czy jego hi­sto­ria jest spój­na.

– Z bie­giem lat mir­ti­si za­czy­na­ją mieć wizje, które uka­zu­ją im an­ty­har­mo­nię. Źró­dłem mojej osta­tecz­nej har­mo­nii bę­dzie przy­wró­ce­nie rów­no­wa­gi temu drze­wu – po­wie­dział.

– Osta­tecz­nej har­mo­nii drze­wu, hmmm… – „To fak­tycz­nie dość mir­ti­sań­skie” do­da­ła w my­ślach Zavla. – To ile masz tych lat? Wy­glą­dasz młodo – rzu­ci­ła, nie przej­mu­jąc się grzecz­no­ścią.

– Nie li­czy­my tego w taki spo­sób jak wy, ale około dwóch ty­się­cy – wy­ja­śnił.

Zavla nie miała pew­no­ści, co o tym my­śleć. Głów­nie dla­te­go, że „ty­siąc” mógł albo sta­no­wić jakąś wy­so­ką licz­bę, albo to samo co „ty­dzień”. Mir­tis nie wy­glą­dał jed­nak na kogoś, kto prze­żył tylko te kilka dni (nie pa­mię­ta­ła, ile do­kład­nie), które ozna­cza­ły „ty­dzień”, więc przy­ję­ła, że za­pew­ne jej roz­mów­ca jest wie­ko­wy.

– A ty ile masz lat? – za­py­tał nie­spo­dzie­wa­nie, po raz pierw­szy mó­wiąc wię­cej niż mu­siał.

Zavla po­waż­nie za­sta­no­wi­ła się nad od­po­wie­dzią. Miesz­ka­ła w prze­klę­tym Fo­no­bo­rze, więc ktoś kie­dyś na pewno przy­go­to­wał kart­kę, na któ­rej za­pi­sał jej imię, na­zwi­sko i datę uro­dze­nia i na­stęp­nie in­for­ma­cję tę, Baer jeden wie­dział po co, za­mknął w ja­kimś ar­chi­wum. Inna spra­wa, że Zavla żyła już na świe­cie na tyle długo, by li­cze­nia było jak na nią za dużo.

– Osie­eede­em… dzie­sięć! Na pewno mniej wię­cej dzie­sięć! – oznaj­mi­ła dumna, tak, że już cała karcz­ma o tym wie­dzia­ła.

– Jest mię­dzy nami har­mo­nia. Sta­rość i mło­dość. – Mir­tis chyba był ukon­ten­to­wa­ny, choć za­pew­ne wielu ludzi we­se­lej prze­ma­wia­ło na po­grze­bach naj­bliż­szych.

– Nie wy­glą­dasz na sta­re­go – za­uwa­ży­ła dziew­czyn­ka, znów sprawdzając jego mir­ti­sań­skość i przy­pa­tru­jąc się skry­tej pod kap­tu­rem twa­rzy.

– Ciało i dusza sta­rze­ją się od­mien­nie – od­parł, po­now­nie brzmiąc nie jak czło­wiek. A przy­naj­mniej nikt, kogo Zavla znała z Darm­ness, nie mówił w tak dziw­ny spo­sób.

– Czy po­mo­żesz mi zna­leźć drze­wo z nie­bie­ski­mi jabł­ka­mi? – po­wtó­rzył swoje py­ta­nie mir­tis.

Jego ama­ran­to­wy wzrok nie od­stę­po­wał Zavli, jakby badał każde drgnię­cie jej twa­rzy.

– Po­wie­dzia­łeś, że to bę­dzie współ­pra­ca – dziewczynka zaczęła mówić, przechodząc do tego, co było dla niej istotne.

Mir­tis mógł sta­no­wić in­try­gu­ją­cą cie­ka­wost­kę, ale za­pew­nie­nie sobie prze­ży­cia było co­dzien­no­ścią, o którą na­le­ża­ło za­dbać.

– Po­trze­bo­wa­łaś suszu z liści drze­wa te­ne­ri – przy­po­mniał.

– Tja… Ale, czy on mi się na pewno przy­da? W zimie? – po­wie­dzia­ła, szcze­rze li­cząc, że mir­tis zdra­dzi, co war­to­ścio­we­go może jej dać.

Zima fak­tycz­nie się zbli­ża­ła, a Zavla miała wzglę­dem niej obawy. Ja­kieś dwa lata temu chłód i mróz wy­ci­snę­ły reszt­kę życia z dziad­ka. Od tego czasu dziew­czyn­ce było o wiele trud­niej, a choć jesz­cze trwa­ła je­sień, już teraz mę­czył ją katar. Śmierć, obec­na w jej życiu cały czas, nie ro­bi­ła na niej wra­że­nia, ale nie chcia­ła umrzeć z zimna, bo to chyba naj­gor­szy ze wszyst­kich spo­so­bów odej­ścia.

– W zimie rów­nież. Ale jeśli chcesz leki, to nie mam wiele. Zo­sta­wię ci cały zapas ziół, zia­ren, kwia­tów i wy­wa­rów, który przy­wio­złem z mo­je­go domu w Hal­mi­ta­rze. Więk­szość uod­par­nia na waszą zimę – wy­ja­śnił krót­ko i wy­grze­bał z sakwy śred­niej wiel­ko­ści wy­pcha­ny worek.

