- Opowiadanie: Tarnina - Rozważmy sferycznego smoka

Rozważmy sferycznego smoka

I co, Bardzie? Dostatecznie „niebezpieczne”? :D

 

Info dla nieumiejących odróżnić rodzaju literackiego (nie, żebym nie wierzyła w Waszą inteligencję, ale przezorny zawsze ubezpieczony): to jest satyra. Nie na naukę, tylko na naukowców (nie tylko na naukowców, chodzi o to, że na naukę nie). Istnieje różnica.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Rozważmy sferycznego smoka

Zamożne było owo królestwo i z dawna cieszyło się pokojem. Nauki i sztuki kwitły w nim i żadne nieszczęście nie mogłoby się tam wydarzyć…

 

– Nieszczęście! – wołał kurier, łomocąc buciorami o posadzki królewskiej siedziby. – Nieszczęście! Biada!

– Uspokój się, gończe o zaiste pojemnych płucach! – rozkazał szambelan, zatrzymawszy go u progu sali tronowej. – Wejdź tu z powagą, która przystoi twemu urzędowi!

Kurier przygładził więc na sobie mundur, by wkroczyć do sali niespiesznie i godnie. Stanął przed obliczem majestatu i wyrzekł jedno słowo, ale jakby spiż brzęknął:

– Smok!

– No, doprawdy – westchnął król. – Smok? W naszych czasach?

Zaszumieli z aprobatą doradcy, zebrani wokół tronu.

– Słusznie prawi wasza wysokość – odezwał się jeden, szacownie brodaty. – Zamierzchła epoka, gdy grasowały podobne monstra, należy już do, yyy, przeszłości. Dziś mamy bastiony! Arkebuzy! A donoszą mi z Akademii, że wkrótce obalimy teorię flogistonu. Nic nie grozi naszemu krajowi, skoro takich ma uczonych! Nie przestraszysz nas, chłopcze, bajkami o smoku!

– To może pójdziecie i popatrzycie, panie, jak bestia pali sioła? – zaproponował kurier.

– Nonsens – odparł brodacz. – Z pewnością jest jakieś naukowe wyjaśnienie.

 

Naukowe wyjaśnienie powstawało w pocie czoła, tymczasem zaś kolejni posłańcy znosili do stolicy wieści, coraz bardziej hiobowe. Tu poczwara puściła z dymem rząd spichrzy, tam zeżarła dwie trzecie uczennic Królewskiej Pensji dla Szlachetnych Panien, ówdzie, zoczywszy w nim bodaj rywala, potarmosiła skrzydła wiatrakowi, przez co zniknęły pod wodą pola tulipanów, hodowanych dla przystrojenia miasta w dniu bliskich już urodzin króla. Coraz częściej widywało się na niebie złowrogi cień o rozłożystych skrzydłach. Trudno się zatem dziwić, że władca, a z nim cały lud, niecierpliwie wyglądał zakończenia pracy uczonych. Przypominał im o tym co rano, a po kilku dniach również wieczorem.

 

Uczeni zaś, rozesławszy gońców po co znakomitszych kolegach w krajach ościennych, obradowali bez ustanku. Zbudowano rozliczne modele, wyprowadzono zawiłe równania. Szczególna teoria smoka nabierała kształtu.

 

– Mamy dobre powody, by sądzić – podsumował swe wywody delegat uczonego grona, wysłany, by zdał królowi sprawę z postępów – że nasza teoria daje się uogólnić również na…

– Co mi z tego? – wpadł mu w słowo król, który tego ranka musiał się obejść bez jajecznicy na śniadanie, smok pożarł bowiem cały pałacowy kurnik. Razem z dachem.

– Macie się pozbyć gada. Chcecie go potem wystawiać w muzeum, proszę bardzo, byle martwego!

– Chciałem właśnie powiedzieć – oświadczył uczony z godnością – że nasza teoria przewiduje niezwykle prosty, niezawodny sposób odsmoczenia królestwa.

– Świetnie! Słucham!

– Jak ci zapewne wiadomo, panie, smoki są dziś rzadkością w krajach cywilizowanych.

– Mogłyby być rzadsze.

– Niemniej jednak – ciągnął niezrażony badacz – istnieją jeszcze dzikie ostępy, dające nadzieję…

– Do rzeczy.

Uczony westchnął cicho i skinął na pomocnika, który jął rozstawiać przed tronem mały stolik, na nim zaś tajemnicze przedmioty.

– Dzięki pomocy naszych znakomitych kolegów z Wolego Brodu, Jarzębianki i Bezsolnego Kasztelu ustaliliśmy, że w krajach, gdzie widuje się dziś smoki, nie było dawniej rycerstwa. Wniosek stąd prosty: rycerz, naturalny wróg smoka, ogranicza populację tegoż i prędzej czy później doprowadza do jego wyginięcia.

– Doskonale – rzekł król. – Doskonale. Jest tylko jeden szkopuł.

– Ależ nie zamierzamy proponować powrotu do obyczajów z dawna przebrzmiałych! Rycerstwo nie ma dziś racji bytu. Nie, nasza metoda jest na miarę czasów.

Uczony odstąpił i ruchem ręki wskazał stolik. Zapadła głęboka cisza. Król otrząsnął się jako pierwszy.

– Tyle czasu – zaczął powoli – zajęło wam zbudowanie paru zabawek z blachy?

– To model w skali! – obruszył się uczony. – Zaczynaj, chłopcze.

Pomocnik ujął wystające z podstawy konstrukcji pręty i przystąpił do poruszania nimi. Zawirowało maleńkie koło z łopatkami, blaszany rycerzyk uniósł miecz, a filigranowy smok zatrzepotał skrzydłami i z przeraźliwym zgrzytem przesunął się po swoim torze, by wreszcie utkwić na skraju planszy.

– Przedstawia instalację odstraszającą o naukowo udowodnionym działaniu – tłumaczył delegat.

– Jak już mówiłem, modele matematyczne oraz dane literaturowe jasno wskazują, że rycerz jest naturalnym wrogiem smoka. Skoro zaś, jak wykazał znakomity Franciszek Boczek w swej słynnej pracy „Żywiny wszelkiej opisanie”, zwierzęta nieodmiennie uciekają na widok swych naturalnych wrogów, dedukujemy, że i smok ucieknie, zobaczywszy rycerza. Co więcej, jako nierozumne bydlę, nie potrafi on odróżnić prawdziwego wroga od ruchomej podobizny. Wystarczą nam zatem w zupełności rycerze mechaniczni! Do poruszania nimi wykorzystamy młyńskie koła. Wystarczy zaadaptować kilka, w strategicznych miejscach, i wkrótce smok odleci w przyjaźniejsze sobie okolice.

– Yyy… – Król odchrząknął, wyprostował się na tronie, dyskretnie poskrobał w głowę (udając, że poprawia koronę) i spytał: – A jeśli to nie zadziała? Słyszałem coś o baranach wypchanych…

– Ależ, wasza wysokość! Czy to uchodzi tak żartować? Wasza wysokość nie chce przecież na serio powiedzieć, że nie ufa naukowym metodom? Że hołduje takim szkodliwym przesądom, wyznawanym przez barbarzyńców w zapóźnionych krajach! Gdyby wziąć poważnie żart waszej wysokości, równie dobrze moglibyśmy zaprowadzić u siebie ustrój tych dzikich ziem, a wtedy byle szlachetka swobodnie dyktowałby samemu władcy, jak ma rządzić!

Król wzdrygnął się na samą myśl.

