- Opowiadanie: TomaszObłuda - Farma Manchester

Farma Manchester

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Ambush, Użytkownicy IV, GalicyjskiZakapior, Użytkownicy II

Oceny

Farma Manchester

 

Śledz­two w Man­che­ste­rze

 

Po­jazd szy­no­wy po­wo­li wy­to­czył się z tu­ne­lu po bry­tyj­skiej stro­nie mia­sta Se­aMa­re. Kon­stabl Wil­liam Da­vies przy­su­nął się do okna i uśmiech­nął sze­ro­ko. Mimo że dziel­ni­ca Fol­ke­sto­ne nic się nie zmie­ni­ła i wciąż była za­pa­dłą dziu­rą, cuch­ną­cą wodą z ka­na­łu La Man­che – to było miej­sce jego uro­dze­nia.

 

In­spek­tor Tay­lor cze­kał na dwor­cu. Nie wy­glą­dał na za­do­wo­lo­ne­go. Jego usta i nos za­sła­nia­ła ma­secz­ka fil­tru­ją­ca, ale oczy mó­wi­ły wszyst­ko: „Chcę prze­pro­wa­dzić do­cho­dze­nie jak naj­szyb­ciej i wró­cić do swo­je­go biura w tu­ne­lu”. Jako ty­po­wy „tu­ne­lo­wiec”, gar­dził Ca­la­is i Fol­ke­sto­ne, a tym bar­dziej te­re­na­mi poza Se­aMa­re.

Ra­port, który tra­fił do skrzyn­ki Wil­lia­ma, był bar­dzo skrom­ny. Ni­ko­mu nie chcia­ło się za­głę­biać w ana­li­zę śmier­ci ja­kie­goś przy­pad­ko­we­go tech­ni­ka, ży­ją­ce­go ponad trzy­sta ki­lo­me­trów od sto­li­cy. Jed­nak pro­ce­du­ry wy­ma­ga­ły prze­słu­cha­nia resz­ty ze­spo­łu.

– Cho­ler­ni tra­dy­cjo­na­li­ści z cen­tra­li – wark­nął Tay­lor, gdy od­na­leź­li sta­tek po­wietrz­ny, który miał ich za­brać na miej­sce. – Prze­słu­cha­nie ma być na żywo, takie są in­struk­cje – dodał, dość nie­udol­nie pró­bu­jąc prze­drzeź­niać szefa. – Tra­ci­my czas i za­so­by, aby po­roz­ma­wiać z ja­ki­miś fra­je­ra­mi, cho­ciaż można było za­ła­twić to w kilka go­dzin bez wy­cho­dze­nia na po­wierzch­nię.

Wil­liam nie sko­men­to­wał tych uwag. Znał Tay­lo­ra od ponad roku i wie­dział, że in­spek­tor tego nie ocze­ku­je.

 

Kiedy wy­star­to­wa­li, Tay­lor od razu za­czął prze­glą­dać wy­świe­tlacz umiesz­czo­ny na przed­ra­mie­niu, a Wil­liam nie­mal przy­kle­ił się do szyby. Jesz­cze nigdy nie latał tą trasą. Chciał zo­ba­czyć na wła­sne oczy to, co dotąd wi­dział tylko na na­gra­niach.

Cmen­ta­rzy­sko Lon­dyn, oglą­da­ne z wy­so­ko­ści kilku ki­lo­me­trów, ro­bi­ło wstrzą­sa­ją­ce wra­że­nie. Ol­brzy­mi kra­ter, oto­czo­ny gru­zo­wi­skiem, z któ­re­go co chwi­lę uno­si­ły się kłęby kurzu po­ru­sza­ne wia­trem, przy­po­mi­nał Wil­lia­mo­wi, do czego do­pro­wa­dzi­ła dawna cy­wi­li­za­cja. Żadne wy­kła­dy w szko­le czy na uczel­ni nie uświa­da­mia­ły tego tak do­brze, jak widok znisz­czo­nej me­tro­po­lii.

Póź­niej po­ja­wi­ły się już tylko puste prze­strze­nie i pola usia­ne far­ma­mi wia­tro­wy­mi. Gdzie­nie­gdzie do­strzegł jakiś mi­kro­sko­pij­ny, z tej wy­so­ko­ści, po­jazd ob­słu­gi tech­nicz­nej, krą­żą­cy mię­dzy wy­so­ki­mi tur­bi­na­mi. Farma Man­che­ster, znaj­du­ją­ca się w daw­nym mie­ście, była jedną z naj­więk­szych. Tam wła­śnie zmie­rza­li.

– Wiem, że ofi­cjal­nie ten teren jest bez­piecz­ny – mruk­nął Tay­lor, za­kła­da­jąc kom­bi­ne­zon ochron­ny. – Jed­nak dla mnie wszyst­ko na po­wierzch­ni jest po­ten­cjal­nie ska­żo­ne. Wy po­stę­puj­cie, jak chce­cie.

Wil­liam i pilot zbyli to mil­cze­niem.

 

In­spek­tor i kon­stabl wol­nym kro­kiem po­dą­ża­li w stro­nę bu­dyn­ku miesz­kal­ne­go tech­ni­ków. Nikt ich nie przy­wi­tał, co tro­chę zdzi­wi­ło Wil­lia­ma.

– Po­jazd wróci po nas jutro przed po­łu­dniem, więc prze­słu­cha­nia mu­si­my za­koń­czyć dziś do wie­czo­ra – mówił Tay­lor. – Myślę, że nie bę­dzie to trud­ne.

– Chyba że po­ja­wią się ja­kieś nie­prze­wi­dzia­ne oko­licz­no­ści – wtrą­cił Wil­liam.

In­spek­tor za­trzy­mał się i od­wró­cił w jego stro­nę. Przez szybę w kom­bi­ne­zo­nie Da­vies ledwo wi­dział jego twarz, ale do­my­ślał się, że mina Tay­lo­ra nie wy­ra­ża ra­do­ści.

– Su­ge­ru­jesz mor­der­stwo? – za­py­tał Wil­lia­ma. – Chro­miń­ski spadł z tur­bi­ny i się roz­trza­skał. Nie za­cho­wał na­le­ży­tej uwagi i tyle. My­ślisz, że ci go­ście, któ­rzy z nim pra­cu­ją od kilku lat, nagle po­sta­no­wi­li go za­mor­do­wać? Jaki miał­by być niby motyw? Za­zdrość? Zdra­da? Ra­bu­nek? Stra­ci­li ko­le­gę i przez kilka mie­się­cy w trój­kę będą wy­ko­ny­wać pracę prze­zna­czo­ną dla czte­rech osób. Je­ste­śmy tu tylko dla­te­go, że cho­ler­ny Le­fe­vre tak bar­dzo ceni pro­ce­du­ry. Wierz mi, Will, mia­łem dzie­siąt­ki róż­nych spraw i tylko pięć do­ty­czy­ło praw­dzi­wych za­bójstw. Ta zde­cy­do­wa­nie ta­kiej nie przy­po­mi­na.

 

Bu­dy­nek oka­zał się dużo bar­dziej prze­stron­ny niż spra­wiał wra­że­nie z ze­wnątrz. Pro­jek­tant za­dbał o mak­sy­mal­ne wy­ko­rzy­sta­nie prze­strze­ni.

Tay­lor zde­cy­do­wał, że prze­słu­cha­nia od­bę­dą się w ja­dal­ni. Wil­liam zdjął kom­pu­ter z przed­ra­mie­nia i umie­ścił go na szaf­ce pod ścia­ną, aby re­je­stro­wać roz­mo­wy.

Pierw­szy usiadł przed nimi Pa­trick O'Shea. Wy­so­ki, bar­czy­sty męż­czy­zna po pięć­dzie­siąt­ce. Od trzy­dzie­stu lat pra­co­wał na róż­nych far­mach wia­tro­wych. Na far­mie Man­che­ster od ponad sze­ściu lat. Chro­miń­skie­go po­znał trzy lata temu. We­dług niego był su­mien­nym i pra­co­wi­tym tech­ni­kiem z kil­ku­let­nim sta­żem. Zda­niem Pa­tric­ka, Chro­miń­skie­go za­bi­ła ru­ty­na. Wy­szedł na ze­wnątrz gon­do­li, aby spraw­dzić mo­co­wa­nia wia­tro­mie­rza i spadł. Po­wi­nien mieć za­ło­żo­ną uprząż bez­pie­czeń­stwa, ale naj­wi­docz­niej uznał, że szko­da mu czasu na jej za­pię­cie.

– Po­dej­rze­wam, że pra­co­wał tak nie pierw­szy raz – stwier­dził O'Shea.

– A czy tobie zda­rza się dzia­łać w po­dob­ny spo­sób? – za­py­tał Tay­lor.

– Ponad dwa­dzie­ścia lat temu zgi­nął mój ko­le­ga wła­śnie dla­te­go, że nie miał uprzę­ży – od­parł tech­nik. – Nigdy nie wy­cho­dzę z gon­do­li bez za­bez­pie­cze­nia.

Pod­czas prze­słu­chań Fer­nan­dez i Clar­ke po­twier­dzi­li nie­mal do­kład­nie słowa O'Shea.

 

– Jakby usta­li­li ze­zna­nia – po­wie­dział Wil­liam, kiedy po ko­la­cji zna­leź­li się sami w po­ko­ju.

In­spek­tor sie­dział na roz­kła­da­nym łóżku pod ścia­ną i coś prze­glą­dał na kom­pu­te­rze. Nie chciał spać na ma­te­ra­cu, który wcze­śniej na­le­ża­ło do Chro­miń­skie­go. Wil­liam nie miał z tym pro­ble­mu.

– Może masz takie wra­że­nie dla­te­go, że mówią, to co wie­dzą? – od­parł z kpiną w gło­sie Tay­lor. – Żaden z nich nie był wtedy z Chro­miń­skim na tur­bi­nie. Zna­leź­li ciało, a uprząż bez­pie­czeń­stwa nie była roz­pa­ko­wa­na, takie wy­pad­ki już się zda­rza­ły. Na pewno roz­ma­wia­li na ten temat po zda­rze­niu, więc do­szli do tego sa­me­go wnio­sku. Tu nie ma nic dziw­ne­go, żad­ne­go spi­sku ani ce­lo­we­go ukry­wa­nia fak­tów. Czy coś poza prze­czu­ciem wska­zu­je na za­bój­stwo?

Wil­liam po­krę­cił głową.

– Jed­nak nie wy­glą­da­ją, jakby prze­ję­li się śmier­cią ko­le­gi – dodał.

– Will, prze­stań. – Tay­lor zmarsz­czył czoło. – To twar­dzi fa­ce­ci, a wy­pa­dek zda­rzył się ty­dzień temu. Są­dzi­łeś, że będą pła­kać w chu­s­tecz­kę? Nie są tu dla przy­jem­no­ści; to nie obóz wy­po­czyn­ko­wy, ale cięż­ka praca. Daj spo­kój, Will – dodał nieco cie­plej­szym tonem. – Jutro wra­ca­my do mia­sta, spra­wa jest za­mknię­ta. Szko­da tylko, że przez prze­klę­te­go Le­fe­vre’a muszę spać na twar­dym łóżku, w ja­kimś ba­ra­ku i tra­cić czas.

 

Wil­liam obu­dził się po raz pierw­szy, kiedy Tay­lor wstał z łóżka, aby wyjść do to­a­le­ty, jed­nak szyb­ko za­snął po­now­nie. Za dru­gim razem nie miał oka­zji, by kon­ty­nu­ować sen. Obu­dzi­ły go silne ra­mio­na Pa­tric­ka O'Shea, krę­pu­ją­ce jego ręce. W tym samym mo­men­cie Fer­nan­dez i Clar­ke wią­za­li mu nogi moc­nym sznu­rem.

– Dla­cze­go mu­sie­li­ście to spie­przyć? – Clar­ke zwró­cił się do Wil­lia­ma. – Wiesz, do czego nas do­pro­wa­dzi­li­ście?

Wil­liam nic z tego nie ro­zu­miał, szar­pał się, ale O'Shea był zbyt silny, na­to­miast Fer­nan­dez i Clar­ke bar­dzo spraw­nie za­kła­da­li węzły.

Po chwi­li w trój­kę ob­ró­ci­li go na brzuch i zwią­za­li mu nad­garst­ki za ple­ca­mi. Nie wzy­wał po­mo­cy, są­dził, że in­spek­tor już jest mar­twy.

Na szczę­ście po­my­lił się. Tay­lor sie­dział pod ścia­ną ja­dal­ni, zwią­za­ny po­dob­nie jak on. Wil­lia­ma rzu­ci­li obok. Ude­rze­nie o twar­dą pod­ło­gę było bo­le­sne.

– To cho­ler­na sekta – powiedział Tay­lor. – Przy­ła­pa­łem ich na ja­kichś ry­tu­ałach. Za­żą­da­łem wy­ja­śnień, a wtedy rzu­ci­li się na mnie.

– Nic po­dob­ne­go! – za­wo­łał Clar­ke. – Po pro­stu się mo­dli­li­śmy! Nie mo­głeś tego zlek­ce­wa­żyć? Chro­miń­ski był pierw­szą i ostat­nią ofia­rą, aby obu­dzić Aos Si. Nie po­trze­ba już wię­cej za­bójstw na tej far­mie.

– Za­milcz, na bogów – skar­cił go O'Shea.

– Zatem przy­zna­li­ście się do za­bój­stwa – wtrą­cił Tay­lor. – Will, nie­ste­ty mia­łeś dobre prze­czu­cie. Pa­no­wie, czeka was ko­lo­nia karna – zwró­cił się do tech­ni­ków. – Ry­tu­ały re­li­gij­ne w miej­scu pracy, to już powód do wy­cią­gnię­cia kon­se­kwen­cji, a mamy jesz­cze za­bój­stwo i na­ru­sze­nie nie­ty­kal­no­ści oso­bi­stej funk­cjo­na­riu­szy po­li­cji. Grozi wam od dzie­się­ciu lat wzwyż. Za­cznij­cie od teraz współ­pra­co­wać.

Fer­nan­dez par­sk­nął śmie­chem.

– To nie była po­trzeb­na de­kla­ra­cja – od­parł O'Shea. – Chyba zwa­rio­wa­łeś, in­spek­to­rze, gro­żąc nam w tej sy­tu­acji. Mo­gli­śmy ne­go­cjo­wać. Być może by­ście nas prze­ko­na­li, że dla wspól­ne­go dobra ro­zej­dzie­my się. Teraz jed­nak widzę, że je­steś służ­bi­stą albo uczci­wym po­li­cjan­tem, zatem nie mamy wy­bo­ru. Aos Si do­sta­nie ko­lej­ne nie­za­pla­no­wa­ne ofia­ry.

– Jutro przed po­łu­dniem przy­le­ci tu po nas sta­tek – stwier­dził Wil­liam. – Jak się wy­tłu­ma­czy­cie? Wciąż macie szan­sę na prze­ży­cie. Za­bój­stwo po­li­cjan­tów to bę­dzie dla was kara śmier­ci. Prze­my­śl­cie to.

– Wła­śnie to zro­bi­łem – od­parł O'Shea. – Zło­ży­my was w ofie­rze i odej­dzie­my stąd. My­śli­cie, że je­ste­śmy je­dy­ny­mi wy­znaw­ca­mi Aos Si? My­śli­cie, że tak jak w wa­szym prze­klę­tym Se­aMa­re już nikt nie wie­rzy w żad­nych bogów, nie wy­zna­je żad­nych re­li­gii? Uwa­ża­cie, że to pry­wat­na spra­wa. Wsty­dli­wa przy­pa­dłość, którą nie na­le­ży się chwa­lić. Tu na rów­ni­nach jest nas wielu, bra­cia nas ukry­ją. Nie spo­dzie­wa­li­śmy się ta­kie­go fi­na­łu wa­szej wi­zy­ty, ale naj­wi­docz­niej Aos Si tego chcie­li. Ofia­ra ze scep­ty­ków może bę­dzie sma­ko­wać le­piej.

– Chro­miń­ski na­le­żał do wa­szej sekty? – za­py­tał Wil­liam.

– Wspól­no­ty – po­pra­wił go Fer­nan­dez.

– Tak – od­parł O'Shea. – I od­po­wiem na ko­lej­ne py­ta­nie, które chcesz zadać. Zgo­dził się po­świę­cić życie.

Will pró­bo­wał jesz­cze roz­ma­wiać z tech­ni­ka­mi, do­wie­dzieć się cze­goś wię­cej, ale O’Shea go nie słu­chał. W końcu kon­stabl zre­zy­gno­wał z za­da­wa­nia pytań.

 

Po­dróż na szczyt tur­bi­ny była nad­zwy­czaj cięż­ka, poza tym, że mu­sie­li po­ko­nać ponad 100 me­trów, wciąż mieli zwią­za­ne ręce. Tym razem z przo­du, a więzy po­lu­zo­wa­li im na tyle, aby mogli się chwy­tać szcze­bli dra­bi­ny. Wil­liam cały czas za­sta­na­wiał się, jak się oswo­bo­dzić, ale nic nie przy­cho­dzi­ło mu do głowy, zwłasz­cza że w wieży było dość cia­sno. Fer­nan­dez szedł pierw­szy, za nim Tay­lor, O'Shea i Clar­ke po­dą­ża­li na końcu. Li­czył, że może in­spek­tor coś wy­my­śli. Jeśli Tay­lor nie miał lep­sze­go planu, Wil­liam zde­cy­do­wał, że na szczy­cie po pro­stu ich za­ata­ku­ją i będą wal­czyć ze skrę­po­wa­ny­mi rę­ka­mi. Inną opcją było pod­dać się i zgi­nąć, spa­da­jąc z wy­so­ko­ści.

Kiedy Fer­nan­dez wszedł do gon­do­li, po­mógł in­spek­to­ro­wi wgra­mo­lić się do środ­ka. In­spek­tor naj­wi­docz­niej nie za­mie­rzał cze­kać na pomoc Wil­lia­ma. Młody kon­stabl usły­szał dźwię­ki walki. Za­trzy­mał się.

– Ru­szaj, szyb­ko! – za­wo­łał O'Shea.

Wil­liam nie za­re­ago­wał. Tech­nik chwy­cił go za łydkę. Wil­liam pró­bo­wał go kop­nąć, ale męż­czy­zna oka­zał się nad­zwy­czaj silny.

– Idź, bo cię zrzu­cę na dół – za­gro­ził. – W naj­gor­szym wy­pad­ku spad­nie­my razem.

Kiedy w otwo­rze pro­wa­dzą­cym do gon­do­li uka­za­ła się głowa Fer­nan­de­za, Wil­liam się pod­dał.

– Uci­szy­łem go, ale żyje – wy­ja­śnił tech­nik.

Wil­liam za­czął się wspi­nać po­now­nie. Fer­nan­dez mu nie po­ma­gał, cze­kał w środ­ku z dużym klu­czem na­staw­nym w ręku. To nim po­zba­wił in­spek­to­ra przy­tom­no­ści. Po chwi­li w gon­do­li zna­leź­li się O'Shea i Clar­ke. Po­miesz­cze­nie zde­cy­do­wa­nie nie było prze­zna­czo­ne dla pię­ciu osób. Byli ści­śnię­ci, co jesz­cze bar­dziej utrud­nia­ło ruchy skrę­po­wa­ne­mu kon­sta­blo­wi. Hałas łopat i drże­nie całej kon­struk­cji przeszkadzały w ze­bra­niu myśli. Fer­nan­dez otwo­rzył nie­wiel­ką klapę w su­fi­cie i wy­szedł na dach gon­do­li.

– Teraz ty – O'Shea roz­ka­zał Wil­lia­mo­wi.

To była jego ostat­nia szan­sa. Zde­cy­do­wał, że jeśli ma zgi­nąć, za­bie­rze cho­ciaż jed­ne­go ze sobą. Gdy sta­nął na dachu, za­krę­ci­ło mu się w gło­wie. Za­czy­na­ło świ­tać. Widok setek tur­bin wia­tro­wych i krę­cą­cych się ryt­micz­nie łopat na tej wy­so­ko­ści robił nie­sa­mo­wi­te wra­że­nie. Nie spo­dzie­wał się, że zo­ba­czy farmę z tej per­spek­ty­wy.

– Pięk­nie, praw­da? – zwró­cił się do niego Fer­nan­dez.

Wil­liam nie od­po­wie­dział, tylko sko­czył w stro­nę tech­ni­ka i siłą roz­pę­du ude­rzył go głową w klat­kę pier­sio­wą. To wy­star­czy­ło, aby ze­pchnąć prze­ciw­ni­ka z gon­do­li. Wil­liam był pe­wien, że po­le­ci razem z nim, ale odbił się tylko i usiadł na dachu.

 

Po kil­ku­na­stu se­kun­dach od­zy­skał spo­kój. Wie­dział, że to nie ko­niec. We­wnątrz zo­sta­ło jesz­cze dwóch tech­ni­ków. Chwy­cił klucz na­staw­ny, który upu­ścił Fer­nan­dez. Po chwi­li z otwo­ru w dachu wy­ło­ni­ła się głowa O'Shea. Zo­ba­czył, co się stało, i wró­cił do środ­ka.

– Dawaj uprząż! – za­wo­łał do Clar­ke’a. – Ten gnój zabił Fer­nan­de­za!

Wil­liam mu­siał się spie­szyć. O'Shea, za­bez­pie­czo­ny pa­sa­mi, bę­dzie znacz­nie groź­niej­szym prze­ciw­ni­kiem, zwłasz­cza że był więk­szy i sil­niej­szy od Fer­nan­de­za. Po­li­cjant mógł zwięk­szyć swoje szan­se, po­zby­wa­jąc się wię­zów. Ro­zej­rzał się w po­szu­ki­wa­niu ja­kiejś ostrej kra­wę­dzi. Za­cze­py umoż­li­wia­ją­ce za­pię­cie klamer uprzę­ży bez­pie­czeń­stwa mogły się nadać. Było ich kilka na środ­ku gon­do­li. Kuc­nął przy tej, którą za­mon­to­wa­no naj­da­lej od włazu i za­czął pi­ło­wać sznu­ry, któ­ry­mi zwią­za­no mu nad­garst­ki. Kątem oka ner­wo­wo spo­glą­dał w stro­nę wyj­ścia.

 

Nagle w otwo­rze uka­za­ła się gęsta czu­pry­na O'Shea. Za­ha­czył klam­rę uprzę­ży o naj­bliż­szy za­czep, i wy­szedł na dach.

Uśmiech­nął się groź­nie do Willa, który wciąż pi­ło­wał sznur. Zro­bił kilka kro­ków, uklęk­nął i od­piął klam­rę, aby za­mknąć ją na ko­lej­nym za­cze­pie, w ten spo­sób zmniej­sza­jąc dy­stans do po­li­cjan­ta. Nie spie­szył się, był pewny sie­bie. Za­czął re­gu­lo­wać pasy uprzę­ży, naj­wi­docz­niej uznał, że ta od­le­głość bę­dzie bez­piecz­na.

 

– Aos Si! – za­wo­łał tech­nik. – To ko­lej­na ofia­ra dla cie­bie, przyj­mij ją!

Po tych sło­wach ru­szył w stro­nę kon­sta­bla. Wil­liam jed­nak w tym mo­men­cie już tylko uda­wał, że roz­ci­na więzy – ręce miał wolne. Kiedy O'Shea się zbli­żył, jedną ręką chwy­cił go za nogę i za­czął nią szar­pać, w dru­giej trzy­mał klucz, któ­rym się za­mach­nął. Tech­nik się tego nie spo­dzie­wał i nie za­sło­nił się przed ude­rze­niem w bio­dro. Upadł na plecy. Wil­liam bły­ska­wicz­nie sko­czył na niego. Jedną rękę wsu­nął pod uprząż na pier­siach tech­ni­ka, a drugą za­mach­nął się na męż­czy­znę. Ten za­blo­ko­wał cios i pchnął go, ale po­li­cjant za po­mo­cą uprzę­ży był złą­czo­ny z O'Shea. Mu­siał­by go obez­wład­nić, aby wy­su­nąć jego rękę spod cia­sno za­pię­tych pasów. Wil­liam za­mach­nął się po­now­nie i tym razem tra­fił. Póź­niej ude­rzył jesz­cze dwa razy. Tech­nik prze­stał się ru­szać. Wil­liam od­dy­chał jesz­cze przez chwi­lę, ale nie miał czasu na od­po­czy­nek – w gon­do­li po­zo­stał jesz­cze Clar­ke.

Po­li­cjant za­czął od­pi­nać pasy z O'Shea, aby za­bez­pie­czyć się sa­me­mu. Li­czył, że może uda mu się to zro­bić, nim na dachu po­ja­wi się Clar­ke. Nie było to pro­ste – ciało tech­ni­ka było cięż­kie, a Wil­liam nie miał do­świad­cze­nia z uprzę­żą bez­pie­czeń­stwa na tur­bi­nach wia­tro­wych. Poza tym śpie­szy­ło mu się i był w ogrom­nym stre­sie. Sku­pił się na czyn­no­ści i po­sta­no­wił nie my­śleć o ko­lej­nym prze­ciw­ni­ku. Osta­tecz­nie sta­nął w peł­nej uprzę­ży, przy­pię­ty do uchwy­tu, spo­glą­da­jąc na mar­twe­go O'Shea.

 

Clar­ke wciąż się nie po­ja­wił. Wil­liam po­czuł ulgę. Prze­cież do­świad­czo­ny tech­nik już dawno za­ło­żył­by uprząż i zna­lazł się na dachu. Kon­stabl ostroż­nie zbli­żył się do włazu. Po­wo­li zaj­rzał do wnę­trza. Tak jak się spo­dzie­wał, Clar­ke'a nie było w środ­ku. Tech­nik naj­wi­docz­niej po­sta­no­wił nie ry­zy­ko­wać walki i uciec. Pod ścia­ną gon­do­li wciąż leżał Tay­lor.

 

Wil­liam po­chy­lił się nad in­spek­to­rem i wes­tchnął z ulgą. Jego to­wa­rzysz wciąż żył.

– Nie­dłu­go przy­le­ci pomoc – po­wie­dział bar­dziej do sie­bie niż do nie­przy­tom­ne­go po­li­cjan­ta. – Wszyst­ko bę­dzie do­brze.

 

Epi­log

 

Wil­liam wy­szedł z ga­bi­ne­tu Le­fe­vre’a i ode­tchnął głę­bo­ko. Na jego twa­rzy po­ja­wił się sze­ro­ki uśmiech. Przez chwi­lę był sam i po­zwo­lił sobie na emo­cję. Za mo­ment uda się do ko­lej­ne­go skrzy­dła tu­ne­lu, gdzie czeka kil­ku­oso­bo­wa ekipa, przed którą bę­dzie chciał za­cho­wać po­wa­gę. Jako naj­młod­szy in­spek­tor w Se­aMa­re bę­dzie miał trud­ność ze zdo­by­ciem au­to­ry­te­tu wśród pod­wład­nych, z któ­rych wielu bę­dzie star­szych od niego. Zo­stał sze­fem ze­spo­łu zaj­mu­ją­ce­go się li­kwi­da­cją sekty Aos Si je­dy­nie dla­te­go, że spra­wa na­bra­ła me­dial­ne­go roz­gło­su, a prze­ło­że­ni uzna­li, że w po­li­cji przy­da się nowa gwiaz­da. Wil­liam jed­nak wie­rzył, że wy­ko­rzy­sta oka­zję i nie bę­dzie je­dy­nie pion­kiem w grze mię­dzy wy­dzia­ła­mi. 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Cześć TomaszObłuda !!

 

Nawet ciekawy tekst. Fajne miejsce akcji, dobrze je opisałeś i potrafiłem sobie wyobrazić. Naprawdę świetna sceneria. To muszę przyznać. Końcówka jednak trochę nijaka. Dobrze się czytało.

 

Pozdrawiam serdecznie!!!

Jestem niepełnosprawny...

Witaj TomaszuObłudo i gratuluję debiutu na forum. 

 

Ciekawa historia, trzymająca w napięciu i całkiem nieźle napisana.

 

Stworzyłeś intrygujące postacie, takie mięsne i żywe. 

 

Z zastrzeżeń wyłapała powtórzenie, popatrzyłabym na tekst pod tym kątem:

– Wiem, że oficjalnie nie ma tu skażenia – mruknął Taylor, zakładając kombinezon ochronny. – Jednak dla mnie wszystko na powierzchni jest potencjalnie skażone

Drugim elementem są duże kloce tekstu. Jeśli je podzielisz na akapity, łatwiej będzie się czytać. 

 

Podrzucam również instrukcję zapisu dialogu, bo jest z tym różnie. Jak tu, gdzie brak kropki po przestań:

– Will, przestań – Taylor zmarszczył czoło.

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Jednak minusy nie przesłaniają mi plusów. Opowiadanie czyta się z przyjemnością.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Witaj. :)

 

Sugestie oraz wątpliwości co do spaw językowych (zawsze – tylko do przemyślenia):

Mimo że dzielnica Folkestone nic się nie zmieniła (przecinek albo „i”? – zależy, co chciałeś tu napisać) wciąż była zapadłą dziurą, cuchnącą wodą z kanału La Manche – to było miejsce jego urodzenia.

Żadne wykłady w szkole czy na uczelni nie uświadamiały tego tak dobrze (przecinek?) jak widok zniszczonej metropolii.

Nikt tu nie zyskał. Jesteśmy tu tylko dlatego, że cholerny Lefevre tak bardzo ceni procedury. – powtórzenie?

Czy coś (albo tu też przecinek, albo kolejny usunąć?) poza przeczuciem, wskazuje na zabójstwo?

– Will, przestań – Taylor zmarszczył czoło. – błędny zapis dialogu?

Chyba zwariowałeś inspektorze grożąc nam w tej sytuacji. – przecinki przy Wołaczu?

Byli ściśnięci, co jeszcze bardziej utrudniało ruchy skrępowanemu konstablowi. Hałas łopat i drżenie całej konstrukcji utrudniały zebranie myśli. – powtórzenie?

Lefevre – czasem to nazwisko odmieniasz, a czasem nie; trzeba ten zapis ujednolicić

 

Bardzo dobry kryminał sf, chwilami mocno przyspieszony, ale ogólnie na plus. :)

Pozdrawiam serdecznie, klik, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Witaj TomaszuObłudo i gratuluję debiutu na forum. – Zasadniczo to nie debiut. Bo moje ostatnie opowiadanie pojawiło się tu w 2012 i było strasznym gniotem. No, ale można powiedzieć, że po tylu latach, to jest debiut. 

 

Muszę się zgodzić, że opowiadanie jest dość pospiesznie poprowadzone, nie ma momentu oddechu, epilog też mógłbym lepiej rozbudować, ale jest jak jest. Jeśli kolejny raz coś opublikuję, będzie lepiej dopracowane. 

 

Dziękuję, za wszystkie techniczne uwagi. Chętnie je naniosę, aby innych mniej tekst uwierał. 

 

Pozdrawiam was również. 

Cześć TomaszObłuda!

Gratuluję debiutu, naprawdę dobrze napisany, ciekawy tekst. Ambush już wypisała rzeczy, które mi też wpadły w oko czytając, ale mi podobnie nie zepsuły one odbioru całości. 

Pozdrawiam i powodzenia!

You cannot petition the Lord with prayer!

I ja dziękuję, pozdrawiam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Witam i gratuluję re-debiutu.

 

Jest to opowiadanie, które mogę kliknąć z czystym sumieniem. Mamy tu prostą, ale trzymającą się kupy historię, niezłe światotwórstwo, i język jest na tyle dobry, żeby nie przeszkadzał w czytaniu.

 

Wadą w moim odczuciu był bardzo suchy styl. Przez większość czasu relacjonujesz wydarzenia, zabrakło mi tu choć trochę emocji, czy wewnętrznych przeżyć bohaterów, żebym mógł bardziej się do nich przywiązać i przejąć ich losami.

Chyba zwariowałeś ,inspektorze, grożąc nam w tej sytuacji.

Spacja przed przecinkiem została.

 

Pozdrawiam i klik

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Siemka :)

 

Przeczytałem. Całkiem ciekawe opowiadanie. Jako RPG-owiec mam silne skojarzenia z jakimś ciulowym kultem (Zew Cthulu i te klimaty). Co uważam za plus. W ogóle tekst mi przypomina mini opowiadania jakie są w podręcznikach RPG w ramkach czy na osobnych stronach “dla robienia klimatu”.

 

– Opowiadanie jest krótkie i zwarte. Dobrze się czyta. Z początku nie wiada kiedy się dzieje. Sam “konstabl” brzmi bardzo brytyjsko ale też kojarzy mi się z XIX w chociaż ten stopień chyba nadal jest używany w brytyjskiej Policji. Plus właśnie za samo miejsce akcji – WB. Lubię ten kraj. Dopiero później idzie się dowiedzieć, że to jakieś sf/postapo/cyberpunk. 

 

– Samo tło – krater zamiast miasta, tajemnicza katastrofa, różne upchane detale jakie sugerują, że stało się właśnie jakieś postapo – mają materiał na rozbudowę tego uniwersum. Brzmią ciekawie. Ja osobiście lubię taki mix postapo/sf/cyberpunk, zwłaszcza w Europie. 

 

– Podobała mi się walka na szczycie wiatraka. Wyglądała naturalnie i bez udziwnień. To plus. Została dobrze zaprojektowana, dla mnie jest przekonywująca. 

 

– Za minus oceniam brak przemyśleń/emocji głównej postaci. Emocji to on ma tyle co by był po mentalnej lobotomii. Przydałoby się dodać mu głębi tymi emcojami. Bez przesady aby nie wyszły epopeje przemyśleń wewnętrznych ale trochę strachu, adrenaliny, agresji, nudy by się przydało aby doprawić to całkiem apetyczne danie. 

 

– Ogólnie opowiadanie uważam za dobre i na plus. Zachęcam do jakiegoś rozbudowania tego uniwersum z kultystami, mrocznymi bogami, kraterami i sf :) Powodzenia przy klawiaturze :)

Hejo,

 

Od ogółu do szczegółu – całość jest w mojej opinii napisana trochę zbyt szybko, nie dajesz sobie miejsca na rozwinięcie świata przedstawionego, który jest ciekawy i oryginalny. Ogółem zamysł bardzo mi się podoba, tak koncepcja postapokaliptycznego świata, jak i sama koncepcja fabuły, jej oś, pomysł i twist. Trochę tworzy to dla mnie przyjemny klimat kina noir w futurystycznych, ale ‘czystych’ postapokaliptycznych klimatach. Moje odczucia psuje tylko to, że opowiadanie jest w przedstawieniu świata skąpe w słowa.

 

W kwestii bohaterów – uważam że jest ich za mało i nie są dostatecznie przedstawieni w tekście, więc ciężko mi się do nich przekonać i ich poznać. Proponowałbym poświęcić im więcej miejsca.

 

Sama fabuła jest fajna, pomysł i koncepcja są trochę “szablonowe” w rozumieniu, że wpisujesz się w archetyp kryminału – co uważam za dobrą stronę tego tekstu. Jest tym, czym miał być i konsekwentnie trzyma się samego siebie. Bardzo doceniam. W tym jest jednak dla mnie duża wada – znów za szybko. Nie dajesz wydarzeniom dojrzeć, trochę się z tym wszystkim spieszysz.

 

Początek jest dla mnie trochę zbyt szybki, przez to ciężko mi się utożsamić z bohaterami i w dalszej części tekstu musiałem wracać i zastanawiać się kto jest tam kim. Przez to nie dojrzałem do rozwinięcia i momentu kulminacji, który trochę mnie zaskoczył i wziął się jakby z nikąd. Może to moja wada czytelnika, ale nie odczułem budowania napięcia, więc scena porwania głównego bohatera tylko mi mignęła, przy czym jej opis też był jak dla mnie nieco zbyt statyczny.

 

 

Konstabl William Davies przysunął się do okna i uśmiechnął szeroko.

Może to drobnostka, ale bardzo lubię słowo “konstabl”, szczególnie w brytyjskim kontekście.

 

Raport, który trafił do skrzynki Williama, był bardzo skromny. Nikomu nie chciało się zagłębiać w analizę śmierci jakiegoś przypadkowego technika, żyjącego ponad trzysta kilometrów od stolicy. Jednak procedury wymagały przesłuchania reszty zespołu.

– Cholerni tradycjonaliści z centrali – warknął Taylor, gdy odnaleźli statek powietrzny, który miał ich zabrać na miejsce. – Przesłuchanie ma być na żywo, takie są instrukcje – dodał, dość nieudolnie próbując przedrzeźniać szefa. – Tracimy czas i zasoby, aby porozmawiać z jakimiś frajerami, chociaż można było załatwić to w kilka godzin bez wychodzenia na powierzchnię.

William nie skomentował tych uwag. Znał Taylora od ponad roku i wiedział, że inspektor tego nie oczekuje.

Dla mnie ta kwestia dialogowa jest wciśnięta trochę na siłę i rozbija lekturę. To fajny zabieg, który pokazuje coś czytelnikowi, zamiast mówić wprost, ale w tym konkretnie miejscu, kiedy ta pojedyncza wypowiedź nie jest częścią spójnego dialogu trochę mi zgrzyta.

 

Inspektor siedział na rozkładanym łóżku pod ścianą i coś przeglądał na komputerze. Nie chciał spać na materacu, które wcześniej należało do Chromińskiego. William nie miał z tym problemu.

Osoba się pogubiła w tym zdaniu.

 

Reasumując, uważam że napisałeś dobre opowiadanie oparte o bardzo dobry pomysł światotwórczy i spójną linię fabularną, ale poświęciłeś mu za mało słów. Uważam że w tych kilkanaście k znaków wcisnąłeś nieco na siłę i dopchnąłeś kolanem pomysł, który zasługiwał być może nawet na dwakroć tyle miejsca.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Pojazd szynowy powoli wytoczył się z tunelu

Troszeczkę patosem trąci ten pojazd, ale zobaczymy, co będzie dalej.

 Mimo że dzielnica Folkestone nic się nie zmieniła i wciąż była zapadłą dziurą, cuchnącą wodą z kanału La Manche – to było miejsce jego urodzenia.

A dlaczego miałoby się to wykluczać? Czy po prostu kalkujesz angielską konstrukcję? Może tak: Dzielnica Folkestone nic się nie zmieniła i pozostawała zapadłą dziurą, cuchnącą wodą z kanału La Manche – ale to było miejsce jego urodzenia.

Jego usta i nos zasłaniała maseczka filtrująca

Anglicyzm: Usta i nos miał zasłonięte maseczką filtrującą.

wrócić do swojego biura w tunelu

Lepiej: do mojego biura (bo zdanie jest z perspektywy Taylora).

gardził Calais i Folkestone, a tym bardziej terenami poza SeaMare

Czy można gardzić terenami?

Raport, który trafił do skrzynki Williama, był bardzo skromny.

Hmm. Raport mógłby być zwięzły, lakoniczny, skąpy – ale skromny?

zagłębiać w analizę śmierci

Hmm? 

 technika, żyjącego ponad trzysta kilometrów od stolicy

Anglicyzm. Mieszkającego.

Przesłuchanie ma być na żywo, takie są instrukcje – dodał, dość nieudolnie próbując przedrzeźniać szefa. – Tracimy czas i zasoby, aby porozmawiać z jakimiś frajerami, chociaż można było załatwić to w kilka godzin bez wychodzenia na powierzchnię.

As you know, Bob ( http://www.nowafantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859 ), co prawda złagodzone wkurzaniem się bohatera. Poza tym – nie zapewniaj mnie, że przedrzeźnia szefa, a tym bardziej, że nieudolnie. Pokaż to. Daj haczyk wyobraźni. I szyk: można było to załatwić (nie dawaj enklityk na miejsca akcentowane). 

 tych uwag

Zbędne.

wiedział, że inspektor tego nie oczekuje

Mmmm, no to co?

 przeglądać wyświetlacz

Nie przegląda się wyświetlacza, tylko wyświetlone na nim treści. Może: zajął się wyświetlaczem?

 Olbrzymi krater, otoczony gruzowiskiem, z którego co chwilę unosiły się kłęby kurzu poruszane wiatrem, przypominał Williamowi, do czego doprowadziła dawna cywilizacja.

Niezłe, obrazowe, tylko zaraz to psujesz smrodkiem dydaktycznym o dawnej cywilizacji.

Później pojawiły się już tylko puste przestrzenie i pola usiane farmami wiatrowymi. 

Hmm? Pola mogły być usiane wiatrakami (farma wiatrowa to właśnie pole usiane wiatrakami), ale – puste przestrzenie? Czyli co?

Gdzieniegdzie dostrzegł jakiś mikroskopijny, z tej wysokości, pojazd obsługi technicznej, krążący między wysokimi turbinami.

Wtrącenie musi się dać wyciąć ze zdania bez niweczenia jego sensu: Gdzieniegdzie dostrzegał jakiś, mikroskopijny z tej wysokości, pojazd obsługi technicznej, krążący między wysokimi turbinami.

Farma Manchester, znajdująca się w dawnym mieście, była jedną z największych

Hmmmm.

Myślę, że nie będzie to trudne.

Naturalniejszy szyk: Myślę, że to nie będzie trudne.

domyślał się, że mina Taylora nie wyraża radości

Może ciut konkretniej?

Nie zachował należytej uwagi i tyle.

Nie pasuje do raczej kolokwialnej reszty wypowiedzi, chociaż w ogóle ton tekstu trochę się kłóci z brudnym cyberpunkiem świata przedstawionego.

w trójkę będą wykonywać pracę przeznaczoną dla czterech osób

J.w. We trójkę będą wykonywać pracę przewidzianą dla czterech.

tak bardzo ceni procedury

Ceni? Trochę słabe słowo. Tak uwielbia procedury?

Wierz mi, Will, miałem dziesiątki różnych spraw i tylko pięć dotyczyło prawdziwych zabójstw. Ta zdecydowanie takiej nie przypomina.

Hmm. Wierz mi, Will, miałem dziesiątki różnych spraw i tylko pięć prawdziwych zabójstw. Ta na zabójstwo nie wygląda.

Budynek okazał się dużo bardziej przestronny niż sprawiał wrażenie z zewnątrz.

Trochę niezręczne zdanie. Hmm. Może: Budynek okazał się dużo bardziej przestronny niż z zewnątrz wyglądał.

maksymalne wykorzystanie przestrzeni

Hmm. "Maksymalnie wydajne wykorzystanie" by aliterowało…

Według niego był sumiennym i pracowitym technikiem z kilkuletnim stażem.

Staż nie zależy od zdania kolegi z pracy.

Wyszedł na zewnątrz gondoli, aby sprawdzić mocowania wiatromierza i spadł. 

Wyszedł na zewnątrz gondoli, żeby sprawdzić mocowanie wiatromierza, i spadł.

stwierdził O'Shea

W zasadzie poprawne, ale "stwierdził" jest nadużywane.

– A czy tobie zdarza się działać w podobny sposób? – zapytał Taylor.

Nienaturalne, poza tym niby akcja rozgrywa się w Anglii, ale piszesz po polsku i obowiązują Cię polskie normy uprzejmościowe: – A czy panu się to zdarza? – zapytał Taylor.

Ponad dwadzieścia lat temu zginął mój kolega właśnie dlatego, że nie miał uprzęży

Albo przecinek, albo zmiana szyku: Ponad dwadzieścia lat temu mój kolega zginął właśnie dlatego, że nie miał uprzęży.

Podczas przesłuchań Fernandez i Clarke potwierdzili niemal dokładnie słowa O'Shea.

A kiedy indziej mieli? Przesłuchiwani po nim Fernandez i Clarke niemal dokładnie potwierdzili słowa O'Shea'y.

 materacu, które wcześniej należało 

Artefakt: materacu, który wcześniej należał.

mówią, to co wiedzą?

Mówią to, co wiedzą.

odparł z kpiną w głosie Taylor

Nie wiem, po co wszyscy dopisują to "w głosie". A tu wystarczy: zakpił Taylor.

uprząż bezpieczeństwa nie była rozpakowana

… w ogóle?

Szkoda tylko, że przez przeklętego Lefevre’a muszę spać na twardym łóżku, w jakimś baraku i tracić czas.

Mam na co dzień styczność z marudami i oni tak okrągle nie mówią :)

William obudził się po raz pierwszy, kiedy Taylor wstał z łóżka, aby wyjść do toalety, jednak szybko zasnął ponownie.

Tnij: William obudził się po raz pierwszy, kiedy Taylor wstał do toalety, ale zaraz znów zasnął.

by kontynuować sen

Bardzo sztuczne – nie wysilaj się na książkowe słowa, bo to rzadko kiedy daje dobry efekt.

Obudziły go silne ramiona Patricka O'Shea, krępujące jego ręce.

Autonomia części ciała, uważaj na to. Ponadto: krępujące mu ręce.

William nic z tego nie rozumiał, szarpał się, ale O'Shea był zbyt silny, natomiast Fernandez i Clarke bardzo sprawnie zakładali węzły.

Ja też nie rozumiem. "Natomiast" oznacza przeciwstawienie, którego tu nie widać https://wsjp.pl/haslo/podglad/7767/natomiast 

w trójkę

We trójkę.

Nie wzywał pomocy, sądził, że inspektor już jest martwy.

Mało naturalne i skrótowe.

Na szczęście pomylił się. Taylor siedział pod ścianą jadalni, związany podobnie jak on. Williama rzucili obok. Uderzenie o twardą podłogę było bolesne.

Zapewniasz. Każdy wie, że boli, kiedy człowiek walnie w coś twardego. W ogóle warto rozwinąć te kilka zdań, bo są strasznie suche.

Chromiński był pierwszą i ostatnią ofiarą, aby obudzić Aos Si. Nie potrzeba już więcej zabójstw na tej farmie.

… wut.

Will, niestety miałeś dobre przeczucie.

Tylko wyjątkowy twardziel konwersuje w takiej sytuacji z kolegą, jakby pili herbatkę.

Grozi wam od dziesięciu lat wzwyż. Zacznijcie od teraz współpracować.

Ale to już albo jawne kozaczenie, albo zupełne niezwracanie uwagi na rzeczywistość.

– To nie była potrzebna deklaracja – odparł O'Shea. – Chyba zwariowałeś ,inspektorze, grożąc nam w tej sytuacji. 

Bardzo nie po polsku i nienaturalnie. Hmm: – Źle pan robi, inspektorze, grożąc nam – ocenił O'Shea.

Być może byście nas przekonali, że dla wspólnego dobra rozejdziemy się.

Niezbyt naturalne.

Teraz jednak widzę, że jesteś służbistą albo uczciwym policjantem, zatem nie mamy wyboru.

Hmmm. Jak wyżej.

Aos Si dostanie kolejne niezaplanowane ofiary.

"Kolejne niezaplanowane" sugeruje, że było ich więcej.

Jak się wytłumaczycie? Wciąż macie szansę na przeżycie.

Rym.

Zabójstwo policjantów to będzie dla was kara śmierci.

Naturalniej będzie bez "będzie".

Ofiara ze sceptyków może będzie smakować lepiej.

Sceptyk i ateista – to nie to samo.

 z zadawania pytań

Zbędne.

Podróż na szczyt turbiny była nadzwyczaj ciężka, poza tym, że musieli pokonać ponad 100 metrów, wciąż mieli związane ręce. 

Zaraz podróż. Liczebniki słownie i nie zapewniaj, a pokazuj: Wspinaczka na szczyt stumetrowej turbiny, ze związanymi rękami, nie należała do łatwych.

więzy poluzowali im na tyle, aby mogli się chwytać szczebli drabiny

Kto poluzował? Gramatycznie?

William cały czas zastanawiał się, jak się oswobodzić, ale nic nie przychodziło mu do głowy, zwłaszcza że w wieży było dość ciasno.

Pokaż to. Daj spokój zbędnym szczegółom (w wieży było ciasno) albo wykorzystaj je do zrobienia atmosfery (niech, np. te ściany wąskiego korytarza napierają na niego, powodują klaustrofobię).

podążali 

Zbędne.

Jeśli Taylor nie miał lepszego planu, William zdecydował, że na szczycie po prostu ich zaatakują i będą walczyć ze skrępowanymi rękami. 

Jeśli Taylor nie będzie miał lepszego planu, William zdecydował się po prostu zaatakować tamtych na szczycie, choćby ze skrępowanymi rękami. 

Inną opcją było poddać się i zginąć, spadając z wysokości.

Opcją? To ile on ma tych opcji?

 Młody konstabl usłyszał dźwięki walki. 

Konkretniej!

Technik chwycił go za łydkę.

Po co? Są na drabinie, może go najwyżej ściągnąć w dół.

William próbował go kopnąć, ale mężczyzna okazał się nadzwyczaj silny.

Hmm?

Kiedy w otworze prowadzącym do gondoli 

W otworze gondoli. Otwór donikąd nie prowadzi.

, William się poddał.

Czyli co? Zamarł?

William zaczął się wspinać ponownie.

Angielski szyk: William ponownie zaczął się wspinać.

To nim pozbawił inspektora przytomności.

Zbędne, lepiej pokaż inspektora leżącego na podłodze.

Byli ściśnięci, co jeszcze bardziej utrudniało ruchy skrępowanemu konstablowi. Hałas łopat i drżenie całej konstrukcji przeszkadzały w zebraniu myśli.

Pokaż to (wiem, wiem, to się łatwo mówi). Zaczynaj od tego, co bohater zauważa jako pierwsze, co jest najbardziej widoczne albo odczuwalne.

– Teraz ty – O'Shea rozkazał Williamowi.

– Teraz ty – rozkazał Williamowi O'Shea. P. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ 

Zdecydował, że jeśli ma zginąć, zabierze chociaż jednego ze sobą.

Zdecydował, że jeśli ma zginąć, chociaż jednego z nich zabierze ze sobą.

Widok setek turbin wiatrowych i kręcących się rytmicznie łopat na tej wysokości robił niesamowite wrażenie. Nie spodziewał się, że zobaczy farmę z tej perspektywy.

Zapewniasz.

William nie odpowiedział, tylko skoczył w stronę technika i siłą rozpędu uderzył go głową w klatkę piersiową. 

Tnij: William rzucił się naprzód i z rozpędu uderzył technika głową w pierś. 

To wystarczyło, aby zepchnąć przeciwnika z gondoli.

By zepchnąć, ale dawaj raczej wrażenia, nie interpretacje – niech facet wrzaśnie, chociażby.

 odbił się tylko i usiadł na dachu

Hmm? Jak on to zrobił?

Po kilkunastu sekundach odzyskał spokój.

Osiągnął nirwanę, znaczy :) A może ochłonął? Krew przestała mu zalewać oczy? Tętnić w uszach?

Po chwili z otworu w dachu wyłoniła się głowa O'Shea. Zobaczył, co się stało, i wrócił do środka.

Kto zobaczył? Bo ostatnim podmiotem rodzaju męskiego był William.

O'Shea, zabezpieczony pasami, będzie znacznie groźniejszym przeciwnikiem, zwłaszcza że był większy i silniejszy od Fernandeza.

Tnij. Właściwie całe zdanie można wyciąć.

Policjant mógł…

Dynamiczna scena, więc trzeba ją odchudzić: Policjant rozejrzał się w poszukiwaniu ostrej krawędzi. Zaczepy klamer uprzęży bezpieczeństwa mogły się nadać, było ich kilka na środku gondoli. Kucnął przy najdalszym od włazu i zaczął piłować sznury, którymi związano mu nadgarstki. Kątem oka zerkał w stronę wyjścia.

Zahaczył klamrę uprzęży o najbliższy zaczep, i wyszedł na dach.

Bez przecinka (wystarczy spójnik). Zaraz, klamer? Nie karabińczyków?

Zrobił kilka kroków, uklęknął i odpiął klamrę, aby zamknąć ją na kolejnym zaczepie, w ten sposób zmniejszając dystans do policjanta. 

To ma być takie spowolnione?

Zaczął regulować pasy uprzęży, najwidoczniej uznał, że ta odległość będzie bezpieczna.

Hmmm. Może po prostu: Spokojnie regulował pasy uprzęży.

Po tych słowach ruszył w stronę konstabla. William jednak w tym momencie już tylko udawał, że rozcina więzy – ręce miał wolne.

Ciach: Ruszył w stronę konstabla, ale William już tylko udawał, że rozcina więzy. Ręce miał wolne.

 Kiedy O'Shea się zbliżył, jedną ręką chwycił go za nogę i zaczął nią szarpać, w drugiej trzymał klucz, którym się zamachnął.

Karkołomne. Hmmm. Musiałabym to sobie odegrać, a piszę to w biurze.

Technik się tego nie spodziewał i nie zasłonił się przed uderzeniem w biodro. Upadł na plecy.

Ciach: Technik upadł na plecy.

Jedną rękę wsunął pod uprząż na piersiach technika, a drugą zamachnął się na mężczyznę.

Hmm?

Ten zablokował cios i pchnął go, ale policjant za pomocą uprzęży był złączony z O'Shea

Hmmmm. Ten zablokował cios, pchnął, ale uprząż wiązała ich ze sobą.

Musiałby go obezwładnić, aby wysunąć jego rękę spod ciasno zapiętych pasów.

Hmmm.

Później uderzył jeszcze dwa razy. 

A może tak: Uderzył znowu. I znowu.

William oddychał jeszcze przez chwilę

To dobrze, żeby żyć, trzeba oddychać ;)

Liczył, że może uda mu się to zrobić, nim na dachu pojawi się Clarke

Ciach: Liczył, że mu się to uda, zanim na dach wyjdzie Clarke.

Nie było to proste – ciało technika było ciężkie, a William nie miał doświadczenia z uprzężą bezpieczeństwa na turbinach wiatrowych. Poza tym śpieszyło mu się i był w ogromnym stresie. 

Pokaż to. Ciężkie ciało, trzęsące się ręce, wszystko dookoła dygocze. Więcej zmysłowych szczegółów, po prostu.

Skupił się na czynności i postanowił nie myśleć o kolejnym przeciwniku.

Zbędne. Znacznie lepiej wypadłaby scena, w której mu się ledwo udaje.

Ostatecznie stanął w pełnej uprzęży, przypięty do uchwytu, spoglądając na martwego O'Shea.

Który w ogóle nie spadł?

William poczuł ulgę. 

Nie zapewniaj mnie o uczuciach bohatera. Pokaż je. Poza tym – ulżyłoby Ci w takiej sytuacji? Lepiej wiedzieć, gdzie jest wróg.

powiedział bardziej

Podwoiła się spacja.

Przez chwilę był sam i pozwolił sobie na emocję.

Nie zapewniaj mnie o uczuciach bohatera. A już zdecydowanie nie podkreślaj tego tak mocno, bo wychodzi bardzo sztucznie.

Jako najmłodszy inspektor w SeaMare będzie miał trudność ze zdobyciem autorytetu wśród podwładnych, z których wielu będzie starszych od niego.

Autorytetu się nie zdobywa, ale jak to zdanie przeformułować, hmm.

Został szefem zespołu zajmującego się likwidacją sekty Aos Si jedynie dlatego, że sprawa nabrała medialnego rozgłosu, a przełożeni uznali, że w policji przyda się nowa gwiazda. 

You kill it, you bought it? 

William jednak wierzył, że wykorzysta okazję i nie będzie jedynie pionkiem w grze między wydziałami. 

Grunt to optymizm :)

 

Jest tu szkielet, a właściwie kawałek szkieletu, bo tekst stanowi wyraźny początek czegoś większego. I nie jest to szkielet bardzo zrzeszotniały, chociaż trochę witaminy D mu się przyda.

 

Mamy tu zdecydowanie tekst przygodowy, niekoniecznie kryminał, choć kryminalne wątki mogłyby się pojawić. Ale akcja za bardzo pędzi, żeby nadążyły (sprawcy nawet się nie starają odwrócić od siebie podejrzeń). Dużo tu jest do rozwinięcia. Świat przedstawiony ma potencjał – skażona powierzchnia, zniszczone miasta, ludzie mieszkający pod ziemią? Mrr! Ale warto go rozbudować, bo chociażby sprawa religii wisi w próżni. Motywacje bohaterów wychodzą bardzo płaskie, bo za mało wiadomo o świecie, w którym się poruszają – dobrze, wiatrakowcy należą do sekty, sekta jest zła, ale "zła" to bardzo abstrakcyjne pojęcie (poczytaj sobie o tzw. thick ethical concepts). Kto w tym świecie rządzi? Czym się kieruje? Jaką propagandę uprawia? (Każda władza uprawia propagandę). Czemu ktoś się tej władzy sprzeciwia? Jeśli z powodów religijnych, to co w wierzeniach tej konkretnej sekty nie pasuje z ideologią władzy?

 

A teraz – mięśnie do poruszania tekstem. Masz przebłyski obrazowości, ale mało. Mało. Większość treści, no, streszczasz. Trudno sobie wyobrazić tę walkę na wysokości, a to powinna być scena trzymająca w napięciu. Z doborem słów masz niewielkie problemy, najbardziej utrudnia zawieszenie niewiary właśnie ten brak obrazowości, streszczanie. Niektóre wypowiedzi bohaterów są mało naturalne, w ogóle nie wiem, czy sobie to wszystko wyobraziłeś. Jeżeli pomaga Ci odgrywanie scenek czy rysowanie – to odgrywaj, rysuj i nie przejmuj się, jak przy tym wyglądasz. To jest tekst akcji. Ma być akcja. 

 

I cóż. Powodzenia.

Jeśli kolejny raz coś opublikuję, będzie lepiej dopracowane. 

Trzymam za słowo :)

zabrakło mi tu choć trochę emocji, czy wewnętrznych przeżyć bohaterów, żebym mógł bardziej się do nich przywiązać i przejąć ich losami.

Może nie tyle przeżyć, ile dotykalności tych emocji. Emocje mają komponent somatyczny (przypomnij sobie, jak ostatnio ktoś Cię wkurzył – gorąco? serce wali? mokre ręce?) i bez takiej wskazówki, że bohater coś odczuwa – sama nazwa nie przemawia do wyobraźni. Jest za sucha. Wyobrażam sobie Twojego bohatera raczej nie jako filozofującego nad marnością świata, ani użalającego się nad sobą, ale takiego, który się musi trochę spocić, żeby osiągnąć, co chce.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jak na mój gust, Tomaszu, to trochę mało tu kryminału w kryminale. Ot, jest trup, śledztwo zostaje sprowadzone do rozmowy z kolegami nieżyjącego, a cała sprawa praktycznie rozwiązuje się sama. Nieco napięcia stworzyła scena bójki na wiatraku, ale nie mogę powiedzieć, że opowiadanie mnie porwało.

Mam nadzieję, że Twoje kolejne opowiadania będą dopracowane i znacznie ciekawsze. :)

 

Nie chciał spać na ma­te­ra­cu, które wcze­śniej na­le­ża­ło do Chro­miń­skie­go. → Piszesz o materacu, który jest rodzaju męskiego, więc: Nie chciał spać na ma­te­ra­cu, który wcze­śniej na­le­ża­ł do Chro­miń­skie­go.

 

– Chyba zwa­rio­wa­łeś ,in­spek­to­rze… → Zbędna spacja przed przecinkiem, brak spacji po przecinku.

 

Za­cze­py umoż­li­wia­ją­ce za­pię­cie klamr uprzę­ży→ Za­cze­py umoż­li­wia­ją­ce za­pię­cie klamer uprzę­ży

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika klamra.

 

powiedział  bardziej… → Wystarczy jedna spacja.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest nieboszczyk, potencjalni sprawcy okazują się rzeczywistymi, arcydzielny policjant cało wychodzi z opresji – z wątkiem kryminalnym nie jest źle. Ale – bo nie ma tak, żeby obeszło się bez “ale” – co ze światem, w którym to się dzieje? Co zmiotło miasta z powierzchni Ziemi, zapędziło ludzi pod ziemię, kto rządzi, jakimi metodami? No i ta sekta, ta słowem nie objaśniona nowa religia, każąca składać ludzi w ofierze – ale komu i w jakim celu? 

Jeżeli miałoby to zostać wyjaśnione w większym tekście, którego fragmentem jest tekst opublikowany, należałoby poinformować o tym czytelników.

Cześć Tomaszu!

Opowiadanie ma klimat klasycznego kryminału, jest tu taka rzetelna policyjna robota, topos starszego inspektora i młodszego konstabla. Czyta się dobrze. Chociaż czy nie byłoby lepiej, pozostawić pytanie “kto zabił?” dłużej bez odpowiedzi? żeby czytelnik się bardziej podenerwował? :)

Konstrukcja: trochę niespójna. Jeśli puentą jest awans konstabla, to na początku albo w introspekcji może powinno być odniesienie np. do jego ambicji, do jego postanowienia, że zrobi wszystko, również rzeczy niemoralne, by osiągnąć sukces etc. Wtedy końcówka byłaby zrozumiała i połączona z poprzednim fragmentem.

Czy będzie kolejna kryminalna zagadka?

Klikam do biblioteki i pozdrawiam!

 

GalicyjskiZakapior, poprawiłem. Dzięki za komentarz. 

Rzeczywiście przesadziłem z oszczędnością, chyba chciałem być zbyt zwięzły. 

 

Pipboy79, kolejny komentarz, który zwraca uwagę na brak przemyśleń bohaterów. Ok :)

 

Świat jest bardzo rozbudowany. Jeśli chodzi o kulty w tym uniwersum, religijność, a zwłaszcza negatywne podejście władz miast do niej, jest jednym z istotnych elementów. William jest bohaterem drugoplanowym w powieści, którą piszę, postanowiłem go pobocznie rozbudować. 

 

BosmanMat, kolejna uwaga, o zwięzłości, wezmę to koniecznie pod uwagę. 

Ciekawy komentarz odnośnie wciśnięcia dialogu – do przemyślenia.

Konstabl – też lubię takie drobnostki, w celu zaznaczenia, że chodzi o konkretne miejsce. Natomiast wstawiłem też nazwiska pochodzące z różnych nacji, aby pokazać, jak ten świat jest międzynarodowy. 

 

regulatorzy, dziękuję za komentarz. Poprawki naniosłem. Zgadzam się, że mogłem bardziej rozbudować całe śledztwo. Kolejna uwaga tego typu. Trzeba wziąć to pod uwagę. 

 

Dużo komentarzy. Do wszystkich się oczywiście odniosę. Do uwag Tarniny, na końcu, bo jest ich sporo, więc potrzebuję na to czasu. 

 

Dziękuję za wszystkie. 

Bardzo proszę, Tomaszu. Miło mi, że uwagi okazały się przydatne. :) 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka