
Jednego tylko zabrakło, ale chciałem się tym krótkim tekstem z wami podzielić, bo jest dla mnie ważny. Mam nadzieję, że udało mi się go dobrze napisać. To też leciutki ukłon w stronę Felliniego, chyba mój pierwszy.
Jednego tylko zabrakło, ale chciałem się tym krótkim tekstem z wami podzielić, bo jest dla mnie ważny. Mam nadzieję, że udało mi się go dobrze napisać. To też leciutki ukłon w stronę Felliniego, chyba mój pierwszy.
Dołączyłem do trupy „Varietes” w czasach jej największej świetności, kiedy słynny Pantalone przeżywał swoje pięć minut chwały. Dostrzegałem podziw, jaki wywoływał wśród publiczności, wykonując podwójne, potrójne, a nawet poczwórne salta na trapezach i fruwając wysoko ponad sceną, niczym anioł, choć w swym czarnym kostiumie bardziej przypominał kruka. Występom towarzyszyła muzyka, szybka i głośna, dokładająca swoje trzy grosze do atmosfery. Moją rolą było rozśmieszanie publiczności, kiedy paradowałem w za dużych ciuchach i butach o długości krokodyla, przy okazji żonglując różnymi przedmiotami, zawsze na koniec lądującymi na mojej głowie, oczywiście ku uciesze widzów. W tych komicznych występach towarzyszyła mi często Massima, przybrana córka Pantalone. Zaopiekował się nią, gdy jej matka zmarła, choć tak naprawdę nie byli spokrewnieni. Traktował ją jedynie jak gorszą wersję swojej ukochanej, która odziedziczyła wszystkie złe cechy po swoim biologicznym ojcu, fajtłapie, łącznie z wątpliwą urodą. Wspominał nam, że jest tak brzydka, iż do niczego innego się nie nadaje, jak tylko do tego, żeby inni się z niej śmiali. Okrutne słowa, choć chyba nigdy nie wypowiedział ich w obecności Massimy. Nie wiem, jak zachowywał się wobec niej na osobności, lecz na co dzień traktował ją, tak jak resztę zespołu, z lekceważeniem i oschłością. Jego perfekcjonizm sprawiał, że wpadał w furię, gdy coś poszło nie tak, a gdy wszystko się udało i publiczność nagradzała nasze starania gromkimi brawami, zdobywał się co najwyżej na delikatny uśmieszek.
Massima ciągle kręciła się wokół nas, próbując sztuczek z uwodzeniem, ale z reguły bezskutecznie. Żaden z nas nie miał ochoty narażać się Pantalone. Odchodziła wtedy nadąsana i siadała na brzegu rzeki, wpatrując się w wodę i szukając wzrokiem ryb, które czasami tamtędy przepływały w drodze do nieznanych tarlisk. Kusiło mnie by do niej podejść i nawiązać dialog, kiedy towarzyszyły jej jedynie własne myśli, ale wtedy natrafiałem na złowrogie spojrzenie jej ojca, więc odpuszczałem. Zakazywał, żebyśmy nawiązywali bliższe kontakty z Massimą, a ona tak bardzo potrzebowała rozmowy. Nie znała nikogo poza nami, nigdzie nie wychodziła, praktycznie w ogóle nie opuszczała terenu naszego obozowiska, czasem jedynie spacerowała trochę po okolicy, ale nie odchodziła daleko. Śpiewała wtedy różne smutne piosenki w nieznanym dla mnie języku, prawdopodobnie tym, którym posługiwała się jej matka, otoczona jedynie przez przyglądające się jej z ukrycia dzikie zwierzęta.
W końcu nadszedł przełomowy, a zarazem fatalny dzień, kiedy Pantalone wykonywał jedno ze swoich popisowych salt i popełnił błąd, który kosztował go życie. Nie złapał drążka i spadł tak niefortunnie, że skręcił sobie kark na oczach zszokowanej publiczności, która początkowo klaskała, nieświadoma tragedii, aż wreszcie wszyscy zrozumieli, co się stało. Pamiętam, że muzyka urwała się nagle, a ktoś krzyknął przeraźliwie. Spojrzałem w tamtym kierunku i dostrzegłem Massimę, wpatrującą się przerażonym wzrokiem w arenę. Nie wiem, jakimi uczuciami darzyła swojego przybranego ojca, gdyż nie przyznałaby się nikomu, co kryła w głębi serca, zawsze lawirowała i przybierała pocieszny wyraz twarzy, kiedy poruszaliśmy temat jej relacji rodzinnych, lecz w tamtym momencie mógłbym ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że był dla niej kimś najważniejszym w życiu.
Po tym wydarzeniu nasza trupa praktycznie przestała istnieć. Czy naprawdę Pantalone stanowił tak ważne spoiwo, że bez niego wszystko się posypało? Czy nikt nie dałby rady go zastąpić? Nie wiem, może chodziło głównie o to, że poczuliśmy strach przed występami. Czekaliśmy tylko na sygnał, który sprawi, że porzucimy dotychczasowe życie i zajmiemy się czymś innym, istotniejszym.
Tamtego feralnego dnia nieoficjalnie „Varietes” przestało istnieć. Próbowaliśmy jeszcze prezentować nasze popisy w kilku przedstawieniach, ale musieliśmy znacznie zmienić program, co zapewne nie spodobało się publiczności, na dodatek brakowało nam charyzmatycznego prowadzącego. Trzeba przyznać, że do tej pory wszyscy staliśmy w cieniu wielkiego Pantalone i żaden z nas nie umiał go odpowiednio zastąpić. Massima zupełnie się do tego nie nadawała, choć uważaliśmy, że to ona powinna przejąć pałeczkę po ojcu, ale w ciągu kolejnych tygodni tylko kryła się po kątach i płakała, zupełnie nie interesując się spektaklami. Mogliśmy już z nią rozmawiać bez żadnego skrępowania, lecz nie chciała niczyjego współczucia. Wreszcie każdy poszedł w swoją stronę i straciliśmy ze sobą kontakt.
Po latach spotkałem Massimę, gdy występowała w niewielkim teatrzyku rewiowym. Ku mojemu zdziwieniu znacznie się otworzyła, zupełnie nie przypominała tej cichej i niezdarnej dziewczyny, którą poznałem w „Varietes”. Ja nie zmieniłem się wcale, tak przynajmniej myślałem, dopóki nie stwierdziła, że zrobiłem się strasznie oschły. Gdzież ten młody chłopak, który rozśmieszał widownię swoimi potknięciami i słownymi żartami? Wytknęła mi nawet tych kilka siwych włosów, które dziwnym trafem znalazły się na mojej głowie.
Wybraliśmy się na krótki spacer po parku. Starałem się nie wspominać o wielkim Pantalone, by nie przywoływać bolesnych wspomnień, lecz ku mojemu zdziwieniu sama nawiązała w rozmowie do dawnych czasów.
– Zupełnie zapomniałam o ojcu. Wymazałam go z pamięci. Nie pamiętam już nawet jak wyglądał. Masz może jakieś jego zdjęcie?
Odparłem, że nie. Co prawda gdzieś pośród bibelotów na stryszku trzymałem stary plakat z jednego z naszych wystąpień, na którym z pewnością był także Pantalone, ale nie wspomniałem jej o tym. Nie chciałem odgrzebywać przeszłości.
– Szkoda. Jak to możliwe, że niczego nie pamiętam?
– Może podczas jednego z występów uderzyłaś się w głowę? Mówią, że to czasem wywołuje amnezję.
– Nie, bardzo chciałam zapomnieć, aż w końcu mi się udało.
Zatrzymała się pod drzewem, pod którym leżało kilka pożółkłych liści. Z jakiegoś powodu opadły, choć dopiero rozpoczynało się lato. Wpatrywała się w nie intensywnie, wyglądała na zatopioną w myślach. Przez kilka minut milczeliśmy, aż w końcu powiedziała:
– Niektóre liście muszą opaść.
Na początku wyglądało to jak dziwna aluzja do wypadku jej ojca, ale potem wyjaśniła, że miała na myśli siebie.
– Zawsze zastanawiałam się, dlaczego mnie odrzucacie. Czułam się potwornie samotna. Z ojcem nie mogłam normalnie pogadać, inne tematy niż praca i wieczne doskonalenie występów go nie interesowały. Chciałam z wami rozmawiać, ale wy ciągle mnie lekceważyliście. Odwracaliście się plecami i nie chcieliście, żebym uczestniczyła w waszych konwersacjach. Myślałam, że coś ze mną jest nie tak, że przypominam taki uschnięty liść, którego drzewo próbuje się pozbyć. To przez ojca, prawda?
Pokiwałem głową. Zdziwiło mnie, że wcześniej tego nie odkryła.
– Potem, gdy poszłam własną drogą, zrozumiałam wiele rzeczy, choć świadomość tego, że jestem tym pożółkłym liściem, który nikogo nie obchodzi, towarzyszyła mi przez cały czas. On poniekąd zniszczył moje życie. Pozował na perfekcjonistę, dlatego ciągle chodził wściekły, bo świat w swej naturze nie jest perfekcyjny. Dobitnie się o tym przekonał, gdy jego poczucie doskonałości wreszcie go zawiodło.
Chyba powiedziała za dużo, bo lekko się speszyła. Stwierdziła, że musi wracać do domu. Napisała coś na karteczce i wręczyła mi ją. Myślałem, że zostawiła swój numer telefonu, żebym mógł w przyszłości się z nią skontaktować, ale znajdowało się tam tylko jedno zdanie.
In ogni tempo.
– Co to znaczy? – zapytałem, ale gdy podniosłem wzrok jej już nie było. Pozostały tylko liście, które rozwiał wiatr.
Fanthomasie, nie wiem, czego według Ciebie zabrakło w szorcie, ale uważam, że jest tu wszystko co przywołuje wspomnienia i nakazuje ponownie zobaczyć „La Stradę”.
A Felliniemu należy się wiele głębokich ukłonów.
Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym odwiedzić klikarnię.
…długości krokodyla… → Jedna spacja wystarczy.
…przybrana córka Pantalonego. → …przybrana córka Pantalone. Lub: …przybrana córka Pantalona.
…nie miał ochoty narażać się Pantalonemu. → …nie miał ochoty narażać się Pantalone.
…siadała na brzegu rzeki, wpatrując w wodę… → …siadała na brzegu rzeki, wpatrując się w wodę…
Wytknęła mi nawet te kilka siwych włosów… → Wytknęła mi nawet tych kilka siwych włosów…
Napisała coś na karteczce i mi ją wręczyła. → Napisała coś na karteczce i wręczyła mi ją.
Myślałem, że zostawiła swój numer telefonu, żeby mógł w przyszłości się z nią skontaktować… → Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, fanthomas
Super szort. Pełno tutaj uczucia. Odebrałem to tak, że chłopak był straszliwie zakochany w tej dziewczynie. Pomimo tego, że niewiele jest wzmianek o tym, ale takie mam przeczucie. Czy bohater ma czego żałować? Nie wiem. To trudne pytanie. Czasami wydaje mi się, że istnieje przeznaczenie.
Może ona wróci do niego?
Ładnie, sentymentalnie. Podoba mi się. Klik ode mnie.
Pozdrawiam
Witaj. :)
Mama uwielbiała Felliniego i pamiętam z dzieciństwa mnóstwo jego filmów.
Nastrój świetny i opowieść znakomita, klik. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Intrygujące. Nie wiem czy dobrze odczytałem opowiadanie, ale myślę podobnie jak Hesket, choć możliwe jest kilka opcji. Musze przyznać, że pierwszy raz usatysfakcjonowało mnie zakończenie w Twoim wykonaniu, tym razem nie było urwane w niezrozumiałym dla mnie miejscu haha!
Pozdrawiam!
You cannot petition the Lord with prayer!
W tekście czuć tęsknotę – taką nienachalną, która siada obok, polewa piwo i podaje chipsy. Dałem się uwieść, bo po chwili głaskała mnie po kolanie.
Zaskoczyła mnie też intymność – miałem wrażenie, że czytam list od dobrego znajomego.
Dużo dzieje się między słowami, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Bardzo przyjemny shorcik.
Dziękuję za komentarze i biorę się do czyszczenia tekstu.
Motyw miłosny jak najbardziej trafiony. Fajnie, że udało mi się tym krótkim tekstem stworzyć odpowiedni klimacik, bo na tym mi właśnie zależało.
To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...
Cześć!
Zacne, choć fantastyki tu niewiele, to opowieść ma swój klimat i to coś, tajemnicę czy może ciężar, wiszący nad bohaterami i stale szarpiący ciekawość czytelnika. Szkicujesz, nawet nie pokazujesz, ale te szkice są wystarczające, niby banalna to opowieść, a wciąga i każe pochłaniać kolejne akapity. Czy to faktycznie nawiązanie (albo forma komentarza) do Felliniego i jego La Strady (jak napisała Reg)? Nie do końca jestem przekonany, ale coś w tym może być.
2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Polecam do biblio!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Z ojcem nie dało się normalnie pogadać, inne tematy niż praca i wieczne doskonalenie występów go nie interesowały.
To zdanie wybiło mnie potocznością, w moim odczuciu nie przystaje językowo i tonalnie do opka.
Zgrabnie napisane opowiadanie, przesycone atmosferą tęsknoty i melancholii.
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Melancholia dominuje w tekście. Może dobrze, że nie przedstawiłeś, Autorze, wypadku Pantalone bardziej dramatycznie/dynamicznie. Klimat “La Strady” da się poczuć, jeżeli jeszcze się pamięta film. :)
Hmmm. Wszystko fajnie, ale gdzie tu fantastyka?
Babska logika rządzi!
Finkla, właśnie o tym wspomniałem w przedmowie ;)
Krar najbardziej ujęły mnie Noce Cabirii i to właśnie ten film był główną inspiracją opka. Wolę jednak wczesnego Felliniego, w późniejszych trochę za mocno poleciał w groteskę.
Regulatorzy w końcu powywalałem te błędy ;)
To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...
Ach, to jest to jedno?
OK, niby uprzedzałeś…
Babska logika rządzi!
Cieszę się, Fanthomasie i już idę do klikarni.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Opowiadanko bardzo udane, jednak ja wolę typowe dla Ciebie teksty, w których pełno jest absurdu i humoru. Pozdrawiam serdecznie! MZ :0)