„Hal­mi­tar”. Zavla za­pi­sa­ła sobie w pa­mię­ci tę dziw­ną nazwę i się­gnę­ła po po­da­ru­nek, a mir­tis ku jej zdzi­wie­niu nie za­pro­te­sto­wał. Worek pach­niał kwia­ta­mi, igli­wiem, ży­wi­cą i pa­pro­cia­mi, choć dla dziew­czyn­ki z ulicy, która nigdy nie opu­ści­ła mia­sta, to po pro­stu był za­pach lasu, któ­re­go i tak nie wi­dzia­ła w życiu. W środ­ku było wiele ma­łych, ele­ganc­ko uło­żo­nych wo­recz­ków.

– Więk­szość na­le­ży roz­pu­ścić w go­rą­cej wo­dzie, ale można też żuć lub po­ły­kać, efekt bę­dzie zbli­żo­ny – dodał mir­tis, chyba wresz­cie zda­jąc sobie spra­wę, że Zavla nie jest kimś, kto ma do­stęp do go­rą­cej wody.

Dziew­czyn­ka za­do­wo­lo­na po­ło­ży­ła sobie worek na ko­la­nach, my­śląc już o tym, jak zgu­bić nie­zna­jo­me­go i za­cho­wać zdo­bycz. Po­przed­nio po­dej­rza­nie szyb­ko ją zna­lazł, ale prze­cież był mir­ti­sem. Zavla nie wie­dzia­ła o nich wiele, więc może po­tra­fił latać? Albo wi­dział przez ścia­ny? Ta cała har­mo­nia, o któ­rej mówił, mu­sia­ła mu coś dawać.

Były jed­nak w Darm­ness miej­sca tak mrocz­ne, że nawet takie umie­jęt­no­ści na nic by się tam zdały. W nie­któ­rych, peł­nych za­uł­ków i przejść, dziel­ni­cach, zo­rien­to­wać mógł się tylko ktoś, kto je znał. A Zavla, chcąc nie chcąc na prze­by­wa­nie w ta­kich miej­scach była ska­za­na od za­wsze.

– Znam dziel­ni­cę z wie­lo­ma opusz­czo­ny­mi do­ma­mi. Pełno tam dzie­dziń­ców z dzi­ki­mi ziel­ska… ro­śli­na­mi – po­wie­dzia­ła, w gło­wie mając już wizję zgu­bie­nia mir­ti­sa. „I czego, jak czego, ale nie­bie­skich ja­błek tam nie znaj­dziesz, panie Har­mo­nia”.

Ona zaś miała wiel­ką szan­sę zdo­być coś cen­ne­go.

Księ­życ scho­wa­ny był za chmu­ra­mi, toteż po­ru­sza­li się w zu­peł­nym mroku. Bu­dy­nek po bu­dyn­ku, prze­cho­dzi­li przez ko­lej­ne, więk­sze lub mniej­sze ruiny, wspi­na­jąc się przez nad­kru­szo­ne mury lub wcho­dząc przez znisz­czo­ne drzwi. W czę­ści po­miesz­ki­wa­li ulicz­ni­cy, inne były zu­peł­nie puste, jed­nak na razie nikt nie zwra­cał uwagi na dwie do­dat­ko­we osoby.

W wielu bu­dow­lach na­tu­ra roz­go­ści­ła się już na dobre, choć oczy­wi­ście nie w for­mie nie­bie­skich ja­błek. Te rosły tylko w jed­nym miej­scu, któ­re­mu da­le­ko było do mi­zer­no­ści Dziel­ni­cy Du­chów, jak na­zy­wa­li oko­li­cę miesz­kań­cy Darm­ness.

W każ­dym bu­dyn­ku mir­tis oznaj­miał krót­ko: „nie tutaj”. Zavlę lekko iry­to­wa­ło, że słowa te za każ­dym razem mu­siał po­prze­dzić dłu­gim my­śle­niem i cho­dze­niem mię­dzy dziką ro­ślin­no­ścią, któ­rej do­ty­kał i coś szep­tał. Na po­cząt­ku jesz­cze za­cie­ka­wi­ło ją, że ro­śli­ny re­ago­wa­ły na słowa, owi­ja­ły się wokół jego palca albo gła­ska­ły li­ść­mi. Wy­da­wa­ły się na­praw­dę z nim roz­ma­wiać.

Pro­blem w tym, że za dru­gim razem Zavlę za­czę­ło to już po­waż­nie nu­dzić. Ot, oka­za­ło się, że nie wie­dzia­ła cze­goś o świe­cie, Ba­erze ko­cha­ny, ni­ko­go to za­sko­czyć nie mogło, skoro co do za­sa­dy miała wie­dzę po­zio­mu rynsz­to­ko­we­go szczu­ra.

Dwa razy próbowała sprawdzić, na ile mir­tis bę­dzie w sta­nie ją od­na­leźć i wol­nym kro­kiem, niby spa­ce­ru­jąc, od­da­li­ła się. Nie miał pro­ble­mu, by po krót­kiej chwi­li być obok niej i oznaj­mić: „nie tutaj”. Co wię­cej, po­ru­szał się tak de­li­kat­nie, że nawet nie było sły­chać jego kro­ków.

– Sprę­żaj się, bo tu wcale nie jest tak bez­piecz­nie – burk­nę­ła nie­za­do­wo­lo­na.

– Nie­bez­pie­czeń­stwo i spo­kój. Har­mo­nia – od­po­wie­dział szep­tem, czym nie zmniej­szył jej iry­ta­cji.

Zavla wciąż cze­ka­ła na dobry mo­ment, ale mir­tis wy­da­wał się nie tra­cić kon­cen­tra­cji i po­dziel­no­ści uwagi. Za­wsze mniej wię­cej wie­dział, gdzie znaj­du­je się dziew­czyn­ka, mimo, że nie mógł jej prze­cież wi­dzieć w ciem­no­ściach.

Wresz­cie, gdy na wschod­nim nie­bie za­czę­ły po­ja­wiać się fio­le­to­we pa­sem­ka, zwia­stu­ją­ce nad­cho­dze­nie po­ran­ka, Zavla zro­zu­mia­ła, że musi to zro­bić teraz.

Po­cze­ka­ła, aż mir­tis bę­dzie w po­ło­wie swo­jej me­dy­ta­cji i naj­ci­szej, ale też naj­szyb­ciej, jak po­tra­fi­ła, rzu­ci­ła się bie­giem. Kosz­to­wa­ło ją to wy­wrot­kę i zdar­cie łokci o ka­mie­nie, które wy­da­ły nie­przy­jem­ny, gło­śny zgrzyt. Udało jej się jed­nak wy­do­stać z bu­dyn­ku, prze­biec przez kilka uli­czek, skrę­cić parę razy i za­szyć się w rogu pu­ste­go za­uł­ka. Dy­sza­ła cięż­ko z wy­sił­ku, ale też ze stra­chu. Kto wie­dział, co ta­kie­go mógł zro­bić mir­tis? Je­dy­nym co ją uspo­ka­ja­ło był dotyk wy­pcha­ne­go worka, który mógł pod­trzy­mać jej zdro­wie w zimie. W naj­gor­szym razie mogła jego za­war­tość komuś sprze­dać. Stara zie­lar­ka na pewno wy­su­pła­ła­by ja­kieś drob­nia­ki, żeby to nabyć, a dla Zavli i tak byłby to ma­ją­tek.

Cze­ka­ła w bez­ru­chu chwi­lę, dwie, trzy (a także wię­cej, lecz ko­lej­ność li­czeb­ni­ków lekko się mie­sza­ła). Nikt jej nie za­cze­piał. Za­czy­na­ło robić się widno i nawet w tak par­szy­wej dziel­ni­cy na uli­cach za­czę­li po­ja­wiać się lu­dzie. A gdzie byli prze­chod­nie, tam mogła mię­dzy nimi znik­nąć.

Wsta­ła i otar­ła nos z ka­ta­ru. Go­to­wa była ze swoją zdo­by­czą wejść w nowy, za­pew­ne lep­szy niż ostat­nie, dzień. Nawet ona mogła mieć szczę­ście.

– Las i Niebo nie sprzy­ja­ły moim po­szu­ki­wa­niom. Ty, jak widzę, rów­nież – ode­zwał się za nią głos mir­ti­sa.

Zavla krzyk­nę­ła ze stra­chu i pędem po­bie­gła w kie­run­ku ulicy. „Gdzie są lu­dzie, tam nie zrobi mi krzyw­dy” po­wta­rza­ła w gło­wie, choć wcale nie była tego pewna. Może nawet wo­la­ła­by umrzeć z zimna, niż z rąk tego mir­ti­sa.

Wy­pa­dła na drogę, zde­rza­jąc się z ja­kimś po­dej­rza­nie do­brze ubra­nym, jak na tę oko­li­cę, męż­czy­zną. Prze­wró­ci­ła się, a worek wy­padł jej z rąk, tak, że mniej­sze wo­recz­ki roz­sy­pa­ły się po dro­dze.

– Bło­go­sła­wień­stwo Baera – po­zdro­wił ją męż­czy­zna, z któ­rym się zde­rzy­ła. Na pier­si ka­fta­na wy­szy­te miał dzie­sięć gwiazd, sym­bol Za­ko­nu Baera.

„Tego tylko bra­ko­wa­ło” jęk­nę­ła w my­ślach. Mir­tis także zaraz zna­lazł się przy niej.

– To wszyst­ko on, to ten mir­tis, ja nic nie zro­bi­łam! – krzyk­nę­ła pa­nicz­nie, oczy­ma wy­obraź­ni wi­dząc, jak wście­kły mir­tis się na nią rzuca.

Wy­obraź­nia Zavli chwi­lę jesz­cze sza­la­ła, ale rze­czy­wi­stość mocno od niej od­bie­ga­ła. Mir­tis schy­lił się i ze­brał roz­sy­pa­ne wo­recz­ki. Urzęd­nik za­kon­ny pod­szedł do niego i po­roz­ma­wia­li krót­ko. Zavla w tym cza­sie ze­bra­ła się z ziemi i umknę­ła w jeden z za­uł­ków, gdzie z po­wro­tem upa­dła na zie­mię.

Wresz­cie męż­czyź­ni uści­snę­li sobie dło­nie i gdzieś po­szli.

Zavla z szoku ledwo ze­bra­ła się z brud­nej drogi. Żyła i to było naj­waż­niej­sze, znik­nę­ło rów­nież owo okrut­ne uczu­cie prze­ra­że­nia. Znów skora była za­ry­zy­ko­wać, by jej życie tro­chę się po­pra­wi­ło, dla­te­go ukrad­kiem po­dą­ży­ła za dwój­ką męż­czyzn.

Zmie­rza­li do dziel­ni­cy po­łu­dnio­wej, a kon­kret­nie do nowej świą­ty­ni Baera. Jej drzwi były za­mknię­te, ale urzęd­nik wszedł do środ­ka, a mir­tis zo­stał na ze­wnątrz, ocze­ku­jąc spo­koj­nie.

Zavla przy­glą­da­ła się mu uważ­nie i nie do­strze­gła nic groź­ne­go. Zro­bi­ło się jej głu­pio, że chcia­ła go oszu­kać i okraść. Wy­rzu­ty su­mie­nia nie sta­no­wi­ły naj­przy­dat­niej­sze­go uczu­cia wobec po­trze­by prze­trwa­nia w Darm­ness, ale mimo to nie po­tra­fi­ła się ich po­zbyć. Po­wo­li i ostroż­nie po­de­szła do ocze­ku­ją­ce­go mir­ti­sa, który od razu ją za­uwa­żył.

– Prze­pra­szam, że chcia­łam cię okraść – wy­mam­ro­ta­ła, nie pa­trząc mu w oczy.

– Do­brze, że przy­szłaś. Muszę ci oddać to, co twoje – od­parł i wrę­czył jej pełen worek.

– Wie­dzia­łam, że nie­bie­skie jabł­ka rosną tylko w świą­ty­ni. Każdy w Darm­ness to wie – od­po­wie­dzia­ła za­wsty­dzo­na, nie od­bie­ra­jąc pre­zen­tu z jego rąk.

– Roz­ma­wia­łem dziś z wie­lo­ma ro­śli­na­mi. Pod­nio­sło mnie to na duchu przed naj­waż­niej­szą chwi­lą próby. To dzię­ki tobie. Za­słu­ży­łaś na to – po­wie­dział nieco cie­plej­szym gło­sem niż do­tych­czas. Nawet jego po­waż­ne ob­li­cze nie wy­da­wa­ło się aż tak zdy­stan­so­wa­ne i groź­ne.

– Dla­cze­go je­steś dla mnie miły? Oszu­ka­łam cię i chcia­łam cię okraść – wy­pa­li­ła Zavla, oba­wia­jąc się tego, czego nie ro­zu­mia­ła.

– Wła­śnie dla­te­go. To, jak po­stą­pi­łaś, jest tylko har­mo­nicz­nym od­bi­ciem zła, które cię spo­ty­ka. Ale har­mo­nię można osią­gnąć wy­łącz­nie rów­no­wa­żąc. Nie­mi­łe, miłym. Stare, mło­dym. A przede wszyst­kim wiel­kie, małym. Pa­mię­taj o tym, mała dziew­czyn­ko, es git nyc gyrss dem kissd, „nie ma nic więk­sze­go od ma­ło­ści” – po­wie­dział i pierw­szy raz się do niej uśmiech­nął.

Zavla po­czu­ła głę­bo­kie wzru­sze­nie, po­dob­ne do tego, które czuła, gdy umarł dzia­dek. Wtedy jed­nak było jej bar­dzo smut­no, teraz nie po­tra­fi­ła po­wie­dzieć, co czuje, bo nawet nie była w sta­nie zro­zu­mieć, co mir­tis do niej po­wie­dział.

– Mogę po­cze­kać aż wyj­dziesz. Wiesz, jest jesz­cze wiele dzi­kich ogro­dów w Darm­ness, za parę ziół i maści mogę cię opro­wa­dzić – po­wie­dzia­ła i od­wza­jem­ni­ła uśmiech.

Mir­tis przy­kuc­nął, by ich twa­rze były na tej samej wy­so­ko­ści. Wszyst­ko to, co wcze­śniej wy­glą­da­ło w nim groź­nie, teraz wy­da­wa­ło się tak od­le­głe. Był ła­god­ny i spo­koj­ny, jakby chciał dawać świa­tu coś do­bre­go i pro­ste­go, jak ro­śli­na wy­pusz­cza­ją­ca owoce, bez za­sta­na­wia­nia się dla kogo to robi i co z tego bę­dzie miała.

– Wie­rzę, że tak jest. Ale isto­tą har­mo­nii jest, by zna­leźć do­kład­nie to, czego się szuka, nie wię­cej i nie mniej. Har­mo­nia mo­je­go życia jest w tam­tym drze­wie. Taka jest na­tu­ra mojej osoby – po­wie­dział cie­pło.

Po­wo­li wy­cią­gnął dłoń i po­gła­skał Zavlę po ra­mie­niu. Dotyk jego de­li­kat­nej dłoni był przy­jem­ny i przy­po­mniał dziew­czyn­ce, jak dzia­dek gła­skał ją po gło­wie.

– Las i Niebo będą ci sprzy­ja­ły, nawet jeśli ich nie do­strze­gasz – za­pew­nił mir­tis.

Zaraz potem wszedł z odźwier­nym do środ­ka świą­ty­ni, a drzwi się za nim za­mknę­ły.

Zavla nie wi­dzia­ła go już nigdy wię­cej. Kilka na­stęp­nych dni krę­ci­ła się w oko­li­cy świą­ty­ni, ale mir­ti­sa tam nie było i coś jej pod­po­wia­da­ło, że nigdy nie opu­ścił tych murów. Że, czym­kol­wiek by nie była ta cała har­mo­nia, to w pełni zre­ali­zo­wał ją wła­śnie przy drze­wie z nie­bie­ski­mi jabł­ka­mi. I tam za­koń­czył swoją długą po­dróż.