– Dobrze, dobrze – wymamrotał. – Róbcie swoje. Chciałbym jeszcze tylko wiedzieć, ile to będzie kosztowało skarb państwa.

– O, bardzo niewiele, miłościwy panie. Ot, nieco taniej stali, trochę szmat na tuniki i kamieni polnych do obciążenia. Przejmie się kilka młynów, ale na krótko. Lada dzień królestwo nie dość, że będzie wolne od smoka, to jeszcze zasłynie w świecie z oświeconych rządów!

 

I tak król, który cenił sobie opinię nowoczesnego monarchy, zarządził w swoim państwie budowę mechanicznych rycerzy. Młyny, wiatrowe i wodne, za pomocą zmyślnych układów kół, korbowodów i łańcuchów poruszały blaszanymi kukłami, klangor zaś robił się taki, że nie tylko smok, ale i chłopstwo, i wszelka zwierzyna, i nawet ryby z młyńskich potoków omijały je z daleka.

 

I wszyscy żyli długo…

 

– Biada! Nieszczęście! – wołał posłaniec o niezwykle wydolnych płucach, pędząc korytarzami królewskiej siedziby.

– Znowu? – westchnął szambelan. Wpuścił jednak gońca do sali tronowej, gdzie uczeni wywodzili właśnie przed królem, jak znakomicie mechaniczni rycerze spełniają swoje zadanie.

– Wasza wysokość! – Kurier nie był ani trochę zdyszany. – Smok pożarł spółdzielnię koronczarek!

– Na deser po trzech owczych fermach i klasztorze – mruknął król, mierząc uczonych długim spojrzeniem. – Aż dziw, że jeszcze fruwa.

Wobec braku odpowiedzi dodał: – Rozumiem, że chcecie utuczyć gada, by go unieruchomić?

– Wasza wysokość raczy żartować – orzekł rektor Królewskiej Akademii Nauk – ale, jak już wyjaśniłem, zanim nam tak nieuprzejmie przerwano, trudno powątpiewać, że mechaniczni rycerze to jedyna skuteczna metoda obrony przed smokiem.

– Nie tak trudno…

– Nie chcesz chyba, panie, wycofać się z tej zbawczej strategii? Czyżbyś wolał spalone do cna królestwo, pożarte ostatnie dziewice, spadek dochodów?

– Nie bądźmy melodramatyczni…

– Melodramat jeszcze niewynaleziony! Nigdy nie powstanie, jeśli nie zwalczymy smoka! A nie zwalczymy go żadnym innym sposobem, tylko dzięki mechanicznym rycerzom!

– Właśnie – podchwycił król. – Tego nie rozumiem. Dlaczego nie możemy zastosować artylerii? Albo tego barana z siarką…

– Artylerii? Panie, takie środki uchodzą może na wojnie, ale trafić smoka bez narażania własnych poddanych nie zdoła najlepszy nawet puszkarz. Co się zaś tyczy baranów, ta nienaukowa metoda powoduje co najwyżej straszliwy smród, który z kolei, jak głoszą sprawdzone naukowe teorie, rodzi zarazę. Zresztą, nie możemy po całym kraju rozkładać zatrutych baranów. Co o nas pomyślą sąsiednie dwory?

– Byle smok zdechł, nie dbam o…

– Kraj nasz – oświadczył rektor – jest najpierwszy na froncie walki ze smokami.

– Bo nigdzie indziej ich nie ma – westchnął król, choć jednocześnie pomyślał sobie, że dobrze jest być w czymś najlepszym. Głośno powiedział: – Wolałbym jednak…

– Któż by nie wolał, by smok nam nie zagroził, panie! – Rektor dał ręką znak uczniowi, który asystował mu przy wielkiej mapie, ustawionej na sztalugach. – Ale skoro już jest, rozprawmy się z nim dzięki naukowym metodom.

– Mimo wszystko – nie ustępował król – skarbnik donosi mi, że podatki od młynów wpływają w coraz mniejszej wysokości. Czy nie byłoby jednak lepiej, taniej, wysłać na smoka wojsko?

– O, wasza wysokość, na krótką metę może się to wydawać tańsze, ale kiedy smok porwie kilka dywizji, przekonasz się, ile są warte porady umysłów tak ograniczonych, jak na przykład skarbnik.

– Ale smok nadal pustoszy kraj – przypomniał władca.

– Ale nie zbliża się nawet do naszych machin, panie. Jak już wcześniej mówiłem, na tę oto mapę nanieśliśmy położenie wszystkich mechanicznych rycerzy. Każda instalacja oznaczona jest kwadratem.

– Przepraszam – wtrącił kurier, który został w sali, ponieważ nikt go z niej nie wyprosił. – A ten kwadrat jest za granicą. A w ogóle, te koronczarki miały taką kukłę prawie pod oknem i strasznie narzekały…

– Milcz, prostaku! – huknął uczony, kiedy tylko pojął, że goniec umie mówić i korzysta z tej możliwości. – Zdaje ci się, że wiesz lepiej? Lepiej od nas, którzy całe życie poświęciliśmy wiedzy?

– Spokój – uciął król. – Powiedz mi raczej, jak przyspieszyć odsmoczanie, rektorze.

– A, jeśli o to się troska wasza wysokość, to oczywiście, nic prostszego. Wystarczy gęstsza sieć mechanicznych rycerzy, by smok nie miał już ani jednego miejsca, gdzie mógłby odpocząć. Jeśli o to zadbamy, wkrótce się wyniesie.

– I nie można było tak od razu?

– Skarbnik – rektor spojrzał znacząco – nie pozwalał.

– Dobrze, weźcie sobie, ile potrzebujecie – westchnął król. – Byle się pozbyć gadziny.

 

I tak skarbnik trafił do lochu, a kraj, jak był długi i szeroki, pokrył się blaszanymi zbrojami poruszanymi niezwykle zmyślną maszynerią. Wygrażały one smokowi mieczami, gdy przelatywał i gdy nie przelatywał, a klekotały i brzęczały bez ustanku, aż młynarze, z braku innego zajęcia doglądający machin, zatykali uszy gałgankami. Reszta zaś mieszkańców omijała kukły z daleka, a do hałasu z wolna przywykła, tym bardziej, że inne sprawy chodziły ludziom po głowie.

 

– Biada! Nieszczęście! – wołał kurier już od wrót pałacu. Szambelan zganił go spojrzeniem, posłaniec jednak nie zatrzymał się wcale, póki nie stanął przed królem.

– Panie – zameldował. – Rebelianci już pod stolicą. Wołają chleba!

– Rozdać im. Potem wyłapać prowodyrów i oćwiczyć… – Król, usłyszawszy taki dźwięk, jakby komuś spadło na nogę coś bardzo ciężkiego, rozejrzał się w poszukiwaniu jego źródła. Mógł nim być tylko niedawno mianowany skarbnik, który stał pod ścianą, chyba po to, żeby się nie przewrócić.

– O co chodzi? – spytał władca.

Nieborak przełknął raz i drugi, po czym rzekł: – Nie mamy chleba. W kraju zabrakło mąki.

– Zabrakło? – zdziwił się król. – Przecież rano jedliśmy bułeczki…

– Z ostatnich zapasów.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziano?

Skarbnik, który co dzień pisywał sążniste raporty, i kurier, który musiał je dźwigać, wymienili spojrzenia. Uczeni, stojący rządkiem przy tablicy z mapą kraju, pokiwali głowami.

– Najwyraźniej nie doceniliśmy smoka, miłościwy panie – zaczął rektor. Skarbnik ryknął śmiechem, a kurier zaczął go odprowadzać na stronę, ale nie zdążył, bo huknęły drzwi i wypadł z nich drugi posłaniec.

– Pospólstwo rozbija bramę!

– No – warknął król – nie powiecie mi, że to sprawka smoka!

– Ależ naturalnie, że smoka, panie! – zawołał rektor. – Przecież to smok niszczy zasiewy…

Skarbnik zagłuszył resztę zdania potępieńczym rechotem. Uczony odczekał, odchrząknął, a gdy rechot wraz ze skarbnikiem oddalił się korytarzami, podjął:

– Uparta to gadzina, ale my ją przetrzymamy! Naszych mechanicznych rycerzy chwalą wszystkie ościenne dwory. Wystarczy zbudować ich jeszcze więcej…

 

I tu urywa się historia, bo ze spalonych kart jedynej księgi, którą odnaleźliśmy w zgliszczach pałacu, nie sposób więcej odczytać, dziejopisowie zaś milczą o dalszych losach owego królestwa. Nasza wyprawa badawcza nie zastała na tych ziemiach żywej duszy, zdołaliśmy jednak, dzięki owej księdze, rozwikłać zagadkę wielkiej liczby blaszanych zbroic, rdzewiejących przy każdym tutejszym młynie, grubych warstw słomy i łętów pokrywających pola, jak również smoczego zezwłoku, na który natknęliśmy się wśród ruin. Sądząc po stanie łusek, gad zdechł na otłuszczenie wątroby.

 

Koniec

Komentarze

łomocąc buciorami

Łomotanie wzbudza skojarzenie z uderzeniem o drewno, lub strukturę przenoszącą dźwięk – łomotanie w drzwi, łomotanie sąsiadki w ścianę, kiedy młodzież figluje. Posadzki, cóż, zwykle były grube i tłumiły dźwięk.

Skoro jednak czasy są na wpół nowożytne, może i pałac był z wielkiej płyty? :D

 

Zaszumieli z aprobatą doradcy, zebrani wokół tronu.

Brzmi jak didaskalia do nieistniejącej kwestii dialogowej. Może: Doradcy, zebrani wokół tronu, zaszumieli z aprobatą.

 

A donoszą mi z Akademii,

Hm, rzadko używa się składni “donosić komuś skądś”, ale nie będę się czepiał.

 

Przypominał im o tym co rano, a po kilku dniach również wieczorem

Hm, Początkowo przypominał im o tym co rano, ale po upływie kilku dni zaczął posyłać gońca również wieczorem, aż w końcu słał go tak często, że uczeni profilaktycznie posadzili przed drzwiami bardzo złego psa.

(trochę pojechałem z sugestią, wybacz, ale to opowiadanie jest takie cudne, że się wczułem).

 

Do poruszania nimi wykorzystamy młyńskie koła. Wystarczy zaadaptować kilka,

Jest poprawnie językowo, ale spycha uwagę czytelnika na koła młyńskie, a ta powinna być skoncentrowana na rycerzach.

No dobrze, po przeczytaniu całości widzę, że jednak najważniejsze są koła młyńskie, nie będę się czepiał – poza tym, że uprzedzasz, na czym czytelnik powinien skupić uwagę.

Biedacy uzależnili się od tych kół młyńskich do mielenia zboża, a kieraty? Można eskalować problem: jak zaprzęgli bydło do kieratów, chudło i nie mieli mięsa i mleka itd.

 

Że hołduje takim szkodliwym przesądom, wyznawanym przez barbarzyńców w zapóźnionych krajach!

Znowu poprawnie, ale “wyznawanym” rodzi skojarzenie z religią, a tutaj zahaczamy raczej o politykę

 

– Któż by nie wolał, by smok nam nie zagroził, panie!

Hm, może “groził”, albo zupełnie inaczej? To jest poprawne językowo, ale nie brzmi, gdzieś mi logika zgrzyta – a jakby smok tylko zagroził, ale sobie poleciał? Rodzi się dwuznaczność.

 

Uff, to tyle łapanek.

 

A całość to cudeńko, uśmiechałem się od ucha do ucha i cieszyłem z (prawie) każdego słówka. I to tyle komentarzy o części artystycznej.

 

 

Twój tekst ma bogaty język, spójny styl i wyczuwalnie przemyślany humor. Dialogi są żywe, a narracja dobrze prowadzona. Wymaga co najwyżej drobnego szlifu. Zdecydowanie warto pisać dalej – czy to jako kolejne sceny, czy część większej całości. Pozdrawiam

cheeky

Zacznę nietypowo:

Uff, to tyle łapanek.

Hehe, też uczepiłem się jakiejś tam “kropeczki” – 

widywało się na niebie złowrogi cień o rozłożystych skrzydłach. 

czy cień może mieć skrzydła? Przesterowane. Ale (sic!) pomyślałem sobie,

złośliwiec, że może ktoś pociągnie łapaneczkę… No i proszę, telepatia? Heh.

Jednak niedosyt pozostał…hehe:

Posadzki, cóż, zwykle były grube i tłumiły dźwięk.

To niezupełnie tak. Nie chodzi o dźwięk przechodzący przez materiał, tylko odbity.

Akurat kamienne posadzki świetnie wzmacniają łomot podkutych buciorów

w przeciwieństwie do drewna, płyt kartonowo-gipsowych i innych dywanów perskich…

Pozostałe uwagi to czysta “kosmetyka”, ale nie czepiam się czepiania…wink

Generalnie – misię… A że półki biblioteczne uginają się pod Tarniną – “+6”…

To epos z okresu pośredniego pomiędzy bajkami a ekspertami?

 

Dum spiro spero. Albo coś koło tego...

Dziń dybry, Tarnino,

 

no, w końcu się doczekaliśmy.

 

Nie spotkałam się wcześniej z teorią flogistonu, ale dzięki Tobie trochę sobie o nim poczytałam, dowiedziałam się czegoś nowego. Dzięki!

 

spytał: – A jeśli to nie zadziała? Słyszałem coś o baranach wypchanych…

– Ależ, wasza wysokość! Czy to uchodzi tak żartować? Wasza wysokość nie chce przecież na serio powiedzieć, że nie ufa naukowym metodom?

Nie rozumiem, czemu ten naukowiec tak się cietrzewi. Przecież król nawet nie zdążył skończyć zdania, nie wiem, co miał na myśli. Sposób na Szewczyka Dratewkę? Nie wiem.

 

Młyny, wiatrowe i wodne, za pomocą zmyślnych układów kół, korbowodów i łańcuchów poruszały blaszanymi kukłami, klangor zaś robił się taki,

Nie znałam słowa klangor. Myślałam, że to synonim hałasu, ale:

https://sjp.pwn.pl/slowniki/klangor.html

Więc chyba nie o to Ci chodziło?

 

 

– Biada! Nieszczęście! – wołał posłaniec o niezwykle wydolnych płucach, pędząc korytarzami królewskiej siedziby.

(…)

– Wasza wysokość! – Kurier nie był ani trochę zdyszany. – Smok pożarł spółdzielnię koronczarek!

Nie rozumiem, do czego nam są potrzebne te informacje.

 

Wobec braku odpowiedzi dodał – Rozumiem

Nie powinien być dwukropek po dodał?

 

– Kraj nasz – oświadczył rektor – jest najpierwszy na froncie walki ze smokami.

– Bo nigdzie indziej ich nie ma – westchnął król,

Haha, świetne :)

 

– Skarbnik – rektor spojrzał znacząco – nie pozwalał.

Zapisałabym to inaczej:

→ – Skarbnik nie pozwalał. – Rektor spojrzał znacząco.

 

Nieborak przełknął raz i drugi, po czym rzekł – Nie mamy chleba

Czyli co, nie daje się dwukropka przed wypowiedzią?

 

Sądząc po stanie łusek, gad zdechł na otłuszczenie wątroby.

Ahahahha, wyborne zakończenie :)

 

Zanim zacznę chwalić, mam jedną wątpliwość:

Nie rozumiem, skąd naukowcy wiedzą, że teoria flogistonu zostanie wkrótce obalona i że będzie kiedyś coś takiego jak melodramat. Są też jasnowidzami?

Poza tym świetna satyra. Ależ musisz nie cierpieć naukowców! Niechęć widoczna jest niemal w każdym zdaniu, ale jednocześnie nie jest irytująca: wręcz przeciwnie, jest wyważona i zabawnie przedstawiona.

W prosty sposób pokazałaś, jak szkodliwe dla dobra ogółu są te uparciuchy, które zrobią wszystko, byle tylko udowodnić swoją rację i swoją przydatność. Aż mi się skojarzyło z Folwarkiem zwierzęcym – bo to też na pozór łatwa lektura rozprawiająca jednak o zawiłych wątkach. Żeby w taki prosty sposób przedstawić istotę problemu, trzeba mieć talent.

Zgłaszam opowiadanie do Biblioteki z wielką przyjemnością.

Pozdrawiam serdecznie! heart

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

swoją tezę podpieram długim stażem na literackich portalach, ale zwykle bywa tak,

że osoby piszące znakomite komentarze prezentują przeciętną twórczość;

jesteś Tarnino wyjątkiem, a to opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu;

pozdrawiam :)

Nie znałam słowa klangor. Myślałam, że to synonim hałasu, ale:

https://sjp.pwn.pl/slowniki/klangor.html

Więc chyba nie o to Ci chodziło?

 

TarninoHollyHell, akurat klangor mnie nie raził – definicja wg. słownika Doroszewskiego bardzo dobrze pasuje do brzęku, szczęku i klekotu blach.

Oczywiście nie jestem tak kompetentny, jak eksperci powyżej, w ogóle nie jestem kompetentny, ale jakbym mógł zasugerować jedną rzecz…

– Yyy… – Król odchrząknął, wyprostował się na tronie, dyskretnie poskrobał w głowę (udając, że poprawia koronę) i spytał: – A jeśli to nie zadziała? Słyszałem coś o baranach wypchanych…

Nawias jest konieczny? Osobiście we mnie, z powodów niezbadanych przez naukowców z owego królestwa, nawiasy przywołują pierwotną żądzę mordu. Nieśmiało proszę zatem, o zastanowienie się nad rolą i koniecznością obecności tego nawiasu.

Pamiętaj, że nastolatkowie są najbardziej nieprzewidywalnymi ludźmi!

Pozdrawiam. c:

ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz

Tarnino, z przyjemnością przeczytałem. Humor w tekście podniósł mi kąciki pyska. Też nie lubię naukawców. Doczytałem o flogistonie. 

“Klangor” dotychczas kojarzyłem z lecącymi żurawiami, ale jak określić mocno, innym, jednym słowem, dźwięk opisany w tekście? Może nadałby się “wizg”? Chyba nie, bo wizg jest wysoki. 

Zastanawiam się jeszcze, dlaczego ten smok jest sferyczny, a nie ‘normalny’, ale to mi nie przeszkadza w kliknięciu. Po zastanowieniu odpowiedziałem sobie, że naukawcom nie ‘pasowałby’ zwyczajny. :)

surprise

Zastanawiam się jeszcze, dlaczego ten smok jest sferyczny,

Może to być metafora, która informuje nas, biednych żuczków czytelniczych, że

rzeczony smok zamknął w sferze swoich ścisłych oddziaływań tylko owo

nieszczęsne królestwo…

cool

 

EDIT

Klangor – to kolejna metafora, dziś trudna do zrozumienia. Tylko kto widział/słyszał

stare mechanizmy zasilane wiatrem, wodą czy chudą szkapiną, potwierdzi

podobieństwo do dźwięków wydawanych przez żurawie: 

 

https://youtube.com/shorts/hgpPGSOolPo?si=BVdZ7QdNBDfjDGRv

 

AHA

Zgrzyt to jednak trochę inna tonacja…

smiley

 

Dum spiro spero. Albo coś koło tego...

 "Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów".

 

Też nie lubię naukawców.

Hmmm. Koalo, a kto jeszcze nie lubi naukowców? Chyba, że to nie jest literówka i są jacyś naukawcy, których należy nie lubić.

 

 

Lubię jak ktoś udowadnia, że wiedzę, którą posiada potrafi użyć nie tylko do poprawy prac innym, ale też do napisania swojego dzieła. Tak też zrobiłaś, bardzo dobre, lekkie opowiadanie. Fajny przekaz, świetnie napisane. Zaśmiałem się kilka razy, bardzo mi się podobało.

Pozdrawiam!

You cannot petition the Lord with prayer!

Khem, ja jestem naukowcem.

 

Drogi Koalo, zakładam że napisałeś to niecne zdanie na komputerze lub telefonie. Oba działają dzięki tranzystorom. Wynalezienie tranzystora zaczęło się od tego, że ktoś założył, że atomy są pudełkami, nie mylić z pudelkami.

Atomy nie są pudełkami, ale taki model był potrzebny, żeby zacząć od czegoś prostego. W zbiorkach znajdziemy pełno zadań z tekstem typu “załóż, że Kasia jest walcem” (Holly, to nie o Tobie), albo “załóż, że drzewo jest jednorodnym stożkiem”.

Problemem jest sytuacja, w której model staje się sztuką dla sztuki. Twórcy tranzystora lubili atomy takimi, jakimi są, z całą ich niedoskonałością, i dlatego stworzyli coś, co działa. Nie wymyślali niedziałających urządzeń tylko dlatego, że teoria pudełek tak im nakazywała.

Wyobraźmy sobie, że chcę zbajerować Kasię, i zabieram ją na kajak. Model Kasi-walca wykazał, że kajak się nie wywróci. Problem w tym, że Kasia widzi pająka spacerującego po burcie, i wywraca kajak. Niepowodzenie randki wynika z braku akceptacji Kasi takiej, jaka jest :)

Model drzewa – stożka nie zakładał, że dorodny dąb rozgniecie nowe Isuzu, które leśniczy dostał z dofinansowania unijnego. Ale rozgniótł, bo brak było akceptacji dla drzewa takim, jakie jest.

Smok może być przez chwilę kulą, jeśli nakarmimy go owcą i zaprowadzimy do rzeki. Sferyczny smok miałby, hm, warstwy jak cebula (albo Shrek). Nie zmienia to tego, że smoki należy kochać, albo nienawidzić, albo robić z nimi cokolwiek, takimi, jakimi są.

 

Kiedy jeszcze mi się chciało, wymyślałem zadania dla studentów. Miały treść. Występowały w nich smoki, Asteriks, Dexter, Trurl, Kojot i Pędziwiatr. Studenci na początku nie potrafili ich robić, ponieważ dotąd w zadaniach mieli tylko kule, punkty, walce i pręty. Zawsze dotąd było jedno słuszne rozwiązanie.

 

Khem, ja jestem naukowcem.

:D

 

Wyobraźmy sobie, że chcę zbajerować Kasię, i zabieram ją na kajak.

Khem, ja nazywam się Kasia ;p

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Są naukowcy i naukawcy, a nawet naukawce. To nie literówki. Tych pierwszych szanuję, ale nie muszę lubić, o pozostałych zamilczmy. :)

Misiu Mógłbyś przełamać milczenie i zdefiniować dwie ostatnie wymienione przez Ciebie grupy? Brzmią… ciekawie.

ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz

Khem, ja nazywam się Kasia ;p

Misiu Mógłbyś przełamać milczenie

 

Jak już zrobiło się tak zabawnie i po imieniu, to przyznam, że na Koalę nie mógłbym się obrazić nawet za naukawca, ponieważ dwójka moich znajomych zdrabnia mnie “misiu” (od Michał). Więc jak nie lubić kogoś, z kim łączy mnie zdrobnienie, choć nie lubię zdrobnień?

I mogłem jako walec wpisać Zosię, ale wpisałem Kasię, znając wcześniej imię HollyHell ze wstępu do konkursu o roślinach. Dlaczego? Bo śmiech i zabawa słowem nikomu nie szkodzi.

 

Tarnina też bawi się słowem i dobrze jej to wychodzi. Tylko zaraz przyjdzie i będzie pomstować, jaki off-topic robimy pod jej opowiadaniem. Zwalcie wszystko na mnie jakby co XD

Kochana Tarninoheart, otóż musisz mi wybaczyć na samym początku, że nie ważę się odnieść co do warsztatu, skoro zawsze polegam na Tobie.

Moim zdaniem satyra jest przednia. Czyli w skrócie: jaki król, taki smok, jaki smok, taki rycerz, jaki problem, taki doradca… 

Nie zawsze nauka i inteligencja idzie w parze w zażegnaniu problemu, bo proporcje absurdu znacznie przewyższają możliwości naukowego pojmowania. Tak więc anomalia są w każdym kraju, czy krainie, ale liczyć na rozsądek, to hodować smoka :))

 

Pozdrawiam i klik ode mnieheart

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Przednie opowiadanko!

 

Lekkie i wesołe.

Rycerz na smoki analogią stracha na wróble – super

Odzywki króla – naprawdę zabawne.

Rycerz, naturalny wróg smoka, ogranicza populację tegoż i prędzej czy później doprowadza do jego wyginięcia.” – cóż za oryginalna teza, genialne!

 

Podoba mi się – gratuluję!

rr

W zbiorkach znajdziemy pełno zadań z tekstem typu “załóż, że Kasia jest walcem” (Holly, to nie o Tobie), albo “załóż, że drzewo jest jednorodnym stożkiem”.

Tak, zaznaczyłeś, że to nie o mnie :) Ale ja się nie obraziłam, chciałam tylko nawiązać do Twojego “khem”. Miało być zabawnie, a wyszło jak zawsze ;p

Ok, już nie off-topuję, znikam :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Wasza Ciernistość!

Naprawdę smakowita satyra. Opowieść poprowadzona umiejętnie i elegancko, żaden element nie jest zbędny; tekst stoi głównie dialogami, ale nieliczne opisy trafiają w sedno, rzadkie wyrazy dodają smakowitości. Nawet ten “klangor” zatrzymał mnie na chwilę, ale uznałem, że to może być nawet trafny metaforyczny opis – hałas jak gdyby klekot żurawia. Przy czym żuraw kojarzy mi się wręcz symbolicznie, przez Uspokojenie i Kompromitację wieszcza, z kwestią przyznawania dobrym autorom większej swobody w operowaniu pojęciami niż początkującym (wprawdzie nie przypuszczam, żebyś świadomie chciała do tego nawiązać).

Muszę jednak przyznać, że przesłanie utworu niezupełnie do mnie przemawia. Zapewne, zdarzają się naukowcy, którzy obstają wbrew faktom przy wadliwych modelach i hipotezach, a nawet sięgają po manipulatorskie metody, żeby dopominać się za to uznania u władz, oraz piętnują krytyków jako antynaukowych dzikusów. Czy jednak jest to obecnie kluczowy problem cywilizacyjny? W mojej skromnej ocenie problemem dużo poważniejszym jest ignorowanie przez władze i społeczeństwo przestróg naukowców, którzy prowadzą swoje badania rzetelnie, poddają je rygorowi metodologicznemu i należytej recenzji. Jasne jednak, że jako autorka masz prawo skierować ostrze satyry, gdziekolwiek to uważasz za stosowne.

Łapanki tu dużo nie będzie, Holly wychwyciła już te dwa miejsca, gdzie trzeba co najmniej wstawić dwukropek (ja dałbym także kwestię dialogową od nowej linii, ale to może nie jest obligatoryjne). Jeszcze takie dwa drobiazgi interpunkcyjne:

– Wasza wysokość raczy żartować – orzekł rektor Królewskiej Akademii Nauk – ale(-,) jak już wyjaśniłem, zanim nam tak nieuprzejmie przerwano

a klekotały i brzęczały bez ustanku, tak(-,) że młynarze, z braku innego zajęcia doglądający machin, zatykali uszy gałgankami.

Tymczasem wyłowione z komentarzy:

Atomy nie są pudełkami, ale taki model był potrzebny, żeby zacząć od czegoś prostego. W zbiorkach znajdziemy pełno zadań z tekstem typu “załóż, że Kasia jest walcem” (Holly, to nie o Tobie), albo “załóż, że drzewo jest jednorodnym stożkiem”.

Zawsze też hitem są sformułowania z pomijaniem. “Na potrzeby zadania masę słonia należy pominąć”, “Tarcie śmietnika ciągnionego po asfalcie można uznać za zaniedbywalne”… W każdym razie “Rozważmy sferycznego smoka”, oprócz niewątpliwego odniesienia do niedoskonałych modeli, kojarzy mi się też z licznymi wersjami żartu o przedstawicielach różnych profesji obstawiających na wyścigach konnych. Matematyk (czy tam fizyk, filozof, ktokolwiek akurat pasuje) zgarnia całą pulę, po czym niechętnie dzieli się sekretem:

– Weźmy nieskończenie wiele identycznych, idealnie kulistych koni…

Są naukowcy i naukawcy, a nawet naukawce. To nie literówki. Tych pierwszych szanuję, ale nie muszę lubić, o pozostałych zamilczmy. :)

O naukawcach pierwsze słyszę, ale zetknąłem się z pojęciem “pracy naukawej” (przez analogię np. do kwasu siarkawego – słabszy niż siarkowy i w ogóle nie jest tym samym w swej istocie).

Pozdrawiam ślimaczo i klikam!

No podobało mi się.

 

Mam skojarzenia z “Whitey on the moon” :O Nauka jest potrzebna, ale jej koszt bywa wielki.

 

Pozdrawiam i klik

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Tak, zaznaczyłeś, że to nie o mnie :) Ale ja się nie obraziłam, chciałam tylko nawiązać do Twojego “khem”. Miało być zabawnie, a wyszło jak zawsze ;p

HollyHell, było zabawnie! I śmiesznie! Ach, ten ;pisarski brak pewności siebie – co ktoś pomyśli, jak przeczyta, i prawie obgryzanie paznokci w niepewności reakcji :)

 

To jest zabawne, lekkie opowiadanie i naturalnie przyciąga zabawne, ironiczne wypowiedzi. Tarnina może się tylko cieszyć, że robimy sobie piknik w jej ogródku, bo to znaczy, że to miły ogródek. A że trochę naśmiecimy, cóż, po gościach się zawsze sprząta, ale wspomnienia zostają :P

 

Ślimaku, co do poważniejszych kwestii, które poruszyłeś – mnie denerwuje nie tyle to, że nie zauważa się przestróg naukowców, co to, że giną one w tłumie “pseudonauki”, oraz w tak zwanych konkursach piękności, czyli wystąpieniach o granty. Obecnie nauka finansuje się z między innymi z grantów, ale żeby taki grant dostać, trzeba wygrać z innymi. Minęły czasy, kiedy liczyła się tylko zawartość merytoryczna. Teraz granty piszą wyspecjalizowane firmy. Sam naukowiec tego nie napisze, choćby wykitował, bo to zwykle około stu stron, a czasu do napisania jest zwykle bardzo mało.

Możesz mieć genialny pomysł, albo możesz zauważać istotny problem, ale dopóki nie dostaniesz na to kasy, Twój głos zostanie niezauważony. Zakrzyczą go, albo raczej zapiszą.

Świat naukowy to teraz taki szereg konkursów literackich. Możesz mieć ważne przesłanie, ale zwycięży Cię chwytliwa forma.

Dlatego odnalazłem się dość szybko w konkursach NF.

 

Czy śmieszne jest to, że nie opłaca mi się poświęcać czasu na pisanie własnej książki, bo w przeliczeniu na stronę zarobię więcej na pisaniu o sferycznych smokach? Pomijam też całą niepewność związaną z poszukiwaniem wydawcy, korektora, edytora, beta czytelników.

Co miesiąc ktoś przychodzi do mnie ze swoim sferycznym smokiem, żebym napisał do tego ładną bajkę. A ja uparcie odmawiam, bo chcę pisać prawdziwe bajki, nie o sferycznych smokach.

 

Świat upadł tak nisko, że zamiast pracować w pocie czoła, siedzę teraz w chatce w górach i piszę opowiadanie. Powinienem się cieszyć, że robię to, o czym część ludzi marzy. Wolałbym robić jakiś ciekawy projekt, który pomoże ludziom. Takie owce wypchane siarką. Ale owce są passe, bo modni są robo-rycerze. Więc uczelnia woli tolerować moją fanaberię siedzenia w off-gridowej szopce, bo desperacko potrzebuje, żebym kiedyś im napisał kolejny projekt o robo-rycerzach.

 

Nie, nie jestem darmozjadem, sprytnie wyrobiłem wszystkie przepisowe godziny w jeden semestr zamiast dwóch. Nie utrzymujecie z podatków tego, że piszę sobie piątą część Żaby XD. Jakiś honor mam.

 

Ale boli mnie to, że Tarnina tak bardzo ma rację. I że napisała to jako satyrę. A to jest czysta prawda.

Marzanie:

mnie denerwuje nie tyle to, że nie zauważa się przestróg naukowców, co to, że giną one w tłumie “pseudonauki”

Naturalnie, być może wyraziłem się zbyt pobieżnie, ale pseudonauka i jej obecność w środkach masowego przekazu zdecydowanie jest częścią problemu, który chciałem opisać.

oraz w tak zwanych konkursach piękności, czyli wystąpieniach o granty. Obecnie nauka finansuje się z między innymi z grantów, ale żeby taki grant dostać, trzeba wygrać z innymi.

Z tym zetknąłem się dotychczas osobiście w niewielkim zakresie, ale jest to kwestia, o której słyszałem wiele bardzo przykrych opowieści i która w znacznej mierze zniechęca mnie do wyboru akademickiej ścieżki kariery. Niemniej w moim otoczeniu nie spotkałem się z wynajmowaniem firm do pisania wniosków grantowych (albo jeżeli ktoś tak robi, to nie chciał się chwalić).

Co miesiąc ktoś przychodzi do mnie ze swoim sferycznym smokiem, żebym napisał do tego ładną bajkę. A ja uparcie odmawiam, bo chcę pisać prawdziwe bajki, nie o sferycznych smokach. (…) Wolałbym robić jakiś ciekawy projekt, który pomoże ludziom. Takie owce wypchane siarką. Ale owce są passe, bo modni są robo-rycerze.

Muszę przyznać, że ni w ząb nie widzę tego przesłania w tekście. Piszesz o negatywnym wpływie regulacji i uwarunkowań polityczno-finansowych na naukę, a satyra Tarniny wydaje się atakować w odwrotnym kierunku, jak gdyby to naukowcy psuli polityków.

Świat upadł tak nisko, że zamiast pracować w pocie czoła, siedzę teraz w chatce w górach i piszę opowiadanie. Powinienem się cieszyć, że robię to, o czym część ludzi marzy. (…) Nie, nie jestem darmozjadem, sprytnie wyrobiłem wszystkie przepisowe godziny w jeden semestr zamiast dwóch.

… A to z kolei bardzo mnie zachęca do wyboru akademickiej ścieżki kariery (nie to, że teraz, myślałem o takich możliwościach już wielokrotnie). Liczyłem jeszcze na coś podobnego w IT, ale obecnie przekonuję się na własnej skórze, że nawet jak od wielkiej biedy zgodzą się na pracę zdalną, to i tak musisz łączyć się na bezsensowne spotkania w określonych godzinach; zresztą nie założę się o złamany grosz, czy za pięć-dziesięć lat będę jako programista komukolwiek potrzebny.

 

Tymczasem jeszcze wyłowione z tekstu:

– Dzięki pomocy naszych znakomitych kolegów z Wolego Brodu, Jarzębianki i Bezsolnego Kasztelu

Jakie ładne! Może zapisałbym “Wolegobrodu” łącznie, jak Białegostoku; a Bezsolnego Kasztelu coś nie mogę rozszyfrować: przecież nie Salzburg, bo jakby wręcz przeciwnie?

może i pałac był z wielkiej płyty? :D

Zatrudniam Cię XD

Brzmi jak didaskalia do nieistniejącej kwestii dialogowej. Może: Doradcy, zebrani wokół tronu, zaszumieli z aprobatą.

Hmmm, trochę tak brzmi… Pomyślę.

Hm, rzadko używa się składni “donosić komuś skądś”, 

Jak jest potrzebna, to się używa :D

w końcu słał go tak często, że uczeni profilaktycznie posadzili przed drzwiami bardzo złego psa.

Zatrudniam Cię i daję podwyżkę XD

spycha uwagę czytelnika na koła młyńskie, a ta powinna być skoncentrowana na rycerzach

Mmmm, ale dlaczego? To znaczy, dlaczego tak pomyślałeś?

Można eskalować problem: jak zaprzęgli bydło do kieratów, chudło i nie mieli mięsa i mleka itd.

Oooo, kurczę, można! Że też o tym nie pomyślałam…

ale “wyznawanym” rodzi skojarzenie z religią, a tutaj zahaczamy raczej o politykę

Mmm, a co innego można zrobić z przesądami?

a jakby smok tylko zagroził, ale sobie poleciał? Rodzi się dwuznaczność.

Prawda. Zagrażał? Hmm.

uśmiechałem się od ucha do ucha i cieszyłem z (prawie) każdego słówka

Cieszę się ^^

Dialogi są żywe, a narracja dobrze prowadzona.

Serdecznie dziękuję ^^

czy cień może mieć skrzydła?

No, cień smoka (albo balroga) może mieć takie cieniste XD

Nie chodzi o dźwięk przechodzący przez materiał, tylko odbity. Akurat kamienne posadzki świetnie wzmacniają łomot podkutych buciorów

Otóż to :)

To epos z okresu pośredniego pomiędzy bajkami a ekspertami?

XD

no, w końcu się doczekaliśmy

Oj, no, staram się :D Co ja poradzę, że, ot, choćby ten tekst w najpierwotniejszej wersji wyglądał zupełnie, ale to zupełnie inaczej, przez chwilę był o wampirach, a tymczasem odpączkował jeszcze od niego bardzo milusi troll? Za mało energii, za dużo rzeczy do napisania :)

Dzięki!

heart

Nie rozumiem, czemu ten naukowiec tak się cietrzewi.

Bo podważa się jego autorytet :) Szewczyk Dratewka nawet matury nie miał, hint, hint ;)

Nie znałam słowa klangor. Myślałam, że to synonim hałasu, ale

Hę. To jest synonim hałasu… albo coś mi się pokićkało, bo miałam na myśli hałas bardziej mechaniczny. Najwyżej potem zmienię.

Nie rozumiem, do czego nam są potrzebne te informacje.

Mnie to tam śmieszy, ale mam dziwne poczucie humoru :)

Nie powinien być dwukropek po dodał?

A chyba powinien. Zaznaczam do poprawek.

Zapisałabym to inaczej:

Chciałam podkreślić skarbnika.

Czyli co, nie daje się dwukropka przed wypowiedzią?

Ekhm. Nigdy nie pamiętam, kiedy się go daje, a kiedy nie. Ekhm…

Nie rozumiem, skąd naukowcy wiedzą, że teoria flogistonu zostanie wkrótce obalona i że będzie kiedyś coś takiego jak melodramat. Są też jasnowidzami?

Rule of Funny :)

Ależ musisz nie cierpieć naukowców! 

Ależ skąd XD Naukowców jako takich lubię akurat tak samo, jak resztę ludzkości (zabrzmiało to dwuznacznie…) – nie podoba mi się, kiedy, cóż. Budują mechanicznych rycerzy bez oglądania się na rzeczywistość XD

jak szkodliwe dla dobra ogółu są te uparciuchy, które zrobią wszystko, byle tylko udowodnić swoją rację i swoją przydatność

Czyli nareszcie napisałam coś zrozumiałego? XD Dzięki!

to opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu

Cieszę się ^^

klangor mnie nie raził – definicja wg. słownika Doroszewskiego bardzo dobrze pasuje do brzęku, szczęku i klekotu blach

Właśnie, tak to klekotliwie brzmi. Poza tym jestem prawie pewna, że niedawno gdzieś to słowo widziałam właśnie tak użyte… tylko gdzie?

Nawias jest konieczny?

W zasadzie tak, albowiem wtrąca tylko taki humorystyczny szczególik.

 nawiasy przywołują pierwotną żądzę mordu

Może to rozwiązanie problemu pająków? :D 

Pozdrawiam. c:

:*

Może nadałby się “wizg”? Chyba nie, bo wizg jest wysoki. 

Nie, wizg zdecydowanie nie. To blachy uderzają jedna o drugą, klekoczą i brzęczą, a wszelkie świstanie jest od tego jak najdalsze.

Zastanawiam się jeszcze, dlaczego ten smok jest sferyczny,

Stara anegdota o tym, że jak Napoleon (chyba III) zamówił u swoich naukowców wynalezienie margaryny (co w końcu zrobili), to odpowiedź zaczynała się od "rozważmy sferyczną krowę" XD Ten zwyczajny smok jest taki skomplikowany, a sferyczny w sam raz do badania. A że nieadekwatny do rzeczywistości… ;)

Tylko kto widział/słyszał stare mechanizmy zasilane wiatrem, wodą czy chudą szkapiną, potwierdzi podobieństwo do dźwięków wydawanych przez żurawie: 

Wiem, że skądś to wzięłam. Tylko za nic sobie nie przypomnę, skąd XD

 "Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów".

Otóż to.

 Zaśmiałem się kilka razy, bardzo mi się podobało.

I to jest ten rezultat, o który chodziło heart

Problemem jest sytuacja, w której model staje się sztuką dla sztuki. Twórcy tranzystora lubili atomy takimi, jakimi są, z całą ich niedoskonałością, i dlatego stworzyli coś, co działa. Nie wymyślali niedziałających urządzeń tylko dlatego, że teoria pudełek tak im nakazywała.

Otóż to właśnie! W punkt!

Niepowodzenie randki wynika z braku akceptacji Kasi takiej, jaka jest :)

I tak jest w wielu życiowych sytuacjach :)

Nie zmienia to tego, że smoki należy kochać, albo nienawidzić, albo robić z nimi cokolwiek, takimi, jakimi są.

Ale to wie tylko prawdziwy naukowiec (czyli nie taki, jakich tu wyśmiałam) – bo on wie, że nauka jest narzędziem, nie bóstwem.

Studenci na początku nie potrafili ich robić, ponieważ dotąd w zadaniach mieli tylko kule, punkty, walce i pręty. 

A próbowałeś im zadać to z rozcieńczaniem n-procentowego (objętościowo) roztworu etanolu m-procentowym (wagowo) roztworem cukru? ;)

Zawsze dotąd było jedno słuszne rozwiązanie.

Świat sferycznych smoków ;)

Są naukowcy i naukawcy, a nawet naukawce.

:)

Tylko zaraz przyjdzie i będzie pomstować, jaki off-topic robimy pod jej opowiadaniem

Ej, jak robicie offtop, znaczy, że tekst Was rozbawił, czyli to dobrze XD

Pozdrawiam i klik ode mnieheart

heartheartheart

Podoba mi się – gratuluję!

Dziękuję ^^

Ok, już nie off-topuję, znikam :)

Ej, zostań :) Zabawa dopiero się rozkręca :D

wprawdzie nie przypuszczam, żebyś świadomie chciała do tego nawiązać

<udaje, że jest taka mądra, jak Ślimak myśli> XD

 W mojej skromnej ocenie problemem dużo poważniejszym jest ignorowanie przez władze i społeczeństwo przestróg naukowców, którzy prowadzą swoje badania rzetelnie, poddają je rygorowi metodologicznemu i należytej recenzji. 

Mmmmm… te dwa problemy się wiążą. Naukawcy, jak ich nazwał nasz Miś, robią naukowcom złą opinię, to raz. Dwa, naukowcy nie są w stanie spełnić oczekiwań w rodzaju "dajcie nam pewność" ponieważ są to oczekiwania nierealistyczne – a naukawcy są w stanie (jasne, będzie to pewność oszukana, ale przynajmniej na jakiś czas – będzie). Trzy, naukowcy są zdecydowanie mniej od naukawców efektowni. Oni muszą spełniać wymogi, tamci muszą tylko zręcznie przekonywać. Więc nie jest to takie proste.

Jeszcze takie dwa drobiazgi interpunkcyjne:

Zaznaczam na później.

kojarzy mi się też z licznymi wersjami żartu o przedstawicielach różnych profesji obstawiających na wyścigach konnych

Żarty ze sferycznymi zwierzętami są, jak widać, rozmaite :)

Nauka jest potrzebna, ale jej koszt bywa wielki.

Sęk właśnie w tym, że tutaj nauki nie było ;)

Tarnina może się tylko cieszyć, że robimy sobie piknik w jej ogródku, bo to znaczy, że to miły ogródek

Właśnie tak :)

 Ale boli mnie to, że Tarnina tak bardzo ma rację. I że napisała to jako satyrę. A to jest czysta prawda.

satyra Tarniny wydaje się atakować w odwrotnym kierunku, jak gdyby to naukowcy psuli polityków.

Hmm, sęk w tym, że naukawcom właśnie taka sytuacja jest na rękę! Oni nie potrafią pracować naukowo, za to potrafią bajerować. Kiedy promuje się bajeranctwo, to promuje się ich. A gdyby ktoś zaczął promować autentyczną naukę (tak w ogóle – po czym by ją poznał? bo to coraz trudniej, skoro nauka coraz trudniejsza), straciliby.

Bezsolnego Kasztelu coś nie mogę rozszyfrować: przecież nie Salzburg, bo jakby wręcz przeciwnie?

Salamanca XD (Sól i manko – czasami wpadnie człowiekowi takie dziwadełko do głowy i odejść nie chce).

 

ETA: Poprawione drobiazgi interpunkcyjne.

 

Jednakowoż tutaj:

– Wasza wysokość raczy żartować – orzekł rektor Królewskiej Akademii Nauk – ale(-,) jak już wyjaśniłem, zanim nam tak nieuprzejmie przerwano

ma być przecinek, bo to wtrącenie ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmm, sęk w tym, że naukawcom właśnie taka sytuacja jest na rękę! Oni nie potrafią pracować naukowo, za to potrafią bajerować. Kiedy promuje się bajeranctwo, to promuje się ich. A gdyby ktoś zaczął promować autentyczną naukę (tak w ogóle – po czym by ją poznał? bo to coraz trudniej, skoro nauka coraz trudniejsza), straciliby.

Wydawałoby mi się, że bardzo trudno odnaleźć w tekście te powiązania logiczne i dopiero teraz je dopowiadasz – ale skoro Marzan przyswoił je bez zawahania, najwyraźniej się da, tylko potrzeba do tego bardziej wyrobionego odbiorcy ode mnie.

<udaje, że jest taka mądra, jak Ślimak myśli> XD

To takie przypadkowe, mocno oderwane skojarzenie, nie ma nic wspólnego z mądrością. Pomyślałem po prostu, że teoretycznie mogłabyś także na nie natrafić, jako że rozmawialiśmy już kiedyś i o Kompromitacji wieszcza, i ogólniej o problemie chwalenia uznanych autorów, a karcenia początkujących lub anonimów za ten sam zabieg stylistyczny.

Jednakowoż tutaj:

– Wasza wysokość raczy żartować – orzekł rektor Królewskiej Akademii Nauk – ale(-,) jak już wyjaśniłem, zanim nam tak nieuprzejmie przerwano

ma być przecinek, bo to wtrącenie ^^

Zasadniczo ma tutaj zastosowanie reguła https://sjp.pwn.pl/zasady/polaczenia-partykul-spojnikow-przyslowkow-ze-spojnikami;629776, która nie wydaje się przewidywać takiego wyjątku, ale jeżeli zależy Ci, żeby w taki sposób zaznaczyć charakter wtrącenia, osobiście nie widzę powodu, żeby się sprzeciwiać. Podstawowym celem tej reguły jest – na moje wyczucie – uniknięcie pozornego wytrącenia spójnika z toku zdania (Wasza wysokość raczy żartować, ale, jak już wyjaśniłem…), co tutaj nie zachodzi.

 

I jeszcze:

Skoro zaś, jak wykazał znakomity Franciszek Boczek w swej słynnej pracy „Żywiny wszelkiej opisanie”

Zaintrygowało mnie teraz, czy zaczerpnęłaś to smakowite wyrażenie z mojej Grupy satem, z innych doświadczeń czytelniczych (występowało u Kossak i u Chmielewskiej), czy w ogóle tak swobodnie operujesz takim archaizowanym stylem, że przyszło Ci całkiem naturalnie.

Dobry, 

Ja tu tylko przechodzę, dyskusji proszę nie przerywać.

Jak miło Tarnino, że się podzieliłaś tekstem, jak rozumiem w bólach i wbrew mnogim odnogom fabularnym i pomysłom odmiennym wypracowanym. Doceniony być on musi.

Uśmiech szczery na mej twarzy zagościł przy lekturze.

– Melodramat jeszcze niewynaleziony!

A tu tym bardziej.

 

Obrazek jeszcze zostawię, bo Ty zawsze takowe wynajdujesz, to i Tobie się należą.

Wiatraki i upały – Obrazkowo.pl – najlepsze memy w sieci.

 

Choć przyznam, że smoka akurat nie widziałem ostatnio, więc może tyle z tego sprzętu pożytku. 

 

Pozdrawiam, podziwiam, nie przerywam!

Wydawałoby mi się, że bardzo trudno odnaleźć w tekście te powiązania logiczne 

Mmm, explicite ich tam nie ma, ale jak się zacznie o sprawie myśleć, to się do nich dociera. A jeśli ktoś (jak najwidoczniej robi to Marzan) myśli o sprawie często i intensywnie, to mu łatwiej. Zresztą, w każdym tekście są rzeczy, których autor (świadomie) nie zamierzył, bo nie stwarzamy tekstów ex nihilo heart

Podstawowym celem tej reguły jest – na moje wyczucie – uniknięcie pozornego wytrącenia spójnika z toku zdania 

Hmmm… to ciekawe…

Zaintrygowało mnie teraz, czy zaczerpnęłaś to smakowite wyrażenie z mojej Grupy satem, z innych doświadczeń czytelniczych (występowało u Kossak i u Chmielewskiej), czy w ogóle tak swobodnie operujesz takim archaizowanym stylem, że przyszło Ci całkiem naturalnie.

Nie mam pojęcia :D 

Jak miło Tarnino, że się podzieliłaś tekstem, jak rozumiem w bólach i wbrew mnogim odnogom fabularnym i pomysłom odmiennym wypracowanym.

Dzięki ^^ Ewolucja tego tekstu była bardziej skomplikowana niż powstanie Halucinogenii :D

Choć przyznam, że smoka akurat nie widziałem ostatnio, więc może tyle z tego sprzętu pożytku.

Wczoraj ktoś mi intensywnie tłumaczył, że raka powodują chemtrailsy :D

(Smok zbliżający się do kształtu sferycznego ^^)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

(Smok zbliżający się do kształtu sferycznego ^^)

laugh

Smok? To jakaś chińska podróba ze skrzydełkami gacopyrza. W dodatku

narąbał się kwasem (nie, nie tym od zasad – zwykłym LSD) i bąbelki 

nozdrzami puszcza…

wink

Dum spiro spero. Albo coś koło tego...

Hej, Tarnina, widzę, że jesteś całkiem w formie! ;-)

 

Zacna parafraza (lub może wariacja) przypowieści o krowach kulistych. Napisane lekko, zdecydowanie z dystansem, choć przyznam, że po drodze zastanawiałem się, czy to jest bardziej o nauce czy o pacyfizmie (po lekturze jestem zdania, że obu się dostało, choć najbardziej dostało się biednemu królowi). Pod koniec zastanawiałem się wręczy, czy tam ogólnie był jakikolwiek smok, ale w epilogu odkryłaś karty (chyba, że go “opozycja” podrzuciła po wszystkim, aby wytłumaczyć ludziom to, co zaszło i zajść miało następnie).

Lekka, wesoła antybajka, w sam raz na przerwę od napierającej rzeczywistości.

 

Pozdrawiam i kolejnych skończonych tekstów życzę (o ile rozumiem w tekście nie było gołębi)!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka