- Opowiadanie: bruce - Doniczkowy cudak

Doniczkowy cudak

Tym razem szorcik: lekki, łatwy i – mam nadzieję – przyjemny. :) Są wulgaryzmy (chyba?). :) Zapraszam. :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Doniczkowy cudak

Siedziałam przy stole i kończyłam śniadanie. Beznamiętnie spoglądałam za okno na wiecznie pędzące dokądś samochody. Przeniosłam wzrok na leżące obok jabłka. Niby nie przepadałam, ale, skoro już kupione (jak znam siebie, pewnie w promocji), nie mogły się przecież zmarnować. Wzięłam jedno, umyłam, wbiłam zęby.

– Mmm… – mruknęłam mile zaskoczona. – Słodkie! Pycha!

Jedząc owoc przypomniałam sobie słowa babci, słyszane często w dzieciństwie, kiedy wspomniała lata dwudzieste minionego wieku:

– Mama mówili: dobre jabłka, weź, córuś, wsadź ziarnka w doniczkę, to potem, jak wzejdą jabłonki, zasadzimy w ogrodzie!

Następnie babcia pokazywała mi z dumą jabłonie, królujące od lat przy jej domu, niczym dostojne strażniczki sadu.

Postanowiłam zrobić to samo. Wgryzałam się coraz silniej, ale gniazd nasiennych dostrzec nie umiałam.

– No co jest? – Zdenerwowana opornym ogryzkiem, szybko porwałam nóż i przecięłam środek, oczywiście przy okazji, jak to ja, kalecząc się w palec i na dodatek jeszcze obcinając czubek paznokcia.

– Niech to szlag! – zaklęłam, widząc miąższ zabawiony czerwienią krwi.

Wzięłam z pobliskiego parapetu pustą doniczkę, wsadziłam tam poprzecinany tu i ówdzie ogryzek, wyszłam szybko na zewnątrz, nabrałam łopatką ziemi z ogródka, wsadziłam w tę wyrwę ceramiczne naczynie i podlałam obficie wodą z konewki.

– Przecież nie będą się cackać z jakimiś pestkami! – rzuciłam jeszcze do siebie zniecierpliwiona i wróciłam do codziennych obowiązków.

O zasadzonych ziarenkach kompletnie zapomniałam.

 

Po kilku miesiącach zaskoczyło mnie donośne pukanie do drzwi. Dochodziło z zewnątrz, a to by oznaczało, że ktoś sforsował zamkniętą bramę albo też przeskoczył otaczające posesję wysokie mury.

Ostrożnie wyjrzałam. Postać na progu przeraziła mnie na tyle, że wrzasnęłam panicznie i czym prędzej zamknęłam drzwi. Zanim zdążyłam zebrać myśli, pukanie powtórzyło się, w dodatku doszedł do niego obcy męski głos:

– Otwórz!

Myślałam intensywnie, czy znam kogoś o tak dziwacznej posturze. Przez szparę w drzwiach widziałam wprawdzie niewiele, ale i tak mi wystarczyło. Co to było? Dziwaczne kształty, nietypowa sylwetka, podobnie jak tusza i kolorystyka. A jednak to coś gadało po ludzku, i to całkiem poufale, w dodatku jeszcze nazywało mnie…

– Mamo, otwórz!

– Mamo? – powtórzyłam bardziej zdumiona niż oburzona, po czym otwarłam z impetem drzwi, całkiem zapominając o bezpieczeństwie i zamierzając wygarnąć natrętowi, co myślę o podobnej bezczelności. – Nie przypominam sobie, abym miała męża, a tym bardziej dzieci! – wrzasnęłam do dziwacznego intruza, chwytając szybko (tak na wszelki wypadek) opartą o ścianę parasolkę.

Popatrzyłam na przybysza i zamarłam.

Przede mną stał dziwoląg z łysą ludzką głową, przesadnie grubym, niczym nieregularna kula, lśniącym tułowiem, ośmioma patykowatymi, długimi, różnokolorowymi kończynami, sterczącymi na boki, bądź też ku dołowi, a także z przenikliwymi oczami barwy turkusowej. Przy bliższym przyjrzeniu się stwierdziłam ze zdumieniem, że tułów przypomina mi zielone… jabłko.

– Oto jestem – powiedział spokojnie, starając się uśmiechnąć. – Chciałem się tylko przywitać i powiedzieć, że już wyrosłem z becika. – Wskazał na roztrzaskaną doniczkę.

Ponieważ nadal stałam niema, z rozdziawionymi ustami, bezskutecznie próbując zrozumieć to, co do mnie mówi, wyjaśnił:

– Jestem pajabczłekiem.

– Ekhm? – wyjąkałam, nadal znieruchomiała.

– Pamiętasz, mamo, pół roku temu zakopałaś w doniczce przekrojony ogryzek z krwią i kawałkiem paznokcia? Do doniczki dostał się też, całkiem przypadkiem, zielony pająk oraz kilka muchówek, gąsienica, ziarenko dmuchawca i liść babki. I, proszę bardzo, oto jestem cały ja – stworzony przez ciebie po zasadzeniu w jednym miejscu wszystkich tych rzeczy żywych i nieżywych. W sumie razem tworzymy zgrany organizm.

– Czy to sen? – zdołałam wydusić, uznając taką opcję za jedyne wiarygodne wyjaśnienie.

– Ależ skąd! – roześmiał się, pokazując mi zęby w kształcie ziarenek jabłka. – Jestem prawdziwy, zaręczam. Ale nie martw się, nie będę ci przeszkadzał. Tylko od czasu do czasu zajrzę, aby się przywitać i zapytać, co u ciebie. Natura wzywa: muszę przeobrazić się w uskrzydlonego, polować i jednocześnie długo wygrzewać na słońcu, aby dojrzeć, a do tego od czasu do czasu poleżę sobie w ziemi, by z moich ziaren wykiełkowały nowe pajabczłeki.

Delikatnie uniósł odnóżem pająka moją dłoń (tę bez parasolki), ucałował ją z szacunkiem, skłonił się, po czym nagle jednym susem odskoczył, rozdziawił usta, sprawnie chwytając w nie przelatującą obok parę sporej wielkości szerszeni. Przełknął, oblizał się ze smakiem i popędził do ogrodu, znikając tak szybko, jak się pojawił.

 

Odtąd odwiedza mnie czasem, jak zapowiedział. Bywa, że pogawędzimy na tarasie o starych Polakach, to jest… pajabczłekach. Lepiej czuje się jednak w ogrodzie sąsiada. Ma tam swojego kolegę, papomaraczłeka, podobnego z wyglądu i pochodzenia, lecz z tułowiem pomarańczy i cząstką komarnicy w swym wnętrzu.

A ja odtąd zjadam zdecydowanie mniej jabłek. Jakoś mnie do nich nie ciągnie. Za to polubiłam pająki.

Koniec

Komentarze

Cześć

Sympatyczny szort. Zabawny ten pajabczłek, choć bohaterka szybko przeszła do porządku dziennego, biorąc pod uwagę, że jest bardzo specyficzny. W tekście są literówki, ale to drobiazg, ponieważ odbiór miałem bardzo pozytywny. Poprawiłeś/aś mi humor Anonimie/ Anonimko. 

Pozdrawiam

Heskecie, Ty mi także poprawiłeś humor taką opinią, dziękuję. :)

Pecunia non olet

Hej, obietnica z przedmowy spełniona! Szort był lekki, przyjemny i pełen uroku. :)

Jedyna drobnostka, którą bym może zasugerowała, to zamiana „wpuść mnie” na „otwórz”, bo pajabczłek chyba wcale nie chciał wejść do środka, tylko się przywitać, a potem od razu pobiegł do ogrodu. Ale to naprawdę szczegół – historia bardzo udana!

Serdecznie pozdrawiam :) 

Sympatyczny szorcik. Spory ogryzek rozrywki i na paznokieć poważnych rozważań.

Czytało się bardzo dobrze.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Dziękuję, Marszawo, to nader logiczna wskazówka, już poprawiam. :) 

Dzięki, Ambush. :)

Pozdrawiam Was. :)

Pecunia non olet

Fajnie jest zacząć dzień od takiego sympatycznego szorta. Lubię jabłka, a nie pomyślałem, żeby umieścić ogryzek w ziemi w beciku, znaczy w doniczce. Nie mam ogrodu, ale na balkonie jakieś pająki chyba są. Gdy pajabczłek będzie dostatecznie duży, znajdzie sobie miejsce przy którymś drzewie albo żywopłocie. Nie będę go zatrzymywał. :) Klik

Koalo75heartkiss

Pecunia non olet

I teraz pojawia się dylemat – czy nie wyciągnąć tego ogryzka z jabłka, które jadłem z rana i nie zasadzić? Może i do mnie jakiś pajabłczek zawita? Przyjemny, ciekawy, lekki szorcik!

Pozdrawiam!

You cannot petition the Lord with prayer!

Ha, ha, ha! MichaeluBullfinchu, to dopiero dylemat. ;)

Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

bruce

 

Na zimę wystawiam do ogródka karmnik dla ptaków. Zazwyczaj, sypię im słonecznikowe ziarenka. Kiedy przychodzi lato kiełkują i rosną takie małe, śmieszne słoneczniki. Ciekawe, czy gdyby trafiła się jakaś stonoga, pająk, ziarenko dmuchawca i nić babiego lata, wyrósłby mi Słoneczkoczłek?

Fajny, ciepły, pozytywny szort.

 

Jabłka bardzo lubię:)

 

Pozdrawiam słonecznie:)

Nie istnieje ani dobro, ani zło. Są tylko czyny i ich konsekwencje.

George’u Hornwoodzie, dziękuję za odwiedziny i tak ciekawy komentarz. :) Kto wie, co może wyrosnąć z podobnej mieszanki? :) 

Nielubienie jabłek sięga u mnie historii całkiem innego opowiadania, napisanego na – kultowy już – “Konkurs Fun” (”Szarlotka”), dlatego czasem o tej niechęci wspominam. Nie, żeby jakoś szczególnie być zrażoną, bo zjem, ale nie przepadam tak, aby zajadać się non stop kilogramami. :) 

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Sympatyczna miniaturka :)

– Jestem pajabczłek.

Wątpliwość językowa, raczej mało istotna: jeśli pajabczłek to rzeczownik pospolity, to chyba “jestem pajabczłekiem”? Chyba że to pajabczłek imieniem Pajabczłek, to wtedy wielką literą.

 

Pozdrawiam

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Sympatyczna miniaturka :)

– Jestem pajabczłek.

Wątpliwość językowa, raczej mało istotna: jeśli pajabczłek to rzeczownik pospolity, to chyba “jestem pajabczłekiem”? Chyba że to pajabczłek imieniem Pajabczłek, to wtedy wielką literą.

 

Pozdrawiam

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Dziękuję, GalicyjskiZakapiorze, święta racja, poprawiam, pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

hej,

 

O nie! Ja pająki tłukę kapciem. A tu masz chyba literówkę:  „Delikatnie uniósł odnóżem pająka moją doń…” ?

Tak mi się z homunkulusem skojarzyło. Sowieci lubili takie rzeczy robić, zwłaszcza psom. Mało przyjemny, w sumie, temat – no ale kto by nie chciał stworzyć własnego Frankensteina? No chyba że tylko ja.

Graty za short.  

Hej, Exedunderze, dzięki za odwiedziny i wskazanie błędu, zaraz literówkę poprawiam. :)

Pająków nie wolno zabijać. Nigdy. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć!

O, znów jak w wielu Twoich opowiadaniach pojawia się babcia, która wyciąga z rękawa życiowe doświadczenia i mądrości. Takie stałe elementy wywołują mój uśmiech :)

Historia milutka. Nie za straszna, całkiem sympatyczna.

Pozdrawiam!

Chalbarczyk, cieszę się, że sympatyczne w odbiorze. :)

Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Interesująca mieszanka. 

Nie wiedziałam, że doniczkę trzeba zakopywać w ogródku. Mnie się wydawało, że albo doniczka na nienaturalnie płaskiej powierzchni, albo ziemia.

Poszukiwania dzisiejszego ogryzka w ogóle mnie nie kuszą, bo już zdążyłam wywalić śmieci, a za oknem burza.

Babska logika rządzi!

Hej, Finklo, dzięki za komentarz. :)

Ta doniczka tylko w wyrwie po ujętej ziemi, bez głębszego zakopania. Często tak praktykuję. :) Podleje nieco deszczu i potem doniczkę usuwam, a roślinę – do ziemi. :) 

U nas też burze były. Nareszcie jest czym odetchnąć. :) Choć, zawsze strach, co Dorotka ściągnie. ;) 

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Fajna historyjka o jakże niespodziewanym i zaskakującym macierzyństwie. ;)

 

Są wulgaryzmy (chyba?).

Bruce, nie ma wulgaryzmów. 

– Niech to szlag! – to nie wulgaryzm. Dzisiaj zwykłe przekleństwo. Dawniej szlag mówiono o apopleksji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

laughDziękuję, Regulatorzy. Pozdrawiam ciepło. heart

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

smiley

Pecunia non olet

nie wiem jakim cudem ale przeoczyłem…

a byłaby to wielka szkoda, bo bardzo wgryzła się we mnie pierwsza część

i wywołała wspomnienia o mojej babci…

dlatego śpieszę z gratulacjami i kliknięciem smileyyes

smiley Baaardzo dziękuję za ten komentarz, pozdrowionka, AS. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka