
– No, i czemu siedzisz jak potłuczony?
Wena nie zamierzała dać mi spokoju. Podniesionym głosem kontynuowała:
– Gryziesz się tym, że twoje ostatnia książka zalega w magazynach księgarń? Że oceny krytyków są negatywne?
Popatrzyłem na nią. Była piękna, jak zawsze, ale naprawdę zła. Odważyłem się cicho powiedzieć:
– Napisali, że pomysł nie jest nowy.
– To prawda, ale tak ci się spodobał, że zostawiłam cię z nim. Oświadczyłeś, zanim odeszłam, że wykorzystasz go w nowy sposób. Jestem od pomysłów, a nie od wykonania.
– Co teraz? Jak się utrzymam?
Wena trochę łagodniej:
– Na podstawowe wydatki starczy ci tantiem z poprzednich książek. Nie przejmuj się krytykami. Wszystko już było. Zrobiłam rozeznanie rynku. Nie filozofuj, bo siedemdziesiąt procent czytających nie rozumie, co czyta. Takie są wyniki badań. Zacznij pisać kryminały z elementami fantastyki.
– To oznacza rezygnację z marzeń.
Wena poklepała mnie po plecach, aż się wyprostowałem.
– Chciałeś zostać noblistą? Możesz pisać pod pseudonimem i używaj tylko prostych słów. Gwarantuję, że będzie cię stać na luksus wydania czasem poważniejszej pozycji pod własnym nazwiskiem.
Zniknęła, a ja zostałem z jej pomysłem. Przed odejściem jeszcze powiedziała:
– Na forum NF kończy się konkurs Bruno Siaka „Nawiedzone miejsca”. Z któregoś konkursowego tekstu możesz sobie ‘pożyczyć’ koncept, na zasadzie: „Wszystko już było”.
Cześć Koalo!
możesz ‘pożyczyć’ sobie koncept, na zasadzie: „Wszystko już było”.
Chyba tak samo, jak w Panu Jowialskim, czyż nie?
Znacie? Znamy! – To posłuchajcie.
Pozdrawiam :)
Może to i jest pomysł, ale żeby wena podpowiadała takie pójście na łatwiznę…
– No, i czemu siedzisz jak potłuczony? → Wiem, że ktoś może gadać jak potłuczony, ale nie mam pojęcia, na czym polega siedzenie jak potłuczony…
…książka zalega w magazynach księgarń ? → Zbędna spacja przed pytajnikiem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pesymistyczne. ;(
Takie mało… misiowe.
Cytując klasyka:
I z tym pytaniem pozostawiam nas wszystkich.
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
To jedziemy memami?… (Ale trochę misię, bo coś w tym jest)
Dum spiro spero. Albo coś koło tego...
Chalbarczyk, zakładasz, że wszyscy znają “Pana Jowialskiego”. Nie byłbym tego pewien. :)
Reg, spację zaraz usunę. Przypomnij sobie, czy nie zdarzyło Ci się, że byłaś potłuczona przez życie. Jak wtedy siedziałaś? Wena, jak twierdzi, jest od pomysłów, nie od wykonania. :)
Gryzoku, miś chce się rozwijać, nie chce serwować tylko “słodyczy” ;)
Fascynatorze, …bo Lem był bardzo mądry! :)
Przypomnij sobie, czy nie zdarzyło Ci się, że byłaś potłuczona przez życie. Jak wtedy siedziałaś?
Misiu, życie mnie nie tłukło i jeszcze nie siedziałam – niczego mi nie udowodnili! ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ha,ha,ha!
Przyznam, Koalo75, znowu mnie ubawiłeś, a dodatkowo chętnie przeczytałabym Twoje konkursowe opowiadanie grozy o nawiedzonym miejscu. :) Jestem przekonana, że i tak będzie przepełnione Misiowym optymizmem oraz ciepłem. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
miś chce się rozwijać, nie chce serwować tylko “słodyczy” ;)
Ja to w pełni rozumiem, ale mimo wszystko zaskoczyło mnie to przy wyrobionej przez Ciebie marce osobistej. ;)
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Reg, tylko gratulować. Uruchom zatem wyobraźnię.:)
Bruce, to dobrze, że rozbawiłem, a opowiadań, w dodatku grozy, jeszcze długo nie napiszę. ;(
Gryzoku, nie byłoby dobrze, gdyby marka oznaczała zaszufladkowanie. :(
swego czasu na JL (już nieistniejącym niestety) pojawił się autor
piszący niesamowite wiersze;
zapytany skąd czerpie inspiracje do swoich utworów, odparł krótko:
ONI mi je dyktują…
tak więc ONI są trochę w opozycji do Twojej Weny, ale opowiadanie super;
pozdrowienia
Misiu, gratulacje przyjęte. :)
Wyobraźnia odmawia współpracy. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
A może napisz Misiu na konkurs? Teraz są dwa, a lada dzień będzie trzeci – roślinkowy.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Serwus,
„– Napisali, że pomysł nie jest nowy.
– To prawda, ale tak ci się spodobał, że zostawiłam cię z nim. Oświadczyłeś, zanim odeszłam, że wykorzystasz go w nowy sposób. Jestem od pomysłów, a nie od wykonania.” – dobre!
Podobno „od Homera wszystko już zostało wypowiedziane”, więc cokolwiek by człowiek nie napisał, zawsze można powiedzieć, że to parafraza czegoś wcześniejszego. Ale chyba właśnie o to chodzi – żeby starsze było inspiracją dla nowego.
Gratuluję dobrego tekstu, tym bardziej że to drabble.
Pozdrawiam,
rr
ASie, nie komentuję wierszy, bo to dla mnie wyższa szkoła jazdy. Tym bardziej nie zgaduję, kim są ONI. Przypuszczam, że ostatnią radę dała Wena z przekory, bo była zła na autora. :)
Reg, może po kontaktach z tyloma testami Twoja wyobraźnia czuje się zmęczona? Nie może sobie wyobrazić, dlaczego stale robimy tyle błędów. :)
Łowuszko, mam niewyleczalną alergię na konkursy. :(
Robercie, lubię dribble, drabble i droubble jako świetne ćwiczenia w zwięzłości wypowiedzi. ;)
Jak zwykle Misiu, nie zawiodłem się wpadając pod Twój tekst – owszem, nie jest tak cukierkowo-misiowy jak zazwyczaj, ale słusznie prawisz, że misie muszą się rozwijać i stawać niedźwiedziami (albo choćby niedźwiadkami).
A co do tego, że wszystko się powtarza – cóż, czy to nie za opowiadanie starych dowcipów zabił Kain Abla?
Dopiero co parę dni temu rozmawiałem z Ośmiornicą na ten temat. Najczęściej nawet nie mamy świadomości, że coś powtarzamy. Nasze fabuły są kopiami przeczytanych albo obejrzanych fabuł, nasze cudowne, odkrywcze pomysły dawno już odkryto, nasze rewolucyjne idee wyartykułowano po raz pierwszy tysiące lat temu.
Pisarz przemiela to co sam przeczytał, świadomie lub nieświadomie kopiuje, lekko modyfikuje, agreguje, ale nigdy nie tworzy niczego nowego – każde uczucie, wzruszenie, drgnienie serca – już dawno zostało opisane, z reguły dużo lepiej niż nam się kiedykolwiek uda.
Już polski szesnastowieczny poeta Mikołaj Sęp Szarzyński herbu Junosza, zauważył że literatura nie tworzy niczego nowego, a jedynie powiela stare, niedościgłe wzorce.
W wieku dwudziestym na pożywce tej obserwacji powstały całe nurty artystyczne, podkreślające tę wtórność, tę kompilacyjność, to sklejanie tekstów z istniejących już fragmentów. Borges dużą część swych idei i swej twórczości właśnie na tym oparł.
Nihil novi sub sole.
Ale czy to znaczy, że mamy przestać pisać?
Czy to już nic nie jest warte?
A czy warto oddychać, skoro miliardy przed nami dokonywały tego samego?
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Cześć, Koala75
Mistrz Picasso mawiał: oby wena zastała cię przy pracy.
Zgadzam się z tym. Kiedyś myślałem, że jest coś takiego, jak wena. Teraz uważam, że są lepsze i gorsze dni. Raz się tworzy dobrze, innym razem znośnie, a są dni, że wszystko wyłazi z łapy, niczym z czarodziejskiego kapelusza.
Widzę, że bohater ma aspiracje. Niektórzy piszą, bo to lubią, inni chcieliby wstrząsnąć światem i wydaje im się, że odkryli łamerykę, przyszli tzw. z chrapką na Nobla, a inni robią to, co potrafią najlepiej, po prostu piszą. Wydaje mi się, że oprócz szczęścia, które potrzebne jest nie tylko w twórczości, ale i w życiu, trzeba być konsekwentnym i mam takie przekonanie, że prędzej, czy później, profity nadejdą. Chociaż historia Van Gogha, pokazała coś zupełnie innego. No, ale on akurat skrócił sobie żywot. Można tylko gdybać, co jeśli żyłby dłużej. Podsumowując: trzeba robić swoje. Czasami w pocie czoła, czasami z chłodnym wiatrem w gorący dzień, a czasami, kiedy jest bardzo przygnębiający i napawający smutkiem czas. Oby wynikiem pasji były profity, jako skutek uboczny, a nie odwrotnie: profity, które napędzają działanie.
Przypomniała mi się książka Jacka Londona pt. Martin Eden. Chociaż nie napędzała go wena, a miłość, skończyło się to dla niego tragicznie.
Na koniec.
Słowo ma ogromną moc i może być powielane w formie zapisu, w dowolnej ilości egzemplarzy, oraz – słowo nie umiera, a jako narzędzie pozwala oddziaływać na wyobraźnię. Siła tworzenia i kreowania rzeczywistości takich, w których autor decyduje o wszystkim… to, jak posiadać magiczną moc.
Pozdrawiam i klik ode mnie
Drabbli chyba się nie da klikać…
…choć nie wiem, zawsze mnie te zasady jakoś dziwią, więc może coś poplątałem.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Drabbli chyba się nie da klikać…
…choć nie wiem, zawsze mnie te zasady jakoś dziwią, więc może coś poplątałem.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Wena to cwana bestia. Najpierw wbija Ci do łba, że wymyśliłeś coś ekstra, super, wybitnego, jedynego w swoim rodzaju etc. A po jakimś czasie różowa zasłona spada. Czasem z hukiem. Niemniej jednak, Koalo, z tym wszystko już było to jest tak jak z rosołem (przynajmniej u mnie w chałupie). Niby za każdym razem dajesz te same warzywa i zwierzątka, a zawsze smakuje nieco inaczej :)
Hej, Misiu ^^
Że oceny krytyków są negatywne?
No, nareszcie ktoś poprawnie użył tego słowa Ale troszkę to jednak drewniane.
naprawdę zła
Wierzymy :)
Napisali, że pomysł nie jest nowy.
To co, że nie nowy? Nihil novi sub sole.
Jak się utrzymam?
Z chałtur :D
Wena trochę łagodniej:
A nie było tu gdzieś orzeczenia?
Na podstawowe wydatki
Może lepiej: najważniejsze. Albo niezbędne?
Nie filozofuj, bo siedemdziesiąt procent czytających nie rozumie, co czyta.
To po co czytają?
To oznacza rezygnację z marzeń.
Oj, on pisze dla mamony, czy dla samorealizacji? :D
możesz ‘pożyczyć’ sobie
Szyk: możesz sobie ‘pożyczyć’.
No, i co? I co z tego wynikło? Co było dalej?
żeby wena podpowiadała takie pójście na łatwiznę…
Machnęła ręką na Pisarza? :)
To jedziemy memami?… (Ale trochę misię, bo coś w tym jest)
jeszcze nie siedziałam – niczego mi nie udowodnili! ;)
Jak mawiał szef mego Tatki – wszyscy będziemy siedzieć za przestępstwa gospodarcze XD
nie byłoby dobrze, gdyby marka oznaczała zaszufladkowanie. :(
Oj, tam :)
Ale chyba właśnie o to chodzi – żeby starsze było inspiracją dla nowego.
Otóż to!
nie zgaduję, kim są ONI
Reptilianie? Poetycki jam Reptilian? XD
Nasze fabuły są kopiami przeczytanych albo obejrzanych fabuł
Mmm, nie do końca. Może raczej są ich potomstwem, spłodzonym dzięki czytelniczym orgiom :P
Raz się tworzy dobrze, innym razem znośnie, a są dni, że wszystko wyłazi z łapy, niczym z czarodziejskiego kapelusza.
Ano. Takie życie, nie?
Podsumowując: trzeba robić swoje.
Drabbli chyba się nie da klikać…
Nie da się.
Niby za każdym razem dajesz te same warzywa i zwierzątka, a zawsze smakuje nieco inaczej :)
Bo nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki ani zjeść tego samego rosołu :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bo nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki ani zjeść tego samego rosołu :D
Ty chyba nigdy na weselu nie byłaś.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
nie zgaduję, kim są ONI
Reptilianie? Poetycki jam Reptilian? XD
szanowna Tarnino, trochę niefajne jest wyśmiewanie się
z osób chorych na schizofrenię;
warto obejrzeć “Piękny umysł” Howarda, czy “Krzyk kamienia” Herzoga
żeby zmienić zdanie o wyjątkowych ludziach ze schizofrenią;
Autora przepraszam za off top;
Nie śmiem zabierać głosu w poważnej dyskusji starszych stażem. Chcę tylko donieść, że tekst już jest szykowniejszy, bo dokonałem zmiany szyku wskazanej przez Tarninę. Wszystkim, uważającym, że ten drubel, to nie bubel, dziękuję. Pozostałym, którzy przeczytali, też. :)
Koalo, ja tu jestem oseskiem :)))
ASie, sądząc z Twoich wypowiedzi i tekstów, nigdy bym tego nie powiedział. ;)
Czyżby weny stały się bardziej natarczywe? Jak chrabąszcz majowy
(Melolontha melolontha) a to w konsekwencji rodzi frustrację u czytelników.
(+18)
Dum spiro spero. Albo coś koło tego...
żeby zmienić zdanie o wyjątkowych ludziach ze schizofrenią;
Mmm, nie wyśmiewam się z ludzi ze schizofrenią, a konkretnego zdania o nich nie mam, bo żadnego osobiście nie znam. Reptilianie są tak abstrakcyjni, że, no, są abstrakcyjni.
Misiu,
rodzi frustrację u czytelników
Wszystkich książek nie da się przeczytać, i wszystkich ludzi nie da się poznać, i w ogóle nie da się zrobić wszystkiego :) Ale zawsze można coś.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Chyba nie tylko z filozoficznego punktu widzenia “coś” to nie mniej niż “nic”? :)
Otóż to. Mniej niż wszystko, ale więcej niż nic :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
W “coś’ może być “wszystko” i “nic”, jeżeli przyjąć, że “wszystko” nie zawiera “nic”(faktycznie, ani litery) :)
Bo nie zawiera, jest przeciwieństwem XD
ETA: Teraz nie mogę posłuchać, ale na później: https://www.youtube.com/watch?v=xuD0t1Ua6bg
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej, Misiu.
Ciężkie jest życie pisarza, ale chyba i tak warto – pisać i żyć.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, jednak będę się upierał, niepokorny koala, że pojęcie “wszystko” zawiera też pojęcie “nic”. :)
Pusiu, naprawdę warto żyć. Nawet, jeżeli się nie pisze. :)
Dziewięciu na dziesięciu pisarzy którzy wzięli udział w ankiecie, odpowiedziało na pytanie “Jak to jest żyć, dobrze?” w następujący sposób:
A, wie pan, moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze, albo że niedobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy nie miałem weny, kiedy byłem sam, i co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem, i dziękuję życiu!
Dziękuję mu; życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość! Wielu ludzi pyta mnie o to samo: ale jak ty to robisz, skąd czerpiesz tę radość? A ja odpowiadam, że to proste! To umiłowanie życia. To właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład piszę o Teorii Ciemnego Lasu, a jutro – kto wie? Dlaczego by nie – oddam się pracy społecznej i będę, ot, choćby, sadzić… ymm… em… marchew…
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Otóż to :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, piękne te gify. Uroda Pani z ostatniego… hmm… jakby taka indiańska :-)
Tarnino, jednak będę się upierał, niepokorny koala, że pojęcie “wszystko” zawiera też pojęcie “nic”. :)
Misiu, masz rację, a droga @Tarnina się niestety myli. Jest to pomyłka dość częsta, więc można ją jej wybaczyć – wynika pewnie z myślenia w kategoriach zbiorów a nie klas.
Natomiast @Tarnina miałaby rację gdyby napisała w ten sposób:
Zbiór wszystkich rzeczy, które istnieją, nie obejmuje “nic”, bo “nic” jest jego dopełnieniem.
W takim znaczeniu w zeszłym tysiącleciu padał często żart takowy z ust moich (możecie cytować, całkiem zgrabnie mi to wyszło):
Fizyka jest nauką o wszystkim co istnieje, filozofia z kolei, z racji tego, że nauką nie jest, może zajmować się wszystkim pozostałym, czyli Nietzschem.
Vacter pewnie by polubił młodego mnie, sądząc po tym, że napisał cały artykuł, który można sprowadzić do powyższego zdania ;-)
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
droga @Tarnina się niestety myli. Jest to pomyłka dość częsta, więc można ją jej wybaczyć – wynika pewnie z myślenia w kategoriach zbiorów a nie klas.
Contrarywise, jak by to ujął Lewis Carroll. Gdybyśmy "nic" zinterpretowali jako zbiór pusty, to… też nie byłoby dopełnieniem zbioru obejmującego wszystko (o ile taki zbiór w ogóle jest możliwy, bo ktoś tu chyba zapomniał o antynomii Russella ^^). A to dlatego, że zbiór "wszystko" byłby samym uniwersum dyskursu i nie miałby dopełnienia. Z drugiej strony, zbiór pusty jest podzbiorem każdego zbioru (ale nie elementem każdego zbioru!) więc jeśli to miałeś, Misiu, na myśli, to racja jest po Twojej stronie.
Oczywiście, nie można pojęcia sprowadzić do zbioru jego desygnatów, więc nie tędy droga ^^
całkiem zgrabnie mi to wyszło
Około 0,75 wilde'a, ale -0,5 koheleta XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Około 0,75 wilde'a, ale -0,5 koheleta XD
<3
Nic to nie jest zbiór pusty. Nic – to jest… nic :)
A jak mawiali starożytni “ex nihilo nihil fit” – i zbiór również.
Zbiór pusty to po prostu zbiór nie zawierający żadnych elementów :)
Nic jako takie… istnieć nie może – bo – tu zaskoczę – nie istnieje.
I tylko w tym sensie jest dopełnieniem istnienia :) Ale to oczywiście tutaj trochę (a nawet mocno) – poleciałem po bandzie. Bo gdyby Wam się chciało złapać mnie za rękę rzeklibyście tak (i tym razem byłoby to całkiem słuszne):
Zaraz, zaraz, przecież FILOZOFICZNA NICOŚĆ (czyli coś co jest czystym nieistnieniem, zaprzeczeniem bytu z samej definicji) – nie może mieć ŻADNYCH właściwości. O czymś co z samej definicji jest czystym nieistnieniem, zaprzeczeniem bytu, nie możemy nic powiedzieć – więc drogi Jimie, nie możesz tu do tej nicości niczego ładować – nie może być tam nawet rzeczy nieistniejących. Wyobrażony Niewidzialny Różowy Wszechmocny Jednorożec i Batman też w sensie materialnym nie istnieją (chyba, że o ich istnieniu mają świadczyć książki, komiksy i filmy, słowem) – są tylko tworami wyobraźni. Ale nicość nie jest zbiorem rzeczy nieistniejących.
Bo zbiór rzeczy nieistniejących – w odróżnieniu od nicości – istnieje.
Dlatego pisałem o tym, że fizycy nie zajmują się nicością (zajmują się przykładowo próżnią czy próżnią fałszywą – ale żadna z tych rzeczy nie jest z filozoficznego punktu widzenia nicością) – bo wiedzą, że nicość to nie jest pokój pełen potworów spagetii, niewidzialnych jednorożców i superbohaterów. To raczej pokój, który nigdy nie istniał, nie istnieje i istnieć nie może – a więc nie ma nawet drzwi, przez które mógłbyś próbować coś tam wnieść.
Filozofowie między innymi tym się różnią od fizyków, że w tym nie mogącym nigdy zaistnieć pokoju, próbują wieszać zasłonki i podlewać kwiatki, których tam być nie może.
Gdybyś, świetlista @Tarnino zajrzała do drugiego z linków, które podałem, wszystko stałoby się jasne, bo wspomnianą antynomię Russela i inne paradoksy naiwnej teorii mnogości się właśnie rozwiązuje przez wprowadzenie pojęcia klasy. Właśnie po to je wprowadzono :)
W skrócie: klasy definiuje się ciut inaczej niż zbiory (przez cechy a nie przynależność) i problem autoreferencji tam nie występuje (chyba serio będę musiał napisać ten artykuł o nieistnieniu prawdy i dlaczego naiwna, korespondencyjna definicja prawdy prowadzi do paradoksów)
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Nic to nie jest zbiór pusty. Nic – to jest… nic :)
Ano, prawda :D
Nic jako takie… istnieć nie może – bo – tu zaskoczę – nie istnieje.
Taaak? XD
więc drogi Jimie, nie możesz tu do tej nicości niczego ładować
Skoro sam o tym wiesz, to po co jesteśmy potrzebni? XD
w sensie materialnym nie istnieją
Są inne sensy ^^ Ale nicość nie istnieje w żadnym, ale to żadnym sensie.
Filozofowie między innymi tym się różnią od fizyków, że w tym nie mogącym nigdy zaistnieć pokoju, próbują wieszać zasłonki i podlewać kwiatki, których tam być nie może.
A skąd to Ci przyszło do głowy, nie mam pojęcia. Byt jest, niebytu nie ma, tertium non datur, khatam śud.
Gdybyś, świetlista @Tarnino zajrzała do drugiego z linków, które podałem, wszystko stałoby się jasne, bo wspomnianą antynomię Russela i inne paradoksy naiwnej teorii mnogości się właśnie rozwiązuje przez wprowadzenie pojęcia klasy. Właśnie po to je wprowadzono :)
Wiem, wiem, ale jak to ma działać, nadal nie mam pojęcia. Albowiem:
klasy definiuje się ciut inaczej niż zbiory (przez cechy a nie przynależność)
Właśnie definiowanie przez cechy leży u podstaw paradoksu Russella… (bo w naiwnej t.m. traktuje się przynależność jako predykat, czyli cechę, co niekoniecznie jest uprawnione).
dlaczego naiwna, korespondencyjna definicja prawdy prowadzi do paradoksów
W wersji naiwnej wszystko prowadzi do paradoksów, dzięki którym można dojść do wersji wyrafinowanej.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Skoro sam o tym wiesz, to po co jesteśmy potrzebni? XD
Kiedyś zarzuciłaś mi solipsyzm, czyż nie?
;-)
A ja Ci bycie sztuczną inteligencją XD
Właśnie definiowanie przez cechy leży u podstaw paradoksu Russella… (bo w naiwnej t.m. traktuje się przynależność jako predykat, czyli cechę, co niekoniecznie jest uprawnione).
Chyba i o tym będę musiał zrobić jakiś artykuł :) Tylko jak tam Twoje prace nad TARDIS? Zrób od razu dwa. I nieśmiertelność / samoodnawialność jak doktorze Who (nigdy nie udało mi się wytrwać by obejrzeć choć jeden odcinek do końca, więc znam tylko z trzeciej ręki).
Hmmm… Ty się chyba odrobinkę znasz na programowaniu… Stosując prostą analogię to by się dało wytłumaczyć jako różnica między listą lub tablicą a typem generycznym, interfejsem lub klasą abstrakcyjną. Da się stworzyć typ zawierający wszystkie możliwe typy, ale nie da się stworzyć listy wszystkich możliwych list.
Mam nadzieję, że trochę rozjaśniłem (zamiast zaciemnić).
W wersji naiwnej wszystko prowadzi do paradoksów, dzięki którym można dojść do wersji wyrafinowanej.
Otóż to.
Znów się zgadzamy. Niepokojące ;-)
A tak na serio – wygląda na to, że z zupełnie różnych założeń jednak czasem da się dojść do podobnych wniosków :)
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Tylko jak tam Twoje prace nad TARDIS? Zrób od razu dwa.
TARDIS się hoduje, nie buduje, a mnie nawet mięta nie rośnie :)
Da się stworzyć typ zawierający wszystkie możliwe typy, ale nie da się stworzyć listy wszystkich możliwych list.
Bo lista jest tak jakby czymś konkretnym, a typ/klasa/jak to tam zwą w jakim języku… hmm. Nie, ona też tak trochę. Wyobrażam sobie klasę jako coś na kształt tego stempelka do produkcji metek – odbijasz stempelkiem część wspólną metkom, ale resztę musisz dopisać. A listę bardziej jako kartkę w linie (i w każdej linii może być odnośnik do innej listy).
wygląda na to, że z zupełnie różnych założeń jednak czasem da się dojść do podobnych wniosków :)
Czasem się da XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
10 Koalo, jak zwykle zgrabny tekst.
20 Dowartościowałem się, że należę do tych 30%, którzy rozumieją.
30 Dopóki nie zacząłem czytać dyskusji Jima z Tarniną.
40 Da się napisać coś nowego. Świat skrywa nowe historie, trzeba je samemu przeżyć (życie jest jednak zbyt krótkie), albo rozmawiać z ludźmi. To co do opisów realnej warstwy świata.
50 Wyobraźnia jest za to nieskończona, a granice fantastyki rozciągliwe jak recepturka. Da się być oryginalnym, nawet bardzo. Co najwyżej narazimy się na niezrozumienie.
60 GOTO 20
70 Życie nie jest za krótkie, wystarczy przeżyć jedną dobrą historię. Swoją. Żeby to zrobić, trzeba wyjść z pętli.
TARDIS się hoduje, nie buduje, a mnie nawet mięta nie rośnie :)
Bo miętę się czuje, kobieto, nie hoduje. Ale trzeba czuć do kogoś XD
No, jakże mnie zdołowałeś tera :D
Da się napisać coś nowego.
Zależy, co uważasz za nowe :)
Życie nie jest za krótkie
A kto tak powiedział? Nie Doktor :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, jakże mnie zdołowałeś tera :D
Czymże śmiałem Cię zdołować? I jak mogłem Cię zdołować, skoro zwykle Twoja forumowa zbroja jest grubsza od skóry nosorożca, a wentyl bezpieczeństwa w postaci marudzenia działa tak skutecznie, że trzeba uważać, by nie stanąć za blisko?
Oj ironiczny jestem dziś, wybacz.
To bez ironii, nie chciałem Cię zdołować. Mięta wokół mnie rośnie, więc ku pocieszeniu mógłbym ją wysłać, ale to mięta górska, paczkomatu nad morze może nie przeżyć. Choć przyznam, że kiedyś wziąłem sadzonkę mięty z gór, wsadziłem do kieszeni plecaka, zapomniałem o niej na dwa tygodnie (dobrze, że nie piorę plecaka), wsadziłem po tych dwóch tygodniach na ogrodzie, i rośnie.
Opisać to z perspektywy mięty i tekst na konkurs HollyHell gotowy XD
Chyba się zrodził nowy dyskurs, a wracając do “wszystkiego” i “niczego” przypomnę: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/31528
Opisać to z perspektywy mięty i tekst na konkurs HollyHell gotowy XD
No, to dawaj XD
Ooo, Misiu, zapomniałam o niczym ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, to dawaj XD
Już to widzę: mięty w nocy obrastają dom nieszczęsnego autora, wyciągają go z łóżka, pakują na dwa tygodnie w plastikowy worek (moja mięta miała trochę wody, więc mogłyby też wlać do worka), a potem wyciągają na obcej planecie i każą mu rosnąć. Horror.
A to takie niemisiowe :c
Kto wie? >;
Wychodzi na to, że nie zawsze warto słuchać weny. Bo czasem, jak coś p… powie…
Wszystko już było, to prawda. Ale, jak wiadomo z innego konkursu, diabeł tkwi w szczegółach, a te błyskawicznie się zmieniają.
Babska logika rządzi!
Już to widzę:
Dawaj! XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Marzanie, dołączam do Tarniny, ale horroru nie przeczytam. :)
Skryty, że nie misiowe? Pisałem wcześniej, dlaczego. :)
Finklo, tak. Weny należy słuchać, bo jak się obrazi, to… :(
Ale jeśli Wena nie ma racji? Wtedy nie wiadomo, co gorsze…
Babska logika rządzi!
Wtedy patrz punkt pierwszy :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No i z którego tekstu zaczerpniesz?
Zabawne opowiadanie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Łowuszko, to była taka złośliwość Weny. Wiedziała, że tego nie zrobię z powodów etycznych i jej pomysłów mi wystarczy na długo. O książce też się wyzłośliwiła. Wiedziała, że żadnej nie napisałem i nie mam zamiaru napisać. Wystarcza mi zabawa w szorty. Nie jestem pisarzem. Podjąłem jej grę, bo była w tym dniu zdenerwowana i nie chciałem jej bardziej rozzłościć. Wena jest kobietą, chociaż boginią. :)
Podjąłem jej grę, bo była w tym dniu zdenerwowana i nie chciałem jej bardziej rozzłościć.
Wszystko moja wina, pewnie jak zobaczyła moją listę niedokończonych pomysłów na opowiadania to doznała załamania, i już do Ciebie trafiła taka sfrustrowana.
I moje rozgrzebane wszystko…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, nie wiem. Myślałem, że każdy ma swoją. ;D
I ruszyły badania nad istotą Weny…
Babska logika rządzi!
Finklo, może coś dadzą, ale pewnie nic, bo choć bogini, to jednak kobieta. :)
Naukowcy nie muszą być mężczyznami, od pewnego czasu kobiety mają wstęp na uniwersytety. ;-)
Babska logika rządzi!
Finklo, może kobiety zdołają badać istotę kobiety, ale to jakby badały nieskończoność. :)
A czy nieskończoność nie jest warta zbadania? ;-)
Babska logika rządzi!
Finklo, jest warta, ale takie badanie może trwać nieskończenie długo,
Misiu, nie trzeba liczyć do końca nieskończoności, żeby ją badać. :-)
Babska logika rządzi!
Finklo, Istota każdej kobiety, w tym Weny, jest niepoliczalna. ;D
Oj tam, oj tam. Sprowadzę Was z obłoków na ziemię… Nigdy nie istniała i nie
istnieje żadna osobniczka o imieniu Wena (łac. Vena). Tym bardziej nimfa
czy bogini. Vena to po prostu w medycynie żyła, stąd – wenflon…hehe
Jak Zulus chce posłać cię “do diabła”, to mówi: hamba wena! Czyli ty idź hamba.
Więc jest to po prostu stan umysłu a jako taki podlega modyfikacjom według
osobistych upodobań. A jak nie zadziała? To znaczy, że dawka nie trafiona, albo
dealer robi nas w balona…
Dum spiro spero. Albo coś koło tego...
Myślałem, że każdy ma swoją. ;D
A my platonicy XD
nie trzeba liczyć do końca nieskończoności, żeby ją badać. :-)
Ale nie można jej do końca zbadać ;)
To znaczy, że dawka nie trafiona, albo dealer robi nas w balona… laugh
<zastrzykuje nalokson> XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
<zastrzykuje nalokson> XD
Eeee… Spray do nosa mniej uciążliwy jest…
Dum spiro spero. Albo coś koło tego...
Widzę, że kolega doświadczony
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dum spiro spero. Albo coś koło tego...
XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Finklo, Istota każdej kobiety, w tym Weny, jest niepoliczalna. ;D
A ja się łudziłem, że na kobiety można czasem liczyć XD
https://instantrimshot.com/index.php?sound=rimshot&play=true
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A ja się łudziłem, że na kobiety można czasem liczyć XD
Tak bywa, gdy człek się łudzi złudzeniami.
Och, Wy! A na ilu męskich speców od łapanek liczycie? ;-p
Babska logika rządzi!
Och, Wy! A na ilu męskich speców od łapanek liczycie? ;-p
No… na palcach można zliczyć. Ile palców ma Ślimak (Zagłady)?
OK. Uznaję argument, szanuję Ślimaka za jego wiedzę, żałuję, że nie komentuje więcej tekstów.
Ślimak ma jedną nogę, a to by sugerowało pięć palców. ;-)
Babska logika rządzi!
żałuję, że nie komentuje więcej tekstów
Sprawdziłem, że naturalnie klonują się tylko samice ślimaków (partenogeneza). Zatem Ślimak wydaje się niezastąpiony i nie da się wytworzyć go więcej, żeby skomentował więcej tekstów.
Za to Wena teoretycznie może ulegać dzieworództwu. Nie może być tylko więcej niż jedna wena na autora, bo zaczną się kłócić. Chyba że jedna do prozy a druga do poezji.
Sprawdziłem, że naturalnie klonują się tylko samice ślimaków (partenogeneza).
Hę? Ślimaki są zasadniczo hermafrodytami i nie klonują się, tylko rozmnażają płciowo, ale każdy może z każdym. Przynajmniej lądowe, bo morskie chyba częściej mają zwykły u zwierząt system rozdzielnopłciowy. Przy okazji znalazłam ciekawostkę: https://en.wikipedia.org/wiki/Pasilalinic-sympathetic_compass (ludzie są dziwni).
Zatem Ślimak wydaje się niezastąpiony i nie da się wytworzyć go więcej, żeby skomentował więcej tekstów.
A to, że Ślimak jest niezastąpiony, to się rozumie, tylko nijak się to nie wiąże z faktem, że nie można go wytworzyć więcej :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
ludzie są dziwni
Trudno się nie zgodzić, bo niektórzy traktują poważnie filozofię i są nad wyraz dociekliwi. :)
Hę? Ślimaki są zasadniczo hermafrodytami i nie klonują się, tylko rozmnażają płciowo, ale każdy może z każdym.
Hę? A do czego samicy druga samica, żeby ją pogłaskać po główce, kiedy składa jaja tylko ze swoim materiałem genetycznym, czyli kopią siebie?
Tarnino, to jest trochę bardziej skomplikowane. Nie chodzi mi o obupłciowość, tylko jednopłciowość. Są gatunki ślimaków, które w pewnych warunkach rozmnażają się dzieworodnie, tzn. są same samice. Na ogół tak jest, jeśli środowisko obfituje w pokarm i nie ma zagrożeń. Samice rozmnażają się szybciej, ale jako gatunek nie są odporne na zmiany środowiska, ponieważ nie wymieniają materiału genetycznego. Są kopiami.
Kiedy warunki się pogorszą, powraca system dwupłciowy, albo obupłciowy, ale wymagający wymiany genów. Wysiłek odnajdywania partnera jest wart wprowadzenia różnorodności.
Tak samo rozmnażają się rozwielitki.
Żeby to wytłumaczyć obrazowo: wyobraźmy sobie państwo, które daje ogromne zasiłki na dzieci. Samicom wcale nie są potrzebne samce – nie muszą się wtedy z nikim dogadywać, kłócić w którą stronę ma się rozwijać papier toaletowy w łazience, albo czy po domu chodzi się w kapciach czy boso. Rozmnażanie idzie im znacznie szybciej.
Za to jeśli czasy są niepewne a zasiłków nie ma, samice godzą się na wieczne kłótnie z samcami. Rozmnażanie idzie wolno, fruwa zastawa stołowa, potrzebne są przyjaciółki i puby do kojenia żalów, co oczywiście obciąża cały system. Ale za to powstają piękne wiersze!
A do czego samicy druga samica, żeby ją pogłaskać po główce, kiedy składa jaja tylko ze swoim materiałem genetycznym, czyli kopią siebie?
A właśnie przyroda jest skomplikowana i ciekawa i nie zawsze chodzi najkrótszymi drogami :D Hermafrodytyczne zwierzęta zwykle nie zapładniają się same, tylko w parach. https://en.wikipedia.org/wiki/Land_snail#Reproduction
Owszem, u wielu gatunków (ale raczej jednokomórkowców, chyba też niektórych owadów, jest też kilka takich kręgowców) występuje właśnie taki mechanizm, jaki opisałeś, ale u innych nie, bo ewolucja się nie cofa, a wykształcenie nowego układu biologicznego trwa i kosztuje. Jak już ryba wyszła na ląd i straciła skrzela, a potem postanowiła zostać wielorybem, to nie hoduje sobie skrzel od nowa, tylko musi kombinować z płucami. Biologia jest ciekawa :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
to nie hoduje sobie skrzel od nowa
Hmmm pytanie jeszcze, czy to by się takiemu wielorybowi w ogóle opłacało, skoro w wodzie w porównaniu z powietrzem jest zero tlenu.
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Nie takie znowu zero absolutnie. A skrzela są fenomenalnie wydajne w wyłapywaniu tej odrobinki.
Babska logika rządzi!
Hmmm pytanie jeszcze, czy to by się takiemu wielorybowi w ogóle opłacało, skoro w wodzie w porównaniu z powietrzem jest zero tlenu.
Gdyby było zero, toby wszystkie ryby dawno posnęły. Jest go całkiem sporo – to zależy przede wszystkim od temperatury (im zimniej, tym więcej). Problem polega na czym innym – przodkowie wieloryba wykorzystali łuki skrzelowe do czego innego i nie mają na czym zawiesić skrzel – a za to mają zupełnie inne urządzenia do oddychania.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No są, a jednak ta różnica w stężeniu jest na tyle ekstremalna, że żaden użytkownik skrzeli nie osiągnął np. stałocieplności. Więc taki waleń żeby choć zacząć myśleć o hodowli skrzeli musiałby najpierw sporo poświęcić. Tak zdaje mi się na chłopski rozum przynajmniej, oczywiście nie mam tego jak sprawdzić :P
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Jak już ryba wyszła na ląd i straciła skrzela
Wyszła podobno w Polsce, niedaleko Kielc, bo tam znaleziono najstarszy odcisk łapki. Złośliwi mówią, że jak zobaczyła okolicę, to szybko wróciła do wody, i dlatego kolejne odciski z innych miejsc na świecie są znacznie młodsze.
Ssaki mają genetyczną blokadę dzieworództwa. Choć naukowcy próbują – tzn. nie siebie rozmnażać, uff, tylko rozmnażać tak myszki i króliki.
Ale ta zmiennocieplność wynika tylko z niewielkiej ilości dostępnego tlenu, czy także z innych czynników, jak na przykład zabójcza dla ciepłych pojemność cieplna wody?
Babska logika rządzi!
No są, a jednak ta różnica w stężeniu jest na tyle ekstremalna, że żaden użytkownik skrzeli nie osiągnął np. stałocieplności.
Hmm, prawda.
Więc taki waleń żeby choć zacząć myśleć o hodowli skrzeli musiałby najpierw sporo poświęcić.
No, właśnie mówię :)
Złośliwi mówią, że jak zobaczyła okolicę, to szybko wróciła do wody, i dlatego kolejne odciski z innych miejsc na świecie są znacznie młodsze.
:)
Choć naukowcy próbują – tzn. nie siebie rozmnażać, uff, tylko rozmnażać tak myszki i króliki.
Jeżeli doszło do tego… jeżeli doszło… ;)
Ale ta zmiennocieplność wynika tylko z niewielkiej ilości dostępnego tlenu, czy także z innych czynników, jak na przykład zabójcza dla ciepłych pojemność cieplna wody?
A wiesz, że nie wiem? Ale pojemność cieplna to ilość ciepła, które trzeba włożyć, żeby wodę ogrzać, i delfinom jakoś nie przeszkadza…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Delfiny i inne foki wlazły do wody ciepłe. Teraz łatwiej im inwestować w tkankę tłuszczową niż przestawić się na zmiennocieplność… Ewolucja nie robi skoków, tylko kombinuje z tym, co ma do dyspozycji.
Babska logika rządzi!
A wiesz, że nie wiem? Ale pojemność cieplna to ilość ciepła, które trzeba włożyć, żeby wodę ogrzać, i delfinom jakoś nie przeszkadza…
Ale delfin nie musi przepuszczać setek tysięcy litrów wody przez silnie ukrwiony organ żeby pozyskać tlen. Więc może tak być, jak Finkla pisze.
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Teraz łatwiej im inwestować w tkankę tłuszczową niż przestawić się na zmiennocieplność…
Ano, właśnie.
Ale delfin nie musi przepuszczać setek tysięcy litrów wody przez silnie ukrwiony organ żeby pozyskać tlen.
Fakt.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.