– Nie ma nic więk­sze­go od ma­ło­ści – po­wta­rza­ła sobie, gdy na­de­szły zim­niej­sze dni, a ona za­czę­ła za­ży­wać zioła, mniej wię­cej zgod­nie z za­le­ce­nia­mi mir­ti­sa.

Czuła, że wła­śnie ten suchy liść, który trzy­ma w rę­kach, to coś wiel­kie­go, przy czym mały wy­da­wał się nawet jej par­szy­wy los.

Koniec

Komentarze

Pełno tam dziedzińców z dzikimi zielskam… roślinami

Zjadło Ci literkę.

 

Bardzo ciekawy pomysł. Udany tekst. Ciekawe co rośliny mu powiedziały.

Pozdrawiam!

You cannot petition the Lord with prayer!

Czołem MichaelBullfinch!

Dzięki serdeczne za przeczytanko i opinię, cieszę się, że tekst zjadalny. 

Zjadło Ci literkę.

Literki nie ucięło, gdyż albowiem Zavla w trakcie wypowiadania słowa zmieniła zdanie i użyła innego – stąd trzykropek. Ja wiem, może średnio intuicyjne, ale też moi bohaterowie tak miewają często, więc postaram się tego trzymać. 

Ale, po Twojej uwadze uciąłem jeszcze jedną literkę, może tak jest jaśniej :)

Pozdrawiam!

A, no chyba, że tak. Myślałem, że to było na zasadzie, że sama złapała się,że użyła złego słowa – ale po fakcie. 

Pozdrawiam!

You cannot petition the Lord with prayer!

Jasne, ok. :)

Całkowicie zrozumiałe, Portal siada co trochę i nanoszone przez nas wszystkich poprawki to się pojawiają, to znowu znikają, podobnie jak nasze wpisy. :) 

Co do pory, wielu Autorom wpisuję tu opinie po trzeciej-czwartej rano, bo codziennie w tygodniu wstaję o tej porze z uwagi na pobudki Dzieci. Cóż, życie. :) Dlatego wieczorami padam. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Edit, a, to już po publikacji? No to powtórzę z bety, że dziękuję i że interesujący oraz niebanalny jest klimat opowieści oraz główne postacie i za to mój klik. :)

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

No jest klimacik, światotwórstwo i nawet ciekawi bohaterowie są.

 

Natomiast w warstwie fabularnej w sumie niewiele się dzieje, a wiele z tego, co się dzieje, pozostaje bez jakichś większych konsekwencji. Po przeczytaniu miałem wrażenie, że trzeba ten tekst postrzegać jako element większej całości, żeby go właściwie odebrać – raczej krok w rozwoju świata i bohaterki, niż historię, która wciąga sama z siebie.

 

(!)

Co ma znaczyć ten zapis? Że narrator nie pomylił się wzywając Baera?

Zresztą no niezależnie od tego, co chciałeś przekazać, IMO należało to zrobić słownie. Taki zapis pasuje do encyklopedii albo jakiegoś felietonu.

 

 

Mirtis przykucnął, by ich twarze były na tym samym poziomie.

Ten “poziom” tutaj jest nieprzyjemnie angielskawy, raczej “wysokość” powinna być.

 

 

Pozdrawiam

 

bruce,

bardzo Ci dziękuję za betę, uczyniłaś ten tekst znacznie lepszym :). A za godziny pobudek szanuję, Mama zasługująca na podziw!

 

Zakapiorze,

No jest klimacik, światotwórstwo i nawet ciekawi bohaterowie są.

Cieszy.

Natomiast w warstwie fabularnej w sumie niewiele się dzieje, a wiele z tego, co się dzieje, pozostaje bez jakichś większych konsekwencji.

Zgoda, porwanie fabułą celem nie było. Lepiej wychodzą mi albo szorciki z jedną sceną/jednym pomysłem albo teksty długo za długie na Portal, gdzie fabuła się może rozkręcać powoli i spinać wielowątkowo. Z opkami na ok. 20-30 tys. znaków mam zidentyfikowany przez Ciebie problem, ale rękawicę podejmuję i postaram się poprawiać. 

Co ma znaczyć ten zapis? Że narrator nie pomylił się wzywając Baera?

Zresztą no niezależnie od tego, co chciałeś przekazać, IMO należało to zrobić słownie. Taki zapis pasuje do encyklopedii albo jakiegoś felietonu.

Miałem podobne przemyślenia, ale zostawiłem, co by ktoś się do tego odniósł (tak jak np. ostatnio zrobiłem przypisy dolne, co się spotkało z niechętnym odbiorem). Wywaliłem ten wykrzyknik.

Ten “poziom” tutaj jest nieprzyjemnie angielskawy, raczej “wysokość” powinna być.

Celne.

Dzięki za wpadnięcie i przy okazji, szczerze gratuluję otrzymanego piórka za naprawdę jakościowy tekst.

Pozdrawiam!

Choć Zavla jest zaledwie dziesięcioletnią dziewczynką, wiele już doświadczyła i jak dotychczas, niestety, raczej nic dobrego. Domyślam się, że spotkanie z mitrisem nie pozostanie bez wpływu na jej dalsze życie i będą to zmiany korzystne, choć nic nie stanie się natychmiast.

Pozostaję z nadzieją, że będzie mi dane poznać dalsze, ciekawe losy małej bohaterki. :)

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Nie­wiel­ki, ale ład­nie po­ma­lo­wa­ny bu­dy­nek, piął się do góry, z kil­ku­me­tro­wym po­mni­kiem… → Masło maślane – czy mógł piąć się do dołu?

Skąd w czasach tego opowiadania wiedziano, czym są metry? Tu chyba znajdziesz coś stosowniejszego: http://wiki.meteoritica.pl/index.php5/Dawne_jednostki_miar_i_wag

 

Już miała opu­ścić plac ze swoją zdo­by­czą, gdy w jej noz­drza ude­rzył… → Czy zaimki są konieczne?

 

Choć głos, który ode­zwał się zaraz obok niej→ Choć głos, który ode­zwał się tuż obok niej

 

Przez cały ten czas prak­tycz­nie się nie po­ru­szył, wbi­ja­jąc w dziew­czyn­kę ten swój ma­gicz­ny wzrok. → Czy zaimki są konieczne? Czy mógł wbijać w dziewczynkę cudzy wzrok?

Może wystarczy: Przez cały czas prak­tycz­nie się nie po­ru­szył, wbi­ja­jąc w dziew­czyn­kę ma­gicz­ny wzrok.

 

po­wie­dział po­waż­nie.

– Moja matka tak nie mó­wi­ła – rzu­ci­ła Zavla, jesz­cze w trak­cie mó­wie­nia ża­łu­jąc, że zde­cy­do­wa­ła się po­wie­dzieć coś ta­kie­go. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …rzekł po­waż­nie.

– Moja matka tak nie mó­wi­ła – rzu­ci­ła Zavla, już ża­łu­jąc, że zde­cy­do­wa­ła się po­wie­dzieć coś ta­kie­go.

 

po­śli­zgnął się na mchu, który ob­rósł krzy­wy bruk… → Mam wrażenie, że bruk bywa wyboisty/ nierówny, ale chyba nie krzywy.

 

Zavla po­czu­ła nie­przy­jem­ny dreszcz stra­chu i ścisk w żo­łąd­ku. → Zavla po­czu­ła nie­przy­jem­ny dreszcz stra­chu i ucisk w żo­łąd­ku.

Sprawdź znaczenie słowa ścisk.

 

Raz na czas wo­la­ła spraw­dzić… → Pewnie miało być: Raz na jakiś czas wo­la­ła spraw­dzić… Lub: Co jakiś czas wo­la­ła spraw­dzić

 

za­uwa­ży­ła dziew­czyn­ka, znów te­stu­jąc jego mir­ti­sań­skość… → To słowo brzmi zbyt współcześnie.

Proponuję: …za­uwa­ży­ła dziew­czyn­ka, znów sprawdzając jego mir­ti­sań­skość

 

po­wtó­rzył swoje py­ta­nie mir­tis. → Zbędny zaimek.

 

– Po­wie­dzia­łeś, że to bę­dzie współ­pra­ca.Prze­szła do tego… → Zbędna kropka po wypowiedzi, didaskalia małą literą – dziewczynka zaczęła mówić, przechodząc do tego, co było dla niej istotne.

 

Dwa razy prze­te­sto­wa­ła, na ile mir­tis bę­dzie w sta­nie ją od­na­leźć… → Może: Dwa razy próbowała zbadać, na ile mir­tis bę­dzie w sta­nie ją od­na­leźć

 

rzu­ci­ła się bie­giem przed sie­bie. → Czy mogła biec inaczej, nie przed siebie?

 

a niebo ro­bi­ło się coraz ja­śniej­sze. Za­czy­na­ło robić się widno… → Powtórzenie informacji nie wygląda najlepiej – skoro niebo robiło się coraz jaśniejsze, to wiadomo, że się rozwidniało.

 

Zavla po­czu­ła w sobie głę­bo­kie wzru­sze­nie… → Czy zaimek jest konieczny – czy poczułaby wzruszenie w kimś innym?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy Super że wpadłaś. "Nieco do życzenia" w Twojej skali to chyba nawet nie jest tak źle :). Nie mam na razie dostępu do komputera, ale oczywiście do poprawek się ustosunkuję i je naniosę. Do tego momentu, pozdrawiam!

W takim razie, Beeeecki, życzę aby komputer znalazł się w zasięgu ręki. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Beeecki!

 

ale można też rzuć lub połykać

nie takie rzuć :)

 

ale można też żuć lub połykać

 

To jest jedno z tych opowiadań, które wciąga czytelnika relacjami miedzy bohaterami, ich uczuciami. Zarówno relacje bohaterki z chłopakami, jak i z mirtisem są przedstawione nadzwyczaj interesująco. W ogóle dużo się czuje, czytając tę historię.

Jednak wydaje mi się, że jest jakiś błąd w określeniu wieku dziewczynki. Ona myśli jakby miała szesnaście lat, a nie dziesięć. Owszem, jest dzieckiem ulicy i musi walczyć o przeżycie, ale cynizm i wyrachowanie, które są jej właściwe, są bardziej charakterystyczne dla starszych.

Trochę też brak logiki w interakcjach bohaterki z mężczyzną: Najpierw się boi, później się oswaja, ale czy to możliwe, aby się z nim nudziła? Przecież w jej życiu nic się szczególnego nie dzieje, a facet rozmawia z roślinami… Później zaś zdradza go (mała ta zdrada) i się znów boi. Trochę zabrakło mi głębi w jej przemianie.

 

Poza tymi mankamentami (subiektywnymi) opowiadanie trafia do mnie.

Nie ma nic większego od małości

Pod takim motto mógłby się ochoczo podpisać grecki filozof Melissos :)

 

Zgłaszam do biblioteki i pozdrawiam!

 

I ja dziękuję, pozdrawiam. ;) 

Pecunia non olet

Sympatyczny tekst i jakiś ciepły, mimo biedy bohaterki.

Życzę jej powodzenia, lubię takie bystre dziewczynki.

Mytris zapowiada się ciekawie. Postawa nieżyciowa, ciekawi mnie, co tam się zadziało na dziedzińcu świątyni.

Babska logika rządzi!

Dzień dobry wszystkim, informuję, że dopadłem komputer (yay!).

Reg,

Już miała opuścić plac ze swoją zdobyczą, gdy w jej nozdrza uderzył… → Czy zaimki są konieczne?

Przez cały ten czas praktycznie się nie poruszył, wbijając w dziewczynkę ten swój magiczny wzrok. → Czy zaimki są konieczne? Czy mógł wbijać w dziewczynkę cudzy wzrok?

powtórzył swoje pytanie mirtis. → Zbędny zaimek.

Zavla poczuła w sobie głębokie wzruszenie… → Czy zaimek jest konieczny – czy poczułaby wzruszenie w kimś innym?

Choruję na zaimkozę, przypadek ciężki, średnio uleczalny, oczekuję współczucia. Wierzyć lub nie, ale naprawdę sprawdzam każdy tekst na zaimki.

Skąd w czasach tego opowiadania wiedziano, czym są metry? Tu chyba znajdziesz coś stosowniejszego: http://wiki.meteoritica.pl/index.php5/Dawne_jednostki_miar_i_wag

Słusznie. Przemodelowałem to zdanie tak, że miary nie ma wcale, bo i po co ta informacja, wystarczy, że był wysoki. Chyba.

powiedział poważnie.

– Moja matka tak nie mówiła – rzuciła Zavla, jeszcze w trakcie mówienia żałując, że zdecydowała się powiedzieć coś takiego. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …rzekł poważnie.

– Moja matka tak nie mówiła – rzuciła Zavla, już żałując, że zdecydowała się powiedzieć coś takiego.

Bardzo słusznie.

Zavla poczuła nieprzyjemny dreszcz strachu i ścisk w żołądku. → Zavla poczuła nieprzyjemny dreszcz strachu i ucisk w żołądku.

Sprawdź znaczenie słowa ścisk.

Jak robić błędy, to przynajmniej zabawne. Mogłem dodać tag “humor” i się usprawiedliwić. 

zauważyła dziewczynka, znów testując jego mirtisańskość… → To słowo brzmi zbyt współcześnie.

Proponuję: …zauważyła dziewczynka, znów sprawdzając jego mirtisańskość

Dwa razy przetestowała, na ile mirtis będzie w stanie ją odnaleźć… → Może: Dwa razy próbowała zbadać, na ile mirtis będzie w stanie ją odnaleźć

Bardzo słusznie.

rzuciła się biegiem przed siebie. → Czy mogła biec inaczej, nie przed siebie?

Tak :)

Driving Backwards on Make a GIF

 

No dobra, nie.

Pozostaję z nadzieją, że będzie mi dane poznać dalsze, ciekawe losy małej bohaterki. :)

Zawsze miło usłyszeć heart.

 

Dzięki bardzo, tradycyjnie czynisz tekst lepszym.

 

chalbarczyku

nie takie rzuć :)

Powtórzę się z góry: jak robić błędy, to zabawne :).

Ona myśli jakby miała szesnaście lat, a nie dziesięć. Owszem, jest dzieckiem ulicy i musi walczyć o przeżycie, ale cynizm i wyrachowanie, które są jej właściwe, są bardziej charakterystyczne dla starszych.

Trochę też brak logiki w interakcjach bohaterki z mężczyzną: Najpierw się boi, później się oswaja, ale czy to możliwe, aby się z nim nudziła? Przecież w jej życiu nic się szczególnego nie dzieje, a facet rozmawia z roślinami… Później zaś zdradza go (mała ta zdrada) i się znów boi. Trochę zabrakło mi głębi w jej przemianie.

Bardzo ciekawa myśl. Co do pierwszego – tak zgoda, to ogólnie chyba problem dzieci w literaturze tego typu. Nawet u Sandersona, który każdy szczegół ma dopracowany, miałem wrażenie, że bohaterowie myślą ponad swój wiek i doświadczenie, o Grze o Tron nie wspominając, bo tam 13-latkowie myślą jak 30. Trochę się zgodzę co do mojego tekstu. Wynika to też z takiego narratora pół-uczestniczącego, który z jednej strony prowadzi narrację ze strony Zavli, ale z drugiej jest w stosunku do niej podmiotem trzecim i komentuje jej poczynania czasem cynicznie. Będę miał to na uwadze przy następnych tekstach, w których Zavla się pojawi, a mam nadzieję, że takowe będą.

Co do drugiego – to raczej miał być krótki tekst. Emocje są spłycone, to fakt. Trochę można to zrzucić na dziecięcość Zavli, bo jednak dzieci błyskiem zmieniają nastawienie, a trochę właśnie do ogólnej konwencji tekstu.

Poza tymi mankamentami (subiektywnymi) opowiadanie trafia do mnie.

Cieszy bardzo, zarówno to, że trafia, jak i że sensownie wskazałeś mankamenty.

Pod takim motto mógłby się ochoczo podpisać grecki filozof Melissos :)

Byt i niebyt, coś takiego, nie? 

 

Dziękuję bardzo za wizytę :)

 

Finklo

Sympatyczny tekst i jakiś ciepły, mimo biedy bohaterki.

Życzę jej powodzenia, lubię takie bystre dziewczynki.

Dziękuję, przekażę Zavli, może się zmotywuje występować dalej w tekstach :)

Postawa nieżyciowa

Cieszy, bo jak inaczej podkreślać różnice między rasami fantasy generalnie humanoidalnymi, jak nie przez nieżyciwość jednej względem drugiej :).

Skądinąd Twoje pytanie pod poprzednim tekstem sprawiło, że postanowiłem się mirtisami zająć w pierwszej kolejności i jakoś ich wyjaśnić. Więcej o nich będzie, mam nadzieję.

 

Wszystkich Was serdecznie pozdrawiam!

 

ale z drugiej jest w stosunku do niej podmiotem trzecim i komentuje jej poczynania czasem cynicznie. Będę miał to na uwadze przy następnych tekstach,

Jeśli chcesz zostawić cynizm i gorzkie uwagi co do bogów, możesz pozwolić bohaterce dorosnąć do tych 16 lat, a jeśli chcesz, aby ciągle była naiwnym dzieckiem – zamiast cynizmu pokaż jej naiwność, wrażliwość, podatność na zranienia, złość i zachwyt. Myślę, że wtedy byłaby bardziej prawdziwa :)

Przeczytałam jednym tchem. Cieszę się, że na dobry poranek wybrałam Twoje opowiadanie. Podoba mi się taka zadziorna bohaterka, naznaczona wieloma doświadczeniami biedy. Polubiłam ją od razu za bezkompromisowość i ciekawość.

Stworzyłeś ciekawy klimat z nutami magii, jaką wnosi do życia harmonia. 

 

Całość dla mnie bardzo na tak, dlatego pozdrawiam serdecznie i klikamsmiley

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Beeeecki, bardzo się cieszę, mogła się przydać i że jesteś zadowolony z łapanki. Żałuję, że spóźniłam się nieco i nie mam po co iść do klikarni, bo opowiadanie słusznie już trafiło do Biblioteki. :)

Niezmiernie przykro, że w Twoim przypadku zaimkoza ma tak bolesne objawy, ale jestem przekonana, że już niebawem, dzięki zastosowaniu należytej uwagi jako skutecznego antidotum, dolegliwości ustąpią i poczujesz się zdecydowanie lepiej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

chalberczyku

Jeśli chcesz zostawić cynizm i gorzkie uwagi co do bogów, możesz pozwolić bohaterce dorosnąć do tych 16 lat, a jeśli chcesz, aby ciągle była naiwnym dzieckiem – zamiast cynizmu pokaż jej naiwność, wrażliwość, podatność na zranienia, złość i zachwyt. Myślę, że wtedy byłaby bardziej prawdziwa :)

To prawda, wezmę sobie do serca, dzięki!

 

GOCHAW

bardzo mi miło :). Cieszę się, że wyszło ciekawie, może jednak napisanie czegoś ponad 10k znaków nie przerasta mnie aż tak bardzo.

 

Reg

Żałuję, że spóźniłam się nieco i nie mam po co iść do klikarni, bo opowiadanie słusznie już trafiło do Biblioteki. :)

Mea culpa, bo to moje wykluczenie sprzętowe spowodowało powolność wdrożenia poprawek.

Niezmiernie przykro, że w Twoim przypadku zaimkoza ma tak bolesne objawy, ale jestem przekonana, że już niebawem, dzięki zastosowaniu należytej uwagi jako skutecznego antidotum, dolegliwości ustąpią i poczujesz się zdecydowanie lepiej. ;)

Dzięki za pokrzepienie, może leczenie okaże się skuteczne :)

 

Pozdrawiam Was!

Dzięki za pokrzepienie, może leczenie okaże się skuteczne :)

Beeeecki, więcej wiary we własne możliwości! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Skądinąd Twoje pytanie pod poprzednim tekstem sprawiło, że postanowiłem się mirtisami zająć w pierwszej kolejności i jakoś ich wyjaśnić. Więcej o nich będzie, mam nadzieję.

Czyli jestem stała w zainteresowaniach. ;-)

Powodzenia w walce z zaimkozą.

Babska logika rządzi!

Czyli jestem stała w zainteresowaniach. ;-)

A niby kobieta zmienną jest :)

 

Dziękuję Wam bardzo za wiarę.

Fajnie widzieć, że cały czas tworzysz :) pozdrowionka :)

Paweł Goderski

Hej Murinie!

Bardzo miło Cię widzieć, super, że wpadłeś! Mam nadzieję i trzymam kciuki, że również dane Ci będzie w swoim czasie coś napisać na Portalu!

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka